Spalony sierociniec
AutorWiadomość
Spalony sierociniec
Słowa czasem bywają zbyt trywialne, by wyrazić całość, skumulowanej treści. A ponury widok dawnego, spalonego dziś sierocińca rodzi więcej emocji i pytań, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Ktoś, kto nieświadomy przechodzi alejką, w której wciąż stoi budynek o sczerniałych, pustych okiennicach, wypalonych niemal do popiołu, drewnianych fragmentach, wyczuwa wciąż unoszący się mdły zapach spalenizny.
Niezależnie od ilości mijających lat, zdaje się, że stary budynek chroni w swych murach nieskończoną, powtarzającą się tragedię. Po wielkim pożarze ostały się jedyne kamienne ściany i dach, pozostawiając jednak w środku dziwne, czasem losowo prezentujące się, niezniszczone elementy. Zginęła wtedy przeszło pięćdziesiątka dzieci i kilkoro opiekunów, a tajemnica wielkiego pożaru wciąż pozostaje nierozwiązana. Nikt jednak nie może zaprzeczyć, że brała w tym udział magia, ciemniejsza niż chciałoby uwierzyć.
Mówi się o klątwie, która wisi na niezbadanej ziemi, o zakopanym pod ziemią, przeklętym skarbie, czy zwykłej, ludzkiej nienawiści, która wciąż wołała o zemstę. Są także głosy, dużo cichsze niż większość głoszących, że dawny sierociniec był miejscem tak okrutnym i przesiąkniętym cierpieniem, że same dzieci doprowadziły do rozprzestrzenienia żywiołu, pozbawiając możliwości odprawiania w tajemnicy eksperymentów. To jednak głosy jednostkowe, milknące tak szybko, jak wiatr hulający w murach spalonego sierocińca.
Niezależnie od ilości mijających lat, zdaje się, że stary budynek chroni w swych murach nieskończoną, powtarzającą się tragedię. Po wielkim pożarze ostały się jedyne kamienne ściany i dach, pozostawiając jednak w środku dziwne, czasem losowo prezentujące się, niezniszczone elementy. Zginęła wtedy przeszło pięćdziesiątka dzieci i kilkoro opiekunów, a tajemnica wielkiego pożaru wciąż pozostaje nierozwiązana. Nikt jednak nie może zaprzeczyć, że brała w tym udział magia, ciemniejsza niż chciałoby uwierzyć.
Mówi się o klątwie, która wisi na niezbadanej ziemi, o zakopanym pod ziemią, przeklętym skarbie, czy zwykłej, ludzkiej nienawiści, która wciąż wołała o zemstę. Są także głosy, dużo cichsze niż większość głoszących, że dawny sierociniec był miejscem tak okrutnym i przesiąkniętym cierpieniem, że same dzieci doprowadziły do rozprzestrzenienia żywiołu, pozbawiając możliwości odprawiania w tajemnicy eksperymentów. To jednak głosy jednostkowe, milknące tak szybko, jak wiatr hulający w murach spalonego sierocińca.
| 25.06, okolice godziny 21
Tego dnia miała wykonać swoje pierwsze poważniejsze zadanie. Miała mgliste pojęcie o tym, że inni rycerze i śmierciożercy mieli dziś do wykonania misje. Lyanna, jako nowy nabytek organizacji nie wzięła w nich udziału, nie ulegało zresztą wątpliwości, że nie przydałaby się w Azkabanie z tak wątłą znajomością czarnej magii. Mogła za to przydać się tutaj, i skoro Czarny Pan wyznaczył ją do tego zadania, zamierzała wywiązać się z niego jak najlepiej i zgodnie z instrukcjami stworzyć punkt ściągający dla powracających z Azkabanu czarodziejów, którzy mogli być w zbyt złym stanie, by wrócić stamtąd w inny sposób.
Nie wiedziała, co dokładnie tam robili, poza tym, że wypełniali wolę Pana i wykonywali zlecone przez niego zadanie. Ona musiała wykonać swoje, więc o odpowiedniej porze niezwłocznie oderwała się od swoich zajęć i aportowała się w wyznaczonym miejscu – ruinach spalonego sierocińca, gdzie miała wykonać elementy nadesłanej jej instrukcji.
Pora była późna, a miejsce nie zachęcało do spacerów, więc wokół nie było widać żywej duszy. Spowita w czarny płaszcz przemknęła przez zapuszczone podwórze, docierając do ruin spalonego budynku. Do pożaru musiało tu dojść wiele lat temu, ale wciąż można było wychwycić nikłą woń spalenizny oraz niemal namacalną aurę dawnej tragedii.
Kiedy dotarła w miejsce, które uznała za odpowiednie, ułożyła na ziemi krążek zawierający w sobie magię, którą musiała uwolnić, a potem przeciwstawić się jej. By wykonać zadanie, potrzebowała jasnego umysłu i pełnej przytomności, więc nie mogła sobie pozwolić na rozproszenie się.
Zgodnie z instrukcją po odłożeniu na ziemię krążka znalazła w kieszeni niewielką igłę i nakłuła nią swój palec, patrząc, jak na białej skórze pojawia się kropelka krwi. Uniosła dłoń nad krążkiem, patrząc, jak czerwona kropla spływa z palca i opada na metal. Przez krótką chwilę nic się nie działo, ale zaraz później magia eksplodowała, zalewając Lyannę falą negatywnych odczuć i wysysając z niej wszystkie dobre myśli, pozostawiając tylko te czarne.
Musiała się temu przeciwstawić, więc starała się skupić na czymś szczęśliwym. Przed jej oczami zamigotało wspomnienie dawnej podróży z bratem, kiedy wyrwała się spod pieczy pogardzającego nią ojca i mogła poznawać świat. To było jedno z jej najszczęśliwszych wspomnień, cudowne dwa lata z daleka od kraju, z dala od ojca, który nigdy jej w pełni nie zaakceptował i zawsze dawał jej odczuć, że jest gorsza. Myślała o tym wszystkim, zaciskając palce na różdżce, próbując oprzeć się mocy wyzwolonej anomalii i skupić się na swoim wspomnieniu.
| rzucam na szczęśliwe wspomnienie
Tego dnia miała wykonać swoje pierwsze poważniejsze zadanie. Miała mgliste pojęcie o tym, że inni rycerze i śmierciożercy mieli dziś do wykonania misje. Lyanna, jako nowy nabytek organizacji nie wzięła w nich udziału, nie ulegało zresztą wątpliwości, że nie przydałaby się w Azkabanie z tak wątłą znajomością czarnej magii. Mogła za to przydać się tutaj, i skoro Czarny Pan wyznaczył ją do tego zadania, zamierzała wywiązać się z niego jak najlepiej i zgodnie z instrukcjami stworzyć punkt ściągający dla powracających z Azkabanu czarodziejów, którzy mogli być w zbyt złym stanie, by wrócić stamtąd w inny sposób.
Nie wiedziała, co dokładnie tam robili, poza tym, że wypełniali wolę Pana i wykonywali zlecone przez niego zadanie. Ona musiała wykonać swoje, więc o odpowiedniej porze niezwłocznie oderwała się od swoich zajęć i aportowała się w wyznaczonym miejscu – ruinach spalonego sierocińca, gdzie miała wykonać elementy nadesłanej jej instrukcji.
Pora była późna, a miejsce nie zachęcało do spacerów, więc wokół nie było widać żywej duszy. Spowita w czarny płaszcz przemknęła przez zapuszczone podwórze, docierając do ruin spalonego budynku. Do pożaru musiało tu dojść wiele lat temu, ale wciąż można było wychwycić nikłą woń spalenizny oraz niemal namacalną aurę dawnej tragedii.
Kiedy dotarła w miejsce, które uznała za odpowiednie, ułożyła na ziemi krążek zawierający w sobie magię, którą musiała uwolnić, a potem przeciwstawić się jej. By wykonać zadanie, potrzebowała jasnego umysłu i pełnej przytomności, więc nie mogła sobie pozwolić na rozproszenie się.
Zgodnie z instrukcją po odłożeniu na ziemię krążka znalazła w kieszeni niewielką igłę i nakłuła nią swój palec, patrząc, jak na białej skórze pojawia się kropelka krwi. Uniosła dłoń nad krążkiem, patrząc, jak czerwona kropla spływa z palca i opada na metal. Przez krótką chwilę nic się nie działo, ale zaraz później magia eksplodowała, zalewając Lyannę falą negatywnych odczuć i wysysając z niej wszystkie dobre myśli, pozostawiając tylko te czarne.
Musiała się temu przeciwstawić, więc starała się skupić na czymś szczęśliwym. Przed jej oczami zamigotało wspomnienie dawnej podróży z bratem, kiedy wyrwała się spod pieczy pogardzającego nią ojca i mogła poznawać świat. To było jedno z jej najszczęśliwszych wspomnień, cudowne dwa lata z daleka od kraju, z dala od ojca, który nigdy jej w pełni nie zaakceptował i zawsze dawał jej odczuć, że jest gorsza. Myślała o tym wszystkim, zaciskając palce na różdżce, próbując oprzeć się mocy wyzwolonej anomalii i skupić się na swoim wspomnieniu.
| rzucam na szczęśliwe wspomnienie
The member 'Lyanna Zabini' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 82
'k100' : 82
Elijah musi zostać w poprzednim punkcie, jak się szybko okazało. Skoro Czarny Pan tak zadecydował, to nie zamierzam mu się przeciwstawiać. Informację, że ma mi towarzyszyć jakaś kobieta, dostaję właściwie tuż przed przybyciem na miejsce. Dziwna sprawa, ale staram się nie być podejrzliwy. Podobno to jakaś krewna Zabiniego, cóż, nie pozostaje nic innego, jak robić swoje.
Nie przepadam za podróżami kominkiem, ale lepsze to niż teleportacja. Zwłaszcza w obliczu szalejącej anomalii. Nie doświadczam też upiornych mdłości oraz bólu brzucha, więc to też jakaś pociecha. W drodze do spalonego budynku zaczynam się zastanawiać czy kobieta wzięła swój świstoklik, gdyż ja nasz zostawiłem w rezerwacie smoków Rosierów, zaś od Elijaha nie wziąłem metalowego krążka. Głupota, ale zdaję sobie z tego sprawę dopiero na miejscu. Zakapturzona postać to musi być ta czarownica, o której była mowa. Kiwam jej na przywitanie głową, bo z natury jestem powściągliwy i nieszczególnie wylewny. Mniejsza o konwenanse, nie zjawiliśmy się tutaj w celach towarzyskich.
Tak naprawdę mam już zadać szereg pytań, ale skoro Zabini wyjmuje świstoklik i aktywuje go, to wszystko jest już jasne. Co więcej, nie muszę się obawiać, że ktoś niepowołany znalazł się w złym miejscu o niewłaściwym czasie. Dobywam różdżki, teraz już spokojnie ściskanej w mojej dłoni. w drugą rękę biorę fiolkę z Czuwającym Strażnikiem. Po jej odkorkowaniu wypijam całą zawartość aż do dna. Wiem z instrukcji, że naszym zadaniem będzie przezwyciężyć magię szczęśliwym wspomnieniem, a że wyraźnie mam z tym problemy, wolę się zabezpieczyć eliksirem, który potencjalnie ma zwiększyć moje szanse na powodzenie zadania.
Odrzucam szkło gdzieś w stertę kamieni nieopodal, to miejsce i tak jest już jednym, wielkim śmietniskiem. Obserwuję uważnie świstoklik, nie mogąc wyjść z podziwu nad drzemiącą w przedmiocie mocą. Zaciskam mocniej palce na rękojeści oczekując na wybuch.
Nie trwa to długo, nim eskalacja magii dociera do ciała. Zamykam oczy oraz staram się skoncentrować na wystarczająco miłych wspomnieniach. Jedyne, jakie udaje mi się wyszperać w posępnym umyśle to te należące do czasów młodości. Kiedy byłem jeszcze zdrowy, silny, pełen życia oraz nadziei. Kiedy częściej pływałem statkami, kiedy fantastycznie jeździłem konno przez pola i lasy, kiedy pojedynkowałem się naprawdę wprawnie. Jednocześnie staram się nie wlać do tych emocji poczucia goryczy, że to wszystko minęło i już nie wróci. Oby się udało, bo jak nie, to będę musiał skoncentrować się na innym wspomnieniu, być może czymś związanym z alchemią, sam już nie wiem.
Quentin wypija eliksir + 25 do jasnego umysłu, czyli 10 - 40 + 25 = -5 do rzutu.
Nie przepadam za podróżami kominkiem, ale lepsze to niż teleportacja. Zwłaszcza w obliczu szalejącej anomalii. Nie doświadczam też upiornych mdłości oraz bólu brzucha, więc to też jakaś pociecha. W drodze do spalonego budynku zaczynam się zastanawiać czy kobieta wzięła swój świstoklik, gdyż ja nasz zostawiłem w rezerwacie smoków Rosierów, zaś od Elijaha nie wziąłem metalowego krążka. Głupota, ale zdaję sobie z tego sprawę dopiero na miejscu. Zakapturzona postać to musi być ta czarownica, o której była mowa. Kiwam jej na przywitanie głową, bo z natury jestem powściągliwy i nieszczególnie wylewny. Mniejsza o konwenanse, nie zjawiliśmy się tutaj w celach towarzyskich.
Tak naprawdę mam już zadać szereg pytań, ale skoro Zabini wyjmuje świstoklik i aktywuje go, to wszystko jest już jasne. Co więcej, nie muszę się obawiać, że ktoś niepowołany znalazł się w złym miejscu o niewłaściwym czasie. Dobywam różdżki, teraz już spokojnie ściskanej w mojej dłoni. w drugą rękę biorę fiolkę z Czuwającym Strażnikiem. Po jej odkorkowaniu wypijam całą zawartość aż do dna. Wiem z instrukcji, że naszym zadaniem będzie przezwyciężyć magię szczęśliwym wspomnieniem, a że wyraźnie mam z tym problemy, wolę się zabezpieczyć eliksirem, który potencjalnie ma zwiększyć moje szanse na powodzenie zadania.
Odrzucam szkło gdzieś w stertę kamieni nieopodal, to miejsce i tak jest już jednym, wielkim śmietniskiem. Obserwuję uważnie świstoklik, nie mogąc wyjść z podziwu nad drzemiącą w przedmiocie mocą. Zaciskam mocniej palce na rękojeści oczekując na wybuch.
Nie trwa to długo, nim eskalacja magii dociera do ciała. Zamykam oczy oraz staram się skoncentrować na wystarczająco miłych wspomnieniach. Jedyne, jakie udaje mi się wyszperać w posępnym umyśle to te należące do czasów młodości. Kiedy byłem jeszcze zdrowy, silny, pełen życia oraz nadziei. Kiedy częściej pływałem statkami, kiedy fantastycznie jeździłem konno przez pola i lasy, kiedy pojedynkowałem się naprawdę wprawnie. Jednocześnie staram się nie wlać do tych emocji poczucia goryczy, że to wszystko minęło i już nie wróci. Oby się udało, bo jak nie, to będę musiał skoncentrować się na innym wspomnieniu, być może czymś związanym z alchemią, sam już nie wiem.
Quentin wypija eliksir + 25 do jasnego umysłu, czyli 10 - 40 + 25 = -5 do rzutu.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 24
'k100' : 24
Mam -15, nie -5, pomyłka, próbuję więc raz jeszcze. Żywotność 140/141
Niestety, przywołane wspomnienie okazuje się być niedostatecznie silne. Czuję, jak destrukcyjna magia we mnie wnika, zadając ból. Potworny, ale do wytrzymania. Wykrzywiam twarz w grymasie niezadowolenia oraz dyskomfortu, bo jednak mamy do czynienia z wielką siłą zaklętą w przedmiocie. Trochę kręci mi się w głowie, ale nadal trzymam w ręku różdżkę. Muszę się mocniej skoncentrować, tym razem może rzeczywiście na alchemii. Na pierwszych przeczytanych księgach z rodowej biblioteki, na pierwszych uwarzonych eliksirach, morderczym kursie. I na wsparciu najbliższych, co było najcenniejsze. Ciepło rodzinnej akceptacji, nawet będącej w surowym, ascetycznym wydaniu zawsze dodaje otuchy oraz napawa nadzieją. Że będzie dobrze, że wszystko się jakoś ułoży. Od razu robi się cieplej na zimnym, mrocznym sercu zatrutym czarną magią. Tak sobie to właśnie wyobrażam. Dlatego pozwalam minionym historiom przepłynąć przeze mnie, żeby załagodziły skutki niekontrolowanego wybuchu czegoś, co miało niszczyć. Wierzę, że tym razem się uda. Muszę w to wierzyć, to istotne. Dla sprawy, dla Czarnego Pana. Dla Craiga, gnijącego w paskudnym miejscu jakim jest Azkaban. Nie mogę go zawieść. Muszę się dostatecznie skoncentrować, tym razem nie popełnić już błędu. A jeśli nie, to wytrwale dążyć do celu, jakim było sprowadzenie tutaj Śmierciożerców z powrotem. Ciekaw jestem jak im idzie, czy w ogóle jeszcze żyją. Czy mają mojego kuzyna, czy to już stracone nadzieje. Oby nie.
Poprawiam uchwyt palców na różdżce, zamykam oczy, sięgając jak najgłębiej w odmęty własnego umysłu. Muszę się naprawdę mocno skoncentrować na tych wszystkich szczęśliwych pejzażach, żeby tym razem nie było wtopy. To znaczy, nie jestem optymistą. Wiem, że moje umiejętności zachowania jasnego umysłu są na żenującym poziomie, ale nawet jeśli nie mogę tego zrobić dla wszystkich, to muszę zrobić to za siebie. Magia wysysa ze mnie witalność, energię oraz znacząco podnosi poziom trudności zadania. Nie mogę się poddać, muszę wreszcie przełamać złą passę niepowodzeń. Dalej, wiem, że dasz radę.
Niestety, przywołane wspomnienie okazuje się być niedostatecznie silne. Czuję, jak destrukcyjna magia we mnie wnika, zadając ból. Potworny, ale do wytrzymania. Wykrzywiam twarz w grymasie niezadowolenia oraz dyskomfortu, bo jednak mamy do czynienia z wielką siłą zaklętą w przedmiocie. Trochę kręci mi się w głowie, ale nadal trzymam w ręku różdżkę. Muszę się mocniej skoncentrować, tym razem może rzeczywiście na alchemii. Na pierwszych przeczytanych księgach z rodowej biblioteki, na pierwszych uwarzonych eliksirach, morderczym kursie. I na wsparciu najbliższych, co było najcenniejsze. Ciepło rodzinnej akceptacji, nawet będącej w surowym, ascetycznym wydaniu zawsze dodaje otuchy oraz napawa nadzieją. Że będzie dobrze, że wszystko się jakoś ułoży. Od razu robi się cieplej na zimnym, mrocznym sercu zatrutym czarną magią. Tak sobie to właśnie wyobrażam. Dlatego pozwalam minionym historiom przepłynąć przeze mnie, żeby załagodziły skutki niekontrolowanego wybuchu czegoś, co miało niszczyć. Wierzę, że tym razem się uda. Muszę w to wierzyć, to istotne. Dla sprawy, dla Czarnego Pana. Dla Craiga, gnijącego w paskudnym miejscu jakim jest Azkaban. Nie mogę go zawieść. Muszę się dostatecznie skoncentrować, tym razem nie popełnić już błędu. A jeśli nie, to wytrwale dążyć do celu, jakim było sprowadzenie tutaj Śmierciożerców z powrotem. Ciekaw jestem jak im idzie, czy w ogóle jeszcze żyją. Czy mają mojego kuzyna, czy to już stracone nadzieje. Oby nie.
Poprawiam uchwyt palców na różdżce, zamykam oczy, sięgając jak najgłębiej w odmęty własnego umysłu. Muszę się naprawdę mocno skoncentrować na tych wszystkich szczęśliwych pejzażach, żeby tym razem nie było wtopy. To znaczy, nie jestem optymistą. Wiem, że moje umiejętności zachowania jasnego umysłu są na żenującym poziomie, ale nawet jeśli nie mogę tego zrobić dla wszystkich, to muszę zrobić to za siebie. Magia wysysa ze mnie witalność, energię oraz znacząco podnosi poziom trudności zadania. Nie mogę się poddać, muszę wreszcie przełamać złą passę niepowodzeń. Dalej, wiem, że dasz radę.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 23
'k100' : 23
Żywotność 139/141
To niestety nadal nie to. Znów obrywam potęgą magii, czuję, jak przenika przez wszystkie tkanki oraz kanaliki nerwowe, podrażniając je kolejnym bólem. Wzdrygam się i krzywię, starając się przeciwstawić paraliżującej obawie o to, co dalej. Nie chcę gmerać sobie w umyśle tak w nieskończoność, przecież ode mnie zależy powodzenie tego zadania. Muszę się zebrać w sobie i dostatecznie skoncentrować. Problem polega jednak na tym, że nie posiadam innych, szczęśliwych wspomnień. Każde jest naznaczone goryczą rozpaczy, zawodu lub uczuciem straty. Wszystko co miałem, straciłem. Oprócz rodziny, ale ta także powoli się rozpada. Przez Craiga, którego zamknęli, głupie psy ministerstwa. To jednak zamiast szczęścia przywołuje lawinę gniewu, na co nie mogę pozwolić. Znów ściskam rękojeść różdżki i staram się skoncentrować na przyjemnych myślach. Ponownie sięgam do wspomnień z rodziną, bo jeśli naprawdę w tym momencie tego nie znajdę, to już nigdzie nie odnajdę własnego szczęścia. To raczej przykre, że moje życie prezentuje się beznadziejnie jałowo, szaro oraz smutno. Ale tak to niestety wygląda. Zazdroszczę stojącej niedaleko kobiecie, że ona nie ma problemu z odnalezieniem szczęśliwego wspomnienia w swoim życiu. Właściwie zazdroszczę tego niemal każdemu, bo to jest coś, czego najprawdopodobniej nigdy nie posiądę.
To nie czas na użalanie się nad sobą. Wręcz przeciwnie. Sprawa Czarnego Pana oraz rodzinnych więzi nie może czekać. Dlatego ponawiam w swoich myślach te wszystkie wspomnienia. Staram się przywołać znajome zapachy, barwy, chociaż te od zawsze były ponure, poszarzałe. Ale jest też czerwień soczystych maków, jest też szkarłat krwi, karmin kobiecych ust, to wszystko też pojawia się w błogich wspomnieniach. Może nadanie im wyrazistych barw nada im również większego znaczenia, a co za tym idzie, większej mocy. Muszę znów powołać się na wiarę oraz nadzieję, że tak właśnie będzie i że wszystko się uda. Tym razem. Odrzucić wszystkie negatywne uczucia, które mogłyby ostatecznie zniszczyć efekt, jaki chcę uzyskać. Chcę szczęścia, radości oraz błogiego stanu pozwalającego na przezwyciężenie uwolnionej magii.
To niestety nadal nie to. Znów obrywam potęgą magii, czuję, jak przenika przez wszystkie tkanki oraz kanaliki nerwowe, podrażniając je kolejnym bólem. Wzdrygam się i krzywię, starając się przeciwstawić paraliżującej obawie o to, co dalej. Nie chcę gmerać sobie w umyśle tak w nieskończoność, przecież ode mnie zależy powodzenie tego zadania. Muszę się zebrać w sobie i dostatecznie skoncentrować. Problem polega jednak na tym, że nie posiadam innych, szczęśliwych wspomnień. Każde jest naznaczone goryczą rozpaczy, zawodu lub uczuciem straty. Wszystko co miałem, straciłem. Oprócz rodziny, ale ta także powoli się rozpada. Przez Craiga, którego zamknęli, głupie psy ministerstwa. To jednak zamiast szczęścia przywołuje lawinę gniewu, na co nie mogę pozwolić. Znów ściskam rękojeść różdżki i staram się skoncentrować na przyjemnych myślach. Ponownie sięgam do wspomnień z rodziną, bo jeśli naprawdę w tym momencie tego nie znajdę, to już nigdzie nie odnajdę własnego szczęścia. To raczej przykre, że moje życie prezentuje się beznadziejnie jałowo, szaro oraz smutno. Ale tak to niestety wygląda. Zazdroszczę stojącej niedaleko kobiecie, że ona nie ma problemu z odnalezieniem szczęśliwego wspomnienia w swoim życiu. Właściwie zazdroszczę tego niemal każdemu, bo to jest coś, czego najprawdopodobniej nigdy nie posiądę.
To nie czas na użalanie się nad sobą. Wręcz przeciwnie. Sprawa Czarnego Pana oraz rodzinnych więzi nie może czekać. Dlatego ponawiam w swoich myślach te wszystkie wspomnienia. Staram się przywołać znajome zapachy, barwy, chociaż te od zawsze były ponure, poszarzałe. Ale jest też czerwień soczystych maków, jest też szkarłat krwi, karmin kobiecych ust, to wszystko też pojawia się w błogich wspomnieniach. Może nadanie im wyrazistych barw nada im również większego znaczenia, a co za tym idzie, większej mocy. Muszę znów powołać się na wiarę oraz nadzieję, że tak właśnie będzie i że wszystko się uda. Tym razem. Odrzucić wszystkie negatywne uczucia, które mogłyby ostatecznie zniszczyć efekt, jaki chcę uzyskać. Chcę szczęścia, radości oraz błogiego stanu pozwalającego na przezwyciężenie uwolnionej magii.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 79
'k100' : 79
Czas naglił, a Lyanna nie była pewna, czy jej towarzysz się stawi. Nawet nie była pewna, kto miał nim być, więc zabrała się do wykonywania zadania szybko, bo nie była pewna, ile będzie musiała się z nim mierzyć, a czasu było coraz mniej. Pewne było, że musieli zdążyć, by wszystko czekało gotowe na przybywających z Azkabanu, którzy mieli zostać ściągnięci w to miejsce, a potem dostarczeni świstoklikiem do uzdrowicieli, którzy ich poskładają.
Zauważyła męską sylwetkę na chwilę przed nakłuciem się w palec i wyzwoleniem magii z dysku. To dobrze, że się pojawił, bo na wypadek gdyby nie podołała, we dwójkę będą mieć większą szansę dopełnić zadanie do końca. Ale nie zdążyła powiedzieć do niego ani słowa, nie zdążyła niczego wyjaśnić, bo właśnie wtedy eksplodowała magia, a Lyannę zaatakowała cała masa negatywnych emocji i wspomnień, napełniających ją pesymizmem i złymi odczuciami, wysysającymi z niej wszystko, co dobre i jasne, a i tak pewnie nie było tego wiele, biorąc pod uwagę, że nie miała najłatwiejszego życia dorastając jako czarownica półkrwi w czystokrwistym, konserwatywnym środowisku. To było bolesne, czuła, jak fala negatywnej magii atakuje każdą jej cząstkę.
Ale były i jasne wspomnienia i to je wykorzystała, żeby przeciwstawić się magicznej sile uwolnionej z dysku. Wspomnienia jej brata, który akceptował ją mimo jej skazy, wspomnienia wspólnych podróży i uwolnienia się od ojca. To były dobre wspomnienia, najlepsze, jakie miała, a jasności umysłu wystarczyło jej, żeby oprzeć się tej silnej mocy. Jej towarzysz radził sobie nieco gorzej, ale i on w końcu oparł się magii. Musieli to zrobić oboje, żeby być w stanie przejść do dalszej części zadania. Po oparciu się wpływowi magii musieli ją opanować i uspokoić. Skupiła się więc na tym, by wziąć tę magię w ryzy, zapanować nad nią tak, by mogła posłużyć się do ich celów. Musieli to zrobić, bo nie wiadomo, ile jeszcze zostało czasu. Żadne nie wiedziało, co teraz dzieje się w Azkabanie, jak blisko byli tamci do uwolnienia się z tamtego miejsca. Cokolwiek robili, pozostawało jej wierzyć w powodzenie ich misji oraz dopełnić swoją.
| opanowanie magii
Zauważyła męską sylwetkę na chwilę przed nakłuciem się w palec i wyzwoleniem magii z dysku. To dobrze, że się pojawił, bo na wypadek gdyby nie podołała, we dwójkę będą mieć większą szansę dopełnić zadanie do końca. Ale nie zdążyła powiedzieć do niego ani słowa, nie zdążyła niczego wyjaśnić, bo właśnie wtedy eksplodowała magia, a Lyannę zaatakowała cała masa negatywnych emocji i wspomnień, napełniających ją pesymizmem i złymi odczuciami, wysysającymi z niej wszystko, co dobre i jasne, a i tak pewnie nie było tego wiele, biorąc pod uwagę, że nie miała najłatwiejszego życia dorastając jako czarownica półkrwi w czystokrwistym, konserwatywnym środowisku. To było bolesne, czuła, jak fala negatywnej magii atakuje każdą jej cząstkę.
Ale były i jasne wspomnienia i to je wykorzystała, żeby przeciwstawić się magicznej sile uwolnionej z dysku. Wspomnienia jej brata, który akceptował ją mimo jej skazy, wspomnienia wspólnych podróży i uwolnienia się od ojca. To były dobre wspomnienia, najlepsze, jakie miała, a jasności umysłu wystarczyło jej, żeby oprzeć się tej silnej mocy. Jej towarzysz radził sobie nieco gorzej, ale i on w końcu oparł się magii. Musieli to zrobić oboje, żeby być w stanie przejść do dalszej części zadania. Po oparciu się wpływowi magii musieli ją opanować i uspokoić. Skupiła się więc na tym, by wziąć tę magię w ryzy, zapanować nad nią tak, by mogła posłużyć się do ich celów. Musieli to zrobić, bo nie wiadomo, ile jeszcze zostało czasu. Żadne nie wiedziało, co teraz dzieje się w Azkabanie, jak blisko byli tamci do uwolnienia się z tamtego miejsca. Cokolwiek robili, pozostawało jej wierzyć w powodzenie ich misji oraz dopełnić swoją.
| opanowanie magii
The member 'Lyanna Zabini' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 39
'k100' : 39
Wreszcie udaje się wyłuskać z tysięcy myśli wspomnienia wystarczająco szczęśliwe. Walka z czarną magią nigdy nie należała do moich koników, zawsze wolałem się z nią bratać. Z najczystszym mrokiem, destrukcją oraz potęgą. Która właśnie mnie raniła, zadając nie tylko ból fizyczny, ale przede wszystkim psychiczny. Umysł powoli staje się coraz słabszy, ale jeszcze mam szansę przeciwstawiać się zarówno dyskomfortowi jak i narastającymi przygnębieniu. W końcu mu się opieram, zaś szczęśliwe historie, które przecież już dawno minęły i nigdy nie wrócą, teraz jaśnieją rozchodząc się coraz intensywniejszym ciepłem po całym ciele. Czuję mrowienie w opuszkach palców, pulsowanie skroni ustaje, pozostawiając w głowie jedynie delikatne ćmienie. Magia ze świstoklika ustępuje, pozwalając ją teraz formować według naszej woli. Najgorsze już za nami, a przynajmniej bardzo chcę w to wierzyć. W końcu szczęście napawa nową nadzieją, być może graniczącą z naiwnością.
Nie zastanawiam się nad tym, nie mam na to czasu. Ten znika nieubłaganie, więc musimy dać z siebie wszystko i doprowadzić sprawę do końca. Niewiele już brakuje, sądzę więc, że sobie poradzimy. Tym bardziej, że nie mamy się już bronić, a atakować. Poskromić potęgę, która chociaż jest ułamkiem możliwości panujących wszędzie anomalii, to jest cennym nabytkiem. Sprawia, że pewne działania mają zostać uproszczone dla powracających z Azkabanu Śmierciożerców. Wciąż zastanawia mnie, czy Craig będzie wśród nich. Mnie osobiście nie obchodzi jakiś Bagman czy ktokolwiek inny, chociaż może powinien. Najbardziej interesuje mnie powrót kuzyna, gdyż rodzina jest najcenniejszą rzeczą, jaką każdy z arystokratów posiada. I to prawdziwe słowa, bo pieniądze zawsze można zarobić, nawet jak wydaje się to niegodne.
Idę w ślad za towarzyszką i podejmuję się próby opanowania szalonej magii uwolnionej ze świstoklika. Nie jest to zadaniem prostym, ale czarna magia jest tym, czym żyjemy, więc jest to dużo realniejsze od poprzedniego zadania. Po tym wszystkim będę musiał wrócić do Elijaha, do rezerwatu smoków, co ani trochę mi się nie podoba, ale tak jakby nie mam nic do gadania. Muszę postępować według instrukcji, wbrew wewnętrznym obawom.
Nie zastanawiam się nad tym, nie mam na to czasu. Ten znika nieubłaganie, więc musimy dać z siebie wszystko i doprowadzić sprawę do końca. Niewiele już brakuje, sądzę więc, że sobie poradzimy. Tym bardziej, że nie mamy się już bronić, a atakować. Poskromić potęgę, która chociaż jest ułamkiem możliwości panujących wszędzie anomalii, to jest cennym nabytkiem. Sprawia, że pewne działania mają zostać uproszczone dla powracających z Azkabanu Śmierciożerców. Wciąż zastanawia mnie, czy Craig będzie wśród nich. Mnie osobiście nie obchodzi jakiś Bagman czy ktokolwiek inny, chociaż może powinien. Najbardziej interesuje mnie powrót kuzyna, gdyż rodzina jest najcenniejszą rzeczą, jaką każdy z arystokratów posiada. I to prawdziwe słowa, bo pieniądze zawsze można zarobić, nawet jak wydaje się to niegodne.
Idę w ślad za towarzyszką i podejmuję się próby opanowania szalonej magii uwolnionej ze świstoklika. Nie jest to zadaniem prostym, ale czarna magia jest tym, czym żyjemy, więc jest to dużo realniejsze od poprzedniego zadania. Po tym wszystkim będę musiał wrócić do Elijaha, do rezerwatu smoków, co ani trochę mi się nie podoba, ale tak jakby nie mam nic do gadania. Muszę postępować według instrukcji, wbrew wewnętrznym obawom.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 23
'k100' : 23
Musieli jakoś sobie poradzić z tym wyzwaniem. Wyglądało na to, że byli na dobrej drodze, skoro już przeciwstawili się magii anomalii uwięzionej w małym krążku. Na Lyannie mimowolnie zrobiło to wrażenie i wywarło respekt – zamknięcie tak silnej magii w małym przedmiocie. Budziło to w niej niemal zawodową ciekawość i zastanawiała się, w jaki sposób zostało to dokonane. Nie ulegało jednak wątpliwości, że Czarny Pan był bardzo potężnym czarodziejem, potężniejszym niż oni wszyscy. Dla niego radzenie sobie z anomaliami z pewnością było dużo łatwiejsze, niż było dla zwykłych czarodziejów, którzy mogli tylko pomarzyć o takiej mocy.
Po przeciwstawieniu się złej mocy musieli nad nią zapanować. Lyanna skupiła się na tym, choć nie miała do tej pory do czynienia z naprawami anomalii, jako że przy swojej wciąż niskiej znajomości czarnej magii nie miała zbyt wielkich szans się zmierzyć z ich potęgą. Niemniej jednak starała się stosować do instrukcji powierzonych przez Czarnego Pana. Musiała wytrzymać napór magicznej energii i negatywnych emocji, które wyzwalała. Musiała wytrzymać. Jeszcze chwilę. Dawała radę łamać klątwy, więc i z tym sobie poradzi.
Działając oboje mieli na to większe szanse. Lyanna nie wiedziała, jak zaawansowana jest znajomość czarnej magii jej towarzysza, ale po chwili mogła odczuć pewną niemal namacalną zmianę w ich otoczeniu. Wyczuła, że magia została opanowana i oboje zostali uwolnieni spod jej wpływu. Wszystko się uspokoiło, krążek wciąż leżał na ziemi tam, gdzie wcześniej go położyła przed aktywacją jego mocy.
- Wygląda na to, że już po wszystkim. Jest gotowy – rzekła, spoglądając na przedmiot, niby tak niepozorny, a jednak zawierający w sobie taką magię. – Teraz jedno z nas musi zostać tutaj i czekać na ich przybycie – dodała po chwili, przyglądając mu się. – Może ja to zrobię.
Musieli się rozdzielić, bo były jeszcze inne miejsca, przy których musiał ktoś zostać i czuwać nad wszystkim. Lyanna miała zostać tutaj ze świstoklikiem i zamierzała to zrobić, cierpliwie czekając w ciemnościach, pośród nieprzyjemnej aury starego, spalonego sierocińca.
Po przeciwstawieniu się złej mocy musieli nad nią zapanować. Lyanna skupiła się na tym, choć nie miała do tej pory do czynienia z naprawami anomalii, jako że przy swojej wciąż niskiej znajomości czarnej magii nie miała zbyt wielkich szans się zmierzyć z ich potęgą. Niemniej jednak starała się stosować do instrukcji powierzonych przez Czarnego Pana. Musiała wytrzymać napór magicznej energii i negatywnych emocji, które wyzwalała. Musiała wytrzymać. Jeszcze chwilę. Dawała radę łamać klątwy, więc i z tym sobie poradzi.
Działając oboje mieli na to większe szanse. Lyanna nie wiedziała, jak zaawansowana jest znajomość czarnej magii jej towarzysza, ale po chwili mogła odczuć pewną niemal namacalną zmianę w ich otoczeniu. Wyczuła, że magia została opanowana i oboje zostali uwolnieni spod jej wpływu. Wszystko się uspokoiło, krążek wciąż leżał na ziemi tam, gdzie wcześniej go położyła przed aktywacją jego mocy.
- Wygląda na to, że już po wszystkim. Jest gotowy – rzekła, spoglądając na przedmiot, niby tak niepozorny, a jednak zawierający w sobie taką magię. – Teraz jedno z nas musi zostać tutaj i czekać na ich przybycie – dodała po chwili, przyglądając mu się. – Może ja to zrobię.
Musieli się rozdzielić, bo były jeszcze inne miejsca, przy których musiał ktoś zostać i czuwać nad wszystkim. Lyanna miała zostać tutaj ze świstoklikiem i zamierzała to zrobić, cierpliwie czekając w ciemnościach, pośród nieprzyjemnej aury starego, spalonego sierocińca.
Czarna magia wydobywająca się z różdżki i z założenia mająca ujarzmić drzemiącą, a teraz już uwolnioną, moc ze świstoklika okazuje się być po mojej stronie. Dzięki niej udaje się pokonać płynącą z przedmiotu potęgę, a zatem zadanie zostaje wykonanie. Tym razem bez kolejnych potknięć. Nie ukrywam, że oddycham z ulgą na samą myśl, że żadne z nas nie odniosło żadnych poważniejszych obrażeń. Naturalnie te drobne się u mnie zdarzyły i chociaż to główne rany psychiczne, to nie czuję się aż tak źle jak spodziewałem się czuć po takim wysiłku. Jakby nie patrzeć jestem osłabiony chorobą genetyczną i każdy niewłaściwy krok może skończyć się dla mnie nieszczególnie dobrze. Mam w tym wszystkim więcej szczęścia niż prawdziwych umiejętności, ale nie zamierzam się nad tym rozdrabniać. Najważniejsze, że zadanie zostało wykonane, Czarny Pan będzie zadowolony, a Śmierciożercy będą mogli powrócić bez większych przeszkód do bezpiecznych miejsc. Właśnie, bezpiecznych. Nie wiem skąd pomysł, że rezerwat pełen smoków jest dobrym miejscem na aportację z Azkabanu, ale to nie ja jestem od myślenia. Wykonuję swoją robotę i tyle, chociaż przyznaję, że trochę się boję - o siebie samego. Wolałbym nie zostać przypieczony na proch ani z odgryzionymi kończynami. Lub co gorsza - głową.
Wszystko nagle ustaje, magia staje się spokojniejsza, a świstoklik wygląda w porządku. Tak, jest już aktywny. Kiwam więc głową z uznaniem dla naszej dwójki i chowam różdżkę do rękawa szaty. Na razie nie będzie mi już potrzebna, a w razie czego mam ją przy sobie, gotową do szybkiego wysunięcia oraz spoczęcia w mojej dłoni.
- Tak, zgodnie z instrukcjami naszego Pana - potwierdzam oczywistość, ale wypadałoby po tym wszystkim coś wreszcie powiedzieć. Nie jesteśmy tutaj w sprawach towarzyskich, a jednak czuję się niezręcznie ciągle milcząc, więc zagajam rozmowę. Czy raczej po prostu ją podtrzymuję.
- Dobrze. Rezerwat smoków nie jest odpowiednim miejscem dla kobiet - przytakuję. Cóż, takt nie jest moją mocną stroną. - Dołączę do Zabiniego, który czeka w Dover - dodaję spokojnie. Kiwam na odchodne głową, po czym kieruję się do najbliższego kominka, żeby móc przenieść się z powrotem do Dover.
zt.
Wszystko nagle ustaje, magia staje się spokojniejsza, a świstoklik wygląda w porządku. Tak, jest już aktywny. Kiwam więc głową z uznaniem dla naszej dwójki i chowam różdżkę do rękawa szaty. Na razie nie będzie mi już potrzebna, a w razie czego mam ją przy sobie, gotową do szybkiego wysunięcia oraz spoczęcia w mojej dłoni.
- Tak, zgodnie z instrukcjami naszego Pana - potwierdzam oczywistość, ale wypadałoby po tym wszystkim coś wreszcie powiedzieć. Nie jesteśmy tutaj w sprawach towarzyskich, a jednak czuję się niezręcznie ciągle milcząc, więc zagajam rozmowę. Czy raczej po prostu ją podtrzymuję.
- Dobrze. Rezerwat smoków nie jest odpowiednim miejscem dla kobiet - przytakuję. Cóż, takt nie jest moją mocną stroną. - Dołączę do Zabiniego, który czeka w Dover - dodaję spokojnie. Kiwam na odchodne głową, po czym kieruję się do najbliższego kominka, żeby móc przenieść się z powrotem do Dover.
zt.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Spalony sierociniec
Szybka odpowiedź