Wydarzenia


Ekipa forum
Salon I
AutorWiadomość
Salon I [odnośnik]03.11.17 18:32
First topic message reminder :

Salon

Największa komnata na parterze słuchy Sigrun za salon, choć z rzadka ma gości innych, niż jej bracia. Dwie ściany wyłożone są ciemnozielonym drewnem i przy jednej z nich, na wprost wejścia od strony holu, znajduje się sporych rozmiarów, rzeźbiony kominek niepodłączony do Sieci Fiuu. Nad kominkiem wisi portret Rookwooda żyjącego przed stu laty, a największa okiennica zamiast parapetu ma wygodne siedzisko. Oprócz stołu na dwanaście krzeseł stoi tu również stara, wysłużona kanapa i kilka wygodnych foteli. Ściana naprzeciw okien zastawiona jest regałami z książkami, z których jeden kryje tajemne przejście do sekretnej biblioteczki i pracowni.


She's lost control
again


Ostatnio zmieniony przez Sigrun Rookwood dnia 09.11.21 14:02, w całości zmieniany 1 raz
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544

Re: Salon I [odnośnik]28.01.19 15:15
- Ty śmiesz sobie żartować - syknęła w odpowiedzi, jadowicie i wściekle, niczym rozjuszony wąż, chwilę przed atakiem. Mrużyła gniewnie oczy, zgrzytała zębami, miotając się między ochotą złamania mu tej przeklętej różdżki, a gorączkową troską o życie psa, które wisiało w tej chwili na włosku. Jeszcze kilka miesięcy temu najpewniej spełniłaby swoją groźbę, udowodniła, że nie rzuca słów na wiatr, nawet jeśli miałoby przynieść to konsekwencje, które trudno będzie jej znieść; teraz jednak wciąż miała z tyłu głowy głosik przypominający o przynależności ich obojga do jednej organizacji, zmuszającej do współpracy, dającej im protekcję przed samymi sobą - była wierna Czarnemu Panu, służba mu z każdym dniem stawała się dla niej coraz ważniejsza. Nie mogła popełniać tak idiotycznych błędów. Pełne bólu skomlenie także odwiodło ją od nerwowego gestu przełamania drewienka, była go bliska, tak jak Caelan skręcenia psiego karku. Wszystko potrwałoby zaledwie kilka chwil; on kupiłby drugą różdżkę, od Ollivandera, czy Gregorowicz na Pokątnej, a życia Saby nie przywróci nic. Zdążyła się do niego przywiązać, bardziej niż powinna. Zawsze darzyła swoich czworonożnych towarzyszy dziwnym, niewłaściwym jej sentymentem i czułością, ale odkąd powróciła do kraju sama, wypełniały jakąś pustkę. Dom był nieznośnie pusty od maja, przy porannej kawie i gazecie zwykła mówić do nich, pozwalała wkradać się pod pierzynę w zimne, lipcowe noce, kiedy dręczyły ją koszmary pełne pokrytych liszajami dłońmi.
Każdy psychopata ma swoje dziwactwo. Psy były dziwactwem Sigrun Rookwood.
Ustąpiła i czuła wściekłość z tego powodu na samą siebie, to nie było przecież jej w stylu, nie znosiła przegrywać. Rzuciła różdżkę, a Goyle dotrzymał słowa - poluźnił uścisk. Saba kłapnął gniewnie zębami, zawarczał agresywnie, wystarczył jednak jeden gest dłoni kobiety, aby nad nim zapanować. Zgodnie z wcześniejszym poleceniem położył się pod stołem, nie milknąć jednak, warczał ostrzegawczo. Spędziła mnóstwo czasu na jego tresurze; nie chciała, aby się zmarnował. Nie atakowała już, przybrała arogancko-nonszalancką pozę ze splecionymi na piersi rękoma, wypchniętym biodrem i wciąż nieprzychylną miną.
- Oczywiście, tego wymaga dobre wychowanie, słyszałeś o czymś takim? - odparowała Sigrun, mając w nosie, czy właśnie wspina się na wyżyny hipokryzji, czy też nie. - Dziękuję, spasuję. Mam własne - stwierdziła niezmiennie obrażonym tonem. W nosie miała przepisy jego żony, o które rzeczywiście ją prosiła - ale nie z uprzejmości, czy szczerego zainteresowania, a tylko po to, aby zagrać mu na nerwach udawaniem, że pragnie zaprzyjaźnić się z Catrioną jako Betty.
Caelan zajął miejsce na kanapie, a ona kilka chwil obserwowała go spod zmrużnych gniewnie, ciężkich powiek, jakby zastanawiała się co teraz uczynić. Wyrzucić go za drzwi? Nie, miała lepszy pomysł, skoro już tu był - i chyba powoli przechodziły mu te babskie fochy. Przewróciła oczyma i opuściła ręce, podeszła do kanapy nieśpiesznie, teatralnym ruchem odkładając różdżkę na stół - nie miała zamiaru wbić mu Crucio pod żebro znienacka. Przynajmniej nie w tej chwili.
Zajęła miejsce obok jak gdyby nigdy nic, nieprzyzwoicie blisko, opierając własne udo, o jego i sięgnęła po pozostawionego tam wcześniej skręta z diabelskim zielem; chwilę z niezwykłą ostrożnością zwijała go mocniej, aby się nie rozpadł i wetknęła go sobie do ust, po czym spojrzała wyczekująco na żeglarza.
- Może zrobisz użytek z tej różdżki? - mruknęła wciąż z papierosem w ustach, najwyraźniej oczekując, że jej go podpali.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Salon I [odnośnik]10.02.19 10:27
Rozpierał się wygodnie na kanapie Rookwood, za nic mając sobie fakt, że nie był tu mile widzianym gościem, a intruzem. Zakradł się tu pod osłoną nocy, by następnie wtargnąć do jej ostoi bez najmniejszych wyrzutów sumienia i próbować zmusić ją do pojedynku. Co z tego wyszło, to już inna sprawa, fakt jednak pozostawał faktem - był natrętem, którego powinna chcieć się pozbyć. I może właśnie dlatego tak bezczelnie się tam rozsiadł, dłoń z różdżką wspierając na oparciu mebla. Uniósł do góry brew, gdy potraktowała go na pozór trafnym, acz przesyconym hipokryzją komentarzem; jego uwadze nie umknęła poza kobiety - splecione dłonie, wypchnięte biodro, do tego grymas wciąż wykrzywiający jej ładną twarz.
- Jesteś ostatnią osobą, która powinna pouczać innych, czym jest dobre wychowanie, Rookwood - odparł bezceremonialnie, nie przejmując się tym, czy przypadkiem nie zdenerwuje jej jeszcze bardziej, czy nie sprowokuje jej do kolejnego ataku. Wystarczyłby jeden gest dłoni wiedźmy, by ten pies, którego teraz uparcie ignorował, rzucił mu się do gardła. Kolejny nieprzychylny komentarz zostawiając już dla siebie; nie wyobrażał sobie, by Rookwood była wprawioną kucharką, by pielęgnowała rodzinne przepisy i opracowywała własne. Nie chciał myśleć o tamtym wieczorze, o wieczorze spędzonym z Betty, by nie stracić opanowania, które udało mu się odzyskać. Wodził wzrokiem po wnętrzu komnaty, od kominka do stołu, od okna do regałów zastawionych książkami, gdy gospodyni w końcu podjęła decyzję i zmieniła uparcie utrzymywaną do tej pory pozę. Naturalnie, nie mogła odpuścić sobie całej tej teatralności, przewracania oczami; ruszyła się z miejsca i zasiadła tuż obok niego. Wolną dłonią potarł porośniętą kilkudniowym zarostem brodę, spoglądając ku bezwstydnie odsłoniętej, wspartej o niego nodze kobiety. Odłożyła różdżkę, sięgnęła po skręta; może tylko próbowała uśpić jego czujność? A może naprawdę uznała, że ma już dosyć i chce wrócić do zajęć, które nie tak dawno brutalnie jej przerwał? Kobiece wdzięki potrafiły skutecznie opuścić jego gardę, i choć Sigrun kusiła nie tylko bliskością, ale i strojem, to wciąż pamiętał o jej wybuchowym temperamencie, przewrotności, szaleństwie. W końcu powiódł wzrokiem wyżej, od nogi do klatki piersiowej, od klatki piersiowej do ust, w które wetknęła skręta. W odpowiedzi na jej żądanie westchnął ciężko, nie odmówił jednak. Zdjął z oparcia dłoń, w której trzymał różdżkę i przystawił ją do papierosa, by następnie użyć odpowiedniego zaklęcia; wolał nawet nie myśleć, co by było, gdyby magia postanowiła z niego, z nich, teraz zakpić i wywołałby w ten sposób anomalię. Na szczęście nic się nie stało, wciąż siedzieli na kanapie, nic nie wybuchło, zaś on nie odczuwał żadnej niepokojącej słabości - a przynajmniej innej niż słabość, o którą przyprawiała go Rookwood.
- Czy to diable ziele? - zapytał po chwili, gdy kobieta zdążyła się już zaciągnąć i wypuścić z płuc chmurę dymu. Może nie był to taki zły pomysł, oboje potrzebowali uspokojenia.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Salon I [odnośnik]11.02.19 16:30
Tu się akurat mylił - żyła w pojedynkę, nie miała skrzata, nie miała służby, chcąc nie chcąc musiała nauczyć się ugotować sobie cokolwiek. Ale prędzej uschłaby, niż mu się do tego przyznała, a tym bardziej - i podała mu kolację. Od tego miał żonę, a usługiwanie mężczyznom w podobny sposób godziło w jej dumę jako wiedźmy.
Jego nie mniej bezczelna odpowiedź sprowokowała kolejne prychnięcie i pełnego litościwego pobłażania spojrzenie jakim go obdarzyła spod ciężkich, zmrużonych powiek, gdy wciąż trzymała ręce splecione na piersiach.
- Widzisz więc jak z tobą musi być źle, skoro to ja muszę cię o nim pouczać, Goyle? - odgryzła się z przekąsem; rzadko potrafiła się powstrzymać przed odpowiedziami na zaczepki. Zbyt łatwo było ją sprowokować, miała tego świadomość, pracowała na tym, ale jej płomienny temperament bywał zbyt silny. Tej nocy tłumiło go zmęczenie, stłuczenia, które wciąż dawały się jej we znaki; lord Black wyleczył większość obrażeń jakie zadali Rineheart z tym młodym chłopaczkiem, potrafiącym obronić się patronusem, miało jednak minąć jeszcze kilka dni, by doszła do siebie. Potrzebowała odprężenia i snu, nie kolejnego pojedynku, nie potyczki, mogącej przyprawić jej rany o wiele dotkliwsze; Goyle dobrze i biegle władał czarną magią, z pewnością skutecznie zniszczyłby te urodziny, gdyby tylko nie zareagowała w porę, odbierając mu różdżkę.
Zająwszy miejsce obok niego, zwijając skręta w cieniutką bibułkę, poczuła jego spojrzenie na sobie - na nagich nogach, odsłoniętych ramionach, piersiach odznaczających się wyraźnie pod cienkim materiałem halki. Nie potrafiła powstrzymać prychnięcia śmiechem pod nosem; mężczyźni koniec końców to proste stworzenia - pokazać im kawałek piersi, nagie uda, przysunąć się odpowiednio blisko, kusząc zapachem skóry i perfum, a robili się potulni jak baranki.
- Bingo, detektywie Goyle - rzekła z szelmowskim uśmiechem, puszczając mu przy tym perskie oczko, by nie wziął tego za złośliwość i początek kolejnej awantury - miała jedynie uszczypliwe poczucie humoru. Skinęła głową w podzięce, gdy rzeczywiście zrobił z różdżki prawdziwy użytek, służąc jej ogniem (na całe szczęście nie przywołał jednocześnie parszywej anomalii i nie spalił Skały doszczętnie); zaciągnęła się mocno, czując jak dym pali ją w gardło. W nozdrza wdarł się słodko-mdlący zapach. Trzymała chwilę go w płucach i wypuściła z ust.
- Reflektujesz? - spytała grzecznościowo, choć domyślała się jaka będzie odpowiedź; Goyle rumu i diablego ziela jej nigdy nie odmawiał. Nie oddała mu jednak skręta do ręki; ruszyła się z miejsca, siadając na jego kolanach, przekładając przez nie drugą nogę, przodem do niego.
- Widzisz? Tak lepiej - spytała retorycznie, unosząc dłoń i wsuwając mu magicznego papierosa w usta. Nie przeszkadzał jej dym, wypuszczony jej niemal w twarz, lubiła ten zapach; poczuła działanie diablego ziela już kilka chwil później, napięte dotąd mięśnie rozluźniały się, a złość w oczach zastępowała rozmarzona wesołość. Niemal spadła mu z kolan, gdy odkładała na stolik wypalonego skręta - i zaśmiała się głośno, wielce tym rozbawiona. Lewą ręką chwyciła Caelana za kark i nie cofnęła jej złapawszy równowagę; zamiast tego objęła go drugą, a wąskie, smakujące rumem i papierosami usta obdarzyła namiętnym pocałunkiem - bo płomiennie należało się nie tylko kłócić, ale i godzić.

| zt x2 :pwease:


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Salon I [odnośnik]02.03.19 16:23
| 17 października

Noc była głośna, szeptała tysiącem uderzeń ulewnego deszczu o podłoże: o bruk ulic, zniszczonych anomalią, o dachy domów chroniących zdrajców krwi, o brudne szyby odbudowanej niedawno Białej Wywerny. Lodowate krople spływały też po czarnych włosach Deirdre, materializującej się tuż przed schodami prowadzącymi na werandę domu Sigrun w Harrogate.
Tego ranka otrzymała list; kilka słów pozbawionych podpisu, lecz doskonale wiedziała, kto nakreślił je równym, pedantycznym pismem. Przekazana wiadomość nie stanowiła dla niej niespodzianki, spodziewala się tego, prędzej czy później, lecz i tak poczuła się wyróżniona - tym razem to ona mogła przekazać decyzję Lorda Voldemorta, obdarzając jego łaską kolejną kobietę. Być może to ze względu na tożsamość płci złożono długo odkładaną wiadomość w jej ręce, ale nie uważała tego za ujmę, wręcz przeciwnie: w świetle ostatnich wydarzeń, mogących całkowicie zachwiać życiem Deirdre, uważała to za nobilitację, oznakę ostatecznego zaufania. Nie musiała długo przygotowywać się do tej wyjątkowej wizyty, potrzebowała jedynie różdzki oraz żywej, bolesnej pamięci dotyczącej tego, co działo się przed prawie sześcioma miesiącami w wilgotnym wnętrzu Laboratorium, gdy oddawała Czarnemu Panu hołd oraz składała ofiarę z własnego ciała i życia, wiążąc się z nim niemożliwymi do zerwania kajdanmi. Tej nocy kolejna czarownica miała dostąpić tej łaski.
Mericourt bez wahania wkroczyła na schody, a później pewnie pchnęła główne drzwi, wchodząc do ciemnego pomieszczenia. Oczy szybko przyzwyczaiły się do półmroku, w końcu sama się nim stała - esencją nieprzeniknionej czerni, krążącej szybko w żyłach, dudniącej z głodną myślą o kolejnym rozkazie Lorda Voldemorta. Tym razem nie miała odebrać życia, a je w pewien sposób ofiarować - i napełniało ją to słodyczą satysfakcji, widoczną w błyszczących, lecz poważnych i na swój sposób groźnych absolutnie czarnych oczach. Ogień dogasał w zdobionym kominku, wydobywając z mroku półki uginające się od ksiąg, eleganckie fotele i wyłożone ciemnym drewnem ściany. Salon wydawał się odpowiednim miejscem, dyskretnym, przestronnym, a z tego, co wiedziała o Rookwood, mieszkała tutaj samotnie. Nikt nie powinien im przeszkodzić, a za towarzystwo miały mieć jedynie - do czasu - szalejący za wysokimi oknami deszcz, wygrywający na dachu narastające przez wieczność crescendo.
Gdy tylko ujrzała wychodzącą z bocznego korytarza Sigrun, utkwiła w niej uważne spojrzenie, odpuszczając sobie wszelkie kurtuazje i uprzejme powitania. Nie wiedziała, czy brygadzistka spodziewała się tego, co miało nastąpić, lecz była przecież gotowa, w końcu otrzymując szansę na to, by stać się częścią prawdziwej, czarnomagicznej potęgi.
- Czarny Pan docenił twoje starania, Sigrun. Jest z ciebie zadowolony - powiedziała cicho, ale z powagą, przekrzywiając głowę nieco w bok, aż czarne, mokre od deszczu włosy przesunęły się po jej policzku. Miała na sobie szeroką pelerynę, skrywającą suknię oraz pęczeniający brzuch; w półmroku błyszczały jedynie jej rozszerzone źrenice i czerwień pierścienia otrzymanego od Rosiera. - Przynieś kociołek - poleciła zdecydowanie, odwracając się plecami, by przejść bliżej kominka, w blask trzeszczących drewien, buchających dziesiątkami szybko ginących iskier. - I to, co zdobyłaś w Jego imię, pieczętując własny los - kontynuowała, przystając przodem do ognia. Splotła dłonie za sobą, nie mogąc swym zwyczajem, układać ich na podołku: wiele się zmieniło, tak samo, jak wiele miało zmienić się w życiu Sigrun. Wichura na zewnątrz wzbierała na sile, ale Deirdre pozostawała obojętna na wiatr chłoszczący okiennice i na lodowate krople, spływające po jej policzkach niczym lodowate łzy. - Czy jesteś gotowa, Sigrun? - spytała spokojnie, dla pewności, nieśpiesznie odwracając się ponownie w stronę czarownicy. To, co miało stać się tej nocy, sprowadzało na nią więcej okrucieństwa, niż mogła przypuszczać; więcej wyzwań i trudności, lecz także niewyobrażalną potęgę i moc, przeznaczoną wyłącznie dla Jego najwierniejszych sług.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Salon I [odnośnik]03.03.19 10:18
Wygładziła materiał czarnej, prostej szaty, śledząc rozedrgane strużki kropel deszczu ślizgających się po szybie. Deirdre w swym liście nie w swym liście nie wskazała konkretnej godziny, dlatego spodziewała się jej w każdej chwili. Był dla niej zaskoczeniem, niezwykle przyjemnym, całkowicie zepchnął za skraj świadomości wspomnienia z ostatnich dni i Dyniobrania, które nie zakończyło się tak jak sobie tego życzyła; myśli Sigrun krążyły już wyłącznie wokół kilku lakonicznych słów, nakreślonych starannym, eleganckim pismem.
Chwile mijały, oczekiwała pojawienia się Śmierciożerczyni wytrwale, w pewnym momencie zaczęła z niecierpliwością kręcić się po domu, a raczej narastająca ekscytacja nie pozwalała blondynce usiedzieć w miejscu. Późnym wieczorem zniknęła na tyłach domu, by sprawdzić, czy aby na pewno psi boks został odpowiednio zamknięty; owczarek niemiecki bywał agresywny, nie lubił obcych, a nie mogła pozwolić, by jego obecność, czy choćby szczęknięcia zakłóciły to spotkanie - musiałaby mu wówczas skręcić kark. Upewniwszy się, że jest zabezpieczony, a zwierzę wyciszone zaklęciem (odprowadzając swą panią spojrzeniem kłapał bezgłośnie pyskiem, podirytowany sytuacją), powróciła korytarzem w głąb domu, a usłyszawszy ciche kroki - skierowała się do salonu. Ujrzała smukłą, wysoką sylwetkę Śmierciożerczyni obleczoną w ciemną pelerynę, kiwnęła więc głową z szacunkiem, witając ją w swym domu. Nie zaproponowała wina, bo choć nic nie zostało napisane wprost, to podskórnie przeczuwała, że bynajmniej nie jest to wizyta towarzyska.
Jest z ciebie zadowolony, dobre wieści padły z ust Deirdre cicho, lecz w uszach Sigrun jej głos wybrzmiał wyjątkowo głośno; sprawiły, że przegniłe serce zabiło w piersi mocniej z ekscytacji. - Cieszę się, że mogłam to dla niego zrobić - odparła. Nie potrafiła czarować słowem, nie umiała ująć w słowa jaką odczuła ulgę i radość; tego przecież gorąco pragnęła, aby Czarny Pan był zadowolony z wykonywanych przezeń rozkazów.
- Oczywiście - odpowiedziała krótko, bez zwłoki wykonując polecenie; podeszła do wysokiego regału, wypełnionego tytułami traktującymi głównie o magicznych zwierzętach, dotknęła jednego z nich, a mebel usunął się, odsłaniając sekretne przejście do znacznie ciekawszej biblioteczki, komnaty służącej jej za pracownię; swych najcenniejszych skarbów i zdobyczy nie trzymała w gablotach, mieszkała samotnie, w głębi lasu, lecz każde ochronne zaklęcie można było przełamać. Powróciła w pośpiechu, nie pozwalając, aby Deirdre czekała długo. Kociołek przewiesiła nad paleniskiem, na okrągły stół zaś położyła to, co zdobyła przed kilkoma tygodniami dla Niego.
- Krew jednorożca, krew czarodzieja - powiedziała cicho; dwie szklane fiolki, jedna pełna gęstęj, czerwonej posoki, druga srebrzystej, lśniącej cieczy, wydartych przemocą, stuknęły cichutko o hebanowe drewno. - Czaszka mugola - mówiła dalej, obok fiolek kładąc gładką już czaszkę, białą i pustą.
Przeniosła pełen powagi wzrok na Deirdre, gdy odwróciła się ku niej.
- Jestem gotowa - odparła od razu, z niezachwianą pewnością, bez zastanowienia - bo niczego nie była tak pewna jak tego, że pragnie oddać Czarnemu Panu swą duszę i życie.
Burza za oknami rozszalała się jeszcze bardziej, wycie wiatru przywodziło na myśl potępieńcze krzyki dusz, które udało jej się spętać przed miesiącem. Nie zwracała na nią najmniejszej uwagi, obojętna na błyskawice, które roziskrzyły niebo, towarzyszący mu grzmot, co niemal wprawił w drżenie fundamenty budynku; spoglądała w oczy Deirdre, tak jak czarne, jak ciemność, której pożądała.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Salon I [odnośnik]04.03.19 18:38
Obserwowała Sigrun prawie bez mrugnięcia, dostrzegając w jej twarzy odbicie własnego zachwytu, fascynacji, pewnego mrocznego wzruszenia, które wypełniało ją tamtej pamiętnej nocy w Białej Wywernie, wśród pierwszych Śmierciożerców. Rookwood zasłużyła na miejsce wśród nich i choć jej losy ważyły się długo, pieczołowicie oglądane przed najsurowszego z Mistrzów, to w końcu dostąpiła tego zaszczytu. Możliwości całkowitego oddania się we władanie czarnej magii, przesiąknięcia nią aż do szpiku kości, utracenia człowieczeństwa, będącego zbyt marnym stanem dla prawdziwie potężnych czarodziejów. Deirdre nie ruszyła się z miejsca gdy jasnowłosa podeszła do wysokiego regału, uruchamiając ukryty mechanizm, prowadzący zapewne do tajemniczego schowka. Dobrze, dbała o to, co cenne - ostrożność była równie istotna jak odwaga i duma.
Już niedługo w pełni widoczna w oczach i sylwetce kolejnej śmierciożerczyni. Powracającej ze zdobyczami, z darami dla Czarnego Pana i jej samej, rozpoczynającej zupełnie nowe życie. Mericourt odgarnęła mokre włosy z czoła, podchodząc do okrągłego stolika. Ciepło buchające z paleniska rozjarzyło łuk kociołka oraz biel ogołoconej z mięsa czaszki.
- Wspaniale - skwitowała cicho, w zamyśleniu przesuwając długim, bladym palcem po skrzącej się w świetle kominka fiolce wypełnionej krwią. Wyjątkową krwią wyjątkowego stworzenia, symbolu niewinności. - Spisałaś się doskonale - a wszystko, co czyniłaś do tej pory w imię naszego Pana, zostało docenione - kontynuowała miękko, z powagą, podnosząc wzrok znad zgromadzonych ingrediencji. Dowodu na to, że Sigrun była gotowa, że nie zwlekała z wykonaniem rozkazów, że wystąpiła przed szereg, rzucając na szalę nieznanej, diabelskiej wagi całe swoje dotychczasowe życie. Naiwni i głupi mogliby twierdzić, z zabobonnym lękiem, że okrutnym czynem sprowadziła na siebie wieczne przekleństwo - lecz one wiedziały więcej, widziały więcej, a ofiara złożona z nieskalanego piękna przynosiła im jedynie potęgę. - Porzucisz przeszłość, Sigrun. Porzucisz słabości i ograniczenia - a Czarny Pan rozkazał, by każdy z jego wiernych sług posiadł zupełnie nową twarz - zaczęła z powagą, tonem dźwięczącym pewnością i szacunkiem. Okrążyła stół a przydługa peleryna ciągnęła się za nią, zostawiając mokre od deszczu ślady, lecz zdawała się tego nie zauważać. Kiedy już przystanęla obok Sigrun, uniosła zitanową różdżkę. - Stworzysz własną maskę śmierciożercy, z dumą nosząc odebrane przez ciebie życie - dodała, dotykając zitanowym drewnem czaszki zamordowanego mugola. Kość rozjarzyła się złotym blaskiem, rozdarła na pół, opadając z cichym trzaskiem na drewno. - Powtarzaj po mnie, zarówno inkantacje, jak i ruchy różdżki - poleciła, odsuwając się nieco w bok, by Rookwood mogła bez przeszkód zająć się tworzeniem swej maski, nowych rysów, rytych w zdobycznej czaszce. Spomiędzy pełnych, wilgotnych od ulewy warg Deirdre wydobył się ochrypły szept; mówiła powoli, spokojnie, tak, by jasnowłosa dokładnie słyszała treść klątw oraz spostrzegała drobne niuanse ruchów nadgarstka. Maska Deirdre śniła niczym lustro, odbijała strach i przerażenie ofiar, pozbawiona była płci i jakichkolwiek łatwych do zapamiętania szczegółów; metafora jej charakteru, osobowości, płynności kłamstwa, którym się posługiwała, nieuchwytna i teatralna zarazem. Kość kształtowana przez Sigrun mogła być zaś wszystkim, tym, co było jej potęgą i talentem, marzeniem i wspomnieniem; obserwowała Rookwood ze spokojem i pewnością, że wykona zadanie bez problemu, przemieniając to, co brudne i niegodne w coś pięknego, nieskazitelnego, śmiercionośnego.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Salon I [odnośnik]05.03.19 12:52
W chwili, gdy opuszczała odległą Rumunię, powracała na angielskie, rodzinne ziemie, nie sądziła, że jej życie zmieni się tak diametralnie. Wszystko zaczęło się od listu Ramseya Mulcibera, który - z dużą zwłoką, lecz jednak - poinformował ją o Nim, doradził powrót do kraju, by i ona stanęła u boku potężnego czarnoksiężnika. Znała go z lat szkolnych, znała jako ucznia, ich lidera, przywódcę, już wtedy potrafił zjednać sobie ludzi, sprawić, by wykonywali jego rozkazy i polecenia - ale nie był już nim. Stał się Czarnym Panem, najpotężniejszym czarnoksiężnikiem, któremu winni byli bezwzględne posłuszeństwo. Sigrun dała temu wiarę, zaufała, nigdy później tego nie żałowała; wreszcie naprawdę działała, aby coś zmienić, podjęła prawdziwą walkę o lepszą przyszłość ich czarodziejskiego świata, nowy, czysty ład. Służbie Panu, jego Rycerzom Walpurgii podporządkowała własne życie, czyniła to jednak z coraz gorętszą ochotą i determinacją, zafascynowana czarną magią i potęgą, jaką im oferował, jeśli będą wierni. Wszystko się dla niej zmieniło - zmieniłlo na lepsze. Utraciła bliźniaczego brata, bez którego - jak sądziła - nie potrafiła dotąd żyć, ale była w błędzie. Zyskiwała coś znacznie istotniejszego - siłę, a tej nocy miano jej oferować prawdziwie nowe życie i największą łaskę. Przeszłość traciła na znaczeniu.
Wyobrażając sobie tę chwilę widziała sylwetkę Ramseya, dzięki niemu wszak stała się częścią Rycerzy Walpurgii, lecz obecność Deirdre prawdziwie ją cieszyła. Pierwsza Śmierciożerczyni przetarła szlak innym czarownicom, udowodniła siłę i znaczenie kobiet, nie liczyły się w mniej. Kolejny znak, że nie liczyła się płeć, a prawdziwe oddanie, wierność sprawie i magiczna moc.
Ciche pochwały Śmierciożerczyni wprawiały Sigrun w jeszcze silniejszą ekscytację, podniecenie tym, co miało nastąpić; w istocie - mroczne wzruszenie na myśl, że Czarny Pan zechciał obdarować ją łaską. Dary, które dlań zdobyła, miały już kilka tygodni, to prawda; Sigrun czekała jednak wyjątkowo cierpliwie, wierząc w jego nieomylność; czuła się gotowa, jednakże ocena, czy była naprawdę - należała do Niego. Skinęła głową, przyjmując słowa ciemnowłosej z radością, wypełniającą ją dumą; przeniosła spojrzenie na fiolki krwi. Srebrzysta posoka lśniła w blasku ognia, przypominała o strasznym czynie, jakiego się dopuściła, sprowadziła wówczas na swą duszę wieczne przekleństwo - czy aby na pewno? To, co mogła dzięki temu zyskać, to czym mogła zostać obdarowana było ważniejsze, potężniejsze i po stokroć wspanialsze.
- Tak uczynię - zapewniła Deirdre gorliwie, kiwając głową na znak, że rozumie; w brązowych tęczówkach płonął ogień ekscytacji. Była gotowa poświęcić wszystko dla ich wspólnej sprawy, dla Niego. Opuściła spojrzenie na białą, gładką już czaszkę mugola. Podeszła bliżej, stając obok Śmierciożerczyni, by stworzyć swą nową twarz. Widok kości, ich faktura, gładkość nie były Sigrun obce; od lat polowała na zwierzęta, oprawiała je, przywykła do ich dotyku, zapachu krwi i ciepłoty wypruwanych trzewi. To doświadczenie było jednak inne, nowe, po stokroć bardziej ekscytujące - słuchała więc szeptu Deirdre z najwyższą uwagą, nie tylko przez wzgląd na szacunek jakim darzyła, nie chciała, by cokolwiek jej umknęło. Powtarzała plugawe inkantacje, bez śladu wahania, z pewnością i mocą; odtwarzała ruchy nadgarstka czarownicy, a mugolska czaszka zaczęła się zmieniać pod wpływem zdecydowanych ruchów czarownicy. Sigrun rzeźbiła w kości swą nową twarz, przemieniała brudną, brzydką kość w zwiastun śmierci i nieszczęścia, w symbol nowego życia i siły. Czyniła to z niemałym przejęciem, w oczach lśniło podniecone oczekiwanie, każdy ruch był staranny. Powtarzane po Deirdre inkantacje, rzucane czary nadały czaszce nowy kształt - bardziej podłużny, z mocno zarysowanymi kośćmi policzkowymi, głęboko osadzonymi oczodołami, zionącymi mroczną pustką, pod ciężką linią łuków brwiowych, ściągniętych w rozgniewanym wyrazie, wąskim otworem na usta. Trzaskał już nie tylko ogień w kominku, lecz kościec, cichy brzdęk odbijał się niemal echem w salonie, pobrzmiewał w uszach Rookwood bardzo głośno. Kreowała ją starannie, z uwagą, chcąc, by tak jak maska Deirdre stanowiła odbicie jej osobowości, doskonałej aktorki, potrafiącej wcielić się w każdą rolę, oszukać każdego, jej nowa twarz oddawała płonący w niej gniew, będący jej siłą, nienawiść, pchającą do najbardziej plugawych czynów. Barwa kośćca ściemniała, lśniła teraz niczym czarny krzemień, a przez rzucane zaklęcia przed kilka uderzeń serca jasno płonęły rzeźbione w nim ornamenty - biegły wzdłuż szczęki i zarysu policzków, aż po skronie i brwi; zaraz zbladły, przybierając brunatną barwę; ornamenty gdzieniegdzie przypominały ciernie i pazury.
Była gotowa.
Sigrun uniosła maskę ostrożnie, z zachwytem spoglądając w swoje nowe oblicze, symbol jej nowego życia. Po chwili przyłożyła ją do własnej twarzy, a jej chłodny dotyk sprawił, że dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa czarownicy; zerknęła na Deirdre, szukając w jej oczach potwierdzenia - a później w okrągłe lustro, oprawione w drewnianą ramę, wiszące na ścianie obok okna.
- Noszenie jej będzie dla mnie zaszczytem - stwierdziła z niezachwianą pewnością.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Salon I [odnośnik]08.03.19 11:31
Przeznaczenie dokonywało się na jej oczach, a słowa czarnomagicznej inkantacji stawały się ciałem. A właściwie kością, dowodem na miałkość mugolskiej egzystencji, nie mogącej przecież nazywać się życiem. Z pękniętej na pół czaszki osypywał się srebrzysty pył, unoszący się przy każdym gwałtowniejszym ruchu niewidzialnego dłuta. Deirdre śledziła pewne gesty stojącej obok jasnowłosej kobiety z uwagą – tworzyła coś swojego, nową tożsamość, nowe rysy, ostre i drapieżne, poznaczone niebezpieczeństwem i trwogą. Głęboką czernią, podkreśloną brunatnymi ornamentami, symbolami wyzwań, którym Rookwood stawiała czoła. Bliznami, oznaczającymi siłę i oddanie oraz brak litości. Zachwyt, malujący się na twarzy czarownicy wzbudzał w Mericourt dumę, przyprawioną jedynie odrobiną niepokoju – wierzyła, że Sigrun zdoła ukierunkować rozbuchane emocje, które mogą być jej siłą, mocą, agresja wywołana szaleństwem przynosiła bogate, krwawe plony.
Gdy czerń zalśniła na bladej twarzy kobiety, Deirdre wyminęła ją, niczym cień przemykając podwójnie, także w lustrzanym obliczu. Tym razem zbliżyła się do paleniska, do czystego kociołka, rozgrzanego już i gotowego do warzenia eliksiru. Okrutnego, przerażającego, trującego. Podniosła wzrok na nową twarz Sigrun, skinięciem głowy przywołując ją obok siebie. – To, co za chwilę wypijesz, zwie się Eliksirem Rozpaczy – zaczęła cicho, sięgając do kieszeni szaty po małą fiolkę o nieprzeźroczystym szkle: wytwór zdolnego alchemika, w zaufaniu tworzącego najtrudniejsze specyfiki. – Jej receptura jest sekretem, który otrzymasz – esencją tego co potężne, straszne i wierne zarazem – kontynuowała, odkręcając fiolkę, powoli, delikatnie, prawie pieszczotliwie.  – Stanie się częścią ciebie. Zaufanej sługi Czarnego Pana. – Nieśpiesznie wlała zawartość szkła do kociołka, a gęsta, czarna maź wypełniła jego dno. Pusta fiolka zniknęła ponownie w kieszeni peleryny, a Deirdre zwróciła się do stojącej obok niej Rookwood, spoglądając prosto w ziejące pustką otwory w masce. -  Krew niewinnej ofiary, której życie zakończyłaś – powiedziała, sięgając po fiolki leżące na ciemnym blacie stołu. – I krew jednorożca, stworzenia czystego i niewinnego, zamienionego w nicość – dodała, z szacunkiem odkręcając szkło. – Kropla po kropli, powoli – kontynuowała, najpierw wlewając do czarnego eliksiru krew człowieka, później – krew wyjątkowego zwierzęcia, nieśpiesznie, a z każdą gęstą kroplą czerwieni i srebra Eliksir Rozpaczy zawiązywał się, parował, wydzielając trudny do zniesienia zapach; emanował grozą i lękiem, aurą najgorszych koszmarów, z których nigdy nie można było uciec. Deirdre doskonale pamiętała moment, w którym wychyliła kielich eliksiru – takiego bólu nie czuła nigdy wcześniej ani później; coś w niej umarło, ale i narodziło się tamtego wieczoru. To samo miała przejść dziś Sigrun – już za moment, skazać się na wieczną posługę, ale i wielką potęgę. Miała szansę dołączyć do najlepszych i najwierniejszych. – Weź kielich i napełnij go, Sigrun – poleciła odsuwając się o krok od kociołka, buchającego szarawą parą, powietrzem przesyconym makabrą i czarną magią. Ofiara miała dokonać się przy Czarnym Panu: wykonywała jego polecenia, to on nakreślił proste słowa, przeobrażające się w cierpienie wynagrodzone oszałamiającym darem. Deirdre podwinęła rękaw peleryny, odsłaniając bladą, delikatną skórę przedramiona, upiornie kontrastującą z Mrocznym Znakiem. Nie robiła tego wcześniej, ale wiedziała, że są połączeni, że już na zawsze należała do Niego – pewnie podniosła wiodącą ręką zitanową różdżkę, lśniącą ciemnym fioletem, po czym przytknęła jej koniec do wytatuowanej czaszki. Od razu przeszyła ją krótka błyskawica bólu, skwaru, oblewającego najmniejsze naczynie włosowate wrzącą lawą; źrenice rozszerzy szły się jeszcze mocniej zlewając się z tęczówkami, a przez crescendo deszczu, uderzającego o dach domu w Harrogate, przebił się ogłuszający trzask pioruna.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Salon I [odnośnik]08.03.19 22:56
Przez te kilka miesięcy, które minęły na służbie Czarnemu Panu, podejmowanej przez Sigrun z ochotą, zmieniło się nie tylko jej życie, relacje i kariera, ale po części i jej osobowość. Wcześniej niepokorna i impulsywna, stała się bardziej zdyscyplinowana, uczyła się, nie tylko czarnej magii, ale i samej siebie - jak najlepszej wykorzystać drzemiący w niej potencjał. Gniew był silny, gniew był płomienny, zaczęła go jednak właściwie wykorzystywać.
Trudno było Sigrun oderwać zachwycone spojrzenie od maski, przeistoczonej przed chwilą z brudnej czaszki mugola, w nową twarz, symbol nowego życia, siły i łaski, jaką mogła zostać obdarzona; z ciekawością i fascynacją śledziła każdy ruch i słowo Deirdre, chłonąc jak najwięcej z tej chwili, w której miała dostąpić zaszczytu wstąpienia do kręgu najwierniejszych sług Czarnego Pana. Pragnęła zapamiętać z niej każdy detal. Gdy zaczęła rzeźbić w białej kości swą nową twarz, gdzieś na skraju jaźni plątała się myśl - czemuż mając więcej służyć fiolki z krwią, czarodzieja i niewinnego jednorożca? Pochłonięta sekretnym rytuałem, odwlekała to pytanie, którego ostatecznie nie musiała zwerbalizować; Deirdre udzieliła odpowiedzi, odsłaniając przed Rookwood kolejną z tajemnic. Eliksir rozpaczy, tym miały się stać. Jej uszu doszły legendy, pogłoski wyszeptywane z ucha do ucha przez fascynatów czarnej magii, plugawych mocy, sił nieczystych; nigdy nie sądziła, że receptura znajdzie się w jej posiadaniu. - Słyszałam o nim - odparła cicho, zbliżając się do Śmierciożerczyni. Podążała wzrokiem za dłonią Deirdre, w której znalazła się tajemnicza fiolka; jej zawartość zapełniła dno kociołka czarną, nieprzejrzaną mazią, a niedługo później w ślad za nią wlała doń powoli krew czarodzieja (doskonale pamiętała jego twarz, spojrzenie pełne strachu, kiedy obierała mu życie) i srebrną posokę zwierzęcia - sądziła dotąd, że części jednorożca wykorzystywane są w eliksirach uzdrawiających, lecz krew odebrana przemocą, potworną zbrodnią... musiała służyć czemuś potworniejszemu i po stokroć piękniejszemu zarazem - bo czyż piękno nie tkwiło właśnie w terrorze?
Pod wpływem ich działań nad kociołkiem buchnęła szara para, a mimo to wcale nie zrobiło się bardziej duszno. Zmysł węchu drażniła obca, niepokojąca woń; zapach śmierci, rozpaczy i bólu, fascynujący i wzbudzający lęk jednocześnie. Przywodził na myśl najczarniejsze wizje, koszmary i plugawe siły, to ich jednak pragnęła najgoręcej - zabrnąć głęboko w ciemność, pomimo bólu, jaki może temu towarzyszyć. Niczym ćma lgnąca do ognia, choć może w każdej chwili zająć się ogniem. Obawiała się momentu, w którym uniesie kielich do ust i wypije zawartość, nie zawaha się przed tym, chciała tego, chciała znaleźć się bliżej Pana - chciała tego tak gorąco, jak nigdy wcześniej.
W ciszy zajęła wskazane przy kociołku miejsce, z kielichem w dłoniach; bardzo ostrożnie, by nie uronić ani kropli wywaru, przesyconego do cna czarną magią. Czy miała go wypić w tej chwili? Czekała na kolejne polecenie od Deirdre; ona jednak podwinęła rękaw szaty, odsłaniając białe przedramię, na którym najgłębszą czernią odznaczał się Mroczny Znak.. Czaszka i prześlizgujący się przezeń wąż, przerażający i fascynujący zarazem symbol najwierniejszych. Uważnym spojrzeniem śledziła ruch różdżki kobiety;, pozostała nieruchoma nawet wówczas, gdy niebo roziskrzyło się od błyskawicy, a domem w posadach wstrząsnął jej potężny trzask. Zastygła w bezruchu, w pełnym napięcia milczeniu, z szeroko otwartymi oczyma.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Salon I [odnośnik]11.03.19 16:19
Pan przybył na prośbę swego sługi. Nie miał najmniejszych wątpliwości, co do tego, że pierwsza kobieta, która odrzuciła słabość spisze się w swej roli doskonale. Tego dnia miała podzielić się z kimś tym zaszczytem. Miała odwiedzić godnego sługę i przekazać mu ich tajemnicę. Tego dnia tym sługą była Sigrun Rookwood.
Czarny Pan zjawił się tuż po tym, jak niebo rozjaśniało od błyskawicy. Kiedy zalśniła znów w akompaniamencie donośnego grzmotu wyłonił się z czarnej mgły, w szacie lśniącej niczym jedwab i czarnej jak noc. Towarzyszyła mu złowroga aura i niepokój. Jego twarz schowana była w cieniu, ale nie mogło być żadnych wątpliwości, co do tego kim był. Lekkim krokiem otoczył kobiety, przystając za plecami Sigrun, a szedł jak kot, którego nikt nie usłyszałby nawet w zupełnej ciszy.
— Sigrun — powitał ją zimnym, przeszywającym głosem, znów wychodząc jej na przeciw — jakby oglądał ją z każdej strony i zsunął z głowy kaptur. Spojrzał jej w oczy, głęboko — tak głęboko, że czarownica poczuła to w swojej głowie. Przeszył ją ból, ostry, nagły i pulsujący w skroniach, lecz trwało to ledwie moment. Czarny Pan zobaczył już wszystko w jej głowie i wspomnieniach, co chciał wiedzieć. Odnalazł w niej siłę i słabość, ból i ukojenie. Zobaczył jej wielkie chwile i przykre upadki. Poznał jej najobrzydliwsze sekrety i najgorsze kłamstwa. Już po chwili Deirdre zniknęła z oczu Rookwood. Była tylko ona i Czarny Pan, przez chwilę, na moment. I wiedziała, że jest wielką i potężną czarownicą, która bez trudu zgłębia arkana tajemnej wiedzy. I była u boku Czarnego Pana, który ją aprobował, doceniał jej starania. Była jego wiernym sługą. Ale i ta wizja rozmyła się po chwili, dopiero wtedy ból całkowicie ustał. Obietnica złożona przez Czarnego Pana miała się ziścić. Była tego pewna.
— Poniesiona przez ciebie cena sprowadziła mnie tutaj — odezwał się znów. — Ale to za mało. Musisz mi oddać wszystko, co masz. — Nie odrywał od niej wzroku, kiedy wyciągał w jej stronę rękę. — Wtedy czego pragniesz się ziści. Deirdre, podyktuj słowa przysięgi. — Miała być gwarantem złożonej wieczystej przysięgi.


Dokonywał wielkich rzeczy strasznych, to prawda, ale wielkich

Czarny Pan
Czarny Pan
Zawód : Czarnoksiężnik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Ja, który zaszedłem dalej niż ktokolwiek inny na drodze do nieśmiertelności...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Salon I - Page 2 Tumblr_mmbuhtLKK11r3r73mo1_500
Konta specjalne
Konta specjalne
https://www.morsmordre.net/t3051-r-tom-riddle#50095 http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f303-piwnica https://www.morsmordre.net/f303-piwnica
Re: Salon I [odnośnik]12.03.19 17:50
Zjawił się natychmiast, szybciej od wiatru, od esencji czarnej mgły; wyczuwała Jego przybycie jeszcze zanim przekroczył próg salonu. Ogłuszający huk grzmotu i jasna szrama błyskawicy, przeszywająca zachmurzone niebo, były niczym wobec aury Czarnego Pana, pełnej niewyobrażalnej mocy. Buzującej także i w jej żyłach, rozgrzanych od przyzywającej magii, rozjątrzonych bliskością Tego, Którego Imienia Nie Mogli Wymawiać. Przymknęła oczy, z zachwytu i bólu jednocześnie, nie odwracając się, ciągle wpatrzona w przytrzymującą kielich Sigrun. Dopiero szelest peleryny i tembr chłodnego, wyniosłego głosu, nie potrzebującego krzyku, by wzbudzić koszmarne przerażenie, pozwoliły na schylenie głowy w geście bezbrzeżnego szacunku. Czarny materiał rękawa peleryny znów opadł na blade przedramię, skrywając zaczerwienioną skórę wokół Mrocznego Znaku. Symbolu oddania i potęgi; pamiętała każdą sekundę tamtej nocy, gdy stała się jedną z pierwszych, gdy dostąpiła najwyższego zaszczytu, nie miała więc żadnych problemów z przywołaniem słów, które stały się wtedy sensem jej istnienia.
Słów wyjątkowych, wiążących, pętających Wieczystą Przysięgą, którą już za moment Rookwood miała złożyć. Na razie smakowała bólu i rozkoszy, to także wyryło się w pamięci Deirdre; nigdy później nie cierpiała tak bardzo, lecz docenienie przez Lorda Voldemorta i całkowite oddanie sprawie Rycerzy Walpurgii osładzało torturę, czyniąc ją jedynie wstępem do prawdziwej wielkości. Zdobywanej krok po kroku, utrzymywanej tylko ciężką pracą i absolutnym oddaniem. Mericourt wyprostowała się i zrobiła krok do przodu, pomiędzy czarnoksiężnika i Rookwood; wyciągnęła przed siebie ciemnofioletową różdżkę a jej koniec rozbłysnął srebrzysto-szmaragdową poświatą. - Powtarzaj za mną - szepnęła, spoglądając prosto w oczy Sigrun, poważne, przejęte, zalęknione i pełne fascynacji. - Na krew moich przodków, na moje życie, na wszystko co mi drogie, zaklinam się, oddaje ci swoją duszę. Zrobię wszystko, czego zażądasz, a moją myślą nigdy nie wstrząśnie zwątpienie. Przybiorę nową twarz, jeśli będzie trzeba. Nigdy nie wykażę się słabością ani zawahaniem i stawię się na każde wezwanie. Wiem bowiem, że tylko tobie, książę Slytherinu, ostatni z rodu Gauntów, wężousty Czarny Panie, pragnę służyć. - Mówiła cicho, lecz wyraźnie, z szacunkiem i mocą wybrzmiewającymi w każdej głosce, pewna, że echo jej słów znajdzie odbicie w spływającej z ust Rookwood przysiędze, w podniosłym przypieczętowaniu swego losu już na wieczność. Eliksir ciągle parował z wnętrza kielicha, powietrze zgęstniało, nalektryzowało się drobinkami wyjątkowej, niespotykanej magii - choć Czarny Pan znajdował się tak blisko, Deirdre nie śmiała oderwać wzroku od różdzki i profilu Sigrun. To była noc przemiany i ofiary, śmierci i narodzenia; coś pięknego i przerażającego, napełniającego ją niezwykłą dumą.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Salon I [odnośnik]12.03.19 19:25
Nie tylko budynek zadrżał w posadach, gdy wstrząsnął nim grzmot, niebo przeszyła błyskawica, rozjaśniając na ułamek sekundy wnętrze salonu i pojawił się On. Cichy, bezszelestny niczym kot, emanujący potęga, rozsiewający wokół siebie złowrogą, przerażającą aurę. Nie miała śmiałości, aby odezwać się pierwsza, nie było jej wolno, dopóki On tego nie uczyni; czekała, aż na to pozwoli, aż jej się przyjrzy. Poczuła, że ręce pokrywają się gęsią skórką, wzdłuż kręgosłupa zimny dreszcz. Lękała się go, to oczywiste, lękała i w lęku tym bezgranicznie podziwiała, szanowała.
- Czarny Panie... - odpowiedziała natychmiast, pochylając z szacunkiem głowę; ledwie uniosła podbródek, by spojrzeć w na jego twarz - bladą i przerażającą, aby odnaleźć spojrzenie oczu Pana, gdy przeszył ją ostry ból. Zniknął salon, zniknęła Deirdre, zniknął kociołek, nad którym kłębiła się szara para. Tylko On i ona. Wszystkie, najbardziej obrzydliwe uczynki jakich się dopuściła; sekrety, jakie ukrywała przed innymi; jej słabości, za które było jej wstyd. Nie zauważyła, kiedy osunęła się na kolana. Penetrował umysł Sigrun boleśnie, czuła to, odkrywał każdą kartę, dowiadując się o niej wszystkiego - nie walczyła z tym. Poddawała się temu, choć bolało - a boleć miało jeszcze mocniej - przed Nim nie mając nic do ukrycia. Torturowała, zadawała cierpienie, zabijała - trzy życia odebrała już dla Niego i odbierze znacznie więcej, jeśli tylko tego od niej zażąda. Chciała mu służyć. Drżała z bólu, ale wtedy nawiedziła ją wizja jej samej - u Jego boku. Jako wiernego sługi, którego starania zostały docenione. Tego pragnęła najmocniej i poczuła, że to czeka ją, jeśli uczyni wszystko, by go zadowolić - nie miała najmniejszych wątpliwości, że tak właśnie będzie.
Wszystko ustało nagle, a Sigrun otworzywszy oczy ujrzała znów jego twarz. Wciąż jednak drżała, kłębiło się w niej tyle emocji - od lęku i szacunku wobec jego potęgi, poprzez fascynację, ekscytację tym, co ją czekało - i wzruszenie, że naprawdę dostępowała tego zaszczytu. Dołączenia do kręgu najwierniejszy sług.
Nie podniosła się z klęczek, gdy Czarny Pan zażądał od niej wszystkiego, złożenia przysięgi wieczystej, za złamanie której groziła śmierć - nie wahała się. Naprawdę pragnęła oddać mu wszystko - swoją duszę, życie i różdżkę. Ujęła z szacunkiem podaną jej dłoń, patrząc na twarz swego Pana i zaczęła powtarzać słowa Deirdre.
- Na krew moich przodków, na moje życie, na wszystko co mi drogie, zaklinam się, oddaje ci swoją duszę. Zrobię wszystko, czego zażądasz, a moją myślą nigdy nie wstrząśnie zwątpienie. Przybiorę nową twarz, jeśli będzie trzeba. Nigdy nie wykażę się słabością ani zawahaniem i stawię się na każe wezwanie. Wiem bowiem, że tylko tobie, książę Slytherinu, ostatni z rodu Gauntów, wężousty Czarny panie, pragnę służyć - mówiła Sigrun, a głos miała pewny jak nigdy wcześniej; powtarzała bez najmniejszego zawahania, za to z przejęciem ofiarując Czarnemu Panu wszystko co miała - z ochotą oddając swoje życie na wieczną służbę. Przysięga wieczysta stanowiła pieczęć tej ofiary, która nigdy nie zostanie przełamana. Będzie mu służyć, bądź zginie próbując.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Salon I [odnośnik]14.03.19 21:23
—Powstań— rozkazał jej, spoglądając na nią z góry, wysuwając swoją dłoń z jej, kiedy srebrzysty węzeł oplatający na moment przysięgi ich dłonie powoli zniknął. Patrzył na nią przez chwilę, nie wyrażając wiele. Lord Voldemort wydawał się zimny, jego myśli nieprzeniknione, a to, co z niego emanowało budziło najdzikszy strach. Cień zadowolenia przemknął jednak po jego twarzy. Złożona przez Sigrun przysięga satysfakcjonowała Czarnego Pana. — Kielich, Deirdre. — Zwrócił się do Mericourt, nie odwracając wzroku od Rookwood. Eliksir nie smakował dobrze. Był obrzydliwy, żołądek szarpał po nim w spazmach, wywoływał mdłości, wymioty, ściskał trzewia, ale to był dopiero początek męki. — Pij, Sigrun. Do dna. Staniesz się wielkim śmierciożercą. Otrzymasz moc i zdolności pozwalające ci na to by zdeptać wroga. Od dziś przewodzić będziesz tym, którzy twego przewodnictwa potrzebować będą, w mroku, ciemności. — Głos Czarnego Pana obniżył się, a lekka wibracja niosła w sobie nutę groźby. Po zadowoleniu nie było ani śladu. Szybkim, zamaszystym ruchem odwrócił się, a czarna peleryna przecięła powietrze. Ruszył w stronę okna, ale nie zniknął. Zatrzymał się, stojąc tyłem do kobiet.
— Nie spisaliście się — powiedział to zimnym, cierpkim tonem, który przeszył obie Śmieciożerczynie na wskroś. — Zadanie nie było trudne, mieliście nie dopuścić do tego, by wróg przedostał się przez barierę. Zawiedliście — w głosie dało się słyszeć zawód. Potworny zawód, który paraliżował i sprawiał, że kobiety zaczęły się kurczyć. — Nasz wróg z łatwością przebił to, co próbowaliście uzyskać. Marną tarczę przebili jak pergamin. — Odwrócił się przez ramię. Czarownice widziały w jego spojrzeniu nakaz, bezwzględny i pod niewypowiedzianą groźbą nakaz, że coś musieli z tym zrobić — zrekompensować stratę, naprawić porażkę, jaką osiągnęli, a jednocześnie mogły wiedzieć, że to niemożliwe. — Poprowadzisz spotkanie z Rycerzami, Sigrun. Towarzyszyć będzie Ci Mulciber. Tyle mądrych głów, na pewno coś zaradzicie. — Zadrwił, odwracając się znów do okna. — Tyle potężnych czarnoksiężników, tyle utalentowanych i ambitnych władców świata — podniósł nieco głos, napięcie w pomieszczeniu wzrosło, ale temperatura gwałtownie spadła. Zrobiło się zimno. Bardzo zimno. Na szybach pojawił się szron.
Po chwili Lord Voldemort rozmył się w powietrzu. Sigrun Rookwood wiedziała, że to był zły czas i wymagał podjęcia dobrych, o ile nie bezbłędnych decyzji, które musieli podjąć wraz z innymi, by uniknać kary, jaką mógł im wymierzyć Pan.


| Czarny Pan zt


Dokonywał wielkich rzeczy strasznych, to prawda, ale wielkich

Czarny Pan
Czarny Pan
Zawód : Czarnoksiężnik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Ja, który zaszedłem dalej niż ktokolwiek inny na drodze do nieśmiertelności...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Salon I - Page 2 Tumblr_mmbuhtLKK11r3r73mo1_500
Konta specjalne
Konta specjalne
https://www.morsmordre.net/t3051-r-tom-riddle#50095 http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f303-piwnica https://www.morsmordre.net/f303-piwnica
Re: Salon I [odnośnik]15.03.19 18:56
Podała Sigrun przytrzymywany w bladych dłoniach kielich, przyglądając się temu, co dokonywało się na jej oczach. Ostateczna ofiara, ostateczna posługa, ostateczna Przysięga, wypowiadana pewnym głosem przez znajdującą się teraz na klęczkach kobietę. Czas zdawał się zawracać, Deirdre na kilka złudnych chwil znów znalazła się w wilgotnym laboratorium, wpatrując się ponad kamiennym stołem w przenikliwe, przerażające oczy Czarnego Pana, w zacięte usta, w złowieszczą biel policzków. Teraz nie ośmieliła się tego zrobić, spoglądała przed siebie, na buzujący w kominku ogień, rzucający półcienie płomieni na cały, skąpany w półmroku salon. Dostąpująca zaszczytu, smakująca przekleństwa czarownica wypijała ból i potęgę, pozwalając czarnej magii przeżreć swe ciało aż do kości - Mericourt niemalże współodczuwała tę przemianę, ale jej twarz pozostawała beznamiętna, spokojna, a kocie oko zmrużone.
Nie podnosiła głowy, gdy Czarny Pan odniósł się do ich ostatnich misji; zawiedli, była tego boleśnie świadoma. I choć ona wypełniła rozkazy Lorda Voldemorta co do joty, wiedziała, że inni nie byli na tyle silni, że spotkali się z wieloma trudnościami. Przeszył ją dreszcz lęku, ale silniejszy od paraliżującego strachu był niedosyt, poczucie zawodu; wrodzony perfekcjonizm szarpał, wyrywał się ku zapewnieniom o tym, że to naprawią, że ukarają każdego, kto nie wyczerpał pełni swych możliwości. Milczała jednak pokornie, z dłońmi splecionymi przed sobą, na różdżce, przyjmując z pozornym spokojem zjadliwą reprymendę. Padającą także na Sigrun - w tym wypadku prowadzenie spotkania nie było nobilitacją a wyzwaniem, trudną próbą. Mulciber mógł jej pomóc, lecz zawsze to mniej doświadczony śmierciożerca dźwigał na swych barkach ciężar odpowiedzialności. Mericourt przeszył chłód, potworny ziąb, od razu kojarzący się jej z długimi, ciemnymi korytarzami Azkabanu, nie drgnęla jednak nawet o cal, chyląc czoło w wyrazie szacunku.
Dopiero gdy równe kroki Czarnego Pana rozmyły się w ciszy, wyprostowała się, blada i przejęta; krople deszczu przestały sunąć po jej twarzy, lecz wilgotne włosy dalej zlewały się w jedno z czarnym materiałem szaty. Spojrzała na Sigrun, wiedząc, jak ciężka czeka ją noc; torsje, mdłości, słabość, śmierć kwitnąca bujnie w każdym mięśniu, kości i ścięgnie ciała. - Odpocznij, Sigrun - potrzebujesz wszystkich sił, jakie zdołasz zebrać, by sprostać następnym tygodniom - powiedziała cicho, z czymś w rodzaju troski. Musiała być silna, silniejsza nawet niż do tej pory i Mericourt nie wątpiła, że jasnowłosa stawi czoła każdemu postawionemu przez nią wyzwaniu. Nosiła przecież Mroczny Znak, wyjątkowy symbol wywyższający ją ponad pozostałych Rycerzy Walpurgii, spowijając jednocześnie wielką odpowiedzialnością. - Gdybyś szukała rady lub pomocy, nie wahaj się do mnie odezwać. Stałaś się moją siostrą, złożyłyśmy wspólną ofiarę a siła czarownic przewyższa to, co znane tradycyjnemu porządkowi - dodała, chwytając na moment dłonie Sigrun w swoje; długie, lodowate palce owinęły jej nadgarstki, opuszki palców wyczuły szybkie, nierówne tętno, a czarne tęczówki, zlewające się z źrenicami, spojrzały prosto w oczy Rookwood. Bycie kobietą nie było łatwe, także wśród Rycerzy Walpurgii - nawet te uznane przez Czarnego Pana spotykały się z wieloma przeciwnościami, z pogardą i lekceważeniem, lecz ich mocą była kobieca siła i solidarność, rodząca się z wspólnych, bolesnych doświadczeń. Nie musiała mówić nic więcej, szeptać podniosłych słów o nowej drodze życia, przestrzegać przed popełnianiem błędów, sugerować kolejnych kroków - była pewna, że Sigrun bez wątpienia poradzi sobie sama. Delikatnie wypuściła z uścisku dłonie jasnowłosej; aura Czarnego Pana ciągle przenikała ją lękiem, musieli znów zdobyć łaskę jego zadowolenia, ale tym zajmą się wkrótce.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Salon I [odnośnik]15.04.19 20:47
Głos Sigrun nie zadrżał, nie rozbrzmiała w nim choćby nuta zawahania, niczego nie była tak pewna jak tego, że pragnie kroczyć tą właśnie ścieżką, że pragnie ofiarować Czarnemu Panu swą duszę i swe życie. Z każdym wypowiedzianym słowem wieczystej przysięgi srebrzyste węzły oplatały ich dłonie, wiążąc życie Sigrun z Nim aż po wieki. Powstała dopiero, gdy wydał jej wyraźny rozkaz, czując, że wciąż każdy mięsień jej ciała pozostaje napięty. Cały czas się denerwowała, odczuwała lęk, którym emanował. Wyciągnęła dłonie po kielich, przyjmując go od Deirdre, wiedziała, że ma go wypić, nim jeszcze Czarny Pan zwerbalizował rozkaz, wypowiadając głośno to, co ujrzała zaledwie kilka chwil wcześniej we własnej głowie, gdy penetrował jej myśli. - Dziękuję, Panie - odpowiedziała uniżne, unosząc kielich do ust.
Nigdy w życiu nie miała w ustach nic bardziej obrzydliwego.
Czarna ciecz smakowała i pachniała rozkładem, śmiercią, nieszczęściem i lękiem, była wszystkim tym, co najbardziej plugawe i obrzydliwe. Żołądek Sigrun zbuntował się natychmiast, nie chcąc przyjąć eliksiru, który sączyła z trudem z kielicha; starała się to zrobić jak najszybciej, chcąc mieć to już za sobą, choć to nie smak i zapach miały być najgorsze. Nawet, kiedy organizm chciał siłą zwrócić to, co wypiła, zaparła się i przełknęła. Wypiła wszystko aż do dna, czując, że miękną pod nią nogi. Zrobiło jej się niedobrze, skronie zapulsowały bólem, zachwiała się w miejscu.
Nie upadła jednak, nie mogła, Czarny Pan jeszcze z nimi nie skończył; jego zimny głos, groźba i wyraźne niezadowolenie wprawiły Rookwood w jeszcze większą słabość. Zapadła się w sobie, kurcząc ramiona, pochylając ze wstydem głowę. Nie sądziła dotąd, że było aż tak źle. Ona uczyniła wszystko co mogła, dopełniła swego obowiązku, nie miało to jednak znaczenia, gdy Yaxley zawiódl, przynosząc wstyd im obojgu. Rookwood nie miała śmiałości, by się odezwać, próby tłumaczenia i usprawiedliwienia wszystko by jedynie pogorszyły, to już było bez znaczenia - liczyło się jedynie to, że zawiedli. Zadrżała zlękniona, obawiając się, że gniew Pana odbije się w tym momencie na nich, że ukarze je, a one nie zaprotestują świadome, że miał ku temu powody.
- Oczywiście, Czarny Panie - wychrypiała słabym głosem, drżąc już nie tylko z lęku przed Jego złością, ale i zimna. Nie musiała spoglądać na okiennice, by wiedzieć co się z nimi stało. Prowadzenie obrad zawsze było nobilitacją, honorem, nie mogła zaprzeczyć, że wyobrażała sobie samą siebie w tej roli, choć brakowało jej umiejętności krasomówczych; teraz jednak czuła niepewność i zdenerwowanie. Najbliższe spotkanie będzie trudne, cholernie trudne, a ona musiała unieść ten ciężar na swych barkach.
Nie wiedziała w którym momencie On zniknął, rozmywając się w powietrzu, chwilę wcześniej zmrużyła oczy, starając się wytrzymać falę bólu, która wprawiała jej ciało w coraz większą słabość. Żołądek podchodził Rookwood do gardła. Przełknęła wszystko, co do kropli, a wciąż miała w ustach paskudny smak śmierci, rozkładu i nieszczęścia. Czuła ten zapach. Miała wrażenie, że zwymiotuje.
Uniosła wzrok na Deirdre, orientując się, że pozostały w zimnych, ponurych komnatach same. Trzaskający w kominku ogień nie rozpraszał ani chłodu, ani ciemności, które On po sobie pozostawił. Przyjęła słowa brunetki kiwając głową, na znak, że rozumie; miała rację, potrzebowała odpoczynku, najbliższe spotkanie będzie jednym z najtrudniejszych wyzwań.
Uczyniła krok do przodu i zachwiała się, upadłaby, gdyby Deirdre nie chwyciła jej dłoni, nie złapała za nadgarstki.
- Dziękuję, Deirdre - wychrypiała po chwili, nie odwracając spojrzenia od czarnych jak bezksiężycowa noc tęczówek, wejrzała w nie z powagą i szacunkiem. Słowa, które po chwili wyrzekła, nie były dla niej łatwe, nie znosiła sentymentów i słabości, ale pragnęła, by wiedziała. - To zaszczyt stawać w tej walce u twego boku. - Nie było w nich fałszywych pochlebstw i nieszczerości, wysoka pozycja Tsagairt wśród Śmierciożerców, jej siła, mogła wyłącznie cieszyć i wprawiać w poczucie dumy, że kobieta może osiągnąć tak wiele; przetarła innym szlak, którym Sigrun była zdecydowana podążać, chciała mieć w niej sojuszniczkę. - Pokażemy im na co stać tylko prawdziwe wiedźmy - wyszeptała, zaciskając palce na skórze Śmierciożerczyni.
Gdyby tylko była w pełni sił uśmiechnęłaby się szelmowsko, w oczach rozbłysłaby groźna iskra, ale teraz, gdy krew rozprowadziła eliksir rozpaczy po całym jej ciele, nie była w stanie wykrzesać z siebie choćby odrobiny radości. Skóra stała się blada jak ściana, nabrała niezdrowego kolorytu, oczy były puste i matowe. Sigrun puściła dłonie Deirdre, musiała złapać się stołu, by nie upaść; z trudem dotarła do sofy, na którą opadła, lecz pozycja leżąca bynajmniej nie przyniosła jej ulgi. Targały ją mdłości tak okrutne jak nigdy wcześniej. Zamknęła oczy, skupiając się na tym, by nie zwrócić zawartości żołądka - nie mogła. Musiała to przetrwać.
Tak jak wszystkie potworne myśli, które zaległy się tuż w czaszce, brzęcząc głośno jak rój rozjuszonych szerszeni. Ból z wolna stawał się nie do zniesienia, ale nic i nikt nie mógł jej w tamtej chwili pomóc.
Nie wiedziała, kiedy zniknęła Deirdre, gdy otworzyła oczy kilka godzin później, czarownicy już nie było.

| ztx2


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Salon I
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach