Wydarzenia


Ekipa forum
Chatka w lesie
AutorWiadomość
Chatka w lesie [odnośnik]17.07.17 2:01
First topic message reminder :

Chatka w lesie

Okoliczne lasy kryją w sobie wiele tajemnic. Gęsta roślinność, tajemnicze odgłosy zwierząt, które zniekształca echo i poczucie zupełnego odcięcia od cywilizacji dla jednych są idealną receptą na wypoczynek, dla innych koszmarem. Zagubiona w lesie chatka owiana jest wieloma legendami. Według jednych zamieszkuj ją przerażający duch starego kanibala. Inne zaś mówią o pięknej pannie zaklętej w starą wiedźmę, z której klątwę zdjąć może tylko prawdziwa miłość. Prawda jest jednak taka, że chatkę zamieszkuje nieco zwariowany pustelnik, który sam jest źródłem wszystkich legend. Podróżnych zaprosi jednak na herbatę, a także tajemnicze grzybki, które spowodują halucynacje.

Rzut kością k3:
1 - napada na ciebie smok. Musisz przed nim uciec i uratować swoich wszystkich towarzyszy oraz pustelnika. Po 3 kolejkach halucynacje ustąpią.
2 - nagle znajdujesz się pod wodą. Musisz jak najszybciej wypłynąć zanim się udusisz. Pustelnik i wszyscy twoi towarzysze gdzieś zniknęli. Pojawiły się za to rekiny, które chcą cię pożreć. Musisz im uciec i wypłynąć na powierzchnię zanim utoniesz. Halucynacje ustąpią po 3 kolejkach.
3 - świat zaczął wirować, a ty uległeś niekontrolowanemu słowotokowi. W dodatku lidzkie głowy pomału zaczynają przypominać łby słoni, panter i kóz. O dziwo wydaje ci się to zupełnie normalne. Halucynacje ustąpią po 3 kolejkach.
Lokacja zawiera kości.

Fortuna kołem się toczy

Fioletowo-czarny atłas falował przy jednym z ostatnich straganów. Materiał zasłaniający wejście drżał lekko pod wpływem podmuchów gorącego powietrza. U szczytu namiotu, tuż nad wejściem wisiała koźlęca czaszka z imponującym, bielejącym w ciemności porożem. I choć nikt nie stał przed wejściem, nikt nie zapraszał do środka, każdy zaznajomiony z obrzędami czarodziej wiedział, co może zastać wewnątrz. Wróżby Brón Trogain były jedyne w swoim rodzaju — mogły tak samo dawać nadzieję, jak i ją odbierać. Były w stanie kształtować rzeczywistość i fałszować przeszłość. Po przejściu przez opuszczone kotary wewnątrz znajdowała się ława, na niej różnego rozmiaru świece. W trzech kadziach tliły się kadzidła o popielnym aromacie. Nie każdy potrafił potrafił wyczuć dodatkowo bazylię, sosnę i kurkumę. Na samym blacie, każde czujne oko mogło dostrzec runy. I te, którymi posługiwano się dzisiaj, jak i te dawne, prawie zapomniane i wyparte z języka symbole. I choć początkowo wydawało się, że wewnątrz dusznego namiotu nikogo nie ma, za ławą, w półmroku tkwiły trzy wiedźmy, których twarze skrywały półprzezroczyste woalki. Ciemne, długie włosy przyozdobione były matowymi koralikami w ciemnych barwach, kawałkami kości, rzemieni, słomą i drewnem. Na piersiach, połyskiwały w blasku ognia wisiory z kryształami, zębami i wiklinowymi laleczkami. Żadna z nich się nie odzywała ani słowem, nie ruszała póki gość nie zdecydował się stanąć przed obliczem przeznaczenia, a by to uczynić należało uiścić drobną opłatę z knutów i zająć miejsce na drewnianym palu przed nim. Warunek był prosty — ceną prócz monet była krew, z której wiedźmy mogły odczytać wszystko, a o wróżbę Lughnasadh można było prosić tylko raz i należało ją przyjąć taką, jaką zesłał los.

***

Dopiero kiedy usiadłeś, zobaczyłeś fragmenty twarzy czarownic. Wąskie usta, wokół których gromadziły się już zmarszczki rozświetlał blask palących się między wami świec. Oczy połyskiwały w cieniu, skrząc się ledwie iskrą — nie byłeś w stanie się w nich zanurzyć ani im przyjrzeć. Sękata dłoń pierwszej z wiedźm wręczyła ci dymiące się liście haszu. Druga wiedźma, sięgnąwszy po czarny jak noc obsydian włożyła ci go w usta. Trzecia poprosiła o twoją dłoń, by z palca drobnym nożem upuścić kilka kropli krwi. Spadały pojedynczo na popękany blat z wyrytymi symbolami. Drewno piło ją prędko. W głowie usłyszałeś głos, choć nie rozpoznałeś w nim żadnych konkretnych słów. Mimo to, wiedziałeś, co musisz zrobić.

By uzyskać wróżbę Brón Trogain należy zadać wiedźmom trzy pytania — w myślach lub głośno. Usłyszą. Każdej wiedźmie inne — każda z nich odpowiada za inny czas w życiu każdego człowieka. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość — i rzucić trzema kośćmi: WRÓŻBA PRZYSZŁOŚCI, TREAŹNIEJSZOŚCI, PRZYSZŁOŚCI. Wiedźmy nie tłumaczą się z kart, nie tłumaczą wróżb i ich nie interpretują. Uzyskaną odpowiedź należy się zadowolić i dopasować ją do zadanych przez siebie pytań samodzielnie, a po przebudzeniu jak najszybciej opuścić zadymiony namiot.


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:21, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Chatka w lesie - Page 11 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Chatka w lesie [odnośnik]06.12.23 21:44
The member 'Valerie Sallow' has done the following action : Rzut kością


#1 'Wróżby przeszłości ' :
Chatka w lesie - Page 11 ULtkALB

--------------------------------

#2 'Wróżby teraźniejszoś' :
Chatka w lesie - Page 11 YFZqp9e

--------------------------------

#3 'Wróżby przyszłości' :
Chatka w lesie - Page 11 UvDWC3P
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Chatka w lesie - Page 11 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Chatka w lesie [odnośnik]07.12.23 1:16
dla Hectora

Już niemal zapomniała o tym, że kiedyś była kursantką Czarodziejskiej Policji. Marzenie, tlące się w najgłębszych odmętach świadomości nie przetrwało próby czasu. Tak było lepiej, bo jak długo jeszcze mogłaby się zastanawiać, czy gdyby tego jednego dnia nie była tak wściekła, tak wystraszona, czy gdyby miała nad sobą kontrolę - to jej życie wyglądałoby zupełnie inaczej? Nie miała komfortu myślenia o przeszłości, wyobrażania sobie alternatywnych historii. Gdyby zeszła do odmętów własnego ducha to jej ciało nie mogłoby przetrwać - bo wkładała w jego przetrwanie cholernie dużo świadomego wysiłku. Nie miała na to wszystko czasu. A może się bała?
Nie, Huxley, pamiętaj, że niczego się już nie boisz.
- Och. No tak. A ty jak widzę nie zmieniłeś się ani o jotę. Mam rozumieć, że żona dalej nie daje ci w domu? - Cmoknęła językiem. Jeśli myślał, że jego cięte słowa ją urażą musiał się przeliczyć. Zdarzało mu się, więcej niż raz, skrzywdzić ją odzywką, ale miała to do siebie, że zamiast kłaść po sobie uszy zwykle odgryzała się mocniej, raczyła go jadem, na który nie był gotowy. Metaforycznie (i dosłownie) zawsze była krok do przodu.
Uniosła brew, kiedy na jej chwilę szczerości zareagował wrogo. Powinna się spodziewać, że nie ma to najmniejszego sensu w zetknięciu z kimś tak zadufanym w sobie jak Hector Vale, ale i tak milczała o sekundę zbyt długo, by nie stało się jasne, że ją zirytował. Że nie wiedziała co ma powiedzieć.
A potem uśmiechnęła się słodko i wzruszyła ramieniem.
- Filozoficzne nie. Jeśli ty chciałeś je z nim prowadzić to już mnie wcale nie dziwi, że się tym znudził. - Wydęła usta i spojrzała na niego ze współczuciem, które można by było może uznać za prawdziwe, gdyby nie łącząca ich historia. Zaczynała dostrzegać, że przejrzał jej bajeczkę, więc domyślał się też na pewno, że z niego kpi. - No było. Wiedziałeś o tym. Chciałeś, żebym cię teraz okłamała? Hector, ranisz mnie, przecież mówiłam, że się zmieniłam - zaznaczyła, nie wahając się przed użyciem jego imienia. Nigdy nie mówili do siebie na "pan" "pani" chyba, że ironicznie. Dla niego zawsze była kurwą, a on dla niej kaleką.
Zacisnęła zęby, gdy spróbował wcisnąć jej paranoję. Tak jakby była choć po części tak żałosna jak on. Oczywiście, że było jej ciężko, dużo ciężej niż mógłby przypuszczać, bo w przeciwieństwie do niego nie stać jej było ani na uzdrowiciela ani na wygody, w które pewnie opływał, opierając wieczorami nóżkę na aksamitnych poduchach.
- Naprawdę nie masz pojęcia o niczym - powiedziała już któryś raz dzisiaj, i tym razem brzmiała na naprawdę zaskoczoną. Chyba była. Merlinie, jak można było być tak inteligentnym i tak głupim zarazem? - Przez kilka lat byłam kurwą na Crimson Street. Zaczęłam kiedy miałam dziewiętnaście lat, a wyglądałam na jeszcze mniej. Przyciągałam spojrzenia, ciekawość i litość dużo, dużo wcześniej niż mam tę cholerną opaskę. - Usta jej zadrżały, gdy próbowała ukryć grymas, wrogie obnażenie zębów. - Rzecz w tym, że mnie to nigdy nie złamało. Przetrwałam. Nauczyłam się żyć z tym co dostałam. A ty? Serduszko dalej ci pęka, kiedy ktoś cię za plecami nazwie kaleką? - Nie miała pojęcia czy tak jest, był uzdrowicielem, ludzie mogli przestać już tak za nim mamrotać (miała podłą nadzieję, że nie przestali). Na tyle na ile go jednak znała, swoją ulubioną ofiarę losu, pewnie nadal boczył się na wszystko i wszystkich przy każdej możliwej okazji.
- Dzięki za radę - odpowiedziała oschle, kiedy zasugerował jej rzucenie Caeli fluctus. Czy powinna się wstydzić, że za cholerę nie pamiętała co robi to zaklęcie? Równie dobrze mógł się z niej nabijać, ale co to miało za znaczenie? Samozadowolenie i wyższość w jego pozie przypomniały jej jednak pewne interesujące fakty z jej własnego życia. Na Crimson Street najczęstszymi obrażeniami były stłuczenia, krwiaki, podbite oczy, zwichnięte nadgarstki, fakt. Ale czasem zdarzali się klienci wystarczająco agresywni i pewni siebie, by odmawiano im powrotu do burdelu. Ci którzy cięli skórę albo szarpali dziewczyny za ręce dość, żeby je połamać. Siniaki znikały z czasem, ale w takich wypadkach nawet one potrzebowały uzdrowiciela. A każdorazowe pojawienie się uzdrowiciela w tym nędznym przybytku było atrakcją dnia, bo każda miała wtedy coś o czym chciała pogadać. Merlin jeden wiedział, że za nic nie umiałaby tych zaklęć rzucić, ale nazwy, jak cudownie, właśnie jej się przypomniały, akurat gdy zaczął prawić jej kolejne kazania. - To przykre, że twój tata nie miał przy sobie nikogo kto by mu powiedział, żeby rzucił Fractura Texta. - Wzruszyła ramieniem i odwróciła głowę, by wbić w niego ciemne spojrzenie w sposób, który dobrze znał. Tak uważnie patrzyła na niego tylko wówczas, gdy miała nadzieję, że się złamie. Jak sęp. Jak jej własny ojciec, kiedy patrzył na nią. Chciał ją pouczać, wypominać jej to, że przetrwała ogromnym kosztem, ale ona - ona nie zamierzała tego słuchać. - Rozumiem. Powiedz mi jeszcze, twój ojciec też dostał zniżkę? Wolę się upewnić. - Zacisnęła pięści, wpijając sobie paznokcie w skórę. Ta cała gierka przestawała ją bawić. Budziły się w niej dawne instynkty, te najgorsze. Vale zawsze patrzył na nią tak jakby była nikim, a przed takimi ludźmi broniła się okrucieństwem. Innego języka nie znała. - Nie ma znaczenia co uważam. Ojciec mógłby cię lać od małego, a i tak bym ci nie współczuła. Ale przecież tego zawsze tak chciałeś, co? Żeby ci nie współczuć - wycedziła niskim tonem, z pewnością nie zgorzkniałym. Czy naprawdę by mu nie współczuła, gdyby miał choć część takich doświadczeń jak ona? Gdyby go też w dzieciństwie szarpano za kłaki, bito rzemieniem po gołej skórze i zapewniano, że jest zerem? Pewnie nie. Pewnie nie była już do tego zdolna. - Napiszę. - zapewniła go prędko, wiedząc doskonale, że tego nie zrobi. On też to wiedział.
Jej oddech był przyspieszony, źrenice rozszerzone w tej paradoksalnej uciesze drapieżnika, chociaż grymas (bo uśmiechem tego nazwać nie można) na jej twarzy przekroczył dawno granice oczywistego fałszu. Nie próbowała już udawać słodkiej, nawróconej dziewczynki. Udało mu się ją przejrzeć, o radości.
Cisza wokół nich była ogłuszająca, ale nie zbliżyła się do niego, pozostając kilka kroków dalej w cieniu. Pewnie spodziewał się, że go uderzy.
Ale nawet jeśli się nie zmieniła, to na pewno dorosła.

/zt disgusted tak bardzo


do not be afraid to  bare your teeth
you were not brought into this world
covered in blood to become a gentle
tamed thing


Ostatnio zmieniony przez Kina Huxley dnia 08.12.23 17:45, w całości zmieniany 1 raz
Kina Huxley
Kina Huxley
Zawód : Najemniczka
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
boli mnie głowa
i nie mogę spać
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
whore
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11111-kina-huxley https://www.morsmordre.net/t11158-szczurolap#343501 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f418-borough-of-enfield-crimson-street-48-nora https://www.morsmordre.net/t11163-skrzynia-pod-lozkiem#343535 https://www.morsmordre.net/t11159-kina-huxley#343508
Re: Chatka w lesie [odnośnik]07.12.23 12:43
Valerie

Obecność Francuzki na Brón Trogain była tak samo zaskakująca, jak i nieoczywista, ale potraktowała festiwal jako dobrą okazję do zaznaczenia powrotu córy marnotrawnej do Londynu. Wprawdzie miniona nieobecność była o wiele krótsza, niż zwykle, bo trwała około czterech miesięcy, lecz nawet to było wystarczającym czasem na utratę klienteli, kontaktów i wyrobionej przez lata renomy głównie pośród arystokracji. Festiwal potraktowała także jako krótką przerwę, chwilę oddechu, od pracy nad nowymi kreacjami dla lady Travers i nie zamierzała przebywać na nim zbyt długo; kiedy jednak w gwarze wyłapała swoje imię, odwróciła się, bez trudu odnajdując nawołującą ją osobę. Na widok serdecznej przyjaciółki, jej twarz dotychczas pozbawioną cienia emocji, przeciął szczery uśmiech a koralowe wargi rozchyliły się nieco, ukazując rząd równych białych zębów.
Dobrze cię widzieć, Valérie – przywitała się miękkim głosem, nawet nie próbując kryć charakterystycznego, ochrypniętego akcentu. O ile niegdyś nie rozumiała własnej siostry, która nie potrafiła w pełni przestawić się na język angielski, o tyle teraz, spędzając na łonie Francji o wiele za dużo czasu, zauważyła, że ciężko było pozbyć się ojczystych naleciałości w pełni. – Wszystko w porządku? – widząc niepewny krok kobiety, podeszła do niej, oferując swoje ramię. – W każdej plotce jest ziarno prawdy, a ty wiedziałabyś pierwsza, gdybyś odpisywała na moje listy – pozwoliła sobie na drobny, złośliwy przytyk, wiedząc, że nie tylko świeżo upieczona mężatka była po prostu pochłonięta nową rzeczywistością, ale również w dalszym ciągu ponosiła swego rodzaju karę za nieobecność na ślubie Valerie. Większą niegodziwością w tym równaniu było jednak to, że tej jednej pannie młodej nie uszyła sukni osobiście, ale sądziła, że przygotowanie projektu, który musiała tylko zlecić, było dobrym kompromisem. Mimo wszystko, do dzisiaj miała pewne wyrzuty sumienia, że musiała odmówić i pozostawić przyjaciółkę w rękach innego krawca, ale jeśli miała wierzyć opowieściom, krawiec trzymał się projektu i wskazówek, które mu pozostawiła, przynosząc dumę im obu. Nie miał zresztą wyjścia; w niewybrednym wyjcu wyraźnie zapowiedziała, że jeżeli tylko coś zrobi nie tak, to pofatyguje się do niego osobiście i nauczy wykonywać swoją pracę należycie.
Powiedzmy, że wzięłam sprawy w swoje ręce i kieruję swoim życiem; żadne wróżby nie są mi już do tego potrzebne, zresztą... sądząc po reakcjach śmiałków, w namiocie dzieje się coś dziwnego – stwierdziła konspiracyjnym szeptem i nachyliła się ku towarzyszce – przed chwilą wybiegła stamtąd dziewczyna, która płakała; albo doznała objawienia albo ktoś ją mocno skrzywdził – czarownica osobiście za wróżbami nie przepadała i trzymała się możliwie jak najdalej od wszelkich sposobów czytania przyszłości. Daleka była od wiary w przeznaczenie, stanowczo podtrzymując stanowisko w wiarę w wolną wolę i możliwość kierowania swoim życiem, o ile nie było się mężczyzną poddanym półwilemu urokowi. Chociaż szanowała jednostki wierzące w fatalizm, sama uważała, że wiara w los w trudniejszych chwilach mogła pokrzepiać, ale na ogół była po prostu wygodna i rozleniwiała. A wiara w prorocze wizje, cóż, bliżej jej było do wiary w klątwy i przekleństwa; za jedno z nich uważała niezmiennie swój urok. – A ty? Co ci przepowiedziano? – spytała z ciekawością, widząc przecież, że jako jedna z wielu, opuściła przed chwilą ten namiot.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Chatka w lesie - Page 11 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Chatka w lesie [odnośnik]07.01.24 20:15
11 sierpnia. Gia & Pansy (lusterko)

Nie było dobrze. Nie tak, jak w Weymouth. Nie było lekko, nie było bąbelków śmiechu gromadzących się w piersi, nie było roziskrzonych spojrzeń ani radosnych podrygów stóp. Nie śpiewała jej dusza, ciało nie poddawało się wewnętrznej melodii, serce truchlało teraz straszliwie. Spięte ramiona nie pozwalały na rozluźnienie, kark sztywniał oraz wszystko krzyczało w niej, że nie może tutaj zostać, że miasto-monstro wie, że do niego wróciła i tylko czekać, aż duchy przeszłości zaczną za nią wyglądać, próbując doprowadzić do tego, że do nich dołączy. Prendersi cura di lei. Wariowała. Na pewno. To Londyn tak na nią działał, ogłupiał, sprawiał, że z dwudziestodwuletniej kobiety przeistaczała się w paroletnie dziecko trzęsącego się jak osika. A przecież nawet nie postawiła w stolicy kroku, to w Waltham odbywały się uroczystości, to do Waltham zajechały Księżycowe Dzieci w poszukiwaniu zarobku. Weź się w garść, nakazuje sobie surowo, za ucho zaczesując ciemny kosmyk, nim wzrokiem powiedzie po zebranym tłumie. Nie występowała, ani dziś, ani w ogóle jeśli chodziło o Brón Trogain. Muśnięta słońcem skóra była zbyt ciemna, jak na tak zaszczytne towarzystwo, które miało pojawiać się między zwykłymi mieszkańcami i nie mogli sobie pozwolić, żeby ich przypadkiem do siebie zrazić. Zrazić! Oburzenie rozgrzewa ściśnięty żołądek, jakby była jakimś paskudnym stworzeniem z zoo, a nie człowiekiem, jakby Włosi na arenie międzynarodowej nie byli na równi z Anglikami zżerającymi ziemniaki i fasole. Skandaliczne. Ale do przecież dobrze i tak nie chciała brać udziału w tych maskaradach, wolała pomagać zza kulis, wmawiając sobie, że to duma, a nie lęk przez nią przemawia. Że nie będzie się przed nikim płaszczyć - a przecież to robiła, codziennie przybierając nową rolę, kiedy jej kazano - że się nie wygłupi przed kimś, kto wachlarz droższy miał niż cały jej dobytek. Prawda była jednak brzydsza, mniej szlachetna, zwyczajnie bała się, że ktoś znajomy ją zobaczy. Że pojmie, że jest aktorką w pośledniej trupie, nawet nie w szanowanym teatrze, co mogłoby nieco poprawić jej sytuację, tylko wędrowną artystką. A wiadomo, co o takich myślą. Chyba zaczynało jej się robić niedobrze.
- Długo jeszcze? - marudzi Vito, niewzruszony rozterkami siostry. Czubkiem buta ryje w ziemi, niezadowolony z przedłużającego się czekania. Najchętniej pobiegłby między ludzi, wcisnął się w największe zbiorowiska z ciekawością przyglądając się atrakcjom, ale Gia nie pozwalała. Gia chciała mieć go na oku, pilnować usilnie jakby miał zaraz zniknąć, albo jakieś inne głupoty, a że był super bratem, najlepszym z możliwych (co przy Cesare tak naprawdę nie było jakimś szczególnym wyczynem, ale o Cesare nie mówili, już nie), więc pozwalał krążyć wokół siebie, jakby był jakimś kociątkiem potrzebującym uwagi. A był lwem! Prawie mężczyzną! I chciał słodką bułkę, jak prawdziwy mężczyzna.
- Zaraz przyjdzie, miała występ - powtarza po raz czternasty Moretti. Dla Pansy czas mógł nie istnieć, przecież to oczywiste, że powinno się na nią czekać i chociaż przedstawienie, w którym brała udział mogło się przeciągnąć, tak jej natura przeciągała pewne kwestie jeszcze bardziej. W dodatku tylu miłych chłopców mogło zwrócić na nią uwagę, kwiatka podarować, niedziwne więc, że spotkanie ze współlokatorką i jej bratem było mniej ważne. Gianna wzdycha, prostując się zaraz.
- No wreszcie! Mamma mia, czy oni cię tam porwali, czy prosili o bis? - woła na widok prześlicznej blondynki, omdlewającej angielskiej róży. Brunetka instynktownie poprawia ubrania, które prezentowały się nie tylko czysto, ale i również schludnie, nie wskazywały na gorszy stan społeczny i za tę przezorność była samej sobie wdzięczna - Naprawdę aż tak interesują cię te wróżby? - pyta, a kolejne westchnienie ciśnie się na usta. Bo to straszna głupota, ale o namiocie trzech wiedźm usłyszeli wszyscy i oczywiście, że Pansy chciała skorzystać z podobnego wydarzenia. Czasem przypominała Gii Eleanor, słodką, martwą po stokroć Eleanor wierzącą w szczerą miłość jej pana lorda. Pansy była bardziej rozsądna, z drugiej strony jeśli wierzyła we wróżby. A zresztą, zgodziła się, to nie tak, że miała coś lepszego do roboty, zamówienia wykonała, bukieciki polnych kwiatów sprzedała rankiem.




Złoty klucz na dłoni, to nie mój dom
Siwy włos na skroni - ucieknę stąd
Gia Moretti
Gia Moretti
Zawód : aktorka w wędrownej trupie teatralnej
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Nothing ever ends poetically.
It ends and we turn it into poetry. All that blood was never once beautiful.
It was just red.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
  older sister
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t12011-gianna-moretti https://www.morsmordre.net/t12015-felice https://www.morsmordre.net/t12110-gia-moretti https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12013-szuflada-gianny https://www.morsmordre.net/t12014-gianna-moretti
Re: Chatka w lesie [odnośnik]10.01.24 12:00
igor

Zastanawiała się, jakie sny nawiedziłyby jej nocne limbo, gdyby pozostała w jego objęciach i tam przymknęła powieki, odpływając w bezbrzeżną czerń. Czy śniłaby o Skandynawii? Dalekiej Norwegii, zielonych połaciach lasów, źródełkach skrytych pośród gęstwin, runach wyrytych na mijanych drzewach? Czy znaleźliby się w siedzibie ichnich bogów, przywdziewając tradycyjne szaty sacrum i zasiadając pośród nich, by potem wędrować po krainach znanych śmiertelnikom wyłącznie z podań i książek? Czy jego spokojny, miarowy oddech stałby się melodią, w jaką zasłuchałaby się w nocnych miazmatach, i do której zbudziłaby się pod baldachimem pierwszych refleksów słońca przeciskających się przez zasłony? Yelena karciła się za te rozważania, wcale nie były jej potrzebne, nie poszukiwała ich słodkiej goryczy pokrywającej język patyną - a mimo to nie potrafiła od nich uciec, kiedy słyszała tętent jego kroków i czuła jego obecność tak blisko, iż wystarczyłoby wyciągnąć dłoń, by znów go poczuć. Cóż za irracjonalnie absurdalne zachowanie. To, co dla niego było jedynie chlebem powszednim, festiwalową zabawą, dla niej stało się toksyną wślizgującą się pomiędzy myśli i wijącą pośród nich gniazdo pełne szerszeni. Dłoń niespokojnie bawiła się z fragmentem koronki wierzchniej warstwy pokrywającej sukienkę, połyskliwego srebra, które dziś wydawało się zimniejsze niż wczoraj. Zmyta o poranku krew, zaschnięta i spękana, pozostawiła skórę tak bladą jak zwykle, szepczącą o tym, jak rzadko wychylała nos zza pięknych ścian Cynobrowego Świergotnika i, obecnie, Niedźwiedziej Jamy.
Wywróciwszy oczyma na kpinę wpisaną w ton jego głosu, nie mogła strząsnąć z siebie woalu wspomnień, jak jeszcze kilka godzin temu ten sam głos z lubością szeptał do jej ucha słodkości. - Powietrze - przytaknęła sucho, każdą nicią własnej duszy usiłując przytrzymać przy sobie wyniosłość, która pozwalała jej nie zatracić się w tęsknocie i niespełnionych, niedorzecznych marzeniach. Jedno przeżyte narzeczeństwo uczuliło ją na miłostki, były niestałe, łatwo niszczone przez przeznaczenie, które jedno z kochanków zabierało do królestwa Hel, drugie natomiast pozostawiając cierpiące. Dosyć. Przeżyła swoją część uniesień i teraz mogła już jedynie przysłużyć się zamiarom Ramseya, decydując, że wyjdzie za tego, kogo jej wskaże - jeśli kogokolwiek. Jakie znaczenie miała miłość w tak brutalnym świecie? Była mrzonką nastoletnich fantazji, a wzdychanie do Igora, och, to wcale nie przyniosłoby szczęśliwego zakończenia. - Też miałam z tym pewien problem - odparła, od razu wrzeszcząc na siebie w prywatności czaszki, że przyznawanie się do czegokolwiek mogło jedynie jej zaszkodzić, a jego ego - podsycić. - Obce łóżko - sprecyzowała zatem, chwytając się byle jakiego kłamstwa i wzruszając ramionami. W istocie łoże w sypialni gościnnej Przeklętej Warowni było wygodne, materac zdawał się wciągać ją w swoje objęcia, ale to nie te objęcia chodziły jej jeszcze długo po głowie. Rumieniec na nowo pokrył blade policzki, spąsowiała, znów odwracając wzrok, jakby mijana sosna była obiektem jej najwyższego zaintrygowania. A potem spłoniła się jeszcze mocniej, słysząc jego słowa. Wolałby? Och, z pewnością, wydawało mu się, że upolował ofiarę, jednak z tych łowów powrócił niezaspokojony i chyba do tego nie przywykł, w ten sposób myślała Yelena, próbując stłumić w sobie iskierkę nadziei i radości. - Ledwo odnaleźliśmy nić porozumienia i wyjaśniliśmy zaszłości - przypomniała mu, wręcz desperacko skrywając się za trzeźwością, mimo iż emocje oplatały serce ciasną, kolczastą nicią, wywołując za mostkiem pulsujący tępo ból. - Czy nie jest za szybko na takie słowa? - spojrzała wreszcie na niego, ale to był błąd. Wycyzelowana twarz jaśniała blaskiem odzyskanych wspomnień, w oczach kryło się coś, czego nie potrafiła nazwać, a co naiwnie chciałaby uznać za prawdziwą sympatię. Oddech nieznacznie przyspieszył w jej piersi na ten widok, nim odwróciła wzrok, znów płonąc skrzącym się czerwienią rumieńcem.
Miał rację, los ostrzył swoje zębiska, a perspektywa odczytania fragmentów pisanej im historii ślizgała się po jej skórze rozpalonym dreszczem, ni gorącym, ni lodowato zimnym. Mulciber przełknęła ślinę, która naraz wydała się kwaskowata, i odprowadziła go wzrokiem, gdy zanurzał się w bezkresnej czerni namiotowego wnętrza, mierząc się z własnym fatum. Oby było pomyślne - tego wszakże mu życzyła, na to miała nadzieję, licząca, że Igor wyszarpnie sobie laury, a jeśli nie, to przynajmniej zmaże z siebie widmo przepowiedzianej mu niegdyś zdrady, otrzymawszy odrobinę satysfakcji i szczęścia, czymkolwiek miałoby być. Nie była pewna, czy na nie zasługiwał, ale serce nie poddawało tego w wątpliwość, natomiast minuty bez niego, w samotności cichego poranka, gdy Brón Trogain jeszcze się nie zbudziło, dłużyły się jej niemiłosiernie. Ile czasu znajdował się w środku? Spacerowała nerwowo w tę i z powrotem z dłońmi założonymi za plecami, a gdy drgnęła poła namiotu i wyłonił się z niej Igor, od razu do niego podeszła. - I co? - spytała niemal natarczywie, przyglądając się jego twarzy w poszukiwaniu oznak radości lub przygnębienia. - Zaraz mi opowiesz - zarządziła, samej wkraczając do środka z zaciśniętym gardłem i równie zaciśniętymi pięściami. Wiedziała, jakie pytania im zada. Czy od zawsze umrzeć miał Aleksei, nie ja? Czy jest mi pisane uczucie, które zostanie odwzajemnione? Głupota, zamierzała zadać inne pytanie, to jednak utorowało sobie drogę do jej myśli samoistnie i niezależnie od jej chęci. Czy zostanie wynalezione remedium na syndrom Graugussa, czy przeznaczona jest mi śmierć za mniej niż dwadzieścia lat? Czuła w nozdrzach dym palonych ziół, w ustach chłód kamienia, dłoń zapiekła, płacząc kilkoma łzami krwi. Niech objawi się los.


The lessons of the fire as we reach for something higher.
Yelena Mulciber
Yelena Mulciber
Zawód : Krawcowa w Cynobrowym Świergotniku
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
let's live in the land of yesterday, live in the grand imperial heyday.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11433-yelena-mulciber#353232 https://www.morsmordre.net/t11613-puszkin#359174 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11612-skrytka-nr-2496#359171 https://www.morsmordre.net/t11635-yelena-mulciber#359725
Re: Chatka w lesie [odnośnik]10.01.24 12:00
The member 'Yelena Mulciber' has done the following action : Rzut kością


#1 'Wróżby przeszłości ' :
Chatka w lesie - Page 11 Y9YzyiE

--------------------------------

#2 'Wróżby teraźniejszoś' :
Chatka w lesie - Page 11 XDiJYPX

--------------------------------

#3 'Wróżby przyszłości' :
Chatka w lesie - Page 11 J4h0lLN
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Chatka w lesie - Page 11 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Chatka w lesie [odnośnik]11.01.24 0:36
yelena

Sny zwykły mnożyć się we wprawiającym w bezruch, pokolorowanym trwogą zwielokrotnieniu, niszcząc przy tym zdroworozsądkowy barłóg autentycznej jawy. Coś podobnego spotkało ją najwyraźniej dzisiejszej nocy, nawiedzając myśli niegodnym brzemieniem winy, którą niesłusznie chyba przypisała rysom jego twarzy. Bez sensu, gotów byłby wyrzucić prosto w naburmuszone kąty jej mimiki, gdy tak bezczelnie i w pełni osobistej, niezachwianej premedytacji, poszukiwała teraz piosenek wygrywanych przez okoliczne ptaszyska i szorstkiej kory mijanych drzew, nie ciepła jego dłoni czy kojącego brzmienia basowych pomruków. Żałujesz, mógłby stwierdzić niejako mimowolnie, dostrzegłszy w szeregu grymasów ten jeden, niezależny od reszty, objaw szczerego zawstydzenia. Najpewniej przeklinała w duchu to parne kadzidło, najpewniej od samego świtu karciła się za tamten przejaw doraźnej swobody; zwyczajowo wróciła więc do zimnej, prowadzonej dystansem i wyrachowaniem kobiety, nijak przypominającej mu jego dawnej Yeleny, pokrytej kurzem osobliwych wspomnień. Z zauważalnym przekąsem przyjmował resztki jej brytyjskiej postury, nie stać go było jednak na cierpką konstatację — ta wszakże zdradziłby się emocją, o której wolał głośno nie rozmawiać, nie przy niej i nie z nią; nie stać go też było na ton przebrzmiałej pretensji, ta bowiem niosłaby się echem żałosnej hipokryzji w zupełnie bezzasadnej dywagacji o tożsamości, która i w jego przypadku uległa niechlubnym transformacjom. A jej i jemu mogły wciąż marzyć się przecież te same, minione już obrazki Norwegii, przypomniawszy obydwojgu o młodzieńczej efemerydzie, noszącej w sobie znamiona szlachetnej niewinności. Niewinności kołyszącej ich natenczas w melodii dość urokliwej potrzeby przebywania w jedności dłużących się wspinaczek pośród gór; niewinności ukrytej w przenikających się wzajemnością spojrzeniach, szukających piękna nie samej zielonej gęstwinie, lecz jej odbiciu w korespondującej ze sobą szarości; niewinności skwitowanej najbanalniejszym z możliwych całusów, po którym z jego ust nastała miałka próba poetyckiej wiązanki, z jej wypłynęła zaś gorycz rozczarowania, wyładowana na koniec zbrukaniem krwią fragmentów męskiej skóry. Drwiną podłego losu rozdzielać ich było wtedy w atmosferze tępego konfliktu, równie niesprawiedliwą kpiną nordyckich szeptuch było psuć wykwitający spośród połaci śniegu zalążek całkiem dorodnego kwiatostanu, ostatecznie jednak zwiędniętego i na tyle przemarzniętego, że poza zgniłym fragmentem liścia, pod zaspą nie kryć się miało już absolutnie nic. Serce zakłuło, ego ucierpiało, a pamięć o niej przeminęła wraz z ostrością północnego wiatru; aż do teraz, gdy na nowo postanowiła o sobie przypomnieć, gdy — być może kurewsko niefortunnie — napatoczyła się na niego w festiwalowej beztrosce i rzekomo owijała go sobie wokół palca. Tak chciał przynajmniej sądzić, z pokorą i jednoczesnym zrezygnowaniem znosząc te niekonkretne półsłówka i krążące wzdłuż długości ściółki spojrzenie. Tak chciał przynajmniej sądzić, gdy rumieniec oblewał krańce jej policzków, a ona w kłamliwej, acz całkiem wiarygodnej manierze wystrzegała się odpowiedzialności za niedawną bliskość. Mylił się tak straszliwie, co do niej i zastygłego w eterze wrażenia cynizmu, ale ona nie chciała rozmawiać i z tego konsekwencjami musiała się już mierzyć.
Nie bywam pochopny — wygłosił z nieskrywaną obojętnością, swe stwierdzenie rozciągając w przenikliwym westchnieniu, sugerującym obecnie więcej, niż być może chciałby jej istotnie przekazać. — Bądź więc na tyle łaskawa i nie przypisuj moim słowom oznak własnego zwątpienia — dodał wkrótce, dość łagodnie i bez przesadnej awersji, nawet jeśli wypowiadana przezeń treść sugerowała coś zupełnie odmiennego. Lapidarne szkoda majaczyło gdzieś i w jego trzeźwym umyśle, choć nie przeplatały go nici ckliwej beznadziei. Życie nazbyt często doświadczało go analogią takowej niewiary, by żałośnie łkał teraz w kącie na wizje zaistniałych dylematów. Nie zamierzał ich też chyba z zaangażowaniem rozwiewać, jak gdyby jej odczucia oszacować potrafiłby w granicach stuprocentowej niepodważalności. Nie mógł jej zresztą winić, zdawała się prędzej oczekiwać zupełnie odmiennej formy deklaracji. O ile w ogóle rzeczywiście chciała odeń jakiegokolwiek zobowiązania.
Rozważania te porzucić mógł w obliczu mroku chaty; zza kotary wyłoniły się wiedźmy, mistyczne sprawczynie nieodgadnionego rytuału, w obliczu którego mógł narodzić się w nowej nadziei, albo spopielić w znaczniejszym nagromadzeniu oczekującego go fatum. Jedna wróżba męczyła go koszmarem od miesięcy, kolejna rozwiać mogła zjawę tamtej, albo przyprawić o następny dramat przepowiedzianych grzechów. W ręce wepchnięto mu palący się hasz, w usta kawałek obsydianu, z wnętrza dłoni upuszczono zaś kilka kropel czerwonawej posoki, wnikającej zachłannie w pory tutejszego stolika. I tak migały niesprecyzowane wizje, blade fatamorgany losu podobne do skazującego wyroku, wymagające przy tym interpretacji wnikliwej, nad wyraz chyba nawet zagmatwanej w swej strukturze, by jednoznacznie uznać mógł ich kształt za optymistyczny lub alarmująco niepokojący.
Czy zdecydowałem słusznie, przyjeżdżając do Anglii w ślad za matką?
Kim tak właściwie jestem? Gdzie jest mój dom? Do kogo należę?
Czy stanę się zdrajcą tak jak mi przepowiedziano?
Dym palonych ziół dopadł nozdrza, on powstał ociężale z siadu, zaraz niepewnie wylazł w rześkość powietrza; tam napotkał spragnione szczegółów pytanie, miast odpowiedzi sugestywnie zachęcił ją ruchem głowy do wstąpienia w czeluści namiotu, gdzie poznać miała swoje przeznaczenie. Dla niego wyrocznia nie była wyrozumiała, jej niemo życzył jednak pomyślności. Cierpliwie oczekiwał na jej powrót, samemu dość osowiale rozstrzygając o ujrzanych na eterycznym haju, złowieszczych obliczach teraźniejszości i przyszłości.
Ty pierwsza. Opowiadaj — postanowił, gdy tylko wyłoniła się zza materiału.
Wszystko dobrze?
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
beyond your face I saw my own reflection
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859
Re: Chatka w lesie [odnośnik]15.01.24 21:11
3 sierpnia

Czas Festiwalu był również czasem, który w teorii miałem poświęcić na więcej odpoczynku i relaks, na nadrobienie nowinek towarzyskich przy kieliszku wina z żoną. W praktyce oznaczało to mniej więcej tyle, że musiałem przeorganizować swój plan dnia i sensowniej podzielić sprawy, które wymagają mojej uwagi; część zdecydowałem się oddać Emericowi, część odłożyłem na później. Nasz syn osiągnął już stosowny wiek, by zacząć zaznajamiać go ze specyfiką finansów i całą machiną, która kryła się za zasobami skarbca, a luźniejszy czas świętowania sprzyjał drobniejszym zadaniom. Byłem ciekaw, jak sobie poradzi i czy wykaże potencjał godny finansisty, czy też obierze inną ścieżkę. Mógłby też wziąć przykład ze swojego stryja i zgłębić tajniki hodowli w Ironbridge, zamiast hasać po lasach i łąkach konno z bandą podobnych mu szczeniąt.
Westchnąłem ciężko, jak zwykle zresztą, gdy moje myśli odpływały w kierunku Emerica. Gdybym miał bez wahania przypiąć mu jakąś łatkę, bez wątpienia wybrałbym marnotrawcę ojcowskiej cierpliwości.
Dłużej nie mogłem odpływać myślami. Pod butami poczułem drobne kamienie zwiastujące zmianę terenu, ścieżki, którą powoli prowadziłem Idun. Nie spieszyło nam się nigdzie, w swoim tempie poznawaliśmy uroki i atrakcje Festiwalu. Wczoraj odwiedziliśmy przelotnie ogniska, by upamiętnić tych, którzy oddali swoje życie w wojnie o lepsze jutro, dziś przyszedł czas na inną drogę, inną atrakcję. Jaką? Nie miałem pojęcia. Przywykłem do absolutnej kontroli, do panowania nad sytuacją, ale świadomy byłem ograniczeń i sztywności wynikającej z takiej postawy, więc raz od czasu, całkiem świadomie, oddawałem kontrolę żonie.
I choć nasza historia zaliczała swoje wzloty i upadki, nie zdarzyło się jeszcze, żebym pożałował.
Nie powiesz mi, czego konkretnie mam szukać ― bardziej stwierdziłem niż zapytałem; szare oko Idun błysnęło chochliczo w pełnym słońcu ― ale nie pogardzę wskazówką co do dalszej drogi. ― Skinąłem głową w stronę zbliżającego się rozwidlenia. Jedna ze ścieżek prowadziła w rzadki zagajnik, druga zaś skręcała ostro, a jej koniec niknął gdzieś dalej, wśród wystawnych stołów uginających się od jedzenia i napitku.
Pozostając w temacie niespodzianek ― mam coś dla ciebie ― orzekłem z tajemniczym uśmiechem i wydobyłem z kieszeni płaskie, eleganckie pudełeczko. Podsunąłem je Idun na otwartej dłoni. ― Rozmawiałem akurat z Walshem na temat przedmiotów wykazujących wspierające działanie w różnych dziedzinach magii i tak się składa, że podpowiedział mi to i owo w temacie znalezionej przeze mnie kości w kadzielnicy. ― Zachęcająco skinąłem głową, byłem ciekaw jej miny. ― Okazuje się, że ta drobnostka dobrze wpływa na alchemików. Kazałem ją wpleść w tę bransoletkę. Niech ci służy ― mruknąłem, nachylając się nieznacznie, by musnąć wargami jej włosy.

|przekazuję Idun łącznik międzykostny
Harlan Avery
Harlan Avery
Zawód : analityk finansowy, doradca nestora
Wiek : 44
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

I know there will come a day
When red runs the river

OPCM : 7 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 21 +3
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11936-harlan-avery#368946 https://www.morsmordre.net/t12105-vidar#372860 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t12103-skrytka-bankowa-nr-2578#372853 https://www.morsmordre.net/t12106-harlan-avery#372876
Re: Chatka w lesie [odnośnik]18.01.24 22:08
Do Prim

Jak pierwsze dni obrządków spędziłem tylko w Waltham Forest, tak wówczas zdarzało mi się powracać do Dunwich. Mimo, iż plan na trzynastego sierpnia zdawał się być gotowy w najmniejszym szczególe, to jednak wertowałem zapiski i rozważałem opcje, jakie wcześniej nie przyszły mi do głowy. Czy takie jeszcze w ogóle istniały? Niemożliwym było przewidzieć każdą ewentualność, a ilość założeń i tak była ogromna. Zdawałem sobie sprawę z własnej omylności, żaden rozsądny człowiek nie miałby pewności, że był w stanie wszystko przewidzieć i właśnie z tego powodu nieustannie tkałem nowe scenariusze. Nawet jeśli zakrywały o absurd. Nie miałem jednak przestrzeni na błędy, tak naprawdę nie mogłem sobie pozwolić na żadne potknięcie, jeśli chciałem osiągnąć cel.
Około południa powróciłem na teren festiwalu i zamierzałem powrócić do namiotu, skąd nieco późniejszą porą miałem udać się na polanę. Wędrując wzdłuż licznych straganów moją uwagę przykuła wpierw koźlęca czaszka z imponującym porożem, a następnie kobieta, z którą nie widziałem się od pamiętnej nocy. Zatrzymałem się w półkroku i przemknąłem wzrokiem po fioletowo-czarnym atłasie zasłaniającym wejście do miejsca sławnych wróżb, po czym ponownie skupiłem się na lady nie mogąc powstrzymać ironicznego uśmiechu. Czyżby planowała poznać swój los? Może zaś przekonać się o wyborach z przeszłości? Nie było tajemnicą, że wiedźmom należało zadać trzy pytania i zgodnie z tradycją przyjąć ich odpowiedź bez względu na to czy była ona łaskawa. Zgodna z przekonaniami.
Chwyciwszy piersiówkę w dłoń upiłem zawartości i zbliżyłem się do Primrose. Dopiero wtem dostrzegłem, że nie była sama. -Cóż za spotkanie- rzuciłem nie mając pojęcia kim była jej towarzyszka. -Drogie Panie- skinąłem głową w ramach przywitania. Być może nie było to zbyt grzeczne, w końcu bez zaproszenia dołączyłem do rozmowy, jednakże wiedziony ciekawością nie mogłem się powstrzymać. Lady Burke nie przypominała mi osoby, która wierzy w podobne wróżby. Wciąż jednak mógł być to jedynie przypadek wszak stragan, choć ostatni, znajdował się tuż obok wielu innych stoisk. -Decyzje podjęte w przeszłości, a może teraźniejszości? Co lady najbardziej interesuje?- uniosłem wymownie brew spoglądając na dziewczynę.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Chatka w lesie [odnośnik]22.01.24 18:05
Poły namiotu falowały pod wpływem lekkiego, letniego wiatru, który co jakiś czas rozwiewał gorące powietrze. Nie miała zwyczaju ślepo wierzyć w przepowiednie, wychowana w rodzinie, która mierzyła świat twardymi zasadami i danymi; nie zaś mglistymi wizjami. Nie byli jednak ignorantami, wiedzieli, że magia powierza innym dar - widzenia tego, co za kurtyną. Osobiście zapewniała Cassandrę, że nie lekceważy wizji i nie było to tylko gadania, po to, aby obłaskawić czarownicę. Ignorowanie i udawanie, że nie mają żadnego wpływu na ich życie było głupotą. Całkowita ufność też nie była wskazana. Poza tym, szczerze wątpiła, aby trzy wiedźmy na festiwalu realnie widziały przyszłość. Co chwila ktoś wchodził albo wychodził, zapewne rzucały wcześniej przygotowane frazesy, zmieniając je co jakiś czas, aby nie zostały oskarżone o oszustwo.
Im dłużej stała w kolejce, tym bardziej pierwotny impuls, aby wejść do środka zaczynał gasnąć. Lacerta zresztą też zaczynała się coraz bardziej wahać, a gdy spostrzegła innych znajomych chęć całkowicie jej odeszła.
Zajęta własnymi myślami przez dłuższy czas nie zauważyła znajomej sylwetki, która z kpiną w oczach się jej przyglądała. Czy można przygotować się na takie spotkanie? Sądziła, że tak. W głowie powtarzała najróżniejsze scenariusze oszukując samą siebie, że jeden z nich na pewno się wydarzy.
Otóż nie.
I oto właśnie miała tego namacalny dowód, kiedy spostrzegła jego obecność, gdy już przystanął blisko i otworzył usta do rozpoczęcia rozmowy.
-Niespodziewane, ale nie nieprawdopodobne. - Odpowiedziała od razu czując jak na jasne policzki wystąpił rumieniec. Miała nadzieję, że kapelusz choć trochę ukrył jej zmieszanie. -Lady Lacerta Rowle. - Przedstawiła swoją towarzyszkę. -Pan Drew Macnair, Namiestnik Suffolk. - Wskazała dłonią na czarodzieja, a gdy młoda czarownica wypełniła obowiązek grzecznościowy, przeprosiła i udała się w stronę innych znajomych. Słysząc pytanie zerknęła na mężczyznę. Dobrze, że nie mógł usłyszeć bicia jej serca, to bowiem szarżowało niczym młody rumak na zielonych pastwiskach. -Odważny na tyle, aby samemu się przekonać? - Odpowiedziała w podobnym tonie wskazując na wejście do namiotu, które aktualnie nie było przez nikogo zajmowane. Jak wcześniej miała ochotę odpuścić, tak teraz poczuła, że wycofanie się nie wchodzi w grę. Jej odwaga i upór rosły z każdą próbą onieśmielenia. Czy kpiąc z niej, podejmie się zapytania czarownic o własną przyszłość lub przeszłość? Wspomnienia pamiętnej nocy wciąż były w niej żywe, choć zdawały się być ledwie snem na jawie. Rozmowa z Evandrą zaś jej zupełnie nie uspokoiła, a spotęgowała niepokój jaki toczył umysł lady Burke. Nie mogła tego po sobie poznać. Nie przy tym mężczyźnie.



May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Chatka w lesie - Page 11 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Chatka w lesie [odnośnik]31.01.24 16:54
| dla Harlana

Odciągnięcie Harlana od obowiązków – tych nigdy mu nie brakowało, wszak zawsze jakaś sprawa czy inwestycja wymagała jego uwagi, list odpowiedzi, a krewniak rady – stanowiło nie lada wyzwanie. Z biegiem lat Idun nauczyła się już, za jakie sznurki pociągać, by osiągnąć upragniony efekt, nakłonić go do mniej lub bardziej niechętnej kapitulacji, nie mogła jednak korzystać ze swych sztuczek zbyt często, by nie spowszedniały, a tym samym utraciły na swej sile. Na jej szczęście sierpniowe obchody Brón Trogain były znakomitym argumentem, wkładały w wypielęgnowaną dłoń kartę atutową, której małżonek nie mógł przebić żadną wymówką. Wszak nawet jeśli nie nęciła go wizja festiwalowych atrakcji, zmiany otoczenia, opuszczenia znajomych komnat i korytarzy na rzecz obfitującego w luksusy namiotu, czyż nie powinni pokazać się wśród gości – tych, którzy rozumieli, że odbywające się w Londynie święto zwiastuje powrót do tradycji, czarodziejskich korzeni – i wraz z nimi oddać uroczysty hołd figurze poświęcającej się matki, celebrować nadejście czasu żniw? Czyż nie miało im to zapewnić odrobiny wytchnienia od wojennej zawieruchy, przyczajonej na granicy umysłu obawy, ale równocześnie oznaczać zadośćuczynienia wpisanemu w krew obowiązkowi?
Zgadza się – przytaknęła miękko, odruchowo spoglądając w górę, ku twarzy Harlana, w ten sposób chcąc podchwycić jego spojrzenie. Usta same złożyły się w przewrotnym uśmiechu, a podkreślone makijażem oczy nieznacznie zmrużyły. – Usłużnie podpowiem, że prędzej dotrzemy na miejsce, jeśli skierujemy się w lewo – dodała wspaniałomyślnie, poprawiając chwyt na mężowskim ramieniu, gdy wyczuła pod delikatną podeszwą pierwsze kamyki, nierówności terenu. Rozumiała, iż takie sytuacje stanowiły dlań egzotykę, zmuszały do wystawiania palców poza granicę strefy komfortu, może również wytrącały z tak uwielbianej równowagi, toteż tym bardziej doceniała chwile ustępstw, świadectwo wiążącego ich zaufania, tak jak i przekazywaną w jej ręce władzę; może ulotną, wciąż jednak istniejącą, wypracowaną na przestrzeni zawiązanego niemalże dwie dekady temu paktu.
Doprawdy? – Przystanęła, gdy wspomniał o tajemniczym podarku; a więc nie tylko na niego czekały tego dnia niespodzianki. Lecz cóż to za prezent? I z jakiej okazji? Skutecznie rozniecił ciekawość, do tego łechcząc kobiece ego. – A na pewno sobie zasłużyłam? – mruknęła zaczepnie, przechylając przy tym lekko głowę. Sięgnęła ku męskiej dłoni, by bez choćby chwili zawahania czy cienia fałszywej skromności odebrać od niego niewielkie pudełeczko, jednocześnie niby to przypadkiem muskając opuszkami palców rozgrzaną skórę, obdarzając Harlana przelotną pieszczotą. – Interesujące. Przez myśl mi nie przeszło, że te... pamiątki... – Bo przecież nie chciała nazywać ich kośćmi, myśleć o nich jako o szczątkach ubitego podczas rytuału stworzenia. – ...mogą nieść ze sobą taką moc. – Przez krótką chwilę kontemplowała elegancką, kunsztownie wykonaną bransoletę o subtelnym splocie, nawet nie próbując powstrzymać przemykającego przez lico wyrazu zadowolenia, tańczącej w oku iskry. Z wdzięcznością przyjęła sięgający skroni pocałunek, bezwiednie przymykając powieki; niegdyś takie przejawy uczucia byłyby nie do zaakceptowania, niegdyś prędzej zadławiłaby się własnym językiem niż pozwoliła mu na takie gesty. A już zwłaszcza w sytuacji, w której nie musieli udawać, grać, sprawiać pozorów. Teraz jednak trwały czasy pokoju, przynajmniej w ich małżeństwie. – Piękna, sprawdzę jej działanie jak tylko wrócimy do Ludlow, lecz chciałabym założyć ją już teraz. Pomożesz? – Nadstawiła przegub, by ułatwić mu to zadanie; rozprawienie się z niewielkim, drobnym zapięciem tak czy inaczej mogło okazać się w pewnym stopniu problematyczne. – Nie mam pewności, czy przygotowana przeze mnie niespodzianka sprawi ci taką samą przyjemność, chciałabym jednak przekonać się, jak na nią zareagujesz... – dodała, dalej się z nim drażniąc, igrając z męską cierpliwością. Na szczęście nie musieli czekać długo, ledwie kilka chwil leniwego spaceru, a pomiędzy rysującymi się przed nimi drzewami mignął fioletowo-czarny atłas; znak, że dotarli na miejsce.
Sama nie była pewna, czego powinna się spodziewać. Wisząca nad wejściem do namiotu czaszka przypominała o charakterze święta, o wyprawionej na rozpoczęcie obchodów uczcie. To jednak tylko symbol, groteskowa ozdoba, nie żaden omen. Poczekała, aż Harlan przytrzyma dlań kotarę, po czym ostrożnie zanurzyła we wnętrzu królestwa przyczajonych w półmroku wiedźm; jeszcze milczących, łypiących nań w niemalże idealnej ciszy. Wszak dobiegające z zewnątrz odgłosy stały się przytłumione, a ich rola ograniczona do szumu tła, nie aż tak interesującego jak ława naznaczona niezrozumiałymi dla Idun symbolami, zastawiona świecami różnych kształtów i barw. Nim czarownica zdecydowała się odezwać, poświęciła pełną skupienia chwilę na odgadnięcie nut, które kryły się za pozorem jedynie popielnych kadzideł. Sosna? I bazylia? – Czy chciałbyś zacząć? Uiścić opłatę nie tylko ze złota, ale i krwi? – wyszeptała w kierunku stojącego blisko, tuż obok, towarzysza, choć w tych okolicznościach wypowiadane niemalże bezgłośnie słowa okazały się zadziwiająco, bluźnierczo wprost donośne. Kontrastowały z panującą w namiocie atmosferą.
Idun Avery
Idun Avery
Zawód : znawczyni trolli, pasjonatka perfumiarstwa
Wiek : 37
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna

a wolf is a wolf,
even in a cage,
even dressed in silk


OPCM : 2 +2
UROKI : 2 +1
ALCHEMIA : 11 +5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12211-idun-lorelei-avery https://www.morsmordre.net/t12252-sigyn#376979 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t12214-idun-avery#376152
Re: Chatka w lesie [odnośnik]12.02.24 23:21
dla Prim

-Czyli nie wierzy Lady w przypadki?- spytałem zatrzymując spojrzenie na lekkim rumieńcu, który pojawił się na jej bladych policzkach. Zrezygnowałem jednak z komentarza, który szczególnie w towarzystwie innych osób mógł okazać się wyjątkowo niezręczny. Zdawałem sobie sprawę, że pierwsze spotkanie mogło być dla dziewczyny wzywaniem wszak pamiętnej nocy przekroczyliśmy granice prywatności, co dla niej było czymś zupełnie nowym. Liczyłem, że nie żałowała swych poczynań i poniekąd pragnąłem się w tym upewnić, dlatego nie zatrzymywałem Lacerty, gdy postanowiła się oddalić. Było to kolejne niegrzeczne zachowanie z mej strony, bowiem w końcu to ja przerwałem im rozmowę i być może umówione spotkanie, jednakże nieszczególnie o to dbałem. Primrose również nie sprawiała wrażenie zawiedzionej.
Zaśmiałem się pod nosem na zadane pytanie. Trudno było mi jednoznacznie powiedzieć, czy pokładałem wiarę w podobne przepowiednie, jednak kiedy zdarzyło mi się jakieś usłyszeć zachowywałem w stosunku do nich duży dystans. Wychodziłem z założenia, że ludzka podświadomość skora była połączyć wszelkie słowa z własnymi doświadczeniami tudzież kolejnymi sytuacjami, jakie zgotował dla nich los. Na siłę doszukiwano się w nich prawdy, nierzadko za porażki obarczano winą właśnie tych, co rzekomą przyszłość gotów byli im przewidzieć. Z drugiej strony miałem okazję poznać jasnowidzów, mężczyzna z tym genem był moim wiernym druhem i jego wizji nie przyszło mi lekceważyć. Znałem jego możliwości, doceniałem kunszt oraz umiejętności, jednakże pomiędzy czarodziejami jego pokroju, a samozwańczymi wiedźmami dostrzegałem przepaść. Unikałem hipotez, że było to typowe bajdurzenie, jednakże posiadając wiedzę przekazaną z ust Mulcibera zdawałem sobie sprawę jak działało „trzecie oko”. Nigdy nie na zawołanie, nie jasno i klarownie – u każdego przejawiało się inaczej. Dar niezwykle rzadki, a zatem wyjątkowo cenny. Nijak mający się do wspomnianych wróżb, choć te również trudno było bez zawahania zawetować. W końcu opierały się o zupełnie inną magię i być może dlatego miały znacznie mniej zwolenników. Osobiście pozostawałem wierniejszy ideologii losu i jego przewrotności.
-Czy kiedyś mi jej zabrakło?- uniosłem kącik ust, po czym wskazałem dłonią fioletowo-czarny atłas prowadzący do chatki. -Pozostaje pytanie czy panienka pokłada wiarę w przepowiednie- rzuciłem będąc ciekaw odpowiedzi. Zdawała się twardo stąpać po ziemi, ale mimo wszystko kobiety były znacznie bardziej podatne na wróżby, podobnie jak przesądy. -Krążą plotki, że te mają wyjątkową moc i nierzadko potrafią odebrać nadzieję nawet najbardziej zuchwałym czarodziejom- dodałem nieco bardziej ironicznie, wszak branie ich nadto do siebie było absurdalne.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Chatka w lesie [odnośnik]13.02.24 15:17
Dla Drew

-Tego nie powiedziałam. -Odparła kiedy uspokoiła oddech oraz upewniła się jednocześnie, że jej własne ciało jej nie zdradzi. -To był do przewidzenia, że prędzej czy później przyjdzie się nam spotkać w trakcie festiwalu.
Liczyła jedynie, że będzie bardziej przygotowana, ale czy taka szansa w ogóle istniała? Obejrzała się za znikającą towarzyszką, której nie chciała siłą przy sobie zatrzymywać. Mężczyzna zaś nie wydawał się zbytnio przejęty, że zostali tylko we dwoje. Namiot zaś kusił, choć przecież nie uzyska w jego wnętrzu odpowiedzi na wiele pytań. Zapewne te, które usłyszy będą zawiłe i niezrozumiałe, pozostawiające wiele miejsca na własne domysły i dopowiedzenia. -Na to pytanie odpowiedź zna tylko jedna osoba.- Choć przecież było to pytanie retoryczne, przynajmniej z jego strony. Ona zaś nie mogła z całą pewnością stwierdzić czy kiedyś nie zabrakło mu odwagi, czy kiedyś się nie zawahał, nie zwątpił, nie zaczął rozpatrywać innych opcji. Dlatego też przyjrzała się dłużej pewnemu siebie uśmiechowi i wyzwaniu czającym się w spojrzeniu, zastanawiaką się przez krótką chwilę co czai się za nimi.
Ruszyła w stronę wskazanego namiotu, z każdym krokiem zbliżając się coraz bardziej do jego wejścia. -Nie sądze, że należy im ślepo wierzyć, ale całkowita obojętność też nie jest wskazana. - Podobne pytanie usłyszała od Cassandry i takiej samej odpowiedzi jej udzieliła. Sztuka patrzenia w przyszłość była dla niej enigmą, ale rozumiała tyle, że nie należy do prostych ani łatwych. Jeżeli komuś miała uwierzyć odnośnie przyszłości to właśnie Cassandrze, a przecież ona sama nie raz nie potrafiła dokładnie zinterpretować tego co widzi. -Mogą stanowić wskazówkę, ale nie wytyczną. - Dodała jeszcze powoli odsuwając poły namiotu, do którego właśnie zaglądali. -Osadzanie całego swojego życia na wróżbie odbieram jako skrajną głupotę. - Dodała już szeptem, aby nikogo nie urazić swoimi słowami. Wkroczyła do wnętrza, gdzie zapach kadzideł zaatakował wszystkie zmysły. Przez chwilę nic nie widziała, dopiero po jakimś czasie wzrok przywykł do dymu i półcienia. Usiadła przed trzema wiedźmami widząc runy na blacie, a zaraz potem wręczyły jej hasz, obsydian w wepchnęły jej do ust, a z palca spływały krople krwi. Miała zadać pytania, a nawet do końca nie wiedziała o co zapytać. Nie przemyślała tego, nie zastanowiła się, tylko weszła do środka słuchając podszeptów instynktu, nie zaś rozumu. Tak jak tej nocy, kiedy zmysły nią kierowały i potrzeby jakich wcześniej nie była świadoma.
Czy dotychczasowe czyny doprowadzą mnie do zrozumienia samej siebie?
Czy dobrze postępuję igrając z własnymi uczuciami? Nie to chciała zapytać, ale przecież od jakiegoś czasu jej własne emocje są poddawane ciągłej próbie.
Czy osiągnę więcej niż jest mi pisane przez pochodzenie i urodzenie?
Wychodząc z namiotu po przebudzeniu jak z dziwnego snu, wskazała Drew wnętrze, które teraz czekało na niego. Na jego pytania, ona sama zaś czuła ciężar kadzideł na siebie. Czekając na czarodzieja wzięła głębszy oddech świeżo powietrza, tak odmiennego od duchoty wnętrza namiotu. A gdy ponownie obok siebie zobaczyła Drew, zapytała -Jak odczucia?




May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Chatka w lesie - Page 11 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Chatka w lesie [odnośnik]13.02.24 15:17
The member 'Primrose Burke' has done the following action : Rzut kością


#1 'Wróżby przeszłości ' :
Chatka w lesie - Page 11 5Mpjxpf

--------------------------------

#2 'Wróżby teraźniejszoś' :
Chatka w lesie - Page 11 G2zVzjg

--------------------------------

#3 'Wróżby przyszłości' :
Chatka w lesie - Page 11 KOutMKw
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Chatka w lesie - Page 11 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Chatka w lesie [odnośnik]02.03.24 10:33
|Idun

Skinąłem niespiesznie głową, przyjmując do wiadomości wskazówkę Idun. Odbiliśmy w lewo, poprowadziłem ją leśną alejką, która sprawiała wrażenie wyrwanej z leśnej dziczy i przystosowanej do potrzeb czarodziejskiej społeczności tylko na krótki czas festiwalu. Zupełnie jakby 14 sierpnia miała zniknąć, na powrót zarosnąć ostrymi krzewami i pokryć się szeleszczącą ściółką.
Uśmiechnąłem się kątem warg, gdy przestrzeń wypełniło pytanie; ton Idun pozostawał lekki, zaczepny, a w szarym oku dostrzegałem psotną iskrę, dowód dobrego humoru. Choć byłem twardo zakotwiczony w tym co tu i teraz, moje myśli niepostrzeżenie odpłynęły do czasów w których ledwie zwracałem na nią uwagę i uważałem za zbędny balast, kompletnie nieświadom tego, jak potężnego atutu się pozbawiam ― na własne zresztą życzenie. Merlinowi niech będą dzięki, zmądrzałem. I to zdecydowanie szybciej niż później. Podarek z kości, elegancka bransoletka, miała być ― jednym z wielu ― zadośćuczynień za tamten czas, za przeszłość, której nie mogłem zmienić.
Jeśli masz wątpliwości co do słuszności podarku, to zawsze możesz wykazać się dodatkowym zaangażowaniem by ukoić własne sumienie ― odparłem lekko, żartobliwie, podłapując jej sposób na zaczepki. Wypowiedź jednak uciąłem, nie podpowiadałem jej co takiego mogłoby okazać się dodatkowym zaangażowaniem, nie sugerowałem. Pewnych rzeczy nie powinno się przywoływać na głos, nie w miejscu publicznym. Poza tym, trwaliśmy w tym związku tak długo, że pewne słowa ― czy nawet całe zdania ― mogliśmy zastąpić jedynie wprawnie rzuconym spojrzeniem, czy specyficznym uśmiechem. Wierzyłem, że Idun trafnie rozpoznała drugie dno moich słów.
Z przyjemnością. ― Przejąłem od niej bransoletkę; srebrny łańcuszek musnął delikatnie jej skórę, zapięcie poddało się łatwo. Ciche kliknięcie utonęło w szumie drzew. ― Sam nie byłem świadom ich mocy, nie do końca przynajmniej, choć pamiętam, że kiedyś czytałem o tajemniczych właściwościach kości. Być może magia rytuału nasyciła kościec reema w sposób ponadprzeciętny i stąd to działanie? ― zastanowiłem się na głos. Gdyby sprawa dotyczyła trolli, zapewne wiedziałbym o tym zjawisku wszystko.
Intrygowało mnie to, co Idun tak sprytnie przede mną ukrywała i skłamałbym, gdybym stwierdził, że mi się to nie podoba. Gdy już wypuściłem kontrolę z rąk, niespodzianki nie wydawały się tak okropne i ciężkostrawne, budziły cień ekscytacji. Co też moja małżonka chowała w zanadrzu? Co jeszcze krył w sobie festiwal? Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że poznałem każdą jego atrakcję i zakamarek ― mimo sielankowej aury nadal byłem zdania, że pewne obowiązki powinny być wykonane, a wydatki spisywane codziennie, tak by uniknąć zbędnego chaosu w dokumentach.
Namiot zbudowany z ciężkiej, atłasowej tkaniny był zaskoczeniem ― nie pasował do leśnego obrazka, tak jak ja nie pasowałem do letnich dni wypełnionych swobodą i lenistwem. Przelotnie uniosłem brwi, mimowolnie odnotowując wysoką cenę materiału i przytrzymałem ramieniem kotarę, by puścić Idun przodem. Gdy zanurzyłem się w czeluści obszernego namiotu, spotkała mnie kolejna niespodzianka, niepasująca do całej wizji jeszcze bardziej ― wiedźmy. Spowite aksamitnym półmrokiem i kadzidlanym dymem, tajemnicze i odległe, jak odległe bywają tajemnice zamierzchłej przeszłości.
Pochyliłem głowę, by złapać wypowiedziane szeptem słowa Idun, potem obdarzyłem ją spojrzeniem co najmniej zagadkowym. Nie uchybiłbym przywilejom dam, ale skoro sama chciała puścić mnie przodem ― nie zamierzałem stawiać oporu. Sięgnąłem po parę monet i złożyłem stosowną ofiarę na jedną z ław, potem pozwoliłem jednej z nich zabrać parę kropel krwi. Ukłucie było szybkie, skóra zapiekła protestem, ale twarde wychowanie ułatwiło mi zniesienie tego momentu z godnością; nie skrzywiłem się, nie syknąłem, nie drgnęła mi powieka. W zestawieniu z tym, co pozostawiło mi po sobie Ironbridge i studiowanie arkan czarnej magii ― zebranie ofiary z krwi było niczym. Czym innym były jednak pytania, które miałem złożyć na ręce wiedźm; mogłem zadać ich aż trzy.
Czy mój ojciec miał szansę na inny koniec? ― Znaczy: na godną śmierć w walce, a nie tragiczne zejście we własnym łóżku. ― Czy mój syn, Emeric, w końcu okaże się godnym noszonego nazwiska? ― To chyba trapiło mnie najbardziej, nie dawało spać po nocach i burzyło spokój ducha. Co jeśli Emeric miał się okazać wadliwym ogniwem? Elementem długiego łańcucha rodu, który lepiej ― dla dobra ogółu ― byłoby usunąć?
Czy Czarny Pan dostrzeże moje oddanie i wciągnie w poczet swoich najwierniejszych sług?[bylobrzydkobedzieladnie]


close your eyes, pay the price for your paradise




Ostatnio zmieniony przez Harlan Avery dnia 02.03.24 10:35, w całości zmieniany 1 raz
Harlan Avery
Harlan Avery
Zawód : analityk finansowy, doradca nestora
Wiek : 44
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

I know there will come a day
When red runs the river

OPCM : 7 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 21 +3
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11936-harlan-avery#368946 https://www.morsmordre.net/t12105-vidar#372860 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t12103-skrytka-bankowa-nr-2578#372853 https://www.morsmordre.net/t12106-harlan-avery#372876

Strona 11 z 12 Previous  1, 2, 3 ... , 10, 11, 12  Next

Chatka w lesie
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach