Wydarzenia


Ekipa forum
Trakt kolejowy
AutorWiadomość
Trakt kolejowy [odnośnik]02.05.15 3:52
First topic message reminder :

Trakt kolejowy

Przez Dolinę Godryka przebiega trakt kolejowy, który pokonywany jest przez Hogwart's Express, pociąg dowożący uczniów do Hogwartu. Jeśli wierzyć mieszkańcom Doliny, dźwięk nadjeżdżającego pociągu słychać jednakże nie tylko dwa razy do roku - nikt jednak nie wie, po co, ani dokąd, Express przejeżdża przez ten obszar.
Sam trakt wygląda staro, niepozornie, jest to jednak najprawdopodobniej iluzja, która ma go uczynić nieatrakcyjnym dla mugoli.


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 05.10.19 21:31, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Trakt kolejowy - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Trakt kolejowy [odnośnik]06.09.19 23:52
The member 'Clarence Waffling' has done the following action : Rzut kością


'k10' : 4
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Trakt kolejowy - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Trakt kolejowy [odnośnik]07.09.19 7:43
Podekscytowany zbliżającym się Nowym Rokiem tłum rozdzielił go na moment z Gabrielem; stracił go z oczu, ale nie martwił się, pewien, że Tonks odnajdzie swą drogę do szczęśliwości. Lub do sylwestrowej zabawy, która zdawała się przyciągać elitę czarodziejskiego społeczeństwa. Benjamin od razu, gdy znalazł się na terenie wokół torów, dostrzegł twarze bliższych lub dalszych znajomych. Każdemu z nich pomachał, lecz swe kroki skierował prosto ku Hannah, zachodząc ją od tyłu, kręceniem głowy dając znać jej rozmówcom, by nie wszczynali niepotrzebnego alarmu. Gdy znalazł się już za młodszą siostrą, objął ją w pasie i przytulił, kładąc krzaczastą (i nieco już zaśnieżoną) brodę na jej ramieniu. - Szczęśliwego nowego roku - powitał wszystkich, zezując na profil Hannah, by zorientować się, czy ta zaraz miotnie w niego upiorogackiem czy też wykona widowiskowy kopniak w tył. Uczył ją tego sam, przekazując podstawy dziewczęcej samoobrony, samobójczo wskazując słabe punkty męskiego agresora, który unieruchomiłby ją w podobny sposób. Ale na Merlina, nie mogła przecież wykorzystywać tej wiedzy przeciwko ukochanemu bratu. Nawet jeśli jakiś czas temu doszło pomiędzy nimi do pewnej sprzeczki. - Co tam, Brendan? - łypnął na rudzielca przyjaźne, przesuwając spojrzenie na Jackie, którą bardziej zainteresowała jakaś zaginiona portmonetka albo inna kosmetyczka. Nigdy nie rozumiał kobiet. - No, w końcu wyglądasz jak człowiek - uśmiechnął się do Tonks, mierząc ją od stóp do głów: zdecydowanie lepiej wyglądała w spódnicy niż w obrazoburczych spodniach, które zaburzały proporcje kobiecej sylwetki. Potarmosil jeszcze włosy przebiegającemu gdzieś obok małemu Macmillanowi i znów skoncentrował się na Hannah, wspaniałomyślnie przestając więzić ją w niedźwiedzim uścisku. Przystanął jednak obok niej, śmiało spoglądając na zarumienioną nieco twarz - śmiało i zarazem z nadzieją na to, że brunetka przemyślala swoje zachowanie i przestanie się boczyć. Ponad jej ramieniem puścił też oczko do Charlene, ciekawy, czy siostra zdołała już rozpuścić jakieś dramatyczne i nie mające nic wspólnego z rzeczywistością plotki na temat ich drobnego nieporozumienia.


| dzięki szampanowi mam dziś szczęście na I poziomie!


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Trakt kolejowy - Page 4 Frank-castle-punisher
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Trakt kolejowy [odnośnik]07.09.19 11:51
Upojenie eliksirem nie mijało, dudniło w uszach, zagłuszało pewne bodźce z namiotu, gdy z niego wybiegała, ale inne wręcz przeciwnie, wzbogacało ciepłą otoczką, zachowywało echo śmiechu, sprawiało, że wokół wszystko było lepsze, cieplejsze. Jak we śnie. Zanim zdążyła wypaść zza płachty i przydybać chłopaka, który, co było pierwszą myślą pojawiającą się w jej głowie, ukradł jej portmonetkę z pieniędzmi przeznaczonymi na dzisiejszą zbiórkę, obejrzała się po raz ostatni na Brendana, oczami ufnymi od niepohamowanego wyznania. Później kilka osób minęło ją w wejściu, ale ona była już zbyt zaaferowana swoją zgubą, by mogła zająć się wymianą grzeczności. Widziała Charlene, a potem sylwetka Bena nie mogła ujść jej uwadze. Uwagę całkiem już skupiła na chłopaku, bo mężczyzną nazwać go nie mogła, marszcząc gniewnie brwi, gdy usłyszała jego ton. Bezczelny.
Ukradłeś mi ją? Uważaj lepiej, bo teraz będę cię miała na oku – chciała to szybko załatwić, zapachy amortencji, którymi wciąż pachniał jej kieliszek, ciągnęły ją w stronę jednej sylwetki stojącej w ciepłym namiocie. Nie chciała tu spędzić czasu więcej, niż było to potrzebne. – Może byłam, może nie – burknęła, zabierając mu natychmiast portfel i zaraz zaglądając do środka. Przeliczyła pieniądze, zerkając na chłopaka nieufnie. Wszystko się zgadzało. Obejrzała ją dokładnie. Była nieco mokra, ciemne plamy brzydko odznaczały się na karminowym materiale, płatki śniegu topniały przy jej skórze. Nieco ją to uspokoiło. – Nie przewiduję znaleźnego, ale oddam dodatkowego sykla na zbiórkę za twoją pomoc. Dzięki – skrzywiła się nieco. Za szybko go oceniła, przecież nie wyglądało na to, żeby była ukradziona. Ale on wcale nie dawał dobrego pierwszego wrażenia. Już miała odwrócić się i wrócić do środka, do Brena, Hani i Just, kiedy usłyszała znów jego głos. Znała to zdanie. Enigmatyczny list od Proroka Codziennego nie do końca był dla niej jasny, jego treść opisana była w sposób pokrętny, ale przeczytała go kilka razy, dokładnie analizując słowo po słowie, żeby dokładnie zapamiętać, co miał jej do przekazania. Popatrzyła na chłopaka spojrzeniem nieco łagodniejszym niż wcześniej, uważnym, próbującym dotrzeć do sensu zdania. - … choć nam osobiście bardziej podoba się "Wypędzić ghula".
To tajny szyfr? I gdzie mógł on ją zabrać?



pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Trakt kolejowy - Page 4 7sLa9Lq
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5414-jackie-rineheart#122455 https://www.morsmordre.net/t5418-kluska-jackie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5423-skrytka-bankowa-nr-1349 https://www.morsmordre.net/t5424-jackie-rineheart
Re: Trakt kolejowy [odnośnik]07.09.19 14:24
Ależ ona była gniewna. I tajemnicza. Zdecydowanie pasowała mu do osoby, która mogłaby zgłosić się do takiej pomocy. Uśmiechnął się pod nosem, gdy odpowiedziała właściwym hasłem. - Zgadzam się w pełni, przydałoby się go wypędzić... - zerknął kontrolnie w stronę wejścia do namiotu, ale chyba nikt nie stał na tyle blisko, żeby mógł cokolwiek usłyszeć. - Przez lata redaktorem Proroka był Bertrand Bell - zrobił krótką pauzę, dając jej chwilę, żeby spróbowała dokopać się w pamięci do tego nazwiska - podejrzewał, że musiało dzwonić w którymś kociołku, bo to persona powszechnie rozpoznawalna - w aktualnej sytuacji najlepiej byłoby dla niego zachować anonimowość, ale to z oczywistych względów nie jest możliwe - rozpoznawalność miała swoją cenę - od kiedy Prorok porządnie zaszedł obecnej władzy za skórę, Bell stał się jedną z osób na celowniku. Po prawdzie jedynie nieoficjalnie, lecz nie trzeba być geniuszem, żeby z jego dotychczasową działalnością powiązać wszystko to, co w przeciągu ostatniego tygodnia spotkało jego rodzinę. W ich rodzinnym domu wybuchł pożar, rzekomo zaprószony przez przypadek - przypadki przecież chodzą po ludziach, zaskakująco często po tych niewygodnych - a żona Bella została zwolniona dyscyplinarnie z pracy pod jakimś śmiesznym zarzutem. Wspomnę tylko, że pracowała w pogotowiu ratunkowym - które, jak wiadomo, podlega pod Ministerstwo. - Ani Bertrand, ani jego rodzina nie chcą - i nie mogą - opuścić kraju, ale jest szansa na to, żeby udało im się zniknąć z radaru władzy… - przerwał, zaciągając się papierosem i odchodząc od niej o dwa kroki, by nie wypuszczać kłębu dymu na kobietę. - Nie wiem, jakie dokładnie masz powiązania z Biurem Aurorów i nie potrzebuję żadnych informacji na ten temat, ale być może dasz radę wprowadzić w życie pewien pomysł… W trakcie ostatniej akcji w dokach aurorzy znaleźli ciało tak potwornie zmasakrowane, że wszelkie próby zidentyfikowania jego tożsamości spełzły na niczym - przez kilka dni huczało o tym w Pasażerze non stop - ustalono tylko tyle, że stał się ofiarą schwytanego w trakcie akcji czarnoksiężnika. Jako że nikt nie zna imienia i nazwiska zamordowanego, nazwano go John Doe - na ten moment wiadomo o nim jedynie, ile ma wzrostu. Oszacowano również jego wiek. Zarówno wzrost tego mężczyzny, jak i wiek pasują do Bertranda Bella - bez wątpienia mogła się już domyślić, czego od niej potrzebują. - Gdyby powiązać ze sobą wspomnianych dwóch czarodziejów, uznany za martwego Bell miałby możliwość, żeby kontynuować swoją działalność - nie stanowiłby też zagrożenia dla swojej rodziny. - Wystarczyłoby zapewne, żeby przy ciele Johna Doe znalazł się po fakcie jakiś przedmiot lub znak szczególny, który pozwoli powiązać go z Bertrandem Bellem - to tylko sugestie, może miała lepszy pomysł? - Żona Bella zgłosiła już jego zaginięcie, on sam jakiś czas temu zapadł się pod ziemię... potrzeba jednak czegoś więcej, żeby psy gończe Malfoya przestały tropić... - spojrzał na Jackie zaciekawiony, co odpowie i czy podejmie się tego zadania. - Pytania?

sorkizatęsuchotę
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Trakt kolejowy [odnośnik]07.09.19 22:24
Moje pierwotne plany na sylwestrowy wieczór obejmowały wzięcie nocnego patrolu. Skompletowanie obsady na ostatnią noc w roku zawsze stanowiło problem, nie tylko w Biurze Aurorów, w zasadzie wszędzie. Wyjątkowo jednak moja obecność okazała się zbędna. Zdecydowałem się więc odwiedzić matkę i siostrę w Dolinie Godryka, zbyt długo się nie widzieliśmy, czułem z tego powodu wyrzuty sumienia. Powinienem poświęcać im więcej czasu. Zwłaszcza matce, która podupadała na zdrowiu z każdym miesiącem. Oczywiście słyszałem, że w dolinie, w której się wychowałem, urządzano huczne świętowanie Sylwestra, lecz początkowo nie zamierzałem włączyć się do zabawy. Trudno świętować w takim momencie. Matka nie pozwoliła mi jednak zostać w domu, niemal wypchnęła mnie za drzwi, wcześniej pomagając zawiązać krawat. Wciąż nie przyjmowała do wiadomości, że potrafię zrobić to sam. Czasami udawała, że nie jestem wdowcem, że nie żyję pojedynkę. Może łatwiej było jej z myślą, że nie powracam do pustego mieszkania. Nie miałem serca, aby wyprowadzać ją z błędu. W prostym, brązowym garniturze czarodzieja z niebieską poszetką w kieszeni marynarki opuściłem progi rodzinnego domu. Mieszkaliśmy na uboczu, ale dotarcie do centralnego placu nie zajęło mi wiele czasu. Od razu spotkałem znajome twarze sąsiadów i znajomych, od których dowiedziałem się o planowanym poszukiwaniem skarbów. Z lekkim uśmiechem na ustach wysłuchałem opowieści Freda, staruszka spod ósemki, narzekającym na łupanie w krzyżu i niemożność dołączenia do innych. Obiecałem, że dam z siebie wszystko za niego.
Nogi same powiodły mnie w stronę traktu kolejowego, dobrze znałem drogę. Trochę uśmiechałem się do własnych myśli, wspominając dawne czasy, gdy ojciec pozostawiał dla mnie w różnych miejscach drobne prezenty i inne ciekawe przedmioty, utrudniając ich odnalezienie różnymi łamigłówkami i zagadkami. Trochę czułem się tak, jakbym wyruszał na poszukiwanie kolejnego. Nie wierzyłem, byśmy mogli odnaleźć coś szczególnego, lecz nie zaszkodzi się rozerwać, skoro już zdecydowałem się wyjść z domu.
Zdecydowanym krokiem wszedłem do namiotu, z którego dochodziły mnie zarówno męskie, jak i żeńskie glosy, już na kilka metrów przed. – Nie spóźniłem się, mam nadzieję? – upewniłem się, wodząc spojrzeniem po czarodziejach i czarownicach, którzy zdążyli zgromadzić się w namiocie przy trakcie kolejowym. Niektóre twarze były mi znane. Przywitałem się z Samulem, Brendanem, Jackie i Charlene. Pozostałym zaś zdecydowałem się przedstawić z imienia: – Cedric.
Na dłużej zatrzymałem spojrzenie na znajomej alchemiczce. Z tego, co było mi wiadomo, jej siostry dalej nie odnaleziono. Szczerze współczułem dziewczynie tej straty. Być może później uda nam się porozmawiać. W tak ciasnej przestrzeni każdy usłyszy nawet szept.
Szczęśliwego nowego roku wszystkim – powiedziałem do innych, szczerze życząc sobie i im, aby tysiąc dziewięćset pięćdziesiąty siódmy okazał się lepszy, niż mijający rok.


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Trakt kolejowy - Page 4 Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Trakt kolejowy [odnośnik]07.09.19 23:19
Z zupełnie innymi wyobrażeniami przybył na sylwestrową zabawę w Dolinie Godryka. Kierowała nim chęć trzymania pieczy nad całym wydarzeniem, choć ostatecznie nie zaangażował się zbytnio w jego organizację. Po prostu zabrakło mu na to czasu, zwłaszcza, że ostatnie dni nie należały do najłatwiejszych. Gdy powrócił z Azkabanu, gdzie swoje przeżył – brak ucha nieco mu doskwierał – musiał stawić czoła nowym wyzwaniom, a i tak nie wiedział co go jeszcze czeka. W Biurze Aurorów panował chaos, gdy Bones przepadła, a w Ministerstwie zapanowała zmowa milczenia, jakby nikt nie miał już odwagi wypowiedzieć nazwiska szefowej. Tylko od jej rodziny zdobywali strzępki informacji i już mówiło się o morderstwie. Szefowa Biura Aurorów została zamordowana przez ludzi Malfoya, w którego ręce władzę oddano bezprawnie. Zwyrodnialcy pozbyli się nawet Bones, dlatego mogli uderzyć w każdej chwili, nawet w czasie imprezy wieńczącej stary rok, co miała też wprowadzić mieszkańców Doliny Godryka i nie tylko w ten nowy. To zresztą zaproszenie wystosowane przez Proroka Codziennego, które stanowiło dodatek do ostatniego wydania już nielegalnej gazety, skłoniło go do uświetnienia swą obecnością zabawy. Cały czas czuwał, mając baczenie na wszystkie mijane osoby.
Nawet nie zauważył kiedy w końcu sam poddał się radosnej atmosferze, na swój specyficznych sposób przeżywając święto pozwalające zamknąć pewien rozdział, aby rozpocząć nowy. Miał nadzieję, że naprawdę czekają ich lepsze czasy, tego życzył zarówno sobie, jak i wszystkim, zwłaszcza swoim bliskim. Tak wiele znanych twarzy miał okazję już zobaczyć. Niezgrabnie już tańczył i ostrożnie pił. Gdy więc wszedł do namiotu, chcąc zgłosić swoje uczestnictwo w poszukiwaniu skarbu, mnogość znanych twarzy prawie go przytłoczyła. Świadomość, że w razie czego znajdą się obrońcy niewinnych i bezbronnych dodawała mu nieco otuchy. Skinieniem głowy powitał wszystkich, mając nadzieję, że swoją postawą nikomu nie zepsuje humoru. Zwłaszcza Jackie, która żywo dyskutowała z młodym czarodziejem. Lepiej przyjrzał się wszystkim twarzom, czując się nieco staro w tym towarzystwie. Cóż, może chociaż trochę rozerwie się podczas tej gry. Może poszukiwania skarbu uznać za sprawdzenie swoich umiejętności. Na samym końcu zerknął jeszcze na Philippę, ponieważ po jej grudniowej wizycie w jego domu naprawdę nie mieli okazji porozmawiać. Chciał się upewnić, czy wszystko u niej w porządku, jednak nie zbliżył się do niej, czekając na jakieś wskazówki ze strony organizatorów.


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Trakt kolejowy - Page 4 AiMLPb8
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Trakt kolejowy [odnośnik]07.09.19 23:57
Tak to niestety bywa, kiedy jest się samotnym ojcem, decydującym się zabrać nadpobudliwego potomka na zorganizowaną, wielką imprezę - i to jeszcze noworoczną! Heat zniknął mu z oczu i to w moment. Na Merlina, jak? Nie wiedział. To była chyba właściwość małych lordów, zwłaszcza tego konkretnego rodu. Coinneach miał może jednak cichą nadzieję, że Heath wykaże jakieś geny po Greengrassach i chociaż w tłumie nieznajomych mu ludzi postanowi się trzymać płaszcza swego ojca. Płonne nadzieje. Był to jednak mały Macmillan, jak się patrzy. Z jednej strony napawało to Coina dumą - toż sam był praktycznie identyczny w jego wieku! - z drugiej jednak podziwiał wszystkich, którzy zajmowali się nim samym, kiedy był młodszy... I coraz częściej się dziwił jak członkowie jego rodziny dawali sobie z małym Heathem radę. Żywe srebro, gdyby nie maczał palców w jego  zaistnieniu, dałby sobie miotłę połamać, że młody wykluł się z jaja znikacza.
Kiedy tylko zorientował się, że syn wcale się na niego nie oglądał, a do jego uszu dotarła z opóźnieniem wzmianka o poszukiwaniu skarbu, uspokoił się nieco. Daleko toto nie było, a w miejscu zebrania musiało być w takim razie wiele innych... rodzin? Szczerze wątpił, żeby pokusili się na to sami dorośli czarodzieje. Chociaż, tak na marginesie, musiał przyznać, że wyjątkowo mało młodych rzuciło mu się w oczy. Tylko jego syn nie spał grzecznie w swoim łóżku? Paradoksalnie, taka myśl połechtała jego spaczoną, ojcowską dumę.
Mimo wszystko, przyspieszył znacznie kroku, podążając w konkretną stronę. Szczęśliwie mógł spoglądać ponad głowami i kapeluszami otaczających go czarodziejów, więc w miarę szybko trafił do odpowiedniego namiotu. A przynajmniej tak mu się wydawało - ostatecznie się jednak ślamazarzył. Może to przez zaczepiających go co chwila znajomych - bardzo trudno było nie rzucać się w oczy, kiedy sunęło się przez tłum jak wielka góra. Czemu nigdy nie nauczył się garbić?
Poprawiając swój jasnobrązowy płaszcz, niespiesznie wsunął się przez poły namiotu. Mimowolnie schylił przy tym głowę, jakby chcąc uniknąć spotkania trzeciego stopnia z futryną drzwi, które w tym konkretnym przypadku nie istniały.
W namiocie było ciepło i przytulnie, a poza tym - tłoczno. I z lotu ptaka, Coin od razu spostrzegł swą zgubę. Wszystkie znajome twarze w tej chwili mu umknęły - za co zapewne jeszcze zdąży przeprosić, skupiony bez reszty na swoim małym uciekinierze, który w najlepsze zagadywał ducha winne czarownice.
Czas na karę!
Praktycznie w dwóch długich krokach znalazł się za synkiem, w moment porywając go w powietrze i lokując na swoim biodrze, jakby trzymał bobasa, a nie pięciolatka. Ojcowskie brwi zmarszczyły się nieco, przywołując na twarz Macmillana pierwsze zmarszczki i poważniejszy grymas - choć w błękitnych oczach czaiły się rozbawione iskierki.
Nieładnie pokazywać palcem, Heath — skarcił go, i to wcale nie za ucieczkę, po czym wielką dłonią potargał synkowe włosy, żeby jeszcze ucałować gładkie czółko. Coinneach jakoś nigdy nie wstrzymywał się przed okazywaniem uczuć - zwłaszcza ojcowskich.
Wzmacniając chwyt na młodym Macmillanie, żeby mu się przypadkiem nie wysunął, Coin skierował swoje błękitne spojrzenie na zagadywaną przez swą latorośl czarownicę. Ubraną w różowe futro, cekinową kieckę i z niuchaczem pod pachą - przyjemne dla oka kuriozum. Uśmiechnął się do niej rozbrajająco, składając nieco nieporadny ukłon ze względu na przenoszony ciężar.
Pani wybaczy, chłopaka ciągnie do niezwykłych stworzeń. Prawie jak mnie. — Figlarne ogniki zatańczyły w jego oczach, powstrzymał się jednak od puszczenia kobiecie oczka - szampański nastrój to jedno, narzucanie się to drugie.
Oderwawszy wzrok od brunetki, skinął jeszcze jej towarzyszom, po czym odszedł nieco na bok, zwracając się do swojego syna.
Wiesz, że jak za wcześnie wylecisz przed pętle to prawie na pewno wrzucą Ci kafla? — Przełożył swoje zarzuty o wystrzelenie jak z procy i pójście przodem, na ich własny, Macmillanowsko-quidditchowski język.


– A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść?– Co wtedy?
- Nic wielkiego. Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika.





Ostatnio zmieniony przez Coinneach Macmillan dnia 09.09.19 18:28, w całości zmieniany 1 raz
Coinneach Macmillan
Coinneach Macmillan
Zawód : Pałkarz Zjednoczonych z Puddlemere
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
A man can be des­troyed, but not de­feated.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rodzina: najnowszy sport ekstremalny.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7783-coinneach-macmillan https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7860-skrytka-bankowa-nr-1869#221030 https://www.morsmordre.net/t7872-coinneach-macmillan#221867
Re: Trakt kolejowy [odnośnik]08.09.19 13:46
Z jakiegoś powodu wydawało jej się, że gdy pojawiła się w namiocie, możliwe, że nawet delikatnie spóźniona, spoczęły na niej wszystkie spojrzenia dookoła, choćby tylko na krótką chwilą. I Marcella pewnie nawet nie była tego świadoma, jednak jej dziwne wrażenia były głównie powodem głupiego przeziębienia. Z jednej strony naprawdę nie chciała spędzać tego noworocznego czasu w domu, pośród splątanych myśli przypomnienia strasznych widoków sprzed paru dni. Wolała uśmiechnięte twarze ludzi, zostawiających za sobą troski poprzedniego roku i chyba naprawdę wierzących, że kolejny rok nie przyniesie kolejnych. Marcy nie do końca w to wierzyła, jednak postanowiła trwać w postawie dosyć prostej - po prostu o tym nie myśleć, zapomnieć o tym, nie przejmować się.
Dostrzegła kilka bardziej lub mniej znajomych twarzy. W tym chłopca niedawno spotkanego właśnie w Dolinie Godryka, o dziwo w towarzystwie innych ludzi z Zakonu Feniksa. Wydawało się, że rozmawiają całkiem żywo, więc Figg zajęła swoje miejsce gdzieś z boku, nie chcąc przeszkadzać absolutnie nikomu, jednak gdy ktokolwiek dostrzegł jej obecność powolnie machała, by nie okazać danej osobie nieuprzejmości, aczkolwiek mimo to została sama ze swoimi zarazkami. Tak, bo od paru dni męczyła ją grypa, dlatego przyszła ubrana na cebulkę i otulona ciepłymi ubraniami jak jakiś bałwanek, a po kieszeniach miała pochowane chusteczki do wycierania w nie podrażnionego, czerwonego nosa. Wiedziała, że miała spotkać się tutaj z Lupinem, jednak poświęci mu pewnie więcej czasu już po grze, tutaj chciała się trochę rozluźnić i rozerwać. Jednak w tej chwili skupiła się raczej na obserwowaniu sytuacji w spokoju, próbując rozpoznać ludzi, z którymi będzie miała tutaj do czynienia. I prezentowało się to całkiem nie najgorzej. Wyciągnęła swoją chusteczkę z kieszeni i otarła nosek, po czym pociągnęła nim. I miała wrażenie znowu, że wszyscy na nią spojrzeli, jakie to głupie uczucie. Grypa to w ogóle nic fajnego, tylko napary ziołowe robione przez Connie jakoś stawiały ją na nogi. A ona nawet nie wiedziała co w nich było, bo nie znała się zupełnie na ziółkach i tego typu rzeczach.


| przepraszam bardzo, że tak późno, jeśli nie załapię się na zabawę to proszę uznać, że od razu wyszłam


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Trakt kolejowy [odnośnik]08.09.19 15:57
Cokolwiek dopadło Keatona, miało natychmiast wyparować, nim zacnie sprytnie wyciskać z niego słówko po słówku – nie chciał tego. Gromadząca się pod namiotem ekipa rozrastała się w zaskakującym tempie. Pod wielką płachtą zaczęły wręcz parować skrajne emocje. Znała to spojrzenie. Najwyraźniej co niektórzy znali się dużo bliżej, niż mogłaby przypuszczać, ale to tylko wprawi ich w większy ruch, kiedy rzucą się a morderczy pościg za skarbem. Byli tu z powodu chęci uzyskania tajemniczej nagrody czy może miała do czynienia z jakimś iście towarzyskimi rozgrywkami? To drugie wydawało jej się bardziej prawdopodobne. Odpowiedziała Tonks na powitanie, a potem zaczęły pojawiać się kolejne znajome twarze.
– Hej, Steff! – rzuciła, odpowiadając chłopcu energicznym machnięciem tej wolnej ręki. Oczywiście, jego również nie mogło tutaj zabraknąć. W kółeczku robiło się coraz gęściej. Wpadł też jakiś przystojniak, ale nim zdążyła mu się dobrze przyjrzeć, Cattermole już odciągał jej uwagę, a tamtego już w namiocie nie było. No nic, może jeszcze będzie okazja.
Z uniesionymi brwiami obserwowała paplającego bez opamiętania Keata i coś jej się nie chciało wierzyć w to, że nie działo się nic. Spił się biedak i rozplątał mu się niebezpiecznie język. Zerknęła po ludziach, wyszukując ewentualnego źródła tak go pobudzającego poza śladem szampana we krwi. Nikt jednak jakoś specjalnie nie reagował. Przesunęła palcami między falami ciemnej sierści niuchacza. – Pogadamy sobie o tym, Keat, nie miej złudzeń – mruknęła mu nieco dyskretniej, choć niektóre uszy mogły wychwycić jej słowa. A może nawet groźbę? Nie chciała jednak siać jeszcze większej goryczy między i tak już napiętymi gębami. Nim zdążyła otworzyć buzię i zagadać do Matta, brat wymknął się z namiotu, znów wybijając ją z rytmu. Wyłapała te zbyt lepkie ręce, aż za dobrze go znała. Był jednak głupi, postępując w ten sposób przy tylu podejrzliwych oczach. W pierwszej chwili chciała popędzić za nim, ale wrócił dość szybko. Ryzykował. Przecież na pewno słyszał te dziwne dialogi między niektórymi. Nie wiadomo, czy ktoś nie miał śmierdzącej bomby i czy zaraz przez czyjś osobisty dramacik nie zdechną wszyscy. Myślała, że był dorosły. Nie mógł nie zauważyć jej złowrogiego spojrzenia. W tym wszystkim starała się wyłapać jego, choć odrobinę logiczny plan, bawił się w bohatera?
Wyciągnęła dłoń do Bertiego i Clary, kiedy Matt jej ich przedstawił. Podarowała im jeden z tych cieplejszych uśmiechów. – Było nas więcej, ale… gdzieś się towarzystwo rozmyło. Możecie się dokleić, żaden problem, Bottrzuciła trochę chyba zaintrygowana kwestią owej dziewczyny. Czyżby mimo wszystko nie wolał przeżyć romantycznego sylwestra sam na sam? Cóż, w ekipie moc, prawda? – Możemy gdzieś pójść po poszukiwaniach, chociaż nie obiecuję, że zostaniemy w takim składzie – tu zerknęła niepewnie na dziwacznie zachowującego się brata, który teraz gadał już z jakimś dziewczynami. Jeśli wciągnie ich wyraźna moc jakże magicznego sylwka, to plany mogą się totalnie zmienić. Była jednak ciekawa tej laski Botta, więc uśmiechała się zadowolona.
Wtedy też zaczepił ją ten dzieciak. – W lesie? – zapytała, nie do końca łapiąc, o co chodziło. – Ej, to ty wtedy szalałeś na tym koniu! – zawołała oświecona. Już pamiętała, chociaż nie było to jakieś ważniejsze spotkanie. Miała wtedy kiepski humor i chciała jak najszybciej wrócić do domu. – To jest niuchacz, zwierzątko, które ma nosa do skarbów – wyjaśniła chłopcu, ale nim zdążyła powiedzieć coś więcej, wtrącił się ojczulek malucha. Przyjrzała mu się z uwagą, miał chyba ze dwa metry i nawet w tych obcasach brakowało jej sporo, by znaleźć się gdzieś bliżej poziomu jego szyi. Cóż za czaruś. – Nie mam czego wybaczać… – zamruczała, patrząc w tatusiowe oczy. – Chcesz go pogłaskać? – skierowała pytanie do Heatha. – Tylko ostrożnie – dodała, wyciągając nieco dłonie, w których trzymała stworzenie, w ich stronę. – Ty też możesz – dodała do tego gościa, jednocześnie też odrzucając oficjalne formułki.
Gdzieś tam mignął jej Kieran. Chyba nie spodziewała się go ujrzeć akurat na takiej zabawie, ale cóż, może przyciągnęły go tu sprawy służbowe. Nie podejrzewała, że weźmie udział w tej konkurencji. Jednak poszukała jego oczu, odwracając na moment głowę od towarzystwa.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Trakt kolejowy [odnośnik]08.09.19 16:44
Bardzo chciał, żeby Florence zapomniała choć dzisiejszej nocy o tym, co ją spotkało. Żeby nie myślała o lodziarni, o swoim dobytku, o jakichkolwiek troskach. Wszak był Sylwester, mieli przywitać Nowy Rok i to z radością! To było ważne, bo "jaki Nowy Rok, taki cały rok" - co powtarzał ostatnio chyba aż zbyt wiele razy - a nikt przecież by nie chciał, żeby jego kolejne dwanaście miesięcy życia skupiało się na zmartwieniach, prawda? Trzeba było się cieszyć i miło spędzać czas z rodziną i przyjaciółmi. Joe więc dwoił się i troił zagadując wesoło pannę Fortescue, wygłupiając się, żartując, a kiedy dowiedział się o jakimś szukaniu skarbu, to również zaciągając ją na tę zabawę. Zresztą... szukanie skarbu! To z pewnością będzie wyborna zabawa! Szczególnie, że przez cały czas pilnował, żeby Flo nie brakowało szampana w kieliszku. Sam też pił, choć tak bardziej dla towarzystwa, bo fanem szampana nigdy nie był. Wina wypitego przed imprezą z siostrą - również, ale dzięki temu, że nie pili whiskey, był teraz trzeźwy i ZAMIERZAŁ być przez cały czas. Normalnie to pewnie by się tym nie przejmował za bardzo - czy mu szumi w głowie czy nie - ale nie był sam czy tam z kumplami, ale z Flo, dla której miał być oparciem, tak? Źle by to o nim świadczyło, gdyby był chwiejącym się na nogach oparciem, prawda? Szczęśliwie szampanem nie dało się upić (on w te bajki nie wierzył), więc korzystał.
Wprowadził przyjaciółkę do namiotu i dość szybko rozpiął swój beżowy, elegancki płaszcz - tak ciepło było wewnątrz. W pierwszej kolejności, rozglądnął się wokół, błyskawicznie wyłapując w niewielkim już tłumie znajome twarze. Odruchowo poprawił jasnożółty krawat ładnie komponujący się z błękitną koszulą i szafirowym garniakiem. Tak, tak, nawet barwami ubrania nawiązywał do swej przynależności do Zjednoczonych z Puddlemere... ale naprawdę robił to nieświadomie! Zresztą odcienie niebieskiego były ostatnio modne. Podobno. Przecież wcale się tym nie interesował.
Dostrzegając rodzeństwo i przyjaciół, błyskawicznie zaproponował Flo, by do nich dołączyli.
- I co? Mówiłem, że dasz radę! Pewnie nawet nie poczułaś tej jednej butelki, co, Hania?! - zawołał wesoło przez pół namiotu do siostry. No? Czyż nie miała mądrego brata? Jak powiedział, tak było! Dlatego powinno się słuchać starszych braci. I nie, wcale nie uważał, że takie wołanie do niej w tłumie, mogło ją zawstydzić. To przecież zupełnie normalne. Dla Wrightów.
- Benji! - rzucił zaraz potem równie głośno do brata, odstawiając na pierwszej wolnej płaskiej powierzchni kieliszek, żeby uścisnąć go jak należy. Rodzina to rodzina, nie? Zaraz potem jego spojrzenie padło na Just, do której uśmiechnął się zawadiacko i puścił oko.
- Pięknie wyglądasz, maleńka - powiedział obniżając ton głosu i choć mówił to niewątpliwie szczerze, to bajerował ją bardziej dla popisu, niż czegokolwiek innego. W końcu nie przyszedł sam. A propos, machnął do Sama, który mignął mu gdzieś między ludźmi. Strasznie dawno się nie widzieli... chyba od meczu na Festiwalu Lata... ale miał wrażenie, że auror był dziś w pracy (zawsze na posterunku, hehe), więc mu nie zawracał bardziej głowy. Zamiast tego pozdrowił wesołym: "Szczęśliwego Nowego Roku!", swoją kuzynkę - Charlie, a chwilę później przybił grabę z Macmillanami - młodym i starym. Florki nie przedstawiał, bo na pewno się z Coinem znali ze szkoły.
- Heej, dobrze was widzieć! Jak wam się podoba zabawa? Myślicie, że uda wam się znaleźć skarb przede mną? - zapytał wyzywająco. I już miał zamiar w sumie zostać tu w miejscu i zamienić jeszcze parę zdań z nimi, ale wtem jego wzrok padł na pannę, która żywo dyskutowała z jakimś chłoptasiem. Nie byłoby w tym w sumie nic dziwnego z tym, że wyglądała bardzo ładnie i dziwnie znajomo. Posłał jej swój uśmiech numer jeden nad ramieniem typa i... i zaraz potem mina mu zrzedła na rzecz totalnego osłupienia.
- NA BRODĘ MERLINA, JACKIE?! - ryknął zupełnie niekontrolowanie. Powód był niebagatelny, bo...
- TY WYGLĄDASZ JAK DZIEWCZYNA! - robił wielkie oczy i podnosił głos trochę za bardzo (nieświadom obecności w namiocie również pana Rinehearta), ale to naprawdę było niesamowite! Nigdy takiej Jackie nie widział, nic dziwnego, że taki widok totalnie zbił go z pantałyku i że jej w pierwszej chwili nie poznał. Wow. Serio. Aż sięgnął znów po kieliszek szampana. Takie rzeczy trzeba uczcić!


Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!


Joseph Wright
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zjednoczeni z Puddlemere
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5364-joseph-e-wright https://www.morsmordre.net/t5428-do-joe#123175 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f108-piddletrenthide-79-kamienny-domek https://www.morsmordre.net/t5462-skrytka-bankowa-nr-1335#124469 https://www.morsmordre.net/t5441-joe-wright
Re: Trakt kolejowy [odnośnik]08.09.19 16:44
The member 'Joseph Wright' has done the following action : Rzut kością


'k10' : 3
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Trakt kolejowy - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Trakt kolejowy [odnośnik]08.09.19 21:13
Nie sądziła, że będzie czuła się tak nieswojo w Dolinie Godryka. Przed wyjściem miała naprawdę dobry nastrój. Z przyjemnością przygotowała swój strój. Ciemnoniebieską, rozkloszowaną sukienkę wybrała w swoim ulubionym sklepie znajdującym się w centrum Londynu, a drobną, srebrną zawieszkę w kształcie ptaka u jubilera obok. Aby nie było jej zimno, założyła grube rajstopy i płaszcz. Całość dopełniała fryzura. Spięła loki, tworząc luźny kok i przewiązując je wstążką w kolorze pozostałej części stroju. Gdy wychodziła, czuła się naprawdę zadowolona z siebie.
Gdy jednak przybyła na miejsce, nie potrafiła wpaść na nikogo znajomego, krążąc wokół i czując się coraz to bardziej zagubiona. Szukała wzrokiem Johnatana, ale ten gdzieś jej umykał, mimo że wiedziała o jego obecności. Właściwie chyba nawet byli umówieni? Im więcej czasu spędzała na przyjęciu, tym bardziej chciała wrócić do domu, wyrzucając sobie, że zostawiła w domu Betty, która niewątpliwie będzie przerażona fajerwerkami.
Ostatecznie postanowiła jednak, że nim wróci, da sobie jeszcze jedną szansę. Zauważyła, że wiele osób podąża do oddalonego namiotu i, nie myśląc zbyt długo, ruszyła wydeptaną ścieżką w jego stronę.
Zajrzała do środka niepewnie, widząc dość dłuży tłum. O dziwo, prędko wypatrzyła w nim dość dużo znajomych twarzy. Może to tutaj wszyscy się przed nią pochowali? Gdy złapała spojrzenie Heatha zdobyła się jednak jedynie na skinienie głową, kierowane zarówno do niego, jak i jego opiekuna. Chłopiec (w końcu!) spędzał czas z ojcem i Gwen nie miała zamiaru im przeszkadzać.
Biorąc głęboki oddech, weszła do wnętrza namiotu. Nie mając jak usiąść, stanęła niedaleko wyjścia, wciąż rozglądając się dookoła w nieco nerwowy sposób. Czuła kiełkującą ciekawość, jednak ta nie była w stanie przysłonić napadu niepewności, jaki odczuwała. To było naprawdę dziwne: już dawno nie czuła się w ten sposób. Anomalie ustały, pogoda się poprawiła, wszystko zdawało się zmierzać w dobrym kierunku. A ona zachowywała się w ten sposób! Może to zaczątek jakiejś choroby?
Ponownie przeszło jej przez myśl, że chyba powinna zostać w domu. Ale nie została… więc może się chociaż dowiedzieć, czemu tak wiele osób zebrało się w tym niewielkim, oddalonym od pozostałej części wydarzenia namiocie. Mogła oczywiście kogoś o to zapytać, jednak miała wrażenie, że głos chwilowo uwiązł jej w gardle.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Trakt kolejowy [odnośnik]08.09.19 21:40
Zdarcie anomalii z powierzchni świata było najlepszą okazją do świętowania - najlepszą od lat - a mimo tego w sercu Susanne kotłowały się wątpliwości, w dodatku nie wszystkie z nich potrafiła bez trudu sklasyfikować, by móc w jakikolwiek sposób poradzić sobie z ich przytłaczającą mocą. Głos uwiązł w gardle, gdy minuta ciszy spowiła główny plac podczas oficjalnego rozpoczęcia. Do wielu ofiar mogła wliczyć swoją najbliższą rodzinę. Ogień pochłonął jej rodziców oraz dziadków w kwietniu, lecz bywały momenty, w których upływa czasu zupełnie nie poddawał się logice, atakując umysł złudnym poczuciem wczorajszości. Ściskała kurczowo dłoń brata, z podobną mocą zaciskając powieki, z twarzą skrytą pomiędzy białymi kosmykami włosów, gdy pochylała się lekko, usiłując nie zdradzać słabości i tęsknoty, targającej sercem z wielką gwałtownością. Od kwietnia świat co rusz stawał na głowie, uparcie łupiąc po czaszce upiornymi nowinami. Chwila ulgi mogła być dobra dla wszystkich, lecz Sue wiedziała, że ta sama chwila nie może uśpić czujności. Zaangażowała się, pomagając przy bufecie, zadeklarowała też wsparcie podczas wyścigu na łyżwach, żałując, że sama nie byłaby w stanie wziąć w nim udziału - na lodzie mogła co najwyżej spektakularnie wyrżnąć o gładką taflę albo, co gorsza, stracić zęba. Nie mogła jednak odpuścić poszukiwania skarbu.
Opuściwszy bufet, zarzuciła na siebie ciepły, błękitny płaszcz, przykrywający wyjściowy strój - miała na sobie falbaniastą spódnicę, rozkloszowaną i pełną, intensywnie pomarańczową, z łatwością przyciągającą wzrok. Spod niej, widoczne od połowy łydek, wystawały ciepłe, białe rajstopy, pasujące do bluzki w tym samym kolorze, pod szyją przewiązanej błękitną kokardą - zwisała luźno prawie do pasa. Wygodne jasnobrązowe buty nie wyróżniały się niczym poza przyczepionymi do sznurówek miniaturowymi figurkami zwierzątek - na lewej stopie wiewiórka, na prawej lis. W luźno puszczone włosy wpięte zostały spinki z motylami -realistycznie poruszały skrzydłami, zupełnie nie przypominając imitacji. Usta wyjątkowo ozdobiła pociągnięciem czerwonej szminki (jakimś cudem dołączyła do niej także całuśna pomadka, ale była to ścisła tajemnica), zadbała również o nietypowe przystrojenie własnej różdżki - zdjęła rzemyki z piórkami, zazwyczaj widoczne przy cyprysowym drewnie. Zamiast nich, na samym czubku zawiązała błękitną wstęgę, z którą poruszała się zwiewnie i tanecznie wśród tłumu, zgrabnie prowadząc materiałową ozdobę. Nie miało to wpływu na rzucane zaklęcia - upewniła się przed wyjściem z Rudery.
Jeszcze w drodze do namiotu rozglądała się uważnie, wypatrując nienaturalnych zjawisk - podobnie uczyniła już na miejscu, nim udała się do znajomych. Niemal od razu zauważyła Clarence w towarzystwie Botta i to w ich stronę ruszyła. Chichot wyrwał się mimowolnie z ust, kiedy do uszu dotarła niewybredna groźba Keatona*, skierowana do Bertiego, jeszcze nim zdążyła przywitać się z kimkolwiek. - Następnym razem coś ci wylosuję, mam większe szczęście - odezwała się do Burroughsa na przywitanie, wprawiając w ruch wstęgę uwiązaną do różdżki, by okręciła się wokół niego, nim opadła na podłogę.
- Cześć - przywitała się z dwójką mieszkańców Rudery, na moment tracąc wątek, ale na szczęście wzrok przykuła taca z szampanem - porwała jeden kieliszek w wolną dłoń, przyglądając się przesadnie uważnie płynowi, tkwiącemu w środku. - Ciekawe, co wymyślili, co rusz widzę inne kolory w kieliszkach, ale jeszcze nie próbowałam. Próbowaliście? Nie widzę żeby wyrosły wam królicze albo słonie uszy. A szkoda - westchnęła szczerze, przypatrując się kieliszkom w ich dłoniach. Chętnie ponosiłaby takie piękne uszy choć jeden wieczór. - Bertie, twoje słodkości są rozchwytywane w bufecie - polecała je na prawo i lewo, świetnie bawiąc się w roli hostessy - Byliście już na parkiecie? Muszę znaleźć sobie partnera, słowo daję - paplała, mamrocząc pod koniec i kiwając głową z determinacją. Trochę nie poznawała siebie, a przecież nie wypiła jeszcze żadnego kieliszka szampana! To na pewno sprawka tej noworocznej aury, nie mogło być inaczej. Prawda? Prawda? - Bawcie się dobrze! - wypowiedziała jeszcze wesoło, kolejnym piruetem zbliżając się do Charlene.
- Hej! Za kim się tak rozglądasz? - zapytała alchemiczkę, widząc jej czujny wzrok, wyraźnie poszukujący kogoś w tłumie. - Jak się bawisz? - wiedziała, ze panna Leighton borykała się z zaginięciem siostry, co musiało skutecznie utrudniać jej beztroską zabawę. Rozumiała to. Pierwszy raz nie mogła życzyć nowego roku rodzinie i czuła, że serce pęka jej przez to na pół. Po krótkiej pogawędce ruszyła jednak dalej, rozglądając się po pomieszczeniu. Speszona do granic możliwości uciekła przed Hannah - nie zdążyła jeszcze odezwać się do niej po feralnym zniszczeniu miotły Benjamina. - Hej Steff! - przywitała się szybko z pierwszą rozpoznaną osobą na swojej drodze, byle tylko nie skrzyżować spojrzeń z panną Wright. Niesamowicie ją to stresowało. W tłumie dostrzegła też Josepha. Czy on też wiedział, że roztrzaskała miotłę jego brata w drobne drzazgi? Benjamina nietrudno było dostrzec, przez wzgląd na jego gabaryty. Merlinie, musiała się uspokoić, przecież miała już dokładnie opracowany plan - wystarczyło go zrealizować i choć częściowo naprawić to bagienko. Wróciła spojrzeniem do Cattermole'a i posłała mu uśmiech, nim podążyła dalej, witając machnięciem dłoni znajomych - było ich tu sporo. Jej uwagę przyciągnęło jednak pewne słowo, przypływające z niedaleka.
Niuchacz.
Odwróciła się prędko, zerkając na zwierzątko uważnie, z zachwytem. Uwielbiała je, nawet zapomniała na chwilę o tym, że podczas szukania skarbu było to jak jawne oszustwo. Dopiero po chwili przeniosła spojrzenie na właścicielkę, zupełnie nieświadoma tego, co mówiła do młodego Macmillana. - Hej, Philippa. Skąd masz niuchacza? - zapytała, bardzo ciekawa całej historii. Czy istotne było, że nie znały się przesadnie dobrze? Skądże!

* musimy się znać, jesteśmy Gryfonami, w prawie tym samym wieku
| rozglądam się za nietypowymi rzeczami, spostrzegawczość na I
| i szampana też chcę!



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Trakt kolejowy - Page 4 JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Trakt kolejowy [odnośnik]08.09.19 21:40
The member 'Susanne Lovegood' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 64

--------------------------------

#2 'k10' : 8
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Trakt kolejowy - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Trakt kolejowy [odnośnik]08.09.19 23:41
Nie chciała. Oczywiście, że nie chciała brać w tym udziału. Wolała zostać w domu - czy raczej w pokoju, który udostępnił jej Bertie. Z dala od oczu innych, z daleka od hałasu i zgiełku. Nadal nie czuła się na siłach na zabawę. Do wyjścia na zewnątrz zmusiły ją dwie rzeczy. Pierwszą z nich był fakt, że podczas zabawy zorganizowana miała być zbiórka na odbudowę ich lodziarni. Florence nie czuła się może na siłach, aby korzystać z uroków tej nocy, zachowałaby się jednak zdecydowanie okropnie, gdyby nawet nie pojawiła się w mieście, aby podziękować za pomoc i okazaną im życzliwość.
Drugim z powodów był oczywiście Joey. Florence wiedziała, że Wright nie pozwoli jej siedzieć samej w domu. Za bardzo mu zależało i... właściwie to była mu wdzięczna. Nawet jeśli nie potrafiła tego okazać tak, jakby tego pragnęła. Postarała się ubrać schludnie, tak, aby pasowało do okazji - ale jednocześnie raczej skromnie. Przede wszystkim, ilość ubrań, które udało im się uratować z mieszkania nie była bardzo imponująca. Poza tym, Florence nie chciała wyróżniać się z tłumu. Z pewnością też bardzo dziwnie by wyglądało, gdyby panna Fortescue, chwilowo bezdomna i potrzebująca każdego grosza na odbudowę lodziarni, wystroiła się niczym jakaś gwiazda.
Znalezienie się nagle w kolorowym tłumie troszeczkę podniosło ją na duchu. Być może Joseph miał rację i potrzebowała takiego wyjścia do ludzi. Ale chociaż jej twarz odrobinkę się wygładziła, a lekkie zmarszczki powstałe od zamartwiania się znikły, Florence nie mówiła za wiele. Pozwoliła Joeyowi paplać. Nie piła też wiele. Sięgnęła po jeden kieliszek, wolała się jednak trzymać z daleka od alkoholu. Może odrobinkę przesadzała, szczególnie że przecież był sylwester, jednak panna Fortescue była zdecydowaną przeciwniczką procentowych napitków. Jeden kieliszek i starczy.
Nie zdawała sobie chyba do końca sprawy, gdzie Joseph ją ciągnie, póki już nie wkroczyli do namiotu. Normalnie w tym momencie już zaczęłaby marudzić - że nie chce brać udziału, że nie ma ochoty ani tym bardziej energii. Przeszłość jasno jej jednak pokazała, że pomysły Joeya często jednak się sprawdzały. A nuż jednak jej się faktycznie poszczęści. Ten skarb byłby bardzo przyjemnym zakończeniem raczej niefortunnego roku - i początkiem nowego. Taką dobrą wróżbą dla rodzeństwa i ich lodziarni.
- Joey, jesteś okropny - skomentowała krótko, słysząc jak jej towarzysz zwrócił się do swojej siostry. A ponoć chciał uchodzić za gentelmana. Więc nawet w stosunku do siostry powinien się zachowywać odpowiednio. Florence tylko westchnęła, stając z boku i grzecznie witając się z każdym znajomym - posłała lekki, skromny uśmiech Bertiemu, a także Coinneachowi, ostentacyjnie wymijając wzrokiem Matta, a także dyskretnie próbując nie patrzeć na Benjamina. Nadal w końcu miała w pamięci tę... sytuację ze ślubu Eileen i Herewarda! Niestety nie da się podobnych sytuacji łatwo zapomnieć!
- Joseph, na litość Merlina! - obsztorcowała go, gdy jej towarzysz nagle wydarł się w kierunku innej kobiety. - Nie rób z siebie dziwadła - fuknęła.

| szampanik


What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might

Not know what the hell is going on!

Florence Fortescue
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Trakt kolejowy - Page 4 Tumblr_p0ebmcr3Ki1wbxqk4o1_540
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t3964-florence-fortescue https://www.morsmordre.net/t3969-hiacynt#76587 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t3970-florence-fortescue#76622

Strona 4 z 18 Previous  1, 2, 3, 4, 5 ... 11 ... 18  Next

Trakt kolejowy
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach