Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent
Bezimienna wyspa
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Bezimienna wyspa
Niewielka, znajdująca się w skromnym oddaleniu od angielskich wybrzeży wyspa, od ludzkich siedzib oddzielona jest nie tylko setkami metrów głębokiej wody, ale również utrzymującą się od lat złą sławą. Ukryta przed wzrokiem mugoli za pomocą ochronnych zaklęć, od wieków należy do czystokrwistej rodziny Fancourtów - trudno jednak powiedzieć, czy jakikolwiek czarodziej noszący to nazwisko wciąż zamieszkuje rodzinną posiadłość, bo w portowej wiosce nie widziano ich już od dawna. Wśród mieszkańców - głównie starszych, pamiętających jeszcze schyłek ubiegłego stulecia - krążą pogłoski o tym, jakoby najmłodsza dziedziczka sprzedała dom bogatemu kupcowi, podczas gdy sama wyjechała robić karierę w Londynie; inni twierdzą, że miejsce jest przeklęte, i to dlatego wszyscy Fancourtowie wyprowadzili się, gdzie pieprz rośnie. Jakakolwiek nie byłaby prawda, nikt w okolice wyspy się nie zapuszcza - strome brzegi, ostre i skaliste, czynią ją wyjątkowo zdradliwym miejscem do żeglugi, a jeśli wierzyć lokalnym opowieściom rybaków, łodzie, które wyprawiają się w tym kierunku, nigdy nie powracają do portu.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Rzucam krótkie spojrzenie w kierunku uzdrowicielki i papierów, które trzyma w ręce. Notatki anatomiczne… Obawiam się, że w tej kwestii nie mogę pomóc. Jeśli chodzi o anatomię, to nie sądzę abym był w stanie zlokalizować sporą część narządów wewnętrznych. Słysząc pytanie odruchowo kręcę głową.
- Włoski. Ale jeśli to typowo medyczne papiery, to obawiam się, że nie pomogę… – mówię, kiedy mój wzrok przykuwa coś w rodzaju gablotki.
Mimowolnie zdobione pudełko wzbudza we mnie ciekawość, nie zwracam nawet uwagi na to, że z obojczyka sterczy mi kawałek szkła. Podchodzę do miejsca gdzie kiedyś znajdywała się witryna i biorę przedmiot do ręki. Sięgam po różdżkę i wbrew samemu sobie zaczynam markotać inkantację.
- To pudełko… Jest na nim symbol z kominka - mówię, jeszcze zanim rzucam zaklęcie.
Kto by pomyślał, że jednak przyda mi się wiedza z Obrony przed Czarną Magią. Z pewnością nie ja. Kiedy wrócę, naprawdę poćwiczę. Naprawdę. Zwłaszcza to jedno, przeklęte zaklęcie, które jeszcze mi się nie udało.
- Specialis Revelio - mówię, kierując różdżkę bezpośrednio na pudełko.
Znajduje się na nim jedna z run, mam więc nadzieję, że w istocie jest w nim coś wartego zachodu. Widzę, że Josie jest zajęta czymś innym, a ja uznaję, że z uzdrawianiem mogę jeszcze poczekać. Zresztą to i tak jej dobra wola, że chce mi pomóc. I jej umiejętności, bo leczenie zdecydowanie mnie przerasta.
- Włoski. Ale jeśli to typowo medyczne papiery, to obawiam się, że nie pomogę… – mówię, kiedy mój wzrok przykuwa coś w rodzaju gablotki.
Mimowolnie zdobione pudełko wzbudza we mnie ciekawość, nie zwracam nawet uwagi na to, że z obojczyka sterczy mi kawałek szkła. Podchodzę do miejsca gdzie kiedyś znajdywała się witryna i biorę przedmiot do ręki. Sięgam po różdżkę i wbrew samemu sobie zaczynam markotać inkantację.
- To pudełko… Jest na nim symbol z kominka - mówię, jeszcze zanim rzucam zaklęcie.
Kto by pomyślał, że jednak przyda mi się wiedza z Obrony przed Czarną Magią. Z pewnością nie ja. Kiedy wrócę, naprawdę poćwiczę. Naprawdę. Zwłaszcza to jedno, przeklęte zaklęcie, które jeszcze mi się nie udało.
- Specialis Revelio - mówię, kierując różdżkę bezpośrednio na pudełko.
Znajduje się na nim jedna z run, mam więc nadzieję, że w istocie jest w nim coś wartego zachodu. Widzę, że Josie jest zajęta czymś innym, a ja uznaję, że z uzdrawianiem mogę jeszcze poczekać. Zresztą to i tak jej dobra wola, że chce mi pomóc. I jej umiejętności, bo leczenie zdecydowanie mnie przerasta.
Let's stay lost on our way home
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Alastair Nott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 81
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 81
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Po tym wszystkim, co spotkało ją dzisiejszego wieczoru, dziwiła się, że zdołała jeszcze odnaleźć w sobie resztkę siły oraz m a g i i, by wznieść obronną tarczę. Czyż nie pasowałaby do niej bardziej porażka? Odcięta od reszty, zatopiona w swej samotności, pochłonięta przez nieulękłe płomienie... Widząc, jak w jednym momencie wszystko wokół niej się sypie – kryształowe kawałki szkła, rozdarta tapeta, zmarniałe obrazy – odniosła jeszcze silniejsze wrażenie, że znajduje się we śnie. Zmrożona strachem, z bijącym sercem, które wyraźnie odczuwało jej niemoc, pogubiona wśród chaosu zdarzeń; tak prezentowały się zwyczajowo odwiedzające ją po zaśnięciu nocne mary i tym razem rzeczywistość zdawała się im dorównywać. Tego było dla niej za wiele. Miała ochotę krzyczeć, lecz ten gniew wymieszany z lękiem przelała na kolejną gwałtowną reakcję. Ucieczka.
W ostatnim odruchu zerknęła w stronę Jocelyn i jej towarzysza, jednakże oni szybko umknęli z jej pola widzenia, zupełnie nie zwracając na nią uwagi. Już przestali mieć dla niej znaczenie. W głowie jej huczało, mieszało się to z wrzaskami, ogarniającymi ją z zewnątrz. Nie docierał do niej jeszcze chłód, to chyba adrenalina zaburzała jej odczuwanie, za to kiedy przemykała do drzwi wejściowych, wiatr nie raz poderwał jej suknię czy sypnął w twarz lawirującymi płatkami śniegu. Uważała, by przypadkiem się o coś nie potknąć w tym pośpiechu. Wszystko w tym domu zdawało się być niebezpieczne, zatrute, tu wystająca deska, tam zbita porcelana i podwinięty, porwany dywan. Nie poświęciła wiele czasu na zastanawianie się, jak powstała ta spektakularna iluzja, na którą się nabrała. Miała w tym momencie jeden cel, jedno pragnienie.
Wydostać się z tego miejsca.
Nie rozglądała się po jadalni ani po innych pokojach, zależało jej jedynie na tym, by wyjść na ganek, zbiec po jego schodkach i stamtąd, cóż, to się okaże.
W ostatnim odruchu zerknęła w stronę Jocelyn i jej towarzysza, jednakże oni szybko umknęli z jej pola widzenia, zupełnie nie zwracając na nią uwagi. Już przestali mieć dla niej znaczenie. W głowie jej huczało, mieszało się to z wrzaskami, ogarniającymi ją z zewnątrz. Nie docierał do niej jeszcze chłód, to chyba adrenalina zaburzała jej odczuwanie, za to kiedy przemykała do drzwi wejściowych, wiatr nie raz poderwał jej suknię czy sypnął w twarz lawirującymi płatkami śniegu. Uważała, by przypadkiem się o coś nie potknąć w tym pośpiechu. Wszystko w tym domu zdawało się być niebezpieczne, zatrute, tu wystająca deska, tam zbita porcelana i podwinięty, porwany dywan. Nie poświęciła wiele czasu na zastanawianie się, jak powstała ta spektakularna iluzja, na którą się nabrała. Miała w tym momencie jeden cel, jedno pragnienie.
Wydostać się z tego miejsca.
Nie rozglądała się po jadalni ani po innych pokojach, zależało jej jedynie na tym, by wyjść na ganek, zbiec po jego schodkach i stamtąd, cóż, to się okaże.
we all have our reasons.
Pochylenie się nad notatkami chyba zaczynało przynosić efekty, choć póki co była ostrożna w okazywaniu entuzjazmu. Starała się skupić, by wyczytać jak najwięcej i w pełni zrozumieć treść starych zapisków. Najbardziej pragnęła jednak móc wreszcie opuścić ten okropny nawiedzony dom, chociaż jednocześnie bardzo nurtowała ją zagadka tego miejsca. Chciała poznać odpowiedzi. Dowiedzieć się, dlaczego w ogóle się tu znalazła i jaki krył się za tym cel. Dlaczego oni? Dlaczego teraz? Dlaczego w taki sposób? Jocelyn wciąż towarzyszyły liczne wątpliwości.
Zerknęła na Alastaira.
- Chyba sobie poradzę – odpowiedziała w końcu; nie było tak źle, jej wiedza anatomiczna była rozległa i świeża. W końcu rozwijała ją na bieżąco i przez ostatnie dwa lata praktycznie dzień w dzień ślęczała nad księgami, żeby dobrze radzić sobie na stażu. – To kolejna runa? – zapytała go. – Pandora dała mi wcześniej tłumaczenie run z kominka. Nie jestem pewna, ale może to pudełko ma jakiś związek z tamtym, które znaleźliśmy wcześniej?
Sięgnęła dłonią do kieszeni, mając nadzieję że znajdzie kartkę z tłumaczeniem run. Gdy ją znalazła, podała ją Alastairowi. Była też ciekawa, czy jego zaklęcie dało mu jakieś odpowiedzi.
- Spróbuję uleczyć tą ranę – powiedziała nagle, wskazując na duży fragment szkła wystający znad jego obojczyka. – Uprzedzam, że może zaboleć. Spróbuję usunąć szkło jak najdelikatniej i zaleczyć rozcięcie. Niestety nie mam wpływu na ewentualne anomalie, choć miejmy nadzieję, że te nie nastąpią. – Bo nie było pewności, czy magia znów nie pomiesza im szyków. Ale miała nadzieję że nie pogorszy stanu mężczyzny.
Poleciła mu stanąć przez chwilę nieruchomo i z niezwykłą uwagą wyciągnęła szkło. Krew natychmiast zaczęła płynąć szybciej, więc zareagowała natychmiast, celując różdżką w to miejsce:
- Curatio Vulnera Maxima – wypowiedziała.
Zerknęła na Alastaira.
- Chyba sobie poradzę – odpowiedziała w końcu; nie było tak źle, jej wiedza anatomiczna była rozległa i świeża. W końcu rozwijała ją na bieżąco i przez ostatnie dwa lata praktycznie dzień w dzień ślęczała nad księgami, żeby dobrze radzić sobie na stażu. – To kolejna runa? – zapytała go. – Pandora dała mi wcześniej tłumaczenie run z kominka. Nie jestem pewna, ale może to pudełko ma jakiś związek z tamtym, które znaleźliśmy wcześniej?
Sięgnęła dłonią do kieszeni, mając nadzieję że znajdzie kartkę z tłumaczeniem run. Gdy ją znalazła, podała ją Alastairowi. Była też ciekawa, czy jego zaklęcie dało mu jakieś odpowiedzi.
- Spróbuję uleczyć tą ranę – powiedziała nagle, wskazując na duży fragment szkła wystający znad jego obojczyka. – Uprzedzam, że może zaboleć. Spróbuję usunąć szkło jak najdelikatniej i zaleczyć rozcięcie. Niestety nie mam wpływu na ewentualne anomalie, choć miejmy nadzieję, że te nie nastąpią. – Bo nie było pewności, czy magia znów nie pomiesza im szyków. Ale miała nadzieję że nie pogorszy stanu mężczyzny.
Poleciła mu stanąć przez chwilę nieruchomo i z niezwykłą uwagą wyciągnęła szkło. Krew natychmiast zaczęła płynąć szybciej, więc zareagowała natychmiast, celując różdżką w to miejsce:
- Curatio Vulnera Maxima – wypowiedziała.
Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.
The member 'Jocelyn Vane' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 39
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 39
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Przyglądała się zapalanym i gasnącym punktom z pewną fascynacją, w oczekiwaniu na to, co miało przynieść rozwiązanie. Ostatecznie tylko jeden symbol jaśniał blaskiem i w tym samym momencie, gdy chrzęst dotarł jej uszu, odsunęła się. Nic czego się spodziewała, nie stało się. Żadne stworzenie nie wychyliła się z dziury, by ją zaatakować, nie poraziło ją zaklęcie, a przed oczami odsłoniła się skrytka.
Mia pochyliła się i ostrożnie sięgnęła po błyszczący czerwienią odłamek szlachetnego? kamienia - Ósma część - bardziej wyszeptała do siebie, niż próbowała przekazać wieści komukolwiek. Ale właśnie. Nie była tu sama. A na pewno nie pojawiła się w dworku sama.
Ostrożnie, nadal spodziewając się ukrytej zasadzki, odłożyła pergamin ze znalezioną wskazówką i wyciągnęła wolną dłoń po fragment rubinu. Musiał być częścią większej faktury i Mulciber miała pewność, że należy do części rozległej układanki, którą mozolnie próbowali rozgryźć. Czuła się dziwnie, chowając szlifowany kamień do jednej z kieszeni w spódnicy. Starannie, blisko, na wyciągniecie dłoni, jakby mu nie ufała.
Z planem wyjścia zatrzymała się jednak. Raz jeszcze rozejrzała się po gabinecie, próbując dociec, czy pominęła coś istotnego, ale wydawało się, że to o otrzymanym znalezisku mówił tajemniczy gentleman z chłodnej sypialni. Zatrzymała się przy wyjściu, tak by mieć widok na całość pomieszczenia - Dissendium - inkantacja spłynęła z jej ust cicho, ale wyraźnie, jakby głos nie był przyzwyczajony do głośności. Co było bzdurą. Mia potrafiła krzyczeć i to bardzo donośnie, a jej ton niósł się daleko do obranego celu. Nie to było jednak ważne. dziewczyna liczyła, że tym razem magia okaże się dla niej łaskawsza. Chciała jeszcze wrócić do sypialni i sprawdzić, czy nieznajomy nadal tkwił z niekończącym się, palącym cygarem. Jakby czas zatrzymał się się tu, zaciśnięty (a może uwięziony?) w dziwacznej pętli. Pętli, w którą powoli, acz skutecznie wplątywała się ona sama.
Mia pochyliła się i ostrożnie sięgnęła po błyszczący czerwienią odłamek szlachetnego? kamienia - Ósma część - bardziej wyszeptała do siebie, niż próbowała przekazać wieści komukolwiek. Ale właśnie. Nie była tu sama. A na pewno nie pojawiła się w dworku sama.
Ostrożnie, nadal spodziewając się ukrytej zasadzki, odłożyła pergamin ze znalezioną wskazówką i wyciągnęła wolną dłoń po fragment rubinu. Musiał być częścią większej faktury i Mulciber miała pewność, że należy do części rozległej układanki, którą mozolnie próbowali rozgryźć. Czuła się dziwnie, chowając szlifowany kamień do jednej z kieszeni w spódnicy. Starannie, blisko, na wyciągniecie dłoni, jakby mu nie ufała.
Z planem wyjścia zatrzymała się jednak. Raz jeszcze rozejrzała się po gabinecie, próbując dociec, czy pominęła coś istotnego, ale wydawało się, że to o otrzymanym znalezisku mówił tajemniczy gentleman z chłodnej sypialni. Zatrzymała się przy wyjściu, tak by mieć widok na całość pomieszczenia - Dissendium - inkantacja spłynęła z jej ust cicho, ale wyraźnie, jakby głos nie był przyzwyczajony do głośności. Co było bzdurą. Mia potrafiła krzyczeć i to bardzo donośnie, a jej ton niósł się daleko do obranego celu. Nie to było jednak ważne. dziewczyna liczyła, że tym razem magia okaże się dla niej łaskawsza. Chciała jeszcze wrócić do sypialni i sprawdzić, czy nieznajomy nadal tkwił z niekończącym się, palącym cygarem. Jakby czas zatrzymał się się tu, zaciśnięty (a może uwięziony?) w dziwacznej pętli. Pętli, w którą powoli, acz skutecznie wplątywała się ona sama.
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Mia Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 66
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 66
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Krzyknęła. Nie z przerażenia, nie z bólu, nie z przestrachu nagłym, agresywnym ruchem półolbrzyma. Krzyknęła bowiem ten nie trafił, chociaż miał naprawdę ograniczone możliwości spudłowania. Jego palce przepłynęły przez nią jak przez mgłę i chociaż z tego tytułu nie miała żadnych nieprzyjemności, nagle poczuła się bardzo słabo. Ostatni posiłek jaki zdążyła spożyć chyba zamierzał wrócić jej do gardła. Gdyby nie była dobrze wychowana, zapewne z jej ust wyrwałby się okrzyk o bardzo wulgarnym i niekoniecznie miłym wybrzmieniu, czyniąc z niej bowiem ducha Oli poruszył jakąś mocno drażliwą strunę ukrytą w jej, chwilowo nierzeczywistych trzewiach. Panika nie napadła jej jedynie przez wzgląd na wcześniej zbyt mocno zajęty umysł, niezdolny chwilowo to pełnego przyswojenia nowych informacji. W istocie była skołowana, zaś jej rozwarte usta bezskutecznie próbowały wydać z siebie dźwięk lepiej zrozumiały niż westchnienia i dławione jęki grozy. Chciałoby się rzec „co do cholery?!”.
- Oli, chyba mam problem. – Wystękała słabo, blednąc na licu i posępniejąc, skrywając tym samym niezrozumiale cisnące jej się do oczu łzy. Isaac musiał być na nią mocno obrażony, chwilowo bowiem sądziła iż tylko on mógł być odpowiedzialny za taki kaprys. Istnieli wszakże inni domownicy, nie spotkała jednak jeszcze żadnego i tylko chłopcu zaszła za skórę wstrzymywaniem się z nieprzychylnym sobie werdyktem. Nie polepszało to jednak sytuacji w jakiej oboje się znaleźli. Nie mogli tu zostać. O ile ona była nietykalna, półolbrzym w każdej chwili mógł przytulić ścianę w poziomie, czego nie życzyłaby sobie oglądać. - Jestem za Tobą! – Ruszyła w kierunku wyjścia jedynie przez chwilę oglądając się na miejsce, gdzie jeszcze niedawno tak przyjemnie spędzała z chłopcem czas. Ktoś na bank będzie znał sposób na przywrócenie jej światu. Przecież tu nie zostanie.
Nie była uzdrowicielką, toteż nie potrafiła przypomnieć sobie czy istniał jakiś eliksir pomagający na jej przypadłość, zaryzykowała jednak jedynym znanym sobie sposobem i uniosła dłoń z różdżką, celując w swoim kierunku z głośnym, wyraźnym pomrukiem recytując - Finite Incantatem!
- Oli, chyba mam problem. – Wystękała słabo, blednąc na licu i posępniejąc, skrywając tym samym niezrozumiale cisnące jej się do oczu łzy. Isaac musiał być na nią mocno obrażony, chwilowo bowiem sądziła iż tylko on mógł być odpowiedzialny za taki kaprys. Istnieli wszakże inni domownicy, nie spotkała jednak jeszcze żadnego i tylko chłopcu zaszła za skórę wstrzymywaniem się z nieprzychylnym sobie werdyktem. Nie polepszało to jednak sytuacji w jakiej oboje się znaleźli. Nie mogli tu zostać. O ile ona była nietykalna, półolbrzym w każdej chwili mógł przytulić ścianę w poziomie, czego nie życzyłaby sobie oglądać. - Jestem za Tobą! – Ruszyła w kierunku wyjścia jedynie przez chwilę oglądając się na miejsce, gdzie jeszcze niedawno tak przyjemnie spędzała z chłopcem czas. Ktoś na bank będzie znał sposób na przywrócenie jej światu. Przecież tu nie zostanie.
Nie była uzdrowicielką, toteż nie potrafiła przypomnieć sobie czy istniał jakiś eliksir pomagający na jej przypadłość, zaryzykowała jednak jedynym znanym sobie sposobem i uniosła dłoń z różdżką, celując w swoim kierunku z głośnym, wyraźnym pomrukiem recytując - Finite Incantatem!
make me
believe
Salome Despiau
Zawód : Magizoolog stacjonarny, pretendentka do nagrody Darwina
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
When I walking brother don't you forget
It ain't often you'll ever find a friend
It ain't often you'll ever find a friend
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Salome Despiau' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 47
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 47
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
W chwilach zagrożenia człowiekowi spinają się wszystkie mięśnie, gotowe, by rzucił się do ucieczki i ratował życie; to pierwotne instynkty, które zmusiły Fantine Rosier do skoku za kredens, by uchronić się przed ostrymi okruchami szkła. Ukryła się za nim spięta, zesztywniała, przestraszona. Serce szybko biło, w uszach szumiała krew, a ona myślała tylko o tym, gdzie powinna się schować. Łzy gęsto spływały po zarumienionych już z emocji policzkach, skalanych kilkoma piegami i minęła dłuższa chwila, nim zdecydowała się poruszyć. Tkwiła tam w bezruchu, dopóki nie upewniła się że nikogo w sypialni wciąż nie ma. Wyjrzała zza kredensu ostrożnie, wciąż drżąc.
-Rozetko? Jesteś tu? - spytała niepewnie, dopiero po chwili podnosząc się z ziemi.
Przerażona spoglądała na pokój, który wyglądał już zupełnie inaczej; sypialnia wyglądała na zniszczoną, niezamieszkaną, bardzo starą. Strach jeszcze mocniej ścisnął jej żołądek. Łzy Fanny otarła wierzchem dłoni, nie chcąc, by ktokolwiek widział Rosiera łkającego ze strachu.
-Rozetko, chcę, abyś przyniosła mi żywą sowę, Piórko, a także pergamin, pióro i atrament. Jak najszybciej - rozkazała drżącym głosem, mając nadzieję, że Rozetka usłucha. Sprawiała wrażenie, że nabrała do Fantine zaufania. Wysłany do wuja list z pewnością by jej pomógł.
Podeszła do kociołka, gdzie wciąż nie rozwikłała zagadki serca eliksirów, próbowała więc dalej: podjęła kolejną próbę odwrócenia procesu warzenia.
| wykorzystuję jeden z trzech rozkazów dla Rozetki
-Rozetko? Jesteś tu? - spytała niepewnie, dopiero po chwili podnosząc się z ziemi.
Przerażona spoglądała na pokój, który wyglądał już zupełnie inaczej; sypialnia wyglądała na zniszczoną, niezamieszkaną, bardzo starą. Strach jeszcze mocniej ścisnął jej żołądek. Łzy Fanny otarła wierzchem dłoni, nie chcąc, by ktokolwiek widział Rosiera łkającego ze strachu.
-Rozetko, chcę, abyś przyniosła mi żywą sowę, Piórko, a także pergamin, pióro i atrament. Jak najszybciej - rozkazała drżącym głosem, mając nadzieję, że Rozetka usłucha. Sprawiała wrażenie, że nabrała do Fantine zaufania. Wysłany do wuja list z pewnością by jej pomógł.
Podeszła do kociołka, gdzie wciąż nie rozwikłała zagadki serca eliksirów, próbowała więc dalej: podjęła kolejną próbę odwrócenia procesu warzenia.
| wykorzystuję jeden z trzech rozkazów dla Rozetki
Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Fantine Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 13
'k100' : 13
Zaklęcie Alastaira tym razem okazało się udane; pudełko, które trzymał w dłoniach, otworzyło się, ukazując oczom czarodzieja zestaw kieszonek i przegródek. W ośmiu znajdowały się różnokolorowe eliksiry w niewielkich, okrągłych fiolkach; była tam też większa, pękata butelka z przejrzystym płynem, a z etykietki na szkle wynikało, że w środku znajdowało się antidotum. W jednej z bocznych kieszeni arystokrata znalazł kolejny pergamin ze szkicem koła podzielonego na osiem trójkątnych części, identycznego jak to, które znajdowało się w wyciągniętym z kominka pudełeczku. Trójkąty na rysunku były jednak kolorowe, a barwy odpowiadały odcieniom cieczy w małych fiolkach.
Dzięki uzdrowicielskim umiejętnościom Jocelyn, udało się wyciągnąć szklany odłamek z szyi Alastaira; rozcięcie zasklepiło się, chroniąc mężczyznę przed dalszym upływem krwi. Zranienie nie było już groźne, należy się jednak spodziewać, że pozostawi po sobie bliznę.
Czarownicy udało się też rozczytać leżące na stole pergaminy i wyciągnąć z nich odpowiednie wnioski (dokładny opis zostanie przesłany Jocelyn drogą prywatnej wiadomości).
Pandora opuściła pokój, kierując się w stronę drzwi, zapominając jednak o wciąż czającym się gdzieś boginie. Istota zagrodziła jej drogę do wyjścia, ale nie wyglądała już jak bliźniacza siostra Jocelyn. Oczom czarownicy ukazała się bladozielona postać kobiety, z nienaturalnie napuchniętą od wody twarzą, ze strąkami włosów opadających na ramiona, w przemoczonej koszuli nocnej, z której lodowate strugi spływały na posadzkę, tworząc małą kałużę. Rysy topielicy były zniekształcone, usta sine, oczy przekrwione i powleczone bielmem, ale Pandora mimo wszystko była w stanie rozpoznać w nich swoją matkę. Istota wyciągnęła w jej stronę nadgniłą dłoń, przekrzywiając z ciekawością głowę i przyglądając jej się uważnie.
Oliver, oparty o ścianę tuż obok, słabł coraz bardziej.
Zaklęcie Mii nie odkryło żadnych więcej przejść w gabinecie, ale jeżeli kobieta wróci do sypialni, odkryje, że powierzchnia lustra, przez które wciągnął ją mężczyzna w cylindrze, zaczęła falować, strukturą przypominając srebrną wodę.
Gdy Salome wypowiedziała formułę zaklęcia, jej różdżka rozbłysła jaśniejszym światłem, a powietrze dookoła zafalowało, ale urok był stanowczo za słaby, żeby przełamać ciążącą na posesji klątwę; otoczenie po chwili wróciło do poprzedniego stanu, a kobieta zachwiała się, nękana nagłymi zawrotami głowy, przekształcającymi się w migrenę.
Rozetka, zawołana, szybko znalazła się tuż przy Fantine. Słysząc jej prośbę, kiwnęła krótko głową, po czym zniknęła z trzaskiem; pojawiła się z powrotem po chwili, razem z trzepotem skrzydeł i szelestem pergaminu. Sowa, całkiem żywa i dziwnie znajoma, usiadła na krawędzi jednej z półek. Skrzatka przyniosła ze sobą również kilka czystych arkuszy pergaminu, kałamarz z atramentem i pióro, i położyła to wszystko na drewnianym blacie. – Musimy się pospieszyć, panienko – dodała nieco nerwowo, jakby niepewna, czy wypadało jej się odezwać; w piskliwym głosie chował się słabo skrywany przestrach.
Ciecz w kociołku, nad którą pracowała Fantine, zgęstniała, ale nie odkryła przed arystokratką żadnych tajemnic.
Jakiekolwiek czary ciążyły na dworku, zdawały się nadal rozwarstwiać, przełamywać, odłazić jak łuszcząca się ze ścian tapeta; wszyscy znajdujący się w środku mogli zaobserwować niezwykłe zjawisko: otoczenie to starzało się, to w przyspieszonym tempie powracało do świetności, zastawy nagle matowiały i pokrywały się rdzą, żeby za sekundę znów lśnić, zbite szkło w gablotach raz po raz podnosiło się z podłogi, składając się w całość i na nowo rozbijając. Wszystkiemu temu towarzyszyły nieprzerwane wrzaski i migotanie świateł, a jeżeli którykolwiek z czarodziejów spojrzał na jeden z zegarów, zauważył, że wskazówka godzinowa zatrzymała się już na piątce, podczas gdy sekundowa i minutowa kręciły się jak szalone dookoła tarczy. Mury zdawały się lekko drżeć.
Jocelyn, wskazówki co do rozczytanych pergaminów otrzymasz na pw w ciągu najbliższej godziny. Możesz przekazać je reszcie pozafabularnie, ale pozostałe postacie będą fabularnie wiedzieć jedynie to, co powie im Josie.
Zaklęcie Jocelyn przywróciło Alastairowi 20 punktów żywotności.
Oliver, na skutek otrzymanych obrażeń, traci 10 punktów żywotności (osłabienie).
Salome, na skutek anomalii, traci 20 punktów żywotności (psychiczne).
Na posty czekam do 2 stycznia do godz. 23:59. Szczęśliwego Nowego Roku!
Dzięki uzdrowicielskim umiejętnościom Jocelyn, udało się wyciągnąć szklany odłamek z szyi Alastaira; rozcięcie zasklepiło się, chroniąc mężczyznę przed dalszym upływem krwi. Zranienie nie było już groźne, należy się jednak spodziewać, że pozostawi po sobie bliznę.
Czarownicy udało się też rozczytać leżące na stole pergaminy i wyciągnąć z nich odpowiednie wnioski (dokładny opis zostanie przesłany Jocelyn drogą prywatnej wiadomości).
Pandora opuściła pokój, kierując się w stronę drzwi, zapominając jednak o wciąż czającym się gdzieś boginie. Istota zagrodziła jej drogę do wyjścia, ale nie wyglądała już jak bliźniacza siostra Jocelyn. Oczom czarownicy ukazała się bladozielona postać kobiety, z nienaturalnie napuchniętą od wody twarzą, ze strąkami włosów opadających na ramiona, w przemoczonej koszuli nocnej, z której lodowate strugi spływały na posadzkę, tworząc małą kałużę. Rysy topielicy były zniekształcone, usta sine, oczy przekrwione i powleczone bielmem, ale Pandora mimo wszystko była w stanie rozpoznać w nich swoją matkę. Istota wyciągnęła w jej stronę nadgniłą dłoń, przekrzywiając z ciekawością głowę i przyglądając jej się uważnie.
Oliver, oparty o ścianę tuż obok, słabł coraz bardziej.
Zaklęcie Mii nie odkryło żadnych więcej przejść w gabinecie, ale jeżeli kobieta wróci do sypialni, odkryje, że powierzchnia lustra, przez które wciągnął ją mężczyzna w cylindrze, zaczęła falować, strukturą przypominając srebrną wodę.
Gdy Salome wypowiedziała formułę zaklęcia, jej różdżka rozbłysła jaśniejszym światłem, a powietrze dookoła zafalowało, ale urok był stanowczo za słaby, żeby przełamać ciążącą na posesji klątwę; otoczenie po chwili wróciło do poprzedniego stanu, a kobieta zachwiała się, nękana nagłymi zawrotami głowy, przekształcającymi się w migrenę.
Rozetka, zawołana, szybko znalazła się tuż przy Fantine. Słysząc jej prośbę, kiwnęła krótko głową, po czym zniknęła z trzaskiem; pojawiła się z powrotem po chwili, razem z trzepotem skrzydeł i szelestem pergaminu. Sowa, całkiem żywa i dziwnie znajoma, usiadła na krawędzi jednej z półek. Skrzatka przyniosła ze sobą również kilka czystych arkuszy pergaminu, kałamarz z atramentem i pióro, i położyła to wszystko na drewnianym blacie. – Musimy się pospieszyć, panienko – dodała nieco nerwowo, jakby niepewna, czy wypadało jej się odezwać; w piskliwym głosie chował się słabo skrywany przestrach.
Ciecz w kociołku, nad którą pracowała Fantine, zgęstniała, ale nie odkryła przed arystokratką żadnych tajemnic.
Jakiekolwiek czary ciążyły na dworku, zdawały się nadal rozwarstwiać, przełamywać, odłazić jak łuszcząca się ze ścian tapeta; wszyscy znajdujący się w środku mogli zaobserwować niezwykłe zjawisko: otoczenie to starzało się, to w przyspieszonym tempie powracało do świetności, zastawy nagle matowiały i pokrywały się rdzą, żeby za sekundę znów lśnić, zbite szkło w gablotach raz po raz podnosiło się z podłogi, składając się w całość i na nowo rozbijając. Wszystkiemu temu towarzyszyły nieprzerwane wrzaski i migotanie świateł, a jeżeli którykolwiek z czarodziejów spojrzał na jeden z zegarów, zauważył, że wskazówka godzinowa zatrzymała się już na piątce, podczas gdy sekundowa i minutowa kręciły się jak szalone dookoła tarczy. Mury zdawały się lekko drżeć.
Jocelyn, wskazówki co do rozczytanych pergaminów otrzymasz na pw w ciągu najbliższej godziny. Możesz przekazać je reszcie pozafabularnie, ale pozostałe postacie będą fabularnie wiedzieć jedynie to, co powie im Josie.
Zaklęcie Jocelyn przywróciło Alastairowi 20 punktów żywotności.
Oliver, na skutek otrzymanych obrażeń, traci 10 punktów żywotności (osłabienie).
Salome, na skutek anomalii, traci 20 punktów żywotności (psychiczne).
Na posty czekam do 2 stycznia do godz. 23:59. Szczęśliwego Nowego Roku!
- parter:
- Mapka parteru (kliknij, aby powiększyć):
- piętro:
- Mapka piętra (kliknij, aby powiększyć):
- Żywotność postaci i kary do rzutów:
Postać Wartość Kara OLI 489/514 (wyziębienie) +5 MIA 247/292 (osłabienie, psychiczne, migrena) - OLIVER 87/234 (stłuczenia, osłabienie, psychiczne, rana w brzuchu) -40 JOCELYN 165/210 (psychiczne) - ALASTAIR 208/225 +10 FANTINE 190/200 - PANDORA 195/200 (przyduszenie) +10 SALOME 138/208 (osłabienie, psychiczne) -10
Mieszała w kociołku zawzięcie, próbowała wciąż i wciąż, lecz wszystko na nic; każda próba Fantine spełzła na niczym. Dłonie jej drżały, z myśli umykała wiedza, którą wyniosła z Beauxbatons, ksiąg alchemicznych i prywatnych lekcji warzenia eliksirów, a czas uciekał. Dalej nie wiedziała jakie eliksiry kryły fiolki, wciąż nie potrafiła rozwikłać zagadki, serce mikstury w kociołku było dlań tajemnicą. Strach podsycał frustrację, narastającą w zastraszającym tempie.
Podskoczyła ze strachu, gdy donośny trzask oznajmił powrót skrzatki: posłusznie dopełniła powierzonego zadania. Wraz z nią pojawiła się żywa, zdolna do lotu sowa, pergaminy, pióro i kałamarz; Różyczka miała ochotę załkać z ulgi, lecz i na to nie miała czasu. Porzuciła na moment bezowocne próby rozwiązania zagadki eliksirów, by podejść do blatu.
-Wspaniale się spisałaś, Rozetko, jestem Ci niewysłowienie wdzięczna - powiedziała do skrzatki, nie zaniedbując podtrzymywania więzi, którą z nią nawiązała. Natychmiast otworzyła kałamarz, ujęła w dłoń pióro i zamoczyła ostry jego kraniec w atramencie; panna Rosier pochyliła się nad drewnianym blatem, aby nakreślić na prędce kilka słów. Dłoń jej drżała gdy pisała, kilka kropel atramentu splamiło list, lecz nie miała czasu na dbałość o sztukę epistolografii. Gdy skończyła, złożyła list i przywiązała go znalezioną nitką do nóżki sowy, która posłusznie wyciągnęła ku niej nóżkę. Zdawała się Fantine znajoma i była pewna, że to własnie to ptaszysko przysiadło na parapecie Chateau Rose, by dostarczyć jej zaproszenie na tę przeklętą wyspę. Wysunęła przedramię, by usiadła na nim sowa, po czym opuściła schowek.
To co działo się w sypialni przyprawiało Fantine o dreszcze i słabość; nie wiedziała ile jeszcze zniesie tego horroru. Do okna podbiegła, krocząc pantofelkami po okruchach szkła, by wypuścić sowę przez okno. Miała nadzieję, że Piórko opuści tę cholerną wyspę i dostarczy list do wuja.
Musiał jej przecież pomóc. Był głową rodziny, protektorem wszystkich Róż, miał o nich dbać, zwłaszcza o córki rodu Rosier. Postąpiła wyjątkowo niemądrze (znowu), to prawda, zasłużyła na pouczenie i wręcz karę (ta pokora była spowodowana jedynie strachem, najpewniej zmieniłaby zdanie po powrocie do domu), lecz wciąż zasługiwała na ratunek. Lord Rosier mógł dokonać wszystkiego, w to święcie wierzyła. Była nieopodal domu, wciąż w Dover, list mógł dotrzeć na czas... Na czas, zanim tu zginie.
Wypuściła sowę, lecz wcale jej nie ulżyło. Żołądek miała ściśnięty ze strachu, do oczu cisnęły się łzy; z bezsilności i złości na samą siebie tupnęła kilkukrotnie nogami, dając upust emocjom, kiedy z jej ust wydobyło się coś pomiędzy warknięciem i szlochem. Z przerażeniem obserwowała zmiany zachodzące w sypialni, przeczuwała, że niebawem ogłuchnie od tego wrzasku; nie spodziewała się, że wuj zjawi się tutaj w dwie minuty. Nie mogła tu stać i czekać, aż zjawy ją wykończą - była Rosierem. Niemal biegiem powróciła do schowka, znów zbliżając się do kociołka i wsadzając w niego chochlę ze złością, by podjąć kolejną próbę odwrócenia procesu uwarzenia.
Jeśli znowu miała ponieść porażkę, Mahaut zza grobu powinna byla Fantine wydziedziczyć.
Podskoczyła ze strachu, gdy donośny trzask oznajmił powrót skrzatki: posłusznie dopełniła powierzonego zadania. Wraz z nią pojawiła się żywa, zdolna do lotu sowa, pergaminy, pióro i kałamarz; Różyczka miała ochotę załkać z ulgi, lecz i na to nie miała czasu. Porzuciła na moment bezowocne próby rozwiązania zagadki eliksirów, by podejść do blatu.
-Wspaniale się spisałaś, Rozetko, jestem Ci niewysłowienie wdzięczna - powiedziała do skrzatki, nie zaniedbując podtrzymywania więzi, którą z nią nawiązała. Natychmiast otworzyła kałamarz, ujęła w dłoń pióro i zamoczyła ostry jego kraniec w atramencie; panna Rosier pochyliła się nad drewnianym blatem, aby nakreślić na prędce kilka słów. Dłoń jej drżała gdy pisała, kilka kropel atramentu splamiło list, lecz nie miała czasu na dbałość o sztukę epistolografii. Gdy skończyła, złożyła list i przywiązała go znalezioną nitką do nóżki sowy, która posłusznie wyciągnęła ku niej nóżkę. Zdawała się Fantine znajoma i była pewna, że to własnie to ptaszysko przysiadło na parapecie Chateau Rose, by dostarczyć jej zaproszenie na tę przeklętą wyspę. Wysunęła przedramię, by usiadła na nim sowa, po czym opuściła schowek.
To co działo się w sypialni przyprawiało Fantine o dreszcze i słabość; nie wiedziała ile jeszcze zniesie tego horroru. Do okna podbiegła, krocząc pantofelkami po okruchach szkła, by wypuścić sowę przez okno. Miała nadzieję, że Piórko opuści tę cholerną wyspę i dostarczy list do wuja.
Musiał jej przecież pomóc. Był głową rodziny, protektorem wszystkich Róż, miał o nich dbać, zwłaszcza o córki rodu Rosier. Postąpiła wyjątkowo niemądrze (znowu), to prawda, zasłużyła na pouczenie i wręcz karę (ta pokora była spowodowana jedynie strachem, najpewniej zmieniłaby zdanie po powrocie do domu), lecz wciąż zasługiwała na ratunek. Lord Rosier mógł dokonać wszystkiego, w to święcie wierzyła. Była nieopodal domu, wciąż w Dover, list mógł dotrzeć na czas... Na czas, zanim tu zginie.
Wypuściła sowę, lecz wcale jej nie ulżyło. Żołądek miała ściśnięty ze strachu, do oczu cisnęły się łzy; z bezsilności i złości na samą siebie tupnęła kilkukrotnie nogami, dając upust emocjom, kiedy z jej ust wydobyło się coś pomiędzy warknięciem i szlochem. Z przerażeniem obserwowała zmiany zachodzące w sypialni, przeczuwała, że niebawem ogłuchnie od tego wrzasku; nie spodziewała się, że wuj zjawi się tutaj w dwie minuty. Nie mogła tu stać i czekać, aż zjawy ją wykończą - była Rosierem. Niemal biegiem powróciła do schowka, znów zbliżając się do kociołka i wsadzając w niego chochlę ze złością, by podjąć kolejną próbę odwrócenia procesu uwarzenia.
Jeśli znowu miała ponieść porażkę, Mahaut zza grobu powinna byla Fantine wydziedziczyć.
Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Fantine Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 36
'k100' : 36
Udało jej się uleczyć mężczyznę. Po jej zaklęciu rana zasklepiła się i krew przestała z niej płynąć. Pozostała po niej tylko zaróżowiona blizna, która najprawdopodobniej nie zniknie całkiem, ale w tych prowizorycznych warunkach i narażeniu na anomalie Jocelyn nie próbowała rzucać silnych zaklęć, których rezultatu nie mogła być pewna. Nie, kiedy różdżka płatała jej figle, a dom był siedliskiem niespokojnej i nieznanej magii.
- To powinno wystarczyć – powiedziała do niego, odsuwając się i skupiając na pudełku w jego ręku, w którym, jak się okazało, znajdowały się fiolki z eliksirami oraz pergamin ze szkicem koła podzielonego na osiem części, takiego samego jak w pudełku z kominka. Oba pudełka z pewnością miały ze sobą wyraźny związek. – Lepiej go pilnujmy, może okazać się istotne... Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, co właśnie przeczytałam. Chyba odkryłam tutaj coś ważnego – wskazała na pergaminy, które przed chwilą z taką uwagą studiowała.
Pergaminy stanowiły dokumentację niepokojących badań nad wykorzystaniem wariacji zaklęcia Horatio do zatrzymania procesu starzenia. Niestety nie rozumiała wszystkich szczegółów, numerologia nigdy nie należała do jej ulubionych dziedzin i w tym momencie bardzo przydałaby jej się wiedza Iris, która mogłaby okazać się niezwykle pomocna w kwestiach związanych z numerologią i alchemią. Gdyby siostra była obok wspólnie mogłyby dużo łatwiej zrozumieć treść zapisków, ale musiała poradzić sobie sama, ciesząc się jednocześnie, że jej bliźniaczka jest bezpieczna.
Oprócz zapisków na temat tych badań Josie znalazła także plany domu z jakimiś wykresami i obliczeniami, które wydawały jej się niezbyt jasne bez wiedzy z zakresu numerologii, oraz wzmianki, że zaklęcie zostało nałożone na dom, więżąc w nim mieszkańców. Podstawą zaklęcia, podtrzymywanego dodatkowo przez żywą istotę, było natomiast osiem kamieni ukrytych w całym domu, które razem tworzyły amulet.
W skrócie streściła to wszystko Alastairowi.
- Na budynek jest nałożone jakieś zaklęcie, wariacja zaklęcia Horatio, które miało zatrzymać procesy starzenia, ale uwięziło mieszkańców domu i stworzyło pewien paradoks czasowy – zaczęła, wzdrygając się na myśl o eksperymentach, o których czytała i które wywołały takie skutki. Mogące potencjalnie zagrozić też im, skoro weszli do tego domostwa, którego nie będą mogli opuścić póki nie zostanie przerwane zaklęcie. – Gdzieś w tym domu jest ukrytych osiem kamieni, tworzących razem amulet, który można połączyć w pudełku, które znaleźliśmy nad kominkiem. Żeby stąd wyjść, musimy je znaleźć i z ich pomocą odwrócić zaklęcie... Choć według pergaminów wystarczy zniszczenie co najmniej dwóch, co jednak może przynieść nieprzewidywalne, prawdopodobnie groźne skutki. Zaklęcie jest też utrzymywane przez żywą istotę, ale nie znalazłam zapisków, kto nią jest. Wynika stąd tylko tyle, że zaklęcie z czasem słabnie i potrzebuje katalizatora, trzeba je odnawiać.
Pokazała Alastairowi plan domu, z którym wciąż działy się dziwne rzeczy. Otoczenie wokół nich na przemian to starzało się i niszczało, to odzyskiwało wcześniejszy piękny wygląd. Mury lekko drżały, a wskazówka na najbliższym zegarze zatrzymała się na piątce. Czy to znaczyło, że któreś z nich znów zniknęło, czy po prostu trwało odliczanie do godziny zero? Josie czuła, że powinni znaleźć sposób na złamanie zaklęcia zanim to nastąpi.
- Może te zapiski to wskazówki, gdzie powinniśmy szukać? – zapytała, nie będąc pewną, czy znał się na numerologii. Pandora zapewne znała się i na numerologii i amuletach, ale jej tu nie było. Rozejrzała się. – Widziałeś Pandorę? Może ona wiedziałaby, co robić z tym amuletem? – zapytała go i nagle postanowiła zawołać głośniej, licząc że kobieta wciąż jest w sąsiednim pomieszczeniu i ją usłyszy. – Pandoro! Jesteś tam? Znaleźliśmy coś ważnego! – rzuciła w przestrzeń, wyglądając przez drzwi do pokoju dziennego i czując ukłucie wyrzutów sumienia, że wcześniej w tym całym zamieszaniu z magią domu oraz z pergaminami niemal o niej zapomniała. – Tak czy inaczej, należy przeszukać dom. I znaleźć pozostałych, powinni dowiedzieć się tego wszystkiego. Jeśli chcemy stąd wyjść, musimy razem poszukać kamieni. Ten eliksir na biurku to Wywar Żywej Śmierci, ale nie znalazłam wzmianek, do czego może być potrzebny.
Bardzo ostrożnie zebrała pergaminy i mapę domu, chowając je w wewnętrznej kieszeni swojej szaty. Nie mogła ich tu zostawić, by porwały je podmuchy wiatru napływające przez rozbite okno, a miała nadzieję, że ktoś z innych obecnych w domu znał się na numerologii. Eliksir pozostawiła na biurku; jeśli okaże się w jakiś sposób ważny, zawsze mogą tu po niego wrócić.
- To powinno wystarczyć – powiedziała do niego, odsuwając się i skupiając na pudełku w jego ręku, w którym, jak się okazało, znajdowały się fiolki z eliksirami oraz pergamin ze szkicem koła podzielonego na osiem części, takiego samego jak w pudełku z kominka. Oba pudełka z pewnością miały ze sobą wyraźny związek. – Lepiej go pilnujmy, może okazać się istotne... Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, co właśnie przeczytałam. Chyba odkryłam tutaj coś ważnego – wskazała na pergaminy, które przed chwilą z taką uwagą studiowała.
Pergaminy stanowiły dokumentację niepokojących badań nad wykorzystaniem wariacji zaklęcia Horatio do zatrzymania procesu starzenia. Niestety nie rozumiała wszystkich szczegółów, numerologia nigdy nie należała do jej ulubionych dziedzin i w tym momencie bardzo przydałaby jej się wiedza Iris, która mogłaby okazać się niezwykle pomocna w kwestiach związanych z numerologią i alchemią. Gdyby siostra była obok wspólnie mogłyby dużo łatwiej zrozumieć treść zapisków, ale musiała poradzić sobie sama, ciesząc się jednocześnie, że jej bliźniaczka jest bezpieczna.
Oprócz zapisków na temat tych badań Josie znalazła także plany domu z jakimiś wykresami i obliczeniami, które wydawały jej się niezbyt jasne bez wiedzy z zakresu numerologii, oraz wzmianki, że zaklęcie zostało nałożone na dom, więżąc w nim mieszkańców. Podstawą zaklęcia, podtrzymywanego dodatkowo przez żywą istotę, było natomiast osiem kamieni ukrytych w całym domu, które razem tworzyły amulet.
W skrócie streściła to wszystko Alastairowi.
- Na budynek jest nałożone jakieś zaklęcie, wariacja zaklęcia Horatio, które miało zatrzymać procesy starzenia, ale uwięziło mieszkańców domu i stworzyło pewien paradoks czasowy – zaczęła, wzdrygając się na myśl o eksperymentach, o których czytała i które wywołały takie skutki. Mogące potencjalnie zagrozić też im, skoro weszli do tego domostwa, którego nie będą mogli opuścić póki nie zostanie przerwane zaklęcie. – Gdzieś w tym domu jest ukrytych osiem kamieni, tworzących razem amulet, który można połączyć w pudełku, które znaleźliśmy nad kominkiem. Żeby stąd wyjść, musimy je znaleźć i z ich pomocą odwrócić zaklęcie... Choć według pergaminów wystarczy zniszczenie co najmniej dwóch, co jednak może przynieść nieprzewidywalne, prawdopodobnie groźne skutki. Zaklęcie jest też utrzymywane przez żywą istotę, ale nie znalazłam zapisków, kto nią jest. Wynika stąd tylko tyle, że zaklęcie z czasem słabnie i potrzebuje katalizatora, trzeba je odnawiać.
Pokazała Alastairowi plan domu, z którym wciąż działy się dziwne rzeczy. Otoczenie wokół nich na przemian to starzało się i niszczało, to odzyskiwało wcześniejszy piękny wygląd. Mury lekko drżały, a wskazówka na najbliższym zegarze zatrzymała się na piątce. Czy to znaczyło, że któreś z nich znów zniknęło, czy po prostu trwało odliczanie do godziny zero? Josie czuła, że powinni znaleźć sposób na złamanie zaklęcia zanim to nastąpi.
- Może te zapiski to wskazówki, gdzie powinniśmy szukać? – zapytała, nie będąc pewną, czy znał się na numerologii. Pandora zapewne znała się i na numerologii i amuletach, ale jej tu nie było. Rozejrzała się. – Widziałeś Pandorę? Może ona wiedziałaby, co robić z tym amuletem? – zapytała go i nagle postanowiła zawołać głośniej, licząc że kobieta wciąż jest w sąsiednim pomieszczeniu i ją usłyszy. – Pandoro! Jesteś tam? Znaleźliśmy coś ważnego! – rzuciła w przestrzeń, wyglądając przez drzwi do pokoju dziennego i czując ukłucie wyrzutów sumienia, że wcześniej w tym całym zamieszaniu z magią domu oraz z pergaminami niemal o niej zapomniała. – Tak czy inaczej, należy przeszukać dom. I znaleźć pozostałych, powinni dowiedzieć się tego wszystkiego. Jeśli chcemy stąd wyjść, musimy razem poszukać kamieni. Ten eliksir na biurku to Wywar Żywej Śmierci, ale nie znalazłam wzmianek, do czego może być potrzebny.
Bardzo ostrożnie zebrała pergaminy i mapę domu, chowając je w wewnętrznej kieszeni swojej szaty. Nie mogła ich tu zostawić, by porwały je podmuchy wiatru napływające przez rozbite okno, a miała nadzieję, że ktoś z innych obecnych w domu znał się na numerologii. Eliksir pozostawiła na biurku; jeśli okaże się w jakiś sposób ważny, zawsze mogą tu po niego wrócić.
Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.
Bezimienna wyspa
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent