Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent
Bezimienna wyspa
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Bezimienna wyspa
Niewielka, znajdująca się w skromnym oddaleniu od angielskich wybrzeży wyspa, od ludzkich siedzib oddzielona jest nie tylko setkami metrów głębokiej wody, ale również utrzymującą się od lat złą sławą. Ukryta przed wzrokiem mugoli za pomocą ochronnych zaklęć, od wieków należy do czystokrwistej rodziny Fancourtów - trudno jednak powiedzieć, czy jakikolwiek czarodziej noszący to nazwisko wciąż zamieszkuje rodzinną posiadłość, bo w portowej wiosce nie widziano ich już od dawna. Wśród mieszkańców - głównie starszych, pamiętających jeszcze schyłek ubiegłego stulecia - krążą pogłoski o tym, jakoby najmłodsza dziedziczka sprzedała dom bogatemu kupcowi, podczas gdy sama wyjechała robić karierę w Londynie; inni twierdzą, że miejsce jest przeklęte, i to dlatego wszyscy Fancourtowie wyprowadzili się, gdzie pieprz rośnie. Jakakolwiek nie byłaby prawda, nikt w okolice wyspy się nie zapuszcza - strome brzegi, ostre i skaliste, czynią ją wyjątkowo zdradliwym miejscem do żeglugi, a jeśli wierzyć lokalnym opowieściom rybaków, łodzie, które wyprawiają się w tym kierunku, nigdy nie powracają do portu.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Choć Alastair znajdował się względnie blisko środka ruchomych piasków, dzięki szybkiemu refleksowi i sprawności udało mu się wydostać poza ich krawędź, zanim jeszcze zaklęcie zostało przerwane. Levicorpus Olivera okazał się nieudany - stopy Mii nawet nie drgnęły - czarownica wiedziała jednak doskonale, jak odwrócić małą katastrofę i bez problemu cofnęła trasmutacyjny czar. Piaski zniknęły, nie pozostawiając po sobie ani śladu i ratując od wciągnięcia Pandorę, która miała spore kłopoty z utrzymaniem się na powierzchni. Magia okazała się zresztą kapryśna dla całej trójki; z nosa Olivera buchnęła krew, plamiąc przód jego ubrania i sprawiając, że zakręciło mu się w głowie, natomiast Mia poczuła nagłą słabość - znacznie inną niż ta, którą musiała przełamać wcześniej, jednak równie krótkotrwałą. Pomoc Oliego póki co okazała się niekonieczna, natomiast Jocelyn, zaglądając do pokoju dziennego, dostrzegła to samo, co zauważył wcześniej Alastair: kolejny portret zasłonięty kotarą oraz fragment kominka. Z miejsca, w którym stała, nie widziała wyrytych na nim symboli, problemów z przyjrzeniem się im nie będzie miał już jednak lord Nott, ani nikt, kto w następnej kolejce zdecyduje się wejść do pomieszczenia.
Zaklęcie Fantine, choć udane, nie wykryło żadnego ukrytego przejścia - najwidoczniej w zasięgu wzroku arystokratki takowego nie było - w powietrzu rozległo się jednak przeciągłe skrzypnięcie, gdy z trzaskiem uchyliła się jedna z zawieszonych na ścianie w kuchni fotografii. Zdjęcie w ramce, przedstawiające dojrzałego mężczyznę w eleganckiej czarnej szacie i cylindrze, okazało się tak naprawdę wbudowaną w ścianę szafką; jeżeli lady Rosier (lub ktokolwiek inny) zdecyduje się do niej podejść, w środku znajdzie średnich rozmiarów klucz - pozłacany, zdobiony roślinnym motywem.
Oprócz nieoczekiwanego wybuchu magii w wykonaniu Mii, póki co nie działo się nic niepokojącego.
Pandora, nieudane szamotanie się w ruchomych piaskach kosztowało Cię 5 punktów żywotności.
Mia, Oliver - każde z Was również traci 5 punktów żywotności na skutek niekorzystnego działania anomalii (osłabienie).
Zabranie klucza z ukrytej szafki nie jest liczone jako osobna akcja. Akcją nie jest też przemieszczanie się w obrębie mapy, jednak jeżeli zdecydujecie się wejść na piętro, możecie zatrzymać się najdalej u szczytu schodów.
Na odpisy czekam do wtorku 21.11, do 23:59, nieobecność nadal ma Salome, pozostałych - jak do tej pory - proszę o info w razie niewyrobienia się/nieobecności. <3
Mapka (kliknij, aby powiększyć):
Zaklęcie Fantine, choć udane, nie wykryło żadnego ukrytego przejścia - najwidoczniej w zasięgu wzroku arystokratki takowego nie było - w powietrzu rozległo się jednak przeciągłe skrzypnięcie, gdy z trzaskiem uchyliła się jedna z zawieszonych na ścianie w kuchni fotografii. Zdjęcie w ramce, przedstawiające dojrzałego mężczyznę w eleganckiej czarnej szacie i cylindrze, okazało się tak naprawdę wbudowaną w ścianę szafką; jeżeli lady Rosier (lub ktokolwiek inny) zdecyduje się do niej podejść, w środku znajdzie średnich rozmiarów klucz - pozłacany, zdobiony roślinnym motywem.
Oprócz nieoczekiwanego wybuchu magii w wykonaniu Mii, póki co nie działo się nic niepokojącego.
Pandora, nieudane szamotanie się w ruchomych piaskach kosztowało Cię 5 punktów żywotności.
Mia, Oliver - każde z Was również traci 5 punktów żywotności na skutek niekorzystnego działania anomalii (osłabienie).
Zabranie klucza z ukrytej szafki nie jest liczone jako osobna akcja. Akcją nie jest też przemieszczanie się w obrębie mapy, jednak jeżeli zdecydujecie się wejść na piętro, możecie zatrzymać się najdalej u szczytu schodów.
Na odpisy czekam do wtorku 21.11, do 23:59, nieobecność nadal ma Salome, pozostałych - jak do tej pory - proszę o info w razie niewyrobienia się/nieobecności. <3
Mapka (kliknij, aby powiększyć):
- Żywotność postaci i bonusy:
Postać Wartość Kara OLI 489/514 +5 MIA 287/292 +5 OLIVER 219/234 - JOCELYN 205/210 +10 ALASTAIR 225/225 +10 FANTINE 190/200 - PANDORA 195/200 +10
Rozejrzała się czujnie, gdy wyrzekła inkantację zaklęcia. Oczekiwała, iż otworzą się drzwi, które pozbawiłyby pannę Fancourt i Rozetkę przewagi, jednakże nic się nie stało - prawie nic. Usłyszała skrzypnięcie otwieranych drzwiczek, podążyła wiec za tym dźwiękiem, jako pierwsza podchodzc do fotografii. Przyjrzała się mężczyźnie na niej uważnie, a zaraz potem zajrzała do środka i sięgnęła po klucz, który tam dojrzała. Nie mógl się tam znaleźć bez przyczyny.
-Och, znalazłam jakiś... klucz - odezwała się, nie podnosząc wzroku, obracając klucz w palcach. Co otwierał ów klucz? -Jeśli nie żyje, a wciąż nęka za pomocą domowego skrzata osobiście napiszę skargę do Departamentu Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, aby zajęli się nią oraz tym skrzatem i doprowadzili ich do porządku - wyrzekła stanowczo; podobna skarga podpisana przez lady Rosier, bądź jej krewneo - z pewnością będzie nader przekonująca i przyniesie oczekiwany skutek -Zanim to jednak uczynię, musimy się stąd wydostać, więc zamiast wciąż tu czekać na to, byśmy i my zniknęli, sami do niej pójdźmy, drodzy państwo - zaproponowała ponownie, unosząc dumnie podbródek. Wciąż czuła strach i niepokój, dłonie jej nieco drżały, lecz złość ze śmialości owego upiora, który zdecydował się zakpić z lady Kent była silniejsza. Spojrzenie przeniosła na Pandorę -Zabierzemy Rozetce... to co, panno...? - urwała na chwilę, wyraźnie zadając pytanie o godność -To tylko skrzat. Musi usłuchać czarodzieja - dodała.
Ściskając w jednej dłoni znaleziony klucz, a w drugiej różdżkę powróciła do jadalni, próbując panować nad własną mimiką i ukryć niepokój.
-Czy państwo dalej będą tu tak stali? - spytała nagląco, pewnym i pełnym wdzięku krokiem podążając w stronę schodów, po których jęła się wspinać. Zatrzymała się na chwilę, by unieść różdżkę i wyrzec -Clario - po czym pokonała kilka ostatnich stopni.
-Och, znalazłam jakiś... klucz - odezwała się, nie podnosząc wzroku, obracając klucz w palcach. Co otwierał ów klucz? -Jeśli nie żyje, a wciąż nęka za pomocą domowego skrzata osobiście napiszę skargę do Departamentu Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, aby zajęli się nią oraz tym skrzatem i doprowadzili ich do porządku - wyrzekła stanowczo; podobna skarga podpisana przez lady Rosier, bądź jej krewneo - z pewnością będzie nader przekonująca i przyniesie oczekiwany skutek -Zanim to jednak uczynię, musimy się stąd wydostać, więc zamiast wciąż tu czekać na to, byśmy i my zniknęli, sami do niej pójdźmy, drodzy państwo - zaproponowała ponownie, unosząc dumnie podbródek. Wciąż czuła strach i niepokój, dłonie jej nieco drżały, lecz złość ze śmialości owego upiora, który zdecydował się zakpić z lady Kent była silniejsza. Spojrzenie przeniosła na Pandorę -Zabierzemy Rozetce... to co, panno...? - urwała na chwilę, wyraźnie zadając pytanie o godność -To tylko skrzat. Musi usłuchać czarodzieja - dodała.
Ściskając w jednej dłoni znaleziony klucz, a w drugiej różdżkę powróciła do jadalni, próbując panować nad własną mimiką i ukryć niepokój.
-Czy państwo dalej będą tu tak stali? - spytała nagląco, pewnym i pełnym wdzięku krokiem podążając w stronę schodów, po których jęła się wspinać. Zatrzymała się na chwilę, by unieść różdżkę i wyrzec -Clario - po czym pokonała kilka ostatnich stopni.
Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Fantine Rosier' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 26
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 26
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Ten dom był najzwyczajniej w świecie nawiedzony. A Pandora miała dość upiorów.
Czaiły się po kątach – tchórzliwe stworzenia! – przypominając w najmniej dogodnych momentach o pomyłkach dokonanych w przeszłości, przyciskając jej kruche poczucie bezpieczeństwa do ściany. Nie, nie mogła na to pozwolić. Najpierw bezcielesna postać ukazała się tuż przed nią, czy wiedziała o ciężarze, który młoda wiedźma nosiła ze sobą? Czy każdy z tu obecnych gości miał jakiś sekret i miał on zostać ujawniony zanim zegar wybije godzinę z e r o? Wiele myśli gnało bez konkretnego celu przez błonie jej umysłu; niektóre, zupełnie sprzeczne, zderzały się ze sobą i panna Sheridan nie potrafiłaby sformułować jednoznacznej teorii. Wraz z pojawianiem się nowych informacji jej założenia zmieniały się, rosły, bądź ginęły, przygniatane ogromem niewyjaśnionych kwestii. Żałowała, że nie była osobą, która patrząc na zagwozdkę umiała natychmiast dostrzec jej sedno. Wszystko byłoby prostsze, może znalazłaby logiczne wyjaśnienie całego tego bałaganu, co zapewniłoby jej jakąś pewność, stabilność. Póki co emocje mieszały się w niej jak kolorowe szkiełka w kalejdoskopie, frustracja ze strachem, irytacja z beznadziejną bezradnością. Starała się je opanowywać, nawet udało jej się coś powiedzieć, pomimo iż skupiała się na wydostaniu się z pułapki. Co, jak było do przewidzenia, nie poszło jej najlepiej. Może zareagowała zbyt gwałtownie, ale zapowiadało się na to, że zamiast się uwolnić, tylko pogorszyła swą sytuację i gdyby Mia nie zakończyła zaklęcia, mogłaby zniknąć w piaskowych odmętach.
Zacisnęła usta w niemal idealnie prostą linię, powstrzymując się od rzucenia kolejnego przekleństwa, zanim w porę złapała się blatu, by uniknąć upadku na podłogę. Powinna wykazać się większym spokojem. Każda jej próba wykorzystania własnej sprawności kończyła się spektakularnym fiaskiem, a nie chciała być zależna od ratunku innych. Wzięła głęboki oddech, starając się odszukać opanowanie, które zaraz rozlało się chłodem oraz obojętnością po jej twarzy. Kiedy odwracała się ku zebranym, wyraz jej oczu stał się nieodgadniony, trochę nieufny, czyżby powróciły jej wcześniejsze podejrzenia, iż ktoś z nich mógł być po części odpowiedzialny za niefortunny obrót zdarzeń. Stanęła pewnie na nogach, strzepując ze stanowczością okruchy ze swej sukienki. Najpierw chciała podejść do ciemnowłosej czarownicy – ona nadal wydawała się jej dziwnie znajoma – i podzielić się z nią rewelacjami na temat bytów czyhających na kolejnym piętrze, lecz oceniła, że kobieta będzie chciała porozmawiać z tym bojowym mężczyzną, który wcześniej próbował ją... ratować? Tak więc uczyniła kilka kroków do przodu, kierując się ku pokojowi dziennemu, a przy tej czynności tupnęła dwa razy z większym hukiem, w nadziei na pozbycie się choć części piachu, który mógł zagościć w jej butkach. Podążyła za arystokratką, zwabiona jej wypowiedzią, zatrzymując się w dość dalekiej od niej odległości, ale wystarczającej, by mogła zlustrować szybko złoty kluczyk.
— Hm. — Nie poświęciła mu zbyt dużo czasu, wzruszając tylko ramionami. Nie miała pojęcia, co mógłby otwierać, a miała podejrzenie, że skoro tak dogodnie wpadł im w ręce, być może taka była intencja ich „gospodyni”. Zamiast tego podeszła trochę bliżej do kominka, na którym zdawało jej się, że dostrzegła jakieś symbole. Runy? Wskazówki? Oderwała od nich spojrzenie orzechowych oczu by odpowiedzieć szlachciance.
— Nie znam się na magicznych stworzeniach, aczkolwiek byłoby to osobliwe, gdyby to domowy skrzat rozporządzał duchami czy sam wszedł w posiadanie tego... — urwała, nie była w końcu pewna, co dokładnie miała przy sobie Rozetka. Poszukując odpowiedniego słowa, sięgnęła do swojego listu. — ... artefaktu. — Dokończyła, marszcząc nagle brwi, czyżby w całej tej historii kryło się ziarno prawdy? Ścisnęła mocniej różdżkę, upewniając się, że wciąż ją przy sobie ma.
— Sheridan. Pandora Sheridan. — przedstawiła się trochę rozkojarzona, zastanawiając się nad tym, czy chciała ryzykować wspinaczkę po schodach. Powiodła wzrokiem za Fantine, powstrzymując się od wyrażenia na głos swoich obaw.
Był jeszcze jeden pokój, którego nie odwiedziła i to właśnie tam się skierowała. Przeszła na prawo od kominka, minęła okno i weszła do nowego pomieszczenia. Coś tam musiało być.
Czaiły się po kątach – tchórzliwe stworzenia! – przypominając w najmniej dogodnych momentach o pomyłkach dokonanych w przeszłości, przyciskając jej kruche poczucie bezpieczeństwa do ściany. Nie, nie mogła na to pozwolić. Najpierw bezcielesna postać ukazała się tuż przed nią, czy wiedziała o ciężarze, który młoda wiedźma nosiła ze sobą? Czy każdy z tu obecnych gości miał jakiś sekret i miał on zostać ujawniony zanim zegar wybije godzinę z e r o? Wiele myśli gnało bez konkretnego celu przez błonie jej umysłu; niektóre, zupełnie sprzeczne, zderzały się ze sobą i panna Sheridan nie potrafiłaby sformułować jednoznacznej teorii. Wraz z pojawianiem się nowych informacji jej założenia zmieniały się, rosły, bądź ginęły, przygniatane ogromem niewyjaśnionych kwestii. Żałowała, że nie była osobą, która patrząc na zagwozdkę umiała natychmiast dostrzec jej sedno. Wszystko byłoby prostsze, może znalazłaby logiczne wyjaśnienie całego tego bałaganu, co zapewniłoby jej jakąś pewność, stabilność. Póki co emocje mieszały się w niej jak kolorowe szkiełka w kalejdoskopie, frustracja ze strachem, irytacja z beznadziejną bezradnością. Starała się je opanowywać, nawet udało jej się coś powiedzieć, pomimo iż skupiała się na wydostaniu się z pułapki. Co, jak było do przewidzenia, nie poszło jej najlepiej. Może zareagowała zbyt gwałtownie, ale zapowiadało się na to, że zamiast się uwolnić, tylko pogorszyła swą sytuację i gdyby Mia nie zakończyła zaklęcia, mogłaby zniknąć w piaskowych odmętach.
Zacisnęła usta w niemal idealnie prostą linię, powstrzymując się od rzucenia kolejnego przekleństwa, zanim w porę złapała się blatu, by uniknąć upadku na podłogę. Powinna wykazać się większym spokojem. Każda jej próba wykorzystania własnej sprawności kończyła się spektakularnym fiaskiem, a nie chciała być zależna od ratunku innych. Wzięła głęboki oddech, starając się odszukać opanowanie, które zaraz rozlało się chłodem oraz obojętnością po jej twarzy. Kiedy odwracała się ku zebranym, wyraz jej oczu stał się nieodgadniony, trochę nieufny, czyżby powróciły jej wcześniejsze podejrzenia, iż ktoś z nich mógł być po części odpowiedzialny za niefortunny obrót zdarzeń. Stanęła pewnie na nogach, strzepując ze stanowczością okruchy ze swej sukienki. Najpierw chciała podejść do ciemnowłosej czarownicy – ona nadal wydawała się jej dziwnie znajoma – i podzielić się z nią rewelacjami na temat bytów czyhających na kolejnym piętrze, lecz oceniła, że kobieta będzie chciała porozmawiać z tym bojowym mężczyzną, który wcześniej próbował ją... ratować? Tak więc uczyniła kilka kroków do przodu, kierując się ku pokojowi dziennemu, a przy tej czynności tupnęła dwa razy z większym hukiem, w nadziei na pozbycie się choć części piachu, który mógł zagościć w jej butkach. Podążyła za arystokratką, zwabiona jej wypowiedzią, zatrzymując się w dość dalekiej od niej odległości, ale wystarczającej, by mogła zlustrować szybko złoty kluczyk.
— Hm. — Nie poświęciła mu zbyt dużo czasu, wzruszając tylko ramionami. Nie miała pojęcia, co mógłby otwierać, a miała podejrzenie, że skoro tak dogodnie wpadł im w ręce, być może taka była intencja ich „gospodyni”. Zamiast tego podeszła trochę bliżej do kominka, na którym zdawało jej się, że dostrzegła jakieś symbole. Runy? Wskazówki? Oderwała od nich spojrzenie orzechowych oczu by odpowiedzieć szlachciance.
— Nie znam się na magicznych stworzeniach, aczkolwiek byłoby to osobliwe, gdyby to domowy skrzat rozporządzał duchami czy sam wszedł w posiadanie tego... — urwała, nie była w końcu pewna, co dokładnie miała przy sobie Rozetka. Poszukując odpowiedniego słowa, sięgnęła do swojego listu. — ... artefaktu. — Dokończyła, marszcząc nagle brwi, czyżby w całej tej historii kryło się ziarno prawdy? Ścisnęła mocniej różdżkę, upewniając się, że wciąż ją przy sobie ma.
— Sheridan. Pandora Sheridan. — przedstawiła się trochę rozkojarzona, zastanawiając się nad tym, czy chciała ryzykować wspinaczkę po schodach. Powiodła wzrokiem za Fantine, powstrzymując się od wyrażenia na głos swoich obaw.
Był jeszcze jeden pokój, którego nie odwiedziła i to właśnie tam się skierowała. Przeszła na prawo od kominka, minęła okno i weszła do nowego pomieszczenia. Coś tam musiało być.
we all have our reasons.
Chciałem być bohaterem, okej? Chciałem uratować tą marudzącą, wredną małpę nim pochłonęłaby ją grząska podłoga stworzona przez jej własne zaklęcie. Nie na co dzień wysilałem się do czegoś takiego. Raczej miałem w zwyczaju mieć innych ludzi w ... głębokim poważaniu, tylko rodzinę traktując jako taki wyjątek, jednak nigdy nie mówiąc tego na głos. A jednak - Mię znałem zbyt długo, by być kompletnie obojętnym na jej los. Jakoś tak, pomimo tych wszystkich wyzwisk, rzucanych rzeczy, niemiłych słów i piorunów, mogła być zaszczytnie zakwalifikowana do kategorii o nazwie ,,swój człowiek", choć na samym przedzie dałbym jeszcze ,,chyba". A jednak - stało się. Już stałem przy ruchomych piaskach, już wykonywałem ruch różdżką, już wypowiadałem inkantację.
A potem nagle wszystko znikło.
Co...?
Mój mózg jakoś się zatrzymał a ja - pełen zdezorientowania i wyraźnej konsternacji na twarzy - próbowałem pojąć co się stało i dlaczego zaklęcie zostało przerwane. Utrudniło to poczucie nagle ogarniającej mnie słabości, zakończone strużką ciepłej, czerwonej krwi spływającej mi z nosa po ustach i brodzie. Zlizałem ją w pierwszym odruchu, by zaraz wyjąć z kieszeni chusteczkę i przetrzeć nią twarz, rozmazując wszystko jeszcze bardziej. W tej chwili miałem to jednak gdzieś, bo mój umysł skupiał się na czymś innym. Co się do diaska stało?! Już zacząłem nawet dochodzić do jakichś wniosków, gdy mój wzrok padł na Mię wypowiadającą moje nazwisko. W mgnieniu oka znalazłem się przy niej i zwisłem nad nią, zakrywając jej usta dłonią.
- Cicho, głupia małpo. Myślisz, że po co pojawiłem się tu w takiej postaci, bo na pewno nie po to, by na lewo i prawo zdradzać moje nazwisko i zdolności, co? - Wysyczałem tak, by tylko ona to słyszała, po czym wreszcie puściłem ją i pełen zażenowania i złości westchnąłem, odsuwając się o krok. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. - Nie wiem jak Ty, ale ja czuję, że czas się stąd zmywać. Było fajnie, było miło, ale się skończyło i pora dać nogę, nim zrobi się naprawdę nieprzyjemnie. - Spojrzałem na nią sugestywnie, zastanawiając się czy myśli o tym wszystkim podobnie jak ja. Zaraz też, niezależnie od jej odpowiedzi, cofnąłem się do pokoju, który opuściłem przed paroma minutami, by spojrzeć na Oliego. Moje usta wykrzywił cwaniacki, typowy dla mnie uśmieszek, który zaraz zakryłem na wpół poważną miną.
- Te, wielkolud. Widziałem jakąś lasię przed chwilą i mówiła mi, że ma dla Ciebie worek galeonów jeśli w ciągu minuty go znajdziesz ją górze! - Krzyknąłem, opierając się o ścianę nieopodal drzwi wyjściowych. Zawsze wolałem kusić innych, by robili cyrki za mnie. A ja brałem popcorn i bawiłem się darmowym przedstawieniem, które działo się samo, a dzięki mojej zasłudze. Trzeba było tylko odpowiednio rzucić przynętę. Pytanie brzmiało - czy ten jakże "inteligentny" półolbrzym ją złapie?
|Edit za zgodą MG
A potem nagle wszystko znikło.
Co...?
Mój mózg jakoś się zatrzymał a ja - pełen zdezorientowania i wyraźnej konsternacji na twarzy - próbowałem pojąć co się stało i dlaczego zaklęcie zostało przerwane. Utrudniło to poczucie nagle ogarniającej mnie słabości, zakończone strużką ciepłej, czerwonej krwi spływającej mi z nosa po ustach i brodzie. Zlizałem ją w pierwszym odruchu, by zaraz wyjąć z kieszeni chusteczkę i przetrzeć nią twarz, rozmazując wszystko jeszcze bardziej. W tej chwili miałem to jednak gdzieś, bo mój umysł skupiał się na czymś innym. Co się do diaska stało?! Już zacząłem nawet dochodzić do jakichś wniosków, gdy mój wzrok padł na Mię wypowiadającą moje nazwisko. W mgnieniu oka znalazłem się przy niej i zwisłem nad nią, zakrywając jej usta dłonią.
- Cicho, głupia małpo. Myślisz, że po co pojawiłem się tu w takiej postaci, bo na pewno nie po to, by na lewo i prawo zdradzać moje nazwisko i zdolności, co? - Wysyczałem tak, by tylko ona to słyszała, po czym wreszcie puściłem ją i pełen zażenowania i złości westchnąłem, odsuwając się o krok. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. - Nie wiem jak Ty, ale ja czuję, że czas się stąd zmywać. Było fajnie, było miło, ale się skończyło i pora dać nogę, nim zrobi się naprawdę nieprzyjemnie. - Spojrzałem na nią sugestywnie, zastanawiając się czy myśli o tym wszystkim podobnie jak ja. Zaraz też, niezależnie od jej odpowiedzi, cofnąłem się do pokoju, który opuściłem przed paroma minutami, by spojrzeć na Oliego. Moje usta wykrzywił cwaniacki, typowy dla mnie uśmieszek, który zaraz zakryłem na wpół poważną miną.
- Te, wielkolud. Widziałem jakąś lasię przed chwilą i mówiła mi, że ma dla Ciebie worek galeonów jeśli w ciągu minuty go znajdziesz ją górze! - Krzyknąłem, opierając się o ścianę nieopodal drzwi wyjściowych. Zawsze wolałem kusić innych, by robili cyrki za mnie. A ja brałem popcorn i bawiłem się darmowym przedstawieniem, które działo się samo, a dzięki mojej zasłudze. Trzeba było tylko odpowiednio rzucić przynętę. Pytanie brzmiało - czy ten jakże "inteligentny" półolbrzym ją złapie?
|Edit za zgodą MG
Ostatnio zmieniony przez Oliver Bott dnia 22.11.17 15:41, w całości zmieniany 1 raz
Oliver Bott
Zawód : Złodziej i oszust do wynajęcia
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Bo większość ludzi to durnie. Więc trzeba to wykorzystać.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Słabość dopadła ją nagle, ledwie inkantacja wybrzmiała na ustach. Ciemne, migające plamy przed oczami, na jedną krótką chwilę zalały cały widok i Mia zachwiała się. Tak jednak szybko, jak poczuła mdlące macki pożerające jej siły, tak szybko wyprostowała się, ignorując piekielne ćmienie w skroni. Uniosła wolną dłoń do góry, zatrzymując palce tuż przy nosie, sprawdzając, czy szkarłat, który dostrzegła u niedoszłego bohatera, znaczy i jej wargę.
Odwróciła się, spoglądając na swoją towarzyszkę, która przez nią wpadła w tarapaty. Świetnie jej szło ochranianie, nie ma co mówić. Kolejno jednak rejestrowała, tak znalezienie klucza przez ciemnowłosą szlachciankę, jak pochyloną przy kominku sylwetkę Notta i zbliżająca się ku niemu Pandorę. Nazwisko niemal wmurowało ją w podłogę, skuteczniej niż chaos jej mocy. Kilka elementów zaskoczyło na swoje miejsce, ale nie zadała pytania, które cisnęło jej się na wargi. Wiedziała już jednak, skąd nieustanne wrażenie znajomości. Z niemego zamyślenia wyrwała ją sylwetka Botta, która nie dość, że przecięła dzielącą ich przestrzeń, znajdując się tuż obok, to wysunął ku niej dłoń, próbując zasłonić jej usta. Prawie się zapowietrzyła w nagłym, niekontrolowanym szarpnięciu do tyłu, a zaciśniętą pięścią zbiła męską rękę. Nie była jedną z tanich, zapatrzonych w niego lalek, by pozwolić na takie traktowanie. I powinien o tym już dawno pamiętać - Bott - wysyczała przez zęby powtórnie, równie cicho - Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a połamię ci nos - i gdyby nie fakt, że rzeczywiści go znała, pięść już leciałaby w stronę jego twarzy - Nie planuję się nigdzie wybierać - skwitowała już głośniej. W jednym miał rację, robiło się coraz bardziej nieprzyjemnie. Coś wisiało w powietrzu, jak ukryta w zakamarkach klątwa. A jednocześnie, było w tym coś kuszącego. Tajemnica, której nie umiała od tak odpuścić. Te same sceny, wyrwane z koszmarów, które tak niedawno zacisnęły na niej obręcz strachu, zmuszały ją do podążania głębiej.
Odnalazła raz jeszcze świstek, który był listem kierowanym do niej - pamiętacie te nakrycia w jadalni? - jedna myśl zaświtała jej i minęła wejście kuchni, by znaleźć sie w jadalni. Stół elegancko nakryty, jak do kolacji. I siedem nakryć. Już siedem. Zgodnie z tym, co mówił Ogden, zniknęła jedna kobieta. - Zegar cofnął się na godzinę siódmą, nas zostało tu siedmioro i siedem jest nakryć. Dla każdego z nas -. Dostrzegła przy każdym nakryciu blankieciki i chociaż było w tym coś niezrozumiałego, próbowała znaleźć miejsce dla siebie. List był mocno personalny, a z urwanych rozmów zrozumiała, że każdy dostał podobny, kierowany indywidualnie. Przy blankiecikach szukała więc swego nazwiska lub czegokolwiek, co mogłoby wskazać, które było dla niej. Może mogła znaleźć wskazówki, które zostawiła ich nieobecna (albo obecna - dosłownie - duchowo - ich gospodyni?
- Pójdę z tobą - zwróciła się do Fantine, nie mogąc i tym razem pozwolić rozbiegać się wszystkim po pokojach, jak mrówki. Pandora znajdowała się blisko szlachcica i cicho wierzyła, ze będzie w stanie zapewnić jej bezpieczeństwo. Ruszyła schodami w górę, doganiając czarnowłosą arystokratkę. W dłoni wciąż zaciskała różdżkę. Zrobiła dwa wdechy i raz jeszcze spróbowała skupić się na wspomnieniu dobrym, na szarych oczach ojca, na głosie i szorstkich dłoniach, które ją przygarniały - Expecto Patronum - wyszeptała. Potrzebowali przewodnika, światła, niekoniecznie związanego ze zwyczajową jasnością. Mia tylko nie była pewna, czy potrafiła to ciepło odnaleźć w sobie.
Odwróciła się, spoglądając na swoją towarzyszkę, która przez nią wpadła w tarapaty. Świetnie jej szło ochranianie, nie ma co mówić. Kolejno jednak rejestrowała, tak znalezienie klucza przez ciemnowłosą szlachciankę, jak pochyloną przy kominku sylwetkę Notta i zbliżająca się ku niemu Pandorę. Nazwisko niemal wmurowało ją w podłogę, skuteczniej niż chaos jej mocy. Kilka elementów zaskoczyło na swoje miejsce, ale nie zadała pytania, które cisnęło jej się na wargi. Wiedziała już jednak, skąd nieustanne wrażenie znajomości. Z niemego zamyślenia wyrwała ją sylwetka Botta, która nie dość, że przecięła dzielącą ich przestrzeń, znajdując się tuż obok, to wysunął ku niej dłoń, próbując zasłonić jej usta. Prawie się zapowietrzyła w nagłym, niekontrolowanym szarpnięciu do tyłu, a zaciśniętą pięścią zbiła męską rękę. Nie była jedną z tanich, zapatrzonych w niego lalek, by pozwolić na takie traktowanie. I powinien o tym już dawno pamiętać - Bott - wysyczała przez zęby powtórnie, równie cicho - Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a połamię ci nos - i gdyby nie fakt, że rzeczywiści go znała, pięść już leciałaby w stronę jego twarzy - Nie planuję się nigdzie wybierać - skwitowała już głośniej. W jednym miał rację, robiło się coraz bardziej nieprzyjemnie. Coś wisiało w powietrzu, jak ukryta w zakamarkach klątwa. A jednocześnie, było w tym coś kuszącego. Tajemnica, której nie umiała od tak odpuścić. Te same sceny, wyrwane z koszmarów, które tak niedawno zacisnęły na niej obręcz strachu, zmuszały ją do podążania głębiej.
Odnalazła raz jeszcze świstek, który był listem kierowanym do niej - pamiętacie te nakrycia w jadalni? - jedna myśl zaświtała jej i minęła wejście kuchni, by znaleźć sie w jadalni. Stół elegancko nakryty, jak do kolacji. I siedem nakryć. Już siedem. Zgodnie z tym, co mówił Ogden, zniknęła jedna kobieta. - Zegar cofnął się na godzinę siódmą, nas zostało tu siedmioro i siedem jest nakryć. Dla każdego z nas -. Dostrzegła przy każdym nakryciu blankieciki i chociaż było w tym coś niezrozumiałego, próbowała znaleźć miejsce dla siebie. List był mocno personalny, a z urwanych rozmów zrozumiała, że każdy dostał podobny, kierowany indywidualnie. Przy blankiecikach szukała więc swego nazwiska lub czegokolwiek, co mogłoby wskazać, które było dla niej. Może mogła znaleźć wskazówki, które zostawiła ich nieobecna (albo obecna - dosłownie - duchowo - ich gospodyni?
- Pójdę z tobą - zwróciła się do Fantine, nie mogąc i tym razem pozwolić rozbiegać się wszystkim po pokojach, jak mrówki. Pandora znajdowała się blisko szlachcica i cicho wierzyła, ze będzie w stanie zapewnić jej bezpieczeństwo. Ruszyła schodami w górę, doganiając czarnowłosą arystokratkę. W dłoni wciąż zaciskała różdżkę. Zrobiła dwa wdechy i raz jeszcze spróbowała skupić się na wspomnieniu dobrym, na szarych oczach ojca, na głosie i szorstkich dłoniach, które ją przygarniały - Expecto Patronum - wyszeptała. Potrzebowali przewodnika, światła, niekoniecznie związanego ze zwyczajową jasnością. Mia tylko nie była pewna, czy potrafiła to ciepło odnaleźć w sobie.
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Mia Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 24
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 24
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Słysząc słowa kobiet, Jocelyn uniosła brwi.
- Jest upiorem? Martwą istotą? Nie ma w tym domu nikogo żywego poza nami i skrzatką? – dopytywała, zerkając w stronę Pandory, a później Fantine, która wspomniała coś o upiorze z zieloną twarzą i czerwonymi oczami. Josie nie widziała jej, więc nie była pewna, z czym miały do czynienia; ze zjawą, czy może osobą dotkniętą jakąś klątwą albo anomalią. Nie znała się zbyt mocno na duchach, ale wiedziała, że zjawa nie byłaby w stanie napisać listu. Może prawdziwej panny Fancourt wcale tu nie było. Kim zatem były zjawy czające się gdzieś w tym domu i jakie miały zamiary wobec nich? W przeciwieństwie do innych, nie widziała żadnej z nich, ale też była świadkiem nagłej ciemności, po ustaniu której zmieniła się godzina i zniknęło nakrycie. Podejrzewała jednak że zadziałało tu jakieś zaklęcie, może podobne do tych, które funkcjonowały w Hogwarcie i zawsze umieszczały na stołach domów tyle nakryć, ile uczniów. To by znaczyło, że ktoś z nich zniknął, może ta kobieta, która poszła wcześniej na górę.
Ruchome piaski po chwili zniknęły, pozostawiając podłogę taką jaka była wcześniej. Już miała zajrzeć do pokoju, gdy jej uwagę przykuły słowa Fantine, mówiącej że znalazła jakiś klucz. Odwróciła się w jej stronę, zastanawiając się, do czego mógł służyć ten klucz. Skoro był specjalnie ukryty, może miał jakieś wyjątkowe znaczenie, albo po prostu kiedyś z bliżej nieokreślonego powodu go tam schowano. Przyjrzała mu się, chcąc zapamiętać jego wygląd, by później móc łatwiej wypatrzeć zamek, do którego mógłby pasować... chyba że takich pozłacanych zamków było w domu więcej, wtedy pojawiłby się problem.
- Myślę, że to raczej duch panny Fancourt mógłby rozkazywać skrzatowi, nie odwrotnie – odpowiedziała na słowa Pandory. – O ile panna Fancourt jest tą zjawą, bo przecież równie dobrze może jej w tym domu nie być. – Taką opcję też musieli wziąć pod uwagę, ale to nie wyjaśniało, po co był w takim razie cały ten cyrk z listami i ściąganiem ich do nawiedzonego domu.
Otworzyła usta, ale zanim się odezwała, lady Rosier oraz druga kobieta, ta sama której wcześniej uleczyła kostkę (w pewnym momencie rozpoznała w niej czarownicę, z którą miała okazję spotkać się w klubie pojedynków) udały się w stronę schodów i ruszyły na górę. Josie pozostawało mieć nadzieję, że nie dojdzie do kolejnego zniknięcia. Co, jeśli zaraz nastanie kolejna ciemność i ze stołu znikną następne nakrycia? Ale skoro jak dotąd nie znaleźli niczego konkretnego w dotychczas obejrzanych pomieszczeniach, może rzeczywiście należało szukać odpowiedzi na górze... lub w pokoju, do którego chwilę temu na moment zajrzała.
Zawahała się na moment, ostatecznie kierując kroki do pokoju dziennego. Chciała dokładniej przyjrzeć się rzeczom, które wcześniej zauważyła przez przejście. Jeśli i tu nic nie będzie, zawsze mogła pójść na górę, oczywiście jeśli nie dojdzie do kolejnego zniknięcia zastawy i przesunięcia zegara.
Weszła do środka, przesuwając spojrzeniem po elementach wyposażenia. Pokój był urządzony podobnie staroświecko jak i salon. Na dłużej zatrzymała wzrok na kominku.
- Gdzie dokładnie znajdowało się to źródło energii? – zapytała, patrząc dłużej na kominek, który przykuł jej uwagę, a potem na kolejny obraz zakryty płótnem. Ciekawe, czy też był pusty, czy może to tu znajdował się teraz lokator obrazu z salonu. Spojrzała na Pandorę; może jej wiedza na temat amuletów i artefaktów pozwoli jej trafniej określić, z czym mieli tu do czynienia. Przesunęła spojrzenie na wyryte na kominku symbole, które ją zaintrygowały, ale nie wiedziała, czego tak naprawdę szukali. Nie miała też odwagi podejść bardzo blisko kominka i bezpośrednio dotknąć jego powierzchni, skoro wiedziała że gdzieś w tym pokoju było coś czarnomagicznego. A nie była aurorem ani łamaczem klątw, a tylko uzdrowicielką, która raczej leczyła ofiary lekkomyślnych posunięć niż sama się ich dopuszczała. Zastanawiała się, co powinna zrobić i czy wchodzenie tu aby na pewno było dobrym pomysłem. Jeśli jednak chcieli znaleźć odpowiedzi na swoje pytania i wyjść z tego domu, nie mogli kulić się w jasno oświetlonej jadalni. Nadszedł czas, by spróbować przełamać strach i przyjrzeć się innym miejscom, do tej pory owianym tajemnicą.
- Specialis revelio – rzuciła, po chwili zastanowienia kierując różdżkę na pokryty zagadkowymi napisami kominek i zastanawiając się, czy tym razem magia jej nie zawiedzie i da jakieś odpowiedzi.
- Jest upiorem? Martwą istotą? Nie ma w tym domu nikogo żywego poza nami i skrzatką? – dopytywała, zerkając w stronę Pandory, a później Fantine, która wspomniała coś o upiorze z zieloną twarzą i czerwonymi oczami. Josie nie widziała jej, więc nie była pewna, z czym miały do czynienia; ze zjawą, czy może osobą dotkniętą jakąś klątwą albo anomalią. Nie znała się zbyt mocno na duchach, ale wiedziała, że zjawa nie byłaby w stanie napisać listu. Może prawdziwej panny Fancourt wcale tu nie było. Kim zatem były zjawy czające się gdzieś w tym domu i jakie miały zamiary wobec nich? W przeciwieństwie do innych, nie widziała żadnej z nich, ale też była świadkiem nagłej ciemności, po ustaniu której zmieniła się godzina i zniknęło nakrycie. Podejrzewała jednak że zadziałało tu jakieś zaklęcie, może podobne do tych, które funkcjonowały w Hogwarcie i zawsze umieszczały na stołach domów tyle nakryć, ile uczniów. To by znaczyło, że ktoś z nich zniknął, może ta kobieta, która poszła wcześniej na górę.
Ruchome piaski po chwili zniknęły, pozostawiając podłogę taką jaka była wcześniej. Już miała zajrzeć do pokoju, gdy jej uwagę przykuły słowa Fantine, mówiącej że znalazła jakiś klucz. Odwróciła się w jej stronę, zastanawiając się, do czego mógł służyć ten klucz. Skoro był specjalnie ukryty, może miał jakieś wyjątkowe znaczenie, albo po prostu kiedyś z bliżej nieokreślonego powodu go tam schowano. Przyjrzała mu się, chcąc zapamiętać jego wygląd, by później móc łatwiej wypatrzeć zamek, do którego mógłby pasować... chyba że takich pozłacanych zamków było w domu więcej, wtedy pojawiłby się problem.
- Myślę, że to raczej duch panny Fancourt mógłby rozkazywać skrzatowi, nie odwrotnie – odpowiedziała na słowa Pandory. – O ile panna Fancourt jest tą zjawą, bo przecież równie dobrze może jej w tym domu nie być. – Taką opcję też musieli wziąć pod uwagę, ale to nie wyjaśniało, po co był w takim razie cały ten cyrk z listami i ściąganiem ich do nawiedzonego domu.
Otworzyła usta, ale zanim się odezwała, lady Rosier oraz druga kobieta, ta sama której wcześniej uleczyła kostkę (w pewnym momencie rozpoznała w niej czarownicę, z którą miała okazję spotkać się w klubie pojedynków) udały się w stronę schodów i ruszyły na górę. Josie pozostawało mieć nadzieję, że nie dojdzie do kolejnego zniknięcia. Co, jeśli zaraz nastanie kolejna ciemność i ze stołu znikną następne nakrycia? Ale skoro jak dotąd nie znaleźli niczego konkretnego w dotychczas obejrzanych pomieszczeniach, może rzeczywiście należało szukać odpowiedzi na górze... lub w pokoju, do którego chwilę temu na moment zajrzała.
Zawahała się na moment, ostatecznie kierując kroki do pokoju dziennego. Chciała dokładniej przyjrzeć się rzeczom, które wcześniej zauważyła przez przejście. Jeśli i tu nic nie będzie, zawsze mogła pójść na górę, oczywiście jeśli nie dojdzie do kolejnego zniknięcia zastawy i przesunięcia zegara.
Weszła do środka, przesuwając spojrzeniem po elementach wyposażenia. Pokój był urządzony podobnie staroświecko jak i salon. Na dłużej zatrzymała wzrok na kominku.
- Gdzie dokładnie znajdowało się to źródło energii? – zapytała, patrząc dłużej na kominek, który przykuł jej uwagę, a potem na kolejny obraz zakryty płótnem. Ciekawe, czy też był pusty, czy może to tu znajdował się teraz lokator obrazu z salonu. Spojrzała na Pandorę; może jej wiedza na temat amuletów i artefaktów pozwoli jej trafniej określić, z czym mieli tu do czynienia. Przesunęła spojrzenie na wyryte na kominku symbole, które ją zaintrygowały, ale nie wiedziała, czego tak naprawdę szukali. Nie miała też odwagi podejść bardzo blisko kominka i bezpośrednio dotknąć jego powierzchni, skoro wiedziała że gdzieś w tym pokoju było coś czarnomagicznego. A nie była aurorem ani łamaczem klątw, a tylko uzdrowicielką, która raczej leczyła ofiary lekkomyślnych posunięć niż sama się ich dopuszczała. Zastanawiała się, co powinna zrobić i czy wchodzenie tu aby na pewno było dobrym pomysłem. Jeśli jednak chcieli znaleźć odpowiedzi na swoje pytania i wyjść z tego domu, nie mogli kulić się w jasno oświetlonej jadalni. Nadszedł czas, by spróbować przełamać strach i przyjrzeć się innym miejscom, do tej pory owianym tajemnicą.
- Specialis revelio – rzuciła, po chwili zastanowienia kierując różdżkę na pokryty zagadkowymi napisami kominek i zastanawiając się, czy tym razem magia jej nie zawiedzie i da jakieś odpowiedzi.
Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.
The member 'Jocelyn Vane' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 43
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 43
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie wiem, chyba jakieś halucynacje mam, mógłbym przysiąc, że te piaski nadal tam tkwią, a ich już właściwie nie ma. No nic, znów robię z siebie idiotę, to straszne. Nie będę już nikomu proponować pomocy, to takie okropnie frajerskie. Wolę już sam zdechnąć w tym parszywym domu. To, co tu się kurwa dzieje to już zakrawa na psychiatryk. Jakieś latające duchy, wrzeszczące stwory oraz baby, które się boją chyba własnego cienia nawet. Zabieram ręce i wzruszam ramionami. Na mojej twarzy pojawia się zniesmaczony grymas. Cofam się o kilka kroków wsłuchując się w pogawędkę reszty osób. Oni naprawdę chcą dać się zabić łażąc po tym domu. Moim zdaniem to powinniśmy stąd spierdalać czym prędzej i pomyśleć jak się stąd wydostać, a nie dać się zabić, ale co ja tam wiem. Jestem tylko prostym człowiekiem, może rzeczywiście trzeba leźć w niebezpieczeństwo, kto wie. Nie nadążam za tą dzisiejszą modą, naprawdę.
Tak naprawdę to gdyby nie ta cała Salome to pewnie byłbym już na zewnątrz próbując wymyślić jak się dostać na tamten pomost co z niego wróciliśmy. Dalej utrzymuję, że tylko psychole świadomie ładowaliby się w tarapaty. Ta od jakiegoś bezsensownego klucza jest na to świetnym przykładem. Patrzę więc na nią nie dowierzając. Możliwe jednak, że to te hałasy poprzestawiały jej zdolność do myślenia. Dobra, cofam, ona akurat chyba była jebnięta od początku.
Stoję tak dłuższą chwilę w tym samym miejscu nie wiedząc co zrobić. Dopiero słowa rzucone przez tamtego chujka wybudzają mnie z otępiałego zawieszenia. Na pewno nabrałbym się na te jego teksty, bo nie jestem zbyt mądry niestety, gdyby tylko nie nazywał mnie tak brzydko. Dlatego w mig pokonałem dzielącą nas odległość stając przed nim. Kurwa, jeszcze muszę się zginać żeby na niego patrzeć.
- Dla ciebie pan Ogden frajerze - odpowiadam rozzłoszczony. Ten konus prosi się o wpierdol odkąd tylko się pojawił, ewidentnie. Posyłam mu jeszcze ostrzegawcze spojrzenie, bo jak nie przestanie, to naprawdę mu spuszczę łomot. Na górę i tak zamierzałem iść, bo tam pewnie urzęduje Salome, a bez niej przecież nie mogę stąd wyjść. - Lumos maxima - powtarzam raz jeszcze, bo ten mój mały lumosik to jednak za mały jest na eskapady po ciemku na górę. Tak sobie myślę. Może ktoś jeszcze tam świeci, ale to nieważne, im więcej światła tym lepiej. W każdym razie zmierzam już po schodach na górę nawołując tamtą lasię, bo serio, dość już chowania się, wyjdźmy stąd czym prędzej, naprawdę.
Tak naprawdę to gdyby nie ta cała Salome to pewnie byłbym już na zewnątrz próbując wymyślić jak się dostać na tamten pomost co z niego wróciliśmy. Dalej utrzymuję, że tylko psychole świadomie ładowaliby się w tarapaty. Ta od jakiegoś bezsensownego klucza jest na to świetnym przykładem. Patrzę więc na nią nie dowierzając. Możliwe jednak, że to te hałasy poprzestawiały jej zdolność do myślenia. Dobra, cofam, ona akurat chyba była jebnięta od początku.
Stoję tak dłuższą chwilę w tym samym miejscu nie wiedząc co zrobić. Dopiero słowa rzucone przez tamtego chujka wybudzają mnie z otępiałego zawieszenia. Na pewno nabrałbym się na te jego teksty, bo nie jestem zbyt mądry niestety, gdyby tylko nie nazywał mnie tak brzydko. Dlatego w mig pokonałem dzielącą nas odległość stając przed nim. Kurwa, jeszcze muszę się zginać żeby na niego patrzeć.
- Dla ciebie pan Ogden frajerze - odpowiadam rozzłoszczony. Ten konus prosi się o wpierdol odkąd tylko się pojawił, ewidentnie. Posyłam mu jeszcze ostrzegawcze spojrzenie, bo jak nie przestanie, to naprawdę mu spuszczę łomot. Na górę i tak zamierzałem iść, bo tam pewnie urzęduje Salome, a bez niej przecież nie mogę stąd wyjść. - Lumos maxima - powtarzam raz jeszcze, bo ten mój mały lumosik to jednak za mały jest na eskapady po ciemku na górę. Tak sobie myślę. Może ktoś jeszcze tam świeci, ale to nieważne, im więcej światła tym lepiej. W każdym razie zmierzam już po schodach na górę nawołując tamtą lasię, bo serio, dość już chowania się, wyjdźmy stąd czym prędzej, naprawdę.
no one cares
Oli Ogden
Zawód : zbir
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
- Kup mi whiskey.
- Będziesz pił whiskey? Jest 10 rano.
- W takim razie kup whiskey i płatki.
- Będziesz pił whiskey? Jest 10 rano.
- W takim razie kup whiskey i płatki.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym
Nieaktywni
The member 'Oli Ogden' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 95
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 95
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Cieszę się, że udaje mi się bez problemu wydostać, nawet jeśli chwilę później czarnowłosa nieznajoma kończy zaklęcie. Dobrze, że przynajmniej teraz wszyscy staramy się jakoś współpracować. Upiór? Nie żyje? Co działo się w tym domu. Nie zajmowałem się przecież zawodowo duchami, nawet jeśli nieco mnie fascynowały. Korzystając z tego, że udało mi się wyjść z całej tej sytuacji z ruchomymi piaskami bez żadnego szwanku, podchodzę do kominka. Słyszę obok siebie głos Jocelyn i jednocześnie koncentruję wzrok na dziwnych znakach.
- Ten kominek, jestem tego prawie stuprocentowo pewien - mówię, uważnie analizując symbole.
W tej dziedzinie również nie jestem specjalistą, ale nie mam szczególnego wyboru. Spoglądam na uzdrowicielkę, która wyciąga różdżkę i idę jej śladem. Nawet jeżeli nie jestem mistrzem Obrony przed Czarną Magią.
- Specialis revelio - powtarzam, kierując ręką w stronę kominka.
- Ten kominek, jestem tego prawie stuprocentowo pewien - mówię, uważnie analizując symbole.
W tej dziedzinie również nie jestem specjalistą, ale nie mam szczególnego wyboru. Spoglądam na uzdrowicielkę, która wyciąga różdżkę i idę jej śladem. Nawet jeżeli nie jestem mistrzem Obrony przed Czarną Magią.
- Specialis revelio - powtarzam, kierując ręką w stronę kominka.
Let's stay lost on our way home
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Alastair Nott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 13
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 13
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Fantine, Oli, Mia
Mia, rozglądając się wśród blankiecików, bardzo szybko odnalazła ten, który podpisany był jej imieniem. Karteczka była wykonana z grubego, drogiego pergaminu, a pojedyncze słowo wypisano tym samym charakterem pisma, który kobieta znała już z otrzymanego od panny Fancourt listu. Jeżeli odwróciła go na drugą stronę, zauważyła wyrysowany tym samym atramentem znak.
Cała trójka czarodziejów pokonała schody bez problemu, po drodze nie odnajdując jednak ani śladu Salome, która zniknęła na nich już jakiś czas temu. Znalazłszy się na górnym podeście, nie dostrzegli też nic niezwykłego; stopnie kończyły się wąskim korytarzem. Do obitych boazerią ścian przytwierdzono kandelabry, oświetlające niewielki hol żółtawym światłem świec; oprócz nich, godnych uwagi było jedynie pięć par drzwi: solidne i bogato rzeźbione po lewej stronie (stojąc plecami do schodów), następnie wąskie i proste, oraz trzy pary bliźniaczych, drewnianych, tylko odrobinę mniej wymyślnych od pierwszych.
Korytarz pogrążony był w półmroku tylko przez chwilę; kula światła, wyczarowana przez Oliego, zawisła pod sufitem, zalewając wszystko jaskrawym blaskiem, ale nie wyciągając z ciemności niczego nowego. Wszystkim stojącym na podeście czarodziejom mogło się za to wydawać, że w pomieszczeniu na wprost usłyszeli nagłe poruszenie i pospieszne szuranie, po których znów zapadła cisza. Zaklęcia Fantine i Mii nie powiodły się, a tę drugą po raz kolejny dotknęła kapryśna magia – ledwie zdążyła pokonać ostatnie stopnie, ogarnęła ją nagła słabość, a z nosa pociekła krew, plamiąc przód szaty.
Alastair, Jocelyn, Pandora
Zaklęcia Jocelyn i Alastaira nie ujawniły niczego nowego, wyglądało na to, że zakrzywiona anomaliami magia odmawiała posłuszeństwa także i tutaj. Niedługo po wypowiedzeniu inkantacji, Jocelyn poczuła w ustach metaliczny posmak krwi, gdy zaczęły krwawić jej dziąsła, a na jej przedramieniu pojawiły się sine ślady, podobne do siniaków. Jako szkoląca się uzdrowicielka, bez problemu mogła rozpoznać pierwsze oznaki sinicy.
Pandora bez problemu dotarła do dwuskrzydłowych drzwi prowadzących do pomieszczenia za schodami, ale tutaj napotkała na niespodziankę – przejście okazało się zamknięte. Jeżeli przyjrzała się uważniej zamkowi, mogła dostrzec na nim zdobienia bardzo podobne do tych, które znajdowały się na znalezionym przez Fantine kluczu.
Cała trójka przyjrzała się też dokładniej kominkowi, dostrzegając, że symbole wyryto na jego górnej części. Osiem runicznych znaków otaczało kwadrat, szeroki na około piętnaście centymetrów. Póki co symbole pozostawały dla wszystkich tajemnicą (choć Pandorze wydawało się, że widziała bardzo podobne w notesie z notatkami, który zabrała na wyspę), jeżeli jednak przyjrzeli się całości dokładniej, mogli zauważyć, że kwadrat był w rzeczywistości otworem, w który włożono drewniany przedmiot (klocek? szkatułkę?) o idealnie pasujących rozmiarach, tak, że między jego krawędziami, a brzegami otworu, nie było nawet najmniejszej szpary. Z kolei jedna z run, ta w prawym górnym rogu, świeciła mdłym, czerwonawym blaskiem.
Symbole (kliknij, aby powiększyć):
Oliver
Oliver, który jako jedyny zdecydował się na pozostanie w jadalni, został w pomieszczeniu sam. Opierając się o ścianę przy drzwiach, początkowo nie widział ani nie słyszał nic, po kilku sekundach wydało mu się jednak, że z zewnątrz dobiega niewyraźne nawoływanie. W oknie na lewo od siebie dostrzegł za to słaby blask, wyglądający na poruszającą się latarnię.
Salome
Świadomość wracała do Salome powoli, przypominając wybudzanie się z płytkiego snu. Czarownica ocknęła się dosyć nagle, a ostatnią rzeczą, jaką pamiętała, było wspinanie się po schodach na piętro. Gdy otworzyła oczy, nie znajdowała się jednak na klatce schodowej; jej spojrzenie padło na średnich rozmiarów pokój, niewątpliwie będący czyjąś sypialnią, a sądząc po wystroju – należącą do młodej dziewczyny lub kobiety. W środku znajdowało się wąskie łóżko z baldachimem, toaletka z lustrem i prosta komoda z szufladami, na której ustawiono flakon lekko uwiędłych tulipanów. Salome leżała na podłodze, na miękkim dywanie; na ścianach, obłożonych jasnoróżową tapetą, dostrzegła kilka niewielkich pejzaży w prostych ramkach; w kącie znajdowały się dwa okna przysłonięte koronkowymi firankami, pokój miał też trzy pary drzwi: jedne przesuwane i dwie pary drewnianych, niewyróżniających się niczym szczególnym, choć spod szpary pod jednymi z nich wydobywało się jaskrawe, niepasujące do miękkiego oświetlenia światło.
Najbardziej osobliwym elementem wystroju był jednak chłopiec, szczupły i co najwyżej dziesięcioletni, który przysiadł na brzegu łóżka, machając dyndającymi nad podłogą nogami i przyglądając się Salome z ciekawością.
Odczytanie run na kominku możliwe jest w wykonaniu każdej postaci, która posiada odpowiednią biegłość. Próba rozszyfrowania wymaga rzutu kością k100, a powodzenie zależy od sumy wyrzuconych oczek oraz bonusu przysługującego za biegłość, zgodnie z przedziałami: 150+ - stuprocentowe rozszyfrowanie, 120 - 149 - odszyfrowanie większości, 90 - 119 - częściowe odszyfrowanie, 70 - 90 - odszyfrowanie pojedynczego znaku. Wyrzucenie krytycznego sukcesu jest punktowane dodatkowo. Można podjąć dowolną liczbę prób, ale każda próba równa się jednej kolejce.
Żadne z Was nie wie, w którym pomieszczeniu znajduje się Salome (nawet sama Salome).
Na odpisy czekam do piątku (24.11) do godz. 23:59. Jeżeli którekolwiek z Was zdecyduje się wejść do któregoś z pomieszczeń na piętrze (bądź nieodkrytego jeszcze pomieszczenia na parterze), pojawi się post uzupełniający, będziecie mieć też możliwość napisania drugiego posta w tej kolejce. Jak uprzednio - z wszelkimi poślizgami czasowymi uderzajcie śmiało do mnie, zobaczymy, co da się ugrać. <3
Mia, rozglądając się wśród blankiecików, bardzo szybko odnalazła ten, który podpisany był jej imieniem. Karteczka była wykonana z grubego, drogiego pergaminu, a pojedyncze słowo wypisano tym samym charakterem pisma, który kobieta znała już z otrzymanego od panny Fancourt listu. Jeżeli odwróciła go na drugą stronę, zauważyła wyrysowany tym samym atramentem znak.
Cała trójka czarodziejów pokonała schody bez problemu, po drodze nie odnajdując jednak ani śladu Salome, która zniknęła na nich już jakiś czas temu. Znalazłszy się na górnym podeście, nie dostrzegli też nic niezwykłego; stopnie kończyły się wąskim korytarzem. Do obitych boazerią ścian przytwierdzono kandelabry, oświetlające niewielki hol żółtawym światłem świec; oprócz nich, godnych uwagi było jedynie pięć par drzwi: solidne i bogato rzeźbione po lewej stronie (stojąc plecami do schodów), następnie wąskie i proste, oraz trzy pary bliźniaczych, drewnianych, tylko odrobinę mniej wymyślnych od pierwszych.
Korytarz pogrążony był w półmroku tylko przez chwilę; kula światła, wyczarowana przez Oliego, zawisła pod sufitem, zalewając wszystko jaskrawym blaskiem, ale nie wyciągając z ciemności niczego nowego. Wszystkim stojącym na podeście czarodziejom mogło się za to wydawać, że w pomieszczeniu na wprost usłyszeli nagłe poruszenie i pospieszne szuranie, po których znów zapadła cisza. Zaklęcia Fantine i Mii nie powiodły się, a tę drugą po raz kolejny dotknęła kapryśna magia – ledwie zdążyła pokonać ostatnie stopnie, ogarnęła ją nagła słabość, a z nosa pociekła krew, plamiąc przód szaty.
Alastair, Jocelyn, Pandora
Zaklęcia Jocelyn i Alastaira nie ujawniły niczego nowego, wyglądało na to, że zakrzywiona anomaliami magia odmawiała posłuszeństwa także i tutaj. Niedługo po wypowiedzeniu inkantacji, Jocelyn poczuła w ustach metaliczny posmak krwi, gdy zaczęły krwawić jej dziąsła, a na jej przedramieniu pojawiły się sine ślady, podobne do siniaków. Jako szkoląca się uzdrowicielka, bez problemu mogła rozpoznać pierwsze oznaki sinicy.
Pandora bez problemu dotarła do dwuskrzydłowych drzwi prowadzących do pomieszczenia za schodami, ale tutaj napotkała na niespodziankę – przejście okazało się zamknięte. Jeżeli przyjrzała się uważniej zamkowi, mogła dostrzec na nim zdobienia bardzo podobne do tych, które znajdowały się na znalezionym przez Fantine kluczu.
Cała trójka przyjrzała się też dokładniej kominkowi, dostrzegając, że symbole wyryto na jego górnej części. Osiem runicznych znaków otaczało kwadrat, szeroki na około piętnaście centymetrów. Póki co symbole pozostawały dla wszystkich tajemnicą (choć Pandorze wydawało się, że widziała bardzo podobne w notesie z notatkami, który zabrała na wyspę), jeżeli jednak przyjrzeli się całości dokładniej, mogli zauważyć, że kwadrat był w rzeczywistości otworem, w który włożono drewniany przedmiot (klocek? szkatułkę?) o idealnie pasujących rozmiarach, tak, że między jego krawędziami, a brzegami otworu, nie było nawet najmniejszej szpary. Z kolei jedna z run, ta w prawym górnym rogu, świeciła mdłym, czerwonawym blaskiem.
Symbole (kliknij, aby powiększyć):
Oliver
Oliver, który jako jedyny zdecydował się na pozostanie w jadalni, został w pomieszczeniu sam. Opierając się o ścianę przy drzwiach, początkowo nie widział ani nie słyszał nic, po kilku sekundach wydało mu się jednak, że z zewnątrz dobiega niewyraźne nawoływanie. W oknie na lewo od siebie dostrzegł za to słaby blask, wyglądający na poruszającą się latarnię.
Salome
Świadomość wracała do Salome powoli, przypominając wybudzanie się z płytkiego snu. Czarownica ocknęła się dosyć nagle, a ostatnią rzeczą, jaką pamiętała, było wspinanie się po schodach na piętro. Gdy otworzyła oczy, nie znajdowała się jednak na klatce schodowej; jej spojrzenie padło na średnich rozmiarów pokój, niewątpliwie będący czyjąś sypialnią, a sądząc po wystroju – należącą do młodej dziewczyny lub kobiety. W środku znajdowało się wąskie łóżko z baldachimem, toaletka z lustrem i prosta komoda z szufladami, na której ustawiono flakon lekko uwiędłych tulipanów. Salome leżała na podłodze, na miękkim dywanie; na ścianach, obłożonych jasnoróżową tapetą, dostrzegła kilka niewielkich pejzaży w prostych ramkach; w kącie znajdowały się dwa okna przysłonięte koronkowymi firankami, pokój miał też trzy pary drzwi: jedne przesuwane i dwie pary drewnianych, niewyróżniających się niczym szczególnym, choć spod szpary pod jednymi z nich wydobywało się jaskrawe, niepasujące do miękkiego oświetlenia światło.
Najbardziej osobliwym elementem wystroju był jednak chłopiec, szczupły i co najwyżej dziesięcioletni, który przysiadł na brzegu łóżka, machając dyndającymi nad podłogą nogami i przyglądając się Salome z ciekawością.
Odczytanie run na kominku możliwe jest w wykonaniu każdej postaci, która posiada odpowiednią biegłość. Próba rozszyfrowania wymaga rzutu kością k100, a powodzenie zależy od sumy wyrzuconych oczek oraz bonusu przysługującego za biegłość, zgodnie z przedziałami: 150+ - stuprocentowe rozszyfrowanie, 120 - 149 - odszyfrowanie większości, 90 - 119 - częściowe odszyfrowanie, 70 - 90 - odszyfrowanie pojedynczego znaku. Wyrzucenie krytycznego sukcesu jest punktowane dodatkowo. Można podjąć dowolną liczbę prób, ale każda próba równa się jednej kolejce.
Żadne z Was nie wie, w którym pomieszczeniu znajduje się Salome (nawet sama Salome).
Na odpisy czekam do piątku (24.11) do godz. 23:59. Jeżeli którekolwiek z Was zdecyduje się wejść do któregoś z pomieszczeń na piętrze (bądź nieodkrytego jeszcze pomieszczenia na parterze), pojawi się post uzupełniający, będziecie mieć też możliwość napisania drugiego posta w tej kolejce. Jak uprzednio - z wszelkimi poślizgami czasowymi uderzajcie śmiało do mnie, zobaczymy, co da się ugrać. <3
- parter:
- Mapka parteru (kliknij, aby powiększyć):
- piętro:
- Mapka piętra (kliknij, aby powiększyć):
- Żywotność postaci i bonusy:
Postać Wartość Kara OLI 489/514 +5 MIA 282/292 +5 OLIVER 219/234 - JOCELYN 205/210 +10 ALASTAIR 225/225 +10 FANTINE 190/200 - PANDORA 195/200 +10 SALOME 208/208 +5
Niepokój nadal pozostawał jej towarzyszem, lecz znalezienie celu, podążanie dalej do przodu oraz wyraźnie odczucie wspólnoty, które cienką nicią łączyło zebranych na wyspie czarodziejów, pozwoliło jej zebrać się w sobie po burzliwych zdarzeniach. Jeśli jeszcze krańce jej nerwów pozostawały w drganiach, nie pokazywała tego, próbując choć stworzyć pozory stabilności. Okazało się to prostsze niż początkowo zakładała; wymiana zdań popychała ją ku rozmyślaniom, a one z kolei przyciągały ją z powrotem na ziemię, pozwalały jej sięgać ku posiadanej wiedzy. Nie chciałaby przyznawać się do tego, jak daleko sięgał jej kontakt z czarną magią ani skąd wzięło się jej niejakie obeznanie z duchami – pełnej historii nie znali nawet jej najbliżsi – więc pozostawała oszczędna w wyjaśnieniach, zwłaszcza, że właściwie wszystko, co istotne, zostało już powiedziane.
Spojrzała prosto na Jocelyn, przystając na moment i zakładając ręce przed sobą. W prawej dłoni wciąż trzymała różdżkę, pozostając w gotowości. — Czymkolwiek są, na pewno nie są ludźmi. Albo już nie są. — Zdała sobie sprawę, iż kobieta nie zrozumiała, co Pandora chciała przekazać w swojej ostatniej wypowiedzi, która implikowała właśnie to, co młoda uzdrowicielka powtórzyła, ubierając to w inne słowa. Skoro skrzat nie miał w sobie odpowiedniej motywacji, chęci czy możliwości – zajmowanie się behawiorystyką magicznych stworzeń wolała zostawić profesjonalistom, ona bazowała tylko na nikłej znajomości ONMS wyniesionej z Hogwartu – wskazywało to na udział osoby trzeciej, czyli sugerowało, że stał za tym ktoś, kto pociągał za sznurki. Nie miało znaczenia czy tenże sprawca posługiwał się mianem M. E. Fancourt, czy naprawdę nią był, gdyż dalej stanowił takie samo zagrożenie. Skoro miał dostęp do czarnej magii, amuletów, mógł zaaranżować ściągnięcie ich wszystkich do tego koszmarnego dworku, nie wolno było go nie doceniać.
Kątem oka dostrzegła półolbrzyma oraz znacznie niższego od niego mężczyznę, ale zaraz odwróciła od nich uwagę, kierując ją ku Mii. Podchwyciła jej pomysł, chcąc się upewnić, że również ma miejsce przy stole. Przeszła do jadalni, po czym zajęła się szukaniem swojego nakrycia. O ile rzeczywiście się tu znajdowało. Omiotła też wzrokiem blankieciki, które znajdowały się zarówno po lewej stronie jej własnego imienia, jak i po prawej, by sprawdzić, kto miałby zasiadać obok niej. Kiedy zaspokoiła swoją ciekawość, posłała zaciekawione spojrzenie ku ciemnowłosej czarownicy; co jeszcze w tym domu mogło do siebie pasować oraz jak mogłoby to im pomóc rozwikłać zagadkę? Uparcie postanowiła pozostać na dolnym piętrze, odmawiając porzucenia na wpół odkrytych sekretów. Możliwe, że się też nieco obawiała, już wcześniej wykazywała się lekkomyślnością czynów, a anomalie były zbyt groźne, by je lekceważyć. Za każdym razem, kiedy wychwyciła szkarłat, który zaczął pojawiać się pośród gości, powstrzymywała się od wzdrygnięcia się. Czary kaprysiły, trudno było określić jak wiele z niezamierzonych konsekwencji mogli zawdzięczać aurze tej wyspy, aczkolwiek ona powstrzymywała się od używania magii, tak na wszelki wypadek. Zamiast tego, znów będąc w pokoju dziennym, szarpnęła za klamkę pokoju, do którego zamierzała się skierować. Ze zdziwieniem stwierdziła, iż są zamknięte. Pochyliła się, oglądając zdobienia na zamku.
Ramka. Klucz. Zamek.
Westchnęła, trochę zła na siebie, że tak zlekceważyła malutki przedmiot, odnaleziony przez szlachciankę. Ta już pewnie była na górze, ale mimo to młoda wiedźma szybkim krokiem skierowała się ku początkowi schodów i zawołała:
— Zaczekajcie! Klucz! — Nie pamiętała, a może nie usłyszała imienia szlachcianki, więc nie wiedziała jak się do niej zwrócić. Niewiele robiła sobie z etykiety, także pewnie i tak pominęłaby jakiekolwiek tytuły.
W oczekiwaniu na reakcję, nie chciała przecież wchodzić na piętro za nimi, uważnie zaczęła przyglądać się symbolom na kominku, które wydały jej się dziwnie znajome, potrzebowała jednak chwili, by przypomnieć sobie, gdzie mogła je widzieć. Przesunęła dłonią ostrożnie po każdym symbolu, wyczuwając ich wgłębienia, aż w końcu jej pamięć wybudziła się z letargu. Wyciągnęła wtedy notatnik z torby, wertując go nerwowo, chcąc jak najszybciej uzyskać jakiś konkretny rezultat.
Spojrzała prosto na Jocelyn, przystając na moment i zakładając ręce przed sobą. W prawej dłoni wciąż trzymała różdżkę, pozostając w gotowości. — Czymkolwiek są, na pewno nie są ludźmi. Albo już nie są. — Zdała sobie sprawę, iż kobieta nie zrozumiała, co Pandora chciała przekazać w swojej ostatniej wypowiedzi, która implikowała właśnie to, co młoda uzdrowicielka powtórzyła, ubierając to w inne słowa. Skoro skrzat nie miał w sobie odpowiedniej motywacji, chęci czy możliwości – zajmowanie się behawiorystyką magicznych stworzeń wolała zostawić profesjonalistom, ona bazowała tylko na nikłej znajomości ONMS wyniesionej z Hogwartu – wskazywało to na udział osoby trzeciej, czyli sugerowało, że stał za tym ktoś, kto pociągał za sznurki. Nie miało znaczenia czy tenże sprawca posługiwał się mianem M. E. Fancourt, czy naprawdę nią był, gdyż dalej stanowił takie samo zagrożenie. Skoro miał dostęp do czarnej magii, amuletów, mógł zaaranżować ściągnięcie ich wszystkich do tego koszmarnego dworku, nie wolno było go nie doceniać.
Kątem oka dostrzegła półolbrzyma oraz znacznie niższego od niego mężczyznę, ale zaraz odwróciła od nich uwagę, kierując ją ku Mii. Podchwyciła jej pomysł, chcąc się upewnić, że również ma miejsce przy stole. Przeszła do jadalni, po czym zajęła się szukaniem swojego nakrycia. O ile rzeczywiście się tu znajdowało. Omiotła też wzrokiem blankieciki, które znajdowały się zarówno po lewej stronie jej własnego imienia, jak i po prawej, by sprawdzić, kto miałby zasiadać obok niej. Kiedy zaspokoiła swoją ciekawość, posłała zaciekawione spojrzenie ku ciemnowłosej czarownicy; co jeszcze w tym domu mogło do siebie pasować oraz jak mogłoby to im pomóc rozwikłać zagadkę? Uparcie postanowiła pozostać na dolnym piętrze, odmawiając porzucenia na wpół odkrytych sekretów. Możliwe, że się też nieco obawiała, już wcześniej wykazywała się lekkomyślnością czynów, a anomalie były zbyt groźne, by je lekceważyć. Za każdym razem, kiedy wychwyciła szkarłat, który zaczął pojawiać się pośród gości, powstrzymywała się od wzdrygnięcia się. Czary kaprysiły, trudno było określić jak wiele z niezamierzonych konsekwencji mogli zawdzięczać aurze tej wyspy, aczkolwiek ona powstrzymywała się od używania magii, tak na wszelki wypadek. Zamiast tego, znów będąc w pokoju dziennym, szarpnęła za klamkę pokoju, do którego zamierzała się skierować. Ze zdziwieniem stwierdziła, iż są zamknięte. Pochyliła się, oglądając zdobienia na zamku.
Ramka. Klucz. Zamek.
Westchnęła, trochę zła na siebie, że tak zlekceważyła malutki przedmiot, odnaleziony przez szlachciankę. Ta już pewnie była na górze, ale mimo to młoda wiedźma szybkim krokiem skierowała się ku początkowi schodów i zawołała:
— Zaczekajcie! Klucz! — Nie pamiętała, a może nie usłyszała imienia szlachcianki, więc nie wiedziała jak się do niej zwrócić. Niewiele robiła sobie z etykiety, także pewnie i tak pominęłaby jakiekolwiek tytuły.
W oczekiwaniu na reakcję, nie chciała przecież wchodzić na piętro za nimi, uważnie zaczęła przyglądać się symbolom na kominku, które wydały jej się dziwnie znajome, potrzebowała jednak chwili, by przypomnieć sobie, gdzie mogła je widzieć. Przesunęła dłonią ostrożnie po każdym symbolu, wyczuwając ich wgłębienia, aż w końcu jej pamięć wybudziła się z letargu. Wyciągnęła wtedy notatnik z torby, wertując go nerwowo, chcąc jak najszybciej uzyskać jakiś konkretny rezultat.
we all have our reasons.
Bezimienna wyspa
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent