Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Wiltshire
Stonehenge
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Stonehenge
Na terenach Wiltshire, w pobliżu miasta Salisbury znajduje się, pochodzący z epoki neolitu albo brązu, krąg Stonehege, który od wieków skupia naukową społeczność czarodziejów. Przy kamiennych głazach odbywa się większość istotnych dla niemugolskiego świata konferencji, których głównymi gośćmi są przede wszystkim głowy czystokrwistych rodów i najznakomitsi czarodzieje swojej epoki zasłużeni pozycją jak i dokonaniami. Stonehege ma także wielkie znaczenie dla wszystkich astronomów - dzięki niemu można odczytać więcej z gwiazd niż byłoby to możliwe przy wykorzystaniu tradycyjnych narzędzi. Jednak nie jest to zadanie łatwe, tylko kilku znawców nieba na świecie wie, jak posługiwać się siłami zaklętymi w kamieniach.
Wszedł w strach i zniechęcenie niesione przez mgłę, te emocje stały się wręcz namacalne, bo ciążyły na ramionach, gnąc wcześniej waleczną sylwetkę, lecz przede wszystkim miażdżyły hart ducha. Niemoc igrała z jego umysłem, który już i tak był wystawiony na próbę przez źródło czarnej magii. Trudno było dostrzec wszystko, jeszcze trudniej było poddawać każde poszczególne zdarzenie analizie, jednak w powietrzu poza mgłą wisiała moc rzuconych zaklęć. Magię ciągnie do magii; nieczysta siła ponownie dała o sobie znać, sprowadzając na Kierana obraz krwistych oczy i raniąc uszy przeraźliwym krzykiem. W ciemnej nocy czaił się jeszcze bardziej przerażający mrok, ten zaczynał się rozrastać.
Przerażenie nie mogło całkowicie zmącić obrazu sytuacji, Rineheart nie zamierzał na to pozwolić. Gdzieś z tyłu głowy dalej tkwiło poczucie obowiązku, podpowiadające by działać, co wcale nie było równoznaczne z walką. Od początku ich przybyciu w to konkretne miejsce, tej właśnie nocy, towarzyszył jasny cel. Światłem mieli przepędzić ciemność, mieli położyć kres panoszącym się cieniom. Czas uciekał, nie należało dłużej zwlekać. Auror poruszył różdżką, resztkami przezorności decydując się na rzucenie czaru, który umocni go na nowo. – Fortuno.
Przystąpił do działania, trzymając się nadziei, że uda się pokonać zło w tej najplugawszej postaci. Wyjął z kieszeni szaty świecę i pióro, przytknął je do knota. Chciał wierzyć, że pióro da początek płomieniowi, tak jak wcześniej na nowo rozpaliło jego serce do walki. W prawej dłoni trzymał różdżkę, w lewej świecę, jeszcze próbując ją zabezpieczyć z pomocą magii. – Praecido impeta.
1. Fortuno k100
2. Zapalam świecę
3. Praecido impeta k100
Przerażenie nie mogło całkowicie zmącić obrazu sytuacji, Rineheart nie zamierzał na to pozwolić. Gdzieś z tyłu głowy dalej tkwiło poczucie obowiązku, podpowiadające by działać, co wcale nie było równoznaczne z walką. Od początku ich przybyciu w to konkretne miejsce, tej właśnie nocy, towarzyszył jasny cel. Światłem mieli przepędzić ciemność, mieli położyć kres panoszącym się cieniom. Czas uciekał, nie należało dłużej zwlekać. Auror poruszył różdżką, resztkami przezorności decydując się na rzucenie czaru, który umocni go na nowo. – Fortuno.
Przystąpił do działania, trzymając się nadziei, że uda się pokonać zło w tej najplugawszej postaci. Wyjął z kieszeni szaty świecę i pióro, przytknął je do knota. Chciał wierzyć, że pióro da początek płomieniowi, tak jak wcześniej na nowo rozpaliło jego serce do walki. W prawej dłoni trzymał różdżkę, w lewej świecę, jeszcze próbując ją zabezpieczyć z pomocą magii. – Praecido impeta.
1. Fortuno k100
2. Zapalam świecę
3. Praecido impeta k100
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Kieran Rineheart' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 61
--------------------------------
#2 'k100' : 18
#1 'k100' : 61
--------------------------------
#2 'k100' : 18
Im bliżej znajdowali się kręgu, a tym samym również i wrogów, tym większa ilość zaklęć mogła dotknąć również i ich. Jackie starała się trzymać na dystans, ale w aktualnych okolicznościach ciężko było oszacować dokładnie, gdzie końcu się bezpieczna przestrzeń, a zaczyna niebezpieczna granica. W końcu jednak to poczuła - chłodne łapy lęku chwytające za umysł, chcące odwrócić jego uwagę od skupienia na wykonaniu zadania. Nie poddała mu się, nie miała zamiaru. Zacisnęła usta, skupiając się przez chwilę tylko na tym, by ogrodzić się od tego uczucia. Wspomnienia pędziły same, jakby to one tworzyły bezpieczny kokon oklumencji - każda chwila, kiedy potrafiła zamknąć się na jakąkolwiek energię chcącą wydrzeć z niej to, co ważne, tajemne; każdy moment, gdy na statku wiozącym ją z Andory Hokes raz za razem usiłował sięgnąć w jej myśli głębiej, zabrać jej cel. Nie pozwoliła mu na to. Nie miała również zamiaru pozwolić, by koszmary nocy wypełzły z czarnej przepaści zawieszonej nad ziemią. Była strażnikiem feniksa i potrafiła odciąć się od macek mających zamiar zgnieść jego skrzydła.
Kiedy usłyszała krzyk Justine, natychmiast zrzuciła z siebie pelerynę niewidkę i sięgnęła do torby, z której wyjęła świecę oraz pióro feniksa - drobne promienie skrzyły niczym najprawdziwszy płomień, gdy tarły o knot. Ujęła raz jeszcze różdżkę w prawą dłoń, palcami lewej stabilnie i mocno obejmując magiczną świecę.
- Lamino scutio - wyszeptała, na cel zaklęcia obierając siebie. To, co właśnie robili, było zbyt ważne.
! 1. Bronię się przed pavor veneno oklumencją; 2. zapalam świecę; 3. lamino scutio
Kiedy usłyszała krzyk Justine, natychmiast zrzuciła z siebie pelerynę niewidkę i sięgnęła do torby, z której wyjęła świecę oraz pióro feniksa - drobne promienie skrzyły niczym najprawdziwszy płomień, gdy tarły o knot. Ujęła raz jeszcze różdżkę w prawą dłoń, palcami lewej stabilnie i mocno obejmując magiczną świecę.
- Lamino scutio - wyszeptała, na cel zaklęcia obierając siebie. To, co właśnie robili, było zbyt ważne.
! 1. Bronię się przed pavor veneno oklumencją; 2. zapalam świecę; 3. lamino scutio
pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Jackie Rineheart' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 81
'k100' : 81
Kieran i Percival poczuli, że trzymające ich w ukryciu kameleony rozrzedzają się, z wolna odbarwiając ich ciała - eliksiry przestawały działać. Justine zdołała zarówno odeprzeć siłę zaklęcia Percivala, jak i utrzymać się na miotle pomimo znacznie utrudnionej koncentracji - wyćwiczona równowaga w połączeniu z determinacją pozwoliły jej dokonać tego trudnego wyczynu. Pozwoliło jej to przegnać magiczną mgłę, której kłęby utrudniały walkę - jej strzępy opadały powoli, oswabadzając każdego czarodzieja kolejno, odciągając poczucie beznadziei zarówno od zmagającego się z nim Percivala, jak i Jackie, która też podjęła tę walkę - i od Kierana, od którego mgła też zaczęła się wycofywać.
Ten ostatni pośród sylwetek wroga - wciąż sparaliżowanych - które znajdowały się w kręgu mógł rozpoznać teraz twarz jeszcze jednego czarodzieja. Ernst McCulloch przed wojną pracował dla brygady zajmującej się ściganiem wilkołakow i słynął z wielkiej bezwzględności i jeszcze większej okrutności. Trzymano go na stanowisku ze względu na wsparcie czystokrwistych rodzin i ze względu na skuteczność - bo McCulloch był nie tylko okrutny, ale i bardzo zdolny i, niestety, jeszcze bardziej ambitny. Pozbawiony skrupułów podejmował się każdego zlecenia, również takiego, które odbywały się na granicach prawa - albo i dalece poza nie wykraczały. Ktoś taki jak on nie brał w tym pochodzie udziału jako zwykły ochroniarz, być może to on był człowiekiem, który wcześniej wołał martwego niewymownego - jeśli zdoła się wybudzić spod zaklęcia paraliżującego okaże się niewygodnym, trudnym przeciwnikiem. Kieran musiał uzmysłowić sobie, jak mocno im się powiodło, że nie musieli mierzyć się z Crawleyem przy wsparciu McCullocha.
Czarodzieje sięgnęli po zaklęcia, które miały zabezpieczyć świece, świecy Justine z pewnością nikt nie będzie w stanie zabrać, wokół świec Percivala i Kierana zamigotała błękitnawa jaśniejąca mgiełka, która uchroni je przed zaklęciami, Jackie otoczyła się ostrzami, jakie skutecznie odgrodzą ją od wroga. Pióra, które otrzymali Zakonnicy, rozżarzyły się ogniem, gdy tylko znalazły się przy świecach, zajaśniały intensywnym pomarańczowym blaskiem, oddając ciepło ognistego ptaka - a cztery świece rozjaśniały równocześnie, wpierw jasnymi iskrami, potem potężnym oślepiającym blaskiem o jasnoniebieskim zabarwieniu. Zakonnicy zdążyli zamknąć oczy, mogli ukryć twarze w dłoniach lub zagłębieniach łokci by nie oślepnąć całkiem - tego, co działo się potem, widzieć już nie mogli. Ale słyszeli i czuli.
Mżawka zgęstniała w kilka chwil, krople deszczu stawały się większe i cięższe, posypały się z nieba mocno jak ołów. Na sile przybrała utrzymująca się w powietrzu wilgoć. Zerwał się intensywniejszy wiatr, otaczająca Zakonników energia magiczna gęstniała. Pulsować i drżeć zaczęła nawet ziemia, na której stali. Pajęczyna błyskawic rozlała się na nocnym niebie z hukiem tak potężnym, że czarodzieje odczuli drżenie własnych ciał. Grzmoty rozlegały się jeden po drugim, gdy żywioł czystej, dobrej energii starł się z tym do cna plugawym.
Gdy czarodzieje ponownie otworzyli oczy dostrzegli sylwetkę cienia wyłaniającego się z ciemności rozlanej pośrodku magicznego kręgu. Jako pierwsze wynurzyły się z niej długie sękate palce dłoni istoty, która, zaparłszy się o krawędzie, podciągnęła się z trudem na zewnątrz. Był to kształt bardziej ludzki, humanoidalny, pozbawiony jednak twarzy - na której zionęły nieskończonością tylko dziesiątki paciorkowatych krwistych źrenic. Od jego głowy rozgałęziały się jelenie rogi, i może jedynie w efekcie iluzji trawionej niedowierzaniem wyobraźni, lecz rogi te wydawały układać się w plątaninę spójną z plątaniną targających niebo błyskawic. Wściekle uniósł ręce w górę, rozlała się nad nimi czarna tarcza, po której prześlizgnęły się migotliwe pioruny - wyraźnie ciągnące prosto ku tej niepokojącej istocie. Broniła się przed nimi. I Zakonnicy czuli, że bronić się będzie dopóty, dopóty zginie lub dopóty zgasną świece. Bijąca od nich ciepła magia też ciągnęła do kręgu, przeskakując po kamieniach Stonehenge, skąd ogniskowała się w jedno źródło pośrodku, nad kłębiącą się czernią, nad upiorną istotą, i strugą oślepiającego światła uderzyła prosto w czarne chmury.
Rozcapierzone palce przypominały wijące się w ciemnościach ośmiornice, gdy istota rozłożyła ramiona na boki, jej ręce drżały. Zacisnęła pięści, w dziwnym wysiłku ciągnąc je w górę - i rzeczywiście, w ślad za jej gestami, jak szarpnięte sznurami marionetki, spod ziemi, jak krety wyrzucając grube kopce ziemi, zaczęły wyłaniać się kolejne nocne potwory. Istota unosiła ramiona w górę, a cała jej sylwetka uniosła się kilka stóp nad ziemię. Wydawała się potężna. Wszechwładna. Roztaczała się wokół niej ponura przytłaczająca aura mocy, jakiej czarodziej sprostać nie jest w stanie: aura czegoś gorszego od śmierci, nekromantyczna aura czystej esencji najczarniejszej magii, jaką Percival znał zbyt dobrze, a z jaką aurorzy przysięgali walczyć. Stojąc naprzeciw niej, tu i teraz, poczuli się bezradni jak nigdy - ale wiedzieli, że nie mogli się przed tym uczuciem ugiąć. Najprędzej rezon odnalazł najbardziej doświadczony Kieran, najtrudniej było pozbierać myśli najbardziej emocjonalnej Jackie. Rzucone fortuno pozwalało Kieranowi całkiem wyzbyć się wątpliwości i w pełni skupić myśli. Mimo huków nawałnicy dało się usłyszeć dobiegającą z oddali melodyjną, dźwięczną pieśń feniksa otulająca serca jak bezpieczny całun nadziei, która nie mogła upaść.
Wezwane cienie przypominały ogromne grube czerwie, nie mniejsze od dużych tygrysów. Percival rozpoznawał w nich typowe nekrofagi, najpewniej utkane z bolesnych wspomnień jego towarzyszy pracujących przy śledztwach nad porzuconymi ciałami. Zatrważające grzmoty wciąż oślepiały czarodziejów, na przemian rozświetlając i zaciemniając scenerię, osłabiając szybkość ich reakcji pozbawionym płynności widokiem. Dwa czerwie dopadły ciał sparaliżowanych obcych i tylko dźwięk burzy przyćmił trzask łamanych kości, gdy porwani w paszcze w ułamku chwili zostali dosłownie rozdarci na strzępy. Ludzka krew chlusnęła w kierunku znajdującej się przy epicentrum zdarzeń Justine, pozostawiając po sobie smugę biegnącą od jej piersi przez twarz.
Kłębowisko czerwi runęło w kierunku Percivala. Ciemniejsze od nocy połmaterialne ciała obrzydliwych robaków zdawały się rzednąć, gdy zbliżały się do świecy, ale we wściekłym pędzie i tak to zrobiły - znajdowały się coraz bliżej i bliżej, szczerząc ociekające smołą kły, na cel obierając sobie świecę. Aby ją ochronić, Percival miał tylko ułamki chwil.
Termin na odpis mija we wtorek o 20. Możecie w tej turze wykonać do 3 akcji i napisać do 3 postów.
Począwszy od tej tury każda postać wykonuje w pierwszym poście rzut kością k10, w przypadku wyrzucenia 1 oczekuje posta uzupełniającego, 2-6 oznacza niegroźną utratę równowagi wywołaną żywiołem, z którą postać może poradzić sobie w dowolny sposób (nie jest to akcją).
Eliksiry:
Percival: Czuwający Strażnik +26 2/5, Smocza łza 1/2
Zaklęcia:
Justine - zaklęcie kameleona 4/5 (ST przejrzenia 42), +15 - magicus extremos 3/3
Percival +27 - magicus extremos 3/4
Jackie +27 - magicus extremos 3/4, peleryna niewidka
Kieran +27 - magicus extremos 3/4
Żywotność:
Justine: 175/220 (45 - psychiczne); -10 do rzutu
Percival: 245/290 (45 - psychiczne); -5 do rzutu
Jackie: 185/240 (55 - psychiczne); -10 do rzutu
Kieran: 255/290 (35 - psychiczne) + fortuno 1/3 - 5 do rzutu
Energia magiczna:
Justine: 39/50
Percival: 34/50
Jackie: 34/50
Kieran: 34/50
satiso 2/3
Świeca Justine - praescripta
Świeca Percivala, świeca Kierana - praecido impeta
Jackie - lamino scutio
Ten ostatni pośród sylwetek wroga - wciąż sparaliżowanych - które znajdowały się w kręgu mógł rozpoznać teraz twarz jeszcze jednego czarodzieja. Ernst McCulloch przed wojną pracował dla brygady zajmującej się ściganiem wilkołakow i słynął z wielkiej bezwzględności i jeszcze większej okrutności. Trzymano go na stanowisku ze względu na wsparcie czystokrwistych rodzin i ze względu na skuteczność - bo McCulloch był nie tylko okrutny, ale i bardzo zdolny i, niestety, jeszcze bardziej ambitny. Pozbawiony skrupułów podejmował się każdego zlecenia, również takiego, które odbywały się na granicach prawa - albo i dalece poza nie wykraczały. Ktoś taki jak on nie brał w tym pochodzie udziału jako zwykły ochroniarz, być może to on był człowiekiem, który wcześniej wołał martwego niewymownego - jeśli zdoła się wybudzić spod zaklęcia paraliżującego okaże się niewygodnym, trudnym przeciwnikiem. Kieran musiał uzmysłowić sobie, jak mocno im się powiodło, że nie musieli mierzyć się z Crawleyem przy wsparciu McCullocha.
Czarodzieje sięgnęli po zaklęcia, które miały zabezpieczyć świece, świecy Justine z pewnością nikt nie będzie w stanie zabrać, wokół świec Percivala i Kierana zamigotała błękitnawa jaśniejąca mgiełka, która uchroni je przed zaklęciami, Jackie otoczyła się ostrzami, jakie skutecznie odgrodzą ją od wroga. Pióra, które otrzymali Zakonnicy, rozżarzyły się ogniem, gdy tylko znalazły się przy świecach, zajaśniały intensywnym pomarańczowym blaskiem, oddając ciepło ognistego ptaka - a cztery świece rozjaśniały równocześnie, wpierw jasnymi iskrami, potem potężnym oślepiającym blaskiem o jasnoniebieskim zabarwieniu. Zakonnicy zdążyli zamknąć oczy, mogli ukryć twarze w dłoniach lub zagłębieniach łokci by nie oślepnąć całkiem - tego, co działo się potem, widzieć już nie mogli. Ale słyszeli i czuli.
Mżawka zgęstniała w kilka chwil, krople deszczu stawały się większe i cięższe, posypały się z nieba mocno jak ołów. Na sile przybrała utrzymująca się w powietrzu wilgoć. Zerwał się intensywniejszy wiatr, otaczająca Zakonników energia magiczna gęstniała. Pulsować i drżeć zaczęła nawet ziemia, na której stali. Pajęczyna błyskawic rozlała się na nocnym niebie z hukiem tak potężnym, że czarodzieje odczuli drżenie własnych ciał. Grzmoty rozlegały się jeden po drugim, gdy żywioł czystej, dobrej energii starł się z tym do cna plugawym.
Gdy czarodzieje ponownie otworzyli oczy dostrzegli sylwetkę cienia wyłaniającego się z ciemności rozlanej pośrodku magicznego kręgu. Jako pierwsze wynurzyły się z niej długie sękate palce dłoni istoty, która, zaparłszy się o krawędzie, podciągnęła się z trudem na zewnątrz. Był to kształt bardziej ludzki, humanoidalny, pozbawiony jednak twarzy - na której zionęły nieskończonością tylko dziesiątki paciorkowatych krwistych źrenic. Od jego głowy rozgałęziały się jelenie rogi, i może jedynie w efekcie iluzji trawionej niedowierzaniem wyobraźni, lecz rogi te wydawały układać się w plątaninę spójną z plątaniną targających niebo błyskawic. Wściekle uniósł ręce w górę, rozlała się nad nimi czarna tarcza, po której prześlizgnęły się migotliwe pioruny - wyraźnie ciągnące prosto ku tej niepokojącej istocie. Broniła się przed nimi. I Zakonnicy czuli, że bronić się będzie dopóty, dopóty zginie lub dopóty zgasną świece. Bijąca od nich ciepła magia też ciągnęła do kręgu, przeskakując po kamieniach Stonehenge, skąd ogniskowała się w jedno źródło pośrodku, nad kłębiącą się czernią, nad upiorną istotą, i strugą oślepiającego światła uderzyła prosto w czarne chmury.
Rozcapierzone palce przypominały wijące się w ciemnościach ośmiornice, gdy istota rozłożyła ramiona na boki, jej ręce drżały. Zacisnęła pięści, w dziwnym wysiłku ciągnąc je w górę - i rzeczywiście, w ślad za jej gestami, jak szarpnięte sznurami marionetki, spod ziemi, jak krety wyrzucając grube kopce ziemi, zaczęły wyłaniać się kolejne nocne potwory. Istota unosiła ramiona w górę, a cała jej sylwetka uniosła się kilka stóp nad ziemię. Wydawała się potężna. Wszechwładna. Roztaczała się wokół niej ponura przytłaczająca aura mocy, jakiej czarodziej sprostać nie jest w stanie: aura czegoś gorszego od śmierci, nekromantyczna aura czystej esencji najczarniejszej magii, jaką Percival znał zbyt dobrze, a z jaką aurorzy przysięgali walczyć. Stojąc naprzeciw niej, tu i teraz, poczuli się bezradni jak nigdy - ale wiedzieli, że nie mogli się przed tym uczuciem ugiąć. Najprędzej rezon odnalazł najbardziej doświadczony Kieran, najtrudniej było pozbierać myśli najbardziej emocjonalnej Jackie. Rzucone fortuno pozwalało Kieranowi całkiem wyzbyć się wątpliwości i w pełni skupić myśli. Mimo huków nawałnicy dało się usłyszeć dobiegającą z oddali melodyjną, dźwięczną pieśń feniksa otulająca serca jak bezpieczny całun nadziei, która nie mogła upaść.
Wezwane cienie przypominały ogromne grube czerwie, nie mniejsze od dużych tygrysów. Percival rozpoznawał w nich typowe nekrofagi, najpewniej utkane z bolesnych wspomnień jego towarzyszy pracujących przy śledztwach nad porzuconymi ciałami. Zatrważające grzmoty wciąż oślepiały czarodziejów, na przemian rozświetlając i zaciemniając scenerię, osłabiając szybkość ich reakcji pozbawionym płynności widokiem. Dwa czerwie dopadły ciał sparaliżowanych obcych i tylko dźwięk burzy przyćmił trzask łamanych kości, gdy porwani w paszcze w ułamku chwili zostali dosłownie rozdarci na strzępy. Ludzka krew chlusnęła w kierunku znajdującej się przy epicentrum zdarzeń Justine, pozostawiając po sobie smugę biegnącą od jej piersi przez twarz.
Kłębowisko czerwi runęło w kierunku Percivala. Ciemniejsze od nocy połmaterialne ciała obrzydliwych robaków zdawały się rzednąć, gdy zbliżały się do świecy, ale we wściekłym pędzie i tak to zrobiły - znajdowały się coraz bliżej i bliżej, szczerząc ociekające smołą kły, na cel obierając sobie świecę. Aby ją ochronić, Percival miał tylko ułamki chwil.
Począwszy od tej tury każda postać wykonuje w pierwszym poście rzut kością k10, w przypadku wyrzucenia 1 oczekuje posta uzupełniającego, 2-6 oznacza niegroźną utratę równowagi wywołaną żywiołem, z którą postać może poradzić sobie w dowolny sposób (nie jest to akcją).
Eliksiry:
Percival: Czuwający Strażnik +26 2/5, Smocza łza 1/2
Zaklęcia:
Justine - zaklęcie kameleona 4/5 (ST przejrzenia 42), +15 - magicus extremos 3/3
Percival +27 - magicus extremos 3/4
Jackie +27 - magicus extremos 3/4, peleryna niewidka
Kieran +27 - magicus extremos 3/4
Żywotność:
Justine: 175/220 (45 - psychiczne); -10 do rzutu
Percival: 245/290 (45 - psychiczne); -5 do rzutu
Jackie: 185/240 (55 - psychiczne); -10 do rzutu
Kieran: 255/290 (35 - psychiczne) + fortuno 1/3
Energia magiczna:
Justine: 39/50
Percival: 34/50
Jackie: 34/50
Kieran: 34/50
satiso 2/3
Świeca Justine - praescripta
Świeca Percivala, świeca Kierana - praecido impeta
Jackie - lamino scutio
Przez chwilę czuł, że mogło im się udać – gdy pióro zajęło się pomarańczowym, ciepłym światłem, kiedy mgła wokół rozrzedziła się, a świeca zapłonęła błękitnym blaskiem – wypełniło go przekonanie, że mogli zwyciężyć. Oślepiony czystą, dobrą magią, zacisnął powieki, instynktownie chowając twarz w załamaniu łokcia, spodziewając się, że kiedy otworzy oczy ponownie, nie dostrzeże już czerniejącego pośrodku kromlechu mroku – ale wyglądało na to, że cienie nie miały zamiaru poddać tej walki łatwo.
Gęstniejąca ulewa uderzyła w niego niczym wściekła fala, skulił się odruchowo, starając przed nią osłonić – czując, jak wzmacniana smoczymi włóknami peleryna przemaka w mgnieniu oka, a przydługie włosy przylepiają się do twarzy. Przyklęknął, lewą dłoń wspierając o rozmokniętą ziemię, wychwytując bez trudu jej drżenie; niespokojne, gniewne – przywołujące z pamięci rzucone tu przed miesiącami terremotio. Czy ktoś rzucił je teraz? Czy oni to wywołali? Serce zabiło mu mocno w klatce piersiowej, gdzieś wysoko przetoczył się grzmot; jeden, drugi – nie mógł chować się przed tym dłużej, oderwał rękę od twarzy, otwierając oczy i rozglądając się dookoła, spodziewając się najgorszego – a przynajmniej tak mu się wydawało.
Rzeczywistość przerosła jego najgorsze koszmary.
Wpatrywał się – jak zahipnotyzowany – jak z czarnego rozdarcia pośrodku kręgu wyłania się najpierw jedna, a później druga sękata łapa, a za nimi podąża coś – coś, dla czego Percival nie odnajdywał żadnej nazwy, ani pośród faktycznych magicznych stworzeń, ani tych mitycznych, legendarnych, wymyślonych. Coś straszliwszego od samej śmierci, utkanego z czarnej magii samej w sobie; czuł jej wibrowanie w powietrzu, pamiętał aż za dobrze, jak smakowała – choć skosztował jej zaledwie przelotnie, skaziła go na zawsze. Wstrzymał oddech, używając całej silnej woli, żeby powstrzymać też instynkt nakazujący mu ucieczkę; tego zrobić nie mógł – nawet teraz zdając sobie sprawę, że jedyną nadzieję na powstrzymanie kreatury stanowiła tląca się u jego stóp świeca. – Ja pierdolę – wyrwało mu się, nim głos ugrzązł mu w gardle; patrzył, jak istota unosi rozcapierzone łapy, żeby obronić się przed siecią rozjaśniających niebo błyskawic, i myślał o tym, że to był koniec – że oto mierzyli się z czymś potężniejszym niż jakikolwiek czarodziej, że nie mieli już szans – i że mogli jedynie patrzeć na walkę, która miała rozegrać się na ich oczach.
Nie.
Głośny protest rozbrzmiał gdzieś w jego czaszce, nie. Nie znaleźli się tu przypadkiem; a te świece, płonące źródła białej magii, mogły zakończyć to raz na zawsze – musieli się tylko upewnić, że nie zgasną. Zacisnął mocniej różdżkę w palcach, gdy ziemia znów zadrżała, wypluwając spod błota kolejne potwory, wśród których wyłowił kształty paskudnych, ogromnych czerwi. Żywiących się na śmierci, trudno było o bardziej dopasowaną metaforę; serce zamarło mu w klatce piersiowej, rozbłyskujące raz po raz błyskawice czyniły ich ruchy urywanymi, nienaturalnymi, ale Percival widział, że zmierzają prosto ku niemu, czy może – ku świecy, której płomień drżał i łamał się na wietrze i deszczu. Zrobił krok do przodu, starając się odgrodzić ją od potworów, póki jaśniała – górująca nad nimi bestia miała przed czym się bronić. – Circo igni! – wykrzyczał, kierując różdżkę pod własne stopy, mając zamiar ognistym kręgiem odgrodzić siebie – i świecę – od cieni, nie myśląc nad tym, jak się z niego wydostanie. To nie miało teraz znaczenia; liczył się tylko ten błękitny ogień i nic więcej.
| będę pisać jeszcze
Gęstniejąca ulewa uderzyła w niego niczym wściekła fala, skulił się odruchowo, starając przed nią osłonić – czując, jak wzmacniana smoczymi włóknami peleryna przemaka w mgnieniu oka, a przydługie włosy przylepiają się do twarzy. Przyklęknął, lewą dłoń wspierając o rozmokniętą ziemię, wychwytując bez trudu jej drżenie; niespokojne, gniewne – przywołujące z pamięci rzucone tu przed miesiącami terremotio. Czy ktoś rzucił je teraz? Czy oni to wywołali? Serce zabiło mu mocno w klatce piersiowej, gdzieś wysoko przetoczył się grzmot; jeden, drugi – nie mógł chować się przed tym dłużej, oderwał rękę od twarzy, otwierając oczy i rozglądając się dookoła, spodziewając się najgorszego – a przynajmniej tak mu się wydawało.
Rzeczywistość przerosła jego najgorsze koszmary.
Wpatrywał się – jak zahipnotyzowany – jak z czarnego rozdarcia pośrodku kręgu wyłania się najpierw jedna, a później druga sękata łapa, a za nimi podąża coś – coś, dla czego Percival nie odnajdywał żadnej nazwy, ani pośród faktycznych magicznych stworzeń, ani tych mitycznych, legendarnych, wymyślonych. Coś straszliwszego od samej śmierci, utkanego z czarnej magii samej w sobie; czuł jej wibrowanie w powietrzu, pamiętał aż za dobrze, jak smakowała – choć skosztował jej zaledwie przelotnie, skaziła go na zawsze. Wstrzymał oddech, używając całej silnej woli, żeby powstrzymać też instynkt nakazujący mu ucieczkę; tego zrobić nie mógł – nawet teraz zdając sobie sprawę, że jedyną nadzieję na powstrzymanie kreatury stanowiła tląca się u jego stóp świeca. – Ja pierdolę – wyrwało mu się, nim głos ugrzązł mu w gardle; patrzył, jak istota unosi rozcapierzone łapy, żeby obronić się przed siecią rozjaśniających niebo błyskawic, i myślał o tym, że to był koniec – że oto mierzyli się z czymś potężniejszym niż jakikolwiek czarodziej, że nie mieli już szans – i że mogli jedynie patrzeć na walkę, która miała rozegrać się na ich oczach.
Nie.
Głośny protest rozbrzmiał gdzieś w jego czaszce, nie. Nie znaleźli się tu przypadkiem; a te świece, płonące źródła białej magii, mogły zakończyć to raz na zawsze – musieli się tylko upewnić, że nie zgasną. Zacisnął mocniej różdżkę w palcach, gdy ziemia znów zadrżała, wypluwając spod błota kolejne potwory, wśród których wyłowił kształty paskudnych, ogromnych czerwi. Żywiących się na śmierci, trudno było o bardziej dopasowaną metaforę; serce zamarło mu w klatce piersiowej, rozbłyskujące raz po raz błyskawice czyniły ich ruchy urywanymi, nienaturalnymi, ale Percival widział, że zmierzają prosto ku niemu, czy może – ku świecy, której płomień drżał i łamał się na wietrze i deszczu. Zrobił krok do przodu, starając się odgrodzić ją od potworów, póki jaśniała – górująca nad nimi bestia miała przed czym się bronić. – Circo igni! – wykrzyczał, kierując różdżkę pod własne stopy, mając zamiar ognistym kręgiem odgrodzić siebie – i świecę – od cieni, nie myśląc nad tym, jak się z niego wydostanie. To nie miało teraz znaczenia; liczył się tylko ten błękitny ogień i nic więcej.
| będę pisać jeszcze
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Blake' has done the following action : Rzut kością
#1 'k10' : 5
--------------------------------
#2 'k100' : 88
#1 'k10' : 5
--------------------------------
#2 'k100' : 88
Udało jej się - mimowolnie odetchnęła z ulgą. Ani zaklęcia działające na umysł, ani utrzymanie na miotle nie powinno sprawić jej problemu, ale gdy dwie rzeczy - albo i trzy czy cztery - działy się jednocześnie wzrastała możliwość popełnienia błędu. I choć wolałaby nie, to nadal była człowiekiem i popełniała je.
Zajęła pozycję. Nie było więcej czasu - wiedzieli o tym wszyscy, będą musieli walczyć dalej, broniąc swiec, nie pozostało im inne wyjście. Ale byli w stanie to zrobić. Wierzyła w to.
Rzuciła zaklęcie, chąc zabezpieczyć świecę, a potem sięgnęła po pióro, zdążyła zasłonić oczy przed jasnym blaskiem na tyle szybko, by to nie oślepiło jej całkiem unosząc rękę, chowając oczy za łokciem.
Deszcz padał jej na głowę coraz mocniej, ciężej, czuła ciężkie krople uderzające w kapelusz, który miała na głowie. Poczyła też drżenie ziemi, a potem dostrzegła błyskawice, którym towarzyszył huk. Niemal uśmiechnęła się ironicznie - wspaniała sceneria, wprost do horroru, który trwał i który - jak wierzyła i obiecała - mieli dzisiaj zakończyć.
Otworzyła oczy, mrugnęła kilka razy odnajdując się na nowo w sytuacji, nadal na kucku, odwracając głowę od zapalonej świeczki, powoli podnosząc się do pionu - gotowa, zwarta do walki, ale to co zobaczyła rozczerzyło mocniej tęczówki. Cień, którego nie widziała wcześniej - była tego pewna - forma abstrakcyjnie złowroga. Wykrzywiła wargi. - Szlag. - mruknęła do siebie, ale nie cofnęła się nawet o krok. Obserwowała dalej wszystko, co działo się wokół, musiala dobrze i odpowiednio wybrać działania. Nie tracić energii. Skuteczność, celność, bez niepotrzebnego marnowania energii. Wzięła wdech w płuca. - Szlag. - powtórzyła raz jeszcze, kiedy ta zdołała się obronić przed energią świec. To musiał być jakiś przywódca, tym się zdawał kiedy zwoływał własną armię. Kiedy unosił się nad ziemią, znacząc potęgą. Czy byli w stanie z tym walczyć? Mimowolnie pytanie przeszło jej przez głowę, kiedy patrzyła na to, co działo się w kręgu. Ale wtedy drgnęła pewna, że usłyszała znajomą melodię. Melodię, która przypomniała jej o tym, nad czym pracowała ostatnio, nie mogła być pewna, że zadziała - że zrobi cokolwiek, ale to była szansa, której zamierzała chwycić. Już unosiła różdżkę ponownie, zamierzając zaatakować, kiedy prosto w nią trafiła krew, brudząc twarz i pierś. Tym razem cofnęła się. - Okropne. - mruknęła wyginając wargi z niechęcią. A potem zdziwiła się, widząc, którą ze stron obrały. Jego, zamiast niej - czy to dlatego że eliksir stracił na mocy? Nie była pewna, ale nie było na co czekać. Uniosła różdżkę, skupiając się na znajomej melodii feniksa, na swoistym hymnie, który znała dokładnie, na symbolu nadziei za którym wędrowało.
- Expecto patronum! - zawołała, swoją różdżkę kierując w stronę monstrum. - Zajmij się nim. Proszę. - wypowiedziała jeszcze. Czy wzmocniła swojego towarzysza na tyle, by był w stanie to zrobić? Miała się o tym przekonać dokładnie za chwilę. Nie podda tej walki. Będzie walczyć - do ostatniej kropli własnej krwi, dokładnie tak jak obiecała. Póki będzie w stanie unieść różdżkę.
| 1 - na utrzymanie k10
2 - chcę wykorzystać umiejętność spopielenie na naszego głównego złola
pewnie będę jeszcze pisać
Zajęła pozycję. Nie było więcej czasu - wiedzieli o tym wszyscy, będą musieli walczyć dalej, broniąc swiec, nie pozostało im inne wyjście. Ale byli w stanie to zrobić. Wierzyła w to.
Rzuciła zaklęcie, chąc zabezpieczyć świecę, a potem sięgnęła po pióro, zdążyła zasłonić oczy przed jasnym blaskiem na tyle szybko, by to nie oślepiło jej całkiem unosząc rękę, chowając oczy za łokciem.
Deszcz padał jej na głowę coraz mocniej, ciężej, czuła ciężkie krople uderzające w kapelusz, który miała na głowie. Poczyła też drżenie ziemi, a potem dostrzegła błyskawice, którym towarzyszył huk. Niemal uśmiechnęła się ironicznie - wspaniała sceneria, wprost do horroru, który trwał i który - jak wierzyła i obiecała - mieli dzisiaj zakończyć.
Otworzyła oczy, mrugnęła kilka razy odnajdując się na nowo w sytuacji, nadal na kucku, odwracając głowę od zapalonej świeczki, powoli podnosząc się do pionu - gotowa, zwarta do walki, ale to co zobaczyła rozczerzyło mocniej tęczówki. Cień, którego nie widziała wcześniej - była tego pewna - forma abstrakcyjnie złowroga. Wykrzywiła wargi. - Szlag. - mruknęła do siebie, ale nie cofnęła się nawet o krok. Obserwowała dalej wszystko, co działo się wokół, musiala dobrze i odpowiednio wybrać działania. Nie tracić energii. Skuteczność, celność, bez niepotrzebnego marnowania energii. Wzięła wdech w płuca. - Szlag. - powtórzyła raz jeszcze, kiedy ta zdołała się obronić przed energią świec. To musiał być jakiś przywódca, tym się zdawał kiedy zwoływał własną armię. Kiedy unosił się nad ziemią, znacząc potęgą. Czy byli w stanie z tym walczyć? Mimowolnie pytanie przeszło jej przez głowę, kiedy patrzyła na to, co działo się w kręgu. Ale wtedy drgnęła pewna, że usłyszała znajomą melodię. Melodię, która przypomniała jej o tym, nad czym pracowała ostatnio, nie mogła być pewna, że zadziała - że zrobi cokolwiek, ale to była szansa, której zamierzała chwycić. Już unosiła różdżkę ponownie, zamierzając zaatakować, kiedy prosto w nią trafiła krew, brudząc twarz i pierś. Tym razem cofnęła się. - Okropne. - mruknęła wyginając wargi z niechęcią. A potem zdziwiła się, widząc, którą ze stron obrały. Jego, zamiast niej - czy to dlatego że eliksir stracił na mocy? Nie była pewna, ale nie było na co czekać. Uniosła różdżkę, skupiając się na znajomej melodii feniksa, na swoistym hymnie, który znała dokładnie, na symbolu nadziei za którym wędrowało.
- Expecto patronum! - zawołała, swoją różdżkę kierując w stronę monstrum. - Zajmij się nim. Proszę. - wypowiedziała jeszcze. Czy wzmocniła swojego towarzysza na tyle, by był w stanie to zrobić? Miała się o tym przekonać dokładnie za chwilę. Nie podda tej walki. Będzie walczyć - do ostatniej kropli własnej krwi, dokładnie tak jak obiecała. Póki będzie w stanie unieść różdżkę.
| 1 - na utrzymanie k10
2 - chcę wykorzystać umiejętność spopielenie na naszego głównego złola
pewnie będę jeszcze pisać
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k10' : 4
--------------------------------
#2 'k100' : 58
--------------------------------
#3 'k8' : 1, 4, 3, 3, 5, 5, 7, 3, 1, 7, 8, 4
#1 'k10' : 4
--------------------------------
#2 'k100' : 58
--------------------------------
#3 'k8' : 1, 4, 3, 3, 5, 5, 7, 3, 1, 7, 8, 4
Mgła cofnęła się, powoli odsłaniając cały obraz sytuacji, w tym sylwetki powalonych przeciwników, wśród których wypatrzył kolejną kanalię. Pewnych twarzy się nie zapomina, szczególnie takich o rysach wyżłobionych przez dekady pogardy i nienawiści, na jakich ekstremistyczne zapędy widać już na pierwszy rzut oka. Doprawdy nie wiedział jak nazwać ten znikomy łut szczęścia, co w tym całym zamieszaniu pozwolił im uniknąć starcia z doświadczonym w boju McCullochem. Stanowił potencjalne zagrożenie, pozostawienie go samemu sobie mogło się zemścić na członkach Zakonu Feniksa, lecz inne kwestie były pilniejsze. Świeca w dłoni Kierana zapłonęła tak intensywnie, że nie sposób było nie zamknąć oczu.
Wraz siarczystym deszczem uderzyło w niego uczucie, któremu zawtórowały grzmoty, jakby na rozbudzony blask mocniej nastawała mroczna siła, rozdrażniona próba odparcia jej tej znaczącej nocy. Gdy powieki zostały uniesiona, koszmar zaczął ożywać na oczach świadków zdarzeń rozgrywających się wewnątrz kamiennego kręgu. Mrok nabierał kształtów, rósł i coraz śmielej zagarniał przestrzeń, w pierwszej kolejności rozpychając się łokciami, potem na nich podnosząc z wysiłkiem. Rineheart mógł tylko patrzeć z trwogą jak monstrum poczyniło próbę wyjścia z otchłani, póki nie zawisło nad ziemią w oznace wyższości.
Instynktownie przegryzł dolną wargę, dając ciału jasny sygnał, aby znów było w gotowości. Udało mu się wyjść z szoku, podskórnie czując, że trwałoby to dłużej, gdyby zawczasu nie rzucił zaklęcia wzmacniającego jego wolę walki. Kreatura jeszcze nie naparła na nich, to była więc ostatnia szansa, aby zająć się jeszcze ludzkim wrogiem skłonnym rzucić zaklęcie prosto w plecy, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja. Kieran nawet nie mrugnął, kiedy uniósł różdżkę, nie było w nim cienia zwątpienia, jedynie gorąca determinacja iskrzyła w ciemnych oczach, żywa pomimo napotkanych przeciwności.
– Lamino glacio.
1. k10
2. Lamino glacio k100 + k8 x 5
jeszcze będę pisać
Wraz siarczystym deszczem uderzyło w niego uczucie, któremu zawtórowały grzmoty, jakby na rozbudzony blask mocniej nastawała mroczna siła, rozdrażniona próba odparcia jej tej znaczącej nocy. Gdy powieki zostały uniesiona, koszmar zaczął ożywać na oczach świadków zdarzeń rozgrywających się wewnątrz kamiennego kręgu. Mrok nabierał kształtów, rósł i coraz śmielej zagarniał przestrzeń, w pierwszej kolejności rozpychając się łokciami, potem na nich podnosząc z wysiłkiem. Rineheart mógł tylko patrzeć z trwogą jak monstrum poczyniło próbę wyjścia z otchłani, póki nie zawisło nad ziemią w oznace wyższości.
Instynktownie przegryzł dolną wargę, dając ciału jasny sygnał, aby znów było w gotowości. Udało mu się wyjść z szoku, podskórnie czując, że trwałoby to dłużej, gdyby zawczasu nie rzucił zaklęcia wzmacniającego jego wolę walki. Kreatura jeszcze nie naparła na nich, to była więc ostatnia szansa, aby zająć się jeszcze ludzkim wrogiem skłonnym rzucić zaklęcie prosto w plecy, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja. Kieran nawet nie mrugnął, kiedy uniósł różdżkę, nie było w nim cienia zwątpienia, jedynie gorąca determinacja iskrzyła w ciemnych oczach, żywa pomimo napotkanych przeciwności.
– Lamino glacio.
1. k10
2. Lamino glacio k100 + k8 x 5
jeszcze będę pisać
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Kieran Rineheart' has done the following action : Rzut kością
#1 'k10' : 7
--------------------------------
#2 'k100' : 14
--------------------------------
#3 'k8' : 5, 3, 5, 4, 5
#1 'k10' : 7
--------------------------------
#2 'k100' : 14
--------------------------------
#3 'k8' : 5, 3, 5, 4, 5
Wstrząs ziemi wpłynął na jego skupienie, choć trudno było oczekiwać od kogokolwiek, aby pozostał niewzruszony wobec sił nieczystych, gdy te brutalnie napierały na umysł. Kieran nie mógł poddać się bezradności, którą jeszcze przed chwilą czuł, to nie leżało w jego naturze, na kapitulację nie było jego zgody, bo i konsekwencje porażki były niewyobrażalne. Co się stanie gdy tak wielka moc wyjdzie poza kamienny krąg? Walka z kreaturą nie mogła zostać przerwana w trakcie, dlatego musiał się upewnić, że wyeliminuje podobne ryzyko. Raz jeszcze wykonał sprawny gest różdżką, kraniec wymierzając w nieruchomego przeciwnika.
– Lamino glacio.
Lamino glacio k100 + k8 x 5
możliwe, że będę jeszcze pisać
– Lamino glacio.
Lamino glacio k100 + k8 x 5
możliwe, że będę jeszcze pisać
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Kieran Rineheart' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 99
--------------------------------
#2 'k8' : 2, 2, 5, 4, 3
#1 'k100' : 99
--------------------------------
#2 'k8' : 2, 2, 5, 4, 3
Walka wymagała poświęceń, w szczególności ta, kiedy na szali stawiano wszystko, a jeden przejaw słabości mógł przesądzić o być albo nie być. Nie mógł myśleć o potencjalnych stratach, akceptował ryzyko w całości i nakładał na siebie większą presję, póki miał siłę i czuł jeszcze wzmocnienie w postaci magii Justine. Był świadom tego, że przy potencjalnie długich starciach należało oszczędzać energię, ale to starcie było inne od wszystkich wcześniejszych, jakie przyszło mu stoczyć przez całe swoje dotychczasowe życie. Zachowawczość nie była w tej chwili dobrą odpowiedzią. Tylko chwila obecna miała znaczenie, bo co pozostanie mu po kotłującej się z tyłu głowy myśli o ewentualnym odwrocie nawet i po zwycięstwie, jeśli padnie rażony plugawą magią rosnącej kreatury?
Jak wielka siła może zadać kres ucieleśnieniu zła? Jakim zaklęciem osłabić mroczne moce? Uniósł różdżkę ku niebu, jednym silnym szarpnięciem w pionie próbując skłonić niebiosa do zesłania gromu na monstrum, które to finalnie jego różdżka obrała za cel. – Fulgoro.
Fulgoro k100 + k8 x 5
Jak wielka siła może zadać kres ucieleśnieniu zła? Jakim zaklęciem osłabić mroczne moce? Uniósł różdżkę ku niebu, jednym silnym szarpnięciem w pionie próbując skłonić niebiosa do zesłania gromu na monstrum, które to finalnie jego różdżka obrała za cel. – Fulgoro.
Fulgoro k100 + k8 x 5
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Kieran Rineheart' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 8
--------------------------------
#2 'k8' : 3, 4, 6, 1, 7
#1 'k100' : 8
--------------------------------
#2 'k8' : 3, 4, 6, 1, 7
Stonehenge
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Wiltshire