Polana
Miejsce to najpiękniej wygląda jasną nocą, oświetlone blaskiem bijącym od rozgwieżdżonego nieba. Jeśli wierzyć plotkom rozpowszechnianym przez najstarszych ze zbirów, czasem - z rzadka, oczywiście - przebiegają tędy pojedyncze okazy dzikich jednorożców. Na nich zapewne też czyhają; świadomi ceny za ich krew, włosie, czy błyszczące, twarde jak skała rogi. Za ile lat te stworzenia staną się tylko legendą?
Melodia niosła się po całej polanie. I choć to cymbały i skrzypce było słychać najmocniej, nie dało się ukryć, że wyjątkowe brzmienie zawdzięczała także skrzypcom, harfie i irlandzkim bębnom. Celtycka muzyka splatała się z rytmem czarodziejom dobrze znanym, doskonałym do klasycznych podrygów i piruetów. I choć nie było nigdzie typowego parkietu, a muzycy nie przypominali orkiestr znanych z sabatów czy innych dostojnym wydarzeń, tańcom nie było końca odkąd tylko pierwsi czarodzieje znaleźli się na polanie. Muzycy ubrani w starodawne czarodziejskie stroje zajmowali miejsce przy jednym z mniejszych, trzaskających ognisk. Siedzieli na głazach i konarach, rozświetleni złotym blaskiem wznoszących się płomieni, przygrywali pod nóżkę, kłaniając się lekko nowym parom. Podczas miłosnego festiwalu Brón Trogain, nawet podczas tańców, czarodzieje składali hołd Matce Ziemi. Kobiety niezależnie od wieku i statusu zdejmowały pantofle na obcasie, które mogły wbijać się w miękką ziemię, zrzucały cienkie wierzchnie okrycia, tiary i kapelusze, by w samym środku polany ująć dłoń wybranka i zatańczyć. Pary wirowały na miękkiej, ugniecionej trawie w rzędach jak na sali balowej. Cienkie, przewiewne materiały sukni falowały na wietrze i przy obrotach, a kwiaty na głowach dziewcząt, które puściły na jeziorze splecione przez siebie wianki drżały przy każdym ruchu.
Umęczone tańcem pary mogły odpocząć przy drewnianych stołach; spocząć na ławach, na które dla komfortu gości narzucone tkane, miękkie, materiały. Stoły zastawione były syto. Pierwsze zebrane tego lata owoce i warzywa wymieszane ze sobą w misach, ziemniaki podawane na różne sposoby. Nie brakowało przede wszystkim chleba, który był symbolem pokarmu i poświęcenia Tailtiu, świeżego nabiału serwowanego na tradycyjnych paterach i przede wszystkim pieczonego na rożnie mięsa reema podawanego na drewnianych deskach — pokrojonego na porcje.
Między wiedźmami dbającymi o to, by goście festiwalu nie byli głodni spacerowały młode dziewczęta wielu kojarzone z pierwszej, dziękczynnej uczty. Jedne widziano z dzbanami pełnymi wody lub tradycyjnego, domowego bimbru, inne na drewnianych tacach proponowały gościom alkohole z różnych części świata — spłynęły statkami do Anglii specjalnie na święto Brón Trogain wraz z handlarzami z kontynentu.
Dziewczę podsuwa ci tacę z ręcznie malowanymi kielichami. Każdy z nich przedstawia coś innego, różnią się dominującym kolorem w swych malowidłach, lecz przede wszystkim — różnią się zawartością. W celu degustacji wina, postać rzuca kością k10 na jeden z kielichów.
- Wina:
1. Kielich przedstawiający Dagdę — mężczyznę trzymającego maczugę i kocioł. W środku Clos Mazeyres - francuskie czerwone wino z Pomerolu. Składają się na nie szczepy Cabernet Sauvignon, Cabernet Franc i Merlot. Doskonałe do jagnięciny i dziczyzny. Posiada ciemno rubinowo-fioletowe odcienie. Bogaty bukiet czarnych i czerwonych owoców zachwyca i zadowala najbardziej wytrawne podniebienia. Niezwykłością jest nieco waniliowa końcówka, która w trakcie degustacji utrzymuje się na podniebieniu.
2. Kielich z czerwienią, przedstawia Morrigan w towarzystwie krew i kruków. Zawartość kielicha to Chateau Vray Canon Boyer 1954 - to doskonale starzejące się wytrawne wino z Canon-Fronsac. Łatwo wyczuwalny aromat suszonych jagód o bogatym smaku wzbogaca mocne taniny i wytrawne wykończenie. Posiada piękny burgundowy odcień. Winne wykończenie jest przyjemne i długie. Doskonałe Bordeaux.
3. Kielich z wizerunkiem Lugh — młodego mężczyzny z procą i włócznia. Chateau Marienlyst 1952 - wino wytrawne, o głębokiej rubinowo-fioletowej barwie i owocowych aromatach, w szczególności wiśniowych z delikatną nutą przypraw. W ustach stabilne, o dobrej owocowości i gładkich taninach z delikatnym akcentem przypraw na finiszu.
4. Kielich z Tailtiu, bogini Ziemi. Czarkę wypełnia Chateau Le Fournas Bernadotte - Bernadotte ma stałe cechy doskonałego wina o niepowtarzalnym smaku, który jest doceniany przez znawców. Bernadotte oferuje głęboki rubinowy kolor. Nos uwalnia aromaty czerwonych owoców z nutami przypraw; bukiet jest wyrazisty i trwały. Na podniebieniu jego hojność potwierdza się, jest świeże, o subtelnych taninach, a jego wykończenie długie i miękkie.
5. Kielich z Ogmą, przedstawia starszego mężczyznę trzymającego łańcuchy, a na nich, ludzkie głowy. Chateau Monbrison - Wytrawne wino w intensywnym rubinowym kolorze. Posiada intensywne i złożone aromaty, począwszy od kwiecistych aromatów fiołka i róży z nutami owocowymi z czarnej porzeczki aż po borówki, maliny i ciemne wiśnie, a następnie lekko miętową nutę balsamiczną. Smak dość zbudowany o miękkich i jedwabistych taninach które świetnie łączą się ze świeżością, czyniąc je doskonale zrównoważonym.
6. Kielich z Aongusem. Chateau Lyonnat 1954 - Czerwone, wytrawne wino z Saint-Émilion, Bordeaux. Charakteryzują je eleganckie wysoko skoncentrowane taniny owocowe, jędrne - pełne i gęste z mnóstwem aromatów owocowych i dużych tanin.
7. Kielich z podobizną Ecny — patronem mądrości. Mouton - Cadet - Mouton Cadet to wino stworzone przez legendarnego plantatora winorośli i poetę Barona Philippe de Rothschild w 1930 roku. Wino o głębokiej rubinowej barwie, intensywnym bukiecie dojrzałych czerwonych owoców, o łagodnych taninach. Powstaje z winogron szczepu Cabernet Sauvignon, Merlot i Cabernet Franc zbieranych ręcznie w parcelach z apelacji Bordeaux. Wino zrównoważone, znakomite do dań obiadowych na bazie czerwonego mięsa i warzyw w sosie, do twardych serów; cechuje się wysokim potencjałem starzenia.
8. Kielich przyozdobiony czernią, z podobizną boga śmierci — Arawnem. Rioja - białe hiszpańskie wino z prowincji La Rioja. Stworzone ze szczepów Chardonnay, Sauvignon Blanc i Verdejo. To wino wysokiej jakości, które leżakuje co najmniej cztery lata w dębowych beczkach. Posiada bladożółty odcień z zielonkawym akcentem. W nosie błyskawicznie wyczuć eksplozję egotycznych owoców z mieszanką ziół i kopru. Jest świeże, eleganckie z dobrą kwasowością, co zawdzięcza uprawom na dużej wysokości w atlantyckim klimacie.
9. Kielich z podobizną Cernunnosa, przedstawiający mężczyznę z upiornym, krwawym porożem. S'Emilion L'Angelus 1955 - wytrawne wino czerwone o lekko cierpkim smaku, które niezmiennie od dekady jest doceniane przez koneserów. Klasyczne Bordeaux pełne aromatów ciemnych owoców. W smaku jest łagodne i czyste, z lekkimi taninami. Idealnie pasuje do czerwonego mięsa.
10. Kielich przedstawiający druidów. W środku Senorio de los LLanos - czerwone hiszpańskie wytrawne wino i ciemnym i intensywnym kolorze z niuansami terakoty. Posiada złożony zapach, z lekkimi i dojrzałymi akcentami kawy i kakao. Struktura smaku jest klarowna i elegancka. Wyczuwalna jest za to obecność głębokich tanin. Pochodzi z regionu La Mancha.
Na polanie można było też spotkać około dziesięcioletnie dzieci z glinianymi dzbanami. Małe dziewczynki przemykały między dorosłymi w letnich sukienkach, z rozwianymi słowami, a ich małe główki zdobyły korony z suszonych ziół. Grzecznie oferowały napitek z dzbana, który dźwigały, ale nie pamiętały, co znajdowało się w środku. Były w stanie wspomnieć jedynie o alkoholu innym niż wino. Zawsze towarzyszyli im mali chłopcy w lnianych koszulach, którzy nosili rogi reema, służące za kielichy do tych szczególnych napojów. Rozkojarzeniu dzieci trudno się było dziwić, gdy wokół tak wiele się działo. Ludzie kosztowali potraw i win, głośno ze sobą rozmawiali, tańczyli. Same niecierpliwie przebierały nóżkami. By skorzystać z degustacji koktajlu należy odebrać róg reema od chłopca i rzucić kością k10 na zawartość jej dzbanka.
- Koktajle:
- 1. Nieśmiałek – koktajl z winem musującyn, wodą i słodkim likierem kokosowym jest idealną propozycją dla osób odnajdujących się w delikatnych i słodkich smakach. Niejednokrotnie jego smak zawstydza degustujących i to w sposób dosłowny. Już po pierwszym łyku czujesz jak ogarnia cię niesamowita nieśmiałość. Krępują cię spojrzenia innych, wstydzisz się zabierać głos i wyrażać opinie podczas konwersacji. Efekt ten minie, gdy sięgniesz po kolejnego drinka.
2. Wróżka - migoczący od samego początku kieliszek wypełniony jest skrzacim winem oraz lekkim, owocowym musem nadającym koktajlowi nieco gęstszej konsystencji. Już po pierwszym łyku dostrzegasz, jak otaczający cię z każdej strony brokat osiada na Twojej szacie, sprawiając, że mieni się jeszcze bardziej, a głos brzmi nieco piskliwie, jakby należał do maleńkiego skrzydlatego elfa.
3. Druzgotek – szczególnie dla wielbicieli ostrych i ciężkich alkoholi. Starzony rum z odrobiną wody i dużą ilością lodu sprawia, że twoje zachowanie zmienia się w iście demoniczne. Masz wrażenie jakby każdy spoglądał na ciebie w sposób oceniający, masz również większą tendencję do wszczynania awantur, ale za każdym razem, gdy chcesz wyprowadzić atak w czyimś kierunku masz wrażenie jakby ktoś wylał na ciebie kubeł zimnej wody. Twoje ubranie pozostaje suche, a emocje opadają.
4. Oddech smoka - tylko wprawny alchemik poczuje, że w tej kompozycji ciężkiej whiskey przesiąkniętej zapachem dębowej beczki znajdują się ogniste nasiona. Jeden łyk wystarcza, aby Twój głos zniżył swoją barwę do przytłaczającego słuch basu. W miarę opróżniania kielicha czujesz coraz mocniejszy, siarkowy zapach oraz dym wypuszczany przez nozdrza lub usta z każdym oddechem. Wypicie do ostatniej kropli prowadzi do zionięcia ogniem i tymczasowego osmolenia własnej szaty. Koktajl pozostawia po sobie palący posmak oraz pragnienie.
5. Dziki kwiatek – to nic innego jak potocznie zwana miodówka, czyli nalewka z miodu. Nazwa może jednak zmylić, niewielu wie, że to właśnie duszki nazywane Dzikimi Kwiatkami tłoczą i butelkują miód potrzebny do stworzenia właśnie tej nalewki. Nalewka jest mocna w smaku, ale na długo postawia w ustach słodki posmak. To właśnie dzięki tej słodyczy masz ochotę na wypowiadanie się w samych superlatywach o osobach znajdujących się najbliżej ciebie.
6. Creme de la creme - likier porzeczkowy pozostawia po sobie niezapomniane wrażenie w połączeniu z gorzką czekoladą. Smak zostaje z Tobą na dłużej, podobnie jak zapach kakao. Czujesz lekkie otumanienie i to za sprawą już pierwszego drinka. Przyjemne uczucie lekkiej głowy i wolności towarzyszy Ci od pierwszego zamoczenia ust w napoju. Masz wrażenie, że wszystkie troski odchodzą w niepamięć i chcesz zatrzymać tę chwilę na dłuższy czas.
7. Wampir – propozycja dla osób, które nie boją się mocnych smaków i łakną niesamowitych wrażeń. Wyczuwalna whisky, starzony rum oraz wódka stanowią bazę dla tego koktajlu. Podawany z sokiem malinowym i dużą ilością kruszonego lodu. Nie bez powodu jego nazwa nawiązuje do krwiopijcy, ponieważ w szybkim tempie wysysa twoje siły witalne, mąci umysł, wpływa na percepcję. Intensywność smaku sprawia, że już po jednym łyku czujesz się pijany.
8. Królowa Śniegu - intensywność smaku imbiru doprawiona tonikiem i kruszonym lodem, serwowana z ćwiartką pomarańczy. Orzeźwiające, niezbyt słodkie połączenie niemal od razu wywołuje gęsią skórkę i ogarniające Cię zewsząd uczucie chłodu. Oddech zmienią się w typową dla chłodu parę, w której wesoło wirują płatki śniegu. Pomimo zimna ogarnia Cię rozluźnienie, przypominają Ci się dziecięce lata, kiedy bawiłeś się wśród śniegu, a samo wspomnienie wywołuje przyjemne uczucie dziecięcej radości.
9. Burleska - słynny francuski Calvados, którego jabłkowy bukiet przebija się w każdym łyku, doprawione cynamonem, wanilią i odrobiną gorzkiego amaretto przełamującego wyraźną słodycz. Także i Twój głos nabrał wyraźnej, wręcz uwodzącej głębi. Pozostajesz w przekonaniu, że jedno wypowiedziane słowo rozplątuje cudze języki i skłania ku powierzeniu najgłębszych sekretów.
10. Erato - kołyszący się w wysokim szkle alkohol ma ciemnoczerwony kolor. Po jego spróbowaniu czujesz rozpływający się na języku musujący smak granatu i cytryny, cierpkość ginu i delikatną nutę mięty. Masz wrażenie, jakby światło stało się nieco bardziej różowe, a twoja głowa nic nie ważyła, choć zdecydowanie nie jest to stan upojenia alkoholowego. Twoje myśli stają się niezwykle lotne, przez co ciężko jest ci dokończyć jeden wątek w konwersacji: nieustannie wpadają ci do głowy kolejne dygresje do wtrącenia.
Starowiny z wiklinowymi koszami spacerujące po polanie nienachalnie proponują odpoczywającym gościom skosztowanie specjalnego deseru z ciasta drożdżowego z masą migdałową. W jednym z kawałków ciasta jest ukryta srebrna moneta, która wedle przesądów ma zapewnić szczęśliwemu znalazcy obfitość i szczęście. W trakcie Brón Trogain, każdy gość może zamówić specjalne ciasto i rzucić kością k100.
1-99 - nic się nie dzieje
100 - znajdujesz szczęśliwą monetę! Możesz założyć, że oddałeś ją do przetopienia w jednym z lokali na Pokątnej i zgłosić ten fakt w temacie "Komponenty Magiczne" aby otrzymać komponent srebro. Jeśli nie przetopisz monety, jednorazowo ochroni Cię przed efektem pierwszej wyrzuconej przez ciebie po festiwalu krytycznej porażki, a potem rozpadnie się w pył.
Każdy poziom biegłości szczęście obniża ST losowania srebrnej monety o 5 oczek (95 dla poziomu I, 90 dla poziomu II, 85 dla poziomu III).
[bylobrzydkobedzieladnie]
'k100' : 37
Zaraz gdy delikatnie chwycił za jej dłoń, poczuł jak mocno chwyta się mojego ramienia. Każdy jej ruch uświadamiał rudzielca, że jeśli cokolwiek jej się stanie, dosłownie cokolwiek, to będzie miał przechlapane na długi czas. Jak naprawić to wszystko, aby dwie strony były zadowolone? Dalby galeona za odpowiedź, która wykazywałaby odpowiedź dla tych osób. Szedł spokojnie, dając jej zarówno czas jak i chwilę na nasłuchanie się otoczenia, zachłyśnięcia się nią, dotknięcia jej. Słysząc trzask gałązki zaraz spojrzał na rudowłosą, lecz sobie z tym poradziła. Pozwolił, by dotykała różne krzewy, liście. Chyba jest pierwszy raz w lesie, albo długi czas nie była, skoro tak wytrwale badała faktury poszczególnych rzeczy. Może powinna poprosić ojca o częstsze wypady do lasu?
Z jej odpowiedzi nie był zachwycony. Nawet ta pierwsza część nie dawała jemu podstaw, że to wszystko zakończy się łatwo i przyjemnie. To byłoby przecież za łatwe dla rudego narkomana. Przecież życie nie jest utkane różami, tylko cierniami, które trzeba umiejętnie omijać, aby nie nadziać się na ostry kolec. W dodatku wchodzi w grę Garrett, z którym od kilku tygodni nie rozmawia. Jeśli i on się dowie, to rudzielec będzie miał przesrane. Szczególnie, gdy ojciec dziewczyny myśli, ze rudzielec ją właśnie porwał. Chyba gorzej być nie mogło. Chociaż nie, mogłoby być gorzej. Mógłby być oskarżony o zabójstwo.
- Nie wiem. Ostatnio z nim rzadko się widuję, a raczej mamy teraz neutrale relacje ze względu na Lyrę. Może i za mną się postawi, lecz wtedy powinniśmy wyczekiwać jego sowy, która pewnie się zjawi lada chwila.- odpowiedział dziewczynie nie chcąc narzucać jej coraz większych trosk i zmartwień. Garrett powinien wiedzieć, że Barry nie zdobyłby się do uprowadzenia Clementine. On woli unikać kłopotów, niż się w nie pakować. Chwilę przeszli dalej po ścieżce. Rudzielec starał się, by podłoże nie było takie wyboiste, lecz też nieco obfite w leśne niespodzianki, jak i też starał się iść blisko drzew lub krzewów, by Clem mogła po dotykać ich.
- Jesteś pierwszy raz w lesie?- zapytał się zaciekawiony chcąc jednocześnie narzucić przyjemniejszy temat. Dalej będą się martwić, jeśli Garrett coś wyśle do rudzielca. A na razie to i tak pozostają im spacery po lesie, skoro teleportacja nie wchodzi w grę. Owszem, mógłby wrócić do ogrodu po ojca, ale czy ten chciałby wysłuchać rudzielca? Barry wątpił w to, więc postanowił chociaż prze chwilę dać Clem odkrywać kawałek nowego dla niej świata.
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
— Poczekaj — szepcze przytrzymując go lekko. Gdzieś w oddali słyszy dźwięk trzepotu skrzydeł. Zna go tak dobrze, że nie mogłaby go pomylić z niczym innym — Słyszysz?
Nie podnosi głosu, nie chcąc przerywać tej harmonii, jaka wokół nich panuje. Barry jednak rozpoczyna rozmowę, a ptak, który przelatywał nad ich głowami ucieka. Clementine przez chwilę czuje nakierowany jej zainteresowaniami smutek z przegapienia okazji do przywitania swojego podniebnego przyjaciela, ale nie zapomina, że ma obok siebie Barry’ego. Odpowiada mu, chociaż w tym miejscu nie czuje potrzeby rozmowy.
— Dlaczego? — chociaż sam nie zwraca na to uwagi, pozostawia w swojej wypowiedzi lukę. Clementine, która nie widzi niezbicia w mimice jego twarzy, słyszy zawahania w tonie, w wypowiedzi, którą on filtruje w trosce o jej ocenę sytuacji — Nie jesteś jego bratem? Ma powód, żeby nie trzymać twojej strony?
Puszcza jego ramię, uwalniając się od niego i cofa się kilka kroków, dopóki nie czuje pod stopami bardzo zwodniczej, zmrożonej gleby. Staje w tej odległości, spuszczając głowę w zamyśleniu:
— Jesteś zdziwiony, prawda? — pyta, bo nie widzi jego twarzy, ale wyczuwa pewną nutę w jego tonie. Spuszcza głowę, chwytając się za wolne ramię. Jest trochę onieśmielona tym stwierdzeniem. Dla wielu wycieczka do lasu wydaje się czymś naturalnym. Jest trochę cudaczna, zachwycając się czymś, co ludzie widzą na co dzień. Kąciki jej ust poruszają się w niepewnym uśmiechu. Wie, że to nie jest normalne, jak wiele takie drobne spacery dla niej znaczą, ale nie potrafi ich sobie odmówić.
— Mamy lasy w Mole Valley. Tam roślinność pachnie zupełnie inaczej. Większość drzew to jaśmin. Znam wszystkie gatunki ptaków w Mole Valley, ale tutaj jest inaczej. Tutaj prawie w ogóle ich nie ma. Co jeszcze żyje w tych lasach?
Unosi do niego wzrok, milcząc chwilę. Ktoś kto nigdy nie był pozbawiony jednego zmysłu nie zrozumie, jak bardzo można mieć wyczulone inne instynkty. Miała bardzo wrażliwy słuch. Dlatego zamarła, czując, jak serce bije jej szybciej. Coś, najpewniej dużo większe od nich, czteronożne, zbliżało się zza pleców Barry’ego w ich kierunku.
— Coś za tobą jest. Nie odwracaj się gwałtownie.
Zza pleców Weasleya wynurzał się spomiędzy krzewów faktycznie czterokopytny, biały, piękny jednorożec. Clementine nie widziała jego oniemiającej czarowności, ale zwierzę to budziło pewną aurę spokoju, którą Baudelaire zdawała się odbierać nazbyt intensywnie. Odetchnęła przez usta z powodu tego spotkania drżąc z podniecenia, chociaż nie miała pojęcia, jakie stworzenie przyszło im spotkać.
" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections |
- Tak, to sowa Garretta - Barney.- powiedziałem chcąc uspokoić ciekawość dziewczyny i jedną ręką sięgnął po świstek papieru nieco krzywiąc się niezadowolony. Tak jak oboje sądzili - ojciec myśli, że Barry porwał jego ukochaną córkę, a Garrett chce wyjaśnień, a raczej to aby rudzielec oddał Clementine jej ojcu. Ech, gdyby to było takie łatwe, jak brat napisał...
- Twoje obawy się sprawdziły, Twój ojciec napisał do mojego brata z zapytaniem i mam cienie odprowadzić do ojca. Pozwolisz, że odpiszę jemu.- skierowałem swe słowa w jej stronę i na chwilę puściłem jej dłoń, by wyciągnąć różdżkę i bez większych problemów na tylnej stronie kartki pojawiły się małe, ciemne literki, które miały być odpowiedzią do brata. Różdżkę zaraz schował i przyczepił do nóżki sowy liścik i pozwolić odlecieć w stronę nadawcy. Zaraz potem rudzielec usłyszał pytanie od Clementine, więc spojrzał na nią nie wiedząc, co oznajmić. Nie chciał wyjaśniać jej swoich problemów z bratem, które są wyłącznie z jego własnej winy. A raczej głupoty, lecz Barry woli myśleć o tym w inny sposób. Tak samo woli unikać swego rodzeństwa tak długo, jak to możliwie mimo, iż cholernie za nimi tęskni. Lecz z drugiej strony Barry zasłużył na samotność. Po tym co zrobił Lyrze, sam tego wybaczyć nie może, lecz już nie cofnie czasu. Dobrze, że wtedy rzucił na nią zaklęcie zapomnienia, przynajmniej ona nie cierpi tak mocno.
- Trudno to powiedzieć.- westchnął ostatecznie biorąc ją ponownie za dłoń, lecz ona zaraz ją puściła. Rudzielec ze zdziwieniem, które przeniosło się ze smutku i zamyślenia, zerkał na rudowłosą. Czy jest zdziwiony? I to jak. Przez chwilę przypatrywał się w milczeniu, a w głowie słyszał obawy, które z każdym jej krokiem narastały.
- Prawda... jak ty to robisz?- powiedział na chwilę przyglądając się jej, a po czym dopiero zadał jej pytanie. Jak ona to robi, że mim problemów ze wzrokiem potrafi samej sobie zaufać, jak i glebie. Jak to robi, ze może spokojnie chodzić po glebie, którą dopiero poznaje. Skąd ma tą pewność, że za nią nie ma jakiejś dziury? Rudzielec w razie czego jest gotów skoczyć, by ją złapać, lecz nic takiego się nie stało. Ona w najlepsze relaksuje się i przy tym odsłania swój delikatny uśmiech. Rudzielec westchnął cicho chcąc przywyknąć do zaistniałej sytuacji.
- Wiele innych żywych istot, choć nie wiem, na co możemy się spotkać w tym lesie.- oznajmił spokojnym tonem. Już uśmiechał się w jej stronę, gdy zauważył, jak nagle jej mimika stężała na twarzy, a po chwili poczuł czyjąś obecność za plecami. Normalnie by właśnie gwałtownie się obrócił z różdżką w dłoni. W końcu to nie musiała być osoba dobrze nastawiona, lecz posłuchał się prośby dziewczyny i powoli się odwrócił, lecz nie uniknął chwytu z różdżką, którą teraz trzyma w dłoni. Przed sobą ujrzał białego, z czystą i lśniącą wręcz sierścią, jednorożca. Aż tak bardzo to nie znał się na zwierzakach, lecz wiedział, że jednorożce wolą panie od panów.
- Jendorożerc.- powiedział chyba bardziej do siebie niż do Clementine stojąc oko w oko przed potężnym stworzeniem. W myślach pomyślał tylko to, aby nie zaczął nagle biec, by nie przebił rudzielca swym rogiem na wylot. To byłoby nieprzyjemne, gdyby tak nagle jednorożec stwierdził, że rudzielec ładniej wygląda jako ozdoba na jego rogu, niż jako żywa istota. Definitywnie nie chce być jego ozdobą, krwawą i rudą.
- To jednorożec. Dasz radę podejść sama?- powiedział rudzielec już nieco głośniejszym tonem nieco odsuwając się od toru wędrówki stworzenia i zerknął na rudowłosą dziewczynę. Może chce jego pogłaskać? Jest dziewczyną, to pewnie stworzenie nie będzie miało żadnych grymasów. Sam Barry woli obserwować stworzenie, niż próbować nawet go dotknąć. Wystaryczło mu jego spojrzenie, które mówiło wręcz z pogardą, żeby nie próbował jego dotknąć, bo inaczej czeka go randka z rogiem.
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
— Jak ja to robię? — nie okazuje zdziwienia słowami Barry’ego, tylko dlatego, że większość czasu swoje uczucia chowa w sobie, nie ma tej niezbitej pewności siebie, która pozwolałaby jej być bardziej wylewną. Nie rozumie o co Weasley pyta, ale zadaje to pytanie w momencie, w którym ona postępuje kilka kroków w tył.
— Stawiam kroki? — upewnia się, stojąc już w miejscu — Jesteś obok, prawda? — jej siła polega na zaufaniu do innych. Nie miała wątpliwości, że mogła upaść, nie zdziwiłaby się. Wtedy jednak wiedziała, że byłby ktoś, kto by ją złapał. — Nie jestem sama.
Nie wie nawet jak czasem zbyt ochoczo darzy ludzi tak wielką wiarą, ale jej serce jest pełne otwartości do nich. Ma w nim wiele miejsca dla innych. Dla niego też. Mimo, że wiele osób poddaje go ocenie i krytyce, krążą o nim różne historie w towarzystwie w jakim się obraca, Clementine patrzy na niego jak na wszystkich, pełna podziwu do jego siły i nadziei w jej wykorzystanie. Dlatego nie ma wątpliwości w niego, żadnych. Kiedy on zaprasza ją do powitania jednorożca, ufnie podąża za jego głosem. To tylko przypadek, że jak dotąd się nie potknęła. Teraz właśnie traci grunt pod nogami, ale chwyta się jego ramienia. Pamięta gdzie stał. Nie odrywając dłoni od jego ręki, zsuwa ją na dłoń Barry’ego. Trzyma ją teraz w swojej, uchwyciwszy również niewidomym spojrzeniem jego wzrok, jakby wiedziała gdzie spojrzeć.
— Chodź ze mną — usta układa w cichą prośbę. Nie widzi powodów, dla których jednorożec miałby nim wzgardzić. Te czyste stworzenia nie ufają tylko złym ludziom. — Proszę — wykonuje krok w tył w kierunku jednorożca, bardzo powolny, nie chce go spłoszyć, ale nie podąża nigdzie bez niego. Odwraca się przez ramię w kierunku stworzenia, wyciągając do niego dłoń. Jednorożec stoi tak, w bezruchu, obserwuje ich. Patrzy na smukłe palce, wyciągnięte w jego kierunku. Pchany tą ufnością, którą podziela z Clementine, podchodzi bliżej, wprost pod dłoń Clementine, której serce bije w szybszym tempie, kiedy opuszki palców stykają się z aksamitnie miękką sierścią.
— Ooooh — wyrywa się z jej warg zaskoczony, ale pełen ciepła dźwięk, nie spodziewa się, że jednorożec podejdzie, a mimo to jest tu, dotykając mokrym nosem jej zmarzniętej dłoni. Jest taki ciepły, jak dłonie Barry’ego. I sprawia, że Clementine nie żałuje nawet zmartwienia ojca.— Jesteś piękny — szepce prawie bezgłośnie co czuje, bo oczami wyobraźni widzi to piękno, odczuwa je w jego łagodnym usposobieniu. Nieśmiało przeciąga dłoń po łbie zwierzęcia, przymykając oczy. Dopiero teraz cofa dłoń od ręki Barry’ego i obie przykłada do łba zwierzęcia, głaszcząc go po miękkim włosiu.
" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections |
- Więc po prostu.- nie dokończył robiąc dwa kroki w jej stronę. Szkoda, że nie widzi, chociaż może i lepiej, bo nie musi wiele dedykować z jego twarzy. Prawie że wcale. - po prostu polegasz na ufności innym osobom? Nie boisz się, że mógłby ktoś ciebie okłamać?- stanął w miejscu zadając oba pytania. Skąd wzięła się u niej taka wszechstronna ufność. Naprawdę nie obawia się osób o złych zamiarach? Nawet i rudzielec nie jest święty, bo na trochę złych uczynków na swym sumieniu. Weasley wątpił w to, aby istniała jakakolwiek widząca osoba bez skazy. Bo każdemu coś ciąży na sumieniu. - Jestem.- był blisko i nie miał zamiaru oddalać się, gdyby postanowiła nagle uciec w przestrzeń wyobraźni, bo raczej już nie zobaczy mroczków i ciemności. Całe szczęście, że tego na głos nie mówi, bo to by po prostu nie wypadało mówić w takiej sytuacji. Byłaby jego kolejna wpadka tego dnia.
Zauważył, gdy postanowiła jednak podejść do mitycznego stworzenia. Poczekał w miejscu, a gdy na chwilę zawisła w przestrzeni, śmiało podarował jej swe ramię, na której zaraz poczuł jej uścisk. Jak ona to robiła, że nie mógł przestać się do niej uśmiechać i jednocześnie troszczyć się o nią, jak o delikatny płatek kwiatka. Nie potrafił przejść obok niej obojętnie jednocześnie nie martwiąc się o nią. Cholerne poczucie obowiązku opieki nad nią. Następnym razem chyba wybierze inne miejsca do spotkań, albo po prostu będzie omijać łukiem świstoklik w zoo, które doprowadziło ich do obecnej sytuacji.
Rudzielec zaraz ujrzał jej wzrok, a raczej tylko fizycznie mówiąc jej wzrok mając przez chwilę wrażenie, że jednak coś widzi. Tylko co widzi, oto jest pytanie. Gdy tak zaczęła prosić, miał niewielki ból w swych oczach i wielki smutek. Jak mógłby dotknąć tego zwierzaka, gdy prawie przelał siostrzaną, bardzo drogą jemu krew... tylko dla ochrony swego egoistycznego tyłka. Nie powinien zbliżać się do tego stworzenia, lecz po raz kolejny uległ jej prośbom. Bo co mógł zrobić, gdy tak łagodnie i zarazem z entuzjastem jego prosi o towarzystwo. Lecz puścił jej dłoń, aby mogła swobodnie odnaleźć futrzanego przyjaciela i poznać jego miękką tekturę. On tylko obserwował, jak jej dłoń przesuwała się po jego głowie jak i nosie, a sam sobie przypomniał wtedy, jak podobnie głaszcze kuguchara. Jakie ma wtedy mięciutkie futerko i jak mruczy, gdy jest zadowolony. Z myśleć wyrwała go Clementine, która złapała jego dłoń i nieme zmusiła do dotknięcia jednorożca. Początkowo wahał się - w końcu wiedział, że ma coś na sumieniu. Bał się reakcji jednorożca, który początkowo niechętnie przyjął ciepłą jak i prawie kościstą dłoń rudzielca. Lecz po kilku niepewnych dotknięciach jednorożca zaczął głaskać go po grzbiecie.
- Wiesz, jakie ma miękkie futro? Sama zobacz, o tutaj.- powiedziawszy to cichym głosem złapał delikatnie za jej dłoń i przyłożył w okolice grzbietu, gdzie trochę futra było nagromadzone. Spodoba jej się to? Zaraz puścił jej dłoń chcąc jej pozwolić, aby włożyła palce pomiędzy włosami jak i aby mogła sobie spokojnie głaskać jednorożca. A Barry co robił - obserwował z uśmiechem podświadomie śledząc ruch jej dłonią po ciele jednorożca.
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
— A ty chcesz mnie okłamać? — pyta go wprost, bo nie zna innego sposobu, żeby dotrzeć do prawdy. Nie zakłada po ludziach złych rzeczy. Przyklejając komuś złą łatkę, być może czasem ktoś wchodzi w tą rolę, dlatego ona nie przypisuje ludziom złych cech. W każdym z nich drzemie dobro, ona to wie. Po prostu trzeba mieć odwagę, żeby po nie sięgać, uzmysławiać innym, co w nich jest dobre. Emmie uwielbia ludzi właśnie za to, za czystość z jaką się rodzą i jakiej, w co wierzyła, nie tracą, co najwyżej zapominają o niej, ale ona lubi im o niej przypominać. Zwraca wiec twarz do Weasleya i patrzy, patrzy nie bezpośrednio na niego, a za jego ramię, ale on i tak wie, że mówi do niego.
— Jeśli ty nie chcesz mnie okłamać, jeśli ja nie chcę okłamywać innych, dlaczego oni mieliby to robić?
Jest tak urocza w swojej naiwności, bo ona naprawdę wierzy w swoje wartości. Patrzy na mężczyznę w niezrozumieniu, nie potrafi zinterpretować jego pytania, bo zwyczajnie nie wie, jak mogłaby ludziom nie ufać, co mogłoby nią kierować? Właśnie takie emocje wyczuwa w niej magiczny koń. Poddaje się jej, bo Clementine nie wykazuje ani krzty spaczenia światem i jego skazami. Ona nie jest obarczona żadnymi piętnami. Jest jak dziecko, oczyszczone z grzechu, które żadnego się jeszcze nie zdążyło dopuścić. Jej emocje są szczere. Te, którym pozwala wyjść na zewnątrz i te, które trzyma w sobie, ponieważ boi się, albo nie potrafi okazać ich otwarcie. Jej serce w tym momencie jest poruszone bliskością tak pięknej istoty. Podchodzi bliżej, kierowana dłonią Barry’ego wsuwa dłoń we włosie zwierzęcia i opiera twarz na jego karku. Chociaż nigdy nie miała styczności z końmi instynktownie wie, jak się zachować. Zwierzęta nie lubią niespokojnych ruchów, ale ona jest bardzo melancholijna i opanowana. Jest bardzo prawdziwa, kiedy drżącymi z podekscytowania palcami przeczesuje grzywę stworzenia. Nie okłamuje go. Nie przybiera żadnej pozy. Zwierze czuje jej niepewność, ale wyczuwa w niej zwyczajną ciekawość, nie obawę. Nie zaraża się lękami. Ufnie pozwala jej na delikatne ruchy dłonią i prycha na bardzo podejrzliwego Barry’ego, stawiając uszy, dłubiąc kopytem w ziemi, ale Clementine w tym czasie głaszcze je po szyi. Zwierze się uspokaja. Pozwala się dotknąć, nawet Barry’emu.
W tym momencie następuje jednak niespodziewany strzał. Jednorożec się płoszy. Słychać dźwięki w oddali. Grupka zbirów, którzy widocznie zagonili tą mityczną istotę, wyłania się z pomiędzy drzew. Przestraszony koń nagle staje dęba. Clementine serce podskakuje w piersi, wcześniej nie spodziewa się ak gwałtownej zmiany nastroju w otoczeniu. Teraz robi jej się gorąco. Czuje jak zwierze wysnuwa jej się z pod palców, wie, że dzieje się cos niedobrego, słyszy jedno stuknięcie kopyt o ziemię, drugie i czuje bardzo niepokojący wiatr na policzkach. Zwierze macha kopytami kilka centymetrów przed jej twarzą. Następuje kolejny strzał, po którym Clementine zamiera. Próbuje zorientować się, co się dzieje, ale zmysły zakłóca nieznośny huk. Podnosi dłonie do uszu, przez stłumione dźwięki dochodzi ją rżenie konia i kolejny hałaśliwy wystrzał z mugolskiej bronii. Nigdy nie słyszała takich dźwięków. Ten chaos ją rozprasza. Cofa się, wpadając na Barry’ego. W uszach słyszy echo tego przeraźliwego dźwięku.
Rzuć dwoma kośćmi. Pierwsza kostka ‘k6’ na zdarzenie losowe:
1, 2 – spłoszony jednorożec wierzgając się przed Clementine wpadł w panikę, jeśli wyrzuciłeś 1 – zamachnął się kopytami na Ciebie i mocno Cię poturbował, jeśli wyrzuciłeś 2 – nieszczęśliwie wycelował w Clementine, która traci przytomność.
3 – strzał oddany przez zbirów trafił zwierzę w zad, spłoszony jednorożec wyrywa się w przód, spełniają się Twoje najgorsze obawy, nadział się na Ciebie rogiem. Jeśli w drugiej kostce nie rzucasz zaklęcia, kostka 1-50 oznacza jednak odniesienie niegroźnych obrażeń. 51-100 zaś, ze podarł Ci jedynie ubrania.
4, 5 – wystrzał z broni palnej chybił i trafił kilka cali dalej. Jeśli wyrzuciłeś 4 – w bok Clementine, jeśli 5 – w Twoje ramię.
6 – strzał chybił, jednorożec uciekł w las, ale zbiry zamiast skoczyć za nim, ruszają w waszą stronę i wyraźnie nie mają dobrych zamiarów
Druga kostka ‘k100’ na sukces/porażkę, nie dotyczy jeśli wykonujesz akcję – zaklęcie:
1-50 – porażka, niestety, nic nie możesz poradzić na zdarzenie losowe
51-100 – sukces, udaje Ci się uniknąć zdarzenia z pierwszej kostki
" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections |
- Nie, nie chcę.- odrzekł automatycznie kręcąc przecząco głową. Po prostu chciał jej powiedzieć, że świat nie składa się wyłącznie z jasnych barw, ciepłych i jednoznacznych słów. Osoby nikczemne mogłyby wykorzystać jej niewinność do własnych, pochrzanionych cel. Rudzielec teraz był z nią szczery, jak z nikim od jakiegoś czasu. Więcej kłamał lub omijał prawdę, co też i sama Clementine usłyszała, lecz ciężko jest jemu o własne wyznania. Dawno tego nie robił, dlatego też gdy zadała zaraz pytanie, na chwilę zawiesił się w poszukiwaniu odpowiednich słów.
- Ponieważ... jesteś młoda, piękna i niewinna, a niektóre osoby w tym widzą idealną osobę do wykorzystania ciebie we własnych planach.- powiedział spokojnie chcąc jej wytłumaczyć, lecz po chwili zrozumiał co powiedział i zaraz zamilknął. Czy on właśnie powiedział, że jest piękna? Powinien z grzeczności powiedzieć, że jest ładna lub śliczna, tak etykieta wymaga. Ale piękna... Rudzielec ma nadzieję, że zbytnio nie będzie rozważać jego słów, by nie zrozumiała jego zbyt pochopnie. Bo on nie czuje niczego więcej niż opiekuńczość i troskę wobec niej. Zwalił to na chwilę słabości i zaraz potem skupił swą uwagę na jednorożcu, który słusznie nie chciał zaufać rudzielcowi. Bo kto by chciał jemu zaufać - narkomanowi? No właśnie.
Ostatecznie po prychaniu zwierzęcia i ciągłym głaskaniu Clementine rudzielec odważa się ponownie dotknąć zwierzaka, które chyba się już uspokoiło. Delikatnie przeczesywał jego miękkie futro, w którym w głębi myślach chciałby się teraz opatulić i być w tym cieple, które emanuje od zwierzęcia. Uśmiechnął się na samą tą myśl i przyłączył drugą dłoń do głaskania zwierzęcia. Może gdy będzie go kiedyś stać, może za sto lat, znajdzie futro jednorożca, kupi je i opatuli nim przyszłe pokolenie lub nawet samego siebie. Bo na razie mógł tylko o tym pomarzyć.
- Wiesz, nie spodziewałem się akurat w lesie jednorożca. Szczególnie w grudniu.- zaczął rozmowę na spokojny temat zerkając pobieżnie na rudowłosą, gdy nagle rozbrzmiał dziwny trzask. Rudzielec automatycznie cofa się o krok marszcząc przy tym brwi ze zdziwienia i obraca się chcąc zauważyć, kto przyszedł jak i co to był za hałas. To się jemu nie podobało, a ten hałas też nie był jemu dobrze znany. Co to za rzecz, która daje takie donośne huki? Chciał już wyjąć różdżkę, gdy to nagle jednorożec zaczął teraz dawać o sobie znać i machał kopytami przed Clementine. Cholera, jej ojciec mnie zabije. Przeciekła jemu ta myśl wraz z momentem, gdy przerażona Clementine wpadła w jego objęcia. Jedyne co mógł zrobić, to mocno złapać ją w swych objęciach i spróbować schować się między drzewami. Może nie zostali zauważeni? Może polują tylko na jednorożca? Wiele myśli kłębiło się jemu po głowie, lecz ostatecznie miał mętlik w głowie. Co zrobić w tej chwili? Nie mógł pozwolić na śmierć Clementine, bo zaraz powstałaby kolejna, aby jego zabić za to, że nie upilnował niewidomej dziewczyny. Cholera.
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
#1 'k6' : 1
--------------------------------
#2 'k100' : 85
— Co dla Ciebie znaczy bycie pięknym?
Odwraca się lekko w jego stronę. Owszem, dla wielu mogłaby być piękna. Nie jest idealna, ma bladą twarz, chude ramiona, kruchą postawę i w gruncie rzeczy, jeśli się jej przyjrzeć, jej porcelanowa cera nie jest śliczna, a prawie przeźroczysta, naznaczona jej chorobą. Ma jasne, magnetyzujące oczy, ale pustka jaka się w nich mieści paraliżuje. Rude włosy rzucają się w oczy, lekko pofalowane wzbijają się w powietrzu przy każdym jej ruchu. Trzyma je zawsze rozpuszczone, bo lubi czuć ich poruszenie, ono pomaga jej zawsze znaleźć pion. Jeśli się jej tak naprawdę dokładnie przyjrzeć, jej krok nigdy nie jest pewny, ale ludzie zwracają uwagę na to, co chcą. Jej piękno tak naprawdę nie polega na jej zewnętrznej aparycji. Clementine ma w sobie coś, co karze ludziom zwracać uwagę na rzeczy innego formatu. Bo na pewno Barry poznał w swoim życiu bardziej urodziwe dziewczęta. Barry mówi, ze jest młoda i niewinna i mówi, ze jest piękna, ale czy tak naprawdę widzi, jak wiele otacza ją skaz i jak tak naprawdę zwraca uwagę na jej wewnętrzne piękno. Clementine zawsze na nim się skupia, zaraża swoim podejściem nieświadomych niczemu ludzi. Nie jest urodziwą kobietą, jest…. W gruncie rzeczy przeciętna. Nawet ładna, ale bardzo chorowita, chudziutka, skóra, która wydaje się tak idealna z pozoru, jest śmiertelnie, dosłownie, blada. I Clementine jest naiwna, to prawda, bo Clementine nosi się jak dojrzała kobieta, ale tak naprawdę nie rozumie otaczającego ją świata, jest inteligentna i domyślna, ale błądzi po omacku, zagubiona, mała dziewczynka, natrafiając na swojej drodze na ludzi, którzy pomagają jej odnaleźć dalsze kierunki.
— W jaki sposób wykorzystać? — nie rozumie, bo nie wie, że mężczyźni zwykli wykorzystywać kobiety, przygarniając sobie ich duszę i ciało. Jej ojciec jest kochający, troskliwy, trzyma ją z dala od świata i jego zła. Poznaje tylko ludzi godnych jego zaufania. Tak naprawdę w świecie stawia dopiero swoje pierwsze kroczki, niczym dziecko. Barry jest dla niej prawdziwym autorytetem, jak każdy kogo spotyka i kogo podziwia. Clementine nie wie, że Barry nie jest idealny. W jej wyobrażaniu jest inny. Perfekcyjny. Nie wie, ze się narkotyzuje, a nawet gdyby wiedziała, jej świat przeżyć nie zrozumiałby nieszczęścia, staczania się i zawodzenia własnego ja, które doprowadza do takich stanów. Clementine dlatego nasłuchuje odpowiedzi Weasleya, niczym dziecko, któremu ktoś podrzucił temat tabu, a ono pragnie poznać odpowiedź. Co jeśli ta odpowiedź zaburza wszystkie wartości, jakie Clementine wyznaje. Co jeśli wyjaśnienie Barry’ego może zniszczyć piękną utopię Emmie? Barry musi brutalnie sprowadzić ją na ziemię, bo Clem nie wierzy, że jeden człowiek może zrobić drugiemu krzywdę, ale czy Barry naprawdę chce burzyć jej marzenia o świecie?
Na szczęście nie zdąża odpowiedzieć. Zmiany następują bardzo raptownie. Dziewczę w jednym momencie znajduje się w ramionach mężczyzny. Uczepia się go bardzo instynktownie, podtrzymując delikatnymi dłońmi jego barki, żeby nie spaść. Serce bije jej szybko. Nie zna strachu, ale właśnie go teraz czuje. Nie potrafi go nazwać. Dodatkowo Barry trzyma ją bardzo blisko siebie. Czuje pod palcami jego bicie serca, bo jedną rękę na nim opiera i Clementine wie, ze to niestosowne. Nie mówi tego głośno, ale nie powinni znajdować się w tej pozycji. Wycofuje się nienachlanie, ale męskie ramiona przytrzymują ją przy sobie, wycofują ją za drzewa. Słyszy tętent kopyt. Jednorożec ucieka w las. Barry’emu udaje się uniknąć zderzenia z jego paniką. Clementine słyszy też kroki i dziwne trzaski – przeładowywanie broni. Nie chce rozpraszać Barry’ego, ale czuje jego zapach. Zapach mężczyzny, którego bliskość ją dusi. Wycofuje dłonie z jego piersi i opuszcza je wolno wzdłuż ciała. Jest bezradna. Nie wie co powiedzieć. Zaciska smukłe palce na swoim płaszczu, wstrzymując oddech i w końcu jej cichy, niepewny ton przecina powietrze:
— Barry, nie-nie powinieneś mnie tak trzymać… tak… tak sądzę.
Nie chce być natarczywa, nie chce go ganić, nie chce go krytykować, bo wie, że ma powody, żeby ją tu trzymać. Słyszy gdzieś w oddali czyjeś kroki i wie, że coś jest nie tak. Czuje przecież jego napięte z nerwów mięśnie i przyśpieszony rytm serca. Wie, że cokolwiek nie zrobił, zrobił to, bo było to najlepsze wyjście, ale czuje się niezręczna i nieporadna w tej pozycji. Powoli zaczesuje pasma włosów za ucho i gdyby nie śmiertelna bladość na którą cierpi, już dawno byłaby czerwona, bo jest jej gorąco. Jest niemal pewna, chociaż nie widzi, że powietrze które wypuszcza z pomiędzy ust aż paruje w powietrzu. Przysłania usta dłonią.
— Jesteś zaniepokojony — zauważa w oczywisty sposób lekceważąc zagrożenie, ale czy można nazywać lekceważeniem niewiedzę?
" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections |
- Piękno nie tylko pochodzi z zewnątrz człowieka, także z wewnątrz, a wady czynią człowieka piękniejszym niż wszystkie urodzone szlachcice bez jakiejkolwiek fizycznej skazy.- oznajmił zaraz zamieniając swój język w przyklejoną gumę do podniebienia. Nie mów nic więcej głupcze. Milcz, jeśli życie ci miłe. Chyba następnym razem przemyśli spacery z nią, bo robią się coraz to bardziej trudne ze względu na zadawane przez nią pytania. Miał nadzieję, że uniknie wszelkich dywagacji filozoficznych, o których wolałby nie rozprawiać. Bo tu wygląda, jakby otwierał się przed Clementine, czego nie chciałby z pewnością kilka minut temu robić. Nie, chciał tylko przejść przez kawałek lasu, może natrafić na strumyk, z którego by się napiła i Barry odprowadziłby ją bezpiecznie do jej pokoju. No gdzieś by mogło coś takiego się wydarzyć. Sam przecież czuł, że coś się wydarzy, tylko nie wiedział co. Miał nadzieję tylko, że zdążą przed pierwszym uderzeniem, które niebawem nastąpiło wbrew jego następnym myślom.
- Do swoich celów, albo nawet wykorzystać ciebie przeciwko twym przyjaciołom i ojcu. Aby im zagrać na nosie, a ciebie wpierw wykorzystać, a potem porzucić, lecz nie mam zamiaru dzisiaj do tego dopuścić. Wrócisz cała do ojca, bez żadnego zadrapania, rozumiesz? Więc nie przejmuj się tym teraz i zamartwianie zostaw mi.- odpowiedział wpierw niepewnie, lecz gdy wyrzucił kolejne swe słowa, to nabrały one pewności siebie. A przynajmniej tak to mogło wyglądać, bo w głębi serca Barry nie był pewny, czy uda mu się dotrzymać własnych słów. Czy zdoła ją ochronić. A chciał być wobec niej szczery, lecz nie zdaje sobie sprawy z tego, że może w tej chwili niszczyć jej piękną utworzoną utopię piękna, jak i to, że Clementine ma zamiar brać z niego poniekąd przykład. Gdyby tak było, gdyby to wiedział, z pewnością by się powstrzymał od tych słów, a przynajmniej inaczej by to powiedział, niż z prymitywnych, własnych myśli dając jej poniekąd powody do zmartwień. Ale jak sam wspomniał przed chwilą, nie pozwoli, by ktokolwiek ją skrzywdził. Nie na jego warcie, która będzie trwała do wykonania jego misji. Przez głowę przeszła mu myśl, że mógł napisać adres bratu w sowie, co by mógł przyjść na wsparcie, lecz jeszcze wtedy nie było źle. Jeszcze wtedy oboje byli bezpieczni przy jednorożcu, zanim zaczął się atak. Cudem uniknął zderzenia z kopytami jednorożca ciągnąc jednocześnie w swych objęciach niewidomą. Może zbyt mocno przysunął do siebie, gdyż czuł jej dłonie na swych piersiach, ale to na chwilę pomogło w ukryciu się przed strzelcami. Nie mógł wtedy ryzykować, aby fragment jej ciała wystawał i została zraniona przez jakieś dziwne huknięcie. Czuł, jak jego serce bije jak szalone i przez chwilę wpatrywał się w nią niepewnie słysząc w oddali kolejny huk. Suchość w gardle...
- Słucham? ... A tak, przepraszam.- jej słowa wyrwały nieco z rosnącego gorąca, które zaczynało jemu odbierać rozsądne myślenie i zaraz pozwolił na pół kroku cofnąć się Clementine, lecz nadal jej nie puszczał. Nie puści jej, póki słyszy ich kroki.
- Pierwszy raz słyszałem ten huk i on wcale mi się nie podoba. Dasz radę wytrzymać jeszcze chwilę?- odpowiedział oczywiście będąc zaniepokojony tą całą sytuacją. Stresował się w tej chwili jak cholera. Nie mógł użyć czarów w obecności nieznanych jemu ludzi, lecz też nie mógł tu ciągle stać, gdyby zechcieli sprawdzić okolicę.
Rudzielec nieco przechylił głowę, co mu dało przez sekundę widok na polanę, na której ujrzał dwóch rosłych mężczyzn z jakimiś dziwnymi przedmiotami w dłoni. Jak zauważył przez chwilę, badali teren i szukali śladów jednorożca, by na niego zapolować. Niektóre donośne bluzgi były możliwe do usłyszenia.
Rzut kością k3:
1 - znaleźli trop jednorożca i podążyli za nim zostawiając dwójkę w spokoju
2 - łowcy wśród śladów jednorożca zauważyli dwie pary dziwnych odcisków i podążyli w ich stronę z wyciągniętym pistoletem
3 - w oddali słychać gwizdnięcie, które mogło oznajmiać, że jeszcze ktoś jest w tyle i powoli się zbliża do nich
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
'k3' : 3
— Jeśli tego chcesz — mówi spokojnie, niezbyt głośno. Barry z jakiegoś powodu nie chce, żeby ich zauważono, więc Clementine nie próbuje zostać zauważona. Czując jednak tą krępującą atmosferę, chwyta lekko ramię mężczyzny, którym on ją przytrzymuje i rzuca pokrzepiająco:
— Wszystko w porządku — zapewnia go, bo dalej wydaje się zaniepokojony i ostrożny. Nasłuchuje kroków nieznajomego, póki jeszcze jest daleko, dodając:
— Myślisz, że jednorożcowi nic się nie stało?
Nie wie, gdzie w zimie chowają się jednorożce, ale ma wrażenie, że ten huk i ci ludzie, którzy go wywołali nie szukają u tego stworzenia spokoju. Być może chcą go wykorzystać. W sposób, o jakim mówił Barry. Clementine nie może uwierzyć, że mógłby mieć rację. Unosi niepewnie podbródek, przytrzymując mocniej palce na łokciu mężczyzny — Może z nimi porozmawiamy? — zasugerowała.
Rzut kością ‘k3’:
1– mężczyzna usłyszał szept Clementine, zbliża się w waszym kierunku
2 – czyjeś kroki powoli się oddalają, wygląda na to, że nic wam nie grozi
3 – mężczyzna się oddala, ale zaraz słyszycie głośniejszy gwizd, nieznajomy stoi kawałek dalej, ale zwołuje swoich kolegów, macie niewiele czasu na ulotnienie się
" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections |
'k3' : 2
Tak samo tutaj był ważny każdy krok. Jeden zły ruch i może być po nich. Przytaknął nieznanie rozumiejąc obawy Clementine, lecz nic nie powiedział. Nawet jeśli by nie chciała, i tak by tutaj została. Dla jej bezpieczeństwa.
- Nie mam zielonego pojęcia.-wrócił spojrzeniem w jej stronę, by odpowiedzieć na jej pytanie, lecz przewidywał, że jednorożca może czekać przykry koniec. Chyba że udało mu się uciec, to chwała dla niego. Rudzielec miał nadzieję, że sobie pójdą, lecz usłyszał gwizdnięcie. Lekko wychylił się, lecz ujrzał tylko zarys ludzkiej istoty, która powoli z oddali podchodziła do tej dwójki. Czuł, że od tego stania nieco nogi jemu drętwieją, a też słyszał, że się oddalają, więc puścił Clementine i jednocześnie wychylił głowę w ich stronę nieznanie robiąc mały kroczek. Tak mały, że nadepnął na gałązkę, która w ciszy zabrzmiała bardzo donośnie. Zaraz cała trójka odwróciła się w ich stronę widząc rudą czuprynę. Szlag. Przeklnął rudzielec w myślach i zaraz szybkim ruchem odwrócił się z Clementine przyciskając ją do drzewa. A w tym samym momencie zabrzmiał kolejny huk, który minął rudzielca o kilka centymetrów. Taki był głośny, że na chwilę był ogłuszony i mrugał zaskoczony powiekami.
Hej, ty tam, wiem że tu jesteś Weasley!- zabrzmiał baronowy ton, który wprawił rudzielca w większą konsternację. Skąd go zna? Skąd wie, że jest Weasley'em? Czy to może ten człowiek? Ten...?
- Ani myśl idąc w którąkolwiek stronę, rozumiesz? Nie ruszaj się stąd. A jeśli coś mi się stanie... odliczysz od trzech do zera- nie dokończył mówić swych cichym i zdecydowanym głosem, bo poczuł za sobą obecność jednorożca. Odwrócił się i w krzakach ujrzał ciepłe czekoladowe spojrzenie jednorożca. Spojrzał na niego stanowczo, jakby chciał jemu powiedzieć, aby zaprowadził ją daleko stąd, nawet do jej domu, jeśli wie. Albo jak powie. Może on pomoże? W końcu jest inteligentnym stworzeniem. Zaraz wzrokiem wrócił na Clementine. - Zrobimy inaczej. Jak zawołam, masz pobiec prosto, poczujesz jednorożca. On pomoże ci uciec. Rozumiesz?- powiedział wyjmując różdżkę lewą dłonią z kieszeni szaty i złapał ją jeszcze oburącz wbijając delikatnie swe niepewne palce w jej wątłe ciało.
- Proszę, zrób to.- wyszeptał, po czym wziął ciężki oddech. Chyba jego strach wziął teraz apogeum, lecz musiał się przemóc. Puścił Clementine wychodząc naprzeciw trzem napastnikom. Tak, czas się zmierzyć z demonami niedawnej przeszłości. Bo przecież w lipcu przez tego gościa musiał się ewakuować do rodzeństwa i zacząć szukać nowego lokum na Nokturnie. To przez niego ukrywał się i niszczył kontakt z rodzeństwem.
- Czego chcesz? Teraz poszukujesz krwi jednorożca ze swymi koleżkami? Już ci Złota Rybka nie wystarcza?- powiedział hardo próbując nie okazywać strachu, który przecież kotłował się w nim. Lecz zaraz pożałował tych słów, widząc, jak jeden gość szykuje na niego broń.
Rzut kością k3:
1 - Barry zostaje trawiony w lewą nogę,
2 - Kula przeleciała koło jego ucha sprawiając, że zapiekło mu lewe ucho (strzał ostrzegawczy),
3 - Słychać przeładowanie broni, lecz nie rozległ się żaden huk.
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...