Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Hertfordshire
Albury
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Albury
To miejsce zdaje się kompletnie zapomniane przez świat, jedynie na kilku mapach można dostrzec wypisaną drobnymi literami nazwę wioski. Jedną z nich można odnaleźć w British Museum. Czarodzieje nazwę mieściny kojarzą jedynie z nazwiskiem wynalazcy sieci Fiuu, nie zdając sobie sprawy z istnienia malutkiej wioski praktycznie zapomnianej przez świat – zarówno mugolski, jak i czarodziejski. Kiedyś tętniące życiem Albury, będące w centrum uwagi dzięki głównym kanałom sieci Fiuu, jak i manufakturze produkującej kominki na całą Anglię, dziś zdaje się zwyczajnie opustoszałe. Większość czarodziejów pracujących przy kontroli sieci Fiuu, przeniosło się wraz z otworzeniem nowego, większego punktu w Londynie, pozostawiając poprzedni na pastwę zapomnienia. Jedynie szef całego obiektu, znający jego wszystkie sekrety postanowił pozostać, by doglądać wciąż sprawnych kominków i chronić manufakturę przed wzrokiem ciekawskich mugoli, jego syn Leonard Bryat od kilku lat pracuje jako dyrektor w Biurze Głównym Sieci Fiuu. Mieszkańcy nie zbliżają się do jego dziwacznej posiadłości mieszczącej się już w lesie, kawałek od reszty zabudowań, uważają go za dziwaka i szaleńca. Co jakiś czas nad lasem unosi się dym, przeważnie nad miejscem w którym znajduje się dom czarodzieja, nikt z mieszkańców nie odważył się jednak zbadać przyczyny jego pochodzenia. Pod koniec czerwca '56 dziwna siła zrównała zniszczyła doszczętnie budynki Manufaktury
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 01.03.18 20:12, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Rhysand Crouch' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 83
'k100' : 83
Nie musiał odliczać upływającego czasu, bo robiła to za niego spływająca z sufitu woda; gromadząca się na podłodze, choć początkowo stanowiła element łatwy do zignorowania, powoli zaczynała zamieniać pomieszczenie w pułapkę, nadając mu charakteru mocno klaustrofobicznego. Mimo że Percival potrafił pływać, a utrzymanie się na powierzchni nie stanowiło dla niego wyzwania, zamknięta przestrzeń czyniła ewentualnie przetrwanie kwestią zdecydowanie problematyczną; nie chciałby umrzeć dusząc się pod wodą, dławiąc przepełnionymi podziemną wonią odmętami – wrota jednak, jak na ironię, postanowiły pozostać uparcie zamknięte, sprawiając, że stojąc przed nimi i rozmawiając z kamienną powierzchnią, czuł się jak idiota. Tym bardziej, że prowadzenie monologów skierowanych do przedmiotu martwego z jakiegoś powodu było jego pierwszą reakcją; chyba naprawdę zwariował, skoro wolał przekonać przejście, żeby otworzyło się samo, zamiast zwyczajnie spróbować to zrobić.
Nie to, żeby wierzył, że popchnięcie wrót na cokolwiek się zda.
Podniósł spojrzenie, jeszcze raz zatrzymując je na napisie nad krawędzią. – Najpierw miłość, a teraz co? – rzucił w przestrzeń poirytowany, w kilku (chlupoczących) krokach niwelując dystans między własną osobą, a drzwiami, i przez chwilę mocno napierając na nie ramieniem. Nie miał czasu na zastanawianie się nad wierszykami, na próby rozwikłania zagadek, utkanych w chorym umyśle szefa manufaktury; musiał dotrzeć do anomalii, nagiąć ją do własnych celów i jak najszybciej wydostać się na powierzchnię, najlepiej odnajdując po drodze Rhysanda i Mariannę. I Cassiusa, i Yvette, dodał w myślach, nie chcąc jeszcze dopuścić do siebie myśli, że po takim czasie może nie być po kogo wracać, uparcie ignorując wspomnienie pożaru, szalejącego na terenie otaczającym zawalony budynek.
Ta myśl, nagła i nieprzyjemna, dodała mu jakiejś determinacji. Popchnął drzwi raz jeszcze, po czym uniósł różdżkę, kierując je na kamienną powierzchnię. Alohomora nie miało sensu w przypadku, gdy nigdzie nie było widać zamka, ale może był w stanie skłonić wrota do ujawnienia skrywanej tajemnicy inaczej? Odetchnął głęboko, starając się skupić myśli (co w obecnej sytuacji wcale nie było proste); zaklęcie, które wybrał, nie należało do łatwych, najprawdopodobniej nie miało też szans na powodzenie, ale i tak wbrew rozsądkowi liczył na łut głupiego szczęścia. – Specialis Revelio – mruknął, intensywnie wpatrując się w koniec różdżki.
Nie to, żeby wierzył, że popchnięcie wrót na cokolwiek się zda.
Podniósł spojrzenie, jeszcze raz zatrzymując je na napisie nad krawędzią. – Najpierw miłość, a teraz co? – rzucił w przestrzeń poirytowany, w kilku (chlupoczących) krokach niwelując dystans między własną osobą, a drzwiami, i przez chwilę mocno napierając na nie ramieniem. Nie miał czasu na zastanawianie się nad wierszykami, na próby rozwikłania zagadek, utkanych w chorym umyśle szefa manufaktury; musiał dotrzeć do anomalii, nagiąć ją do własnych celów i jak najszybciej wydostać się na powierzchnię, najlepiej odnajdując po drodze Rhysanda i Mariannę. I Cassiusa, i Yvette, dodał w myślach, nie chcąc jeszcze dopuścić do siebie myśli, że po takim czasie może nie być po kogo wracać, uparcie ignorując wspomnienie pożaru, szalejącego na terenie otaczającym zawalony budynek.
Ta myśl, nagła i nieprzyjemna, dodała mu jakiejś determinacji. Popchnął drzwi raz jeszcze, po czym uniósł różdżkę, kierując je na kamienną powierzchnię. Alohomora nie miało sensu w przypadku, gdy nigdzie nie było widać zamka, ale może był w stanie skłonić wrota do ujawnienia skrywanej tajemnicy inaczej? Odetchnął głęboko, starając się skupić myśli (co w obecnej sytuacji wcale nie było proste); zaklęcie, które wybrał, nie należało do łatwych, najprawdopodobniej nie miało też szans na powodzenie, ale i tak wbrew rozsądkowi liczył na łut głupiego szczęścia. – Specialis Revelio – mruknął, intensywnie wpatrując się w koniec różdżki.
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Nott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 88
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 88
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Pojawienie się Rhysanda miało coś zmienić, a jedynie pokomplikowało sprawę. Jego zaklęcie, chociaż kombinował dobrze, nie za dużo dało a zamiast tego Mugol skupił na nim swoją uwagę i zaatakował mojego towarzysza. Crouch musiał poradzić sobie z pajęczynami i pająkami, które próbowały go obejść, a ja miałam zamiar pójść jego tropem i spróbować odgrodzić od nas tego stwora. Wyciągnęłam więc różdżkę ponownie przed siebie, musieliśmy się śpieszyć, bo wstrząsy były coraz silniejsze. Jeszcze chwila i pogrzebie nas tu żywcem.
- Murusio - wykonała ruch ręką w taki sposób, w jaki by chciała by pojawiła się odgradzająca nas ściana.
To ja tak jak Rhysand, że najlepiej ściana to ta czerwona linia, ale jeśli mugol stoi bardziej dolnego kominka do różowa
- Murusio - wykonała ruch ręką w taki sposób, w jaki by chciała by pojawiła się odgradzająca nas ściana.
To ja tak jak Rhysand, że najlepiej ściana to ta czerwona linia, ale jeśli mugol stoi bardziej dolnego kominka do różowa
A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Marianna Goshawk' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 31
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 31
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Percival spróbował popchnąć drzwi, jednak nic to nie zmieniło. Ciężki, masywny kamień ani drgnął. Zaklęcie które wybrał sprawiło iż dostrzegł błękitnawe linie jakby pod kamieniem, na samych wrotach linki plątały się i przenikały przez siebie, jednak u góry, nad słowami wychodziło tylko pięć linii, każda z nich rozchodziła się do innego korytarza. Była jeszcze jedna, szósta - czerwona - prowadziła prosto do korytarza z którego przyszedł Percival. Do tego, jeśli Percival uniesie głowę zauważy, że wszystkie sześć linii rozchodzących się do różnych korytarzy podłączona jest z rurami z których leciała woda, ta zaś sięgała mu już do kolan.
Rhysand i Marianna nadal walczyli. Rhysand z powodzeniem uwolnił się z pajęczyn oblepiających jego stopy mógł już poruszać się sprawnie. Zaklęcia Marianny było nieudane. Mugol warknął machnął dłonią, jakby chcąc odgonić kurz, który wleciał za kominkiem za nim, wraz z machnięciem dłonią posłał w kierunku Marianny kulę ognia.
Próba uniknięcia kuli posiada ST 70, przed nią broni zwykłe Protego.
Budynek znów się zatrząsł, z sufitu posypał się był - było pewnym, że ledwie minuty dzielą go przed całkowitym zrównaniem z ziemią. Większa część pomieszczeń już dawno została stratowana przez zapadające się sufity.
model przemieszczania się
Percival 2/5
Marianna 4/5
Rhysand 3/5
Isla, nie może już dołączyć.
Na odpis czekam do 6 lutego, godzina 20:00
Rhysand i Marianna nadal walczyli. Rhysand z powodzeniem uwolnił się z pajęczyn oblepiających jego stopy mógł już poruszać się sprawnie. Zaklęcia Marianny było nieudane. Mugol warknął machnął dłonią, jakby chcąc odgonić kurz, który wleciał za kominkiem za nim, wraz z machnięciem dłonią posłał w kierunku Marianny kulę ognia.
Próba uniknięcia kuli posiada ST 70, przed nią broni zwykłe Protego.
Budynek znów się zatrząsł, z sufitu posypał się był - było pewnym, że ledwie minuty dzielą go przed całkowitym zrównaniem z ziemią. Większa część pomieszczeń już dawno została stratowana przez zapadające się sufity.
model przemieszczania się
Percival 2/5
Marianna 4/5
Rhysand 3/5
Isla, nie może już dołączyć.
Na odpis czekam do 6 lutego, godzina 20:00
- Żywotność:
• Marianna 155/210, -15 migrena(20)Cassius 0/153, -30,oparzenia, trauma krwi(niezatrzymane krwawienie -5PŻ na turę), rana na piersi(cięte), zatrucie jadem(-2PŻ co turę),złamana noga - lewa, ręka - lewa, żebro, obicia, wstrząs mózgu, utrata przytomności
• Rhysand 177/217, -5, oparzenia(15),migrena (40)1/5 tur, ugryzienia bahanek(5) obtłuczenia(5)
• Percival 188/230, -5, oparzenia(25),ugryzienia bahanek(20) rany cięte, obtłuczenia(7)Yvette 40/209, -10, rana na lewej łydce(cięta), zatrucie jadem(-2PŻ co turę),
złamana noga - prawa, ręka - lewa, żebro, obicia, wstrząs mózgu, utrata przytomności
Zużycie bahanocydu:
Marianna 2/8
Cassius 0/8
Percival 2/8
Rhysand 1/8
- ekwipunek i mapa:
7
EKWIPUNEK:
POSIADANE PRZEDMIOTY:
Marianna - mapa podziemi, mapa miasteczka, eliksir przeciwbólowy(2), pastę na oparzenia(3 porcje, +85 (oparzenia), wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu(2 porcje, +115 (zranienia)) oraz porcję bahanocydu(1 porcje, -15 PŻ; L), księga
Cassius - jedwabna chusta, piersiówka wypełniona whiskey, notes, pergamin z runami, kameleon,bahanocyd, osłabiającego zdolności magicznego, kociej zwinności
Rhysand - pióro, bahanocyd, niezłomności i kameleona, byka
Percival - mapę parteru, 2 porcje eliksiru byka(+26 do sprawności; trwa 5 tur) i 1 porcje eliksiru(Ukrywanie się +31, trwa 5 tur) kociej zwinności, woreczek z proszkiem Fiuu, bahanocydu, niezłomności,gackai grozy
Yvette - pierścionek od Pandory, mały nóż
eliksiry: przeciwbólowy (1 porcje, likwiduje karę za wybrany typ obrażeń na 5 tur.), osłabiający zdolności magiczne (1 porcje, -20 rzuty związane z magią; A), niezłomności (2 porcje, +85, trwa 5 tur.), gacka (32 porcje, +20 do spostrzegawczości (słuch); trwa 3 tury), grozy (3 porcje, Zastraszanie +20, trwa 5 tur), kameleon (1 porcje, bonus +10, trwa 3 tury), kociej zwinności
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 06.02.18 19:51, w całości zmieniany 1 raz
Kolejne minuty przelewały mu się przez palce, zmarnowane na desperackich próbach rozwiązania zagadki, której nie rozumiał; zdawał sobie sprawę z tego, że marnował czas – mylił się, plątał, potykał o własne myśli, w efekcie trwoniąc coraz wątlejszą szansę na powodzenie misji. Nie nadawał się do tego; działał na oślep, jak błądzące we mgle dziecko, otwierając kolejne drzwi i przechodząc przez następne korytarze tylko dzięki łutowi głupiego szczęścia. Którego pokłady zdawały się właśnie wyczerpywać; coś przewróciło mu się w żołądku, gdy poziom wody sięgnął jego kolan, sprawiając, że coś tak prozaicznego, jak poruszanie, stało się irytująco mozolne. Potrafił oczami wyobraźni zobaczyć już swój własny koniec – bezładne miotanie się po podziemiach jeszcze przez kilkanaście minut, powierzchnię lodowatej cieczy unoszącą się wyżej i wyżej, wreszcie: moment, w którym nie będzie miał innego wyjścia, niż zanurzyć głowę w ciemnych odmętach. Jak długo wytrzymałby bez powietrza, nawet jeżeli udałoby mu się wyczarować bąblogłowę?
Rozumiał to wszystko, a jednak w jakiś niewyjaśniony sposób był spokojny, odcięty od rzeczywistości niewidzialną barierą, która wykrzywiała ją niczym surrealistycznie zakrzywione lustro. Może jego własny organizm postanowił uchronić go w ten sposób przed nadchodzącą falą paraliżującej paniki; a może naprawdę oszalał, poddając się odbierającej zmysły magii tego miejsca, tej samej, która uczyniła z szefa manufaktury kompletnego wariata.
Wziął głębszy oddech, rozpraszając niepotrzebne myśli raz jeszcze i podążając wzrokiem za utkanymi z zaklęcia liniami. Pięcioma niebieskimi i jedną czerwoną, jakby świecącą w półmroku ostrzegawczo; chociaż nadal do końca nie rozumiał, co działo się w budynku – oprócz tego, że wciąż targały nim coraz gwałtowniejsze wstrząsy – nawet on był w stanie poskładać fakty w całość. Nitka o wściekłej barwie prowadziła do korytarza, z którego przyszedł – korytarza, w którym lekkomyślnie wcisnął ukryty w ścianie przycisk. Czy powinien aktywować również pozostałe pięć, żeby otworzyć kamienne wrota, czy wprost przeciwnie: naprawić to, co zepsuł? Zastanowił się nad tym przez ułamek sekundy, ale podjęcie decyzji nie było podyktowane rozsądkiem, a czystą kalkulacją; biorąc pod uwagę prędkość podnoszenia się wody, nie miał szans dotrzeć na czas do wszystkich pięciu korytarzy.
Nadal mocno ściskając różdżkę w dłoni, ruszył więc w stronę drzwi, zza których właśnie przyszedł, siłując się ze stawianym przez podziemną rzekę oporem. Droga powrotna była dłuższa, powolniejsza, bardziej męcząca; on sam był zresztą coraz bardziej wykończony, choć szumiąca w żyłach adrenalina póki co utrzymywała go w pełnej przytomności. Gdy dotarł do mniejszego pomieszczenia, skierował się od razu ku przeklętemu przyciskowi z kulą ziemską i spróbował nacisnąć go raz jeszcze – licząc na to, że nie tylko odblokuje w ten sposób drzwi, ale również zatrzyma przepływ wody, której rosnący stale poziom zaczynał stanowić realne zagrożenie. Nie tylko dla niego; nie zapominał o Mariannie i Rhysandzie, nadal – wbrew logice – mając nadzieję, że dołączą do niego lada chwila, o ile oczywiście nie odetnie im drogi wodną barierą.
Po naciśnięciu przycisku, spróbował wrócić do pomieszczenia z wrotami i popchnąć je raz jeszcze, boleśnie świadomy, że była to jego ostatnia szansa; jeżeli drzwi ani drgną, mimo wszystkich sześciu linii lśniących na niebiesko, nie będzie w stanie w żaden sposób dostać się do środka. A biorąc pod uwagę, że również i droga powrotna została odcięta, znajdzie się w swoim własnym grobowcu.
Rozumiał to wszystko, a jednak w jakiś niewyjaśniony sposób był spokojny, odcięty od rzeczywistości niewidzialną barierą, która wykrzywiała ją niczym surrealistycznie zakrzywione lustro. Może jego własny organizm postanowił uchronić go w ten sposób przed nadchodzącą falą paraliżującej paniki; a może naprawdę oszalał, poddając się odbierającej zmysły magii tego miejsca, tej samej, która uczyniła z szefa manufaktury kompletnego wariata.
Wziął głębszy oddech, rozpraszając niepotrzebne myśli raz jeszcze i podążając wzrokiem za utkanymi z zaklęcia liniami. Pięcioma niebieskimi i jedną czerwoną, jakby świecącą w półmroku ostrzegawczo; chociaż nadal do końca nie rozumiał, co działo się w budynku – oprócz tego, że wciąż targały nim coraz gwałtowniejsze wstrząsy – nawet on był w stanie poskładać fakty w całość. Nitka o wściekłej barwie prowadziła do korytarza, z którego przyszedł – korytarza, w którym lekkomyślnie wcisnął ukryty w ścianie przycisk. Czy powinien aktywować również pozostałe pięć, żeby otworzyć kamienne wrota, czy wprost przeciwnie: naprawić to, co zepsuł? Zastanowił się nad tym przez ułamek sekundy, ale podjęcie decyzji nie było podyktowane rozsądkiem, a czystą kalkulacją; biorąc pod uwagę prędkość podnoszenia się wody, nie miał szans dotrzeć na czas do wszystkich pięciu korytarzy.
Nadal mocno ściskając różdżkę w dłoni, ruszył więc w stronę drzwi, zza których właśnie przyszedł, siłując się ze stawianym przez podziemną rzekę oporem. Droga powrotna była dłuższa, powolniejsza, bardziej męcząca; on sam był zresztą coraz bardziej wykończony, choć szumiąca w żyłach adrenalina póki co utrzymywała go w pełnej przytomności. Gdy dotarł do mniejszego pomieszczenia, skierował się od razu ku przeklętemu przyciskowi z kulą ziemską i spróbował nacisnąć go raz jeszcze – licząc na to, że nie tylko odblokuje w ten sposób drzwi, ale również zatrzyma przepływ wody, której rosnący stale poziom zaczynał stanowić realne zagrożenie. Nie tylko dla niego; nie zapominał o Mariannie i Rhysandzie, nadal – wbrew logice – mając nadzieję, że dołączą do niego lada chwila, o ile oczywiście nie odetnie im drogi wodną barierą.
Po naciśnięciu przycisku, spróbował wrócić do pomieszczenia z wrotami i popchnąć je raz jeszcze, boleśnie świadomy, że była to jego ostatnia szansa; jeżeli drzwi ani drgną, mimo wszystkich sześciu linii lśniących na niebiesko, nie będzie w stanie w żaden sposób dostać się do środka. A biorąc pod uwagę, że również i droga powrotna została odcięta, znajdzie się w swoim własnym grobowcu.
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
Kiedy zaklęcie Marie nic nie daje, wzdycham cicho, ale na szczęście udaje mi się uwolnić z lepkiej pajęczyny.
– Och Salazarze – mówię tylko cicho, bo czuję, że za niedługo manufakturą znowu coś wstrząśnie.
Przenośnie albo dosłownie. Nie wiem co mam robić. Nim się oglądam, w stronę Marianny pędzi kula ognia. Nie zostawię jej tu i nie ucieknę, zresztą nawet gdybym chciał, zapewne skończyłoby się to fiaskiem. Przeklęty idiota od kominków, naprawdę. I nawet nie umie grać w szachy. Kątem oka spoglądam na towarzyszkę, zdając sobie sprawę z tego, że nie mamy czasu. Ani pomysłu. Nie wiemy gdzie jest Percival. Na brodę Merlina, naprawdę. Wyciągam przed siebie różdżkę i ściskam ją mocniej.
– Murusio – mówię, rysując linię łączącą dwie ściany po raz kolejny.
Może tym razem się uda. Do trzech razy sztuka. Ewentualnie do dwudziestu, tylko obawiam się, że aż tyle podejść niestety nie będzie nam dane.
O taki mur próbuje wyczarować
– Och Salazarze – mówię tylko cicho, bo czuję, że za niedługo manufakturą znowu coś wstrząśnie.
Przenośnie albo dosłownie. Nie wiem co mam robić. Nim się oglądam, w stronę Marianny pędzi kula ognia. Nie zostawię jej tu i nie ucieknę, zresztą nawet gdybym chciał, zapewne skończyłoby się to fiaskiem. Przeklęty idiota od kominków, naprawdę. I nawet nie umie grać w szachy. Kątem oka spoglądam na towarzyszkę, zdając sobie sprawę z tego, że nie mamy czasu. Ani pomysłu. Nie wiemy gdzie jest Percival. Na brodę Merlina, naprawdę. Wyciągam przed siebie różdżkę i ściskam ją mocniej.
– Murusio – mówię, rysując linię łączącą dwie ściany po raz kolejny.
Może tym razem się uda. Do trzech razy sztuka. Ewentualnie do dwudziestu, tylko obawiam się, że aż tyle podejść niestety nie będzie nam dane.
O taki mur próbuje wyczarować
The member 'Rhysand Crouch' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 42
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 42
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Los chyba chciał, aby Marianna w końcu dokończyła swego żywota. Ten ogień za bardzo się jej uczepił. Najpierw wyszła cudem z zawalonej i płonącej Wywerny a teraz ten stwór objął sobie chyba za punkt honoru znowu ją przypalić. Jeszcze nadal czuła jego poprzednie ataki, od uderzenia przez odrzucenia na drugi koniec sali, a tu znowu w jej kierunku leciała kula ognia. Rhysand usilnie starał się ich odgrodzić od potwora, aby mogli w końcu opuścić to pomieszczenie, ale im nie szło. Nie wiedzieli co się dzieje z Nott'em. Wiedzieli co się dzieje tu i teraz i podejmowali dobre dla nich decyzję. Chyba oboje nie chcieli ryzykować udanie się randomowym kominkiem w randomowe miejsce. Zbyt dużo mieli do stracenia.
- Protego - machnęła różdżką niemalże modląc się w duchu o powodzenie zaklęcia.
Albo lepiej, o to aby anomalie znowu nie pokrzyżowały jej planu. Ta wyprawa od samego początku była jedną wielką porażką.
- Protego - machnęła różdżką niemalże modląc się w duchu o powodzenie zaklęcia.
Albo lepiej, o to aby anomalie znowu nie pokrzyżowały jej planu. Ta wyprawa od samego początku była jedną wielką porażką.
A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Marianna Goshawk' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 92
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 92
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Percival ruszył korytarzem brodząc w wodzie której z każdą chwilą przybywało. Wrócił do pomieszczenia w którym chwilę wcześniej walczył z duplikatami kluczy, nacisnął jeszcze raz przycisk, który wcisnął wcześniej - tym razem świadomie. Gdy ponownie znalazł się w prostokątnym pomieszczeniu woda sięgała mu już do połowy uda. Pchnięte drzwi nie ruszyły się nawet odrobinę, teraz wstążki nie były już błękitne, wszystkie przybrały pomarańczowy odcień. Jeśli uniósł głowę ku górze, zauważył, że słowa znajdujące się nad wrotami zmieniły się. Napis, który teraz gościł nad jego głową głosił.
ARE IWK SODJE IN COMJAN KARBO GEJARE IMUME SAZ CMIN ZIELA EJYŻE INCI NO GEINZEB
Rhysandowi nie udało się oddzielić murem siebie i uzdrowicielki od mugola. Oboje próbowali to uczynić już od jakiegoś czasu pozostając na miejscu, a czas zdawał się całkowicie kończyć, świadczyły o tym co rusz trzęsące się ściany budynku, ta za Rhysandem zaczęła pękać. Widocznie jednak nie radzili sobie z zaklęciem z dziedziny OPCM, trwoniąc sekundy. Mariannie udało się wyczarować tarczę, urok zatrzymał lecącą w jej stronę kulę ognia.
model przemieszczania się
Percival 2/5
Marianna 4/5
Rhysand 3/5
Isla, nie może już dołączyć.
Na odpis czekam do 8 lutego, godzina 20:00
ARE IWK SODJE IN COMJAN KARBO GEJARE IMUME SAZ CMIN ZIELA EJYŻE INCI NO GEINZEB
Rhysandowi nie udało się oddzielić murem siebie i uzdrowicielki od mugola. Oboje próbowali to uczynić już od jakiegoś czasu pozostając na miejscu, a czas zdawał się całkowicie kończyć, świadczyły o tym co rusz trzęsące się ściany budynku, ta za Rhysandem zaczęła pękać. Widocznie jednak nie radzili sobie z zaklęciem z dziedziny OPCM, trwoniąc sekundy. Mariannie udało się wyczarować tarczę, urok zatrzymał lecącą w jej stronę kulę ognia.
model przemieszczania się
Percival 2/5
Marianna 4/5
Rhysand 3/5
Isla, nie może już dołączyć.
Na odpis czekam do 8 lutego, godzina 20:00
- Żywotność:
• Marianna 155/210, -10 migrena(20)Cassius 0/153, -30,oparzenia, trauma krwi(niezatrzymane krwawienie -5PŻ na turę), rana na piersi(cięte), zatrucie jadem(-2PŻ co turę),złamana noga - lewa, ręka - lewa, żebro, obicia, wstrząs mózgu, utrata przytomności
• Rhysand 177/217, -5, oparzenia(15),migrena (40)1/5 tur, ugryzienia bahanek(5) obtłuczenia(5)
• Percival 188/230, -5, oparzenia(25),ugryzienia bahanek(20) rany cięte, obtłuczenia(7)Yvette 40/209, -10, rana na lewej łydce(cięta), zatrucie jadem(-2PŻ co turę),
złamana noga - prawa, ręka - lewa, żebro, obicia, wstrząs mózgu, utrata przytomności
Zużycie bahanocydu:
Marianna 2/8
Cassius 0/8
Percival 2/8
Rhysand 1/8
- ekwipunek i mapa:
6
EKWIPUNEK:
POSIADANE PRZEDMIOTY:
Marianna - mapa podziemi, mapa miasteczka, eliksir przeciwbólowy(2), pastę na oparzenia(3 porcje, +85 (oparzenia), wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu(2 porcje, +115 (zranienia)) oraz porcję bahanocydu(1 porcje, -15 PŻ; L), księga
Cassius - jedwabna chusta, piersiówka wypełniona whiskey, notes, pergamin z runami, kameleon,bahanocyd, osłabiającego zdolności magicznego, kociej zwinności
Rhysand - pióro, bahanocyd, niezłomności i kameleona, byka
Percival - mapę parteru, 2 porcje eliksiru byka(+26 do sprawności; trwa 5 tur) i 1 porcje eliksiru(Ukrywanie się +31, trwa 5 tur) kociej zwinności, woreczek z proszkiem Fiuu, bahanocydu, niezłomności,gackai grozy
Yvette - pierścionek od Pandory, mały nóż
eliksiry: przeciwbólowy (1 porcje, likwiduje karę za wybrany typ obrażeń na 5 tur.), osłabiający zdolności magiczne (1 porcje, -20 rzuty związane z magią; A), niezłomności (2 porcje, +85, trwa 5 tur.), gacka (32 porcje, +20 do spostrzegawczości (słuch); trwa 3 tury), grozy (3 porcje, Zastraszanie +20, trwa 5 tur), kameleon (1 porcje, bonus +10, trwa 3 tury), kociej zwinności
Drzwi ani drgnęły.
To była pierwsza rzecz, na którą zwrócił uwagę; świadomość, przyćmiewająca pomarańczowy, lśniący mdło kolor magicznych linii, podnoszącą się coraz szybciej wodę, zmieniony kształt liter. Był uwięziony, zamknięty w cholernej pułapce, w którą sam dobrowolnie wszedł, nie będąc nawet pewnym, że zmierzał w dobrym kierunku; być może za kamiennymi wrotami w rzeczywistości nie było nic; może Rhysand i Marianna nie podążali za nim, bo już dawno sami zlokalizowali anomalię i zajmowali się jej okiełznaniem; może miał zginąć na marne, nabrawszy się na okrutny, szaleńczy żart, wysmażony przez Bryata. Nie chciał przyjąć tego do wiadomości, ale perspektywa bezsensownej śmierci wydawała mu się coraz bardziej prawdopodobna, i aż przymknął powieki w reakcji na własną głupotę; po co mu to było, po co bawił się w samotnego bohatera, zamiast w pierwszej kolejności odnaleźć swoich towarzyszy?
Opuścił bezwładnie ręce, wzdrygając się, gdy obie dłonie zanurzyły się pod taflę wody, jakby dopiero wtedy orientując się, że jej poziom sięgał mu już ud. Serce zgubiło jedno uderzenie i odruchowo cofnął się o krok do tyłu, czy może – spróbował się cofnąć, bo przemieszczanie w nowych warunkach nie było wcale takie proste. Zachwiał się, niemal tracąc równowagę i odzyskując ją w ostatniej chwili; tylko dzięki temu jednak jego spojrzenie ponownie powędrowało nad drzwi, zatrzymując się na literach, układających się w kolejną, bezładną wiadomość.
Komu, na mądrość Salazara, chciało się projektować ten popaprany labirynt?
Zrobił jeszcze dwa chwiejne kroki do tyłu, żeby lepiej widzieć; nauczony doświadczeniem z poprzedniego razu, bardzo szybko zorientował się, że tekst należało czytać na opak. Zmarszczył brwi, składając w całość kolejne wyrazy i próbując wyłuskać z nich sens. Bez tego nic nie żyje, ale i z nim czasem umiera, jego brak najmocniej doskwiera. Westchnął ciężko, zagadka nie była ani odrobinę bardziej jednoznaczna, niż poprzednia – tylko w ciągu paru sekund był w stanie wymyślić przynajmniej kilka odpowiedzi, które pasowały mu w równym stopniu. Najgorsze jednak było to, że nie był wcale pewien, że to właśnie hasło otwierało drzwi; może trzeba było coś jeszcze zrobić, rzucić właściwe zaklęcie, odpowiedzieć kamiennej ścianie wierszem, wspak, albo rzucić się do wody i błagać o litość?
Nie przejmował się już tym, na jak wielkiego kretyna wypadał; i tak dookoła nie było nikogo, kto mógłby być świadkiem jego upadku. – Ogień? – zapytał, nie oczekując żadnej odpowiedzi, za wyjątkiem własnego, odbijającego się od ścian i powierzchni wody echa. – Powietrze? Światło? – Czego brak jemu najbardziej doskwierał? – Czas? – wymieniał, już nie licząc na żaden efekt, ale coś się w nim buntowało na myśl, żeby tak po prostu stać i czekać na śmierć.
Chociaż najprawdopodobniej i tak nie miało to żadnego znaczenia.
To była pierwsza rzecz, na którą zwrócił uwagę; świadomość, przyćmiewająca pomarańczowy, lśniący mdło kolor magicznych linii, podnoszącą się coraz szybciej wodę, zmieniony kształt liter. Był uwięziony, zamknięty w cholernej pułapce, w którą sam dobrowolnie wszedł, nie będąc nawet pewnym, że zmierzał w dobrym kierunku; być może za kamiennymi wrotami w rzeczywistości nie było nic; może Rhysand i Marianna nie podążali za nim, bo już dawno sami zlokalizowali anomalię i zajmowali się jej okiełznaniem; może miał zginąć na marne, nabrawszy się na okrutny, szaleńczy żart, wysmażony przez Bryata. Nie chciał przyjąć tego do wiadomości, ale perspektywa bezsensownej śmierci wydawała mu się coraz bardziej prawdopodobna, i aż przymknął powieki w reakcji na własną głupotę; po co mu to było, po co bawił się w samotnego bohatera, zamiast w pierwszej kolejności odnaleźć swoich towarzyszy?
Opuścił bezwładnie ręce, wzdrygając się, gdy obie dłonie zanurzyły się pod taflę wody, jakby dopiero wtedy orientując się, że jej poziom sięgał mu już ud. Serce zgubiło jedno uderzenie i odruchowo cofnął się o krok do tyłu, czy może – spróbował się cofnąć, bo przemieszczanie w nowych warunkach nie było wcale takie proste. Zachwiał się, niemal tracąc równowagę i odzyskując ją w ostatniej chwili; tylko dzięki temu jednak jego spojrzenie ponownie powędrowało nad drzwi, zatrzymując się na literach, układających się w kolejną, bezładną wiadomość.
Komu, na mądrość Salazara, chciało się projektować ten popaprany labirynt?
Zrobił jeszcze dwa chwiejne kroki do tyłu, żeby lepiej widzieć; nauczony doświadczeniem z poprzedniego razu, bardzo szybko zorientował się, że tekst należało czytać na opak. Zmarszczył brwi, składając w całość kolejne wyrazy i próbując wyłuskać z nich sens. Bez tego nic nie żyje, ale i z nim czasem umiera, jego brak najmocniej doskwiera. Westchnął ciężko, zagadka nie była ani odrobinę bardziej jednoznaczna, niż poprzednia – tylko w ciągu paru sekund był w stanie wymyślić przynajmniej kilka odpowiedzi, które pasowały mu w równym stopniu. Najgorsze jednak było to, że nie był wcale pewien, że to właśnie hasło otwierało drzwi; może trzeba było coś jeszcze zrobić, rzucić właściwe zaklęcie, odpowiedzieć kamiennej ścianie wierszem, wspak, albo rzucić się do wody i błagać o litość?
Nie przejmował się już tym, na jak wielkiego kretyna wypadał; i tak dookoła nie było nikogo, kto mógłby być świadkiem jego upadku. – Ogień? – zapytał, nie oczekując żadnej odpowiedzi, za wyjątkiem własnego, odbijającego się od ścian i powierzchni wody echa. – Powietrze? Światło? – Czego brak jemu najbardziej doskwierał? – Czas? – wymieniał, już nie licząc na żaden efekt, ale coś się w nim buntowało na myśl, żeby tak po prostu stać i czekać na śmierć.
Chociaż najprawdopodobniej i tak nie miało to żadnego znaczenia.
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
– Na zęby Roweny! – wołam sfrustrowany, kiedy zaklęcie znowu nie działa.
Już nie mogę. Nie mamy czasu. Nigdy go nie miałem a teraz? Ściana tuż za mną zaczyna się walić. Skoro już ten budynek ma nas w sobie pogrzebać, to decyduję się na dość szalony krok. Spoglądam w stronę Marianny pytającym wzrokiem: nie wiem co mym robić, czy mamy ryzykować? Zachowywać się jak szaleńcy? Czy w tym szaleństwie jest jakaś metoda? Może. Mam nadzieję. Może to ostatnia z możliwych możliwości. Wyciągam rękę przed siebie, ale nie wbijam wzroku w mugola. O nie, nie mamy na to czasu. Zamiast tego kieruję dłoń z różdżką w ścianę i podłogę naprzeciwko mnie, za mugolem, jednak mimo wszystko raczej w konstrukcję budynku. Mam dość głupich kominków. Chcę zrobić przejście. Jestem już bardzo, bardzo blisko rzucenia Deprimo, ale coś mnie powtstrzymuje. A jeśli cały budynek runie? Nie tylko na nas ale i na Percy'ego? Jeśli skończymy jak Kasjusz i Marianna? Jak widać OPCM nieszczególnie mi dziś idzie, więc odrzucam od siebie także Drętwotę. Czas na moją ulubioną dziedzinę.
– Casa Aranea – mówię i kieruję zaklęcie w stronę stóp mugola.
Niech sam poczuje jak miło być uwięzionym w pajęczynie.
Już nie mogę. Nie mamy czasu. Nigdy go nie miałem a teraz? Ściana tuż za mną zaczyna się walić. Skoro już ten budynek ma nas w sobie pogrzebać, to decyduję się na dość szalony krok. Spoglądam w stronę Marianny pytającym wzrokiem: nie wiem co mym robić, czy mamy ryzykować? Zachowywać się jak szaleńcy? Czy w tym szaleństwie jest jakaś metoda? Może. Mam nadzieję. Może to ostatnia z możliwych możliwości. Wyciągam rękę przed siebie, ale nie wbijam wzroku w mugola. O nie, nie mamy na to czasu. Zamiast tego kieruję dłoń z różdżką w ścianę i podłogę naprzeciwko mnie, za mugolem, jednak mimo wszystko raczej w konstrukcję budynku. Mam dość głupich kominków. Chcę zrobić przejście. Jestem już bardzo, bardzo blisko rzucenia Deprimo, ale coś mnie powtstrzymuje. A jeśli cały budynek runie? Nie tylko na nas ale i na Percy'ego? Jeśli skończymy jak Kasjusz i Marianna? Jak widać OPCM nieszczególnie mi dziś idzie, więc odrzucam od siebie także Drętwotę. Czas na moją ulubioną dziedzinę.
– Casa Aranea – mówię i kieruję zaklęcie w stronę stóp mugola.
Niech sam poczuje jak miło być uwięzionym w pajęczynie.
The member 'Rhysand Crouch' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 43
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 43
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Albury
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Hertfordshire