Salon Piękności "Zapach Amortencji"
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Salon Piękności "Zapach Amortencji"
Nazwę salonu, "Zapach Amortencji", należy potraktować dosłownie; po przestąpieniu progu przybytku, za sprawą skomplikowanych zaklęć klient odczuwa najbliższy sercu zapach, dokładnie taki, jak gdyby wąchał eliksir amortencji. Prowadzony przez madame Bolton, czarownicę w średnim wieku, o wciąż zniewalającej aparycji. Jej trzy pracownice oferują kompleksowe usługi fryzjerskie oraz kosmetyczne, a także masaże.
Na salon składają się cztery pomieszczenia, każde w kształcie okręgu; są to kolejno poczekalnia z recepcją oraz trzy pokoje przeznaczone do zabiegów odnoszących się kolejno do oferowanych usług. Na ścianach zdobionych tapetą w kształcie rąbów wiszą przestronne, duże lustra.
Na salon składają się cztery pomieszczenia, każde w kształcie okręgu; są to kolejno poczekalnia z recepcją oraz trzy pokoje przeznaczone do zabiegów odnoszących się kolejno do oferowanych usług. Na ścianach zdobionych tapetą w kształcie rąbów wiszą przestronne, duże lustra.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:25, w całości zmieniany 1 raz
Znowu się nie udało. Miała problem nawet z rzuceniem prostego zaklęcia. Natomiast z promieniem Estelle stało się coś dziwnego; Evelyn przez chwilę wpatrywała się w miejsce, gdzie zaklęcie zostało wchłonięte przez coś, co przypominało zaklęcie tarczy. Tylko w jakim celu ktoś to wyczarował? Już nie wystarczająco utrudniono im życie? Obie wyglądały naprawdę tragicznie – potargane, wymięte, poobijane i osłabione. Już nie wyglądały jak dwie dobrze wychowane szlachcianki, które zawsze dbały o odpowiednią prezencję. Piękne suknie miejscami były podarte, a jasna skóra nosiła na sobie ślady po wydarzeniach ostatnich chwil. Dłoń Evelyn wciąż bolała, co z każdą chwilą stawało się coraz bardziej uciążliwe.
Niechętnie przytaknęła więc słowom siostry, że powinny udać się do Munga. Szczególnie Estelle potrzebowała tego ze względu na chorobę, a i Evelyn nie mogła pomóc ani sobie, ani jej i zaczęła niemal żałować, że nie opanowała przynajmniej podstaw magii leczniczej, skupiając się głównie na alchemii.
- Chyba nie uda nam się tego uniknąć – westchnęła. – Tylko najpierw musimy stąd wyjść. Zastanawia mnie, co się stało z twoim zaklęciem. Ktoś zadał sobie sporo trudu...
Postanowiła na razie nie próbować kolejnych zaklęć otwierających. Zamiast tego powoli podeszła do karteczki i chwyciła ją, zamierzając odczytać wypisane na niej słowa. Może były kluczem do zagadki pudełka, a może nie; ciekawość nie pozwalała jednak tego zignorować.
Niechętnie przytaknęła więc słowom siostry, że powinny udać się do Munga. Szczególnie Estelle potrzebowała tego ze względu na chorobę, a i Evelyn nie mogła pomóc ani sobie, ani jej i zaczęła niemal żałować, że nie opanowała przynajmniej podstaw magii leczniczej, skupiając się głównie na alchemii.
- Chyba nie uda nam się tego uniknąć – westchnęła. – Tylko najpierw musimy stąd wyjść. Zastanawia mnie, co się stało z twoim zaklęciem. Ktoś zadał sobie sporo trudu...
Postanowiła na razie nie próbować kolejnych zaklęć otwierających. Zamiast tego powoli podeszła do karteczki i chwyciła ją, zamierzając odczytać wypisane na niej słowa. Może były kluczem do zagadki pudełka, a może nie; ciekawość nie pozwalała jednak tego zignorować.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Nie spodziewała się, że coś takiego może mieć miejsce. Żadne z rzuconych zaklęć nie podziałało, a w dodatku jej w bardzo dziwny sposób wchłonęło się w niewidzialną barierę. Cała sytuacja wydawała jej się jeszcze bardziej nienormalna, jednak nie miała siły już nawet na denerwowanie się i zastanawianie kto też postanowił się zemścić na nich w tak okrutny sposób.
Na swój strój też nie miała ochoty zwracać uwagi, kiedy jedna z jej ulubieńszych kreacji została w strzępach. Co prawda mogłaby spróbować ją naprawiać, ale patrząc na to jak mocno jest porozrywana nie było szans, by wróciła do pierwotnego stanu. Z kolei dłonie i nogi piekły ją niemiłosiernie, a świadomość, że sama sobie nie poradzi z ich uleczeniem - ani z uleczeniem siostry - była przytłaczająca. Zerknęła na Evelyn, która była chyba w gorszym stanie od niej, siląc się na pokrzepiający uśmiech.
- Obawiam się, że z bombardą stałoby się coś podobnego - powiedziała, patrząc na karteczkę trzymaną w dłoniach przez młodszą z sióstr. - Jest tam cokolwiek kluczowego? - spytała, wciąż stojąc koło drzwi.
Na swój strój też nie miała ochoty zwracać uwagi, kiedy jedna z jej ulubieńszych kreacji została w strzępach. Co prawda mogłaby spróbować ją naprawiać, ale patrząc na to jak mocno jest porozrywana nie było szans, by wróciła do pierwotnego stanu. Z kolei dłonie i nogi piekły ją niemiłosiernie, a świadomość, że sama sobie nie poradzi z ich uleczeniem - ani z uleczeniem siostry - była przytłaczająca. Zerknęła na Evelyn, która była chyba w gorszym stanie od niej, siląc się na pokrzepiający uśmiech.
- Obawiam się, że z bombardą stałoby się coś podobnego - powiedziała, patrząc na karteczkę trzymaną w dłoniach przez młodszą z sióstr. - Jest tam cokolwiek kluczowego? - spytała, wciąż stojąc koło drzwi.
better never means better for everyone. it always means worse for some.
Estelle Slughorn
Zawód : alchemik w św. Mungu
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
better never means better for everyone. it always means worse for some.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Karteczka, którą podniosła Evelyn posiadła na sobie cztery wersy. Nikt się pod słowami nie podpisał. Po drugiej stronie również nie dało znaleźć się niczego, ale jej przekaz był dość jasny. Słowa głosiły:
Próżność pochodząca ze szlacheckiego urodzenia sprawiła,
że zapomnieliście że też potraficie się bać.
Uchwyciłem więc waszą „wyższość” gdy zobaczyłem jak krótkie ma nogi,
by na nowo przypomnieć wam czym jest strach.
Gdy tylko przeczytane zostały one na głos zamek w drzwiach przeskoczył z charakterystycznym dźwiękiem. A drzwi same uchyliły się informując o tym, że można przez nie bezpiecznie przejść. Strach jednak nadal krążył w waszych ciałach. Tak samo jak zmęczenie, otumanienie i ból, który obie odczuwałyście.
| MG dziękuje za grę.
Nie musicie prowadzić fabularnie leczenia, jednak powinnyście pamiętać, że:
Medycy postanowili zostawić was na dwa dni obserwacji ze względu na obrażenia które otrzymałyście. Liczne siniaki spowodowane gradobiciem zostały uleczone. Przez kolejny dzień i noc monitorowano wasz stan pojąc was eliksirami regenerującymi. W św. Mungu spędzicie cały dzisiejszy jak i jutrzejszy dzień. Niedotrzymanie tego założenia grozi konsekwencjami fabularnym.
Evelyn, złamany palec został naprawiony szybko, jednak nie bezboleśnie. Od dzisiaj przez miesiąc przy zmianach pogody będziesz odczuwać pulsowanie i uczucie dyskomfortu w tej części ciała.
Estelle, rany spowodowane szklanymi odłamkami fiolek nie były tak podatne na leczenie. Dzięki zaklęciom udało się zatamować krwawienia. Rany zasklepiły się w blizny. Te – tylko odpowiednio pielęgnowane poprzez smarowanie maścią z ekstraktem z mandragory – wygoją się całkowicie po upływie miesiąca.
Dalszą rozgrywkę prowadzicie same.
Próżność pochodząca ze szlacheckiego urodzenia sprawiła,
że zapomnieliście że też potraficie się bać.
Uchwyciłem więc waszą „wyższość” gdy zobaczyłem jak krótkie ma nogi,
by na nowo przypomnieć wam czym jest strach.
Gdy tylko przeczytane zostały one na głos zamek w drzwiach przeskoczył z charakterystycznym dźwiękiem. A drzwi same uchyliły się informując o tym, że można przez nie bezpiecznie przejść. Strach jednak nadal krążył w waszych ciałach. Tak samo jak zmęczenie, otumanienie i ból, który obie odczuwałyście.
| MG dziękuje za grę.
Nie musicie prowadzić fabularnie leczenia, jednak powinnyście pamiętać, że:
Medycy postanowili zostawić was na dwa dni obserwacji ze względu na obrażenia które otrzymałyście. Liczne siniaki spowodowane gradobiciem zostały uleczone. Przez kolejny dzień i noc monitorowano wasz stan pojąc was eliksirami regenerującymi. W św. Mungu spędzicie cały dzisiejszy jak i jutrzejszy dzień. Niedotrzymanie tego założenia grozi konsekwencjami fabularnym.
Evelyn, złamany palec został naprawiony szybko, jednak nie bezboleśnie. Od dzisiaj przez miesiąc przy zmianach pogody będziesz odczuwać pulsowanie i uczucie dyskomfortu w tej części ciała.
Estelle, rany spowodowane szklanymi odłamkami fiolek nie były tak podatne na leczenie. Dzięki zaklęciom udało się zatamować krwawienia. Rany zasklepiły się w blizny. Te – tylko odpowiednio pielęgnowane poprzez smarowanie maścią z ekstraktem z mandragory – wygoją się całkowicie po upływie miesiąca.
Dalszą rozgrywkę prowadzicie same.
Palce Evelyn zacisnęły się na skrawku pergaminu, gdzie mogła przeczytać kolejne tajemnicze słowa. Po chwili przeczytała je także na głos, aby mogła je poznać jej siostra. Poza czterema wersami nie było żadnego podpisu. Niczego, co mogłoby wyjaśnić, kto za tym wszystkim stał. Motywacja była jednak dużo bardziej jasna: ktoś pragnął wzbudzić w nich strach, pokazać, że mimo wysokiego urodzenia wciąż nie omijały ich takie słabości. W tych czasach, kiedy szerzyły się postawy antymugolskie, niewątpliwie mogły zdarzyć się i przeciwne sytuacje – akty wymierzone w szlachetnie urodzonych, zapewne właśnie przez szlamy lub zwolenników równości. Pamiętała sytuację w parku z końca marca. Strach, który czuła, gdy została napadnięta za swoje pochodzenie i została potraktowana w uwłaczający sposób przez kogoś niegodnego. Czy teraz miały do czynienia z czymś podobnym, może nawet powiązanym z tamtą sytuacją? Nie podobało jej się to.
- Porozmawiamy o tym później – szepnęła tylko. Zaraz po tym, jak odczytała liścik, zamek drzwi skrzypnął, a wyjście było otwarte. Cała sytuacja prawdopodobnie miała stanowić tylko ostrzeżenie, mimo to Evelyn wciąż rozmyślała nad przeczytanymi słowami i nad całym zajściem, kiedy opuściły zdemolowany salon.
- Znajdźmy najbliższy kominek – powiedziała jeszcze. Czuła się zmęczona, obolała i upokorzona, idąc ulicą w mokrej, podartej sukni. Chciała jak najszybciej stąd zniknąć, ale nie powinny ryzykować teleportacją, więc skorzystały z kominka w sklepie na przeciwko, skąd przeniosły się prosto do Munga, gdzie się nimi odpowiednio zajęto.
| zt. x 2
- Porozmawiamy o tym później – szepnęła tylko. Zaraz po tym, jak odczytała liścik, zamek drzwi skrzypnął, a wyjście było otwarte. Cała sytuacja prawdopodobnie miała stanowić tylko ostrzeżenie, mimo to Evelyn wciąż rozmyślała nad przeczytanymi słowami i nad całym zajściem, kiedy opuściły zdemolowany salon.
- Znajdźmy najbliższy kominek – powiedziała jeszcze. Czuła się zmęczona, obolała i upokorzona, idąc ulicą w mokrej, podartej sukni. Chciała jak najszybciej stąd zniknąć, ale nie powinny ryzykować teleportacją, więc skorzystały z kominka w sklepie na przeciwko, skąd przeniosły się prosto do Munga, gdzie się nimi odpowiednio zajęto.
| zt. x 2
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Zbliżała się godzina szesnasta. Do tradycyjnego, angielskiego five o'clock pozostawało wciąż nieco czasu, lecz bez wątpienia nawet jeśli zabiegi upiększające miały się z niewiadomej przyczyny przedłużyć, pani Bolton podałaby herbatę i słodkości klientkom, świadoma ich znaczenia i społecznego statusu. Lady Marine i lady Fantine przybyły tu wszak, by pozostawić w jej kasie sporo złota, pochodzącego z rodzinnych skarbców. Pani Bolton wiedziała jak traktować ten rodzaj klientek - natychmiast po przybyciu młodych dam poprowadziła je do innego, również okrągłego pomieszczenie. Elegantszego i milszego dla oka, gdzie przygotowano wyłącznie dwa miejsca, by nikt nie śmiał im przeszkadzać. Różyczka od lat odwiedzała to rozkoszne miejsce i zawsze opuszczała je z uśmiechem zadowolenia na ustach. Zaproponowała je lady Lestange na spotkanie, by połączyć przyjemne z pożytecznym - zasługiwały wszak na chwilę wytchnienia, czyż nie? Za nimi trudny i pełen tylu emocji dzień! Wczorajsze przyjęcie lady Adelaide Nott było absolutnie wyjątkowe, także ze względu na debiut lady Marine, musiało zostać więc przez Fantine starannie przeanalizowane. Któraż dziewczyna nie lubi po prostu poplotkować?
Po wejściu do salonu piękności zsunęła z ramion futro z norek, odsłaniając kremową suknię zdobioną haftowanym aplikacjami o motywie róż; odważnie odsłaniała ramiona i więcej, niźli wypadało dekoltu, by zbędna ilość materiału nie stanowiła przeszkody w zbiegach - ważną zasadą było wszak, by nie pielęgnować jedynie twarzy, a szyję także, o czym wiele dam zapominało! A pomarszczona skóra w tym obszarze bezlitośnie uchylała tajemnicę prawdziwego wieku.
-Piękne czary - zauważyła Rosierówna, z uśmiechem zwracając się do swej towarzyszki.
Nazwa salonu piękności nie była wyssana z palca, dzięki skomplikowanej magii sprawiono, że każdy po wejściu do tegoż przybytku wyczuwa zapachy, którymi pachniałaby dlań amortencja, najsilniejszy eliksir miłosny. Fanny odetchnęła głęboko, mrużąc powieki, pozwalając, by otulił ją zapach róż, morskiego powietrza, dymu, farb... a także wody kolońskiej, której nie potrafiła przypisać do konkretnej męskiej twarzy.
Nie stały długo w korytarzu, natychmiast poprowadzono je do przeznaczonej dlań komnaty, gdzie prędko się rozgościły. Fantine bez zawahania ułożyła się na obitym perkalem fotelu, pozwalając by pracownica salonu piękności zaczesała jej ciemnobrązowe pukle i związała rzemieniem, po czym zajęła się przygotowywaniem mikstury.
-A więc? Czy jesteś zadowolona z przebiegu wczorajszego wieczoru? Wyglądałaś zachwycająco, moja droga - natychmiast poruszyła temat sabatu, nader ciekawa tego, co miała jej do opowiedzenia Marine.
Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Nie była to jej pierwsza wizyta w salonie piękności na Ulicy Pokątnej, a jednak ponownie dała się zaskoczyć zapachem, jaki poczuła, gdy tylko znalazła się w środku. Przez ułamek sekundy spodziewała się, że ktoś za chwilę poda jej kieliszek z ulubionym likierem, a gdzieś niedaleko znajdują się stare woluminy. I najprawdopodobniej przeszła tędy właśnie burza z piorunami. Cała ta mieszanina zapachów trwała tylko kilka chwil, bowiem retoryczne pytanie Fantine sprowadziło młodą panienkę Lestrange na ziemię. Przytaknęła swojej towarzyszce skinieniem głowy i bez słowa ruszyła za nią do wskazanego przez obsługę pomieszczenia.
Ledwie pół godziny temu wróciła z wizyty u Ramesesa, a już spotykała się z lady Rosier; postanawiając sobie wytchnienie po Sabacie nie do końca to miała na myśli, nie mogła jednak odmówić dobrej znajomej. I szczerze mówiąc, wcale nie chciała. Uznała, że przyda jej się odrobina relaksu oraz wymiana uwag na temat poprzedniego wieczoru. Być może miała już trochę dosyć tego tematu, lecz tym razem miał on zostać przedyskutowany z zupełnie innej strony; zawsze mogła liczyć na Fantine i jej zabawne uwagi oraz błyskotliwe spostrzeżenia. Przed ciemnowłosą różą Rosierów nic się nie ukryło, dlatego dobrze byłoby wysłuchać, cóż takiego ma do powiedzenia.
W ślad za ciemnowłosą towarzyszką zdjęła wierzchnie okrycie i przekazała je odpowiednim osobom, ukazując skrytą pod spodem jasnobłękitną suknię z lekkiego materiału. Marine zajęła miejsce na jednym z szezlongów, leniwie opierając głowę na dłoni; przyglądała się zabiegom, jakim zaczęła być poddawana Fanny i cierpliwie czekała, aż i do niej podejdzie jedna z pracownic. Gdy tak się stało, poinstruowała ją o specjalnym życzeniu odnośnie pochodzenia kremów nawilżających, po czym skupiła się już tylko i wyłącznie na temacie poruszonym przez lady Rosier.
- Jestem – odparła, może nieskromnie, lecz przynajmniej szczerze – Czuję, że spełniłam swoje zadanie, a przy tym dobrze się bawiłam, choć wybór lady Nott nieco mnie zaskoczył – nie spodziewała się Titusa Ollivandera, ale na szczęście ta niespodzianka miała udany finał – Obie wyglądałyśmy olśniewająco. Flavien nie mógł się ciebie nachwalić – uniosła lekko brwi, prowokując Fanny do pociągnięcia tematu kuzyna i być może wyciągnięcia z niej kilku informacji na jego temat – Czy poza nim ktoś zwrócił Twoją uwagę?
Poruszyła się, usadawiając tak, by i jej włosy mogły zostać rozczesane i spięte; uśmiechnęła się pod nosem, czując zapach dokładnie takiego kremu, o jaki prosiła. Przyjemne nawilżenie połączone z masażem ramion zaczęło wprawiać ją powoli w stan błogości.
Ledwie pół godziny temu wróciła z wizyty u Ramesesa, a już spotykała się z lady Rosier; postanawiając sobie wytchnienie po Sabacie nie do końca to miała na myśli, nie mogła jednak odmówić dobrej znajomej. I szczerze mówiąc, wcale nie chciała. Uznała, że przyda jej się odrobina relaksu oraz wymiana uwag na temat poprzedniego wieczoru. Być może miała już trochę dosyć tego tematu, lecz tym razem miał on zostać przedyskutowany z zupełnie innej strony; zawsze mogła liczyć na Fantine i jej zabawne uwagi oraz błyskotliwe spostrzeżenia. Przed ciemnowłosą różą Rosierów nic się nie ukryło, dlatego dobrze byłoby wysłuchać, cóż takiego ma do powiedzenia.
W ślad za ciemnowłosą towarzyszką zdjęła wierzchnie okrycie i przekazała je odpowiednim osobom, ukazując skrytą pod spodem jasnobłękitną suknię z lekkiego materiału. Marine zajęła miejsce na jednym z szezlongów, leniwie opierając głowę na dłoni; przyglądała się zabiegom, jakim zaczęła być poddawana Fanny i cierpliwie czekała, aż i do niej podejdzie jedna z pracownic. Gdy tak się stało, poinstruowała ją o specjalnym życzeniu odnośnie pochodzenia kremów nawilżających, po czym skupiła się już tylko i wyłącznie na temacie poruszonym przez lady Rosier.
- Jestem – odparła, może nieskromnie, lecz przynajmniej szczerze – Czuję, że spełniłam swoje zadanie, a przy tym dobrze się bawiłam, choć wybór lady Nott nieco mnie zaskoczył – nie spodziewała się Titusa Ollivandera, ale na szczęście ta niespodzianka miała udany finał – Obie wyglądałyśmy olśniewająco. Flavien nie mógł się ciebie nachwalić – uniosła lekko brwi, prowokując Fanny do pociągnięcia tematu kuzyna i być może wyciągnięcia z niej kilku informacji na jego temat – Czy poza nim ktoś zwrócił Twoją uwagę?
Poruszyła się, usadawiając tak, by i jej włosy mogły zostać rozczesane i spięte; uśmiechnęła się pod nosem, czując zapach dokładnie takiego kremu, o jaki prosiła. Przyjemne nawilżenie połączone z masażem ramion zaczęło wprawiać ją powoli w stan błogości.
The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?
dream on
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone
"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Opatulająca już od progu woń róż, wina, dymu i wody kolońskiej mogła upajać, sprawiła, że ogarnęła ją błogość... I pragnienie Natychmiast nabrała ochoty na lampę dobrego, francuskiego wina, lecz najpewniej tej zachcianki właścicielka salonu piękności spełnić nie mogła. Żadne trunki nie mogły równać się z tymi, które leżakowały w rozległych piwniczkach Rosierów - choć z pewnością ród jej towarzyszki, również mający francuskie korzenia, nie ustępował im wcale na tym polu. Potrząsnęła głową, jakby tym gestem pragnęła z siebie strącić najulubieńsze zapachy, które przylgnęły do skóry, po czym obdarzyła Marine przelotnym, badawczym spojrzeniem. Jako alchemiczka wiedziała, ze amortencja przybiera zapach tego, co najbardziej człeka pociąga, każdy więc czuł woń czego innego. Nie potrafiła powstrzymać rodzącego się w głowie pytania: co czuła lady Lestrange? Nie zadawała go jednak, wiedząc, że to nader intymne pytanie, a więź pomiędzy nimi nie była jeszcze na tyle silna. Przegryzła wargę, uśmiechając się lekko i odwróciła głowę w stronę dalszej części korytarza, którym podążył obie, by po chwili spocząć na wygodnych, obitych perkalem szezlongach.
-To dobrze, masz same same powodu do samozadowolenia - odpowiedziała ciepło Fantine, rozkoszując się zabiegiem i szczerością Marine. Nie oczekiwała po niej skromności, którą uważała za cechę niemal zawsze fałszywą. Należało znać swoją wartość i doceniać samą siebie, kochać własne ja najmocniej i dać tym samym przykład innym jak należy Cię kochać, szanować i wielbić - Fantine praktykowała tę metodę od wielu dobrych lat. A skromność? Potrafiła udawać skromną. Działało to na wyobraźnię niektórych mężczyzn i cieszyło starsze damy, lecz wciąż - to była tylko gra.
-Przyznam szczerze, że dla mnie także połączenie twej osoby z Ollivanderem było... nieco zaskakujące. Twoja gwiazda lśniła jednak wyjątkowo mocno, choć tyle, że okazał się zadowalającym dla ciebie tłem - lecz z drugiej strony któż zdołałby cię przyćmić? - zaśmiała się, nie szczędząc lady Lestrange komplementów, absolutnie szczerych, co zdarzało się Fantine wyjątkowo rzadko. Kłamstwo, bądź przemilczenie faktów byłyby jednak najpewniej oznaką zazdrości - a nie widziała w Marine konkurentki, a sojuszniczkę.
-Naprawdę? Cóż takiego mówił? - spytała, a kąciki ust mimowolnie uniosły się w jeszcze szerszym uśmiechu. Ta cudowna wiadomość wprawiła Fantine w jeszcze weselszy nastrój - najwyraźniej jej plan zawrócenia lordowi Flavienowi w głowie i w sercu miał się coraz lepiej. -Przyznam szczerze, że cudownie się wczoraj dzięki niemu bawiłam - wyrzekła jeszcze, uważnie dobierając słowa, nie wiedziała przecież które dotrą do jego uszu. Nawet jeśli Marine miała zamiar je przekazać, to nie miałaby jej tego za złe - własny ród zawsze stał wszak na pierwszym miejscu.
-Och, tak, lord Rowle dał nam znakomity pokaz jak tańczyć nie należy - zaśmiała się perliście i z nutą złośliwości na samo wspomnienie dziwacznego tańca na lodzie lorda Magnusa.
-To dobrze, masz same same powodu do samozadowolenia - odpowiedziała ciepło Fantine, rozkoszując się zabiegiem i szczerością Marine. Nie oczekiwała po niej skromności, którą uważała za cechę niemal zawsze fałszywą. Należało znać swoją wartość i doceniać samą siebie, kochać własne ja najmocniej i dać tym samym przykład innym jak należy Cię kochać, szanować i wielbić - Fantine praktykowała tę metodę od wielu dobrych lat. A skromność? Potrafiła udawać skromną. Działało to na wyobraźnię niektórych mężczyzn i cieszyło starsze damy, lecz wciąż - to była tylko gra.
-Przyznam szczerze, że dla mnie także połączenie twej osoby z Ollivanderem było... nieco zaskakujące. Twoja gwiazda lśniła jednak wyjątkowo mocno, choć tyle, że okazał się zadowalającym dla ciebie tłem - lecz z drugiej strony któż zdołałby cię przyćmić? - zaśmiała się, nie szczędząc lady Lestrange komplementów, absolutnie szczerych, co zdarzało się Fantine wyjątkowo rzadko. Kłamstwo, bądź przemilczenie faktów byłyby jednak najpewniej oznaką zazdrości - a nie widziała w Marine konkurentki, a sojuszniczkę.
-Naprawdę? Cóż takiego mówił? - spytała, a kąciki ust mimowolnie uniosły się w jeszcze szerszym uśmiechu. Ta cudowna wiadomość wprawiła Fantine w jeszcze weselszy nastrój - najwyraźniej jej plan zawrócenia lordowi Flavienowi w głowie i w sercu miał się coraz lepiej. -Przyznam szczerze, że cudownie się wczoraj dzięki niemu bawiłam - wyrzekła jeszcze, uważnie dobierając słowa, nie wiedziała przecież które dotrą do jego uszu. Nawet jeśli Marine miała zamiar je przekazać, to nie miałaby jej tego za złe - własny ród zawsze stał wszak na pierwszym miejscu.
-Och, tak, lord Rowle dał nam znakomity pokaz jak tańczyć nie należy - zaśmiała się perliście i z nutą złośliwości na samo wspomnienie dziwacznego tańca na lodzie lorda Magnusa.
Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Bliskie przyjaciółki mogła policzyć na palcach jednej dłoni, a jeśli nie liczyć tych, które były z nią spokrewnione, liczba ta dodatkowo się zmniejszała. Victoria, choć starsza, była jej powierniczką i to z nią dotychczas wymieniała się przeżyciami czy opiniami na temat różnorodnych wydarzeń, lecz Fantine całkiem naturalnie znalazła się na dobrej drodze do zyskania przyjaźni panny Lestrange. W salonowym światku przyjaciół trzymało się blisko, a wrogów jeszcze bliżej, lecz Marine cieszyła się, że w kimś takim, jak Róża, ma sojuszniczkę, a nie przeciwniczkę. Solidarność była niezwykle silną bronią, a w rękach kobiet niosła ze sobą podwójną moc. Na zwierzenia odnośnie odczuwanego zapachu Amortencji było więc odrobinę za wcześnie, ale wszystko szło w odpowiednim kierunku. Kto wie, być może za kilka miesięcy lub lat będą czytać z siebie jak z otwartych ksiąg?
- Mój ojciec także się zdziwił, ale skoro na koniec uścisnął mu rękę, nie było chyba aż tak źle – przyznała rozbawiona, wspominając widok Theseusa zgniatającego chudą dłoń Titusa i mierzącego go ostrożnym spojrzeniem. Choć oczywiście z ust lorda Lestrange padły uprzejme słowa, wciąż pozostawał ojcem, dbającym przede wszystkim o samopoczucie i reputacje swej jedynej latorośli – A gdybyś to Ty miała zadecydować, z kim byś mnie połączyła? – zaciekawiona zerknęła na swoją towarzyszkę.
Nie ulegało wątpliwości, że gdyby Fantine tylko chciała, w przyszłości mogłaby zastąpić samą lady Adelaidę Nott; zmysł do wyszukiwania kawalerów miała już odpowiednio wyćwiczony, a swaty na pewno były też dobrą zabawą. Mimo wszystko Róża Rosierów miała chyba nieco inne priorytety i nie zamierzała porzucać ścieżki prowadzącej na ślubny kobierzec, a przecież Adelajda pozostawała niezamężna.
Omawiając temat Flaviena obie młode szlachcianki były już doskonale przygotowane do zabiegów, jakie miały je czekać. Marine wcale nie musiała widzieć swojej towarzyszki, żeby wiedzieć, że komplementy sprawiają jej przyjemność, a informacje o młodym lordzie Lestrange są pożądane. Mimo nakładanej na twarz maseczki z morskich alg, kontynuowała temat.
- Że jesteś fantastyczną partnerką i dzięki tobie był to niezapomniany wieczór – być może wyolbrzymiła nieco słowa kuzyna, lub po prostu wyczytała je między wierszami, ale nie zmieniało to istoty przekazu – I słyszę, że nie jesteś teraz fałszywie uprzejma i nie odpowiadasz tak tylko dlatego, że to członek mojej rodziny. Cieszę się, że udało się Wam na siebie trafić – zakończyła, uśmiechając się enigmatycznie.
Po wspomnieniu lorda Rowle sama także zachichotała cicho; nie on jeden uległ na lodzie małemu wypadkowi, choć jako żonaty mężczyzna nie znalazł się później pod obstrzałem własnych rodziców, trujących mu głowę o takie wpadki. Zbesztać mogła go jedynie żona.
- Lady Rowle chyba nie była z niego dumna, choć prezentowała się nienagannie. Pomyśl, że nas w przyszłości także czekają takie przeprawy z mężami – westchnęła teatralnie, żartując na temat zamążpójścia. Do tego pozostawało jej jeszcze wiele czasu.
- Mój ojciec także się zdziwił, ale skoro na koniec uścisnął mu rękę, nie było chyba aż tak źle – przyznała rozbawiona, wspominając widok Theseusa zgniatającego chudą dłoń Titusa i mierzącego go ostrożnym spojrzeniem. Choć oczywiście z ust lorda Lestrange padły uprzejme słowa, wciąż pozostawał ojcem, dbającym przede wszystkim o samopoczucie i reputacje swej jedynej latorośli – A gdybyś to Ty miała zadecydować, z kim byś mnie połączyła? – zaciekawiona zerknęła na swoją towarzyszkę.
Nie ulegało wątpliwości, że gdyby Fantine tylko chciała, w przyszłości mogłaby zastąpić samą lady Adelaidę Nott; zmysł do wyszukiwania kawalerów miała już odpowiednio wyćwiczony, a swaty na pewno były też dobrą zabawą. Mimo wszystko Róża Rosierów miała chyba nieco inne priorytety i nie zamierzała porzucać ścieżki prowadzącej na ślubny kobierzec, a przecież Adelajda pozostawała niezamężna.
Omawiając temat Flaviena obie młode szlachcianki były już doskonale przygotowane do zabiegów, jakie miały je czekać. Marine wcale nie musiała widzieć swojej towarzyszki, żeby wiedzieć, że komplementy sprawiają jej przyjemność, a informacje o młodym lordzie Lestrange są pożądane. Mimo nakładanej na twarz maseczki z morskich alg, kontynuowała temat.
- Że jesteś fantastyczną partnerką i dzięki tobie był to niezapomniany wieczór – być może wyolbrzymiła nieco słowa kuzyna, lub po prostu wyczytała je między wierszami, ale nie zmieniało to istoty przekazu – I słyszę, że nie jesteś teraz fałszywie uprzejma i nie odpowiadasz tak tylko dlatego, że to członek mojej rodziny. Cieszę się, że udało się Wam na siebie trafić – zakończyła, uśmiechając się enigmatycznie.
Po wspomnieniu lorda Rowle sama także zachichotała cicho; nie on jeden uległ na lodzie małemu wypadkowi, choć jako żonaty mężczyzna nie znalazł się później pod obstrzałem własnych rodziców, trujących mu głowę o takie wpadki. Zbesztać mogła go jedynie żona.
- Lady Rowle chyba nie była z niego dumna, choć prezentowała się nienagannie. Pomyśl, że nas w przyszłości także czekają takie przeprawy z mężami – westchnęła teatralnie, żartując na temat zamążpójścia. Do tego pozostawało jej jeszcze wiele czasu.
The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?
dream on
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone
"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Świat, w którym przyszło im żyć, utkany był z iluzji i kłamstwa. Na salonach mało kto był prawdziwy, wszyscy nosili maski - złote i fałszywe. Fantine nie byla tu wyjątkiem, ani też niewiniątkiem, które nie miało pojęcia o tym jak funkcjonuje świat. Ten zewnętrzny, zwykły, szary - może. O nim rzeczywiście nie miała zielonego pojęcia, dzięki temu, że chowano ją pod kloszem, tak jak i Marine, pozostawała absolutnie odrealniona - lecz swoją bajkę znała doskonale, a przynajmniej tak się jej zdawało. Nie była naiwna, a matka nauczyła ją ostrożności. Uważaj, komu ufasz, powtarzała. Ściany mają uszy i oczy, mówiła. Informacja była najcenniejszą walutą: kto z kim, kiedy i dlaczego; zaledwie informacja, która stanie się źródłem plotki, mogło damie zniszczyć reputację, a co za tym idzie - zaprzepaścić szansę na dobre zamążpójście. Dworskie życie czarodziejskiej arystokracji przypominało tańczenie na linie; kroki należało stawiać bardzo ostrożnie i uważnie. Fantine była wyśmienitą tancerką, lecz partnerów do walca dobierała nadzwyczaj ostrożnie, choć stwarzała zupełnie inne pozory; miała naturalny dar do przyciągania do siebie innych, niczym ćma do światła, a dzięki giętkiemu językowi i czarującemu usposobieniu - wzbudzała niezwykłą sympatię. Zdawałoby się, że przyjaciółek ma od groma. Zazwyczaj otaczał ją przecież wianuszek innych dam, pragnących spędzać z nią czas, ciekawych tego, co ma do powiedzenia na temat nowej kolekcji sukien domu mody Parkinson, bądź ostatniego sabatu u lady Nott. Każdej z nich Fantine okazywała sympatię i serdeczność, pięknie kłamała jak są dla niej ważne i jak ceni ich towarzystwo; w rzeczywistości nie ufała prawie żadnej. Najlepszymi przyjaciółmi zawsze było dlań rodzeństwo i jedynie Tristanowi oraz Melisande ufała bezgranicznie. Tylko przed nimi potrafiła rozebrać własną duszę do naga.
Nie mogłaby jednak zaprzeczyć temu, że przy lady Marine czuje się coraz lepiej; nie była ani głupia, ani bierna, nie dawała sobą rządzić, niczym inne dziewczątka, nad którymi Fantine chętnie brała we władanie, odnajdując przyjemność w rządzeniu nimi, łechtało jej to ego, dlatego wzbudziła w niej szacunek - i nawiązały nić porozumienia. Reputacja i zachowanie lady Lestrange były nienaganne i doskonałe, widziała w tej znajomości potencjał.
Spochmurniała lekko na wspomnienie ojca Marine; zazdrościła jej, że Titusowi miał kto uścisnąć rękę. Od straty lorda Corentina nie minęły nawet dwa miesiące, rany wciąż były niezwykle wrażliwe.
- Niechże się zastanowię... - zamyśliła się Fantine, rozpierając na fotelu. Z ogromną przyjemnością weszłaby w rolę lady Nott; wiedziała zresztą, że wkrótce jej sabaty ustąpią pierwszego miejsca tym, które wyprawi ona - kiedy tylko nadejdzie na to odpowiednia chwila. W roli swatki z pewnością sprawdziłaby się również nieźle, w końcu któż więcej o miłości może wiedzieć od samego Rosiera? Nad odpowiedzią rozmyślała dłuższą chwilę. Lady Marine nie była byle lady, zasługiwała na to, co najlepsze. Kandydat musiał być nie tylko przystojny, lecz także bystry i elokwentny - o odpowiednich poglądach i rodzinie nie wspominając, to rozumiało się przez samo się. - Z lordem Ryanem Bulstrode - zadecydowała w końcu; choć ród jego i rodzinę Rosierów dzieliły dawne waśnie i konflikty, to biorąc pod uwagę nazwisko Marine wydawał się bardzo dobrym wyborem. Pomijając bycie Bulstrodem był niezwykle czarującym młodzieńcem.
Nie potrafiła powstrzymać triumfalnego uśmiechu, który wychynął na usta, gdy Marine wyjawiła, co mówił o niej Flavien; spodziewała się podobnych komplementów, lecz nawet spodziewane cieszyły nie mniej. - Oczywiście, że nie - zaprzeczyła od razu. Ona i fałszywa uprzejmość? Aleś skąd! - Ja także się cieszę - rozsiadła się na szezlpngu wygodniej, niczym królowa, czując jak maseczka z zimnych, morskich alg cudownie nawilża skórę.
- Wczoraj tak. Nieco ponad tydzień temu zaniemogła podczas kuligu... Lord Rowle zaprosił mnie na przejażdżkę - zdradziła jej szeptem, jakby było to coś wstydliwego, choć wszyscy, którzy widzieli jak wsiada z nim do sań, o tym wiedzieli - czyli połowa dworskiego światka. - Położył przy mnie ubłocone buty na siedzeniu - wyrzekła z odrazą, wzdrygając się na samo wspomnienie. - To oburzające. Nie mniej niż to, że lady Liliana Yaxley i lady Julia Prewett wzięły udział... och, niech Morgana im wybaczy... w klubie pojedynku - odwróciwszy się w stronę Marine, wsparła się na łokciu, a w oczach Fantine jawiło się najszczersze oburzenie.
Nie mogłaby jednak zaprzeczyć temu, że przy lady Marine czuje się coraz lepiej; nie była ani głupia, ani bierna, nie dawała sobą rządzić, niczym inne dziewczątka, nad którymi Fantine chętnie brała we władanie, odnajdując przyjemność w rządzeniu nimi, łechtało jej to ego, dlatego wzbudziła w niej szacunek - i nawiązały nić porozumienia. Reputacja i zachowanie lady Lestrange były nienaganne i doskonałe, widziała w tej znajomości potencjał.
Spochmurniała lekko na wspomnienie ojca Marine; zazdrościła jej, że Titusowi miał kto uścisnąć rękę. Od straty lorda Corentina nie minęły nawet dwa miesiące, rany wciąż były niezwykle wrażliwe.
- Niechże się zastanowię... - zamyśliła się Fantine, rozpierając na fotelu. Z ogromną przyjemnością weszłaby w rolę lady Nott; wiedziała zresztą, że wkrótce jej sabaty ustąpią pierwszego miejsca tym, które wyprawi ona - kiedy tylko nadejdzie na to odpowiednia chwila. W roli swatki z pewnością sprawdziłaby się również nieźle, w końcu któż więcej o miłości może wiedzieć od samego Rosiera? Nad odpowiedzią rozmyślała dłuższą chwilę. Lady Marine nie była byle lady, zasługiwała na to, co najlepsze. Kandydat musiał być nie tylko przystojny, lecz także bystry i elokwentny - o odpowiednich poglądach i rodzinie nie wspominając, to rozumiało się przez samo się. - Z lordem Ryanem Bulstrode - zadecydowała w końcu; choć ród jego i rodzinę Rosierów dzieliły dawne waśnie i konflikty, to biorąc pod uwagę nazwisko Marine wydawał się bardzo dobrym wyborem. Pomijając bycie Bulstrodem był niezwykle czarującym młodzieńcem.
Nie potrafiła powstrzymać triumfalnego uśmiechu, który wychynął na usta, gdy Marine wyjawiła, co mówił o niej Flavien; spodziewała się podobnych komplementów, lecz nawet spodziewane cieszyły nie mniej. - Oczywiście, że nie - zaprzeczyła od razu. Ona i fałszywa uprzejmość? Aleś skąd! - Ja także się cieszę - rozsiadła się na szezlpngu wygodniej, niczym królowa, czując jak maseczka z zimnych, morskich alg cudownie nawilża skórę.
- Wczoraj tak. Nieco ponad tydzień temu zaniemogła podczas kuligu... Lord Rowle zaprosił mnie na przejażdżkę - zdradziła jej szeptem, jakby było to coś wstydliwego, choć wszyscy, którzy widzieli jak wsiada z nim do sań, o tym wiedzieli - czyli połowa dworskiego światka. - Położył przy mnie ubłocone buty na siedzeniu - wyrzekła z odrazą, wzdrygając się na samo wspomnienie. - To oburzające. Nie mniej niż to, że lady Liliana Yaxley i lady Julia Prewett wzięły udział... och, niech Morgana im wybaczy... w klubie pojedynku - odwróciwszy się w stronę Marine, wsparła się na łokciu, a w oczach Fantine jawiło się najszczersze oburzenie.
Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Gdyby nie maseczka z alg, Marine na pewno dostrzegłaby lekką zmianę w nastroju swojej towarzyszki; niestety trwała teraz w błogiej nieświadomości odnośnie tego, że wywołała wspomnienie jej ojca. Strata Corentina była dla Rosierów ciosem, na który jednak szykowali się już jakiś czas – wiedziała to z opowieści swojej drogiej kuzynki. Nie umniejszyło to bólu jego dzieciom, zwłaszcza najmłodszej córce; nawet na chowane pod kloszem szlachcianki spadały czasem problemy, z jakimi trudno było sobie poradzić. Gdyby nastrój był melancholijny, a one znałyby się lepiej, być może Marine podzieliłaby się przemyśleniami, jakie po latach od straty matki wciąż kłębiły się w jej głowie. Radzenie sobie ze stratą należało wyuczyć w sobie odpowiednio wcześnie, by później nie cierpieć zbyt mocno.
Na szczęście jednak głównym tematem wciąż pozostawały sprawy okołosabatowe i salonowe, na roztrząsanie których każda młoda szlachcianka musiała poświęcić chociaż odrobinę swojego czasu. I gdy pracownice salonu piękności Amortencja uwijały się, by uczynić swoje klientki jeszcze piękniejszymi, dwie aspirujące damy prowadziły sympatyczną rozmowę o socjecie.
- Z lordem Rayanem? – Lestrange nie mogła powstrzymać uśmiechu, jaki zatańczył na jej ustach – Sądzisz, że miałabym szansę zostać tą jedyną, której pozostanie wierny? – zapytała z przekąsem, bowiem obie doskonale zdawały sobie sprawę z reputacji bawidamka, jaką posiadał wspomniany przez Fantine młodzieniec – A może liczysz na to, że zostaniemy rodziną, gdy ty poślubisz Briana Bulstrode’a po wielkim skandalu między zwaśnionymi rodami?
Na języku już tańczyła jej parafraza wiersza, jaki czytała ostatnio w kąpieli. Rozmowy na błahe tematy pozwalały przeżywać szlachecką bajkę w beztrosko naiwny sposób, czyli dokładnie taki, do jakiego Marine i jej towarzyszka zostały stworzone. I tylko Morgana raczyła wiedzieć, czemu obie chciały od życia czegoś więcej.
- Umarłabym ze wstydu, gdyby ktoś transmutował mnie w osła na oczach innych ludzi – nie miała wszakże pojęcia, czy lady Yaxley i Prewett tak właśnie skończyły swoje pojedynki, ale faktem pozostawało, że brały w nich udział, tym samym zostawiając skazę na roli, jaką miały przecież pełnić wedle tradycji.
Lestrange wróciła myślami do Sabatu i lorda Rowle oraz jego małżonki; zdawała sobie sprawę, że aranżowane małżeństwa nie kończą się zazwyczaj szczęśliwym związkiem, lecz nie znała tej konkretnej pary na tyle dobrze, by wydawać osądy. Gdy będzie miała tyle lat, co Fantine i na własne oczy ujrzy to wszystko, czego i Róża była świadkiem na salonach, być może nie omieszka skomentować zepsucia i sytuacji, w jakiej przyszło im wszystkim funkcjonować. Na razie trzymała język za zębami, badając teren.
- Mam nadzieję, że położył tylko buty – rzuciła, na moment otwierając jedno oko i obserwując leżącą nieopodal koleżankę - A nie co innego na Róży Rosierów – skoro już niebawem miały puszczać razem wianki, niech oba będą nienaruszone!
Na szczęście jednak głównym tematem wciąż pozostawały sprawy okołosabatowe i salonowe, na roztrząsanie których każda młoda szlachcianka musiała poświęcić chociaż odrobinę swojego czasu. I gdy pracownice salonu piękności Amortencja uwijały się, by uczynić swoje klientki jeszcze piękniejszymi, dwie aspirujące damy prowadziły sympatyczną rozmowę o socjecie.
- Z lordem Rayanem? – Lestrange nie mogła powstrzymać uśmiechu, jaki zatańczył na jej ustach – Sądzisz, że miałabym szansę zostać tą jedyną, której pozostanie wierny? – zapytała z przekąsem, bowiem obie doskonale zdawały sobie sprawę z reputacji bawidamka, jaką posiadał wspomniany przez Fantine młodzieniec – A może liczysz na to, że zostaniemy rodziną, gdy ty poślubisz Briana Bulstrode’a po wielkim skandalu między zwaśnionymi rodami?
Na języku już tańczyła jej parafraza wiersza, jaki czytała ostatnio w kąpieli. Rozmowy na błahe tematy pozwalały przeżywać szlachecką bajkę w beztrosko naiwny sposób, czyli dokładnie taki, do jakiego Marine i jej towarzyszka zostały stworzone. I tylko Morgana raczyła wiedzieć, czemu obie chciały od życia czegoś więcej.
- Umarłabym ze wstydu, gdyby ktoś transmutował mnie w osła na oczach innych ludzi – nie miała wszakże pojęcia, czy lady Yaxley i Prewett tak właśnie skończyły swoje pojedynki, ale faktem pozostawało, że brały w nich udział, tym samym zostawiając skazę na roli, jaką miały przecież pełnić wedle tradycji.
Lestrange wróciła myślami do Sabatu i lorda Rowle oraz jego małżonki; zdawała sobie sprawę, że aranżowane małżeństwa nie kończą się zazwyczaj szczęśliwym związkiem, lecz nie znała tej konkretnej pary na tyle dobrze, by wydawać osądy. Gdy będzie miała tyle lat, co Fantine i na własne oczy ujrzy to wszystko, czego i Róża była świadkiem na salonach, być może nie omieszka skomentować zepsucia i sytuacji, w jakiej przyszło im wszystkim funkcjonować. Na razie trzymała język za zębami, badając teren.
- Mam nadzieję, że położył tylko buty – rzuciła, na moment otwierając jedno oko i obserwując leżącą nieopodal koleżankę - A nie co innego na Róży Rosierów – skoro już niebawem miały puszczać razem wianki, niech oba będą nienaruszone!
The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?
dream on
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone
"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Śmierć sir Corentina Rosiera, lorda Kent, a zarazem ojca Fantine, nie była pierwszą bolesną stratą, która dotknęła najmłodszą z Róż; nie wątpiła, ze Marine jest tego świadoma, poniekąd sprawa także dotyczyła jej samej, a raczej jej rodziny. Przed laty pierwsza córka Corentina i Cedriny poślubiła lorda Lestrange, kuzyna Marine, powiła mu dzieci, lecz w jego domu spotkał ją najstraszliwszy los - śmierć. Z wilkołaczej ręki, Diany Crouch, która zapłaciła za to własnym życiem. Nikt nie zdołał jednak zapomnieć o Marie, czas nie uleczył prawdziwie ran; pozostawały zabliźniony, lecz istniały boleśnie i przypominały o sobie nieustannie. Świat bez niej nie był tak piękny i nie sądziła, by kiedykolwiek zdołała do niego przywyknąć. Nie potrafiła radzić sobie z żałobą, ani po Marie, ani po ojcu. Duszę miała okaleczoną, lecz ukrywała ją przed światem. Wkładała doskonała maskę udawała, że wszystko jest w porządku. Nie chciała, aby świat dostrzegł jej prawdziwe oblicze, bo mógłby je przeciw niej wykorzystać. Młodziutkiej lady Lestrange nie posądzała o złe zamiary, jednakże ich znajomość była zbyt świeża i krótka na podobne wyznania, choć niewątpliwie ich ścieżki splatały się coraz ciaśniej.
Fanny zaśmiała się perliście przez wysnutą przed Marine wizję naprawdę mocnego splotu ich losów, czyli poślubienia słynnych braci Bulstrode, bawidamówków i hulaków.
- Oczywiście! Mając tak piękną żonę jak Ty, pani, nie spojrzałabym na inną - odparła od razu, sącząc w usta towarzyszki słodki komplement - nie był jadowity, bądź fałszywy, Marine wyróżniała się przecież wyjątkową urodą, lecz jednocześnie wiedziała ileż było w tym naiwności. Jej własny brat poślubił półwilę, jedną z najpiękniejszych kobiet świata, a i tak w sekretnym domu utrzymywał egzotyczną kocanicę. - Rozszyfrowałaś mnie, moja droga. Nasz podwójny ślub zapisałby się w historii i plotkowano by o nim przez lata. My, na zawsze razem, może nawet synów powiłybyśmy jednocześnie... - mówiła dalej, nieco kpiąco, wciąż rozbawiona; niepoważnie, oczywiście. W życiu nie zgodziłaby się na podwójny ślub - każda z nich winna być najjaśniejszą gwiazdą własnego wieczoru.
A ponadto gardziła rodem Bulstrode.
- Umarłabym ze wstydu, gdybym postawiła tam swą stopę. Któż w ogóle pozwolił im się tam pojawić? Ich biedne matki... Po lady Lorraine się tego nie spodziewałam. Sądziłam, że żona i matka... zachowa klasę. - Fantine także nie wiedziała jaki finał miały toczone przez te godne wzgardy lady pojedynki i nie chciała wiedzieć. Rumieniła się ze wstydu za nie. Czy ich ojcom nie było za nie wstyd? A lordowi Prewettowi? Z drugiej jednak strony - czegóż mogła spodziewać się po Prewettach, sympatazyujących z Weasleyami i innymi zdrajcami krwi.
Ale żeby jej własna kuzynka Liliana... ?
- Tylko buty - zapewniła Marine prędko. - Jeśli tylko śmiałby... Zachować się nieodpowiednio, najpewniej straciłby palce - zakończyła hardym tonem, zupełnie tak, jakby to ona miała go tych palców pozbawić - miała jednak oczywiście na myśli to, że wówczas lordem Rowle odpowiednio zająłby się Tristan, którego nie omieszkałaby o wszystkim poinformować.
Fanny zaśmiała się perliście przez wysnutą przed Marine wizję naprawdę mocnego splotu ich losów, czyli poślubienia słynnych braci Bulstrode, bawidamówków i hulaków.
- Oczywiście! Mając tak piękną żonę jak Ty, pani, nie spojrzałabym na inną - odparła od razu, sącząc w usta towarzyszki słodki komplement - nie był jadowity, bądź fałszywy, Marine wyróżniała się przecież wyjątkową urodą, lecz jednocześnie wiedziała ileż było w tym naiwności. Jej własny brat poślubił półwilę, jedną z najpiękniejszych kobiet świata, a i tak w sekretnym domu utrzymywał egzotyczną kocanicę. - Rozszyfrowałaś mnie, moja droga. Nasz podwójny ślub zapisałby się w historii i plotkowano by o nim przez lata. My, na zawsze razem, może nawet synów powiłybyśmy jednocześnie... - mówiła dalej, nieco kpiąco, wciąż rozbawiona; niepoważnie, oczywiście. W życiu nie zgodziłaby się na podwójny ślub - każda z nich winna być najjaśniejszą gwiazdą własnego wieczoru.
A ponadto gardziła rodem Bulstrode.
- Umarłabym ze wstydu, gdybym postawiła tam swą stopę. Któż w ogóle pozwolił im się tam pojawić? Ich biedne matki... Po lady Lorraine się tego nie spodziewałam. Sądziłam, że żona i matka... zachowa klasę. - Fantine także nie wiedziała jaki finał miały toczone przez te godne wzgardy lady pojedynki i nie chciała wiedzieć. Rumieniła się ze wstydu za nie. Czy ich ojcom nie było za nie wstyd? A lordowi Prewettowi? Z drugiej jednak strony - czegóż mogła spodziewać się po Prewettach, sympatazyujących z Weasleyami i innymi zdrajcami krwi.
Ale żeby jej własna kuzynka Liliana... ?
- Tylko buty - zapewniła Marine prędko. - Jeśli tylko śmiałby... Zachować się nieodpowiednio, najpewniej straciłby palce - zakończyła hardym tonem, zupełnie tak, jakby to ona miała go tych palców pozbawić - miała jednak oczywiście na myśli to, że wówczas lordem Rowle odpowiednio zająłby się Tristan, którego nie omieszkałaby o wszystkim poinformować.
Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Na temat zamążpójścia mogły dowcipkować w najlepsze, nie zmieniało to jednak faktu, że obowiązki powoli zbliżały się w stronę obu młodych dam. Żarty o podwójnych ślubach i rodzeniu dzieci były niewinne, lecz zbliżał się moment, w którym rzeczywiście będą musiały wybierać swoje ślubne szaty oraz szykować się mentalnie na perspektywę założenia rodziny. Żadna z nich nie wiedziała, ile jeszcze mają czasu. Wyśmiewały lordów Bulstrode w najlepsze, a same nie mogły pozwolić sobie na prowadzenie życia w ich stylu i odkładanie tradycji na później – gdyby czarodziejskie społeczeństwo usłyszało o romansie którejkolwiek z nich, ta z miejsca stałaby się napiętnowana i jednocześnie traktowana jako gorsza w oczach przyszłych potencjalnych kandydatów na męża. Brian i Ryan nie tracili na swojej reputacji nawet połowy tego, co stracić by mogły Marine i Fantine. Było to zarówno niesprawiedliwe, jak i niestety niezmiennie trwałe w szlacheckim gronie.
- Obowiązkowo jeszcze po córce do kompletu – dopowiedziała tym samym kpiącym tonem, którego użyła jej towarzyszka, lecz po tym wzdrygnęła się lekko – Wybacz, rozmowa o dzieciach jest taka abstrakcyjna. Dopiero skończyłam szkołę, a babcia już dwa razy w tym tygodniu ubolewała nad faktem, że mam tak wąskie biodra – przewróciła oczami, nie czując oporów przed podzieleniem się swoimi żalami z panną Rosier.
Była świadoma swojego przeznaczenia, ale czym innym było żartowanie sobie z niego, a czym innym słuchanie o powinnościach świeżo po ukończeniu Hogwartu, gdy nie zdążyło się jeszcze na dobre rozsmakować w dorosłości. Babcia oczywiście nie miała złych zamiarów, a jej komentarze poczynione zostały przy okazji mierzenia nowych sukni dla panny Lestrange, mimo to wprowadzona przez nią atmosfera nie należała do najprzyjemniejszych dla młodej dziewczyny.
Kontynuując temat Klubu Pojedynków, Marine przypomniała sobie o jego zasadach, które kiedyś zasłyszała. Nie była pewna, czy nie powtarzała teraz zwykłej plotki, ale gdzież indziej mogła się o tym przekonać, jeśli nie w salonie piękności i w towarzystwie dobrej koleżanki?
- Czy to prawda, że półwile muszą nosić tam specjalne szare szaty, by nie rozpraszały mężczyzn? – taka retoryka kompletnie jej się nie podobała; dumne czarownice na pewno były ponad to i nie stosowały się do tak absurdalnych zasad.
Słysząc, że lord Rowle zatrzymał ręce przy sobie, Marine odetchnęła. Słowa Fantine także skierowały ją na tory rozmyślań o Tristanie i fakcie posiadania starszego brata. Panna Lestrange miała na szczęście Flaviena i nie musiała zbyt mocno tęsknić za posiadaniem rodzeństwa.
- Zostałby rzucony smokom na pożarcie – skwitowała z niezachwianą pewnością w głosie. Zapewne również Melisande miałaby w tej kwestii wiele do powiedzenia.
- Obowiązkowo jeszcze po córce do kompletu – dopowiedziała tym samym kpiącym tonem, którego użyła jej towarzyszka, lecz po tym wzdrygnęła się lekko – Wybacz, rozmowa o dzieciach jest taka abstrakcyjna. Dopiero skończyłam szkołę, a babcia już dwa razy w tym tygodniu ubolewała nad faktem, że mam tak wąskie biodra – przewróciła oczami, nie czując oporów przed podzieleniem się swoimi żalami z panną Rosier.
Była świadoma swojego przeznaczenia, ale czym innym było żartowanie sobie z niego, a czym innym słuchanie o powinnościach świeżo po ukończeniu Hogwartu, gdy nie zdążyło się jeszcze na dobre rozsmakować w dorosłości. Babcia oczywiście nie miała złych zamiarów, a jej komentarze poczynione zostały przy okazji mierzenia nowych sukni dla panny Lestrange, mimo to wprowadzona przez nią atmosfera nie należała do najprzyjemniejszych dla młodej dziewczyny.
Kontynuując temat Klubu Pojedynków, Marine przypomniała sobie o jego zasadach, które kiedyś zasłyszała. Nie była pewna, czy nie powtarzała teraz zwykłej plotki, ale gdzież indziej mogła się o tym przekonać, jeśli nie w salonie piękności i w towarzystwie dobrej koleżanki?
- Czy to prawda, że półwile muszą nosić tam specjalne szare szaty, by nie rozpraszały mężczyzn? – taka retoryka kompletnie jej się nie podobała; dumne czarownice na pewno były ponad to i nie stosowały się do tak absurdalnych zasad.
Słysząc, że lord Rowle zatrzymał ręce przy sobie, Marine odetchnęła. Słowa Fantine także skierowały ją na tory rozmyślań o Tristanie i fakcie posiadania starszego brata. Panna Lestrange miała na szczęście Flaviena i nie musiała zbyt mocno tęsknić za posiadaniem rodzeństwa.
- Zostałby rzucony smokom na pożarcie – skwitowała z niezachwianą pewnością w głosie. Zapewne również Melisande miałaby w tej kwestii wiele do powiedzenia.
The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?
dream on
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone
"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Wszystko to pozostawało wyłącznie żartem; Fanny wierzyła, że w towarzystwie Marine mogła sobie na to pozwolić, była bystrą i rezolutną młodą damą. Na salonach nie brakowało głupich gęsi, których błyskotliwość kończyła się na wypowiadaniu wyuczonych uprzejmości - niczym zacięte płyty w gramofonie. Żarty żartami, lecz i Fantine była świadoma zbliżającego się nieuchronnie przeznaczenia, przeciw któremu nigdy się nie buntowała. Czuła się stworzona do życia, które wiodła i nie chciała zawieść rodziny; być może i już teraz nosiłaby na palcu zaręczynowy pierścień, gdyby tylko rodu Rosier nie dotknęła kolejna, wielka tragedia.
- Och, jeśli tylko miałaby starszego brata, nie pogniewałabym się na los za rozkoszną córeczkę - odpowiedziała Fantine pełnym rozmarzenia tonem; naprawdę szczerze tego pragnęła. Nie czuła się jeszcze gotowa na macierzyństwo, podobnie jak i Marine, co potwierdziły jej następne słowa, lecz była pewna, że pokocha wszystkie swe dzieci tak, jak Cedrina kochała ich. Tak wyobrażała sobie samą siebie jako matkę; taką matką właśnie pragnęła być. A wizja czesania warkoczyków i strojenia w sukieneczki wiernej kopii jej samej była naprawdę rozkoszna. - Lepiej, aby były zbyt wąskie, za to niezwykle smukłe, niż szerokie jak szafa jak u pewnej lady Carrow, pewnie wiesz którą mam na myśli... - ostatnie słowa wypowiedziała już konspiracyjnym szeptem; babcia lady Marine mogła mieć nieco racji, wąskie biodra mogły utrudnić poród, lecz od czego przecież mieli magię? Stać ich było na najlepszych uzdrowicieli, którzy o nie zadbają. Lepiej być smukłą jak śpiewaczka, niż... Właśnie jak wspomniana, nielubiana przez lady Fantine dama.
W odpowiedzi na pytanie lady Lestrange najpierw zachichotała; oczyma wyobraźni widziała piękną kuzynkę Lilianej w specjalnej szacie, który z pewnością odebrał jej nieco uroku. - Tak, to prawda - pokiwała głową w końcu, a uśmiech nie schodził z jej ust. - Muszą ubierać juchtowe worki - dodała, nie potrafiąc powstrzymać złośliwego chichotu; sama na oczy podobnego tego nie widziała (gdyż jak dotąd stopy nie postawiła i nigdy nie postawi w Klubie Pojedynków, to nie było miejsce dla szanującej się damy), jednakże to właśnie Tristan w minionym sezonie stanął naprzeciwko Liliany Yaxley - i opowiedział siostrze o tym godnym śmiechu widoku.
- Może lepiej nie - wyrzekła z dziwną powagą, na uwagę Marine o rzuceniu lorda Rowle na pożarcie. - Nasze smoki to zbyt cenne stworzenia, aby ryzykować ich zatruciem - zdanie dokończyła z nieco kpiącym uśmiechem; w towarzystwie lady Lestrange mogła sobie pozwolić na komfort żartów i ploteczek - były bardzo młode, wciąż miały do nich absolutne prawo.
- Och, jeśli tylko miałaby starszego brata, nie pogniewałabym się na los za rozkoszną córeczkę - odpowiedziała Fantine pełnym rozmarzenia tonem; naprawdę szczerze tego pragnęła. Nie czuła się jeszcze gotowa na macierzyństwo, podobnie jak i Marine, co potwierdziły jej następne słowa, lecz była pewna, że pokocha wszystkie swe dzieci tak, jak Cedrina kochała ich. Tak wyobrażała sobie samą siebie jako matkę; taką matką właśnie pragnęła być. A wizja czesania warkoczyków i strojenia w sukieneczki wiernej kopii jej samej była naprawdę rozkoszna. - Lepiej, aby były zbyt wąskie, za to niezwykle smukłe, niż szerokie jak szafa jak u pewnej lady Carrow, pewnie wiesz którą mam na myśli... - ostatnie słowa wypowiedziała już konspiracyjnym szeptem; babcia lady Marine mogła mieć nieco racji, wąskie biodra mogły utrudnić poród, lecz od czego przecież mieli magię? Stać ich było na najlepszych uzdrowicieli, którzy o nie zadbają. Lepiej być smukłą jak śpiewaczka, niż... Właśnie jak wspomniana, nielubiana przez lady Fantine dama.
W odpowiedzi na pytanie lady Lestrange najpierw zachichotała; oczyma wyobraźni widziała piękną kuzynkę Lilianej w specjalnej szacie, który z pewnością odebrał jej nieco uroku. - Tak, to prawda - pokiwała głową w końcu, a uśmiech nie schodził z jej ust. - Muszą ubierać juchtowe worki - dodała, nie potrafiąc powstrzymać złośliwego chichotu; sama na oczy podobnego tego nie widziała (gdyż jak dotąd stopy nie postawiła i nigdy nie postawi w Klubie Pojedynków, to nie było miejsce dla szanującej się damy), jednakże to właśnie Tristan w minionym sezonie stanął naprzeciwko Liliany Yaxley - i opowiedział siostrze o tym godnym śmiechu widoku.
- Może lepiej nie - wyrzekła z dziwną powagą, na uwagę Marine o rzuceniu lorda Rowle na pożarcie. - Nasze smoki to zbyt cenne stworzenia, aby ryzykować ich zatruciem - zdanie dokończyła z nieco kpiącym uśmiechem; w towarzystwie lady Lestrange mogła sobie pozwolić na komfort żartów i ploteczek - były bardzo młode, wciąż miały do nich absolutne prawo.
Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Nie wyobrażała sobie posiadania dzieci, nie nawiedzały jej urocze wizje podczas których bawi niemowlaka leżącego w jej ramionach bądź spaceruje po pięknym ogrodzie w towarzystwie dziewczynki, która wygląda jak ona. Była świadoma swojego obowiązku, więc komentarze babci nie były niczym specjalnie odkrywczym; zdawała sobie sprawę, ze kiedyś zostanie matką, ale ze wszystkich rzeczy, które miała przynieść jej przyszłość, nadejścia tej obawiała się najbardziej. Nie miała dobrego wzorca i chociaż mogła podejrzewać, że zadbano by o odpowiednią pomoc dla niej, nie chciała stawać się rodzicem dopóki ostatecznie nie dojdzie do wniosku, że będzie w tej roli sto razy lepsza od Theseusa. Takie myśli były jednak zbyt pesymistyczne, by zdradzać je przy okazji wizyty w salonie urody, gdzie królować miały plotki i dobry nastrój, dlatego Marine szybko rozgoniła je wizją podsyłaną przez słowa Fantine.
- Posiadanie starszego brata służy młodym szlachciankom, czyż nie? – odparła z błyskiem w oku, podejrzewając jak blisko panna Rosier jest z własnym bratem i jak bardzo Tristan jest dla niej ważny. Teraz, po śmierci Corentina miał stać się głową rodziny w jeszcze większym znaczeniu tego słowa.
Sama Marine żałowała kiedyś, że nie ma rodzeństwa, lecz relacje z Flavienem czy kuzynkami zrekompensowały jej te braki. Więzy krwi należało pielęgnować, a przyjaźnie mogące się z nich narodzić miały szanse pozostać o wiele trwalsze od innych. Choćby z samych praktycznych względów.
Doprawdy nie spodziewała się, że Fantine potwierdzi jej słowa o koniecznym dla wil ubiorze. Zasady Klubu Pojedynków były w takim razie nie do przyjęcia i Marine miała nadzieję, że jeśli którakolwiek z jej kuzynek choćby pomyśli o uczestnictwie w tym przedsięwzięciu, wizja juchtowego worka zarzuconego na szczupłą sylwetkę skutecznie ją przed tym zniechęci.
Dobiegał końca wspólny czas dwóch panienek; masaże zrelaksowały to, co powinny, a maseczki wygładziły i nawilżyły. Odrobina rozkoszy podczas takiej odnowy nikomu przecież nie szkodziła, podobnie jak wymiana plotek. Lestrange nie czuła się wcale źle, że poruszyła dziś te wszystkie tematy, które między nimi padły. Następne spotkanie zapowiadało się być równie obfitym w wymianę informacji.
Powstając ze swych miejsc i poprawiając szaty, młode czarownice uiściły odpowiednią opłatę, a następne pożegnały się całkiem poufale, obiecując sobie wzajemnie rychłe spotkanie. Czas miał pokazać, czy te zyczenia się spełniły.
| ztx2
- Posiadanie starszego brata służy młodym szlachciankom, czyż nie? – odparła z błyskiem w oku, podejrzewając jak blisko panna Rosier jest z własnym bratem i jak bardzo Tristan jest dla niej ważny. Teraz, po śmierci Corentina miał stać się głową rodziny w jeszcze większym znaczeniu tego słowa.
Sama Marine żałowała kiedyś, że nie ma rodzeństwa, lecz relacje z Flavienem czy kuzynkami zrekompensowały jej te braki. Więzy krwi należało pielęgnować, a przyjaźnie mogące się z nich narodzić miały szanse pozostać o wiele trwalsze od innych. Choćby z samych praktycznych względów.
Doprawdy nie spodziewała się, że Fantine potwierdzi jej słowa o koniecznym dla wil ubiorze. Zasady Klubu Pojedynków były w takim razie nie do przyjęcia i Marine miała nadzieję, że jeśli którakolwiek z jej kuzynek choćby pomyśli o uczestnictwie w tym przedsięwzięciu, wizja juchtowego worka zarzuconego na szczupłą sylwetkę skutecznie ją przed tym zniechęci.
Dobiegał końca wspólny czas dwóch panienek; masaże zrelaksowały to, co powinny, a maseczki wygładziły i nawilżyły. Odrobina rozkoszy podczas takiej odnowy nikomu przecież nie szkodziła, podobnie jak wymiana plotek. Lestrange nie czuła się wcale źle, że poruszyła dziś te wszystkie tematy, które między nimi padły. Następne spotkanie zapowiadało się być równie obfitym w wymianę informacji.
Powstając ze swych miejsc i poprawiając szaty, młode czarownice uiściły odpowiednią opłatę, a następne pożegnały się całkiem poufale, obiecując sobie wzajemnie rychłe spotkanie. Czas miał pokazać, czy te zyczenia się spełniły.
| ztx2
The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?
dream on
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone
"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Tu także w wyniku magicznych wyładowań i szalejącej nad Wielką Brytanią burzy, pojawiły się anomalie destabilizujące energię otoczenia. Ministerstwo Magii było jednak zbyt zajęte reorganizacją służb w nowo wybudowanej siedzibie, aby to miejsce zabezpieczyć i zamknąć. Niestabilna magicznie lokacja pozostawała niestrzeżona przez żadną ze służb. Okolica wciąż była niebezpieczna, a przebywanie w pobliżu groziło śmiercią lub zapadnięciem na sinicę, złapanie na gorącym uczynku posadzeniem w celi Tower, ale póki co — wszyscy śmiałkowie mogli działać.
Do czasu uspokojenia się magii nie można rozgrywać tu wątków innych niż te polegające na jej naprawie.
W budynek, w którym znajdował się salon piękności "Zapach Amortencji" pewnego dnia uderzył piorun, wprawiając całą budowlę w niezwykle krótkie, acz silne drżenie. Historia o tym zdarzeniu już dawno zatoczyła koło szersze niż krąg dbających o swoje piękno czarownic - nie wiadomo było jednak, ile w tym kryło się prawdy, a ile kobiecej plotki. Podobno ten jeden krótki moment wystarczył, aby zniweczyć lata zaangażowanego prowadzenia salonu przez jego właścicielkę. Fiolki zawierające najróżniejsze służące urodzie specyfiki pospadały z półek, tworząc potworne monstrum duszące każdego, kto znalazł się w jego zasięgu.
Przybywacie do salonu i już wchodząc do środka uderza was okropny zapach, tak słodki, że aż przyprawiający o mdłości. Manekiny, które wcześniej prezentując na głowach szykowne peruki prężyły się w oknie salonu, teraz leżą porozrzucane, ledwo będąc w stanie się poruszać. Nie widzicie jednak rzeczonego potwora - jedynym, co wzbudza wasz niepokój jest gęstniejąca na środku poczekalni chmura, z chwili na chwilę przybierająca coraz wścieklejszy odcień różu. Nie wiecie, jak wpłynie na was wejście w opary, dlatego rozsądniejszym ruchem będzie je rozgonić.
Wymaganie: poprawne rzucenie zaklęcia Aeris przez obydwu czarodziejów.
Niepowodzenie sprawi, że różowa chmura obejmie was swoim zasięgiem. W pierwszej chwili zdaje się, że nic takiego się nie stało. Zaraz jednak skóra na całych waszych ciałach zaczyna nieznośnie swędzieć, a jeszcze chwilę później wasze włosy zaczynają nadzwyczajnie prędko rosnąć. Nim byliście w stanie się spostrzec, leżeliście już na ziemi, ciasno spętani swoimi własnymi włosami niczym mumie. Nie byliście w stanie się poruszyć - musieliście zaczekać kilka godzin w tej niezręcznej sytuacji, aż nie zostaliście zauważeni przez przypadkowego przechodnia, który zdecydował się wam pomóc.
Przed rozpoczęciem kolejnego etapu należy odczekać co najmniej 24h. W tym czasie do lokacji może przybyć kolejna (wyłącznie jedna) grupa chcąca ją przejąć, by naprawić magię na sposób inny, niż miała być naprawiona dotychczas.
Walka odbywa się zgodnie z forumową mechaniką oraz z arbitrażem mistrza gry do momentu, w którym któraś z grup zdecyduje się na ucieczkę bądź nie będzie w stanie prowadzić dalszej walki.
Wymaganie: ST ujarzmienia magii jest równe 140, a sposób obliczania otrzymanego wyniku zależny jest od wybranej metody naprawiania magii.
Uwaga - jeżeli postać posiada zerowy poziom biegłości organizacji, mnoży statystykę nie razy ½, a razy 1.
W metodzie neutralnej każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+Z; wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Rycerzy Walpurgii każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(CM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Zakonu Feniksa każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(OPCM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
Po zakończonym sukcesem wyciszeniu ogniska anomalii skierowaliście się do wyjścia, lecz wtedy drogę zagrodziły wam wyraźnie rozgniewane manekiny. Po usunięciu oparów wstąpiło w nie nowe życie - i to bardzo agresywne życie. Manekiny były niekompletne, a ich peruki znajdowały się w rozsypce, jednak nie powstrzymywało ich to przed zastąpieniem wam drogi. Rozpoznaliście reperkusje anomalii i wiedzieliście, że bez ich naprawienia cały dotychczasowy wysiłek włożony w ustabilizowanie magii w tym miejscu pójdzie na marne. Musieliście więc skorzystać ze swoich zdolności manualnych i przywrócić manekiny do poprzedniego stanu.
Wymaganie: ST powodzenia wynosi 20, do rzutu doliczany jest bonus wynikający z posiadanego poziomu biegłości: zręczne ręce. Wystarczy, że ST zostanie osiągnięte przez jedną osobę z pary.
W przypadku niepowodzenia nieusatysfakcjonowane manekiny rzucają się na was. Zostajecie pobici (-50 PŻ, tłuczone) i dosłownie wyrzuceni za drzwi.
Salon Piękności "Zapach Amortencji"
Szybka odpowiedź