Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda
Ruiny
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ruiny
Azkaban za sprawą nagromadzonej białej magii obrócił się w ruinę. Wielki wybuch odsłonił najniższe warstwy przerażającego więzienia, otwierając dostęp do niekiedy przedziwnych prastarych ruin. Wiadomym jest, że Azkaban wzniósł jeden z wielkich rodów, nie jest jednak jasne, na czym właściwie, ani też w jaki sposób. Kamienie układają się w niezwykłe wzory i są pokryte mało zrozumiałymi, symbolicznymi żłobieniami sprawiającymi wrażenie pierwotnych. Niektórzy spekulują, że są tworami dementorów, którzy z wyspy uczynili wcześniej swoje królestwo. Od wilgotnej ziemi wznosi się para, wypuszczona w powietrze ciepłem nagromadzonej silnej białej magii.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.03.18 23:23, w całości zmieniany 1 raz
Odsunął się od kotła, czując jednak pewne osłabienie. Dalej twardo trzymał się na nogach, jednak bieg myśli stał się powolniejszy i szybszy zarazem. Nieco trudniej było mu się skupić. Może to te śmierdzące opary z krwawej brei dawały właśnie taki efekt? Rdzawy zapach krwi z kotła mieszał się z wonią jego własnej posoki. Przypuszczał, że to przez to ogromne gorąco i brak świeżego powietrza tak źle znosił zranienie.
Gdy jedną dłonią dociskał ranę stanowiącą pamiątkę po odciętym uchu, drugą pospiesznie szukał fiolki z odpowiednim specyfikiem. W końcu odnalazł jedną z porcji wywaru ze szczuroszczeta. Był pewien, że poczuje jeszcze gorszy ból, gdy potraktuje medykamentem ranę, jednak nie miał zbytnio okazji do tego, aby wybrzydzać. Sam zresztą zdecydował, że musi poświęcić swojej ucho. Otworzył fiolkę, korek chwytając zębami, następnie wyplótł go gdzieś w bok. Potem mocno zacisnął żeby, szykując się na kolejną dawkę bólu. Przechylił głowę w bok i wylał ciecz na wyeksponowaną ranę. Ledwo powstrzymał się od wściekłego ryknięcia, czując uciążliwe nawet dla doświadczonego aurora pieczenie. Eliksir po zetknięciu z raną zaczął się pienić, po podziemnej komnacie rozszedł się również zapach zgniłych jaj. Mieszanka odorów była paskudna.
Ból sprawił, że z opóźnieniem dostrzegł poczynania pozostałej dwójki. Zajęty ulżeniem sobie w cierpieniu nie zauważył jak wiele trudu kosztowało Lucana zbliżenie się do kotła z kolejnymi ingrediencjami. Dopiero kiedy Maxine zaczęła w nim mieszać, na twarzy młodszego Zakonnika dostrzegając najprawdziwszą rozpacz. Policzki oznaczyły mokre ścieżki po łzach.
– Nie miałeś innego wyboru – rzucił w jego stronę ochryple, chcąc go pokrzepić. – Udaliśmy się w to mroczne miejsce nie bez powodu – przypomniał zarówno sobie, jak i im, że muszą ukończyć swoje zadanie. Uwarzyli do końca tę przeklęta miksturę. Żeby tylko to przyniosło jakiś efekt. Musieli odzyskać z powrotem Julię i ruszyć z nią dalej. Musieli się wydostać z tego piekła.
| zużywam wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 20)
Gdy jedną dłonią dociskał ranę stanowiącą pamiątkę po odciętym uchu, drugą pospiesznie szukał fiolki z odpowiednim specyfikiem. W końcu odnalazł jedną z porcji wywaru ze szczuroszczeta. Był pewien, że poczuje jeszcze gorszy ból, gdy potraktuje medykamentem ranę, jednak nie miał zbytnio okazji do tego, aby wybrzydzać. Sam zresztą zdecydował, że musi poświęcić swojej ucho. Otworzył fiolkę, korek chwytając zębami, następnie wyplótł go gdzieś w bok. Potem mocno zacisnął żeby, szykując się na kolejną dawkę bólu. Przechylił głowę w bok i wylał ciecz na wyeksponowaną ranę. Ledwo powstrzymał się od wściekłego ryknięcia, czując uciążliwe nawet dla doświadczonego aurora pieczenie. Eliksir po zetknięciu z raną zaczął się pienić, po podziemnej komnacie rozszedł się również zapach zgniłych jaj. Mieszanka odorów była paskudna.
Ból sprawił, że z opóźnieniem dostrzegł poczynania pozostałej dwójki. Zajęty ulżeniem sobie w cierpieniu nie zauważył jak wiele trudu kosztowało Lucana zbliżenie się do kotła z kolejnymi ingrediencjami. Dopiero kiedy Maxine zaczęła w nim mieszać, na twarzy młodszego Zakonnika dostrzegając najprawdziwszą rozpacz. Policzki oznaczyły mokre ścieżki po łzach.
– Nie miałeś innego wyboru – rzucił w jego stronę ochryple, chcąc go pokrzepić. – Udaliśmy się w to mroczne miejsce nie bez powodu – przypomniał zarówno sobie, jak i im, że muszą ukończyć swoje zadanie. Uwarzyli do końca tę przeklęta miksturę. Żeby tylko to przyniosło jakiś efekt. Musieli odzyskać z powrotem Julię i ruszyć z nią dalej. Musieli się wydostać z tego piekła.
| zużywam wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 20)
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Podkład, żeby wam się milej czytało i pisało.
OGIEŃ
Wielką próbą stało się dla Lucana oderwanie trzech dziecięcych głów od ciał wiszących bezwolnie przy ścianach, przypalanych ogniem. Chociaż te były już dawno martwe, a zwłoki zdeformowane, sama myśl dla niego okazała się piekielnie trudna i przerażająca. Nie było łatwo, ale zdewastowane tkanki, nadszarpnięte kręgosłupy dało się wyłamać. Nic już nie trzymało rozgrzanych, wiotkich trupów. Kiedy Abbott pociągnął za pierwszą, nagle przestała być niewidzialna. Cała trójka mogła ujrzeć łysą, małą głowę z przypieczoną, popękaną i pokrytą stwardnieniami skórę. Ciemię było najmocniej nadpalone, niewiele było tam skóry, czaszka była widoczna i osmolona. Oczodoły były puste, zasklepione i zasuszone, szczęka otwarta. Czerwono-czarna głowa była w makabrycznym stanie. Podobnie druga i trzecia. Znawca prawa ze szlachetnego rodu twardo ruszył z nimi do kotła, a podczas tej krótkiej drogi jego łzy wyschły z gorąca, pozostawiając po brudnej, zakurzonej twarzy jedynie jasne, czyste smugi. Maxine była tą, która miała zwieńczyć piekielne dzieło. Chwyciwszy chochlę wymieszała ją tak, jak oczekiwała tego wskazana instrukcja, a kiedy skończyła, w kotle zaczęło wrzeć silniej. Buzująca mikstura zawrzała, zaczęła kipieć z kotła, gasząc szybko palenisko pod sobą. Krwista mieszanina szybko rosła, wylewając się z kotła, pod stopy trójce zakonników, ciągnąc na boki, do ogni otaczających ich w tej komnacie. Kieran zdecydował w ostatniej chwili zalać ranę ucha wywarem ze szczuroszczeta. Rana zaczęła intensywnie piec, pienić się, ale ból był niewielki, a dzięki temu rana została odkażona i częściowo zalepiona. Krew przestała się sączyć z ucha, ale nie ona była problemem — nie ta, spływająca po jego szyi. Mikstura, która wylewała się z kotła w błyskawicznym tempie zakryła im kostki, kolana, biodra. Zakonnicy w jednej chwili zaczęli unosić się w miskturze, która cuchnęła zgnilizną, krwią, wokół nich pływały wrzucone do kotła części ciała. Szybko zwiększała swoją objętość, w ułamku sekundy wypełniła do połowy pieczarę — ogień zgasł całkowicie, na moment zrobiło się całkiem ciemno. Żaden z trójki czarodziejów nie widział co się dzieje, poza tym, że gwałtownie zbliżali się w kierunku włazu, który zdawał się powiększać równie szybko— lub oni zaczęli się kurczyć. Po drugiej stronie zaczynało być widać niebo, ciemne, pokryte upiornymi chmurami, niebo, które było już na wyciągnięcie ręki. Krwista mikstura wypełniła całą pieczarę, a zakonnicy po kolei zostali wypchani przez właz na powierzchnię. Słyszeli w tym czasie oddech potwora, czuli go na karku, zdawał się harczeć, chrapać i warczeć. Ale później było już tylko nagłe gwałtowne zimno.
ZIEMIA
Kiedy Brendan wypowiedział imię przyjaciela, Garrett skierował ku niemu twarz i uśmiechnął się lekko. Wydawał się żywy, prawdziwy i bardzo realny. Obraz nie znikał mu sprzed oczu, ale zaczął się zmieniać. Wzrok drugiego Weasleya wydał się nagle nieobecny, obcy, zimny i zupełnie do niego niepodobny. W kącikach jego oczu zgromadziło się coś ciemnego. Dopiero po chwili gwardzista mógł zdać sobie sprawę, że były to krwawe łzy. Spłynęły po policzkach, pełnych rdzawych piegów.
— Słyszę, Bren— odpowiedział po chwili i zadumał się na moment. Zupełnie nie zareagował na jego kolejne słowa, na krzyki, które skierowane były do kogoś innego, tak, jakby nie słyszał, tak jakby nie rozumiał, tak jakby nie przewidywał nikogo więcej. Oczy Garretta zaczęły się zapadać, a szata pokryła się szkarłatem, błyszczącym w ciemności czernią. Ale auror był szybki i doskonale wiedział, jak radzić sobie z czarnomagicznymi iluzjami. Nim to, co widział, przekształciło się w koszmarny obraz, rzucone zaklęcie całkowicie rozmyło postać kuzyna. Czarna mgła wciąż go otaczała, była jak najbardziej realna — auror wiedział więc, że musiała zacząć działać jak jedno z czarnomagicznych zaklęć, które przywołuje ofierze przeróżne obrazy. Błyskawiczna reakcja uchroniła go od bólu i cierpienia, który miał nadejść wraz ze zmianą Garretta. Dzięki zaklęciu mógł ujrzeć, jak ożywione zwłoki padają na kolana wokół niego, łapiąc się za głowę. W komnacie rozpoczęły się krzyki i wrzaski, ogłuszające, pełne bólu i rozpaczy. Anomalia znów się wzmogła, energia wokół drżała, magia wibrowała, ale kolejne uderzenia mocy zostały stłamszone.
Ria spojrzała na Macmillana, który wydawał się żywy i całkiem prawdziwy. Jednak kiedy ona sama zabrała się za tamowanie swojego krwotoku, on prychnął, czym zupełnie przestał siebie przypominać. Chociaż czarownica powstrzymała krwotok, zdawało jej się, że krew gwałtownie zaczeła przesiąkać przez opatrunek. Ona sama nagle była brudna z krwi, przez chwilę nie wiedząc — czyjej. Nie była jej. Anthony stał przed nią i nagle uświadomiła sobie, że coś musiało się wydarzyć, coś się stało. Być może to ci więźniowie, którzy przed chwilą na nią polowali, być może to oni go skrzywdzili — stał bowiem cały w krwi, jego skóra na ramionach razem z ubraniem była poszarpana, wokół ran zbierały się brzydkie ropne liszaje, a z ust ciekła mu biała piana. Jego oczy były wydłubane, krew spływała po policzkach, na dolnych powiekach, rozciągniętych i rozciętych zwisały drobne żyłki. Zachwiał się nieprzytomnie, a następnie padł pod jej nogi martwy. Wołanie Brendana na nic się nie mogło zdać. On sam leżał za jej plecami w komnacie bez życia. Jego brzuch był rozcięty, a wnętrzności wywleczone na zewnątrz, jelita były poszarpane i pourywane, krew mieszała się z żółcią. Gdzieś w oddali dziewczyna usłyszała śmiech — męski, donośny, złowieszczy, śmiech wielu więźniów Azkabanu, którzy obserwowali ją dookoła. Wtedy zakonniczka zdała sobie sprawę, że wszyscy znajdują się w celi, a ona sama jest rozebrana do naga. Jej nagie ciało błyszczało w ciemności, blada skóra odznaczała się na tle zimnych kamieni, a wokół niej gromadzili się mężczyźni w pasiastych więziennych strojach. Niektórzy z nich mieli na rękach krew — a Ria wiedziała, że to co się stało było ich winą, to oni zamordowali bestialsko Anthony'ego i zmasakrowali ciało drugiego Weasleya. A teraz zabierali się za nią, Merlin jeden wiedział, co zamierzały owe bestie z nią uczynić. Wyciągnęli po nią ręce, jak szpony — bez różdżki, bez ubrań była bezbronna, ogołocona ze wszystkiego, razem z godnością. Czuła na zimnej skórze lepki dotyk paskudnych, szorstkich męskich dłoni, które wędrowały po niej, nie zostawiając jej ani godności ani resztek dumy. Bała się, cierpiała, męczyła i myślała tylko o śmierci, która mogła wybawić ją z tego wszystkiego. Ale to, co nadeszło nie było tym, czego pragnęła w tej chwili. Owiał ją zimny wiatr, a złowieszcza i okrutna mgła zniknęła, zabierając ze sobą przerażające i całkiem żywe halucynacje. Nie było Anthony'ego, a Brendan stał za nią, uwolniony z łańcuchów, nieco zakrwawiony, ale żywy.
WODA:
Arabella Figg, którą widziała przed sobą Marcella uśmiechała się pogodnie i delikatnie. Pokiwała głową na jej słowa i zaczesała włosy do tyłu, zatrzymując puste spojrzenie na siostrze. I wtedy coś uległo zmianie — czarownica zaczynała dostrzegać niuanse, które nie mogły pasować do idealnego obrazka bliskiej jej osoby. W jej oczach czaiła się nienawiść, żal, był też gniew i pogarda. Patrzyła na Marcellę z wyższością i żalem. Próba jaką podjęła zakonniczka — naprawienia anomalii, nie wpłynęła na to, co widziała.
— Dla mnie? Robisz to dla mnie? Naprawdę myślisz, że jestem tak głupia? To wszystko stało się przez ciebie. To ty jesteś temu winna, to ty za to odpowiadasz— jej głos zadrżał, a w oczach pojawiły się krystaliczne łzy. Wyraz twarzy wygiął się w grymasie bólu, po chwili lustrzane odbicie czarownicy zaszlochało i pochyliło głowę, włosy zakryły jej widok. Ale idąc spojrzeniem w dół, Marcella mogła ujrzeć, że siostra trzyma się za brzuch, jej ręce pokryte są karmazynem, a spod dłoni sączy się świetlista poska, która w zatrważającym tempie zaczęła rozchodzić się coraz dalej, barwiąc jej ubranie. — Zabiłaś mnie. Po co? Dla kogo? Dla czego, idei?— załkała i upadła na kolana. Wizja zakonniczki szybko ulegała transformacji. Wokół niej płonęło miasto, płonął rodzinny dom, płonęła w oddali stara chata. Droga, na której stała rozesłana była trupami. Wśród nich rozpoznała Samuela, Justine, Bathildę Bagshot, Bertiego. Ich oczy były otwarte, z ust toczyła się piana. Marcella była sama, zupełnie sama i zdana tylko na siebie. Stojąc nad martwym już ciałem Arabelli dopadło ją okropne poczucie, że została na świecie tylko ona. Mała, bezradna, bezwartościowa. Dopadł ją wewnętrzny ból i cierpienie, dopadła ją żałość. Zaczęła cierpieć — okrutnie i paskudnie, gorąc naprzemian z zimnem mieszały się wokół niej i w niej. Trwało to chwilę, ona sama nie wiedziała jak długo, aż w końcu ustało, ale dziewczyna była skrajnie słaba i wyczerpana.
Justine w tym czasie wciąż była na dole. Chłopiec pokiwał głową ze zrozumieniem i ujął ją, pomagając wejść sobie na ramiona. Pomógł jej dostać się do włazu, przez który Tonks bez problemu zdołała się przecisnąć. Kiedy ją podsadzał, poślizgnął się. Gwardzistka, która była w trakcie przeciskania się przez otwór usłyszała plusk wody. Chłopca później nie mogła już dostrzec.
WSZYSCY:
Czerń opuściła Marcellę, mgła zniknęła z pola widzenia, jakby rozwiał ją wiatr. I dopiero wtedy czarownica miała szanse poczuć znów zimno. Zupełnie skostniały jej palce. Zupełnie przemoczona, przemarznięta i wycieńczona mogła rozejrzeć się wkoło. Podobnie Justine, której ubrania wciąż były zupełnie mokre. Nie były sama — po swojej prawej stronie ujrzały Lucana, Kierana i Maxine trzymającą wielką jaszczurkę, cała trójka była pokryta krwią od stóp po czubki głów. Posoka skapywała z nich — przemoknięte nią były ubrania, zabarwiona nią była skóra, pokryte nią włosy. Cała trójka miała krwistą miksturę w uszach i w ustach, od czego zemdliło ich na moment. Brendan, który stał w głębi komnaty mógł zobaczyć fragmenty tego, co Ria widziała przed sobą w pełni. Kamienny dziedziniec.
Wszyscy znaleźli się w miejscu, do którego początkowo dążyli, w przedsionku ruin zamczyska, zimnego, ponurego, nie przypominającego nawet budynku. Poczerniałe kamienie murów oblazły bluszczem, który był od dawna martwy, suche gałęzie wystawały ze szczelin i szpar. Drzwi do wnętrza ruin były zamknięte, ale przed nimi i przed nimi wszystkimi w kręgu ustawione było siedem rzeźb, lecz monumentów, kamiennych podiów na których stały, było osiem. Jeden pozostawał pusty. Iguana trzymana przez Maxine zaczęła się wyrywać, nie chciała iść w tamtym kierunku, jak na zwierzę wydała się przestraszona. Brendan i tylko on mógł spostrzec, że czarownica trzymała w rękach nie zwierzę, a dziecko — Julię, lub najprawdopodobniej ją, gdyż dziewczynka była cała we krwi. Przyglądając się rzeźbom, podchodząc do nich bliżej można było rozpoznać ich twarze. Ustawione po kole, najbliżej — rzeźba mężczyzny w strażniczym, podobnym do służby więziennej stroju. Przy pasie miał różdżkę. Twarz była całkiem obca każdemu z obecnych, jego sylwetka przypominała ruch sięgania po różdżkę. Druga rzeźba przypominała małego chłopca w okularach. Jego twarz wykrzywiona była w strachu, przytykał sobie uszy dłońmi. Justine i Marcella mogły uznać, że przypominał do złudzenia chłopca, który chwilę wcześniej pomógł im przekroczyć właz. Obok niego stała rzeźba nieco wyższego chłopca obciętego na grzybka. Spoglądał w bok, jego usta były otwarte, lekko wystraszone, ale twarz nie mówiła nic. Trzecia rzeźba przypominała stara kobietę, czarownicę. Łatwo było znaleźć podobieństwo do chłopca w okularach, z pewnością była jego krewną. Miała szeroko otwarte usta, jakby w krzyku i wyciągniętą przed siebie rękę, jakby chciała się przed czymś bronić. Kolejne dwie rzeźby wyglądały bliźniaczo — dwie małe dziewczynki, o dentycznych fryzurach i poszarpanych sukienkach. Trzymały się za ręce lekko, prawie wcale, tak, jakby coś je rozdzielało. Ostatnia kamienna rzeźba przypominała Herewarda. Tak jak i on nie miał jednego ucha, jego strój przypominał ubiór, który miał na sobie podczas wyprawy do Azkabanu. Pięści miał wyciągnięte przed siebie, wyglądał jakby uderzał nimi w coś twardego, twarz wykrzywiona w złości i pełnym determinacji krzyku. Ostatni podest był pusty, ale to właśnie on zamykał krąg wszystkich rzeźb, które zwrócone były przodem do środka. Przed każdą z rzeźb znajdowała się cmentarna świeca z krowiego sadła, ale żadna z nich nie była zapalona.
| Na odpis macie czas do 05.07.06. godz. 22:00, ale jeśli odpiszecie prędzej, post pojawi się szybciej. Jeśli będziecie potrzebować więcej czasu na zastanowienie - piszcie na konto Ramseya. Jeśli będziecie potrzebować posta uzupełniającego - piszcie PW.
Od tej pory rzucając każde zaklęcie, wszyscy rzucacie również kością dodatkową oznaczoną jako "Azkaban".
Kieran wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 20) został odpisany z Twojego ekwipunku.
Żywotność:
Jefferson 0/200
Sykes 0/200
Krueger 0/200
Wykorzystane moce Zakonu:
Justine 2/4
Aktywne zaklęcia:
Veritas Claro (Brendan) 1/5
OGIEŃ
Wielką próbą stało się dla Lucana oderwanie trzech dziecięcych głów od ciał wiszących bezwolnie przy ścianach, przypalanych ogniem. Chociaż te były już dawno martwe, a zwłoki zdeformowane, sama myśl dla niego okazała się piekielnie trudna i przerażająca. Nie było łatwo, ale zdewastowane tkanki, nadszarpnięte kręgosłupy dało się wyłamać. Nic już nie trzymało rozgrzanych, wiotkich trupów. Kiedy Abbott pociągnął za pierwszą, nagle przestała być niewidzialna. Cała trójka mogła ujrzeć łysą, małą głowę z przypieczoną, popękaną i pokrytą stwardnieniami skórę. Ciemię było najmocniej nadpalone, niewiele było tam skóry, czaszka była widoczna i osmolona. Oczodoły były puste, zasklepione i zasuszone, szczęka otwarta. Czerwono-czarna głowa była w makabrycznym stanie. Podobnie druga i trzecia. Znawca prawa ze szlachetnego rodu twardo ruszył z nimi do kotła, a podczas tej krótkiej drogi jego łzy wyschły z gorąca, pozostawiając po brudnej, zakurzonej twarzy jedynie jasne, czyste smugi. Maxine była tą, która miała zwieńczyć piekielne dzieło. Chwyciwszy chochlę wymieszała ją tak, jak oczekiwała tego wskazana instrukcja, a kiedy skończyła, w kotle zaczęło wrzeć silniej. Buzująca mikstura zawrzała, zaczęła kipieć z kotła, gasząc szybko palenisko pod sobą. Krwista mieszanina szybko rosła, wylewając się z kotła, pod stopy trójce zakonników, ciągnąc na boki, do ogni otaczających ich w tej komnacie. Kieran zdecydował w ostatniej chwili zalać ranę ucha wywarem ze szczuroszczeta. Rana zaczęła intensywnie piec, pienić się, ale ból był niewielki, a dzięki temu rana została odkażona i częściowo zalepiona. Krew przestała się sączyć z ucha, ale nie ona była problemem — nie ta, spływająca po jego szyi. Mikstura, która wylewała się z kotła w błyskawicznym tempie zakryła im kostki, kolana, biodra. Zakonnicy w jednej chwili zaczęli unosić się w miskturze, która cuchnęła zgnilizną, krwią, wokół nich pływały wrzucone do kotła części ciała. Szybko zwiększała swoją objętość, w ułamku sekundy wypełniła do połowy pieczarę — ogień zgasł całkowicie, na moment zrobiło się całkiem ciemno. Żaden z trójki czarodziejów nie widział co się dzieje, poza tym, że gwałtownie zbliżali się w kierunku włazu, który zdawał się powiększać równie szybko— lub oni zaczęli się kurczyć. Po drugiej stronie zaczynało być widać niebo, ciemne, pokryte upiornymi chmurami, niebo, które było już na wyciągnięcie ręki. Krwista mikstura wypełniła całą pieczarę, a zakonnicy po kolei zostali wypchani przez właz na powierzchnię. Słyszeli w tym czasie oddech potwora, czuli go na karku, zdawał się harczeć, chrapać i warczeć. Ale później było już tylko nagłe gwałtowne zimno.
ZIEMIA
Kiedy Brendan wypowiedział imię przyjaciela, Garrett skierował ku niemu twarz i uśmiechnął się lekko. Wydawał się żywy, prawdziwy i bardzo realny. Obraz nie znikał mu sprzed oczu, ale zaczął się zmieniać. Wzrok drugiego Weasleya wydał się nagle nieobecny, obcy, zimny i zupełnie do niego niepodobny. W kącikach jego oczu zgromadziło się coś ciemnego. Dopiero po chwili gwardzista mógł zdać sobie sprawę, że były to krwawe łzy. Spłynęły po policzkach, pełnych rdzawych piegów.
— Słyszę, Bren— odpowiedział po chwili i zadumał się na moment. Zupełnie nie zareagował na jego kolejne słowa, na krzyki, które skierowane były do kogoś innego, tak, jakby nie słyszał, tak jakby nie rozumiał, tak jakby nie przewidywał nikogo więcej. Oczy Garretta zaczęły się zapadać, a szata pokryła się szkarłatem, błyszczącym w ciemności czernią. Ale auror był szybki i doskonale wiedział, jak radzić sobie z czarnomagicznymi iluzjami. Nim to, co widział, przekształciło się w koszmarny obraz, rzucone zaklęcie całkowicie rozmyło postać kuzyna. Czarna mgła wciąż go otaczała, była jak najbardziej realna — auror wiedział więc, że musiała zacząć działać jak jedno z czarnomagicznych zaklęć, które przywołuje ofierze przeróżne obrazy. Błyskawiczna reakcja uchroniła go od bólu i cierpienia, który miał nadejść wraz ze zmianą Garretta. Dzięki zaklęciu mógł ujrzeć, jak ożywione zwłoki padają na kolana wokół niego, łapiąc się za głowę. W komnacie rozpoczęły się krzyki i wrzaski, ogłuszające, pełne bólu i rozpaczy. Anomalia znów się wzmogła, energia wokół drżała, magia wibrowała, ale kolejne uderzenia mocy zostały stłamszone.
Ria spojrzała na Macmillana, który wydawał się żywy i całkiem prawdziwy. Jednak kiedy ona sama zabrała się za tamowanie swojego krwotoku, on prychnął, czym zupełnie przestał siebie przypominać. Chociaż czarownica powstrzymała krwotok, zdawało jej się, że krew gwałtownie zaczeła przesiąkać przez opatrunek. Ona sama nagle była brudna z krwi, przez chwilę nie wiedząc — czyjej. Nie była jej. Anthony stał przed nią i nagle uświadomiła sobie, że coś musiało się wydarzyć, coś się stało. Być może to ci więźniowie, którzy przed chwilą na nią polowali, być może to oni go skrzywdzili — stał bowiem cały w krwi, jego skóra na ramionach razem z ubraniem była poszarpana, wokół ran zbierały się brzydkie ropne liszaje, a z ust ciekła mu biała piana. Jego oczy były wydłubane, krew spływała po policzkach, na dolnych powiekach, rozciągniętych i rozciętych zwisały drobne żyłki. Zachwiał się nieprzytomnie, a następnie padł pod jej nogi martwy. Wołanie Brendana na nic się nie mogło zdać. On sam leżał za jej plecami w komnacie bez życia. Jego brzuch był rozcięty, a wnętrzności wywleczone na zewnątrz, jelita były poszarpane i pourywane, krew mieszała się z żółcią. Gdzieś w oddali dziewczyna usłyszała śmiech — męski, donośny, złowieszczy, śmiech wielu więźniów Azkabanu, którzy obserwowali ją dookoła. Wtedy zakonniczka zdała sobie sprawę, że wszyscy znajdują się w celi, a ona sama jest rozebrana do naga. Jej nagie ciało błyszczało w ciemności, blada skóra odznaczała się na tle zimnych kamieni, a wokół niej gromadzili się mężczyźni w pasiastych więziennych strojach. Niektórzy z nich mieli na rękach krew — a Ria wiedziała, że to co się stało było ich winą, to oni zamordowali bestialsko Anthony'ego i zmasakrowali ciało drugiego Weasleya. A teraz zabierali się za nią, Merlin jeden wiedział, co zamierzały owe bestie z nią uczynić. Wyciągnęli po nią ręce, jak szpony — bez różdżki, bez ubrań była bezbronna, ogołocona ze wszystkiego, razem z godnością. Czuła na zimnej skórze lepki dotyk paskudnych, szorstkich męskich dłoni, które wędrowały po niej, nie zostawiając jej ani godności ani resztek dumy. Bała się, cierpiała, męczyła i myślała tylko o śmierci, która mogła wybawić ją z tego wszystkiego. Ale to, co nadeszło nie było tym, czego pragnęła w tej chwili. Owiał ją zimny wiatr, a złowieszcza i okrutna mgła zniknęła, zabierając ze sobą przerażające i całkiem żywe halucynacje. Nie było Anthony'ego, a Brendan stał za nią, uwolniony z łańcuchów, nieco zakrwawiony, ale żywy.
WODA:
Arabella Figg, którą widziała przed sobą Marcella uśmiechała się pogodnie i delikatnie. Pokiwała głową na jej słowa i zaczesała włosy do tyłu, zatrzymując puste spojrzenie na siostrze. I wtedy coś uległo zmianie — czarownica zaczynała dostrzegać niuanse, które nie mogły pasować do idealnego obrazka bliskiej jej osoby. W jej oczach czaiła się nienawiść, żal, był też gniew i pogarda. Patrzyła na Marcellę z wyższością i żalem. Próba jaką podjęła zakonniczka — naprawienia anomalii, nie wpłynęła na to, co widziała.
— Dla mnie? Robisz to dla mnie? Naprawdę myślisz, że jestem tak głupia? To wszystko stało się przez ciebie. To ty jesteś temu winna, to ty za to odpowiadasz— jej głos zadrżał, a w oczach pojawiły się krystaliczne łzy. Wyraz twarzy wygiął się w grymasie bólu, po chwili lustrzane odbicie czarownicy zaszlochało i pochyliło głowę, włosy zakryły jej widok. Ale idąc spojrzeniem w dół, Marcella mogła ujrzeć, że siostra trzyma się za brzuch, jej ręce pokryte są karmazynem, a spod dłoni sączy się świetlista poska, która w zatrważającym tempie zaczęła rozchodzić się coraz dalej, barwiąc jej ubranie. — Zabiłaś mnie. Po co? Dla kogo? Dla czego, idei?— załkała i upadła na kolana. Wizja zakonniczki szybko ulegała transformacji. Wokół niej płonęło miasto, płonął rodzinny dom, płonęła w oddali stara chata. Droga, na której stała rozesłana była trupami. Wśród nich rozpoznała Samuela, Justine, Bathildę Bagshot, Bertiego. Ich oczy były otwarte, z ust toczyła się piana. Marcella była sama, zupełnie sama i zdana tylko na siebie. Stojąc nad martwym już ciałem Arabelli dopadło ją okropne poczucie, że została na świecie tylko ona. Mała, bezradna, bezwartościowa. Dopadł ją wewnętrzny ból i cierpienie, dopadła ją żałość. Zaczęła cierpieć — okrutnie i paskudnie, gorąc naprzemian z zimnem mieszały się wokół niej i w niej. Trwało to chwilę, ona sama nie wiedziała jak długo, aż w końcu ustało, ale dziewczyna była skrajnie słaba i wyczerpana.
Justine w tym czasie wciąż była na dole. Chłopiec pokiwał głową ze zrozumieniem i ujął ją, pomagając wejść sobie na ramiona. Pomógł jej dostać się do włazu, przez który Tonks bez problemu zdołała się przecisnąć. Kiedy ją podsadzał, poślizgnął się. Gwardzistka, która była w trakcie przeciskania się przez otwór usłyszała plusk wody. Chłopca później nie mogła już dostrzec.
WSZYSCY:
Czerń opuściła Marcellę, mgła zniknęła z pola widzenia, jakby rozwiał ją wiatr. I dopiero wtedy czarownica miała szanse poczuć znów zimno. Zupełnie skostniały jej palce. Zupełnie przemoczona, przemarznięta i wycieńczona mogła rozejrzeć się wkoło. Podobnie Justine, której ubrania wciąż były zupełnie mokre. Nie były sama — po swojej prawej stronie ujrzały Lucana, Kierana i Maxine trzymającą wielką jaszczurkę, cała trójka była pokryta krwią od stóp po czubki głów. Posoka skapywała z nich — przemoknięte nią były ubrania, zabarwiona nią była skóra, pokryte nią włosy. Cała trójka miała krwistą miksturę w uszach i w ustach, od czego zemdliło ich na moment. Brendan, który stał w głębi komnaty mógł zobaczyć fragmenty tego, co Ria widziała przed sobą w pełni. Kamienny dziedziniec.
Wszyscy znaleźli się w miejscu, do którego początkowo dążyli, w przedsionku ruin zamczyska, zimnego, ponurego, nie przypominającego nawet budynku. Poczerniałe kamienie murów oblazły bluszczem, który był od dawna martwy, suche gałęzie wystawały ze szczelin i szpar. Drzwi do wnętrza ruin były zamknięte, ale przed nimi i przed nimi wszystkimi w kręgu ustawione było siedem rzeźb, lecz monumentów, kamiennych podiów na których stały, było osiem. Jeden pozostawał pusty. Iguana trzymana przez Maxine zaczęła się wyrywać, nie chciała iść w tamtym kierunku, jak na zwierzę wydała się przestraszona. Brendan i tylko on mógł spostrzec, że czarownica trzymała w rękach nie zwierzę, a dziecko — Julię, lub najprawdopodobniej ją, gdyż dziewczynka była cała we krwi. Przyglądając się rzeźbom, podchodząc do nich bliżej można było rozpoznać ich twarze. Ustawione po kole, najbliżej — rzeźba mężczyzny w strażniczym, podobnym do służby więziennej stroju. Przy pasie miał różdżkę. Twarz była całkiem obca każdemu z obecnych, jego sylwetka przypominała ruch sięgania po różdżkę. Druga rzeźba przypominała małego chłopca w okularach. Jego twarz wykrzywiona była w strachu, przytykał sobie uszy dłońmi. Justine i Marcella mogły uznać, że przypominał do złudzenia chłopca, który chwilę wcześniej pomógł im przekroczyć właz. Obok niego stała rzeźba nieco wyższego chłopca obciętego na grzybka. Spoglądał w bok, jego usta były otwarte, lekko wystraszone, ale twarz nie mówiła nic. Trzecia rzeźba przypominała stara kobietę, czarownicę. Łatwo było znaleźć podobieństwo do chłopca w okularach, z pewnością była jego krewną. Miała szeroko otwarte usta, jakby w krzyku i wyciągniętą przed siebie rękę, jakby chciała się przed czymś bronić. Kolejne dwie rzeźby wyglądały bliźniaczo — dwie małe dziewczynki, o dentycznych fryzurach i poszarpanych sukienkach. Trzymały się za ręce lekko, prawie wcale, tak, jakby coś je rozdzielało. Ostatnia kamienna rzeźba przypominała Herewarda. Tak jak i on nie miał jednego ucha, jego strój przypominał ubiór, który miał na sobie podczas wyprawy do Azkabanu. Pięści miał wyciągnięte przed siebie, wyglądał jakby uderzał nimi w coś twardego, twarz wykrzywiona w złości i pełnym determinacji krzyku. Ostatni podest był pusty, ale to właśnie on zamykał krąg wszystkich rzeźb, które zwrócone były przodem do środka. Przed każdą z rzeźb znajdowała się cmentarna świeca z krowiego sadła, ale żadna z nich nie była zapalona.
| Na odpis macie czas do 05.07.06. godz. 22:00, ale jeśli odpiszecie prędzej, post pojawi się szybciej. Jeśli będziecie potrzebować więcej czasu na zastanowienie - piszcie na konto Ramseya. Jeśli będziecie potrzebować posta uzupełniającego - piszcie PW.
Od tej pory rzucając każde zaklęcie, wszyscy rzucacie również kością dodatkową oznaczoną jako "Azkaban".
Kieran wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 20) został odpisany z Twojego ekwipunku.
Żywotność:
Jefferson 0/200
Sykes 0/200
Krueger 0/200
Wykorzystane moce Zakonu:
Justine 2/4
Aktywne zaklęcia:
Veritas Claro (Brendan) 1/5
- Żywotność:
Justine: 230/240
-5 (odmrożenia)
-5 (psychiczne)
Brendan: 315/380 kara: -5
-15 (elektryczne)
-10 (psychiczne)
-10 (tłuczone)
-30 (szarpane)
Kieran: 184/244 kara: -10
-15 (elektryczne),
-20 (tłuczone)
-10 (cięte - utrata ucha)
-15 (psychiczne)
Lucan: 202/232
-30 (psychiczne)
Maxine: 146/215 kara: -15
-4(elektryczne)
-50 (tłuczone)
-15 (psychiczne)
Ria: 49/220 kara: -50
-110( psychiczne),
-25 (cięte - prawa dłoń),
-10 (szarpane-lewe ramię),
-21 (tłuczone)
Marcella: 60/250 kara:-50
-30 (odmrożenia)
-60 (cięte)
-100 (psychiczne)
- Ekwipunek:
Justine:
różdżka, czerwony kryształ, pazur gryfa zatopiony w bursztynie, czarna perła, broszka z alabastrowym jednorożcem
Eliksiry:
- Wieczny Płomień (1 porcje, stat. 20)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 10), (stat. 12, 1 porcja)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 13)
- Eliksir niezłomności (1 porcji, stat. 23, moc = 106)
- Złoty eliksir (1 porcje, stat. 29)
- Smocza Łza (1 porcje)
- Mieszanka antydepresyjna (1 porcje, stat. 20)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20)
- Czuwający Strażnik, (stat. 12, 1 porcje)
- Eliksir oczyszczający z toksyn (stat. 12, 1 porcje)
Brendan:
propeller żądlibąkowy, meteoryt, szczurza czaszka
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 26)
- Eliksir ochrony (1 porcje, stat. 21)
- Antidotum podstawowe (10 porcji, stat. 23)
- Eliksir natychmiastowej jasności (4 porcje, stat. 23)
- Eliksir grozy (5 porcji, stat. 23)
- Eliksir znieczulający (4 porcje, stat. 23)
- Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (4 porcje, stat. 23)
- Maść żywokostowa (1 porcja, stat. 0)
Kieran:
różdżka, tabliczka czekolady, torba wypełniona eliksirami:
- antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 5),
- eliksir wiggenowy (1 porcja, stat. 15),
- wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 29),
- smocza łza (1 porcja, stat. 29, moc +5),
- eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 0),
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 23, moc = 106),
- Eliksir ochrony (1 porcja, stat. 23, moc = 117),
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 29),
- Wieczny płomień (1 porcja, stat. 35, moc +15)
- Wywar wzmacniający (1 porcja, stat. 20),
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20),
- Mieszanka antydepresyjna (1 porcja, stat. 20),
Lucan:
różdżka, czekolada;
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 28, 125 oczek)
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 20, moc +10)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20, moc +5)
- Eliksir przeciwbólowy (1 porcja, stat. 20)
- Eliksir byka (1 porcja, stat. 30)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 30, moc +5)
- Eliksir kociego kroku (1 porcja, stat. 30, moc +15)
- Pies gończy ( porcja, stat. 7)
Maxine:
różdżka, propeller żądlibąkowy, kamień runiczny, miotła bardzo dobrej jakości, bransoleta z włosów syreny, 4 tabliczki czekolady, nóż, mugolskie zapałki
- Eliksir niezłomności, 1 porcja (stat. 22)
- Czuwający strażnik, 1 porcja (stat. 22)
- Antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 20, 115 oczek)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20)
- Eliksir kociego kroku (1 porcje, stat. 20, 117 oczek)
- Eliksir niezłomności (2 porcje, stat. 23, moc = 106)
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 23, moc = 104)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 23)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 29)
- Eliksir oczyszczający z toksyn (1 porcja, stat. 29)
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 29)
- Felix felicis (1 porcja, stat. 26, data warzenia - 10.09)
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 28)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 28)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 26, 107 oczek)
Ria:
miotła, różdżka, szczurza czaszka.
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 28, 123 oczka)
-Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 28)
-Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 28, 125 oczek)
-Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 28)
-Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 26, 107 oczek)
-Antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 28)
-Mieszanka antydepresyjna (1 porcja, stat. 20)
Marcella:
różdżka, miotła (przewieszona przez plecy na rzemieniu), lusterko dwukierunkowe (drugie posiada Samuel Skamander)
- eliksir przeciwbólowy (6 porcji, stat. 10)
- wywar ze szczuroszczeta (3 porcje, stat. 10)
- maść z wodnej gwiazdy (2 porcje, stat. 10)
- Felix felicis (1 porcja, stat. 26, data warzenia - 10.09)
- Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcja, stat. 28, 124 oczka)
Wpatrywał się w Garreta jak zamurowany, kiedy po jego twarzy spłynęły krwawe łzy; Garrett nie żył, nie istniał, a oni spotkają się dopiero po śmierci. Nie powinien był być tak naiwny, nie powinien zapominać o czarnej mgle, w której zatonęło wszystko wokół, nie powinien w ogóle wchodzić w interakcję z tym czymś, co bezcześciło pamięć jego zmarłego kuzyna. Jego magia rozproszyła iluzję, opadające ciało nie było nim: było jedynie tworem, nieistniejącym fragmentem rzeczywistości utkanym przez brutalną anomalię, która nie zamierzała pozwolić im zbliżyć się do siebie. To ten moment pozwolił mu odnaleźć Rię; iluzja nie była dla niej tak łaskawa jak dla niego, nie pozwoliła przez nią przejrzeć. Położył dłoń na jej ramieniu, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę, otrząsnąć z transu, przywołać znów do siebie. Dokąd zabrały ją czarnoksięskie czarne macki?
- Ria, w porządku? - Widok rozpadającego się na fragmenty Garretta mimo wszystko musiał przypomnieć mu, jak ulotne było ich życie. Nie chciał rozmawiać o nim. I nie chciał stracić również jej. - Pozwól - poprosił, stając naprzeciw niej - subtelnie unosząc ku jej sercu różdżkę, spojrzeniem prosząc o chwilę zaufania. - Expecto patronum - wypowiedział spokojnie, wracając myślami do Garreta - z determinacją - to dźwięk jego słów, to pióro, które otrzymał od niego i gorzki smak herbaty na ustach, kojarzący się z Bathildą Bagshot, zamierzał przywołać swojego niedźwiedzia - który przeniknie w serce Rii i doda jej odwagi, pomagając zebrać się po wszystkim, co przeszła. - Jesteśmy cali - zwrocił się do pozostałych, dostrzegłszy na dziedzińcu pozostałych. Wszystkich. Lub - prawie wszystkich - jego wzrok przesunął się po przerażających rzeźbach, rzeźbach dzieci. - Julia była na wyspie rzeźb, prawda? - Starał się, by jego głos nie zadrżał - umilkł jednak, gdy odnalazł twarz Herewarda. Następny po Garrecie, stracili już drugiego gwardzistę. Wojna miała zebrać krwawe żniwa, a oni powinni być na to gotowi. Ale na śmierć bliskich nie dało się nigdy tak naprawdę przygotować. Powinni spróbować wyjąć go z tego kamienia. Odzyskać jego ciało i oddać je Eileen. Ale będą musieli poszukać go, kiedy to wszystko się skończy - ich zwłoka mogła doprowadzić do katastrofy. - Macie ją - zwrócił się do Maxine trzymającej dziewczynkę. Mała była w naprawdę złym stanie. - Śpieszmy się. Nie wiadomo, ile czasu minęło.
edytowane za zgodą mg
- Ria, w porządku? - Widok rozpadającego się na fragmenty Garretta mimo wszystko musiał przypomnieć mu, jak ulotne było ich życie. Nie chciał rozmawiać o nim. I nie chciał stracić również jej. - Pozwól - poprosił, stając naprzeciw niej - subtelnie unosząc ku jej sercu różdżkę, spojrzeniem prosząc o chwilę zaufania. - Expecto patronum - wypowiedział spokojnie, wracając myślami do Garreta - z determinacją - to dźwięk jego słów, to pióro, które otrzymał od niego i gorzki smak herbaty na ustach, kojarzący się z Bathildą Bagshot, zamierzał przywołać swojego niedźwiedzia - który przeniknie w serce Rii i doda jej odwagi, pomagając zebrać się po wszystkim, co przeszła. - Jesteśmy cali - zwrocił się do pozostałych, dostrzegłszy na dziedzińcu pozostałych. Wszystkich. Lub - prawie wszystkich - jego wzrok przesunął się po przerażających rzeźbach, rzeźbach dzieci. - Julia była na wyspie rzeźb, prawda? - Starał się, by jego głos nie zadrżał - umilkł jednak, gdy odnalazł twarz Herewarda. Następny po Garrecie, stracili już drugiego gwardzistę. Wojna miała zebrać krwawe żniwa, a oni powinni być na to gotowi. Ale na śmierć bliskich nie dało się nigdy tak naprawdę przygotować. Powinni spróbować wyjąć go z tego kamienia. Odzyskać jego ciało i oddać je Eileen. Ale będą musieli poszukać go, kiedy to wszystko się skończy - ich zwłoka mogła doprowadzić do katastrofy. - Macie ją - zwrócił się do Maxine trzymającej dziewczynkę. Mała była w naprawdę złym stanie. - Śpieszmy się. Nie wiadomo, ile czasu minęło.
edytowane za zgodą mg
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 18
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
#1 'k100' : 18
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
Chłopiec pokiwał głową ze zrozumieniem. Uśmiechnęła się do niego lekko z wdzięcznością. Martwiła się. Martwiła się o Marcellę, która poszła przodem i o to w jaki sposób wyciągną go ku górze. To ona powinna iść przodem. Przyjąć na siebie uderzenia, jeśli jakieś miały nadejść. Zacisnęła dłoń, zaczynając wdrapywać się na ramiona chłopca. Zmieściła się w przejściu. Podciągała się, gdy usłyszała plusk. Przyśpieszyła, a będąc na górze spojrzała w dół. Po nim nie było śladu. Dłoń zacisnęła się w pięść, uderzyła nią w kamienną posadzkę opuszczając głowę. Kamienną? Podniosła spojrzenie, kątem oka dostrzegając czerwone sylwetki. Uniosła się lekko, mierząc w nie różdżką, dopiero po chwili dostrzegając w nich znajomych.
- Jaszczurka? - zapytała zdziwiona unosząc brwi. Rozejrzała się dalej. Byli wszyscy.
Prawie.
Marcela.
Podniosła się i przeszła kawałek rozglądając się wokół. Rzeźby. Siedem, ale… jednej brakowało? Przesunęła po nich jasnym spojrzeniem, na dłużej zatrzymując się przy drugim z posągów. Miała wrażenie, że wygląda jak chłopiec.
- Tak mi się zdaje. Ben tam był. Jego raport wisiał na tablicy. - szepnęła i zmarszczyła lekko brwi, kucając przy policjantce. Skupiła się przypominając sobie wiszący jeszcze przed zniszczeniem starej chaty raport, spisany pismem Bena. - Walczyli z rzeźbą po wejściu. I… - zmarszczyła brwi. - przeklęte miejsce - podawali eliksir więźniom ci zmieniali się w kamień po ucieczce jeśli za długo na niej przebywali - nie skończyła, odrywając na chwilę wzrok od badania obrażeń kobiety. Zawiesiła je na Brendanie. - Myślisz że... ? - nie skończyła. Myśli Brendana musiały przemierzać właśnie ten sam szlak co jej. .
- Weź wdech, Figg. Dobra robota. Ale to jeszcze nie koniec Pozwól... - mruknęła do niej. Kierując różdżkę w jej stronę. Skupiła się dokładnie na pełnym mocy wspomnieniu, śpiewie i kształcie feniksa, którego dźwięki niosły w sobie zarówno światło, jak i nadzieję. Na mocy, która była w stanie rozgonić mrok. - Expecto Patronum. - wypowiedziała spokojnie, pewnie, mając nadzieję, że magia jej nie zawiedzie i uleczy dziewczynę. Potrzebowali jej sprawnej.
A ona potrzebowała jej żywej. Jej i całej reszty. Nie mogli już nikogo stracić - nie dzisiaj.
| używam leczniczej mocy Zakonu na Mercelii, znaczy próbuję
- Jaszczurka? - zapytała zdziwiona unosząc brwi. Rozejrzała się dalej. Byli wszyscy.
Prawie.
Marcela.
Podniosła się i przeszła kawałek rozglądając się wokół. Rzeźby. Siedem, ale… jednej brakowało? Przesunęła po nich jasnym spojrzeniem, na dłużej zatrzymując się przy drugim z posągów. Miała wrażenie, że wygląda jak chłopiec.
- Tak mi się zdaje. Ben tam był. Jego raport wisiał na tablicy. - szepnęła i zmarszczyła lekko brwi, kucając przy policjantce. Skupiła się przypominając sobie wiszący jeszcze przed zniszczeniem starej chaty raport, spisany pismem Bena. - Walczyli z rzeźbą po wejściu. I… - zmarszczyła brwi. - przeklęte miejsce - podawali eliksir więźniom ci zmieniali się w kamień po ucieczce jeśli za długo na niej przebywali - nie skończyła, odrywając na chwilę wzrok od badania obrażeń kobiety. Zawiesiła je na Brendanie. - Myślisz że... ? - nie skończyła. Myśli Brendana musiały przemierzać właśnie ten sam szlak co jej. .
- Weź wdech, Figg. Dobra robota. Ale to jeszcze nie koniec Pozwól... - mruknęła do niej. Kierując różdżkę w jej stronę. Skupiła się dokładnie na pełnym mocy wspomnieniu, śpiewie i kształcie feniksa, którego dźwięki niosły w sobie zarówno światło, jak i nadzieję. Na mocy, która była w stanie rozgonić mrok. - Expecto Patronum. - wypowiedziała spokojnie, pewnie, mając nadzieję, że magia jej nie zawiedzie i uleczy dziewczynę. Potrzebowali jej sprawnej.
A ona potrzebowała jej żywej. Jej i całej reszty. Nie mogli już nikogo stracić - nie dzisiaj.
| używam leczniczej mocy Zakonu na Mercelii, znaczy próbuję
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 73
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
#1 'k100' : 73
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
- Pamiętamy - odparła Maxine cichym, lecz stanowczym głosem. Nie zapomniała o tym, dlaczego się tu znalazła i co muszą zrobić. Widok nadpalonej, łysej główki z popękaną skórą przyprawił ją o jeszcze gorsze mdłości, niż smród dobiegający z kotła, musiała odwrócić spojrzenie, zamknąć oczy na kilka chwil i powtarzać sobie w głowie jak mantrę, że po prostu muszą to zrobić; jeśli nie wydostaną się z tej piekielnej pieczary, nie wypełnią zadania powierzonego im przez profesor Bagshot - dla innych dzieci życie może skończyć się o wiele gorzej, nie tylko dzieci. Zmusiła się więc do działania, mieszając w kotle, zgodnie z instrukcją. Jego upiorna zawartość wrzała silnie, buzowała i zaczęła się z niego wylewać. Desmond rzuciła chochlę, cofając się o kilka kroków i łapiąc swoją miotłę. Nie zdążyła na nią wsiąść. Mikstura z krwi i części ciała niewinnych zalała pieczarę niczym powódź, szybciej, niż ktokolwiek zdążył się zorientować. Przyciskała do piersi iguanę, nie wiedziała co się dzieje, coś wypychało ich w kierunku włazu i poddała się temu - skończyli eliksir, demon powinien się nasycić i ich uwolnić. Czuła na karku jego oddech, koło ucha słyszała charczenie - a kilka chwil później drżała z zimna, tym bardziej, bo była upocona.
Otworzywszy oczy ujrzała wnętrze ponurego, zimnego zamczyska. Czy to był sąd, do którego mieli dotrzeć różnymi ścieżkami? Miała nieodparte wrażenie, że tak. Rozejrzała się wokół, dostrzegła innych, całych i żywych, choć nie do końca zdrowych. Oddychała ciężko: wszystko ją bolało, mocno się obtłukła, a to, do czego ich zmuszono pozostawiło w niej trwały ślad i czuła się z tym paskudnie. Ze świadomością, że od stóp do głów pokryta jest krwią ofiar, które ujrzał w pieczarze Lucan. Wciąż miała ochotę przez to zwymiotować.
Iguana zaczęła wyrywać się z jej rąk, przytrzymała ją jednak mocniej, nie chcąc, by uciekła. -Ciii... - powiedziała do niej, zwracając spojrzenie na Weasleya. - To ona... - odetchnęła z ulgą; nie wiedziała skąd Brendan miał pewność, że iguana jest Julią, przypuszczała, ze kilka chwil wcześniej musiał rzucić odpowiednie zaklęcie. Poczuła ulgę, że zaufała swojemu instynktowi. - Zjawa, która przybrała twarz Jackie, zraniła ją, by użyć jej krwi, by zrobić... jakąś miksturę. Musieliśmy ją dokończyć, by się wydostać... W środku były ludzkie szczątki - opowiedziała, starając się zapanować nad tonem głosu; powinni byli podzielić się z Gwardzistami tymi, co spotkało ich na ścieżce ognia, chociażby lakonicznie, bo naprawdę nie mieli już czasu.
- Hej, w porządku? - rzuciła do Marcelli, gdy Tonks rzuciła na nią swoje zaklęcie; podeszła do policjantki, spoglądając na nią z troską. Poczuła jednocześnie pulsujący ból w lędźwiach i plecach, dlatego odezwała się do niej cicho: - Pomożesz? - Uniosła szatę, odsłaniając obtłuczenia na plecach. Wolała nie ryzykować znów nakładając maść samodzielnie - i w chwili, gdy zbliżali się do celu, musiała być w pełni sil. Nie mogli zawieść.
Maxine zacisnęła usta w wąską kreskę, dostrzegając, że jedna z rzeźb miała twarz Herewarda. Czy stracili go na zawsze? Czy nic nie dało się już zrobić? Wyjęła swoją różdżkę i wycelowała w nią w świecę stojącą przed rzeźbą Bartiusa; chciała zapalić knot zaklęciem.
- Incendio.
Otworzywszy oczy ujrzała wnętrze ponurego, zimnego zamczyska. Czy to był sąd, do którego mieli dotrzeć różnymi ścieżkami? Miała nieodparte wrażenie, że tak. Rozejrzała się wokół, dostrzegła innych, całych i żywych, choć nie do końca zdrowych. Oddychała ciężko: wszystko ją bolało, mocno się obtłukła, a to, do czego ich zmuszono pozostawiło w niej trwały ślad i czuła się z tym paskudnie. Ze świadomością, że od stóp do głów pokryta jest krwią ofiar, które ujrzał w pieczarze Lucan. Wciąż miała ochotę przez to zwymiotować.
Iguana zaczęła wyrywać się z jej rąk, przytrzymała ją jednak mocniej, nie chcąc, by uciekła. -Ciii... - powiedziała do niej, zwracając spojrzenie na Weasleya. - To ona... - odetchnęła z ulgą; nie wiedziała skąd Brendan miał pewność, że iguana jest Julią, przypuszczała, ze kilka chwil wcześniej musiał rzucić odpowiednie zaklęcie. Poczuła ulgę, że zaufała swojemu instynktowi. - Zjawa, która przybrała twarz Jackie, zraniła ją, by użyć jej krwi, by zrobić... jakąś miksturę. Musieliśmy ją dokończyć, by się wydostać... W środku były ludzkie szczątki - opowiedziała, starając się zapanować nad tonem głosu; powinni byli podzielić się z Gwardzistami tymi, co spotkało ich na ścieżce ognia, chociażby lakonicznie, bo naprawdę nie mieli już czasu.
- Hej, w porządku? - rzuciła do Marcelli, gdy Tonks rzuciła na nią swoje zaklęcie; podeszła do policjantki, spoglądając na nią z troską. Poczuła jednocześnie pulsujący ból w lędźwiach i plecach, dlatego odezwała się do niej cicho: - Pomożesz? - Uniosła szatę, odsłaniając obtłuczenia na plecach. Wolała nie ryzykować znów nakładając maść samodzielnie - i w chwili, gdy zbliżali się do celu, musiała być w pełni sil. Nie mogli zawieść.
Maxine zacisnęła usta w wąską kreskę, dostrzegając, że jedna z rzeźb miała twarz Herewarda. Czy stracili go na zawsze? Czy nic nie dało się już zrobić? Wyjęła swoją różdżkę i wycelowała w nią w świecę stojącą przed rzeźbą Bartiusa; chciała zapalić knot zaklęciem.
- Incendio.
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
The member 'Maxine Desmond' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 90
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
#1 'k100' : 90
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
To nie jest prawdziwe, nie jest...
Rzeczywistość nie słuchała jej głowy, wszystko wokół wydawało się łamać coś w jej wnętrzu. Patrzyła wprost w znajome, niemagiczne lico roniące łzy tylko przez nią i ciskające noże słów prosto w siostrę. Poczuła ból gdzieś w dole brzucha, ucisk podobny stresowi. Stanęła naprzeciw wszystkiemu, co kiedykolwiek mogłoby ją uderzyć i przegrała. Nie ugięła się pod wpływem ciężkich jak kamień słów.
- Przestań! - rozległ się krzyk, choć miała wrażenie, że nie należy on do niej. Ale z pewnością wydobył się z gardła panny Figg. - Nigdy tego nie chciałam, nigdy nie chciałam...
Nawet świadome powtórzenia, że to co widzi nie jest prawdą nie skutkowały, nie była obojętna na te słowa. Ziemia pociągnęła ją do siebie, zmuszając jasnowłosą do upadku na kolana. Oparła się jedną dłonią o ziemię, zaś drugą próbowała wyciągnąć w stronę swojej siostry, konającej tuż przed jej obliczem. Palce drżały jakby cały świat właśnie zaczął się trząść. Jednak to nie był świat - to ona drżała. - Bella! - Jej własne odbicie umknęło przed jej dłonią, a zamiast tego klęczała wśród ciał. Niemal martwych. I choć zdecydowanie patrzyły one w przestrzeń, miała ciągle wrażenie, że ciągną za nią wzrokiem. Że mówią...
To Twoja wina, Twojej nieudolności.
Łzy wściekłości spłynęły po policzkach samoistnie, usta drżały pomimo zapomnienia o chłodzie. Mogłaby liczyć uderzenia swojego serca. Już nie potrafiła wmówić sobie, że to nieprawda. - Nie... - Wydusiła tylko z siebie, gdy pociagnęła nosem, po którym żałośnie spłynęła łza. Zapach wokół był metaliczny, krwisty, świat wydawał się pachnieć śmiercią. Nie mogła oderwać wzroku od jednego punktu, niezwykle krwistego, przerażającego. Była obezwładniona, pusta, mała i zupełnie niepotrzebna. Zupełnie zbędna. I pragnęła tylko rozpłakać się rzewnie nad swym losem. Jak mogła być tak głupia, jak mogła sądzić, że cokolwiek może zmienić. Że będzie jakkolwiek pomocna. Nie zrobiła zupełnie nic, czuła, że dała z siebie za mało. Że to jej wina.
Gdy wszystko rozpłynęło się przed nią, uniosła spojrzenie. Zobaczyła wszystkich - Brendana, Rię, Kierana, Lucana i Maxine. Nie wiedziała co powiedzieć - momentalnie znów poczuła się mała i bezbronna, tylko dlatego, że taka jawiła się przed nimi. Z opuchniętą, zapłakaną twarzą i trzęsąca się w strachu. Spojrzała na blondynkę, która podeszła do niej i przez chwilę poruszyła się w przeciwnym kierunku - jak przestraszone zwierzę, które chciało uciec. Dopiero po chwili zrozumiała, że to już nie wizja. Że byli tutaj wszyscy razem.
- T-tak... - wydukała, zamykając swoje serce na jakąkolwiek pomoc. Nie chciała, by słuchali jej rozterek. Tutaj nie było czasu na bycie ciężarem dla całej drużyny. - A, tak, oczywiście! - Wyciągnęła maść z wodnej gwiazdy, którą nałożyła na otłuczone biodro Maxine i wtarła je dłonią w widocznie bolącą skórę. Chwilę jeszcze uspokajała mocno bijące serce i słychać było jej żałosne pociągnięcia nosem, jednak szybko ucichły. Mogła rozejrzeć się po pomieszczeniu. Zauważyła w końcu rzeźbę chłopca.
- To on! Spotkaliśmy go przed chwilą. Tonks, co się z nim stało?! - spytała wystraszona. Dostrzegła też skamieniałą kobietę nieopodal. - Chłopiec mówił, że jacyś ludzie podawali im napój, który zamieniał ich kamień. To musi być jego matka. Mówił, że to starszy mężczyzna. - powiedziała cicho. Zauważyła Herewarda pośród rzeźb ustawionych na piedestałach. - Jeśli on jest tutaj to... Oni muszą tutaj nadal być!
| Podaję Maxine maść z wodnej gwiazdy z mojego ekwipunku, anatomia - I
Rzeczywistość nie słuchała jej głowy, wszystko wokół wydawało się łamać coś w jej wnętrzu. Patrzyła wprost w znajome, niemagiczne lico roniące łzy tylko przez nią i ciskające noże słów prosto w siostrę. Poczuła ból gdzieś w dole brzucha, ucisk podobny stresowi. Stanęła naprzeciw wszystkiemu, co kiedykolwiek mogłoby ją uderzyć i przegrała. Nie ugięła się pod wpływem ciężkich jak kamień słów.
- Przestań! - rozległ się krzyk, choć miała wrażenie, że nie należy on do niej. Ale z pewnością wydobył się z gardła panny Figg. - Nigdy tego nie chciałam, nigdy nie chciałam...
Nawet świadome powtórzenia, że to co widzi nie jest prawdą nie skutkowały, nie była obojętna na te słowa. Ziemia pociągnęła ją do siebie, zmuszając jasnowłosą do upadku na kolana. Oparła się jedną dłonią o ziemię, zaś drugą próbowała wyciągnąć w stronę swojej siostry, konającej tuż przed jej obliczem. Palce drżały jakby cały świat właśnie zaczął się trząść. Jednak to nie był świat - to ona drżała. - Bella! - Jej własne odbicie umknęło przed jej dłonią, a zamiast tego klęczała wśród ciał. Niemal martwych. I choć zdecydowanie patrzyły one w przestrzeń, miała ciągle wrażenie, że ciągną za nią wzrokiem. Że mówią...
To Twoja wina, Twojej nieudolności.
Łzy wściekłości spłynęły po policzkach samoistnie, usta drżały pomimo zapomnienia o chłodzie. Mogłaby liczyć uderzenia swojego serca. Już nie potrafiła wmówić sobie, że to nieprawda. - Nie... - Wydusiła tylko z siebie, gdy pociagnęła nosem, po którym żałośnie spłynęła łza. Zapach wokół był metaliczny, krwisty, świat wydawał się pachnieć śmiercią. Nie mogła oderwać wzroku od jednego punktu, niezwykle krwistego, przerażającego. Była obezwładniona, pusta, mała i zupełnie niepotrzebna. Zupełnie zbędna. I pragnęła tylko rozpłakać się rzewnie nad swym losem. Jak mogła być tak głupia, jak mogła sądzić, że cokolwiek może zmienić. Że będzie jakkolwiek pomocna. Nie zrobiła zupełnie nic, czuła, że dała z siebie za mało. Że to jej wina.
Gdy wszystko rozpłynęło się przed nią, uniosła spojrzenie. Zobaczyła wszystkich - Brendana, Rię, Kierana, Lucana i Maxine. Nie wiedziała co powiedzieć - momentalnie znów poczuła się mała i bezbronna, tylko dlatego, że taka jawiła się przed nimi. Z opuchniętą, zapłakaną twarzą i trzęsąca się w strachu. Spojrzała na blondynkę, która podeszła do niej i przez chwilę poruszyła się w przeciwnym kierunku - jak przestraszone zwierzę, które chciało uciec. Dopiero po chwili zrozumiała, że to już nie wizja. Że byli tutaj wszyscy razem.
- T-tak... - wydukała, zamykając swoje serce na jakąkolwiek pomoc. Nie chciała, by słuchali jej rozterek. Tutaj nie było czasu na bycie ciężarem dla całej drużyny. - A, tak, oczywiście! - Wyciągnęła maść z wodnej gwiazdy, którą nałożyła na otłuczone biodro Maxine i wtarła je dłonią w widocznie bolącą skórę. Chwilę jeszcze uspokajała mocno bijące serce i słychać było jej żałosne pociągnięcia nosem, jednak szybko ucichły. Mogła rozejrzeć się po pomieszczeniu. Zauważyła w końcu rzeźbę chłopca.
- To on! Spotkaliśmy go przed chwilą. Tonks, co się z nim stało?! - spytała wystraszona. Dostrzegła też skamieniałą kobietę nieopodal. - Chłopiec mówił, że jacyś ludzie podawali im napój, który zamieniał ich kamień. To musi być jego matka. Mówił, że to starszy mężczyzna. - powiedziała cicho. Zauważyła Herewarda pośród rzeźb ustawionych na piedestałach. - Jeśli on jest tutaj to... Oni muszą tutaj nadal być!
| Podaję Maxine maść z wodnej gwiazdy z mojego ekwipunku, anatomia - I
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Wcale nie poczuł się lepiej gdy jego ramiona opuścił niewielki ciężar małych główek. Wpadły z pluskiem do eliksiru, a to co stało się później, było równie przerażające co obrzydliwe. Lucan z lekką paniką postąpił ledwie dwa kroki do tyłu - tylko tyle zdołał uczynić, zanim krwawa breja zalała ich całkowicie, dostając się do ust, uszu, nosa i oczu. Na szczęście ten horror trwał raczej dość krótko. Gdy Lucan upadł plecami na twardy grunt, zaczął spazmatycznie kaszleć, próbując wykrztusić obrzydliwą ciecz, która dostała mu się do ust. W następnej chwili znów chwyciły go także mdłości, przyklęknął, czując jak żołądek buntuje się, próbując znów wyrzucić z siebie zawartość. Ale Abbott zwymiotował tym razem tylko trochę żółci - splunął na ziemię i przetarł ręką twarz, próbując (ze znikomym skutkiem) doprowadzić się jakoś do porządku. Wstał chwiejnie, dopiero teraz orientując się, że znów zostali połączeni z resztą grupy. Nadal brakowało Bartiusa, ale zakonnicy prędko dostrzegli znajomą sylwetkę pośród posągów widocznych nieopodal. Lucan przełknął ślinę, serce ścisnęło mu się na ten widok. Nie chciał wierzyć, żęe to był koniec Herewarda, że nic nie dało się już zrobić. Na pewno kiedy trochę dojdą do siebie, znajdą sposób, by go odczarować. Musieli! Wierzył w to. Jednak w tym momencie postanowił skupić się na pozostałych swoich towarzyszach, próbując zorientować się, czy ci musieli przejść przez takie piekło, co on, Kieran i Maxine. Nie odezwał się, gdy Desmond w skrócie opowiadała o próbie, którą musieli przejść. Jej opowiadanie było strasznie ogólnikowe, ale Abbott wcale się temu nie dziwił. Pod powiekami wciąż widział trupy porozwieszane na ścianach i łeb potwora, którego musieli zadowolić obrzydliwym, krwawym eliksirem.
Podszedł do Maxine, kładąc dłoń na głowie iguany. Rozumiał jej panikę, sam był przestraszony, zły, roztrzęsiony i wyczerpany. A Julia przecież była tylko dzieckiem. Nawet jeśli bardzo pojętnym, to wciąż tylko dzieckiem. Wciągniętym w tę przerażającą przygodę z winy Grindelwalda i jego chorych działań.
- Trzymaj ją mocno - zwrócił się do Maxine, nie mogli pozwolić by dziewczynka znów im uciekła. Drugi raz mogli jej nie odnaleźć - Reparifarge.
Podszedł do Maxine, kładąc dłoń na głowie iguany. Rozumiał jej panikę, sam był przestraszony, zły, roztrzęsiony i wyczerpany. A Julia przecież była tylko dzieckiem. Nawet jeśli bardzo pojętnym, to wciąż tylko dzieckiem. Wciągniętym w tę przerażającą przygodę z winy Grindelwalda i jego chorych działań.
- Trzymaj ją mocno - zwrócił się do Maxine, nie mogli pozwolić by dziewczynka znów im uciekła. Drugi raz mogli jej nie odnaleźć - Reparifarge.
We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for
Remember what we're fighting for
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lucan Abbott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 18
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
#1 'k100' : 18
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
To był koszmar. Po otwartych drzwiach Ria oczekiwała ratunku, nie problemów. Nie iluzji wwiercającej się w głowę, nie dramatycznych melodii dudniących w głowie. Krzyki, piski, chrzęsty, dudnienie. Jedno, drugie, trzecie. Spodziewała się wielu rzeczy - nie tego. Nie Tony’ego stojącego przed nią, dającego ciepło jakiego nie doznałaby w zimnych murach Azkabanu. Przez krótką chwilę poczuła się prawdziwie bezpiecznie, niemalże odprężona. Rudowłosa prawie zapomniała o pozostawionych za sobą towarzyszach, zapomniała o misji, o tym wszystkim, o czym zapomnieć nigdy nie powinna - o upływającym czasie. To cud, że przypomniała sobie o rozciętej dłoni, z której wciąż kapała krew. Nienaturalnie, tak nie powinno być. Weasley nie znała się na anatomii, aczkolwiek posiadała na tyle szczątkowe informacje, żeby wiedzieć, że coś było nie tak. Prowizoryczny bandaż przyniósł minimum ulgi, jednak reakcja Macmillana - niekoniecznie. Uniosła zaskoczona głowę, obserwując uważnie jego twarz. To lekceważące prychnięcie nie pasowało do niego. Zaraz zresztą Rhiannon boleśnie przekonała się, że wszystko, co przeżyła przez ostatnie chwile było zwykłą iluzją. Omamem. Najgorszym z koszmarów. Rozpadające się zwłoki ukochanego sparaliżowały Harpię na tyle, że drgnęła przerażona. Krzyk utknął w gardle, powietrze w płucach. Wstrzymywała oddech, choć nie wiadomo na jak długo. Dopiero w momencie gruchnięcia ciała o posadzkę zauważyła, że była cała we krwi. On był cały we krwi. Brendan był cały we krwi. Nie, to nie mogła być prawda. Panika uformowała się niczym kamień w żołądku i zaalarmowała cały system nerwowy. Została sama wśród obcej ciemności więzienia. Zamierzała rzucić się w stronę zamordowanego kuzyna, ale nie zdążyła. Znalazła się goła pośród grupki ohydnych więźniów - morderców. Zamiast krzyczeć, poczuła jak gorące łzy zaczęły spływać po piegowatych policzkach. Zdusiła w sobie szloch, na nowo ucząc się oddychać; nie zdołała odnaleźć w sobie wewnętrznego ognia walki. Stłamsili ją, zdusili w niej determinację, poddała się. Chciała umrzeć. Błagała w myślach o śmierć, ale ona nie nadchodziła.
Przymknęła oczy, gdy chłodny wiatr rozwiał jej rude włosy. Czy to już? Czy tak wygląda umieranie? Bała się otworzyć powieki, bała się wrócić do tego piekła. Mimo to jakaś niewidzialna siła zmusiła ją do patrzenia - widziała zakrwawionego Brena. To niemożliwe, on nie żyje. Widziała przed chwilą. Bez zrozumienia powędrowała wzrokiem do dziedzińca, ale widok ten nie zrobił na niej wrażenia. Auror odezwał się, natomiast jego ręka na kobiecym ramieniu nagle stała się potwornie ciężka. - Nie dotykaj mnie - wyszeptała przerażona, w oczach odmalowywała się dezorientacja wraz ze strachem. - Ty nie żyjesz, widziałam twoje ciało. - Szeptała dalej gorączkowo, mając wrażenie, że za chwilę straci rozum. Nie rozumiała niczego. Spojrzała po innych, znanych twarzach, nie dowierzając. To iluzja. Ich tu tak naprawdę nie ma. Zatopiła dłonie we włosach, znów zamykając oczy. Była taka słaba. Tak bezużytecznie słaba. Mogłaby zemdleć. Akurat wtedy, kiedy chciała się o coś oprzeć, pod zamkniętymi powiekami błysnęło białe światło. Poczuła się lepiej, aczkolwiek nadal wydawała się zbita z tropu. Drżącą ręką sięgnęła do kieszeni, postanawiając wypić fiolkę oznaczoną jako mieszanka antydepresyjna. Cichy głos podpowiadał Rii, że powinna jej użyć jeśli chciała poczuć się jeszcze lepiej. Przechyliła więc jej zawartość do drżących z emocji ust, mając nadzieję na poprawę.
Przymknęła oczy, gdy chłodny wiatr rozwiał jej rude włosy. Czy to już? Czy tak wygląda umieranie? Bała się otworzyć powieki, bała się wrócić do tego piekła. Mimo to jakaś niewidzialna siła zmusiła ją do patrzenia - widziała zakrwawionego Brena. To niemożliwe, on nie żyje. Widziała przed chwilą. Bez zrozumienia powędrowała wzrokiem do dziedzińca, ale widok ten nie zrobił na niej wrażenia. Auror odezwał się, natomiast jego ręka na kobiecym ramieniu nagle stała się potwornie ciężka. - Nie dotykaj mnie - wyszeptała przerażona, w oczach odmalowywała się dezorientacja wraz ze strachem. - Ty nie żyjesz, widziałam twoje ciało. - Szeptała dalej gorączkowo, mając wrażenie, że za chwilę straci rozum. Nie rozumiała niczego. Spojrzała po innych, znanych twarzach, nie dowierzając. To iluzja. Ich tu tak naprawdę nie ma. Zatopiła dłonie we włosach, znów zamykając oczy. Była taka słaba. Tak bezużytecznie słaba. Mogłaby zemdleć. Akurat wtedy, kiedy chciała się o coś oprzeć, pod zamkniętymi powiekami błysnęło białe światło. Poczuła się lepiej, aczkolwiek nadal wydawała się zbita z tropu. Drżącą ręką sięgnęła do kieszeni, postanawiając wypić fiolkę oznaczoną jako mieszanka antydepresyjna. Cichy głos podpowiadał Rii, że powinna jej użyć jeśli chciała poczuć się jeszcze lepiej. Przechyliła więc jej zawartość do drżących z emocji ust, mając nadzieję na poprawę.
Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Krwista mikstura zaczęła wylewać się z kotła i zalewać całą zamkniętą przestrzeń. Pierw objęła ich stopy, aby sięgać coraz wyżej. W końcu zalała ich kleista i gorąca fala, unosząc ku włazowi, przez który jakimś cudem się przecisnęli. Rineheart był jednak zbyt dezorientowany, aby rozważyć cokolwiek, po prostu dał się nieść ciekłej substancji, co pokryła go całego. Szybko w ustach poczuł metaliczny posmak krwi i odór stęchlizny. I jeszcze słyszał odgłosy wydawane przez potwora tuż za sobą, gdy wypychany był ku ciemnemu niebu.
Chłód sprawił, że zdecydował się szybko rozejrzeć po otoczeniu, całkowicie już odmiennym. Odczuł ulgę, kiedy wydostali się z gorącego piekła, lecz spiął się jednocześnie, szykując się na kolejne niespodzianki. Przedsionek zamczyska, w którym niezwykle silne zaklęcia wyczuło ludzką obecność, przyniósł im kolejną zagadkę. Nie był w stanie jeszcze się ruszyć czy cokolwiek powiedzieć, gdy nadal go mdliło od obecności krwi w nosie, ustach i nienaruszonym uchu. Pokryty tą dziwną krwią nie czuł się dobrze, lecz potrafił zignorować ten niepokojący stan.
Dostrzegł obecność pozostałych, którzy wybrali inną ścieżkę. Poznawał istotne szczegółach z ich relacji. Wyspa rzeźb. Przemiana w rzeźby. Całą chorą rzeczywistość kształtowała Julia? Znajdowali się wewnątrz jej strachów?
Skierował różdżkę w stronę kamiennych rzeźb, nie darząc ich zbyt wielkim zaufaniem, choć jedna z nich miała obliczeBartiusa. Przygoda w podziemnej komnacie nauczyła go nie ufać do końca nawet własnym zmysłom, bo wszystko mogło tu być jedynie iluzją. Owładnięty mocą anomalii Azkaban był jeszcze bardziej przeklętym miejscem niż kiedykolwiek. Ruiny nie wydawały się stanowić odpowiedzi na jakiekolwiek pytania, niezadane jeszcze głośno. Na pewno to nie był koniec ich wędrówki, przy źródle anomalii prawdopodobnie natknęliby się na pozostałe dwie grupy. Ale przynajmniej ta pierwsza znów znajdowała się w pełnym składzie, to był jedyny pozytywny aspekt całej sytuacji.
– Carpiene – wyrzucił z siebie stanowczo inkantację zaklęcia, chcąc wybadać, czy są w tym miejscu w ogóle bezpieczni. I czy rzeźby mogą być prawdziwymi ludźmi.
Chłód sprawił, że zdecydował się szybko rozejrzeć po otoczeniu, całkowicie już odmiennym. Odczuł ulgę, kiedy wydostali się z gorącego piekła, lecz spiął się jednocześnie, szykując się na kolejne niespodzianki. Przedsionek zamczyska, w którym niezwykle silne zaklęcia wyczuło ludzką obecność, przyniósł im kolejną zagadkę. Nie był w stanie jeszcze się ruszyć czy cokolwiek powiedzieć, gdy nadal go mdliło od obecności krwi w nosie, ustach i nienaruszonym uchu. Pokryty tą dziwną krwią nie czuł się dobrze, lecz potrafił zignorować ten niepokojący stan.
Dostrzegł obecność pozostałych, którzy wybrali inną ścieżkę. Poznawał istotne szczegółach z ich relacji. Wyspa rzeźb. Przemiana w rzeźby. Całą chorą rzeczywistość kształtowała Julia? Znajdowali się wewnątrz jej strachów?
Skierował różdżkę w stronę kamiennych rzeźb, nie darząc ich zbyt wielkim zaufaniem, choć jedna z nich miała obliczeBartiusa. Przygoda w podziemnej komnacie nauczyła go nie ufać do końca nawet własnym zmysłom, bo wszystko mogło tu być jedynie iluzją. Owładnięty mocą anomalii Azkaban był jeszcze bardziej przeklętym miejscem niż kiedykolwiek. Ruiny nie wydawały się stanowić odpowiedzi na jakiekolwiek pytania, niezadane jeszcze głośno. Na pewno to nie był koniec ich wędrówki, przy źródle anomalii prawdopodobnie natknęliby się na pozostałe dwie grupy. Ale przynajmniej ta pierwsza znów znajdowała się w pełnym składzie, to był jedyny pozytywny aspekt całej sytuacji.
– Carpiene – wyrzucił z siebie stanowczo inkantację zaklęcia, chcąc wybadać, czy są w tym miejscu w ogóle bezpieczni. I czy rzeźby mogą być prawdziwymi ludźmi.
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Kieran Rineheart' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 11
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
#1 'k100' : 11
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
Tuż po wypowiedzeniu przez Brendana dwóch słów, kraniec jego różdżki rozświetlił się, a przed nim i za Rią pojawił się wielki, świetlisty niedźwiedź. Maszerował w powietrzu, kilka cali nad ziemią, aż zawrócił i skoczył na rudowłosą kobietę, wnikając w jej wnętrze. Ria poczuła nagły przypływ sił, wiary, mocy, czuła niezwykłe ciepło, które wypełniło ją od środka, odganiając wszelkie dotychczasowe bolączki, strachy, przykrości. Jej rany zaczęły się zasklepiać, leczyć, dzięki unikatowej umiejętności jaką posiadał gwardzista. Pośpiech dyktowany przez aurora był słuszny. Czarodzieje nie mogli spocząć w miejscu, by wylizać swoje rany teraz, kiedy dziewczynka zaklęta w ciele iguany potrzebowała ich pomocy i wsparcia — a przecież to ona miała doprowadzić ich do celu. Tą samą próbę podjęła Justine wobec Marcelli. Z jej różdżki już po chwili pomknął iskrzący koziorożec, który wniknął w ciało policjantki. Ta poczuła ulgę, ból znikał, znikał też lęk i przykre wspomnienia. Kobiety jednak wciąż miały na sobie zimne, przemoczone i przemarznięte ubrania. Jeszcze nie wiedziały, że jeśli uda im się przeżyć dzisiejszą noc, za kilka dni padną pod ciężarem wysokiej gorączki i okropnej grypy, która nie pozwoli im wstać z łóżka. Anomalia wokół się wzmagała. Czuł to Brendan, czuła to Justine i czuli wszyscy inni, ale choć odnotowywali jej okresowe wzrosty, wahania, było coś co ją powstrzymywało przed wybuchem, eskalacją siły, mocy, magii, która w ułamku sekundy mogła zabić ich wszystkich. Cokolwiek to było nie mogło trwać wiecznie, a anomalia potrafiła być okrutna. Ignorowanie jej mogło świadczyć wyłącznie o głupocie, pośpiech był wskazany. Maxine, podobnie jak Lucan i Kieran pokryci byli ciepłą, gęstą krwią, która przez chwilę utrzymywała ich ciepło. Zdawało się, że cała trójka zaczęła parować — wokół było bowiem chłodno, wiatr wywoływał ciarki, kamienie były zimne, ale noc, zdawała się rozrzedzać. Chmury pojaśniały, a na horyzoncie pojawiła się krwista poświata. Czarownica zbliżyła się do Marcelli, licząc na jej pomoc. W tym samym czasie rzuciła zaklęcie, a anomalia wokół znów się wzmogła, wyraźnie, niebezpiecznie. Knot na świecy przed rzeźbą Herewarda się zapalił dużym, jasnym płomieniem. W tej samej chwili wszyscy usłyszeli trzask pękającego kamienia. Pękła rzeźba chłopca w okularach na wysokości jego ramienia, poza tym nie wydarzyło się zupełnie nic. Drzwi, które znajdowały się za rzeźbami nie drgnęły. Przyglądając im się Zakonnicy mogli ujrzeć płaskorzeźbę, która była na nich uwieczniona.
Marcella zajęła się stłuczeniami Maxine, wmasowując jej w plecy maść z wodnej gwiazdy. Niestety, maść nie przyniosła żadnej wyraźnej ulgi. Drobne zadrapania zniknęły z pleców, ale nic poza tym. Aby się dostać do biodra zakonniczki Figg musiała pozbawić ją części ubrania, odsłaniając przy tym bieliznę Desmond. Zarówno ona, jak i skóra była lekko zabarwiona czerwienią. Niestety i na stłuczonym biodrze nie było żadnych ran, które maść z wodnej gwiazdy mogłaby uleczyć. Iguana próbowała się wyrwać, uciec — cokolwiek było za drzwiami nie chciała tam iść, a jednocześnie nie spuszczała z nich wzroku. Desmond, która trzymała ją tylko jedną ręką, a drugą różdżkę, podczas gdy jej miotła leżała na ziemi nie była w stanie jej utrzymać. Iguana była zwinnym zwierzęciem, wyślizgnęła jej się z łatwością i szybkim, jak na jaszczurkę krokiem zaczęła krążyć wokół rzeźb, trzymając się jak najdalej od drzwi. Być może dlatego też zaklęcie Lucana, który dobrze znał transmutację, nie zadziałało. Dziewczynka wciąż pozostawała w jej ciele. Ria, dochodząc do siebie, wzmocniona działaniem Brendana była świadoma już co się dzieje. Chwyciwszy fiolkę mieszanki antydepresyjnej zażyła miksturę, od razu dochodząc do pełni sił. Napływająca do ust Kierana, skapująca z twarzy krew musiała zafałszować wypowiadaną przez niego inkantację, gdyż po rzuceniu zaklęcia nic się nie wydarzyło, a dojrzały auror nie poczuł żadnej zmiany.
| Na odpis macie czas do 08.07.06. godz. 22:00, ale jeśli odpiszecie prędzej, post pojawi się szybciej. Jeśli będziecie potrzebować więcej czasu na zastanowienie - piszcie na konto Ramseya. Jeśli będziecie potrzebować posta uzupełniającego - piszcie PW.
Marcella, maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 29) została odpisana z Twojego ekwipunku. Maść z wodnej gwiazdy leczy zranienia (rany cięte, szarpane).
Ria, mieszanka antydepresyjna (1 porcja, stat. 20) została odpisana z twojego ekwipunku.
Od tej pory rzucając każde zaklęcie, wszyscy rzucacie również kością dodatkową oznaczoną jako "Azkaban".
Wykorzystane moce Zakonu:
Justine 2/4
Brendan 1/4
Aktywne zaklęcia:
Veritas Claro (Brendan) 2/5
Marcella zajęła się stłuczeniami Maxine, wmasowując jej w plecy maść z wodnej gwiazdy. Niestety, maść nie przyniosła żadnej wyraźnej ulgi. Drobne zadrapania zniknęły z pleców, ale nic poza tym. Aby się dostać do biodra zakonniczki Figg musiała pozbawić ją części ubrania, odsłaniając przy tym bieliznę Desmond. Zarówno ona, jak i skóra była lekko zabarwiona czerwienią. Niestety i na stłuczonym biodrze nie było żadnych ran, które maść z wodnej gwiazdy mogłaby uleczyć. Iguana próbowała się wyrwać, uciec — cokolwiek było za drzwiami nie chciała tam iść, a jednocześnie nie spuszczała z nich wzroku. Desmond, która trzymała ją tylko jedną ręką, a drugą różdżkę, podczas gdy jej miotła leżała na ziemi nie była w stanie jej utrzymać. Iguana była zwinnym zwierzęciem, wyślizgnęła jej się z łatwością i szybkim, jak na jaszczurkę krokiem zaczęła krążyć wokół rzeźb, trzymając się jak najdalej od drzwi. Być może dlatego też zaklęcie Lucana, który dobrze znał transmutację, nie zadziałało. Dziewczynka wciąż pozostawała w jej ciele. Ria, dochodząc do siebie, wzmocniona działaniem Brendana była świadoma już co się dzieje. Chwyciwszy fiolkę mieszanki antydepresyjnej zażyła miksturę, od razu dochodząc do pełni sił. Napływająca do ust Kierana, skapująca z twarzy krew musiała zafałszować wypowiadaną przez niego inkantację, gdyż po rzuceniu zaklęcia nic się nie wydarzyło, a dojrzały auror nie poczuł żadnej zmiany.
| Na odpis macie czas do 08.07.06. godz. 22:00, ale jeśli odpiszecie prędzej, post pojawi się szybciej. Jeśli będziecie potrzebować więcej czasu na zastanowienie - piszcie na konto Ramseya. Jeśli będziecie potrzebować posta uzupełniającego - piszcie PW.
Marcella, maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 29) została odpisana z Twojego ekwipunku. Maść z wodnej gwiazdy leczy zranienia (rany cięte, szarpane).
Ria, mieszanka antydepresyjna (1 porcja, stat. 20) została odpisana z twojego ekwipunku.
Od tej pory rzucając każde zaklęcie, wszyscy rzucacie również kością dodatkową oznaczoną jako "Azkaban".
Wykorzystane moce Zakonu:
Justine 2/4
Brendan 1/4
Aktywne zaklęcia:
Veritas Claro (Brendan) 2/5
- Żywotność:
Justine: 225/240
-10 (odmrożenia)
-5 (psychiczne)
Brendan: 315/380 kara: -5
-15 (elektryczne)
-10 (psychiczne)
-10 (tłuczone)
-30 (szarpane)
Kieran: 184/244 kara: -10
-15 (elektryczne),
-20 (tłuczone)
-10 (cięte - utrata ucha)
-15 (psychiczne)
Lucan: 202/232
-30 (psychiczne)
Maxine: 146/215 kara: -15
-4(elektryczne)
-50 (tłuczone)
-15 (psychiczne)
Ria: 220/220
Marcella: 228/250 kara:-50
-22 (psychiczne)
- Ekwipunek:
Justine:
różdżka, czerwony kryształ, pazur gryfa zatopiony w bursztynie, czarna perła, broszka z alabastrowym jednorożcem
Eliksiry:
- Wieczny Płomień (1 porcje, stat. 20)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 10), (stat. 12, 1 porcja)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 13)
- Eliksir niezłomności (1 porcji, stat. 23, moc = 106)
- Złoty eliksir (1 porcje, stat. 29)
- Smocza Łza (1 porcje)
- Mieszanka antydepresyjna (1 porcje, stat. 20)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20)
- Czuwający Strażnik, (stat. 12, 1 porcje)
- Eliksir oczyszczający z toksyn (stat. 12, 1 porcje)
Brendan:
propeller żądlibąkowy, meteoryt, szczurza czaszka
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 26)
- Eliksir ochrony (1 porcje, stat. 21)
- Antidotum podstawowe (10 porcji, stat. 23)
- Eliksir natychmiastowej jasności (4 porcje, stat. 23)
- Eliksir grozy (5 porcji, stat. 23)
- Eliksir znieczulający (4 porcje, stat. 23)
- Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (4 porcje, stat. 23)
- Maść żywokostowa (1 porcja, stat. 0)
Kieran:
różdżka, tabliczka czekolady, torba wypełniona eliksirami:
- antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 5),
- eliksir wiggenowy (1 porcja, stat. 15),
- wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 29),
- smocza łza (1 porcja, stat. 29, moc +5),
- eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 0),
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 23, moc = 106),
- Eliksir ochrony (1 porcja, stat. 23, moc = 117),
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 29),
- Wieczny płomień (1 porcja, stat. 35, moc +15)
- Wywar wzmacniający (1 porcja, stat. 20),
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20),
- Mieszanka antydepresyjna (1 porcja, stat. 20),
Lucan:
różdżka, czekolada;
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 28, 125 oczek)
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 20, moc +10)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20, moc +5)
- Eliksir przeciwbólowy (1 porcja, stat. 20)
- Eliksir byka (1 porcja, stat. 30)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 30, moc +5)
- Eliksir kociego kroku (1 porcja, stat. 30, moc +15)
- Pies gończy ( porcja, stat. 7)
Maxine:
różdżka, propeller żądlibąkowy, kamień runiczny, miotła bardzo dobrej jakości, bransoleta z włosów syreny, 4 tabliczki czekolady, nóż, mugolskie zapałki
- Eliksir niezłomności, 1 porcja (stat. 22)
- Czuwający strażnik, 1 porcja (stat. 22)
- Antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 20, 115 oczek)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20)
- Eliksir kociego kroku (1 porcje, stat. 20, 117 oczek)
- Eliksir niezłomności (2 porcje, stat. 23, moc = 106)
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 23, moc = 104)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 23)
- Eliksir oczyszczający z toksyn (1 porcja, stat. 29)
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 29)
- Felix felicis (1 porcja, stat. 26, data warzenia - 10.09)
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 28)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 28)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 26, 107 oczek)
Ria:
miotła, różdżka, szczurza czaszka.
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 28, 123 oczka)
-Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 28)
-Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 28, 125 oczek)
-Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 28)
-Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 26, 107 oczek)
-Antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 28)
Marcella:
różdżka, miotła (przewieszona przez plecy na rzemieniu), lusterko dwukierunkowe (drugie posiada Samuel Skamander)
- eliksir przeciwbólowy (6 porcji, stat. 10)
- wywar ze szczuroszczeta (3 porcje, stat. 10)
- maść z wodnej gwiazdy (2 porcje, stat. 10)
- Felix felicis (1 porcja, stat. 26, data warzenia - 10.09)
- Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcja, stat. 28, 124 oczka)
Ruiny
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda