Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Hertfordshire
Albury
Strona 26 z 26 • 1 ... 14 ... 24, 25, 26
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Albury
To miejsce zdaje się kompletnie zapomniane przez świat, jedynie na kilku mapach można dostrzec wypisaną drobnymi literami nazwę wioski. Jedną z nich można odnaleźć w British Museum. Czarodzieje nazwę mieściny kojarzą jedynie z nazwiskiem wynalazcy sieci Fiuu, nie zdając sobie sprawy z istnienia malutkiej wioski praktycznie zapomnianej przez świat – zarówno mugolski, jak i czarodziejski. Kiedyś tętniące życiem Albury, będące w centrum uwagi dzięki głównym kanałom sieci Fiuu, jak i manufakturze produkującej kominki na całą Anglię, dziś zdaje się zwyczajnie opustoszałe. Większość czarodziejów pracujących przy kontroli sieci Fiuu, przeniosło się wraz z otworzeniem nowego, większego punktu w Londynie, pozostawiając poprzedni na pastwę zapomnienia. Jedynie szef całego obiektu, znający jego wszystkie sekrety postanowił pozostać, by doglądać wciąż sprawnych kominków i chronić manufakturę przed wzrokiem ciekawskich mugoli, jego syn Leonard Bryat od kilku lat pracuje jako dyrektor w Biurze Głównym Sieci Fiuu. Mieszkańcy nie zbliżają się do jego dziwacznej posiadłości mieszczącej się już w lesie, kawałek od reszty zabudowań, uważają go za dziwaka i szaleńca. Co jakiś czas nad lasem unosi się dym, przeważnie nad miejscem w którym znajduje się dom czarodzieja, nikt z mieszkańców nie odważył się jednak zbadać przyczyny jego pochodzenia. Pod koniec czerwca '56 dziwna siła zrównała zniszczyła doszczętnie budynki Manufaktury
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 01.03.18 20:12, w całości zmieniany 1 raz
Grunt, że w tym wszystkim nie zabrakło mu powietrza. Ondyna towarzyszyła Ulyssesowi całe życie i choć teraz łatwo było zapomnieć o klątwie, nie mógł sobie pozwolić na zbyt wylewne szastanie emocjami; wygładzał ich krawędzie co rusz, odcinając - na potem, na później. Między innymi stąd brała się długa cisza, nie chciał podburzać kolejnych kwestii, to jedynie nawarstwiłoby ten dziwny konflikt i niepokój od niego pochodzący, lecz nie miał za złe wylewności. Ulga dotarła i do niego, gdy widział, że nie jako jedyny traktuję tę relacje poważnie - aż do takiego stopnia. Swojej powściągliwości miał na co dzień aż nadto, nie oczekiwał od bliskich lustrzanego odbicia, zaś Eunice zawsze przyjmował taką, jaką była - ba, wcale nie chciał, by zgorzkniała i stała się tak chłodna, jak on sam, ograniczona w wyrazie i do bólu logiczna. Jej barwność miał za ogromny atut, tak integralną część jej osobowości, że bez niej straciłaby swojego ducha, tego zaś pragnął odczuwać do głębi. Mimo tego - doceniał jej milczenie, gdy sklejał powoli zdania, z trudem sięgając własnych przeżyć, łapiąc się ich jak ostatniej deski ratunku. Bez szczerości nie mogli znaleźć wspólnej ścieżki, mogli kluczyć w przeróżnych plątaninach i gubić się co rusz, ale gdy tego istotnego elementu brakowało - błądziliby bez końca.
Smutek powoli osnuwał drobną postać, sięgając oczu i osiadając ciężko na ramionach, wraz ze zmęczeniem. Widział je i odczuł momentalnie, jak ten balast bliźniaczo kładzie się na nim w wyrzutach sumienia; wciąż dręczyła go świadomość zadawania ran słowami, wiedza, że te trudne emocje są w dużej mierze jego i tylko jego winą. Lady Greengrass potrafiła wynieść mężczyznę ponad jego własny egoizm, ustawiając się bliżej, za sprawą nieznanych mu mocy sięgając strun, których sam w sobie nie znał. Nieustannie kalkulował, czy to objaw słabości, czy jedynie grunt, który należało poznać, wybadać i oswoić.
Spostrzegawczość wznosiła się na wyżyny, Ulysses nie potrafił pominąć co rusz uciekającego spojrzenia, szukającego ratunku w otoczeniu. Chcąc zapewnić kobiecie choć trochę komfortu, udawał, że owe próby nie zaistniały - albo to zupełnie naturalna część rozmowy. Widział, że potrzebuje oddechu i gaśnie w oczach, procesuje i układa - tak jak on, ciszę znosił więc z szaleńczym tempem serca, lecz cierpliwie.
- Prawdopodobnie - poparł krótko, odnosząc się do kwestii braku komunikacji, gdy unosił jasne spojrzenie do ślicznych oczu. Nie miał tu nic więcej do dodania, przedłużył jedynie spojrzenie, jakby chciał zwrócić na ten tamat uwagę, zapamiętać problem, który później mogliby rozwikłać. Mogła myśleć, że wszystko stracone, lecz nie zamierzał do tego dopuścić, zamierzał walczyć, dopóki było o co. Czy to Zakon Feniksa wlał w niego te zapędy? Bliżej było im chyba desperacji albo wizji ostateczności, której z całego serca nie chciał ziścić. Historie nie płynęły same z siebie, to ludzie nadawali im konkretny tor, dlaczego więc wreszcie nie miał wziąć sprawy we własne ręce, kierując nią ze zdecydowaniem i pewnością? Po serii wyznań nieco skrył się w sobie, wracając do cichego oblicza, jakby mimowolnie chciał zaprzeczyć, że ten zryw szczerości miał miejsce - odruch, tłumił to, do czego nie przywykł.
W powadze i ciszy kiwnął głową, przyjmując zdanie wybrzmiewające szczerością. Nie był jeszcze pewien, czy bardziej wierzy, czy chce wierzyć, lecz wiedza ta wreszcie przyniosła choć trochę spokoju, ukoiła subtelnie rozedrgane zaufanie.
- Wierzę - odpowiedział krótko, gdyż nic więcej nie było trzeba, w tym słowie zawierało się przecież wszystko. Bystre spojrzenie pod nieco ściągniętymi brwiami próbowało znów złapać uwagę rozmówczyni; opanowany krok, jeden i drugi, przybliżyły mężczyznę do zmartwionej postaci, a palce delikatnie musnęły skórę, unosząc idealnie zarysowany podbródek, dając wyraźny znak - patrz na mnie. Nie, nie mógł pozwolić jej na uciekanie spojrzeniem, gdy prowadzili rozmowę - zmysły natychmiast stanęły na baczność, zalewając ciało świadomością bliskości, jakimś dziwnym otumanieniem, ale i lekkością. Na Rowenę, przyprawi go kiedyś o zawał... Zebrał myśli, gdy usta rozchyliły się lekko i zamiast sięgnąć do miękkich warg, zajął je słowami, najpierw zwilżając końcem języka.
- Jesteś pewna? - zapytał, unosząc lekko brwi, zaskoczony brakiem pytań. - Gdybyś zmieniła zdanie, powinnaś pytać. Pytanie za pytanie - stwierdził z chrypliwą pewnością, czując napływ dziwnej równości; znów zmarszczył brwi, nim wrócił do niedawnej kwestii, nie pozwalając szlachciance odpowiedzieć na obecną. - Jest coś, co mogłabyś zrobić. Odzyskaj moje zaufanie, Eunice - najprostsze zadanie pod słońcem, też sobie wymyślił. - Gdyby mi nie zależało, nie prowadzilibyśmy tej rozmowy - dał jej tak jasną wskazówkę, nie rozpływając się nad tym dłużej, nie wierząc, że potrafiłby nazwać wszystko, co działo się z emocjami pod jej wpływem. Kciuk musnął miękki policzek, błądząc po jasnej skórze.
Smutek powoli osnuwał drobną postać, sięgając oczu i osiadając ciężko na ramionach, wraz ze zmęczeniem. Widział je i odczuł momentalnie, jak ten balast bliźniaczo kładzie się na nim w wyrzutach sumienia; wciąż dręczyła go świadomość zadawania ran słowami, wiedza, że te trudne emocje są w dużej mierze jego i tylko jego winą. Lady Greengrass potrafiła wynieść mężczyznę ponad jego własny egoizm, ustawiając się bliżej, za sprawą nieznanych mu mocy sięgając strun, których sam w sobie nie znał. Nieustannie kalkulował, czy to objaw słabości, czy jedynie grunt, który należało poznać, wybadać i oswoić.
Spostrzegawczość wznosiła się na wyżyny, Ulysses nie potrafił pominąć co rusz uciekającego spojrzenia, szukającego ratunku w otoczeniu. Chcąc zapewnić kobiecie choć trochę komfortu, udawał, że owe próby nie zaistniały - albo to zupełnie naturalna część rozmowy. Widział, że potrzebuje oddechu i gaśnie w oczach, procesuje i układa - tak jak on, ciszę znosił więc z szaleńczym tempem serca, lecz cierpliwie.
- Prawdopodobnie - poparł krótko, odnosząc się do kwestii braku komunikacji, gdy unosił jasne spojrzenie do ślicznych oczu. Nie miał tu nic więcej do dodania, przedłużył jedynie spojrzenie, jakby chciał zwrócić na ten tamat uwagę, zapamiętać problem, który później mogliby rozwikłać. Mogła myśleć, że wszystko stracone, lecz nie zamierzał do tego dopuścić, zamierzał walczyć, dopóki było o co. Czy to Zakon Feniksa wlał w niego te zapędy? Bliżej było im chyba desperacji albo wizji ostateczności, której z całego serca nie chciał ziścić. Historie nie płynęły same z siebie, to ludzie nadawali im konkretny tor, dlaczego więc wreszcie nie miał wziąć sprawy we własne ręce, kierując nią ze zdecydowaniem i pewnością? Po serii wyznań nieco skrył się w sobie, wracając do cichego oblicza, jakby mimowolnie chciał zaprzeczyć, że ten zryw szczerości miał miejsce - odruch, tłumił to, do czego nie przywykł.
W powadze i ciszy kiwnął głową, przyjmując zdanie wybrzmiewające szczerością. Nie był jeszcze pewien, czy bardziej wierzy, czy chce wierzyć, lecz wiedza ta wreszcie przyniosła choć trochę spokoju, ukoiła subtelnie rozedrgane zaufanie.
- Wierzę - odpowiedział krótko, gdyż nic więcej nie było trzeba, w tym słowie zawierało się przecież wszystko. Bystre spojrzenie pod nieco ściągniętymi brwiami próbowało znów złapać uwagę rozmówczyni; opanowany krok, jeden i drugi, przybliżyły mężczyznę do zmartwionej postaci, a palce delikatnie musnęły skórę, unosząc idealnie zarysowany podbródek, dając wyraźny znak - patrz na mnie. Nie, nie mógł pozwolić jej na uciekanie spojrzeniem, gdy prowadzili rozmowę - zmysły natychmiast stanęły na baczność, zalewając ciało świadomością bliskości, jakimś dziwnym otumanieniem, ale i lekkością. Na Rowenę, przyprawi go kiedyś o zawał... Zebrał myśli, gdy usta rozchyliły się lekko i zamiast sięgnąć do miękkich warg, zajął je słowami, najpierw zwilżając końcem języka.
- Jesteś pewna? - zapytał, unosząc lekko brwi, zaskoczony brakiem pytań. - Gdybyś zmieniła zdanie, powinnaś pytać. Pytanie za pytanie - stwierdził z chrypliwą pewnością, czując napływ dziwnej równości; znów zmarszczył brwi, nim wrócił do niedawnej kwestii, nie pozwalając szlachciance odpowiedzieć na obecną. - Jest coś, co mogłabyś zrobić. Odzyskaj moje zaufanie, Eunice - najprostsze zadanie pod słońcem, też sobie wymyślił. - Gdyby mi nie zależało, nie prowadzilibyśmy tej rozmowy - dał jej tak jasną wskazówkę, nie rozpływając się nad tym dłużej, nie wierząc, że potrafiłby nazwać wszystko, co działo się z emocjami pod jej wpływem. Kciuk musnął miękki policzek, błądząc po jasnej skórze.
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Podziwiała ich - to, jak toczyli rozmowę. Może nie zaczęła się najlepiej, może zadane w przeszłości rany otworzyły się na nowo, podsycając tłamszony dotąd żar poczucia krzywdy, ale wreszcie zaczęli wymieniać uwagi, nie krążyć posępnie wokół tematu. Rzucając półsłówkami, zagadkami oraz utajonymi urazami, jakie przemycali w aluzjach. Szczerość tak, przynosiła ból, ale zaraz za nim wyławiał się pewien widok ulgi. Jakby niesiony od miesięcy ciężar wreszcie osunął się z wątłych barków, choć niestety istniała druga strona medalu - nadzieja. Eunice trzymała ją w sercu przez ledwie chwilę nim rzeczywistość przypomniała o tym co było realne, a co nie. Zmieniała poczucie lżejszego oddechu w kolejny ciężar, z premedytacją miażdżący wnętrzności. A ona, starając się być poukładaną kobietą, wyobrażała sobie ten moment tysiące razy - przytakiwała logicznym wnioskom sądząc, że zniesie tę lawinę rozpaczy. Pomyliła się. Teraźniejszość coraz mocniej szczypała w oczy, natomiast słowa zdawały się przekręcać mentalny nóż w klatce piersiowej. Milczała, chcąc jakoś ułożyć sobie to nowe, pozbawione niecierpliwego oczekiwania na polepszenie sytuacji, życie. Nie radziła sobie z nadmiarem emocji, w końcu zazwyczaj resetowała je za pomocą płaczu - w istocie miał w sobie coś oczyszczającego, co pozwalało na rychły powrót do normalności. Jednak wolała nie dolewać oliwy do ognia spektakularną kaskadą łez oraz donośnym chlipaniem, ponieważ byłoby to niezręczne dla nich obojga. Spięła więc wszelkie mięśnie i zaczęła nawet myśleć o czymś błahym, ale wystarczająco kojącym - Greengrass nie odnotowała momentu, w którym myśli powędrowały do nowonarodzonych psidwaków gryzących sobie nawzajem uszy i choć metoda była absolutnie niedorzeczna, to po paru minutach przywróciła jako-taką równowagę organizmowi. Dzięki temu słuchała i co więcej, rozumiała rzucane w eter wypowiedzi, potrafiła również skoncentrować umysł na tyle, żeby ten wyparł nieznośne kwilenie serca. Najgorszym okazał się bunt miękko rozlewający się po całym ciele, wyrywający do przodu, mający zamiar powiedzieć głośne nie, negując dosłownie wszystko. Nie zgadzała się na taki koniec, w ogóle nie chciała końca, ale jeśli już musiał nastąpić, to powinien… wyglądać jakoś inaczej. Prawdopodobnie bez tego niekończącego się bólu, bez tych smutnych oczu i drżących ust stawiających Nice na przegranej pozycji. Słabej, zależnej od drugiego człowieka, pozbawionej godności. Jakże zazdrościła Ulyssesowi opanowania - czy to możliwe, że skrywał w sobie jakiekolwiek poruszenie? Miała ochotę przyjrzeć mu się uważnie, ale znów ta przeklęta wilgoć wcisnęła się w kąciki oczu, a na to nie mogła pozwolić. Dlatego gdy tylko nadarzała się okazja, uciekała spojrzeniem na świat dookoła. Żałując, że i tak cały misterny plan runął, gdy wzrok utknął na męskiej twarzy na dłużej. Postawili na szczerość, ale w tamtej chwili Eunice poczuła się wręcz naga, obnażona ze wszelkiej prywatności - o ironio, to dopiero początek.
Wierzę wybrzmiało pewnie i rozlało się po ciele wraz z falą ciepła przyniesioną przez dotyk. Dłonie, choć pozornie zimne, wzbudziły w szatynce całą kaskadę nowych emocji: takich, jakie ostatnio czuła podczas pamiętnego sylwestra. Rozproszyły ją, gdy skupienie oczu umknęło na usta; umysł jak na zawołanie odtworzył ich miękkość oraz fakturę i…
Na Merlina, skup się. Nice zamrugała szybko, dość bezwiednie przytakując głową. - Nie znasz odpowiedzi na moje pytania - odparła nieco chrapliwie, choć na końcu dało się usłyszeć lekką zaczepność. Przez ściskane uczuciami gardło struny głosowe chwilowo odmówiły posłuszeństwa, musiała uruchomić je na nowo.
Prawda jest taka, że postawione przez Ollivandera zadania, choć w całej rozciągłości słuszne, okazało się być jednym z najtrudniejszych w dotychczasowym życiu Eunice. Przez pierwsze kilkanaście sekund żadne rozwiązanie nie pojawiło się w głowie, ale ostatecznie i tak nie dałaby rady rozwiązać tego problemu w kilka minut, na miejscu. Najprawdopodobniej oboje zwyczajnie potrzebowali czasu. - Zawsze chciałam obejrzeć norweskiego kolczastego i ogniomiota katalońskiego na żywo, ale jakbyś powiedział mi coś wcześniej, nie wyjeżdżałabym w ogóle. - Słowa nagle spłynęły ust, bezwiednie, niesione poprzednią falą szczerości. Przesadną. Dotarło to do niej po krótkiej chwili - to, co tak właściwie powiedziała. Nie wprost, ale stawianie Ulyssesa na liście wyżej nawet od smoków pozostawało aż nazbyt wymowne; Greengrass pobladła z przestrachu, a zaraz potem twarz zajęła się szkarłatem, podobnie jak włosy, których nie potrafiła w tym stanie upilnować. Najpierw żyła w nadziei, że mężczyzna nie domyśli się tej jakże subtelnej aluzji, ale szybko porzuciła ten nonsens - w odruchu zapragnęła więc uciec, jak najdalej stąd. Dłoń na policzku unieruchomiła ją skutecznie, choć ciało zdążyło drgnąć w wyuczonym odruchu. Nie mogła wykpić się pozostawionym na palenisku kociołkiem - aczkolwiek należało działać. Szybko. - Wiesz, żeby dostać się do tego norweskiego, to musieliśmy iść przez taką przełęcz między górami, do takiej doliny, gdzie mieli punkt obserwacyjny. I tam normalnie pasły się owce, a smoki je atakowały, gdy były głodne. Wyglądały pięknie, majestatycznie wręcz, gdy latały w przestworzach. A jedna samiczka, która niedawno się urodziła, ile ona miała w sobie bojowego ducha! Dobrze, że chroniły nas zaklęcia, w przeciwnym razie mielibyśmy popalone szaty. W ogóle nie przeszkadzało im skandynawskie zimno, a ogień nadal siał spustoszenie, to niezwykle ciekawe. Wiedziałeś, że ta rasa tak naprawdę lubi jeść ssaki wodne? To dość nietypowe, smoki tego nie praktykują. To znaczy, te z doliny polowały na lądzie, ale raz zabrali nas nad fiordy i widzieliśmy polowanie na własne oczy! Zastanawiające, że po kontakcie z wodą mógł dalej ziać ogniem, gdybym tam mieszkała, to zbadałabym to zjawisko. - Paplała prędko, co ślina na język przyniosła, byleby tylko zająć czymś umysł rozmówcy. Odwrócić jego uwagę od poprzedniej kwestii. Inaczej spłonie tu ze wstydu, razem z płomiennymi włosami oraz brakiem godności.
Prawdziwie profesjonalna dywersja.
Wierzę wybrzmiało pewnie i rozlało się po ciele wraz z falą ciepła przyniesioną przez dotyk. Dłonie, choć pozornie zimne, wzbudziły w szatynce całą kaskadę nowych emocji: takich, jakie ostatnio czuła podczas pamiętnego sylwestra. Rozproszyły ją, gdy skupienie oczu umknęło na usta; umysł jak na zawołanie odtworzył ich miękkość oraz fakturę i…
Na Merlina, skup się. Nice zamrugała szybko, dość bezwiednie przytakując głową. - Nie znasz odpowiedzi na moje pytania - odparła nieco chrapliwie, choć na końcu dało się usłyszeć lekką zaczepność. Przez ściskane uczuciami gardło struny głosowe chwilowo odmówiły posłuszeństwa, musiała uruchomić je na nowo.
Prawda jest taka, że postawione przez Ollivandera zadania, choć w całej rozciągłości słuszne, okazało się być jednym z najtrudniejszych w dotychczasowym życiu Eunice. Przez pierwsze kilkanaście sekund żadne rozwiązanie nie pojawiło się w głowie, ale ostatecznie i tak nie dałaby rady rozwiązać tego problemu w kilka minut, na miejscu. Najprawdopodobniej oboje zwyczajnie potrzebowali czasu. - Zawsze chciałam obejrzeć norweskiego kolczastego i ogniomiota katalońskiego na żywo, ale jakbyś powiedział mi coś wcześniej, nie wyjeżdżałabym w ogóle. - Słowa nagle spłynęły ust, bezwiednie, niesione poprzednią falą szczerości. Przesadną. Dotarło to do niej po krótkiej chwili - to, co tak właściwie powiedziała. Nie wprost, ale stawianie Ulyssesa na liście wyżej nawet od smoków pozostawało aż nazbyt wymowne; Greengrass pobladła z przestrachu, a zaraz potem twarz zajęła się szkarłatem, podobnie jak włosy, których nie potrafiła w tym stanie upilnować. Najpierw żyła w nadziei, że mężczyzna nie domyśli się tej jakże subtelnej aluzji, ale szybko porzuciła ten nonsens - w odruchu zapragnęła więc uciec, jak najdalej stąd. Dłoń na policzku unieruchomiła ją skutecznie, choć ciało zdążyło drgnąć w wyuczonym odruchu. Nie mogła wykpić się pozostawionym na palenisku kociołkiem - aczkolwiek należało działać. Szybko. - Wiesz, żeby dostać się do tego norweskiego, to musieliśmy iść przez taką przełęcz między górami, do takiej doliny, gdzie mieli punkt obserwacyjny. I tam normalnie pasły się owce, a smoki je atakowały, gdy były głodne. Wyglądały pięknie, majestatycznie wręcz, gdy latały w przestworzach. A jedna samiczka, która niedawno się urodziła, ile ona miała w sobie bojowego ducha! Dobrze, że chroniły nas zaklęcia, w przeciwnym razie mielibyśmy popalone szaty. W ogóle nie przeszkadzało im skandynawskie zimno, a ogień nadal siał spustoszenie, to niezwykle ciekawe. Wiedziałeś, że ta rasa tak naprawdę lubi jeść ssaki wodne? To dość nietypowe, smoki tego nie praktykują. To znaczy, te z doliny polowały na lądzie, ale raz zabrali nas nad fiordy i widzieliśmy polowanie na własne oczy! Zastanawiające, że po kontakcie z wodą mógł dalej ziać ogniem, gdybym tam mieszkała, to zbadałabym to zjawisko. - Paplała prędko, co ślina na język przyniosła, byleby tylko zająć czymś umysł rozmówcy. Odwrócić jego uwagę od poprzedniej kwestii. Inaczej spłonie tu ze wstydu, razem z płomiennymi włosami oraz brakiem godności.
Prawdziwie profesjonalna dywersja.
don't deny your fire my dear, just be who you are andburn
Eunice Greengrass
Zawód : smokolog
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
i need space
i need air
i need empty fields round me
and legs pounding along roads
and sleep
and animal existence
i need air
i need empty fields round me
and legs pounding along roads
and sleep
and animal existence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Strona 26 z 26 • 1 ... 14 ... 24, 25, 26
Albury
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Hertfordshire