Salon I
Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Salon
Największa komnata na parterze słuchy Sigrun za salon, choć z rzadka ma gości innych, niż jej bracia. Dwie ściany wyłożone są ciemnozielonym drewnem i przy jednej z nich, na wprost wejścia od strony holu, znajduje się sporych rozmiarów, rzeźbiony kominek niepodłączony do Sieci Fiuu. Nad kominkiem wisi portret Rookwooda żyjącego przed stu laty, a największa okiennica zamiast parapetu ma wygodne siedzisko. Oprócz stołu na dwanaście krzeseł stoi tu również stara, wysłużona kanapa i kilka wygodnych foteli. Ściana naprzeciw okien zastawiona jest regałami z książkami, z których jeden kryje tajemne przejście do sekretnej biblioteczki i pracowni.
She's lost control
again
Ostatnio zmieniony przez Sigrun Rookwood dnia 09.11.21 14:02, w całości zmieniany 1 raz
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Normund od nich wszystkich oczekiwał wnuków. Najlepiej jak najszybciej, ale jednocześnie przecież nie z byle kim. Nigdy nie mieli tytułu szlacheckiego, Rookwoodowie czuli się jednak znacznie lepsi od innych czarodziejskich rodzin, dbali o czystość swojej krwi, decyzje o zawieranych mariażach podejmowali rozważnie, po chłodnych kalkulacjach. W przypadku córek z rzadka była to ich decyzja. Augustus i pozostali bracia byli w o wiele bardziej komfortowej sytuacji, Normund pozostawiał im wręcz wolną rękę, choć stawiał wysokie wymagania - kandydatka musiała być czystej krwi, z rodziny o odpowiednich poglądach, o niezszarganej reputacji. Chodziło wszak o zawarcie intratnego sojuszu i niemieszanie krwi, dobre geny. Sigrun, kiedy jeszcze mógł wydał za Alpharda Montague, który spełniał wszystkie takie wymagania - czysta krew, dobra rodzina, odpowiednia reputacja, mocna pozycja. Był mężczyzną, nie przeszkadzał więc wiek - ani skłonność do przemocy, czy dominacji. Sigrun czasami sądziła, że wybór padł na Alpharda właśnie dlatego. Może ojciec uważał, że Montague będzie w stanie w końcu utemperować charakter niepokornej córki? Nic jednak bardziej mylnego.
- Otóż to, braciszku, otóż to - zaśmiała się na słowa Augustusa o odpowiednim kandydacie. On miał świadomość tego kim się stała i jak wysoką pozycję osiągnęła. Ojciec chyba wciąż nie zdawał sobie z tego sprawy, choć wiedział już, że to jego córka nosi na przedramieniu Mroczny Znak i znalazła się blisko Czarnego Pana. Mimo to słowa uznania, jakie niewątpliwie się Sigrun należały, nie przechodziły mu wciąż przez gardło. Satysfakcję przynosiła wiedźmie jednak świadomość, że teraz po prostu nie znalazłby godnego dla niej kandydata. Jedyny, którego mogłaby rozważyć na ojca swoich dzieci był żonaty i miał już własne z inną kobietą, co bynajmniej Rookwood nie przeszkadzało. Miała głęboko w poważaniu status cywilny Caelana Goyle i jego szanowną małżonkę, bo sama miała jeszcze większą awersję do dzieci, niż Augustus. Nie znosiła ich. Nie wyobrażała sobie też siebie jako matki. Nie nadawała się do tego. Brat mógł pozostawić wychowanie potomstwa żonie - ojcostwo przecież zazwyczaj kończyło się na poczęciu. - Samotność na szczycie bywa jednak doskwierająca - wyrzekła marudnie. Gdyby nie Goyle, chyba zaczęłaby się nudzić. Nadeszła chwila, kiedy mężczyźni zaczęli po prostu ustępować jej z drogi i przestali mieć odwagę, by choć spróbować ją zdobyć.
Spojrzała na Augustusa nieco zdziwiona, gdy usłyszała jego obrażony ton.
- Przecież byłyśmy razem na roku. Siedem lat w jednym dormitorium. Graliśmy w jednej drużynie. Umknęło ci to? - zaśmiała się lekko, lecz bez kpiny; czuła się po prostu zdziwiona. Chyba, że chodziło mu o utrzymanie znajomości po Hogwarcie. Jedynie nieliczne przetrwały. - Sądzę, że jest odpowiednia, aby przyprowadzić ją na rodzinny obiad - odpowiedziała Sigrun, uśmiechając się kącikiem ust. - Bez żartów, Augustus. Mówię poważnie. Lubię ją. Szanuję. Utalentowana czarownica, porządna rodzina, czysta krew. Nie jest nudną gęsią, nie jest miałką kretynką. Takiej kobiety potrzebuje ktoś taki jak ty u swojego boku - wyrzekła po chwili zastanowienia, po czym znów się roześmiała, popijając herbatę z rumem. - Chyba się zestarzałam, skoro doradzam ci ustatkowanie się...
- Otóż to, braciszku, otóż to - zaśmiała się na słowa Augustusa o odpowiednim kandydacie. On miał świadomość tego kim się stała i jak wysoką pozycję osiągnęła. Ojciec chyba wciąż nie zdawał sobie z tego sprawy, choć wiedział już, że to jego córka nosi na przedramieniu Mroczny Znak i znalazła się blisko Czarnego Pana. Mimo to słowa uznania, jakie niewątpliwie się Sigrun należały, nie przechodziły mu wciąż przez gardło. Satysfakcję przynosiła wiedźmie jednak świadomość, że teraz po prostu nie znalazłby godnego dla niej kandydata. Jedyny, którego mogłaby rozważyć na ojca swoich dzieci był żonaty i miał już własne z inną kobietą, co bynajmniej Rookwood nie przeszkadzało. Miała głęboko w poważaniu status cywilny Caelana Goyle i jego szanowną małżonkę, bo sama miała jeszcze większą awersję do dzieci, niż Augustus. Nie znosiła ich. Nie wyobrażała sobie też siebie jako matki. Nie nadawała się do tego. Brat mógł pozostawić wychowanie potomstwa żonie - ojcostwo przecież zazwyczaj kończyło się na poczęciu. - Samotność na szczycie bywa jednak doskwierająca - wyrzekła marudnie. Gdyby nie Goyle, chyba zaczęłaby się nudzić. Nadeszła chwila, kiedy mężczyźni zaczęli po prostu ustępować jej z drogi i przestali mieć odwagę, by choć spróbować ją zdobyć.
Spojrzała na Augustusa nieco zdziwiona, gdy usłyszała jego obrażony ton.
- Przecież byłyśmy razem na roku. Siedem lat w jednym dormitorium. Graliśmy w jednej drużynie. Umknęło ci to? - zaśmiała się lekko, lecz bez kpiny; czuła się po prostu zdziwiona. Chyba, że chodziło mu o utrzymanie znajomości po Hogwarcie. Jedynie nieliczne przetrwały. - Sądzę, że jest odpowiednia, aby przyprowadzić ją na rodzinny obiad - odpowiedziała Sigrun, uśmiechając się kącikiem ust. - Bez żartów, Augustus. Mówię poważnie. Lubię ją. Szanuję. Utalentowana czarownica, porządna rodzina, czysta krew. Nie jest nudną gęsią, nie jest miałką kretynką. Takiej kobiety potrzebuje ktoś taki jak ty u swojego boku - wyrzekła po chwili zastanowienia, po czym znów się roześmiała, popijając herbatę z rumem. - Chyba się zestarzałam, skoro doradzam ci ustatkowanie się...
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Gromadka wnucząt definitywnie wpłynęła dobrze nie tylko na ogólny nastrój ich ojca, ale też na to, który z jego męskich potomków dostanie od niego rodowy pierścień. Jak bardzo Augustus by się nie starał, do tego momentu życia wizja posiadania własnego potomstwa nigdy nie zawracała mu głowy. Przynajmniej nie po to, by spędzać jakiekolwiek rodzicielskie aspiracje. Jedyne tak na prawdo, co przyciągało do niego myśl o tym była chęć dziedziczenia. Kolejny krok na drodze spełniania aspiracji i dowartościowywania się. Jakkolwiek bowiem szanował fakt, że dzieli krew ze swoimi braćmi, tak żadnego z nich nie widział na stanowisku głowy rodziny.
Zawsze zastanawiała go też kwestia tego, jak Normund podchodził do tego, co osiągnęła w życiu jego jedyna córka. Nawet jeśli stary Rookwood zdawał sobie sprawę z tego, jak wysoko w szczeblach popleczników Czarnego Pana się znalazła, zdawał się specjalnie i jakże skutecznie unikać tego tematu. Jakby było to jedną z największych drobinek soli w jego oku. A przecież gdyby tylko byłaby synem, zapewne pękałby z dumy.
- Myślę, że przez tę samotność lśnisz jaśniej niż gdybyś była w towarzystwie - odpowiedział, przywołując na usta delikatny uśmiech uznania. W przeciwnie do ojca, nie dławił się na samą myśl o wypowiedzenie w jej stronę komplementu. Była zdolna, inteligentna i spełniała swoje ambicje, pnąc się po szczeblach organizacji. Zasłużyła na to by być dokładnie tam gdzie była. Jedyne czego nie mógł znieść, to gdy w czyichś oczach czy słowach stawała się punktem odniesienia dla niego samego.
- Rita była dwa lata niżej - poprawił ją, kręcąc przy tym lekko głową. Nie miało to jednak większego znaczenia. Jeśli Sigrun na prawdę tak dobrze ją kojarzyła i udało im się utrzymać po szkole kontakt, nawet jakikolwiek, tym lepiej. Wysłuchał jej też chętnie; jej słowa były tylko potwierdzeniem tego, co sam myślał. Słyszenie ich jednak z czyich ust, a nie tylko we własnej głowie, wydawało się nad wyraz satysfakcjonujące. - Ojcu na pewno by się to spodobało - prychnął, pół wesoło, pół cierpko. Przez chwilę też jeszcze milczał, obracając w głowie kolejne myśli - Ale kompletnie nie przypadłoby mu do gustu, że jednak twoje zdanie w tej kwestii cenię bardziej niż jego. Ale też, dobrze słyszeć że i w jej przypadku miałem rację.
Zawsze zastanawiała go też kwestia tego, jak Normund podchodził do tego, co osiągnęła w życiu jego jedyna córka. Nawet jeśli stary Rookwood zdawał sobie sprawę z tego, jak wysoko w szczeblach popleczników Czarnego Pana się znalazła, zdawał się specjalnie i jakże skutecznie unikać tego tematu. Jakby było to jedną z największych drobinek soli w jego oku. A przecież gdyby tylko byłaby synem, zapewne pękałby z dumy.
- Myślę, że przez tę samotność lśnisz jaśniej niż gdybyś była w towarzystwie - odpowiedział, przywołując na usta delikatny uśmiech uznania. W przeciwnie do ojca, nie dławił się na samą myśl o wypowiedzenie w jej stronę komplementu. Była zdolna, inteligentna i spełniała swoje ambicje, pnąc się po szczeblach organizacji. Zasłużyła na to by być dokładnie tam gdzie była. Jedyne czego nie mógł znieść, to gdy w czyichś oczach czy słowach stawała się punktem odniesienia dla niego samego.
- Rita była dwa lata niżej - poprawił ją, kręcąc przy tym lekko głową. Nie miało to jednak większego znaczenia. Jeśli Sigrun na prawdę tak dobrze ją kojarzyła i udało im się utrzymać po szkole kontakt, nawet jakikolwiek, tym lepiej. Wysłuchał jej też chętnie; jej słowa były tylko potwierdzeniem tego, co sam myślał. Słyszenie ich jednak z czyich ust, a nie tylko we własnej głowie, wydawało się nad wyraz satysfakcjonujące. - Ojcu na pewno by się to spodobało - prychnął, pół wesoło, pół cierpko. Przez chwilę też jeszcze milczał, obracając w głowie kolejne myśli - Ale kompletnie nie przypadłoby mu do gustu, że jednak twoje zdanie w tej kwestii cenię bardziej niż jego. Ale też, dobrze słyszeć że i w jej przypadku miałem rację.
Augustus Rookwood
Zawód : Poszukiwacz Śmierci, badacz, naukowiec, numerolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Quiet, crawl to the in-between
Silent, secretive feeling
Of fearsome hatred that reaches the skies
Silent, secretive feeling
Of fearsome hatred that reaches the skies
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Chyba masz rację - odpowiedziała Sigrun. Uśmiechnęła się, było w tym jednak coś... dziwnie przypominającego smutek.
Czy Augustus kiedykolwiek domyślał się co tak naprawdę łączyło jego młodszą siostrę i brata? Najmłodsze spośród gromadki Normunda Rookwooda bliźnięta? Zawsze była między nimi silna więź, silniejsza niż z pozostałymi braćmi, to było oczywiste i naturalne, ich serca wszak zaczęły bić w tym samym momencie, lecz gdy zaczęli dorastać przerodziło się to w coś niepoprawnego, nieprzyzwoitego - i to było naprawdę łagodne określenie. Sigrun miała zaufanie do każdego ze swych starszych braci, ani jednak ona, ani Christopher nie byli pewni, czy spotkałoby się to z ich zrozumieniem. Zapewne nie. Trzymali to zatem w tajemnicy przed wszystkimi, przede wszystkim przed ojcem. Sigrun zastanawiała się jednak czasem. Augustus był więcej niż ponadprzeciętnie inteligentny. Był pieprzonym geniuszem. Czy nie widział ukradkowych spojrzeń, nie domyślał się, gdzie młodszy brat spędzał całe noce, nie czytał między wierszami? Czasami blondynce wydawało się, że tak. Może dlatego teraz wspomniał o lśnieniu w samotności. To od zniknięcia bliźniaczego brata zaczęła tak lśnić. Powróciwszy do kraju obiecała swoją różdżkę Czarnemu Panu i właśnie dzięki temu zdobyła moc o jakiej wcześniej żadne z nich nawet nie śniło. Dopiero wtedy rozwinęła skrzydła szeroko, służba Czarnemu Panu wydobyła jej potencjał. Nie potrzebowała do tego innego mężczyzny niż On. Ani Christophera, ani Goyle'a, który jako drugi zawiódł jej zaufanie, jej wiarę, jej uczucia jakie zaczęła do niego żywić. Niepotrzebnie. Musiała zapamiętać, że najsilniejsza jest właśnie w samotności.
- Och, doprawdy? Coś musiało mi się pomieszać. Za dużo treningów spędzanych razem - odparła z powątpiewaniem Sigrun. Jeszcze kilka chwil wcześniej dałaby sobie rękę uciąć, że była razem z Ritą Runcorn w jednym dormitorium. Minęło jednak prawie dwanaście lat od ukończenia Hogwartu i w międzyczasie działo się tak wiele, że czas zatarł niektóre rzeczy w jej pamięci. Na pewno dzieliła sypialnię z Rain Huxley, tego była stuprocentowo pewna.
- Ojcu mało co i mało kto się podoba - westchnęła ciężko Sigrun. Uśmiechnęła się kącikiem ust, rada, że starszy brat cenił jej zdanie wyżej od ojcowskiego. To dla niej wiele znaczyło, szczególnie w przypadku Augustusa. Uniosła szklankę. - Wypijmy zatem za to, byśmy niebawem pili na twoim weselu, o - zaproponowała przekornie, nie mogąc się oprzeć, żeby nie podroczyć się z Augustusem.
Dawno go nie widziała, nie mogła sobie odmówić - on zaś znał ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że uszczypliwość ta była determinowana przywiązaniem akurat w jego przypadku.
| ztx2
Czy Augustus kiedykolwiek domyślał się co tak naprawdę łączyło jego młodszą siostrę i brata? Najmłodsze spośród gromadki Normunda Rookwooda bliźnięta? Zawsze była między nimi silna więź, silniejsza niż z pozostałymi braćmi, to było oczywiste i naturalne, ich serca wszak zaczęły bić w tym samym momencie, lecz gdy zaczęli dorastać przerodziło się to w coś niepoprawnego, nieprzyzwoitego - i to było naprawdę łagodne określenie. Sigrun miała zaufanie do każdego ze swych starszych braci, ani jednak ona, ani Christopher nie byli pewni, czy spotkałoby się to z ich zrozumieniem. Zapewne nie. Trzymali to zatem w tajemnicy przed wszystkimi, przede wszystkim przed ojcem. Sigrun zastanawiała się jednak czasem. Augustus był więcej niż ponadprzeciętnie inteligentny. Był pieprzonym geniuszem. Czy nie widział ukradkowych spojrzeń, nie domyślał się, gdzie młodszy brat spędzał całe noce, nie czytał między wierszami? Czasami blondynce wydawało się, że tak. Może dlatego teraz wspomniał o lśnieniu w samotności. To od zniknięcia bliźniaczego brata zaczęła tak lśnić. Powróciwszy do kraju obiecała swoją różdżkę Czarnemu Panu i właśnie dzięki temu zdobyła moc o jakiej wcześniej żadne z nich nawet nie śniło. Dopiero wtedy rozwinęła skrzydła szeroko, służba Czarnemu Panu wydobyła jej potencjał. Nie potrzebowała do tego innego mężczyzny niż On. Ani Christophera, ani Goyle'a, który jako drugi zawiódł jej zaufanie, jej wiarę, jej uczucia jakie zaczęła do niego żywić. Niepotrzebnie. Musiała zapamiętać, że najsilniejsza jest właśnie w samotności.
- Och, doprawdy? Coś musiało mi się pomieszać. Za dużo treningów spędzanych razem - odparła z powątpiewaniem Sigrun. Jeszcze kilka chwil wcześniej dałaby sobie rękę uciąć, że była razem z Ritą Runcorn w jednym dormitorium. Minęło jednak prawie dwanaście lat od ukończenia Hogwartu i w międzyczasie działo się tak wiele, że czas zatarł niektóre rzeczy w jej pamięci. Na pewno dzieliła sypialnię z Rain Huxley, tego była stuprocentowo pewna.
- Ojcu mało co i mało kto się podoba - westchnęła ciężko Sigrun. Uśmiechnęła się kącikiem ust, rada, że starszy brat cenił jej zdanie wyżej od ojcowskiego. To dla niej wiele znaczyło, szczególnie w przypadku Augustusa. Uniosła szklankę. - Wypijmy zatem za to, byśmy niebawem pili na twoim weselu, o - zaproponowała przekornie, nie mogąc się oprzeć, żeby nie podroczyć się z Augustusem.
Dawno go nie widziała, nie mogła sobie odmówić - on zaś znał ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że uszczypliwość ta była determinowana przywiązaniem akurat w jego przypadku.
| ztx2
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Salon I
Szybka odpowiedź