Zapisane w Gwiazdach
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Kawiarnia "Zapisane w gwiazdach"
Kawiarenka znajduje się nieopodal mugolskiej części Londynu, ale jest jak najbardziej magiczna - tylko czarodzieje są w stanie ją dostrzec. W środku panuje półmrok, ściany są ciemne, a na suficie - zupełnie jak w Hogwarcie - stworzono iluzję nocnego nieba, które zawsze jest gwieździste. Znawcy astronomii mogą wypatrywać na nim prawdziwych konstelacji. W kawiarni tej często można spotkać wróżbitów i wieszczki, którzy półdarmo przepowiedzą chętnym przyszłość. W menu króluje herbata pozostawiająca na dnie filiżanek fusy - każdy gość znający się na wróżbiarstwie może bez problemu wywróżyć sobie przyszłość. Dla tych, którzy nie mają pojęcia o tej sztuce, razem z zamówieniem przygotowana zostaje krótka lista zdradzająca, co mogą oznaczać otrzymane kształty - stety lub nie, zapisana jest ona z użyciem starożytnych run.
W celu określenia kształtu, w jaki ułożyły się fusy, rzuca się kością k10. Do odczytania sensu otrzymanego kształtu potrzebna jest biegłość wróżbiarstwa lub starożytnych run.
1 - Ponurak: czeka na ciebie wyłącznie śmierć.
2 - Drzewo: przed tobą zmiany na lepsze.
3 - Góra: na twojej drodze staną problemy.
4 - Balon: możesz spodziewać się wielu zmartwień.
5 - Nóż: szykuj się na ostrą kłótnię.
6 - Fajka: osoba, na którą patrzysz, ma złe intencje.
7 - Cygaro: odnajdziesz nowego przyjaciela.
8 - Kapelusz: możliwe, że zmienisz pracę.
9 - Serce: miłość zapuka do tych drzwi.
10 - Koniczyna: uśmiechnie się do ciebie los.
Dla znawców astronomii przygotowana jest niespodzianka - ten, który na zaczarowanym suficie dostrzeże Gwiazdozbiór Kruka, otrzyma darmową, czarną jak noc kawę o niebiańskim smaku. ST wypatrzenia gwiazdozbioru jest równe 60, do rzutu dodaje się bonus za astronomię.
Lokacja zawiera kości.W celu określenia kształtu, w jaki ułożyły się fusy, rzuca się kością k10. Do odczytania sensu otrzymanego kształtu potrzebna jest biegłość wróżbiarstwa lub starożytnych run.
1 - Ponurak: czeka na ciebie wyłącznie śmierć.
2 - Drzewo: przed tobą zmiany na lepsze.
3 - Góra: na twojej drodze staną problemy.
4 - Balon: możesz spodziewać się wielu zmartwień.
5 - Nóż: szykuj się na ostrą kłótnię.
6 - Fajka: osoba, na którą patrzysz, ma złe intencje.
7 - Cygaro: odnajdziesz nowego przyjaciela.
8 - Kapelusz: możliwe, że zmienisz pracę.
9 - Serce: miłość zapuka do tych drzwi.
10 - Koniczyna: uśmiechnie się do ciebie los.
Dla znawców astronomii przygotowana jest niespodzianka - ten, który na zaczarowanym suficie dostrzeże Gwiazdozbiór Kruka, otrzyma darmową, czarną jak noc kawę o niebiańskim smaku. ST wypatrzenia gwiazdozbioru jest równe 60, do rzutu dodaje się bonus za astronomię.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:34, w całości zmieniany 1 raz
Nie zrobiła tego z litości; odpuszczenie Alphardowi przyszło jej naturalnie bo niemal natychmiast postawiła się na jego miejscu. Co by było, gdyby to nad jej związkiem pochylał się ktoś trzeci, próbując go rozgryźć albo, co gorsza, wyśmiać? Straciłaby cierpliwość, godność i przy okazji sympatię do tej osoby, nie zamierzała więc być przykładem harpii kołującej nad nieszczęściem innych. Oboje byli boleśnie świadomi swoich powinności, a rozmowy o zmianie systemu winni zostawić na inną okoliczność; taką, w której herbatę zastąpi mocniejszy trunek, a oni nie będą mieli już nic do stracenia.
- Wciąż możesz wiele – przyjrzała mu się uważnie, by z fasadą rozbawienia wykryć tę pewność siebie, którą musiał przecież posiadać. Był Blackiem, już dawno powinien dojść do etapu, w którym jedno pstryknięcie palców otwierało przed nim drzwi zamknięte dla zwykłych śmiertelników – A Twoja siła perswazji sprawia, że naprawdę poważnie zastanowię się nad tą propozycją. Masz moje słowo.
Obiecała mu szczerze, pewnie, bez żadnego koloryzowania i fałszywych komplementów. Nie podszedł do sprawy jak sztywny urzędnik, nie próbował jej podejść ani niczego na niej wymusić. To spotkanie było idealne do załatwienia interesów i wykorzystał je do granic możliwości, zasiewając w jej głowię ziarno pomysłu na przyszłość i jednocześnie powierzając dokumenty do przetłumaczenia. Szanowała go już wcześniej, ale każde kolejne zagranie dawało jej pewność, że Alphard jest odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu. W polityce radził sobie doskonale.
Nie ciągnęła już tematu urlopu oraz zagranicznych wojaży; każdy udawał się w taką stronę, jaka mu pasowała. Wypełniła swoją powinność i poleciła mu kraj przodków, ale skoro wolał cieplejsze klimaty, nie jej było to oceniać. Mimo wszystko wizja Blacka na hiszpańskiej plaży była nieco abstrakcyjna, lecz jego osoba zwiedzająca katalońskie uliczki już mniej i to na tym obrazku wolała pozostawić swoje myśli.
Komplement przyjęła z uśmiechem, dopijając swoją herbatę.
- Bo dla niektórych złoto wciąż jest najważniejszą wartością – odparła beznamiętnie, odpowiadając mimo wszystko na jego retoryczne pytanie.
Nie zamierzała zaglądać do teczki dopóki nie znajdzie się w zaciszu domowego gabinetu, a choćby tłumaczenie okazało się być nad wyraz ciężkie, nie wyobrażała sobie, by się go zrzec. Gdy Caley Goyle się do czegoś zobowiązała, dotrzymywała słowa.
- Możesz na mnie liczyć – zapewniła i obserwowała, jak dopija swój napój, po czym zostawia zapłatę z nawiązką; szlachecki gest wywołał uśmiech na jej twarzy.
Dopełniła pożegnania i odprowadziła go wzrokiem, a niewiele później sama chwyciła swój płaszcz i z teczką pod pachą opuściła herbaciarnię, raz jeszcze spoglądając na Gwiazdozbiór Kruka. Tym razem odnalazła go bezbłędnie.
zt
- Wciąż możesz wiele – przyjrzała mu się uważnie, by z fasadą rozbawienia wykryć tę pewność siebie, którą musiał przecież posiadać. Był Blackiem, już dawno powinien dojść do etapu, w którym jedno pstryknięcie palców otwierało przed nim drzwi zamknięte dla zwykłych śmiertelników – A Twoja siła perswazji sprawia, że naprawdę poważnie zastanowię się nad tą propozycją. Masz moje słowo.
Obiecała mu szczerze, pewnie, bez żadnego koloryzowania i fałszywych komplementów. Nie podszedł do sprawy jak sztywny urzędnik, nie próbował jej podejść ani niczego na niej wymusić. To spotkanie było idealne do załatwienia interesów i wykorzystał je do granic możliwości, zasiewając w jej głowię ziarno pomysłu na przyszłość i jednocześnie powierzając dokumenty do przetłumaczenia. Szanowała go już wcześniej, ale każde kolejne zagranie dawało jej pewność, że Alphard jest odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu. W polityce radził sobie doskonale.
Nie ciągnęła już tematu urlopu oraz zagranicznych wojaży; każdy udawał się w taką stronę, jaka mu pasowała. Wypełniła swoją powinność i poleciła mu kraj przodków, ale skoro wolał cieplejsze klimaty, nie jej było to oceniać. Mimo wszystko wizja Blacka na hiszpańskiej plaży była nieco abstrakcyjna, lecz jego osoba zwiedzająca katalońskie uliczki już mniej i to na tym obrazku wolała pozostawić swoje myśli.
Komplement przyjęła z uśmiechem, dopijając swoją herbatę.
- Bo dla niektórych złoto wciąż jest najważniejszą wartością – odparła beznamiętnie, odpowiadając mimo wszystko na jego retoryczne pytanie.
Nie zamierzała zaglądać do teczki dopóki nie znajdzie się w zaciszu domowego gabinetu, a choćby tłumaczenie okazało się być nad wyraz ciężkie, nie wyobrażała sobie, by się go zrzec. Gdy Caley Goyle się do czegoś zobowiązała, dotrzymywała słowa.
- Możesz na mnie liczyć – zapewniła i obserwowała, jak dopija swój napój, po czym zostawia zapłatę z nawiązką; szlachecki gest wywołał uśmiech na jej twarzy.
Dopełniła pożegnania i odprowadziła go wzrokiem, a niewiele później sama chwyciła swój płaszcz i z teczką pod pachą opuściła herbaciarnię, raz jeszcze spoglądając na Gwiazdozbiór Kruka. Tym razem odnalazła go bezbłędnie.
zt
Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my
sinful will
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Pogoda znów zaskoczyła czarodziejów. Tak mogły brzmieć nagłówki w dzisiejszym wydaniu gazet. Wszelkie prognozy jasnowidzów zapowiadały piękny, słoneczny dzień, a tu, ni stąd ni zowąd, pojawiła się burza z piorunami, która skutecznie przyczyniła się do całkowitego zniknięcia ludzi z poszarzałych ulic Londynu. To mogło pokrzyżować wszystkie plany Stephanie - spotkanie z dawno niewidzianą przyjaciółką, niemal młodszą siostrą (przy której pierwszy raz w życiu czuła się jak Rufus, kiedy był wobec niej nadopiekuńczy). Miały przejść się na spacer, miała jej pokazać kilka fajnych miejsc, które znalazła, ale ostatecznie nie miała w ogóle ochoty wychylać nosa na ulicę. Skontaktowała się z nią przez sowę kilka godzin wcześniej i ustaliły, że może jednak uda im się poobserwować dzisiaj całkiem czyste niebo. Tak znalazły się w Zapisane w Gwiazdach.
Nigdy nie była specjalnie uzdolniona we wróżbiarstwie, choć nie odbierało to jej zaciekawienia tą niesamowitą dziedziną magii. Była to jedna z najbardziej niewyjaśnionych rzeczy w tym świecie. Nikt nie potrafił jednoznacznie określić skąd brał się dar jasnowidzenia ani jaka siła go powodowała. Dziewczyna jednak nie przyszła tutaj bez jakiegokolwiek zaplecza wiedzy, albowiem jeszcze z czasów szkoły całkiem dobrze szło jej odczytywanie run. Ta nauka nie poszła w las! Nadal sporo z ów lekcji pamiętała i może przyda jej się to dzisiaj. Choć i tak w zdecydowanej większości odda się w bardziej kompetentne ręce Cyrilli.
Zamówiła czarną herbatę z mlekiem dla obu pań. Jak zwykle nie szczędziła sobie ilości cukru, którą dosypała, kiedy ciepły napój juz przyszedł. Mogła choć przez chwilę rozkoszować się cudownym smakiem, którego nigdy nie potrafiła uzyskać w domu. Jej samowarzący imbryczek musiał pewnie iść do przeczyszczenia. Herbata była jednym z jej zdecydowanie ulubionych napojów, zaraz po kremowym piwie i gorącej czekoladzie. Miała ogromną słabość do słodyczy.
- Opowiadaj, co u Ciebie, kochana? - spytała z wielkim uśmiechem. Dotąd nie miały wiele czasu, aby się widywać. Stephanie już dobrych parę lat temu skończyła Hogwart, kiedy panna Wilde nadal się tam uczyła. Miała za to szczerą nadzieję, że jej niewielka pomoc w nauce zielarstwa pomogła jej w późniejszej karierze. W końcu w listach nigdy nie dostała żadnych skarg. Wsłuchiwała się w przyjemny i o wiele już dojrzalszy głos dziewczyny, popijając herbatę. Chociaż raz to nie ona opowiadała, męcząc ludzi swoją paplaniną. Po prostu słuchała, uśmiechając się cieplutko, aż w końcu w jakiś dziwny sposób, okazało się, że filiżanka jest kompletnie pusta. Podsunęła ją dziewczynie, przerywając w połowie zdania. - Powiesz mi, co tutaj jest? Nie podglądam!
The reason the world appears to be so ugly,
is we're always trying to paint over it.
is we're always trying to paint over it.
The member 'Stephanie Pettigrew' has done the following action : Rzut kością
'k10' : 1
'k10' : 1
W Londynie zawsze najbardziej lubiłam to, że nawet powietrze przeszyte było magią – Szkocja i Kornwalia wydawały się pod tym względem nieco inne, bo chociaż wiedziałam o tym, że magia była wszędzie, tam kryła się głównie w drzewach i kwiatach, nieśmiała i stonowana. A Londyn? Miasto szalało, żyło jednym wielkim nieporządkiem w chaosie – kiedyś był to jednak przyjemny chaos, ledwo mącący nudną rutynę, nie wyniszczający. Dziś czuję, jakby miasto płakało. Wydaję mi się, że wiatr krzyczy i jęczy, uginany jarzmem majowych anomalii. Niemal słyszę płacz angielskiego nieba, który powoduje, że coś wewnątrz mnie zaczyna się gotować. Wierzę głęboko, że to musi się zakończyć. Że kiedyś przyjdzie dzień zemsty, odwetu za wszystkie krzywdy. Nie mam prawie w ogóle wątpliwości, że to sprawka Grindelwalda, zresztą każdą złą rzecz mogę sprowadzić w końcu do niego. Człowieka spitego ideałami wolności. Z oczami przesłonionymi nienawiścią.
Wciąż trochę trzęsę się i biję z samą sobą. Mam wrażenie, że każda ulica po której stąpam spłynęła niedawno krwią. A to tylko początek. Nieustannie martwię się o zdrowie matki, która więdnie w moich oczach: od lat zresztą jest już ledwo żywa, ale sama świadomość jej obecności zawsze podnosiła mnie na duchu. Kazała iść dalej. Jak bardziej zgubiona byłabym bez niej. Pioruny biją razem z moim sercem, takie mam wrażenie – choć przez ten jeden dzień, oddają to, co czuję w środku. A jednak trzeba żyć dalej, zachować pozory normalności. To dlatego staram się trzymać jak najbliżej ludzi, którzy są dla mnie ważni. Bez nich, jestem pewna, już dawno rozsypałabym się w proch. Choć muzyka deszczu dostraja się do mojej duszy, nie mam nic przeciwko spędzeniu czasu w budynku. Kiedyś mugolską część Londynu odwiedzałam ze zdziwieniem w oczach, pozytywnym rzecz jasna. Teraz przypominam sobie jak bardzo musieli ucierpieć Ci, dla których magia była jedynie abstrakcją. Z całych sił staram się jednak wyrzucić z głowy czarne myśli i przywołuję na twarz uśmiech. Nie jest to trudne, gdy w oddali majaczą mi znajome rdzawe włosy i usiana piegami twarz. Siadam przy stoliku, odrobinę spięta, ale coraz bardziej uspokojona. W pracy aurora każdy dzień może być walką, ale nie dziś. Dziś nie powinnam kłopotać się takimi rzeczami.
– Dużo wszystkiego, ale niestety najwięcej chyba zmartwień. I pracy – mówię, sięgając z wdzięcznością po herbatę.
Nigdy nie lubiłam zaburzać jej smaku cukrem, wciąż zatem dziwi mnie, kiedy ktoś to robi. A robi jednak znacząca większość. Sama w domu nierzadko piłam ten napój, prawdopodobnie nawet najczęściej ze wszystkich. Przywykłam do gorzkiego smaku, bo wiedziałam, że mocna herbata najlepiej działa na rozbudzenie. Kawy nie potrafił nauczyć mnie nawet kurs aurorski. Beztrosko spojrzałam w filiżankę przyjaciółki, jednak to co tam zobaczyłam sprawiło, że serce prawie podeszło mi do gardła. Przełknęłam jednak ślinę, nie dając nic po sobie poznać. Zamiast tego obejrzałam naczynie, obracając je kilka razy w różne strony. Zmrużyłam brwi, jakby w głębokim skupieniu i przyciągnęłam do siebie porcelanę.
– Niektórzy mogliby uznać, że to ponurak – wyrwało mi się w końcu. – Ale jak dla mnie, ma zbyt opadnięte uszy. To jakaś niecodzienna wróżba. Moim zdaniem to bardziej jak wozak.
Cieszę się, że umiem całkiem przekonywująco zmyślać, choć w istocie wszystko to powinno mnie martwić. Czeka Cię tylko śmierć. Tak jakby było to coś nowego. Sama jeszcze nie skończyłam pić, ale podrapałam się w głowę.
– Jestem pewna, że mówili o nim na zajęciach. Muszę sobie tylko przypomnieć – rzucam, z niezmąconym niczym uśmiechem. – A tym czasem, mów co u Ciebie, mam nadzieję, że choć trochę lepiej.
Zazwyczaj widziałam świat w jasnych barwach, ale ostatni miesiąc uczynił mnie przerażająco inną. I słabszą.
Wciąż trochę trzęsę się i biję z samą sobą. Mam wrażenie, że każda ulica po której stąpam spłynęła niedawno krwią. A to tylko początek. Nieustannie martwię się o zdrowie matki, która więdnie w moich oczach: od lat zresztą jest już ledwo żywa, ale sama świadomość jej obecności zawsze podnosiła mnie na duchu. Kazała iść dalej. Jak bardziej zgubiona byłabym bez niej. Pioruny biją razem z moim sercem, takie mam wrażenie – choć przez ten jeden dzień, oddają to, co czuję w środku. A jednak trzeba żyć dalej, zachować pozory normalności. To dlatego staram się trzymać jak najbliżej ludzi, którzy są dla mnie ważni. Bez nich, jestem pewna, już dawno rozsypałabym się w proch. Choć muzyka deszczu dostraja się do mojej duszy, nie mam nic przeciwko spędzeniu czasu w budynku. Kiedyś mugolską część Londynu odwiedzałam ze zdziwieniem w oczach, pozytywnym rzecz jasna. Teraz przypominam sobie jak bardzo musieli ucierpieć Ci, dla których magia była jedynie abstrakcją. Z całych sił staram się jednak wyrzucić z głowy czarne myśli i przywołuję na twarz uśmiech. Nie jest to trudne, gdy w oddali majaczą mi znajome rdzawe włosy i usiana piegami twarz. Siadam przy stoliku, odrobinę spięta, ale coraz bardziej uspokojona. W pracy aurora każdy dzień może być walką, ale nie dziś. Dziś nie powinnam kłopotać się takimi rzeczami.
– Dużo wszystkiego, ale niestety najwięcej chyba zmartwień. I pracy – mówię, sięgając z wdzięcznością po herbatę.
Nigdy nie lubiłam zaburzać jej smaku cukrem, wciąż zatem dziwi mnie, kiedy ktoś to robi. A robi jednak znacząca większość. Sama w domu nierzadko piłam ten napój, prawdopodobnie nawet najczęściej ze wszystkich. Przywykłam do gorzkiego smaku, bo wiedziałam, że mocna herbata najlepiej działa na rozbudzenie. Kawy nie potrafił nauczyć mnie nawet kurs aurorski. Beztrosko spojrzałam w filiżankę przyjaciółki, jednak to co tam zobaczyłam sprawiło, że serce prawie podeszło mi do gardła. Przełknęłam jednak ślinę, nie dając nic po sobie poznać. Zamiast tego obejrzałam naczynie, obracając je kilka razy w różne strony. Zmrużyłam brwi, jakby w głębokim skupieniu i przyciągnęłam do siebie porcelanę.
– Niektórzy mogliby uznać, że to ponurak – wyrwało mi się w końcu. – Ale jak dla mnie, ma zbyt opadnięte uszy. To jakaś niecodzienna wróżba. Moim zdaniem to bardziej jak wozak.
Cieszę się, że umiem całkiem przekonywująco zmyślać, choć w istocie wszystko to powinno mnie martwić. Czeka Cię tylko śmierć. Tak jakby było to coś nowego. Sama jeszcze nie skończyłam pić, ale podrapałam się w głowę.
– Jestem pewna, że mówili o nim na zajęciach. Muszę sobie tylko przypomnieć – rzucam, z niezmąconym niczym uśmiechem. – A tym czasem, mów co u Ciebie, mam nadzieję, że choć trochę lepiej.
Zazwyczaj widziałam świat w jasnych barwach, ale ostatni miesiąc uczynił mnie przerażająco inną. I słabszą.
Stephanie nigdy nie uważała, że Londyn jest bardziej magiczny niż jej rodzinne strony - Irlandia, niedaleko Galaway, tamtejsze lasy przesiąknięte były magią. Ponieważ w te tereny zapuszczała się najwyżej garstka miejscowych mugoli, okoliczne lasy były puste i bardzo chętnie odwiedzane przez wiele magicznych stworzeń, a w dodatku rosło tam mnóstwo magicznych roślin. Babcia uczyła ją jako pierwsza jak wiele magii można znaleźć w tych lasach i jak nawet niepozorna rzecz może niesamowicie wpływać na cały magiczny, a nawet mugolski, świat. Jednak tamten świat był spokojny. Wystarczyło ułożyć się na mchu i zapomnieć o wszelkich problemach. Wypić szklankę świeżej lemoniady babci, wsłuchać się w śpiew ptaków... Natomiast magia Londynu była inna. Była głównie w ludziach. Ludzie ułożyli cegły, używali zrobionych przez człowieka różdżek, robili niesamowite, magiczne rzeczy, nawet bez użycia czaru czy klątwy, mieli nieskończone możliwości, którym czasami nie śniło się Stephanie. Dlatego nigdy nie lekceważyła czyichś możliwości i była pewna, że nawet najgorsi ludzie potrafią zrobić coś niesamowitego.
Tak samo myślała o swojej towarzyszce, która mimo tego, że była sporo młodsza od Stephanie, nadal potrafiła ją zaskoczyć. W dodatku rudowłosa nie była w ogóle niezadowolona, że dziewczyna wie w niektórych rzeczach. Choćby we wróżbiarstwie, co właśnie udowodniła. Zaraz po tym jak Cirilla zerknęła w jej filiżankę, Stephanie znów ją zabrała i zerknęła w ciemne fusy, w których nic właściwie nie dostrzegła. Nigdy nie była dobra we wróżeniu...
- Czy ponurak nie jest wróżbą śmierci? - spytała. Nie trzeba było być mistrzem wróżb, żeby to wiedzieć, w końcu to w kulturze magicznej niemal przekleństwo, wszyscy w to wierzyli. Nawet najmniejsze dzieci! - Ale skoro mówisz, że to wozak, to wierzę... Wiesz, że się na tym nie znam. - uśmiechnęła się łagodnie. Bardzo wierzyła Cirilli, więc nie próbowała z nią dyskutować. Z resztą zawsze chciała patrzeć na pozytywną stronę wróżby. A ludzie kiedyś umrą... Tylko pytanie jak. Ona chciałaby umrzeć bohatersko, żeby poczuć się pogodzona z tym wszystkim. Ale nigdy nie wiadomo. Jednak nie warto się nad tym teraz rozwodzić.
- Nie jest źle. Mam całkiem fajną pracę na Pokątnej, zawsze jest dużo do roboty. - Uśmiechnęła się łagodnie. Jej herbata niestety już się skończyła, więc obserwowała jedynie dziewczynę, żeby w końcu usłyszeć też jej wróżbę.
Tak samo myślała o swojej towarzyszce, która mimo tego, że była sporo młodsza od Stephanie, nadal potrafiła ją zaskoczyć. W dodatku rudowłosa nie była w ogóle niezadowolona, że dziewczyna wie w niektórych rzeczach. Choćby we wróżbiarstwie, co właśnie udowodniła. Zaraz po tym jak Cirilla zerknęła w jej filiżankę, Stephanie znów ją zabrała i zerknęła w ciemne fusy, w których nic właściwie nie dostrzegła. Nigdy nie była dobra we wróżeniu...
- Czy ponurak nie jest wróżbą śmierci? - spytała. Nie trzeba było być mistrzem wróżb, żeby to wiedzieć, w końcu to w kulturze magicznej niemal przekleństwo, wszyscy w to wierzyli. Nawet najmniejsze dzieci! - Ale skoro mówisz, że to wozak, to wierzę... Wiesz, że się na tym nie znam. - uśmiechnęła się łagodnie. Bardzo wierzyła Cirilli, więc nie próbowała z nią dyskutować. Z resztą zawsze chciała patrzeć na pozytywną stronę wróżby. A ludzie kiedyś umrą... Tylko pytanie jak. Ona chciałaby umrzeć bohatersko, żeby poczuć się pogodzona z tym wszystkim. Ale nigdy nie wiadomo. Jednak nie warto się nad tym teraz rozwodzić.
- Nie jest źle. Mam całkiem fajną pracę na Pokątnej, zawsze jest dużo do roboty. - Uśmiechnęła się łagodnie. Jej herbata niestety już się skończyła, więc obserwowała jedynie dziewczynę, żeby w końcu usłyszeć też jej wróżbę.
The reason the world appears to be so ugly,
is we're always trying to paint over it.
is we're always trying to paint over it.
15 IX 1956
Nie do końca rozumiał tę idę podwójnych standardów. Były one właściwie przyzwoleniem dla obecnych patologii, które miały zbyt wielkie władztwo nad magicznym społeczeństwem. Nawet po zmianie władzy, która wreszcie zaczęła uderzać w cały ten szerzący się nepotyzm praktykowany przez szlachtę, ta dwoistość procedur była kultywowana przez urzędników. Również w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów to wciąż miało miejsce! Lorda Ollivandera do podziemi Tower of London w celu rozpoznania różdżki ściągnąć mógł bez żadnych problemów, jednak podobny zabieg względem lorda Burke’a stanowczo mu odradzano. Wszyscy jak jeden mąż twierdzili, że taka sytuacja może być rozpatrywana jako afront, zamierzony atak na członka rodu, wobec którego nowy Minister Magii ma negatywny stosunek z powodu trudnej historii wzajemnych stosunków pomiędzy rodami Burke i Longbottom. A Kieran ani tej historii zbytnio nie znał, ani poznać nie chciał. Chodziło o przesłuchanie człowieka, którego różdżka została znaleziona na miejscu anomalii w jednym z pokojów w Dziurawym Kotle. Rineheart znał dokładny przebieg zdarzeń, lecz nie mógł podzielić się całą wiedzą na ten temat z innymi. Jak zwykle starał się zachować szczególną ostrożność, zbyt łatwe zawierzenie innym rozpatrując tylko jako ogromny błąd. Był przekonany, że w Biurze Aurorów w znakomitej większości ma do czynienia z ludźmi zdeterminowanymi i praworządnymi, ale nawet pośród takich mogą znaleźć się łajzy, całkiem nieźle maskujący swą podłą naturę. Dlatego musiał trzymać się procedur. Próbował kombinować inaczej, ugryźć temat z innej strony. Różdżka była jedynym mocnym dowodem. Rzecz jasna Burke zgłosił jej zaginięcie, a nawet w listownym zgłoszeniu zasugerował kradzież. Parszywy drań.
Może i nie przepadał za zatęchłymi celami w podziemiach Tower of London, jednak po stokroć wolał prowadzić przesłuchania właśnie w nich niż pachnącej, przytulnej kawiarence. Było to aż za bardzo neutralne miejsce, nijak nie mogło wzbudzić grozy czy też uświadomić o dotkliwości kary. A jednak Rineheart siedział przy jednym ze stolików z filiżanką herbaty przed sobą, która zdołała już ostygnąć. Przybył na miejsce pół godziny wcześniej, aby upewnić się, że zapewni ono minimum prywatności podczas rozmowy. Nie bez powodu wybrał jeden ze stolików umiejscowionych z dala od wejścia, w kącie.
Poderwał się z miejsca, gdy dostrzegł Burke’a. Wyprostował się dumnie, chcąc podkreślić różnicę wzrostu – może i niewielką, ale widoczną, zatem korzystną dla niego. Spojrzenie niebieskich oczu było uważne i chłodne.
– Lordzie Burke – powitał czarodzieja beznamiętnie i oficjalnym tonem. Ale nie podał mu ręki, ani nie skłonił głowy. Nie bawiły go te całe grzeczności. – Przejdę od razu do rzeczy. Rozchodzi się o pana różdżkę. Może pan podać rodzaj użytego do niej drewna i rdzenia?
Nie do końca rozumiał tę idę podwójnych standardów. Były one właściwie przyzwoleniem dla obecnych patologii, które miały zbyt wielkie władztwo nad magicznym społeczeństwem. Nawet po zmianie władzy, która wreszcie zaczęła uderzać w cały ten szerzący się nepotyzm praktykowany przez szlachtę, ta dwoistość procedur była kultywowana przez urzędników. Również w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów to wciąż miało miejsce! Lorda Ollivandera do podziemi Tower of London w celu rozpoznania różdżki ściągnąć mógł bez żadnych problemów, jednak podobny zabieg względem lorda Burke’a stanowczo mu odradzano. Wszyscy jak jeden mąż twierdzili, że taka sytuacja może być rozpatrywana jako afront, zamierzony atak na członka rodu, wobec którego nowy Minister Magii ma negatywny stosunek z powodu trudnej historii wzajemnych stosunków pomiędzy rodami Burke i Longbottom. A Kieran ani tej historii zbytnio nie znał, ani poznać nie chciał. Chodziło o przesłuchanie człowieka, którego różdżka została znaleziona na miejscu anomalii w jednym z pokojów w Dziurawym Kotle. Rineheart znał dokładny przebieg zdarzeń, lecz nie mógł podzielić się całą wiedzą na ten temat z innymi. Jak zwykle starał się zachować szczególną ostrożność, zbyt łatwe zawierzenie innym rozpatrując tylko jako ogromny błąd. Był przekonany, że w Biurze Aurorów w znakomitej większości ma do czynienia z ludźmi zdeterminowanymi i praworządnymi, ale nawet pośród takich mogą znaleźć się łajzy, całkiem nieźle maskujący swą podłą naturę. Dlatego musiał trzymać się procedur. Próbował kombinować inaczej, ugryźć temat z innej strony. Różdżka była jedynym mocnym dowodem. Rzecz jasna Burke zgłosił jej zaginięcie, a nawet w listownym zgłoszeniu zasugerował kradzież. Parszywy drań.
Może i nie przepadał za zatęchłymi celami w podziemiach Tower of London, jednak po stokroć wolał prowadzić przesłuchania właśnie w nich niż pachnącej, przytulnej kawiarence. Było to aż za bardzo neutralne miejsce, nijak nie mogło wzbudzić grozy czy też uświadomić o dotkliwości kary. A jednak Rineheart siedział przy jednym ze stolików z filiżanką herbaty przed sobą, która zdołała już ostygnąć. Przybył na miejsce pół godziny wcześniej, aby upewnić się, że zapewni ono minimum prywatności podczas rozmowy. Nie bez powodu wybrał jeden ze stolików umiejscowionych z dala od wejścia, w kącie.
Poderwał się z miejsca, gdy dostrzegł Burke’a. Wyprostował się dumnie, chcąc podkreślić różnicę wzrostu – może i niewielką, ale widoczną, zatem korzystną dla niego. Spojrzenie niebieskich oczu było uważne i chłodne.
– Lordzie Burke – powitał czarodzieja beznamiętnie i oficjalnym tonem. Ale nie podał mu ręki, ani nie skłonił głowy. Nie bawiły go te całe grzeczności. – Przejdę od razu do rzeczy. Rozchodzi się o pana różdżkę. Może pan podać rodzaj użytego do niej drewna i rdzenia?
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Pogoda była wyjątkowo ładna jak na wrześniowe angielskie popołudnie. Edgar z chęcią wykorzystałby ten dzień na konną przejażdżkę - minęły wieki odkąd ostatnio dosiadał konia. Może nawet udałoby mu się namówić siostrę, żeby mu potowarzyszyła? Zawsze lubiła jeździectwo, nie powinna odmówić. Musiał też pewnego razu zabrać ze sobą Aldorę; wyraźnie była zafascynowana ogierami Prewettów podczas letniego kuligu, powinna się ucieszyć na taki wypad. Niestety wszystkie rodzinne plany Edgara musiały poczekać, ponieważ dzisiaj musiał się spotkać z niejakim Kieranem Rineheartem. Zdziwił go ten list. Nie spodziewał się, że sprawa jeszcze wyjdzie na światło dzienne, a jednak znalazł się jeden upierdliwy auror, który postanowił mu uprzykrzyć życie. Oczywiście próbował do tego spotkania nie dopuścić. Nie dlatego, że się go bał - jego rodzina od dziesięcioleci grała z Biurem Aurorów w kotka i myszkę, więc szczerze wątpił, by dzisiaj coś miało się w tej kwestii zmienić. Chciał je odwołać, bo cenił swój wolny czas i naprawdę nie chciał go marnować na takie nic nie wnoszące pogadanki. Ten Rineheart musiał być niezwykle zacięty skoro dopuścił do swego - to zapewne wina Longbottoma, tego żartu na stanowisku ministra magii. Oby zbliżający się szczyt coś w tej kwestii zmienił, bo nie zdzierży tego człowieka na tak wysokim stołku. Osobiście przeprowadzi zamach, jeżeli tylko zajdzie taka potrzeba, wykorzystując rodowe dziedzictwo podarowane im przez przodkinię Asę.
Zapisane w Gwiazdach. Edgar przyglądał się przez chwilę szyldowi, zastanawiając się czy to wszystko nie jest przypadkiem tylko mało zabawnym dowcipem. To już zabrakło im sal do przesłuchań? Mimo wszystko przekroczył próg lokalu, niemal od razu lokalizując sylwetkę Rinhearta, chociaż nigdy wcześniej go nie spotkał. Po prostu miał w sobie coś, co kazało mu sądzić, że jest aurorem. W zasadzie ucieszył się, że sprawą zajął się ktoś doświadczony. Jeżeli już musi marnować swój wolny czas, to przynajmniej z kimś na poziomie. Od razu zauważył jak mężczyzna się prostuje, natychmiast wyczuwając w tym (może nieświadomym) geście oznakę rywalizacji. - Dzień dobry, panie Rineheart - odpowiedział swoim zwyczajowym głosem, stosunkowo niskim i nieco znudzonym. Usiadł spokojnie na przeciwko aurora, swobodnie krzyżując dłonie na brzuchu. - Wydawało mi się, że doskonale znacie jej budowę skoro przeprowadziliście identyfikację - odparł, wcale nie zamierzając mężczyźnie ułatwiać tego spotkania. Przecież do niego nie powinno w ogóle dojść.
Zapisane w Gwiazdach. Edgar przyglądał się przez chwilę szyldowi, zastanawiając się czy to wszystko nie jest przypadkiem tylko mało zabawnym dowcipem. To już zabrakło im sal do przesłuchań? Mimo wszystko przekroczył próg lokalu, niemal od razu lokalizując sylwetkę Rinhearta, chociaż nigdy wcześniej go nie spotkał. Po prostu miał w sobie coś, co kazało mu sądzić, że jest aurorem. W zasadzie ucieszył się, że sprawą zajął się ktoś doświadczony. Jeżeli już musi marnować swój wolny czas, to przynajmniej z kimś na poziomie. Od razu zauważył jak mężczyzna się prostuje, natychmiast wyczuwając w tym (może nieświadomym) geście oznakę rywalizacji. - Dzień dobry, panie Rineheart - odpowiedział swoim zwyczajowym głosem, stosunkowo niskim i nieco znudzonym. Usiadł spokojnie na przeciwko aurora, swobodnie krzyżując dłonie na brzuchu. - Wydawało mi się, że doskonale znacie jej budowę skoro przeprowadziliście identyfikację - odparł, wcale nie zamierzając mężczyźnie ułatwiać tego spotkania. Przecież do niego nie powinno w ogóle dojść.
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Już po kilku krokach postawionych przez szlachcica wiedział, że to spotkanie nie będzie łatwe. Próg kawiarenki przekroczył nad wyraz dumnie, śmiało, całą swoją postawą pokazując, że rusza na ciężki bój. To akurat było całkiem rozsądne nastawienie, bardzo też naturalne, ale tylko bardziej wzmogło niechęć Kierana. W tym przypadku to on, auror prowadzący sprawę, z którą wiązano Burke’a, miał prawo do podobnego zachowania. Nie spodobał mu się znudzony ton, w jakim wybrzmiało już samo powitanie. Udało mu się jednak nie okazać irytacji, a przynajmniej taką miał nadzieję, choć poczuł, że mimowolnie zmarszczył brwi. Ale tylko odrobinę, prawda? Tak, tylko odrobinę. Zatem to niczego nie dowodziło.
Ciekaw był, czy lord Burke wyrzucałby z siebie podobne słowa o dość butnym charakterze, gdyby rozmowa przebiegała w jednej z tych ciasnych, zatęchłych cel Tower of London. Doprawdy, chętnie przyglądałby się wtedy tej jego parszywej buźce. Ale w tej chwili musiał pilnować się i swoje wrogie nastawienie trzymać na wodzy. Teraz był jedynie wykonującym swoje obowiązki aurorem, rolę członka Zakonu Feniksa musiał odłożyć na bok. Czynił to niechętnie, musiał jednak zachować jak najwięcej rozwagi. Mimo to z niezwykłą uwagą przyglądał się temu, jak Edgar siada, po czym krzyżuje dłonie. Więc i Rineheart po chwili powrócił na wcześniej zajęte miejsce, łatwo ignorując obecność filiżanki na stoliku.
– Proszę uznać to za kolejny etap identyfikacji odnalezionej różdżki – wyrzucił z siebie spokojnie, ale również w jego głosie rozbrzmiała stanowczość, która sugerowała, że nie warto prowadzić z nim żadnych gierek. – Prawdziwy właściciel również będzie doskonale znał jej budowę, zatem proszę podać rodzaj drewna i rdzeń zagubionej przez pana różdżki – prośba wybrzmiała jak surowe polecenie, lecz taka była już jego natura. Nie zamierzał zmieniać swoich zwyczajowych nawyków dla jednego fałszywego fircyka z szlachetnego rodu. Jeszcze czego. Kawy czy herbaty też mu proponować nie zamierzał. Nie przyszli tu na pogaduszki, mieli rozprawiać o ważnych sprawach, od których na kilometr czuć było czarną magią.
Ciekaw był, czy lord Burke wyrzucałby z siebie podobne słowa o dość butnym charakterze, gdyby rozmowa przebiegała w jednej z tych ciasnych, zatęchłych cel Tower of London. Doprawdy, chętnie przyglądałby się wtedy tej jego parszywej buźce. Ale w tej chwili musiał pilnować się i swoje wrogie nastawienie trzymać na wodzy. Teraz był jedynie wykonującym swoje obowiązki aurorem, rolę członka Zakonu Feniksa musiał odłożyć na bok. Czynił to niechętnie, musiał jednak zachować jak najwięcej rozwagi. Mimo to z niezwykłą uwagą przyglądał się temu, jak Edgar siada, po czym krzyżuje dłonie. Więc i Rineheart po chwili powrócił na wcześniej zajęte miejsce, łatwo ignorując obecność filiżanki na stoliku.
– Proszę uznać to za kolejny etap identyfikacji odnalezionej różdżki – wyrzucił z siebie spokojnie, ale również w jego głosie rozbrzmiała stanowczość, która sugerowała, że nie warto prowadzić z nim żadnych gierek. – Prawdziwy właściciel również będzie doskonale znał jej budowę, zatem proszę podać rodzaj drewna i rdzeń zagubionej przez pana różdżki – prośba wybrzmiała jak surowe polecenie, lecz taka była już jego natura. Nie zamierzał zmieniać swoich zwyczajowych nawyków dla jednego fałszywego fircyka z szlachetnego rodu. Jeszcze czego. Kawy czy herbaty też mu proponować nie zamierzał. Nie przyszli tu na pogaduszki, mieli rozprawiać o ważnych sprawach, od których na kilometr czuć było czarną magią.
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Nie chciało mu się wierzyć, że w całym magicznym Londynie nie znalazło się lepsze miejsce do przeprowadzenia przesłuchania. Tutaj roiło się od dziwnych ludzi, w dodatku dziwnych nie w ten nokturnowy sposób, znany Edgarowi od podszewki. Ktoś siedział pochylony nad swoją dłonią i mruczał coś pod nosem niczym rasowy wariat – Edgar w końcu odwrócił od niego wzrok, w pełni skupiając się na swoim rozmówcy. Wyraźnie chciał jak najszybciej skończyć to spotkanie, przynajmniej w tym jednym się zgadzali. Mimo wszystko Edgar był przekonany, że ich rozmowa nie zakończy się tak jak Rineheart by sobie tego życzył; zamknięcie szlachcica jest w zasadzie niemożliwe, co już pokazał Craig z Quentinem. Westchnął cicho, dając mu do zrozumienia, że wcale nie boi się jego aurorskiej odznaki, a całe to spotkanie uznaje za pomyłkę. - Palisander, łuska smoka, 14 cali - powiedział bez zbędnych komentarzy, chociaż przez chwilę miał ochotę jeszcze raz odmówić zeznań. Miał pełne prawo bojkotować to spotkanie, szczególnie, że niedawno wysłał list do Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów z zawiadomieniem o kradzieży różdżki; to, że owa kradzież nie mogła się jeszcze bardziej mijać z prawdą, nie było już istotne. - Niedawno zgłosiłem jej zaginięcie - przypomniał na wszelki wypadek gdyby auror zapomniał – ilość siwych włosów na jego głowie jasno wskazywała na wieloletnie doświadczenie w zawodzie. - Czy w takim razie wiadomo w jaki sposób znalazła się na miejscu anomalii? - Dopytał, wątpliwie udając zainteresowanie. Nigdy nie był dobrym aktorem, a w tym momencie nawet nie starał się nim być. Jak zwykle czuł pewność siebie i swojego nazwiska, które ucieka przed wymiarem sprawiedliwości już kilkadziesiąt długich lat – czy naprawdę różdżka miała go za sobą pociągnąć na dno? - I czy dostanę ją z powrotem? - Dodał, bo choć ostatnio kupił u Ollivandera nową różdżkę, nie obraziłby się za odzyskanie starej. Zdecydowanie bardziej jej ufał i wciąż doskwierał mu jej brak – zdążył ją poznać, sprawdzić w wielu ekstremalnych sytuacjach; nowa cały czas pozostawała dla niego swego rodzaju niewiadomą.
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie podobała mu się ta postawa pełna wyższości, cechująca znakomitą większość szlachciców, z jaką zetknął się w swoim życiu. Zwłaszcza ci wywodzący się z konserwatywnych rodów byli posiadaczami zbyt wielkiego mniemania o sobie, jakby nikt im nigdy nie powiedział, że też są tylko ludźmi. Prędzej od maleńkości wpajano im, jak to powinni być podstępnymi i zuchwałymi żmijami, co zawsze odnajdą najlepszy moment na to, aby wprowadzić swój jad do krwiobiegu ofiary, ostre kły wbijając w ciało nieszczęśnika niespodziewanie, atakując z ukrycia. Taki zresztą był w oczach Kierana siedzący przed nim lord Burke. Najprawdziwsza kanalia i tchórz. Jakże żałował, że nie może w obecnych okolicznościach postawić mu jakichkolwiek zarzutów, chociaż miał przecież dowody na to, że na miejscu anomalii rzucał czarnomagiczne zaklęcia. Lecz wspomnienie Diggory stanowiło niestety broń obusieczną. Nie mógł oficjalnie wspomnieć o działalności Rycerzy Walpurgii, jeśli chciał zataić fakt istnienia Zakonu Feniksa.
Gdyby było to klasyczne przesłuchanie, jakie miałby szansę przeprowadzić w normalnych warunkach, które byłoby spowodowane niepodważalnymi dowodami winy, inaczej by teraz rozmawiali. A tak musiał panować nad swoją niechęcia, nawet jeśli nie próbował jej wcale taić, pytania zaś miał zadawać cierpliwie. – Zgadza się – rzucił mrukliwie, ale tego się przecież spodziewał. Weryfikacja przebiegła pomyślnie. – Fakt jej zaginięcia jest bardzo istotny, a jej nagłe odnalezienie na miejscu naprawionej anomalii naprawdę niezwykłe. Nie udało się jeszcze ustalić, jak się w Dziurawym Kotle znalazła – nie zdejmował spojrzenie z drugiego czarodzieja, z uwagą badając wszelkie jego reakcje. – Nie sądzę, aby różdżka miała powrócić do pana prędko – odparł spokojnie, darując sobie tytuły. Samo stwierdzenie, jakże prawdziwe, sprawiło mu odrobinę mściwej satysfakcji. Ale ta lordowska kanalia pewnie już była w posiadaniu kolejnej różdżki. – Stanowi ona dowód w sprawie prowadzonej przez Biuro Aurorów. Do czasu zamknięcia sprawy musi być do pełnej dyspozycji śledczych. Wszystkie przypadki użycia czarnej magii muszą być jak najbardziej wnikliwie sprawdzone, aby przypadkiem niczego nie pominąć.
Przypomniał sobie o ważnej rzeczy, jaką powiedział Ollivander po sprawdzeniu omawianej przez nich różdżki.
– Zapewne trudno byłoby jej ponownie używać. Według ekspertyzy zasięgniętej u różdżkarza rdzeń różdżki, łuska smoka, ostatecznie poddała się czarnej magii. Ktoś, kto korzystał z niej po zgłoszeniu przez pana zaginięcia wraz z podejrzeniem jej kradzieży, nie próżnował z praktykowaniem nią czarnej magii. To dość nietypowe, że smocza łuska mogła ulec w tak krótkim czasie nowemu właścicielowi.
Sugerował wiele, jednak nie bał się konsekwencji. Jak na razie Longbottom robił wreszcie w Ministerstwie Magii porządek i Rineheart miał nadzieję, że taki stan rzeczy utrzyma się jak najdłużej.
Gdyby było to klasyczne przesłuchanie, jakie miałby szansę przeprowadzić w normalnych warunkach, które byłoby spowodowane niepodważalnymi dowodami winy, inaczej by teraz rozmawiali. A tak musiał panować nad swoją niechęcia, nawet jeśli nie próbował jej wcale taić, pytania zaś miał zadawać cierpliwie. – Zgadza się – rzucił mrukliwie, ale tego się przecież spodziewał. Weryfikacja przebiegła pomyślnie. – Fakt jej zaginięcia jest bardzo istotny, a jej nagłe odnalezienie na miejscu naprawionej anomalii naprawdę niezwykłe. Nie udało się jeszcze ustalić, jak się w Dziurawym Kotle znalazła – nie zdejmował spojrzenie z drugiego czarodzieja, z uwagą badając wszelkie jego reakcje. – Nie sądzę, aby różdżka miała powrócić do pana prędko – odparł spokojnie, darując sobie tytuły. Samo stwierdzenie, jakże prawdziwe, sprawiło mu odrobinę mściwej satysfakcji. Ale ta lordowska kanalia pewnie już była w posiadaniu kolejnej różdżki. – Stanowi ona dowód w sprawie prowadzonej przez Biuro Aurorów. Do czasu zamknięcia sprawy musi być do pełnej dyspozycji śledczych. Wszystkie przypadki użycia czarnej magii muszą być jak najbardziej wnikliwie sprawdzone, aby przypadkiem niczego nie pominąć.
Przypomniał sobie o ważnej rzeczy, jaką powiedział Ollivander po sprawdzeniu omawianej przez nich różdżki.
– Zapewne trudno byłoby jej ponownie używać. Według ekspertyzy zasięgniętej u różdżkarza rdzeń różdżki, łuska smoka, ostatecznie poddała się czarnej magii. Ktoś, kto korzystał z niej po zgłoszeniu przez pana zaginięcia wraz z podejrzeniem jej kradzieży, nie próżnował z praktykowaniem nią czarnej magii. To dość nietypowe, że smocza łuska mogła ulec w tak krótkim czasie nowemu właścicielowi.
Sugerował wiele, jednak nie bał się konsekwencji. Jak na razie Longbottom robił wreszcie w Ministerstwie Magii porządek i Rineheart miał nadzieję, że taki stan rzeczy utrzyma się jak najdłużej.
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Początkowo Edgar podchodził do tego przesłuchania ze spokojem, będąc pewnym swojej nietykalności, jednak z każdym kolejnym słowem aurora coraz bardziej się denerwował. Uświadamiał sobie bezsens tego spotkania i zaczynał odczuwać uciekający czas, który mógłby spożytkować na tyle przydatnych sposobów. Zamiast tego musiał siedzieć w jakiejś podrzędnej kawiarni w okolicy mugolskiego Londynu, do którego absolutnie nigdy się nie zapuszczał, w dodatku w towarzystwie jakichś świrniętych klientów. Za to Rineheart wcale nie sprawiał wrażenia osoby, która chce szybko zakończyć przesłuchanie - wręcz przeciwnie, pewnie będzie chciał cały czas drążyć aż w końcu dotrze do czegoś, co pozwoli mu na zamknięcie Edgara w więzieniu za użytkowanie czarnej magii. I choć Edgar zawsze był pewny siebie, zaczynał się zastanawiać, czy aby na pewno taki scenariusz nie mógłby się wydarzyć. Ten przeklęty Longbottom już nie raz pokazał, że ma gdzieś wszystkie szlacheckie rody, tak więc w tym samym miejscu może mieć również nestorski list. Edgar poruszył się niespokojnie na krześle, chociaż minę wciąż miał niewzruszoną. - Co w tym takiego niezwykłego? Ktoś ją znalazł, a później polazł do Dziurawego Kotła - odparł, ogłaszając oczywistą oczywistość, ale jak najbardziej był tego świadomy. Świat zazwyczaj był dla niego czarno-biały, a z każdego zaistniałego problemu potrafił znaleźć jakieś wyjście - gdyby nie musiał kłamać, zapewne i tak widziałby sytuację w ten sposób. - Do czasu zamknięcia sprawy? Proszę mnie nie rozśmieszać, to przecież może ciągnąć się tygodniami - oburzył się, chociaż znalazł się już w posiadaniu nowej różdżki. Może nie tak dobrej i zaufanej jak ta utracona, lecz wciąż dobrej jakości. Dopiero kolejne słowa aurora zmusiły go do porzucenia tej beztroskiej pozy, którą zajął przed kilkoma minutami. Zaplecione dłonie położył na blacie niewielkiego stoliczka, lekko się przy nim pochylając. - Czy pan sugeruje, że różdżka musiała zostać poddana działaniu czarnej magii jeszcze na długo przed zaginięciem? Że ja miałbym ją praktykować? To odważne słowa - stwierdził, nie bez powodu podkreślając ostatnie zdanie. Nawet podczas rządów Longbottoma szlachta mogła poszczycić się pewnymi przywilejami, które nie mogły zostać zignorowane nawet przez ostatnie wymysły ministra co do wzmożonych kontroli arystokratycznych inwestycji. To niemożliwe, żeby udało mu się coś udowodnić w sprawie sklepu na Nokturnie - jeszcze nikomu się to nie udało, tak samo jak nie uda im się udowodnić Edgarowi winy w sprawie Dziurawego Kotła. Burke wyprostował się na krześle, nie spuszczając wyzywającego wzroku ze swojego rozmówcy. Chciał dobrze zapamiętać tę nadgorliwą twarz.
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Od razu dostrzegł minimalną zmianę pozycji drugiego czarodzieja na krześle, dostrzegając w tym zalążek zdenerwowania. Takie szczegóły nie umykały jego spojrzeniu, dobrze wyćwiczonemu przez te wszystkie lata tropienia złoczyńców najgorszego sortu. Dalej na ich twarzach gościły niewzruszone niczym maski, lecz obaj byli sobą wzajemnie zniesmaczeni. Burke prezentował to poprzez wyższość, Kieran zaś nie ukrywał sygnałów, które sugerowały odczuwalną przez niego niechęć.
– Jaki czarodziej mógł być zdesperowany aż tak, aby udać się do miejsca anomalii z cudzą, nieposłuszną mu całkowicie różdżką? – wyrzucił z siebie niby retoryczne pytanie, poddając pod wątpliwość najprostsze rozwiązanie, wyartykułowane przez szlachcica. Kieran wiedział jednak lepiej. Gdyby nie przynależał do Zakonu, nie tylko mógłby taką wersję wydarzeń rozważyć, ale przede wszystkim nie znalazłby się nigdy w posiadaniu tej różdżki. Jako auror miał możliwości zmienić pewne fakty dotyczące tego, jak wszedł w posiadanie dowodu, ale przecież ktoś naprawdę znalazł ją po starciu w Dziurawym Kotle.
Oburzenie szlachcica nic dla niego nie znaczyło. Czy Burke naprawdę myślał, że jego niezadowolenie cokolwiek zmieni? Na twarzy Kierana nie pojawiło się przerażenie czy zażenowanie, co najwyżej odrobinę bardziej zmarszczył brwi, co prezentować się mogło tylko bardziej srogo przy jego groźnej aparycji. – Nie trudnię się rozśmieszaniem innych ludzi – rzekł stanowczo. – Może się ciągnąć nawet całymi miesiącami, jeśli zajdzie taka potrzeba. Takie sprawy prowadzone są bardzo rzetelnie, sam zaś nie mam zwyczaju odpuszczać zbyt przedwcześnie – skoro prowadził tę sprawę, zamierzał być jak najbardziej uciążliwy. Miał ku temu sposobność. Chciał dać draniowi do zrozumienia, że jeszcze dobierze mu się do dupy. Niech tylko da mu do tego okazję, a chętnie wsadzi go do Tower.
Wreszcie pokazał prawdziwe oblicze, gdy poczuł się zagrożony. Kieran został wzięty już na poważnie, gdy sugestie były już zbyt blisko oskarżeń.
– Według mnie to interpretacja moich słów czyni je odważnymi – zaczął spokojnie, dobrze wiedząc na jak wiele sobie pozwala. Nie bał się konsekwencji. Co najwyżej wpłynie na niego skarga, na pewno nie pierwsza i z pewnością nie ostatni. – Po prostu pańska różdżka to naprawdę ciekawy dowód. Dużo wokół niej się dzieje. Zaginięcie, kradzież, odnalezienie w miejscu, gdzie nie miała prawa się pojawić, na dodatek to zanieczyszczenie rdzenia czarną magią – ani razu nie odwrócił spojrzenia od właściciela różdżki. Wielką niesprawiedliwością było to, że nie mógł oficjalnie uznać go za podejrzanego.
– Jaki czarodziej mógł być zdesperowany aż tak, aby udać się do miejsca anomalii z cudzą, nieposłuszną mu całkowicie różdżką? – wyrzucił z siebie niby retoryczne pytanie, poddając pod wątpliwość najprostsze rozwiązanie, wyartykułowane przez szlachcica. Kieran wiedział jednak lepiej. Gdyby nie przynależał do Zakonu, nie tylko mógłby taką wersję wydarzeń rozważyć, ale przede wszystkim nie znalazłby się nigdy w posiadaniu tej różdżki. Jako auror miał możliwości zmienić pewne fakty dotyczące tego, jak wszedł w posiadanie dowodu, ale przecież ktoś naprawdę znalazł ją po starciu w Dziurawym Kotle.
Oburzenie szlachcica nic dla niego nie znaczyło. Czy Burke naprawdę myślał, że jego niezadowolenie cokolwiek zmieni? Na twarzy Kierana nie pojawiło się przerażenie czy zażenowanie, co najwyżej odrobinę bardziej zmarszczył brwi, co prezentować się mogło tylko bardziej srogo przy jego groźnej aparycji. – Nie trudnię się rozśmieszaniem innych ludzi – rzekł stanowczo. – Może się ciągnąć nawet całymi miesiącami, jeśli zajdzie taka potrzeba. Takie sprawy prowadzone są bardzo rzetelnie, sam zaś nie mam zwyczaju odpuszczać zbyt przedwcześnie – skoro prowadził tę sprawę, zamierzał być jak najbardziej uciążliwy. Miał ku temu sposobność. Chciał dać draniowi do zrozumienia, że jeszcze dobierze mu się do dupy. Niech tylko da mu do tego okazję, a chętnie wsadzi go do Tower.
Wreszcie pokazał prawdziwe oblicze, gdy poczuł się zagrożony. Kieran został wzięty już na poważnie, gdy sugestie były już zbyt blisko oskarżeń.
– Według mnie to interpretacja moich słów czyni je odważnymi – zaczął spokojnie, dobrze wiedząc na jak wiele sobie pozwala. Nie bał się konsekwencji. Co najwyżej wpłynie na niego skarga, na pewno nie pierwsza i z pewnością nie ostatni. – Po prostu pańska różdżka to naprawdę ciekawy dowód. Dużo wokół niej się dzieje. Zaginięcie, kradzież, odnalezienie w miejscu, gdzie nie miała prawa się pojawić, na dodatek to zanieczyszczenie rdzenia czarną magią – ani razu nie odwrócił spojrzenia od właściciela różdżki. Wielką niesprawiedliwością było to, że nie mógł oficjalnie uznać go za podejrzanego.
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
To było jawne atakowanie jego osoby, zawoalowane w zgrabne przesłuchanie. Ten przeklęty auror miał tupet, żeby zapraszać go do tej podrzędnej niemalże mugolskiej kawiarni i wysnuwać podobne podejrzenia. Co z tego, że prawdziwe – nikt zdrowy na umyślnie nie próbowałby zamknąć żadnego arystokraty. Wpływ Harolda Longbottoma niebezpiecznie się szerzył, a szlamolubni pracownicy ministerstwa stawali się coraz odważniejsi. Edgar miał nadzieję, że wkrótce Rycerze położą temu kres, ale na razie musiał się męczyć z takim upokarzaniem i marnowaniem czasu. - Nie wiem. To chyba pana praca, żeby znaleźć odpowiedź na to pytanie - odpowiedział spokojnie, choć wewnątrz zaczynał się gotować. Najchętniej splunąłby mu prosto w twarz za te odważne słowa, ale niechętnie trzymał fason. Nie chciał dać mu tej satysfakcji i dać się sprowokować, chociaż był już na krawędzi. Rineheart mógł być przekonany, że odpłaci mu się pięknym za nadobne, kiedy tylko Edgarowi nadarzy się ku temu okazja. Miał dobrą pamięć, szczególnie kiedy ktoś zalazł mu za skórę, a oficjalne wysnuwanie takich wniosków wystarczyło, żeby tak się stało. - To dobrze. W takim razie mam nadzieję, że uda się panu wyjaśnić tę sprawę i ukarać osobę, która śmiała wykorzystać moją różdżkę w Dziurawym Kotle - odparł odnośnie tego zaangażowania aurora w pracy. Niech szuka, skoro taki rzetelny, tylko niech nie wściubia nosa w nie swoje sprawy. Najwidoczniej jeszcze nie miał okazji się nauczyć, że to nie zawsze dobrze się kończy – a niby taki doświadczony.
- Zaginięcie to tylko nieszczęśliwy wypadek, może moja nieuwaga. Z całą resztą nie mam nic wspólnego - odpowiedział stanowczo, również nie spuszczając spojrzenia z mężczyzny siedzącego naprzeciwko. Atmosfera niebezpiecznie zgęstniała, ale Edgar nie mógł dać się zastraszyć. To tylko kolejny pachołek, który próbuje zamknąć go w więzieniu, ale Burke'owie zbyt długo żyją nietknięci, by ten jeden auror miał coś zmienić. - Zaczynam podejrzewać, że te oskarżenia to tylko uprzedzenia pana ministra. Nasze rodziny łączy skomplikowana historia - dodał, opierając się z powrotem wygodnie na krześle. Wszyscy wiedzieli, że Longbottomowie i Burke'owie od wieków ze sobą rywalizują. Harold pewnie nigdy spokojnie nie pójdzie spać, jeżeli nie zapełni wszystkich cel w Azkabanie.
- Zaginięcie to tylko nieszczęśliwy wypadek, może moja nieuwaga. Z całą resztą nie mam nic wspólnego - odpowiedział stanowczo, również nie spuszczając spojrzenia z mężczyzny siedzącego naprzeciwko. Atmosfera niebezpiecznie zgęstniała, ale Edgar nie mógł dać się zastraszyć. To tylko kolejny pachołek, który próbuje zamknąć go w więzieniu, ale Burke'owie zbyt długo żyją nietknięci, by ten jeden auror miał coś zmienić. - Zaczynam podejrzewać, że te oskarżenia to tylko uprzedzenia pana ministra. Nasze rodziny łączy skomplikowana historia - dodał, opierając się z powrotem wygodnie na krześle. Wszyscy wiedzieli, że Longbottomowie i Burke'owie od wieków ze sobą rywalizują. Harold pewnie nigdy spokojnie nie pójdzie spać, jeżeli nie zapełni wszystkich cel w Azkabanie.
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Rzeczywiście jego praca polegała na odkrywaniu odpowiedzi na różne pytania, jeśli tylko w grę wchodziło obcowanie z niebezpieczną czarną magią. Śmieszne wydawało mu się to, jak uparcie Burke odgrywał rolę dumnego szlachcica, któremu nic nie można zarzucić. Właściwie było to obrzydliwe. Gardził ludźmi, którzy kryli swoje prawdziwe oblicze. Wszyscy czarnoksiężnicy byli podłymi kreaturami, ale to ci mogący pochwalić się wysokim urodzeniem pozostawali najbardziej zakłamani i perfidni. – Też mam taką nadzieję – odparł mrukliwie, zniechęcony grą pozorów i poziomem zuchwalstwa lordowskiej mości. Gdyby tylko mógł, już dawno posłałby w niego zaklęcie. Irytował go brak możliwości pochwycenia zbrodniarza. Wciąż jednak nie mógł ujawnić wszystkich dowodów na jego winy, a więc i postawić mu jakichkolwiek zarzutów.
– Mogę zapewnić, że historia nie ma tu nic do rzeczy – rzekł stanowczo, nie czując się jednak w obowiązku uporczywie bronić tego stanowiska. – Bardziej ciekawią mnie teraźniejsze poczynania, gdy żyjemy w tak niespokojnych czasach – dodał jeszcze dobitnie, nie zdejmując spojrzenia z arystokraty. – Nie zabronię panu jednak snuć podejrzeń, ale proszę być przygotowanym na to, że ja również będę snuł swoje.
Powstał ze swojego miejsca nagle, niezainteresowany dokończeniem herbaty. Zerknął tylko na filiżankę, której właściwie nie ruszył ani razu, od kiedy została podana do stolika. Ciekawe, w jaki kształt ułożyłyby się dzisiaj fusy. I tak nie zamierzał tego sprawiać, niezbyt wierząc w wagę wróżb.
– Obowiązki wzywają – rzucił w ramach wytłumaczenia zbliżającego się wyjścia z lokalu. Zamierzał zakończyć to spotkanie na własnych warunkach, mając poniekąd nadzieję, ze takim zachowaniem rozsierdzi jedynie bardziej drugiego czarodzieja. – Do zobaczenia, lordzie Burke – nawet nie ukrywał, że to przestroga. A może bardziej groźba. Pod formą zwykłego pożegnania przekazał prawdziwe odczucia względem konserwatywnego szlachcica. Choć musiał zatrzymać dla siebie wszelkie poważne oskarżenia, to jednak z własną niechęcia wstrzymać się do końca nie mógł. Zwyczajnie nienawidził tych oślizgłych drani, co nawet teraz pozostawali bezkarni. Oby zmieniło się to najszybciej. Cała nadzieja w Longbottomie. Wreszcie na stanowisku Ministra Magii pojawił się ktoś, kto chciał zmienić chory system i wreszcie wprowadzić prawdziwą sprawiedliwość pośród brytyjskich czarodziejów.
Nie bawił się w dalsze uprzejmości, po prostu ruszył do wyjścia. Co miał zrobić, już zrobił. Oficjalnie przesłuchał właściciela odnalezionej różdżki. Spisze raport z rozmowy i spróbuję podejść tego drania inaczej. Choć miała jeszcze przydzielone inne sprawy.
| z tematu
– Mogę zapewnić, że historia nie ma tu nic do rzeczy – rzekł stanowczo, nie czując się jednak w obowiązku uporczywie bronić tego stanowiska. – Bardziej ciekawią mnie teraźniejsze poczynania, gdy żyjemy w tak niespokojnych czasach – dodał jeszcze dobitnie, nie zdejmując spojrzenia z arystokraty. – Nie zabronię panu jednak snuć podejrzeń, ale proszę być przygotowanym na to, że ja również będę snuł swoje.
Powstał ze swojego miejsca nagle, niezainteresowany dokończeniem herbaty. Zerknął tylko na filiżankę, której właściwie nie ruszył ani razu, od kiedy została podana do stolika. Ciekawe, w jaki kształt ułożyłyby się dzisiaj fusy. I tak nie zamierzał tego sprawiać, niezbyt wierząc w wagę wróżb.
– Obowiązki wzywają – rzucił w ramach wytłumaczenia zbliżającego się wyjścia z lokalu. Zamierzał zakończyć to spotkanie na własnych warunkach, mając poniekąd nadzieję, ze takim zachowaniem rozsierdzi jedynie bardziej drugiego czarodzieja. – Do zobaczenia, lordzie Burke – nawet nie ukrywał, że to przestroga. A może bardziej groźba. Pod formą zwykłego pożegnania przekazał prawdziwe odczucia względem konserwatywnego szlachcica. Choć musiał zatrzymać dla siebie wszelkie poważne oskarżenia, to jednak z własną niechęcia wstrzymać się do końca nie mógł. Zwyczajnie nienawidził tych oślizgłych drani, co nawet teraz pozostawali bezkarni. Oby zmieniło się to najszybciej. Cała nadzieja w Longbottomie. Wreszcie na stanowisku Ministra Magii pojawił się ktoś, kto chciał zmienić chory system i wreszcie wprowadzić prawdziwą sprawiedliwość pośród brytyjskich czarodziejów.
Nie bawił się w dalsze uprzejmości, po prostu ruszył do wyjścia. Co miał zrobić, już zrobił. Oficjalnie przesłuchał właściciela odnalezionej różdżki. Spisze raport z rozmowy i spróbuję podejść tego drania inaczej. Choć miała jeszcze przydzielone inne sprawy.
| z tematu
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
To spotkanie od początku nie miało sensu. Rineheart mógł do końca swoich dni atakować Edgara, a on mógł bez przerwy te ataki odpierać. Dziwił się, że jeszcze nikt nie pokazał temu aurorowi, gdzie jego miejsce. Był niewyobrażalnie pewny siebie i chyba nie był do końca świadomy gdzie ta pewność siebie może do zaprowadzić. Edgar obiecał sobie, że kiedyś mu to uzmysłowi, ale w tym momencie nie miał ku temu odpowiednich środków. Musiał działać ostrożnie, bo mimo wszystko nie chciał mieć na głowie większej ilości problemów, szczególnie z Biurem Aurorów. Musiał się uzbroić w cierpliwość, ale to nie powinno być w jego przypadku trudne; każdy Burke potrafił długo się czaić do ataku.
- Proszę snuć, w końcu to pańska praca. Tylko niech te podejrzenia będą oparte na porządnych dowodach - powiedział, zaplatając dłonie na blacie niewielkiego stoliczka. Zlekceważył kelnera, który kolejny raz postanowił spróbować odebrać zamówienie, ale Edgar nie miał w tym momencie ochoty na herbatkę czy kawałek serniczka, który tak usilnie próbowali reklamować przed wejściem. Kolejny raz nie mógł uwierzyć, że przesłuchanie zostało przeprowadzone właśnie w takim miejscu, przecież to śmieszne. Jeżeli to odzwierciedla stan Biura Aurorów, to jest opłakany.
- Do zobaczenia - odpowiedział, samemu również wstając z miejsca. Rineheart mógł mu grozić ile chciał, mógł też bez przerwy recytując fragmenty magicznego prawa, ale Edgar dobrze wiedział, że on i cały ród stoją ponad nim. Mógł być jednak pewny, że faktycznie jeszcze się spotkają, choć może niekoniecznie w tak miłych okolicznościach jak dzisiaj. Poczekał aż mężczyzna wyjdzie z lokalu, po czym ruszył zaraz za nim, ale w przeciwnym kierunku. Czekało na niego dużo obowiązków na Nokturnie, o wiele ważniejszych niż dzisiejsza rozmowa. Opatulił się dokładniej płaszczem, by ochronić się przed nieprzyjemnym wiatrem, kiedy skręcał w ciemne uliczki. Czuł, że do końca dnia będzie miał zły humor przez spotkanie z tym przeklętym aurorem, ale jeszcze mu się odwdzięczy pięknym za nadobne.
zt
- Proszę snuć, w końcu to pańska praca. Tylko niech te podejrzenia będą oparte na porządnych dowodach - powiedział, zaplatając dłonie na blacie niewielkiego stoliczka. Zlekceważył kelnera, który kolejny raz postanowił spróbować odebrać zamówienie, ale Edgar nie miał w tym momencie ochoty na herbatkę czy kawałek serniczka, który tak usilnie próbowali reklamować przed wejściem. Kolejny raz nie mógł uwierzyć, że przesłuchanie zostało przeprowadzone właśnie w takim miejscu, przecież to śmieszne. Jeżeli to odzwierciedla stan Biura Aurorów, to jest opłakany.
- Do zobaczenia - odpowiedział, samemu również wstając z miejsca. Rineheart mógł mu grozić ile chciał, mógł też bez przerwy recytując fragmenty magicznego prawa, ale Edgar dobrze wiedział, że on i cały ród stoją ponad nim. Mógł być jednak pewny, że faktycznie jeszcze się spotkają, choć może niekoniecznie w tak miłych okolicznościach jak dzisiaj. Poczekał aż mężczyzna wyjdzie z lokalu, po czym ruszył zaraz za nim, ale w przeciwnym kierunku. Czekało na niego dużo obowiązków na Nokturnie, o wiele ważniejszych niż dzisiejsza rozmowa. Opatulił się dokładniej płaszczem, by ochronić się przed nieprzyjemnym wiatrem, kiedy skręcał w ciemne uliczki. Czuł, że do końca dnia będzie miał zły humor przez spotkanie z tym przeklętym aurorem, ale jeszcze mu się odwdzięczy pięknym za nadobne.
zt
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zapisane w Gwiazdach
Szybka odpowiedź