Wydarzenia


Ekipa forum
Leśny park niespodzianek
AutorWiadomość
Leśny park niespodzianek [odnośnik]02.05.15 3:45
First topic message reminder :

Leśny park niespodzianek

Park niespodzianek to ogrodzony teren nieopodal plaży, gęsto zalesiony, głównie drzewami liściastymi. Kręte, przyjemne dla oka ścieżki widokowe są idealnym miejscem na odprężające piesze wycieczki. Rośnie przy nich wiele gatunków rzadkich ziół, kwiatów i grzybów, jest to jednakże rezerwat przyrody i wynoszenie z niego czegokolwiek, niszczenie roślinności, jest kategorycznie zabronione. Na wysokich gałęziach drzew da się zaobserwować nieme, błękitnoskrzydłe memortki, ponad nimi szybują dzikie ptaki drapieżne. Czarodziej z czujnym okiem wypatrzy między krzakami wozaka albo kuguchara - te ostatnie, wyjątkowo inteligentne stworzenia, często zbliżają się do ludzi. Nauczyły się już, że tutaj nie uczynią im krzywdy, przeciwnie - podrapią za uchem, a może nawet podrzucą coś na ząb. Szczególną atrakcją parku są jednak magiczne jelenie o biało-złotym umaszczeniu, które nie występują nigdzie indziej w Europie. Są inteligentne i, choć płochliwe, zbliżają się do ludzi; odbiegają jednak od razu, gdy dostrzegą jakikolwiek niepokojący gest ze strony czarodziejów.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Leśny park niespodzianek - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Leśny park niespodzianek [odnośnik]04.05.17 16:57
| Jeśli nie byłoby to problemem, to wolałabym 22, bo 23 Ziva miała przesłuchanie w MM, a później Edek tracił palce itd. Albo jakoś pierwsza połowa kwietnia.

Prawdziwą istotę zacieśniania relacji rodzinnych poznała dopiero po wyjściu za mąż. W rodzie Crouch jej ojciec nigdy nie nalegał, aby spotykała się często z krewnymi. Ona sama również nie zabiegała o uwagę swoich bliskich, chcąc się realizować wedle własnych pragnień, a nie wytycznych starszych i rzekomo mądrzejszych. W rodzie Burke, przedstawianym przez osoby trzecie w tak ciemnych barwach, poczuła silną, rodzinną więź łączącą wszystkich członków. Niezależnie od własnych kaprysów lub niechęci, Burke’owie tworzyli jedność, którą zaburzyć mogła jedynie zdrada rodowych ideałów. Kiedyś nie mogła się do nich przekonać, podchodziła nieufnie do każdej przyjaźnie wyciągniętej do dłoni, doszukując się ciągle podstępów. Po urodzeniu bliźniaczek ta rezerwa stopniowo się zmniejszała, aby wreszcie całkowicie zaniknąć. Teraz uważała ich za swoją rodzinę.
Lady Burke z lekkim uśmiechem na twarzy otwierała kopertę nadaną przez Rowan. Zawsze z radością przyjmowała propozycje spotkania w towarzystwie ich pociech. One zawsze znalazły sobie ciekawe zajęcie, dając chwilę odpoczynku swoim mamom. Ziva przybyła na spotkanie wraz z dziewczynkami, a dodatkowo prowadziła ozdobną spacerówkę, w której siedział mały Marius. Ciągłe noszenie chłopca byłoby dla kobiety zbyt uciążliwe. Przywitała się z płomiennowłosą kobietą, a Esmee i Alivia od razu ruszyły do zabawy z Tobiasem. Nawet nie zdążyła krzyknąć, aby uważały na swoje sukienki.
Usiadła na ławce obok lady Yaxley i wręczyła synowi zaczarowane, ruszające się zabawki, które absorbowały całą jego uwagę. Tak małemu dziecku czasem niewiele potrzeba do szczęścia.
- Słowo chwila jest tutaj kluczem. - westchnęła, również spoglądając w kierunku młodego pokolenia. - Musimy się częściej spotykać. Nie powinnaś żyć ciągle pracą. - zgrabnie pominęła profesję Rowan, której osobiście by się bała. Obcowanie ze zmarłymi było dla niej pewnego rodzaju tematem tabu. Nawet niejednokrotnie słyszała od Edgara, że jego kuzynka zamiast obracać się wśród nieboszczyków, mogłaby bardziej skupić się na żywych.


So when you're restless, I will calm the ocean for you
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you
☙ ❧
Ziva Burke
Ziva Burke
Zawód : Badacz Historii Magii i autorka podręczników szkolnych
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Sen
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3515-ziva-burke https://www.morsmordre.net/t3596-karmelek https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f295-durham-barnard-castle
Re: Leśny park niespodzianek [odnośnik]25.05.17 20:22
| Może być 22 fluffy

- To i tak coś. - Stwierdziła cierpiętniczo nie mogąc jednak ukryć nikłego uśmiechu malującego się na jej ustach.
- Nie powinnam. - Powiedziała głucho wbijając wzrok przed siebie. Po śmierci Longinusa, wiele rzeczy w jej życiu się zmieniło. Miejsce, którym było Fenland, które szczerze pokochała stało jej się nagle obce i nie miała ochoty tam wracać. Praca była dobrą ucieczką od tego miejsca i wspomnień z nim związanymi.
- I już nie będę. Zwolniłam się wczoraj. - Pracowała w tym zawodzie niemal dziesięć lat i naprawdę lubiła tą pracę. Nic innego nie dawało jej tak ogromnej satysfakcji jak kolejna rozwiązana sprawa. Z drugiej zaś strony, przez właśnie tą pracę nie mogła poświęcać Tobiasowi tyle czasu ile by chciała. Oczywistym jest też, że zawód, który nie przystoi szlachciance nie działał na jej korzyść w oczach Yaxleyów, a niestety aktualnie musi starać się o jak największą ich przychylność. Decyzja nie była trudna, gorzej było z jej realizacją. Może to wcale nie chodziło o pracę, a o to, że miała w tej sferze jakikolwiek wybór, wolną rękę? Gdy Longinus jeszcze żył nie widział niczego złego w jej zajęciu. Dał jej wolność, która po jego śmierci została jej odebrana, lecz ona wciąż tkwiła w kłamstwie i swej własnej dumie, a to przecież nie chodzi tylko o nią.
Westchnęła cicho obserwując zainteresowanego podchodzącym do niego i dziewczynek małym kogucharem.
- Jak ty to robisz? - Spojrzała na kobietę siedzącą obok niej, a następnie na Mariusa znajdującego się w chodziku.
- W jaki sposób radzisz sobie z pracą, wychowywaniem dzieci, byciem wzorową żoną i szlachcianką jednocześnie? - Do tego były wychowane, czyż nie? A jednak w oczach Rowan były to osiągnięcia naprawdę godne podziwu. Możliwe, że gdyby jej życie przybrało odrobinę inny tor, to nie musiałaby zadawać tego pytania, bo znałaby już na nie odpowiedź.


Anguis in herba

But I'm holding on for dear life
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Rowan Yaxley
Rowan Yaxley
Zawód : Tłumacz i nauczyciel języków obcych, były koroner
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
When the fires,
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Leśny park niespodzianek - Page 2 950bdbd896f0137f2643ae07dec0daf4
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3571-rowan-yaxley https://www.morsmordre.net/t3601-magnus https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f103-fenland-yaxley-manor https://www.morsmordre.net/t3917-skrytka-bankowa-nr-899 https://www.morsmordre.net/t3640-rowan-yaxley
Re: Leśny park niespodzianek [odnośnik]16.08.17 18:44
Nigdy nie rozumiała, dlaczego ród Yaxley tolerował nietypowy i odrobinę uwłaczający zawód Rowan. Była przecież lady, damą, szlachcianką. Nieboszczyki powinny być ostatnim, do czego powinna się zbliżać, a co gorsza, przy czym pracuje się na pełen etat.
Uśmiechnęła się na wieść o tym, że płomiennowłosa zrezygnowała ze swojego stanowiska.
- Powinnam pewnie powiedzieć, że mi przykro… Ale cieszę, że wreszcie to rzuciłaś. - zaśmiała się wesoło. Rodzina z pewnością jej tego nie zapomni. Teraz będzie miała teraz więcej czasu dla siebie, dla syna i dalszej części rodziny.
Ziva wychowywana bez matki, nie miała odpowiedniego wzorca damy. Guwernantki i opiekunki długo walczyły, aby odblokować w niej pokłady dziewczęcości. Wciskały ją w ciasne sukienki, uczyły chodzić w uwierających, twardych pantoflekach. Operowały słownictwem, którym wreszcie przesiąkła, a koniec końców, kobiety wykonały swoją pracę wzorowo. Małą Zivę Crouch można było bez obaw o wstyd, zabrać do zaprzyjaźnionego rodu, a jego członkowie chwalili ją i nazywali małą lady. W zasadzie pełnej etykiety nauczyła się dopiero wraz z osiągnięciem pełnoletności i pierwszymi odwiedzinami na sabatach. Chłonęła bodźce, słuchała tematów do rozmów, obserwowała gestykulacje i zachowania lordów i ich towarzyszek.
Jako połowiczna sierota, nie rozumiała, co to znaczy mieć mamę, która przytuli w nocy, bo przyśnił się koszmar, albo która zaplecie włosy w ładny warkocz. Kiedy sama została matką, była przerażona. To było jedne z największych wyzwań, któremu musiała sprostać. Przecież oczy całego rodu Burke były zwrócone na nią. Mimo presji otoczenia i początkowej niechęci spowodowanej powiciem dwóch córek, nauczyła się swojej nowej roli. I wypełniała ją bez zarzutu, chociaż zdaniem teściowej wciąż pozostawała zbyt pobłażliwa dla swoich dzieci.
- Do wzoru jeszcze sporo mi brakuje. - przyznała, ale zamyśliła się chwilę, aby zaraz odpowiedzieć dokładniej na pytanie Rowan. - To chyba kwestia dysponowania czasem. Dziewczynki rano mają zajęcia z guwernantkami, wtedy ja też pracuję. Popołudniu możemy spędzać czas razem, albo odpoczywać. Chociaż nie cierpię bezczynności. A wieczorem Edgar wraca i mogę z nim omawiać wszystkie kwestie, wątpliwości, które się pojawiły za dnia. - odpowiedziała i zrobiło jej się trochę smutno z powodu sytuacji życiowej lady Yaxley. - Nie wiem kto tu jest większym wzorem, Rowan. - dotknęła ramienia kobiety i zlustrowała ją spojrzeniem. - Ale ja mam wsparcie męża, opiekunek. Ty jesteś samodzielna, dajesz radę unieść to samo na barkach, co ja, a może i nawet więcej. To godne podziwu.


So when you're restless, I will calm the ocean for you
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you
☙ ❧
Ziva Burke
Ziva Burke
Zawód : Badacz Historii Magii i autorka podręczników szkolnych
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Sen
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3515-ziva-burke https://www.morsmordre.net/t3596-karmelek https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f295-durham-barnard-castle
Re: Leśny park niespodzianek [odnośnik]17.08.17 15:02
Problem w tym, że nie tolerował. Jedyną osobą, której całkowicie to nie przeszkadzało był Longinus. Zawsze był szczerze zainteresowany co Rowan każdego dnia robiła w swej pracy. Po śmierci męża jednak nie zrezygnowała z zawodu, który przynosił jej tyle satysfakcji i był odskocznią od problemów w życiu prywatnym. Do teraz... Ostatnie dość niechętne podejście rodu Yaxley do jej osoby dało jej jasno do zrozumienia, że musi jak najbardziej dopasować się do ich wyobrażenia szlachcianki noszącej ich nazwisko. Nie mogła sobie pozwolić na jakikolwiek błąd, gdyż konsekwencje mogły być naprawdę dotkliwe.
Ziva była zdecydowanie za skromna. W porównaniu do niej Rowan posiadała tylko jedną pociechę, a ona aż trzy, w tym dwie diablice, tak więc nie było porównania. Skierowała swe spojrzenie na kobietę, gdy ta dotknęła jej ramienia. Uśmiechnęła się do niej lekko ponownie przenosząc spojrzenie na bawiące się ze sobą dzieci.
- Ja też nie nazwałabym siebie wzorem. - Nie była nim. Zdawała sobie sprawę z popełnianych przez siebie błędów. Tobias był jej pierwszym dzieckiem i wszystko wskazywało, że i ostatnim. Chciała wychować go jak najlepiej, ale niekiedy brak doświadczenia dawał o sobie znaki. - Na początku było najgorzej. - Nie miała tu na myśli narodzin dziecka, a raczej przychodził jej na myśl moment po śmierci męża. - Nie wiedziałam jak sobie poradzę sama, czy w ogóle Nestor wyrazi zgodę na moje pozostanie w rodzinie Yaxley. - Głosy były podzielone. Nie dziwiła się jednak. Dla rodu najważniejszy był potomek, a na pewno nie jego matka. - Teściowie okazali się być niezwykle pomocni i wyrozumiali. Bez nich zapewne nie poradziłabym sobie. - Powiedziała szczerze z wyczuwalną nutą szacunku w głosie. Zawdzięczała tym ludziom naprawdę dużo. Bez względu na swoją sytuacje nigdy nie pokusiła się o zatrudnienie guwernantki. Nie chciała, aby obca kobieta przykładała rękę do wychowania jej syna. Chciała być od samego początku jak najbardziej samodzielna. Udowodnić sobie i innym, że jest w stanie unieść na swych barkach tak ogromną odpowiedzialność.


Anguis in herba

But I'm holding on for dear life
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Rowan Yaxley
Rowan Yaxley
Zawód : Tłumacz i nauczyciel języków obcych, były koroner
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
When the fires,
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Leśny park niespodzianek - Page 2 950bdbd896f0137f2643ae07dec0daf4
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3571-rowan-yaxley https://www.morsmordre.net/t3601-magnus https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f103-fenland-yaxley-manor https://www.morsmordre.net/t3917-skrytka-bankowa-nr-899 https://www.morsmordre.net/t3640-rowan-yaxley
Re: Leśny park niespodzianek [odnośnik]28.07.18 13:28
18.07

Czas płynął nieubłaganie. Przeciekał gdzieś chyłkiem zboczami, nie dając w ogóle znać, że coś było nie tak. A było. Wojna rozprzestrzeniała się coraz dosadniej, śmielej - atakując wszystkich bez wyjątków. Czarne chmury zawisły nad światem otulając go ciemnym kokonem beznadziei. Rosalie osłabła, wiedział o tym; jego przedłużająca się nieobecność wraz z końcem czerwca aż wreszcie pojawienie się w Yaxley's Hall niemalże rozszarpanym przez misję nie mogło zrobić na niej dobrego wrażenia. A on nie mógł powiedzieć jej co się stało. W posiadłości pozostawała bezpieczna i taką Cyneric pragnął ją widzieć. Zadowolony, że przeżył; Black poskładał go bardzo skrupulatnie, dzięki czemu słabość dość szybko minęła stawiając tresera trolli na nogi.
To nie wystarczyło, żeby powrócić do zajęć jakie wykonywał jeszcze przed tym zdarzeniem. Rodzina nakazała mu odpoczywać, co arystokrata przyjął z dużą dozą rezerwy - wręcz wewnętrznego buntu oraz zewnętrznego chłodu. Tęsknił za swoją robotą, za samotnią podczas tych samych, rutynowych dni. Tęsknił za działaniem, lecz najmocniej tęsknił za uśmiechem żony, który odnajdywał na jej jasnej twarzy coraz rzadziej. To dlatego powziął decyzję o spędzeniu wspólnie jednego dnia – na łonie natury, w ciszy i spokoju, miejscu odseparowanym od wścibskich par oczu gapiów oraz anomalii. W miejscu, w którym poczuje się tak lekko jak kiedyś. Był jej to winien po nieprzespanych nocach oraz łzach roszących jedwabne policzki; Cyneric nie lubił bywać dłużnikiem, czyimkolwiek. Nawet ukochanej kobiety.
Zabrał się za spłacenie należności w środku dość ciepłego lipca. Cieszył się ostatnimi podrygami bezczynności, bowiem już niedługo miał dostać pozwolenie na ponowne rzucenie się w wir pracy w rodowej hodowli. I nie tylko taki. Nie zamierzał ustawać w działaniach dla Rycerzy Walpurgii, to również był jego obowiązek - wspomaganie organizacji. Tam, wtedy, w tej mugolskiej elektrowni udało im się, lecz to był dopiero początek. Początek końca rebelii, jaka wynurzała się spod ziemi. Należało ten proceder ukrócić czym prędzej.
Nie powiedział Rosie dokąd ją zabiera. To miała być niespodzianka. Nakazał jedynie przywdzianie eleganckich, lecz wygodnych strojów. Skrzat przygotował im również pewien pakunek, który podczas wędrówki dzierżył Cyneric w wolnej ręce. Drugą ofiarował dla małżonki, żeby chwyciła jego ramię kiedy przechadzali się dróżkami malowniczego parku na wyspie Cliodny. Tereny całkowicie pozbawione ingerencji niemagicznych istot prezentowały się znakomicie nawet w obliczu rychłej wojny. Jedynie użycie świstoklika mogło zburzyć początkowy odbiór parku, jednakże nieprzyjemny ścisk żołądka uleciał równie szybko co się pojawił.
- Cieszę się, że zechciałaś wybrać się ze mną w to miejsce. Pomyślałem sobie, że roślinność Fenland mogła ci się już opatrzeć - słyszałem, że w tym parku można spotkać niezwykłe okazy kwiatów oraz zwierząt. W tym biało-złote jelenie - odezwał się, zadzierając wyżej głowę. Yaxley starał się wypatrzeć rzeczone stworzenia, być może czające się gdzieś w bujnych krzewach. Świeże powietrze dobrze zrobi jego półwili, tak samo jak obcowanie z magicznymi stworzeniami. Odkąd wzięli ślub, nadmierne zbliżanie się do ukochanych jednorożców stało się dla Rosalie niemożliwe. - Patrz, tam chyba są memortki - rzucił cicho, wskazując brodą na niedaleko rozpostarte drzewa. - Masz ochotę na odwiedziny Weymouth w sierpniu? - zagaił nagle, kierując wzrok na twarz żony.



Sanguinem et ferrum potentia immitis.

Cyneric Yaxley
Cyneric Yaxley
Zawód : treser trolli
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
There is a garden in her eyes, where roses and white lilies flow.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3851-cyneric-yaxley https://www.morsmordre.net/t3906-bagienna-poczta#73780 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3907-skrytka-nr-974#73782 https://www.morsmordre.net/t3908-cyneric-yaxley#73784
Re: Leśny park niespodzianek [odnośnik]12.08.18 21:35
Ostatni okres był dla mnie bardzo trudny. Nagła nieobecność mojego męża, bardzo długa nieobecność, z której wrócił w nienajlepszym stanie sprawiła, że bardzo podupadłam na zdrowiu. Stres mi nie służył. Ani ciągle ściśnięty żołądek z nerwów, litry wylanych łez i nieprzespane noce. Zniknął tak nagle, a gdy się w końcu pojawił w tak okropnym stanie, to nic nie chciał mi powiedzieć. I to chyba bolało mnie najbardziej. Mimo że cieszyłam się niezwykle, że wrócił do domu żywy, a ja nie owdowiałam zaraz po ślubie, to czułam pewnego rodzaju żal i złość, że nic nie chce mi powiedzieć. Prosiłam, ale milczał jak kamień. Ta niepewność również mi nie służyła. Nie wiedziałam co się dzieje. Czułam, że coś złego, ale nie byłam w stanie stwierdzić co.
Ostatnio więc Cyneric nie uświadczył uśmiechu na mojej twarzy. Starałam się zachowywać normalnie, ale nie mogłam udawać, że nic się nie stało. Nie krytykowałam go jednak, w końcu przestałam pytać bo zrozumiałam, że i tak mi nie powie. Starałam się być przy nim gdy odpoczywał, ale moją głowę ciągle zaprzątały złe myśli, których nie mogłam się pozbyć. Martwiłam się bardzo. Dziwne rzeczy działy się na tym świecie, niepokojące wydarzenia. Mroczne czasy nadchodziły, a ja miałam wrażenie, że znajduje się w oku cyklonu. Wokół mnie było cicho i spokojnie, sielankowo. Ale gdzie się nie obejrzałam tam działa się tragedia, której nie doświadczyłam i nie mogłam zrozumieć. To dziwne uczucie ciągle ogarniającego niepokoju wykańczało. I nawet nie miałam jak się odstresować. Jeszcze parę miesięcy temu poszłabym po prostu do rezerwatu i spędziła parę chwil w towarzystwie swoich ukochanych jednorożców, czesałabym im grzywy, próbowała dosiąść i przy odrobinie szczęścia udałabym się na krótką przejażdżkę po jakże dobrze znanych mi lasach. A teraz? Nawet nie mogłam do nich podejść. I chociaż wiedziałam, że tak będzie, to bolało mnie to strasznie.
Dlatego ucieszyłam się gdy mój mąż zaproponował mi wspólną wycieczkę. Czuł się już lepiej, a ja nie mogłam już wytrzymać w murach Yaxley’s Hall. Potrzebowałam odmiany, a Cyneric dobrze je odczytał.
Zabrał mnie do parku w Clidona, nigdy tu nie byłam więc z zaciekawieniem rozglądałam się po okolicy. Czułam się swobodnie, zgodnie z jego poleceniem ubrałam się ładnie ale odpowiednio do spacerowania. Trzymając męża za ramię milczałam przez pierwsze kilka chwil naszej przechadzki, dopóki on sam się nie odezwał.
- Biało-złote jelenie? - dopytałam z zainteresowaniem. - Mam nadzieję, że uda nam się je wypatrzeć. Nigdy ich nie widziałam. Nigdy zresztą nie byłam w tym parku, miła odmiana od Fenland.
Cyneric miał rację, że przyda mi się trochę odmiany. Podążyłam wzrokiem za miejscem, które wskazał starając się wypatrzeć. Zatrzymałam spojrzenie na pięknym niebieskim ptaku i przez chwilę obserwowałam go w ciszy.
- Memortek. Taki piękny - zachwyciłam się. - Do Weymouth? Na festiwal lata? Z tobą zawsze.
Ruszyliśmy dalej przechodząc cicho obok ptaka, aby tylko go nie spłoszyć. Dróżka prowadziła nas w głąb parku, co jakiś czas mijaliśmy piękne gatunki kwiatów we wszystkich możliwych kolorach. Od jaskrawej żółci, przez zgaszony róż i błękit. Duże kwiatostany albo małe kwiatki wabiące swoim pięknym zapachem niewielkie owady. Był tu zupełnie inny klimat niż w Fenland, dzień był piękny bo świeciło nam ładnie słońce, a delikatny wiaterek nie dopuszczał do nadmiernego przegrzania. Sielanka.
- A jak ty się czujesz? - zapytałam spoglądając na męża.
Nadal, mimo że minęło już trochę czasu od okresu jego najgorszego stanu, mógł zobaczyć w moich oczach zmartwienie. Dawno nie byłam tak przerażona i zdenerwowana jak wtedy i chyba nie było się czemu dziwić.


Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamień
Rozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Leśny park niespodzianek - Page 2 DByCxa2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t649-rosalie-yaxley https://www.morsmordre.net/t696-smuzka#2194 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3552-skrytka-bankowa-nr-174#62683 https://www.morsmordre.net/t955-rosalie-yaxley
Re: Leśny park niespodzianek [odnośnik]06.09.18 23:29
To nie tak, że jej nie ufał - była mu jedną z najbliższych osób. Niestety wiedza na temat Rycerzy nie była przeznaczona dla delikatnych uszu wiotkich dam. Pomijając to, że Cyneric zobowiązał się do zachowania milczenia względem organizacji. Rosalie musiała jednakże wiedzieć, że on wraz z Morgothem mieli po prostu ważne sprawy, wymagające drastycznych rozwiązań. Męska brutalność musiała pozostać w sferze domysłów - wiedział, że jego żona kiedyś zrozumie te skomplikowane zawiłości rządzące ich rodziną. Była bystrą, domyślną kobietą. Yaxley'ówną, z krwi i kości, poczucie obowiązku oraz wojowniczość była wpisana w geny tejże rodziny. Nigdy nie stała ona z boku, biernie przyglądając się upadkowi wartości jakie wyznawała - to nie leżało w ich naturze. Teraz nadszedł sztorm, straszniejszy niż można było przypuszczać, lecz i on kiedyś dobiegnie końca. Wygrają wojnę, zaś niespokojne teraz morze wygładzi swą taflę; nadciągną wspaniałe dni pełne pokoju oraz harmonii. Niestety idylliczny świat, w którym będą żyć potomkowie najznamienitszych rodów, potrzebował nakładu pracy. Musieli go bowiem wydrzeć ze szponów zdrajców krwi oraz szlam, żeby sięgnąć po równowagę magicznego świata. To nigdy nie będzie proste, lecz z tego składało się życie wojowników - nie tchórzy. Mężczyzna wierzył, że Rosie kiedyś pojmie te okrutne prawidła i chociaż nigdy się z nimi do końca nie pogodzi, to z każdym kolejnym wybyciem na krwawą bitwę będzie bardziej oswojona z tematem; przede wszystkim możliwością, że może stracić zarówno męża jak i kuzyna. Jednakże tak absurdalnej - zdaniem Cynerica - myśli nie brał w ogóle pod rozwagę. Zwyciężymy.
Dzisiejszy dzień miał być daleki od wszelkich nieprzyjemnych myśli czy negatywnych emocji. To miał być ich dzień. Pełen radości, szczęścia oraz zadowolenia. Przepiękne krajobrazy rozciągające się dookoła miejscowości. Idealne miejsce dla turystów, w dodatku pozbawione mugolskiej obecności - pewnie jedno z niewielu miejsc, dokąd nie dotarły jeszcze anomalie. Przynajmniej park Leśnych Niespodzianek sprawiał takie wrażenie. Dookoła panowała cisza oraz spokój, przetykane ptasim trelem. Wprost idealne do tego, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza i uspokoić zszargane nerwy. Yaxley domyślał się, że wspomnienie z końca czerwca wciąż było w jego żonie żywe.
Spacerowali po zapierających dech w piersiach dróżkach otoczeni przyrodą i niczego więcej mu nie było potrzeba. Już sama obecność zadowolonej u jego boku Rosalie napawała arystokratę niesamowitym spokojem, wręcz błogością. Wszystkie najgorsze chwile z przeszłości oraz niepewnej przyszłości odeszły w zapomnienie.
- Podobno są bardzo płochliwe, lecz dla ciebie będę ich wypatrywał - odpowiedział pewien siebie. Jeśli uda im się dostrzec jelenie, z pewnością on zdoła przekonać je, żeby nie uciekły pod wpływem dotyku jego żony. Wszakże znał się na magicznych stworzeniach. - Zasługujesz na wszystko co najlepsze - dodał pogodnie, uśmiechając się lekko do półwili. - Nie tak jak ty - stwierdził cicho, kiedy obserwował czającego się w gałęziach memortka. Zatrzymali się przy nim na chwilę, lecz Cyneric wkrótce poprowadził ich dalej wzdłuż alejek. - Tak. Obawiam się, że to będzie ostatnia okazja do pojawienia się tam. Chciałbym, żebyśmy spędzili miło czas w tamtym miejscu. Cokolwiek można powiedzieć o Prewettach, to Weymouth jest naprawdę piękne - doprecyzował swoje pytanie, będąc jednocześnie ciekawym co Rosie myślała o jego pomyśle zjawienia się tam. Może tak naprawdę nie chciała, a on ciągnął ją na siłę?
- Czuję się dobrze, nie musisz się niepokoić - odparł spokojnie, z mocą. Nie chciał, żeby jego lady martwiła się jego zdrowiem, bowiem wszystko było pod kontrolą, w jak najlepszym porządku. - A jak lord Fortinbras? - spytał, mając nadzieję na dobre wieści, nie zaś zepsucie nastroju nieprzyjemnymi myślami.



Sanguinem et ferrum potentia immitis.

Cyneric Yaxley
Cyneric Yaxley
Zawód : treser trolli
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
There is a garden in her eyes, where roses and white lilies flow.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3851-cyneric-yaxley https://www.morsmordre.net/t3906-bagienna-poczta#73780 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3907-skrytka-nr-974#73782 https://www.morsmordre.net/t3908-cyneric-yaxley#73784
Re: Leśny park niespodzianek [odnośnik]05.10.18 18:27
Nie mogłam nic poradzić na to, że uważana byłam przez mężczyzn jako ta wiotka i delikatna. I na nic zdałyby się moje protesty, że dam radę udźwignąć wszystko co mi powierzą. W moim mniemaniu byłam w stanie, ale mężczyźni zawsze mieli swoje zdanie i, stety lub nie, musiałam się temu podporządkować. Miałam tylko nadzieję, że nie robią nic głupiego i całe to poświęcenie, obrażenia jakich doświadczają i cierpienie jakie przez to przechodzę jest tego warte. I nigdy nie będą, on i Morgoth, żałowali swoich decyzji.
Faktycznie dzień ten miał być daleki od złych myśli, ale trudno wygonić je z głowy, gdy te usilnie starają się wrócić i przejąć nad człowiekiem kontrolę. Jednak z całych sił starałam się skupić na tym co tu i teraz, odciąć się od nieprzyjemnych myśli i wczuć w miejsce, w którym byliśmy. A było idealnie piękne i spokojne, wręcz stworzone do tego, aby odpocząć. Wspólny spacer, wspólna rozmowa i podziwianie dzikich zwierząt. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie dzień miesięcznicy ślubu, ale czy lepiej? Nie sądzę. Magiczne stworzenia od razu sprawiały, że moje serce się uspokajało. Brakowało mi kontaktu ze zwierzętami, do jednorożców nie mogłam się już zbytnio zbliżać więc cała przyjemność z kontaktów z nimi przepadła. I nawet nie potrafiłam wyjaśnić jak bardzo mi tego brakowało. Dlatego zabranie mnie w to miejsce, abym mogła trochę poobcować z przyrodą po ostatnich wydarzeniach było strzałem w dziesiątkę. Cyneric tak dobrze znał moje potrzeby, wiedział co ukoi moje nerwy i byłam pod ogromnym wrażeniem. Ale przecież wychowywaliśmy się niemal wspólnie. cóż w tym dziwnego, że znamy się tak bardzo dobrze?
- Wypatruj. Chciałabym go dotknąć - stwierdziłam. - Liczę na to, że da się pogłaskać. Sam wspomniałeś, że zwierzęta tu są bardzo płochliwe, ale może wyczują, że nie mamy złych zamiarów.
Obserwowanie pięknego memortka i słowa mojego męża sprawiły rumieniec na mojej twarzy. Chociaż słyszałam to często, to z ust mojego mężczyzny brzmiało to zupełnie inaczej niż z ust obcych mi lordów, którzy komplementowali moją urodę zachłystując się urokiem półwili. Idąc dalej przyglądałam się uważnie Cynericowi gdy mówił o Weymouth. Nie musiałam ukrywać strapienia na swojej twarzy, przecież dobrze wiedział, że strata tak cudownego miejsca na pewno zaboli w moje serce. Niestety wrażliwość była jedną z moich cech, może nie przystoi Yaxley’om, ale różana krew płynęła w moich żyłach i w połowie tworzyła mnie. Nie mogłam wyrzec się swoich genów. Nie chciałam tego.
- Szkoda tego pięknego miejsca, masz rację, że Weymouth jest cudne. Ta plaża, czysty piasek i zapach morza. Nie pochwalam postępowania Prewettów, również mam wrażenie, że to ostatni rok gdy na ich festiwalu pojawią się inne szlachetne rody. W przyszłym roku znajdziemy tam tylko brud i mugolaki - odpowiedziałam ostro.
Naprawdę nie rozumiałam postępowania niektórych rodzin. Czy nie potrafili zrozumieć, że czarodzieje powinni trzymać się razem? Powinniśmy zabrać o to, abyśmy nie musieli chronić swoich domostw przed mugolami, abyśmy mogli spokojnie i bez ukrywania się przemierzać ulice naszego Londynu. A oni nie dość, że nie walczyli o naszą pozycję na świecie, to jeszcze pozwalali na to, przez swoje kontakty i zainteresowania, aby mugolski świat wchodził do naszego azylu.
- Jednakże chętnie się tam z tobą pokażę. To byłoby nieuprzejme nie skorzystać z zaproszenia, nawet jeśli nasze zdanie o nich nie jest najlepsze - dodałam jeszcze. - Po za tym możemy miło spędzić tam czas. Nie miałeś okazji w zeszłym roku złapać mojego wianka.
Delikatny uśmiech pojawił się na mojej twarzy, a potem korzystając z chwili ciszy rozejrzałam się po okolicy. Coś złotego zaszeleściło za bujną roślinnością w głębi lasu, akurat w momencie gdy Cyneric zadawał kolejne pytanie.
- Widziałam tam - wskazałam delikatnie miejsce. - Coś ciekawego. A mój ojciec mówi, że lepiej. To samo potwierdza uzdrowiciel, ale nie wiem na ile to co mówi uzdrowiciel jest wymuszone przez ojca. Wierzę jednak, że jest lepiej. Wygląda lepiej, nabrał koloru, apetytu. Bardzo się o niego martwiłam.


Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamień
Rozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Leśny park niespodzianek - Page 2 DByCxa2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t649-rosalie-yaxley https://www.morsmordre.net/t696-smuzka#2194 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3552-skrytka-bankowa-nr-174#62683 https://www.morsmordre.net/t955-rosalie-yaxley
Re: Leśny park niespodzianek [odnośnik]23.12.18 23:48
Kobiety były delikatne z definicji - żadne protesty nie zmieniłyby wieków tradycji hołdującej patriarchatowi. Rola czarownic była powszechnie znana, jednokierunkowa zresztą. Cyneric nie miał problemów z faktem, że Rosalie pragnęła uznania w rezerwacie jednorożców Parkinsonów ani że uważała siebie za silną jednostkę, jednakże fakt pozostawał faktem: również i ona składała się z wielu słabości. Ostatnio nie czuła się najlepiej to było doskonałym dowodem na to, że ciężej było jej znieść konsekwencje wypełniania obowiązków przez bliskie osoby. Yaxley martwił się o nią do tego stopnia, że postanowił poradzić się niemal całkowicie obcej lady. To chyba dobrze, skoro półwila odzyskiwała pełnię sił. Wreszcie mogli razem stanąć na własnych nogach - silni, zdeterminowani oraz nieprzejednani. Tacy powinni być spadkobiercy ziem Cambrigeshire; wywalczonych orężem i krwawymi wojnami. Dorównywać swoim przodkom w walce do pary z niezłomnością. Powstawać dumnie po każdej porażce lub zbierać siły na kolejne zwycięstwa, najczęściej okupione wytężoną, niekiedy wręcz katorżniczą pracą.
Rosie winna o tym wiedzieć, lecz nie dziś. Dzisiaj oboje zostali zwolnieni z oków odpowiedzialności za wojenne decyzje protoplastów rodu. Odpoczynek był jedynym, co powinno im tego dnia przyświecać. Cynericowi przyświecało. Miał skrupulatnie ułożony plan na dzisiejsze popołudnie, który powoli, chociaż z leniwym ociąganiem odwlekał w czasie. Przyjemnie było spacerować z żoną wśród nieznanej dotąd głuszy - bowiem nie mogli ograniczać się jedynie do bagiennych terenów Fenland, każda przyroda w swym pięknie była warta zapamiętania. Także ta otaczająca Yaxley'ów w parku. Urokliwy charakter Cliodny urzekał go niezmiernie, chociaż z Traversami nie było im ostatnio po drodze.
- Dla ciebie będę uważnie wypatrywał. Na pewno uda nam się jednego pogłaskać - obiecał, chociaż nie mógł mieć stuprocentowej pewności. Wiedział jedynie, że zrobi wszystko, żeby jego żona z przyjemnością wspominała ich wspólny wypad do Norfolk. Blondyn miał nieodparte wrażenie, że nadmorskie powietrze dobrze zrobi chorowitej półwili. Tak samo jak widok wielu pięknych przedstawicieli magicznej fauny, w tym memortka skrytego w gęstwinie drzew. Jednakże to nie on był dzisiejszą główną atrakcją, zatem arystokrata poprowadził kobietę dalej, ku kolejnym alejkom. - Niestety Prewettowie nie szanują tradycji przodków, ślepo biegnąc ku zgubie. I niestety zaciągną Weymouth ze sobą, nad czym szczególnie ubolewam - odpowiedział na słowa Rosalie, pochmurniejąc nieco. Wszakże to była jego rodzina, chociaż wyklęta, to zawsze myśląc o Dorset przed oczami Cynerica stawała jego matka. Jeszcze za czasów kiedy była szczęśliwa. - Napawajmy się tymi ostatnimi chwilami. Może kiedyś gospodarze ockną się lub pójdą na dno wraz ze szlamem, który sobie tak ukochali. Wtedy czarodzieje na nowo zadbają o to piękne miejsce - dodał na zakończenie, chcąc urwać temat w przyjemnym tonie. Nie przybyli tutaj dla smutku, lecz dla radości wspólnie spędzanego czasu. - Na szczęście tym razem to nadrobię - rzucił z delikatnym uśmiechem. Wcześniej wianek Rosie łapali inni adoratorzy, jemu zaś trafiały się szlachcianki bez polotu, lecz Yaxley nie przeciwstawiał się tradycji oraz woli nestora. Wtedy utrzymywali z Prewettami sojusznicze relacje.
Podążył wzrokiem za ręką czarownicy, wpatrując się w krzewy przed nimi. Pokiwał głową, na chwilę zawieszając temat odnośnie lorda Fortinbrasa. Kucnął, dając żonie znak, że powinni zachowywać się cicho. To był on - biało-złoty jeleń. Wpatrywał się w nich wielkimi oczami, przestraszony, ukryty listowiem. Cyneric wyciągnął do niego rękę, zbliżając się powoli. Sięgnął po element niespodzianki, która została tym samym odkryta - do koszyka, z którego wyjął kawałek jedzenia. To ono sprawiło, że zwierzę nie uciekło w popłochu. - Możesz się zbliżyć, powoli. Bez gwałtownych ruchów - wyszeptał, zachęcając półwilę do podejścia. Byli już naprawdę blisko magicznego stworzenia.



Sanguinem et ferrum potentia immitis.

Cyneric Yaxley
Cyneric Yaxley
Zawód : treser trolli
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
There is a garden in her eyes, where roses and white lilies flow.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3851-cyneric-yaxley https://www.morsmordre.net/t3906-bagienna-poczta#73780 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3907-skrytka-nr-974#73782 https://www.morsmordre.net/t3908-cyneric-yaxley#73784
Re: Leśny park niespodzianek [odnośnik]19.01.19 21:40
Zdecydowanie nam się ten odpoczynek przyda. Wszakże nie można żyć tylko zamartwianiem się o przyszłe czasy. Trzeba również korzystać z życia, umieć cieszyć się chwilą u boku ukochanej osoby. Przy moim mężu świat stawał się inny, a ja starałam się być silna i stawiać czoła codzienności. Chociaż nie mogłam powiedzieć, że było łatwo. Tym bardziej ostatnio. Ani że będzie łatwiej, bo nie będzie. Dlatego, póki mamy tę chwilę spokoju, to należy ją w pełni wykorzystać. I nie tylko ja byłam chyba tego zdania, mój mąż wyczuł to dobrze, w odpowiednim momencie proponując wspólną wyprawę. Momentami zastanawiałam się, czy i inne małżeństwa tak postępują? Uciekają wspólnie w odległe miejsca, aby móc zapomnieć o rzeczywistości, nacieszyć się chwilą i wrócić do życia naładowani nową energią? Nie byłam tego taka pewna. Dlatego cieszyłam się, że my tak postępujemy.
Wierzyłam obietnicą Cynerica, kiwnęłam głową na jego słowa wierząc, że uda mu się spełnić swoje słowo. A jeśli nie, bo zdawałam sobie sprawę z tego, że może mu się nie udać, to przecież nic się nie stanie. Pośmiejemy się i radośnie wrócimy do domu. Albo będziemy kontynuować naszą wyprawę, przecież nie wiedziałam co jeszcze dla mnie przygotował.
- To przykre, że tak się dzieje. Marnują siebie i swoje ziemie - odpowiedziałam na jego słowa.
Chociaż mi osobiście ten ród nigdy szczególnie bliski nie był, tak wiedziałam, że dla mojego męża jest to dość poważna sprawa. I czy chciał czy nie, tak była to jego rodzina, jego korzenie i tego z krwi nigdy się nie pozbędzie. Na szczęście psychicznie, fizycznie i mentalnie był bardziej Yaxley’em. Przez nas został wychowany, podziela nasze poglądy i nie musiałam się martwić, że nagle zmieni mu się światopogląd. Nigdy bym tego nie przeżyła.
- Nie wiem czy się ockną. Są zbyt zaślepieni miłością do mugoli i mugolaków. Zadają się z tymi odmieńcami, jakby byli na równi. Odrażające. Ale masz rację, tereny mają piękne i należy to przyznać. Chętnie się nimi z tobą nacieszę.
Zmieniając temat na mojego ojca i na zwierzynę którą dostrzegłam w gąszczu liści zakończyliśmy temat Prewettów i ich dziwacznych poglądów. Miałam teraz ciekawsze rzeczy na głowie, jak na przykład obserwacja ukochanego gdy dla mnie próbuje podejść jelenia. Zaśmiałam się cicho na wyciągnięty zza krzaków kosz z jedzeniem, nie mogłam mu odmówić cwanego podejścia do sprawy i sprytu. Na jego zachętę prychnęłam żartobliwie.
- Mężu mój, przecież wiem - odszepnęłam. - To ja tu oswajałam jednorożce, prawda?
Powoli minęłam męża z wyciągniętą ku zwierzęciu dłonią. Podchodziłam delikatnie do niego, byle tylko go nie spłoszyć, ale z wyczuwalną pewnością siebie. W końcu nawet jednorożce, kiedyś, się mnie nie bały i potrafiłam się z nimi dogadać. Jeleń na szczęście nie uciekł, a ja palcami mogłam musnąć jego pięknego poroża i dotknąć sierści na głowie.
- Przepiękny - stwierdziłam z zachwytem. - Zobacz jaki piękny, kochanie.
Odwróciłam się w stronę męża, chciałam by i on mógł go dotknąć i podejść jeszcze bliżej, ale najwyraźniej mój ruch był zbyt gwałtowny albo wystraszył się czegoś innego, bo nagle poczułam, że moje palce już nie dotykają jego sierści. A gdy się z powrotem odwróciłam w jego stronę już czmychał w zarośla.
- Oh nieee - jęknęłam.
Wzięłam głębszy wdech nie ukrywając niewielkiego zawodu, ale zaraz spojrzałam na męża, podeszłam do niego i przytuliłam do jego ramienia.
- To było bardzo sprytne z tym koszykiem, gdyby nie ty, to na pewno nie udałoby mi się go dotknąć. Dziękuję - spojrzałam na niego lekko unosząc głowę do góry. - Czy reszta koszyka skrywa już jedzenie przeznaczone dla nas? Czy planujesz zachęcić na nie jeszcze jakieś inne zwierzę?


Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamień
Rozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Leśny park niespodzianek - Page 2 DByCxa2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t649-rosalie-yaxley https://www.morsmordre.net/t696-smuzka#2194 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3552-skrytka-bankowa-nr-174#62683 https://www.morsmordre.net/t955-rosalie-yaxley
Re: Leśny park niespodzianek [odnośnik]31.01.19 14:36
Dzień prezentował się nadzwyczaj przyjemnie, za to towarzystwo małżonki działało na Cynerica prawdziwie odprężająco. Nareszcie mogli odgonić troski, chociaż rozmowa o wyłamujących się z arystokratycznej jedności rodów nie napawała ani optymizmem, ani spokojem. Po prostu nie mógł pojąć tego, jak można było odrzucić lekką ręką coś tak wspaniałego jak wieloletnie tradycje oraz magię, jaką parali się od zarania dziejów. Oczywistym było, że ingerencja mugoli w ich środowisko wyprze zdolności czarodziejów i było to kwestią czasu. Wzdrygnął się z niesmakiem na podobne wizje - nie takiego świata pragnął dla Rosalie, dla ich dzieci oraz Yaxley'ów. To stanowiło w tamtym momencie największą bolączkę blondyna, jednakże również ją starał się odrzucić na boczny tor. Nie powinni o tym dywagować, nie w dzień, w którym zdecydowali się na odpoczynek w swoim towarzystwie. Pomimo przykrego tematu jaki wkradł się do konwersacji, Cyneric pozostawał pogodny. Cieszył się spacerem - bujną przyrodą, zachwycającą fauną oraz promieniami letniego słońca, które wyjrzało wreszcie zza anomalii powodujących śnieg w czerwcu.
- W końcu się ockną, lecz wtedy będzie za późno - westchnął, być może po raz kolejny dzisiejszego dnia. Niestety przyszłość zdeprawowanej arystokracji nie przedstawiała się zbyt kolorowo, co późniejsze spotkanie w Stonehenge miało tylko potwierdzić. Jednakże ono wydawało się w tamtym czasie zbyt odległe, żeby Yaxley przejmował się jeszcze nim. - Cieszą mnie twoje poglądy - przytaknął z większą energią niż wypowiadał poprzednie zdanie. To skarb mieć rozumną żonę bez zgubnych ideałów. Oczywiście nigdy nie nakazałby jej udziału w wojnie, lecz fundamenty wojowników również powinny być silne. Kobieca ckliwość mogłaby je zrujnować, chociaż im to na szczęście nie groziło. Właśnie dzięki takiej postawie. Pewnej siebie, radykalnej i zdecydowanej. - Mimo wszystko chciałbym, żeby ta opinia nie wpływała na twój obraz tego święta oraz całego Weymouth. Raduj się nawet z drobnych rzeczy - poprosił, nie żądał. Dlatego, że chciał widzieć ją uśmiechniętą i zadowoloną, nie zaś rozmyślającą nad sojuszami lub zgubą innych rodów. To tamci będą się martwić, nie oni.
Oni mieli przed sobą prawdziwego, biało-złotego jelenia, który całkiem pochłonął uwagę Cynka. Podszedł go dość zgrabnie, wszakże jedzenie zawsze działało na zwierzęta - należało jedynie podać je w najlepszej, najspokojniejszej formie. Co też uczynił. Uśmiechnął się. - Ależ oczywiście moja droga, czymże jest moje doświadczenie wobec twojego - odparł równe cicho, oczywiście żartobliwie. Nie wątpił w zdolności Rosie jeśli chodziło o oswajanie różnych przedstawicieli magicznej fauny.
Z odległości obserwował zachwyt nad tym stworzeniem; miał już mówić, żeby się nie obracała, lecz nie zdążył. Jeleń uciekł w zarośla, zaś Cyneric podniósł się wyprostowany. - Nie płacz, udało ci się go pogłaskać, to wielki wyczyn - stwierdził jeszcze nim Rosie oplotła jego ramię. Ucałował czubek kobiecej głowy. - Planowałem obłaskawić taką jedną półwilę - zażartował w trakcie nadawania kierunku ich spacerowi. Aż dotarli do urokliwej polany zapełnionej zieloną trawą oraz kwieciem. Szybko rozłożył koc, na którym ułożył koszyk i zachęcił żonę do zajęcia miejsca. - W kółko jemy w jadalni albo na tarasie, pomyślałem, że możemy zażyć trochę odmiennych zwyczajów - stwierdził, ponieważ lady Yaxley prawdopodobnie była zdziwiona faktem, że jednak posiłek będzie odbiegał od szlacheckich standardów. On z kolei uważał, że nie robili niczego złego, zwłaszcza, że byli sami w ogromnym parku.



Sanguinem et ferrum potentia immitis.

Cyneric Yaxley
Cyneric Yaxley
Zawód : treser trolli
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
There is a garden in her eyes, where roses and white lilies flow.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3851-cyneric-yaxley https://www.morsmordre.net/t3906-bagienna-poczta#73780 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3907-skrytka-nr-974#73782 https://www.morsmordre.net/t3908-cyneric-yaxley#73784
Re: Leśny park niespodzianek [odnośnik]05.03.19 21:30
Chociaż przybyliśmy tutaj aby się odprężyć, to ostatnie wydarzenia i te, które się powoli zbliżały, sprawiały, że nawet w tym momencie nie mogliśmy przestać rozmawiać o polityce i aktualnej sytuacji w magicznym świecie. Cieszyłam się, że mój mąż jest w stanie poruszyć ze mną te tematy, jest ciekawy mojej opinii, a ja mogę ją mu przedstawić. Dobrze przecież wie, że polityka niegdyś była mi bliska, a pasja nie odchodzi od człowieka tak szybko. Chociaż byłam już żoną, zapewne niedługo będę i matką, to nie oznaczało, że miałam porzucić wszystkie swoje zainteresowania. Dlatego tym bardziej było mi bardzo miło, że Cyneric chciał ze mną rozmawiać, ponieważ wiedziałam, że wiele osób uważa, że kobietom nie wypada, nie powinny i nawet jeśli je to interesuje, to powinny trzymać język za zębami i tylko ładnie się uśmiechać by pięknie wyglądać.
- Gdyby to tylko było takie proste, mój drogi - odpowiedziałam z cichym westchnieniem. - Aczkolwiek obiecuję zrobić wszystko co w mojej mocy, by nie zawracało mi to więcej głowy.
Nie byłam do końca pewna czy uda mi się spełnić swoją obietnicę w stu procentach, ale przecież dla swojego męża byłam w stanie zrobić wszystko. Tak jak każda kobieta, która kocha z całego swojego serca. Miło było więc skończyć już ten temat i skupić się na bardziej przyjemniejszych rzeczach. Bo Yaxley’e to nie tylko radykalni wojownicy, ale czarodzieje, którzy czują bliskość z naturą i magicznymi stworzeniami, które to nas otaczały. Dlatego obecność złotego jelenia oraz fakt możliwości obcowania z nim tak dobrze wpłynął na mój nastrój. Zaraz wszystkie troski się gdzieś ulotniły i pozostała sama radość z aktualnej sytuacji, nawet gdy zwierze czmychnęło w głąb zarośli i miałam go już więcej, przynajmniej dzisiaj, nie zobaczyć.
Te czułe gesty sprawiały mi ogromną przyjemność. Delikatnie przymknęłam oczy gdy tylko jego usta spoczęły na czubku mojej głowy, a na twarzy pojawił się uśmiech. Swoimi słowami sprawił mi ogromną radość oraz rozbawił mnie na tyle, że z moich ust wydobył się szczery śmiech.
- Obłaskawić półwilę? - uniosłam wzrok ku niemu. - Twoja półwila jest w pełni oswojona i nastawiona ku tobie pozytywnie. Myślisz, że da się jeszcze bardziej?
Byłam jego półwilą, jego żoną i kobietą i póki będzie dla mnie dobry i mnie nie skrzywdzi mógł w pełni liczyć na moje wsparcie i szczere uczucie. A póki co nie zapowiadało się, jakoby miało być inaczej. Dlatego mógł być o to spokojny.
Zachwyciłam się piękną polaną, aczkolwiek naprawdę nie spodziewałam się, że mój mąż sam rozłoży kocyk i zadecyduje, że dzisiejszego dnia będą jedli siedząc na ziemi. Nie chcąc psuć mu jednak planów podałam mu dłoń i z jego pomocą usiadłam na ziemi. Dłonią dotknęłam rosnących dookoła kwiatów i wysłuchałam jego wyjaśnień.
- Cieszę się, że dbasz o to, aby w nasze życie nie wkradła się zbytnia rutyna. Przypominają mi się przez to dawne czasy, jak z Darcy przesiadywałam na kocu w ogrodzie i ukryte pomiędzy krzewami róż czytałyśmy powieści całymi popołudniami - wspomniałam młodzieńcze lata. - Z miłą przyjemnością zjem z tobą posiłek w taki sposób. Powiedz mi tylko jeszcze co przygotowałeś, tak ładnie pachnie, na pewno będzie pyszne. Posiłek na świeżym powietrzu zawsze smakuje lepiej.
Również uważałam, że nie ma w tym nic złego. Ba! Cyneric zdecydowanie dzisiejszego dnia zaplusował za swoją kreatywność i chęć zrobienia czegoś co mogło wykraczać poza jego strefę komfortu. Miałam szczerą nadzieję, że bawił się dzisiejszego dnia równie dobrze co ja.


Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamień
Rozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Leśny park niespodzianek - Page 2 DByCxa2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t649-rosalie-yaxley https://www.morsmordre.net/t696-smuzka#2194 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3552-skrytka-bankowa-nr-174#62683 https://www.morsmordre.net/t955-rosalie-yaxley
Re: Leśny park niespodzianek [odnośnik]21.02.20 23:01
| 14 kwietnia

To był piękny, nie! Najpiękniejszy wiosenny dzień, jaki można było sobie wymarzyć. Aż chciałoby się śpiewać i tańczyć, tańczyć i śpiewać! Gwen nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Zmierzała właśnie, na spotkanie, które miało na zawsze zmienić jej życie, w dłoni ściskając list, który rano przyniosła jej biała sowa.
Była przed czasem. Właśnie zmierzchało, gdy pojawiła się w parku. Wysiadła z Błędnego Rycerza, biorąc głęboki oddech. Na sobie miała delikatną, pastelowo zieloną sukienkę w drobne groszki. Mimo trwającej wojny, różdżka (wyjątkowo) spoczywała w niewielkiej torebeczce, a dziewczyna szła przed siebie, rozglądając się wokół i szukając wzrokiem tego niezwykłego człowieka, który postanowił się z nią spotkać.
Co rusz zerkała na list, jakby wypisane na nim słowa miały powiedzieć jej coś więcej o swoim wspaniałym adoratorze. Och, Stokrotko! To było tak urocze słowo. Zapragnęła, aby człowiek, który nazwał ją w tak wspaniały sposób powtarzał je każdego ranka, każdego popołudnia i każdego wieczora, tuż nad jej uchem.
Była podekscytowana, ale i nieco zdenerwowana zarazem. Co, jeśli jednak mu się nie spodoba? Co, jeśli jednak po prostu nic z tego nie będzie? Ta myśl, z niewiadomych przyczyn, napawała ją lękiem. Przecież nawet nie wiedziała, z kim ma się spotkać! Nigdy nie widziała jego twarzy, znała go tylko poprzez sowę, list i jakże piękny charakter pisma. I zapach. List czymś pachniał. To chyba… chyba była łąka. I farby olejne. Och, czyżby ten człowiek był malarzem?!
Wdychała zapach listu, wdychała wieczorne, rześkie powietrze, raczej krążąc, niż idąc. Zachwycona wieczorem i podekscytowana nie była w stanie iść prosto, co chwilę przystając, czy zmieniając kierunek, gdy – zachwycona listem – zapominała po raz kolejny, skąd przyszła i w ogóle dokąd zmierzała. Nie myślała o tym, czy rozpozna nieznajomego. Miała poczucie, że gdy tylko go ujrzy po prostu będzie w i e d z i a ł a.
W pewnym momencie zza pobliskiego krzaczka wyszedł młodziutki, jeszcze nieszczególnie duży jelonek, błyszcząc w półmroku ślepiami. Mimo zmierzchu, Gwen zauważyła jego nietypowy kolor sierści i uśmiechnęła się szeroko, robiąc nieco zbyt gwałtowny ruch. Zwierzę zastrzegło uszami i natychmiast ponownie zniknęło w gęstwinie parku.
Och, to stworzenie! Musiało być zwiastunem dobrej nowiny! To na pewno będzie wyjątkowy, wspaniały wieczór. Tylko… gdzie jest ON? Gdzie autor tego niezwykłego listu, który na miejsce spotkania wyznaczył tak wspaniały park? Rozglądała się wokół, próbując odnaleźć obiekt swoich westchnień, doskonale wiedząc, że ten, kogo ujrzy, będzie po prostu doskonały.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Leśny park niespodzianek [odnośnik]23.02.20 11:56
To był wyjątkowy dzień... To znaczy wyjątkowy stał się w momencie, w którym na moim oknie wylądowała nieznajoma, biała sowa, a ja odebrałem od niej krótką wiadomość. List od tajemniczego wielbiciela, który sprawił, że jakby... zachciało mi się żyć? Ostatnich kilkanaście dni było dla mnie istną katorgą, czułem się po prostu beznadziejnie, psychicznie i fizycznie, nie odpisywałem na wiadomości, nie wychodziłem z pokoju, właściwie jeśli nie musiałem (a nie musiałem wcale) nie wyściubiałem nosa poza krawędzie kołdry; wegetowałem, podlewając zniszczone gardło alkoholem. Właściwie gdyby nie Łapserdak, który sukcesywnie wynosił z mojego pokoju puste butelki, a czasem nawet pokusił się o wpuszczenie do wnętrza trochę światła i świeżego powietrza, chyba bym tam zdechł, udusił się od papierosowego dymu, albo utonął gdzieś w gąszczu śmieci. Mój skrzat okazał się równie pomocny także dzisiaj, kiedy nagle przypomniałem sobie, że życie może być piękne, wystarczy tylko... no właśnie, co? Trochę wychodziło na to, że miłość jest lekiem na całe zło, może nawet silniejszym niż alkohol, bo ten lałem w siebie od początku miesiąca i nie czułem wyraźnej różnicy, a wystarczył jeden krótki liścik od tajemniczego wielbiciela i mógłbym zacząć śpiewać i tańczyć; mógłbym, gdybym miał trochę więcej siły. W każdym razie z pomocą Łapserdaka ogarnąłem się w mig i kiedy spojrzałem na swoje odbicie w lustrze, musiałem przyznać, że odwalił kawał dobrej roboty - odzienie miałem eleganckie i czyste, ciemny garnitur, koszula w stokrotki i wyczyszczone buty; włosy w charakterystycznym, artystycznym nieładzie i tylko twarz nosiła ślady przemęczenia, policzki bledsze niż zwykle, oczy okrążone cieniem oraz spojrzenie przepełnione smutkiem, tak innym od tego, który zalegał tam na co dzień, znacznie bardziej intensywnym.
Łapserdak odstawił mnie także na umówione miejsce, właściwie chciał zostać i doglądać wszystkiego z ukrycia, ale dałem mu kategoryczny zakaz i rozkazałem wracać do Rudery. Właściwie gdyby to wszystko okazało się jakimś spiskiem, i bym tutaj zdechł, to przynajmniej miałbym spokój... Nie, nie chciałem dzisiaj tkać czarnych scenariuszy; w Nowy Rok wszedłem z kopyta, a moja twarz na nowo zagościła na okładce Czarownicy, więc właściwie mogłem mieć jakieś fanki czy inne tajemnicze wielbicielki, głodne uwagi CELEBRYTY, huehuehue. Zawsze trochę bawi. Niemniej żegnam się ze skrzatem, czekając aż zniknie z głośnym trzaskiem i ruszam przed siebie w bliżej nieokreślonym kierunku; wiedziałem, że jeśli w końcu natknę się na swoją tajemniczą wielbicielkę, to od razu będę wiedział. W istocie tak właśnie było, bo w końcu dostrzegłem zbyt znajomą sylwetkę, zbyt znajomą rudą czuprynę i zbyt znajome niebieskawe ślepia, błyszczące soczystą zielenią. Kolana się pode mną uginają, a serce bije tak mocno, że przyspiesza nawet oddech. Gwendolyn Grey była chyba ostatnią osobą, której się tu spodziewałem, bo przecież niejednokrotnie okazywałem jej względy, a ona odrzucała mnie w taki sposób, że nawet nie umiałem się gniewać. Z drugiej strony nagle wszystko nabrało jakby większego sensu - list pachniał podobnie do jej skóry, farbami i kwiatami; nazwała mnie Stokrotką, być może w nawiązaniu do tej nieśmiertelnej koszuli, która i dzisiaj otulała moje ramiona; na miejsce spotkania wyznaczyła iście malowniczy park; jak teraz o tym myślę to te drobne wskazówki mogły dać mi do myślenia. Mrugam kilka razy, zbliżając się do dziewczyny.
- Gwen, ja... nie wiem co powiedzieć - dużo słów cisnęło mi się na język, ale nie chciałem być zbyt bezpośrednim, postanowiłem więc poczekać aż ona wyjaśni mi, co tu się właściwie dzieje.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Leśny park niespodzianek [odnośnik]25.02.20 22:20
Gdy go zobaczyła, wszystko nagle wydało się oczywiste. Przecież nie mogło być inaczej. Któż inny mógłby wysłać jej list? Któż inny mógłby ją tak nazwać? Tylko Johnatan, to było jasne jak słońce.
Usta Gwen mimowolnie uchyliły się w niemym zachwycie, gdy zauważyła sylwetkę przyjaciela idącego w jej stronę. Zrobiła w jego stronę pół kroku, więcej po prostu nie będąc w stanie. Miała wrażenie, że jej nogi zmieniły się w watę cukrową, która za chwilę przestanie utrzymywać ciężar jej ciała.
Jakiż on był wspaniały! Czemu dostrzegła to dopiero dzisiaj? Johnatan Bojczuk był przecież dla niej stworzony. Artysta, malarz, bratnia dusza i wierny przyjaciel, który od dawna okazywał jej względy. Dlaczego bezustannie mu odmawiała? Z głowy Gwen wyparowały wszystkie racjonalne powody, które wcześniej nie pozwalały jej się zadurzyć w przyjacielu. Zapomniała, że Johnatan umawia się z połową Londynu. Że nie interesują go ani konwenanse, ani stabilność. Że chociaż jest dobrym przyjacielem to niekoniecznie sprawdziłby się w roli pewnego oparcia, jakim – w poczuciu Gwen – powinien być mężczyzna. Z pamięci jakby wyparował jej ostatni wyjec, który Bojczuk dostał w jej łazience, czy poprzednia, posylwestowa próba pocałowania jej w trakcie spotkania w domu jego matki.
Widziała za to dobrze znany, ciepły wyraz twarzy. Smutne – jak zawsze smutne – i najpiękniejsze z oczu. Tą czuprynę, w którą tylko miała ochotę zanurzyć palce i koszulę w stokrotki, o której istnieniu ostatnio niemal zapomniała, a która przywodziła jej na myśl same dobre wspomnienia. Wypuściła z ust powietrze, uświadamiając sobie, że cała drży. Odkrycie niewątpliwej miłości do Johnatana Bojczuka wywołało u dziewczyny falę emocji… i wszystkie z nich wydawały się absurdalnie pozytywne.
Johny… oczywiście, że to byłeś ty – powiedziała, gdy już się do niej zbliżył, wyciągając ku niemu dłoń. Na więcej nie mogła się zdobyć. – Jak mogłam być taka głupia. Ja… ja… przepraszam. – Głos malarki drżał delikatnie.
Nie wiedziała, co powinna powiedzieć bądź zrobić. Johnatan na pewno miał jej za złe te wszystkie, okrutne odmowy. Czy zgodzi się jej wybaczyć? Czy da jej jeszcze jedną szansę? List był podpowiedzią, że tak, ale… przecież teraz, gdy ją ujrzał, mógł zdecydować inaczej. A może się po prostu pomylił? Chciał wysłać list do innej? Zadrżała w duszy na tę myśl. To byłoby tak okrutne!
Miała wrażenie, że do tej pory była częścią jakiejś farsy, jakiegoś okrutnego, magicznego przedsięwzięcia, które ją zaślepiało i nie pozwalało dostrzec tej jedynej, prawdziwej miłości. List jakby zerwał jej klapki z oczu, w końcu pozwalając widzieć pradę.
Przełknęła głośno ślinę.
Nie powinnam ci odmawiać. Nigdy – powiedziała, a w jej głosie pobrzmiewało poczucie winy. – Ani zmieniać cię w tę głupią gęś. Och, Johny…!
…odbij mnie na tylu prześcieradłach, ilu tylko chcesz – przeszło jej przez myśl, choć słowa nie chciały wydobyć się z jej półotwartych ust. Prawa dłoń dziewczyny, mimowolnie, delikatnie dotykała piersi Johnatana.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042

Strona 2 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Leśny park niespodzianek
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach