Wydarzenia


Ekipa forum
Salon I
AutorWiadomość
Salon I [odnośnik]03.11.17 18:32
First topic message reminder :

Salon

Największa komnata na parterze słuchy Sigrun za salon, choć z rzadka ma gości innych, niż jej bracia. Dwie ściany wyłożone są ciemnozielonym drewnem i przy jednej z nich, na wprost wejścia od strony holu, znajduje się sporych rozmiarów, rzeźbiony kominek niepodłączony do Sieci Fiuu. Nad kominkiem wisi portret Rookwooda żyjącego przed stu laty, a największa okiennica zamiast parapetu ma wygodne siedzisko. Oprócz stołu na dwanaście krzeseł stoi tu również stara, wysłużona kanapa i kilka wygodnych foteli. Ściana naprzeciw okien zastawiona jest regałami z książkami, z których jeden kryje tajemne przejście do sekretnej biblioteczki i pracowni.


She's lost control
again


Ostatnio zmieniony przez Sigrun Rookwood dnia 09.11.21 14:02, w całości zmieniany 1 raz
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544

Re: Salon I [odnośnik]08.02.21 13:55
Nie nadawała się na matkę. Instynkt, który podobno posiadały wszystkie czarownice, nie wybił się na powierzchnię zlodowaciałego serca, a pojawienie się na świecie bliźniąt nic nie zmieniło w podejściu Deirdre do niesamodzielnych, niezrozumiałych istot. Oczywiście miewała przebłyski fascynacji, potrafiła czasem wręcz rozczulić się małą piąstką Myssleine zaciśniętą na krawędzi kocyka (bo wyobrażała sobie wtedy , że za kilkanaście lat zamiast materiału pomiędzy palcami zalśni różdżka, wymierzająca śmierć szlamom i zdrajcom)albo sposobem, w jaki Marcus marszczył brwi (absurdalnie przypominało jej to nieświadomą mimikę Tristana), lecz te promyki normalności przebijały się przez ciemne chmury niezwykle rzadko. Potrafiła udawać troskę, podglądała krewne, koleżanki oraz Cassandrę na tyle uważnie, by naśladować z powodzeniem opiekuńczość, lecz nie stała za tym prawdziwa troska. Inaczej sprawa miała się z Sigrun, pozbawionej słodkości i bezbronności niemowlęcia. Paradoksalnie powinno działać to na jej niekorzyść, lecz Mericourt czuła większą odpowiedzialność za dobrostan śmierciożerczyni niż własnego potomstwa. Przynajmniej chwilowo.
-Piękne zwierzę. Odważne. Jak się wabi? – spytała, spoglądając na miotającego się między nogami Sigrun psa, starając się, by w jej spojrzeniu nie pojawił się odprysk ukrywanego obrzydzenia lub lęku. Nie obchodziło ją miano bydlęcia, ale wiedziała, że Rookwood uwielbia swoją sforę – chciała więc poruszyć temat łagodny, przyjemny, wprowadzając blondynkę na spokojniejsze wody. Zacumować ją tu i teraz, co nie było takie łatwe, bo naga czarownica wydawała się rozdygotana, zagubiona i wroga jednocześnie. Rozbiegany wzrok skupiał się na dziwnych punktach, cos wywoływało obrzydzenie i lęk, coś, co było na schodach – lecz gdy Deirdre spokojnym krokiem wyminęła łowczynię, nie spostrzegła nic w półmroku. To wcale jej nie uspokoiło, wolałaby natrafić na połowę Zakonu Feniksa: to tłumaczyłoby dziwaczne zachowanie Rookwood. Mericourt znów odwróciła się w jej stronę, przyglądając się uważnie procesowi ubierania kobiety. I wtedy jej wzrok natrafił na łuk lewej piersi, lecz to nie ten niemoralny widok wywołał nagłe spięcie w gardle, a czerń nowego znamienia, mrocznego tatuażu, brutalnej pamiątki po tym, co stało się w czeluściach Gringotta. Wspomnienia zalały brunetkę niczym fala brudnej, wzburzonej, zmętnionej wody, jednocześnie utrudniającej nabranie powietrza, jak i palącej żywcem przemoczoną skórę. Tym razem to ona zadrżała, zaciskając dłonie w pięści i podchodząc szybko do nieco pochylonej podczas zawiązywania spodni czarownicy. – Cassandra żyje, w odróżnieniu od Alpharda, Rookwood. To przez ciebie zginął. Masz na sumieniu błękitnokriwstego dziedzica rodu Blacków- wysyczała sylaba po sylabie z taką złością, z agresją, z wrzącą pasją, że zawsze opanowany głos załamał się przy wypowiadaniu imienia przyjaciela. Po raz pierwszy straciła nad sobą panowanie, nie pojmując, co się z nią działo. To nie jej melodyjny ton trzeszczał i warczał, to nie jej skośne oczy lśniły od absurdalnego gniewu – i to nie jej dłoń pochwyciła jasne, mokre włosy Sigrun tuż przy karku, szarpiąc je w prymitywnym, żałosnym geście przemocy. Nie była fizycznie silna, nie zrobiła kobiecie krzywdy, ale paznokcie wbiły się w skórę, a pomiędzy opuszkami zaplątało się kilka długich kosmyków. Szaleństwo, tak widoczne w zachowaniu łowczyni wilkołaków, znalazło ujście w krótkim ataku agresji także u drugiej śmierciożerczyni. Szczęśliwie – ten magiczny paroksyzm trwał ułamki sekund, nim Deirdre zdołałaby sięgnąć po różdżkę i dokonać prawdziwego zniszczenia.
Ochłonęła równie nagle, jak zapłonęła; mięśnie rozluźniły się, wykrzywiona w grymasie furii twarz złagodniała, a lodowate palce puściły wilgotne pukle Sigrun. Cofnęła się o krok, a ręka opadła bezwładnie. – Ja…ja nie wiem co we mnie wstąpiło – powiedziała znów opanowanym tonem, z kamienną twarzą, choć serce dudniło w piersi tak głośno, że prawie nie słyszała swych słów. Wspaniale, miała przyjść tu uspokoić Rookwood, a sama wyszła na wariatkę. Może było to zaraźliwe? Poprawiła kosmyk włosów i przód szaty uporządkowanym, rutynowym gestem, oblizując spierzchnięte wargi. – Cassandra żyje. Rozmawiałam z nią. Musiało ci się coś przewidzieć. Może to jakiś podstęp? Kto wie, że tu mieszkasz? – zarzuciła pytaniami jak gdyby nigdy nic, mając naiwną nadzieję, że Sigrun nie zareaguje na ten krótki akt przemocy.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Salon I [odnośnik]19.02.21 21:56
Poza nienawiścią do mugoli i umiłowaniem czarnej magii najwyraźniej Deirdre i Sigrun łączyła także niechęć do dzieci i macierzyństwa. Podobnie jak i ona blondynka nigdy nie odczuwała instynktu macierzyńskiego... przynajmniej wobec ludzkich dzieci. Te ją brzydziły. Zupełnie inaczej sprawa się miała z psami, wobec których Sigrun zawsze okazywała dziwną, niezrozumiałą czułość. Przemawiała do nich tak jak mówiły niektóre kobiety do niemowląt i dzieci. Dbała o nie, karmiła, troszczyła się o nie w chorobie, podczas połogu i zmęczenia. Uczyła komend, tresowała, rozpieszczała. Pozwalała im spać w swoim łóżku, przytulać się na kanapie, nie szczędziła im pieszczot, głaskania i drapania za uchem. Wolała swoje psy od ludzi. Tak jak matka - była z nich dumna i lubiła, kiedy ktoś je chwalił, podziwiał. Słowa Mericourt, mimo że nieszczere, sprawiły Sigrun przyjemność. Była zbyt rozproszona, nieszczególnie skupiona, miała za duży mętlik w głowie, by wychwycić nieprawdziwą nutę - zwłaszcza w głosie tak wytrawnego kłamcy.
- Saba - zdążyła odpowiedzieć jeszcze Sigrun, zanim wyciągnęła zwierzę z salonu i zamknęła na zewnątrz.
Dobrze zrobiła, że zamknęła drzwi na klucz. Owczarek był na tyle dobrze wytresowany, że uspokoiłby się pod wpływem zdecydowanych komend, lecz znów ruszyłby do ataku ujrzawszy jak obca kobieta podchodzi do jego właścicielki, a z jej ust wydobywa się rozgniewany warkot.
Rookwood poczuła się tak zaskoczona słowami Deirdre, że przystanęła, zastygła w bezruchu, na początku nie potrafiąc odpowiedzieć.
- Przeze mnie?! To nieprawda. Nie. Nie kazałam mu dotykać kamienia. Sama byłam martwa - mówiła gorączkowo, nie odsuwając się nawet wówczas, kiedy Mericourt znalazła się niebezpiecznie blisko i szybkim ruchem wplotła dłoń w jej włosy, ciągnąć brutalnie. Paznokcie, jakie wbiły się w skórę, sprawiły Sigrun niewielki ból. Nie zareagowała na to jednak - do bólu zdążyła przywyknąć. Patrzyła w twarz Deirdre szeroko otwartymi oczyma, w których jak nigdy było wiele strachu. Mogłaby się pewnie wyszarpnąć, gdyby chciała, Śmierciożerczyni fizycznie nie była na tyle silna, by ją całkiem unieruchomić - Sigrun nie podniosłaby na nią jednak ani ręki, ani różdżki. Stała bliżej Czarnego Pana, była potężniejsza, ważniejsza. Mimo że Sigrun pomieszało się w głowie, to wciąż o tym pamiętała.
- Puść mnie. To nie była moja wina - wymamrotała blondynka.
Nie musiała powtarzać. Gniew, lśniący w czarnych oczach Deirdre, nagle przygasł, oblicze znów spowił niemal beznamiętny wyraz. Sigrun rozczesała włosy palcami, sięgnęła po koszulę, by ubrać się całkiem. Obserwowała Deirdre zaskoczona. Nie miała jej szczególnie za złe pociągnięcia za włosy - w ciągu swojego życia wielokrotnie wdawała się w różne awantury i w przeszłości sama była ofiarą przemocy. Musiała jednak przyznać, że nie spodziewała się takiego gniewu po Mericourt, która przywodziła jej na myśl zimny posąg - zawsze opanowana, zimna, doskonale wyważona. Tym razem jakby straciła kontrolę - tak jak nierzadko Sigrun.
- Cassandra żyje? Jesteś tego pewna? - spytała z szybko bijącym sercem. Niemal zakręciło się jej w głowie z ulgi. Skoro z nią rozmawiała, pewnie po liście od Rookwood, to co widziała nie mogło być prawdziwe. - Podstęp? Nie wiem. O Skale wie moja rodzina. Kilku Rycerzy Walpurgii. To nie oni przecież - wymamrotała skołowana. Oparła się o stół i uniosła ręce do twarzy, palcami rozmasowując skronie.
- Mówiłam poważnie. To o śmierci. Myślę, że... Myślę, że kiedy dotknęłam tego kamienia w podziemiach Banku Gringotta naprawdę umarłam. Możesz myśleć, że zwariowałam, ale tak było. Byłam gdzieś... Dalej. Śni mi się to wciąż. Wraca do mnie. Czasami myślę, że przywlekłam tu martwych - powiedziała Sigrun, a ostatnie słowa niemal wyszeptała.
Sama nie wiedziała dlaczego zaczęła o tym mówić. Nie zwykła się zwierzać. Nawet ludziom, których określała wielkim mianem przyjaciół. Przyznawanie się do słabości mogło doprowadzić do zguby. Deirdre nie mogła jej jednak zdradzić, tak jak i Sigrun nie mogła zdradzić jej samej. Obie przysięgły służbę Czarnemu Panu i aż do własnej śmierci musiały działać razem.
- Alphard. Mój pierwszy mąż. Theodore Wilkes. Widzę ich. Czuję smród rozkładu, smród śmierci, czasami nie jestem pewna, czy sama wciąż żyję.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Salon I [odnośnik]23.02.21 9:41

Saba; powinna zapisać to imię w pamięci, bynajmniej z powodu słabości do niesfornego psiaka o morderczym zacięciu. Zbieranie informacji o ludziach dookoła i zapamiętywanie wrażliwych punktów było przecież podstawą wyrachowanego czaru Deirdre. Tym razem nie zamierzała wykorzystywać tych drobiazgów przeciwko Sigrun, a wręcz przeciwnie, ściągnąć ją nimi do rzeczywistości. Gdy Rookwood powróciła do salonu, planowała dopytać o psa, o pochodzenie nietuzinkowego imienia, charakter, najmilsze wspomnienia związane z tą bestią, lecz magia Locus Nihil uniemożliwiła sensowne działanie, wciągając Mericourt w wir najgorszych możliwych odruchów. Zamiast kojącej rozmowy rozpoczęła działania przesadnie przemocowe. Wydawało się jej, że spogląda na całą sytuację z boku, obserwując agresywne chwycenie za włosy i słysząc niebezpieczny warkot, nie panowała przecież nad wybuchem agresji. Ochłonęła szybko, eksplozja nienawiści wobec kogoś, kto stracił w podziemiach Gringotta życie (i zdrowie psychiczne, lecz tego drugiego najwidoczniej nie odzyskał), była nie tylko niepotrzebna, a wręcz szkodliwa. Raniąca. Sigrun, jedną z najwierniejszych sług Czarnego Pana, o oczach lśniących strachem i zagubieniem.
I choć po odsunięciu się od blondynki Deirdre wydawała się równie spokojna, co na początku spotkania, to w środku palił ją potworny wstyd. Nie zapanowała nad sobą, zachowała się jak furiatka, wyrzuciła z siebie plugawe słowa, które mogły wślizgnąć się toksyczną macką w i tak roztrzaskany fundament umysłu Rookwood, budząc w niej gorsze diabły. Pomimo wystudiowanej obojętności poczuła lodowaty uścisk w dole brzucha: coś podobnego do wyrzutów sumienia, lecz nie za to, że pozbawiła bujną czuprynę blondynki kilku kosmyków – a za to, że naraziła śmierciożerczynię na dalsze pogłębienie problemów psychicznych.
Które sama najwyraźniej posiadała. Odetchnęła jeszcze raz, głębiej, rozprostowując palce dłoni raz po raz, próbując się rozluźnić. Zacisnęła wargi, przymykając na sekundę powieki, jakby nagle zaatakował ją potworny ból głowy. – Żyje i ma się dobrze. Jestem pewna. Musiałaś paść ofiarą halucynacji – odpowiedziała w końcu, tak, jakby przed momentem nie wyżywała się na pobladłej czarownicy. Przez chwilę stała na środku pokoju bez ruchu, a potem – ruszyła w ślad za Sigrun i oparła się biodrami o blat stołu: tuż obok czarownicy. Odruchowo sięgnęła ku niej dłonią, tym razem jednak po to, by poprawić jasne, nieco jeszcze wilgotne włosy Sigrun. Gest perfekcjonistki, pedantki, ale także podświadome działanie, by naprawić wyrządzone szkody.
- Wiem, że umarłaś, nie podaję twojego świadectwa w wątpliwość. Spotkało cię to, co Alpharda. Zapłacił swoim życiem za twoje – odpowiedziała po chwili ciszy, tym razem wypowiadając słowa bez wściekłości. Stwierdzała fakt – i akceptowała, że podobnie o faktach mogła mówić Rookwood. Brzmiało to niewiarygodnie, lecz czy w podziemiach Gringotta nie napotkali na swojej drodze magii tak silnej, że zaprzeczała wszystkiemu, czego do tej pory doświadczyli? – Widzisz ich – teraz też? – dopytała, zerkając z ukosa na Rookwood. – Czy oni…są w stanie ci coś zrobić? Wchodzisz z nimi w fizyczną interakcję? – kontynuowała spokojnie, skupiona na konkretach. Czy Sigrun widziała duchy? A może inne astralne, czarnomagiczne byty? Bo przecież nie inferiusy – ale czy na pewno? Musiała ocenić zagrożenie i wpływ wizji na śmierciożerczynię. – Mówiłaś o tym Cassandrze, prawda? Powinnaś przyjmować jakieś eliksiry – bo wiesz, że oni nie żyją, prawda? Że Alphard, twój mąż, Theo – że oni umarli? – dodała jeszcze, spoglądając prosto w duże oczy czarownicy, o nienaturalnie rozszerzonych źrenicach.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Salon I [odnośnik]10.03.21 19:22
- To dobra wiadomość. Cieszę się. Nie chciałam... nie chciałam cię nastraszyć. Byłam przekonana, że to co widzę było prawdziwe... - mamrotała Sigrun, pocierając palcami skronie, by pozbyć się bólu głowy i wizji martwego ciała przyjaciółki na progu własnego domu. Nie chciała tracić Cassandry - była ważna i cenna nie tylko dla Rycerzy Walpurgii, ale i dla niej samej.
Nie przywykła do podobnych, czułych gestów, drgnęła więc lekko, kiedy Deirdre poprawiła kosmyk jasnych, wilgotnych włosów. Nie odsunęła się jednak, ale i na nią nie spojrzała. Przez kilka chwil patrzyła w drewnianą podłogę.
- Dobrze, że mi wierzysz. Tak było, chociaż dla mnie samej to brzmi jak wariactwo. Nie byłabym zła, gdyby Cassandra uznała moją opowieść za kolejne majaki - wyrzekła ponuro. Wcale nie była taka pewna, czy na miejscu Deirdre dałaby wiarę we własne słowa, choć potęga Locus Nihil zaskoczyła ich wszystkich - nie przypuszczali, że głęboko pod ulicą Pokątną drzemie źródło tak silnej czarnej magii. Po Azkabanie wszyscy byli o wiele silniejsi, potężniejsi. Zaufane grono sług Czarnego Pana, Śmierciożerców, zgłębiło tajniki magicznych sztuk nieczystych tak bardzo, że wielu nawet o tym nie śniło - a mimo to nawet oni poddali się temu, co znaleźli w podziemiach banku Gringotta.
Prawda, jaka padła z ust Deirdre, o tym, że Alphard zapłacił życiem za jej życie nie wzbudzała w Rookwood wyrzutów sumienia. Uznawała jego śmierć za wielką stratę dla Rycerzy Walpurgii, był wszak utalentowanym i silnym czarodziejem, miał w sobie duży potencjał i talent, pragnął go szlifować. Ćwiczył u jej boku, starał się służyć Czarnemu Panu wszystkimi swymi talentami - mógł zajść naprawdę daleko. Jeśli jednak tylko jedno z nich miało wyjść z podziemi żywym... to dobrze się stało. Sigrun urodziła się egoistką i nią miała pozostać do końca swych dni. Nawet, kiedy starała się ocenić to obiektywnie, z boku, to dla Czarnego Pana była cenniejsza - jako Śmierciożerczyni i potężniejsza wiedźma. Nie zmieniłaby biegu tej historii. Nie zamieniłaby się miejscami z Alphardem Blackiem, chyba, że życzyłby sobie tego Czarny Pan - nie dała mu jednak powodu, aby pragnął jej śmierci.
Na twarzy Sigrun nie widniało poczucie winy, nie jawiło się zmartwienie. Lękała się jedynie tego, że mogła umrzeć znowu, a widma, które wydostały się z podziemi razem z nią - w końcu przeciągną ją znów do świata zmarłych, ofiara Alpharda zaś pójdzie na marne.
- Tak - odpowiedziała w końcu, po dłuższej chwili wahania; Black nie chciał, by o tym mówiła, przyciskał palec do ust, czuła jednak, że powinna - nie mogła okłamywać Deirdre. - Najczęściej widzę Alpharda. Mówi do mnie. Czasami zapominam o tym co się stało, że nie żyje, wydaje mi się, że jest prawdziwy. Widzę mojego zmarłego męża. Wilkesa. Czasami innych, których znam - mówiła dalej, spoglądając wreszcie na twarz Mericourt, skupiając wzrok na jej czarnych tęczówkach. - Widzę ich, słyszę, czuję. Niekiedy wydaje mi się, że mogą mnie zranić, prawie czuję ich dotyk, lecz gdy wyciągam rękę, trafiam w pustkę.
Gdyby tylko je widziała i słyszała łatwiej byłoby to Sigrun znieść. Zapachy jednak, prawie namacalny dotyk czyniły to bardziej realnymi i mieszały wiedźmie w głowie. Zapominała o tym, co sobie uświadomiła kilka godzin wcześniej, przed snem, o czym mówiła jej Cassandra. Miała zapomnieć nawet o tym, że Alphard oddał za nią życie.
- Oczywiście, że mówiłam - burknęła, nieco oburzona, wykrzywiając usta. - Nie wypuściłaby mnie z tamtej suszarni, gdybym nie była z nią szczera. Powiedziałam jej o wszystkim. Obiecała, że te przywidzenia i koszmary... Znikną, jeśli będę zażywać eliksiry. Mam ich cały zapas. Możesz sprawdzić w sypialni i kuchni - wyjaśniła, gestem zapraszając Mericourt do przejścia do kuchni, jeśli tylko miała ochotę poddać testowi prawdomówność Rookwood. Kiedy tylko to uczyniła i podniosła wzrok na wejście do salonu, ujrzała go - Alpharda Montague, nagiego i gnijącego, podążającego ku niej. Odruchowo złapała Deirdre za rękę. Nie dlatego, że potrzebowała czułości - raczej dlatego, by poczuć kogoś żywego obok. Pobladła jeszcze wyraźniej i otworzyła oczy szerzej. - Wiem, że mój mąż nie żyje, ale tu jest. Cuchnie jak topielec- wyrzekła niemal bezgłośnie.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Salon I [odnośnik]11.03.21 13:41
To utraty zdrowia psychicznego Deirdre obawiała się najbardziej. Nie śmierci, nie bolesnych urazów będących wynikiem starcia z brutalnymi terrorystami Zakonu Feniksa, a igrania z tym, kim była. Z planami, wspomnieniami, marzeniami; wypaczenia charakteru, degrengolady myśli. Największą siłę stanowił jej umysł oraz tkwiąca w nim magia, bez tego byłaby tylko zbyt wiotką czarownicą, podatną na wszelkie podmuchy politycznych zmian i nawet mało wyrafinowane manipulacje. Sigrun miała w sobie więcej fizycznej mocy, była hardsza, odważniejsza, kojarzyła się z mitycznymi walkiriami, lecz nawet ona mogła zamienić się w wątły cień samej siebie – wystarczyło poplątać ścieżki rzeczywistości i wytrącić zdrowy rozsądek z równowagi. Współczuła jej, szczerze, lecz bez politowania, za to z niespotykaną empatią – okropnie byłoby utracić kontrolę nad tym, co prawdziwe. Smakowała tego obcego, nieobecnego od kilkunastu lat uczucia, w milczeniu. Empatia mogła jednak wyjątkowo w tym przypadku pomóc, wszak wspólnie służyły Czarnemu Panu w tych szowinistycznych czasach. – Męczą cię inne symptomy? Gorączka, mdłości? Co z magią – różdżka słucha cię bez zarzutu? – kontynuowała przesłuchanie, przemawiając jednakże łagodnie, ze spokojem, pozbawionym choć okruszka protekcjonalności. Jak profesjonalna urzędniczka, a nie nadopiekuńcza, słodko gruchająca nad uchem pielęgniarka.
Słysząc o obecności Alpharda prawie zmarszczyła brwi; powstrzymała odruch głębokiego zdziwienia i zaniepokojenia, kiwając tylko powoli głową. Cudownie, teraz znajdowała się w tym domu zaklętym na końcu świata z jedną oszalałą, władającą potężną mocą śmierciożerczynią, Merlin-wie-iloma krwiożerczymi psami i gronem duchów o zapewne niezbyt przyjemnych intencjach. – I co do ciebie mówią? Są przyjaźni czy wręcz przeciwnie? – kontynuowała serię pytań, z jednej strony coraz bardziej zaniepokojona, z drugiej..zafascynowana tym przemieszaniem światów. Doświadczeniem granicznie potwornym, lecz w pewien plugawy sposób inspirującym. Igrali przecież ze śmiercią, żywiły się nią, a Rookwood – na moment stała się z nią nawet jednością. - Jak to było – umrzeć? – zadała w końcu wprost ostateczne pytanie, może mało delikatnie, z spojrzeniem zbyt roziskrzonym. Powracanie do tych wspomnień mogło być dla Sigrun trudne, ale nie potrafiła powstrzymać ciekawości. Przynajmniej w tym metafizycznym zakresie, bo w przyziemnych kwestiach – chociażby spożywania eliksirów przepisanych przez Vablatsky – nie miała z tym problemu. Uśmiechnęła się pierwszy raz spokojniej, łagodniej, przesuwając spojrzeniem po pobladłej twarzy śmierciożerczyni, niewzruszona krótkim wyrazem oburzenia.
- Nie muszę sprawdzać, wierzę ci. Nie ufam tylko temu, co tworzy ta chora, obca część twojego umysłu – odparła swobodnie, z pewną ulgą, podkreślając i oddzielając swoją ocenę tych urojeń od opinii na temat samej czarownicy. Pocieszał ją fakt, że przyjmowała regularnie specyfiki przepisane przez Cassandrę. Nokturnowa uzdrowicielka doskonale wiedziała, co robi, eliksiry powinny pomóc, ale kiedy zaczną działać? I czy doświadczona w zakresie urazów fizycznych magimedyczka znała się na kruchej tkance osobowości? Mericourt nie znała nikogo, kto zajmował się niszową dziedziną magipsychiarii; powinna poszukać specjalisty, by odciążyć Sigrun – mimo przyjmowania ziół i lekarstw nie było z nią najlepiej, lekko mówiąc, co tylko potwierdziło jej gwałtowne zachowanie. Drgnęła, czując lodowatą rękę blondynki na swym przedramieniu, a palce od razu zacisnęły się na skrywanej w rękawie różdżce. Zitanowe drewno rozgrzało się, uspokajając: przyglądała się uważnie miejscu, w które wbijała spojrzenie Rookwood, lecz nie dostrzegała nic. Ani widma cienia, ani uniesienia firanki czy skrzypnięcia parkietu; nie było tu nikogo poza nimi dwiema, wspartymi o stół, z oczami utkwionymi w nicości. Wydzielającej woń, niedobrze; skoro halucynacje obejmowały praktycznie wszystkie zmysły, miały do czynienia z czymś niezwykle trudnym do zignorowania. - On nie istnieje, Sigrun. To projekcja twoich myśli – powiedziała powoli, podkreślając każde słowo z niepodważalną mocą. – Mieszkasz tutaj sama, tak? – dopytała, odwracając się ku niej; uniosła się też nieco znad prowizorycznego siedzenia, chcąc przesłonić ewentualny widok urojonych zwłok. – Myślę, że nie powinnaś przebywać teraz w samotności. Co ty na to, żebyś tymczasowo przeniosła się do mnie? – zaproponowała, nie odsuwając ręki z drapieżnego uścisku Sigrun, choć ten zaczynał nieco boleć. Oferowanie chwilowego dzielenia luksusów Białej Willi udowadniało, jak wiele była w stanie poświęcić dla bezpieczeństwa śmierciożerczyni. – Ewentualnie, do kogoś innego? – dorzuciła jeszcze, nie chcąc przytłaczać Rookwood brakiem wyboru. Cassandra miała wiele na głowie, a Dei nie znała Sig na tyle, by wiedzieć, czy wśród Rycerzy znajduje się ktoś, z kim łączyły ją na tyle bliskie stosunki, by dzielić tymczasowa codzienność. – Do opieki nad psami możemy kogoś wysyłać – ciągnęła, jak zwykle skupiona na skutecznym rozwiązywaniu rzeczywistego problemu, zamiast na tym, co zapewne było w tej sytuacji ważniejsze: na czołgających się nieopodal zwłokach byłego męża, budzących w niej skrajną odrazę.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Salon I [odnośnik]17.03.21 20:38
Zdrowie psychiczne Sigrun było nadkruszone, wyszczerbione już od dawna. Zniszczenie w jej umyśle zaczęła siać Plaga Koszmarów jaka dotknęła Rookwood w latach dziecięcych. Bliskość czarnej magii, z którą obcował wówczas ojciec, nie działała na nią zbyt dobrze - zanim przebudziła się w niej magia długo chorowała. Miewała urojenia, halucynacje, przywidzenia. Odbierała je każdym zmysłem i nie potrafiła wówczas odróżnić mary od rzeczywistości. Ojciec powtarzał, że to przez to, że jest słaba, że dziewczęta zawsze są słabe i takie już pozostaną. Sigrun uparła się zaś, by udowodnić mu, że to nieprawda - pomimo strachu i lęku ze wszech sił starała się walczyć z chorobą, wyczekiwała na chwilę przebudzenia się magii, starała się to wręcz prowokować. Koszmary odeszły wraz z tym momentem, kiedy udowodniła, że urodziła się czarownicą (choć ani przez chwilę nie miała co do tego wątpliwości, żaden charłak nie mógł odziedziczyć daru metamorfomagii jak ona), a ona robiła wszystko, by się pozbierać i dowieść swojej siły, choć plaga koszmarów nie była jedynym, co jej dolegało - emocjonalne rozchwianie, fazy euforii, manii i nadpobudliwości, które ustępowały fazie przygnębienia i ponuractwa, nie były jedynie huśtawkami nastrojów, a schorzeniem, którego nikt nie miał okazji zdiagnozować. Pracowała nad sobą wyłącznie sama i nigdy chyba nie przestała. Rekompensować ułomności własnego umysłu przez siłę ciała i magii. Dużo wędrowała, latała na miotle, jeździła konno, pływała, biegała. Była aktywna fizycznie, by zadbać o zdrowe ciało. Praktykowała sztuki magiczne nieustannie, mimo błędów i bólu, wytrwale szlifowała swoje talenty, aż wreszcie zawładnęła naprawdę silną mocą. Przez ostatnie miesiące przekonywała się, że taka siłę przekuwała i moc własnego ducha - opierała się potężnym zaklęciom, rzadziej traciła nad sobą kontrolę, potrafiła zapanować nad swoimi wybuchami coraz lepiej.
Noc w podziemiach banku Gringotta boleśnie przypomniała Sigrun jednak o ułomnościach jej jaźni, wadliwej od samego początku istnienia. Czuła się tak jakby plaga koszmarów powróciła z pełną mocą.
- Fizycznie nic mi już nie dolega. Czarowanie też nie jest problemem - odpowiedziała, potrząsnąwszy przy tym głową, bo nie czuła się chora fizycznie. Nie gorączkowała, nie miewała nudności, bóli mięśni. - Źle jedynie sypiam. Czuję się jakbym... tonęła w głębokiej wodzie i wszystko docierało do mnie później - przyznała szczerze, otwierając się całkiem, bo przecież Deirdre powinna mimo wszystko o tym wiedzieć. Sigrun nie sądziła, by jej pytania dyktowała sympatia i czułość. Na pewno nie. Takich słabości wyrzekły się obie. Przypuszczała raczej, że chodzi między innymi o to, by wiedzieć, czy może na niej polegać i jakie zadania powierzyć - wojna weszła na taki etap, że nie mogła ukrywać tego, nie sprosta poleceniu.
- To zależy. Alphard zazwyczaj... Nie jest tak... rozwścieczony - mruknęła, poruszając się przy tym niespokojnie; mimo wszystko czuła dyskomfort, kiedy tak się zwierzała. - Mówi do mnie jak gdyby nigdy nic. Rozmawiam z nim jakby nic się nie wydarzyło. Dlatego czasem... zapominam o tym, co się tam stało. - Dlatego nie potrafiła odróżnić mary od rzeczywistości. - A niekiedy próbuje zatruć mi myśli. Szepcze dziwne rzeczy o innych, jakby mieli mnie zdradzić. Nas wszystkich zdradzić. - Mówił o Zabini, do której Sigrun nabrała niezrozumiałych wątpliwości, choć zapytana nie potrafiłaby wskazać konkretnych powodów. - A mój mąż... On chce się zemścić - wyrzekła ponuro.
Alphard Montague mógł powrócić zza grobu tylko po jedno. Po nią. Po to, by zaciągnąć ją na drugą stronę aż po kres wieków.
- Trudno to opisać - szepnęła, spoglądając w oczy Deirdre, w jej własnych zaś znów pojawił się strach. Myślała dotąd, że nie lękała się śmierci. Żyła na krawędzi. Żyła szybko, ryzykowała, tańczyła na granicy. Jej egzystencja tyle razy wisiała na włosku, że nie zdołałaby zliczyć. Wiedziała, że jest coś później, wszyscy czarodzieje to wiedzieli, mieli do czynienia z duchami - nie przypuszczała jednak, że jest tam coś takiego. - To gorsze od najpotworniejszego koszmaru - ciągnęła dalej - nie wiem jak długo mnie nie było, ale ja spędziłam tam całe tygodnie, może miesiące. Nie jestem pewna. Pamiętam, że było zimno. Cholernie wręcz zimno. Jeszcze gorzej, niż w Azkabanie, gdzie zgromadzą się wszyscy dementorzy świata... I jakby oni tam byli - mówiła Sigrun, prawie bezgłośnie; wiedziała, że przez wspominanie tego, powróci to do niej z pełną mocą w nocy - musiała się z tym jednak zmierzyć. Nie mogła dłużej się bać.
Skinęła głową, kiedy Deirdre oznajmiła, że nie zamierza tak bardzo poddawać sprawdzianowi jej prawdomówności. Naprawdę nie kłamała - nikomu tak jak jej samej nie zależało na tym, by widma zniknęły, opuściły ją na zawsze, a ona powróci do formy. Do pełni swojej mocy.
Skupiła się na słowach Śmierciożerczyni. Obserwowała gnijącego topielca, który zatrzymał się w progu i obserwował ją już jedynie z drapieżnym, obrzydliwym uśmiechem. On nie istnieje, powtarzała sobie w myślach, po czym przeniosła spojrzenie na Deirdre. Starała się wyprzeć jego istnienie ze świadomości.
- Nie sama. Mam psy - odparła, zdziwiona, że o to pyta. Co jakiś czas słyszały wszak szczeknięcia. Po chwili do Rookwood dotarło, że Deirdre nie postrzega towarzystwa czworonogów w takich kategoriach jak ona... - Nie chce, by inni o tym wiedzieli - zaprotestowała natychmiast. Mericourt mogła i musiała zaufać. Nie chciała, by wieść o jej słabości dotarła do postronnych. A najbardziej wciąż nie chciała, aby dowiedział się o tym ojciec. Ufała braciom, lecz wiedziała też, że przez nich informacja o jej niedyspozycji mogłaby przypadkiem opuścić te cztery ściany. - Zostanę u ciebie przez kilka dni i nocy, jeśli to nie problem. Powiem kuzynowi, że wyjeżdżam na dłużej. On będzie ich doglądał. Nic im nie będzie - zadecydowała ostatecznie. Może tak rzeczywiście byłoby lepiej.
Sama sobie teraz nie ufała.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Salon I [odnośnik]29.03.21 16:10
Przyglądała się dumnemu, ale pobladłemu profilowi Sigrun z uwagą i ledwie wyczuwalnym w zmarszczeniu brwi napięciem - czy mówiła szczerze? Wierzyła Rookwood, złożyłaby na ręce drugiej śmierciożerczyni własne życie, lecz nie ufała temu obcemu fragmentowi psychiki, który postanowił odmówić współpracy, spychając zazwyczaj twardo stąpającą po ziemi łowczynię na grząskie piaski pośmiertnych mar, krążących teraz wokół nich niczym stado sępów, czekających tylko na gorszy dzień. Słabszą godzinę, wątpiącą minutę; tych kilka sekund tuż po obudzeniu, gdy trzepot powiek mógł zapowiedzieć bolesny lot w dół, w otchłań całkowitego szaleństwa. Sig stabilnie stała na jego krawędzi, rozmawiała z nią przecież w logiczny sposób, odpowiadając na pytania konkretnie, w swoim, nieco ostrym stylu, lecz jaką Deirdre mogła mieć pewność, że ten stan się utrzyma? Żadną, pozostawała tylko wiara w to, że regularne przyjmowanie przepisanych przez Cassandrę eliksirów w końcu zadziała, uwalniając Rookwood z kajdan zjadliwych duchów.
Milczała przez chwilę z powagą, kiwając w zamyśleniu głową, ni to na wieść o braku problemów z czarowaniem - doskonale, to była dobra wiadomość, o ile wściekły Alphard nie przejmie ciała Sigrun i nie zacznie używać talentów śmierciożerczyni do siania zamętu w szeregach Rycerzy Walpurgii  - ni to na opis przykrych, tonących doświadczeń. Poniekąd tożsamych z narracją koszmarów, nawiedzających samą Deirdre od momentu opuszczenia podziemi Gringotta. Przez chwilę wahała się, czy nie powiedzieć o nich czarownicy, ale nie był to dobry pomysł: musiała być silna, stać się niewzruszoną opoką o niepodważalnych kompetencjach, inaczej jak mogłaby stać się dla Sigrun godnym zaufania wsparciem?
- Paranoiczny, gniewny Alphard, no proszę. Cóż, nie brzmi jak on, ale śmierć zmienia ludzi - skwitowała tylko tonem tak nieoczywistym, że ciężko było stwierdzić, czy wypowiadała te słowa żartobliwie, czy ze śmiertelną, prawie naukową ciekawością. - To tylko mary, złudzenia, wizje. Może spróbujesz zapisać sobie te stwierdzenia, by móc o nich pamiętać? Jeśli zobaczysz własne pismo, może łatwiej będzie ci uwierzyć w to, co przekazuje pergamin? - zaproponowała powoli, odruchowo podążając wzrokiem znów w miejsce, w którym miał pojawić się plugawej pamięci mąż Rookwood, nie potrafiący na stałe pozostać po tej gorszej stronie magii. Bo przecież właśnie tak opisywała śmierć Sigrun: zimna, zła strefa, nie mająca w sobie nic z tajemniczej potęgi, jaką zawsze przypisywała jej Deirdre, wystraszona, ale i podekscytowana ostatecznością. Finalnym pożegnaniem z tym, co znane, przekroczeniem granicy, zza której nie można było powrócić, przynajmniej pozornie, bo ostatnio coraz częściej mieli do czynienia z zacieraniem się tej nieodwołalnej linii. - Czerp z tego doświadczenia, Sigrun. Syć się nim. Nie uciekaj od tych wspomnień i uczuć. Niech cię zahartują, napełnią siłą. Jesteś tą, która przeżyła. Tą, która powróciła - wygłosiła w końcu cicho, lecz z mocą i powagą, spoglądając prosto w wielkie, nieco wilgotne oczy śmierciożerczyni. To, co ją spotkało było gorsze od Azkabanu - i jednocześnie uczyniło ją jeszcze silniejszą niż tamto uwięzienie.
Nie musiała znów trafiać za kraty - ani własnego umysłu, ani oddziału zamkniętego - lecz zasługiwała na odpoczynek w odpowiednich, względnie kontrolowanych warunkach. Deirdre nie żałowała propozycji, właściwie poczuła ulgę, gdy usłyszała zgodę. Działanie, tak, tylko zauważalne postępy oraz podejmowane decyzje mogły przyśpieszyć rekonwalescencję. - Oczywiście, to zostanie między nami - odpowiedziała spokojnie, mając na myśli ich, śmierciożerców. Ramsey, Tristan i Drew powinni wiedzieć, co spotkało Sigrun, nie po to, by jej nie ufać, ale by zrozumieć pewne zachowania i, kto wie, może wyciągnąć z nich jakieś wnioski, ciekawe zwłaszcza dla Mulcibera. To jednak nie było teraz istotne. - Doskonale, napisz do niego list, spakuj niezbędne rzeczy. Przywołam skrzatkę, przeniesie je do twojego pokoju - powiedziała, odsuwając się od stołu, gotowa prawie dosłownie na zakasanie rękawów. - Mam nadzieję, że zmiana miejsca pozwoli twojemu umysłowi na odpoczynek - dodała jeszcze, nie dopisując klauzul o tym, żeby czuła się tam jak w domu. Nikt nie powinien jej tam kłopotać, zamknięte w swoich wyciszonych pokojach dzieci na pewno nie będą przeszkadzać w regeneracji, a Agatha spełni wszystkie żądania kolejnego gościa Białej Willi.

| ztx2


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Salon I [odnośnik]08.06.21 2:09
20/11/1957

Augustus za każdym razem, gdy odwiedzał Skałę, był pod wrażeniem zaradności swojej siostry, jeśli chodziło o umiejętność ustawienia się w życiu i to w tak młodym wieku. Śmierć jej męża była niewątpliwie tragicznym wydarzeniem w życiu, szczególnie starego Rookwooda, którego najmłodsza latorośl znów mogła bez kontroli jakiegokolwiek mężczyzny szaleć po świecie. Do tego przypadł jej w udziale wdzięczny tytuł wdowy i brak ojcowskiego wzroku na karku, bo mieszkając w czterech ścianach swojego domu, mogła poszczycić się, o zgrozo, niezależnością.
Jej starszego brata zawsze bawiła ta sytuacja. Sigrun w ekspresowym tempie odbębniła małżeńskie obowiązki, a jemu pozostawało tylko (nieco pół żartem, pół serio) modlić się duchu o to, że jeśli kiedykolwiek się którejś pannie oświadczy, nie poszczęści się jej po ślubie tak samo jak jego siostrze. Chociaż słowa ojca, coraz bardziej ponaglające i zniecierpliwione, zdawały się nieubłaganie zaganiać go w kierunku oświadczyn i ożenku. Na tę wizję krzywił się nieco zniesmaczony, wyraźnie nie chcąc nawet myśleć o nieuniknionym.
Teraz jednak, wyswobodzony spod zniecierpliwionego spojrzenia ojca, stał w salonie Sigrun, mając za sobą pierwsze powitania i rozglądając się dookoła, jakby próbując znaleźć jakieś elementy, które mogły różnić się od kiedy ostatni raz był u niej w odwiedzinach. Na próżno; miał wrażenie, że komnata już dawno temu zatrzymała się w czasie, niewrażliwa na wszelkie zewnętrzne zawieruchy i zmiany. Nie pozostawało mu nic innego, jak tylko zmierzyć się spojrzeniem z uwiecznionym na portrecie szanownym przodkiem i wreszcie znowu zwrócić wzrok na młodszą siostrę.
- Może chciałabyś mi zaproponować herbaty? Jak na dobrą gospodynię przystało? - zapytał, a jego ton pobrzmiewał rozbawieniem i delikatnym, zaczepnym tonem. - Ewentualnie, jak zawsze, nie pogardzę czymś mocniejszym, nawet jeśli mamy dzisiaj przyjemną pogodę - dorzucił i faktycznie, pogoda dzisiejszego dnia była nad wyraz przyjemna. Na tyle, by stara kontuzja nie dawała o sobie znać i w jego ręce nie tkwiła teraz laska, która została w rodzinnej posiadłości.


Ostatnio zmieniony przez Augustus Rookwood dnia 10.06.21 19:31, w całości zmieniany 1 raz
Augustus Rookwood
Augustus Rookwood
Zawód : Poszukiwacz Śmierci, badacz, naukowiec, numerolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Quiet, crawl to the in-between
Silent, secretive feeling
Of fearsome hatred that reaches the skies
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9814-augustus-rookwood https://www.morsmordre.net/t9940-macaria#300561 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f374-harrogate-skarpa https://www.morsmordre.net/t10009-skrytka-bankowa-nr-2232#302530 https://www.morsmordre.net/t9941-a-rookwood#300562
Re: Salon I [odnośnik]08.06.21 23:38
Nie można było zaprzeczyć temu, że Sigrun wykorzystała swoją szansę na zyskanie niezależności od rodziny, wyszarpała sobie wolność od ojca właściwie na jego własne życzenie. To przecież on zmusił ją do wyjścia za mąż za Alpharda Montague. Wcale tego nie chciała, w ogóle nie chciała wychodzić za mąż, wtedy jednak nie była na tyle silna, by przeciwstawić się Normundowi, uległa wywieranej przezeń presji i stanęła na ślubnym kobiercu z dużo starszym od siebie czarodziejem. Nigdy nie skarżyła się braciom na to, co miało miejsce w nowym domu - słowem nie zająknęła się o jego brutalności, ukrywała pod szatami ślady, tylko przed Christopherem nie potrafiła tego ukryć. Jedynie on wiedział, że dłużej tego nie zniesie i w pełni popierał pomysł, aby Alpharda się pozbyć. Marzenie ojca o sojuszu z rodziną Montague legło w gruzach, kiedy Alphard spoczął w grobie, zaś cały jego majątek w dłoniach młodziutkiej Sigrun - wyszła na tym chyba nawet lepiej niż wszyscy jej bracia, którzy musieli wynieść się na własne, bądź czekać aż ojciec podejmie decyzję w czyje ręce przekaże rodzinną posiadłość w Harrogate. Kiedyś sama o niej marzyła, właściwie to niekiedy odzywała się w niej jakaś zazdrość na myśl, że to któryś z braci będzie miał dla siebie rodzinne dziedzictwo, lecz z drugiej strony... Polubiła Skałę, choć wiązała się z wspomnieniami jakie wolałaby wymazać z pamięci. Wspomnieniami o własnym upokorzeniu i słabości. Jednocześnie jednak dała jej tyle wolności i swobody o jakich nie przypuszczała, że kiedykolwiek zdobędzie.
Umysł Sigrun od dawna jednak nie zaprzątały już te wspomnienia, w ostatnich tygodniach, a może nawet miesiącach myśli skupiały się niemal wyłącznie na tym, co miało miejsce w Locus Nihil, Zakonie Feniksa, tym, co powinna zrobić, a czego jeszcze nie zdążyła. Gdy u progu drzwi wiedźmy pojawił się Augustus, akurat przeglądała list przesłany przez jednego z informatorów - donosił o śledzonych przez siebie czarodziejach, którzy przemycali mugoli z hrabstwa Yorkshire na tereny Longbottomów. Odłożyła je na stolik, aby wpuścić brata do środka - jak zawsze w akompaniamencie głośnego szczekania. Ona sama nie czuła, że w środku mogło pachnieć psami i tytoniem. Przywykła do tego zapachu.
- Może chciałabym, skoro nawet ją mam - odparowała blondynka, oglądając się na brata, kiedy poprowadziła go do salonu, gdzie na dywanie tarzały się dwa młode dobermany. Starszy owczarek niemiecki, wylegujący się przy kominku, gdzie dogasał ogień, podniósł jedynie z ciekawością łeb, by spojrzeć na Augustusa - znał go, jego zapach, przywykł do jego obecności, nie reagował agresją.
- W istocie. Dobra na polowanie - powiedziała, spoglądając w stronę okna, przez które wpadały promienie popołudniowego, jesiennego słońca. Mimo że brat nie miał w ręku laski to wciąż miała w pamięci, że w polowaniach nie mógł brać udziału - po prostu nigdy nie należała do kobiet zbyt empatycznych, taktownych i delikatnych. - Będę na tyle dobrą gospodynią, że dam ci nawet wybór - powiedziała zaczepnie, uśmiechając się kącikiem ust; w chwili obecnej ciężko było dostać alkohol, lecz z Mrocznym Znakiem na przedramieniu człowiek miał o wiele łatwiej. Sigrun machnęła różdżką, otworzył się wtedy barek i wyleciało z niego kilka butelek - Porter Starego Sue, piwo kremowe i rum. - Może herbata z wkładką? - zastanowiła się, spoglądając w kierunku rumu, który dostała od Caelana. Na kilka chwil zniknęła w kuchni, aby wrócić z dwoma kubkami mocnej, czarnej herbaty. Do swojego dolała rumu, Augustus zaś mógł wybrać co chciał - zaśmiałaby się, gdyby sięgnął po piwo kremowe, ale skoro już je miała...
- Co słychać w Departamencie Tajemnic? - rzuciła zaczepnie, jak gdyby nigdy nic, jakby pytała o każdą inną pracę - a nie taką, o której milczeniu zobowiązuje przysięga. Doskonale wiedziała o tym od Mulcibera, ale i tak nie mogła sobie odmówić pytań. Czarem przywołała do siebie paczkę cukierków - Fasolek Wszystkich Smaków Bertiego Botta.
- Ten idiota, Bertie Bott, był w Zakonie Feniksa - przypomniała sobie nagle, oglądając opakowanie; otworzyła je i sięgnęła po fasolkę. - To chyba jedyne, co mu wyszło. Chyba.
Co Bertie Bott ześle jej po śmierci?

| 1: rzut na opętanie
2: rzut na fasolkę


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Salon I [odnośnik]08.06.21 23:38
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 86

--------------------------------

#2 'k100' : 44
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon I - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon I [odnośnik]15.06.21 18:51
Zapach, który unosił się w domu siostry był charakterystyczny; ciężko było się go pozbyć z mebli czy ścian, kiedy dzień za dniem po dywanach i podłogach biegały i tarzały się jej psy. Woń wżerała się we wszystko powoli, jednak z biegiem czasu z łatwością dało się ją odróżnić i dokładnie określić, kiedy wchodziło się przez drzwi i zostawiało za sobą czyste, lekkie powietrze. Dodatkowego ciężaru nadawała mu mieszająca się z nim nuta tytoniu, chociaż sam Augustus nigdy nie twierdził, że te mieszające zapachy jakkolwiek mu przeszkadzały. Może na początku tak było i raczej na zasadzie nieprzyzwyczajenia, jednak z czasem kojarzyły mu się one tylko i wyłącznie z Sigrun, nabierając tym samym pozytywnych kolorytów.
- Ah, wybornie - rzucił tylko, podążając za nią do salonu i przyglądając się przelotnie  tarzającym na dywanie dobermanom. Psy zawsze były dla niego nieco obojętne; doceniał ich przydatność, szczególnie podczas polowań, ale nigdy na tyle by zagłębiać się w tajniki ich hodowli czy wyrażając chęć na posiadanie własnego stada.
Kolejne jej słowa, tym samym o pogodzie, przyjął z nieco krzywym uśmiechem. Miała rację; kusiło, żeby ruszyć do stajni, osiodłać konie i puścić się w las w poszukiwaniu zwierzyny, jednak tak samo jak ona zdawała sobie sprawę  on był nad wyraz świadomy tego, jak duży sprzeciw jego ciała mogłoby to wywołać. Czasem wciąż pozwalał sobie na tego typu rozrywki, jednak raczej przy akompaniamencie odpowiednich eliksirów, które sprawiały, że noga nie odzywała się niemal w ogóle, jednak to zdecydowanie nie był ten dzień.
- Brzmi jeszcze lepiej jak moja poprzednia propozycja - przyznał, przyglądając się zawartości butelek, które to kryły się jeszcze przed chwilą w jej barku. Wybór był nad wyraz prosty, przynajmniej dla niego, ręka sięgnęła po rum, kiedy tylko Sigrun na powrót pojawiła się w salonie, tym razem niosąc dwa kubki z herbatą. Dalej nie pozostawało nic innego jak rozsiąść się w jednym z foteli.
- Dokładnie to samo co zwykle, czyli absolutnie nie mam pojęcia - odpowiedział, upijając mały łyczek gorącej herbaty. Westchnął zadowolony, wkładka z rumu było definitywnie tym, czego potrzebował. - Zakładam, że zmienisz zdanie, kiedy tylko trafisz na fasolkę o smaku brudnej skarpety albo włosów z pępka - uniósł lekko jedną brew, uśmiechając się do niej kącikiem ust i znowu upijając drobny łyk, by wreszcie odstawić kubek na stojący nieopodal stolik.
- Wiedziałaś - oczywiście, że nie wiedziała, ale był to nader popularny sposób zaczynania rozmowy - Że nasz ojciec z coraz większym zaangażowaniem namawia mnie do ożenku?
Augustus Rookwood
Augustus Rookwood
Zawód : Poszukiwacz Śmierci, badacz, naukowiec, numerolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Quiet, crawl to the in-between
Silent, secretive feeling
Of fearsome hatred that reaches the skies
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9814-augustus-rookwood https://www.morsmordre.net/t9940-macaria#300561 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f374-harrogate-skarpa https://www.morsmordre.net/t10009-skrytka-bankowa-nr-2232#302530 https://www.morsmordre.net/t9941-a-rookwood#300562
Re: Salon I [odnośnik]25.06.21 19:02
Sigrun wzruszyła nonszalancko ramieniem, jakby poczęstowanie brata alkoholem rzeczywiście czyniło ją najlepszą gospodynią jaką tylko można odwiedzić. Jak na siebie nie radziła sobie chyba - zresztą - najgorzej, mimo że nie miała nawet skrzata. W Skale nie panował brud, syf, kiła i mogiła, wydawała się panować nad porządkiem, psy były zaś zadbane i odkarmione. Sama miała w sobie wystarczająco chaosu, nie musiała w nim także żyć. Może po części była to też zasługa tego, że po prostu coraz rzadziej tu bywała. Miała na barkach tyle obowiązków, że ledwo znajdowała czas na sen.
Dawno nie polowała i miała ochotę, aby właśnie osiodłać konia - którego nie miała - i wyruszyć w las, szczególnie w taką pogodę, lecz to dziś nie wchodziło w rachubę. Nie chciała też zmuszać do tego Augustusa.
- Nie masz pojęcia, czy nie możesz mieć pojęcia? - odparowała Sigrun lekko unosząc jasną brew. Była ciekawa kiedy Augustusowi uda się zyskać stanowisko pełnoprawnego Niewymownego. Pytanie bowiem brzmiało nie "czy uda mu się to osiągnąć", a kiedy. Starszy brat należał do jednych z najbystrzejszych umysłów jakie znała. Chyba tylko Ramsey Mulciber poruszał się po dziedzinie numerologii równie sprawnie, o ile nie lepiej, nie można było mu odebrać bycia jednostką wybitną pod tym kątem. Wierzyła jednak w swojego brata - jak w mało kogo. - Pracujesz nad czymś? - spytała z ciekawością. Może powinna była raczej spytać: nad czym teraz? Nie zawsze nie rozumiała jego badania, nie pojmowała ich celu, lecz odkąd dołączyła do Rycerzy Walpurgii i zaczęła zgłębiać tajniki magii bardziej niż kiedykolwiek wcześniej podchodziła do teorii magicznej zupełnie inaczej.
Augustus ostrzegał, że smak fasolki może zmienić jej pogląd na rolę Bertiego Botta, lecz za pierwszym razem nie było tak źle jak mówił. - Bakłażan - poinformowała go (choć nie pytał), przeżuwszy pierwszą fasolkę. Zaraz wsunęła dłoń do pudełka po jeszcze jedną. Tym razem miała jednak zdecydowanie mniej szczęścia, zaś Augustus okazał się mieć rację... Nigdy nie próbowała jeść brudu z uszu, lecz była pewna, że tak właśnie by smakował. Obrzydliwy smak rozpłynął się na języku Sigrun, a ona wypluła fasolkę w dłoń, krzywiąc się przy tym mocno. Tym razem jednak nie zamierzała brata informować o smaku fasolki. Odłożyła pudełko na stolik z kwaśną miną i zamiast tego uniosła do ust kubek z herbatą z rumem, aby zabić obrzydliwy smak. Dolała sobie zaraz jeszcze więcej rumu, aby mocniej wyczuwalny był alkohol.
- Szczerze mówiąc dziwi mnie, że zabrał się do tego tak późno - burknęła mrukliwie, wyciągając nogi na kanapie; czarem przywołała papierośnicę, w której miała własnoręcznie skręcone papierosy. Wsunęła jednego do ust, rozpaliła, poczęstowała też Augustusa, na którego twarzy zogniskowała spojrzenie brązowych oczu. - Masz już trzydzieści lat, czyż to nie najwyższa pora, aby postarać się o przedłużenie linii starożytnego i szlachetnego rodu Rookwood, przekazać tak dobre geny dalej? - spytała go teatralnie poważnym tonem, zamaszyście wymachując przy tym lewą dłonią. - Mnie ojciec zmusił do ślubu zaraz po szkole. Masz szczęście, że uchowałeś się tyle lat przed tym jakże szlachetnym obowiązkiem - powiedziała, a w jej głosie rozbrzmiała jakby pretensja. Sigrun wciąż miała żal do ojca, ze to właśnie ją zmusił do tego w pierwszej kolejności. Może po prostu chciał się córki pozbyć szybko z domu. - Przedstawił ci już kandydatki, czy wykazał się łaskawością i pozwolił w pierwszej kolejności rozejrzeć się sam? Chociaż daleko chyba szukać nie musisz - wyrzekła uśmiechając się kącikiem ust.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Salon I [odnośnik]03.07.21 12:10
Na jego ustach wykwitł delikatny, nieco gorzki uśmieszek, świadczący o tym, że ten przytyk jak zwykle uderzył w nico newralgiczne miejsce. To nie było tak, że niezmiernie żałował faktu, że nie podjął pracy w Departamencie Tajemnic od razu po ukończeniu swojego stażu. Nie. Cenił swoją pracę; gromadzenie zasług tylko i wyłącznie na swoje nazwisko, a także wytyczanie sobie samemu celów, szybkości ich realizacji czy też zwykłego rytmu dnia. Lubił tę niezależność, jednak z drugiej strony od pewnego czasu odczuwał potrzebę, by ruszyć nieco dalej, albo też po prostu wrócić tam, gdzie zaczynał. Tajemnice skryte za drzwiami komnat departamentu wciąż kusiły i wabiły, by zagłębić się w ich labirynty, a on sam Rookwood czuł, że jeśli odpowiednio rozegra całą sprawę, nie było to wcale takie niemożliwe.
- Jedno i drugie - odpowiedział jej. Droga na skróty zdecydowanie nie należała do tych, które lubił wybierać; owszem była łatwiejsza, ale gdzie tu w ogóle była zabawa i satysfakcja. A taka właśnie kiedyś wydawała mu się ścieżka naturalnego awansu. Nie przeszkadzało mu to jednak w rozwijaniu się, w pracy, w publikacjach. - Aktualnie? Nie. Nie aktywnie. Przeglądam na razie stare papiery. Mam pewien pomysł, ale jest na razie w takim stadium, że nawet nie ma o czym rozmawiać. Ale nie martw się, powiem ci jak tylko będę pewien, że nie jest to ślepy zaułek. - mrugnął do niej, przyglądając się, jak pochłania kolejne fasolki. On sam jakoś nie miał zbytnio chęci podejmowania dzisiaj ryzyka trafienia na rzygowiny, tym bardziej że kolejny cukierek, który trafił do ust jego siostry, wyraźnie był niczym w porównaniu z poprzednim bakłażanem. Oczywiście w tym negatywnym sensie.
- Mam wrażenie, że wcześniej jego głowę o wiele intensywniej zaprzątali nasi drodzy bracia - z chęcią sięgnął po zaoferowanego mu papierosa - Prawie trzydzieści dwa, mam nadzieję, że kupisz mi coś ładnego na urodziny - rzucił obojętnie, swoją uwagę poświęcając rozpaleniu papierosa. Zaciągnął się - Masz rację, moja droga siostro. Zmarnowanie tak znamienitych genów byłoby grzechem największej wagi. Przecież to oczywiste, że we mnie jedyna nadzieja na sensownego potomka - parsknął, palcem stukając w skroń i sugerując, jak oczywiste i przemyślane było to stanowisko. Niby dzielił krew i nazwisko jeszcze z dwoma braćmi, ale nie przepuszczał okazji by żartobliwie czy też nie, ubliżyć ich inteligencji. Od zawsze przecież uważał się za tego najmądrzejszego. - Jak zwykle, łączę się z tobą w bólu, co do twojego wczesnego zamążpójścia - kiwnął głową, lekko rozkładając ręce i przyznając jej rację - posunięcie ojca było wybitnie niefortunne, ale jakże w jego stylu. - Otóż wykazał się na tyle wielkim sercem, że jeszcze nie przedstawił mi dokładnej listy kandydatek, do tego ułożonej w kolejności od najlepszej do najgorszej. Ogranicza się jeszcze zaledwie do jakże znaczących uwag, co nie powiem, nie jest jeszcze takie złe. Rozważałem, by przedstawić mu jakże znakomitą pannę, z którą się widuję, ale obawiam się, że wizja zamążpójścia może jej się niekoniecznie spodobać. W sumie powinnaś ją kojarzyć, Rita Runcorn. Dołączyła do drużyny, kiedy byłem kapitanem. Teraz pracuje w ministerstwie. Jest... - zmarszczył brwi, zaraz też z resztą je unosząc, wyraźnie szukając jakiegoś pasującego określenia. Jaka w sumie była? Fajna brzmiało jak wyjęte z ust niepełnosprawnego umysłowo pięciolatka. Dobra w tym co robi? Ale co właściwie robiła? Miła - cholera, wyraźnie ograniczony dostęp do produktów spożywczych, spowodowany przez aktualną sytuację polityczną, rzucał mu się na mózg. Ciekawa? Już prędzej. Ale powiedzenie, że była interesującą zagadką brzmiało jakoś tak nie fair. W końcu parsknął rozbawiony - Po prostu jest. - wzruszył ramionami, zaciągając się papierosem i lekko kręcąc głową. Nie przywykł mówić o innych w superlatywach czy ich komplementować. Tym bardziej, kiedy rozmawiał z kimś, kto znał go tak dobrze. Z resztą, sam fakt, że trzymał Ritę przy sobie, dobrze o niej świadczył.
Augustus Rookwood
Augustus Rookwood
Zawód : Poszukiwacz Śmierci, badacz, naukowiec, numerolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Quiet, crawl to the in-between
Silent, secretive feeling
Of fearsome hatred that reaches the skies
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9814-augustus-rookwood https://www.morsmordre.net/t9940-macaria#300561 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f374-harrogate-skarpa https://www.morsmordre.net/t10009-skrytka-bankowa-nr-2232#302530 https://www.morsmordre.net/t9941-a-rookwood#300562
Re: Salon I [odnośnik]08.07.21 12:32
Naprawdę nie miała zamiaru ranić swojego brata i uderzać w najbardziej czułe punkty z czystej złośliwości, usposobienie miała jednak uszczypliwe i wiedziała, że jest silny, że nie trzeba traktować go delikatnie i subtelnie. W ich rodzinie panowały specyficzne relacje - bardzo szorstko okazywali sobie uczucia i przywiązanie, o ile robili to w ogóle. Sigrun to odpowiadało. Zbyt wielką czułość uznawała za słabość.
Nie miała zamiaru pouczać brata na poważnie co powinien był zrobić, a czego nie, czy zrobił coś źle w związku ze swoją karierą zawodową. Sama nie była najlepszym przykładem tego jak wykorzystać czas po szkole. Po ukończeniu Hogwartu nie podjęła żadnego kursu, wróciła do domu rodzinnego, została wydana za mąż. Wtedy nie miała planu na siebie - poza chęcią nauki czarnej magii, za którą wówczas nikt przecież nie płacił. Jej pan mąż miał wobec Sigrun inne plany. Nie musiała pracować, w mniemaniu Alpharda Montague nie powinna byłą nawet pracować, chciał mieć nad nią władzę i kontrolę. Miała urodzić mu dzieci. Cóż, przeliczył się gorzko i leżał teraz głęboko pod ziemią od długich lat. Sigrun zaś może i skończyłaby obok, gdyby nie bliźniaczy brat. To Christopher zaciągnął ją wszak na kurs Brygadzisty. Gdyby nie on, to nie miałaby tego zawodu. Nie dowodziłaby teraz całą grupą łowców wilkołaków. Augustus miał jeszcze czas.
- Z chęcią posłucham - zaoferowała.
Sigrun mówiła całkiem poważnie. Zmieniła się. Coraz częściej pochylała nad księgami, zaczęła interesować się złożonością magii - nie z naukowego zacięcia, którego zawsze jej brakowało, lecz chęci sięgnięcia po jeszcze większą moc, a to był klucz do osiągnięcia celu. Augustus miał interesujące pomysły, bystry umysł; Sigrun była pewna, że zaangażowanie go w badania Ramseya to tylko kwestia czasu. Powinien był odwiedzić Gwiezdnego Proroka. Wiedźma obiecała sobie w myślach, że poruszy ten temat z Mulcikberem przy najbliżej sposobności.
- Staruszek najwyraźniej ma problem z odpowiednią kolejnością - zakpiła Sigrun. Szacunek jaki miała do ojca mieszał się z nienawiścią, niechęcią i ogromem żalu jaki do niego miała za to wszystko, czego z jego winy doświadczyła. - Niech cię o to głowa nie boli. Pamiętam - zapewniła go, przewracając oczyma; trzynasty stycznia zbliżał się wielkimi krokami. Nie mogła powiedzieć, żeby już teraz zaprzątała sobie myśli wyborem prezentu, zwykle jednak pamiętała o takich datach. Zaśmiała się perliście na jego słowa o nim samym jako jedynej nadziei. - To nie jest śmieszne, Augustus. Któż z nas ma sprowadzić na świat kolejnego Rookwooda? No chyba nie ja - zakpiła. Nie miała zamiaru wychodzić już za mąż, a nikt, kto w ogóle wchodziłby w rachubę nie zgodziłby się przyjąć ich nazwiska. - Ja nie mam na to czasu. Wojna nie wygra się sama - oświadczyła hardym tonem, zaciągając się papierosem, po raz kolejny jasno określając swoje stanowisko wobec macierzyństwa.
Rozłożyła się wygodniej na kanapie, wsparła głowę o oparcie, słuchając Augustusa i uśmiechając kącikiem ust, kiedy wyobrażała sobie ich ojca podającego mu listę kandydatek na przyszłą żonę. Właściwie to byłoby całkiem w jego stylu. Powinna się znaleźć na niej lista wad i zalet, umiejętności i talentów. To mogłoby wręcz przypaść do gustu komuś o tak analitycznym umyśle jak Augustus - miał z ojcem więcej wspólnego, niż sądził.
- Znam Ritę Runcorn lepiej niż ci się wydaje. Nie mówiła ci? Jestem rozczarowana - odpowiedziała w końcu, zawieszając na twarzy brata badawcze spojrzenie; pamiętała szkolone czasy doskonale, kiedy razem, we troje podawali sobie kafle na szkolnym boisku. Po ukończeniu Hogwartu jej kontakt z panną Runcorn nie urwał się, trwał do dziś - choć nie był tak intensywny jak ten pomiędzy nimi. - Czysta krew, talent, uroda, czego chcieć więcej?


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Salon I [odnośnik]12.07.21 0:39
Nie wątpił, że z chęcią wysłuchałaby tego, co miał do powiedzenia. O ile w ogóle miałby co, bo poruszony wcześniej temat, zdawał się przez niego zbyt pobieżnie zgłębiony, by jakkolwiek się nad nim rozwodzić. Po głowie plątały mu się pomysły, idee czy plany, ale nie w formie, którą chciał się dzielić z innymi, albo raczej nie z osobami, które niewiele miały z naukowymi badaniami wspólnego. Potrzebował jak na razie zasięgnąć języka gdzie indziej, nawet jeśli zdanie swojej siostry szanował. Jej zdolności jednak, a także rozległa wiedza, błądziły raczej w tematach odległych od tego, co go interesowało. Wiedział też, że jej słowa nie były puste, że mówiła jak najbardziej poważnie. Tak samo jak wiedział, że kiedy już ustali na czym właściwie stoi, faktycznie złoży jej kolejną wizytę, albo przynajmniej wyśle obszerną sowę.
Uśmiechnął się do niej kpiąco, wpasowując się w ton, który sama przybrała. Była to sytuacja doprawdy tragiczna, przynajmniej dla niego, skoro stary Rookwood nie miał kogo innego do gnębienia w materii wnuków. Te były Augustusowi wybitnie nie w smak. Dzieci rozpraszały, przeszkadzały i nie były do niczego potrzebne. Były tylko po to, żeby nieść dalej krew, nazwisko, otrzymać majątek i zaspokajać ambicje swoich rodzicieli. Problem polegał na tym, że on sam podobnych wymagań co do własnego dziedzictwa nie posiadał. Przynajmniej na razie.
- Nie zapominajmy jeszcze, że potrzebowałabyś do tego przede wszystkim godnego kandydata - uśmiechnął się ironicznie, podpierając się na podłokietniku fotela i wspierając twarz o dłoń. Czas był w tym wypadku jednocześnie najmniejszym ze zmartwień, a jednocześnie największym. Jeśli ich ojciec w ogóle jeszcze żywił nadzieję na to, że Sigrun do czegokolwiek mu się w życiu przyda, to na pewno przepełniała go niepewność na myśl, jak kolejne lata jej życia mijają bez potomka.
- Otóż nie, nie podzieliła się ze mną informacjami na temat waszej znajomości - odparł, jakby nieco tym faktem urażony, ale z drugiej strony, cholera, na prawdę było mu wszystko jedno. Oczywistym też było, że dąsy te były pozorne, bardziej teatralne i niewiele znaczące. Ich znajomość była mu bardziej na rękę, biorąc pod uwagę, ze ton jego siostry sugerował, że nie posiada żadnych zastrzeżeń. - I co o niej sądzisz? - zapytał jeszcze, sięgając znowu po kubek z herbatą, która zdążyła już nieco ostygnąć. Wciąż była gorąca, ale nie na tyle by nieprzyjemnie parzyć i dało się ją teraz normalnie pić. Upił parę łyków, przełykając cisnące się na usta słowa, że jedyne czego mógłby chcieć od Rity więcej, to zadbany sufit w jej sypialni.
Augustus Rookwood
Augustus Rookwood
Zawód : Poszukiwacz Śmierci, badacz, naukowiec, numerolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Quiet, crawl to the in-between
Silent, secretive feeling
Of fearsome hatred that reaches the skies
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9814-augustus-rookwood https://www.morsmordre.net/t9940-macaria#300561 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f374-harrogate-skarpa https://www.morsmordre.net/t10009-skrytka-bankowa-nr-2232#302530 https://www.morsmordre.net/t9941-a-rookwood#300562

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Salon I
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach