Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda
Ruiny
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ruiny
Azkaban za sprawą nagromadzonej białej magii obrócił się w ruinę. Wielki wybuch odsłonił najniższe warstwy przerażającego więzienia, otwierając dostęp do niekiedy przedziwnych prastarych ruin. Wiadomym jest, że Azkaban wzniósł jeden z wielkich rodów, nie jest jednak jasne, na czym właściwie, ani też w jaki sposób. Kamienie układają się w niezwykłe wzory i są pokryte mało zrozumiałymi, symbolicznymi żłobieniami sprawiającymi wrażenie pierwotnych. Niektórzy spekulują, że są tworami dementorów, którzy z wyspy uczynili wcześniej swoje królestwo. Od wilgotnej ziemi wznosi się para, wypuszczona w powietrze ciepłem nagromadzonej silnej białej magii.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.03.18 23:23, w całości zmieniany 1 raz
Zostało męskie ucho i małe głowy, właśnie tak powiedział Lucan. Oczywiście Kieran zawierzył jego słowom, jednak szybko dotarło do niego, cóż się za nimi kryje. Poświęcenie. Musieli wrzucić jeszcze trzy głowy, a jeden z nich musiał pozbawić się ucha. To ostatnie podejrzenia wyartykułowała Maxine, która już rwała włosy z głowy, aby wrzucić je do kotła.
– Poświęcenie, psidwacza mać – burknął pod nosem, bardziej do siebie. Musieli się stąd wydostać. Już zaczął w swoich ubraniach pływać. Na dodatek to wszystko zbyt się dłużyło, a przynajmniej takie odnosił wrażenie.
Ból nie był Rineheartowi obcy, był właściwie stałym, często powtarzającym się elementem w jego życiu. Sporo poważnych ran dorobił się podczas różnych akcji jako auror, a dzięki możliwościom uzdrowiciel z Munga udawało się wszystkie uleczyć. Wizja samookaleczenia nie należała do tych najprzyjemniejszych, ale to poświęcenie było konieczne i co do tego nie miał wątpliwości. Bez wahania sięgnął po podany mu przez Maxine nóż. Chwycił za lewe ucho, aby ujęte w prawą dłoń ostrze przyłożyć do małżowiny. Tuż przed wykonaniem cięcia zamknął oczy i zacisnął zęby. Użył dużo siły, aby ucho uciąć szybko i sprawnie. Poczuł ból, lecz zdołał stłumić każdy jęk, a nawet krzyk. Poczuł krew spływającą po jego policzku i szyi, ale to było niczym w porównaniu do gorąca atakującego jego ucho. Szybkim i zdecydowanym krokiem zbliżył się do kotła, aby wrzucić do niego własne ucho.
– Poświęcenie, psidwacza mać – burknął pod nosem, bardziej do siebie. Musieli się stąd wydostać. Już zaczął w swoich ubraniach pływać. Na dodatek to wszystko zbyt się dłużyło, a przynajmniej takie odnosił wrażenie.
Ból nie był Rineheartowi obcy, był właściwie stałym, często powtarzającym się elementem w jego życiu. Sporo poważnych ran dorobił się podczas różnych akcji jako auror, a dzięki możliwościom uzdrowiciel z Munga udawało się wszystkie uleczyć. Wizja samookaleczenia nie należała do tych najprzyjemniejszych, ale to poświęcenie było konieczne i co do tego nie miał wątpliwości. Bez wahania sięgnął po podany mu przez Maxine nóż. Chwycił za lewe ucho, aby ujęte w prawą dłoń ostrze przyłożyć do małżowiny. Tuż przed wykonaniem cięcia zamknął oczy i zacisnął zęby. Użył dużo siły, aby ucho uciąć szybko i sprawnie. Poczuł ból, lecz zdołał stłumić każdy jęk, a nawet krzyk. Poczuł krew spływającą po jego policzku i szyi, ale to było niczym w porównaniu do gorąca atakującego jego ucho. Szybkim i zdecydowanym krokiem zbliżył się do kotła, aby wrzucić do niego własne ucho.
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Udało się. Koziorożec wydobył się z jej różdżki i obiegł grotę w której się znajdowali. Powiodła po nim spojrzeniem, spokojnie obserwując jego bieg. Pozwalając, by to Marcella zajęła się rozmową. Z dziećmi i tak nigdy sobie nie radziła za dobrze. A może właściwie wcale. A widok chłopca, mimo że wiele większego, jedynie przypominał jej o Próbie mocniej i dosadniej. Bała się tego, dokąd miała zaprowadzić ich ścieżka, przeznaczona dla niej. Może popełnili błąd wybierając swoje własne. Może powinni byli ruszyć ścieżkami innych. Wiele wątpliwości i jak zwykle mało odpowiedzi. Czy tak miało pozostać już na zawsze
- Potrafię leczyć, może będę w stanie pomóc. - powiedziała, na chwilę przed tym, nim gwałtowne uczucie ulgi sprawiło, że wzięła głęboki wdech czując jak ból odchodzi od niej. Poruszyła powoli palcami lewej ręki. Uchylając powieki i dostrzegając ciemność, która nastała.
- Lumos Maxima! - wypowiedziała płynnie, wykonując odpowiedni gest różdżką i wskazując nią w górę w kierunku w którym wcześniej dostrzegła otwór. Potrzebowali światła. Ciemność, mogła na nowo przerazić chłopca. - Marcella, na cięte maść z wodnej gwiazdy, bezpośrednio na rany, tak, żeby całą pokrywała, masz? Powinnam jeszcze mieć fiolkę. - mruknęła bezpośrednio do niej lewą dłonią zaczynając macać po kolei fiolki. Chciała przekazać możliwie jak najwięcej w czasie, kiedy wszyscy się słyszeli. Nie miała pojęcia, czy za chwilę znów nie wylądują pod ziemią.
- Potrafię leczyć, może będę w stanie pomóc. - powiedziała, na chwilę przed tym, nim gwałtowne uczucie ulgi sprawiło, że wzięła głęboki wdech czując jak ból odchodzi od niej. Poruszyła powoli palcami lewej ręki. Uchylając powieki i dostrzegając ciemność, która nastała.
- Lumos Maxima! - wypowiedziała płynnie, wykonując odpowiedni gest różdżką i wskazując nią w górę w kierunku w którym wcześniej dostrzegła otwór. Potrzebowali światła. Ciemność, mogła na nowo przerazić chłopca. - Marcella, na cięte maść z wodnej gwiazdy, bezpośrednio na rany, tak, żeby całą pokrywała, masz? Powinnam jeszcze mieć fiolkę. - mruknęła bezpośrednio do niej lewą dłonią zaczynając macać po kolei fiolki. Chciała przekazać możliwie jak najwięcej w czasie, kiedy wszyscy się słyszeli. Nie miała pojęcia, czy za chwilę znów nie wylądują pod ziemią.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 91
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
#1 'k100' : 91
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
OGIEŃ
Dla Lucana cała komnata przybrała postać tego, co widzieli już Kieran i Maxine. Pieczary wypełnionej ogniem wkoło z kotłem po środku i wciąż nieruchomą podobizną Jackie. To, co widział zniknęło, a próba ponownego rzucenia zaklęcia okazała się karkołomna — potworny świat zwłok i ciał nie powrócił przed jego oczy. Lucan jednak pamiętał, że drobne ciałka dzieci znajdowały się po jego lewej stronie, wisiały nad ogniem na wysokości, w której mógł je dosięgnąć. Abbott, wchodząc w ogień, mógł je wyczuć pod rękami, ukrytymi przed zwykłym spojrzeniem. Drobne, małe główki łatwo było odróżnić od dorosłych. W dotyku przypominały arbuzy z przypaloną skórą kaczki, popękaną w niektórych miejscach i oblepioną lepką, ale bardzo skąpą substancją. Dzięki pomocy Maxine, Lucan był chroniony przed szkodliwym działaniem ognia. Iguana wciąż spoczywała w ramionach czarownicy. Według zakonników, sprawa wymagała poświęcenia, a podjął się tego najstarszy z nich, dowodzący grupą Kieran. Chwyciwszy nóż od Maxine, a później lewe ucho, podjął się próby jego odcięcia. Ból był ogromny, gorąc rozpalił jego głowę i zaczął pulsować tępym, przyćmiewającym bólem — na chwilę go zamroczyło, ale wiedział, że nie mógł przerwać. Krew spłynęła po jego policzku i karku za szatę, która lepiła się już do skóry. Dziwne uczucie zaczęło mu doskwierać, kiedy pozbawił się małżowiny i części zewnętrznej, gorzej słyszał, dziwny szum dał mu się we znaki. Kiedy wrzucił ucho do kotła, w kotle zawrzało, a ilość wywaru jakby się powiększyła. Bulgocąca mikstura zaczęła wrzeć, a smród wzmógł się jeszcze bardziej.
ZIEMIA
Decyzja Brendana kosztowała go atakiem dwóch ożywionych zwłok. Zarówno Jefferson, jak i Sykes, uczepili się go po obu jego stronach, wgryzając się w jego ramiona zębami. Ich szczęki zakleszczyły się na imponujących mięśniach aurora, a on sam poczuł ból i dyskomfort. W tej samej chwili jego zaklęcie trafiło w misę z krwią, a ona sama wyczyściła się całkowicie, nie pozostawiając śladu po upuszczonej przez czarownicę krwi. Żaden więzień więcej nie obudził się. Moc anomalii wokół się wzmogła, ale równie szybko została uspokojona. Ria zdecydowała się spróbować kombinacji, która przyszła jej do głowy. Kiedy przekręciła zamek w prawo, lewo, prawo i lewo usłyszała głuchy dźwięk, przypominający rozsuwanie ciężkiej, metalowej zasuwy, a później cichy trzask, dobiegający zza drzwi. Po chwili, kiedy przekręciła dwukrotnie w prawo i w lewo znów rozszedł się dźwięk po drzwiach, tym razem nieco niżej. Ostatnia kombinacja, najkrótsza, w prawo i w lewo sprawiła, że zamek odskoczył, a drzwi lekko rozchyliły się. Buchnęło zza nich zimno, ale była w nim świeżość, która rozrzedziła dławiącą ziemistą duszność i ciężkość powietrza dookoła. Po drugiej stronie drzwi była ciemność, ale nie cisza. Rię dobiegły ciche szepty, głosy, które znała, które były jej bliskie, które napawały jej serce optymizmem i ciepłem, ale i niepewnością i strachem. Żadnego z nich nie była jeszcze w stanie rozpoznać. Brendan, który miał obeznanie z czarną magią błyskawicznie się zorientował, że to, co czai się za drzwiami jest jej wynikiem. Złej, plugawej, mrocznej i być może wyjątkowo okrutnej. W krótce potem gęsta mgła wylała się zza nich, obejmując wpierw rudowłosą czarownicę.
Czuję – odpowiedział jej dobrze znany głos. Szybko rozpoznała w nim mężczyznę o bujnej czuprynie, Macmillana. Po chwili, w ciemności ujrzała i jego, wyrastającego tuż przed nią. Z zawstydzeniem przyjął jej dłoń na swojej — dopiero teraz spostrzegła, że jej własna nie miała już klucza, była wyciągnięta przed siebie i nakryta jego własną. Nie musisz mnie naśladować. Po prostu mam dużo większą styczność z alkoholem niż ty. Możesz zwolnić… albo wziąć wino, wino ma znacznie delikatniejszy smak. Mężczyzna patrzył na nią z zawstydzeniem i ciepłem. Po chwili ciszy jego usta rozwarły się znów miękko, a dziewczyna usłyszała znów jego głos. Zbliżył się, poczuła od niego ciepło. Nie jest mi potrzebne lepsze towarzystwo – wyjaśnił. Lepsze nie istnieje, dodał cicho. Głu… głupio mi. Między mną a panną Leighton nic nie ma. Ułożył dłonie na policzkach rudowłosej i rzucił się do kilku pocałunków. Poczuła ciepło i miękkość jego warg. To, co czuła, było przyjemne. To ciebie kocham, głuptasie.
Brendan, przy którym zawiśli dwaj więźniowie, wciąż dość ruchliwi i dość niebezpieczni widział, jak stojąc w progu jego kuzynka wyciaga ręce przed siebie, w ciemną, lepką i mroczną mgłę. Nie widział tego, co ona, ale wiedział, że to co wydzierało się z drugiej strony było złe. Po chwili owa mgła dosięgnęła i jego, nie było już przed nim Rii. Usłyszał za to głos. Męski, dobrze znany. Jest nas... parę osób. Parędziesiąt. Właściwie - trudno stwierdzić. Głównie idealiści z różnych warstw społecznych, kalejdoskop osobowości, których nie spodziewałbyś się tam spotkać. Szybko dopasował go do kogoś znajomego. Przed nim pojawiła się ruda czupryna Garretta, a jego blada twarz obsypana piegami, szczerze się do niego uśmiechnęła. I parę osób, po których nie oczekiwałbyś niczego innego. Uniósł dłoń, na której błysnął ciemny, wyzbyty wszelakich zdobień metal. To wiele dla mnie znaczy, Bren, powiedział po chwili, już ciszej, poważniej. To, że zdecydowałeś się mi zaufać. Nachylił się, siedzieli obaj na kamiennej ziemi, jeden przed drugim. Chwycił za szklankę i pokręcił głową, znów uśmiechając się pod nosem. Z lekkim przekąsem. Ale na tę historię jesteśmy jeszcze zbyt trzeźwi. Po chwili machnięciem różdzki przywołał butelkę ognistej, która z ciemności wyłoniła się i stanęła między nimi. Polewając, ulokował na chwilę spojrzenie na Brendanie, kryjąc w nim niemą wdzięczność. Miał rację - wszystko, co zbudowali, opierało się na zaufaniu. Jesteś mi jak brat, Bren, powiedział w końcu być może znikąd, ale nie baczył na to. Patrzył na niego w sposób, który sugerował jawnie i dobitnie, że dla niego to wyznanie to wciąż było zbyt mało, bowiem był mu bliższy niż brat, którego powoli tracił. To właśnie jemu, Brendanowi, mógł w pełni zaufać, nikomu innemu. I gwardzista o tym wiedział. Tu i teraz. Zwyciężymy to, lecz nie był pewien, komu próbuje dodać otuchy: sobie czy jemu.
WODA
Chłopiec spojrzał na Marcellę i pokiwał powoli głową, choć niewiele widział w ciemności, przynajmniej do czasu, póki nad ich głowami nie rozbłysło jasne światło dzięki zaklęciu Justine. W chwili jego rzucenia gwardzistka poczuła nagłą słabość, a z jej nosa potoczyła się stróżka krwi. Chwilowe zawroty głowy, odrętwienie w kończynach na moment ją sparaliżowało, ale dziewczyna błyskawicznie mogła odzyskać rezon, niegroźnie krztusząc się odrobiną lodowatej wody. Wciąż było przeraźliwie zimno, obie kobiety i chłopiec szczekali zębami. On sam chlipnął lekko nosem i znów pokiwał głową, tym razem odważniej i bardziej zdecydowanie. Widać było, że odpowiednie słowa i dotyk czarownicy dobrze na niego działają, chłopiec postanowił jej zaufać.
— Nie wiem kim byli. Zabrali mnie kiedyś z domu, w nocy. Zamknęli w smutnym, brzydkim pokoju bez kolorów z innymi dziećmi. Robili... robili... nam... Taki zły stary pan... — zaczął się trząść, zaciskając palce mocniej na ubraniu Marcelli. W końcu jednak pokiwał głową, chcąc wziąć się w garść. — Tak, mogę być pomocny. Pomogę — zaoferował i pomógł czarownicy dostać się do otwartego włazu. Był na tyle ciasny, że ona sama ledwie mogła się przez niego przecisnąć, ale była do tego zdolna, wystarczyło, że się podciągnie na rękach. Po drugiej stronie było ciemno, ale nie cicho. Czarownica słyszała szepty, wiele cichych i niezrozumiałych szeptów, które z czasem przeradzały się w głosy, które zdawało jej się, że znała. To... to może znak, abyś przestała się bić? Szybko uzmysłowiła sobie do kogo ów głos należał. Przed nią, w ciemości, o drugiej stronie i w niedalekiej odległości siedziała po turecku jej siostra, Arabella. Uśmiechnęła się niemrawo, niczym dziecko co wpadło na najprostszy, a zarazem najgenialniejszy sposób na rozwiązanie problemu. W mojej pracy to jedyne co Ci złego się może przytrafić to podrapanie czy podziobanie czy też delikatnie kopnięcie przez o wiele większe od Ciebie zwierzę. To w zasadzie niezbyt dużo! Marcella wyciągnęła bezwiednie ku niej dłoń. W ciemność, w brzydką, czarną mgłę, która oblepiała ją ze wszystkich stron. Arabella za to postarała wyrwać się szybkim ruchem spod nadciągającej ręki Marcelli. Zmarszczyła lekko nos, zbierając siły na kichnięcie, lecz zamiast zarazków w powietrze momentalnie wyleciały postrzępione kartki z kolorowymi obrazkami. Anomalia. Wiesz, właściwie to chyba nie jest zbyt normalne, abyś z taką twarzą wychodziła na zewnątrz. Ludzie mogą nie zrozumieć Twojej inności. Te słowa nie są zbyt kulturalne.
| Na odpis macie czas do 03.07.06. godz. 22:00, ale jeśli odpiszecie prędzej, post pojawi się szybciej.
Ria, twoja sytuacja masochistyczna będzie powodować krwotok dopóki nie zostanie zatamowany, 5 HP/turę. Ria, Brendan, ST dla odporności psychicznej wynosi 95. (rzut tej tury). Rzut jest dodatkowy i nie jest "waszą akcją".
Justine, Marcella, sytuacja "meteorologiczna" będzie wpływać na wasze punkty HP, 5 HP/turę, dopóki nie zmienicie tego stanu rzeczy lub nie opuścicie tego miejsca.
Marcella, ST dla odporności psychicznej wynosi 95.
(rzut tej tury). Rzut jest dodatkowy i nie jest "twoją akcją".
Od tej pory rzucając każde zaklęcie, wszyscy rzucacie również kością dodatkową oznaczoną jako "Azkaban".
Żywotność:
Jefferson 100/200
Sykes 80/200
Krueger 84/200
Wykorzystane moce Zakonu:
Justine 2/4
Aktywne zaklęcia:
Dla Lucana cała komnata przybrała postać tego, co widzieli już Kieran i Maxine. Pieczary wypełnionej ogniem wkoło z kotłem po środku i wciąż nieruchomą podobizną Jackie. To, co widział zniknęło, a próba ponownego rzucenia zaklęcia okazała się karkołomna — potworny świat zwłok i ciał nie powrócił przed jego oczy. Lucan jednak pamiętał, że drobne ciałka dzieci znajdowały się po jego lewej stronie, wisiały nad ogniem na wysokości, w której mógł je dosięgnąć. Abbott, wchodząc w ogień, mógł je wyczuć pod rękami, ukrytymi przed zwykłym spojrzeniem. Drobne, małe główki łatwo było odróżnić od dorosłych. W dotyku przypominały arbuzy z przypaloną skórą kaczki, popękaną w niektórych miejscach i oblepioną lepką, ale bardzo skąpą substancją. Dzięki pomocy Maxine, Lucan był chroniony przed szkodliwym działaniem ognia. Iguana wciąż spoczywała w ramionach czarownicy. Według zakonników, sprawa wymagała poświęcenia, a podjął się tego najstarszy z nich, dowodzący grupą Kieran. Chwyciwszy nóż od Maxine, a później lewe ucho, podjął się próby jego odcięcia. Ból był ogromny, gorąc rozpalił jego głowę i zaczął pulsować tępym, przyćmiewającym bólem — na chwilę go zamroczyło, ale wiedział, że nie mógł przerwać. Krew spłynęła po jego policzku i karku za szatę, która lepiła się już do skóry. Dziwne uczucie zaczęło mu doskwierać, kiedy pozbawił się małżowiny i części zewnętrznej, gorzej słyszał, dziwny szum dał mu się we znaki. Kiedy wrzucił ucho do kotła, w kotle zawrzało, a ilość wywaru jakby się powiększyła. Bulgocąca mikstura zaczęła wrzeć, a smród wzmógł się jeszcze bardziej.
ZIEMIA
Decyzja Brendana kosztowała go atakiem dwóch ożywionych zwłok. Zarówno Jefferson, jak i Sykes, uczepili się go po obu jego stronach, wgryzając się w jego ramiona zębami. Ich szczęki zakleszczyły się na imponujących mięśniach aurora, a on sam poczuł ból i dyskomfort. W tej samej chwili jego zaklęcie trafiło w misę z krwią, a ona sama wyczyściła się całkowicie, nie pozostawiając śladu po upuszczonej przez czarownicę krwi. Żaden więzień więcej nie obudził się. Moc anomalii wokół się wzmogła, ale równie szybko została uspokojona. Ria zdecydowała się spróbować kombinacji, która przyszła jej do głowy. Kiedy przekręciła zamek w prawo, lewo, prawo i lewo usłyszała głuchy dźwięk, przypominający rozsuwanie ciężkiej, metalowej zasuwy, a później cichy trzask, dobiegający zza drzwi. Po chwili, kiedy przekręciła dwukrotnie w prawo i w lewo znów rozszedł się dźwięk po drzwiach, tym razem nieco niżej. Ostatnia kombinacja, najkrótsza, w prawo i w lewo sprawiła, że zamek odskoczył, a drzwi lekko rozchyliły się. Buchnęło zza nich zimno, ale była w nim świeżość, która rozrzedziła dławiącą ziemistą duszność i ciężkość powietrza dookoła. Po drugiej stronie drzwi była ciemność, ale nie cisza. Rię dobiegły ciche szepty, głosy, które znała, które były jej bliskie, które napawały jej serce optymizmem i ciepłem, ale i niepewnością i strachem. Żadnego z nich nie była jeszcze w stanie rozpoznać. Brendan, który miał obeznanie z czarną magią błyskawicznie się zorientował, że to, co czai się za drzwiami jest jej wynikiem. Złej, plugawej, mrocznej i być może wyjątkowo okrutnej. W krótce potem gęsta mgła wylała się zza nich, obejmując wpierw rudowłosą czarownicę.
Czuję – odpowiedział jej dobrze znany głos. Szybko rozpoznała w nim mężczyznę o bujnej czuprynie, Macmillana. Po chwili, w ciemności ujrzała i jego, wyrastającego tuż przed nią. Z zawstydzeniem przyjął jej dłoń na swojej — dopiero teraz spostrzegła, że jej własna nie miała już klucza, była wyciągnięta przed siebie i nakryta jego własną. Nie musisz mnie naśladować. Po prostu mam dużo większą styczność z alkoholem niż ty. Możesz zwolnić… albo wziąć wino, wino ma znacznie delikatniejszy smak. Mężczyzna patrzył na nią z zawstydzeniem i ciepłem. Po chwili ciszy jego usta rozwarły się znów miękko, a dziewczyna usłyszała znów jego głos. Zbliżył się, poczuła od niego ciepło. Nie jest mi potrzebne lepsze towarzystwo – wyjaśnił. Lepsze nie istnieje, dodał cicho. Głu… głupio mi. Między mną a panną Leighton nic nie ma. Ułożył dłonie na policzkach rudowłosej i rzucił się do kilku pocałunków. Poczuła ciepło i miękkość jego warg. To, co czuła, było przyjemne. To ciebie kocham, głuptasie.
Brendan, przy którym zawiśli dwaj więźniowie, wciąż dość ruchliwi i dość niebezpieczni widział, jak stojąc w progu jego kuzynka wyciaga ręce przed siebie, w ciemną, lepką i mroczną mgłę. Nie widział tego, co ona, ale wiedział, że to co wydzierało się z drugiej strony było złe. Po chwili owa mgła dosięgnęła i jego, nie było już przed nim Rii. Usłyszał za to głos. Męski, dobrze znany. Jest nas... parę osób. Parędziesiąt. Właściwie - trudno stwierdzić. Głównie idealiści z różnych warstw społecznych, kalejdoskop osobowości, których nie spodziewałbyś się tam spotkać. Szybko dopasował go do kogoś znajomego. Przed nim pojawiła się ruda czupryna Garretta, a jego blada twarz obsypana piegami, szczerze się do niego uśmiechnęła. I parę osób, po których nie oczekiwałbyś niczego innego. Uniósł dłoń, na której błysnął ciemny, wyzbyty wszelakich zdobień metal. To wiele dla mnie znaczy, Bren, powiedział po chwili, już ciszej, poważniej. To, że zdecydowałeś się mi zaufać. Nachylił się, siedzieli obaj na kamiennej ziemi, jeden przed drugim. Chwycił za szklankę i pokręcił głową, znów uśmiechając się pod nosem. Z lekkim przekąsem. Ale na tę historię jesteśmy jeszcze zbyt trzeźwi. Po chwili machnięciem różdzki przywołał butelkę ognistej, która z ciemności wyłoniła się i stanęła między nimi. Polewając, ulokował na chwilę spojrzenie na Brendanie, kryjąc w nim niemą wdzięczność. Miał rację - wszystko, co zbudowali, opierało się na zaufaniu. Jesteś mi jak brat, Bren, powiedział w końcu być może znikąd, ale nie baczył na to. Patrzył na niego w sposób, który sugerował jawnie i dobitnie, że dla niego to wyznanie to wciąż było zbyt mało, bowiem był mu bliższy niż brat, którego powoli tracił. To właśnie jemu, Brendanowi, mógł w pełni zaufać, nikomu innemu. I gwardzista o tym wiedział. Tu i teraz. Zwyciężymy to, lecz nie był pewien, komu próbuje dodać otuchy: sobie czy jemu.
WODA
Chłopiec spojrzał na Marcellę i pokiwał powoli głową, choć niewiele widział w ciemności, przynajmniej do czasu, póki nad ich głowami nie rozbłysło jasne światło dzięki zaklęciu Justine. W chwili jego rzucenia gwardzistka poczuła nagłą słabość, a z jej nosa potoczyła się stróżka krwi. Chwilowe zawroty głowy, odrętwienie w kończynach na moment ją sparaliżowało, ale dziewczyna błyskawicznie mogła odzyskać rezon, niegroźnie krztusząc się odrobiną lodowatej wody. Wciąż było przeraźliwie zimno, obie kobiety i chłopiec szczekali zębami. On sam chlipnął lekko nosem i znów pokiwał głową, tym razem odważniej i bardziej zdecydowanie. Widać było, że odpowiednie słowa i dotyk czarownicy dobrze na niego działają, chłopiec postanowił jej zaufać.
— Nie wiem kim byli. Zabrali mnie kiedyś z domu, w nocy. Zamknęli w smutnym, brzydkim pokoju bez kolorów z innymi dziećmi. Robili... robili... nam... Taki zły stary pan... — zaczął się trząść, zaciskając palce mocniej na ubraniu Marcelli. W końcu jednak pokiwał głową, chcąc wziąć się w garść. — Tak, mogę być pomocny. Pomogę — zaoferował i pomógł czarownicy dostać się do otwartego włazu. Był na tyle ciasny, że ona sama ledwie mogła się przez niego przecisnąć, ale była do tego zdolna, wystarczyło, że się podciągnie na rękach. Po drugiej stronie było ciemno, ale nie cicho. Czarownica słyszała szepty, wiele cichych i niezrozumiałych szeptów, które z czasem przeradzały się w głosy, które zdawało jej się, że znała. To... to może znak, abyś przestała się bić? Szybko uzmysłowiła sobie do kogo ów głos należał. Przed nią, w ciemości, o drugiej stronie i w niedalekiej odległości siedziała po turecku jej siostra, Arabella. Uśmiechnęła się niemrawo, niczym dziecko co wpadło na najprostszy, a zarazem najgenialniejszy sposób na rozwiązanie problemu. W mojej pracy to jedyne co Ci złego się może przytrafić to podrapanie czy podziobanie czy też delikatnie kopnięcie przez o wiele większe od Ciebie zwierzę. To w zasadzie niezbyt dużo! Marcella wyciągnęła bezwiednie ku niej dłoń. W ciemność, w brzydką, czarną mgłę, która oblepiała ją ze wszystkich stron. Arabella za to postarała wyrwać się szybkim ruchem spod nadciągającej ręki Marcelli. Zmarszczyła lekko nos, zbierając siły na kichnięcie, lecz zamiast zarazków w powietrze momentalnie wyleciały postrzępione kartki z kolorowymi obrazkami. Anomalia. Wiesz, właściwie to chyba nie jest zbyt normalne, abyś z taką twarzą wychodziła na zewnątrz. Ludzie mogą nie zrozumieć Twojej inności. Te słowa nie są zbyt kulturalne.
| Na odpis macie czas do 03.07.06. godz. 22:00, ale jeśli odpiszecie prędzej, post pojawi się szybciej.
Ria, twoja sytuacja masochistyczna będzie powodować krwotok dopóki nie zostanie zatamowany, 5 HP/turę. Ria, Brendan, ST dla odporności psychicznej wynosi 95. (rzut tej tury). Rzut jest dodatkowy i nie jest "waszą akcją".
Justine, Marcella, sytuacja "meteorologiczna" będzie wpływać na wasze punkty HP, 5 HP/turę, dopóki nie zmienicie tego stanu rzeczy lub nie opuścicie tego miejsca.
Marcella, ST dla odporności psychicznej wynosi 95.
(rzut tej tury). Rzut jest dodatkowy i nie jest "twoją akcją".
Od tej pory rzucając każde zaklęcie, wszyscy rzucacie również kością dodatkową oznaczoną jako "Azkaban".
Żywotność:
Jefferson 100/200
Sykes 80/200
Krueger 84/200
Wykorzystane moce Zakonu:
Justine 2/4
Aktywne zaklęcia:
- Żywotność:
Justine: 230/240
-5 (odmrożenia)
-5 (psychiczne)
Brendan: 315/380 kara: -5
-15 (elektryczne)
-10 (psychiczne)
-10 (tłuczone)
-30 (kąsane)
Kieran: 169/244 kara: -15
-15 (elektryczne),
-20 (tłuczone)
-40 (cięte - utrata ucha)
Lucan: 217/232
-15 (psychiczne)
Maxine: 161/215 kara: -10
-4(elektryczne)-20 złamane żebro (tłuczone)-7 poparzenia na żebrach (oparzenia)
-50 (tłuczone)
Ria: 149/220 kara: -15
-10( psychiczne),
-25 (cięte - prawa dłoń),
-10 (kąsane-lewe ramię),
-21 (tłuczone)
Marcella: 165/250 kara:-15
-25 (odmrożenia)
-60 (cięte)
- Ekwipunek:
Justine:
różdżka, czerwony kryształ, pazur gryfa zatopiony w bursztynie, czarna perła, broszka z alabastrowym jednorożcem
Eliksiry:
- Wieczny Płomień (1 porcje, stat. 20)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 10), (stat. 12, 1 porcja)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 13)
- Eliksir niezłomności (1 porcji, stat. 23, moc = 106)
- Złoty eliksir (1 porcje, stat. 29)
- Smocza Łza (1 porcje)
- Mieszanka antydepresyjna (1 porcje, stat. 20)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20)
- Czuwający Strażnik, (stat. 12, 1 porcje)
- Eliksir oczyszczający z toksyn (stat. 12, 1 porcje)
Brendan:
propeller żądlibąkowy, meteoryt, szczurza czaszka
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 26)
- Eliksir ochrony (1 porcje, stat. 21)
- Antidotum podstawowe (10 porcji, stat. 23)
- Eliksir natychmiastowej jasności (4 porcje, stat. 23)
- Eliksir grozy (5 porcji, stat. 23)
- Eliksir znieczulający (4 porcje, stat. 23)
- Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (4 porcje, stat. 23)
- Maść żywokostowa (1 porcja, stat. 0)
Kieran:
różdżka, tabliczka czekolady, torba wypełniona eliksirami:
- antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 5),
- eliksir wiggenowy (1 porcja, stat. 15),
- wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 29),
- smocza łza (1 porcja, stat. 29, moc +5),
- eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 0),
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 23, moc = 106),
- Eliksir ochrony (1 porcja, stat. 23, moc = 117),
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 29),
- Wieczny płomień (1 porcja, stat. 35, moc +15)
- Wywar wzmacniający (1 porcja, stat. 20),
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20),
- Mieszanka antydepresyjna (1 porcja, stat. 20),
- Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 20)
Lucan:
różdżka, czekolada;
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 28, 125 oczek)
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 20, moc +10)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20, moc +5)
- Eliksir przeciwbólowy (1 porcja, stat. 20)
- Eliksir byka (1 porcja, stat. 30)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 30, moc +5)
- Eliksir kociego kroku (1 porcja, stat. 30, moc +15)
- Pies gończy ( porcja, stat. 7)
Maxine:
różdżka, propeller żądlibąkowy, kamień runiczny, miotła bardzo dobrej jakości, bransoleta z włosów syreny, 4 tabliczki czekolady, nóż, mugolskie zapałki
- Eliksir niezłomności, 1 porcja (stat. 22)
- Czuwający strażnik, 1 porcja (stat. 22)
- Antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 20, 115 oczek)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20)
- Eliksir kociego kroku (1 porcje, stat. 20, 117 oczek)
- Eliksir niezłomności (2 porcje, stat. 23, moc = 106)
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 23, moc = 104)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 23)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 29)
- Eliksir oczyszczający z toksyn (1 porcja, stat. 29)
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 29)
- Felix felicis (1 porcja, stat. 26, data warzenia - 10.09)
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 28)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 28)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 26, 107 oczek)
Ria:
miotła, różdżka, szczurza czaszka.
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 28, 123 oczka)
-Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 28)
-Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 28, 125 oczek)
-Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 28)
-Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 26, 107 oczek)
-Antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 28)
-Mieszanka antydepresyjna (1 porcja, stat. 20)
Marcella:
różdżka, miotła (przewieszona przez plecy na rzemieniu), lusterko dwukierunkowe (drugie posiada Samuel Skamander)
- eliksir przeciwbólowy (6 porcji, stat. 10)
- wywar ze szczuroszczeta (3 porcje, stat. 10)
- maść z wodnej gwiazdy (2 porcje, stat. 10)
- Felix felicis (1 porcja, stat. 26, data warzenia - 10.09)
- Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcja, stat. 28, 124 oczka)
Jego zaklęcie nie wyszło - w pewnym sensie odetchnął z ulgą, naprawdę nie chciał widzieć już tego horroru, który wcześniej dostrzegł w jaskini. Czuł się strasznie bezsilny, zły i zrozpaczony, kiedy widział tyle bezsensownie straconego życia. Serce bolało go na samą myśl, o tym, co musiał zrobić. Gdy Maxine udało się rzucić na niego zaklęcie chroniące przed ogniem, Lucan przez chwilę rozważał próbę ponownego rzucenia Veritas Claro. Nie sięgnął jednak po różdżkę, wiedział, że i tak się nie uda. Był zbyt rozkojarzony, zbyt roztrzęsiony. Zmusił jednak swojego nogi, aby poniosły go tam, gdzie, jak zapamiętał, pod ścianą zawieszone były zdecydowanie mniejsze ciałka. Nie widział ich, ale być może je wyczuje?
Aż drgnął, kiedy faktycznie pod palcami wyczuł drobne czaszki. Trzęsącymi się dłońmi pogłaskał policzek martwego dziecka, na które natrafił, nie zważając na nieprzyjemną teksturę nadpalonej skóry. Zacisnął oczy i podjął próbę szybkiego przerwania karku - ale ku jego rozpaczy, mimo nadpalenia, tkanki nie poddały się tak łatwo. Musiał się chwilę poszarpać, ale finalnie główka znalazła się w jego ramionach... co wcale nie napawało go ani zadowoleniem, ani ulgą. Starając się skupić swoje myśli na czymś innym i wbijając spojrzenie w ścianę gdzieś ponad miejscem, gdzie wyczuł kolejne ciałko, przystąpił do pozyskania drugiej głowy. Z tą poszło zdecydowanie prościej. Z trzecią na szczęście również i po kilku chwilach Lucan odwrócił się, aby ruszyć do kotła. Po jego policzkach ciekły łzy. Tulił niewielkie, zwęglone główki do piersi, jakby to były żywe zwierzątka. Z mieszaniną ulgi oraz ogromnego poczucia winy, powoli wrzucił wszystkie trzy do kotła.
- Przepraszam... - szepnął cicho, czując niemal tak głębokie poczucie winy, jakby to on był odpowiedzialny za śmierć tych dzieci.
Aż drgnął, kiedy faktycznie pod palcami wyczuł drobne czaszki. Trzęsącymi się dłońmi pogłaskał policzek martwego dziecka, na które natrafił, nie zważając na nieprzyjemną teksturę nadpalonej skóry. Zacisnął oczy i podjął próbę szybkiego przerwania karku - ale ku jego rozpaczy, mimo nadpalenia, tkanki nie poddały się tak łatwo. Musiał się chwilę poszarpać, ale finalnie główka znalazła się w jego ramionach... co wcale nie napawało go ani zadowoleniem, ani ulgą. Starając się skupić swoje myśli na czymś innym i wbijając spojrzenie w ścianę gdzieś ponad miejscem, gdzie wyczuł kolejne ciałko, przystąpił do pozyskania drugiej głowy. Z tą poszło zdecydowanie prościej. Z trzecią na szczęście również i po kilku chwilach Lucan odwrócił się, aby ruszyć do kotła. Po jego policzkach ciekły łzy. Tulił niewielkie, zwęglone główki do piersi, jakby to były żywe zwierzątka. Z mieszaniną ulgi oraz ogromnego poczucia winy, powoli wrzucił wszystkie trzy do kotła.
- Przepraszam... - szepnął cicho, czując niemal tak głębokie poczucie winy, jakby to on był odpowiedzialny za śmierć tych dzieci.
We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for
Remember what we're fighting for
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zacisnął zęby i napiął mięśnie, powstrzymując krzyk bólu, szarpnął się, zamierzając odrzucić istoty - jednak dobrze wiedział, że te starania nie mogły się ziścić; drzwi ustąpiły przed Rią, mogli stąd wreszcie uciec - lub mogliby, gdyby zza nich nie zaczęło się wynurzać... co?
- Ria, nie! - Kłęby czarnej magii, najplugawsza z mocy, sięgająca do nich lepkimi mackami, które wnet zabrały ją od niego; Brendan został sam - lub prawie sam - mara dotarła również do niego, mara formująca się w kształt równie zadziwiający, co utęskniony. Pokręcił głową przecząco, to nie mogła być prawda. Pokręcił głową drugi raz, gdy usłyszał znajomy głos i znajome słowa i trzeci, gdy zorientował się w sytuacji i wrócił myślami do momentu rozmowy z kuzynem, do tamtego wieczoru, w którym wprowadził go w Zakon Feniksa - tak niedługo przed swoją śmiercią. Był mu jak brat. Oczywiście, że był mu jak brat. - Garry - Dziwnie było wypowiedzieć jego imię, dziś, gdy podjął już decyzję, że należy je upamiętnić. Gdy dojrzał do tego, by wyprawić pogrzeb. Kiedy stracił już nadzieję, objawił się przed nim. Czy to możliwe, by anomalia porwała jego osobę i sprowadziła znów do żywych, zakrzywiła przestrzeń tak, by znów stanął przed nim, w pełni sił, gotów do działania jak zawsze? Tak bardzo nam ciebie brakuje, Garry. Czy to możliwe, by jego sylwetka powstała z najczarniejszej magii i była prawdziwa? Czy to możliwe... walczył z myślami, walczył nieustannie, chcąc wyrwać się z tego impasu, odnaleźć właściwą drogę. Ledwie spostrzegł, że nagle siedział na kamiennej ziemi: spoglądając na swoją szklankę. To tylko przeszłość. To już się wydarzyło.
- Garry, czy ty się słyszysz? Musimy iść, Ria, ona... Gdzie ona jest? RIA?! RIA!!! - Zerwał się z powrotem do pozycji stojącej, ignorując ból pobiegł w kierunku drzwi, chcąc odnaleźć kuzynkę - Veritas claro - wypowiedział inkantację ostatkiem sił trzymając się trzeźwości umysłu, nie chcąc popaść w obłęd.
1. odporność, 2. veritas
- Ria, nie! - Kłęby czarnej magii, najplugawsza z mocy, sięgająca do nich lepkimi mackami, które wnet zabrały ją od niego; Brendan został sam - lub prawie sam - mara dotarła również do niego, mara formująca się w kształt równie zadziwiający, co utęskniony. Pokręcił głową przecząco, to nie mogła być prawda. Pokręcił głową drugi raz, gdy usłyszał znajomy głos i znajome słowa i trzeci, gdy zorientował się w sytuacji i wrócił myślami do momentu rozmowy z kuzynem, do tamtego wieczoru, w którym wprowadził go w Zakon Feniksa - tak niedługo przed swoją śmiercią. Był mu jak brat. Oczywiście, że był mu jak brat. - Garry - Dziwnie było wypowiedzieć jego imię, dziś, gdy podjął już decyzję, że należy je upamiętnić. Gdy dojrzał do tego, by wyprawić pogrzeb. Kiedy stracił już nadzieję, objawił się przed nim. Czy to możliwe, by anomalia porwała jego osobę i sprowadziła znów do żywych, zakrzywiła przestrzeń tak, by znów stanął przed nim, w pełni sił, gotów do działania jak zawsze? Tak bardzo nam ciebie brakuje, Garry. Czy to możliwe, by jego sylwetka powstała z najczarniejszej magii i była prawdziwa? Czy to możliwe... walczył z myślami, walczył nieustannie, chcąc wyrwać się z tego impasu, odnaleźć właściwą drogę. Ledwie spostrzegł, że nagle siedział na kamiennej ziemi: spoglądając na swoją szklankę. To tylko przeszłość. To już się wydarzyło.
- Garry, czy ty się słyszysz? Musimy iść, Ria, ona... Gdzie ona jest? RIA?! RIA!!! - Zerwał się z powrotem do pozycji stojącej, ignorując ból pobiegł w kierunku drzwi, chcąc odnaleźć kuzynkę - Veritas claro - wypowiedział inkantację ostatkiem sił trzymając się trzeźwości umysłu, nie chcąc popaść w obłęd.
1. odporność, 2. veritas
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 51, 88
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
#1 'k100' : 51, 88
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
Serce biło jej coraz szybciej i niespokojniej. Trwali w okropnym koszmarze na jawie, ale ile w nim było prawdziwości? Jak wiele ułudy utkała przed nimi potworna anomalia? Była okrutna, przeraźliwie okrutna, zmuszając ich do tych kroków. Z przestrachem – i podziwem, ze był w stanie to zrobić – obserwowała pewne i szybkie ruchy Rinehearta, który ostrzem pozbawił się własnego ucha. Pakując go nie spodziewała się, że przyjdzie im użyć noża w taki sposób. Na chwilę wstrzymała oddech, kiedy z rany trysnęła krew, przez poczucie bezsilności. Nie mogła mu w tym momencie pomóc w żaden sposób. Postąpiła krok w jego stronę, na wypadek, gdyby potrzebował się wesprzeć - ból musiał być ogromny. Chciała go pocieszyć, ale nie wiedziała jak - za to była świadoma, że słowa na nic mu się teraz zdadzą. Najbardziej pomoże, jeśli wymiesza tę przeklętą miksturę i w końcu się stąd wydostaną.
Poniekąd cieszyła się, że pieczara skrywała przed nią swoje prawdziwe sekrety, a jej oko nie dostrzegało tego, o czym opowiadał Abbott. Same słowa brzmiały makabrycznie, jeśli ujrzałaby dziecięce głowy - czuła, że w końcu by zwymiotowała i to nie przez smród dobiegający z kotła, który wzmógł się, gdy Kieran wrzucił tam swoje ucho. Wargi Maxine drżały, kiedy obserwowała Lucana, błądzącego w ogniu - nie widziała trzymanych przez niego głów dzieci, dostrzegała jednak męskie łzy, cieknące po policzkach. Nie dziwiła się im wcale; jej samej zaszkliły się oczy, kiedy wrzucał je do kotła.
- Nie ma za co przepraszać - szepnęła w jego stronę, wiedząc, że jeśli odezwie się głośniej, to załamie się jej głos; wszyscy opowiadali o tym jak straszna i przerażająca może być wyprawa do Azkabanu, słowa jednak to jedno, a rzeczywistość to drugie - nie była na to przygotowana w żaden sposób. Nie na miksturę tworzoną z części ciał, swych towarzyszy i niewinnych dzieci. Czuła ogromną złość: na anomalię, na Grindelwalda, na cały świat, że ich do tego zmuszał. Była załamana, ale nie mogła się wycofać - nie teraz, kiedy zabrnęli tak daleko. Musieli. Tylko to poczucie obowiązku wobec Zakonu Feniksa, wobec słów, którymi się zobowiązała do pomocy, zmuszało Desmond do kolejnych kroków.
Wszystko wymieszaj ze sobą, mieszaj powoli.
Trzy obroty w prawo, cztery w lewo, aż demon się zadowoli.
Wierzchem prawej dłoni otarła cisnące się do oczu łzy; różdżkę wsunęła do kieszeni szaty i jeszcze raz odczytała makabryczną rymowankę, by upewnić się ile razy ma zamieszać w kotle. Po chwili sięgnęła po chochlę, wzięła głębszy oddech i zanurzyła ją w wywarze, w którym znalazły się już wszystkie - jak mniemała - składniki. Powoli, tak jak mówiła receptura, Maxine zrobiła trzy obroty chochlą w prawo i cztery w lewo. Dopiero wtedy uniosła spojrzenie na właz - czy demon się już zadowolił?
Poniekąd cieszyła się, że pieczara skrywała przed nią swoje prawdziwe sekrety, a jej oko nie dostrzegało tego, o czym opowiadał Abbott. Same słowa brzmiały makabrycznie, jeśli ujrzałaby dziecięce głowy - czuła, że w końcu by zwymiotowała i to nie przez smród dobiegający z kotła, który wzmógł się, gdy Kieran wrzucił tam swoje ucho. Wargi Maxine drżały, kiedy obserwowała Lucana, błądzącego w ogniu - nie widziała trzymanych przez niego głów dzieci, dostrzegała jednak męskie łzy, cieknące po policzkach. Nie dziwiła się im wcale; jej samej zaszkliły się oczy, kiedy wrzucał je do kotła.
- Nie ma za co przepraszać - szepnęła w jego stronę, wiedząc, że jeśli odezwie się głośniej, to załamie się jej głos; wszyscy opowiadali o tym jak straszna i przerażająca może być wyprawa do Azkabanu, słowa jednak to jedno, a rzeczywistość to drugie - nie była na to przygotowana w żaden sposób. Nie na miksturę tworzoną z części ciał, swych towarzyszy i niewinnych dzieci. Czuła ogromną złość: na anomalię, na Grindelwalda, na cały świat, że ich do tego zmuszał. Była załamana, ale nie mogła się wycofać - nie teraz, kiedy zabrnęli tak daleko. Musieli. Tylko to poczucie obowiązku wobec Zakonu Feniksa, wobec słów, którymi się zobowiązała do pomocy, zmuszało Desmond do kolejnych kroków.
Wszystko wymieszaj ze sobą, mieszaj powoli.
Trzy obroty w prawo, cztery w lewo, aż demon się zadowoli.
Wierzchem prawej dłoni otarła cisnące się do oczu łzy; różdżkę wsunęła do kieszeni szaty i jeszcze raz odczytała makabryczną rymowankę, by upewnić się ile razy ma zamieszać w kotle. Po chwili sięgnęła po chochlę, wzięła głębszy oddech i zanurzyła ją w wywarze, w którym znalazły się już wszystkie - jak mniemała - składniki. Powoli, tak jak mówiła receptura, Maxine zrobiła trzy obroty chochlą w prawo i cztery w lewo. Dopiero wtedy uniosła spojrzenie na właz - czy demon się już zadowolił?
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
Przejście przez właz nie było proste - nawet gdyby chłopiec podsadził je obie nie byłyby w stanie przejść przez niego jednocześnie. Musiała więc zaczekać aż pojawi się tutaj kobieta. W dodatku musiały też wymyślić sposób jak wyciągnąć stamtąd również chłopca. A na pewno nie poradzi sobie z tym będąc tutaj, gdy oni są tam.
- Hej, pomóż też Tonks, proszę! Musimy powiększyć właz! - krzyknęła, nachylając się z trudem nad przejściem, który teraz wydawał się dla niej tylko dziurą w ziemi. Uniosła spojrzenie, by rozejrzeć się po zupełnie nowym miejscu i wtedy je usłyszała.
Ten głos.
Rozejrzała się najpierw zdezorientowana. Znała go, znała jego brzmienie, jego ciepłą barwę, choć tutaj pozbawiona była wzbudzania w niej spokoju. Przeciwnie, wywołała niepokój. - Bella? - spytała z oznaką niepewności w głosie, choć pewność miała, że to jej siostra właśnie mówi gdzieś w jej głowie. Chciała po nią sięgnąć, złapać ją. - Ale ja robię to dla Ciebie... - Wypowiadała te słowa zupełnie bezwiednie, nie rozumiejąc jeszcze, że to były te, które chciała powiedzieć siostrze tego dnia, gdy wokół nich rozsypały się kolorowe ścinki książki. Dla Ciebie, Arabella. Dla Ciebie i dla wszystkich tych, takich jak Ty... Którym czarna magia zniszczyła życie. Zniszczyła plany... Mętne spojrzenie panny Figg było tak obce, choć znała te słowa.
Wiedziała, że nie może poddać się wrażeniu, że jest tutaj z nią jej siostra. To nie była ona, nie mogła być ona. To tylko kolejna sztuczka tego miejsca. Tak jak Sam pojawił się przed Tonks.
Wspomnienie ciemnych oczu wywołało mrowienie w karku. Anomalia. Może to jest właśnie odpowiedź? Opuszki palców drżały, gdy przystanęła przed siedzącą na ziemi siostrą i poczuła się mała jak wtedy, za pierwszym razem gdy czekała ją naprawa. Głęboki wdech powietrza do płuc był bolesny, rozrywał plecy, choć nie skrzywiła się. Policzyła do pięciu.
Spokojnie. Nie szarżuj.
- I to zrobię.
Wycelowała różdżką prosto w twarz niemal lustrzaną, choć teraz obcą i użyła tej mocy, której próbowała za pierwszym razem na placu Kolegium.
| rzucam na naprawę anomalii, 25*1 (zerowy poziom zakonu)
- Hej, pomóż też Tonks, proszę! Musimy powiększyć właz! - krzyknęła, nachylając się z trudem nad przejściem, który teraz wydawał się dla niej tylko dziurą w ziemi. Uniosła spojrzenie, by rozejrzeć się po zupełnie nowym miejscu i wtedy je usłyszała.
Ten głos.
Rozejrzała się najpierw zdezorientowana. Znała go, znała jego brzmienie, jego ciepłą barwę, choć tutaj pozbawiona była wzbudzania w niej spokoju. Przeciwnie, wywołała niepokój. - Bella? - spytała z oznaką niepewności w głosie, choć pewność miała, że to jej siostra właśnie mówi gdzieś w jej głowie. Chciała po nią sięgnąć, złapać ją. - Ale ja robię to dla Ciebie... - Wypowiadała te słowa zupełnie bezwiednie, nie rozumiejąc jeszcze, że to były te, które chciała powiedzieć siostrze tego dnia, gdy wokół nich rozsypały się kolorowe ścinki książki. Dla Ciebie, Arabella. Dla Ciebie i dla wszystkich tych, takich jak Ty... Którym czarna magia zniszczyła życie. Zniszczyła plany... Mętne spojrzenie panny Figg było tak obce, choć znała te słowa.
Wiedziała, że nie może poddać się wrażeniu, że jest tutaj z nią jej siostra. To nie była ona, nie mogła być ona. To tylko kolejna sztuczka tego miejsca. Tak jak Sam pojawił się przed Tonks.
Wspomnienie ciemnych oczu wywołało mrowienie w karku. Anomalia. Może to jest właśnie odpowiedź? Opuszki palców drżały, gdy przystanęła przed siedzącą na ziemi siostrą i poczuła się mała jak wtedy, za pierwszym razem gdy czekała ją naprawa. Głęboki wdech powietrza do płuc był bolesny, rozrywał plecy, choć nie skrzywiła się. Policzyła do pięciu.
Spokojnie. Nie szarżuj.
- I to zrobię.
Wycelowała różdżką prosto w twarz niemal lustrzaną, choć teraz obcą i użyła tej mocy, której próbowała za pierwszym razem na placu Kolegium.
| rzucam na naprawę anomalii, 25*1 (zerowy poziom zakonu)
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
The member 'Marcella Figg' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 6
'k100' : 6
i odporność przepraszam zapomniałam
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
The member 'Marcella Figg' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 52
'k100' : 52
Gdy zaklęcie wydobyło się z jej różdżki poczuła słabość. Krew potoczyła się z nosa. Uniosła lewą dłoń, ocierając ją szybko. Ciało na chwilę odmówiło jej posłuszeństwa, napiła się wody, krztusząc się nią, wypluwając z ust w które wpadła. Odzyskała jednak kontrolę nad własnym ciałem, obserwując jak chłopiec mówi, a później unosi Marcellę ku górze.
- Wiesz co moja mama zawsze mówiła, gdy bardzo się bałam? - zapytała spoglądając na chłopca błękitnymi tęczówkami. - Że od strachu się nie da uciec, ale można się z nim zaprzyjaźnić. - uniosła leciutko wargę ku górze. - Zdradzę ci sekret. - powiedziała, przysuwając się odrobinę i zniżając głos tak, jak powinno się to robić w takich chwilach. - Też się boję. - kiwnęła głową na potwierdzenie swoich słów. - Ale pójdziemy dalej, tylko muszę razem z Marcella powiększyć dziurę z góry. Mógłbyś i mnie pomóc? - zapytała unosząc głowę by spojrzeć w górę. Powinna być w stanie się przecisnąć. Zawsze mogła niewiele się zmniejszyć i pójdzie prościej. - A gdy ci krzykniemy, zasłonisz głowę. Zwiększymy te dziurę i razem pójdziemy dalej. Znajdziemy twoją mamę i zrobimy wszystko, żeby jej pomóc. - uniosła ostrożnie dłoń, żeby położyć ją na jego większym ramieniu. Wiedziała, że przez małą dziurkę chłopiec się nie przeciśnie. Należało ją powiększyć i potem wymyślić, co zrobić dalej.
- Wiesz co moja mama zawsze mówiła, gdy bardzo się bałam? - zapytała spoglądając na chłopca błękitnymi tęczówkami. - Że od strachu się nie da uciec, ale można się z nim zaprzyjaźnić. - uniosła leciutko wargę ku górze. - Zdradzę ci sekret. - powiedziała, przysuwając się odrobinę i zniżając głos tak, jak powinno się to robić w takich chwilach. - Też się boję. - kiwnęła głową na potwierdzenie swoich słów. - Ale pójdziemy dalej, tylko muszę razem z Marcella powiększyć dziurę z góry. Mógłbyś i mnie pomóc? - zapytała unosząc głowę by spojrzeć w górę. Powinna być w stanie się przecisnąć. Zawsze mogła niewiele się zmniejszyć i pójdzie prościej. - A gdy ci krzykniemy, zasłonisz głowę. Zwiększymy te dziurę i razem pójdziemy dalej. Znajdziemy twoją mamę i zrobimy wszystko, żeby jej pomóc. - uniosła ostrożnie dłoń, żeby położyć ją na jego większym ramieniu. Wiedziała, że przez małą dziurkę chłopiec się nie przeciśnie. Należało ją powiększyć i potem wymyślić, co zrobić dalej.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
Do końca wierzyła, że się nie uda - czy raczej miała przekonanie, że próba otwarcia zamka nie powiedzie się. Nie dlatego, że tego nie chciała, wręcz przeciwnie; jasnym było, że nie znała się na runach, nie miała pojęcia o znaczeniu symboli nad drzwiami. Podjęła ryzyko, jakie tym razem podjąć musiała. Nie mogli zostać tu w nieskończoność, ucieczka była konieczna. Ta droga wydawała się być jedyną. Musiała być dobra, musiała. To sobie powtarzała w myślach, raz po raz przekręcając klucz. Po omacku, na oślep, według zmyślonego w głowie schematu. Ria nie wiedziała, czy to łut szczęścia, przypadek lub naprawdę odgadła tajemnicę mechanizmu zamka, ale udało się. Drzwi skrzypnęły, rozchylając się nieco - niestety wprowadziły również zimne powietrze do dusznego pomieszczenia. - Bren, otworzyły się, chodź - rzuciła głośno do kuzyna, zamierzając mu pomóc. Spodziewała się, że mężczyzna do niej przybiegnie, natomiast ona spróbuje spowolnić uwolnionych więźniów. Jednak głos, jaki usłyszała, przykuł uwagę rudowłosej, przez co myśli o walczącym Brendanie odeszły na dalszy plan. Z kolei w głosie było coś znajomego, coś, co ją zaciekawiło, jednocześnie napawając wyraźnym niepokojem. Zamrugała szybko, gdy sekundę później stanęła przed nią niezwykle ważna osoba. Weasley otworzyła zdziwiona usta, najpierw nie mogąc wprost uwierzyć, że to działo się naprawdę.
- Tony, nie powinno cię tu być - powiedziała cicho, zdumiona. Przecież żegnała go w Zakazanym Lesie, nie brał udział w ich misji. Nie mógł tu być. Tak podpowiadała jej logika, acz kiedy poczuła ciepło jego ciała, dotyk dłoni na jej własnej, wtedy zwątpiła. Całkowicie zauroczona tym, że był tutaj, przy niej. Tak uroczo zawstydzony - tak jak go pamiętała. Uśmiechnęła się więc ciepło, ciesząc się tym, że po prostu stali naprzeciwko siebie. - Czekaj, przecież mi to wszystko już mówiłeś - stwierdziła nagle, nieco zdezorientowana. Już sobie wyjaśnili sprawę z Charlie, nie było sensu wywlekać ją na nowo. Rhiannon zdębiała, nie wiedząc, co się dzieje. - Wrócimy do tego za chwilę. Zraniłam się, muszę się opatrzeć - wyjaśniła pokrótce, pokazując wnętrze rozciętej dłoni. rozerwała kawałek swojej szaty, po czym ciasno zawinęła materiał wokół ręki. Tak, żeby zatamować krwawienie. Potem mogło nie być na to czasu.
| Bardzo przepraszam za spóźnienie :<
- Tony, nie powinno cię tu być - powiedziała cicho, zdumiona. Przecież żegnała go w Zakazanym Lesie, nie brał udział w ich misji. Nie mógł tu być. Tak podpowiadała jej logika, acz kiedy poczuła ciepło jego ciała, dotyk dłoni na jej własnej, wtedy zwątpiła. Całkowicie zauroczona tym, że był tutaj, przy niej. Tak uroczo zawstydzony - tak jak go pamiętała. Uśmiechnęła się więc ciepło, ciesząc się tym, że po prostu stali naprzeciwko siebie. - Czekaj, przecież mi to wszystko już mówiłeś - stwierdziła nagle, nieco zdezorientowana. Już sobie wyjaśnili sprawę z Charlie, nie było sensu wywlekać ją na nowo. Rhiannon zdębiała, nie wiedząc, co się dzieje. - Wrócimy do tego za chwilę. Zraniłam się, muszę się opatrzeć - wyjaśniła pokrótce, pokazując wnętrze rozciętej dłoni. rozerwała kawałek swojej szaty, po czym ciasno zawinęła materiał wokół ręki. Tak, żeby zatamować krwawienie. Potem mogło nie być na to czasu.
| Bardzo przepraszam za spóźnienie :<
Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
The member 'Ria Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 2
'k100' : 2
Ruiny
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda