Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent
Bezimienna wyspa
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Bezimienna wyspa
Niewielka, znajdująca się w skromnym oddaleniu od angielskich wybrzeży wyspa, od ludzkich siedzib oddzielona jest nie tylko setkami metrów głębokiej wody, ale również utrzymującą się od lat złą sławą. Ukryta przed wzrokiem mugoli za pomocą ochronnych zaklęć, od wieków należy do czystokrwistej rodziny Fancourtów - trudno jednak powiedzieć, czy jakikolwiek czarodziej noszący to nazwisko wciąż zamieszkuje rodzinną posiadłość, bo w portowej wiosce nie widziano ich już od dawna. Wśród mieszkańców - głównie starszych, pamiętających jeszcze schyłek ubiegłego stulecia - krążą pogłoski o tym, jakoby najmłodsza dziedziczka sprzedała dom bogatemu kupcowi, podczas gdy sama wyjechała robić karierę w Londynie; inni twierdzą, że miejsce jest przeklęte, i to dlatego wszyscy Fancourtowie wyprowadzili się, gdzie pieprz rośnie. Jakakolwiek nie byłaby prawda, nikt w okolice wyspy się nie zapuszcza - strome brzegi, ostre i skaliste, czynią ją wyjątkowo zdradliwym miejscem do żeglugi, a jeśli wierzyć lokalnym opowieściom rybaków, łodzie, które wyprawiają się w tym kierunku, nigdy nie powracają do portu.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Chaos wrzasków, krzyków i zawodzenia wwiercał się do mózgu Fantine, sprawiał ogromny ból, lękała się, że w każdej chwili poczuje ciepłą, lepką krew na dłoniach, a jeszcze bardziej tego, że tym razem to ją pochłonie ciemność. Serce boleśnie dziewczynie kołatało, obijało się mocno o żebra, czuła dokładnie każde jego bicie, a wzdłuż kręgosłupa raz po raz przebiegały zimne dreszcze. Zacisnęła oczy, prosząc Merlina, by to w końcu się skończyło - a prośby Fantine zostały wysłuchane. Komnaty znów wypełnił blask świec, zapadła cisza; lady Rosier rozejrzała sięw wkoło pełna niepokoju, czy aby na pewno wciąż stoi w tym samym miejscu. Dostrzegla Rozetkę, która się do niej zbliżyła i patrzyła bardziej ufnie, dzięki temu i ona poczuła się bezpieczniej. Położyła lewą dłoń na sercu i odetchnęa krotko.
-Rozumiem, Rozetko - powiedziała niemal szeptem, kucając przy skrzatce; spojrzenie piwnych oczu Rosierówny znalazło się na tej samej wysokości oczu skrzatki, to wzbudzało większe zaufanie, a na tym jej najbardziej zależało -Nie chcę, byś postępowała wbrew swojej naturze, rozumiem to - ciągnęła kojąco -Jeśli możesz, pomóż mi. Czy potrafisz mnie stąd zabrać? Teleportować się?
Nie czuła się na siłach. Nie wierzyła, by mogła sprostać podobnemu zadaniu. Na Morganę! W życiu uczono ją perfekcynie stawiać kroki w tańcu, którym widelcem jeść rybę, komu skłonić się jako pierwsza, jak trzymać w dłoni pędzel i mieszać barwy na palecie - a nie walki z upiorami oraz postępowania w niebezpiecznych sytuacjach. Fantine nie była bohaterką, lecz tylko (i aż!) młodą damą, która zawsze liczyła na ochronę innych.
-Czy mogę na Ciebie liczyć, Rozetko? - spytała szeptem, wpatrując się w oczy skrzatki intensywnie; nie chciała, by inni ją usłyszeli. Mogli wszystko zniszczyć strasząc skrzatkę.
Oderwała spojrzenie od magiczne istoty, by unieść różdżkę i wyszeptać zaklęcie, które na parterze jej nie zawiodło: -Dissendium - być może komnata ta ukrywała w sobie coś, co mogłoby jej pomóc?
1 - rzut na retorykę
2 - zaklęcie
3 - anomalia
-Rozumiem, Rozetko - powiedziała niemal szeptem, kucając przy skrzatce; spojrzenie piwnych oczu Rosierówny znalazło się na tej samej wysokości oczu skrzatki, to wzbudzało większe zaufanie, a na tym jej najbardziej zależało -Nie chcę, byś postępowała wbrew swojej naturze, rozumiem to - ciągnęła kojąco -Jeśli możesz, pomóż mi. Czy potrafisz mnie stąd zabrać? Teleportować się?
Nie czuła się na siłach. Nie wierzyła, by mogła sprostać podobnemu zadaniu. Na Morganę! W życiu uczono ją perfekcynie stawiać kroki w tańcu, którym widelcem jeść rybę, komu skłonić się jako pierwsza, jak trzymać w dłoni pędzel i mieszać barwy na palecie - a nie walki z upiorami oraz postępowania w niebezpiecznych sytuacjach. Fantine nie była bohaterką, lecz tylko (i aż!) młodą damą, która zawsze liczyła na ochronę innych.
-Czy mogę na Ciebie liczyć, Rozetko? - spytała szeptem, wpatrując się w oczy skrzatki intensywnie; nie chciała, by inni ją usłyszeli. Mogli wszystko zniszczyć strasząc skrzatkę.
Oderwała spojrzenie od magiczne istoty, by unieść różdżkę i wyszeptać zaklęcie, które na parterze jej nie zawiodło: -Dissendium - być może komnata ta ukrywała w sobie coś, co mogłoby jej pomóc?
1 - rzut na retorykę
2 - zaklęcie
3 - anomalia
Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Fantine Rosier' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 81
--------------------------------
#2 'k100' : 7
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 81
--------------------------------
#2 'k100' : 7
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
Ciemności skończyły się równie nagle jak się zaczęły; wraz z nimi zniknął też przenikliwy wrzask wypełniający dom. Wszystko ucichło i pomieszczenie znów wróciło do normalnego, nie tak złowieszczego wyglądu. Ciągle jednak zastanawiało ją, co powodowało te dziwne zjawiska. Jakaś anomalia lub zaklęcie? Czuła, że wciąż jeszcze nie zbliżyli się do rozwiązania zagadki domostwa, a będąc tutaj, na dole, nie wiedzieli, co działo się teraz na górze i czy podczas ciemności znów nie doszło do kolejnego zniknięcia. Widziała tylko Alastaira i Pandorę, którzy wraz z nią zostali tutaj.
Zwróciła jednak uwagę na pudełko, które otworzyła Pandora. Przez chwilę wpatrywała się w nie z niepokojem, ale okazało się, że nie znajdowało się tam nic nadzwyczajnego. Na górnej części znajdowały się nakreślone słowa w nieznanym języku, a w dolnej znajdowało się ośmiokątne wgłębienie podzielone na osiem trójkątnych fragmentów. Pustych. Żadnego zaklętego artefaktu ani innych niebezpiecznych przedmiotów których można było się spodziewać.
- Znowu osiem – odezwała się, spoglądając na tajemnicze znalezisko, choć czuła się nieco rozczarowana, że nic konkretnego tam nie znaleźli. Może w pudełku dopiero należało coś umieścić, żeby odkryć jego sekrety? Kominek (lub to, co w nim było) musiał być w jakiś sposób ważny, skoro zaklęcie wskazywało na niego. Może pudełko, mimo niepozorności, nadal skrywało jakiś sekret. Było kolejnym przedmiotem, które zawierało w sobie liczbę osiem; choćby z tego względu musieli spróbować odkryć jego powiązanie z tym wszystkim.
- Czy któreś z was rozumie te słowa? – zapytała, próbując wyraźniej zobaczyć napis, liczący sobie osiem wersów. Być może był to jakiś wiersz lub zagadka? Nie wiadomo. Niestety nie potrafiła posługiwać się żadnym obcym językiem, czego czasem żałowała, obiecując sobie niekiedy, że chyba powinna nadrobić zaległości w tym względzie. Zerknęła jednak na Alastaira, kojarząc, że jako pracownik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów zapewne był bardziej obeznany w innych językach... O ile to był w ogóle jakiś ludzki język.
- Może one mówią o tym, co należy zrobić z tym pudełkiem? – zastanowiła się na głos, choć jeśli nikt z nich nie będzie w stanie tego zrobić, nie zdobędą potencjalnie istotnej wskazówki. Choć głowa wciąż ją pobolewała, także starała się skupić, przypomnieć sobie coś istotnego, co musieli odkryć, żeby móc poznać tajemnicę domu i wyjść stąd.
Po chwili przypomniała sobie znowu o kluczu, który miała w ręce. Przez ostatnie minuty zaciskała na nim palce na tyle kurczowo, że jego zarys lekko odbił się we wnętrzu jej dłoni.
- Spróbuję otworzyć te drzwi – dodała, zerkając w stronę zamkniętego pokoju. O ile wcześniej drzwi były skąpane w złowieszczej ciemności, teraz nic nie zagradzało jej drogi do nich. Ostrożnie podeszła więc bliżej, wsuwając klucz do zamka i próbując go przekręcić. Miała nadzieję, że może w pokoju znajdowało się coś, co mogło im pomóc, i że nie napotka jakichś nieprzyjemnych niespodzianek.
Zwróciła jednak uwagę na pudełko, które otworzyła Pandora. Przez chwilę wpatrywała się w nie z niepokojem, ale okazało się, że nie znajdowało się tam nic nadzwyczajnego. Na górnej części znajdowały się nakreślone słowa w nieznanym języku, a w dolnej znajdowało się ośmiokątne wgłębienie podzielone na osiem trójkątnych fragmentów. Pustych. Żadnego zaklętego artefaktu ani innych niebezpiecznych przedmiotów których można było się spodziewać.
- Znowu osiem – odezwała się, spoglądając na tajemnicze znalezisko, choć czuła się nieco rozczarowana, że nic konkretnego tam nie znaleźli. Może w pudełku dopiero należało coś umieścić, żeby odkryć jego sekrety? Kominek (lub to, co w nim było) musiał być w jakiś sposób ważny, skoro zaklęcie wskazywało na niego. Może pudełko, mimo niepozorności, nadal skrywało jakiś sekret. Było kolejnym przedmiotem, które zawierało w sobie liczbę osiem; choćby z tego względu musieli spróbować odkryć jego powiązanie z tym wszystkim.
- Czy któreś z was rozumie te słowa? – zapytała, próbując wyraźniej zobaczyć napis, liczący sobie osiem wersów. Być może był to jakiś wiersz lub zagadka? Nie wiadomo. Niestety nie potrafiła posługiwać się żadnym obcym językiem, czego czasem żałowała, obiecując sobie niekiedy, że chyba powinna nadrobić zaległości w tym względzie. Zerknęła jednak na Alastaira, kojarząc, że jako pracownik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów zapewne był bardziej obeznany w innych językach... O ile to był w ogóle jakiś ludzki język.
- Może one mówią o tym, co należy zrobić z tym pudełkiem? – zastanowiła się na głos, choć jeśli nikt z nich nie będzie w stanie tego zrobić, nie zdobędą potencjalnie istotnej wskazówki. Choć głowa wciąż ją pobolewała, także starała się skupić, przypomnieć sobie coś istotnego, co musieli odkryć, żeby móc poznać tajemnicę domu i wyjść stąd.
Po chwili przypomniała sobie znowu o kluczu, który miała w ręce. Przez ostatnie minuty zaciskała na nim palce na tyle kurczowo, że jego zarys lekko odbił się we wnętrzu jej dłoni.
- Spróbuję otworzyć te drzwi – dodała, zerkając w stronę zamkniętego pokoju. O ile wcześniej drzwi były skąpane w złowieszczej ciemności, teraz nic nie zagradzało jej drogi do nich. Ostrożnie podeszła więc bliżej, wsuwając klucz do zamka i próbując go przekręcić. Miała nadzieję, że może w pokoju znajdowało się coś, co mogło im pomóc, i że nie napotka jakichś nieprzyjemnych niespodzianek.
Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.
Nie była z innymi, nie wiedziała tego co oni, nie miała zatem i równego z nimi rozeznania w sytuacji. Prawdę powiedziawszy była jak dziecko w ciemności. Na oślep mogła strzelać pytaniami, pożądając informacji nieistotnych i zupełnie nieistotnych dla pomyślnego zakończenia tej historii. Czuła się jednak niczym odkrywca. Starała się sobie wmówić, że wielbiony przez nią pan Skamander przechodził właśnie przez takie sytuacje by móc pisać swoje książki. Nie zmarnowała zatem okazji. - Jesteś pierwszym młodym chłopcem, którego widzę od.. – tu się nieznacznie zawahała. Od czego? Od wybuchu magii? Od przebudzenia się poza domem w sprutej koszuli i podziurawionym szkłem ciele? - Od pewnego czasu. Raczej przebywam wśród dorosłych, dlatego wszelkie opowieści z Twojej perspektywy z pewnością będą bardzo ciekawe. – Zerknęła na rzucone przez niego kości. Miała jeszcze jeden czysty rzut i dopiero później powinna zacząć martwić się o to, że nie wszystko może pójść po jej myśli. Sama nie wiedziała czy wierzy w swoje zwycięstwo – wszak wiara w siebie ostatnio zawodziła ją najmocniej. Pogodny uśmiech jednak nie umknął z jej twarzy, oczy zaś nie zasnuły się całunem zwątpienia. Myślała. Bardzo intensywnie dumała nad tym, co tak naprawdę może ją interesować w nieznajomym chłopcu. Teraz już nie powinna zajmować się tylko sobą. Ach, gdyby znała chociaż kilka dziecięcych zabaw, urozmaiciłaby nieco zasady ich gry. Pochwyciła kości w rękę i uniosła nieco. - Sześć, moja kolej. – Przeniosła wzrok na półolbrzyma, nie mogąc mu odpowiedzieć. Nie dostrzegała sama siebie w lustrze, siedziała pod złym kątem. Ciągle zatem sądziła, że w ogóle nie jest świadomy jej obecności tutaj. Nie potrafiła tego nawet wytłumaczyć. Jaki czar tworzył alternatywne, acz przeplatające się wymiary? Jak potężny musiał być czarodziej zastawiający na nich taką pułapkę?
- Szyszymora... Dobrze ją rozpoznałam? Mieszkała tutaj? – Lekko zamachnęła się nadgarstkiem i puściła kości w ruch, uważnie przyglądając się liczbie, jaka jej wypadła.
- Szyszymora... Dobrze ją rozpoznałam? Mieszkała tutaj? – Lekko zamachnęła się nadgarstkiem i puściła kości w ruch, uważnie przyglądając się liczbie, jaka jej wypadła.
make me
believe
Salome Despiau
Zawód : Magizoolog stacjonarny, pretendentka do nagrody Darwina
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
When I walking brother don't you forget
It ain't often you'll ever find a friend
It ain't often you'll ever find a friend
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Salome Despiau' has done the following action : Rzut kością
#1 'k6' : 1
--------------------------------
#2 'k6' : 4
#1 'k6' : 1
--------------------------------
#2 'k6' : 4
Okej. Najpierw poczułem pewną satysfakcję, która wygięła moje usta w uśmieszku samozadowolenia. Miałem ochotę pomagać palcem wskazującym w stronę tego... czegoś i krzyknąć pełne dumy ze "zwycięstwa" słowa i obelgi. Mój uśmiech jednak zrzedł, gdy wybrane przeze mnie zaklęcie... nie podziałało. Stwór jak stał - tak stał, a w dodatku wydawał się jeszcze jakiś wścieknięty. Nie podobała mi się moja sytuacja. Nie mogłem się ruszyć, stałem przed jakimś stworem, w środku nocy i śniegu (w maju!) i nawet nie mogłem zjawiskowo dać nogi. Mój mózg pracował na podwyszszonych obrotach, a serce łomotało w piersi wściekle.
- Okej, serio. Zostańmy kumplami. Gwarantuję dobrą zabawę. - Odezwałem się głupkowato, jak gdyby to miało coś zmienić. Dobrze wiedziałem, że nie zmieni, ale jednak - musiałem spróbować. Choć była to bardziej zwykła paplanina, niż rzeczywista próba wskórania czekogolwiek w ten oto sposób. Okej. No więc sytuacja znów stała się nieciekawa, bo kolejne kulsko poleciało w moją stronę. Od razu scisnąłem różdżkę w dłoni nieco bardziej, a moje usta wygięły się w grymasie niezadowolenia.
- Serio, znowu?! Nudziarz! - Jęknąłem, jednocześnie prowokując, a zaraz potem wyciągnąłem przed siebie różdżkę, wykonując znany sobie obrót nadgarstka, który miał mi uratować du... pośladki.
- Protego!
Nawet nie wiedziałem co dalej, bo nie miałem pojęcia czy poprzednie zaklęcie po prostu nie działało na stwora, mi nie wyszło, czy to wina tych przeklętych, krążących dookoła anomalii, które jeszcze bardziej utrudniały życie takim jak ja.
- Okej, serio. Zostańmy kumplami. Gwarantuję dobrą zabawę. - Odezwałem się głupkowato, jak gdyby to miało coś zmienić. Dobrze wiedziałem, że nie zmieni, ale jednak - musiałem spróbować. Choć była to bardziej zwykła paplanina, niż rzeczywista próba wskórania czekogolwiek w ten oto sposób. Okej. No więc sytuacja znów stała się nieciekawa, bo kolejne kulsko poleciało w moją stronę. Od razu scisnąłem różdżkę w dłoni nieco bardziej, a moje usta wygięły się w grymasie niezadowolenia.
- Serio, znowu?! Nudziarz! - Jęknąłem, jednocześnie prowokując, a zaraz potem wyciągnąłem przed siebie różdżkę, wykonując znany sobie obrót nadgarstka, który miał mi uratować du... pośladki.
- Protego!
Nawet nie wiedziałem co dalej, bo nie miałem pojęcia czy poprzednie zaklęcie po prostu nie działało na stwora, mi nie wyszło, czy to wina tych przeklętych, krążących dookoła anomalii, które jeszcze bardziej utrudniały życie takim jak ja.
Oliver Bott
Zawód : Złodziej i oszust do wynajęcia
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Bo większość ludzi to durnie. Więc trzeba to wykorzystać.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Oliver Bott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 63
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 63
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Choć dłonie mi lekko zadrżały, choć nadgarstek drgnął niespokojnie - obserwowałem jak tarcza pojawia się przede mną. Widziałem jakby w zwolnionym tempie jak strużka magii odbija się od niemalże niewidzialnej bariery i iskrami rozbryzguje się na wszystkie strony. Zjawiskowo. Mniej zjawiskowo, gdyby uderzyła we mnie - podsmażając mnie jak kurczaka przygotowywanego na rzeź. Unieruchomienie już było - teraz tylko upiec. Ale okej, znów udało mi się uniknąć tego, co we mnie leciało. I nawet bym się z tego cieszył, gdyby potworny ból głowy nie przeszył mej głowy. Było to o wiele bardziej intensywne i niebezpieczne niż poprzednim razem. Świat przed moimi oczami zawirował, a nawet na chwilę stał się całkiem czarny, podczas gdy moje nogi stały się miękkie niczym z waty, a ja sam ledwo utrzymałem się na nich. Potrzebowałem chwilki, by dojść do siebie. Chwilki, której nie byłem pewien, czy w ogóle ją mam. Spojrzałem kątem oka na stwora, odruchowo masując skronie, które zdawały się pulsować - ładując moją głowę kolejnymi falami tępego bólu. Dużo lżejszego niż na początku, ale jednak nadal rozpraszającego.
- Zadowolony z siebie jesteś, stworze?! - Splunąłem na ziemię, już nieco rozeźlony. Prowokowanie stwora nie było mądrym posunięciem, ale ja nie należałem do najmądrzejszych (czasami!). Zamiast tego wyciągnąłęm lekko drżącą dłoń przed siebie, marszcząc brwi i szybko przeszukując odmęty mej pamięci. Początkowo miałem ochotę wojować tym samym, czym rzucano we mnie - kulą ognia. Jednak mój nadgarstek poruszył się inaczej, a usta wypowiedziały inną inkantację. Nie wiedziałem nawet, czy to podziała.
- Everte Stati!
No dalej, stworze. Idź do diabła.
- Zadowolony z siebie jesteś, stworze?! - Splunąłem na ziemię, już nieco rozeźlony. Prowokowanie stwora nie było mądrym posunięciem, ale ja nie należałem do najmądrzejszych (czasami!). Zamiast tego wyciągnąłęm lekko drżącą dłoń przed siebie, marszcząc brwi i szybko przeszukując odmęty mej pamięci. Początkowo miałem ochotę wojować tym samym, czym rzucano we mnie - kulą ognia. Jednak mój nadgarstek poruszył się inaczej, a usta wypowiedziały inną inkantację. Nie wiedziałem nawet, czy to podziała.
- Everte Stati!
No dalej, stworze. Idź do diabła.
Oliver Bott
Zawód : Złodziej i oszust do wynajęcia
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Bo większość ludzi to durnie. Więc trzeba to wykorzystać.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Oliver Bott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 72
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 72
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Ciemności, krzyki, światło, ciemności, krzyki, światło - schemat pozostaje niezmienny. Nawet kiedy przekraczam granice świetlnej kuli zawiśniętej na korytarzu. Trochę się cykam, ale przecież tego nikomu nie powiem, bo stracę reputację na dzielni, a tak być nie może. Dlatego dziarskim krokiem wsuwam się do pokoju i rozglądam wokół. Fuj, jakie różowe ohydztwo. Nie wiem jak można mieszkać w takich warunkach, szczerze współczuję wszystkim, którzy muszą oglądać to miejsce. Wzdrygam się zniesmaczony, wykrzywiam twarz w geście grymasu niezadowolenia. Różdżkę nadal trzymam kurczowo w dłoni. Spojrzeniem wreszcie nacieram na taflę lustra. I oczom nie wierzę. Widzę Salome z jakimś chłystkiem. Obracam się za siebie i nic. I znów do lustra, kurwa, utknęła w nim czy co?
- Jak ty tam wlazłaś? - pytam zdziwiony i zdenerwowany jednocześnie. Ja tu się martwię, urządzam obławę na jej życie, a ta sobie kurwa trzecie wymiary zwiedza. W ogóle o mnie nie pomyślała. Marszczę czoło myśląc, że chyba pora już na mnie. Poświęcam się dla kogoś, kto okazał mi cień wsparcia, a ci sobie urządzają kurwa pogawędkę. Szkoda, że nie słyszę co mówią, od razu przerwałbym im te słodkie gruchotanie, zapewne o dupie maryni. Ostatkiem sił, żeby nie powiedzieć, że zniechęciłem się już na maksa, pukam jak głupi w te lustro, nie wiem, może mnie usłyszą albo coś. Nie mam za bardzo pomysłu co mógłbym zrobić, bo ona mnie chyba nie widzi, sam nie wiem. Masakra z tymi babami, nie wiem po co mi to było. Chyba czas się po prostu zwijać do domu, chociaż jeszcze nie wiem jak to zrobić. Na pewno wymyślę coś nim osiągnę wiek emerytalny, prawda?
- Jak ty tam wlazłaś? - pytam zdziwiony i zdenerwowany jednocześnie. Ja tu się martwię, urządzam obławę na jej życie, a ta sobie kurwa trzecie wymiary zwiedza. W ogóle o mnie nie pomyślała. Marszczę czoło myśląc, że chyba pora już na mnie. Poświęcam się dla kogoś, kto okazał mi cień wsparcia, a ci sobie urządzają kurwa pogawędkę. Szkoda, że nie słyszę co mówią, od razu przerwałbym im te słodkie gruchotanie, zapewne o dupie maryni. Ostatkiem sił, żeby nie powiedzieć, że zniechęciłem się już na maksa, pukam jak głupi w te lustro, nie wiem, może mnie usłyszą albo coś. Nie mam za bardzo pomysłu co mógłbym zrobić, bo ona mnie chyba nie widzi, sam nie wiem. Masakra z tymi babami, nie wiem po co mi to było. Chyba czas się po prostu zwijać do domu, chociaż jeszcze nie wiem jak to zrobić. Na pewno wymyślę coś nim osiągnę wiek emerytalny, prawda?
no one cares
Oli Ogden
Zawód : zbir
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
- Kup mi whiskey.
- Będziesz pił whiskey? Jest 10 rano.
- W takim razie kup whiskey i płatki.
- Będziesz pił whiskey? Jest 10 rano.
- W takim razie kup whiskey i płatki.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym
Nieaktywni
Tonęła. Wrażenie wciskało sie za granice skroni, pulsowało pod powiekami, a przede wszystkim zrywało oddech, który coraz trudniej było złapać. A wszystko w kakofonii wrzasków i wycia, który do końca życia miała już słyszeć w koszmarach. Magia nie uległa jej woli, upadła też panicznie stawiana w umyśle zapora, by to słabość święciła sukces. Mia uparcie walczyła, tocząc bitwę już tylko z własnym ciałem, które odmawiało posłuszeństwa, coraz niżej sięgając podłogi.
Podpora, zniknęła. Palce nie znalazły wsparcia, a srebrna tafla przyszpiliła dłoń wrażeniem szczypiącego chłodu. W głowie odbijały się słowa, które słyszała. Nie był to wytwór jej wyobraźni, a jeśli - wytworem miało być tutaj już wszystko, czego doświadczała - Kłamstwa... - język plątał się, gdy słowa cisnące się na wargi nie znajdowały ujścia. Ciemność, nie tylko ta szerząca się wokoło, coraz większymi plamami zaścielały umysł, urywając świadomość, o której jasność tak walczyła. Niejasne, mrożące nerwy wrażenie poruszyły się na skraju zrozumienia. Obecność i dodatkowa para oczu, która chciała ją...wchłonąć?
Para zimnych dłonie dotknęła jej ciała i poczuła szarpnięcie. Tylko nieprzytomnie próbowała wytłumaczyć, dlaczego lustrzane odbicie właśnie przeciągało ją przez srebrzystą taflę, a przeraźliwie mroźna fala przysłania każdy, najmniejszy zmysł. Wnikając pod skórę, wciskając się w usta, rysując szalone wzory kawalkadą dreszczy. A potem, zupełnie, jak za zamknięciem kurtyny, wszystko umilkło. Nie przypominała sobie, kiedy ostatnio czuła tak wielka ulgę. Nieznośna, paraliżująca słabość zniknęła, a myśli wracały na właściwy, jaśniejszy tor, bombardując ją powoli docierającymi powoli wrażeniami. Gdzie właściwie była? - ...nie przypisuję Panu, a rzeczywistości, którą postrzegam - dokończyła zdanie, które wypłynęło na powierzchnię. Odwróciła się szukając wzrokiem...wybawcy? Czy też kata? - Kłamstwo przypisuję swoim zmysłom - dodała, podpierając sie dłońmi o chłodna podłogę. Wszystko wyglądało? tak, jak widziała wcześniej. Jedyną różnicą, była zdecydowanie namacalna obecność nieznajomego gentlemana. Ostrożnie podniosła się szukając nieszczęsnej różdżki, którą w tym momencie, miała ochotę zwyczajnie złamać. Rysa gniewu, przemielona z bólem własnej słabości, wyraźnie naznaczyła czoło Mii, ale dla odmiany, nie zrobiła kolejnej głupiej rzeczy, pomstując na wszystko i na siebie. Było bezcelowe. Aktualnie była gościem, albo tolerowanym intruzem - Powinnam zadać jakieś pytanie - stwierdziła, bo pytanie o zadane pytanie, było już pytaniem - Mam dziwne wrażenie, że Pan ...i mieszkańcy tego domu, wiecie kim jestem - jaki związek miał z listem, który otrzymała? W niejasnym odruchu przeniosła wzrok na lustro, mimowolnie próbując przejechać dłonią po jego powierzchni - Nie jestem pewna, czy powinnam Panu dziękować, czy... - atakować? Jak niby miała walczyć z duchem? A nawet jeśli, różdżka była bezużyteczna. Odetchnęła ciężko, pozwalając by gniewna rysa zniknęła. Myśl Mia. Odwróć sytuację - Dlaczego... - ja tu jestem? Nie, inaczej - Pan tu jest? - trafili do nawiedzonego, przeklętego, czy inaczej obłożonego klątwą dworku. Cokolwiek sprawiło, że zostali tu uwięzieni, odpowiedzi trzeba było szukać głębiej. Podobno, żeby dostać odpowiedź, należało zadać właściwe pytanie. Problem w tym, że pytań mnożyło się z każdą chwilą. A odpowiedzi uparcie umykały jej pojmowaniu.
Podpora, zniknęła. Palce nie znalazły wsparcia, a srebrna tafla przyszpiliła dłoń wrażeniem szczypiącego chłodu. W głowie odbijały się słowa, które słyszała. Nie był to wytwór jej wyobraźni, a jeśli - wytworem miało być tutaj już wszystko, czego doświadczała - Kłamstwa... - język plątał się, gdy słowa cisnące się na wargi nie znajdowały ujścia. Ciemność, nie tylko ta szerząca się wokoło, coraz większymi plamami zaścielały umysł, urywając świadomość, o której jasność tak walczyła. Niejasne, mrożące nerwy wrażenie poruszyły się na skraju zrozumienia. Obecność i dodatkowa para oczu, która chciała ją...wchłonąć?
Para zimnych dłonie dotknęła jej ciała i poczuła szarpnięcie. Tylko nieprzytomnie próbowała wytłumaczyć, dlaczego lustrzane odbicie właśnie przeciągało ją przez srebrzystą taflę, a przeraźliwie mroźna fala przysłania każdy, najmniejszy zmysł. Wnikając pod skórę, wciskając się w usta, rysując szalone wzory kawalkadą dreszczy. A potem, zupełnie, jak za zamknięciem kurtyny, wszystko umilkło. Nie przypominała sobie, kiedy ostatnio czuła tak wielka ulgę. Nieznośna, paraliżująca słabość zniknęła, a myśli wracały na właściwy, jaśniejszy tor, bombardując ją powoli docierającymi powoli wrażeniami. Gdzie właściwie była? - ...nie przypisuję Panu, a rzeczywistości, którą postrzegam - dokończyła zdanie, które wypłynęło na powierzchnię. Odwróciła się szukając wzrokiem...wybawcy? Czy też kata? - Kłamstwo przypisuję swoim zmysłom - dodała, podpierając sie dłońmi o chłodna podłogę. Wszystko wyglądało? tak, jak widziała wcześniej. Jedyną różnicą, była zdecydowanie namacalna obecność nieznajomego gentlemana. Ostrożnie podniosła się szukając nieszczęsnej różdżki, którą w tym momencie, miała ochotę zwyczajnie złamać. Rysa gniewu, przemielona z bólem własnej słabości, wyraźnie naznaczyła czoło Mii, ale dla odmiany, nie zrobiła kolejnej głupiej rzeczy, pomstując na wszystko i na siebie. Było bezcelowe. Aktualnie była gościem, albo tolerowanym intruzem - Powinnam zadać jakieś pytanie - stwierdziła, bo pytanie o zadane pytanie, było już pytaniem - Mam dziwne wrażenie, że Pan ...i mieszkańcy tego domu, wiecie kim jestem - jaki związek miał z listem, który otrzymała? W niejasnym odruchu przeniosła wzrok na lustro, mimowolnie próbując przejechać dłonią po jego powierzchni - Nie jestem pewna, czy powinnam Panu dziękować, czy... - atakować? Jak niby miała walczyć z duchem? A nawet jeśli, różdżka była bezużyteczna. Odetchnęła ciężko, pozwalając by gniewna rysa zniknęła. Myśl Mia. Odwróć sytuację - Dlaczego... - ja tu jestem? Nie, inaczej - Pan tu jest? - trafili do nawiedzonego, przeklętego, czy inaczej obłożonego klątwą dworku. Cokolwiek sprawiło, że zostali tu uwięzieni, odpowiedzi trzeba było szukać głębiej. Podobno, żeby dostać odpowiedź, należało zadać właściwe pytanie. Problem w tym, że pytań mnożyło się z każdą chwilą. A odpowiedzi uparcie umykały jej pojmowaniu.
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Tak, było w tej ciemności coś niezbadanego; odnosiła wrażenie jakby lęk tak realny ściskał jej serce, iż m u s i a ł o tam coś być. To nie mogła być tylko jej wyobraźnia, widziała to w twarzach Jocelyn oraz jasnowłosego szlachcica, skupionych przy jedynym źródle światła w tym pomieszczeniu. A tam, poza granicami udanego zaklęcia, bytowały pewnie duchy, czekając by porwać kolejnego czarodzieja do swojego planu. Bo krył się za tym jakiś sens, czyż nie? Powiązanie między sproszonymi gośćmi, te runy, nawet to pudełko! Przyjęcie do wiadomości, że wszystko może być dziełem przypadku było zbyt ciężkie, niewygodne, męczące... wolała wierzyć, iż uda im się dotrzeć do sedna tego całego zdarzenia, a nawet znaleźć pasujące rozwiązanie. Z ulgą przyjęła powrót światła, nie mogła wiedzieć, co działo się na piętrze, nie posiadała więc nowych informacji na temat ich położenia. Mogła jednak sprawdzić, czy wciąż jest ich siedmioro.
— Abspectus — wyszeptała, kierując różdżkę w górę.
W tym momencie wolała się skupić na przedostaniu się do kolejnego pokoju, co mimo posiadanego klucza, okazało się dość żmudne. Próbowała zasugerować zbliżenie się tam dla reszty osób, które znajdowały się blisko, ale nie poruszyli się nawet o milimetr. Ona trzymała różdżkę w jednej ręce, w drugiej skrzyneczkę i nie miała możliwości posłużenia się jeszcze małym przedmiotem, mogącym otworzyć przed nimi przejście. Z resztą, trzymała go panna Vane, a ostatnim czego potrzebowali to jakaś sprzeczka. Zacisnęła więc usta w wąską kreskę, nie dobywając głosu. Przeniosła za to wzrok na tajemnicze słowa, czy też znaki, zastanawiając się w jakim języku zostały one napisane. Posiadała okrojoną wiedzę na temat literatury, potrafiła porozumiewać się tylko po angielsku i po francusku, więc nie była pod tym względem pomocna. Mogła tylko wpatrywać się na przemian w wersy i we wnętrze, podzielone na idealne osiem części, lecz to niczego nie zmieniało. Obróciła wieczko ku pozostałym, pozwalając innym na zapoznanie się z nimi. Było jej trochę słabo, w końcu nie tak dawno pochłaniały ją ruchome piaski, nie wiedziała, co jeszcze może zrobić.
Wszystkie inkantacje, które przychodziły jej do głowy zostały już wypowiedziane, chyba nie wykryły nic podejrzanego. Pozostało tylko czekać.
— Abspectus — wyszeptała, kierując różdżkę w górę.
W tym momencie wolała się skupić na przedostaniu się do kolejnego pokoju, co mimo posiadanego klucza, okazało się dość żmudne. Próbowała zasugerować zbliżenie się tam dla reszty osób, które znajdowały się blisko, ale nie poruszyli się nawet o milimetr. Ona trzymała różdżkę w jednej ręce, w drugiej skrzyneczkę i nie miała możliwości posłużenia się jeszcze małym przedmiotem, mogącym otworzyć przed nimi przejście. Z resztą, trzymała go panna Vane, a ostatnim czego potrzebowali to jakaś sprzeczka. Zacisnęła więc usta w wąską kreskę, nie dobywając głosu. Przeniosła za to wzrok na tajemnicze słowa, czy też znaki, zastanawiając się w jakim języku zostały one napisane. Posiadała okrojoną wiedzę na temat literatury, potrafiła porozumiewać się tylko po angielsku i po francusku, więc nie była pod tym względem pomocna. Mogła tylko wpatrywać się na przemian w wersy i we wnętrze, podzielone na idealne osiem części, lecz to niczego nie zmieniało. Obróciła wieczko ku pozostałym, pozwalając innym na zapoznanie się z nimi. Było jej trochę słabo, w końcu nie tak dawno pochłaniały ją ruchome piaski, nie wiedziała, co jeszcze może zrobić.
Wszystkie inkantacje, które przychodziły jej do głowy zostały już wypowiedziane, chyba nie wykryły nic podejrzanego. Pozostało tylko czekać.
we all have our reasons.
The member 'Pandora Sheridan' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 31
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 31
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Mam już powoli dość znikających i pojawiających się świateł. Czy za tym wszystkim stoi jakaś kobieta z wyraźną huśtawką emocjonalną? A może to po prostu anomalie były kapryśne jak kobiety? Przeklinam cicho pod nosem, jednak wiem, że nie możemy teraz tracić na nic czasu. Mój wzrok przenosi się na Jocelyn, a później na trzymane przez Pandorę pudełko.
- Osiem to chyba jednak pechowa liczba – rzucam, w ramach komentarza.
Przyglądam się baczniej słowom wypisanym na kwadratowym przedmiocie. Wydają mi się znajome – przypuszczam, że tym razem to zwykła lingwistyka, nie zaś magiczne litery.
- Rozpoznaję je – mówię i podchodzę bliżej, żeby dokładnie się przyjrzeć. – Dajcie mi chwilę.
W głowie układam sobie konstrukcje gramatyczne obcych języków, starając się dostrzec, co tworzyły wyrazy. Kiedy uzdrowicielka kieruje się w stronę drzwi, natychmiast podążam w jej kierunku. Nie, żebym ubliżał jej możliwościom, ale po tym jak ta kobieta zniknęła… Może lepiej trzymać się razem.
- Będę tuż za Tobą, panno Vane, w obecnej sytuacji nie powinniśmy chyba się rozdzielać – mówię, faktycznie przemieszczając się w stronę drzwi.
Ostrożnie obserwuję jak uzdrowicielka wkłada klucz do zamka i zastnawiam się, co czeka na nas dalej.
- Osiem to chyba jednak pechowa liczba – rzucam, w ramach komentarza.
Przyglądam się baczniej słowom wypisanym na kwadratowym przedmiocie. Wydają mi się znajome – przypuszczam, że tym razem to zwykła lingwistyka, nie zaś magiczne litery.
- Rozpoznaję je – mówię i podchodzę bliżej, żeby dokładnie się przyjrzeć. – Dajcie mi chwilę.
W głowie układam sobie konstrukcje gramatyczne obcych języków, starając się dostrzec, co tworzyły wyrazy. Kiedy uzdrowicielka kieruje się w stronę drzwi, natychmiast podążam w jej kierunku. Nie, żebym ubliżał jej możliwościom, ale po tym jak ta kobieta zniknęła… Może lepiej trzymać się razem.
- Będę tuż za Tobą, panno Vane, w obecnej sytuacji nie powinniśmy chyba się rozdzielać – mówię, faktycznie przemieszczając się w stronę drzwi.
Ostrożnie obserwuję jak uzdrowicielka wkłada klucz do zamka i zastnawiam się, co czeka na nas dalej.
Let's stay lost on our way home
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Ufność Rozetki do Fantine z każdą chwilą zdawała się rosnąć, czy to ze względu na łagodną, dobrą naturę skrzatki, czy wrodzoną srebrnoustość arystokratki. Ogromne, blade oczy nie wpatrywały się już w czarownicę z takim przestrachem, a długie palce przestały szarpać za uszy; elfka opuściła ramiona, wciąż niepewna, ale wyraźnie spokojniejsza. Pokręciła głową. – Rozetka nie może opuścić wyspy, dopóki działają zaklęcia – odpowiedziała. Później zamilkła, obserwując poczynania Fantine. Rzucone przez nią zaklęcie nie podziałało, na końcu różdżki tylko na moment rozbłysło blade światło, żeby zaraz później zgasnąć, jednak skrzatka zdawała się zrozumieć zamiar kobiety i – zamiast odpowiedzieć na jej pytanie – pstryknęła palcami, powtarzając zaklęcie lady Rosier. Skrzypnęły zawiasy, a biblioteczka z francuskimi tytułami otworzyła się na zewnątrz, ukazując ukrytą za nią, wbudowaną w ścianę wnękę. Nisza nie była głęboka, rozmiarami przypominała co najwyżej komórkę na miotły, a w środku znajdowało się kilka półek: na największej z nich znajdował się niewielki kociołek, na wyższej – pięć zakurzonych fiolek o różnych kształtach, wypełnionych różnokolorowymi eliksirami; najniższa zaścielona była pergaminami z odręcznymi notatkami, zapisanymi zgrabnym pismem.
Zaklęcie rzucone przez Pandorę nie podziałało tak, jak powinno; szklana szyba pojawiła się w suficie tylko na chwilę, pozwalając czarownicy rzucić okiem na pokój nad nimi – pusty, ciemny, najprawdopodobniej będący sypialnią.
Wyrazy rozpoznane przez Alastaira na pierwszy rzut oka skojarzyły mu się językiem rosyjskim; jego wiedza pozwoliła mu na rozpoznanie niektórych słów i struktur, jednak inne wydawały się zupełnie obce – wyglądało na to, że miał do czynienia albo z językowym odłamem, nieznanym dialektem, albo po prostu starszą, nieużywaną już formą. Bez problemu rozpoznał cyfry – od jeden do osiem, w każdym z wersów po jednej – oraz wyrazy oznaczające kolejno: (1) kości i zdarzenie losowe, (2) miksturę i obraz, (3) muzykę lub instrument muzyczny, (4) bagno i zwodnika, (5) liczby, (6) wspomnienia oraz rosyjski odpowiednik określający myślodsiewnię, (7) lustro, (8) przepowiednię lub dosłownie zwiastun śmierci. W całym tekście wielokrotnie pojawiało się też wspomnienie o więzieniu.
Drzwi gładko otworzyły się przed Jocelyn, czarownica nie miała jednak czasu na dokładne rozejrzenie się po pomieszczeniu. Zdążyła dostrzec jedynie zarys dużego, masywnego biurka oraz kilku zamkniętych szafek i gablot, gdy jej nozdrza wypełnił odpychający, przyprawiający o mdłości smród zgnilizny, z którym jako uzdrowicielka miała póki co do czynienia jedynie w sterylnych pomieszczeniach prosektorium. W następnej sekundzie jej oczom okazało się ciało – definitywnie martwe, ale stojące na dwóch nogach, z powykrzywianymi kończynami, zielonkawe, w stanie częściowego rozkładu, z pustymi, białymi oczodołami i rozchylonymi bez życia ustami, z których wydobywało się niskie charczenie. Trup z całą pewnością był niegdyś kobietą, wzrostem idealnie równą wzrostowi Jocelyn, ze strąkami wilgotnych włosów również w tym samym kolorze, co lśniące pukle uzdrowicielki, jednak sukienka, w którą ubrane było ciało, należała nie do samej czarownicy, a jej siostry bliźniaczki. Inferius, zatrzymawszy się w drzwiach tylko na ułamek sekundy, ruszył błyskawicznie w stronę Jocelyn, chwytając ją kościstymi palcami za przedramię ręki niewiodącej, a drugą ręką próbując sięgnąć do jasnej szyi.
– Pięć. Teraz ja – powiedział chłopiec, sięgając rączką po kostkę i przez moment trzymając ją w dłoni. Zainteresowanie Salome zdawało się mu podobać, bo w kącikach ust pojawił się lekki uśmiech. – Pomagam państwu Fancourt – powiedział lekko, grzechocąc kostkami i rzucając je na podłogę. Sześciany zatrzymały się na czwórce i dwójce (rzut). – Sześć – poinformował, odchylając się do tyłu i obserwując poczynania kobiety. – Wiem wszystko o domu – dodał z wyraźną dumą w głosie, po czym kontynuował. – Panienka Maureen, na przykład, mówi ojcu, że idzie malować na klify, a tak naprawdę chodzi do stajennego. Panienka Bethany ciągle kłamie i chowa zakazane książki w pianinie. Pan Fancourt… – Przerwał. – Grasz dalej? – upomniał się, stukając z niecierpliwością piąstką w podłogę. Kiedy Salome zapytała o szyszymorę, zmarszczył czoło, zastanawiając się intensywnie. – Co to szyszymora? – zapytał z ciekawością.
Po zastukaniu w lustro przez Oliego nic się nie stało.
Mężczyzna czekał cierpliwie, aż Mia stanie na własnych nogach, przyglądając jej się ze spokojem. Nie atakował, nie wykonywał agresywnych gestów – zwyczajnie obserwował. – Mądrze – skomentował, kiwając głową. Z kieszeni szaty wyciągnął cygaro, ale jedynie obrócił je w palcach, po czym schował z powrotem. – I niebywale głupio jednocześnie. Jeżeli nie jest panienka w stanie ufać swoim zmysłom, to czemu albo komu panienka wierzy? – zapytał, cofając się o krok i siadając z powrotem w wygodnym fotelu. Zastanowił się przez chwilę. – To, dlaczego ja tu jestem, nie ma w tej chwili żadnego znaczenia. To, dlaczego panienka tu jest – to z kolei zależy od decyzji, które panienka podejmie. Czyż nie od tego zależy absolutnie wszystko? – Skierował spojrzenie ku sufitowi; trudno było stwierdzić, czy oczekuje odpowiedzi, czy też nie, ale po kilku sekundach ponownie skierował spojrzenie na czarownicę, tym razem intensywniejsze i bardziej naglące. – Nie macie wiele czasu – powiedział, po czym ruszył ręką, a zasuwane drzwi w rogu pomieszczenia rozsunęły się gładko – a ja nie mogę zbyt wiele pomóc, ale na panienki miejscu zacząłbym tam.
Tarcza rzucona przez Olivera po raz kolejny uchroniła go przed ognistymi pociskami, a zaklęcie, którym zaatakował zjawę, okazało się udane – świetlista istota co prawda nie miała materialnego ciała, które mogłoby odlecieć, ale podmuch powietrza sprawił, że tworząca ją mgiełka pomknęła kilka metrów dalej, w stronę drewnianego zabudowania. Błoto nadal uniemożliwiało Oliverowi swobodne poruszanie się, z każdą chwilą zaczynało mu się też robić coraz bardziej zimno – jeżeli pozostanie w bagnie dłużej, zacznie odczuwać nieprzyjemne skutki wyziębienia.
Mistrz Gry przeprasza za poślizg, ze względu na opóźnienie, każdy z Was może w tej kolejce wykonać dwie akcje (w jednym poście lub dwóch osobnych, wedle uznania).
Fantine – w znalezionych notatkach znajduje się 15 wskazówek. II poziom biegłości francuskiego zapewnia odczytanie 10 z nich, I poziom biegłości – 5. Jeżeli chcesz, możesz próbować odczytać również i pozostałe, w takim wypadku należy dodatkowo rzucić kością k10, liczba wyrzuconych oczek jest tożsama z liczbą odczytanych wskazówek (przy czym uznaje się, że są to inne wskazówki niż te przysługujące za biegłość). ST zachowania posłuszeństwa Rozetki w tej kolejce wynosi 47 (rzut).
Jocelyn – wyrwanie się inferiusowi ma ST równe 41 (rzut), do rzutu dolicza się wartość statystyki sprawności. Ponieważ Twoja ręka wiodąca jest wolna, możesz też posługiwać się różdżką.
Oliver – Twój atak odebrał zjawie 21 punktów żywotności. W tej kolejce nie jesteś atakowany, możesz jednak zaatakować. Możesz również podjąć próbę wydostania się z bagna oraz wezwania pomocy – nadal znajdujesz się w zasięgu słuchu pozostałych czarodziejów. Na skutek działania anomalii straciłeś 20 punktów żywotności. (PŻ stwora: 79/100)
Punkty w kościanym oczku: Salome (13), Isaac (12).
Na odpisy czekam do wtorku (12.12) do godz. 23:59.
Zaklęcie rzucone przez Pandorę nie podziałało tak, jak powinno; szklana szyba pojawiła się w suficie tylko na chwilę, pozwalając czarownicy rzucić okiem na pokój nad nimi – pusty, ciemny, najprawdopodobniej będący sypialnią.
Wyrazy rozpoznane przez Alastaira na pierwszy rzut oka skojarzyły mu się językiem rosyjskim; jego wiedza pozwoliła mu na rozpoznanie niektórych słów i struktur, jednak inne wydawały się zupełnie obce – wyglądało na to, że miał do czynienia albo z językowym odłamem, nieznanym dialektem, albo po prostu starszą, nieużywaną już formą. Bez problemu rozpoznał cyfry – od jeden do osiem, w każdym z wersów po jednej – oraz wyrazy oznaczające kolejno: (1) kości i zdarzenie losowe, (2) miksturę i obraz, (3) muzykę lub instrument muzyczny, (4) bagno i zwodnika, (5) liczby, (6) wspomnienia oraz rosyjski odpowiednik określający myślodsiewnię, (7) lustro, (8) przepowiednię lub dosłownie zwiastun śmierci. W całym tekście wielokrotnie pojawiało się też wspomnienie o więzieniu.
Drzwi gładko otworzyły się przed Jocelyn, czarownica nie miała jednak czasu na dokładne rozejrzenie się po pomieszczeniu. Zdążyła dostrzec jedynie zarys dużego, masywnego biurka oraz kilku zamkniętych szafek i gablot, gdy jej nozdrza wypełnił odpychający, przyprawiający o mdłości smród zgnilizny, z którym jako uzdrowicielka miała póki co do czynienia jedynie w sterylnych pomieszczeniach prosektorium. W następnej sekundzie jej oczom okazało się ciało – definitywnie martwe, ale stojące na dwóch nogach, z powykrzywianymi kończynami, zielonkawe, w stanie częściowego rozkładu, z pustymi, białymi oczodołami i rozchylonymi bez życia ustami, z których wydobywało się niskie charczenie. Trup z całą pewnością był niegdyś kobietą, wzrostem idealnie równą wzrostowi Jocelyn, ze strąkami wilgotnych włosów również w tym samym kolorze, co lśniące pukle uzdrowicielki, jednak sukienka, w którą ubrane było ciało, należała nie do samej czarownicy, a jej siostry bliźniaczki. Inferius, zatrzymawszy się w drzwiach tylko na ułamek sekundy, ruszył błyskawicznie w stronę Jocelyn, chwytając ją kościstymi palcami za przedramię ręki niewiodącej, a drugą ręką próbując sięgnąć do jasnej szyi.
– Pięć. Teraz ja – powiedział chłopiec, sięgając rączką po kostkę i przez moment trzymając ją w dłoni. Zainteresowanie Salome zdawało się mu podobać, bo w kącikach ust pojawił się lekki uśmiech. – Pomagam państwu Fancourt – powiedział lekko, grzechocąc kostkami i rzucając je na podłogę. Sześciany zatrzymały się na czwórce i dwójce (rzut). – Sześć – poinformował, odchylając się do tyłu i obserwując poczynania kobiety. – Wiem wszystko o domu – dodał z wyraźną dumą w głosie, po czym kontynuował. – Panienka Maureen, na przykład, mówi ojcu, że idzie malować na klify, a tak naprawdę chodzi do stajennego. Panienka Bethany ciągle kłamie i chowa zakazane książki w pianinie. Pan Fancourt… – Przerwał. – Grasz dalej? – upomniał się, stukając z niecierpliwością piąstką w podłogę. Kiedy Salome zapytała o szyszymorę, zmarszczył czoło, zastanawiając się intensywnie. – Co to szyszymora? – zapytał z ciekawością.
Po zastukaniu w lustro przez Oliego nic się nie stało.
Mężczyzna czekał cierpliwie, aż Mia stanie na własnych nogach, przyglądając jej się ze spokojem. Nie atakował, nie wykonywał agresywnych gestów – zwyczajnie obserwował. – Mądrze – skomentował, kiwając głową. Z kieszeni szaty wyciągnął cygaro, ale jedynie obrócił je w palcach, po czym schował z powrotem. – I niebywale głupio jednocześnie. Jeżeli nie jest panienka w stanie ufać swoim zmysłom, to czemu albo komu panienka wierzy? – zapytał, cofając się o krok i siadając z powrotem w wygodnym fotelu. Zastanowił się przez chwilę. – To, dlaczego ja tu jestem, nie ma w tej chwili żadnego znaczenia. To, dlaczego panienka tu jest – to z kolei zależy od decyzji, które panienka podejmie. Czyż nie od tego zależy absolutnie wszystko? – Skierował spojrzenie ku sufitowi; trudno było stwierdzić, czy oczekuje odpowiedzi, czy też nie, ale po kilku sekundach ponownie skierował spojrzenie na czarownicę, tym razem intensywniejsze i bardziej naglące. – Nie macie wiele czasu – powiedział, po czym ruszył ręką, a zasuwane drzwi w rogu pomieszczenia rozsunęły się gładko – a ja nie mogę zbyt wiele pomóc, ale na panienki miejscu zacząłbym tam.
Tarcza rzucona przez Olivera po raz kolejny uchroniła go przed ognistymi pociskami, a zaklęcie, którym zaatakował zjawę, okazało się udane – świetlista istota co prawda nie miała materialnego ciała, które mogłoby odlecieć, ale podmuch powietrza sprawił, że tworząca ją mgiełka pomknęła kilka metrów dalej, w stronę drewnianego zabudowania. Błoto nadal uniemożliwiało Oliverowi swobodne poruszanie się, z każdą chwilą zaczynało mu się też robić coraz bardziej zimno – jeżeli pozostanie w bagnie dłużej, zacznie odczuwać nieprzyjemne skutki wyziębienia.
Mistrz Gry przeprasza za poślizg, ze względu na opóźnienie, każdy z Was może w tej kolejce wykonać dwie akcje (w jednym poście lub dwóch osobnych, wedle uznania).
Fantine – w znalezionych notatkach znajduje się 15 wskazówek. II poziom biegłości francuskiego zapewnia odczytanie 10 z nich, I poziom biegłości – 5. Jeżeli chcesz, możesz próbować odczytać również i pozostałe, w takim wypadku należy dodatkowo rzucić kością k10, liczba wyrzuconych oczek jest tożsama z liczbą odczytanych wskazówek (przy czym uznaje się, że są to inne wskazówki niż te przysługujące za biegłość). ST zachowania posłuszeństwa Rozetki w tej kolejce wynosi 47 (rzut).
Jocelyn – wyrwanie się inferiusowi ma ST równe 41 (rzut), do rzutu dolicza się wartość statystyki sprawności. Ponieważ Twoja ręka wiodąca jest wolna, możesz też posługiwać się różdżką.
Oliver – Twój atak odebrał zjawie 21 punktów żywotności. W tej kolejce nie jesteś atakowany, możesz jednak zaatakować. Możesz również podjąć próbę wydostania się z bagna oraz wezwania pomocy – nadal znajdujesz się w zasięgu słuchu pozostałych czarodziejów. Na skutek działania anomalii straciłeś 20 punktów żywotności. (PŻ stwora: 79/100)
Punkty w kościanym oczku: Salome (13), Isaac (12).
Na odpisy czekam do wtorku (12.12) do godz. 23:59.
- parter:
- Mapka parteru (kliknij, aby powiększyć):
- piętro:
- Mapka piętra (kliknij, aby powiększyć):
- Żywotność postaci i bonusy:
Postać Wartość Kara OLI 489/514 (wyziębienie) +5 MIA 267/292 (osłabienie, psychiczne) +5 OLIVER 194/234 (stłuczenia, osłabienie, psychiczne) -5 JOCELYN 185/210 (psychiczne) +5 ALASTAIR 225/225 +10 FANTINE 190/200 - PANDORA 195/200 (przyduszenie) +10 SALOME 158/208 (osłabienie) -5
Bezimienna wyspa
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent