Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Hertfordshire
Albury
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Albury
To miejsce zdaje się kompletnie zapomniane przez świat, jedynie na kilku mapach można dostrzec wypisaną drobnymi literami nazwę wioski. Jedną z nich można odnaleźć w British Museum. Czarodzieje nazwę mieściny kojarzą jedynie z nazwiskiem wynalazcy sieci Fiuu, nie zdając sobie sprawy z istnienia malutkiej wioski praktycznie zapomnianej przez świat – zarówno mugolski, jak i czarodziejski. Kiedyś tętniące życiem Albury, będące w centrum uwagi dzięki głównym kanałom sieci Fiuu, jak i manufakturze produkującej kominki na całą Anglię, dziś zdaje się zwyczajnie opustoszałe. Większość czarodziejów pracujących przy kontroli sieci Fiuu, przeniosło się wraz z otworzeniem nowego, większego punktu w Londynie, pozostawiając poprzedni na pastwę zapomnienia. Jedynie szef całego obiektu, znający jego wszystkie sekrety postanowił pozostać, by doglądać wciąż sprawnych kominków i chronić manufakturę przed wzrokiem ciekawskich mugoli, jego syn Leonard Bryat od kilku lat pracuje jako dyrektor w Biurze Głównym Sieci Fiuu. Mieszkańcy nie zbliżają się do jego dziwacznej posiadłości mieszczącej się już w lesie, kawałek od reszty zabudowań, uważają go za dziwaka i szaleńca. Co jakiś czas nad lasem unosi się dym, przeważnie nad miejscem w którym znajduje się dom czarodzieja, nikt z mieszkańców nie odważył się jednak zbadać przyczyny jego pochodzenia. Pod koniec czerwca '56 dziwna siła zrównała zniszczyła doszczętnie budynki Manufaktury
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 01.03.18 20:12, w całości zmieniany 1 raz
Nie czuł satysfakcji, gdy magia zdecydowała się go usłuchać, podrywając Bryata ku górze – i to nie tylko dlatego, że w pomieszczeniu, w którym stali, odbił się echem jego szaleńczy śmiech. Widmo porażki zdawało się dyszeć mu w kark coraz mocniej, zmęczenie i obrażenia nie przestawały dawać o sobie znać; czuł, jak lewa powieka drga mu niekontrolowanie, gdy wpatrywał się w wiszącego do góry nogami obłąkańca, zastanawiając się, czy jego stan nie był przypadkiem zaraźliwy. Być może sam zaczynał już tracić zmysły, nie zdając sobie z tego jeszcze sprawy; może już w tamtym momencie był tak samo szalony jak szef manufaktury. Nie wiedział.
Odwrócił się od mężczyzny, nie wierząc, że cokolwiek byli jeszcze w stanie od niego wyciągnąć i przełączając się z powrotem na działanie. Jego ruchy były mechaniczne, pozbawione emocji, gdy wyciągał z kieszeni poskładaną w kostkę mapę i rozkładał ją na zakurzonej podłodze, przywołując pozostałą dwójkę gestem. Bryat mógłby dla niego w tej chwili nie istnieć. – O ile dobrze wnioskuję z układu kominków, jesteśmy w tej chwili tutaj – powiedział, wskazując palcem na prostokątne linie, oznaczone jako wejście B. – Z tego, co mówił Cassius, wynika, że kominki mogą przemieszczać nas śladem figur szachowych. Obstawiam też, że naszym celem jest zejście do podziemi. – Wskazał na zaznaczone na mapie schody. – Jeżeli narysujemy wieżę tu – stuknął opuszkiem palca w kominek po wschodniej stronie pomieszczenia – i później gońca tutaj i pionek tu – pokazywał kolejne kominki – powinniśmy dostać się na klatkę schodową w mniej niż pięciu ruchach – tak, żeby zostało nam na powrót. – Nie powiedział tego na głos, ale coraz mniej wierzył, że uda im się gdziekolwiek wrócić. Po drodze milion rzeczy mogło pójść nie tak, a oni nie mieli pojęcia, co kryło się w wyrysowanych na pergaminie pokojach. Ale wcale nie musiał o tym wspominać; wszyscy to wiedzieli.
Wysłuchawszy ewentualnych sugestii, złożył mapę z powrotem, ostrożnie wpychając ją do kieszeni, po czym podszedł do szafy, wyciągając z niej dwa woreczki proszku Fiuu; jeden z nich przekazał Rhysandowi, drugi Mariannie. – Wciąż mam ten od Cassiusa – mruknął tylko w ramach wyjaśnienia, po czym podszedł do wschodniego kominka, nie mając pojęcia, co właściwie robił – ale w którymś momencie przestało mu to przeszkadzać. – Jeżeli odpadnie mi głowa, nie idźcie za mną – powiedział jeszcze, robiąc krótką pauzę i dając Mariannie czas na zaprotestowanie; z jednej strony miała prawo iść pierwsza, w końcu im dowodziła – z drugiej, nie mogli ryzykować utraty jedynego medyka.
Odetchnął bezgłośnie, po czym wrzucił porcję proszku Fiuu do kominka i pochylił się, żeby na tylnej ścianie popiołem narysować symbol: szachową wieżę. A później zamknął oczy i nie odwracając się już za siebie, wszedł w magiczne płomienie.
| o ten kominek mi chodzi
Odwrócił się od mężczyzny, nie wierząc, że cokolwiek byli jeszcze w stanie od niego wyciągnąć i przełączając się z powrotem na działanie. Jego ruchy były mechaniczne, pozbawione emocji, gdy wyciągał z kieszeni poskładaną w kostkę mapę i rozkładał ją na zakurzonej podłodze, przywołując pozostałą dwójkę gestem. Bryat mógłby dla niego w tej chwili nie istnieć. – O ile dobrze wnioskuję z układu kominków, jesteśmy w tej chwili tutaj – powiedział, wskazując palcem na prostokątne linie, oznaczone jako wejście B. – Z tego, co mówił Cassius, wynika, że kominki mogą przemieszczać nas śladem figur szachowych. Obstawiam też, że naszym celem jest zejście do podziemi. – Wskazał na zaznaczone na mapie schody. – Jeżeli narysujemy wieżę tu – stuknął opuszkiem palca w kominek po wschodniej stronie pomieszczenia – i później gońca tutaj i pionek tu – pokazywał kolejne kominki – powinniśmy dostać się na klatkę schodową w mniej niż pięciu ruchach – tak, żeby zostało nam na powrót. – Nie powiedział tego na głos, ale coraz mniej wierzył, że uda im się gdziekolwiek wrócić. Po drodze milion rzeczy mogło pójść nie tak, a oni nie mieli pojęcia, co kryło się w wyrysowanych na pergaminie pokojach. Ale wcale nie musiał o tym wspominać; wszyscy to wiedzieli.
Wysłuchawszy ewentualnych sugestii, złożył mapę z powrotem, ostrożnie wpychając ją do kieszeni, po czym podszedł do szafy, wyciągając z niej dwa woreczki proszku Fiuu; jeden z nich przekazał Rhysandowi, drugi Mariannie. – Wciąż mam ten od Cassiusa – mruknął tylko w ramach wyjaśnienia, po czym podszedł do wschodniego kominka, nie mając pojęcia, co właściwie robił – ale w którymś momencie przestało mu to przeszkadzać. – Jeżeli odpadnie mi głowa, nie idźcie za mną – powiedział jeszcze, robiąc krótką pauzę i dając Mariannie czas na zaprotestowanie; z jednej strony miała prawo iść pierwsza, w końcu im dowodziła – z drugiej, nie mogli ryzykować utraty jedynego medyka.
Odetchnął bezgłośnie, po czym wrzucił porcję proszku Fiuu do kominka i pochylił się, żeby na tylnej ścianie popiołem narysować symbol: szachową wieżę. A później zamknął oczy i nie odwracając się już za siebie, wszedł w magiczne płomienie.
| o ten kominek mi chodzi
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
Czuję zimne ukłucie legilimencji i przez chwilę spoglądam na świat oczyma Bryata. Czuję jednak również ogromną irytację, gdy okazuje się, że wspomnienie jest bezużyteczne. Tylko zapach atramentu i nieznajoma runa. Nic ponad to. Dostrzegam może jedynie, że mężczyzna jest jeszcze mniej stabilny psychicznie niż wcześniej myślałem. Mam dość całej tej misji, którą tylko utrudnia i z trudem powstrzymuję się przed rzuceniem w niego kolejnym zaklęciem. Zamiast tego słucham jednak tego, co do powiedzenia ma Percival i kiwam głową w skupieniu. Kasjusza i Yvette już z nami nie ma. Nie pomogą. Musimy zdać się na siebie. Zaczynam w miarę rozumieć o co chodzi, przypominając sobie również wskazówki z początku misji. Ostatecznie jeszcze raz potrząsam głową na znak, że zrozumiałem. Przyjmuję woreczek od kuzyna, a następnie patrząc na wieżę wymalowaną na kominku podążam w jego ślady, prosto w magiczny ogoeń.
Gdy Bryat zawisnął głową w dół Marianna odetchnęła ciężko. Gdyby nie Percival, to nie byłoby zbyt ciekawie, więc słusznie postąpił. Musieli ruszyć dalej, tym bardziej, że ponownie odczuli dziwne wstrząsy. Miała dość tego zadania, a przecież nawet jeszcze nie byli w połowie. Odwróciła się w stronę Notta, który zaczął przedstawiać im swój plan i nie mając lepszego jedyne co mogła zrobić, to zgodzić się. Pamiętała to co mówił Cassius, należało się posługiwać regułami jakie niosły za sobą szachy i powtarzając je w głowie przytaknęła na to, co proponował mężczyzna.
- To dobry pomysł - mruknęła.
Ona również nie wierzyła w to, że w jakikolwiek sposób będą mogli wrócić, była pewna, że po drodze jeszcze coś ich spotka, a jeśli zabraknie im proszku Fiuu, to równie dobrze mogli od razu się sami siebie zabić. Bo nic lepszego ich nie czekało. Trzeba było być realistami, jednak w Mariannie nadal tliły się resztki nadziei biorąc woreczek z proszkiem od mężczyzny. Na jego ostatnie słowa uniosła kącik ust ku górze nie bardzo wiedząc, czy miało go to jakoś pocieszyć, czy jak. Była jednak pewna, że gdzieś tam w środku cieszyła się, że to mężczyzna wziął na siebie tą odpowiedzialność. Lepiej stracić jego niż medyka i tak to sobie tłumaczyła.
Do kominka ruszyła od po tym jak w płomieniach zniknęli obaj mężczyźni. O ile nic im się nie stało i tak jak zapowiadał Percival nie odpadła mu głową. Weszła do kominka i ona zanurzając się w zielonych płomieniach.
- To dobry pomysł - mruknęła.
Ona również nie wierzyła w to, że w jakikolwiek sposób będą mogli wrócić, była pewna, że po drodze jeszcze coś ich spotka, a jeśli zabraknie im proszku Fiuu, to równie dobrze mogli od razu się sami siebie zabić. Bo nic lepszego ich nie czekało. Trzeba było być realistami, jednak w Mariannie nadal tliły się resztki nadziei biorąc woreczek z proszkiem od mężczyzny. Na jego ostatnie słowa uniosła kącik ust ku górze nie bardzo wiedząc, czy miało go to jakoś pocieszyć, czy jak. Była jednak pewna, że gdzieś tam w środku cieszyła się, że to mężczyzna wziął na siebie tą odpowiedzialność. Lepiej stracić jego niż medyka i tak to sobie tłumaczyła.
Do kominka ruszyła od po tym jak w płomieniach zniknęli obaj mężczyźni. O ile nic im się nie stało i tak jak zapowiadał Percival nie odpadła mu głową. Weszła do kominka i ona zanurzając się w zielonych płomieniach.
A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Percival podejmował kolejne kroki postanawiając jeszcze się nie zatrzymywać. Pozostawienie Bryta, jak i wejście w kominek jasno świadczyły o podjętych decyzjach. Rhysand i Marianna podążyli za nim. Zielony ogień trzasną kilka razy, przenosząc was do kolejnego pomieszczenia. Po waszej prawej stronie znajdował się kominek, za plecami drugi, obok na tej samej ścianie trzeci, następny po lewej dokładnie na wprost tego pierwszego, finalnie ostani - piąty, na ścianie na przeciw was. W pokoju zaś znajdował się długo stół, zajmujący większość pomieszczenia, na którym leżało kilka metalowych pogrzebaczy. Poza tym, pokój zdawał się pusty. Ale jedno było pewne, byliście w stanie szybko zorientować się, że nie znajdujecie się w pokoju, do którego zmierzaliście - głównie za sprawą kominków. Zerkając na mapę wiedzieliście, że są dwa o podobnym rozmieszczeniu kominków i prawdopodobnie to właśnie w jednym z nim się znajdowaliście. Postępowaliście zgodnie z zyskanymi informacjami, dlatego trudno było wam zrozumieć co poszło nie tak, ale nie ulegało wątpliwości, że coś na pewno.
Manufakturą ponownie zatrząsł wybuch. Czuliście wstrząs pod nogami, ale i w otaczających was ścianach. Kominek za wami zawalił się. Odcinając drogę, którą przyszliście. Musieliście się śpieszyć.
model przemieszczania się
1 przeniesienie proszkiem Fiu na 14
2 i 4/5 woreczka
Brayt 2/3 Levicorpus
Bryat posiada żywotność: 175
i statystki:
OPCM +15
Zaklęcia +15
Sprawność: +5
Percival jest fioletowy przez przypadek
Isla, nie może już dołączyć.
Na odpis czekam do 5 stycznia, godziny 20:00
Manufakturą ponownie zatrząsł wybuch. Czuliście wstrząs pod nogami, ale i w otaczających was ścianach. Kominek za wami zawalił się. Odcinając drogę, którą przyszliście. Musieliście się śpieszyć.
model przemieszczania się
1 przeniesienie proszkiem Fiu na 14
2 i 4/5 woreczka
Brayt 2/3 Levicorpus
Bryat posiada żywotność: 175
i statystki:
OPCM +15
Zaklęcia +15
Sprawność: +5
Percival jest fioletowy przez przypadek
Isla, nie może już dołączyć.
Na odpis czekam do 5 stycznia, godziny 20:00
- Żywotność:
• Marianna 190/210, migrena(20)Cassius 0/153, -30,oparzenia, trauma krwi(niezatrzymane krwawienie -5PŻ na turę), rana na piersi(cięte), zatrucie jadem(-2PŻ co turę),złamana noga - lewa, ręka - lewa, żebro, obicia, wstrząs mózgu, utrata przytomności
• Rhysand 192/217, -5, oparzenia(15),migrena (40)1/5 tur, ugryzienia bahanek(5) obtłuczenia(5)
• Percival 178/230, -10, oparzenia(25),ugryzienia bahanek(20) rany cięte, obtłuczenia(7)Yvette 40/209, -10, rana na lewej łydce(cięta), zatrucie jadem(-2PŻ co turę),
złamana noga - prawa, ręka - lewa, żebro, obicia, wstrząs mózgu, utrata przytomności
Zużycie bahanocydu:
Marianna 2/8
Cassius 0/8
Percival 2/8
Rhysand 1/8
- ekwipunek i mapa:
EKWIPUNEK:
POSIADANE PRZEDMIOTY:
Marianna - mapa podziemi, mapa miasteczka, eliksir przeciwbólowy(2), pastę na oparzenia(3 porcje, +85 (oparzenia), wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu(2 porcje, +115 (zranienia)) oraz porcję bahanocydu(1 porcje, -15 PŻ; L), księga
Cassius - jedwabna chusta, piersiówka wypełniona whiskey, notes, pergamin z runami, kameleon,bahanocyd, osłabiającego zdolności magicznego, kociej zwinności
Rhysand - pióro, bahanocyd, niezłomności i kameleona, byka
Percival - mapę parteru, 2 porcje eliksiru byka(+26 do sprawności; trwa 5 tur) i 1 porcje eliksiru(Ukrywanie się +31, trwa 5 tur) kociej zwinności, woreczek z proszkiem Fiuu, bahanocydu, niezłomności, gacka i grozy
Yvette - pierścionek od Pandory, mały nóż
eliksiry: przeciwbólowy (1 porcje, likwiduje karę za wybrany typ obrażeń na 5 tur.), osłabiający zdolności magiczne (1 porcje, -20 rzuty związane z magią; A), niezłomności (2 porcje, +85, trwa 5 tur.), gacka (32 porcje, +20 do spostrzegawczości (słuch); trwa 3 tury), grozy (3 porcje, Zastraszanie +20, trwa 5 tur), kameleon (1 porcje, bonus +10, trwa 3 tury), kociej zwinności
Nigdy nie lubił podróżowania siecią Fiuu. Zielonkawe płomienie, choć chłodne, wywoływały na jego ciele dziwny, fantomowy dreszcz, przywołujący na myśl znacznie bardziej realny ogień; ten sam, który pozostawił na jego skórze nieregularne blizny – dzisiaj już blade, kiedyś wściekle czerwone. Pamiątka po niechlubnej przeszłości, pomnik jego własnych błędów, lubiły przypominać o sobie irytującym swędzeniem w najmniej odpowiednich momentach – jak teraz, gdy sytuacja wymagała od niego niepodzielnego skupienia na zadaniu, krystalizującym się w jego myślach w nowej, nieco zmienionej formie. Nie chodziło już tylko o zaburzenie działania kominkowej sieci; pozostawienie za plecami Cassiusa i Yvette wywoływało w jego ustach nieprzyjemny posmak, paskudny zgrzyt na sumieniu, obiecywał więc sobie – trochę naiwnie – że żadne z nich już dzisiaj nie zginie, nawet jeżeli utrzymanie grupy przy życiu leżało daleko poza jego władzą.
Wyskoczył z kominka bez gracji, w chmurze popiołu, z trudem utrzymując równowagę i czekając – ze wstrzymanym oddechem – na pojawienie się Marianny i Rhysanda. Dołączyli do niego po chwili, odwrócił się więc, po raz pierwszy lustrując spojrzeniem pomieszczenie, w którym się znaleźli. Potrzebował dokładnie pięciu długich sekund, żeby zarejestrować, że coś poszło nie tak: pokój był stanowczo za mały i prostokątny, nie przestronny i kwadratowy jak ten, do którego zmierzał. – Nie – mruknął do siebie, robiąc kilka kroków w przód i rozglądając się desperacko, jakby się spodziewał, że za drugim razem zobaczy coś innego. – Nie, nie, nie… – Nie tak miało być; cichy bunt odbił się w jego głowie irytującym brzęczeniem i przez moment miał irracjonalną ochotę wrócić do wyjścia i jednak zamordować Bryata z zimną krwią, ale ledwie o tym pomyślał, budynkiem wstrząsnęły drgania, a kominek za jego plecami zawalił się, grzebiąc pod gruzami ich nadzieję na wydostanie się tą samą drogą, którą tu przybyli.
Zaklął szpetnie, podchodząc do stołu pośrodku pokoju i rozkładając na nim zmasakrowaną już lekko mapę. Przez kilkanaście sekund to wpatrywał się w czarne linie, to podnosił głowę i oceniał, sprawdzał, porównywał, mrucząc pod nosem jak początkujący szaleniec. – Nie jesteśmy tam, gdzie mieliśmy wylądować – odezwał się w końcu, zupełnie jakby wyjaśnianie tego komukolwiek było konieczne. – Na mapie są dwa pomieszczenia podobnej wielkości i z podobnym układem – dodał, wskazując palcem na oba: jedno po zachodniej części manufaktury, jedną ścianą przylegające do tego, w którym pierwotnie mieli się znaleźć; drugie po stronie wschodniej, zwrócone inaczej, ale za to tuż przy schodach do podziemi. Przyjrzał się obu, po czym pokręcił głową. – Nie, musimy być tutaj – zawyrokował, stukając opuszkiem w pierwszy z pokojów. – W tym drugim kominek na przeciwległej ścianie znajduje się pomiędzy tymi dwoma, tutaj jest dokładnie naprzeciwko – wyjaśnił, nie do końca pewny, czy mówił do swoich towarzyszy, czy zwyczajnie myślał na głos. Ustalenie, z którego kominka wyskoczyli, okazało się znacznie prostsze – tylko jedna ściana posiadała dwa, i tylko jeden z tych dwóch kominków miał naprzeciw pustą ścianę. Zaznaczył zawalony kominek na mapie, na wszelki wypadek.
Wyprostował się, pocierając w zamyśleniu lewą skroń. – Mam dwie teorie – powiedział, odszukując wzrokiem Mariannę i Rhysanda. – Albo figury szachowe są pozamieniane i wieża stała się skoczkiem – jeszcze raz stuknął palcem w mapę – albo kominki robią co chcą i wyrzucają nas w kompletnie losowych miejscach. Osobiście wolę wierzyć w tę pierwszą. – Bo inaczej jesteśmy martwi, pomyślał, ale nie powiedział tego na głos; nie musiał. – Jeżeli mam rację i wieża przemieszcza nas jak skoczek, proponuję to wykorzystać i narysować ją tu – wskazał na kominek na górze pomieszczenia – wtedy powinniśmy znaleźć się kilka pokoi dalej na wschód i tym samym bliżej zejścia. Jakieś inne pomysły? – zapytał, unosząc spojrzenie znad mapy, składając ją na oślep i wpychając do kieszeni. Nie miał pojęcia, w którym momencie wszedł w rolę (trochę niewidomego) przewodnika, ale nie zastanawiał się nad tym, zwyczajnie działając; jeżeli Marianna zdecydowałaby się ustawić go z powrotem w linii, zrobiłby to bez protestowania.
Podszedł do kominka w górnej części pomieszczenia, nachylając się i wrzucając do niego garść proszku Fiuu; dokładnie tak samo, jak poprzednio, narysował na tyle pionową kreskę – wieżę. A później wstrzymał oddech i wszedł w płomienie.
| mapka: krzyżyk - zawalony kominek, kółko - kominek, na którym rysuję; nad kółkiem wieża
Wyskoczył z kominka bez gracji, w chmurze popiołu, z trudem utrzymując równowagę i czekając – ze wstrzymanym oddechem – na pojawienie się Marianny i Rhysanda. Dołączyli do niego po chwili, odwrócił się więc, po raz pierwszy lustrując spojrzeniem pomieszczenie, w którym się znaleźli. Potrzebował dokładnie pięciu długich sekund, żeby zarejestrować, że coś poszło nie tak: pokój był stanowczo za mały i prostokątny, nie przestronny i kwadratowy jak ten, do którego zmierzał. – Nie – mruknął do siebie, robiąc kilka kroków w przód i rozglądając się desperacko, jakby się spodziewał, że za drugim razem zobaczy coś innego. – Nie, nie, nie… – Nie tak miało być; cichy bunt odbił się w jego głowie irytującym brzęczeniem i przez moment miał irracjonalną ochotę wrócić do wyjścia i jednak zamordować Bryata z zimną krwią, ale ledwie o tym pomyślał, budynkiem wstrząsnęły drgania, a kominek za jego plecami zawalił się, grzebiąc pod gruzami ich nadzieję na wydostanie się tą samą drogą, którą tu przybyli.
Zaklął szpetnie, podchodząc do stołu pośrodku pokoju i rozkładając na nim zmasakrowaną już lekko mapę. Przez kilkanaście sekund to wpatrywał się w czarne linie, to podnosił głowę i oceniał, sprawdzał, porównywał, mrucząc pod nosem jak początkujący szaleniec. – Nie jesteśmy tam, gdzie mieliśmy wylądować – odezwał się w końcu, zupełnie jakby wyjaśnianie tego komukolwiek było konieczne. – Na mapie są dwa pomieszczenia podobnej wielkości i z podobnym układem – dodał, wskazując palcem na oba: jedno po zachodniej części manufaktury, jedną ścianą przylegające do tego, w którym pierwotnie mieli się znaleźć; drugie po stronie wschodniej, zwrócone inaczej, ale za to tuż przy schodach do podziemi. Przyjrzał się obu, po czym pokręcił głową. – Nie, musimy być tutaj – zawyrokował, stukając opuszkiem w pierwszy z pokojów. – W tym drugim kominek na przeciwległej ścianie znajduje się pomiędzy tymi dwoma, tutaj jest dokładnie naprzeciwko – wyjaśnił, nie do końca pewny, czy mówił do swoich towarzyszy, czy zwyczajnie myślał na głos. Ustalenie, z którego kominka wyskoczyli, okazało się znacznie prostsze – tylko jedna ściana posiadała dwa, i tylko jeden z tych dwóch kominków miał naprzeciw pustą ścianę. Zaznaczył zawalony kominek na mapie, na wszelki wypadek.
Wyprostował się, pocierając w zamyśleniu lewą skroń. – Mam dwie teorie – powiedział, odszukując wzrokiem Mariannę i Rhysanda. – Albo figury szachowe są pozamieniane i wieża stała się skoczkiem – jeszcze raz stuknął palcem w mapę – albo kominki robią co chcą i wyrzucają nas w kompletnie losowych miejscach. Osobiście wolę wierzyć w tę pierwszą. – Bo inaczej jesteśmy martwi, pomyślał, ale nie powiedział tego na głos; nie musiał. – Jeżeli mam rację i wieża przemieszcza nas jak skoczek, proponuję to wykorzystać i narysować ją tu – wskazał na kominek na górze pomieszczenia – wtedy powinniśmy znaleźć się kilka pokoi dalej na wschód i tym samym bliżej zejścia. Jakieś inne pomysły? – zapytał, unosząc spojrzenie znad mapy, składając ją na oślep i wpychając do kieszeni. Nie miał pojęcia, w którym momencie wszedł w rolę (trochę niewidomego) przewodnika, ale nie zastanawiał się nad tym, zwyczajnie działając; jeżeli Marianna zdecydowałaby się ustawić go z powrotem w linii, zrobiłby to bez protestowania.
Podszedł do kominka w górnej części pomieszczenia, nachylając się i wrzucając do niego garść proszku Fiuu; dokładnie tak samo, jak poprzednio, narysował na tyle pionową kreskę – wieżę. A później wstrzymał oddech i wszedł w płomienie.
| mapka: krzyżyk - zawalony kominek, kółko - kominek, na którym rysuję; nad kółkiem wieża
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
Nie jestem fanem zwykłych kominków i sieci Fiuu, a co dopiero czegoś takiego. Ale chyba nie mamy wyboru. Cieszę się, że przynajmniej nie giniemy w zielonym ogniu, ale kiedy widzę minę kuzyna ulga znika z mojej twarzy. Nie. Ile razy powtórzyliśmy dziś to słowo?
– Sam nie wiem już co gorsze – mruczę cicho, słuchając teorii Notta. – Ale skoro wszystko wali się nam na głowę, sądzę, że pomysł z wieżą jest dość dobry.
Sam zresztą nie mam innego. A w takiej sytuacji, co pozostaje mi innego, niż komuś zaufać? Sam nie do końca łapię sposobu przemieszczania się, a komu zaufać bardziej, niż rodzonemu kuzynowi? Z głową we właściwym miejscu, tego jestem pewien. Przynajmniej na razie. Bez wahania, jak poprzednim razem, podążam za nim poprzez kominek, na którym wyrysował wieżę.
– Sam nie wiem już co gorsze – mruczę cicho, słuchając teorii Notta. – Ale skoro wszystko wali się nam na głowę, sądzę, że pomysł z wieżą jest dość dobry.
Sam zresztą nie mam innego. A w takiej sytuacji, co pozostaje mi innego, niż komuś zaufać? Sam nie do końca łapię sposobu przemieszczania się, a komu zaufać bardziej, niż rodzonemu kuzynowi? Z głową we właściwym miejscu, tego jestem pewien. Przynajmniej na razie. Bez wahania, jak poprzednim razem, podążam za nim poprzez kominek, na którym wyrysował wieżę.
Marianna była zadowolona, że wychodząc z kominka nadal miała swoją głowę na karku, tak samo jak swoją głowę miał Rhysand i Percival. Chociaż słysząc jego pomruk pod nosem i ciągłe powtarzanie “nie, nie, nie” zaraz sprawiło, że jej dobry humor, o ile można było tak powiedzieć, poszedł siną dal. Nie odzywała się, chociaż być może to ona powinna przejąć stery tej wyprawy. Jednak, jako że Nott dzierżył mapę, to pozwoliła mu decydować i pomyśleć nad tym co dalej. Przystanęła przy stole i spojrzała na mapę. Wodziła spojrzeniem tam gdzie wskazywał mężczyzna i nie musiała się odzywać by wiedział, że i ona zauważyła, że znaleźli się nie tam gdzie powinni. Aż zrobiło jej się gorąco na myśl, że tak prosta sprawa jak narysowanie figury i przeniesienie się do innego pokoju mogło przysporzyć im tyle problemów. Przetarła twarz dłonią słuchając teorii mężczyzny i trzymała kciuki, żeby faktycznie opcja pierwsza była tą prawdziwą. Obawiała się bowiem, że proszku Fiuu może im nie starczyć, aby dostać się do odpowiedniego pomieszczenia w momencie, gdy kominki przerzucały by ich tak, jak same będą chciały. Zacisnęła mocniej dłonie na stole, zdając sobie sprawę, że mają więcej niewiadomych niż wiadomych i prawdę mówiąc wszystko już zależy nie tyle od ich umiejętności, co od szczęścia.
- Nie - odpowiedziała na jego pytanie.
Przekazała Percivalowi dowództwo, przynajmniej dopóki ich stąd nie wyprowadzi. On miał mapę, niech korzysta. Jeśli mu się uda to będzie miał ich wdzięczność i na pewno szacunek. Zaufanie już miał, skoro za nim podążali. Zresztą nie mieli zbytnio innego wyboru. Jego teorie były jedyne jakie posiadali i chcąc nie chcąc musieli na nich polegać. Inaczej równie dobrze mogli by się po prostu zabić. Bo tak by się to skończyło, gdyby się rozstali. Pozwoliła ruszyć mężczyznom pierwszym i tak jak ostatnim razem weszła za nimi do kominka. Oby ta wieża zaprowadziła ich tak jak skoczek bo jeśli nie, to mają problem.
- Nie - odpowiedziała na jego pytanie.
Przekazała Percivalowi dowództwo, przynajmniej dopóki ich stąd nie wyprowadzi. On miał mapę, niech korzysta. Jeśli mu się uda to będzie miał ich wdzięczność i na pewno szacunek. Zaufanie już miał, skoro za nim podążali. Zresztą nie mieli zbytnio innego wyboru. Jego teorie były jedyne jakie posiadali i chcąc nie chcąc musieli na nich polegać. Inaczej równie dobrze mogli by się po prostu zabić. Bo tak by się to skończyło, gdyby się rozstali. Pozwoliła ruszyć mężczyznom pierwszym i tak jak ostatnim razem weszła za nimi do kominka. Oby ta wieża zaprowadziła ich tak jak skoczek bo jeśli nie, to mają problem.
A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Percival zdawał się zrozumieć co i w jaki sposób zaczęło zarządzać kominkami, które mimo wszystko nie mogły być do samego końca przewidywalne. Ponownie weszliście w trójkę do do tego samego kominka, napędzanego tą samą komedą, jednak tym razem nie mieliście już tyle samo szczęścia, co poprzednio. Każde z was zorientowało się o tym, gdy wyszliście z jednego z nich, nie dostrzegając swoich towarzyszy.
Percival znalazł się w podłużnym pokoju, który mieścił aż sześć kominków. Jeden z nich znajdował się za jego plecami. Trzy znajdowały się po jego lewej stronie, a na przeciw dwóch pierwszych, na prawej ścianie mieściły się kolejne dwa. Było tylko jedno, inne pomieszczenie posiadające taką ilość kominków, jednak mógł łatwo bez problemu zrozumieć w którym z miejscu się znajduje. Bez problemu, gdyby miał chwilę na zastanowienie. W podłużnym pokoju na środku sali stał stół, pusty i zniszczony, przy nim jedynie kilka krzeseł, zaś na nim kałamarz i pióro.
- Tutaj, tutaj mości panie. - zakrzyknęła jedna z książek, zaraz jednak przekrzyczał ja inny głos, wyższy, mówiąc o tym, że zaiste, dobrze jest podejść właśnie tam, bowiem nikt nie wie tyle o kamieniu ile one. Nim jednak zdążyły skończyć swój racje zaczęła wygłaszać inna książka, mówiąc że kamień kamieniowi nie równy. Inna zaś twierdziła, że nie kamień jest ważny, a kształt w który się go ubierze. Głosów przekrzykujących się nawzajem było pełno, trzydzieści, może pięćdziesiąt a nawet sto, trudno było jednoznacznie stwierdzić w tym chaosie ogarniającym pokój. Jedne obiecywały, że znajdują się w nich wszystkie odpowiedzi, inne przestrzegały, by nie palić w kominku śmieciami, bo to nigdy dobrze się nie kończy. Kolejne, że najgorzej pali się bambusem, ale w sumie to i tak nie ma go w pobliżu, więc nie należy się przejmować - wystrzegać, owszem, ale nie przejmować. Jakaś książka spadła z półki krzycząc, że nie pozwoli dłużej więzić się na półkach i nauczy się latać - wszak możne to wykonać posiadając skrzydła. Percival mógł zauważyć półki z książkami o kamieniu, o różnicach między nimi, o kształtach i niekształtnych kominków, o tym które lepiej wyglądają nocą, a które za dnia. Jednak nim zdążył cokolwiek powiedzieć całą Manufakturą wstrząsnęło. Największy, najgrubszy, najbardziej opasły z tomów zleciał z półki i z wielkim hukiem uderzył o stół, by na nim rozłożyć się na stronicy zapisanej starannym pismem.
Pomóc nie jestem tobie w stanie, jeśli nie spiszesz, jakie masz pytanie.
Możesz nie wiedzieć, o co pytać należy, ale wtedy nie licz, na podpowiedzi.
By zyskać odpowiedź zapłacić trzeba, może ręka - prawa lub lewa?
Może wspomnienie, warte wiele? Jakieś z najbliższym przyjacielem.
Zapłata zamienna do pytania będzie, jednak zastanów się, czy pytać będziesz.
Bo gdy zapytasz zapłacić musisz, chyba że wiesz co za darmo w życiu dostajesz,
czego się kupić nie da, a nawet nie można - odpowiedź na to, wszak jest prosta.
Jeśli odpowiedź znasz, na zadane wyżej pytanie, najpierw ją napisz,
potem napisz swoje pytanie.
Jednak pozwól, że przestrzegę cię na wstępie, jeśli odpowiedź zła jest,
odpowiedzi nie będzie, a twoje życie, moje będzie.
Jeśli jej nie znasz i pytać tylko będziesz, pisz od razu, tak prościej będzie.
Cenę poznasz potem, gdy odpowiedź przybędzie.
Jeśli żadnej z dwóch opcji skorzystać nie chcesz, doprawdy jesteś głupcem,
że właśnie tutaj wszedłeś.
Rhysand wyszedł w pomieszczeniu obszernym, które posiadało pięć kominków: dwa z nich znajdowały się za jego plecami, trzy po jego prawej stronie, a jeden zaś na końcu komnaty, po prawej. Jego wzrok przyciągnęły drzwi, szerokie, mieszczące się na przeciw niego, podobne do tych, którymi weszli do manufaktury, niedaleko nich stała szafa, prawie identyczna jak ta, z której zabrali wcześniej woreczki z proszkiem fiuu. Zanim zrobił cokolwiek manufakturą wstrząsnął kolejny wybuch, a sufit nad jego głową zaczął się zapadać.
Marianna również była sama, wyrzuciło ją w pomieszczeniu podłużnym, z czterema kominkami, jeden miała za plecami, drugi dokładnie na przeciw siebie, oraz dwa po swojej lewej stronie. Długa komnata posiadała stół i kilka szaf stojących przy końcu pomieszczenia, dokładnie trzy. Coś skrzypnęło, drzwi pierwszej z nich uchyliły się, by już po chwili wyłonił się z nich wielki wąż, zdecydowanie jadowity. Marianna była tego pewna, choć jedynie gdzieś w tyle głowy świtało jej, że do czynienia ma z kobrą królewską, która właśnie mknęła w jej stronę. Miała co najmniej pięć metrów i zbliżała się, z każdą chwilą znajdując się coraz bliżej kobiety.
Każde z was mniej więcej pamiętało jak wyglądają poszczególne figury które udało wam się mniej lub lepiej zapamiętać. Rhysand i Marianna widzieli też mapę więc mieli mgliste pojęcie gdzie się znajdują. Wszyscy poczuliście potężny wstrząs, jednak tylko Rhysand wiedział, że Manufaktura nie jest już stabilnym miejscem.
model przemieszczania się
Percival 3/5
Marianna 5/5
Rhysand 5/5
Isla, nie może już dołączyć.
Na odpis czekam do 8 stycznia, godziny 20:00
Percival znalazł się w podłużnym pokoju, który mieścił aż sześć kominków. Jeden z nich znajdował się za jego plecami. Trzy znajdowały się po jego lewej stronie, a na przeciw dwóch pierwszych, na prawej ścianie mieściły się kolejne dwa. Było tylko jedno, inne pomieszczenie posiadające taką ilość kominków, jednak mógł łatwo bez problemu zrozumieć w którym z miejscu się znajduje. Bez problemu, gdyby miał chwilę na zastanowienie. W podłużnym pokoju na środku sali stał stół, pusty i zniszczony, przy nim jedynie kilka krzeseł, zaś na nim kałamarz i pióro.
- Tutaj, tutaj mości panie. - zakrzyknęła jedna z książek, zaraz jednak przekrzyczał ja inny głos, wyższy, mówiąc o tym, że zaiste, dobrze jest podejść właśnie tam, bowiem nikt nie wie tyle o kamieniu ile one. Nim jednak zdążyły skończyć swój racje zaczęła wygłaszać inna książka, mówiąc że kamień kamieniowi nie równy. Inna zaś twierdziła, że nie kamień jest ważny, a kształt w który się go ubierze. Głosów przekrzykujących się nawzajem było pełno, trzydzieści, może pięćdziesiąt a nawet sto, trudno było jednoznacznie stwierdzić w tym chaosie ogarniającym pokój. Jedne obiecywały, że znajdują się w nich wszystkie odpowiedzi, inne przestrzegały, by nie palić w kominku śmieciami, bo to nigdy dobrze się nie kończy. Kolejne, że najgorzej pali się bambusem, ale w sumie to i tak nie ma go w pobliżu, więc nie należy się przejmować - wystrzegać, owszem, ale nie przejmować. Jakaś książka spadła z półki krzycząc, że nie pozwoli dłużej więzić się na półkach i nauczy się latać - wszak możne to wykonać posiadając skrzydła. Percival mógł zauważyć półki z książkami o kamieniu, o różnicach między nimi, o kształtach i niekształtnych kominków, o tym które lepiej wyglądają nocą, a które za dnia. Jednak nim zdążył cokolwiek powiedzieć całą Manufakturą wstrząsnęło. Największy, najgrubszy, najbardziej opasły z tomów zleciał z półki i z wielkim hukiem uderzył o stół, by na nim rozłożyć się na stronicy zapisanej starannym pismem.
Pomóc nie jestem tobie w stanie, jeśli nie spiszesz, jakie masz pytanie.
Możesz nie wiedzieć, o co pytać należy, ale wtedy nie licz, na podpowiedzi.
By zyskać odpowiedź zapłacić trzeba, może ręka - prawa lub lewa?
Może wspomnienie, warte wiele? Jakieś z najbliższym przyjacielem.
Zapłata zamienna do pytania będzie, jednak zastanów się, czy pytać będziesz.
Bo gdy zapytasz zapłacić musisz, chyba że wiesz co za darmo w życiu dostajesz,
czego się kupić nie da, a nawet nie można - odpowiedź na to, wszak jest prosta.
Jeśli odpowiedź znasz, na zadane wyżej pytanie, najpierw ją napisz,
potem napisz swoje pytanie.
Jednak pozwól, że przestrzegę cię na wstępie, jeśli odpowiedź zła jest,
odpowiedzi nie będzie, a twoje życie, moje będzie.
Jeśli jej nie znasz i pytać tylko będziesz, pisz od razu, tak prościej będzie.
Cenę poznasz potem, gdy odpowiedź przybędzie.
Jeśli żadnej z dwóch opcji skorzystać nie chcesz, doprawdy jesteś głupcem,
że właśnie tutaj wszedłeś.
Rhysand wyszedł w pomieszczeniu obszernym, które posiadało pięć kominków: dwa z nich znajdowały się za jego plecami, trzy po jego prawej stronie, a jeden zaś na końcu komnaty, po prawej. Jego wzrok przyciągnęły drzwi, szerokie, mieszczące się na przeciw niego, podobne do tych, którymi weszli do manufaktury, niedaleko nich stała szafa, prawie identyczna jak ta, z której zabrali wcześniej woreczki z proszkiem fiuu. Zanim zrobił cokolwiek manufakturą wstrząsnął kolejny wybuch, a sufit nad jego głową zaczął się zapadać.
Marianna również była sama, wyrzuciło ją w pomieszczeniu podłużnym, z czterema kominkami, jeden miała za plecami, drugi dokładnie na przeciw siebie, oraz dwa po swojej lewej stronie. Długa komnata posiadała stół i kilka szaf stojących przy końcu pomieszczenia, dokładnie trzy. Coś skrzypnęło, drzwi pierwszej z nich uchyliły się, by już po chwili wyłonił się z nich wielki wąż, zdecydowanie jadowity. Marianna była tego pewna, choć jedynie gdzieś w tyle głowy świtało jej, że do czynienia ma z kobrą królewską, która właśnie mknęła w jej stronę. Miała co najmniej pięć metrów i zbliżała się, z każdą chwilą znajdując się coraz bliżej kobiety.
Każde z was mniej więcej pamiętało jak wyglądają poszczególne figury które udało wam się mniej lub lepiej zapamiętać. Rhysand i Marianna widzieli też mapę więc mieli mgliste pojęcie gdzie się znajdują. Wszyscy poczuliście potężny wstrząs, jednak tylko Rhysand wiedział, że Manufaktura nie jest już stabilnym miejscem.
model przemieszczania się
Percival 3/5
Marianna 5/5
Rhysand 5/5
Isla, nie może już dołączyć.
Na odpis czekam do 8 stycznia, godziny 20:00
- Żywotność:
• Marianna 190/210, migrena(20)Cassius 0/153, -30,oparzenia, trauma krwi(niezatrzymane krwawienie -5PŻ na turę), rana na piersi(cięte), zatrucie jadem(-2PŻ co turę),złamana noga - lewa, ręka - lewa, żebro, obicia, wstrząs mózgu, utrata przytomności
• Rhysand 192/217, -5, oparzenia(15),migrena (40)1/5 tur, ugryzienia bahanek(5) obtłuczenia(5)
• Percival 178/230, -10, oparzenia(25),ugryzienia bahanek(20) rany cięte, obtłuczenia(7)Yvette 40/209, -10, rana na lewej łydce(cięta), zatrucie jadem(-2PŻ co turę),
złamana noga - prawa, ręka - lewa, żebro, obicia, wstrząs mózgu, utrata przytomności
Zużycie bahanocydu:
Marianna 2/8
Cassius 0/8
Percival 2/8
Rhysand 1/8
- ekwipunek i mapa:
EKWIPUNEK:
POSIADANE PRZEDMIOTY:
Marianna - mapa podziemi, mapa miasteczka, eliksir przeciwbólowy(2), pastę na oparzenia(3 porcje, +85 (oparzenia), wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu(2 porcje, +115 (zranienia)) oraz porcję bahanocydu(1 porcje, -15 PŻ; L), księga
Cassius - jedwabna chusta, piersiówka wypełniona whiskey, notes, pergamin z runami, kameleon,bahanocyd, osłabiającego zdolności magicznego, kociej zwinności
Rhysand - pióro, bahanocyd, niezłomności i kameleona, byka
Percival - mapę parteru, 2 porcje eliksiru byka(+26 do sprawności; trwa 5 tur) i 1 porcje eliksiru(Ukrywanie się +31, trwa 5 tur) kociej zwinności, woreczek z proszkiem Fiuu, bahanocydu, niezłomności, gacka i grozy
Yvette - pierścionek od Pandory, mały nóż
eliksiry: przeciwbólowy (1 porcje, likwiduje karę za wybrany typ obrażeń na 5 tur.), osłabiający zdolności magiczne (1 porcje, -20 rzuty związane z magią; A), niezłomności (2 porcje, +85, trwa 5 tur.), gacka (32 porcje, +20 do spostrzegawczości (słuch); trwa 3 tury), grozy (3 porcje, Zastraszanie +20, trwa 5 tur), kameleon (1 porcje, bonus +10, trwa 3 tury), kociej zwinności
Gdy wyszła z kominka już chciała powiedzieć coś do towarzyszących jej mężczyzn, gdy w momencie otwierania ust zdała sobie sprawę z faktu, że jest sama. Stanęła w pół kroku i rozejrzała się po całym pomieszczeniu. Momentalnie się zdenerwowała bo właśnie tego czego obawiała się najbardziej, to rozdzielenia. Musiała przez chwilę wszystko przeanalizować, jej umysł zaczął pracować ze zdwojoną szybkością próbując zrozumieć co się właściwie stało. Spojrzała po pokoju - dwa kominki po prawej stronie, jeden na przeciwko, wąski pokój. Wydawało jej się, że widziała to pomieszczenie na mapie. Zacisnęła mocniej palce na różdżce, ale nie zdążyła nic zrobić, nic przeanalizować dogłębniej, ponieważ usłyszała skrzypnięcie. Zwróciła się w tamtym kierunku i zamarła. Patrzyła z przerażeniem jak z szafy wyłania się wąż i aż ją zemdliło. Pobladła, a po skroni pociekły krople potu. Jeszcze przed chwilą była w miarę spokojna, teraz dygotała z nerwów. Wąż był jej najgorszym strachem, coś co paraliżowało ją całkowicie, tym bardziej, gdy miała do czynienia z czymś tak ogromnym. Pamiętała jednak lekcje Ramsey’a, pamiętała spotkanie w latarnii morskiej, tam dała radę pokonać strach, tu też da radę. Chwilę jej jednak zajęło zanim zdała sobie sprawę, że to musi być bogin, bo przecież wąż, w dodatku tak duży, nie były w stanie tutaj przeżyć. Jakby się poruszał? Kanałami jak bazyliszek, o którym ostatnio słyszała? Nie, to nie mógł być prawdziwy wąż. To na pewno bogin. I przyjęcie tej wersji trochę ją uspokoiło.
Z całych sił próbowała wyobrazić sobie jak wąż zamienia się w zielony balon, z którego ulatuje powietrze, który lata po całym pomieszczeniu uderzając o ściany, a potem z hukiem ląduje z powrotem w szafie. Uniosła różdżkę i starając się opanować drżenie ręki wykonała odpowiedni ruch nadgarstkiem.
- Riddiculus - rzuciła.
Z całych sił próbowała wyobrazić sobie jak wąż zamienia się w zielony balon, z którego ulatuje powietrze, który lata po całym pomieszczeniu uderzając o ściany, a potem z hukiem ląduje z powrotem w szafie. Uniosła różdżkę i starając się opanować drżenie ręki wykonała odpowiedni ruch nadgarstkiem.
- Riddiculus - rzuciła.
A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Marianna Goshawk' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 43
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 43
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Zaczynało już kręcić mu się w głowie od tych intensywnych podróży; nienaturalnie szybkie wirowanie, migające wyloty kominków i trudny do zignorowania, duszący zapach popiołu, przyprawiały go o mdłości, a drgania, raz po raz wstrząsające manufakturą, tylko intensyfikowały te przykre doznania. Jego sytuacja była beznadziejna od samego początku, ale stała się jeszcze gorsza, gdy po wyjściu z kominka odwrócił się za siebie i zobaczył jedynie pusty szyb. Zamrugał z niedowierzaniem, początkowo uparcie czekając, choć wiedział, że mijało już za dużo czasu; Rhysand był zaraz za nim, powinien był już dawno pojawić się w kłębowisku zielonych płomieni – tymczasem palenisko wygasło, żeby nie zapalić się już więcej.
Poczuł jak coś zimnego i ciężkiego wpada mu do żołądka. Rozdzielenie się było najgorszym, co mogło ich teraz spotkać; razem mogli przemieścić się kominkami kilkanaście razy, osobno – tylko kilka; wyciągnął z kieszeni sakiewkę z proszkiem Fiuu, przez moment ważąc ją w dłoni. Trzy razy, nie więcej; jeżeli dopisze mu szczęście, wystarczy mu na dotarcie do podziemi. O powrocie nie było sensu myśleć.
Chłodne palce paniki cofnęły się tymczasowo, gdy jego uwagę przyciągnął dochodzący zza pleców głos. Odwrócił się gwałtownie, odruchowo unosząc różdżkę i starając się wycelować w autora słów, ale pomieszczenie było puste. No, prawie; całe dwie sekundy zabrało mu zrozumienie, że głosy, teraz zwielokrotnione, wydobywały się wprost z wypełniających pokój książek. Jego usta rozchyliły się w niemym zdziwieniu, gdy obserwował zlatujące z półki tomiszcze; jedno, później drugie, lądujące w tumanie kurzu na podniszczonym stole. Podszedł do niego prawie bezwiednie, ciągnięty w tamtym kierunku jakąś nieokreśloną siłą – pochodzącą z zewnątrz, czy wrodzoną ciekawością, nie miał pojęcia. Zatrzymał się przy otwartej na pustej stronie książce, wpatrując się w nią tępo i wysłuchując wypowiadanych przez nią zdań. Zagadki, przestrogi? Przetarł twarz dłonią, zbierając ze skóry nagromadzone tam kropelki potu. Był zmęczony, rozedrgany emocjonalnie i, tak, przestraszony – chociaż nie tyle groźnie brzmiącą treścią rymowanki, co konsekwencjami wszystkich błędów, które zdążył już popełnić tej nocy. Czy miał właśnie dokonać ostatniego, najgorszego z nich?
Opadł na jedno ze stojących przy stole krzeseł i zanim podjął jakąkolwiek decyzję, wyciągnął z kieszeni mapę. Odnalezienie pomieszczenia, w którym obecnie się znajdował, nie zajęło mu dużo czasu – układ kominków, jak poprzednio, był na tyle charakterystyczny, że mu na to pozwolił. Wyglądało też na to, że nie pomylił się, przypisując ruchy skoczka do wieży – nie przewidział jednie, że każde z nich skorzysta z innego zakresu ruchu, bo mógłby się założyć, że właśnie to poszło nie tak.
Cóż, za późno było teraz na szukanie winnego i wyrzucanie sobie braku przezorności.
Mógł poradzić sobie bez książki. Od zejścia do podziemi dzieliło go już tylko kilka pokoi, ale z drugiej strony – jaką mógł mieć pewność, że i tym razem nie stanie się coś, czego nie przewidzi? Zaklął w myślach, mimowolnie wędrując wzrokiem w stronę pióra i kałamarza, po czym westchnął ciężko i – nie wierząc, że naprawdę się na to godzi – przywołał z pamięci słowa zagadki. Czego nie można było kupić? Zabawne, że zadano to pytanie akurat jemu, od dziecka uczonemu, że kupić można było właściwie wszystko – pieniędzmi, wpływami, groźbami, powiązaniami; wystarczyło znać cenę. Czy było jednak coś, co nie trzymało się tej reguły? Nachylił się nad pergaminem, w pierwszej chwili myśląc o czasie, ale po chwili kręcąc głową: był powód, dla którego ludzie wpływowi i bogaci dożywali zazwyczaj sędziwego wieku, podczas gdy ci biedniejsi ginęli wśród brudnych uliczek Nokturnu. Wyciągnął dłoń, chwytając pióro i obracając je między palcami. Druga odpowiedź wydała mu się oczywista; czy zbyt oczywista? Przekrzywił głowę, czując się niesamowicie głupio nawet w otoczeniu tylko i wyłącznie własnego umysłu, ale nie mógł przestać myśleć o jednej rzeczy, której z całą pewnością nie dało się nabyć – nie w czystej, prawdziwej formie, choć ludzie codziennie zaopatrywali się w tę iluzoryczną, złudną, powierzchowną – a którą on sam otrzymał za darmo, mimo że wcale na nią nie zasłużył. Zatrzymał spojrzenie na tkwiącej na palcu obrączce; złotej, mieniącej się lekko i jakby przekonywująco, zastanawiając się, czy miał być to jeden z ostatnich obrazów, jakie zobaczy w życiu. Perspektywa spłynęła na niego dziwnie spokojnie.
Zamoczył pióro w atramencie, po czym przyłożył zaostrzoną końcówkę do kartki. Miłość, napisał na górze, po czym zawahał się, formułując pytanie. W chwili obecnej miał tylko jedno. Jaka jest najkrótsza droga do podziemi?, dopisał pod spodem, po czym wyprostował się, odkładając pióro na bok.
Kości zostały rzucone?
Poczuł jak coś zimnego i ciężkiego wpada mu do żołądka. Rozdzielenie się było najgorszym, co mogło ich teraz spotkać; razem mogli przemieścić się kominkami kilkanaście razy, osobno – tylko kilka; wyciągnął z kieszeni sakiewkę z proszkiem Fiuu, przez moment ważąc ją w dłoni. Trzy razy, nie więcej; jeżeli dopisze mu szczęście, wystarczy mu na dotarcie do podziemi. O powrocie nie było sensu myśleć.
Chłodne palce paniki cofnęły się tymczasowo, gdy jego uwagę przyciągnął dochodzący zza pleców głos. Odwrócił się gwałtownie, odruchowo unosząc różdżkę i starając się wycelować w autora słów, ale pomieszczenie było puste. No, prawie; całe dwie sekundy zabrało mu zrozumienie, że głosy, teraz zwielokrotnione, wydobywały się wprost z wypełniających pokój książek. Jego usta rozchyliły się w niemym zdziwieniu, gdy obserwował zlatujące z półki tomiszcze; jedno, później drugie, lądujące w tumanie kurzu na podniszczonym stole. Podszedł do niego prawie bezwiednie, ciągnięty w tamtym kierunku jakąś nieokreśloną siłą – pochodzącą z zewnątrz, czy wrodzoną ciekawością, nie miał pojęcia. Zatrzymał się przy otwartej na pustej stronie książce, wpatrując się w nią tępo i wysłuchując wypowiadanych przez nią zdań. Zagadki, przestrogi? Przetarł twarz dłonią, zbierając ze skóry nagromadzone tam kropelki potu. Był zmęczony, rozedrgany emocjonalnie i, tak, przestraszony – chociaż nie tyle groźnie brzmiącą treścią rymowanki, co konsekwencjami wszystkich błędów, które zdążył już popełnić tej nocy. Czy miał właśnie dokonać ostatniego, najgorszego z nich?
Opadł na jedno ze stojących przy stole krzeseł i zanim podjął jakąkolwiek decyzję, wyciągnął z kieszeni mapę. Odnalezienie pomieszczenia, w którym obecnie się znajdował, nie zajęło mu dużo czasu – układ kominków, jak poprzednio, był na tyle charakterystyczny, że mu na to pozwolił. Wyglądało też na to, że nie pomylił się, przypisując ruchy skoczka do wieży – nie przewidział jednie, że każde z nich skorzysta z innego zakresu ruchu, bo mógłby się założyć, że właśnie to poszło nie tak.
Cóż, za późno było teraz na szukanie winnego i wyrzucanie sobie braku przezorności.
Mógł poradzić sobie bez książki. Od zejścia do podziemi dzieliło go już tylko kilka pokoi, ale z drugiej strony – jaką mógł mieć pewność, że i tym razem nie stanie się coś, czego nie przewidzi? Zaklął w myślach, mimowolnie wędrując wzrokiem w stronę pióra i kałamarza, po czym westchnął ciężko i – nie wierząc, że naprawdę się na to godzi – przywołał z pamięci słowa zagadki. Czego nie można było kupić? Zabawne, że zadano to pytanie akurat jemu, od dziecka uczonemu, że kupić można było właściwie wszystko – pieniędzmi, wpływami, groźbami, powiązaniami; wystarczyło znać cenę. Czy było jednak coś, co nie trzymało się tej reguły? Nachylił się nad pergaminem, w pierwszej chwili myśląc o czasie, ale po chwili kręcąc głową: był powód, dla którego ludzie wpływowi i bogaci dożywali zazwyczaj sędziwego wieku, podczas gdy ci biedniejsi ginęli wśród brudnych uliczek Nokturnu. Wyciągnął dłoń, chwytając pióro i obracając je między palcami. Druga odpowiedź wydała mu się oczywista; czy zbyt oczywista? Przekrzywił głowę, czując się niesamowicie głupio nawet w otoczeniu tylko i wyłącznie własnego umysłu, ale nie mógł przestać myśleć o jednej rzeczy, której z całą pewnością nie dało się nabyć – nie w czystej, prawdziwej formie, choć ludzie codziennie zaopatrywali się w tę iluzoryczną, złudną, powierzchowną – a którą on sam otrzymał za darmo, mimo że wcale na nią nie zasłużył. Zatrzymał spojrzenie na tkwiącej na palcu obrączce; złotej, mieniącej się lekko i jakby przekonywująco, zastanawiając się, czy miał być to jeden z ostatnich obrazów, jakie zobaczy w życiu. Perspektywa spłynęła na niego dziwnie spokojnie.
Zamoczył pióro w atramencie, po czym przyłożył zaostrzoną końcówkę do kartki. Miłość, napisał na górze, po czym zawahał się, formułując pytanie. W chwili obecnej miał tylko jedno. Jaka jest najkrótsza droga do podziemi?, dopisał pod spodem, po czym wyprostował się, odkładając pióro na bok.
Kości zostały rzucone?
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
Powoli brakuje mi przekleństw na dzisiejszy dzień. Rozdzielenie z kuzynem, który chyba najlepiej zna się na całej tej sprawie, to najgorsze co nas do tej pory spotkało. Naprzeciwko siebie widzę wyjście, ale choć przyciąga mój wzrok, wiem, że nie mogę uciec. Czarny Pan z pewnością nie byłby zadowolony. Klnę zatem cicho pod nosem i zastanawiam się nad swoimi opcjami. Dostrzegam sporą szafę, w której może znajdować się proszek Fiuu. Woreczek z nim wciąż ciąży mi w rękach, ale nie sądzę, żeby wystarczył na długo. Z drugiej strony nim czynię krok w stronę mebla, czuję jak cała konstrukcja drży. Na brodę Merlina, nie mam czasu na takie zabawy. Nawet jeśli w szafie znajduje się coś cennego – a przecież wcale nie musi, może być wręcz przeciwnie – nie jest chyba warte zginięcia po stertą gruzów. Starając się usilnie przypomnieć rozkład pomieszczeń i zasady tej chorej gry, chwytam woreczek z proszkiem, podchodzę do pierwszego kominka na ścianie po prawej i rysuję na nim symbol gońca. Staram się uruchomić sieć Fiuu i zniknąć w płomieniach, zostawiając za sobą walące się pomieszczenie.
Mariannie udało się opanować strach, dzięki logicznemu myśleniu i sprawnie rzuconemu zaklęciu już po chwili mogła obserwować, jak wielki wąż zmienia się zgodnie z jej życzeniem w zielony balon i przemierza pomieszczenie z piskiem pozbywając się powietrza, by finalnie zniknąć w szafie z której wypełzł.
Percival postanowił zaryzykować, postawił wszystko na odpowiedź, którą uważał za odpowiednią. Zobaczył jak słowa, które napisał na stronicy wtapiają się i znikają całkowicie pozostawiając stronę na powrót pustą. Oczekiwanie na odpowiedź nie trwało długo, już po chwili słowa zaczęły jawić się kolejno w odpowiedzi:
Rozumiesz co w życiu dobrem cennym, lecz nie na sprzedaż zostaje,
dlatego poniżej dostajesz odpowiedź na swoje pytanie.
Jaka jest najkrótsza droga do podziemi, wiedzieć chciałbyś może?
Istnieje figura, a raczej ruch, który z pewnością pomoże
Gdy wejdziesz do kominka ponownie z pewnością bez trwogi
weź proszek Fiuu, narysuj figurę i pilnuj, by nie stracić nogi:
Chwilę później, pod spodem pojawił się drukowany napis: ROSZADA i figura.
Rhysand postanowił nie ryzykować utratą zdrowia, a może nawet życia, dla kolejnego woreczka - a może nawet kilku - proszku Fiuu. Ratując się przed zawalonym sufitem wskoczył do kominka rysując na ślepo wzró gońca, który już po chwili wyrzucił go w innej komancie. Pokój w którym się znalazł posiadał cztery kominki, na każdej ścianie jeden. Słyszał walący się sufit, był więc niemal pewien, że nie przeniósł się dalej, niż na odległość jednego pokoju. Ściana za plecami wręcz drżała , jakby znacząc się niepewnością i chwiejąc w posadach. Po jego lewej stronie, w rogu stało biurko, na którym leżał stos zakurzonych dokumentów. Nad biurkiem, na ścianie wisiało zdjęcie dwójki dzieci - chłopca i dziewczynki. Na tle domu, który było wam dane już dzisiaj widzieć. Jeśli Rhysand podejdzie, znajdzie w szufladzie podręcznik do Starożytnych Run dla początkująych, podpisany imieniem córki szefa manufaktury.
Maunfakturą znów wstrząsnęło. Budnek coraz mocniej sprawiał wrażenie niestałego. Za Percivalem buchnął pył jak po zawaleniu. Cala fabryka zaczynała powoli zrównywać się z ziemią - kończył wam się czas.
Mistrz Gry upomina, by opisywać dokładnie, lub rysować, figurę którą się wykorzystuje. Jako że goniec posiada dwie opcje a Rhysand nie zaznaczył którą z nich wybiera, zadecydowała kość.
model przemieszczania się
Percival 3/5
Marianna 5/5
Rhysand 4/5
Isla, nie może już dołączyć.
Na odpis czekam do 10 stycznia, godziny 20:00
Percival postanowił zaryzykować, postawił wszystko na odpowiedź, którą uważał za odpowiednią. Zobaczył jak słowa, które napisał na stronicy wtapiają się i znikają całkowicie pozostawiając stronę na powrót pustą. Oczekiwanie na odpowiedź nie trwało długo, już po chwili słowa zaczęły jawić się kolejno w odpowiedzi:
Rozumiesz co w życiu dobrem cennym, lecz nie na sprzedaż zostaje,
dlatego poniżej dostajesz odpowiedź na swoje pytanie.
Jaka jest najkrótsza droga do podziemi, wiedzieć chciałbyś może?
Istnieje figura, a raczej ruch, który z pewnością pomoże
Gdy wejdziesz do kominka ponownie z pewnością bez trwogi
weź proszek Fiuu, narysuj figurę i pilnuj, by nie stracić nogi:
Chwilę później, pod spodem pojawił się drukowany napis: ROSZADA i figura.
Rhysand postanowił nie ryzykować utratą zdrowia, a może nawet życia, dla kolejnego woreczka - a może nawet kilku - proszku Fiuu. Ratując się przed zawalonym sufitem wskoczył do kominka rysując na ślepo wzró gońca, który już po chwili wyrzucił go w innej komancie. Pokój w którym się znalazł posiadał cztery kominki, na każdej ścianie jeden. Słyszał walący się sufit, był więc niemal pewien, że nie przeniósł się dalej, niż na odległość jednego pokoju. Ściana za plecami wręcz drżała , jakby znacząc się niepewnością i chwiejąc w posadach. Po jego lewej stronie, w rogu stało biurko, na którym leżał stos zakurzonych dokumentów. Nad biurkiem, na ścianie wisiało zdjęcie dwójki dzieci - chłopca i dziewczynki. Na tle domu, który było wam dane już dzisiaj widzieć. Jeśli Rhysand podejdzie, znajdzie w szufladzie podręcznik do Starożytnych Run dla początkująych, podpisany imieniem córki szefa manufaktury.
Maunfakturą znów wstrząsnęło. Budnek coraz mocniej sprawiał wrażenie niestałego. Za Percivalem buchnął pył jak po zawaleniu. Cala fabryka zaczynała powoli zrównywać się z ziemią - kończył wam się czas.
Mistrz Gry upomina, by opisywać dokładnie, lub rysować, figurę którą się wykorzystuje. Jako że goniec posiada dwie opcje a Rhysand nie zaznaczył którą z nich wybiera, zadecydowała kość.
model przemieszczania się
Percival 3/5
Marianna 5/5
Rhysand 4/5
Isla, nie może już dołączyć.
Na odpis czekam do 10 stycznia, godziny 20:00
- Żywotność:
• Marianna 190/210, migrena(20)Cassius 0/153, -30,oparzenia, trauma krwi(niezatrzymane krwawienie -5PŻ na turę), rana na piersi(cięte), zatrucie jadem(-2PŻ co turę),złamana noga - lewa, ręka - lewa, żebro, obicia, wstrząs mózgu, utrata przytomności
• Rhysand 192/217, -5, oparzenia(15),migrena (40)1/5 tur, ugryzienia bahanek(5) obtłuczenia(5)
• Percival 178/230, -10, oparzenia(25),ugryzienia bahanek(20) rany cięte, obtłuczenia(7)Yvette 40/209, -10, rana na lewej łydce(cięta), zatrucie jadem(-2PŻ co turę),
złamana noga - prawa, ręka - lewa, żebro, obicia, wstrząs mózgu, utrata przytomności
Zużycie bahanocydu:
Marianna 2/8
Cassius 0/8
Percival 2/8
Rhysand 1/8
- ekwipunek i mapa:
EKWIPUNEK:
POSIADANE PRZEDMIOTY:
Marianna - mapa podziemi, mapa miasteczka, eliksir przeciwbólowy(2), pastę na oparzenia(3 porcje, +85 (oparzenia), wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu(2 porcje, +115 (zranienia)) oraz porcję bahanocydu(1 porcje, -15 PŻ; L), księga
Cassius - jedwabna chusta, piersiówka wypełniona whiskey, notes, pergamin z runami, kameleon,bahanocyd, osłabiającego zdolności magicznego, kociej zwinności
Rhysand - pióro, bahanocyd, niezłomności i kameleona, byka
Percival - mapę parteru, 2 porcje eliksiru byka(+26 do sprawności; trwa 5 tur) i 1 porcje eliksiru(Ukrywanie się +31, trwa 5 tur) kociej zwinności, woreczek z proszkiem Fiuu, bahanocydu, niezłomności, gacka i grozy
Yvette - pierścionek od Pandory, mały nóż
eliksiry: przeciwbólowy (1 porcje, likwiduje karę za wybrany typ obrażeń na 5 tur.), osłabiający zdolności magiczne (1 porcje, -20 rzuty związane z magią; A), niezłomności (2 porcje, +85, trwa 5 tur.), gacka (32 porcje, +20 do spostrzegawczości (słuch); trwa 3 tury), grozy (3 porcje, Zastraszanie +20, trwa 5 tur), kameleon (1 porcje, bonus +10, trwa 3 tury), kociej zwinności
Nie lubię kiedy wszystko wali mi się na głowę. Zwłaszcza dosłownie. Zwłaszcza w szalonych manufakturach projektu pokręconych ludzi udających kanapę. Staję na chwilę w miejscu, łapiąc się za kolana i pozwalając sobie na krótkie odetchnięcie. Wciąż słyszę walące się ściany, ale tym razem decyduję się na rozejrzenie się po pomieszczeniu. Może dlatego, że bardziej przyciąga mój wzrok. Podchodzę do biurka i odnajduję podręcznik do starożytnych run dla początkujących. Nie zwracam szczególnej uwagi na podpis na okładce, bo nie jestem wielce zainteresowany imieniem i nazwiskiem właścicielki. Podejrzewam, że jest to zapewne dziewczynka ze zdjęcia, na to wskazuje przynajmniej logika. W innej sytuacji zapewnie przeglądnąłbym go z uwagą, ale teraz... Teraz może zaskakująco okazać się przydatny. Podnoszę go i chwytam w celu zabrania ze sobą. Zostaliśmy tylko my troje. Ja, Percy, Marie. Żadne z nas nie zna się na tych przeklętych znaczkach, Kasjusz miał przynajmniej cień pojęcia. Może to akurat szczęśliwy traf?
Ważenie na szali własnego życia okazało się procesem rozczarowująco wręcz spokojnym; nigdzie w okolicy nie rozległo się dramatyczne uderzenie dzwonu, pergaminowe stronnice nie zalały się jego własną krwią, werble nie rozegrały emocjonującego wstępu do wygłoszenia werdyktu; słowa, które napisał, wsiąknęły leniwie w kartkę, na kilka sekund pozostawiając po sobie jedynie nikłe wspomnienie. Percival wpatrywał się w pustą przestrzeń z dezorientacją, niepewny, czy właśnie nie zrobił z siebie kompletnego idioty albo, co gorsza – nie popełnił mało spektakularnego samobójstwa, ale jego cierpliwość została wkrótce nagrodzona. Księga (namyśliwszy się?) postanowiła oddać wreszcie skradziony atrament, układający się teraz w kolejne wierszowane wersy. Parsknął bezgłośnie, wydmuchując powietrze przez nos, czując rozluźniające się bez zapowiedzi nerwy i z jakiegoś powodu dostrzegając w tej całej sytuacji ziarno czarnego humoru; sufit miał za moment (dosłownie) zawalić mu się na głowę, a tymczasem zamiast jasnych wskazówek (których, prawdę mówiąc, wcale nie oczekiwał) otrzymał kolejną zagadkę do rozwikłania.
Zmarszczył brwi, wpatrując się raz po raz to w symbol roszady, to w rozłożoną na blacie mapę. Manewr szachowy, zamiana króla z wieżą – czy to naprawdę mogłoby być aż tak proste? Odliczył w myślach pokoje, kalkulując, właściwie miało to sens, poruszając się w prawo i cofając na ukos byłby w stanie dostać się do pomieszczenia z wyrysowanymi schodami. Co czekało go tam – nad tym postanowił jeszcze się nie zastanawiać, nie chcąc skupiać się na dwóch problemach jednocześnie. Gdzieś w tyle czaszki natrętny głos przypominał mu o jeszcze jednym, trzecim; wciąż nie miał w końcu pojęcia, gdzie wylądowali Rhysand i Marianna, i chociaż miał cichą nadzieję, że wszyscy troje spotkają się we właściwym pokoju, to ta bardziej realistyczna część jego osobowości okrutnie podpowiadała mu, że istniały na to niewielkie szanse.
Z chwilowego zamyślenia wyrwał go kolejny huk, najsilniejszy z dotychczasowych, zmuszający go do odruchowego złapania się krawędzi stołu (choć sam stół również nie wydawał się specjalnie stabilny); przyłożył przedramię do twarzy, osłaniając nos i usta przed chmurą ceglano-tynkowego pyłu, który gęstym tumanem uniósł się w górę, zawężając jego pole widzenia i przypominając o wiszącym nad głową (znów, dosłownie) niebezpieczeństwie. Zwinął szybko mapę, jeszcze raz zerkając na wyrysowany na pergaminie znak i szybkim krokiem podchodząc do kominka po wschodniej stronie pomieszczenia. Odetchnął, czując pod skórą pulsujący lekko stres. Istniały dwie możliwości: albo wskazówka księgi zadziała, albo okaże się, że podsunięty przez nią symbol nie istnieje i Percival zakończy swój żywot wewnątrz dwumetrowej ściany.
Kto nie ryzykuje, ten nie wraca do domu na kolację.
Wrzucił do paleniska garść proszku Fiuu, nie potrafiąc przegapić tego, jak niewiele pozostało go w woreczku, po czym nachylił się i za pomocą popiołu narysował roszadę na tylnej ściance szybu: wieża do przodu i król w prawo na skos.* Następnie wstrzymał oddech i po raz trzeci tej nocy wszedł w zielone płomienie.
* stojąc na wprost kominka, twarzą w stronę paleniska (w razie konieczności jeszcze narysuję)
Zmarszczył brwi, wpatrując się raz po raz to w symbol roszady, to w rozłożoną na blacie mapę. Manewr szachowy, zamiana króla z wieżą – czy to naprawdę mogłoby być aż tak proste? Odliczył w myślach pokoje, kalkulując, właściwie miało to sens, poruszając się w prawo i cofając na ukos byłby w stanie dostać się do pomieszczenia z wyrysowanymi schodami. Co czekało go tam – nad tym postanowił jeszcze się nie zastanawiać, nie chcąc skupiać się na dwóch problemach jednocześnie. Gdzieś w tyle czaszki natrętny głos przypominał mu o jeszcze jednym, trzecim; wciąż nie miał w końcu pojęcia, gdzie wylądowali Rhysand i Marianna, i chociaż miał cichą nadzieję, że wszyscy troje spotkają się we właściwym pokoju, to ta bardziej realistyczna część jego osobowości okrutnie podpowiadała mu, że istniały na to niewielkie szanse.
Z chwilowego zamyślenia wyrwał go kolejny huk, najsilniejszy z dotychczasowych, zmuszający go do odruchowego złapania się krawędzi stołu (choć sam stół również nie wydawał się specjalnie stabilny); przyłożył przedramię do twarzy, osłaniając nos i usta przed chmurą ceglano-tynkowego pyłu, który gęstym tumanem uniósł się w górę, zawężając jego pole widzenia i przypominając o wiszącym nad głową (znów, dosłownie) niebezpieczeństwie. Zwinął szybko mapę, jeszcze raz zerkając na wyrysowany na pergaminie znak i szybkim krokiem podchodząc do kominka po wschodniej stronie pomieszczenia. Odetchnął, czując pod skórą pulsujący lekko stres. Istniały dwie możliwości: albo wskazówka księgi zadziała, albo okaże się, że podsunięty przez nią symbol nie istnieje i Percival zakończy swój żywot wewnątrz dwumetrowej ściany.
Kto nie ryzykuje, ten nie wraca do domu na kolację.
Wrzucił do paleniska garść proszku Fiuu, nie potrafiąc przegapić tego, jak niewiele pozostało go w woreczku, po czym nachylił się i za pomocą popiołu narysował roszadę na tylnej ściance szybu: wieża do przodu i król w prawo na skos.* Następnie wstrzymał oddech i po raz trzeci tej nocy wszedł w zielone płomienie.
* stojąc na wprost kominka, twarzą w stronę paleniska (w razie konieczności jeszcze narysuję)
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
Albury
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Hertfordshire