Wydarzenia


Ekipa forum
Polana
AutorWiadomość
Polana [odnośnik]10.03.12 23:11
First topic message reminder :

Polana

Sporej wielkości polanka otoczona kilkunastoma starymi kasztanami. Jest to w miarę bezpieczne miejsce usytuowane niezbyt blisko groźnego matecznika. Upodobali je sobie zwłaszcza podrzędni opryszkowie, choć zdarzają się i groźniejsi bandyci zamieszkujący podziemny, opustoszały bunkier z czasów wojny zakończonej jeszcze nie tak dawno temu. Oni wszyscy są doskonale świadomi obecności zbiegów - szlam, charłaków - na leśnych terenach. Spokój i cisza wprowadza tylko pozornie pewien rodzaj błogiej, spokojnej, niemalże sielskiej atmosfery, tak bardzo kontrastującej z plugawą rzeczywistością. W powietrzu unoszą się liczne pyłki kwiatowe, które utrudniają ukrywanie się wszelakim alergikom.
Miejsce to najpiękniej wygląda jasną nocą, oświetlone blaskiem bijącym od rozgwieżdżonego nieba. Jeśli wierzyć plotkom rozpowszechnianym przez najstarszych ze zbirów, czasem - z rzadka, oczywiście - przebiegają tędy pojedyncze okazy dzikich jednorożców. Na nich zapewne też czyhają; świadomi ceny za ich krew, włosie, czy błyszczące, twarde jak skała rogi. Za ile lat te stworzenia staną się tylko legendą?

Tańce na polanie

Melodia niosła się po całej polanie. I choć to cymbały i skrzypce było słychać najmocniej, nie dało się ukryć, że wyjątkowe brzmienie zawdzięczała także skrzypcom, harfie i irlandzkim bębnom. Celtycka muzyka splatała się z rytmem czarodziejom dobrze znanym, doskonałym do klasycznych podrygów i piruetów. I choć nie było nigdzie typowego parkietu, a muzycy nie przypominali orkiestr znanych z sabatów czy innych dostojnym wydarzeń, tańcom nie było końca odkąd tylko pierwsi czarodzieje znaleźli się na polanie. Muzycy ubrani w starodawne czarodziejskie stroje zajmowali miejsce przy jednym z mniejszych, trzaskających ognisk. Siedzieli na głazach i konarach, rozświetleni złotym blaskiem wznoszących się płomieni, przygrywali pod nóżkę, kłaniając się lekko nowym parom. Podczas miłosnego festiwalu Brón Trogain, nawet podczas tańców, czarodzieje składali hołd Matce Ziemi. Kobiety niezależnie od wieku i statusu zdejmowały pantofle na obcasie, które mogły wbijać się w miękką ziemię, zrzucały cienkie wierzchnie okrycia, tiary i kapelusze, by w samym środku polany ująć dłoń wybranka i zatańczyć. Pary wirowały na miękkiej, ugniecionej trawie w rzędach jak na sali balowej. Cienkie, przewiewne materiały sukni falowały na wietrze i przy obrotach, a kwiaty na głowach dziewcząt, które puściły na jeziorze splecione przez siebie wianki drżały przy każdym ruchu.

Umęczone tańcem pary mogły odpocząć przy drewnianych stołach; spocząć na ławach, na które dla komfortu gości narzucone tkane, miękkie, materiały. Stoły zastawione były syto. Pierwsze zebrane tego lata owoce i warzywa wymieszane ze sobą w misach, ziemniaki podawane na różne sposoby. Nie brakowało przede wszystkim chleba, który był symbolem pokarmu i poświęcenia Tailtiu, świeżego nabiału serwowanego na tradycyjnych paterach i przede wszystkim pieczonego na rożnie mięsa reema podawanego na drewnianych deskach — pokrojonego na porcje.



Degustacja win i innych trunków

Między wiedźmami dbającymi o to, by goście festiwalu nie byli głodni spacerowały młode dziewczęta wielu kojarzone z pierwszej, dziękczynnej uczty. Jedne widziano z dzbanami pełnymi wody lub tradycyjnego, domowego bimbru, inne na drewnianych tacach proponowały gościom alkohole z różnych części świata — spłynęły statkami do Anglii specjalnie na święto Brón Trogain wraz z handlarzami z kontynentu.

Dziewczę podsuwa ci tacę z ręcznie malowanymi kielichami. Każdy z nich przedstawia coś innego, różnią się dominującym kolorem w swych malowidłach, lecz przede wszystkim — różnią się zawartością. W celu degustacji wina, postać rzuca kością k10 na jeden z kielichów.

Wina:

Na polanie można było też spotkać około dziesięcioletnie dzieci z glinianymi dzbanami. Małe dziewczynki przemykały między dorosłymi w letnich sukienkach, z rozwianymi słowami, a ich małe główki zdobyły korony z suszonych ziół. Grzecznie oferowały napitek z dzbana, który dźwigały, ale nie pamiętały, co znajdowało się w środku. Były w stanie wspomnieć jedynie o alkoholu innym niż wino. Zawsze towarzyszyli im mali chłopcy w lnianych koszulach, którzy nosili rogi reema, służące za kielichy do tych szczególnych napojów. Rozkojarzeniu dzieci trudno się było dziwić, gdy wokół tak wiele się działo. Ludzie kosztowali potraw i win, głośno ze sobą rozmawiali, tańczyli. Same niecierpliwie przebierały nóżkami. By skorzystać z degustacji koktajlu należy odebrać róg reema od chłopca i rzucić kością k10 na zawartość jej dzbanka.

Koktajle:

Deser z niespodzianką

Starowiny z wiklinowymi koszami spacerujące po polanie nienachalnie proponują odpoczywającym gościom skosztowanie specjalnego deseru z ciasta drożdżowego z masą migdałową. W jednym z kawałków ciasta jest ukryta srebrna moneta, która wedle przesądów ma zapewnić szczęśliwemu znalazcy obfitość i szczęście. W trakcie Brón Trogain, każdy gość może zamówić specjalne ciasto i rzucić kością k100.

1-99 - nic się nie dzieje
100 - znajdujesz szczęśliwą monetę! Możesz założyć, że oddałeś ją do przetopienia w jednym z lokali na Pokątnej i zgłosić ten fakt w temacie "Komponenty Magiczne" aby otrzymać komponent srebro. Jeśli nie przetopisz monety, jednorazowo ochroni Cię przed efektem pierwszej wyrzuconej przez ciebie po festiwalu krytycznej porażki, a potem rozpadnie się w pył.
Każdy poziom biegłości szczęście obniża ST losowania srebrnej monety o 5 oczek (95 dla poziomu I, 90 dla poziomu II, 85 dla poziomu III).


[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Polana - Page 18 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Polana [odnośnik]31.01.23 19:20
Tańce na polanie

Melodia niosła się po całej polanie. I choć to cymbały i skrzypce było słychać najmocniej, nie dało się ukryć, że wyjątkowe brzmienie zawdzięczała także skrzypcom, harfie i irlandzkim bębnom. Celtycka muzyka splatała się z rytmem czarodziejom dobrze znanym, doskonałym do klasycznych podrygów i piruetów. I choć nie było nigdzie typowego parkietu, a muzycy nie przypominali orkiestr znanych z sabatów czy innych dostojnym wydarzeń, tańcom nie było końca odkąd tylko pierwsi czarodzieje znaleźli się na polanie. Muzycy ubrani w starodawne czarodziejskie stroje zajmowali miejsce przy jednym z mniejszych, trzaskających ognisk. Siedzieli na głazach i konarach, rozświetleni złotym blaskiem wznoszących się płomieni, przygrywali pod nóżkę, kłaniając się lekko nowym parom. Podczas miłosnego festiwalu Brón Trogain, nawet podczas tańców, czarodzieje składali hołd Matce Ziemi. Kobiety niezależnie od wieku i statusu zdejmowały pantofle na obcasie, które mogły wbijać się w miękką ziemię, zrzucały cienkie wierzchnie okrycia, tiary i kapelusze, by w samym środku polany ująć dłoń wybranka i zatańczyć. Pary wirowały na miękkiej, ugniecionej trawie w rzędach jak na sali balowej. Cienkie, przewiewne materiały sukni falowały na wietrze i przy obrotach, a kwiaty na głowach dziewcząt, które puściły na jeziorze splecione przez siebie wianki drżały przy każdym ruchu.

Umęczone tańcem pary mogły odpocząć przy drewnianych stołach; spocząć na ławach, na które dla komfortu gości narzucone tkane, miękkie, materiały. Stoły zastawione były syto. Pierwsze zebrane tego lata owoce i warzywa wymieszane ze sobą w misach, ziemniaki podawane na różne sposoby. Nie brakowało przede wszystkim chleba, który był symbolem pokarmu i poświęcenia Tailtiu, świeżego nabiału serwowanego na tradycyjnych paterach i przede wszystkim pieczonego na rożnie mięsa reema podawanego na drewnianych deskach — pokrojonego na porcje.



Degustacja win i innych trunków

Między wiedźmami dbającymi o to, by goście festiwalu nie byli głodni spacerowały młode dziewczęta wielu kojarzone z pierwszej, dziękczynnej uczty. Jedne widziano z dzbanami pełnymi wody lub tradycyjnego, domowego bimbru, inne na drewnianych tacach proponowały gościom alkohole z różnych części świata — spłynęły statkami do Anglii specjalnie na święto Brón Trogain wraz z handlarzami z kontynentu.

Dziewczę podsuwa ci tacę z ręcznie malowanymi kielichami. Każdy z nich przedstawia coś innego, różnią się dominującym kolorem w swych malowidłach, lecz przede wszystkim — różnią się zawartością. W celu degustacji wina, postać rzuca kością k10 na jeden z kielichów.

Wina:

Na polanie można było też spotkać około dziesięcioletnie dzieci z glinianymi dzbanami. Małe dziewczynki przemykały między dorosłymi w letnich sukienkach, z rozwianymi słowami, a ich małe główki zdobyły korony z suszonych ziół. Grzecznie oferowały napitek z dzbana, który dźwigały, ale nie pamiętały, co znajdowało się w środku. Były w stanie wspomnieć jedynie o alkoholu innym niż wino. Zawsze towarzyszyli im mali chłopcy w lnianych koszulach, którzy nosili rogi reema, służące za kielichy do tych szczególnych napojów. Rozkojarzeniu dzieci trudno się było dziwić, gdy wokół tak wiele się działo. Ludzie kosztowali potraw i win, głośno ze sobą rozmawiali, tańczyli. Same niecierpliwie przebierały nóżkami. By skorzystać z degustacji koktajlu należy odebrać róg reema od chłopca i rzucić kością k10 na zawartość jej dzbanka.

Koktajle:

Deser z niespodzianką

Starowiny z wiklinowymi koszami spacerujące po polanie nienachalnie proponują odpoczywającym gościom skosztowanie specjalnego deseru z ciasta drożdżowego z masą migdałową. W jednym z kawałków ciasta jest ukryta srebrna moneta, która wedle przesądów ma zapewnić szczęśliwemu znalazcy obfitość i szczęście. W trakcie Brón Trogain, każdy gość może zamówić specjalne ciasto i rzucić kością k100.

1-99 - nic się nie dzieje
100 - znajdujesz szczęśliwą monetę! Możesz założyć, że oddałeś ją do przetopienia w jednym z lokali na Pokątnej i zgłosić ten fakt w temacie "Komponenty Magiczne" aby otrzymać komponent srebro. Jeśli nie przetopisz monety, jednorazowo ochroni Cię przed efektem pierwszej wyrzuconej przez ciebie po festiwalu krytycznej porażki, a potem rozpadnie się w pył.
Każdy poziom biegłości szczęście obniża ST losowania srebrnej monety o 5 oczek (95 dla poziomu I, 90 dla poziomu II, 85 dla poziomu III).

Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Polana - Page 18 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Polana [odnośnik]08.04.23 19:29
02.08.1958
Obchody Brón Trogain w Londynie były czymś, co ciekawiło go od chwili, gdy tylko o nich usłyszał. Mimo największych chęci nie zdołał wczorajszego dnia dotrzeć na samo otwarcie, zatrzymany przez inne obowiązki w rodowej posiadłości. Od powrotu czuł się, jak trzymany na krótkiej smyczy przez najbliższych i wiecznie obserwowany. Z jednej stronu rozumiał to, najwyraźniej zawodząc zaufanie rodziny trzyletnią nieobecnością, ale z drugiej im bliżej czuł ich oddech, tym bardziej próbował być najdalej posiadłości, jak tylko się da. Mimo to irytacja sięgała powoli niebezpiecznego poziomu, ale dziś miał okazje trochę to uspokoić. Od przeszło miesiąca swój pobyt w stolicy Anglii ograniczał do zjawiania się w Ministerstwie, gdy była taka konieczność, lecz tego konkretnego dnia obrał inny kierunek, ten bardziej pożądany. Zaskoczyła go nieco ilość ludzi na miejscu, może nieco odrzuciła konieczność przeciskania się między nimi. Nie miał pojęcia, jak tak naprawdę wyglądała codzienność zwykłych czarodziejów i jak mocno dokuczył im konflikt, który trawił kraj. Tym samym, jak bardzo potrzebowali wytchnienia podczas podobnych obchodów. W Beaulieu Palace nie było czuć, by cokolwiek się zmieniło, wszyscy nadal żyli tym samym rytmem w którym szybko się odnalazł. Wiedział, że nie wszyscy mieli takie szczęście, ale poza świadomością, nie odczuwał względem tego faktu nic więcej. Wsunął dłoń do kieszeni, przystając przy kilku atrakcjach tego miejsca. Brón Trogain świętowano hucznie, co najlepiej widać było na jednej z polan, gdzie stoły uginały się pod jedzeniem, muzyka przepełniała powietrze dzięki grajkom. Stanął nieco z boku, prawie na skraju polany, by barkiem oprzeć się o drzewo. Obserwował z uwagą tańczące pary, ale wyjątkowo cieszył się, że nie miał u boku żony, która najpewniej chciałaby tam dołączyć. Sam wolał sale balowe, gdy już musiałby wybierać. Odwrócił głowę, kiedy przystanęła przy nim śliczna dziewczyna o delikatnej urodzie i niewinności, której dawno nie widział u żadnej. Była młodziutka, ale nie miało to znaczenia. Kiedy mówiła, skupił spojrzenie na jej ustach, by bez skrępowania unieść na oczy, gdy zamilkła. Nie przyswoił żadnego słowa, lecz podsunięta bliżej taca z kielichami, podpowiadała, cóż takiego oferowała mu. Przystał na to. Przesunął dłonią nad naczyniami wypełnionymi, jak zauważył, różnymi winami, zanim wybrał to konkretne. Odprowadził wzrokiem dziewczę, gdy ta umknęła od razu, najpewniej by innym zaoferować trunek. Spojrzał ponownie na kielich, interesująco zdobiony i uniósł go bliżej ust. Czuł zapach alkoholu, interesujący bukiet zdecydowanie dobrego wina, które mogłoby zasilać kolekcję butelek w piwniczne Beaulieu. Kusiło, by spróbować i poznać smak, który uzupełniłby całokształtu. Zanim jednak to zrobił, zerknął wyżej kierowany poczuciem, że ktoś go obserwuje, by właśnie tam złapać spojrzenie jasnych oczu. Powtarzanym setki razy ruchem uniósł kielich w niemym toaście na cześć kobiety, bo jej niebanalna uroda zasługiwała na toasty, nie tylko ten. Upił trochę, chcąc poznać nuty smakowe, które kryły się w alkoholu.
Zaczepił ponownie przechodzącą obok dziewczynę z tacą, by dyskretnym dla otoczenia gestem wskazać, aby skierowała się właśnie do nieznajomej kobiety stojącej niedaleko. Nikt nie powiedział, że dzisiejszego dnia nie mógł się trochę rozerwać... w granicach rozsądku. Był ciekaw czy nieznajoma podejdzie sama, czy złapie przynętę i podąży za nią, aż do miejsca gdzie stał. Kimkolwiek była intrygowała go w niezrozumiały sposób, nie robiąc tak naprawdę nic szczególnego na tle wszystkich ludzi będących w tym miejscu.

| k10 na wino
Blaise Selwyn
Blaise Selwyn
Zawód : Dyplomata i urzędnik w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Polityka to zawsze kłamstwo, nieważne kto ją robi
OPCM : 5 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11686-blaise-selwyn#361704 https://www.morsmordre.net/t11700-minerva https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t11701-skrytka-bankowa-nr-2541
Re: Polana [odnośnik]08.04.23 19:29
The member 'Blaise Selwyn' has done the following action : Rzut kością


'k10' : 8
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Polana - Page 18 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Polana [odnośnik]10.04.23 15:15
Nie miałam w sobie szczeniackiej łatwowierności słodkich dziewcząt i pyzatych chłopców, niosących kwiaty i winogrona między świergoczącym do mdłości tłumem. Tę beztroskę zostawiłam lata temu za sobą, skupiając się na pracy, na dobrym wpasowaniu się w szerokie wrota otwierające się tej wiosny dla Macnairów z wytwornością i przyjemną obietnicą grozy. Oni widzieli miłość, mieli w płucach świeżość, ja widziałam następującą po tym udrękę, widziałam trupy topiące się w bezmyślnej bieganinie za wiankami, widziałam pokusę łatwo utraconej cnoty i Śmierć. Towarzyszkę przechadzającą się w sieci pogodnych okrzyków, niewidzialną i zwodniczą. Różne przybierała kształty, malowana podrygiem tańca i odurzającej goryczy wina. Gotowa złapać w sidła i tkać ciasną pajęczynę – aż do uduszenia. Dawałam im to wszystko, znając prawa młodości, łatwej do uwierzenia, lotnej i pełnej ambicji zniszczonej pierwszym ponurym porywem wiatru. Przybyłam, jak idealnie wyrzeźbiona ikona prezentująca się perfekcyjnie u boku zbierającego laury kuzyna. Wypuściłam go łaskawie, dobrze wiedząc, że jeżeli mieliśmy zebrać obfite plony, musiał mieć tę wolność. W Suffolk czekało mnóstwo pracy,  o wiele więcej niż podejrzewał. Nie moje to było pięć minut, a jednak nie odpuściłabym sobie pokazania się w szerszym gronie czarnoksiężników i znakomitości, które się liczyły w godzinie wojny, w porządku nowego świata. Tygodnie zatrzymanych mordów sprawiały, że dom pogrzebowy wypełnił się pustką, uleciał smród świeżego trupa, a sejf zakurzył się, drażniąc mnie okropnie. Nie znosiłam, gdy zysk omijał mnie szerokim łukiem, a przecież Śmierć nigdy nie przestawała. Walki, głód, choróbska namolnie wżerające się pod skórę słabeuszy. Latem świat wylewał stanowczo zbyt mało łez. Jak sęp wypatrywałam między ludźmi słabości, gotowa posprzątać to, co pozostanie po bezlitosnym kostuchu. Jednocześnie też czarowałam statecznym, długim uśmiechem, znacząc szlak między łamiącymi się pod ciężarem jadła stołami obecnością Macnairów.
Obcas boleśnie wgniatał się w trawę, odsłonięte ramiona dawały się łaskotać w migającej poświecie. Obserwowałam soczystą idyllę, pozostając gdzieś na uboczu. Czarna jak smoła suknia sięgająca ziemi gryzła się z bielami i beżami lekkich tkanin, w które odziane były w przeważającej części tutejsze kobiety. Łykałam ich młodość ostrożnie, bez tęsknoty. One we włosach miały kwiaty, ja ostre jak brzytwa druty trzymające na uwięzi długie, pofalowane włosy. Wystarczył jeden niefortunny ruch, a jeden z nich przebiłby nieszczęśnikowi żołądek. Albo coś jeszcze cenniejszego. Postukałam paznokciami w drewnianą konstrukcję, z której spływała fala kolorowych bukietów. Ludzie kwiaty wciskali wszędzie. Do ślubu i do grobu. Druga dłoń tkwiła wciśnięta w talię, a ja rozglądałam się bez większego planu, rejestrując, jak ludzie w szaleństwie odsłaniali kolejne kawałki ciała i własnych dusz. Łatwe cele, nieuważne. Na szczęście w porze piekielnego słońca postawiłam na materiały oddychające, o wiele cieńsze, choć dalej zachowujące klasę. Jeżeli Drew postanowi przeholować, to ja będę musiała wbić mu w kark szpony i zaprowadzić ku przyzwoitości.
Obróciłam się, dopiero po chwili dostrzegając letnią anielicę z poczęstunkiem. – Doskonale – mruknęłam, natychmiast sięgając po kieliszek. Krwiste usta objęły szkło, znacząc je kolorowym śladem. Nie potrzebowałam zachęty. Ktoś jednak potrzebował czegoś ode mnie. Złapałam spojrzenie eleganckiego młodego mężczyzny. Skłamałabym, twierdząc, że mi się to nie spodobało. Świetnie, przynajmniej mogłam się czymś zająć. Po trawie pociągnęła się długa suknia. Wciąż trzymałam zwycięsko kielich. Najwyraźniej obydwoje byliśmy spragnieni. Tylko on tkwił w miejscu jak tchórz. Cóż za rozczarowanie. A jednak patrzył na mnie, a nie na te dzieci ledwo co dorosłe do noszenia gorsetu. Po drodze zgarnęłam garść drobnych leśnych owoców. Nie zamierzałam sobie żałować.  – Podziwiasz z ukrycia? – zapytałam wprost, dobrze znając to spojrzenie. Upiłam jeszcze jeden łyk wina, tym razem nieco dłużej skupiając się na jego smaku. Utknął w pułapce spojrzenia, które nie dawało żadnej możliwości ucieczki.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Polana [odnośnik]16.04.23 19:04
Obserwował z uwagą każdy lekki i delikatny krok młodej dziewczyny, która z tacą zbliżała się do nieznajomej mu kobiety. Tak bardzo się od siebie różniły, dwa piękne przeciwieństwa i musiał przyznać, że to starsza z nich interesowała go bardziej. To nie kołyszące się dziewczęce biodra, przyciągały spojrzenie błękitnych oczu, a smukła sylwetka otoczona czernią. Opuszczając dziś Essex nie przypuszczał, że natrafi na intrygującą go osobę. Zwykle potrzeba było o wiele więcej, aby znudzić go otoczeniem i skupić tylko na sobie, ale tajemnicza nieznajoma nie musiała robić nic. Nie drgnął nawet z miejsca, a po twarzy nie przemknął choćby cień emocji, kiedy kobieta ruszyła w jego stronę. Powolnym krokiem, jakby chciała przeciągnąć chwilę, zanim stanie przy nim. Nie czuł irytacji z tego powodu, a najzwyklejszą satysfakcję, że przynęta została połknięta. Poszło łatwiej, niż przypuszczał, ale to nic.
Uniósł raz jeszcze kielich do ust i upił łyk białego wina. Spojrzał na naczynie trzymane w dłoni, jakby nagle stracił zainteresowanie jej osobą. Arwan, bóg śmierci na ściankach miał być przestrogą czy zapowiedzią, jak skończy się dla niego ten dzień? Kto dziś poczuje się martwy? Kto obróci w nicość, przegrywając grę, której zasad jeszcze nie przedstawił. Kiedyś często wciągał ludzi w swoją grę, rozkładał talię i dawał wybór, by na każde potknięcie reagować błyskawicznie. W interesach lub dla kaprysu. Był Selwynem i jak każdy z nich stał się manipulatorem, aktorem w tragicznym teatrze życia. Wychowano go tak, by cele osiągać w białych rękawiczkach bez znaczenia, jakie miałyby one być. Czasami łapał się na tym, że blisko było mu do ciotki, której osoba budziła skrajną niechęć, ale on nie przekroczył jeszcze nigdy pewnej granicy. Tego ostatniego kroku, by po trupach rodziny iść do celu. Obrzydliwa świadomość.
Uniósł spojrzenie, kiedy stanęła przed nim i nie owijała w bawełnę. Najwyraźniej wiedziała, dlaczego tu była i z jakich powodów. Możliwe, że poczuł się za pewnie, ale to wcale nie przekreślało szans na dobrą zabawę.- Podziwiam, lecz na pewno nie z ukrycia.- odparł bez nawet cienia wahania.- Musiałbym być w tym wyjątkowo kiepski, jeśli chciałbym pozostać niezauważony.- dodał. Dotąd czuł na sobie spojrzenia paru osób, których nawet nie próbował odnaleźć wśród bawiących się tutaj czarodziejów. Dziewczyna z winem również zauważyła go, zanim on dostrzegł ją. Zdecydowanie nie ukrywał się, a jednak nie czuł potrzeby bycia w centrum. Wychodzenie przed szereg było dotąd częścią jego pracy, zwykłej codzienności na obczyźnie. Dlatego chwile, kiedy mógł stać z boku zwyczajnie wykorzystywał. To była ta przyjemne odmiana, ale o tym nie zamierzał mówić dziś i zdecydowanie nie kobiecie, której imienia nie poznał. Sam jednak zwlekał z przedstawieniem się i zniszczeniem niewiadomej dźwiękiem tytułu oraz nazwiskiem.- Nie wyglądasz na zagubioną, lecz czy twój mąż nieroztropnie zostawił cię tu, zapominając odganiać adoratorów? – spytał, świadomie podkładając się nieco, ale to nic. Potrzeba by wiedzieć, czy ktoś za moment nie wbije mu różdżki w plecy, była teraz istotniejsza. Wolał znać teren, po którym przyjdzie mu się poruszać i wiedzieć, gdzie są granice, których nie mógł przekroczyć bez skandalu. Rozgorączkowany mąż byłby zdecydowanie wstępem do plotek, a jego pozycja była zbyt zachwiana od powrotu do Anglii. Szepty za plecami były ostatnim czego potrzebował teraz.
Blaise Selwyn
Blaise Selwyn
Zawód : Dyplomata i urzędnik w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Polityka to zawsze kłamstwo, nieważne kto ją robi
OPCM : 5 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11686-blaise-selwyn#361704 https://www.morsmordre.net/t11700-minerva https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t11701-skrytka-bankowa-nr-2541
Re: Polana [odnośnik]16.04.23 20:25
winko

Zatem nie zaprzeczył. Postukałam lekko paznokciem w szkło kieliszka, nie odbierając mu ani na moment uwagi oczu. Ciemne tony próbowały przejrzeć nieznajomego na wylot. Wprawny gracz czy mierny bawidamek? Nie krył się, w istocie, ale ja miałam nieco inny pogląd. Nie podchodził, wypuszczał przynętę, ściągał ofiarę w widmo pajęczej sieci. Tylko że z nas dwojga to ja byłam akromantulą. Dobrze wiedziałam, dokąd idę i czego mogę się spodziewać. Nie nabierałam się, ale nie ujmowałam sobie odrobiny rozrywki – tym bardziej gdy on dał się już przyłapać na zainteresowaniu. Mogliśmy rozmawiać dalej. Nim padło jakiekolwiek słowo, szybko wykończyłam pierwszy kieliszek, wystawiając sztywno dłoń w niemym nakazie. Niewidzialna taca natychmiast złapała naczynie, zabierając szkło naznaczone dotykiem czerwonych warg. Wytrawne nuty przyjemnie zapiekły te usta, ale najważniejsza trucizna dopiero rozpływała się pod ciasnym materiałem sukni, gdzieś daleko poza zasięgiem jego spojrzenia.
– I co widzisz? – zapytałam więc, pozwalając dłoni powoli opaść. Wciąż byłam spragniona wrażeń, potrzebująca zamordowania wieczności, która mi tutaj pozostała. Znużona nieskończonymi obrazkami sielskiej młodzieży poszukiwałam dojrzałego spojrzenia i dojrzałej rozmowy. Wątpiłam jednak, by on mógł mi to dać. Nawet nie podszedł, trzeba było się do niego pofatygować. Miał szczęście, że nie miałam nic lepszego do roboty. Pusta dłoń zaczynała mrowić, domagając się powrotu zdobnego naczynia. Ja jednak zdecydowałam, że jeszcze nie teraz. Staliśmy przed sobą zupełnie pozbawieni imion i rodowodów. Przynajmniej przez chwilę mi to nie przeszkadzało, ale zdecydowanie wolałam wiedzieć, z kim mam do czynienia. Mój towarzysz jednak wcale nie czuł potrzeby, by elegancko się przywitać. Pozwoliłam mu na to, zamierzając jednak wydobyć potrzebne informacje, gdy nadejdzie właściwa pora.
– Mój mąż nie żyje – odparłam gorzko, nie czując smutku czy tęsknoty. Zabiłam go. Powstrzymałam uśmiech, ale pozwoliłam mu poczuć, że ta strata nie była dla mnie dziś bolesna. Ani dziś ani kiedykolwiek. – Za życia wolał zabawiać dziwki, niż odganiać adoratorów od żony - przyznałam, przechodząc kawałek wokół niego. Obróciłam się lekko i wbiłam spojrzenie w jego plecy. Badał grunt, chciał wiedzieć, czy bestia nie czai się w pobliżu, by w odpowiedniej chwili pokarać go za podziw. Dałam mu więc jasną odpowiedź, wyłącznie ja mogłam wymierzyć mu karę. Pogrzebać go żywcem. Ja albo ta druga czająca się być może po drugiej stronie jego życia. Wyczekująca powrotu, tonąca w tęsknocie. Myśląca o śmierci. Powolną wędrówkę zakończyłam wreszcie, powracając dokładnie na pierwotne miejsce. – Nie jego powinieneś się więc obawiać – odparłam, krzyżując na powrót spojrzenie z nieznajomym. Gdy zaś dziewczyna pojawiła się znów, przywołałam ją do siebie prędko. Tym razem nie niosła wina, a barwne, zdobne trunki. Naznaczone tchnieniem lata, lekkie i orzeźwiające. – Niech będzie – mruknęłam, pochwytując zgrabne szkło pułapkę smukłych palców zakończonych dłuższymi paznokciami. Mogłam sobie pozwolić, mogłam dać się uwieźć. – Co więc cię tutaj przywiodło? Miłosne tańce w winnym upojeniu, rodzinny obowiązek czy może jeszcze coś innego? – zapytałam ciekawa jego obecności, powodów, prawdy i celu. Gdy zakończyłam, opuściłam spojrzenie na magiczny koktajl. O tak, dokładnie tak, zamierzałam go wypić. Przyjąć zwodniczy urok czający się w jego smaku. Rozluźnić się.

a tu k10- na koktajl
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Polana [odnośnik]16.04.23 20:25
The member 'Irina Macnair' has done the following action : Rzut kością


'k10' : 5
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Polana - Page 18 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Polana [odnośnik]23.04.23 22:02
Panikowanie w chwili, gdy był na czymś przyłapany, nie było naturalną mu reakcją. Przynajmniej już nie, kiedy z każdej takiej sytuacji wyciągał garść doświadczenia i nowego spojrzenia na moment, gdy zostawał zapędzony w róg. Z nonszalancją lub stoickim spokojem reagował na słowa, które powinny wzbudzić w nim jedynie popłoch i zmieszanie. Milczeniem kontrował uważne spojrzenia, które przyszpilały go w miejscu, oczekując reakcji. Właśnie dlatego, kiedy usłyszał ten lekki zarzut obserwowania, nie próbował znajdować drogi ucieczki. Wolał przyznać rację, przytaknąć i dać złudne poczucie przewagi, a samemu zbadać teren na którym przyjdzie mu dziś bawić. Obserwował, jak na raz wychyliła zawartość kielicha, dusząc w sobie uśmiech. Zdecydowanie nie należała do dobrze urodzonych, którym od dziecka wpajano, jak obchodzić się z pewnymi alkoholami i jak nie zachowywać wśród ludzi. Chociaż z drugiej strony, wracając wspomnieniami parę lat wstecz, w towarzystwie przyjaciela zapominał o wszelkich regułach. Pili na umór, bo świat stawał się ciekawszy, a oczekiwania przestawały gnieść barki. Przez krótką chwilę, ledwie mrugnięcie okiem zatęsknił za tamtym czasem oraz towarzystwem. Jednak kobieta stojąca przed nim skutecznie ściągnęła go na ziemię, swoimi gestami i władczością przyciągnęła uwagę, by świadomość skupiła się tylko i wyłącznie na niej. Unosząc kielich do ust, nie spieszył się z opróżnianiem go, a jednak parę łyków później również wyciągnął dłoń, aby odstawić naczynie i widmo śmierci, które widniało na nim. Pytanie zawisło między nimi, oczekująco trwało, zanim zdecydował się odpowiedzieć. Sam nie wiedział skąd w nim dziś tyle ociągania i grania na zwłokę.
- Władczość, dojrzałość, doświadczenie i co już boli mą dumę, nadal znudzenie.- odparł, nie zamierzając nawet brzmieć, jakby naprawdę go to zabolało. Czy była znudzona nim? Wątpił, gdy wyglądała tak jeszcze zanim podeszła bliżej i mogli rozpocząć tę rozmowę oraz znajomość bez imion i nazwisk. Przedstawienie się było za łatwe, prowadząc do szybkiej oceny oraz zamykając w szufladzie wraz z innymi im podobnymi. Czasami nie szastał nazwiskiem, nie wymawiał z dumą nazwy rodu. Zwłaszcza że tej dumy było w nim mniej, ostygła od czasu zmiany władzy na nestorowskim stołku. Miał za to więcej niechęci i wątpliwości, zmieszanej z nieufnością. Powrót to spotęgował, nasilił z czym musiał się póki co męczyć, aż przywyknie i zaakceptuje taki stan rzeczy.
Gorzkie słowa wcale go nie zmartwiły, a były zachętą, aby śmielej sobie poczynać. Żadnego zaborczego męża na horyzoncie, czym nawet kobieta finalnie wydawała się nie przejmować? Zainteresował go brak bólu w głosie, czyżby nie była to dla niej duża strata? Nawet dobrze. Kolejna wzmianka o zmarłym mężu wyjaśniła mu w sumie wszystko. Ciężko było mu to skrytykować, samemu chyba będąc podobnym. Dziś zjawił się tu bez żony, a obrączka zniknęła ze swojego miejsca. Póki stał tu bez nazwiska i nieznajomy dla kobiety, nijak nie mogła zrównać jego ze swoim martwym małżonkiem. Na jego palcu widniał jedynie sygnet z ornamentowym S, który nosił od dnia, kiedy dostał ów prezent na urodziny. Symbol wejścia w dorosłość, jak zostało to określone. Trochę nietrafione, gdy dorósł dopiero długo później do czegokolwiek.- Widać był głupcem.- skomentował w końcu jej słowa.- Nie odganiając adoratorów, gdy takich mam pewność, że nie brakowało.- dodał, nie ruszając się z miejsca, kiedy zaczęła swą wędrówkę. To nie było komfortowe, mieć ją za plecami i dać się obchodzić jak ofiara drapieżnikowi. Chciał zająć ją komplementem, zwieść uznaniem dla urody, której kobiecie zdecydowanie nie brakowało. Skrzyżował ręce na torsie, kryjąc pobłażliwość, gdy najwyraźniej próbowała dać mu do zrozumienia, że była groźniejsza.- Zdecydowanie, gdy żywi są znacznie gorsi niż martwi.- przytaknął jej, ale wcale nie uznawał za zagrożenie. Również sięgnął po barwny koktajl podawany w rogu reema, mniej wpasowywało się to w jego gust, ale dziś korciło, aby odejść od rutyny.
- A co wolisz, aby mnie tu przywiodło? – spytał po prostu, bo czy znaczenie miało, dlaczego naprawdę tu był? Nie prowadziły go obowiązki ani poszukiwania miłostek w takim miejscu. Za jego obecnością szło coś zwyklejszego, coś pospolitego.- Prawdą jednak jest ciekawość. Ministerstwo wyłożyło dużo, aby obchody Brón Trogain doszły do skutku, stratą byłoby więc nie zjawić się tu, chociażby na chwilę.- wyjaśnił pokrótce, nie wdając się przy tym w osobiste powody.

| k10 na koktajl
Blaise Selwyn
Blaise Selwyn
Zawód : Dyplomata i urzędnik w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Polityka to zawsze kłamstwo, nieważne kto ją robi
OPCM : 5 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11686-blaise-selwyn#361704 https://www.morsmordre.net/t11700-minerva https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t11701-skrytka-bankowa-nr-2541
Re: Polana [odnośnik]23.04.23 22:02
The member 'Blaise Selwyn' has done the following action : Rzut kością


'k10' : 4
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Polana - Page 18 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Polana [odnośnik]24.04.23 19:30
- Zatem spróbuj zmienić ten stan rzeczy – zasugerowałam wprost, nie bawiąc się w durne podchody. – Przyznaj, dokładnie to samo spotkało ciebie. Znudzenie – dopełniłam, akcentując wyraźnie ostatnie słowo. To był powód, dla którego zaczepił mnie znacznym spojrzeniem. To odczucie sprowokowało nasze spotkanie. Dwie wtrącone w podobny stan postacie mogły dostarczyć sobie rozgrywki – choćby w formie interesującej rozmowy. Cokolwiek kombinował, pozbawił mnie groźby przyglądania się tym roztańczonym dzieciom aż do uśnięcia. Za to mogłam być mu wdzięczna. Początek dość obiecujący, ale nie robiłam sobie też zbyt wielkich nadziei. Za chwile mógł się okazać stratą czasu. Na razie jednak chłonęłam wnioski, którymi się podzielił. Pokiwałam nawet lekko głową, postukując gdzieś między jednym i drugim określeniem paznokciem w szklany kieliszek. Trochę niecierpliwie i w takt moich niedostępnych dla niego rozważań towarzyszących tej wypowiedzi. Czułam też, że coś było na rzeczy. Mógł, jeżeli tylko chciał, wyciągnąć łatwo rękę po smak pijaństwa i uciech. Nie chciało mi się wierzyć, że gardził tego typu rozrywkami. Był młody, dość młody, by nie kisnąć jak stare dziady stawiające sobie za cel rozstawianie młodzieży po kątach. Sam festiwal, choć przesycony i głośny, wypychał ludzi zza grobów, w których tkwili dziś jako żywi. Gdy oni pogodnieli, ja traciłam część zarobku. Omijać tego wydarzenia jednak nie zamierzałam. Ostatecznie jako rodzina obdarzona honorami musieliśmy zaprezentować się światu. Okazać klasę i profesjonalizm, stabilność i słuszność. To był priorytet, którego absolutnie nie wolno nam było zignorować.  
Wypuściłam nieco głośniej powietrze, trochę jako objaw stłumionego śmiechu i drwiny dla owego męża nieboszczyka, a trochę dla tego bezimiennego mówcy, który – choć na pozór tak nienaganny – śmiało sobie zaczynał poczynać. – A jednak i martwych nie należy lekceważyć. Pamięć o nich potrafi zadręczyć na śmierć żywych – przyznałam pewnie, pozwalając, by głos mój wyrażał satysfakcję. Dobrze wiedziałam, co mówię. Nad grobem, w oparach smrodu zwłok widywałam dramaty haniebne, kuriozalne, żenujące do cna. Trująca śmierć zbierała żniwo, karmiąc się bijącymi sercami. Dla mojego interesu to była niezła pożywka. Gorzej jak plany co do pochówku w następstwie były zadeptywane przez głupotę i brak szacunku do zmarłego. Tych żywych. – Ten… głupiec – urwałam, by nasycić się przyjazną goryczą tego określenia. – nie był mi do tego potrzebny – oświadczyłam, niespodziewanie cofając się w dyskusji o krok. Potrafiłam zapanować nad potencjalnymi adoratorami. Potrafiłam ich przyciągnąć albo odepchnąć. Kobiety z krwi Macnairów nie były płotkami. Yavor dobitnie się o tym przekonał.
Pochłonięty z tak wyraźnym pragnieniem miodowy koktajl, zaczął promienieć przyjemnym, niewidzialnym echem. Smakował nieźle, poczułam się bardziej swobodnie, chętna do zejścia z tego dumnego tonu i objęcia rozmówcy nieco bardziej przychylnym spojrzeniem. Nasza dyskusja rozwijała się, a on, jak dotąd, nie zdołał sobie nagrabić. Choć z rozczarowaniem zareagowałam na bezpieczną formułkę, która miała zamydlić mi oczy. Nie nabierałam się na takie sztuczki.– Ktoś taki jak ty… - rozpoczęłam więc, taksując go intensywnym spojrzeniem. Od góry do dołu. – Emanujący elegancją, dostojny, pociągający… - wyliczałam po kolei, poddając się tej nagłej potrzebie podkreślenia jego, cóż, atutów. Może i był też głupio cwany, ale na pewno dość przystojny, by zebrać wokół siebie grupę powabnych dziewcząt. I ja sama raczej nie czułam udręki, oglądając go od paru dobrych chwil. Był postawniejszy niż mój syn, dojrzalszy, choć wciąż plasujący się gdzieś w roczniku mojego kuzyna. – przyszedł tutaj po coś więcej i nie nasyci się wyłącznie uginającymi się od jadła stołami, czy widmem tego nieustającego, młodzieńczego tańca. Czy jestem w błędzie? – zakończyłam, zawieszając między nami pytanie. Jeżeli jego intencje były tak nudne jak opowiadał, gorzka rutyna zżarła go do cna. – Stać cię na coś lepszego. Sięgnij po to – wyraziłam jeszcze, gestem dłoni wskazując na swojskość otaczającą nas zewsząd. Więcej niż słodką radość, która ani mnie ani jego nie potrafiła już zabawić.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Polana [odnośnik]27.05.23 19:03
Spróbuj zmienić ten stan rzeczy. Mógł się postarać, wykazać ze swojej strony więcej, niż zwykle był gotów. Jednak pozostawało pytanie, czy była tego warta? Twardo stąpając była rozrywką, ale czy na tyle dobrą, aby tracił przy niej kolejne minuty. Jego czas był cenny, jak zawsze, bo w tej konkretnej chwili mógł być w innym miejscu, robiąc coś. Stał jednak tutaj, podziwiając kobiecą urodę i odganiając myśl, gdzie zaprowadzi ich ta rozmowa. Nie chciał się nad tym zastanawiać, już nie.
- Zrobię, co w mojej mocy.- odparł z teatralną zapalczywością, której próżno było szukać na twarzy czy w spojrzeniu, które z tym samym spokojem i chłodem spoczywało na kobiecej sylwetce. Kiedy zawyrokowała, co i jego dziś mogło męczyć, co sprawiło, że stanęli naprzeciwko siebie, nie powstrzymał drgnięcia kąciku ust. Małe pęknięcie na utrzymywanej masce, lecz nie przejął się tym w ogóle.- Zawsze mnie zastanawia, dlaczego ludzie szukają wyjaśnienia dla wszystkiego w znudzeniu. Każda obecność musi być tym podyktowana? – spytał, samemu unikając potwierdzenia lub zaprzeczenia jej słowom.- Oceniłaś mnie już, wyciągnęłaś wnioski lepsze lub gorsze.- podjął, nie mając zamiaru odpuścić tak szybko, skoro podłożyła się sama.- Myślisz, że jestem kimś, kto z czystego znudzenia stałby tu i obserwował świat? Że nie potrafiłbym znaleźć sobie rozrywki pośród całości tego wydarzenia? – spytał, unosząc brew i prostując się na tyle, by już nie opierać się barkiem o drzewo. Nie przypuszczał, że będzie się dziś tak dobrze bawił, jednak nie dzięki samemu londyńskiemu festiwalowi.
Obserwował jej reakcje, czyżby rozbawienie na jego słowa. Nie próbował dopytywać, zamiast tego czekał, co przyjdzie mu usłyszeć w kontrze. Czym go uraczy?
Martwi nie byli w kręgu jego zainteresowań, będąc powiewem przeszłości w dniu, kiedy wydawali ostatni oddech. Nigdy nie przejmował się nimi, nie zastanawiał czy mogą być mu zagrożeniem. Oczywiście, wiedział, że duchy zatrzymane na tym świecie, bywają uciążliwe oraz groźne. Jednak z tego, co przyszło mu usłyszeć, mąż nieznajomej mu kobiety z która przyszło mu teraz rozmawiać, nawet za życia nie był nią zainteresowany. Słyszał w tym własne podejście, lecz o tym jego rozmówczyni nie miała się dowiedzieć.
- Z pamięci zawsze można ich wypchnąć, zastąpić lepszymi myślami. Tylko słabi zadręczają się tymi, których już z nimi nie ma.- stwierdził poważnie, czując nieprzyjemny uścisk w trzewiach. Nie był słaby, a jednak czasami wracał do tych, których już nie było na świecie. Czy był przez to hipokrytą? Oczywiście, że tak, lecz ona nie musiała o tym wiedzieć. Dla niej pozostawał nieznajomym o pewnych poglądach na sprawy, które poruszali. Tworzył przed nią wizerunek kogoś, tak, jak przed każdym z kim miał okazję rozmawiać. Tylko czas pozwalał połączyć kropki, stworzyć całokształt jego osoby, ale wcale nie ułatwiał tego samym sobą.
Upił łyk koktajlu, by ukryć uśmiech, który cisnął się na usta. Ton głosu pięknej rozmówczyni zmienił się nagle, coś w niej samej było innego. Nie potrafił jeszcze tego określić czy jakkolwiek zdefiniować, ale miał czas i był gotów brnąć w rozmowy dalej, aby poznać drażniące ją tematy i te, które wręcz przeciwnie sprawią przyjemność na każdej płaszczyźnie.
- Doprawdy? – spytał jedynie, ale nie pociągła jej za język. Rozmowy o martwych małżonkach to raczej ostatnie czemu gotów był poświęcić godziny. W tej chwili bardziej zainteresował go jego własny głos, mocniejszy i basowy, którym zdecydowanie nie dysponował na co dzień. Zerknął na trzymane w dłoni szkło, przyznając przed samym sobą, że zdecydowanie podobał mu się efekt alkoholu.
Kobieta stojąca przed nim, najwyraźniej też padała ofiarą wypitego drinka. Zmiana w jej zachowaniu skupiła jego uwagę.- Mów dalej, chętnie posłucham.- odparł z rozbawieniem. Czy był próżny? Zdecydowanie nie, ale w tej jednej chwili zaczęło go to bawić bardziej niż zazwyczaj.- Dodaj przystojny, a będę usatysfakcjonowany.- dodał, pochylając nieco głowę i zniżając głos do szeptu, co przy obecnym basowym brzmieniu, zabrzmiało jakoś dziwnie dla niego samego.
Kiedy skończyła swój wywód, milczał przez moment.
- Rozgryzłaś mnie. Jestem pełen podziwu.- przyznał, bo w jakimś stopniu miała rację co do niego. Mylnie podsuwał jej poczucie zwycięstwa, a niech ma. Niech poczuje się wygraną, jakby właśnie stał się otwartą księgą z której może czytać, co tylko będzie chciała. Złamał dzielący ich dystans, naruszając jej przestrzeń z premedytacją.- Stać mnie na to, co najlepsze i zapewniam cię, że zawsze po to sięgam.- dopowiedział, wyciągając dłoń, by ująć kobiecy podbródek i odwrócić głowę nieco w bok, a słowa wypowiedzieć przy jej uchu. Może zbyt odważnie, może przyciągnie cudzą uwagę, ale bawił się w tym wszystkim za dobrze. Puścił jej podbródek, ale nie cofnął się, by odbudować dystans. Spoglądał na nią z góry, ciekaw co zrobi, bo od początku tej rozmowy nie wyglądała na kobietę, która cofnie się przed mężczyzną.
Blaise Selwyn
Blaise Selwyn
Zawód : Dyplomata i urzędnik w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Polityka to zawsze kłamstwo, nieważne kto ją robi
OPCM : 5 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11686-blaise-selwyn#361704 https://www.morsmordre.net/t11700-minerva https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t11701-skrytka-bankowa-nr-2541
Re: Polana [odnośnik]28.05.23 15:04
Skoro nie zakończyliśmy na wymianie dwóch skąpych uprzejmości i pojedynczym otarciem się pary kolorowych szkieł, spotkanie mogło mieć potencjał. Dużo większy niż sądziłam na początku. Mężczyzna rozwijał konwersację, gniótł w ucisku niewidzialnej pięści podrzucane tropy i półsłówka. Zmuszone zadowoleniem usta wygięły się wyraźnie, dla niego. Niech będzie. – Byłbyś wtedy gdzieś indziej. Patrzyłbyś, jak rytualnie pali się wiklinowego maga, tańczyłbyś boso z wiankiem ułożonym na… - zerknęłam na jego idealnie ułożone włosy. Miał elegancję, której brakowało prostym, radośnie świergoczącym chłopcom wokół. Zamyślona wysunęłam lekko język, ledwie smakując własnej szminki rozcieńczonej z kolejnym słodkim drinkiem. – głowie – zakończyłam, akcentując to słowo co najmniej tak, jakbym mówiła o jakimś świętym symbolu. Przyglądałam mu się nieskrępowanie.  – Nie jesteś jak oni – stwierdziłam odważnie. Zupełnie jakbym poznała go na wylot. Jeżeli nie był głupi, dobrze wiedział, do jakich ich się właśnie odwoływałam. Wystarczyło tylko, by zdjął ze mnie spojrzenie. Byli wszędzie. Cieszyli się. Tego zachwytu zaś nie dało się przeoczyć. – Niemniej… - w powietrzu nakreśliłam okrągłą linię, posiłkując się obejmowanym kieliszkiem. – Która to będzie z nich? – zapytałam, lekko mrużąco oczy. Pasmo włosów z pleców przesunęło się przez ramię aż do obojczyka, by finalnie połaskotać kawałek grzanej upierdliwym słońcem skóry na dekolcie. Nie poświęciłam temu jednak żadnej uwagi. – Jaką znalazłeś rozrywkę? – doprecyzowałam wreszcie i chwilę później ulokowałam spojrzenie gdzieś na tych ludziach, z ochotą dobierających się do bogato zastawionych jadłem stołów. Jeżeli chciał uparcie udowodnić mi, że byłam w błędzie, nie zamierzałam go przed tym powstrzymywać. Moje słowa wygłaszałam pewnie, ale nie czułam przy tym potrzeby twardego przystawania przy owej opinii. Mógł ją zmienić. Czy chciał?
- Nie czuję się zadręczona tym wspomnieniem – wyjawiłam, niejako przyznając mu rację. Martwego męża można było zastąpić nowym, lepszym, żywym mężem. Albo kochankiem. Posunęłam dłoń wzdłuż klatki piersiowej, wygładzając mocno ściskającą suknię. Wkrótce później pozwoliłam palcom swobodnie zawisnąć u boku. – Jestem wolna – uzupełniłam zupełnie niedyskretnie, ale z jakąż satysfakcją. Wolna, wreszcie z jedynym słusznym nazwiskiem, u boku dwóch mężczyzn, z których byłam dumna, przy których zamierzałam trwać. Jako fundament, jako wsparcie i siła. Wcale nie tandetna, tryskająca wdziękiem istota, którą można było połamać, której można było się pozbyć w dowolnym momencie. Byłam przy nich, bo naprawdę tego chciałam. Niemniej moje słowa pozostawiły chwilę ciszy, a w niej niewypowiedziane pytanie. A ty, nieznajomy? Jesteś wolny?
Odurzający smak napoju prowadził mnie ku śmiałości i komplementom. Nie zatrzymałam ich w myśli, wydostały się, mamiły, głaskały, uwodziły dostojnego młodzieńca, zupełnie jakbym miała tyle lat co on. Zupełnie jakbym cofnęła się w czasie.  – Nie – zaprotestowałam zuchwale, ani myśląc o karmieniu jego próżności bardziej. Choć.. mogłabym. Wolałam jednak nie podkreślać tego, co było aż nazbyt oczywiste. Wraz z ostatnim łykiem wyparowała natrętnie mieszkająca mi w głowie potrzeba otoczenia go słodyczą. A przynajmniej przestała nawiedzać mnie z taką intensywnością. Gorzki smak powinien zrównoważyć atmosferę i ściągnąć na ziemię kogoś, kto właśnie zbyt łatwo pofrunął. Lubiłam podcinać skrzydła. Na razie jednak oderwałam co najwyżej jedno pióro. – Wystarczy ci – osądziłam, podkreślając ów stan rzeczy nieco złowieszczym uśmiechem.
Byłam ostrożna w zbieraniu laurów. Z ciekawością jednak obserwowałam, co takiego prezentował w obliczu kilku dobrych kart, jakie niemal wcisnęłam mu w dłoń. Z premedytacją. Dla rozrywki i w duchu beztroski tego letniego spektaklu. Skoro już wyszłam z grobu, należało mi się  nieco uciechy. Rozważałam jedynie, jak finalnie to rozegram. Jedno pozostawało pewne. Pozwolił odżyć przykurzonej części mojej duszy.  Oczywiście, że złamał granicę, zbliżył się nagle, nieznajomą aurą ścisnął obce mu ciało. Mogłabym za to przebić go pazurami na wylot. Ciepłym oddechem rozdrażnił śniącą, kamienną posturę, pod skórą poczułam nieznośne ożywienie, na brodzie wciąż tlił się ślad dominującego dotyku. Słowa jego dumne i pewne, jak echo czekały, aż im się poddam. Następował przejmujący moment w nieoczywistym spektaklu dwóch aktorów. Był blisko, ogołocony z imienia, coraz mniej przyzwoity. Wystarczyło tylko lekko przechylić się w przód, by znaleźć oparcie w męskim ciele. Moja dłoń zuchwale wspięła się po jego ciele, gładząc drogi materiał szaty. Pozwoliłam, by oczekiwanie było nieznośne, by zmysły podsyciły się przez dotyk, którego pragnął. – Najlepsze nie nadchodzi łatwo. Czy zdaje ci się, że już je masz? – zapytałam z sugestią i odjęłam dłoń. Nim jednak zabrałam palce, zakułam paznokciami tego śmiałego księcia. Wygłoszone słowa i przemijająca namiastka igieł pozostawionych w twardych mięśniach rozpuszczały w dusznym powietrzu truciznę rozczarowania. – Jestem pewna, że wiesz o tym.
Przekonaj mnie. Bo ja wcale nie muszę już przekonywać ciebie. Mogłabym pójść za nim, mogłabym zaserwować sobie rozkosz, której dawno nie miałam. Mogłabym zedrzeć z siebie i z niego resztki przyzwoitości, bo wbrew pozorom wcale się nie wahałam. Bardziej byłam ciekawa, czy chciał się postarać. Tutaj i teraz. Coś mi dać, namiastkę tego, co mogłam otrzymać.
Najlepsze wymagało ofiary. Kim chciał być? Klęczącym, czy może tym, przed którym należało klęknąć? Rozmawialiśmy zbyt krótko, bym mogła mieć pewność.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Polana [odnośnik]13.07.23 13:24
| data będzie

Muzyka dźwięczała mu w głowie, wygrywając na zakończeniach nerwowych nieznaną mu dotąd etiudę. Dotarł na polanę w towarzystwie kilku znajomych twarzy; dosyć zręcznie udając upojenie winem (ot; kilka kropli mocnego alkoholu skropionego za uszami), udało mu się zdobyć odrobinę informacji o dyskusyjnej wartości. Plotki, ploteczki, rozgorzały w najlepsze, zwłaszcza po ognisku na otwarcie festiwalu, na którym – jak mniemał – na szczęście nie udało mu się być. Sądząc po pogłoskach, zabawa była przednia, pozostawało się jedynie zastanowić, na ile brzemienna w skutkach. W końcu świętowali płodność, czyż nie? Być może śmieszyłoby go to mniej, gdyby był żonaty.
Widok zastany na polanie wydawał się niemal sennie narkotyczny; wirujące na parkiecie suknie swoich urodziwych właścicielek przyciągały wzrok jak magnes. Feeria barw i kakofonia zapachów doprowadzały zmysły na skraj wytrzymałości, a suchość w gardle zwiastowała rychłą konieczność sięgnięcia po puchar, tym razem pełny. Z reguły nie pijał na takich zabawach, nie chcąc przypadkiem utracić kruchej kontroli nad prowadzonymi rozmowami; było jednak stosunkowo późno i zakładał, że wszyscy wokół i tak są w znacznie gorszym stanie. Pierwszy puchar smakował wybornie, gasząc pragnienie; drugi zwiastował dobrą zabawę. Travers ruszył w tłum, bynajmniej nie stroniąc od towarzystwa, które pod osłoną nocy, w ciepłym świetle pochodni, stało się zdecydowanie mniej formalne. Zatańczył z kilkoma pannami; partnerki wybierał dosyć intencjonalnie, bo nic co robił Cardan nie działo się bez powodu; poprowadził kilka rozmów, sypiąc żartami jak z rękawa. Zwykle był dosyć swobodny w obejściu, co spotęgowane winem czyniło z niego duszę towarzystwa, zwłaszcza w zastanej atmosferze zawieszenia broni i ogólnego rozluźnienia.
Wszystko to było równie kruche, co ten chwilowy pokój, na który raczej mało kto się nabrał.
Prowadził akurat dyskusję o jakości mięsa reema z lordem Parkinsonem, gdy mimochodem zasłyszał rozmowę prowadzoną gdzieś obok; z reguły uszy miał nastawione w najróżniejszych kierunkach, wyłuskując interesujące go informacje. Słowa lorda płynęły więc swoim trybem gdzieś obok, bo znacznie bardziej niż jedzenie Cardana interesowało nazwisko, wydające się dziwnie znajome. Chernov. Czyżby robił z nim interesy w przeszłości? Odwrócił się w tamtą stronę, dostrzegając kobietę prowadzącą ożywioną dyskusję z jakimś czarodziejem.
Jej głos. Słyszał go już gdzieś; dawno temu, w innym życiu, gdy krew plamiła mu ręce, a usta plugawiło kłamstwo. I gdyby był bardziej naiwny, może mógłby sobie wmówić, że to niemożliwe. Złudzenia nie były jednak jego bajką; gdy coś mogło iść nie tak, zwykle tak właśnie się kończyło, dlatego należało mieć co najmniej kilka zapasowych asów w rękawie. A hazardzistą Cardan był stosunkowo dobrym. Były jednak takie momenty, gdy należało powiedzieć pas, bo zwycięzca brał wszystko, a Travers nie zamierzał stać się gołodupcem.
Gdy jedna z dziewcząt oferujących puchary z winem przechodziła obok, przeprosił lorda Parkinsona, zatrzymał ją i wskazał pogrążoną w rozmowie kobietę. Jej cholerna sylwetka wydawała się potwornie znajoma i pierwszy raz od dłuższego czasu czuł, jak mięśnie karku i ramion mimowolnie mu się spinają; wybrał jeden z pucharów i napomknął, by przekazać go wskazanej osobie, samemu sięgając po kolejny. Umysł się rozjaśnił, zmysły wyostrzyły; odszedł kilka kroków od tłumu, obserwując rozmawiającą dwójkę z uwagą drapieżnika. Czuła na sobie jego wzrok? Być może.
Gdy dziewczyna podająca wino podeszła do nieznajomej, wskazała jej dłonią darczyńcę. Wątpliwie hojnego; wszak wino było za darmo. Wystarczyło, że się odwróci, a on się upewni. Pamiętałby ją przecież, nawet jeśli ona mogłaby go nie rozpoznać. Pamiętał, choć czasem kusiło sięgnąć po obliviate i zaznać wiecznej ulgi. Nie zrobił tego jednak wiedząc, że wszystko to zdołało go ukształtować i było znakiem, że podąża dobrą ścieżką. I gdy zaczął wierzyć, że to wszystko przeskoczy, oślizgłe macki najwyraźniej postanowiły go przetestować i to w najgorszy możliwy sposób. Mógł się też po prostu mylić; skąpe oświetlenie i narkotyczna niemal atmosfera mogły przytępić zmysły. Nie brał tego jednak nawet pod uwagę.
I wystarczyło, żeby tylko spojrzała w jego kierunku, a uniósłby kielich do toastu, potykając się o własną przeszłość.

| na wino


I like to bet on myself whenever I can.
But usually with other people’s money.


Ostatnio zmieniony przez Cardan Travers dnia 14.07.23 6:25, w całości zmieniany 3 razy
Cardan Travers
Cardan Travers
Zawód : handlarz magicznymi artefaktami, podróżnik
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
underestimate me.
that will be fun.
OPCM : 5 +1
UROKI : 10 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11793-cardan-travers https://www.morsmordre.net/t11799-aneirin https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t11847-skrytka-bankowa-nr-2563#365869 https://www.morsmordre.net/t11800-cardan-travers#364495
Re: Polana [odnośnik]13.07.23 13:24
The member 'Cardan Travers' has done the following action : Rzut kością


'k10' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Polana - Page 18 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Polana [odnośnik]15.07.23 18:41
Słuchał, gdy mówiła i odpowiadał, kiedy miał ku temu okazję oraz chęć. Rozmowy z obcymi ludźmi były mu chlebem powszednim, były rutyną i codziennością, a jednak zawieszając spojrzenie na kobiecej sylwetce przed kilkunastoma minutami, nie przypuszczał nawet, że znajdzie taką rozmówczynię. Towarzystwo zdecydowanie inteligentne, obracające słowami z łatwością, którą prawie mu dorównywała i to wszystko zamknięte w postaci kobiety, której imienia nadal nie poznał. Nie czuł się jednak z tym źle, przecież sam uparcie skrywał przed nią prawdę. Dziś jednak nie wydawało się to istotne. W ani jednym momencie tej wymiany zdań i gry, której zasady zdawały się jasne dla dwóch stron.
- Otóż to.- odparł, kiedy najwyraźniej rozgryzła to i zrozumiała, że miał zbyt wiele alternatyw, aby nie stać tu samemu i nie wpatrywać się w przestrzeń. Nie nawykł do nudy i ciszy, oczywiście czasami gościły w jego życiu, lecz częściej przywykł do gwaru rozmów w najróżniejszym towarzystwie.- Z wiankiem? – uniósł brew, zaskoczony tym, co właśnie padło z jej strony. Tak go widziała? Musiał przyznać, że interesujący obraz jego osoby powstał w głowie kobiety.- Kusząca wizja, lecz rozczaruję cię. Tańce z wiankami nie są dla mnie, a już zdecydowanie nie tutaj.- stwierdził, odrywając na chwilę spojrzenie od kobiety, żeby przesunąć wzrokiem po otoczeniu. Czy stałby się sensacją, czy pozostał niezauważony na tyle tych wszystkich ludzi? Wolał nie przekonywać się o tym. Nadszarpywanie opinii o sobie to ostatnie czego był zwolennikiem, zwłaszcza dla głupich wybryków.
- Nie jestem.- zgodził się z nią, potwierdzając tę oczywistość. Nie miał w sobie tej radości, którą przejawiali otaczający ich ludzie. Stał w innym miejscu w życiu, miał pod nogami zbyt niepewny grunt, aby w tak jawny sposób beztrosko świętować.- I nigdy nie będę.- dodał zaraz, równie poważnym tonem.
Zerknął na jej dłoń dzierżącą kieliszek, kiedy podkreśliła gestem otoczenie. Która? To było bardzo dobre pytanie, lecz chwilę zwlekał z odpowiedzią.- Nie taka, którą oferują tutaj, lecz taka, którą odnalazłem przez przypadek.- odparł, nie wyjaśniając jej zbyt wiele, ale może była wystarczająco domyślna? Udowodniła mu już parokrotnie podczas tej rozmowy, że potrafiła połączyć kropki i czytać między wierszami.
Spojrzał na nią znów z większą uwagą, gdy przyznała się, że nie zadręcza się wspomnieniami. Nie wątpił w to, zgodnie z tym, co powiedział, tylko słabi katowali się przeszłością. Nie uważał jej za taką, udowadniała mu powoli, że daleko jej było do jakichkolwiek słabości. To z kolei pozostawało intrygujące i było jednym z powodów, przez które stał tutaj nadal. Gdyby okazała się nudna i przeciętna w pierwszych wymienionych zdaniach, najpewniej byłby już gdzieś indziej.
- Winszuję.- rzucił lekkim tonem, pozwalając sobie na lekki uśmiech podszyty rozbawieniem. Nie znał jej, ta chwila rozmowy nie sprawiała, że skory był przyznać, iż cokolwiek konkretnego i większego o niej wiedział, a jednak nie pasowała mu na żonę. Kobietę, która spędza dzień, zajmując się domem i rodziną, a najpewniej tak byłaby zmuszona żyć. Obserwując ją, był skory stwierdzić, że bardziej pasowała na salony. Swoim sposobem bycia mogłaby uścisnąć sobie dłoń z lady Morganą, lecz nie wypowiedział tej opinii na głos.
Pochylił na moment głowę, aby ukryć rozbawienie, które mimowolnie wypełzło spod maski opanowania. Liczył jednak, że skoro zebrała się na komplementy to będzie kontynuowała, a jedna odmówiła. Trudno.
- Łamiesz mi serce, pani.- szepnął, by te słowa zatrzymać między nimi.- Myślisz, że zadowala mnie tak mało? – spytał, ale wcale nie chciał jej odpowiedzi. Była mu całkowicie zbędna, nieistotna.
Nie miał oporów, by naruszyć dystans, przekroczyć granicę na skraju polany. Chwila zapomnienia, że nie jest już w Niemczech czy we Francji, gdzie czujne spojrzenia obserwowały jakby mniej. Ona jednak była zdobyczą po którą miał ochotę sięgnąć i w egoistycznym odruchu sprawdzić ile mogła mu zaoferować. Chciał poznać jej smak, usłyszeć skalę dźwięku przyjemności i nie przejmował się chwilowo konsekwencjami. Nie stali w centrum, nie byli na widoku, by dalej przejmował się światem.
Spojrzał w dół, kiedy kobieca dłoń spoczęła na torsie i powędrowała sobie znaną ścieżką po materiale koszuli. Czekał ciekaw, gdzie się kierowała, czego chciała sięgnąć.
- Nigdy.- zgodził się z nią. Najlepsze nie przychodziło łatwo, było wynikiem pracy w każdym tego słowa znaczeniu.- To twoja decyzja.- szepnął przy jej uchu.- Więc dokonaj jej mądrze, bo jest jednorazowa.- dodał równie cicho. Oboje wiedzieli już do czego dążą, nie było sensu bawić się jeszcze w milsze słówka. Nie przyszedł tutaj w tym celu, więc i nie dbał czy teraz jego intrygująca towarzyszka zostanie i wykorzysta wieczór do końca, czy odwróci się i odejdzie. Nie patrzył na to, jako nadszarpnięcie dumy.
Blaise Selwyn
Blaise Selwyn
Zawód : Dyplomata i urzędnik w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Polityka to zawsze kłamstwo, nieważne kto ją robi
OPCM : 5 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11686-blaise-selwyn#361704 https://www.morsmordre.net/t11700-minerva https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t11701-skrytka-bankowa-nr-2541

Strona 18 z 24 Previous  1 ... 10 ... 17, 18, 19 ... 24  Next

Polana
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach