Chatka w lesie
Rzut kością k3:
1 - napada na ciebie smok. Musisz przed nim uciec i uratować swoich wszystkich towarzyszy oraz pustelnika. Po 3 kolejkach halucynacje ustąpią.
2 - nagle znajdujesz się pod wodą. Musisz jak najszybciej wypłynąć zanim się udusisz. Pustelnik i wszyscy twoi towarzysze gdzieś zniknęli. Pojawiły się za to rekiny, które chcą cię pożreć. Musisz im uciec i wypłynąć na powierzchnię zanim utoniesz. Halucynacje ustąpią po 3 kolejkach.
3 - świat zaczął wirować, a ty uległeś niekontrolowanemu słowotokowi. W dodatku lidzkie głowy pomału zaczynają przypominać łby słoni, panter i kóz. O dziwo wydaje ci się to zupełnie normalne. Halucynacje ustąpią po 3 kolejkach.
Fioletowo-czarny atłas falował przy jednym z ostatnich straganów. Materiał zasłaniający wejście drżał lekko pod wpływem podmuchów gorącego powietrza. U szczytu namiotu, tuż nad wejściem wisiała koźlęca czaszka z imponującym, bielejącym w ciemności porożem. I choć nikt nie stał przed wejściem, nikt nie zapraszał do środka, każdy zaznajomiony z obrzędami czarodziej wiedział, co może zastać wewnątrz. Wróżby Brón Trogain były jedyne w swoim rodzaju — mogły tak samo dawać nadzieję, jak i ją odbierać. Były w stanie kształtować rzeczywistość i fałszować przeszłość. Po przejściu przez opuszczone kotary wewnątrz znajdowała się ława, na niej różnego rozmiaru świece. W trzech kadziach tliły się kadzidła o popielnym aromacie. Nie każdy potrafił potrafił wyczuć dodatkowo bazylię, sosnę i kurkumę. Na samym blacie, każde czujne oko mogło dostrzec runy. I te, którymi posługiwano się dzisiaj, jak i te dawne, prawie zapomniane i wyparte z języka symbole. I choć początkowo wydawało się, że wewnątrz dusznego namiotu nikogo nie ma, za ławą, w półmroku tkwiły trzy wiedźmy, których twarze skrywały półprzezroczyste woalki. Ciemne, długie włosy przyozdobione były matowymi koralikami w ciemnych barwach, kawałkami kości, rzemieni, słomą i drewnem. Na piersiach, połyskiwały w blasku ognia wisiory z kryształami, zębami i wiklinowymi laleczkami. Żadna z nich się nie odzywała ani słowem, nie ruszała póki gość nie zdecydował się stanąć przed obliczem przeznaczenia, a by to uczynić należało uiścić drobną opłatę z knutów i zająć miejsce na drewnianym palu przed nim. Warunek był prosty — ceną prócz monet była krew, z której wiedźmy mogły odczytać wszystko, a o wróżbę Lughnasadh można było prosić tylko raz i należało ją przyjąć taką, jaką zesłał los.
Dopiero kiedy usiadłeś, zobaczyłeś fragmenty twarzy czarownic. Wąskie usta, wokół których gromadziły się już zmarszczki rozświetlał blask palących się między wami świec. Oczy połyskiwały w cieniu, skrząc się ledwie iskrą — nie byłeś w stanie się w nich zanurzyć ani im przyjrzeć. Sękata dłoń pierwszej z wiedźm wręczyła ci dymiące się liście haszu. Druga wiedźma, sięgnąwszy po czarny jak noc obsydian włożyła ci go w usta. Trzecia poprosiła o twoją dłoń, by z palca drobnym nożem upuścić kilka kropli krwi. Spadały pojedynczo na popękany blat z wyrytymi symbolami. Drewno piło ją prędko. W głowie usłyszałeś głos, choć nie rozpoznałeś w nim żadnych konkretnych słów. Mimo to, wiedziałeś, co musisz zrobić.
By uzyskać wróżbę Brón Trogain należy zadać wiedźmom trzy pytania — w myślach lub głośno. Usłyszą. Każdej wiedźmie inne — każda z nich odpowiada za inny czas w życiu każdego człowieka. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość — i rzucić trzema kośćmi: WRÓŻBA PRZYSZŁOŚCI, TREAŹNIEJSZOŚCI, PRZYSZŁOŚCI. Wiedźmy nie tłumaczą się z kart, nie tłumaczą wróżb i ich nie interpretują. Uzyskaną odpowiedź należy się zadowolić i dopasować ją do zadanych przez siebie pytań samodzielnie, a po przebudzeniu jak najszybciej opuścić zadymiony namiot.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:21, w całości zmieniany 1 raz
- Ta? To skąd wiesz, że ja to ja, a nie jakiś obcy zbok? - ja też bywałem zbokiem, ale przynajmniej nie obcym - Jakie sytuacje? - pytam, a skoro i tak siedzimy do siebie plecami to przymykam na chwilę oczy, wsłuchując się w głos Leanne.
- A dajże spokój, ten stary pierdziel cię naćpał, miałaś szczęście, że się tam pojawiłem. - kiwam głową, wciąż nie otwierając oczu i wtedy coś do mnie dociera, ba! Tak mnie spada, że aż rozchylam powieki, odwracając twarz w bok - Leanne, mam myśl! - obwieszczam wszem i wobec zanim przejdę do konsensusu - A co jeśli ja jestem jakimś twoim szczęśliwym amuletem i beze mnie zawsze już ci się będą przytrafiać jakieś dziwne rzeczy? No bo sama to powiedziałaś, że od tamtej pory, odkąd żeśmy się nie widzieli, to ciągle wpadasz w jakiś absurd, no a przecież jak w Hogwarcie byliśmy prawie - prawie bo dzieliły nas różne dormitoria i nawet jeśli próbowałem się czasem wkraść do wieży Krukonów albo namówić Leanne żebyśmy spali razem na ławce w korytarzu to zawsze kończyło się to fiaskiem - nierozłączni to jakoś tak spokojniejszą miałaś aurę. - zauważam marszcząc przy tym brwi. To nawet miało sens i było całkiem logiczne! Przynajmniej dla mnie. A co na to panna Tonks? Zaraz się okaże.
Doskonale znałam złote myśli Bojczuka, więc równo z nim obróciłam głowę tak, że prawie stykaliśmy się policzkami. Wysłuchałam uważnie jego odkrycia na miarę nowego kontynentu, a potem zmarszczyłam czoło i parsknęłam śmiechem po chwili ciszy.
- Czyli co? Mam ci się przykleić do pleców i nie odstępować nawet na krok? - Dopytuję uważnie, odrzucając źdźbło trawy i przecierając ręce o kawałek płaszczyka. Pamiętałam jego pomysły ze szkoły i to, że faktycznie byliśmy nierozłączni, jednak w wersję o Johnatanie jako amulecie szczęścia nie mogłam uwierzyć. Co prawda z punktu widzenia historii i zapisów w starych woluminach pojawiały się i takie kwiatki, ale były to głównie przedmioty. Nie ludzie. - Miałam spokojniejszą aurę, ale nie wiem czy twoja obecność coś tu ma do rzeczy. - Dodaję na koniec, dość oschle i dźwigam się z ziemi na proste nogi. Nie zwracam uwagi na to, że zabieram mu idealną podporę, przez co mógł stracić równowagę.
- Ta? To niby co ma tu coś do rzeczy? - pytam, a kiedy Tonksówna podnosi się z ziemi to faktycznie tracę równowagę i padam na plecy, ale czym prędzej wyciągam łapska, by owinąć paluchy wokół dziewczęcej kostki, żeby mi czasem gdzieś nie zwiała, bo jeszcze sobie zrobi beze mnie krzywdę, albo znowu trafi na jakiegoś szalonego starucha co ją naćpa czy jeszcze gorzej.
- Ej, Lea, coś ci się przyczepiło do nogi. To twój amulet. - mówię, ledwie powstrzymując się przed parsknięciem śmiechem. Lubiłem się czasem z nią podroczyć. W ogóle chyba denerwowanie ludzi sprawiało mi jakąś chorą radochę i satysfakcję, a podobno miałem do tego wrodzony talent. Raz mi jeden gość obił mordę bo podobno mam irytującą twarz.
- Ja ci mówię lepiej mnie tu nie zostawiaj, bo znowu wpadniesz w jakieś kłopoty. - z powagą kiwam głową, podczołgując się bliżej Leanne i sunę dłońmi wzdłuż jej nogi, w górę - nie to, żebym ją bezczelnie obmacywał, po prostu potrzebuję jakiejś podpory żeby się zebrać z ziemi. Może i było wygodnie ale jak się tak dalej będę tarzał, to z pewnością dostanę kataru, a wolałbym tego uniknąć. Choroby jakoś niespecjalnie dobrze wpływały na moje ogólne samopoczucie.
- Nie wiem. Skąd mam wiedzieć? Domyśl się. - Stwierdzam wyraźnie od niechcenia, patrząc nań z góry. Jego przewrót na ziemię poprawił mi humor na kilka sekund, dopóki leżał zdezorientowany wśród liści, trawy i korzeni.
I faktycznie robię jeden krok do przodu, połowę drugiego urywając w połowie, gdy niespodziewany obiekt turlający przyczepił mi się do kostki. Prawie się wywracam, w ostatniej chwili odnajdując równowagę, a mój wzrok z kolei kieruje się w dół. Skonsternowana marszczę czoło, bo to co Johnatan wyrabia zaczyna przechodzić ludzkie pojęcie, choć mogłam się po nim tego spodziewać - nie znałam go przecież od pięciu minut.
- Proszę się odstosunkować od mojej stopy. - Żądam w miarę spokojnie, łapiąc głębszy oddech, a gdy czuję jak chłopak przesuwa ręką wzdłuż mojej nogi, tym samym się podnosząc, zaczynam nerwowo nią potrząsać i klepać go po głowie. - Co ty, na łajno smoka, wyprawiasz!? - Z opanowania zostaje nic, kiedy zaczynam się na niego wydzierać, przy okazji tracę też równowagę. Wywracam się, niefortunnie przelatując mu przez kolano i uderzając nosem o ziemię.
- Weź ty się puknij w ten durny łeb, bo inaczej ja to zrobię. - Odgrażam się, plując trawą przed siebie, a potem podejmuję dzielną próbę podniesienia się z ziemi tak, by jak najmniej mu pokazać. Przynajmniej już zabrał rękę, więc plan odgryzienia mu jej mogłam póki co odrzucić na bok.
- No nie wiem, nie wiem. - cmokam. Teraz to byłem jej kulą u nogi. I to całkiem dosłownie. Jak tak potrząsa nogą i przy okazji mnie klepie po łbie, to tylko mrugam, ale nie mam zamiaru puszczać - Wstaję. - oznajmiam zgodnie zresztą z prawdą i dopiero jak Leanne leci gdzieś nade mną, a później uderza nosem w ziemię, to ją puszczam. Otwieram szeroko oczy, bo nie chciałem żeby sobie zrobiła krzywdę. Dobra, koniec żartów. Jak tak dalej pójdzie to obydwoje nie wyjdziemy z tego lasu żywi, a ja jednak całkiem lubiłem swoje życie, nawet jeśli czasem sądziłem inaczej; to jednak były chwile, w których dopadał mnie kac morderca, albo zbliżał się okres rozliczeniowy, a bieda w moich kieszeniach tak piszczała, że słyszeli ją po drugiej stronie globu.
- Dobra, przepraszam, już jestem spokojny i grzeczny. - zapewniam, kiwając przy tym łbem. Troszkę się poprzytakliśmy, trochę pośmieszkowaliśmy, troszkę pogadaliśmy - teraz pora spoważnieć. Również się dźwigam na równe nogi, po czym otrzepuję swój płaszcz z ziemi, trawy i liści; kilka soczyście zielonych plam barwi mi rękawy, ale niespecjalnie się tym przejmuję, w zamian oferując Leanne swoje ramię. Teraz to byłem prawdziwym dżentelmenem, a ona mogła poczuć się jak dama.
- Chodźmy stąd, bo nas noc zastanie. Ty słuchaj mnie, Lea, żarty żartami, ale ja normalnie czuję i widzę, że coś cię gryzie tylko mi nie chcesz powiedzieć i to mnie martwi najbardziej. - w tym momencie jestem całkowicie poważny. Potrafię być poważny jeśli sytuacja tego wymaga - A pamiętasz jak w drugiej klasie przysięgaliśmy sobie, że zawsze będziemy ze sobą szczerzy? Na małe paluszki. - i wyciągam w górę mały palec prawej dłoni, żeby jej przypomnieć, że nie można łamać obietnic składanych na mały paluszek.
Ostatecznie obydwoje oddalamy się od starej chaty jeszcze bardziej, zmierzając do granicy lasu, w międzyczasie wciąż dyskutując na najróżniejsze tematy.
/ztx2
Wszystko było super. Lepiej niż przez wiele ostatnich dni. Tak po prostu wesoło i beztrosko, przez chwilę bez jakichkolwiek bzdur jakie rozpraszały go czy mierziły ostatnio coraz mocniej. Szczerzył zęby do aparatu, a potem go samemu złapał, bo Leśny człowiek był widocznie bardzo do wspólnych fotek chętny. I wszystko było dobrze do chwili w której nie wyczuł charakterystycznego drżenia powietrza.
Niemalże w odruchu rzucił się do Cecily, złapał jedną dłonią jej dłoń, zacisnął mocno i czekał, osłaniając ją jak mógł, z różdżką w drugiej ręce. Aparat w tej chwili niedbale zawisał na jego szyi, stracił miano priorytetu niemal od razu. Bott nie wiedział jakiej anomalii się spodziewać, choć teleportacja była jedna z rzeczy jakie wpadły mu do głowy. Kiedy rośliny zaczęły nagle rosnąć, a korzenie i wszystko inne się poruszać, przebijać przez ziemię, chciał wiać razem z Cecylką i najlepiej Leśnym Człowiekiem, choć ten w mgnieniu oka zniknął już w głębi swojej jamy, a sam Bertie nie zamierzał za nim gonić. Da sobie radę, to jego teren. On sam, nadal zaciskając rękę na nadgarstku kobiety ruszył byle szybciej ku wyjściu, w tej chwili jednak poczuł charakterystyczne szarpnięcie. Na chwilę zrobiło mu się ciemno przed oczami, choć cały czas instynktownie zaciskał dłoń. Zaledwie kilka sekund później wylądowali... gdzieś. Upadli obok siebie na drewnianych deskach.
- Psidwacza mać... - wymamrotał, powoli podnosząc się z ziemi, kiedy dotarło do niego, że tam gdzieś powstała kolejna anomalia, ich tymczasem wyrzuciło... gdzieś. To mógł być ten sam las, mógł być też całkowicie inny. Wyciągnął rękę do Cecily, żeby pomóc jej wstać, spojrzał przy tym za okno, choć niewiele mu to dało. - Nic ci nie jest? - spojrzał na nią uważnie przez moment, jakby samemu chcąc ocenić jej stan, by dopiero po chwili znów się odezwać. - Poszukajmy lepiej właściciela tej chatki, powinien nam wskazać jakąś drogę.
Dodał zaraz w nadziei, że ktoś faktycznie tu mieszka, bo błądzenie po lesie który mógł być cholernie duży w tej chwili wcale nie kusiło go jakoś wybitnie. Zaraz ruszył drewnianymi schodkami w dół, rozglądając się za kimkolwiek, kogo będą mogli podpytać o drogę i jakąkolwiek komunikację, skoro jego motor póki co został prawdopodobnie gdzieś daleko.
zt.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Michael już od grudnia podejrzewał, że większość zgromadzonych przez Bones aurorów należy do Zakonu Feniksa, więc list od Samuela nie był dla niego specjalnym zaskoczeniem. Znał Skamandra i jego poglądy, podziwiał jego umiejętności i doświadczenie i auror wydawał się oczywistym kandydatem na Zakonnika.
Tak, jak Fidelius Baldwin wydawał się oczywistym kandydatem na kogoś, kto lada moment może wpaść w poważne kłopoty. Michael nie potrzebował nawet wszystkich informacji od Samuela, by skojarzyć nazwisko numerologa. Czasami czytywał jego eseje naukowe (choć większości nie rozumiał), a po szczycie w Stonehenge zaczął zwracać uwagę na jego felietony w Proroku Codziennym, krytykujące obecną władzę.
Teraz Proroka zdelegalizowano, Edith Bones
Jedynym promykiem nadziei w tych bezwzględnych czasach było to, że Rineheart został szefem Biura Aurorów, a Tonks i inni mogli organizować się zarówno w pracy i poza nią, by bardziej świadomie chronić innych. Baldwin i jego rodzina mogli potrzebować ochrony, albo przynajmniej ponaglenia by natychmiast opuścić swoje miejsce zamieszkania. Ostatni artykuł krytykujący Voldemorta był w końcu tak śmiały, że mógł okazać się ostatnim felietonem Fideliusa.
Tonks obserwował dom Baldwinów od kilku dni i przekonał się, że nie tylko Fidelius, ale i jego krewni podzielali poglądy Zakonu. Widział, jak rodzina Baldwinów nakładała zaklęcia ochronne na domy okolicznych mugoli by ustrzec ich przed niebezpieczeństwem. Teraz jednak sami mogli potrzebować ochrony albo azylu.
W końcu spotkał się z Samuelem na skraju lasu. Nadszedł czas, by porozmawiać z Baldwinami.
-Oculus. - mruknął, chcąc przywołać magiczne "trzecie oko", którego używał już w trakcie obserwacji rodziny Baldwinów. Chciał mieć oko na okolicę, tak na wszelki wypadek.
-Myślisz, że Baldwin jest na żywo równie uparty i stanowczy, jak w swoich artykułach? - zagaił Michael do Samuela, zastanawiając się, czy trudno będzie przekonać staruszka do opuszczenia domu. Zakon potrzebował sojusznika, a Baldwinowie potrzebowali znaleźć się w bezpiecznym miejscu.
Can I not save one
from the pitiless wave?
'k100' : 78
Doskonale wiedział, jak trafić do domu Baldwina. Był też przekonany, że uda mu się do niego wejść bez trudu. Cokolwiek Fidelius przygotował dla ewentualnych nieproszonych gości z pewnością się z tym uporają. Z Londynu dotarli pieszo w pobliże starej, owianej niesamowitymi legendami chaty. Widzieli ją pomiędzy drzewami, jej zarys; obaj skryci w ich cieniu.
— Miniemy tą chatę i stamtąd droga wiedzie już prosto— mruknął do niego, zatrzymując się przy jednym z drzew. Patrzył przez chwilę w jej kierunku, to ona w ciemnym lesie wydawała mu się najjaśniejszym i najlepiej widocznym punktem. Stalowymi oczami spojrzał na swojego towarzysza i sięgnął do kieszeni po swoją maskę śmierciożercy, którą założył na twarz. Naciągnął na głowę kaptur mocniej — Baldwin powinien wiedzieć kim byli i z czym przyszli. Nie zamierzali się ukrywać i właśnie w ten sposób podkreślając krwawy zamiar odiwedzin. Ubrany był w ciemne szaty, zamiast płaszcza ramiona i plecy okrywała peleryna, która nie zahaczała się o wystające gałęzie. Pod nią miał jednak czarodziejską szatę z ciemnej, połyskującej skóry, przepasaną pasem z czarną perłą, a przy nim bezpiecznie spoczywały dwie fiolki z eliksirem kameleona i dwie wiecznego ognia. Dłonie ubrane były w ciemne rękawice, pod jedną z nim bezpiecznie spoczywał malachitowy pierścień.—Speculio— mruknął, wyciągnąwszy z prawego rękawa różdżkę. Jeśli Baldwin przygotował przed swoim domem jakieś pułapki powinien być na to przygotowany. Obejrzał się na niego, upewniając, że jest gotów do wymierzenia im sprawiedliwości. Chciał ujrzeć w jego oczach pewność i zdecydowanie. To miała być rzeź, a dla niego przyszła najwyższa pora, aby wziął w niej udział.
Ruszył przed siebie powoli i ostrożnie stawiając kroki w kierunku chaty.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
'k100' : 85
Rosier przygotował się odpowiednio, wiedział z kim wybiera się w tą małą podróż i chciał, aby jego działania były docenione. Założył odpowiednie odzienie, długą szatę z kapturem, zasłaniającym jego twarz w znacznej części. Odzienie zachodziło również na dolną część jego twarzy w luźny sposób, jednakowoż pozwalający ukryć tożsamość. Poza różdżką zabrał również coś, co mogło mu pomóc w razie problemów. Przede wszystkim, wziął ze sobą kryształ, który odnalazł jakiś czas temu oraz eliksiry zamknięte w szczelnych pojemnikach. Smocza łza, marynowana narośl ze szczuroszczeta oraz wywar ze szczuroszczeta, na wszelki wypadek. Zjawił się na miejscu odpowiednio wcześniej i wraz z Ramseyem ruszył w drogę. Kryli się w cieniu, który był ich sprzymierzeńcem, kierowali się drogą w określonym kierunku, aż ujrzeli chatę w lesie – miejsce docelowe ich podróży. Kiwnął głową na słowa Ramsey’a, którego uznawał za chwilowego zwierzchnika. Był wyżej w szczeblach kariery, był ceniony przez Czarnego Pana, więc Rosier dostosowywał się do jego poleceń, mając świadomość umiejętności, jakie Mulciber posiadał. Przystanął przy nim i obserwował jak rzuca zaklęcie. Rozejrzał się wokół, jednak nic niepokojącego nie zauważał. Niemniej jednak, istniało wielkie prawdopodobieństwo, że Fidelius miał świadomość ewentualnego zagrożenia i ktoś mógł go pilnować. Wypadałoby wiedzieć czy ktoś pilnuje terenu czy nie. Chwycił różdżkę w dłoń i wypowiedział zaklęcie.
- Cave Inimicum – miał nadzieję, że zadziała i poinformuje go, o ewentualnej obecności istot, w tym zdaje się ludzi, którzy mogli znajdować się w ich pobliżu. To da im pogląd na sprawę, a przynajmniej ułatwi odparcie ewentualnych ataków z zaskoczenia. Odziany w czerń, stojąc w cieniu nie był widoczny dla innych, lepiej jednak zapobiegać niż leczyć i odpowiednio wcześniej podjąć reakcję, jeśli tylko mieli taką szansę.
| Ekwipunek: Kryształ; Eliksiry: Marynowana narość ze szczuroszczeta, wywar ze szczuroszczeta, smocza łza; Różdżka
The last enemy that shall be destroyed is | death |
'k100' : 16
Większość informacji, jakie posiadał o Baldwinach, zdobył z teczki prowadzonej przez aurorskie Biuro. Wiedział czym zasłynął Fidelius i jak ogromny wpływ miał na społeczeństwo swoimi pracami. ostatnie, tak trafny i otwarty sprzeciw wytoczony mrocznemu Voldemortowi równało się z szerokim echem posłuchu wśród społeczeństwa, ale... i ściągnięciu na siebie uwagi wrogów. Zakon nie mógł tego zignorować, a zbierane informacje na temat samej rodziny, dokładały zasług. Nie mogli pozostać bierni. Wyrok musiał zapaść i czas odliczał momenty, w którym wrogowie zdecydują się wymierzyć im karę. Na którą Skamander nie miał zamiaru pozwolić. I ktokolwiek chciał w tym przeszkodzić, miał gorzko pożałować.
W okolicę chaty, która stanowiła punkt zaczepienia w okolice bogatych willi, Skamander przeniósł się na miotle, dopiero potem chowając ją do magicznej torby, w której krył się także zapas eliksirów. Wiedział, ze na miejscu czekać miał już Tonks, z który wcześniej zdążył ustalić kilka kwestii. Obserwował okolicę już wcześniej, wyłapując - miał nadzieję - bardziej krytyczne miejsca. Musieli znać okolicę wystarczająco dobrze, by zdążyć uprzedzić atak i ukryć rodzinę Baldwinów w bezpiecznym miejscu. Rola, jaka odgrywał Fidelius mogła wpłynąć znacząco nie tylko na działalność samego Zakonu, ale także na świadomość społeczną zagrożenia, które wieścił numerolog. Voldemort sprowadzi na świat zniszczenie. Już to robił.
Płaszcz z kapturem, który miał na sobie w chronić miał nie tylko przed chłodem. Całość odzienia w ciemnych barwach, długie, buty z cholewami, spodnie z mocnego materiał, koszula i kamizelka, przy której przypiętą miał broszę. Na szyi dodatkowo chusta, którą mógł nasunąć na usta w razie konieczności.
- Magicus Extremos - przysunął różdżkę w stronę Tonksa, by magia objęła go i wzmocniła. Nie wierzył, żeby zadanie było proste, a doświadczenie podczas aurorskich misji mówiło, że powinien spodziewać się niebezpieczeństwa zawsze i wszędzie. Zanim odpowiedział, podał aurorowi trzy fiolki z eliksirami - niezłomności, znieczulający i kameleona - Nie wiem, ale na pewno nie jest idiotą, żeby nie spodziewać się zagrożenia - odezwał się szeptem, poprawiając torbę, lżejsza o kilka elementów, a dłonią wskazując towarzyszowi, by zachował podobny ton. Michael był długoletnim aurorem, a więc i gesty, którymi posługiwali się podczas akcji, rozpoznawał bez problemu. Porozumiewać się więc mogli także innymi drogami, niż słowa. A teraz, musieli zachować czujność i skupić się na zadaniu.
- Ekwipunek:
Różdżka, pazur gryfa zatopiony w bursztynie oraz fluoryt znajdują się na rzemieniu przy szyi, ukryte pod szatą; czarna perła także na rzemieniu, przy ręku; bransoleta z włosa syreny, brosza z alabastrowym jednorożcem znajduje się od wewnętrznej strony szaty, zwykły nóż (w cholewie buta) zaczarowana torba a w niej:
1. Wieczny płomień (1 porcja, stat. 29, moc +10)
2. Kameleon (1 porcja, stat. 22, moc 116)
3. Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 17)
4. Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 22)
5. Smocza Łza (1 porcja)
6. Eliksir przeciwbólowy (1 porcja, stat. 20)
7. Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20)
8. Mieszanka antydepresyjna (1 porcja, stat. 20)
9. Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 28, 125 oczek)
10. Eliksir kociego kroku, (1 porcja, stat. 12)
11. Eliksir kurczący (1 porcja)
12. Eliksir byka (1 porcja, stat. 30, moc +10)
12. Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 20, moc +10)
13. Miotła do latania (zwykła)
14. Manierka z ognistą
15. Propeller żądlibąkowy
'k100' : 51
Michael skutecznie przywołał oko, pozwalające mu obserwować teren wokół domu; gałka oczna zalśniła w półmroku, gotowa pomknąć we wskazanym przez czarodzieja kierunku. Poczuł też wzmacniające zaklęcie Samuela, znacznie dodające mu sił. Przekonanie o tym, że im się powiedzie, że uda im się wypełnić powierzoną misję, zadrżało w jego sercu.
Rycerze również pojawili się wśród drzew niepodal domu - żądni krwi i wymierzenia sprawiedliwości. Mulciber skutecznie wyczarował obok siebie własną kopię, magiczną iluzję tak wierną oryginałowi, że nikt nie mógłby zorientować się, która osoba jest cielesna, a która to wyłącznie czarodziejska mara. Zaklęcie Mathieu wykazało obecność nieznajomych istot, czarodziej nie wiedział jednak gdzie dokładnie się znajdują ani jak wiele istot ukrywa się w ciemnościach.
Zarówno Rycerze, jak i Zakonnicy mogli słyszeć skrzypienie gałęzi drzew, pohukiwanie sów i szelest pierwszych wiosennych pąków. Na razie wszyscy kryli się w cieniu, ale by dotrzeć do chatki, niezależnie z której strony, musieli wyjść na polanę, jasną w świetle księżyca.
| Mistrz Gry wita was w tą piękną noc, wręcz stworzoną do przeżycia przygody. Uprasza się o wypisanie w tej kolejce, poza fabularną treścią posta swojego ekwipunku (chyba, że zrobiono to w poprzedniej turze). Dodatkowo Samuel powinien konkretnie wskazać, które eliksiry przekazuje (z jakim bonusem i statystykami).
Dla ułatwienia przyjmuje się, że określenie "Zakonnicy" tyczy się Samuela i Michaela, pomimo jego statusu sojusznika.
Mapka pojawi się, gdy postaci zorientują się w sytuacji i wzajemnym położeniu.
Wszelkie pytania, wątpliwości i tym podobne proszę zgłaszać na PW do Deirdre.
Kolejka: Zakon Feniksa (24h), Rycerze Walpurgii (24h)
Działające zaklęcia:
Oculus (Michael) 1/3 tury, PŻ oka: 10
Speculio (Ramsey)
Magicus Extremos (Michael): +26, 1/3 tury
- Ekwipunki:
Mathieu: kryształ; Eliksiry: Marynowana narość ze szczuroszczeta, wywar ze szczuroszczeta, smocza łza; Różdżka
Samuel: Różdżka, pazur gryfa zatopiony w bursztynie oraz fluoryt znajdują się na rzemieniu przy szyi, ukryte pod szatą; czarna perła także na rzemieniu, przy ręku; bransoleta z włosa syreny, brosza z alabastrowym jednorożcem znajduje się od wewnętrznej strony szaty, zwykły nóż (w cholewie buta) zaczarowana torba a w niej:
1. Wieczny płomień (1 porcja, stat. 29, moc +10)
2. Kameleon (1 porcja, stat. 22, moc 116)
3. Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 17)
4. Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 22)
5. Smocza Łza (1 porcja)
6. Eliksir przeciwbólowy (1 porcja, stat. 20)
7. Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20)
8. Mieszanka antydepresyjna (1 porcja, stat. 20)
9. Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 28, 125 oczek)
10. Eliksir kociego kroku, (1 porcja, stat. 12)
11. Eliksir kurczący (1 porcja)
12. Eliksir byka (1 porcja, stat. 30, moc +10)
12. Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 20, moc +10)
13. Miotła do latania (zwykła)
14. Manierka z ognistą
15. Propeller żądlibąkowy