Wydarzenia


Ekipa forum
Stadnina koni
AutorWiadomość
Stadnina koni [odnośnik]28.04.15 1:35
First topic message reminder :

Stadnina koni

★★★
Zalesione tereny, urokliwe wzgórza i nadmorskie tereny ciągnące się pod białymi klifami stanowią idealny teren dla konnych wypraw - nic dziwnego, że za popularne uchodzą stadniny; przepiękne i zdolne konie krwi angielskiej, podobnie jak aetonany, czekają na jeźdźców w wielu miejscach w okolicy. Wyjątkowy ruch rozpoczyna się jesienią, kiedy nadchodzi sezon polowań. Stadnina państwa Fludge, starszego małżeństwa, uchodzi za jedną z lepszych; wypożyczane konie są dobrze ułożone i posłuszne, a w ofercie znajdują się zarówno konie naziemne, jak i latające - można również opłacić nauczyciela. Teren dla aetonanów wydzielony jest nad klifami, na terenie objętym zaklęciami, które uniemożliwiają mugolom dostrzeżenie tych majestatycznych stworzeń.


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:32, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stadnina koni - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Stadnina koni [odnośnik]20.05.24 10:31
Mruczący kanapowiec jest stworzeniem, przy którym z łatwością może sobie Corneliusa wyobrazić. Wszelkie inne zwierzęta zdarza się być w zestawieniu w nim swoistym szaleństwem. Choćby teraz, spoglądając na niego z nieukrywanym rozbawieniem, kiedy przepełniony wątpliwością karmi konia owocami, zdaje się być zupełnie nie na miejscu. Wolałby być gdzieś indziej, w bezpiecznej i znanej sobie przestrzeni, nie na otwartym powietrzu, pozbawionym luksusów.
- Co poradzić, kiedy prezentujesz się tak apetycznie? - sama sięga do żartu, który wypada z jej ust, zanim zdąży zastanowić się nad doborem słów. - Dla konia, oczywiście. - Kolejny zbędny dodatek, po którym gryzie się w język i czuje, jak blade policzki zaczynają płonąć. Brawo, Zabini, zawsze wiesz, jak wybrnąć. Nie chce się już dalej pogrążać — o ile w ogóle jest to możliwe — więc czym prędzej zajmuje się przygotowaniem swojego konia i osadzeniem w siodle. Oddychaj, idiotko.
- Dopilnuję, by pojawiły się białe chryzantemy - obiecuje żartobliwym tonem, mając nadzieję, że zmiana tematu odsunie skojarzenia i domysły związane z poprzednim. - Zadbam o to, by wszyscy uznali twoją śmierć za tragiczny wypadek, a nie braki w umiejętnościach. Może podkoloruję, że stoczyłeś ryzykowną walkę, ginąc w mojej obronie? - podsuwa dalsze potencjalne rozwiązania, pozwalając fantazjom gnać przed siebie. Wszyscy uwierzyliby w heroizm Sallowa, mając go przecież przed oczami jako człowieka czynu. Jest bohaterem, czarodziejem oddanym swej społeczności, nikt nie poddałby w wątpliwość stwierdzenie, jakoby dokonał żywota w tak dobrodusznym akcie.
- Zawsze możesz się odwdzięczyć, zabierając mnie na obiad - mówi z zadziwiającą lekkością, zupełnie jakby doszczętnie przekreśliła wszelkie dzielące ich smutki. Skąd w niej ta śmiałość, chęć do sięgania po bezpośredniość? To usilna próba utrzymania neutralności, a może przejaw rzeczywistej zgody względem przeszłości?
Pozwala im podążać w milczeniu, samej nie potrafiąc oczyścić umysłu i pochwycić tematu służącego neutralnej pogawędce. Kroczy jako pierwsza ze wzrokiem wbitym przed siebie, ale wcale nie rejestruje piękna mijanych krajobrazów.
- Hm? - wybija się z zamyślenia, ściągając wodze, by zatrzymać konia i spojrzeć na Corneliusa. Nie podąża jednak za jego wzrokiem, ignorując błyszczącą taflę morza. Cieszy się, że dzieli ich pewna odległość, bo nie musi walczyć z chęcią wsunięcia palców między jego targane wiatrem włosy. Wtem oczy powiększają się gwałtownie, co Merja stara się zamaskować pospiesznym mrugnięciem. Zaskoczył ją, to oczywiste. Absolutnie nie spodziewała się poruszenia tego tematu, będąc święcie przekonaną, że on woli do tamtych czasów nigdy nie wracać. Teraz serce przyspiesza swe bicie, a oddech utyka gdzieś w piersi. Myśli znów kłębią się w głowie, nie pozwalając skupić się na żadnej z nich. Przebiegająca przez ciało fala gorąca sprawia, że czuje się podstawiona pod mur.
- Ja… - Zdawać by się mogło, że na końcu języka ma już błyskotliwą odpowiedź, jaką chciałaby go poczęstować. Odparować, rzucić czymś kąśliwym, a przynajmniej przepełnionym pewnością siebie, jaką zdążyła w sobie wzmocnić od czasu ich ostatniego spotkania. Głos jednak utyka w gardle, zdradzając wahanie, powrót do dawnych przyzwyczajeń, do ograniczeń, jakie zamykały ją w niepewności, nie pozwalając ruszyć z życiem do przodu. - Nie wiem, co mam ci odpowiedzieć. - Szczerość, no bo do czego innego mogłaby sięgnąć? - Czy naprawdę chcesz do tego wracać? - Nie, twój głos wcale się nie łamie, powtarza sobie w myślach, by dodać nieco pewności, choć odrobinę, by zupełnie się nie rozsypać. - Nie wiem, jak ty, ale ja wolałabym zostawić przeszłość za sobą, a nie roztkliwiać się nad nią i rozdrapywać to, co nas poróżniło. - Nie jest typem osoby, która chce stale powracać do tego, co już minęło. To prawda, że trudne wspomnienia nasuwają się na myśl w chwilach zwątpienia, kiedy górę bierze żal nad swoim życiem i jedyne, na co ma siłę, to rozpamiętywanie przeszłości, jednocześnie tym mocniej pogrążając się w smutku za tym, co mogłoby się stać, gdyby nie… No właśnie. - Czy takiej odpowiedzi oczekiwałeś? - Nadal lustruje męską twarz czujnym spojrzeniem, starając się trzymać drżenie głosu na wodzy. Nie chce się przy nim łamać, nawet jeśli dokładnie w tym momencie powracają te wszystkie wspólne chwile — podnoszące na duchu, jak i tłamszące wewnętrzny ogień. Przez długi czas powtarzała sobie, że zdążyła się z niego wyleczyć, że to nic trudnego, by na powrót stanąć z nim twarzą w twarz i z uniesionym podbródkiem mówić pełnią głosu. Rzeczywistość lubi rewidować oczekiwania i senne marzenia, fałszywe przeświadczenia o sile, jaką miała w sobie zdobyć. Tyle że teraz, spoglądając w głębię zieleni tęczówek, nie jest już niczego pewna.
Merja Zabini
Merja Zabini
Zawód : Czarodziejskie Pogotowie Ratownicze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
hope
is the only thing
stronger than fear
OPCM : 2 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 21 +4
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12125-merja-zabini https://www.morsmordre.net/t12157-penelope#374243 https://www.morsmordre.net/t12164-merja-zabini#374667 https://www.morsmordre.net/f458-city-of-london-pokatna-38-2 https://www.morsmordre.net/t12131-merja-zabini#373315
Re: Stadnina koni [odnośnik]20.05.24 19:11
Mógłbym udać, że nie usłyszałem jej doboru słów. Powinienem to udać. Nie wskrzeszać dawnych czasów, w których z upodobaniem łapałem ją za każde słówko i uśmiechałem się triumfalnie, ale w satysfakcji zawsze pobrzmiewało ciepło, a Merji podobał się taki flirt.
- Apetycznie? - powtarzam po niej z uśmiechem zamiast ugryźć się w język. Nawet przed samym sobą trudno mi sobie wmawiać, że po prostu mi się wyrwało, zbyt przecież uważam na słowa by mówić za dużo lub za mało. Odrobinę zbyt długo przytrzymuję jej spojrzenie, prostując się lekko. Kogo widzi, gdy na mnie patrzy? Spodziewałem się, że tchórza, który złamał jej serce... ale spotkanie na Festiwalu Lata i przechwalanie się wojennymi medalami i wyczuwanie jej emocji zrewidowało moje obawy. Wciąż, od naszego rozstania minęło kilka lat, a ja mam wrażenie, że ostatnie dwa tygodnie odcisnęły na mnie piętno kolejnych kilku lat. Zwykle dobrze radziłem sobie ze stresem, ale Noc Tysiąca Gwiazd postawiła przede mną wyzwania, których nigdy bym się nie spodziewał. Miło, że Merja nie widziała tego na mojej twarzy i w nowych pasmach siwizny. Miło, że dzisiejszy dzień, po raz pierwszy od dawna, wydawał się tak... rozkosznie normalny. - Ach, dla Pięknotki. - przytakuję, umyślnie akcentując tylko pierwsze sylaby imienia klaczy. Nie zerkam nawet w stronę konia, wciąż utrzymuję kontakt wzrokowy z Merją. Ty też nadal jesteś piękna.
W siodle tracę na moment pewność siebie, ale tym razem poczucie humoru dopisuje Merji. Zawsze potrafiła mnie rozbawić. Zawsze potrafiła mnie odstresować. Parskam śmiechem, z uznaniem słuchając o jej pomysłach na mój pogrzeb.
- No proszę, może powinnaś spełniać się w propagandzie. Masz talent. - odcinam się, ale słowa nie brzmią tak lekko, jak zakładałem. Przypominają o samotnie spędzonych nocach, gdy nagłe wezwanie z pracy wzywało Zabini. Przypominają o tym, że martwiłem się wtedy o jej bezpieczeństwo i że chyba martwię się o nią nadal. Przypominają o tym, jak miło byłoby pracować w jednym budynku, w jednym biurze, mieć ją zawsze na oku, nad stosem pergaminów, z których żaden nie wymagał narażenia życia. Byłem szczęśliwy, pracując z Deirdre i choć nie skończyło się to dobrze, to odpycham od siebie tą myśl. - Na obiad czy na kolację? - zagłuszam własne wątpliwości kolejnym żartem o dwuznacznym podtekście, choć jestem świadomy, że nie powinienem realizować żadnej z tych obietnic. Nie zaproszę jej przecież do domu, a wyjście do restauracji z młodą wdową zaszkodziłoby nam obojgu. Jestem bardziej rozpoznawalny niż dawniej. Jestem żonaty.
Zatrzymujemy konie, a dystans dzielący nas z końskich grzbietów zdaje się bezpieczny. Wbrew pozorom, mam wrażenie, że jesteśmy zbyt blisko. Czy naprawdę słyszę jej cięższy oddech, czy tylko to sobie wyobrażam? W dłoniach trzymam lejce, nie sięgnę stąd po różdżkę, magia wyczuwania emocji nie może mi teraz pomóc, ale chyba wcale jej nie potrzebuję. Merja spogląda na mnie wielkimi i smutnymi oczyma, jak niegdyś Layla, jakby chciała mnie teraz ściągnąć w dół, ale nie wcale potrafiła. Przypominam sobie, jak uzależniające to uczucie — towarzystwo kogoś, na czyją łagodność zupełnie nie zasługuję. Słucham jej, nie spuszczając wzroku z jej twarzy. Słowa potrafią kłamać, a jej oczy zdają się mówić co innego.
- Wybacz. - podejmuję grę słów i półsłówek, w której zawsze byłem lepszy. Może dlatego, że wiem kiedy kłamię — czy Merja wie, kiedy próbuje okłamywać samą siebie? - Nie powinienem tego rozdrapywać. - przytakuję. - Wybacz, jeśli sprawiłem ci przykrość i niezręczność. Wybacz, że dałem się... ponieść chwili. - spoglądam to na nią, to na morze. Merja wygląda tak pięknie, krajobraz też wygląda w jakiś sposób pięknie. Jakby noc trzynastego sierpnia się nie wydarzyła, jakby ostatnich kilka lat się nie wydarzyło.
Powinienem zejść na ziemię. Dosłownie. Niechętnie przerywam szyk zdania, by zejść z konia. Chwytam za lejce, wciąż nieco nieufny wobec Pięknotki i podchodzę bliżej, do boku wierzchowca Merji. Spoglądam na kobietę z dołu, przystając bliżej niż wypada.
- Jeśli wolałabyś zostawić przeszłość za sobą, nie powinniśmy się spotykać. - stawiam sprawę na ostrzu noża. - Czy tego - zniżam głos. - oczekujesz? - pytam. - Uszanuję twoją decyzję - czy aby na pewno? Czy rozmawiałbym z nią w ten sposób, gdybym miał zamiar uszanować jej decyzję? - choć to spotkanie sprawia mi więcej radości niż wszystkie ostatnie tygodnie. - przyznaję, tym razem szczerze, wspominając lekkość Festiwalu Lata i ciężar ostatnich dni w pracy. - Tęskniłem za tobą, Merja. - wyciągam w jej stronę dłoń, jakbym chciał pomóc jej zsiąść. Gdyby nie siedziała na koniu, chyba już bym ją pocałował.


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Stadnina koni - Page 5 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Stadnina koni [odnośnik]20.05.24 22:12
Na bladej twarzy zjawia się rumieniec. Momentalnie ogarnia kobiece policzki, jawnie zdradza zawstydzenie i nie zamierza odpuścić. Komentarz już sam ciśnie się na usta, kusi, by kontynuować tę niewinną grę, kiedy Zabini ugina się pod naciskiem spojrzenia i pospiesznie ucieka speszona, plując sobie w brodę, że pozwoliła się zapędzić w sam róg. Nieomal dała się upchnąć w dawny schemat — przyjemny, ale wciąż przypominający o przeszłości. Przywołujący radość i beztroskę, otulający ciepłym ramieniem, oblewający miodem serce. Głupia, odbija się echem w umyśle, kiedy natychmiast próbuje się wycofać. To przecież zwykłe spotkanie, lekcja jeździectwa, neutralna pogawędka.
Tym razem na wzmiankę o zmianie profesji sama śmieje się w głos, szczerze rozbawiona. Oboje dobrze wiedzą, że Merja nie nadaje się do pracy za biurkiem. Zbyt mocno ciągnie ją do pracy w terenie, do życia w ciągłym ruchu. Napędza ją każde wezwanie wiążące się z zastrzykiem adrenaliny. Ciągłe ryzyko i bezpośrednie towarzystwo śmierci sprawiają, że wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Niegdyś powtarzała, że zdecydowała się na taką karierę ze względu na chęć pomocy ludziom. Dziś przestała się już oszukiwać i doskonale wie, że służy to wyłącznie zagłuszaniu myśli.
- Jeśli znudzi mi się w ratownictwie, możesz mieć pewność, że się do ciebie zgłoszę. - Marzenie ściętej głowy. Wprawdzie wizja pracy u boku Corneliusa jest kuszącą opcją, to zważywszy na ich dzisiejsze stosunki, niekoniecznie wyglądałoby to kolorowo.
Obiad czy kolacja? Zebrane powietrze utyka gdzieś w piersi, bo choć nie powinna wiązać z tym żadnych nadziei, tak myśli gnają już przed siebie, podsuwając obrazy, do których nie chce się przyznawać — przed nim, ani samą sobą. To oczywiste, że najbardziej odpowiadałby jej zestaw kolacji ze śniadaniem.
Wybacz i nie powinienem to słowa, które sprawiają, że nie chce go dalej słuchać. Dobrze wie, jak to wszystko się skończy. W milczeniu pokonają ostatni kawałek trasy, pożegnają się z wszelkimi uprzejmościami, złożą obietnicę następnego spotkania, jakiej żadne z nich nie zamierza spełnić — bo kto o zdrowych zmysłach zgodziłby się na kolejną przeprawę po polu minowym? I wtedy Cornelius zsiada z konia, a plecy Merji prostują się odruchowo. Palce tym mocniej zaciskają na wodzach, bez ruchu patrzy, jak zbliża się do niej i zatrzymuje tuż obok. Wyznanie o tęsknocie sprawia, że poza policzkami płonąć zaczynają uszy, a żołądek zwija się w ciasny supeł. Nie tak wyobrażała sobie dzisiejsze spotkanie.
Przyjmuje jego pomoc i zsuwa się z siodła, miękko lądując na ziemi. Pospiesznie puszcza ofiarowaną dłoń, choć dzieląca ich odległość znacznie przekracza granice przyzwoitości. Zakleszczona między męskim torsem a sylwetką konia nie ma — ani nie chce — jak się ruszyć. Rozchyla usta i zbiera się w sobie, czując, jak kolejne bariery, jedna po drugiej, opadają z łoskotem i giną pod gruzami. Jeszcze pół roku temu była święcie przekonana, że z Corneliusa Sallowa zdołała się już wyleczyć. Przed miesiącem umocniła się w niej myśl, że może stanąć u jego boku, uśmiechnąć się przyjacielsko i przeprowadzić neutralną rozmowę. Godzinę wcześniej wzbraniała się przed rzuceniem żartu, jaki znany jest tylko im. Teraz próbuje wstrzymać oddech, by nie dać się odurzyć jego zapachowi, a który z łatwością potrafi rzucić ją na kolana.
- Nie mów mi tak - prosi z cichym westchnieniem, a błękit spojrzenia przesuwa się po męskiej twarzy, nieco dłużej zatrzymując na jego wargach. Kusi, by sprawdzić, czy nadal smakują w znany jej sposób. - Nie mów tego, co chciałabym usłyszeć. - Nawet jeśli jest to zgodne z prawdą. Co jej teraz po jego tęsknocie? Znalazł sobie żonę, piękną, reprezentatywną, wprost urodzoną do tego, by chwalić się nią na salonach i przed obiektywami dziennikarzy. Merja nie może już liczyć na to, że kiedykolwiek znajdzie u jego boku szczęście, nawet jeśli zdecydowałaby się przekreślić każdą krzywdę, którą jej wyrządził. Miłość do niego zdążyła wyparować, ale czy bezpowrotnie? Niechęć wobec przekonania się, w jakim stopniu zgodne jest to z prawdą, przegrywa z pragnieniem, jakie zadziwiająco prędko ogarnia jej ciało. Łączy na powrót ich spojrzenia, wsłuchuje się w bicie własnego serca. - Są chwile, kiedy nadal cię nie znoszę, kiedy wciąż mam ci za złe wszystko to, co między nami wybrzmiało. - Przysuwa się o pół kroku, redukując odległość między nimi do minimum. Unosi wolną dłoń, by niespiesznie dotknąć jego policzka. Bez żadnego skrępowania, bez obaw o nieprzyzwoitość. Korzysta z okazji, że pozostają poza zasięgiem jakichkolwiek oczu i pozwala sobie na tę chwilę słabości. - Chcę zostawić przeszłość za sobą - powtarza zdecydowanym tonem. - Ale też nie chcę teraz myśleć o przyszłości. - Bo i po co planować, nastawiać się, deklarować? Ich wspólna przyszłość nie istnieje, pozostaje w strefie sennych, niespełnionych marzeń. Rozchyla już wargi, by wyrzucić z siebie kolejne słowa, ale te nie układają się na języku, a grzęzną w gardle, pozostawiając niedopowiedzenia. Zamiast tego widzi, że bez świadomości dołącza drugą dłoń na męskim policzku; czuje, jak jej palce drżą i płoną równocześnie. Umysł bije na alarm, błagalnie woła o natychmiastową ucieczkę, ale ciało kierowane sercem robi już swoje. Ich usta łączą się w pocałunku i Merja za nic nie chce wypuścić go z objęć. Pragnie tylko rozpłynąć się w tej krótkiej chwili, zanim ta rozpryśnie się w niebyt, zmuszając do powrotu na ziemię.
Merja Zabini
Merja Zabini
Zawód : Czarodziejskie Pogotowie Ratownicze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
hope
is the only thing
stronger than fear
OPCM : 2 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 21 +4
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12125-merja-zabini https://www.morsmordre.net/t12157-penelope#374243 https://www.morsmordre.net/t12164-merja-zabini#374667 https://www.morsmordre.net/f458-city-of-london-pokatna-38-2 https://www.morsmordre.net/t12131-merja-zabini#373315
Re: Stadnina koni [odnośnik]24.05.24 0:04
-A kiedykolwiek ratownictwo ci się znudzi? - uśmiecham się gorzko, bardziej gorzko niż zakładałem. Znudzą ci się kiedyś te klątwy? - pytałem zawsze Solasa żartobliwie, a on śmiał się tylko lekko, a jego oczy błyszczały pasją, której nie rozumiałem. Pasją, która gasła ilekroć siedział zbyt długo w rodzinnym domu i której nie miałem serca mu odmawiać. Pasją, która go zabiła. Trafiłem w ramiona Merji by zapomnieć o bólu po jego śmierci i na kilka krótkich chwil faktycznie się udało. Ale ból ćmił nadal, odzywając się mocniej ilekroć Zabini miała pilne wezwanie, a ja wyobrażałem sobie, że to pożar i że zamiast uleczyć poparzonych sama zginie w płomieniach. Wiedziałem, że nie powinienem był wydobyć z myśli szwagierki dokładnego wspomnienia śmierci Solasa. Gdy tylko zobaczyłem, jak płonął żywcem, zrozumiałem jakie to dla mnie niezdrowe... ale nie potrafiłem przestać tego roztrząsać. Merja wychodziła, a ja zostawałem sam z płomieniami pod powiekami, ale gdy wracała i opowiadała o tym jak uratowała ludzkie życie, jej oczy lśniły takim samym radosnym blaskiem jak oczy mojego brata. Czasem wydawało mi się, że ją za to kocham, a czasem, że jej za to nienawidzę. Nie miałem serca kraść jej tego blasku, ale pewnie i tak go tłamsiłem. Drażniła mnie wtedy myśl, że mogę ją stracić i drażniło mnie, że się tym przejmuję (miałem wszak się nie angażować) i drażniło mnie, jak bardzo kojarzy mi się czasem z Laylą, aż odszedłem na własnych warunkach. Nie zapomniałem żadnej ze wspólnych chwil, nigdy nie zapominam, ale lubiłem je sobie tłumaczyć jako potrzebę odskoczni w żałobie. Tyle, że... teraz nie jestem w żałobie i nie potrzebuję odskoczni (prawda...?), a jej towarzystwo wciąż jest miłe, a flirt uzależniający, a towarzysząca mu adrenalina zupełnie inna niż przed laty.
-A chciałaś to usłyszeć? - naciskam, spoglądając jej prosto w oczy. Rozsądna kobieta nie chciałaby słyszeć, że żonaty były kochanek za nią tęskni. Rozsądna kobieta nie wikłałaby się ani w to spotkanie ani w nasze schadzki przed laty. Rozsądna kobieta powinna mną gardzić. Merja mówi co prawda, że ma mi to wszystko za złe, ale czy naprawdę kiedyś mnie nie znosiła?
Mówi tak, jakby to były tylko słowa, słowa, słowa; a ja zawsze czułem się przy niej tak... bezpiecznie.
Dlatego nie cofam się, gdy podnosi dłoń, dlatego ufam, że naprawdę przyjechaliśmy w odludny miejsce. Dlatego nie obawiam się, co dalej. Rozchylam wargi, ale milczę, wyjątkowo nie ingerując w jej słowa. Mówi do mnie, czy dyskutuje z samą sobą? Przez chwilę próbuję to analizować, zsuwając wzrok na jej wargi, ledwo opierając się pokusie pocałunku.
I wtedy to ona całuje mnie, pierwsza. Szalona. Powinienem powiedzieć "nie", dla dobra nas obojga. Ryzykuję więcej niż wcześniej, ale zarazem upaja mnie świadomość, że mogę więcej niż wcześniej, że pracowałem dla rodziny i kraju tak ciężko, że należy mi się ta odrobina wytchnienia. Że Merja widzi teraz we mnie bohatera — a może wciąż widzi we mnie po prostu Corneliusa i czy właściwie bym tego nie wolał? Myśli galopują przez moją głowę, gdy wplatam dłonie w jej miękkie włosy i odwzajemniam pocałunek. Zachłannie, tak jakbym naprawdę tęsknił. Przyciągam Merję do siebie, mocno. Gdzieś na granicy świadomości majaczy lęk przed końmi albo o konie, nigdy nie tracę czujności całkowicie, ale i tak pozwalam sobie chłonąć tą chwilę. Zsuwam prawą rękę na jej łopatki, potem na jej talię.
- Nie myślmy zatem o przyszłości. - szepczę, łapiąc oddech. - Świat się skończył, ale świat się nie kończy. Niech dzisiaj będzie tylko dla nas. - dodaję żarliwie, szukając jej wzroku iskrzącymi oczyma, zaciskając zachłannie palce na materiale jej koszuli. - Bądźmy dzisiaj tylko dla siebie.


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Stadnina koni - Page 5 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Stadnina koni [odnośnik]30.05.24 15:23
I jakby zgodnie z myślami Corneliusa, na twarzy Merji pojawia się szerszy uśmiech rozbawienia. Ma rację, w takiej pracy trudno jest narzekać na nudę, kiedy stale coś się dzieje. Monotonia — tak, ale nuda?
- Nie będę skakać w ogień do końca życia, więc kto wie - odpowiada lekko ze wzruszeniem ramion. W tym zawodzie rzadko dożywa się sędziwego wieku, ale czy w obecnej sytuacji ma jakiekolwiek inne perspektywy na życie? Wszyscy wokół powtarzają, że źle wybrała, że nie powinna tak ryzykować, lecz cóż innego jej pozostało?
Naciski bezwzględnie miażdżą kolejną barierę, a ratowniczka czuje, jak uginają się jej kolana. Rzucone pytanie wwierca się w umysł i odsłania bolesną prawdę, jakiej nigdy nie chciała w sobie dostrzec.
- Nie - odpowiada krótko łamiącym się głosem, w którym łatwo wyłapać zwątpienie, bo sama nie wie, która z odpowiedzi jest prawdziwa. Nie ma sił, by się sprzeciwić, ona — Merja Zabini, stale chwaląca się umiejętnością zachowania zimnej krwi. Wolałaby przecież, by nigdy więcej się do niej nie odezwał, nie okazał sympatii, nie rozbawił dowcipem. Aby nie objął w pasie, nie przyciągnął bliżej siebie, by nie całował.
Gdzieś w głębi serca chciała jednak, by o niej pamiętał, by wspominał z nostalgią, by prawdziwie zatęsknił. Do tej pory sprawiał wrażenie, jakby nic z tego nie miało miejsca. Zupełnie dał się porwać w wir pracy, osiągnął sukces, znalazł żonę, zaczął żyć własnym życiem. Takim, jakiego od zawsze pragnął, a jakiego nie mogła mu dać.
Z piersi wydziera się ciche westchnienie, gdy męskie ramiona pochwycają ją w objęcia. Umysł płata figle i zachęca do złego, przed czym wcale nie chce się bronić. Lgnie do niego niczym ćma do palącego światła, pozwalając sobie na słabość kolejnego pocałunku. Wraz z zaciskającą się na plecach ręką zauważa przebiegający przez ciało dreszcz ekscytacji, radość ze spełnienia utajnionych pragnień.
Odsuwa się tylko odrobinę, spijając słodkie słowa z jego ust.
Niech dzisiaj będzie tylko dla nas.
Nie tak wyobrażała sobie spotkanie, które tyczyć się miało wyłącznie konnej przejażdżki i kilku mentorskich uwag. Wymiana uprzejmości, parę niezobowiązujących, służących wyłącznie przełamaniu lodów żartów. Jeden uśmiech na pożegnanie i koniec — jakże przykry i rozczarowujący finał.
- Powiedz, że to nie dzieje się naprawdę - spomiędzy zaczerwienionych od pocałunków warg szeptem wydobywa się prośba. Bo o ileż łatwiej byłoby to przyjąć za fantazję, jaką można by skryć w odmętach umysłu i nigdy więcej nie wracać. Tyle że podobne obrazy pojawiały się u Merji w snach, zwłaszcza po spotkaniu na moście podczas Brón Trogain, dziś zamierzały się ziścić. Wciąż zaciska powieki, jakby w obawie, że zaraz cały piękny czar pryśnie. - To się nie wydarzyło. - Nadal obejmuje go ramionami bez zamiaru uwolnienia. Skoro rzeczywiście może go mieć tylko na moment przy sobie, niech będzie blisko. To wtedy spogląda w jego złote oczy i szuka w nich zrozumienia. Czy i on bije się z myślami i widzi, że to, co wyprawiają, jest złe? A może zmyślnie wodzi ją za nos, dostosowując podług swej woli i wykorzystuje jej słabości, manipulując z wprawą? Czy nie tym zajmuje się w pracy, przygotowywany doń przez długie lata ćwiczeń? A ona głupia poddaje się wszystkiemu z łatwością, po raz drugi mocząc stopy w tej samej wodzie — czy pozwoli sobie, by zanurzyć się głębiej? To nie byłby pierwszy raz, kiedy ryzykuje swoją reputacją, wdając się w romans z nieodpowiednim mężczyzną. Może się pochwalić fatalnym gustem, jak i rosnącą desperacją, przez lata trafiając na tych, z którymi nie ma przyszłości — z Theodorem włącznie. Traci już nadzieję na szczęśliwą przyszłość, łapiąc się marnych ochłapów uniesień serca, wyrwanych siłą z drobnych przyjemności. Nieodpowiednio lokuje uczucia, daje się ponieść chwilowym impulsom, by później pluć sobie w brodę i żałować. - Zostań… - W dziwny sposób wypowiada “przestań”, kiedy serce z umysłem stają w szranki, mierząc się w nierównej walce. - Tylko dzisiaj. - Bo jest doskonale świadoma, że na nic więcej nie może liczyć.
Merja Zabini
Merja Zabini
Zawód : Czarodziejskie Pogotowie Ratownicze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
hope
is the only thing
stronger than fear
OPCM : 2 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 21 +4
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12125-merja-zabini https://www.morsmordre.net/t12157-penelope#374243 https://www.morsmordre.net/t12164-merja-zabini#374667 https://www.morsmordre.net/f458-city-of-london-pokatna-38-2 https://www.morsmordre.net/t12131-merja-zabini#373315
Re: Stadnina koni [odnośnik]02.07.24 20:26
-Solas też tak mówił— wyrywa mi się zanim zdążę ugryźć się w język. Dlaczego to mi się wyrywa, to przecież do mnie niepodobne? Chyba dlatego, że słowo ogień w jej ustach podłożyło iskrę pod moją irytację, nienawidzę ognia, nie chcę myśleć o ogniu, nie chciałbym widzieć jej w ogniu, nawet jeśli to tylko metafora; a pod powiekami wciąż mam wspomnienie śmierci brata i pożar, którym skończył się Festiwal Lata. Odchrząkam prędko i choć nic już nie mówię to spoglądam na nią przepraszająco. Mieliśmy nie wracać do przeszłości. Tej, w której byliśmy razem, nago, w łóżku. Ale też tej, w której po śmierci brata i konflikcie z rodzicami pozostało mi tylko wsparcie Merji. Wspólne milczenie, jej dłoń na mojej skroni, smak jej ulubionego wina. Byłem już innym człowiekiem, silniejszym i potężniejszym, choć moja roztrzaskana przez nagłą śmierć brata rodzina już nigdy nie będzie taka sama. A ja nie mogę powiedzieć — nikomu, nie rodzicom, na pewno nie żonie — że choć zostałem dziedzicem Sallowów i pociągnę tą rodzinę do wielkości i zarobiłem dla tej rodziny na uznanie Czarnego Pana i złote medale (czego Solas nigdy by nie zrobił i ta świadomość boli), to ciągle czuję się jakbym dążył do tego wszystko nie tyle po trupach mugoli (czego się nie wstydzę), co budując na popiołach pierworodnego syna.
- Tęsknię za nim. - mówię, choć ona to wie. I choć nie chciała słyszeć tego, co powiem zaraz. - I tęskniłbym za tobą, gdyby coś ci się stało. - i tęskniłem za tobą, choć nie chcesz żebym powiedział to głośno. I tęsknię, wciąż tęsknię za Laylą, choć nie powiem tego nikomu, a jesteście takie podobne.
Zamykam oczy i całuję ją i nagle znów mam dwadzieścia lat i głowę bez uprzedzeń i żywego brata i czyste sumienie. Całuję ją namiętniej i teraz znów całujemy się w czasach pokoju i przed końcem świata; znów znajduję w jej ustach ucieczkę od własnych problemów i tym razem również od odpowiedzialności i jeszcze jej nie skrzywdziłem. Wplatam palce w jej włosy, ona drży lekko w odpowiedzi na moją bliskość i orientuję się, że jesteśmy jednak teraz i dzisiaj, poranieni na nowe sposoby i jeszcze zachłanniejsi niż wcześniej. Otwieram oczy, słysząc jej słowa. Desperackie, emocjonalne, czy sprytne? Chciałem usłyszeć takie słowa.
- To się nigdy nie wydarzyło. - szepczę i tylko resztki przyzwoitości powstrzymują mnie przed uśmiechem lub okazaniem satysfakcji. To się nigdy nie wydarzyło, nigdy nie powiemy nikomu, to będzie nasza tajemnica. Który mężczyzna nie chciałby usłyszeć tego od kobiety, którą całuje pomimo obrączki na palcu? Który ma takie szczęście, by to ona obiecała mu coś podobnego, niesprowokowana, bez jego nacisków? Spoglądam jej w oczy z cichą obietnicą. Nasza reputacja będzie bezpieczna. Merlinie, mógłbym przecież nawet zmienić wspomnienia komukolwiek, kto by nas nakrył (no dobrze, nie mógłbym tak łatwo, ale to przyjemna myśl, podniecająca).
- Odprowadźmy konię, odprawię Dirka do domu - gdzie powinna być Valerie, niech powie jej, że pracuję dłużej, bezpieczny w murach Ministerstwa. O, jeszcze rzuci na mnie Sphaessecito i nierozpoznany, zapomniany, podążę za Merją dokądkolwiek dziś zechce. Gdzie teraz mieszka? - zastanawiam się. Pogoda sprzyja, czy powinniśmy zgubić się między drzewami? Nie lubię łona natury, ale zrobiłbym to dla niej, dzisiaj. - i zostanę, zostanę. - szepczę, uśmiechając się coraz szerzej, coraz lżej, jakby świat wyblakły od popiołów komety znów nabrał kolorów. Zsuwam dłonie z jej talii, łapię ją za dłonie. Unoszę jej prawą rękę do moich ust i całuję, patrząc jej w oczy. Nigdy nie dałem jej pierścionka, nigdy nie dam jej przyszłości, ale mogę obiecać jej przynajmniej szacunek, wspólne chwile uniesień, chwilę ciepła, chwilę zapomnienia. Wmawiam sobie — wygodnie i naturalnie, tak jak wmawiam innym ministerialną propagandę – że Merja potrzebuje tego równie mocno jak ja, że wcale nie wykorzystuję znowu jej ufności.

/zt x 2 :pwease:


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Stadnina koni - Page 5 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

Stadnina koni
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach