Tor wyścigów konnych Royal Ascot
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Tor wyścigów konnych Royal Ascot
W Ascot organizowane są najbardziej prestiżowe wyścigi konne świata już od ponad 250 lat. Pośród obserwatorów zasiada wielu czarodziejskich arystokratów jako ciekawostkę traktując również obecność mugolskiej rodziny królewskiej. Dla dam jest to prawdziwa rewia mody, szczególny nacisk kładzie się na toczki i kapelusze. W biegach biorą udział najlepsze konie pełnej krwi angielskiej z całego świata.
Nieco dalej, za niewielkim wzgórzem, znajduje się także ukryty przed mugolami podniebny tor wyścigowy skrzydlatych wierzchowców. Za najbardziej prestiżowe uważa się zmagania aetonanów; najlepsze z tych rumaków pochodzą ze stajni Carrowów.
Wyścigi koni, skrzydlatych lub nie: Postaci przez trzy kolejki rzucają kością k100. Do rzutu dodaje się bonus (lub karę) przysługujący z biegłości ONMS, gdyż osoba bardziej znająca się na zwierzętach łatwiej zauważy zwierzę, które ma największe szanse na zwycięstwo. Zwycięża koń, na którego postawiła osoba, która wyrzuciła wyższą łączną sumę z trzech kolejek. Aktualna przewaga rzutów pokazuje aktualne rozłożenie sił na torze
Lokacja zawiera kościNieco dalej, za niewielkim wzgórzem, znajduje się także ukryty przed mugolami podniebny tor wyścigowy skrzydlatych wierzchowców. Za najbardziej prestiżowe uważa się zmagania aetonanów; najlepsze z tych rumaków pochodzą ze stajni Carrowów.
Wyścigi koni, skrzydlatych lub nie: Postaci przez trzy kolejki rzucają kością k100. Do rzutu dodaje się bonus (lub karę) przysługujący z biegłości ONMS, gdyż osoba bardziej znająca się na zwierzętach łatwiej zauważy zwierzę, które ma największe szanse na zwycięstwo. Zwycięża koń, na którego postawiła osoba, która wyrzuciła wyższą łączną sumę z trzech kolejek. Aktualna przewaga rzutów pokazuje aktualne rozłożenie sił na torze
Dlatego Morgoth wydawał się być Travisowi wiarygodnym źródłem wiedzy. On sam obracał się w salonowym towarzystwie, nierzadko słysząc różne plotki, które zapadały mu w pamięci. Mógł mieć zakrzywiony osąd tyczący się tej sprawy, dlatego też potrzebował kogoś, kto jednocześnie stoi z boku, lecz też ma pojęcie o pracy w rezerwacie. Greengrass wyraźnie się ucieszył, kiedy Yaxley przystanął na jego propozycję. Poczuł, jakby część ciężarów zsuwała się z jego nadwyrężonych barków wprost na zmarzniętą ziemię. Otoczoną piękną ułudą z zaklęć, gdzie nie było tak zimno jak w mugolskiej części torów wyścigowych. Żałował, że nie mógł zrzucić z siebie całego balastu, ale i tak odjęty ten niewielki w postaci pomocy nad rozwiązaniem sprawy smoczycy stanowił dla niego nie lada ulgę. Mógł zająć się zbieraniem w całość wszystkich podejrzeń, jakie miał w stosunku do wydarzeń z ostatniego miesiąca. Wyłuszczył je Morgo, licząc na zrozumienie. I wskazówki?
Łowca zastanowił się nad jego pytaniem, krocząc we wcześniej obranym kierunku.
- Nie wydaje mi się. Z drugiej strony miała ułamany jeden z kłów, lecz ten mógł skruszeć pod wpływem wielu czynników - odpowiedział zgodnie z prawdą kiedy przypomniał sobie wszystkie obrażenia znaleziona na gadzie. - Łusek też wielu nie miała, te mogły odpaść przez dosłownie wszystko, dlatego trudno coś jednoznacznie orzec. - Zwierzył się do końca, bezradnie rozkładając ręce w niemej niemożności podjęcia jakiejkolwiek decyzji. Że tak, to właśnie ta przyczyna, przez którą to się stało. Może przesadzał? Może to były oskarżenia prowadzące donikąd? Może zagalopował się w rozmyślaniach?
Zamilknął w końcu, przytakując swojemu towarzyszowi. Miał rację. Poczeka, aż to właśnie on pomyśli nad sprawą, tak na trzeźwo. Travis był za bardzo przejęty całą tą sytuacją, nie potrafił myśleć logicznie - bez emocji.
Kiedy obstawili, skoncentrowali się na podniebnym wyścigu, zwieńczony pokonywaniem przeszkód na ziemi. Niestety, żaden z obstawianych przez panów aetonanów nie wygrał dzisiejszej gonitwy. Widocznie nie warto stawiać na przesadny spokój lub przesadną żywiołowość, a za to odnaleźć złoty środek.
zt x2
Łowca zastanowił się nad jego pytaniem, krocząc we wcześniej obranym kierunku.
- Nie wydaje mi się. Z drugiej strony miała ułamany jeden z kłów, lecz ten mógł skruszeć pod wpływem wielu czynników - odpowiedział zgodnie z prawdą kiedy przypomniał sobie wszystkie obrażenia znaleziona na gadzie. - Łusek też wielu nie miała, te mogły odpaść przez dosłownie wszystko, dlatego trudno coś jednoznacznie orzec. - Zwierzył się do końca, bezradnie rozkładając ręce w niemej niemożności podjęcia jakiejkolwiek decyzji. Że tak, to właśnie ta przyczyna, przez którą to się stało. Może przesadzał? Może to były oskarżenia prowadzące donikąd? Może zagalopował się w rozmyślaniach?
Zamilknął w końcu, przytakując swojemu towarzyszowi. Miał rację. Poczeka, aż to właśnie on pomyśli nad sprawą, tak na trzeźwo. Travis był za bardzo przejęty całą tą sytuacją, nie potrafił myśleć logicznie - bez emocji.
Kiedy obstawili, skoncentrowali się na podniebnym wyścigu, zwieńczony pokonywaniem przeszkód na ziemi. Niestety, żaden z obstawianych przez panów aetonanów nie wygrał dzisiejszej gonitwy. Widocznie nie warto stawiać na przesadny spokój lub przesadną żywiołowość, a za to odnaleźć złoty środek.
zt x2
WHEN OUR WORDS COLLIDE
| 23 kwietnia
Zasiadając w eleganckiej loży, obrzucił ukradkowym spojrzeniem pozostałych gości, witając ich uprzejmym skinieniem głowy. Nie było potrzeby wymieniać zbędnych uprzejmości w miejscu, gdzie wszyscy znali się z towarzyskich rautów i przyjęć organizowanych bez okazji. Uniesienie kącików warg i krótkie zawieszenie dwóch spojrzeń wystarczało, by okazać grzeczność, wszak zdaniem Cassiusa nie był to czas i miejsce na prowadzenie szerokich dysput. Nie teraz, kiedy wyścig miał rozpocząć się lada moment.
Swoje miejsce znalazł w górnej części loży, zajmując obite miękkim materiałem siedzisko tuż obok znanej mu osobistości. Wyjątkowo nieelegancką brodę dostrzegało się z daleka i wiązało z bardzo konkretnym miłośnikiem prawdy, jeśli Cassius już w jakiś sposób przyrównywał kogoś do swoich standardów.
— Magnusie — rzekł cichcem, nachylając się w stronę mężczyzny. — Wnioskuję, że przybyłeś tutaj ocenić walory ogierów, nie zachowanie tych, których mamy przed sobą — kontynuował półgębkiem, rzucając przelotne spojrzenie na pozostałych gości loży, nieco dłużej świdrując wzrokiem starszego czarodzieja w odrobinę wyświechtanej szacie.
— Absolutnie nie rozumiem, jak komuś nie wstyd pokazać się w czymś takim — skomentował szeptem. — Może to nie jest najlepsza okazja, by pokazywać swoje najdroższe szaty, ale wypadałoby uszanować estetykę pozostałych, jeśli już zamierzało się z nimi obcować. Z pewnością zaczytuje się w tym niewartym knuta szmatławcu, Proroku Codziennym. Przejaw ignorancji i ślepoty spływa po jego twarzy jak woda po kaczce. Tylko spójrz, jak niezdarnie uśmiecha się do żony starego McKinnona. Nikt mu nie powiedział, że to niewłaściwe miejsce na przelotne romanse. Może powinniśmy go uświadomić i wysłać sowę? — Nie chciał mówić, że chodziło mu o kolejny szmatławiec pod nazwą Czarownica, jednak był przekonany, że dwuznaczność wypowiedzi zostanie odebrana w odpowiedni sposób. Znał Magnusa wystarczająco dobrze, by być przekonanym o jego błyskotliwym spojrzeniu i równie ciętej ripoście, choć wolałby, aby ten dzień nie przerodził się w burdę, zanim konie nie opuszczą boksów.
— Kogo obstawiłeś? — spytał, strzelając spojrzeniem w stronę ogiera z numerem sześć. Arystokratyczna ciekawość cisnęła na jego usta słowa, które postanowił zagłuszyć trąceniem ramienia czarodzieja przed sobą, by przywitać go krótkim uściskiem dłoni.
Zasiadając w eleganckiej loży, obrzucił ukradkowym spojrzeniem pozostałych gości, witając ich uprzejmym skinieniem głowy. Nie było potrzeby wymieniać zbędnych uprzejmości w miejscu, gdzie wszyscy znali się z towarzyskich rautów i przyjęć organizowanych bez okazji. Uniesienie kącików warg i krótkie zawieszenie dwóch spojrzeń wystarczało, by okazać grzeczność, wszak zdaniem Cassiusa nie był to czas i miejsce na prowadzenie szerokich dysput. Nie teraz, kiedy wyścig miał rozpocząć się lada moment.
Swoje miejsce znalazł w górnej części loży, zajmując obite miękkim materiałem siedzisko tuż obok znanej mu osobistości. Wyjątkowo nieelegancką brodę dostrzegało się z daleka i wiązało z bardzo konkretnym miłośnikiem prawdy, jeśli Cassius już w jakiś sposób przyrównywał kogoś do swoich standardów.
— Magnusie — rzekł cichcem, nachylając się w stronę mężczyzny. — Wnioskuję, że przybyłeś tutaj ocenić walory ogierów, nie zachowanie tych, których mamy przed sobą — kontynuował półgębkiem, rzucając przelotne spojrzenie na pozostałych gości loży, nieco dłużej świdrując wzrokiem starszego czarodzieja w odrobinę wyświechtanej szacie.
— Absolutnie nie rozumiem, jak komuś nie wstyd pokazać się w czymś takim — skomentował szeptem. — Może to nie jest najlepsza okazja, by pokazywać swoje najdroższe szaty, ale wypadałoby uszanować estetykę pozostałych, jeśli już zamierzało się z nimi obcować. Z pewnością zaczytuje się w tym niewartym knuta szmatławcu, Proroku Codziennym. Przejaw ignorancji i ślepoty spływa po jego twarzy jak woda po kaczce. Tylko spójrz, jak niezdarnie uśmiecha się do żony starego McKinnona. Nikt mu nie powiedział, że to niewłaściwe miejsce na przelotne romanse. Może powinniśmy go uświadomić i wysłać sowę? — Nie chciał mówić, że chodziło mu o kolejny szmatławiec pod nazwą Czarownica, jednak był przekonany, że dwuznaczność wypowiedzi zostanie odebrana w odpowiedni sposób. Znał Magnusa wystarczająco dobrze, by być przekonanym o jego błyskotliwym spojrzeniu i równie ciętej ripoście, choć wolałby, aby ten dzień nie przerodził się w burdę, zanim konie nie opuszczą boksów.
— Kogo obstawiłeś? — spytał, strzelając spojrzeniem w stronę ogiera z numerem sześć. Arystokratyczna ciekawość cisnęła na jego usta słowa, które postanowił zagłuszyć trąceniem ramienia czarodzieja przed sobą, by przywitać go krótkim uściskiem dłoni.
We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Pewniej niż w siodle czuł się na ziemi, przez kunsztownie wykonaną lornetkę obserwując walory potężnych aetonanów, rozpiętość ich rozłożystych skrzydeł, rozbudowane mięśnie, drżące i skraplające się potem podczas forsującego lotu oraz miękkie grzywy, majestatycznie unoszone przez podmuchy zimnego wiatru. Po kolejnym męczącym dniu, będącym częścią składową kolejnego męczącego tygodnia, liczącego się w kolejnym męczącym miesiącu - Magnus wolał wygodnie umościć się w eleganckiej loży, odgrodzonej od pozostałych miejsc szkarłatną szarfą, rozprostować nieco obolałe nogi i po prostu relaksować się pośród tłumu możnych i próżnych, w otoczeniu setki okrzyków i rżenia szlachetnych rumaków. Miał w planach samotny wieczór, stracenie ciężkiego worka galeonów (czuł, jak mu zawadza i kłuje w pierś), wypalenie kilku cygar, może zamianę paru słów z lordem Crouchem, zawsze trzymającym w zanadrzu ciekawe anegdotki; nagroda za stresującą pracę i chwilowe oderwanie od priorytetów, mącących mu w głowie nieustannie. Wzywały go po imieniu, odzywając się znajomym głosem - czyżby już definitywnie zdiagnozował u siebie szaleństwo? Jeśli tylko mógł ufać swojej (wariata?) opinii? - przy czym jednak Rowle zdołał się zreflektować, że właśnie stanął oko w oko z Cassiusem. Kolejny Nott, do którego żywił pewną słabość.
-Pod sobą, Cassiusie, pod sobą - poprawił mężczyznę, nie kłopocząc się ze zdjęciem stóp z zagłówka fotela. Miał takie prawo, a loża była w tym momencie cała dla nich, jak większość tych obitych purpurą, zapełniona jedynie pojedynczymi sylwetkami - jeśli jeszcze nie teraz, to już wkrótce - dodał pewnie, nie wątpiąc w swą optymistyczną prognozę przyszłości, w której tak dokładnie wyrysowały się podziały na klasę wyższą oraz podludzi. Reszta, niegodna tak wspomnienia, jak i eksterminacji, mogła egzystować w ciszy.
-Jak zwykle pełen ogłady i tej nonszalanckiej frywolności. Nawet sposób, w jaki obrażasz tych biedaków może sprawić przyjemność - odparł, nie mogąc oprzeć się pokusie pokpienia z retoryki Notta. Dużo ciekawszej i bardziej przekonywującej od jego własnej - przypuszczam, że tak oćwiczone przez ciebie panny chętnie przepraszają cię za impertynencję. I błagają o wybaczenie? - spytał, unosząc lekko brew. Zetknął się z potencjałem Notta, polubił ten styl, nie czując absolutnie żadnych oporów przed daniem upustu swym nieszkodliwym fantazjom - muszę cię zmartwić, lecz daleko mi do twej subtelności - dodał, ze smutkiem kręcąc głową, choć jednocześnie wzruszał lekceważąco ramionami. W ogóle nie żałował swego nieokrzesania - naplułbym mu w twarz, sugerując że ewentualnie do wycierania plwocin nadaje się Prorok, może wymsknęłoby mi się, że żona McKinnona przyprawia mu rogi z każdym, wyżej postawionym od męża urzędnikiem, co wcale nie jest takie trudne. Kiepski ze mnie kłamca - dodał, prawie zmartwiony, choć nieco niezgrabnego czarodzieja chętnie wywlókłby z toru za poły szaty. Nie miał nastroju na pertraktacje.
-Gniadosza z dwójką. Oczekuję zaskoczenia - odparł, wskazując na swego czempiona, który nawet i jemu zdawał się nieco niemrawy - chętny na prywatny zakład? - rzucił, uśmiechając się kpiąco i częstując Notta cygarem ze srebrnej papierośnicy.
-Pod sobą, Cassiusie, pod sobą - poprawił mężczyznę, nie kłopocząc się ze zdjęciem stóp z zagłówka fotela. Miał takie prawo, a loża była w tym momencie cała dla nich, jak większość tych obitych purpurą, zapełniona jedynie pojedynczymi sylwetkami - jeśli jeszcze nie teraz, to już wkrótce - dodał pewnie, nie wątpiąc w swą optymistyczną prognozę przyszłości, w której tak dokładnie wyrysowały się podziały na klasę wyższą oraz podludzi. Reszta, niegodna tak wspomnienia, jak i eksterminacji, mogła egzystować w ciszy.
-Jak zwykle pełen ogłady i tej nonszalanckiej frywolności. Nawet sposób, w jaki obrażasz tych biedaków może sprawić przyjemność - odparł, nie mogąc oprzeć się pokusie pokpienia z retoryki Notta. Dużo ciekawszej i bardziej przekonywującej od jego własnej - przypuszczam, że tak oćwiczone przez ciebie panny chętnie przepraszają cię za impertynencję. I błagają o wybaczenie? - spytał, unosząc lekko brew. Zetknął się z potencjałem Notta, polubił ten styl, nie czując absolutnie żadnych oporów przed daniem upustu swym nieszkodliwym fantazjom - muszę cię zmartwić, lecz daleko mi do twej subtelności - dodał, ze smutkiem kręcąc głową, choć jednocześnie wzruszał lekceważąco ramionami. W ogóle nie żałował swego nieokrzesania - naplułbym mu w twarz, sugerując że ewentualnie do wycierania plwocin nadaje się Prorok, może wymsknęłoby mi się, że żona McKinnona przyprawia mu rogi z każdym, wyżej postawionym od męża urzędnikiem, co wcale nie jest takie trudne. Kiepski ze mnie kłamca - dodał, prawie zmartwiony, choć nieco niezgrabnego czarodzieja chętnie wywlókłby z toru za poły szaty. Nie miał nastroju na pertraktacje.
-Gniadosza z dwójką. Oczekuję zaskoczenia - odparł, wskazując na swego czempiona, który nawet i jemu zdawał się nieco niemrawy - chętny na prywatny zakład? - rzucił, uśmiechając się kpiąco i częstując Notta cygarem ze srebrnej papierośnicy.
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zgadzał się z nim absolutnie co do tego, że to im, arystokratom, przypadało pierwsze miejsce w szeregu. Nie miał ku temu choćby cienia wątpliwości. Inna rzeczywistość nie mogła mieć miejsca w ich świecie. Cassius doskonale zdawał sobie sprawę z wagi słów, którymi obrzucali siedzą niżej hołotę. Mniej eleganckie słowo nie wyszłoby z jego ust, gdyby nie uraczył się solidną dawką ognistej whiskey, co w gruncie rzeczy nie miało aż tak wielkiego znaczenia, skoro ich rozmowa tkwiła w sferze kulturalnych podszeptów i cynicznych uśmiechów. Umiejętnego unoszenia kącików ust nie mógł sobie odmówić, gdy kolejne zdania kierowały jego myśli w stronę tak brudnych postępków, których tak rzekomo brzydził się i zastrzegał, że arystokracja nie pozwalała sobie na tak niegodne zachowanie. Z drugiej strony pławił się w plotkach i domysłach, zawierając je niemal w każdej wypowiedzi, która miała większe znaczenie. Rozkoszował się elegancką i subtelną manipulacją równie mocno jak rzucaniem klątw znalezionych na stronicach ksiąg w ojcowskiej bibliotece, wszak jedno i drugie było dlań źródłem władzy równie mocno jak zajmowana pozycja w społeczeństwie.
— Przed, pod czy za nami — wymamrotał — dopóki to my jesteśmy nad nimi, jestem rad z naszej sytuacji. — Dokończył nieco głośniej, unosząc wzrok w stronę toru, by nie insynuować swych słów w stronę któregokolwiek z pozostałych, mniej szczęśliwych gości loży. Przez obecny tu motłoch wolał zostać odebrany obojętnie, dopóki nie kierował w czyjąś stronę jawnych inwektyw i tak długo zaznawał spokoju.
— Ależ skąd — odparł ze sztuczną uprzejmością. — Te biedaczki błagają o wybaczenie, kiedy tylko kącik mojej wargi znajdzie się ćwierć cala niżej niż pięć sekund wcześniej. — Zaśmiał się w głos, ocierając palcem nieistniejącą łzę rozbawienia. — Muszę jednak przyznać, że z biegiem lat, owe panny nie zmieniły się ani o jotę. Wciąż tkwią w swoim świecie pełnym książąt na białych rumakach, których poślubią. Nie zauważają zmarszczek na swoich twarzach ani zgryzoty, która sięga ich serc. Marnieją niczym drzewa pozbawione wody.
Poruszył barkami, imitując westchnienie, które tak nie przystawało lordowi przebywającemu pośród publiczności, jakby rzeczywiście przejmował się losem starych panien pozbawionych szansy na zamążpójście. Zupełnie jakby podobna sytuacja miała dotyczyć jego samego, co samo w sobie było absurdem niegodnym jednej myśli kogoś takiego jak on. Przecież elegancko unikał wszelkich zobowiązań, pełniąc swoje towarzyskie obowiązki z wdziękiem i gracją, siejąc mały zamęt pośród śmietanki znanej mu z każdego przyjęcia.
— Bez wątpienia sprowokowałbyś bójkę w trzy sekundy, Magnusie — uśmiechnął się cynicznie — a mimo to pozostaję rad, bowiem nie opuszcza mnie pewność, że ofiara zostałaby stłamszona na wszystkie sposoby w równie krótkim czasie. Tylko ty mógłbyś potraktować kogoś tak dosłownie... ale bardzo to doceniam. Mieć takie towarzysza pośród pospólstwa i motłochu to prawdziwy skarb. — Wyprostował się nieco, zakładając nogę na nogę i patrząc na nieskazitelną czystość własnych butów. Połyskująca czerń była tak piękna, gdy znajdowała się pośród innych, równie godnych barw, co skądinąd prowadziło do tego, na jaki numer obstawił worek galeonów.
— Kara dziewiątka. Wygląda na gotowego, by sięgnąć dziś po zwycięstwo. — Ujawnił swój zakład, biorąc cygaro między palce. Intensywny zapach nawiedził jego nozdrza, gdy cygaro znalazło się blisko ust i niemal znalazło się między zębami Cassiusa; prawie, bowiem zastygł w bezruchu, szeroko uśmiechając się w stronę Magnusa.
— Rzekłbym nawet, że byłby to przyjacielski zakład, Rowle — odparł z wyraźnym rozbawieniem. — Uznaj zakład za przyjęty, przyjacielu. — Dodał i wetknął cygaro w usta, by z wyraźnym zadowoleniem na twarzy odpalić tytoń i posmakować dużo bardziej wyrazistego dymu.
— Przed, pod czy za nami — wymamrotał — dopóki to my jesteśmy nad nimi, jestem rad z naszej sytuacji. — Dokończył nieco głośniej, unosząc wzrok w stronę toru, by nie insynuować swych słów w stronę któregokolwiek z pozostałych, mniej szczęśliwych gości loży. Przez obecny tu motłoch wolał zostać odebrany obojętnie, dopóki nie kierował w czyjąś stronę jawnych inwektyw i tak długo zaznawał spokoju.
— Ależ skąd — odparł ze sztuczną uprzejmością. — Te biedaczki błagają o wybaczenie, kiedy tylko kącik mojej wargi znajdzie się ćwierć cala niżej niż pięć sekund wcześniej. — Zaśmiał się w głos, ocierając palcem nieistniejącą łzę rozbawienia. — Muszę jednak przyznać, że z biegiem lat, owe panny nie zmieniły się ani o jotę. Wciąż tkwią w swoim świecie pełnym książąt na białych rumakach, których poślubią. Nie zauważają zmarszczek na swoich twarzach ani zgryzoty, która sięga ich serc. Marnieją niczym drzewa pozbawione wody.
Poruszył barkami, imitując westchnienie, które tak nie przystawało lordowi przebywającemu pośród publiczności, jakby rzeczywiście przejmował się losem starych panien pozbawionych szansy na zamążpójście. Zupełnie jakby podobna sytuacja miała dotyczyć jego samego, co samo w sobie było absurdem niegodnym jednej myśli kogoś takiego jak on. Przecież elegancko unikał wszelkich zobowiązań, pełniąc swoje towarzyskie obowiązki z wdziękiem i gracją, siejąc mały zamęt pośród śmietanki znanej mu z każdego przyjęcia.
— Bez wątpienia sprowokowałbyś bójkę w trzy sekundy, Magnusie — uśmiechnął się cynicznie — a mimo to pozostaję rad, bowiem nie opuszcza mnie pewność, że ofiara zostałaby stłamszona na wszystkie sposoby w równie krótkim czasie. Tylko ty mógłbyś potraktować kogoś tak dosłownie... ale bardzo to doceniam. Mieć takie towarzysza pośród pospólstwa i motłochu to prawdziwy skarb. — Wyprostował się nieco, zakładając nogę na nogę i patrząc na nieskazitelną czystość własnych butów. Połyskująca czerń była tak piękna, gdy znajdowała się pośród innych, równie godnych barw, co skądinąd prowadziło do tego, na jaki numer obstawił worek galeonów.
— Kara dziewiątka. Wygląda na gotowego, by sięgnąć dziś po zwycięstwo. — Ujawnił swój zakład, biorąc cygaro między palce. Intensywny zapach nawiedził jego nozdrza, gdy cygaro znalazło się blisko ust i niemal znalazło się między zębami Cassiusa; prawie, bowiem zastygł w bezruchu, szeroko uśmiechając się w stronę Magnusa.
— Rzekłbym nawet, że byłby to przyjacielski zakład, Rowle — odparł z wyraźnym rozbawieniem. — Uznaj zakład za przyjęty, przyjacielu. — Dodał i wetknął cygaro w usta, by z wyraźnym zadowoleniem na twarzy odpalić tytoń i posmakować dużo bardziej wyrazistego dymu.
We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Dyskusje z Cassiusem nosiły znamiona rodowych dysonansów - bądź co bądź, Nottowie prezentowali zdecydowanie złagodzoną wersję ostrych, szczypiących swą surowością poglądów Rowle'ów. Mimo tego panowie odnaleźli wspólny język, przymykając oko na te drobne różnice, zniwelowane do minimum, zatarte przez tak zdecydowaną postawę dziedzica Nottinghamshire. Mamienie się pustymi słówkami, aluzyjnymi frazesami w jego obecności traciło sens, zresztą Magnus nigdy nie bał się wyrzucić brutalnej prawdy prosto w twarz zaciekłego dyskutanta, zazwyczaj zapowietrzającego się z niespotykanej dosadności. Lubił to uczucie, przypominające rzucanie klątw w kogoś, kto zna ich brzmienie, lecz jest zbyt onieśmielony do skorzystania z tej mocy. Dziwił się ludziom-tchórzom, którzy zasłaniali się etykietą lub śmieszną w samym brzmieniu, moralnością, podczas gdy dla własnej wygody łamali ją w punktach najbardziej strategicznych, pozostając neutralnymi. Konflikt był już ścianą ognia, nie cofającą się, a prącą naprzód, zwyczajnie pochłaniającą wszystko na swej drodze, oszczędzając wyłącznie tych, którzy mieli szansę ocaleć. Lub spłonąć w potężniejszej pożodze. Takie rozwiązanie jawiło się dla Magnusa jako... satysfakcjonujące. Wyróżnienie walczących, pominięcie w memoriałach setki szarych duchów, wyznaczenie każdemu naturalnego miejsca, odpowiedniego z tytułu urodzenia, starań oraz zasług. Jeszcze dzierżył chwiejne naruszenia podstaw równowagi, lecz był wdzięczny za pasmo szerokiego materiału odgradzającego ich lożę od siedzeń biedaków. Za dużo zachodu, by tam się dostać, obiecywał sobie wszak relaks, jakiego nie chciał psuć mętnymi plamami krwi plugawego brudasa.
-Ja sam, przyznam, nie jestem dość kontent - odparł, nie kłopocząc się ze ściszaniem swego całkiem donośnego głosu. Ciepłą barwę barytonu mroził chłód, przez co wdzięczną uprzejmość przyjacielskiej wymiany myśli pokrywał ostry szron nieskrywanej nienawiści - póki mogą tu zasiadać z nami, póki nie respektują swojej niższości - uwypuklił, kompletnie obojętny na to, czy ktoś z rzędów poniżej słyszy to ubliżanie. Był arystokratą, był Rowle'em, był nietykalny - ponadto, znany z wygłaszania podobnych referatów wśród większego i ważniejszego audytorium niż zbieranina motłochu z ulicy, którym los szczęśliwie sypnął w ręce deszczem złota.
-Doskonałe wytresowanie - pochwalił, z wyraźnym rozbawieniem w głosie, bo maltretowanie dziewcząt znikąd przysporzyło mu wielu emocji; tajemnice skandynawskich wojaży pozostaną na całe szczęście ich cichą tajemnicą - choć kolana zdarte do krwi to nieco zbyt mało za takie uchybienie - podzielił się z nim swoją opinią, wsuwając cygaro między zęby i odpalając je od niechcenia końcem różdżki. Drażniący smak wypełnił płuca, uspokajając silnym, palonym aromatem najlepszego tytoniu - i dlatego właśnie potrzebują ciebie. Może nie tyle księcia, ile profesora - stwierdził, nieco kpiąco, nieco prawdziwie, gdyż przygody z Cassiusem mogły tak nadszarpnąć psychikę biednej, wrażliwej (i głupiutkiej) panienki, jak i nauczyć ją życia. Dar od losu, przy zaiste niewielkiej cenie, jaką było przełknięcie odrobiny upokorzenia. Nott i tak nie serwował swym damom jego prawdziwie gorzkiego smaku.
-Tak miernie mnie oceniasz? - burknął, udając poruszenie obstawionym wynikiem. T r z y sekundy. Parodia; miał w tym znacznie większe doświadczenie, aczkolwiek gotów był się założyć (oho, czy to już cug?), że tyle czasu wystarczyłoby do zakończenia bójki. Pięści nieco go swędziały - zawdzięczał to Daphne, lecz istniało tylko kilka kobiet, na które podniósł rękę i każda była dla niego ważna, więc kuzynka mogła jeszcze spać spokojnie - lecz w złym guście prezentowałoby się puszczenie ich w ruch - ze świecą szukać równie doskonałego kompana - powiedział, zachowując kamienną twarz - niezmiernie się cieszę, mogąc przyznać ci rację - dodał, już nie kryjąc drwiącego uśmiechu. Powstrzymał się z pochwałami - Nott narcyz nie mógł zdaje się wytrzymać chwili bez podziwu, bo już wpatrywał się we własne odbicie w wypolerowanych butach, błyskających po oczach zadziwiająco gładką czernią
-Dwadzieścia galeonów, mój druhu. Zróbmy to jak należy - stwierdził, zadowolony, wykładając zza pazuchy pękatą, brzęcząca sakiewkę. Rzucił ją w kierunku Cassiusa, licząc że ten zdoła ją złapać, po czym wypuścił kłąb dymu z tlącego się powoli cygara i zwrócił oczy na tor, gdzie rumaki niecierpliwie grzebały kopytami, oczekując na sygnał do wystrzelenia z boksów.
Zasady:
I tura - rzucamy kością k10 na start (wyjechanie z boksu) oraz k100 na szybkość podczas pierwszego odcinaka wyścigu
II tura (powietrzna) - rzucamy kością k100 oraz k6
III tura - rzucamy kością k10 na finisz oraz k100 na szybkość podczas ostatniego odcinka wyścigu
Interpretacja:
- wyższy wynik na k10 dodaje plus 10 do ogólnej sumy uzyskanych punktów (bonus jednorazowy)
- wyrzucenie 10 na k10 dodaje kolejne 10 punktów do ogólnej ich sumy
- wyrzucenie 1 na k10 oznacza potknięcie rumaka i odejmuje 10 od ogólnej sumy punktów
- wyrzucenie wyniku mniejszego od 4 na k6 oznacza pojawienie się na trasie aetonana lelków wróżebników, które swym krzykiem wywołały deszcz; graczowi przysługuje dodatkowy rzut k100 na zaklęcie Silencio (ST=65), jeśli mu się uda - nie otrzymuje kary, lelki się rozpraszają, pogoda się poprawia, jeśli nie - od ogólnego wyniku gracza odejmuje się 20 punktów
- wyrzucenie dwóch krytycznych porażek (na k10 jak i k100) oznacza upadek na ostatniej prostej i dyskwalifikację
- zwycięzcą jest osoba, która uzyskała więcej punktów po zsumowaniu trzech etapów
-Ja sam, przyznam, nie jestem dość kontent - odparł, nie kłopocząc się ze ściszaniem swego całkiem donośnego głosu. Ciepłą barwę barytonu mroził chłód, przez co wdzięczną uprzejmość przyjacielskiej wymiany myśli pokrywał ostry szron nieskrywanej nienawiści - póki mogą tu zasiadać z nami, póki nie respektują swojej niższości - uwypuklił, kompletnie obojętny na to, czy ktoś z rzędów poniżej słyszy to ubliżanie. Był arystokratą, był Rowle'em, był nietykalny - ponadto, znany z wygłaszania podobnych referatów wśród większego i ważniejszego audytorium niż zbieranina motłochu z ulicy, którym los szczęśliwie sypnął w ręce deszczem złota.
-Doskonałe wytresowanie - pochwalił, z wyraźnym rozbawieniem w głosie, bo maltretowanie dziewcząt znikąd przysporzyło mu wielu emocji; tajemnice skandynawskich wojaży pozostaną na całe szczęście ich cichą tajemnicą - choć kolana zdarte do krwi to nieco zbyt mało za takie uchybienie - podzielił się z nim swoją opinią, wsuwając cygaro między zęby i odpalając je od niechcenia końcem różdżki. Drażniący smak wypełnił płuca, uspokajając silnym, palonym aromatem najlepszego tytoniu - i dlatego właśnie potrzebują ciebie. Może nie tyle księcia, ile profesora - stwierdził, nieco kpiąco, nieco prawdziwie, gdyż przygody z Cassiusem mogły tak nadszarpnąć psychikę biednej, wrażliwej (i głupiutkiej) panienki, jak i nauczyć ją życia. Dar od losu, przy zaiste niewielkiej cenie, jaką było przełknięcie odrobiny upokorzenia. Nott i tak nie serwował swym damom jego prawdziwie gorzkiego smaku.
-Tak miernie mnie oceniasz? - burknął, udając poruszenie obstawionym wynikiem. T r z y sekundy. Parodia; miał w tym znacznie większe doświadczenie, aczkolwiek gotów był się założyć (oho, czy to już cug?), że tyle czasu wystarczyłoby do zakończenia bójki. Pięści nieco go swędziały - zawdzięczał to Daphne, lecz istniało tylko kilka kobiet, na które podniósł rękę i każda była dla niego ważna, więc kuzynka mogła jeszcze spać spokojnie - lecz w złym guście prezentowałoby się puszczenie ich w ruch - ze świecą szukać równie doskonałego kompana - powiedział, zachowując kamienną twarz - niezmiernie się cieszę, mogąc przyznać ci rację - dodał, już nie kryjąc drwiącego uśmiechu. Powstrzymał się z pochwałami - Nott narcyz nie mógł zdaje się wytrzymać chwili bez podziwu, bo już wpatrywał się we własne odbicie w wypolerowanych butach, błyskających po oczach zadziwiająco gładką czernią
-Dwadzieścia galeonów, mój druhu. Zróbmy to jak należy - stwierdził, zadowolony, wykładając zza pazuchy pękatą, brzęcząca sakiewkę. Rzucił ją w kierunku Cassiusa, licząc że ten zdoła ją złapać, po czym wypuścił kłąb dymu z tlącego się powoli cygara i zwrócił oczy na tor, gdzie rumaki niecierpliwie grzebały kopytami, oczekując na sygnał do wystrzelenia z boksów.
Zasady:
I tura - rzucamy kością k10 na start (wyjechanie z boksu) oraz k100 na szybkość podczas pierwszego odcinaka wyścigu
II tura (powietrzna) - rzucamy kością k100 oraz k6
III tura - rzucamy kością k10 na finisz oraz k100 na szybkość podczas ostatniego odcinka wyścigu
Interpretacja:
- wyższy wynik na k10 dodaje plus 10 do ogólnej sumy uzyskanych punktów (bonus jednorazowy)
- wyrzucenie 10 na k10 dodaje kolejne 10 punktów do ogólnej ich sumy
- wyrzucenie 1 na k10 oznacza potknięcie rumaka i odejmuje 10 od ogólnej sumy punktów
- wyrzucenie wyniku mniejszego od 4 na k6 oznacza pojawienie się na trasie aetonana lelków wróżebników, które swym krzykiem wywołały deszcz; graczowi przysługuje dodatkowy rzut k100 na zaklęcie Silencio (ST=65), jeśli mu się uda - nie otrzymuje kary, lelki się rozpraszają, pogoda się poprawia, jeśli nie - od ogólnego wyniku gracza odejmuje się 20 punktów
- wyrzucenie dwóch krytycznych porażek (na k10 jak i k100) oznacza upadek na ostatniej prostej i dyskwalifikację
- zwycięzcą jest osoba, która uzyskała więcej punktów po zsumowaniu trzech etapów
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Magnus Rowle' has done the following action : rzut kością
#1 'k100' : 55
--------------------------------
#2 'k10' : 10
#1 'k100' : 55
--------------------------------
#2 'k10' : 10
Ostry, gryzący dym spowijał twarz Cassiusa przez dłuższą chwilę, czyniąc z niego postać na kształt ducha o wyraźnej marsowej minie, nim postanowił dmuchnąć powietrzem, posyłając gęstą smugę przed siebie, z cichym zadowoleniem obserwując przyjmowane przez nią kształty. W smudze tej dostrzegał płomień, oczami wyobraźni dopowiadając sobie szatańską pożogę trawiącą tych, którzy śmieli przeciwstawiać się ideom czystej krwi, którzy walczyli o złamanie zasad trzymających czarodziejską społeczność w całości. Nic tak nie wytrącało Notta z równowagi, jak zaburzenie osiągniętej równowagi. I nic równie mocno nie motywowało go do działania, choć w tym wypadku własne słowa(jak i te wypowiedziane przez Magnusa) dawały mu iskrę, dzięki której nie miałby skrupułów wznieść pożogi w tym miejscu i puścić wszystko z dymem.
— Już niedługo, Magnusie, zajmą należne im miejsce — odparł półgębkiem. — Zostanie po nich proch rozwiany przez wiatr. Nic więcej, Magnusie. Nic więcej. — Mimo cichego tonu, jakim wypowiadał te słowa, nie sposób było nie usłyszeć zapału i siły rzuconego postanowienia. Toczące się w żyłach ożywienie wymieszane z szaleństwem podsycało ogień nienawiści i właściwie Cassius mógłby tu i teraz przystąpić do działań mających na celu przywrócenie równowagi. Wewnętrzne wrzenie niemal zżerało go od środka, lecz twarz wyrażała jedynie zadowolenie ze słów, które padały pośród uszu pospólstwa. Nic jednak nie stało na przeszkodzie, by usłyszeli kilka niewinnych sformułowań. Epitety, czy dużo gorsze inwektywy kierowane w stronę szlam, czy innych mieszańców padały już nie raz z ust arystokracji i nikt nie śmiał sprzeciwić się obelgom otwarcie. Żadna propaganda nie była w stanie zniszczyć tego, co było fundamentem świata, męskiej władzy i posłuszeństwa kobiet wobec nich. Nic też nie mógł poradzić, że korzystał ze swoich przywilejów, manipulując niewinnym sercem, bowiem dla niego najważniejszy pozostawał fakt, że nie czuł jakichkolwiek wyrzutów sumienia.
— To nie brak wiary w twe umiejętności, Magnusie, lecz czysty pragmatyzm. Nie sądzę, by ktoś naszego pokroju musiał zakasać rękawy, wszak zajmuje to dłużej niż wspomniane trzy sekundy.
Dlaczego miałbyś kalać swą szatę plugastwem i brudem? — spytał, teatralnie wzruszając ramionami. Nie miał Magnusowi za złe poruszenia, które istotnie wywołał. Słowa te jednak były niczym więcej niż, zdaniem Cassiusa, celną uwagą wynoszącą ego Rowle'a wyżej, lecz nie zawsze trafiał w punkt.
Jednak w tym momencie brzęk sakwy wypełnionej galeonami zdawał się przykuwać uwagę dużo bardziej niż słowa. Worek znalazł się w dłoni Notta dość miękko jak na jego zawartość i został potraktowany po macoszemu. Nie istniała potrzeba, by sprawdzać sumę.
— Zatem dwadzieścia galeonów — odezwał się i sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki, aby wyjąć podobnych rozmiarów sakiewkę, którą wręczył Magnusowi. — Co sądzisz o butelce dobrego wina... ewentualnie czegoś mocniejszego później? — Zapytał jeszcze, nim sięgnął po kolejną porcję gęstego dymu i utkwił wzrok w torze.
— Już niedługo, Magnusie, zajmą należne im miejsce — odparł półgębkiem. — Zostanie po nich proch rozwiany przez wiatr. Nic więcej, Magnusie. Nic więcej. — Mimo cichego tonu, jakim wypowiadał te słowa, nie sposób było nie usłyszeć zapału i siły rzuconego postanowienia. Toczące się w żyłach ożywienie wymieszane z szaleństwem podsycało ogień nienawiści i właściwie Cassius mógłby tu i teraz przystąpić do działań mających na celu przywrócenie równowagi. Wewnętrzne wrzenie niemal zżerało go od środka, lecz twarz wyrażała jedynie zadowolenie ze słów, które padały pośród uszu pospólstwa. Nic jednak nie stało na przeszkodzie, by usłyszeli kilka niewinnych sformułowań. Epitety, czy dużo gorsze inwektywy kierowane w stronę szlam, czy innych mieszańców padały już nie raz z ust arystokracji i nikt nie śmiał sprzeciwić się obelgom otwarcie. Żadna propaganda nie była w stanie zniszczyć tego, co było fundamentem świata, męskiej władzy i posłuszeństwa kobiet wobec nich. Nic też nie mógł poradzić, że korzystał ze swoich przywilejów, manipulując niewinnym sercem, bowiem dla niego najważniejszy pozostawał fakt, że nie czuł jakichkolwiek wyrzutów sumienia.
— To nie brak wiary w twe umiejętności, Magnusie, lecz czysty pragmatyzm. Nie sądzę, by ktoś naszego pokroju musiał zakasać rękawy, wszak zajmuje to dłużej niż wspomniane trzy sekundy.
Dlaczego miałbyś kalać swą szatę plugastwem i brudem? — spytał, teatralnie wzruszając ramionami. Nie miał Magnusowi za złe poruszenia, które istotnie wywołał. Słowa te jednak były niczym więcej niż, zdaniem Cassiusa, celną uwagą wynoszącą ego Rowle'a wyżej, lecz nie zawsze trafiał w punkt.
Jednak w tym momencie brzęk sakwy wypełnionej galeonami zdawał się przykuwać uwagę dużo bardziej niż słowa. Worek znalazł się w dłoni Notta dość miękko jak na jego zawartość i został potraktowany po macoszemu. Nie istniała potrzeba, by sprawdzać sumę.
— Zatem dwadzieścia galeonów — odezwał się i sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki, aby wyjąć podobnych rozmiarów sakiewkę, którą wręczył Magnusowi. — Co sądzisz o butelce dobrego wina... ewentualnie czegoś mocniejszego później? — Zapytał jeszcze, nim sięgnął po kolejną porcję gęstego dymu i utkwił wzrok w torze.
We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cassius P. Nott' has done the following action : rzut kością
#1 'k100' : 34
--------------------------------
#2 'k10' : 5
#1 'k100' : 34
--------------------------------
#2 'k10' : 5
Niedopowiedzenia pozostawiał ewentualnie na grunt niezbadany jeszcze na tyle, by dawać w niego nura i od razu rzucać się na pełną głębokość. Wygodnie rozwalony na miękkich fotelach w eleganckiej loży, odgrodzonej od pospolitej ciżby i w doborowym towarzystwie - jednego, właściwego człowieka - mógł pozwolić sobie nie tylko na całkowitą swobodę, ale i na nutę ekstrawagancji. Na razie słowne ekscesy stanowiły zapowiedź, ot, pieśń chóru na wejście, wieszczącą intensywną tragedię zamkniętą w kilku aktach. Był pełen motywacji, ikry: rozpierała go diabelna moc, tyleż twórcza co i destrukcyjna. Zapoczątkowanie nowego świata na gruzach starych porządków, prędko postępująca rewolucja, idąca w toku tak szybko, że stare plamy krwi nie zdążyły wyschnąć, a już barwiły się na powrót królewską purpurą.
-Wybicie do nogi skutkowałoby dla przykładu - zaoponował leniwie, z samczym zadowoleniem na brodatym obliczu, wydychając ciemnoszary kłąb mocnego, tytoniowego dymu i kątem oka obserwując przygotowujące się do startu aetonany - szarańczę należy okiełznać, dopiero w przypadkach beznadziejnych wytępić. Łatwość szafowania takimi wyrokami doprowadziłaby do zasypania tym pyłem, a i tak zbyt wiele oblepia mi buty - zauważył lekko, rad, że zapewne delikatny pogłos tych słów dojdzie uszu biednych proletariuszy. Niemających jednak na tyle przyzwoitości, by z podkulonymi ogonami czmychnąć z widowni. Nott miał dobre intencje, drzemał w nim potencjał magiczny, opowiedział się po słusznej stronie - Magnus mógł więc bez przeszkód kuć to żelazo, póki gorące i dzielić się z nim swymi spostrzeżeniami. Uprzywilejowani do wydawania sądów i jawnego orzekania, wciąż zachowali nieco odebranej im przed laty boskości, z nieco chybotliwego piedestału (którego grunt powoli poddawali utwardzeniu) rozrządzając kapryśnie co bardziej spolegliwymi jednostkami. Taka władza nie nasycała, ot przystawka przed daniem głównym: rzuceniem na kolana mugoli oraz szlam - tym zresztą odebranie różdżek wyszłoby a zdrowie - ku uzdrowieniu trzęsącego się w febrze społeczeństwa słusznej krwi. Co wymagało ubrudzenia rąk.
-Jak bardzo stracę w twoich oczach - urwał, nie kryjąc kpiącego tonu oraz drwiącego uśmiechu, nieśpiesznie rozciągającego się na wąskie wargi. Roziskrzone oczy zabarwiły się złotymi plamkami na tęczówce, przeżerając łagodny, miodowy kolor odcieniami zieleń, jaśniejąc instynktownie na sygnał awantur - jeśli przyznam, że prostackie bójki są mi całkiem bliskie? - zagadnął, nie czekając jednakowoż z napięciem na werdykt Cassiusa, jakby ten był co najmniej sędzią Wizengamotu. Rowle nigdy nie wyeliminował porywczości ze swego charakteru i choć pokryła ją patyna statecznego ojca i męża, to nadal drzemała w nim chęć do sprawdzenia się - wiesz, to zupełny inny rodzaj adrenaliny, inny satysfakcja. Dosłownie można poczuć krew na rękach, a to nie będzie dla mnie nigdy powodem do ujmy - skwitował wesoło i beztrosko, jakby właśnie komentował wystawę prac wyjątkowo zdolnego artysty, trafiającego prosto w punkt jego artystycznego gustu. Dość... ograniczonego, skupionego obecnie na fizycznej pracy pędzących rumaków. Poruszające się więzadła mięśni, krople potu osiadającego na zgrabnych szyjach, drżące z wysiłku chrapy; lornetka pozwalała mu na spostrzeżenie ulubionych szczegółów, czyniących wyścig jeszcze bliższym.
-Wolałbym kawę, jeśli pozwolisz. Ostatnio każde formalne spotkanie finiszuje przy butelce, a to niekoniecznie dobry zwyczaj - wyjaśnił, prezentując jednocześnie alternatywę. Mogli pójść w tango miastem, zaszyć się w Cheshire lub odwiedzić lasy Notthingham, z pewnością równie gościnne, jak i sam ich dziedzic. Konie jednak ruszyły i Magnus z napięciem obserwował pierwszą część zmagań; jego typ spisał się lepiej, aniżeli myślał, bo choć nie przodował w trójce najbardziej rączych koni, to wyprzedził karego aetonana obstawionego przez Cassiusa i rozwinął skrzydła do lotu.
-Wybicie do nogi skutkowałoby dla przykładu - zaoponował leniwie, z samczym zadowoleniem na brodatym obliczu, wydychając ciemnoszary kłąb mocnego, tytoniowego dymu i kątem oka obserwując przygotowujące się do startu aetonany - szarańczę należy okiełznać, dopiero w przypadkach beznadziejnych wytępić. Łatwość szafowania takimi wyrokami doprowadziłaby do zasypania tym pyłem, a i tak zbyt wiele oblepia mi buty - zauważył lekko, rad, że zapewne delikatny pogłos tych słów dojdzie uszu biednych proletariuszy. Niemających jednak na tyle przyzwoitości, by z podkulonymi ogonami czmychnąć z widowni. Nott miał dobre intencje, drzemał w nim potencjał magiczny, opowiedział się po słusznej stronie - Magnus mógł więc bez przeszkód kuć to żelazo, póki gorące i dzielić się z nim swymi spostrzeżeniami. Uprzywilejowani do wydawania sądów i jawnego orzekania, wciąż zachowali nieco odebranej im przed laty boskości, z nieco chybotliwego piedestału (którego grunt powoli poddawali utwardzeniu) rozrządzając kapryśnie co bardziej spolegliwymi jednostkami. Taka władza nie nasycała, ot przystawka przed daniem głównym: rzuceniem na kolana mugoli oraz szlam - tym zresztą odebranie różdżek wyszłoby a zdrowie - ku uzdrowieniu trzęsącego się w febrze społeczeństwa słusznej krwi. Co wymagało ubrudzenia rąk.
-Jak bardzo stracę w twoich oczach - urwał, nie kryjąc kpiącego tonu oraz drwiącego uśmiechu, nieśpiesznie rozciągającego się na wąskie wargi. Roziskrzone oczy zabarwiły się złotymi plamkami na tęczówce, przeżerając łagodny, miodowy kolor odcieniami zieleń, jaśniejąc instynktownie na sygnał awantur - jeśli przyznam, że prostackie bójki są mi całkiem bliskie? - zagadnął, nie czekając jednakowoż z napięciem na werdykt Cassiusa, jakby ten był co najmniej sędzią Wizengamotu. Rowle nigdy nie wyeliminował porywczości ze swego charakteru i choć pokryła ją patyna statecznego ojca i męża, to nadal drzemała w nim chęć do sprawdzenia się - wiesz, to zupełny inny rodzaj adrenaliny, inny satysfakcja. Dosłownie można poczuć krew na rękach, a to nie będzie dla mnie nigdy powodem do ujmy - skwitował wesoło i beztrosko, jakby właśnie komentował wystawę prac wyjątkowo zdolnego artysty, trafiającego prosto w punkt jego artystycznego gustu. Dość... ograniczonego, skupionego obecnie na fizycznej pracy pędzących rumaków. Poruszające się więzadła mięśni, krople potu osiadającego na zgrabnych szyjach, drżące z wysiłku chrapy; lornetka pozwalała mu na spostrzeżenie ulubionych szczegółów, czyniących wyścig jeszcze bliższym.
-Wolałbym kawę, jeśli pozwolisz. Ostatnio każde formalne spotkanie finiszuje przy butelce, a to niekoniecznie dobry zwyczaj - wyjaśnił, prezentując jednocześnie alternatywę. Mogli pójść w tango miastem, zaszyć się w Cheshire lub odwiedzić lasy Notthingham, z pewnością równie gościnne, jak i sam ich dziedzic. Konie jednak ruszyły i Magnus z napięciem obserwował pierwszą część zmagań; jego typ spisał się lepiej, aniżeli myślał, bo choć nie przodował w trójce najbardziej rączych koni, to wyprzedził karego aetonana obstawionego przez Cassiusa i rozwinął skrzydła do lotu.
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Magnus Rowle' has done the following action : rzut kością
#1 'k100' : 44
--------------------------------
#2 'k6' : 6
#1 'k100' : 44
--------------------------------
#2 'k6' : 6
Rozciągając sylwetkę w eleganckim i miękkim fotelu ekskluzywnej loży, Cassius tkwił myślami w jednym punkcie – unicestwieniu zagrożeń pragnących splugawienia błękitnej krwi czarodziejów i czarownic. Niewątpliwie dał już upust pierwszym, tym najważniejszym przemyśleniom na ten temat, jednak wyjątkowo nie pragnął ciągnąć tematu do nieskończoności. Nie taką wizję tego spotkania spreparował jego własny umysł, choć słowne potępienie każdego pospolitego członka loży sprawiało mu niesamowitą przyjemność i radość z wypełnianego obowiązku. Wprawdzie nie stawiał sentencji tak twardych jak Magnus, jednakże pozostawał w przekonaniu, że subtelne uwagi kierowane w stronę plebsu(który jakimś cudem było stać na tę lożę) odnosiły skutek. Nie dostrzegał żadnych objawów niezadowolenia z tego, co powiedział. Niestety z tyłu spokoju czuł, iż gwałtowne słowa Rowle'a mogły sprowadzić na nich nieprzychylne spojrzenia i reakcje, którym będą musieli stawić czoła; problem jednak tkwił w tym, że Cassius nie przejmował się potencjalnym zagrożeniem ani trochę. Myśl, że ktoś ośmieliłby się podnieść na nich rękę była tak absurdalna, iż wyparł ją tak szybko, jakby w ogóle nie nawiedziła jego świadomości. Dużo większą uwagę przykładał do czystości butów; Magnusa jak i własnych.
— Niewątpliwie ktoś z tego szacownego grona będzie godny twoich brudnych butów — rzekł sarkastycznie, sycąc się obłokiem gęstego dymu. Niewielka szpilka skryta w głosie Notta ugodziła tego, kto miał najwięcej za uszami. Siedząc u szczytu loży, widział każdy większy ruch pozostałych obserwatorów wyścigu, spojrzeniem świdrując żonę McKinnona. Stała się celem, który zapragnął upodlić i ściągnąć na samo dno jestestwa. Obserwując jej wymowne ruchy, cykliczne machnięcia wachlarzem i uśmiech, który musiał zniknąć z jej twarzy. Uczyniłby wszystko, posunąłby się do każdej z opcji, aby zamienić radość emanującą z jej sylwetki w bezgraniczny ból i cierpienie znane szlamom. Przecież nie była nikim więcej. W jej żyłach płynął tak niewielki ułamek krwi czarodziejów, iż zadanie tej kobiecie śmierci byłoby właściwie przysługą, za którą powinien zażądać solidnej zapłaty. Jej wiek nie grał istotnej roli. Uniósłby różdżkę i wypowiedział każdą znaną mu klątwę, nim zlitowałby się nad jej nędznym żywotem. Zrobiłby to. Zrobiłby tak, jakby Magnus wdał się w bójkę ku własnej ucieszy. I teraz nie zgromiłby go spojrzeniem; nie chciałby upominać starego druha, skoro sam pragnąłby uczynić to samo.
— Niewiele, mój druhu. Pławiłbym się w czystej rozkoszy, mogąc podziwiać twe prostackie wyczyny — odparł, trącając kciukiem trzymane palcami cygaro, by pozbyć się grubego popiołu. Patrząc, jak grube odłamki szarości fruną w dół loży, kontynuował: — Obawiam się jednak, że w obliczu twej ekscytacji, nikt nie wykaże choćby krzty chęci, by z tobą rywalizować, Magnusie. Tchórze skryją się za nietrafną perorą i błaganiami o wybaczeniem. Nie okażemy im litości. Koniec łask i dobroci płynących z naszych rąk. Koniec. — Wetknął cygaro w usta, ciągnąc drapiący dym głęboko we wnętrze własnego ciała, nasycając nim każdy kawałek siebie, trzymając w sobie obłok dość długo, aż leniwym – złudnie pełnym ulgi – oddechem wypuścił w powietrze kłąb tak gęsty i wyrazisty, iż przez moment nie dostrzegał niczego poza zamazanymi kształtami rzeczywistości.
— Zatem kawa. Mocna. Z mlekiem? — Zapytał jeszcze, z cichym rozczarowaniem akceptując propozycja wypicia czegoś innego. Jakże tęsknił za mocnym winem, które zwykle pijał do kolacji; równie mocno brakowało mu sherry pijanej przy każdym podwieczorku tuż po herbacie. Znajome smaki i zapachy niemal błagały, by jak najszybciej zaspokoił swe pragnienie, lecz stanowczo odmówił swym myślom, obserwując poczynania karej dziewiątki.
— Niewątpliwie ktoś z tego szacownego grona będzie godny twoich brudnych butów — rzekł sarkastycznie, sycąc się obłokiem gęstego dymu. Niewielka szpilka skryta w głosie Notta ugodziła tego, kto miał najwięcej za uszami. Siedząc u szczytu loży, widział każdy większy ruch pozostałych obserwatorów wyścigu, spojrzeniem świdrując żonę McKinnona. Stała się celem, który zapragnął upodlić i ściągnąć na samo dno jestestwa. Obserwując jej wymowne ruchy, cykliczne machnięcia wachlarzem i uśmiech, który musiał zniknąć z jej twarzy. Uczyniłby wszystko, posunąłby się do każdej z opcji, aby zamienić radość emanującą z jej sylwetki w bezgraniczny ból i cierpienie znane szlamom. Przecież nie była nikim więcej. W jej żyłach płynął tak niewielki ułamek krwi czarodziejów, iż zadanie tej kobiecie śmierci byłoby właściwie przysługą, za którą powinien zażądać solidnej zapłaty. Jej wiek nie grał istotnej roli. Uniósłby różdżkę i wypowiedział każdą znaną mu klątwę, nim zlitowałby się nad jej nędznym żywotem. Zrobiłby to. Zrobiłby tak, jakby Magnus wdał się w bójkę ku własnej ucieszy. I teraz nie zgromiłby go spojrzeniem; nie chciałby upominać starego druha, skoro sam pragnąłby uczynić to samo.
— Niewiele, mój druhu. Pławiłbym się w czystej rozkoszy, mogąc podziwiać twe prostackie wyczyny — odparł, trącając kciukiem trzymane palcami cygaro, by pozbyć się grubego popiołu. Patrząc, jak grube odłamki szarości fruną w dół loży, kontynuował: — Obawiam się jednak, że w obliczu twej ekscytacji, nikt nie wykaże choćby krzty chęci, by z tobą rywalizować, Magnusie. Tchórze skryją się za nietrafną perorą i błaganiami o wybaczeniem. Nie okażemy im litości. Koniec łask i dobroci płynących z naszych rąk. Koniec. — Wetknął cygaro w usta, ciągnąc drapiący dym głęboko we wnętrze własnego ciała, nasycając nim każdy kawałek siebie, trzymając w sobie obłok dość długo, aż leniwym – złudnie pełnym ulgi – oddechem wypuścił w powietrze kłąb tak gęsty i wyrazisty, iż przez moment nie dostrzegał niczego poza zamazanymi kształtami rzeczywistości.
— Zatem kawa. Mocna. Z mlekiem? — Zapytał jeszcze, z cichym rozczarowaniem akceptując propozycja wypicia czegoś innego. Jakże tęsknił za mocnym winem, które zwykle pijał do kolacji; równie mocno brakowało mu sherry pijanej przy każdym podwieczorku tuż po herbacie. Znajome smaki i zapachy niemal błagały, by jak najszybciej zaspokoił swe pragnienie, lecz stanowczo odmówił swym myślom, obserwując poczynania karej dziewiątki.
We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cassius P. Nott' has done the following action : rzut kością
#1 'k100' : 43
--------------------------------
#2 'k6' : 2
#1 'k100' : 43
--------------------------------
#2 'k6' : 2
Czysto teoretyczne dywagacje nigdy nie spełniały swojej roli: nie nasycały poczucia sprawiedliwości Magnusa, nie uspokajały wzburzonej w żyłach krwi, nie gasiły typowo samczej agresji, ukierunkowanej prosto w ludzi, mieniących się czarodziejami. Kłamstwo; obrzydliwe, ohydne, wyczuwalne na odległość. Zawszone kundle nigdy nie staną się wilkami, tak jak i płynna debata nie ukoi niespokojnych lęków zatroskanego człowieka. Obawy były zaś w pełni racjonalne: chociaż niezdefiniowane strachy z gruntu definicji powinny okazywać się dużo groźniejsze, to walczył przecież przeciwko niedorzecznym wartościom, określonym tak jaskrawo, że aż robiło mu się niedobrze z tego przesytu. Butne słowa nakręcały go niemożebnie i czuł przemożną chęć - ot, powrót do beztroskich i sielskich czasów młodzieńczych wygłupów - by wierzgnąć nogą i strącić wytarty cylinder siedzącego rząd niżej mężczyzny, ewidentnie próbującego udawać kogoś, kim nigdy się nie stanie. To nawet nie byłaby prowokacja, raczej przekora, złośliwy żart zabawny wyłącznie dla jego autora. Wysublimowane poczucie humoru miało swój czas, a obecnie Magnus odnajdywał radość w przyjemnościach prostych, a wręcz rubasznych. Prócz koni chętnie ujrzałby dziś również ludzką krew i łamane nosy; na swoich pięściach lub na arenie. Zawsze zastanawiało go sprzedawanie człowieka jak zwierzęcia, ale porażająca liczba maluczkich niczym nie różniła się od tych drugorzędnych istot. Niezamierzenie otaczał się półgłówkami, bo środowisko nie radziło sobie z pasożytami, zagarniającymi teren i rozpleniającymi się coraz gęściej: separacja stanowiła świetlaną alternatywę dla Sodomy i Gomory dziejącej się tuż pod ich oknami.
-Może tego, by je wylizać - odparł, lekceważąco wzruszając ramionami, bo pucybuty nie zasługiwały na uwagę większą od wolno rosnącej trawy. Przydatne przedmioty, chociaż w tym zestawieniu, z myślą o podludziach Magnus fundował im wyśnioną nobilitację - ewentualnie by oglądać z bliska podeszwę i metalowe okucia - rzucił kolejnym wspaniałym pomysłem, podkreślającym łaskawość, jaką kierował ku tym biednym uzurpatorom. Żona McKinnona posyłała im te tęskne spojrzenia, odwracając się przez ramię, a tandetna fryzura rozpraszała Rowle'a, koncentrującego się zamiast na wyścigu, to na strąkach brzydko skręconych włosów. Ona pierwsza zasługiwała na wybite zęby, zaraz potem jej mąż, zbyt łagodny i zbyt omotany siecią kobiecej manipulacji (może po prostu głupi?). Dobrali się, wespół kalając rasę czarodziejską cechami przeciwstawnymi, ale dającymi się podciągnąć do swoistego antydekalogu. Łapczywy wzrok Cassiusa spoczywający na wyzywającym dekolcie odczytywał jak potwierdzenie tych niewypowiedzianych słów, milczącą zgodę między towarzyszami, zdolnymi do pewnego stopnia rozszyfrowywać swoje myśli. Zwierzęce pragnienie marzyło o upokorzeniu, czego obnażenie ciała było jedynie miałkim preludium.
-Sam nie chciałbyś brudzić rączek, prawda Nott? Drżysz o połamane paznokcie? - zadrwił, sadowiąc cygaro bezpiecznej między zębami i znikając na moment w chmurze ciemnoszarego dymu. Przepalone płuca nie czuły dyskomfortu; nikły ziołowy posmak drażnił gardło, lecz czynił to przyjemnie, tchnąc nieco świeżości w tytoniowy dym - to nie rywalizacja, Cassiusu - zaprzeczył żywo, powstając z miejsca, bo oto powietrzny etap wyścigu rozwijał się w najlepsze, a jego gniadosz radził sobie całkiem nieźle, niezmordowanie goniąc peleton - to gwałt. Przemoc jest nieunikniona, a ewolucyjne zmiany ciągną się w czasie i zawodzą. Radykalizm nigdy nie był nam obcy - powiedział wesoło, wychylając się nieco za barierkę, pochłonięty pokazem sprawności wierzchowców i dodatkową dozą emocji dostarczoną przez stadko lelków wróżebników, wściekle atakujących karego rumaka, jakiego wytypował Cassius. Czy Magnus już mógł świętować kolejny triumf?
-Czarna. Może jeszcze powiesz, że słodzisz? - zakpił, zerkając na Notta prowokacyjnie. Ośmielił się drwić z lorda, oby Cassius nie wziął tego za bardzo do siebie.[/i]
-Może tego, by je wylizać - odparł, lekceważąco wzruszając ramionami, bo pucybuty nie zasługiwały na uwagę większą od wolno rosnącej trawy. Przydatne przedmioty, chociaż w tym zestawieniu, z myślą o podludziach Magnus fundował im wyśnioną nobilitację - ewentualnie by oglądać z bliska podeszwę i metalowe okucia - rzucił kolejnym wspaniałym pomysłem, podkreślającym łaskawość, jaką kierował ku tym biednym uzurpatorom. Żona McKinnona posyłała im te tęskne spojrzenia, odwracając się przez ramię, a tandetna fryzura rozpraszała Rowle'a, koncentrującego się zamiast na wyścigu, to na strąkach brzydko skręconych włosów. Ona pierwsza zasługiwała na wybite zęby, zaraz potem jej mąż, zbyt łagodny i zbyt omotany siecią kobiecej manipulacji (może po prostu głupi?). Dobrali się, wespół kalając rasę czarodziejską cechami przeciwstawnymi, ale dającymi się podciągnąć do swoistego antydekalogu. Łapczywy wzrok Cassiusa spoczywający na wyzywającym dekolcie odczytywał jak potwierdzenie tych niewypowiedzianych słów, milczącą zgodę między towarzyszami, zdolnymi do pewnego stopnia rozszyfrowywać swoje myśli. Zwierzęce pragnienie marzyło o upokorzeniu, czego obnażenie ciała było jedynie miałkim preludium.
-Sam nie chciałbyś brudzić rączek, prawda Nott? Drżysz o połamane paznokcie? - zadrwił, sadowiąc cygaro bezpiecznej między zębami i znikając na moment w chmurze ciemnoszarego dymu. Przepalone płuca nie czuły dyskomfortu; nikły ziołowy posmak drażnił gardło, lecz czynił to przyjemnie, tchnąc nieco świeżości w tytoniowy dym - to nie rywalizacja, Cassiusu - zaprzeczył żywo, powstając z miejsca, bo oto powietrzny etap wyścigu rozwijał się w najlepsze, a jego gniadosz radził sobie całkiem nieźle, niezmordowanie goniąc peleton - to gwałt. Przemoc jest nieunikniona, a ewolucyjne zmiany ciągną się w czasie i zawodzą. Radykalizm nigdy nie był nam obcy - powiedział wesoło, wychylając się nieco za barierkę, pochłonięty pokazem sprawności wierzchowców i dodatkową dozą emocji dostarczoną przez stadko lelków wróżebników, wściekle atakujących karego rumaka, jakiego wytypował Cassius. Czy Magnus już mógł świętować kolejny triumf?
-Czarna. Może jeszcze powiesz, że słodzisz? - zakpił, zerkając na Notta prowokacyjnie. Ośmielił się drwić z lorda, oby Cassius nie wziął tego za bardzo do siebie.[/i]
Ostatnio zmieniony przez Magnus Rowle dnia 23.06.17 19:37, w całości zmieniany 2 razy
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Magnus Rowle' has done the following action : rzut kością
#1 'k100' : 86
--------------------------------
#2 'k10' : 10
#1 'k100' : 86
--------------------------------
#2 'k10' : 10
Zbyt dobrze zdawał sobie sprawę z tego, jak mało uwagi Magnus poświęcał słowom. Ta znacząca różnica w poglądach nie raz i nie dwa była źródłem zatargu między nimi, choć żadna sprzeczka nie trwała dostatecznie długo, by stała się sceną godną wystawienia w teatrze. Zadziwiająca zgodność w sposobie postrzegania świata była Nottowi na rękę w obecności Rowle'a, wszak mężczyzna ten stanowił źródło – z pozoru infantylnych – interesujących dywagacji, które jak najszybciej należało przeradzać w czyny. Swą charyzmą w pewien sposób narzucał Cassiusowi rytm działania, wzbudzając w nim często nieprzyzwoite kierunki rozważań.
Istotnie to w jego towarzystwie doświadczył, jeszcze podróżując po skandynawskich fiordach, wielu ciekawych praktyk towarzyskich, o których przyzwoity dziedzic płonąłby ze wstydu na samą myśl. Jednakże on sam nakładał maski zawsze i wszędzie, dostosowując swoją osobę do granej sytuacji. Każdy działanie było niczym kolejne kroki stawiane na deskach teatru, gdzie wszystko musiało zostać odegrane perfekcyjnie i nie inaczej działo się w życiu arystokraty spełniającego swe rodowe powinności; przynajmniej większość z nich. Nie wszystko musiał czynić na kiwnięcie palcem ojca, nestora czy samej ciotki. Świadomie podejmował decyzje, tematy i osobiście ponosił za nie konsekwencje. Wprawdzie teraz, w czasie jawnego poniżania hołoty, nie istniała możliwość, by ktoś podniósł nań rękę, lecz gdzieś pośród spójnych myśli czaiła się potrzeba znalezienia bezpieczniejszego miejsca, prawdopodobnie z dala od jakiejkolwiek ludzkiej obecności i powinien uczynić wszystko, aby taką samotnię odnaleźć. Tymczasem jednak lożę wypełnił gromki śmiech Notta, przecinający twarz wykrzywioną do tej pory w obrzydzeniu niczym piorun niebo, nadając mu wyrazy zgoła groteskowego. Powaga i odraza, tak dominujące w sposobie mówienia, ustąpiły miejsca czemuś, co szerszemu gronu było niemal obce w jego przypadku. Śmiech ten nie brzmiał jednak naturalnie dla pospólstwa; jedyni ci, którzy znali Cassiusa dostatecznie dobrze, mogli dostrzec prawdziwe oznaki rozbawienia. Lekko przymrużone, połyskujące oczy jako jedyne zdradzały realne uczucia w tym wypadku. Usta rozciągnięte w szerokim uśmiechu oraz cała gama innych gestów były tylko kolejnym pięknie wyćwiczonym gestem dla publiczności. Niech wiedzą, że nawet arystokrację stać na coś więcej niż garść inwektyw.
— Gdybyś tylko lepiej przykładał się do towarzyskich konwenansów, lordzie Rowle, wiedziałbyś, że piękne i nieskalane brudem paznokcie są domeną szanownych Parkinsonów — odparł, wyciągając przed siebie wolną dłoń, by istotnie zwrócić uwagę na własne dłonie. — Istotnie pojęcie zadbania wykracza poza twą brodę, Magnusie. Gdybyś był... McKinnonem, już dawno ktoś utarłby ci nos. — Zadrwił z wyraźnym rozbawieniem i nie prosił się tym samym o złamanie własnego. Zwracał jedynie uwagę na ogromną rozbieżność tego, co jednym uchodziło na sucho, zaś na innych sprowadzało zgubne konsekwencje. Nie wątpił, iż w przypływie nagłej namiętności Magnus dałby upust swym prostackim zapędom. Wiedział też, że to określenie nadawało całej ceremonii charakteru, który zostałby zniszczony przez – w porównaniu do poprzedniego – takie słowo jak bijatyka. W ciszy liczył nawet na małą burdę, którą mógłby podziwiać z tej bezpiecznej pozycji, ciesząc swoją potrzebę obserwacji tłamszonego motłochu, zaciągając się raz po raz kłębami dymu ku samozadowoleniu.
— Przemoc jest twoją domeną, Magnusie. Ja lubuję się w słowach. — Rzekł, podnosząc się z siedziska, aby oprzeć dłonie na barierce. Niewątpliwie obstawiony numer dziewięć nie radził sobie z tym, co zgotował mu los. Słowo położone nań przez Cassiusa również nie przyniosło mu szczęścia. — Lubuję się w słowach, które — tu uniósł dłoń w kierunku wytypowanego ogiera — przynoszą zgubę. Jednym uczynię niewyobrażalny ból, zaś dwoma... zakończę życie. — Usiadł z powrotem na miękkim siedzeniu, opierając się wygodnie, obdarzając lożę nieodgadnionym uśmiechem, przez który przebijał się cynizm w nieskalanej niczym postaci. Tak wiele możliwości zasugerował Magnusowi, chcąc nawrócić go na drogę, w której jego różdżka odegrałaby istotną rolę. Nie mógł jednak za niego decydować. W ciszy godził się na porażkę czarnego ogiera, chłonąc gęsty dym cygara, patrząc na zmagania konia z wyraźną obojętnością i krótko analizując wymiar posłodzonej kawy.
— Goryczy płynącej w naszych żyłach nie poskromi żadna słodycz — odparł poważnie, choć twarz okalał nikły uśmiech. — Jeśli jednak pragniesz zaznać słodkości w postaci sprofanowanej kawy, nie śmiem ci zabraniać. — Dodał z nutą uszczypliwości, poświęcając resztę swej uwagi na obejrzenie końcówki wyścigu. W międzyczasie dłoń powędrowała do worka galeonów rzuconego przez Magnusa, który chwilę później bezceremonialnie został zrzucony na jego kolana. — Teraz jesteśmy kwita. Została tylko... słodka kawa. Już wiesz, gdzie chciałbyś się nią uraczyć? — Zapytał cicho, zerkając na tłum podekscytowanych widzów z oburzeniem. Dotychczasowe okrzyki nie stanowiły problemu; były skutecznie zagłuszane przez to, co działo się na torze. Teraz jednak musiał słuchać nadmiernej egzaltacji, rzucając Rowle'owi spojrzenie zwiastujące jak najszybszą ewakuację z widowni.
Istotnie to w jego towarzystwie doświadczył, jeszcze podróżując po skandynawskich fiordach, wielu ciekawych praktyk towarzyskich, o których przyzwoity dziedzic płonąłby ze wstydu na samą myśl. Jednakże on sam nakładał maski zawsze i wszędzie, dostosowując swoją osobę do granej sytuacji. Każdy działanie było niczym kolejne kroki stawiane na deskach teatru, gdzie wszystko musiało zostać odegrane perfekcyjnie i nie inaczej działo się w życiu arystokraty spełniającego swe rodowe powinności; przynajmniej większość z nich. Nie wszystko musiał czynić na kiwnięcie palcem ojca, nestora czy samej ciotki. Świadomie podejmował decyzje, tematy i osobiście ponosił za nie konsekwencje. Wprawdzie teraz, w czasie jawnego poniżania hołoty, nie istniała możliwość, by ktoś podniósł nań rękę, lecz gdzieś pośród spójnych myśli czaiła się potrzeba znalezienia bezpieczniejszego miejsca, prawdopodobnie z dala od jakiejkolwiek ludzkiej obecności i powinien uczynić wszystko, aby taką samotnię odnaleźć. Tymczasem jednak lożę wypełnił gromki śmiech Notta, przecinający twarz wykrzywioną do tej pory w obrzydzeniu niczym piorun niebo, nadając mu wyrazy zgoła groteskowego. Powaga i odraza, tak dominujące w sposobie mówienia, ustąpiły miejsca czemuś, co szerszemu gronu było niemal obce w jego przypadku. Śmiech ten nie brzmiał jednak naturalnie dla pospólstwa; jedyni ci, którzy znali Cassiusa dostatecznie dobrze, mogli dostrzec prawdziwe oznaki rozbawienia. Lekko przymrużone, połyskujące oczy jako jedyne zdradzały realne uczucia w tym wypadku. Usta rozciągnięte w szerokim uśmiechu oraz cała gama innych gestów były tylko kolejnym pięknie wyćwiczonym gestem dla publiczności. Niech wiedzą, że nawet arystokrację stać na coś więcej niż garść inwektyw.
— Gdybyś tylko lepiej przykładał się do towarzyskich konwenansów, lordzie Rowle, wiedziałbyś, że piękne i nieskalane brudem paznokcie są domeną szanownych Parkinsonów — odparł, wyciągając przed siebie wolną dłoń, by istotnie zwrócić uwagę na własne dłonie. — Istotnie pojęcie zadbania wykracza poza twą brodę, Magnusie. Gdybyś był... McKinnonem, już dawno ktoś utarłby ci nos. — Zadrwił z wyraźnym rozbawieniem i nie prosił się tym samym o złamanie własnego. Zwracał jedynie uwagę na ogromną rozbieżność tego, co jednym uchodziło na sucho, zaś na innych sprowadzało zgubne konsekwencje. Nie wątpił, iż w przypływie nagłej namiętności Magnus dałby upust swym prostackim zapędom. Wiedział też, że to określenie nadawało całej ceremonii charakteru, który zostałby zniszczony przez – w porównaniu do poprzedniego – takie słowo jak bijatyka. W ciszy liczył nawet na małą burdę, którą mógłby podziwiać z tej bezpiecznej pozycji, ciesząc swoją potrzebę obserwacji tłamszonego motłochu, zaciągając się raz po raz kłębami dymu ku samozadowoleniu.
— Przemoc jest twoją domeną, Magnusie. Ja lubuję się w słowach. — Rzekł, podnosząc się z siedziska, aby oprzeć dłonie na barierce. Niewątpliwie obstawiony numer dziewięć nie radził sobie z tym, co zgotował mu los. Słowo położone nań przez Cassiusa również nie przyniosło mu szczęścia. — Lubuję się w słowach, które — tu uniósł dłoń w kierunku wytypowanego ogiera — przynoszą zgubę. Jednym uczynię niewyobrażalny ból, zaś dwoma... zakończę życie. — Usiadł z powrotem na miękkim siedzeniu, opierając się wygodnie, obdarzając lożę nieodgadnionym uśmiechem, przez który przebijał się cynizm w nieskalanej niczym postaci. Tak wiele możliwości zasugerował Magnusowi, chcąc nawrócić go na drogę, w której jego różdżka odegrałaby istotną rolę. Nie mógł jednak za niego decydować. W ciszy godził się na porażkę czarnego ogiera, chłonąc gęsty dym cygara, patrząc na zmagania konia z wyraźną obojętnością i krótko analizując wymiar posłodzonej kawy.
— Goryczy płynącej w naszych żyłach nie poskromi żadna słodycz — odparł poważnie, choć twarz okalał nikły uśmiech. — Jeśli jednak pragniesz zaznać słodkości w postaci sprofanowanej kawy, nie śmiem ci zabraniać. — Dodał z nutą uszczypliwości, poświęcając resztę swej uwagi na obejrzenie końcówki wyścigu. W międzyczasie dłoń powędrowała do worka galeonów rzuconego przez Magnusa, który chwilę później bezceremonialnie został zrzucony na jego kolana. — Teraz jesteśmy kwita. Została tylko... słodka kawa. Już wiesz, gdzie chciałbyś się nią uraczyć? — Zapytał cicho, zerkając na tłum podekscytowanych widzów z oburzeniem. Dotychczasowe okrzyki nie stanowiły problemu; były skutecznie zagłuszane przez to, co działo się na torze. Teraz jednak musiał słuchać nadmiernej egzaltacji, rzucając Rowle'owi spojrzenie zwiastujące jak najszybszą ewakuację z widowni.
We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Tor wyścigów konnych Royal Ascot
Szybka odpowiedź