Korytarz
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Korytarz
Podziemny korytarz, od którego rozchodzą się cele, zdaje się schodzić coraz bardziej w dół, nie widać jego końca. Jest stale patrolowany przez służby porządkowe. Uzbrojeni po zęby w różdżki, pałki i łańcuchy czarodzieje przechadzają się dwójkami z jednego dalekiego końca w drugi, uważnie przyglądając się każdemu więźniowi z kolei. Sprawdzają, czy aresztowani zachowują się odpowiednio, uważnie wypatrują wszelkich kombinacji. Nocą patrole często, nie do końca zgodnie z regulaminem więzienia, zamieniają się na jednoosobowe.
Auror bez większego wysiłku upewnił się w swym przekonaniu, iż Moody zaczął sypać opierając się o swą wiedzę, nie wybujałe kłamstwa. Przerażony strażnik na samą świadomość wiedzy Anthonego o jego korzeniach zrozumiał, że dalsze brnięcie w wyśnioną historyjkę sprowadzi na niego jeszcze większe kłopoty. Chciał ich uniknąć, podobnie jak pragnął zapewnić swej rodzinie bezpieczeństwo – takowe stanowiło dla niego priorytet w obecnych, coraz bardziej napiętych i śmiercionośnych czasach. Pozostawanie w cieniu wojny przestawało być możliwe.
- Hawthorne, Edgecombe…- zagaił chowając twarz w dłoniach, po czym pokręcił głową.
-Wszystko mi się już miesza, zrozum mnie. To wszystko jest popaprane, a ja jestem w samym środku tego łajna.- przymknąwszy powieki jedną z rąk ułożył na stole, zaś na drugiej, złożonej w pięść, oparł swe czoło. -Wolałbym nic nie wiedzieć.- burknął finalnie.
W chwili, gdy auror dość nietrafnie zażartował mężczyzna uniósł na niego wyraźnie poirytowany wzrok, a jego zmęczone rysy zaostrzyły się. -Myślałem, że to dżentelmeńska umowa.- rzucił chwyciwszy w dłoń czapkę, którą założył na głowę. -Dla nikogo nie tańczę, robię co konieczne.- dodał nie wiedząc już co myśleć o niemej „ofercie” rozmówcy. Czyżby zaufał mu zbyt szybko? Nie chciał przyjmować do siebie podobnej możliwości, bowiem ten miał szacunek i mówił wyjątkowo rozsądnie oraz przekonywująco. Strażnikowi coraz bardziej palił się grunt pod nogami i musiał przyjąć odpowiednią postawę, aby zapobiec najgorszemu. Londyn coraz wnikliwiej sprawdzał pochodzenie, a jego uszu coraz częściej dochodziły niewygodne plotki.
-Przykro mi, ale mam obchód.- powiedział pewnym tonem, choć była to jedynie wymówka, aby jak najszybciej pożegnać gościa. Musiał to wszystko ułożyć sobie w głowie i podjąć odpowiednią decyzję, ponieważ czym Skamander bardziej zagłębiał się w temat tym bardziej brzmiało to irracjonalnie. -Nie wiem.- dodał chwyciwszy dokumenty z biurka, które przeniósł do szafki, a następnie zamknął takową na klucz.
- Hawthorne, Edgecombe…- zagaił chowając twarz w dłoniach, po czym pokręcił głową.
-Wszystko mi się już miesza, zrozum mnie. To wszystko jest popaprane, a ja jestem w samym środku tego łajna.- przymknąwszy powieki jedną z rąk ułożył na stole, zaś na drugiej, złożonej w pięść, oparł swe czoło. -Wolałbym nic nie wiedzieć.- burknął finalnie.
W chwili, gdy auror dość nietrafnie zażartował mężczyzna uniósł na niego wyraźnie poirytowany wzrok, a jego zmęczone rysy zaostrzyły się. -Myślałem, że to dżentelmeńska umowa.- rzucił chwyciwszy w dłoń czapkę, którą założył na głowę. -Dla nikogo nie tańczę, robię co konieczne.- dodał nie wiedząc już co myśleć o niemej „ofercie” rozmówcy. Czyżby zaufał mu zbyt szybko? Nie chciał przyjmować do siebie podobnej możliwości, bowiem ten miał szacunek i mówił wyjątkowo rozsądnie oraz przekonywująco. Strażnikowi coraz bardziej palił się grunt pod nogami i musiał przyjąć odpowiednią postawę, aby zapobiec najgorszemu. Londyn coraz wnikliwiej sprawdzał pochodzenie, a jego uszu coraz częściej dochodziły niewygodne plotki.
-Przykro mi, ale mam obchód.- powiedział pewnym tonem, choć była to jedynie wymówka, aby jak najszybciej pożegnać gościa. Musiał to wszystko ułożyć sobie w głowie i podjąć odpowiednią decyzję, ponieważ czym Skamander bardziej zagłębiał się w temat tym bardziej brzmiało to irracjonalnie. -Nie wiem.- dodał chwyciwszy dokumenty z biurka, które przeniósł do szafki, a następnie zamknął takową na klucz.
Moody był na skraju załamania. Anthony uznał, że nie powinien próbować stąpać po kruszejącej tafli jego myśli. Dowiedział się od niego tego czego chciał. Dał mu też również wskazówkę, a raczej klucze do furtki jaką była możliwość znalezienia schronienia dla niego oraz jego rodziny. Od niego już zależało czy będzie chciał z niej skorzystać - W porządku - przytakną bo skoro tak to widział Moody to nie zamierzał na siłę go uświadamiać jak to wyglądało w rzeczywistości. Nie po to tu był. Niech więc będzie, że nie tańczy dla nikogo zatajając prawdę, jak i nie tańczył dla Skamandera kiedy to po przyciśnięciu puścił parę. Był dżentelmenem.
Zaraz potem zaczął podnosić się z krzesła starając się niepostrzeżenie zerknąć na dokumenty, które jeszcze chwilę wcześniej przysłonięte były czapką strażnika. Zwrócił na to uwagę już na początku. Być może był to przypadek, być może jednak strażnik specjalnie zakrył dokumentację. Skamander chciał zaś skorzystać z chwili w której ta była odsłonięta i jeszcze nie trafiła do szafki by to wycenić, korzystając z chwilowego zamyślenia Moody'ego - ten bez wątpienia miał o czym myśleć.
- Nie będę więc cię już kłopotał - mruknął uprzejmie, posyłając mu pokrzepiający uśmiech - Lekkiej służby, Moody - rzucił na odchodne zamierzając pozostawić go w spokoju bez względu na to co dostrzegł w papierach. Wyszedł z pokoju nie utrudniając Moody'emu ucieczki.
|k100 spostrzegawczość
Zaraz potem zaczął podnosić się z krzesła starając się niepostrzeżenie zerknąć na dokumenty, które jeszcze chwilę wcześniej przysłonięte były czapką strażnika. Zwrócił na to uwagę już na początku. Być może był to przypadek, być może jednak strażnik specjalnie zakrył dokumentację. Skamander chciał zaś skorzystać z chwili w której ta była odsłonięta i jeszcze nie trafiła do szafki by to wycenić, korzystając z chwilowego zamyślenia Moody'ego - ten bez wątpienia miał o czym myśleć.
- Nie będę więc cię już kłopotał - mruknął uprzejmie, posyłając mu pokrzepiający uśmiech - Lekkiej służby, Moody - rzucił na odchodne zamierzając pozostawić go w spokoju bez względu na to co dostrzegł w papierach. Wyszedł z pokoju nie utrudniając Moody'emu ucieczki.
|k100 spostrzegawczość
Find your wings
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 96
'k100' : 96
-Niech Ci się wiedzie.- rzucił wpatrując się w aurora z nadzieją, iż ten faktycznie miał zamiar opuścić jego gabinet i dać mu spokój – przynajmniej na ten moment. Musiał sobie to wszystko poukładać w głowie, nie wiedział czy mógł ufać Anthonemu, tak naprawdę miał wątpliwości, czy można żywić nadzieję wobec jakichkolwiek czystych intencji.
Opuścił gabinet zaraz za mężczyzną i zamknął go na klucz, a następnie udał się w kierunku cel nie patrząc za siebie.
|Anthony spostrzegł pierwszą stronę dokumentów - był to harmonogram pracy poszczególnych strażników oraz naczelnika. John Hawthorne i Larry Edgecombe pracowali w dniu jutrzejszym na dwie zmiany, natomiast ich przełożony miał być w swym gabinecie jedynie do godziny 13:00 z uwagi na pilne spotkanie w Ministerstwie.
Opuścił gabinet zaraz za mężczyzną i zamknął go na klucz, a następnie udał się w kierunku cel nie patrząc za siebie.
|Anthony spostrzegł pierwszą stronę dokumentów - był to harmonogram pracy poszczególnych strażników oraz naczelnika. John Hawthorne i Larry Edgecombe pracowali w dniu jutrzejszym na dwie zmiany, natomiast ich przełożony miał być w swym gabinecie jedynie do godziny 13:00 z uwagi na pilne spotkanie w Ministerstwie.
Ciekawe. Wychodziło na to, ze dziś już za wiele nie wskóra w sprawie podejrzanego strażnika. Postanowił zatem przed spotkaniem się z Larrym zajrzeć jednak do gabinetu ich przełożonego. Bez wątpienia przyjmowali czyjeś rozkazy. Nawet jeżeli Larry robił to dobrowolnie donosząc na Bones zaraz po tym, jak przyjął jej więźnia to musiał komuś to przekazać dalej, komuś kto pociągał sznurkami dalej, komuś kto wziął Moodego na smycz. Pytanie brzmiało czy ten, kto wydawał rozkazy był z zewnątrz, czy wewnątrz. Niezapowiedziane odwiedziny w gabinecie ich przełożonego mogły pomóc to ustalić i tam też się zamierzał udać tuż po trzynastej. Liczył na to, że znajdzie tam wskazówki co do tego gdzie szukać Bones lub jej ciała, które znikło lub natknie się na inne obciążające o współpracę z czarnoksiężnikami dokumenty. Jeżeli nie, wiedział, że będzie musiał bardzo poważnie porozmawiać z Larrym i dowiedzieć się, czyje rozkazy wykonuje.
|idę odwiedzić gabinet przełożonego po 13
|idę odwiedzić gabinet przełożonego po 13
Find your wings
Do panoptikonu nowego Azkabanu, wybudowanego przez Harolda Longbottoma zapewne dla takich jak ona, czy Macnair, a przejętego przez nich, wiodła długa droga. Zdążyli zmarznąć, a spędziwszy czas na dole, przesłuchując Tonks, wszyscy poczuli jak to charakterystyczne zimno przenika przez skórę i tkanki - aż do kości. Bliskość dementorów, których może nie Sigrun nie widziała, lecz doskonale czuła, że czają się gdzieś nieopodal, w ciemnościach. Z ulgą udała się w drogę powrotną, choć jednocześnie czuła się zła i rozgoryczona. Pod językiem czuła gorzki smak porażki.
Po krótkiej rozmowie ze strażnikami, z którymi Rookwood wdała się w pyskówkę, wciąż wściekła, że odmówili wykonania wydanego rozkazu przyprowadzenia więźniarki, którą chciała torturować na oczach Tonks, by zmusić ją do współpracy, opuścili Azkaban, znów znaleźli na korytarzach Tower, gdzie nie doskwierało im już tak przejmujące zimno i poczucie zniechęcenia. Macnair oznajmił, że musi się ulotnić, wzywały go obowiązki, ona i Rain zostały same. Nie zamierzała pozwolić legilimentce się oddalić, dopóki nie powie czego zdołała się dowiedzieć. O wiele w ogóle udało jej się wedrzeć do umysłu Justine Tonks. Chcąc nie chcąc należało przyznać, ze twarda sztuka była z tej upartej szlamy.
Zatrzymały się na pustym korytarzu, a SIgrun rozejrzała się wokół, aby mieć pewność, że rozmowa ta nie zostanie podsłuchana przez niepowołanych strażników.
- Udało ci się odczytać jej myśli? - spytała bez ogródek.
Niewiele wiedziała o legilimencji. O tym jak to działa i jak właściwie można o tym mówić. Postrzegała to jako czytanie myśli. Wiedziała jedynie, że to trudna sztuka, silne czary, nie posądzała byłej współlokatorki ze slizgońskiego dormitorium o takie talenta. Musiała zweryfikować najwyraźniej zdanie o Rain Huxley.
Widziała na twarzy Tonks jednak ból. Dlatego przypuszczała, że Rain się udało - bo choć nigdy nie próbowała nawet nauczyć się tej sztuki, to była jej ofiarą. Czarny Pan, w chwili próby, spenetrował jej umysł, poznał każdą jego myśl. Sigrun nie miała już przed nim żadnych tajemnic. Było to doświadczenie nader bolesne - i nie żałowała. Czarny Pan był jednak najpotężniejszym czarnoksiężnikiem jaki stąpał po ziemi, Rain nie mogła się do niego porównywać. Sigrun miała jednak nadzieję, że udało się jej wyłuskać z myśli Tonks cokolwiek wartego uwagi.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Trochę liczyła na to, że uda jej się porozmawiać z Drew. To spotkanie w sumie było bardzo ciekawe i nie spodziewała się, że na niego trafi. Na Sigrun zresztą też nie, wieków jej nie widziała. W sumie to wyobrażała to sobie troszkę w inny sposób. Liczyła, że pójdą gdzieś w bardziej ustronniejsze i przyjemniejsze miejsce, z dala od dementorów, ale gdy tylko wyszli na korytarz to mężczyzna się ulotnił i została ze starą koleżanką. Stare dobre czasy gdy jej największym problemem była praca domowa z eliksirów, nienawidzony krem z dyni na obiad i gdzie się ukryć, żeby być z dala od ludzi, których nie lubiła. Dzielenie jednego dormitorium z Sigrun przez tyle lat było interesujące ale nie spodziewała się, że kiedykolwiek ją spotka ponownie. Nie specjalnie tęskniła za starymi znajomymi. Nadal nie opuściła ją złość po tym, że nie udało jej się dotrzeć do wspomnienia. Miała wrażenie, że była blisko ale rozkojarzyła się… gadaniem za swoimi plecami, pyskówką ze strażnikiem, albo dementorami – to też była opcja.
- Oj, Sigrun. Mogłabyś się najpierw przywitać z koleżanką. Nie widziałyśmy się od lat, a ty tak od razu oficjalnie – westchnęła cicho. – Nie wiem czy się udało.
Wzruszyła lekko ramionami. Wszyscy myśleli, że bycie legilimentą jest takie proste. Wszyscy uważali, że wchodziło się do umysłu i od razu trafiało się na odpowiednie wspomnienie, jakby przeglądało się książkę albo album ze zdjęciami. To tak wyglądało, trochę, w myślodsiewni, tam faktycznie można było przebierać pomiędzy wspomnieniami. Ale w umyśle – nie. I trudno to było wyjaśnić, bo tego trzeba było po prostu spróbować, a aby spróbować trzeba było uczyć się długo… bardzo długo.
- Wejście do czyjegoś umysłu nie jest proste i nie wygląda to jak czytanie książki. Udało mi się na coś trafić, mam wrażenie, że było to dla niej ważne wspomnienie. Bardzo nie chciała, abym tam zajrzała. Broniła się, a przynajmniej próbowała… Trafiłam na jakieś spotkanie – zaczęła.
Rozejrzała się po korytarzu. Nie było tu zbyt przyjemnie, powinni stąd wyjść. Huxley była zdania, że to nie było dobre miejsce na takie rozmowy. Było tu strasznie zimno, nadal czuć było obecność dementorów w pobliżu. Niedaleko były cele, w których znajdowali się więźniowie, a oni wydawali dziwne, obłąkane dźwięki. Rain nie była przyzwyczajona do takich miejsc. Wzdrygnęło ją.
- Kiedy używa się legilimencji, to czuje się także odczucia drugiej osoby. Ta kobieta miała wrażenie, że powinni się cieszyć bo wygrali, ale tak naprawdę ponieśli dużą stratę. Później mówiła, że Ben i Samuel nieśli ciało i duszę pani profesor? Ten Ben… wszedł na spotkanie jako pierwszy. Jest na listach gończych, z nich go kojarzę – zaczęła opowiadać, szybko jednak zacisnęła usta w prostą linię. – Na Merlina, Sigrun, następnym razem… siedź cicho jak ktoś próbuje się skupić. Kurwa, takie gadanie może przeszkodzić nawet doświadczonemu czarodziejowi.
Skrytykowała ją. Dobrze czuła, że jej koleżanka od czasów szkolnych za dużo się nie zmieniła.
- Oj, Sigrun. Mogłabyś się najpierw przywitać z koleżanką. Nie widziałyśmy się od lat, a ty tak od razu oficjalnie – westchnęła cicho. – Nie wiem czy się udało.
Wzruszyła lekko ramionami. Wszyscy myśleli, że bycie legilimentą jest takie proste. Wszyscy uważali, że wchodziło się do umysłu i od razu trafiało się na odpowiednie wspomnienie, jakby przeglądało się książkę albo album ze zdjęciami. To tak wyglądało, trochę, w myślodsiewni, tam faktycznie można było przebierać pomiędzy wspomnieniami. Ale w umyśle – nie. I trudno to było wyjaśnić, bo tego trzeba było po prostu spróbować, a aby spróbować trzeba było uczyć się długo… bardzo długo.
- Wejście do czyjegoś umysłu nie jest proste i nie wygląda to jak czytanie książki. Udało mi się na coś trafić, mam wrażenie, że było to dla niej ważne wspomnienie. Bardzo nie chciała, abym tam zajrzała. Broniła się, a przynajmniej próbowała… Trafiłam na jakieś spotkanie – zaczęła.
Rozejrzała się po korytarzu. Nie było tu zbyt przyjemnie, powinni stąd wyjść. Huxley była zdania, że to nie było dobre miejsce na takie rozmowy. Było tu strasznie zimno, nadal czuć było obecność dementorów w pobliżu. Niedaleko były cele, w których znajdowali się więźniowie, a oni wydawali dziwne, obłąkane dźwięki. Rain nie była przyzwyczajona do takich miejsc. Wzdrygnęło ją.
- Kiedy używa się legilimencji, to czuje się także odczucia drugiej osoby. Ta kobieta miała wrażenie, że powinni się cieszyć bo wygrali, ale tak naprawdę ponieśli dużą stratę. Później mówiła, że Ben i Samuel nieśli ciało i duszę pani profesor? Ten Ben… wszedł na spotkanie jako pierwszy. Jest na listach gończych, z nich go kojarzę – zaczęła opowiadać, szybko jednak zacisnęła usta w prostą linię. – Na Merlina, Sigrun, następnym razem… siedź cicho jak ktoś próbuje się skupić. Kurwa, takie gadanie może przeszkodzić nawet doświadczonemu czarodziejowi.
Skrytykowała ją. Dobrze czuła, że jej koleżanka od czasów szkolnych za dużo się nie zmieniła.
Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Dla Sigrun to spotkanie po latach było nie mniejszą niespodzianką niż dla samej Rain. Nie spodziewała się, że los jeszcze skrzyżuje ich ścieżki, chociaż może bardziej właściwym byłoby powiedzenie, że kompletnie o tym po prostu nie myślała. Pamiętała brunetkę z lat szkolnych, spędziły w końcu w jednym dormitorium przeszło siedem lat, lecz nigdy nie połączyła je szczególnie bliższa więź. Trudno się temu dziwić, Sigrun nigdy nie należała do kobiet przyjemnych w obyciu - a już zwłaszcza, kiedy weszła w okres dojrzewania, buntu i burzy hormonów. W szkole uchodziła za głośną krzykaczkę, awanturnicę i przynosiła wszystkim kłopoty. Trzymała się blisko Toma Riddle i jego paczki, a najbliżej własnego brata bliźniaka, z innymi kontaktu nie szukała. Nawet wśród dziewcząt z którymi spała w jednym pokoju. Nie przypominała sobie, aby darzyła Rain szczególną niechęcią, raczej - o dziwo - była jej dość obojętna. Nie spodziewała się też po niej zbyt wiele, dlatego tak wielkim zaskoczeniem okazała się ta trudna umiejętność jaką Huxley zdołała posiąść.
- Wolałabyś zaproszenie na kawę i ciastko, aby podyskutować o dawnych latach, koleżankach, o tym która zdążyła wyjść już za mąż i urodzić szóstkę kaszojadów, a która została starą panną? - spytała ironicznie, a jasna brew uniosła się w zdziwieniu, lecz ostatecznie odebrała to jako sarkastyczny dowcip. - Mogę zaprosić się na butelkę wina, jeśli wolisz - dodała i zmusiła się do tego, by wygiąć usta w szelmowskim uśmieszku, który nie sięgnął oczu. Nie miała nastroju do zabawy. Czuła się paskudnie nawet po tak krótkim pobycie blisko dementorów. Było jej zimno i nawiedziły ją okropne wspomnienia.
- Nie wiem jak to wygląda, czy to proste, czy nie. Powiedziano nam, że jesteś w tym dobra, więc spodziewałam się po tobie wiele - odparła oschle, mrużąc przy tym oczy, bo naprawdę zależało jej na tym, by wydobyć z umysłu Tonks jak najwięcej. Miała nadzieję, że Huxley zrobiła co mogła.
Słuchała opowieści Rain w milczeniu, uważnie, chcąc zapamiętać z niej jak najwięcej.
- Benjamin Wright i Samuel Skamander - mruknęła pod nosem, słysząc wymienione przez Rain imiona; podejrzewała, że panią profesor była Bagshot. - Wiesz gdzie odbywało się to spotkanie? Zauważyłaś jakieś szczegóły? Wynikało z tego, że pani profesor nie żyje? - dopytywała, świdrując Rain spojrzeniem; zauważyła, ze brunetka czuje się tu nieswojo i rozgląda wokół, jakby chciała stąd pójść. - Wolisz przejść gdzieś indziej? - spytała beznamiętnie. Wykrzywiła usta w niezadowoleniu, gdy Rain śmiała ją skrytykować. Może niepotrzebnie się odzywała, lecz sądziła, że torturowanie koleżanki Tonks przyniesie efekt. Niesubordynacja strażnika zezłościła blondynkę i nie potrafiła milczeć. - O czym jeszcze mówili na tym spotkaniu?
Czy mogło to być jakieś zebranie Zakonu Feniksa, jeśli Tonks tak bardzo nie chciała, żeby Rain penetrowała to spotkanie?
- Wolałabyś zaproszenie na kawę i ciastko, aby podyskutować o dawnych latach, koleżankach, o tym która zdążyła wyjść już za mąż i urodzić szóstkę kaszojadów, a która została starą panną? - spytała ironicznie, a jasna brew uniosła się w zdziwieniu, lecz ostatecznie odebrała to jako sarkastyczny dowcip. - Mogę zaprosić się na butelkę wina, jeśli wolisz - dodała i zmusiła się do tego, by wygiąć usta w szelmowskim uśmieszku, który nie sięgnął oczu. Nie miała nastroju do zabawy. Czuła się paskudnie nawet po tak krótkim pobycie blisko dementorów. Było jej zimno i nawiedziły ją okropne wspomnienia.
- Nie wiem jak to wygląda, czy to proste, czy nie. Powiedziano nam, że jesteś w tym dobra, więc spodziewałam się po tobie wiele - odparła oschle, mrużąc przy tym oczy, bo naprawdę zależało jej na tym, by wydobyć z umysłu Tonks jak najwięcej. Miała nadzieję, że Huxley zrobiła co mogła.
Słuchała opowieści Rain w milczeniu, uważnie, chcąc zapamiętać z niej jak najwięcej.
- Benjamin Wright i Samuel Skamander - mruknęła pod nosem, słysząc wymienione przez Rain imiona; podejrzewała, że panią profesor była Bagshot. - Wiesz gdzie odbywało się to spotkanie? Zauważyłaś jakieś szczegóły? Wynikało z tego, że pani profesor nie żyje? - dopytywała, świdrując Rain spojrzeniem; zauważyła, ze brunetka czuje się tu nieswojo i rozgląda wokół, jakby chciała stąd pójść. - Wolisz przejść gdzieś indziej? - spytała beznamiętnie. Wykrzywiła usta w niezadowoleniu, gdy Rain śmiała ją skrytykować. Może niepotrzebnie się odzywała, lecz sądziła, że torturowanie koleżanki Tonks przyniesie efekt. Niesubordynacja strażnika zezłościła blondynkę i nie potrafiła milczeć. - O czym jeszcze mówili na tym spotkaniu?
Czy mogło to być jakieś zebranie Zakonu Feniksa, jeśli Tonks tak bardzo nie chciała, żeby Rain penetrowała to spotkanie?
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Zawsze tak wyglądała ich relacja. Zawsze sobie dogryzały, chociaż nigdy specjalnie nie wchodziły sobie w drogę. To nie tak, że się nie lubiły, po prostu ich bardzo różne charaktery sprawiły, że nigdy nie miała nawiązać się między nimi silna więź. A miały ku temu okazję. Wspólny dom, wspólne dormitorium, wspólne jedzenie posiłków, odrabianie lekcji, nawet na niektórych przedmiotach siedziały w ławkach niedaleko siebie. Czy to sprawiło, że zostały przyjaciółkami? Nie. I z tego też powodu ani jedna ani druga nie dążyły do tego, by relację utrzymać. Chociaż miło było spotkać kogoś ze szkoły, po latach. Usta wygięła w uśmiech i puściła do Sig oczko.
- No i o tym mówiłam. Najpierw wino, potem whisky i znów będziemy mówić jednym głosem – zaśmiała się lekko.
Zaraz jednak szybko spoważniała. Relacje relacjami, ale w sumie teraz wykonywała swoją pracę i przekazanie zdobytych informacji było jego częścią. Kiwała lekko głową, uniosła jedną brew na stwierdzenie, że jest dobra w tym co robi. Może ich relacja, Huxley z Mulciberem, nie była taka stracona? W końcu bardzo się starała, mimo że ten rok nie należał do najlepszych i wiele rzeczy wymknęło się jej spod kontroli.
- Tak, Wright i Skamander. Nie, niech już będzie tutaj, ewentualnie powoli możemy kierować się do wyjścia. Im dalej od dementorów tym lepiej - mruknęła. - Oprócz tych dwóch mężczyzn byli jeszcze inni ludzie. Dużo osób, które znajdują się na listach gończych, ale też parę osób, których nie kojarzę. Ruda kobieta i rudy mężczyzna, charakterystyczni, oprócz tego jeszcze parę osób, ale to musiałabym się bardziej skupić by przypomnieć sobie jak wyglądają. Mówiła, ta wasza czarodziejka, o kamieniu wskrzeszenia. Bardzo się na tym skupiła, że to ta cała profesor zgodziła się ponieść ofiarę, aby został w pełni uruchomiony. Tak, dokładnie to powiedziała – opowiadała Sigrun mając lekko przymknięte oczy, pomagało jej się to skupić na wspomnieniu, które przed chwilą penetrowała. – Ciało i dusza dały energię kamieniowi wskrzeszenia. Przypieczętowały rytuał?
Huxley nie wiele z tego rozumiała. To był jak jakiś bełkot, wyrwane z kontekstu. Miała nadzieję, że Sigrun zrozumie z tego dużo więcej. Co do miejsca, to nie była pewna gdzie to było. Westchnęła.
- Jeśli chodzi o miejsce, to był to stary dom, ale niezbyt charakterystyczny. Salon w którym było spotkanie był niewielki, skromny, bardzo przytulny. Kolorowe poduszki na meblach, tykający zegar i bardzo dużo ramek na zdjęcia na ścianach, ale nie było tam żadnych zdjęć. Nic więcej – przechyliła głowę, bo niestety w tej kwestii pomóc bardziej nie mogła. – Za to bardzo dużo mówiła o tym co działo się w Azkabanie. Co przytrafiło się jej… jej, Brendanowi, Herwardowi, wspomniała o Marcelli Figg, jakiejś Julii? Opowiedzieć więcej?
- No i o tym mówiłam. Najpierw wino, potem whisky i znów będziemy mówić jednym głosem – zaśmiała się lekko.
Zaraz jednak szybko spoważniała. Relacje relacjami, ale w sumie teraz wykonywała swoją pracę i przekazanie zdobytych informacji było jego częścią. Kiwała lekko głową, uniosła jedną brew na stwierdzenie, że jest dobra w tym co robi. Może ich relacja, Huxley z Mulciberem, nie była taka stracona? W końcu bardzo się starała, mimo że ten rok nie należał do najlepszych i wiele rzeczy wymknęło się jej spod kontroli.
- Tak, Wright i Skamander. Nie, niech już będzie tutaj, ewentualnie powoli możemy kierować się do wyjścia. Im dalej od dementorów tym lepiej - mruknęła. - Oprócz tych dwóch mężczyzn byli jeszcze inni ludzie. Dużo osób, które znajdują się na listach gończych, ale też parę osób, których nie kojarzę. Ruda kobieta i rudy mężczyzna, charakterystyczni, oprócz tego jeszcze parę osób, ale to musiałabym się bardziej skupić by przypomnieć sobie jak wyglądają. Mówiła, ta wasza czarodziejka, o kamieniu wskrzeszenia. Bardzo się na tym skupiła, że to ta cała profesor zgodziła się ponieść ofiarę, aby został w pełni uruchomiony. Tak, dokładnie to powiedziała – opowiadała Sigrun mając lekko przymknięte oczy, pomagało jej się to skupić na wspomnieniu, które przed chwilą penetrowała. – Ciało i dusza dały energię kamieniowi wskrzeszenia. Przypieczętowały rytuał?
Huxley nie wiele z tego rozumiała. To był jak jakiś bełkot, wyrwane z kontekstu. Miała nadzieję, że Sigrun zrozumie z tego dużo więcej. Co do miejsca, to nie była pewna gdzie to było. Westchnęła.
- Jeśli chodzi o miejsce, to był to stary dom, ale niezbyt charakterystyczny. Salon w którym było spotkanie był niewielki, skromny, bardzo przytulny. Kolorowe poduszki na meblach, tykający zegar i bardzo dużo ramek na zdjęcia na ścianach, ale nie było tam żadnych zdjęć. Nic więcej – przechyliła głowę, bo niestety w tej kwestii pomóc bardziej nie mogła. – Za to bardzo dużo mówiła o tym co działo się w Azkabanie. Co przytrafiło się jej… jej, Brendanowi, Herwardowi, wspomniała o Marcelli Figg, jakiejś Julii? Opowiedzieć więcej?
Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Aby pałać do siebie niechęcią, trzeba wiedzieć o sobie coś więcej, Rain i Sigrun zaś nie wiedziały o sobie na tyle dużo, by to robić, choć miały na to aż siedem lat. Może Rain, mająca naturę obserwatorki, potrafiła wychwycić trochę więcej - po Rookwood zresztą wiele było widać, emocje można było czytać z jej twarzy jak z otwartej księgi; to, że lubiła późno wracać i szwendała się po nocach po zamku, że w nocy budziła się czasami z krzykiem i często mamrotała przez sen. Nie zwykła się jednak zwierzać koleżankom z dormitorium, swoje sekrety zatrzymywała dla siebie, wtedy sądziła, że inne dziewczęta po prostu jej nie lubią, a ona i nie szukała kontaktu z innymi czarownicami, o wiele lepiej odnajdując się w męskim towarzystwie. Szkoda. Może zauważyłaby, że Rain Huxley również nie jest jak inne mdłe, nudne gęsi, które tylko czekają na moment ślubu i urodzenia małego, śliniącego się potworka.
- Toast za Slytherin zawsze brzmi dobrze - odparła, unosząc kącik ust w uśmiechu w odpowiedzi na puszczone oczko.
Skinęła głową, kiedy Huxley stwierdziła, że mogą powoli kierować się w stronę wyjścia. W tym zgadzała się z ciemnowłosą wiedźmą w pełni. Im dalej od dementorów tym lepiej. Zaczęła kroczyć w stronę schodów, wiodących ku górze, teraz wciąż znajdowały sią pod ziemią. Słuchała jednocześnie legilimentki z niezwykłą uwagą.
- Rudych? - prychnęła rozbawiona. Magnus Rowle miał chyba jednak rację co do rudości włosów jako atrybutu typowego członka Zakonu Feniksa. - Co było w nich charakterystycznego? Poznałabyś ich na zdjęciach? - dopytała, wolała się upewnić, poznać jak najwięcej nazwisk. Te, które dotychczas już padły były Rycerzom Walpurgii od długiego czasu już znane. - Kamień wskrzeszenia powiadasz? Rytuał, który musiał zostać przypieczętowany duszą i ciałem pani profesor? - powtórzyła za nią powoli, głośno zastanawiając się nad tym, co powiedziała jej rozmówczyni. - Co za wariactwo, nie sądzisz? Nie dość, że Zakon Feniksa próbuje rozpieprzyć całe miasto w pył i przelać kolejną czystą krew, to jeszcze bawi się w nekromancję. Obrzydliwe - oświadczyła Sigrun, udając odrazę na samą myśl o podobnych czarach, jakby naprawdę ją to brzydziło. - Jeśli chcesz zarobić, to bądź tak miła i postaraj się, aby wszyscy w porcie mówili o tym, że Zakon Feniksa para się nekromancją, niech dowiedzą się co z nich za podli obrzydliwcy - zaproponowała Sigrun, wyciągając z kieszeni szaty niewielką sakiewkę, w której zabrzęczały monety. - To na zachętę. Mów dalej. Co działo się w Azkabanie?
Nie musiała nawet pytać. Oczywiście, ze powinna mówić dalej. Sigrun chciała wiedzieć absolutnie wszystko, co Rain zdołała dostrzec i usłyszeć we wspomnieniu Tonks - najlepiej z takimi szczegółami, jakby sama wniknęła w umysł szlamy.
- Toast za Slytherin zawsze brzmi dobrze - odparła, unosząc kącik ust w uśmiechu w odpowiedzi na puszczone oczko.
Skinęła głową, kiedy Huxley stwierdziła, że mogą powoli kierować się w stronę wyjścia. W tym zgadzała się z ciemnowłosą wiedźmą w pełni. Im dalej od dementorów tym lepiej. Zaczęła kroczyć w stronę schodów, wiodących ku górze, teraz wciąż znajdowały sią pod ziemią. Słuchała jednocześnie legilimentki z niezwykłą uwagą.
- Rudych? - prychnęła rozbawiona. Magnus Rowle miał chyba jednak rację co do rudości włosów jako atrybutu typowego członka Zakonu Feniksa. - Co było w nich charakterystycznego? Poznałabyś ich na zdjęciach? - dopytała, wolała się upewnić, poznać jak najwięcej nazwisk. Te, które dotychczas już padły były Rycerzom Walpurgii od długiego czasu już znane. - Kamień wskrzeszenia powiadasz? Rytuał, który musiał zostać przypieczętowany duszą i ciałem pani profesor? - powtórzyła za nią powoli, głośno zastanawiając się nad tym, co powiedziała jej rozmówczyni. - Co za wariactwo, nie sądzisz? Nie dość, że Zakon Feniksa próbuje rozpieprzyć całe miasto w pył i przelać kolejną czystą krew, to jeszcze bawi się w nekromancję. Obrzydliwe - oświadczyła Sigrun, udając odrazę na samą myśl o podobnych czarach, jakby naprawdę ją to brzydziło. - Jeśli chcesz zarobić, to bądź tak miła i postaraj się, aby wszyscy w porcie mówili o tym, że Zakon Feniksa para się nekromancją, niech dowiedzą się co z nich za podli obrzydliwcy - zaproponowała Sigrun, wyciągając z kieszeni szaty niewielką sakiewkę, w której zabrzęczały monety. - To na zachętę. Mów dalej. Co działo się w Azkabanie?
Nie musiała nawet pytać. Oczywiście, ze powinna mówić dalej. Sigrun chciała wiedzieć absolutnie wszystko, co Rain zdołała dostrzec i usłyszeć we wspomnieniu Tonks - najlepiej z takimi szczegółami, jakby sama wniknęła w umysł szlamy.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Zastanowiła się chwilę nad zadanym pytaniem. Chyba tak, jeżeli uda jej się ten obraz zachować w swojej pamięci na dłużej, póki wszystko zapomni zachowa go w swojej myślodsiewni, to chyba była całkiem spora szansa, aby rozpoznać tych rudych czarodziejów chociażby na zdjęciu. Dlatego delikatnie kiwnęła głową. Jeśli Sigrun będzie chciała z tego skorzystać, to będzie dobrze wiedziała, gdzie Huxley znaleźć. Nie było to w sumie takie trudne, nie ukrywała się, o ile na jej drodze nie pojawił się patrol w porcie.
- Nekromancja – powtórzyła za Sigrun. – Z chęcią szepnę komu trzeba żeby rozniosło się po dokach. Jeśli chociaż trochę ukłuje ich to w rzyć, to będzie warto.
Utkwiła wzrok w monetach. Rookwood wiedziała za które sznurki pociągnąć, aby zachęcić Huxley do mówienia. Nie tylko prośba Mulcibera sprawiła, że się tu dzisiaj pojawiła, ale także chęć zarobku. W końcu nic w tym świecie nie robi się już za darmo. Gdyby chciała zostać wolontariuszką to zgłosiłaby się do Świętego Munga, a nie stanęła, na chwilę, po stronię popleczników Czarnego Pana. Ciekawe było, czy Zakonnicy również tak chętnie płacili za usługi, czy może wszyscy tam współpracowali w ramach dobroci płynącej prosto z serca? Skrzywiła się, nie rozumiała jak można robić coś za darmo. Poświęcać się nie otrzymując nic w zamian.
- Aż szkoda, że po prostu nie mogę przekazać Ci tego wspomnienia. To dłuższa opowieść – zaczęła, powolutku kierując się dalej, w stronę wyjścia. – Gdy weszli do Azkabanu, to znaleźli się na jakiś głównych schodach. Może Cię to zdziwić lub nie Sigrun, ale nie mam pojęcia jak wyglądał Azkaban, także przedstawię ci surowe informacje, jakie usłyszałam. W każdym razie znajdowała się ta czarodziejka na głównych schodach. Hereward był wyżej i miał do niej dotrzeć, ale jak weszli do pierwszego pomieszczenia, to ich rozdzieliło. Prowadziła jakąś grupę, schody się pod nimi zapadły i wpadli do jakiegoś dziwnego miejsca. Były tam duchy, które pokazały im drogę, minęli trójgłowego psa i poszli prosto do ruin. Gdy tam weszła, razem z Brendanem, tak miał na imię jeden z mężczyzn, na czymś w rodzaju zapadni pojawiły się znaki i pojawiła się iluzja Herewarda co umożliwiło im odkrycie trzeciego wejścia. Znowu się rozdzielili, mówiła o trzech żywiołach. Woda, ziemia i ogień. Ona poszła dalej razem z Marcelliną i weszły do wody. Tam spotkała dementorów i jakiegoś chłopca, byli oni dwa razy większych rozmiarów – Huxley wzdrygnęła się na samą myśl o tak ogromnym dementorze. - Udało im się przejść przez wodny labirynt, wtedy spotkali się ze wszystkimi. To jest ciekawe, mówiła, że natrafili na ustawione w kole siedem rzeźb ale było osiem cokołów. Tutaj wspomniała o Julii z Wyspy Rzeźb, a same rzeźby pokazywały czwórkę dzieci i trójkę dorosłych. Jednym z tych dorosłych był Hereward. Przed nimi zaś stały świece. Gdy zapalali świecie przed tymi, które należały do dzieci, to pojawiały się rysy na tych należących do dorosłych. W momencie gdy zapalali świece, to otwierali zamek w drzwiach. A gdy zapłonęła ostatnia ze świec z tych co były pod dziećmi, to pojawiły się one na chwilę w przyjmując swój prawdziwy kształt i zaraz zniknęły, ponoć pod postacią błękitnej mgiełki. Wtedy na podesty padły promienie pierwszego słońca, wszystkie pozostałe posągi pękły. I mówiła, że przejście zostało otwarte – odetchnęła. – Niestety nic więcej.
- Nekromancja – powtórzyła za Sigrun. – Z chęcią szepnę komu trzeba żeby rozniosło się po dokach. Jeśli chociaż trochę ukłuje ich to w rzyć, to będzie warto.
Utkwiła wzrok w monetach. Rookwood wiedziała za które sznurki pociągnąć, aby zachęcić Huxley do mówienia. Nie tylko prośba Mulcibera sprawiła, że się tu dzisiaj pojawiła, ale także chęć zarobku. W końcu nic w tym świecie nie robi się już za darmo. Gdyby chciała zostać wolontariuszką to zgłosiłaby się do Świętego Munga, a nie stanęła, na chwilę, po stronię popleczników Czarnego Pana. Ciekawe było, czy Zakonnicy również tak chętnie płacili za usługi, czy może wszyscy tam współpracowali w ramach dobroci płynącej prosto z serca? Skrzywiła się, nie rozumiała jak można robić coś za darmo. Poświęcać się nie otrzymując nic w zamian.
- Aż szkoda, że po prostu nie mogę przekazać Ci tego wspomnienia. To dłuższa opowieść – zaczęła, powolutku kierując się dalej, w stronę wyjścia. – Gdy weszli do Azkabanu, to znaleźli się na jakiś głównych schodach. Może Cię to zdziwić lub nie Sigrun, ale nie mam pojęcia jak wyglądał Azkaban, także przedstawię ci surowe informacje, jakie usłyszałam. W każdym razie znajdowała się ta czarodziejka na głównych schodach. Hereward był wyżej i miał do niej dotrzeć, ale jak weszli do pierwszego pomieszczenia, to ich rozdzieliło. Prowadziła jakąś grupę, schody się pod nimi zapadły i wpadli do jakiegoś dziwnego miejsca. Były tam duchy, które pokazały im drogę, minęli trójgłowego psa i poszli prosto do ruin. Gdy tam weszła, razem z Brendanem, tak miał na imię jeden z mężczyzn, na czymś w rodzaju zapadni pojawiły się znaki i pojawiła się iluzja Herewarda co umożliwiło im odkrycie trzeciego wejścia. Znowu się rozdzielili, mówiła o trzech żywiołach. Woda, ziemia i ogień. Ona poszła dalej razem z Marcelliną i weszły do wody. Tam spotkała dementorów i jakiegoś chłopca, byli oni dwa razy większych rozmiarów – Huxley wzdrygnęła się na samą myśl o tak ogromnym dementorze. - Udało im się przejść przez wodny labirynt, wtedy spotkali się ze wszystkimi. To jest ciekawe, mówiła, że natrafili na ustawione w kole siedem rzeźb ale było osiem cokołów. Tutaj wspomniała o Julii z Wyspy Rzeźb, a same rzeźby pokazywały czwórkę dzieci i trójkę dorosłych. Jednym z tych dorosłych był Hereward. Przed nimi zaś stały świece. Gdy zapalali świecie przed tymi, które należały do dzieci, to pojawiały się rysy na tych należących do dorosłych. W momencie gdy zapalali świece, to otwierali zamek w drzwiach. A gdy zapłonęła ostatnia ze świec z tych co były pod dziećmi, to pojawiły się one na chwilę w przyjmując swój prawdziwy kształt i zaraz zniknęły, ponoć pod postacią błękitnej mgiełki. Wtedy na podesty padły promienie pierwszego słońca, wszystkie pozostałe posągi pękły. I mówiła, że przejście zostało otwarte – odetchnęła. – Niestety nic więcej.
Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Neutralni
- Nie możesz? - zdziwiła się Rookwood. Z tego, co było jej wiadomo, to istniał artefakt o nazwie myślodsiewnia, gdzie można było umieść swoje lub cudze wspomnienie, wyjąć je z głowy i wniknąć w nie, by zatopić się w nim. Nie wiedziała jednak jak to dokładnie działa. Nigdy nie miała myślodsiewni, nie znała też nikogo, kto by ją posiadał. Wychodziło też na jaw jak niewiele wiedziała o legilimencji. - Dlaczego? - dopytała. Legilimencja była potężną sztuką magiczną. Dlaczego więc nie było możliwości, aby przekazać cudze wspomnienie, skoro właściwie większość czarodziej mogła oddać swe wspomnienie, jeśli wiedziała jak? Rain taką wiedzę posiadała z całą pewnością.
- Zaczekaj moment - powiedziała szybko Sigrun, nim Rain zdążyła jeszcze przejść do opowieści, wyciągając z wewnętrznej kieszeni szaty kawałek pergaminu. Był to list od jednego z jej łowców z informacjami o prowadzonym śledztwie, lecz dość lakoniczny. Krótkim machnięciem różdżki wyczarowała samopiszące pióro, które dotychczas spoczywało w na stole w sypialni Rookwood, setki mil dalej na północ; kolejny ruch nadgarstka, a ona przedmioty uniosły się w powietrzu. Końcówka pióra dotknęła pergaminu, gotowa, aby zacząć notować wszystko co mówiła Rain. Jasnowłosa czarownica skinęła legilimentce głową, zachęcając ją tym samym, by zaczęła swoją opowieść.
Sama słuchała z uwagą, lecz im dłużej Rain opowiadała o tym, co rzekomo zdarzyło się w Azkabanie, tym większe zdziwienie czuła, a zmarszczka między jasnymi brwiami się pogłębiała. Czy to było w ogóle możliwe? Może Huxley nie była w starym Azkabanie - na swoje szczęście - ale Rookwood już tak. Wspomnienia z tamtej czerwcowej nocy, sprzed ponad roku, wciąż były żywe. Niestety. Nie przypominała sobie zatem nic takiego. Gdyby nie anomalie, miałaby wątpliwości, czy rzeczywiście mogło do czegoś takiego dojść. Wiedziała jednak, że w starym Azkabanie miała źródlo najpotężniejsza anomalia, nad którą nie udało im się przejąć kontroli - niestety. Tą wiedzą nie zamierzała się jednak dzielić z legilimentką.
- Dobrze się spisałaś, Rain. Te spotkania niech jednak pozostaną między nami, rozumiemy się? - powiedziała wiedźma, zawiesiwszy na legilimentce poważne spojrzenie. W brązowych oczach Sigrun lśniło coś poważnego, na kształt groźby. Nie żartowała. Miała nadzieję, że Rain ma trochę rozsądku i będzie wiedziała czym może się dzielić, a czym nie powinna, że wiedziała z jakimi ludźmi miała do czynienia. Nie rzucali słów na wiatr i nie oszczędzali nikogo. - Gdybyśmy cię jeszcze potrzebowali, mogę na ciebie liczyć? - spytała lekkim tonem, jakby wcale przed chwilą nie jej nie ostrzegała.
Sięgnęła po pergamin, który pokrył się słowami Rain o przygodzie w Azkabanie i schowała go w kieszeni szaty.
- Zaczekaj moment - powiedziała szybko Sigrun, nim Rain zdążyła jeszcze przejść do opowieści, wyciągając z wewnętrznej kieszeni szaty kawałek pergaminu. Był to list od jednego z jej łowców z informacjami o prowadzonym śledztwie, lecz dość lakoniczny. Krótkim machnięciem różdżki wyczarowała samopiszące pióro, które dotychczas spoczywało w na stole w sypialni Rookwood, setki mil dalej na północ; kolejny ruch nadgarstka, a ona przedmioty uniosły się w powietrzu. Końcówka pióra dotknęła pergaminu, gotowa, aby zacząć notować wszystko co mówiła Rain. Jasnowłosa czarownica skinęła legilimentce głową, zachęcając ją tym samym, by zaczęła swoją opowieść.
Sama słuchała z uwagą, lecz im dłużej Rain opowiadała o tym, co rzekomo zdarzyło się w Azkabanie, tym większe zdziwienie czuła, a zmarszczka między jasnymi brwiami się pogłębiała. Czy to było w ogóle możliwe? Może Huxley nie była w starym Azkabanie - na swoje szczęście - ale Rookwood już tak. Wspomnienia z tamtej czerwcowej nocy, sprzed ponad roku, wciąż były żywe. Niestety. Nie przypominała sobie zatem nic takiego. Gdyby nie anomalie, miałaby wątpliwości, czy rzeczywiście mogło do czegoś takiego dojść. Wiedziała jednak, że w starym Azkabanie miała źródlo najpotężniejsza anomalia, nad którą nie udało im się przejąć kontroli - niestety. Tą wiedzą nie zamierzała się jednak dzielić z legilimentką.
- Dobrze się spisałaś, Rain. Te spotkania niech jednak pozostaną między nami, rozumiemy się? - powiedziała wiedźma, zawiesiwszy na legilimentce poważne spojrzenie. W brązowych oczach Sigrun lśniło coś poważnego, na kształt groźby. Nie żartowała. Miała nadzieję, że Rain ma trochę rozsądku i będzie wiedziała czym może się dzielić, a czym nie powinna, że wiedziała z jakimi ludźmi miała do czynienia. Nie rzucali słów na wiatr i nie oszczędzali nikogo. - Gdybyśmy cię jeszcze potrzebowali, mogę na ciebie liczyć? - spytała lekkim tonem, jakby wcale przed chwilą nie jej nie ostrzegała.
Sięgnęła po pergamin, który pokrył się słowami Rain o przygodzie w Azkabanie i schowała go w kieszeni szaty.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Wywróciła lekko oczami. Faktycznie Sigrun absolutnie nie znała się na magii umysłu, ale nie miała jej tego za złe. Nie każdy musiał, ona też nie musiała. I nic dziwnego, że nie rozumiała niektórych kwestii. Huxley na tyle rzadko z kimkolwiek rozmawiała na temat swojej umiejętności, że czasami zapominała, że to co dla niej jest oczywiste, dla innych już tak nie do końca. Uśmiechnęła się więc lekko do kobiety.
- To trochę bardziej skomplikowane. To nie jest takie zwykłe wspomnienie, gdyby mi je osobiście przekazała, to co innego – próbowała to wytłumaczyć Rookwood. – Ale takiego wspomnienia pozyskanego przez legilimencję niestety nie mogę, to… jak jakby inny rodzaj wspomnienia.
Wzruszyła lekko ramionami. Nie była zbyt dobra w tłumaczenie zawiłości tego rodzaju magii, musiała mieć jedynie nadzieję, że Sigrun po prostu zaakceptuje, że nie i już i nie będzie dłużej drążyć tematu. Na szczęście od razu przeszły do bardziej poważnych tematów, gdy Huxley opowiadała wszystko co to usłyszała z ust zakonniczki, samopiszące pióro dokładnie notowało każde jej słowo. Trochę ją to dekoncentrowało, nie lubiła tego rodzaju gadżetów, aczkolwiek jeżeli Sigrun wszystko dokładnie chciała przekazać Czarnemu Panu, to nie było innego wyjścia. Przecież nie mogły dopuścić do tego, aby cokolwiek zostało pominięte. To co dla nich jest jedynie drobiazgiem, mało ważnym elementem, w dużej układance mogło być niezwykle istotne. Czarny Pan chciał wiedzy na temat Zakonu, to mu go dostarczą. W szczegółach jakie udało się Rain wyciągnąć.
- Nie rozmawiam o pracy po za pracą – odpowiedziała jej pewnie.
Swoim przyjaciołom zawsze darowała szczegółów, większość z nich i tak uważała, że Huxley jest jedynie dziwką w Parszywym, więc nawet nie miała powodów, aby dzielić się z nimi tym, co robiła naprawdę. Jeszcze sprowadziłaby na nich niebezpieczeństwo, a tego nie chciała. Nie, mając do czynienia z śmierciożercami.
- Za odpowiednią zapłatą oczywiście – przystanęła i dygnęła teatralnie, a z jej ust wydobył się cichy chichot. – A propo…
Nie ruszyła dalej, chociaż obie były już bardzo blisko wyjścia. Spojrzała na Sigrun znacząco, a następnie wyciągnęła dłoń. Skoro przed chwilą pochwaliła ją, że dobrze się spisała, a moment wcześniej zachęcała ją sakiewką z monetami, to Rookwood musiałaby wykazać się ogromną głupotą i naiwnością wierząc, że Rain odejdzie stąd dzisiaj z pustymi rękami.
- To trochę bardziej skomplikowane. To nie jest takie zwykłe wspomnienie, gdyby mi je osobiście przekazała, to co innego – próbowała to wytłumaczyć Rookwood. – Ale takiego wspomnienia pozyskanego przez legilimencję niestety nie mogę, to… jak jakby inny rodzaj wspomnienia.
Wzruszyła lekko ramionami. Nie była zbyt dobra w tłumaczenie zawiłości tego rodzaju magii, musiała mieć jedynie nadzieję, że Sigrun po prostu zaakceptuje, że nie i już i nie będzie dłużej drążyć tematu. Na szczęście od razu przeszły do bardziej poważnych tematów, gdy Huxley opowiadała wszystko co to usłyszała z ust zakonniczki, samopiszące pióro dokładnie notowało każde jej słowo. Trochę ją to dekoncentrowało, nie lubiła tego rodzaju gadżetów, aczkolwiek jeżeli Sigrun wszystko dokładnie chciała przekazać Czarnemu Panu, to nie było innego wyjścia. Przecież nie mogły dopuścić do tego, aby cokolwiek zostało pominięte. To co dla nich jest jedynie drobiazgiem, mało ważnym elementem, w dużej układance mogło być niezwykle istotne. Czarny Pan chciał wiedzy na temat Zakonu, to mu go dostarczą. W szczegółach jakie udało się Rain wyciągnąć.
- Nie rozmawiam o pracy po za pracą – odpowiedziała jej pewnie.
Swoim przyjaciołom zawsze darowała szczegółów, większość z nich i tak uważała, że Huxley jest jedynie dziwką w Parszywym, więc nawet nie miała powodów, aby dzielić się z nimi tym, co robiła naprawdę. Jeszcze sprowadziłaby na nich niebezpieczeństwo, a tego nie chciała. Nie, mając do czynienia z śmierciożercami.
- Za odpowiednią zapłatą oczywiście – przystanęła i dygnęła teatralnie, a z jej ust wydobył się cichy chichot. – A propo…
Nie ruszyła dalej, chociaż obie były już bardzo blisko wyjścia. Spojrzała na Sigrun znacząco, a następnie wyciągnęła dłoń. Skoro przed chwilą pochwaliła ją, że dobrze się spisała, a moment wcześniej zachęcała ją sakiewką z monetami, to Rookwood musiałaby wykazać się ogromną głupotą i naiwnością wierząc, że Rain odejdzie stąd dzisiaj z pustymi rękami.
Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Za kilka dni obchodziła urodziny. Miała ukończyć dopiero dwudziesty dziewiąty rok życia, to całkiem niewiele jak na lata, które mogli przeżyć czarodzieje. Zdążyła zaś osiągnąć znacznie więcej niż zdecydowana większość z nich przez dziesiątki lat swojej marnej egzystencji. Sigrun Rookwood stała się czarownicą potężną, silną - miała tego świadomość. Nie w każdej dziedzinie magii, rzecz jasna, nie była aż tak wszechstronna. Skupiła się na tym, by osiągnąć wielkość na jednej ścieżce - później przyjdzie czas na następne. Zaniedbała uroki, wiedziała to, ale to zmieni. Spotkanie z Rain było kolejnym czynnikiem, który uświadamiał Sigrun, że powinna się do nich bardziej przyłożyć - skoro dzięki władzy nam nimi można było zdobyć cudze wspomnienia. Miała spore zaległości, więc nie dziwne, ze niektóre rewelacje sprzedawane przez Rain były dlań kompletną nowością.
Całkowicie niezadowalającą.
Byłoby o wiele prościej i lepiej, gdyby Huxley mogła Sigrun przekazać to wspomnienie. Ramsey o wiele bardziej wydawał się zainteresowany podobnym rodzajem magii, ludzkim umysłem. Gdyby sam nie miał myślodsiewni, to mógłby ją zdobyć - był przecież Niewymownym. Mogliby jednocześnie dowiedzieć się więcej patrząc na Azkaban oczyma Tonks - Rain mogła coś przeoczyć.
- Rozumiem. Przyjęłam to do wiadomości - ucięła ten temat, cierpkim tonem, wyraźnie przy tym niezadowolona.
Ich rozmowa, zapis opowieści Rain o przeżyciach Justine w Azkabanie, musiał im wystarczyć. A jeśli to było już wszystko, to nadeszła pora, by się rozstać. Nawet jeśli miałaby ochotę wypić szklaneczkę ognistej whisky w barze z dawną współlokatorką ze ślizgońskiego dormitorium, to wzywały ją obowiązki.
Miała już ruszyć w kierunku drzwi, kiedy Rain zaczepiła ją, wyraźnie sugerując, ze czeka na zapłatę.
- Ach, no tak[/b - rzuciła Sigrun roztargnionym tonem. Była przekonana, że wyjąwszy ją wcześniej, wcisnęła ją w dłonie legilimentki. Musiała się jednak zamyślić, zapomnieć. Nieważne. Wyciągnęła z szaty znów sakiewkę i rzuciła ją Rain, nie dbając o to, czy zdąży ją chwycić, czy też nie.
- [b]Lepiej bądź grzeczna, Rain. Możemy cię jeszcze potrzebować - wyrzekła Sigrun, obdarzając ją niby łagodnym uśmiechem przejawiającym się w uniesionym kąciku ust.
Zaraz po tym, nie żegnając się z nią oficjalnie, ruszyła żwawym krokiem w kierunku wyjścia i budynek Tower opuściła pierwsza. Gdy Rain znalazła się na zewnątrz, po Sigrun nie było już ani śladu.
zt
Całkowicie niezadowalającą.
Byłoby o wiele prościej i lepiej, gdyby Huxley mogła Sigrun przekazać to wspomnienie. Ramsey o wiele bardziej wydawał się zainteresowany podobnym rodzajem magii, ludzkim umysłem. Gdyby sam nie miał myślodsiewni, to mógłby ją zdobyć - był przecież Niewymownym. Mogliby jednocześnie dowiedzieć się więcej patrząc na Azkaban oczyma Tonks - Rain mogła coś przeoczyć.
- Rozumiem. Przyjęłam to do wiadomości - ucięła ten temat, cierpkim tonem, wyraźnie przy tym niezadowolona.
Ich rozmowa, zapis opowieści Rain o przeżyciach Justine w Azkabanie, musiał im wystarczyć. A jeśli to było już wszystko, to nadeszła pora, by się rozstać. Nawet jeśli miałaby ochotę wypić szklaneczkę ognistej whisky w barze z dawną współlokatorką ze ślizgońskiego dormitorium, to wzywały ją obowiązki.
Miała już ruszyć w kierunku drzwi, kiedy Rain zaczepiła ją, wyraźnie sugerując, ze czeka na zapłatę.
- Ach, no tak[/b - rzuciła Sigrun roztargnionym tonem. Była przekonana, że wyjąwszy ją wcześniej, wcisnęła ją w dłonie legilimentki. Musiała się jednak zamyślić, zapomnieć. Nieważne. Wyciągnęła z szaty znów sakiewkę i rzuciła ją Rain, nie dbając o to, czy zdąży ją chwycić, czy też nie.
- [b]Lepiej bądź grzeczna, Rain. Możemy cię jeszcze potrzebować - wyrzekła Sigrun, obdarzając ją niby łagodnym uśmiechem przejawiającym się w uniesionym kąciku ust.
Zaraz po tym, nie żegnając się z nią oficjalnie, ruszyła żwawym krokiem w kierunku wyjścia i budynek Tower opuściła pierwsza. Gdy Rain znalazła się na zewnątrz, po Sigrun nie było już ani śladu.
zt
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Każdy szedł swoją własną ścieżką i rozwijał się w swój własny sposób. Jedni skupiali się na transmutacji ludzi w gęsi, inni odkrywaniu przyszłości w magicznej kuli, a jeszcze na pozyskiwaniu wspomnień ze skutych kajdanami czarodziejów. Huxley była ostatnią osobą, aby móc kogokolwiek pouczać i umoralniać. Sama robiła za pieniądze rzeczy różne, to zlecenie było jednym z wielu, chociaż w pewnym sensie specjalne. Nie sądziła, że odkryła przy tym tak wielką tajemnicę, wie coś o czym wiedzą tylko nieliczni. Taki był niestety jeden z minusów legilimencji, jeżeli się trafiło w połowie wspomnienia i nie znało się całego kontekstu, to czarodziej nie zdawał sobie sprawy z tego czy to czego się dowiedział jest wartościowe czy też nie. Dla Huxley to wspomnienie było niczym, co wydarzyło się w Azkabanie powiewało jej tak samo mocno jak wczorajsze śniadanie. Ważniejsze było dla niej otrzymanie za to zapłaty, między innymi po to to robiła. Zaraz po tym, że Mulciber jej kazał.
Sigrun na szczęście przyjęła informację do wiadomości, nie dopytywała, nie drążyła i nie naciskała. Chociaż nie do końca wyglądała na przekonaną słowami Rain. Kobieta jednak nic nie mogła na to poradzić, jedynie dać swoje słowo, a czy dawna koleżanka ze szkolnych lat jej uwierzy – to już była inna kwestia.
Rookwood odpowiednio odczytała intencję Rain, gdy ta wyciągnęła rękę po pieniądze. Nie dostała ich wcześniej, czarodziejka jedynie pomachała nimi przed jej twarzą chcąc zachęcić do mówienia. Może się zamyśliła, może myślała, że Huxley zapomni? Jeśli to pierwsze, to zdarza się i nic się nie stało, ale jeśli to drugie – to Rain naprawdę nie była taka głupia. Gdy w dłoni Huxley znalazł się meszek z monetami uśmiechnęła się przyjaźnie.
Nie wiedziała co w przyszłości się wydarzy i jak ta cała sytuacja się rozwiąże. Na ten moment miała w planach być grzeczną, nie chciała z nimi zadzierać. Miała rzeczy do zrobienia i na nich musiała się teraz skupić. A że przy okazji wszystko pójdzie nie tak jak to zaplanowała – o tym miała przekonać się w przyszłości.
Obserwowała jak Sigrun odchodzi, gdy zniknęła jej z pola widzenia Rain otworzyła swój woreczek z wsiąkiewki i schowała tam mieszek z pieniędzmi, a następnie sama ruszyła do wyjścia. Rookwood już nie było, a Huxley zniknęła pomiędzy sąsiednimi budynkami.
zt
Sigrun na szczęście przyjęła informację do wiadomości, nie dopytywała, nie drążyła i nie naciskała. Chociaż nie do końca wyglądała na przekonaną słowami Rain. Kobieta jednak nic nie mogła na to poradzić, jedynie dać swoje słowo, a czy dawna koleżanka ze szkolnych lat jej uwierzy – to już była inna kwestia.
Rookwood odpowiednio odczytała intencję Rain, gdy ta wyciągnęła rękę po pieniądze. Nie dostała ich wcześniej, czarodziejka jedynie pomachała nimi przed jej twarzą chcąc zachęcić do mówienia. Może się zamyśliła, może myślała, że Huxley zapomni? Jeśli to pierwsze, to zdarza się i nic się nie stało, ale jeśli to drugie – to Rain naprawdę nie była taka głupia. Gdy w dłoni Huxley znalazł się meszek z monetami uśmiechnęła się przyjaźnie.
Nie wiedziała co w przyszłości się wydarzy i jak ta cała sytuacja się rozwiąże. Na ten moment miała w planach być grzeczną, nie chciała z nimi zadzierać. Miała rzeczy do zrobienia i na nich musiała się teraz skupić. A że przy okazji wszystko pójdzie nie tak jak to zaplanowała – o tym miała przekonać się w przyszłości.
Obserwowała jak Sigrun odchodzi, gdy zniknęła jej z pola widzenia Rain otworzyła swój woreczek z wsiąkiewki i schowała tam mieszek z pieniędzmi, a następnie sama ruszyła do wyjścia. Rookwood już nie było, a Huxley zniknęła pomiędzy sąsiednimi budynkami.
zt
Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Korytarz
Szybka odpowiedź