Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent
Bezimienna wyspa
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Bezimienna wyspa
Niewielka, znajdująca się w skromnym oddaleniu od angielskich wybrzeży wyspa, od ludzkich siedzib oddzielona jest nie tylko setkami metrów głębokiej wody, ale również utrzymującą się od lat złą sławą. Ukryta przed wzrokiem mugoli za pomocą ochronnych zaklęć, od wieków należy do czystokrwistej rodziny Fancourtów - trudno jednak powiedzieć, czy jakikolwiek czarodziej noszący to nazwisko wciąż zamieszkuje rodzinną posiadłość, bo w portowej wiosce nie widziano ich już od dawna. Wśród mieszkańców - głównie starszych, pamiętających jeszcze schyłek ubiegłego stulecia - krążą pogłoski o tym, jakoby najmłodsza dziedziczka sprzedała dom bogatemu kupcowi, podczas gdy sama wyjechała robić karierę w Londynie; inni twierdzą, że miejsce jest przeklęte, i to dlatego wszyscy Fancourtowie wyprowadzili się, gdzie pieprz rośnie. Jakakolwiek nie byłaby prawda, nikt w okolice wyspy się nie zapuszcza - strome brzegi, ostre i skaliste, czynią ją wyjątkowo zdradliwym miejscem do żeglugi, a jeśli wierzyć lokalnym opowieściom rybaków, łodzie, które wyprawiają się w tym kierunku, nigdy nie powracają do portu.
[bylobrzydkobedzieladnie]
The member 'Mia Mulciber' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - CZ' :
'Anomalie - CZ' :
Jestem niemal zaskoczony tym jak dobrze udaje mi się zaklęcie - wyczuwam obecność pięciu istot powyżej nas, wydaje mi się, że w jednej z nich rozpoznaję tajemniczo zaginioną skrzatkę. Jest jeszcze coś istotnego - na północ wyczuwam wyraźnie mocne źródło czarnej magii dochodzące z czegoś co jest prawdopodobnie kominkiem. Moje spojrzenie wędruje w kierunku Jocelyn, która głośno przedstawia to, co zauważyła. Dopiero po chwili dociera do mnie jak o wiele lepiej czuję się gdy w pomieszczeniu nie panuje tajemnicza ciemność. Kiwam głową, słuchając słów uzdrowicielki. Dostrzegam także ciemnowłosą nieznajomą-znajomą, która zaczyna zadawać pytania. I słusznie, jak sądzę. Choć odpowiedzi szybko się nie doczekamy - a przynajmniej tak również sądzę. Na pytanie panny Vane wzdrygam się nieco. Co robimy? Chyba czas podzielić się własnymi spostrzeżeniami.
- W pomieszczeniu nad nami znajdują się cztery dziwne... Istoty. I ktoś jeszcze, prawdopodobnie Rozetka - oznajmiam, choć nie czuję się wspaniale w tej sytuacji.
Może i na co dzień wykorzystuję swoje zdolności krasomówcze, ale obawiam się, że w tym wypadku na niewiele mi się przydadzą. Jesteśmy przypadkowymi ludźmi zamkniętymi na odległej wyspie w dziwnym towarzystwie i w dziwnych okolicznościach. Nie wiem co jeszcze gorszego może się stać, ale moje kolejne słowa najwyraźniej tylko pogorszą sprawę.
- W pomieszczeniu na północny-wschód znajduje się jakieś potężne źródło czarnomagicznej energii. Nie wiem, czy to dobry pomysł, a nawet w to wątpię, ale myślę, że jeśli chcemy się stąd wydostać musimy to sprawdzić - mówię i kieruję się w tamtą stronę, dając jasny sygnał, że jeżeli ktoś musi, to i ja mogę się tam udać.
Nie ukrywam, że wolałbym nie iść tam sam - wyglądało na to, że jedna osoba już gdzieś przepadła. Co zatem będzie z nami, jeśli i my udamy się gdzieś samotnie? Dodatkowo nie jestem aurorem ani policjantem, a moje doświadczenie z czarną magią ogranicza się jedynie do jej użytkowania.
Moje spojrzenie mimowolnie pada na czarnowłosą kobietę o szarych oczach, choć przecież nie mam pojęcia kim jest. Ale może jest w niej coś co sprawia, że wygląda na twardą i nieugiętą.
- W pomieszczeniu nad nami znajdują się cztery dziwne... Istoty. I ktoś jeszcze, prawdopodobnie Rozetka - oznajmiam, choć nie czuję się wspaniale w tej sytuacji.
Może i na co dzień wykorzystuję swoje zdolności krasomówcze, ale obawiam się, że w tym wypadku na niewiele mi się przydadzą. Jesteśmy przypadkowymi ludźmi zamkniętymi na odległej wyspie w dziwnym towarzystwie i w dziwnych okolicznościach. Nie wiem co jeszcze gorszego może się stać, ale moje kolejne słowa najwyraźniej tylko pogorszą sprawę.
- W pomieszczeniu na północny-wschód znajduje się jakieś potężne źródło czarnomagicznej energii. Nie wiem, czy to dobry pomysł, a nawet w to wątpię, ale myślę, że jeśli chcemy się stąd wydostać musimy to sprawdzić - mówię i kieruję się w tamtą stronę, dając jasny sygnał, że jeżeli ktoś musi, to i ja mogę się tam udać.
Nie ukrywam, że wolałbym nie iść tam sam - wyglądało na to, że jedna osoba już gdzieś przepadła. Co zatem będzie z nami, jeśli i my udamy się gdzieś samotnie? Dodatkowo nie jestem aurorem ani policjantem, a moje doświadczenie z czarną magią ogranicza się jedynie do jej użytkowania.
Moje spojrzenie mimowolnie pada na czarnowłosą kobietę o szarych oczach, choć przecież nie mam pojęcia kim jest. Ale może jest w niej coś co sprawia, że wygląda na twardą i nieugiętą.
Let's stay lost on our way home
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Klamka szarpnięta przez Oliego ustąpiła bez problemu; drzwi stanęły otworem, wpuszczając do środka falę mroźnego powietrza i lekką chmurę białego pyłu, który okazał się być śniegiem. Na zewnątrz panowały już ciemności – Oli mógł dostrzec jedynie dwie oświetlone lampionami ścieżki: jedną prowadzącą z powrotem w kierunku przystani, z której wszyscy przyszli, drugą zakręcającą w lewo i niknącą za krawędzią budynku, najpewniej okrążającą dom.
Zaklęcie Pandory okazało się udane, a jego efekty potwierdziły słowa padające z ust Alastaira – w kierunku przez niego wskazywanym czarownica rzeczywiście wyczuła silne skupisko magicznej energii, a jej znajomość czarnej magii i wiedza z zakresu tworzenia amuletów pozwoliła podejrzewać, że mają tu do czynienia z czymś mocno pokrewnym; jeżeli zdecydowałaby się na podążenie za arystokratą, również byłaby w stanie stwierdzić, że energia ma swoje źródło gdzieś w pobliżu kominka. Podobnie jak wcześniej Alastair i Fantine, ona również wyczuła na piętrze obecność innych istot, jednak jej doświadczenie w przywoływaniu duchów pozwoliło jej na zrozumienie czegoś jeszcze – cztery bytności na piętrze miały charakter zdecydowanie niematerialny, będąc raczej odciskiem żywych ludzi niż ludźmi samymi w sobie; piąta faktycznie należała do skrzatki, wokół której Pandora dodatkowo wyczuła też obecność amuletu lub czegoś pełniącego jego rolę – znacznie słabszą niż w przypadku kominka, ale wyczuwalną.
Zaklęcie Fantine również okazało się udane: w suficie nad jej głową utworzyło się okrągłe okno o średnicy około metra, przez które kobieta była w stanie dostrzec zarysy pokoju na piętrze – fragment staromodnego łóżka z baldachimem, drewniany sekretarzyk, wysokie lustro w zdobionej ramie; przede wszystkim jednak zauważyła sylwetkę Rozetki, skierowanej w kierunku czegoś, co jednak pozostawało poza zasięgiem wzroku lady Rosier. Fantine mogła jednak stwierdzić, że głowa skrzatki zadarta była do góry (co sugerowałoby, że na cokolwiek patrzyła, znajdowało się wyżej) oraz że jej usta się poruszały, jakby z kimś rozmawiała. Elfka pozostała, rzecz jasna, nieświadoma prowadzonej obserwacji.
Kotara, którą poruszyła Jocelyn, opadła na ziemię, ukazując jej oczom ramę obrazu – niestety, pustą. Oprawione w nią malowidło przedstawiało jedynie oparcie eleganckiego fotela na tle ciemnozielonej, drapowanej tkaniny, wyglądało jednak na to, że mieszkaniec obrazu znajdował się gdzieś indziej – najprawdopodobniej odwiedzając swój portret w innym miejscu.
Alastair jako jedyny zdecydował się na przejście do nowego pomieszczenia. Gdy tylko przekroczył próg, jego oczom ukazał się przestronny pokój dzienny, urządzony na dziewiętnastowieczną modłę; centralnym punktem pomieszczenia był duży, bogato zdobiony kominek, wyglądający, jakby od lat nikt nie rozpalał w nim ognia. Na jego gzymsie widniały jakieś symbole, podobnie jak na posadzce przed paleniskiem, jednak mężczyzna z miejsca, w którym stał, nie był w stanie przyjrzeć się im dokładnie. Oprócz tego wewnątrz znajdował się sporych rozmiarów obraz, przykryty ciemną kotarą i zawieszony w ściennym zagłębieniu, podłogę zaścielał zakurzony dywan, a pośrodku stał lśniący stolik, wokół którego poustawiano kanapę i miękkie fotele. O przeciwległą ścianę opierał się wypełniony po brzegi barek.
Gdy tylko z ust Mii spłynęło zaklęcie, kobieta wiedziała, że coś poszło nie tak – płomień miał zupełnie inny kolor, zdawał się też znacznie potężniejszy niż zwykły urok wykrywający, ale realizacja przyszła za późno: działania czaru nie dało się odwrócić. W następnej sekundzie zarówno ona, jak i Pandora i Alastair, stracili grunt pod nogami – dosłownie; podłoga w promieniu pięciu metrów wokół Mii zamieniła się w ruchome piaski, które następnie zaczęły wciągać czarodziejów w głąb, unieruchamiając kolejno ich kostki i łydki w ciężkim, grząskim podłożu.
Mia, Pandora, Alastair – zaklęcie Mii działa jak Duna (rzut kością), a czas jego trwania to trzy kolejki (lub do czasu pomyślnego rzucenia przeciwzaklęcia). ST wydostania się z piasków wynosi 40 (statystyka zaklęć Mii pomnożona przez 2), a do rzutu dolicza się sprawność, nie musicie jednak podejmować próby wygrzebania się z pułapki, zastępując ją jakąkolwiek inną akcją (która, rzecz jasna, nie obejmuje przemieszczania się). Działanie zaklęcia i ewentualne obrażenia – jak w spisie.
Pozostali mają w tej kolejce dowolność w działaniu, zasięg ruchomych piasków oznaczony został na mapie. Lumos maxima wciąż działa, jego zasięg został usunięty z mapy, gdyż póki co jest nieistotny, a tylko niepotrzebnie by ją zaciemniał.
Na odpisy czekam do końca dnia w piątek, tj. do godz. 23:59. Nadal nieobecność ma Salome, jeżeli ktoś jeszcze planuje się nie wyrobić, ślicznie proszę o info. <3
Mapka (kliknij, aby powiększyć):
Zaklęcie Pandory okazało się udane, a jego efekty potwierdziły słowa padające z ust Alastaira – w kierunku przez niego wskazywanym czarownica rzeczywiście wyczuła silne skupisko magicznej energii, a jej znajomość czarnej magii i wiedza z zakresu tworzenia amuletów pozwoliła podejrzewać, że mają tu do czynienia z czymś mocno pokrewnym; jeżeli zdecydowałaby się na podążenie za arystokratą, również byłaby w stanie stwierdzić, że energia ma swoje źródło gdzieś w pobliżu kominka. Podobnie jak wcześniej Alastair i Fantine, ona również wyczuła na piętrze obecność innych istot, jednak jej doświadczenie w przywoływaniu duchów pozwoliło jej na zrozumienie czegoś jeszcze – cztery bytności na piętrze miały charakter zdecydowanie niematerialny, będąc raczej odciskiem żywych ludzi niż ludźmi samymi w sobie; piąta faktycznie należała do skrzatki, wokół której Pandora dodatkowo wyczuła też obecność amuletu lub czegoś pełniącego jego rolę – znacznie słabszą niż w przypadku kominka, ale wyczuwalną.
Zaklęcie Fantine również okazało się udane: w suficie nad jej głową utworzyło się okrągłe okno o średnicy około metra, przez które kobieta była w stanie dostrzec zarysy pokoju na piętrze – fragment staromodnego łóżka z baldachimem, drewniany sekretarzyk, wysokie lustro w zdobionej ramie; przede wszystkim jednak zauważyła sylwetkę Rozetki, skierowanej w kierunku czegoś, co jednak pozostawało poza zasięgiem wzroku lady Rosier. Fantine mogła jednak stwierdzić, że głowa skrzatki zadarta była do góry (co sugerowałoby, że na cokolwiek patrzyła, znajdowało się wyżej) oraz że jej usta się poruszały, jakby z kimś rozmawiała. Elfka pozostała, rzecz jasna, nieświadoma prowadzonej obserwacji.
Kotara, którą poruszyła Jocelyn, opadła na ziemię, ukazując jej oczom ramę obrazu – niestety, pustą. Oprawione w nią malowidło przedstawiało jedynie oparcie eleganckiego fotela na tle ciemnozielonej, drapowanej tkaniny, wyglądało jednak na to, że mieszkaniec obrazu znajdował się gdzieś indziej – najprawdopodobniej odwiedzając swój portret w innym miejscu.
Alastair jako jedyny zdecydował się na przejście do nowego pomieszczenia. Gdy tylko przekroczył próg, jego oczom ukazał się przestronny pokój dzienny, urządzony na dziewiętnastowieczną modłę; centralnym punktem pomieszczenia był duży, bogato zdobiony kominek, wyglądający, jakby od lat nikt nie rozpalał w nim ognia. Na jego gzymsie widniały jakieś symbole, podobnie jak na posadzce przed paleniskiem, jednak mężczyzna z miejsca, w którym stał, nie był w stanie przyjrzeć się im dokładnie. Oprócz tego wewnątrz znajdował się sporych rozmiarów obraz, przykryty ciemną kotarą i zawieszony w ściennym zagłębieniu, podłogę zaścielał zakurzony dywan, a pośrodku stał lśniący stolik, wokół którego poustawiano kanapę i miękkie fotele. O przeciwległą ścianę opierał się wypełniony po brzegi barek.
Gdy tylko z ust Mii spłynęło zaklęcie, kobieta wiedziała, że coś poszło nie tak – płomień miał zupełnie inny kolor, zdawał się też znacznie potężniejszy niż zwykły urok wykrywający, ale realizacja przyszła za późno: działania czaru nie dało się odwrócić. W następnej sekundzie zarówno ona, jak i Pandora i Alastair, stracili grunt pod nogami – dosłownie; podłoga w promieniu pięciu metrów wokół Mii zamieniła się w ruchome piaski, które następnie zaczęły wciągać czarodziejów w głąb, unieruchamiając kolejno ich kostki i łydki w ciężkim, grząskim podłożu.
Mia, Pandora, Alastair – zaklęcie Mii działa jak Duna (rzut kością), a czas jego trwania to trzy kolejki (lub do czasu pomyślnego rzucenia przeciwzaklęcia). ST wydostania się z piasków wynosi 40 (statystyka zaklęć Mii pomnożona przez 2), a do rzutu dolicza się sprawność, nie musicie jednak podejmować próby wygrzebania się z pułapki, zastępując ją jakąkolwiek inną akcją (która, rzecz jasna, nie obejmuje przemieszczania się). Działanie zaklęcia i ewentualne obrażenia – jak w spisie.
Pozostali mają w tej kolejce dowolność w działaniu, zasięg ruchomych piasków oznaczony został na mapie. Lumos maxima wciąż działa, jego zasięg został usunięty z mapy, gdyż póki co jest nieistotny, a tylko niepotrzebnie by ją zaciemniał.
Na odpisy czekam do końca dnia w piątek, tj. do godz. 23:59. Nadal nieobecność ma Salome, jeżeli ktoś jeszcze planuje się nie wyrobić, ślicznie proszę o info. <3
Mapka (kliknij, aby powiększyć):
- Żywotność postaci i bonusy:
Postać Wartość Kara OLI 489/514 +5 MIA 292/292 +5 OLIVER 224/234 - JOCELYN 205/210 +10 ALASTAIR 225/225 +10 FANTINE 190/200 - PANDORA 200/200 +10
Moje kroki prowadzą mnie do czegoś, co wydaje mi się pokojem dziennym - urządzony jest na modłę zeszłego wieku, strojny, lecz nieco, na mój gusty przynajmniej, zaniedbany. Duży, bogato zdobiony kominek od razu przyciąga moją uwagę, zaraz po nim moje spojrzenie prześlizguje się na dziwne symbole, jednak nie daję rady się na nich skoncentrować, bowiem ziemia pod moimi nogami, dosłownie, zaczyna pochłaniać całą moją uwagę. Oraz moje kostki. Orientuję się, że ktoś rzucił zaklęcie transmutacyjne - zapewne to wina anomalii, bo kto wywoływałby ruchome piaski w środku domu? Chyba, że jego tajemnicza właścicielka. Tego akurat mógłbym się spodziewać. Widzę także wielki obraz, przykryty kotarą i natychmiast chciałbym odsłonić go lub ją zerwać, ale tym razem nie mam ku temu okazji. Nie wiem jak poradzą sobie inni w tej sytuacji, ale chwilowo naprawdę nie zaprzątam tym sobie głowy. Korzystam z tego, że jestem mężczyzną o dość pokaźnym wzroście, staram się przy użyciu całej swojej siły wyszarpać się z tego lepkiego podłoża. Nie wiem czy tak właśnie powinienem zachowywać się w przypadku ruchomych piasków - szczerze mówiąc nie wiem nawet czy tego rodzaju ruchome piaski działają tak jak normalnie.
Let's stay lost on our way home
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Alastair Nott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 61
'k100' : 61
Dzieje się, oj dzieje. A ja nie do końca wiem, czy chcę brać w tym udział, czy raczej dać nogę. Mieszają się we mnie naturalne skłonności do ładowania się w kłopoty (ahoj, przygodo!), oraz wyuczona w różnych etapach życia zdolność samozachowawcza. Pieniążki i wizja kilku więcej miedziaków w portfelu podkusiły mnie do pójścia w stronę niewiadomej, nawet nie przeczuwając niebezpieczeństwa, a teraz... teraz tak właściwie to nawet nie wiedziałem co się dzieje.
Jakaś zbieranina ludzi. Jakiś przygłupi wielkolód. Kilka nadętych panien. Mia. Nieco mniej nadęty arystokrata. Jakieś krzyki, wrzaski, światła.
Instynkt samozachowawczy nakazywał mi dać nogę i choć chęć przygody była wielka i rwała mnie do przodu, to jednak zrobiłem ten krok w stronę drzwi. I jeszcze jeden, i jeszcze. I właściwie nawet spojrzałem nieco przychylniej na tego tępego olbrzyma, doceniając fakt, że jego instynkt samozachowawczy wydawał się być jednak na poziomie podobnym do mojego - nakazując mu skierowanie się w stronę drzwi i, prosto sprawę ujmując, dać nogę. Nawet miałem ochotę mu przyklasnąć, pokiwać głową z aprobatą i dołączyć, ale wtedy zaczęły się dziać rzeczy. Dziwne rzeczy. Jakby było tu zbyt mało dziwnie.
Nagle coś drgnęło, coś się poruszyło, a podłoga nieopodal mnie zrobiła się jakaś grząska. W pierwszym odruchu wlepiłem gały w te zjawisko, by zaraz potem wyrzucić z siebie kilka siarczystych przekleństw. Byłem tak blisko dania nogi, tak bliziutko drzwi, a jednak serducho miałem miękkie (choć przywaliłbym każdemu, kto by przyznał to na głos) i w pierwszej kolejności pomyślałem o Mii, która gdzieś tam była i którą być może to grząskie coś właśnie wsysało. I o ile bywało, że nie lubiłem małpy, wkurzała mnie i nie miałem ochoty widzieć jej nigdy więcej - tak naprawdę dobrze wiedziałem, że to był "swój człowiek". A swoich trzeba się trzymać i swoim pomagać, no nie?
- Mia! - Wrzasnąłem więc, podchodząc do tego grząskiego czegoś, ale nie stając na tym. Jedna osoba wciągana przez podłogę to problem, ale dwie to już tragedia. Nawet nie wiedziałem, że to ona była sprawcą tego całego zamieszania. Stanąłem więc na samym brzegu, niemalże zachaczając czubkami butów (droższych niż te, na które rzeczywiście byłoby mnie stać. Kradzione - rzecz oczywista) o ruchome piaski, ale tak, by móc widzieć Mię przez otwarte drzwi, mieć ją mniej więcej w linii prostej. - Wisisz mi pięć galeonów, głupia babo! - Drę się tak, by na pewno mnie usłyszała, po czym w pierwszym odruchu czym prędzej kieruję w nią różdżkę, zdając sobie sprawę z faktu, że jednak odległość może zrobić swoje i trafienie w nią będzie utrudnione. Dodatkowo nie wiem co rzucić, przeszukuję odmęty swej pamięci w pośpiechu, panice wręcz. I natrafiam na jedno z moich ulubionych zaklęć z czasów Hogwartu, wytedy używane w celach niezbyt honorowych, a teraz mogące okazać się jak najbardziej przydatne. A przynajmniej w moim mniemaniu.
- Levicorpus! - Krzyczę, machając różdżkę w oddaloną ode mnie kobietę (nawet nie wiem czy się nie wrypałem w te piaski i zaraz mnie nie zacznie wsysać, chociaż staram się, by się jednak nie wrypać w nie, bo to byłoby kłopotliwe), nie przejmując się tym czy będzie zadowolona z tak oryginalnego ratunku.
Jakaś zbieranina ludzi. Jakiś przygłupi wielkolód. Kilka nadętych panien. Mia. Nieco mniej nadęty arystokrata. Jakieś krzyki, wrzaski, światła.
Instynkt samozachowawczy nakazywał mi dać nogę i choć chęć przygody była wielka i rwała mnie do przodu, to jednak zrobiłem ten krok w stronę drzwi. I jeszcze jeden, i jeszcze. I właściwie nawet spojrzałem nieco przychylniej na tego tępego olbrzyma, doceniając fakt, że jego instynkt samozachowawczy wydawał się być jednak na poziomie podobnym do mojego - nakazując mu skierowanie się w stronę drzwi i, prosto sprawę ujmując, dać nogę. Nawet miałem ochotę mu przyklasnąć, pokiwać głową z aprobatą i dołączyć, ale wtedy zaczęły się dziać rzeczy. Dziwne rzeczy. Jakby było tu zbyt mało dziwnie.
Nagle coś drgnęło, coś się poruszyło, a podłoga nieopodal mnie zrobiła się jakaś grząska. W pierwszym odruchu wlepiłem gały w te zjawisko, by zaraz potem wyrzucić z siebie kilka siarczystych przekleństw. Byłem tak blisko dania nogi, tak bliziutko drzwi, a jednak serducho miałem miękkie (choć przywaliłbym każdemu, kto by przyznał to na głos) i w pierwszej kolejności pomyślałem o Mii, która gdzieś tam była i którą być może to grząskie coś właśnie wsysało. I o ile bywało, że nie lubiłem małpy, wkurzała mnie i nie miałem ochoty widzieć jej nigdy więcej - tak naprawdę dobrze wiedziałem, że to był "swój człowiek". A swoich trzeba się trzymać i swoim pomagać, no nie?
- Mia! - Wrzasnąłem więc, podchodząc do tego grząskiego czegoś, ale nie stając na tym. Jedna osoba wciągana przez podłogę to problem, ale dwie to już tragedia. Nawet nie wiedziałem, że to ona była sprawcą tego całego zamieszania. Stanąłem więc na samym brzegu, niemalże zachaczając czubkami butów (droższych niż te, na które rzeczywiście byłoby mnie stać. Kradzione - rzecz oczywista) o ruchome piaski, ale tak, by móc widzieć Mię przez otwarte drzwi, mieć ją mniej więcej w linii prostej. - Wisisz mi pięć galeonów, głupia babo! - Drę się tak, by na pewno mnie usłyszała, po czym w pierwszym odruchu czym prędzej kieruję w nią różdżkę, zdając sobie sprawę z faktu, że jednak odległość może zrobić swoje i trafienie w nią będzie utrudnione. Dodatkowo nie wiem co rzucić, przeszukuję odmęty swej pamięci w pośpiechu, panice wręcz. I natrafiam na jedno z moich ulubionych zaklęć z czasów Hogwartu, wytedy używane w celach niezbyt honorowych, a teraz mogące okazać się jak najbardziej przydatne. A przynajmniej w moim mniemaniu.
- Levicorpus! - Krzyczę, machając różdżkę w oddaloną ode mnie kobietę (nawet nie wiem czy się nie wrypałem w te piaski i zaraz mnie nie zacznie wsysać, chociaż staram się, by się jednak nie wrypać w nie, bo to byłoby kłopotliwe), nie przejmując się tym czy będzie zadowolona z tak oryginalnego ratunku.
Oliver Bott
Zawód : Złodziej i oszust do wynajęcia
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Bo większość ludzi to durnie. Więc trzeba to wykorzystać.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Oliver Bott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 2
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 2
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Wydawałoby się, że wybrała najprostsze z rozwiązań. Sprawdzić list. Pogięty od trzymania zbyt długo w kieszeni i zbyt częstego prostowania, by przeczytać treść. A jednak los postanowił wykręcić prostotę zadania, wprawiając Mię i zapewne okolicznych (żywych i nieżywych?) lokatorów w osłupienie. Tętniący wokół, żywy niepokój przybierał na mocy, wyrywając do biegu niespokojne serce. Mia nie widziała fizycznego zagrożenia, ale te działające na zmysły, otumaniające, działające jak koszmary, z łatwością pobudzały wyobraźnię. Adrenalina coraz żywiej tętniła pod napiętą skórą, a szepty intuicyjne, właśnie zaczynały wyć. Oczywiście, ze wdepnęli w niebezpieczeństwo, ale..nie byłaby sobą, gdyby od tak zostawiła wszystko, bez otrzymania jakichkolwiek odpowiedzi.
Męski głos, skutecznie skierował jej uwagę w stronę, z której dochodziły słowa. Nim zatrzymała gest, spojrzała na arystokratę, który minął ją i wszedł do pomieszczenia, w którym znajdował się kominek - Czarna magia - usta wygięły się dziwnie, w niewyraźnym grymasie - tu jest tego więcej - zdążyła jeszcze powiedzieć, przez krótką chwilę czując magnetyczna aurę spojrzenia. Nim jakakolwiek decyzja została podjęta, nim jej czarnowłosa towarzyszka potwierdziła słowa szlachcica, do głosy dotarło zaklęcie, a właściwie jego nieprzewidywalna zmian. Ciepło gwałtownie rozlało się po dłoni, a z różdżki wydostał się jasny promień czegoś zdecydowanie innego, niż przewidywała. Niemal upuściła trzymany w palcach list, gdy podłoga pod jej stopami poruszyła się, a Mia zapadła się niżej, czując jak ruchome piaski wciągają ją głębiej. W panice spojrzała na Pandorę, widząc, ze i ją objęło zaklęcie. Tak jak Notta. I to ona była wszystkiemu winna. Zwinęła palce w pięści, nie wypuszczając z dłoni, ani różdżki, ani skrawka pergaminu, który wcisnęła w kieszeń - Finite Incantatem - własne zaklęcia powinny automatycznie zadziałać i przerwać magiczne unieruchomienie. A może, chociaż ciężko było w to uwierzyć, moc obejmie magię, która panowała w przeklętym domu. I w tym samym momencie, usłyszała słowie imię. Bardzo, bardzo wyraźnie wykrzykiwane przez rudowłosego...nieznajomego? Prawie się zakrztusiła, gdy usłyszała inkantację i bardzo charakterystyczne dopowiedzenie. Tylko kilka osób było w stanie wyzywać ją w ten sposób. I chociaż z daleka wciąż miała widoczność zbyt słabą, na poskładanie w całość dedukcyjnej refleksji, jedno imię, zaświtało jej w głowie. Imię i jego zdolności. Mimowolnie skrzywiła się, a gniewna rysa naznaczyła wygięte usta, ale - na jej (nie)szczęście, nie poczuła szarpnięcia, które brutalnie miało unieść ją za kostkę do góry. Zapewne ratując ją z grząskiego piasku, jednocześnie wystawiając na pośmiewisko.
- Bott - Popamiętasz mnie zdawało się mówić jej spojrzenie, ale porachunki miała zostawić na inna okazję. Tak jak niedoszłego bohatera. Mieli na głowie o wiele większe niebezpieczeństwo. I z tym nie mógł się sprzeczać już nikt.
Męski głos, skutecznie skierował jej uwagę w stronę, z której dochodziły słowa. Nim zatrzymała gest, spojrzała na arystokratę, który minął ją i wszedł do pomieszczenia, w którym znajdował się kominek - Czarna magia - usta wygięły się dziwnie, w niewyraźnym grymasie - tu jest tego więcej - zdążyła jeszcze powiedzieć, przez krótką chwilę czując magnetyczna aurę spojrzenia. Nim jakakolwiek decyzja została podjęta, nim jej czarnowłosa towarzyszka potwierdziła słowa szlachcica, do głosy dotarło zaklęcie, a właściwie jego nieprzewidywalna zmian. Ciepło gwałtownie rozlało się po dłoni, a z różdżki wydostał się jasny promień czegoś zdecydowanie innego, niż przewidywała. Niemal upuściła trzymany w palcach list, gdy podłoga pod jej stopami poruszyła się, a Mia zapadła się niżej, czując jak ruchome piaski wciągają ją głębiej. W panice spojrzała na Pandorę, widząc, ze i ją objęło zaklęcie. Tak jak Notta. I to ona była wszystkiemu winna. Zwinęła palce w pięści, nie wypuszczając z dłoni, ani różdżki, ani skrawka pergaminu, który wcisnęła w kieszeń - Finite Incantatem - własne zaklęcia powinny automatycznie zadziałać i przerwać magiczne unieruchomienie. A może, chociaż ciężko było w to uwierzyć, moc obejmie magię, która panowała w przeklętym domu. I w tym samym momencie, usłyszała słowie imię. Bardzo, bardzo wyraźnie wykrzykiwane przez rudowłosego...nieznajomego? Prawie się zakrztusiła, gdy usłyszała inkantację i bardzo charakterystyczne dopowiedzenie. Tylko kilka osób było w stanie wyzywać ją w ten sposób. I chociaż z daleka wciąż miała widoczność zbyt słabą, na poskładanie w całość dedukcyjnej refleksji, jedno imię, zaświtało jej w głowie. Imię i jego zdolności. Mimowolnie skrzywiła się, a gniewna rysa naznaczyła wygięte usta, ale - na jej (nie)szczęście, nie poczuła szarpnięcia, które brutalnie miało unieść ją za kostkę do góry. Zapewne ratując ją z grząskiego piasku, jednocześnie wystawiając na pośmiewisko.
- Bott - Popamiętasz mnie zdawało się mówić jej spojrzenie, ale porachunki miała zostawić na inna okazję. Tak jak niedoszłego bohatera. Mieli na głowie o wiele większe niebezpieczeństwo. I z tym nie mógł się sprzeczać już nikt.
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Mia Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 70
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 70
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Wszystko wydaje się być takie proste. Po prostu nacisnąć klamkę, pchnąć drzwi i wyjść. Tylko co dalej? Uderza we mnie mroźne powietrze, a przed oczami widzę biały pył, bez wątpienia śnieg. Mrugam gwałtownie zastanawiając się kiedy kurwa nadeszła zima tego maja. Drapię się zdziwiony po brodzie, zmuszając mózg do intensywnej pracy. Po paru sekundach jestem już zmęczony. Stwierdzam jednak, że droga wokół domu raczej nie ma zbytniego celu, a powrót na przystań także nie ma więcej sensu. Stoję więc jak kretyn w otwartych drzwiach zastanawiając się czy zdołałbym przepłynąć wpław na pomost, z którego wystartowaliśmy. Wzdrygam się na wspomnienie lodowatej wody, w której wylądowałem - nie, nie zdołałbym. Jakże zajebiście szybko myślę.
Aż zaczyna mnie boleć głowa. Zamykam drzwi z trzaskiem. Chyba jestem skazany na tych samobójców. No i gdzie jest ta Salome? W ogóle się nie odezwała. Pognała na górę czy co? Może jest w niebezpieczeństwie? Kurwa, byłoby łatwiej, gdybyśmy się nie zaprzyjaźniali. Co ja mam teraz zrobić? Odkąd tu przybyłem jestem zdecydowanie zbyt miękki. Miałem ich wszystkich zabić a teraz nagle czuję potrzebę zostać, żeby się upewnić o bezpieczeństwie tamtej lasi. Coś strasznego. Pod nosem wyklinam wszystko co tylko wykląć mogę po czym udaję się w głąb jadalni, zatrzymując się przed granicą, gdzie najwidoczniej fundamenty postanawiają się zapaść. Zupełnie nie rozumiem dlaczego. Czy oni już powariowali doszczętnie?
- Widzieliście Salome? - pytam, chociaż nie sądzę, żeby ktokolwiek potrafił dać mi odpowiedź na pytanie. Drapię się po raz kolejny po brodzie, w drugiej dłoni trzymając różdżkę. Chowam ją sobie do kieszeni szaty, ostatecznie wątpię, żeby miała mi się w najbliższym czasie przydać.
- Może podejdźcie do brzegu, a ja wam pomogę się wydostać? - proponuję, tak zresztą zrobił przed chwilą jeden z mężczyzn. Myślę, że to dobry pomysł, który z pewnością wypali, okaże się być szybki i przyjemny, nie ryzykując przy tym podduszania. Nie wiem co mnie podkusiło do takiego zachowania, może mam nadzieję, że jednak wspólnie odnajdziemy Salome? Ech, ale ze mnie frajer, zrobiłem się beznadziejny.
Aż zaczyna mnie boleć głowa. Zamykam drzwi z trzaskiem. Chyba jestem skazany na tych samobójców. No i gdzie jest ta Salome? W ogóle się nie odezwała. Pognała na górę czy co? Może jest w niebezpieczeństwie? Kurwa, byłoby łatwiej, gdybyśmy się nie zaprzyjaźniali. Co ja mam teraz zrobić? Odkąd tu przybyłem jestem zdecydowanie zbyt miękki. Miałem ich wszystkich zabić a teraz nagle czuję potrzebę zostać, żeby się upewnić o bezpieczeństwie tamtej lasi. Coś strasznego. Pod nosem wyklinam wszystko co tylko wykląć mogę po czym udaję się w głąb jadalni, zatrzymując się przed granicą, gdzie najwidoczniej fundamenty postanawiają się zapaść. Zupełnie nie rozumiem dlaczego. Czy oni już powariowali doszczętnie?
- Widzieliście Salome? - pytam, chociaż nie sądzę, żeby ktokolwiek potrafił dać mi odpowiedź na pytanie. Drapię się po raz kolejny po brodzie, w drugiej dłoni trzymając różdżkę. Chowam ją sobie do kieszeni szaty, ostatecznie wątpię, żeby miała mi się w najbliższym czasie przydać.
- Może podejdźcie do brzegu, a ja wam pomogę się wydostać? - proponuję, tak zresztą zrobił przed chwilą jeden z mężczyzn. Myślę, że to dobry pomysł, który z pewnością wypali, okaże się być szybki i przyjemny, nie ryzykując przy tym podduszania. Nie wiem co mnie podkusiło do takiego zachowania, może mam nadzieję, że jednak wspólnie odnajdziemy Salome? Ech, ale ze mnie frajer, zrobiłem się beznadziejny.
no one cares
Oli Ogden
Zawód : zbir
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
- Kup mi whiskey.
- Będziesz pił whiskey? Jest 10 rano.
- W takim razie kup whiskey i płatki.
- Będziesz pił whiskey? Jest 10 rano.
- W takim razie kup whiskey i płatki.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym
Nieaktywni
Jocelyn chyba nie chciała przekonywać się, co się stanie, gdy zegar wybije godzinę zero. Miała dziwne przeczucie, że wtedy wydarzyłoby się coś bardzo złego. Już teraz mogła odnieść wrażenie, że w tym nagłym cofnięciu się godziny i braku jednego z nakryć zauważalnym po ustaniu ciemności było coś złowieszczego.
Była jeszcze w jadalni, kiedy Alastair podzielił się swoimi obserwacjami, usłyszała jego słowa gdy była w drodze do salonu. Mimowolnie zaczęła się nad tym zastanawiać. Jakie dziwne istoty? Jakie źródło czarnomagicznej energii? Czyżby znalazła się w nawiedzonym domu jakiejś szalonej entuzjastki czarnej magii, która chciała przeprowadzać na nich swoje eksperymenty? Naoglądała się na stażu wystarczająco dużo skutków czarnej magii, by czuć do niej niechęć i wstręt. Ale w ostatnim czasie źródło czarnomagicznej energii mogło kojarzyć się też z anomaliami. Może w tym domu zagnieździła się jedna z nich i to ona powodowała te dziwne zjawiska?
Postanowiła zapytać o to za chwilę, chciała jeszcze sprawdzić jeden ślad, który wcześniej przykuł jej uwagę, więc szybko przemknęła do salonu i podeszła do obrazu, zrzucając z niego kotarę. Miała nadzieję, że płótno dostarczy jej potencjalnie cennych wskazówek na temat mieszkańców domu, może przedstawiałoby samą pannę Fancourt? Niestety mocno się rozczarowała – nie ujrzała na obrazie żadnej osoby, a tylko pusty fotel. Widziała w swoim życiu wystarczająco dużo magicznych obrazów, by domyślić się, że na płótnie powinna być namalowana postać, ale w tej chwili zapewne odwiedzała jakiś inny obraz. Z westchnieniem odwróciła się od płótna, żałując, że nie mogła porozmawiać z jego mieszkańcem ani przynajmniej przyjrzeć mu się.
Opuściła salon w sam raz by zauważyć niespodziewany kłopot pozostałych gości dziwnego domu. Nie była pewna, czy to jakaś anomalia, czy kolejny przejaw niepokojącej magii domostwa, bo już nie było jej w pomieszczeniu gdy to się stało, ale część podłogi jadalni i prawdopodobnie kuchni zamieniła się w grząskie ruchome piaski, w których łatwo można by się było zapaść.
- To anomalia czy... magia tego miejsca? – zapytała cicho, podchodząc bliżej, ale tak, by nie zbliżyć się zbytnio do samej krawędzi piasków. Była gotowa zareagować, gdyby ktoś potrzebował pomocy w wydostaniu się z nich. Obok znajdowało się też zagadkowe pomieszczenie, w którym według wcześniejszych słów Alastaira miało znajdować się źródło czarnomagicznej energii. Odruchowo zwróciła wzrok w jego stronę, zaglądając przez przejście, ale nie widząc jeszcze niczego konkretnego. Nawet gdyby miała śmiałość tam wejść, nie mogła tego uczynić póki drogę zagradzały ruchome piaski.
- Obraz był pusty – rzekła, choć nie była pewna, czy kogoś w ogóle interesowało po co poszła do salonu. – Czy ta energia, która gdzieś tam jest... też może być efektem działania jakiejś anomalii? – spytała nieco głośniej, licząc, że może ktoś z obecnych znał się na tym lepiej niż ona. Była w końcu tylko stażystką uzdrowicielstwa, więc jej wiedza w zakresie obrony przed czarną magią nie była rozległa, a o anomaliach nie wiedziała prawie nic. Choć równie dobrze mógł się tam znajdować jakiś zaklęty przedmiot lub inna równie niepokojąca rzecz, do której wolała się zanadto nie zbliżać. Ale mimo pewnego lęku również była ciekawa przyczyn tych wydarzeń, i jak inni pragnęła się stąd wydostać. W jednym kawałku.
- To co tu się dzieje coraz mniej mi się podoba... – szepnęła cicho, ledwie słyszalnie. – A panna Fancourt wcale nie kwapi się, by do nas zejść i wyjaśnić całą sprawę.
Nie należała do najodważniejszych osób, i nawet pewna ciekawość i wciąż istniejąca iskierka nadziei na dowiedzenie się czegoś o Thomasie nie mogły całkowicie przysłonić lęku, który jej towarzyszył i zmuszał do zachowania ostrożności. Była nawet gotowa wejść do tego pokoju, pod warunkiem że nie będzie tam sama. Może rzeczywiście to tam znajdowały się jakieś odpowiedzi na ich pytania? A może te znajdowały się na górze? Tam jednak tym bardziej nie miała zamiaru udać się samotnie, nie po wcześniejszych słowach Alastaira.
Panna Fancourt pewnie czaiła się gdzieś i miała niezły ubaw z grupki kilkorga czarodziejów, których wezwała i pozostawiła na pastwę swego domu. A może w ogóle nie istniała i wszystko to było jakąś zręczną i niezbyt zabawną mistyfikacją? Niestety mogło się zdawać, że im dłużej tu była tym mniej z tego wszystkiego rozumiała.
Była jeszcze w jadalni, kiedy Alastair podzielił się swoimi obserwacjami, usłyszała jego słowa gdy była w drodze do salonu. Mimowolnie zaczęła się nad tym zastanawiać. Jakie dziwne istoty? Jakie źródło czarnomagicznej energii? Czyżby znalazła się w nawiedzonym domu jakiejś szalonej entuzjastki czarnej magii, która chciała przeprowadzać na nich swoje eksperymenty? Naoglądała się na stażu wystarczająco dużo skutków czarnej magii, by czuć do niej niechęć i wstręt. Ale w ostatnim czasie źródło czarnomagicznej energii mogło kojarzyć się też z anomaliami. Może w tym domu zagnieździła się jedna z nich i to ona powodowała te dziwne zjawiska?
Postanowiła zapytać o to za chwilę, chciała jeszcze sprawdzić jeden ślad, który wcześniej przykuł jej uwagę, więc szybko przemknęła do salonu i podeszła do obrazu, zrzucając z niego kotarę. Miała nadzieję, że płótno dostarczy jej potencjalnie cennych wskazówek na temat mieszkańców domu, może przedstawiałoby samą pannę Fancourt? Niestety mocno się rozczarowała – nie ujrzała na obrazie żadnej osoby, a tylko pusty fotel. Widziała w swoim życiu wystarczająco dużo magicznych obrazów, by domyślić się, że na płótnie powinna być namalowana postać, ale w tej chwili zapewne odwiedzała jakiś inny obraz. Z westchnieniem odwróciła się od płótna, żałując, że nie mogła porozmawiać z jego mieszkańcem ani przynajmniej przyjrzeć mu się.
Opuściła salon w sam raz by zauważyć niespodziewany kłopot pozostałych gości dziwnego domu. Nie była pewna, czy to jakaś anomalia, czy kolejny przejaw niepokojącej magii domostwa, bo już nie było jej w pomieszczeniu gdy to się stało, ale część podłogi jadalni i prawdopodobnie kuchni zamieniła się w grząskie ruchome piaski, w których łatwo można by się było zapaść.
- To anomalia czy... magia tego miejsca? – zapytała cicho, podchodząc bliżej, ale tak, by nie zbliżyć się zbytnio do samej krawędzi piasków. Była gotowa zareagować, gdyby ktoś potrzebował pomocy w wydostaniu się z nich. Obok znajdowało się też zagadkowe pomieszczenie, w którym według wcześniejszych słów Alastaira miało znajdować się źródło czarnomagicznej energii. Odruchowo zwróciła wzrok w jego stronę, zaglądając przez przejście, ale nie widząc jeszcze niczego konkretnego. Nawet gdyby miała śmiałość tam wejść, nie mogła tego uczynić póki drogę zagradzały ruchome piaski.
- Obraz był pusty – rzekła, choć nie była pewna, czy kogoś w ogóle interesowało po co poszła do salonu. – Czy ta energia, która gdzieś tam jest... też może być efektem działania jakiejś anomalii? – spytała nieco głośniej, licząc, że może ktoś z obecnych znał się na tym lepiej niż ona. Była w końcu tylko stażystką uzdrowicielstwa, więc jej wiedza w zakresie obrony przed czarną magią nie była rozległa, a o anomaliach nie wiedziała prawie nic. Choć równie dobrze mógł się tam znajdować jakiś zaklęty przedmiot lub inna równie niepokojąca rzecz, do której wolała się zanadto nie zbliżać. Ale mimo pewnego lęku również była ciekawa przyczyn tych wydarzeń, i jak inni pragnęła się stąd wydostać. W jednym kawałku.
- To co tu się dzieje coraz mniej mi się podoba... – szepnęła cicho, ledwie słyszalnie. – A panna Fancourt wcale nie kwapi się, by do nas zejść i wyjaśnić całą sprawę.
Nie należała do najodważniejszych osób, i nawet pewna ciekawość i wciąż istniejąca iskierka nadziei na dowiedzenie się czegoś o Thomasie nie mogły całkowicie przysłonić lęku, który jej towarzyszył i zmuszał do zachowania ostrożności. Była nawet gotowa wejść do tego pokoju, pod warunkiem że nie będzie tam sama. Może rzeczywiście to tam znajdowały się jakieś odpowiedzi na ich pytania? A może te znajdowały się na górze? Tam jednak tym bardziej nie miała zamiaru udać się samotnie, nie po wcześniejszych słowach Alastaira.
Panna Fancourt pewnie czaiła się gdzieś i miała niezły ubaw z grupki kilkorga czarodziejów, których wezwała i pozostawiła na pastwę swego domu. A może w ogóle nie istniała i wszystko to było jakąś zręczną i niezbyt zabawną mistyfikacją? Niestety mogło się zdawać, że im dłużej tu była tym mniej z tego wszystkiego rozumiała.
Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.
Fantine czuła się zagubiona i zdezorientowana. Nie wiedziała co powinna była uczynić. Czy uciekać? Spojrzała przez otwarte przez mężczyznę drzwi, lecz zamiast ścieżki ujrzała jedynie mgłę, dziwnie niepokojącą i zrozumiała, ze rozdzielanie się i wkroczenie w nią samotnie nie będzie dobrym pomysłem. Nie mogła się teleportować i nie miała miotły (a nawet jakby miała, to i tak nie przeleciałaby nad jeziorem, nie uczono jej lotu na miotle, damie nie wypadało trzymać kija od szczotki między udami). Musiała trzymać się tych obcych twarzy z nadzieją, ze coś wymyślą - Fanny wszak nie miała ani doświadczenia, ani wiedzy, ani umiejętności radzenia sobie w takich sytuacjach.
Nienaturalnie wielki mężczyzna spytał o Salome, dopasowała to imię do tej, która przed kilkoma jeszcze chwilami stała na schodach i zniknęła.
-Panna Fancourt to upiór - odezwała się w końcu do Jocelyn, której wcześniejsze pytanie przez stres umknęło z jej głowy. Drżała ze strachu, objęła się ramionami, obserwując jak olbrzym zbliża się do ruchomych piasków -Widziałam ją po rzuceniu zaklęcia. To... to nie może być człowiek! Miała zieloną twarz i... i oczy czerwone jak krew. Przyglądała się wam, a potem uciekła na piętro, koło tej kobiety... Salome?... A potem ona zniknęła. Panna Fancourt jest na górze, Rozetka także... I nie tylko one. Nie wiem kto tam jest, ale na pewno nie czarodzieje - powiedziała im wszystko, co zobaczyła, może nieco po czasie, lecz mogła zrzucić to na karby strachu.
Jednocześnie czuła narastająca złość w piersi. Miała serdecznie dość tego domu, upiorów i panny Fancourt, dlatego zaciskając palce na różdżce wyrzekła: -Chodźmy więc do niej.
Och, oczywiście miała na myśli - idźcie. Ona miała zamiar trzymać się bezpiecznie z tyłu, bo wizja pozostania na parterze samotnie napawała ją strachem.
-Dissendium - podjęła jeszcze próbę sprawdzenia, czy ściany i regały wokół nie ukrywają przed nimi tajemnego przejścia.
Nienaturalnie wielki mężczyzna spytał o Salome, dopasowała to imię do tej, która przed kilkoma jeszcze chwilami stała na schodach i zniknęła.
-Panna Fancourt to upiór - odezwała się w końcu do Jocelyn, której wcześniejsze pytanie przez stres umknęło z jej głowy. Drżała ze strachu, objęła się ramionami, obserwując jak olbrzym zbliża się do ruchomych piasków -Widziałam ją po rzuceniu zaklęcia. To... to nie może być człowiek! Miała zieloną twarz i... i oczy czerwone jak krew. Przyglądała się wam, a potem uciekła na piętro, koło tej kobiety... Salome?... A potem ona zniknęła. Panna Fancourt jest na górze, Rozetka także... I nie tylko one. Nie wiem kto tam jest, ale na pewno nie czarodzieje - powiedziała im wszystko, co zobaczyła, może nieco po czasie, lecz mogła zrzucić to na karby strachu.
Jednocześnie czuła narastająca złość w piersi. Miała serdecznie dość tego domu, upiorów i panny Fancourt, dlatego zaciskając palce na różdżce wyrzekła: -Chodźmy więc do niej.
Och, oczywiście miała na myśli - idźcie. Ona miała zamiar trzymać się bezpiecznie z tyłu, bo wizja pozostania na parterze samotnie napawała ją strachem.
-Dissendium - podjęła jeszcze próbę sprawdzenia, czy ściany i regały wokół nie ukrywają przed nimi tajemnego przejścia.
Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Fantine Rosier' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 83
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 83
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie czuła się najlepiej. Pozornie wszystko było w porządku – w końcu „wybudziła się” z transu, w który wprawiło ją bliskie spotkanie z tą przedziwną zjawą, a światło wydobywające się z jej różdżki dodawało jej otuchy – mimo to nie czuła się sobą. Jej umysł reagował z niejakim opóźnieniem, jakby rozlała się w nim mgła, utrudniająca jej formowanie jasnych myśli. Potrafiła pozostać skupiona tylko na postaciach przebywających w kuchni, zupełnie odcięta od wydarzeń rozgrywających się w pozostałych częściach dworku. Los zetknął ich razem, lecz Pandora niełatwo formowała nici porozumienia z innymi ludźmi, tak więc ich słowa w dużej mierze odbijały się od niej, gdy sama starała się odzyskać nad sobą kontrolę. Nerwowe, podniesione głosy, szeptane zaklęcia, wszystko pozostawało na drugim planie. Miała nadzieję, że światło, które zdążyło już powrócić do żyrandoli i zapłonąć na czubkach świec, nie wydobywało na zewnątrz jej faktycznych odczuć. Była zagubiona, musiała jednak otrząsnąć się i chociaż u d a w a ć pewność siebie. Przesunęła dłonią po włosach, odgarniając je do tyłu i strzepując zaniepokojenie z krańców jej twarzy.
— Doprawdy, mam już dość tego miejsca — rzuciła pod nosem, nie kierując tej wypowiedzi do nikogo w szczególności. Być może nie był to najlepszy pomysł; niedługo po tym zapanowało większe poruszenie, związane z wypowiedzią Jocelyn. W pierwszej chwili nie zrobiła ona na niej większego wrażenia. Kiedy przemierzała jadalnię, nie zwróciła uwagi na godzinę, którą wskazywał zegar i niewykluczone, że panna Francourt nie przejmowała się jego usterką. Do tego dochodził kolejny element – liczba nakryć na stole, co już trudniej było wytłumaczyć byle wymówką. Zmarszczyła brwi, pochylając się do przodu, by mieć lepszy widok na stół oraz na pozostałych gości. — To nakrycie zniknęło, gdy zapadła ciemność, nie mogło się jednak rozpłynąć bez śladu. Ktoś lub coś za tym stoi. — To nie mógł być przypadek, to było zamierzone działanie. Byli częścią gry, zwykłymi pionkami, a ktoś rozgrywał nimi jakąś partię. Młoda wiedźma nigdy nie przepadała za łamigłówkami, ale teraz była zmuszona wziąć udział w jednej z nich, jeśli chciała się stąd wydostać. Nie była pewna, czy mogła ufać pozostałym, zwłaszcza osobom stojącym najbliżej dużego stołu, które miałyby możliwość usunięcia z niego nieszczęsnych talerzy. Nie miała pojęcia, co działo się w jadalni po zgaszeniu świateł, może domowy skrzat czy bardzo zdeterminowany duch zdołaliby doprowadzić do tego stanu, jednakże jej nieufna natura podpowiadała jej, iż rozwiązanie może być znacznie prostsze. Wolała na razie nie zdradzać się ze swymi opiniami, ruszyła by sprawdzić czy może pod meblami w poprzednim pomieszczeniu znajdzie jakąś wskazówkę. Obejrzała się na Mię, odruchowo sprawdzając, co ona zamierza, i wtedy – w pół kroku! – ziemia się pod nią zapadła... jej ciało zalała fala strachu, efekt udanego Carpiene, ale zanim zdążyła zwerbalizować swe obawy, wszystko wydarzyło się tak szybko.
Jęknęła, zapominając o tym, że chciała powiedzieć wysokiemu, jasnowłosemu lordowi Jakiemuśtam (Nott), iż wyczuła coś podobnego. Na to miejsce wskoczył przestrach. Coś ściągało ją w dół, chwytało za kostki, ciągnęło ku niewiadomemu. Zanim zorientowała się, co właśnie się stało, jej serce uderzało w piersi szalonym rytmem, a ręce chciwie poszukiwały czegokolwiek za co mogłyby się chwycić i podciągnąć do góry. Nie przynosiło to wiele dobrego, dopiero krzyki nadbiegającego mężczyzny (Oliver) przywróciły jej nieco trzeźwości myślenia. Wzdrygnęła się, zdziwiona jego słowami, kierując spojrzenie raz do niego, a raz do kobiety, która starała się przerwać działanie uroku. W całym tym zamieszaniu znów przegapiła związek między imieniem wypowiedzianym przed Oliego oraz czarownicą przypominającą Bellonę. Wszystko było nie tak, miała ochotę stąd uciec, z daleka od czarnej magii, która ją prześladowała, acz jej ciało grzęzło głębiej, myśli tańczyły zupełnie nie do rytmu, czego dowodem była jej własna wypowiedź:
— Jeśli jest tu jakaś panna Francourt to jest już dawno martwa. Poza nami jednie skrzatka należy do tego świata... i ma ze sobą coś, co mnie najbardziej niepokoi.
rzut na wydostanie się z zaklęcia Duna
— Doprawdy, mam już dość tego miejsca — rzuciła pod nosem, nie kierując tej wypowiedzi do nikogo w szczególności. Być może nie był to najlepszy pomysł; niedługo po tym zapanowało większe poruszenie, związane z wypowiedzią Jocelyn. W pierwszej chwili nie zrobiła ona na niej większego wrażenia. Kiedy przemierzała jadalnię, nie zwróciła uwagi na godzinę, którą wskazywał zegar i niewykluczone, że panna Francourt nie przejmowała się jego usterką. Do tego dochodził kolejny element – liczba nakryć na stole, co już trudniej było wytłumaczyć byle wymówką. Zmarszczyła brwi, pochylając się do przodu, by mieć lepszy widok na stół oraz na pozostałych gości. — To nakrycie zniknęło, gdy zapadła ciemność, nie mogło się jednak rozpłynąć bez śladu. Ktoś lub coś za tym stoi. — To nie mógł być przypadek, to było zamierzone działanie. Byli częścią gry, zwykłymi pionkami, a ktoś rozgrywał nimi jakąś partię. Młoda wiedźma nigdy nie przepadała za łamigłówkami, ale teraz była zmuszona wziąć udział w jednej z nich, jeśli chciała się stąd wydostać. Nie była pewna, czy mogła ufać pozostałym, zwłaszcza osobom stojącym najbliżej dużego stołu, które miałyby możliwość usunięcia z niego nieszczęsnych talerzy. Nie miała pojęcia, co działo się w jadalni po zgaszeniu świateł, może domowy skrzat czy bardzo zdeterminowany duch zdołaliby doprowadzić do tego stanu, jednakże jej nieufna natura podpowiadała jej, iż rozwiązanie może być znacznie prostsze. Wolała na razie nie zdradzać się ze swymi opiniami, ruszyła by sprawdzić czy może pod meblami w poprzednim pomieszczeniu znajdzie jakąś wskazówkę. Obejrzała się na Mię, odruchowo sprawdzając, co ona zamierza, i wtedy – w pół kroku! – ziemia się pod nią zapadła... jej ciało zalała fala strachu, efekt udanego Carpiene, ale zanim zdążyła zwerbalizować swe obawy, wszystko wydarzyło się tak szybko.
Jęknęła, zapominając o tym, że chciała powiedzieć wysokiemu, jasnowłosemu lordowi Jakiemuśtam (Nott), iż wyczuła coś podobnego. Na to miejsce wskoczył przestrach. Coś ściągało ją w dół, chwytało za kostki, ciągnęło ku niewiadomemu. Zanim zorientowała się, co właśnie się stało, jej serce uderzało w piersi szalonym rytmem, a ręce chciwie poszukiwały czegokolwiek za co mogłyby się chwycić i podciągnąć do góry. Nie przynosiło to wiele dobrego, dopiero krzyki nadbiegającego mężczyzny (Oliver) przywróciły jej nieco trzeźwości myślenia. Wzdrygnęła się, zdziwiona jego słowami, kierując spojrzenie raz do niego, a raz do kobiety, która starała się przerwać działanie uroku. W całym tym zamieszaniu znów przegapiła związek między imieniem wypowiedzianym przed Oliego oraz czarownicą przypominającą Bellonę. Wszystko było nie tak, miała ochotę stąd uciec, z daleka od czarnej magii, która ją prześladowała, acz jej ciało grzęzło głębiej, myśli tańczyły zupełnie nie do rytmu, czego dowodem była jej własna wypowiedź:
— Jeśli jest tu jakaś panna Francourt to jest już dawno martwa. Poza nami jednie skrzatka należy do tego świata... i ma ze sobą coś, co mnie najbardziej niepokoi.
rzut na wydostanie się z zaklęcia Duna
we all have our reasons.
The member 'Pandora Sheridan' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 9
'k100' : 9
Bezimienna wyspa
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent