Wydarzenia


Ekipa forum
Ruiny
AutorWiadomość
Ruiny [odnośnik]20.12.17 21:10
First topic message reminder :

Ruiny

Azkaban za sprawą nagromadzonej białej magii obrócił się w ruinę. Wielki wybuch odsłonił najniższe warstwy przerażającego więzienia, otwierając dostęp do niekiedy przedziwnych prastarych ruin. Wiadomym jest, że Azkaban wzniósł jeden z wielkich rodów, nie jest jednak jasne, na czym właściwie, ani też w jaki sposób. Kamienie układają się w niezwykłe wzory i są pokryte mało zrozumiałymi, symbolicznymi żłobieniami sprawiającymi wrażenie pierwotnych. Niektórzy spekulują, że są tworami dementorów, którzy z wyspy uczynili wcześniej swoje królestwo. Od wilgotnej ziemi wznosi się para, wypuszczona w powietrze ciepłem nagromadzonej silnej białej magii.


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.03.18 23:23, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ruiny - Page 38 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ruiny [odnośnik]10.07.19 11:23
The member 'Ria Weasley' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - Azkaban' :
Ruiny - Page 38 Tarcza
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ruiny - Page 38 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ruiny [odnośnik]10.07.19 11:41
Skały się skruszyły. Pękały. Drzwi ani drgnęły, ale skały wokół owszem. Zdawało się, że pogrzeb, jaki odprawiali, słyszał inkantację zaklęć incendio, miał szansę odnieść pozytywny efekt, ale przecież zwrócił uwagę na sam początek - zwrócił uwagę na to, że zapalenie świeczki przed Herewardem zniszczyło rzeźbę dziecka. Czy zapalenie świeczek przed dziećmi - a to one były kluczem do rozwiązania dzisiejszych zagadek - skruszy Herewarda? Nie chciał o tym myśleć. Nie chciał do tego wracać. Nie mogli dać się rozproszyć, zdekoncentrować, osłabnąć. Może jego myśli nie pokrywały się z rzeczywistością, a nawet gdyby - wiedział, że nie powinien o tym mówić. Mogli spróbować ocalić choć innych dorosłych, ale to nie dawało pewności, czy rytuał odniesie efekt: a oni nie mieli już czasu na eksperymenty. Czuł się z tym źle. Czas się kurczył, a oni wciąż stali w miejscu.
- DEPRIMO - powtórzył wściekle, kierując zaklęcie nieco bardziej obok, na kamienną ścianę, w której drzwi były osadzone, która wcześniej zaczęła się już kruszyć. Nie był pewien, czy bardziej wierzył, że to coś da - musiał próbować, nawet jeśli nie - czy bardziej chciał dać upust gniewnym emocjom. Bał się tego, co wydarzy się zaraz i nie chciał widzieć chłopca z połamanym ramieniem. Nie przyszli tu niszczyć życia.


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: Ruiny [odnośnik]10.07.19 11:41
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 32

--------------------------------

#2 'Anomalie - Azkaban' :
Ruiny - Page 38 Tarcza
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ruiny - Page 38 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ruiny [odnośnik]10.07.19 14:32
Z różdżki Justine błysnął płomień, który pomknął w kierunku knota świecy stojącej przed chłopcem w okularach. W tej samej chwili przed nimi wszystkimi powietrze stało się jakby namacalne, wyglądało jak przezroczysty materiał, który zaczął się giąć, który można było przesunąć. Rzeczywistość wokół nich nagięła się, rozciągnęła niezdrowo, skurczyła, wewnątrz pojawiła się dziura, szpara, szczelina — a ona sprawiła, że ujrzeli przed sobą sylwetki ludzi, których znali, w obcym, nieznanym im otoczeniu — Samuela, Randalla, Gabriela, Artura, Sophii, Jessy i Anthonyego. Mogli też ujrzeć dementora, a także blask patronusów. Trwało to jednak chwilę, wizja, czymkolwiek była zniknęła tak prędko i tak samo zaskakująco jak się pojawiła. Świeca zapalona przez Tonks błysnęła jasnym i dużym płomieniem, ale rzeźba przedstawiająca kobietę, prawdopodobnie matkę chłopca, pękła na wysokości policzka. Kamień wokół zaczerwienił się. Głuchy trzask metalu rozbrzmiał na dziedzińcu, wśród szumu, wśród hałasu walących się głazów. Rineheart postanowił niezwłocznie uczynić to samo, co gwardzistka, ale kiedy tylko wypowiedział inkantację ogień wymknął się spod kontroli. Coś, co miało stać się maleńkim płomyczkiem minęło knot i uderzyło w kąt. Ogień trafił na podatny grunt, kilka suchych patyków, martwych pnączy. Między szczelinami błysnęły płomienie rozniecone małą iskrą, rozszerzały się dość szybko, zmierzając  kierunku centrum — okręgu rzeźb, a także znajdujących się nieopodal zakonników, jak sieć ognia. Maxine tuż po skierowała różdżkę w kierunku jednej z bliźniaczek. Jej knot zalśnił blaskiem, podobnie jak przed chłopcem, żadna inna świeca dotąd nie zgasła, ale tym razem na piersi dorosłego strażnika pojawiła się szczelina, dość duża i głęboka, a z niej popłynęła krew. Gęsta, czerwona i jak najbardziej prawdziwa — wiedział, by o tym Weasley, którego zaklęcie wciąż dawało mu przewagę w widzeniu otaczającej ich rzeczywistości, gdyby spoglądał w tamtą stronę. W ślad za kobietami poszli Marcella i Lucan, którzy zapalili kolejne dwie świece, znajdujące się przed posągami dzieci. Abbott poczuł nagle zawroty głowy, słabość — a z nosa spłynęła mu krew, która zdawała się niewidoczna, kiedy sam cały umazany był w miksturze, która z pewnością ją zawierała. Rzeźba Herewarda zadrżała — nie wiadomo, czy pod wpływem trzęsienia ziemi, które wciąż się nasilało, czy z powodu czynności, jaką podjęli zakonnicy. W surowym, zimnym kamieniu pojawiło się pęknięcie od ucha, do piersi. I z tej szczeliny popłynęła krew. Najprawdziwsza, choć zimna i ciemna. Krew gęsta, w kolorze wytrawnego wina splamiła pierś, sącząc się aż do ziemi. Coś znów szczęknęło, metal, stal. Ria wyczarowała bukiet kwiatów, który zgodnie ze swoją wolą mogła ułożyć przed jednym z pomników. Upust złości niewiele dał, zaklęcie Brendana okazało się zbyt słabe, by uderzyć z równie wielką siłą, co przed chwilą w ścianę, ale wciąż patrząc w kierunku drzwi, zamiast rzeźb, słysząc co dzieje się z boku mógł obserwować to wszystko, czego dotąd nie widzieli pozostali — jak z każdym poprawnie wyrzuconym zaklęcie symbol na drzwiach zmienia się. Jak promienie uwiecznionego tam słońca raz za razem przekręcają się w prawo, zgodnie ze wskazówkami zegara, a z każdy trzaskiem wewnątrz okręgu pojawia się coraz większa dziura. I kiedy ostatnia świeca została zapalona, symbol na drzwiach był pusty prawie pusty — prawie, bowiem posiadał cztery promienie wewnątrz siebie skierowane do środka. Czwórka kamiennych dzieci powróciła do swoich dziecięcych kształtów, lecz tylko na moment, bowiem od razu ich ciała przeobraziły się w błękitną mgiełkę i wzniosły do góry, jak słup, światła, rozjaśniając kończącą się noc. Swoją postać przybrała również Julia, która klęczała na samym środku cała we krwi, wystraszona, skulona i drżąca, zaciskająca maleńkie piąstki na ubraniu, wpatrzona przed siebie — w drzwi.

Nim ktokolwiek, a przede wszystkim nim stojący najbliżej Brendan, zdążył spróbować zajrzeć na drugą stronę przez dziurkę, w niej pojawiło się intensywne, ale ciepłe i przyjemne światło — promienie pierwszego, wschodzącego słońca. Blask uderzył w Brendana, a potem omiótł za nim Justine, która stała na podium, rzeźbę Herewarda, strażnika i kobiety. Tonks też czuła na sobie po raz pierwszy odkąd znalazła się w Azkabanie przyjemne ciepło, które na moment złudnie ogrzało jej znów ochłodzone mokrymi ubraniami ciało. Ale promienie słońca nie były tym samym dla niej, co dla stojących wokół niej kamiennych rzeźb. Wszystkie trzy oświetlone przez światło nadchodzącego dnia, pękły w jednej chwili, krusząc się w drobny mak. Ich części rozsypały się po dziedzińcu, niektóre z nich wciąż nosiły znamiona czerwieni. Stalowe, dwuskrzydłowe drzwi otwarły się, łamiąc w środku symbolu słońca. Świat trząsł się coraz bardziej — zapadlina była już pod wzniesieniem, na którym stali, rzekę przeryło w pół, woda niczym wodospad zaczęła lać się do dziury w ziemi. Skały wokół waliły się. Zaczął pękać również dziedziniec, kamienne podesty, ściany kamieni, które ich otaczały, ruiny zamczyska. A po drugiej stronie były tylko schody w górę, ginące w ostatnich chmurach jeszcze widzących wysoko nad wschodzącym słońcem, i nic poza nimi. Julia spojrzała w tamtym kierunku i załkała, ale nie odrywała spojrzenia od otwartego przejścia.
— Sły-słyszę. Słyszę ją — szepnęła ciuchutko, trzęsąc się i płacząc coraz rzewniej. Słone łzy popłynęły jej po policzkach, rysując na nich smutne ścieżki pomiędzy krwią. — Wzywa mnie... Ale ja... ja nie chcę... Nie chcę!



| Na odpis macie czas 48h. Jeśli decydujecie się iść po schodach — piszecie tu.


Od tej pory rzucając każde zaklęcie, wszyscy rzucacie również kością dodatkową oznaczoną jako "Azkaban".

Wykorzystane moce Zakonu:
Justine 2/4
Brendan 1/4

Aktywne zaklęcia:
Veritas Claro (Brendan) 4/5
Magicus Extremos (Kieran) +15 2/3
Magicus Extremos (Ria) +13 2/3


Żywotność:

Ekwipunek:
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ruiny - Page 38 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ruiny [odnośnik]03.11.19 11:13
20 stycznia?

Magia oazy nie przestawała jej zachwycać. Lubiła tu przebywać; nie raz czując się tak, jakby zaszywała się w nierzeczywistej krainie, gdzie nikt nie może jej ani znaleźć ani skrzywdzić. Ale widok ludzi, którzy tu przybywali nie napawał ani radością ani optymizmem. Pokazywał jedynie jak wielka jest skala cierpienia, represji i strachu w Wielkiej Brytanii, udowadniał, jak bardzo jako Zakon Feniksa są potrzebni. Nim czarodzieje poczują się tu swobodnie i dobrze, jak w domu minie wiele dni, może miesięcy, a może nawet i lat. Uciekając musieli porzucić dorobek życia, miejsce, które znali i do niedawna uznawali za bezpieczne. Musieli osiedlić się w nieznanym miejscu, wśród nieznanych ludzi, jak uchodźcy, uciekinierzy, chociaż nigdy nie powinni uciekać. Do tych wszystkich sytuacji nie powinno nigdy dojść, a jednak dochodziło. A jednak działy się straszliwe rzeczy, nad którymi wcale nie mieli kontroli. Chciała pomóc, jak tylko mogła. Większość wolnego czasu spędzała więc tu, w oazie, wśród dzieci i starszych, rannych i potrzebujących, porzuconych, owdowiałych, cierpiących, starając się pomóc w organizacji środków, koców, żywności, ale głównie, pracując fizycznie. Wiedziała, że było to zadanie nie pasujące ani do kobiety, ani nie przystające jej w żadnym calu, ale większość z tych, którzy mogliby się tym zająć miała inne, nie raz ważniejsze zadania do wykonania.
Niecodziennie więc ubrana w spodnie z wysokim stanem, golf, którego rękawy podwinęła pomimo niskiej temperatury, z włosami spiętymi wysoko na czubku głowy w luźnym koku pomagała w budowie.
— Proszę iść odpocząć, coś zjeść i rozgrzać się — zaproponowała mężczyźnie, któremu pomagała stawiać ściany. Był schorowany, zmęczony, a ona młoda i gotowa do działania. Powinien dać sobie chwilę odpoczynku, by wrócić do pracy za godzinę lub dwie w pełni sił. Uśmiechnęła się, zadowolona z jego milczącej, choć nieco skrępowanej zgody, odprowadził go wzrokiem i sama skierowała różdżkę w stronę drewnianego stropu, by podnieść go na wysokość stojących już szkieletowych ścian. Ułożyła go, ale niezbyt precyzyjnie; wiedziała, że powinna go poprawić ręcznie. Wspięła się więc na stertę desek ustawionych pod jedną ze ścian i wprawiła narzędzia w ruch. Gwoździe zaczęły lewitować tuż obok niej, podobnie jak młotki i inne przyrządy; a ona sama sięgnęła rękami do belki, by ustawić ją pod odpowiednim kątem.
— Alex?— Dostrzegła go, przechodzącego obok, kiedy poszukiwała za sobą kogoś, kto mógłby potwierdzić jej zdanie. Trzymając się rękami ściany, by nie spaść, cofnęła się nieco. — Czy według ciebie to jest prosto?


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Ruiny - Page 38 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Ruiny [odnośnik]03.11.19 21:05
Tego dnia powietrze w Oazie było wyjątkowo wilgotne. Alexander co rusz łapał się na tym, że usiłował przyklepać dłonią i tak niesforne na co dzień loki: w chwili, kiedy zetknęły się z mokrą atmosferą wyspy, resztki kontroli jakie uzdrowiciel miał nad swoją fryzurą uleciały w mgnieniu oka. I tak wygładzał czuprynę przed łapaniem się za skrzynki z eliksirami, po rozstawianiu i opisywaniu odpowiednich fiolek, w trakcie konsultowania chorych zamieszkujących w Oazie, jak i również pomiędzy poleceniami wydawanymi mniej lub bardziej stanowczym tonem tym, którzy uwijali się przy stawianiu kolejnych budynków. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim Farley obrzucał uważnym spojrzeniem długie domy - lub baraczki, jak pieszczotliwie nazywał je w myślach - w których pomieszkiwali czarodzieje przesiedleni na teren wyspy w oczekiwaniu na wzniesienie większej ilości bardziej prywatnych kwater.
Kiedy gdzieś w trakcie biegania między dwoma placami budowy i leczeniu wszelkich poobijanych palców, gwoździ wbitych w stopy i innych ciekawych, budowlanych przypadków, Alexa dobiegł głos Hannah to był jej poniekąd wdzięczny - miał okazję zrobić coś odbiegającego od oglądania mnogości przedmiotów wbitych na najróżniejsze sposoby w ludzkie ciała.
- Hannah! Już biegnę - zawołał w odpowiedzi, zbaczając z wcześniej obranej trasy i po raz kolejny uklepując sterczące na wszystkie strony loki. Zatrzymał się kawałek od czarownicy, złapał pod obleczone czarnym materiałem płaszcza boki i krytycznym spojrzeniem zlustrował konstrukcję. - Według mnie to nie jest prosto - odparł, po czym zaczął zdejmować z grzbietu okrycie. Oczom panny Wright ukazała się flanelowa koszula w szaro-czarną kratę i robocze spodnie obryzgane błotem. - Daj, pomogę ci z tym. Potrzymam i sama rzucisz okiem - powiedział, podchodząc bliżej. Nie chciał mówić tego na głos, ale widok Hannah na nie do końca stabilnej stercie desek - na płonący stos Wendeliny, przecież wystarczyłoby, żeby jedna się przesunęła żeby wszystko runęło - nie napawał go spokojem. Widział w tym miesiącu zdecydowanie zbyt wiele ofiar upadków z wysokości, by patrzeć na to z zimną krwią. A jako, że Farley był nienaturalnie wręcz wysoki i miał dość długie ręce to nie musiał wdrapywać się tak wysoko, jak Hania, żeby przytrzymać belkę. - Często cię tu widuję. Ile budynków już tak właściwie postawiłaś? - zapytał stojąc tuż obok czarownicy, racząc ją jednym ze swoich cieplejszych uśmiechów. Bardzo cenił zaangażowanie Wrightówny i jej brak skrupułów przed fizyczną pracą. Jej trafne wypowiedzi w czasie spotkania również nie umknęły jego uwadze. Sam efekt uśmiechu niestety został nieco zniweczony przez zmęczenie odbijające się w młodej twarzy, jak i ciemne kręgi pod jasnymi oczami uzdrowiciela, wymalowane przez nieprzespane noce.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Ruiny - Page 38 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Ruiny [odnośnik]11.11.19 18:29
— Jak to "nie jest prosto"?— skrzywiła się, nie kryjąc przy tym niezadowolenia. Spodziewała się raczej odpowiedzi twierdzącej. Odwróciła się do młodego mężczyzny i zlustrowała go krytycznym spojrzeniem, jakby chciała dodać, że nie znał się na fachu, ale przecież po to spytała go o opinię, by udzielił jej wskazówki. Niezadowolona z obecnego stanu rzeczy zwróciła się znów w kierunku belki, pompując policzki i wydymając wargi, kiedy gęste, ciemne brwi ściągnęły się ku sobie. Spróbowała przesunąć belkę jeszcze w bok, próbując ogarnąć wzrokiem całość. — A teraz?— spytała ponownie, ale już był przy nic, żeby zająć jej miejsce. Pozwoliła mu więc przejąć ją, ale dopiero upewniwszy się, że trzyma ją mocno i stoi stabilnie, zeszła z desek i oddaliła się kilka jardów, by z dystansu przyjrzeć się szkieletowi konstrukcji. — Tak ze trzy cale w prawo. Może cztery — poradziła, patrząc na jedną i drugą stronę. — Powinno być dobrze wtedy.— Splotła ręce na piersi, nie wypuszczając z dłoni różdżki, dopiero teraz mogąc przyjrzeć się również Alexandrowi we flanelowej koszuli. — Nie wyglądasz dziś jak uzdrowiciel z Munga — zauważyła z uśmiechem, zatrzymując spojrzenie na dłużej na jego kręconych, puszących się od wilgoci włosach. W tym stroju raczej przypominał jej brata w jakiejś... zgrabnej i zdęć zdecydowanie minimalistycznej wersji. Luźny strój odbiegał od oficjalnego szpitalnego uniformu. — Wystroiłeś się jak na randkę — zażartowała, taksując go z rozbawieniem wzrokiem. — Spotkałeś tu jakąś gołąbeczkę, Lex?‚ Uniosła brew, a jej rozbawione wzrok zmienił się w bardziej podejrzliwy. Wciąż pamietała o tym, co zaszło na spotkaniu Zakonu, o nieporozumieniach i ostatniej wymianie zdań. Nie chciała, by było niezręcznie. Nie chciała też ciągnąć atmosfery. Nie zgadzała się z nim wtedy, podobnie jak z Tonks. Możliwe, że nie powinna. Ani zabierać głosu, ani tym bardziej ciągnąć go w sposób niezadowalający gwardzistów. Fakt, że Samuel i Benjamin nie sprzeciwili się temu o niczym nie świadczył. Tamta dyskusja zaszła za daleko i czuła się winna przeciwstawianiu ich decyzjom.
Spuściła na moment wzrok, a później rozejrzała się dookoła, zbliżając się krok, a może dwa do Alexa.
— Wciąż za mało— westchnęła. — To tylko dach nad głową, w niczym nie przypomina prawdziwego domu. Może powinniśmy się tu sprowadzić. Może powinniśmy pomóc im zbudować prawdziwe, nowe miasto. Oni tu wciąż czują się obco i źle.— Zerknęła przez ramię, spoglądając na matkę z dzieckiem siedząca na kamieniu. Byli im wdzięczni za pomoc, za azyl, ale to za mało. Nie wiadomo, jak długo tu pozostaną. Może będą musieli tu zostać na stałe, jeśli sytuacja w ministerstwie się nie zmieni. Jeśli Voldemort będzie panował w Wielkiej Brytanii i nie zdołają go pokonać, oaza będzie ich jedynym bezpiecznym miejscem.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Ruiny - Page 38 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Ruiny [odnośnik]12.11.19 23:09
Alexander zatrzymał się na moment, bardzo uważnie przyglądając się Hannah. Zaczął zastanawiać się, czy swoim stwierdzeniem nadepnął na jakiś niewidzialny odcisk i czy poskutkuje to zaraz odseparowaniem jego głowy od reszty ciała. Co powiedział to jednak powiedział i takiego właśnie był zdania.
- O tak właśnie. Nie jest prosto - powtórzył, podchodząc do panny Wright i przejmując od niej niesforną belkę. Pozwolił czarownicy oddalić się i spojrzeć na sytuację z innego kąta, cierpliwie czekając na jej ocenę. Na zawyrokowaną poprawkę nic nie powiedział, posłusznie przemieszczając kawałek drewna o tyle ile wydawało mu się, że mają "trzy, może cztery" cale. - Teraz? - zapytał jeszcze kontrolnie, zanim pozwolił sobie na wyciągnięcie różdżki i machnięcie nią w kierunku narzędzi aby niewerbalnie rzucić na nie Facere. W powietrzu rozległ się odgłos przybijanego młotkiem gwoździa, gdy cała konstrukcja zaczęła być spajana ze sobą w całość.
Następne słowa Hanki zmusiły młodego uzdrowiciela do zaciekawionego uniesienia wyżej jednej brwi. I wyżej. I jeszcze trochę bliżej linii poskręcanych od wilgoci włosów. - Wiesz, to nie tak, że te limonkowe szaty są do nas przyszyte na stałe - rzucił sarkastycznie, schylając się ku stercie desek. Szukał takich, które będą nadawały się na obicie ścian i dachu. Na pytanie o gołąbeczki wyprostował się i obrzucił Hanię bardzo dokładnym i bezwstydnym spojrzeniem. - Może, może, kto wie. Czyżbyś szukała randki na Walentynki? - zapytał, odbijając piłeczkę i lekko poruszając brwiami. Niezbyt wiedział, skąd pojawił się ten temat, ani dokąd prowadził, ale równie dobrze mógł go pociągnąć. - Obawiam się jednak, że potrzebujesz mężczyzny bardziej jak długo dojrzewająca whisky, a nie jak... - urwał, opierając na moment dłonie na kolanach i zastanawiając się nad odpowiednim porównaniem - uwarzone przed miesiącem ale, chociaż jakbym miał wybierać to zdecydowanie wolałbym być stoutem - dalej wyrzucał z siebie słowa, rozumiejąc wreszcie, że pytanie Hannah uderzyło w jego strunę wątpliwości względem Idy. - Nie mówiąc o tym, że wolałbym nie mieć Bena na karku - wyszczerzył się niewinnie, pozwalając w końcu tematowi odpocząć.
Panna Wright zresztą wydała mu się nie w humorze. Zmarszczył czoło, słuchając jej słów. Niestety, nie do końca się z nimi zgadzał. Zawahał się przez moment, wzdychając w końcu ciężko i wracając do przeszukiwania sterty desek, co jakiś czas odkładając niektóre na bok. - Może. Ale nie wiem, czy zupełne wycofanie się z miasta to dobry plan. Czy nie stracilibyśmy zbyt wiele informacji i niuansów. I teraz... teraz oni myślą, że to tylko tymczasowe. Mają nadzieję, że to się skończy, prędzej lub później, że będą mogli wrócić do swojego życia. Nie wiem czy gorszym jest pozwalać im w to wierzyć czy wprost powiedzieć im, żeby zapomnieli o tym co było i tak jak mówisz spróbować stworzyć tu nowe miasto - odpowiedział, unosząc na Hanię spojrzenie jasnych oczu. - Nie wiem, czy nasza przeprowadzka sprawi, że zaczną czuć się mniej obco. Może - odpowiedział szczerze. Było to coś do przemyślenia, nie mówił nie. Nie był tylko pewien, czy aby na pewno to właśnie było to, co należało zrobić.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Ruiny - Page 38 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Ruiny [odnośnik]16.11.19 16:34
Trudno jej było przełknąć gorzki smak niezadowolenia — była święcie przekonana o tym, że postawiła belkę prosto; oko miała niezawodne, tak przynajmniej sądziła, a wprawna w oprawianiu drewna dłoń, co do cala mogła wymierzyć odpowiednią odległość, a jednak zaprzeczył, co musiała przyjąć, jakkolwiek było to niewygodne i godzące w jej dumę.
— Może jednak to oko jest wadliwe, albo krzywo je wprawiłeś — odparła w odpowiedzi, łapiąc odpowiednią odległość dla właściwej oceny sytuacji. Splótłszy ręce na piersi, przekrzywiwszy głowę na jedną stronę zamruczała przeciągle w zastanowieniu. — Jeszcze cal w prawo. Powinno być idealnie. — Musiało być idealnie. Musiało być tak, jak należy. Nie pozwoliłaby nikomu, ani tym bardziej sobie na fuszerę i to jeszcze w dziedzinie, która była jej całkiem bliska. Drewno było jej bliskie. Jej palce znały jego fakturę doskonale, a nos znał każdy jego zapach, w każdym stadium od gnijącego prozwilgocenia aż po przesuszenie na wiór. Chciała machnąć różdżką, ale uczynił to za nią. Stukot wbijanych przez młotek gwoździ rozniósł się wkoło, niczym równomiernie, w tempie tykający zegar.
Nie, limonkowe szaty nie były ich drugą skórą, nawet nie pomyślała o tym w ten sposób.
— Rzadko widuję cię w innym stroju — wyjaśniła usprawiedliwiająco swoje spostrzeżenie; Alexander był przecież gwardzistą, który poza limonkowym kitlem musiał nosić inne ubrania, rzadko jednak mu się przyglądała. Dziś, z wilgotnymi włosami, w podwiniętej koszuli, ubrany na roboczo i całkiem luźnie prezentował się zgoła odmiennie. Zbliżyła się, by pomóc wybrać mu deski. Odciągnęła te, które były za grube, by podsunąć mu calówki. — Wal... zgłupiałeś?— Spiorunowała go spojrzeniem, jakby swoimi słowami miał powiedzieć coś wyjątkowo nietaktownego. Pierwsza i odruchowa reakcja, przypominająca stroszącą się kocią sierść szybko osłabła. Na jej ustach pojawił się leniwy, raczej uprzejmy niż wesoły uśmiech. — Nie szukam, ale jakbym jednak potrzebowała na ten dzień partnera to będę mieć na uwadze, że jesteś zainteresowany. — Usta wygięły się łobuzersko, nie spojrzała już na niego, przebierając dalej w deskach i rozdzielając te pasujące na ściany, od tych, które przydadzą się już do wykończenia. Były dość równe, była zadowolona z tego transportu. — Doceniam twoją spostrzegawczość, Farley, a jeszcze bardziej jestem ci wdzięczna za opinię, co do tego, jaki mężczyzna byłby dla mnie odpowiedni, ale zapewniam cię, że nie miałabym problemu z wyborem — poinstruowała go, wcale nie zgryźliwie, przewracając przy tym oczami. Była bliska spytania go, skąd ta troska o wybór odpowiedniego walentynkowego partnera — może uszczypliwa sugestia? czy to było możliwe? wątpiła — ale kiedy wspomniał o Jamim, westchnęła ciężko i podniosła na niego wzrok. Ramiona jej opadły nisko, jakby z bezsilności, a mina nie mówiła nic dobrego. — To już przynajmniej wiem, że powinnam poszukać kogoś, kto nie zna mojego brata i nie będzie się go obawiał. W każdym innym przypadku Ben działa jak świetny straszak na facetów.— Czy to właśnie w ten sposób nie działało? Nigdy nie rozpatrywała tego, pod podobnym kątem, nigdy nie ubolewała nad brakiem partnera i nie doszukiwała się przyczyn w posiadaniu starszych — takich, jak Joe, czy Ben — braci. A może powinna? Alexander nagle dał jej do myślenia.
— Na pewno nie — przytaknęła. — Nie myślę o wszystkich, są jednak osoby, które mogłyby więcej zdziałać tu niż tam. A ty? — spytała go na chwilę zamierając w bezruchu. — Myślisz, że to tymczasowe? Że oaza to tylko obóz dla uciekinierów, którzy musieli porzucić wszystko, aby ocalić życie? Ja po prostu chciałabym, żeby mieli nadzieję, na normalne życie. Cokolwiek to dla nich znaczy.— Wzruszyła ramionami smutniejąc znów. Kiedy posegregowała deski machnęła różdżką, a jedna po drugiej podniosły się i lewitując skierowały pionowo, przylegając do zbudowanego już wcześniej szalunku.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Ruiny - Page 38 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Ruiny [odnośnik]17.11.19 21:25
Chłopak pozostał w dużej mierze nieświadomy tego, jak bardzo jego uwaga dotknęła Hankę. Wiedział oczywiście, że bycie poprawianym przez kogokolwiek nie było ulubioną rzeczą wielu ludzi - można by nawet zaryzykować stwierdzenie, że zdecydowana większość populacji poddawana była w takich momentach testowi cierpliwości - jednak nie posiadał pojęcia o tym, jak bardzo tym stwierdzeniem ugodził w ego czarownicy.
- Nie mieszaj do tego oka. To jest najlepsze oko, jakie w moim życiu wstawiłem - powiedział niezwykle pewnym i odrobinę dumnym tonem, stojąc do Hani plecami i mocując się z deską: starał się osiągnąć idealną precyzję, którą zarządzała panna Wright. Nie dodał oczywiście, że było to jedyne oko, które kiedykolwiek miał okazję komukolwiek wstawić. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że Zakonnicy tracili coraz więcej fragmentów ciała w coraz różniejszych sytuacjach to istniało pewne prawdopodobieństwo, że oko panny Wright nie będzie jedynym, z którym Alex miał do czynienia. Jednakże samo wspomnienie tamtej sytuacji sprawiało, że Alex od nowa przebiegał w myślach pierwszą operację, kiedy w wyniku jego pomyłki przeszczep się nie przyjął. Analizował wszystko już z kilkanaście razy po to,aby nigdy więcej nie popełnić podobnego błędu przy jakimkolwiek Transplantatio jakie jeszcze przygotowywała dla niego przyszłość.
Wzruszył ramionami na temat limonkowej szaty. - Nie widujemy się za często poza spotkaniami lub szpitalem, myślę że nie jesteś w tym osamotniona - rzucił niezobowiązująco, zwyczajnie stwierdzając fakt. Zrozumiał jednak, że najprawdopodobniej przekroczył jakieś granice wspominając o Walentynkach. - Dzięki - odpowiedział jeszcze, kiedy podała mu deskę. Obejrzał kawałek drewna uważnie, starając się zrozumieć różnicę między nim, a innymi deskami, zauważając, że część z nich była idealnie równa i o identycznej grubości. Zaczął wybierać je ze sterty, od czasu do czasu jedną ręką nieświadomie przeczesując włosy - szybko pojawiły się w nich trociny i drobne drewniane odpryski. Wyraz twarzy Alexandra w pewnej chwili zmienił się, przejawiając oznaki konsternacji i zaciekawienia; stało się to w chwili, gdy jego rozmówczyni bardzo gwałtownie zareagowała na jego dość niewinny żart. Kiedy Wrightówna zmieniła ton Alexander ni to skinął, ni to pokręcił głową. - Raczej będę zajęty, bo w gruncie rzeczy to dzień jak każdy inny - rzucił tylko, podkreślając, że podjęcie akurat tego tematu za wiele dla niego znaczyło, a na pewno nic ponad zakwalifikowanie go pod luźne rozmowy i pogaduszki zahaczające o lekko kąśliwe żarty. Sam nie był pewien czy ma jakieś plany na Walentynki, jednak szczerze w to wątpił. Miał ostatnio dość sporo na głowie i wyrwanie wolnego wieczora dla Idy mogło stanowić problem - nie szkodziło jednak przynajmniej spróbować zaaranżować wszystkiego tak, aby również i panna Lupin mogła nacieszyć się jego uwagą; co nie zmieniało faktu, że czternasty lutego dla Alexa był po prostu kolejnym dniem w kalendarzu.
Uzdrowiciel nie zamierzał dotknąć Hannah swoimi uwagami, jednak wyraźne oklapnięcie nastroju czarownicy zostało spowodowane właśnie tym, co powiedział.
- Jest w tym trochę racji, Benowi zdecydowanie nie chce się podpaść - przytaknął. Znał Benjamina i stąd wiedział, że zdecydowanie nie chciałby sobie u Gwardzisty przeskrobać. - Ale jeżeli komuś będzie naprawdę zależało to Ben na pewno nie będzie przeszkodą. Grunt to znaleźć właściwą osobę - zawyrokował, unosząc spojrzenie znad przekładanych desek i na moment lokując je na Hani.
Pracowali dalej, tematem przechodząc powoli na coraz bardziej poważne tematy. Wrightówna złapała Alexander w rozterce, kiedy pytała go o to, co sądził.
- To fakt, dobrze byłoby mieć tu kogoś bardziej na stałe, zwłaszcza jak główna część budowania dobiegnie końca i możliwe, że będziemy tu trochę rzadziej zaglądać - przytaknął jej. Zanim odezwał się ponownie zamilknął na moment, również unosząc różdżkę, zastygając z nią jednak w pół ruchu. Nie był pewien, co powinien teraz zrobić z tym drewnem, a odpowiedź zaczęła mu się formować na języku. - Ciężko mi powiedzieć. Oaza to coś, co jest zarówno dla nas jak i dla nich bardzo nowe, coś czemu trzeba stworzyć odpowiednią funkcję. Myślę, że jak wszystko się tu trochę uspokoi, jak dojdą do siebie i ochłoną to po kolei trzeba będzie z nimi porozmawiać o tym, jak widzą swoją przyszłość, czy będą chcieli zostać, czy też nie. Dla części Oaza może być tylko przystankiem przed wyruszeniem w dalszą podróż, może zagranicę do krewnych, a może po prostu w poszukiwaniu swojego miejsca na świecie. Ale zgadzam się, tak czy siak musimy dołożyć wszelkich starań, aby wyspa stała się dla nich jak najlepszym domem, nawet jeżeli nie są tu z wyboru - wypowiedział na głos swoje zdanie, po czym znów zerknął na deski, różdżkę w swojej dłoni i z powrotem na Hannah. - Na składaniu w całość domów znasz się zdecydowanie lepiej niż ja. Jakieś wskazówki co do tego? - wskazał na odłożone przez siebie deski calówki. - Nie chciałbym zrobić fuszerki - wyjaśnił jeszcze, znów bezwiednie uklepując włosy ręką. Miał jakieś doświadczenie z remontami, to fakt, jednak budowanie domu było trochę inną parą kaloszy.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Ruiny - Page 38 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Ruiny [odnośnik]19.11.19 10:47
— Na pewno najładniejsze — poprawiła go, unosząc przy tym jedną brew. Była mu wdzięczna za to, co zrobił razem z Charlie; za odtworzenie brakującej gałki ocznej, którą straciła w trakcie walki w sowiej poczcie. Czas, jaki minął w związku z tworzeniem nowego oka, pierwszą i w końcu drugą jego transplantacją pozwolił jej częściowo przywyknąć do nowej i nieprzyjemnej sytuacji, chociaż nie była w stanie się pogodzić z widocznym ubytkiem. Było w tym coś egoistycznego; wiedziała, że ludzie radzili sobie z gorszymi sytuacjami i żyli bez nóg, rąk. Jakoś radzili sobie w zaistniałych sytuacjach z godnością, której ona nie zyskała nawet z czasem. Brak oka czynił ją mniej kobiecą; nie lubiła na siebie patrzeć, dotykać swojej twarzy. Unikała ludzi i niepotrzebnych spotkań. To wszystko się zmieniło, wróciło do normalności, kiedy Alexowi udało się bez powikłań wszczepić jej nowe. Patrząc na niego, choć nie wyzbywała się uszczypliwości, nie zapominała o tym, co dla niej zrobił.
Walentynkowa sugestia nie była obraźliwa i nie dotknęła jej w żaden sposób. Złapała się jednak pod boki, przyglądając mu uważnie, kiedy doszukiwał się w deskach tego, co dla niej było widoczne gołym okiem i już na pierwszy jego rzut. Nie planowała walentynek w żaden sposób. Nie wiedziała, czy powinna pisać w tej sprawie do Jackie lub Justine, choć spędzenie tego dnia z nimi wydawało jej się najbardziej prawdopodobne i rozsądne. Żadna z nich nie miała pewnie innych planów, a jeśli wokół miał roznosić się miłosny nastrój, nie było lepszej sposobności niż uczczenie tego w gronie najbliższych przyjaciółek, na dachu kamienicy z butelką lub dwoma butelkami dobrego wina. Jak zwykle.
— Dzień jak każdy inny — podłapała jego słowa i powtórzyła je, dla pewności, aby wiedział, że myślała o tym dokładnie tak samo — choć kogo tak naprawdę chciała w tej chwili oszukać? Święto zakochanych było zawsze hucznie obchodzone w Londynie, witryny zabarwiały się na czerwono, a wokół unosił się zapach amortencji. Wolałaby podchodzić do tego tak, jakby to nie miało znaczenia, ale gdzieś z tyłu głowy presja czasu i środowiska stawała się nieznośna. Atmosfera była bardziej niż uciążliwa, a jej znudziło się odpowiadanie na wciąż jedne i te same pytania ze strony rodziny, które przypominały jej tylko o tym, że nie miała już osiemnastu lat, a samotność, której nie czuła, już pukała do jej drzwi. Cały jej wolny czas wypełniała praca, czasem znajdowała chwilę na spotkania z przyjaciółmi, co godziła coraz częściej z pracą dla Zakonu Feniksa. Rzeczywistość nie miała litości, nie miał jej też czas, ale nie ubolewała nad tym szczególnie. Temat, który został poruszony stawał się niewygodny, głównie dlatego, że nie miała ani gotowych ani tym bardziej prawidłowych odpowiedzi.
— Jamie nigdy nie będzie przeszkodą — dodała pochmurnie, jakby sądziła, że prawda jest jedna i całkiem oczywista — brat był ponad wszystkimi; tak myślała, jako mała dziewczynka, z łatwością powtarzała więc to jak mantrę, nie zastanawiając się nad rzeczywistym sensem tych słów a już tym bardziej, nie próbując ich odnieść do rzeczywistości. Temat stał się niewygodny, dlatego nie komentowała go więcej, licząc, że umrze śmiercią naturalną. — Tu przytrzymaj— powiedziała, podsuwając mu lekko deskę, biorąc przy tym jedną dłoń i opierając ją o drewno. Już po chwili gwoździe wbiły się w nie za pomocą umagicznionych młotków. Sama po chwili powtórzyła to tuż obok.
— Kiedy Longbottom został ministrem myślałam, że wszystko wróci na właściwe tory, a my jesteśmy już w domu. Nie sądziłam, że mroczne moce są tak silne, a Sam Wiesz Kto tak potężny... Nie wiem kiedy i jak to wszystko zaczęło się nagle tak sypać. Ta oaza, to dar, ale wolałabym, żeby oni wszyscy mogli spać w swoich własnych łóżkach.— Wolałaby, gdyby zastępcze i nowe domy nigdy nie były potrzebne. A teraz, kiedy już są, zamierzała sprawić, by miały w sobie jak najwięcej rodzinnego ciepła i przytulności, by zapewnić im wszystkim choćby namiastkę bezpiecznego miejsca. Azylu.
— Och — jęknęła, odsuwając się, by na niego spojrzeć. Sięgnęła dłonią do jego włosów, by gładkim ruchem, wyrzucić z falujących kosmyków trociny i kawałki drewna. — Nie da się tego zamknąć we wskazówkach. Po prostu musisz zacząć od konstrukcji. Musi być twarda, sztywna i stabilna. Te krokwie łączy jętka. Sprawia, że dach się nie rozjedzie. A to wszystko opiera się na łatach i kontr łatach. Nie ma w tym specjalnej filozofii.— Wzruszyła ramionami, spoglądając na drewniany budynek, który z każdą obłożoną deską zaczynał wyglądać bardziej jak dom, niż pusty szkielet.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Ruiny - Page 38 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Ruiny [odnośnik]20.11.19 1:54
Na jej odpowiedź Alexander nie mógł nie odwrócić się do niej przez ramię, uśmiechając się z wdzięcznością. Naprawdę cieszył się z tego, że Hannah nie doświadczyła żadnych dalszych komplikacji, a narząd wzroku sprawował się dokładnie tak, jak powinien. Nie udało mu się uzyskać dokładnie takiej samej tęczówki, jednak przecież nie było to możliwe. Układ plamek w oku panny Wright odstawał od tego, co Benjamin wyłożył mu niezwykle dokładnie w swoim liście - co nie zmieniało faktu, że sam list obudził w Alexie pewne miłe uczucie. Wrightowie może i nie wydawali się na pierwszy rzut oka idealni, jednak posiadali coś, czego wielu innym rodzinom zwyczajnie brakowało: siebie nawzajem. Sam nie czuł tego do tej pory w takim stopniu, w jakim biło to z listu Bena. Dopiero niedawno nauczył się doceniać wsparcie, jakie miał w Archibaldzie i Lucindzie. Bertie był dla niego jak brat, którego nigdy nie miał - brat robiący wiele nieprzemyślanych rzeczy, ale wciąż ktoś niesamowicie bliski. Z Charlotte dopiero się oswajali i było za wcześnie na jakiekolwiek wyrokowanie, jaki charakter miała ich relacja: ta dopiero powstawała i żadne z nich nie chciało czegokolwiek drugiej stronie narzucać. To znaczy oczywiście, Alexander chcąc nie chcąc wyznaczał pewne reguły, o które mniej lub bardziej czasami się kłócili, ale wszystko było między nimi jeszcze bardzo otwartą sprawą. A Isabella... Isabelli musiał pozwolić odejść. Nie przyniósłby jej niczego dobrego, sprowadziłby na jej kark same nieszczęścia. Paradoksalnie, tam gdzie była teraz była zdecydowanie bezpieczniejsza: nie był szczęśliwy z takiego obrotu sprawy ale wiedział, że innej możliwości nie było i starał się do tego nie wracać myślami. To był zamknięty etap i miał inne sprawy, które wymagały jego uwagi.
Oboje z Hannah mieli chyba wrażenie, że temat Walentynek był jakoś zbyt niezręczny. Sam Alex szybko zaczął się z niego wycofywać, także kiedy i Hannah przestała ciągnąć tę z lekka niefortunną wymianę zdań, Gwardzista poczuł zdecydowaną ulgę. Już o wiele lepiej czuł się w tematach budowlanych: mógł się to zmęczyć, to machnąć różdżką, to o coś zapytać. Zdecydowanie za rzadko to robił, jednak fakt pozostawał faktem: ze względu na swoje umiejętności przeważnie był potrzebny gdzie indziej i w zupełnie innych celach. Bez chwili zwłoki przeszedł jednak do przytrzymywania deski, później obserwując Hanię i samemu powtarzając to, co ona wcześniej. Spojrzenie skupiał na tym, co robił, żeby przypadkiem nie przybić sobie palca do budynku albo całkowicie krzywo zamocować deskę, słuch jednak w całości poświęcał słowom czarownicy. Jej słowa były smutnym świadectwem tego, jak ich nadzieje gwałtownie umarły wraz ze szczytem w Stonehenge. Rządy Harolda wydały się pierwszą jaskółką na zimowym niebie: za nią miały nastąpić kolejne, starali się o to i walczyli z całych sił. Rzeczywistość okazała się jednak zdecydowanie bardziej brutalna, raz jeszcze sypiąc im piachem w twarze. Ale to jeszcze nie był koniec.
- Też wolałbym, żeby nie musieli przez to przechodzić - westchnął ciężko. No bo kto tak naprawdę z pełną premedytacją chciał wywoływać wojnę i ściągać na ludzi strach i cierpienie? - Niestety nawet wtedy, gdy rządy się zmieniły do domu było nam jeszcze bardzo daleko - odparł, przypasowując kolejną deskę. W tych mechanicznych czynnościach było coś z gry na fortepianie: układało jego umysł w spokojnym rytmie. - Po cichu udało im się dotrzeć do konserwatywnych rodów, nie widzieliśmy tego, lub nie spodziewaliśmy się, że nastąpi to na taką skalę. Ciężko powiedzieć co poszło nie tak, ale nie odwrócimy biegu historii. Mamy oazę, mamy wśród nas ministra Longbottoma, a wśród czarodziejów nadal jest wielu, którzy go popierają. Naszym zadaniem jest wykorzystać to jak najlepiej potrafimy - ręka Alexa opadła na deskę, a jego wzrok spoczął na Wrightównie, kiedy ta zdecydowała się przetrząsnąć jego włosy. Skrzywił się lekko, prędko jednak odnajdując rezon i uważnie słuchając, co Zakonniczka miała mu do powiedzenia. Spojrzał uważnie na konstrukcję, przechylając lekko głowę. - To jak ciało - mruknął, spoglądając na powrót na swoją towarzyszkę. - Twoja wiedza jest nieoceniona, Hannah. Naprawdę cieszę się, że z nami jesteś - powiedział, patrząc Hani prosto w oczy i uśmiechając się z lekka. W końcu jednak zabrał się znów za deski, kolejną z nich umieszczając na odpowiednim miejscu, starając się rozumieć to wszystko na podstawie kolejnych warstw tworzących ludzki organizm. - Wiesz, przemyślałem sobie to, co mówiłaś wtedy na spotkaniu. Rozmawiałem z Justine, planujemy razem małą dywersję. Nie zamierzamy zrobić im tego samego co stało się w lodziarni czy Próżności, bo wyszlibyśmy na terrorystów, a tym ciężko sobie zjednać przychylność ludzi; chcemy ich ośmieszyć przy pomocy naszego artykułu, który podłożymy do prasy drukarskiej Walczącego Maga - powiedział Hani, przelotnie zerkając na nią jasnym okiem. - Nie wiem czy dokładnie to miałaś na myśli, ale chciałbym żebyś wiedziała, że nie siedzimy z założonymi rękoma - powiedział, zastanawiając się, czy to jeszcze nie było za mało. Ale niestety doba Farleya nie wydłużała się.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Ruiny - Page 38 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Ruiny [odnośnik]23.11.19 12:08
Alexander nie miał zmysłu rzemieślniczego, jego praca wymagała znacznie większej elastyczności w działaniu, zamiast kierowania się pewnymi fundamentalnymi zasadami, które należało przestrzegać, a mimo to dobrze radził sobie w tej pomocy. Gdyby miała zająć się tym wszystkim sama zajęłoby jej to znacznie więcej czasu — a już i tak wokół panował półmrok, coraz ciężej było odnaleźć właściwe punkty i na oko uzyskać odpowiednie proporcje, kiedy zbliżała się noc. Czas biegł szybciej w jego towarzystwie, a praca żwawiej. W tym tempie najważniejsze uda im się zrobić przed zapadnięciem nocy, całości i tak nie zdołają skończyć w jeden dzień. Ale była zadowolona z efektów. Nie czuła nawet szczególnie zmęczenia, chociaż zrobiło jej się już gorąco od tego wszystkiego. Dmuchnęła więc sobie w twarz, a opadając an boki grzywka rozwiała się lekko.
— Nie jesteś zmęczony?— spytała, spoglądając na niego troskliwie. — Może chcesz odpocząć?– Nie był raczej przyzwyczajony do takiej pracy, nie chciała go wykorzystywać, a tym bardziej zmuszać do przemęczenia. Praca w Mungu musiała być równie wyczerpująca, długa i odpowiedzialna — nie mógł pozwolić sobie na niewyspanie, czy przemęczenie. Od jego formy nie raz zależało ludzkie życie.
— Ten... Sam Wiesz Kto, jest potężnym czarnoksiężnikiem, prawda?— spytała niepewnie, zerkając na Alexandra. Wiedziała, że widział go na własne oczy podczas szczytu w Stonehenge. — Jaki on jest?— Była go ciekawa. Bardziej niż jego sojuszników. Poznała ich, doświadczyła na własnej skórze ich możliwości, wiedzy i umiejętności. Alex przeżył przez nich horror, tracąc całe swoje dotychczasowe życie. Wspomnienia, tożsamość, świadomość kim był i jaki był. Nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Siebie, w takiej sytuacji. A jeśli takie potwory szły za nim, musiał mieć władze, której oni nie dorównywali. Służyli mu, bo był od nic przebieglejszy, silniejszy i ważniejszy.
— Mam nadzieję, że pan Longbottom go pokona.— Ale czy było to możliwe? Przecież był wtedy na szczycie w Stonehenge. A jednak nie udało mu się go powstrzymać. — A my zrobimy wszystko, co możemy, by mu w tym pomóc.
Cofnęła się, by spojrzeć na to wszystko z dystansu. Zaczynało brakować gwoździ w wiaderku. Wzięła więc jednego z nich, wymierzyła w niego różdżką i w chwilowej ciszy i pełnym skupieniu spróbowała rzucić na niego zaklęcie duplikujące. Była beznadziejna w transmutacji, ale od pewnego czasu nie mogła się bez niej obejść — odświeżała więc szkolne lektury w poszukiwaniu najprostszych zaklęć, trenowała ją podczas pojedynków, ucząc się zaklęć od swoich rywali. W takich chwilach jak ta, ta wyjątkowa dziedzina magii okazywała się nie tylko wielce przydatna, ale i niezbędna. Usta wykrzywił uśmiech, kiedy udało jej się zaklęcie, po chwili spróbowała więc znów  i jeszcze raz, trenując banalną formułę, ruch nadgarstka i powielając drobne gwoździe.
— Ciało — powtórzyła z uśmiechem, na dziwną analogię. — Dom jest jak ciało. Jego mieszkańcy są więc organami, które czynią go kompletnym?— Zerknęła na niego, ciekawa, czy podejmie dalej próbę porównania. Uśmiechnęła się do niego szerzej, doceniając to, co powiedział. Po tym, co zaszło na spotkaniu miała wątpliwości, co do oceny samej siebie w tym wszystkim. Trudno jej było pohamować myśli, które błyskawicznie zmieniały się w słowa. Bywała porywcza, mówiła to, co jej ślina na język przyniesie, co zwykle niosło ze sobą negatywne konsekwencje. Pokiwała głową, dziękując mu w ten sposób za to, a później zbliżyła się już do niego z kolejnym wiaderkiem gwoździ, które jeden po drugim uniosły się gotowe do przybijania.
— Na spotkaniu... — podjęła, wchodząc mu od razu w słowo, ale nie powiedziała nic więcej, pozwalając mu skończyć. Spojrzała na niego niepewnie, świadoma tego, że może zachowała się niewłaściwie względem nich. Za Skamandera odpowiadać nie mogła, ale byli Gwardzistami, to oni podejmowali decyzje i brali odpowiedzialność za nich wszystkich. – Macie przygotowany taki artykuł? Kto go będzie pisał?— spytała zaciekawiona pomysłem. — Alex... nie chciałam by to tak zabrzmiało. Wiem, że macie mnóstwo pracy i podejmujecie trudne decyzje. Wiem, że chcecie przede wszystkim chronić ludzi, ściągnąć ich do oazy i zadbać o nich. Rozejrzyj się. To wszystko się dzieje i będzie działo, tak czy siak. Ale to odpowiedź na ich ataki, działania, represje. Nie wiem, pewnie macie jakiś plan na przyszłość, jak sprytnie z nimi zawalczyć, by obyło się bez przypadkowych ofiar, wiecie co powinniście robić. Co my powinniśmy robić. Po prostu... Są osoby, które mogą po prostu iść i z nimi zawalczyć, jeśli to będzie odpowiednim planem. Powinniście o tym pamietać. Nie jestem aurorem ani brygadzistą i wiem, że nie mam przeszkolenia, które byłoby przydatne. Ale staram się to nadrobić, trenować, szkolić się, kiedy tylko mam czas. I nie boję się być posłana tam, do nich, by się z nimi zmierzyć. Jeśli tylko uznacie to za odpowiednie — dodała, spoglądając Selwynowi w oczy. — Po prostu czuję, że budowanie tego wszystkiego to jedno, co możemy zrobić. Mamy mnóstwo ludzi, przyjaciół, którzy mogą nam w tym pomóc. Ale odpowiedzenie jakoś na ich ataki to druga sprawa. I do tego też mamy właściwe osoby. Rozumiem, że z góry zakładacie przegraną, jeśli nie chcecie w to iść — bo nie było innego wyjaśnienia. Zakładali, że zginą oni, albo niewinni. Że poślą ich na rzeź. Ale czy to znaczy, że jedynym rozwiązaniem jest budować wokół siebie ochronę?


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Ruiny - Page 38 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Ruiny [odnośnik]15.12.19 15:21
Jasna twarz Hannah w zapadającym półmroku pozostawała wciąż dobrze widoczna. Alex prześledził spojrzeniem opadające na nią włosy, samemu znów przeczesując dłonią poskręcane loki na własnej głowie. Farley miał widoczne rumieńce na twarzy: nie tylko od pracy fizycznej, ale również od świeżego i coraz zimniejszego powietrza już zaczerwienił mu się nos i dłonie, odzywając się dawnymi odmrożeniami.
– Zmęczony? Proszę cię, zmęczony to moje trzecie imię, już przestałem to zauważać – odpowiedział, żartując z lekka. Tkwiło w tym jednak ziarno prawdy: Alexander był zmęczony właściwie codziennie. Kładł się z ciężkimi powiekami, lecz wciąż był w stanie zasnąć tylko z pomocą eliksirów; odstawiał je powoli, planując zrezygnować z medykamentów najpóźniej w pierwszej połowie marca. Hannah miała jednak rację, zwracając uwagę na to, jak długo już pracowali. Ten rodzaj wysiłku był jednak zbyt przyjemny i różny od jego codziennej harówki, aby już chciał przestać. – Mi tam się dobrze pracuje. Miło porobić coś innego – przyznał, zerkając znów na konstrukcję. – Może jeszcze trochę, skończmy chociaż tę część – Gwardzista wskazał lekkim skinięciem głowy na fragment dachy, nad którym właśnie pracowali. Biorąc pod uwagę, ile czasu zajęło im zbicie pozostałych elementów ten kawałek powinien zająć akurat odpowiednią ilość czasu, aby mieli dość. Czarodziej machnął przy tym różdżką, wyczarowując nad ich głowami kulę światła, która rozgoniła podpełzające ku nim ciemności. Lecz gdy rozmowa skierowała się na temat Voldemorta Alexander poczuł się przez moment tak, jak gdyby żadna ilość światła nie była w stanie rozproszyć tej nocy. Zmiażdżył jednak tę myśl bez poświęcenia choćby chwili na zastanowienie się nad nią. Nawet jeżeli ten mrok nie był takim zwykłym mrokiem to oni byli najjaśniejszym światłem, jakie widział świat. – Tak, jest – Farley przytaknął Wrightównie, oczu nie spuszczając  jednak z belki, którą właśnie kierował na odpowiednie miejsce. W jego głowie ponownie pojawiły się jednak wspomnienia ze szczytu, chaosu jaki powstał w  chwilę przed tym, jak wszystko poszło w pikujące licha. Obrazy człowieka tak przerażającego, że ciężko było uwierzyć, że ktoś taki istniał. – Jakbym miał powiedzieć jaki jest jeszcze to musiałbym powiedzieć, że budzi we mnie lęk – przyznał, lecz ani jego dłoń, ani głos nie zadrżały. – Ale przede wszystkim wydaje mi się chory. Tak nie wygląda zdrowy człowiek – Alexander wyznał, pozwalając sobie na moment spojrzeć na Hannah. W jego oczach czaiło się pytanie, lecz nawet on sam nie był w stanie powiedzieć, czego ono dotyczyło. Kiedy wyraziła swoje nadzieje, uzdrowiciel nie czekał długo z odpowiedzią. – Jestem tego pewien, że go pokonamy. Każdego da się pokonać, trzeba tylko dowiedzieć się, jak – stwierdził pewnie, osadzając belkę na jej miejscu. Zaczekał, aż Hannah przybije ją i umocni dodatkowymi czarami, nim w końcu nie rozwiązał własnego zaklęcia i opuścił dłoń. Uśmiechnął się, widząc jak Hannah powiela gwoździe. Sam Alexander lekko ściągnął brwi, przywołując odpowiednią inkantację – za pierwszym razem mu się nie powiodło, lecz druga próba przyniosła oczekiwany skutek: zamiast jednego wiaderka, u ich stóp stanęły dwa. Uśmiech Alexa poszerzył się jednak, kiedy padło kolejne pytanie.
– Nie – pokręcił głową. – Powiedziałbym, że domownicy to dusza, która zamieszkuje ciało – jego głos stał się cichszy, zamyślony. Odwrócił się po tym do bryły domu, marszcząc czoło i ściągając brwi przy pracy, w której nadal poruszał się bardzo niepewnie, podpytując Hannah co i jak robić. Kiedy jednak on zaczął mówić nie przestał, nawet wtedy, gdy Wright chciała coś wtrącić. Ostatnie spotkanie uważał bowiem za pewnego rodzaju niedopowiedzenie połączone z nieporozumieniem. Wciąż byli tylko i grupą ludzi: nie zawsze komunikacja szła im idealnie, nie zawsze potrafili odpowiednio dobrać słowa. Jego też się to tyczyło.
Cieszyło go jednak zainteresowanie czarownicy: nie skinęła tylko potulnie głową, podjęła temat, zadając pytania, wykazując własne zaangażowanie. – Ze stroną techniczną pomaga nam jeden z sojuszników, Steffen Cattermole. Ma doświadczenie dziennikarskie i potrzebną wiedzę – odpowiedział, nie wdając się jednak w szczegóły. Nie chciał zdradzać zbyt wiele, ponieważ plan ten był obarczony sporym ryzykiem niepowodzenia. Zamilknął jednak na dłużej, na moment przerywając pracę i uważnie obserwując Hanię. – Wiem. Sam też powiedziałem coś, co miało mieć zupełnie inny wydźwięk. Nie przejmuj się – położył dłoń na ramieniu Zakonniczki, uśmiechając się do niej pocieszająco. – Rozumiem twoje wątpliwości. Wciąż jednak jesteśmy dopiero w fazie planów, wyprawa do Azkabanu i niespodzianka z Oazą nie przyspieszyły niczego w tej kwestii. To, że nie widzisz, że coś się dzieje nie znaczy, że tego nie ma. Wierz w nas, bo my w was wierzymy – przyznał, a jego dłoń zniknęła z ramienia Hannah, aby z wyciągniętym palcem dźgnąć ją w ramię. Zaraz jednak ponownie chwycił za różdżkę; Farley wykonał nią kilka gestów, przybijając ostatnie deski, nad którymi pracowali. – To chyba na tyle? – zapytał z niewielkim uśmiechem na twarzy. – Dziękuję ci za rady budowlane. Jeżeli chciałabyś w rewanżu otrzymać parę wskazówek pojedynkowych albo leczniczych to wiesz, do kogo się odezwać – odparł z uśmiechem. Złapał przy tym ponownie za swój płaszcz, cały chłodny i wilgotny od opadającej mgły. Zarzucił go na kark, pozwalając otulić się przyjemnej woni gałązki szarodrzewa, którą nosił w klapie. - Pozwoli się panna odprowadzić do portalu? - zapytał, zabawnie poruszając przy tym brwiami i oferując Zakonniczce swoje ramię.

| zt x2  :pwease:


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Ruiny - Page 38 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Ruiny [odnośnik]16.12.19 23:50
18 lutego

Gwizdnął cicho, obejmując wzrokiem chłodną od zimowej atmosfery okolicę. Niewielkie domki rosły w mgnieniu oka. Stawiał kroki na ziemi nieosłoniętej białym puchem, zmarznięta trawa delikatnie chrząściła pod butami. Każdy, kto postawił tutaj nogę nie powiedziałby, że nie tak dawno to miejsce było jednym z najbardziej przerażających więzień nie tylko w kraju, ale możliwe, że i na świecie. Miejsce niezwykłe, napawało przedziwnym rodzajem spokoju, którego Brytyjczyk już dawno nie zaznał. Pomimo wiatru i chłodu, uczucie wewnątrz towarzyszące najbardziej przypominało mu to, którego doświadczał podczas spokojnego wieczoru w ciepłym, miękkim fotelu. Magia potrafi czasami zdziałać niesamowite rzeczy, które nie śniły mu nawet w najbardziej skrytych marzeniach. - Niesamowite miejsce. - Przyznał przyjacielowi, który stał tuż obok. Sięgnął do kiszeni i wyciągnął z niego znajomą sobie doskonale fajkę, a po krótkim potrząśnięciu opakowaniem zapałek, by sprawdzić, czy cokolwiek jeszcze zawierało, odpalił, wciśnięty do niewielkiego urządzenia, tytoń. Dokładnie tak robił jego ojciec, przechadzający się z wyprostowanymi plecami po wystawach na giełdzie, oglądający z wyszukanym smakiem kolejne zdobycze, w głowie kalkulując, jaki biznes może na tym ugrać. Nobby czasami zastanawiał się, czy dorosłość nie przyszła do niego za szybko. Podlotki zazwyczaj próbują naśladować swoich rodziców, marząc o tym, by dosięgnąć upragnionego wieku, w którym będą mogli decydować w pełni o sobie. On nigdy tego etapu nie przeszedł. Latami pozostawiał w swoim słownym arsenale łagodną nonszalancję, dziecięcy żart, młodzieńczy zapał, a zmęczenie dopadało nagle i przedziwnych momentach. Piotruś Pan pośród szlachetnych mężczyzn, w końcu zamiast uczyć się tej dusznej dojrzałości, zaczął ją naśladować, zachowaniami upodobniając się do ojca. Nawet elegancki wygląd nie był jego zasługą, a Prudence, która z wprawą doświadczonego stylisty dobierała mu buty do czapki i do swojego zimowego płaszcza, bo przecież jak ona mogła się z takim obdartusem pokazać. On najchętniej po prostu wrzuciłby na siebie znoszony sweter i nieuprasowaną koszulę, ale spał z tego powodu na kanapie tyle razy, że w końcu wytrenowała w nim nawyki. Dłoń wsunął w kieszeń płaszcza, popalając fajkę powolnymi oddechami. - Trudno uwierzyć, że takie rzeczy dzieją się ciągle pod moim nosem. Czuję się jak najgorszy ślepiec. Albo głupiec, ale chyba wolałbym pierwszą opcję.
Nobby Leach
Nobby Leach
Zawód : radca prawny
Wiek : 47
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
Krzyk dusznej dojrzałości
zwalił mnie na kolana
ja jestem białym śniegiem
który do morza spada
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7451-nobby-leach#203929 https://www.morsmordre.net/t7765-jerzy-iii#215577 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f185-richmond-kew-foot-road-57-1 https://www.morsmordre.net/t8163-norbert-leach#234421

Strona 38 z 43 Previous  1 ... 20 ... 37, 38, 39 ... 43  Next

Ruiny
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach