Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda
Wybrzeże
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Wybrzeże
Nad nadmorskim brzegiem zachwyca nade wszystko krajobraz, słońce, gdy zachodzi, mieni się w czarnej morskiej wodzie feerią barw pomimo porywistego wiatru. Wody wokół jednak nie są bezpieczne, oprócz bogatych ławic śledzi i makreli, zamieszkują je też płaszczki, zdarzają się niekiedy zagubione kałamarnice i samotne skorpeny. Nad wodą można czasem zaobserwować wynurzające się ogony morskich węży. Biała magia uformowana w błędne ogniki, które topią się w wodzie nadaje temu miejscu wyjątkowej atmosfery. Wybrzeże jest nierówne, piaski gdzieniegdzie formują się w wydmy, pomiędzy którymi częściowo ukryta jest przysypana piachem wąska szczelina. Wypełniona jest wilgotnym, mokrym piachem, ale w ciepłe dni piach się usypuje głębiej, a każdy śmiałek, który w nią wejdzie może utknąć.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 26.09.22 18:42, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Jessa Diggory' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 60
'k100' : 60
Zacisną usta w wąską kreskę w chwili w której przywołane wspomnienie nie przełożyło się na kształt patronusa. Świetliste, zwierzęce smugi popłynęły jednak z innych różdżek utrzymując, jednak ich nie rozganiając. Ponura aura przytłaczała wywołując mimowolni dreszcz niepokoju. Podążał jednak z chłopcem za kuzynem. Gdy prócz wycia do uszu doszedł dźwięk mielonego przez łapy śniegu przechylił spojrzenie za krawędź ramienia. Dostrzegł hordę wilczych bestii. Systematycznie skracały oddzielający ich od nich dystans. Prawdziwe, czy nie - Anthony nie zamierzał ryzykować.
- Bombarda Maxima - spróbował kierując urok za plecy, w stronę wilczych bestii tak by zasięg nie objął zakonników działaniem, a dosięgną oraz utrudnił stworzeniom pościg. Dopiero wyłaniały się z ciemności, były dostatecznie daleko - być może była to ostatnia szansa na próbę wykorzystania obszarowego zaklęcia. Zaraz po tym Skamander poprawił w ramieniu ciążącego mu chłopca kontynuując ucieczkę, wracając do szyku i zdając sobie sprawę, że...coś jest nie tak.
- Nie wydaje - słabnie, znika - upewnił Jesse oraz zaalarmował innych podniesionym głosem z zaskoczeniem i niepokojem czując namacalnie, że chłopiec mu dosłownie znika z objęć - Piers...? Zostań ze mną. Piers, Piers...?! - mówił do niego czując te wahanie w ciężarze z którym podążał w stronę duktu - jedynej malującej się przed nimi ścieżki do której zmierzała również reszta. Nie wiedział czy to anomalia, czy też chłopiec w zasadzie nią będący z przestrachu starał się zniknąć stąd, od nich. Starał się zrozumieć co się dzieje i czuł, że musi zrobić to szybko.
- Bombarda Maxima - spróbował kierując urok za plecy, w stronę wilczych bestii tak by zasięg nie objął zakonników działaniem, a dosięgną oraz utrudnił stworzeniom pościg. Dopiero wyłaniały się z ciemności, były dostatecznie daleko - być może była to ostatnia szansa na próbę wykorzystania obszarowego zaklęcia. Zaraz po tym Skamander poprawił w ramieniu ciążącego mu chłopca kontynuując ucieczkę, wracając do szyku i zdając sobie sprawę, że...coś jest nie tak.
- Nie wydaje - słabnie, znika - upewnił Jesse oraz zaalarmował innych podniesionym głosem z zaskoczeniem i niepokojem czując namacalnie, że chłopiec mu dosłownie znika z objęć - Piers...? Zostań ze mną. Piers, Piers...?! - mówił do niego czując te wahanie w ciężarze z którym podążał w stronę duktu - jedynej malującej się przed nimi ścieżki do której zmierzała również reszta. Nie wiedział czy to anomalia, czy też chłopiec w zasadzie nią będący z przestrachu starał się zniknąć stąd, od nich. Starał się zrozumieć co się dzieje i czuł, że musi zrobić to szybko.
Find your wings
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 84
'k100' : 84
Łopot zaginającego ciemność, materiału, był bardziej złowieszczy, nawet jeśli nie widziało się źródła. Chmara dementorów niby szarańcza wirowała nad ich głowami, wokół nich, jakby chcieli zamknąć ich w pułapce. Ten sam mrok ziejący z ukrytych pod kapturami oblicz, wlewał się w serca. Jego własne i towarzyszy. Widział to. Wiedział. I tylko jasne światło otaczających ich patronusów oddzielał od czającego się niebezpieczeństwa - jednego z wielu. Ciepło różdżki, którą zaciskał w dłoni pomagało w skupieniu i chwytaniu wrażeń, które odsłaniały nie tylko dyszący im na karku wilczy pościg, ale coś więcej. Istota - dziki kot?, bestia, której ślepia jarzyły się w ciemności niby złowrogie ognie. Co to stworzenie mogło robić w niby-Zakazanym Lesie?
Chociaż wzrok mówił gdzie byli, umysł pamiętał, gdzie powinni się znajdować. Azkaban. Dostrzeżony w mgnieniu światła - korytarz, którym wędrowali. Do przodu, a utworzony szpaler drzewa wydawał się być odwzorowaniem zapamiętanego obrazu. A jednak - Skamander nie umiał bez wahania zgodzić się, gdzie właściwie się znajdowali.
Moc anomalii była olbrzymia, wielokrotnie większa niż to, co do tej pory spotkali, większa - zapewne - niż wizja mugolskiego bunkra, której pamiątkę w postaci czarnej blizny nosił na dłoni. Czy znajdzie cokolwiek, co pomoże mu w misji, czy doświadczenie wtedy zdobyte, halucynacja, będzie niosła ze sobą jakąkolwiek odpowiedź? Nie zastanawiał się długo, ledwie kilka sekund poświęcając myśli. Wilcze wycie, głos Jessy i głos kuzyna wstrzymały jego kroki. Atakujące szpony gałęzi musiał na chwilę zignorować. Odwrócił się do dwójki, wciąż jednak nie odwracając się całkowicie od ścieżki- Piers - nachylił się do chłopca, którego drobne dłonie oplatały szyję Anthonego - Chciałabym, żebyś coś dla mnie zrobił. Widziałeś nasze patronusy, prawda? - To, co mówili, było paskudnie niepokojące. Bathilda ostrzegała, że anomalia będzie chciała atakować dzieci. Nie wiedzieli tylko w jaki sposób. Cokolwiek to było - plugawa magia próbowała wpłynąć na chłopca, pochłonąć? przeniknąć - chciałbym, żebyś przyjął jednego. On będzie cię chronił - o tu - wskazał na swoją pierś. Jeśli plugawa moc anomalii wdzierała się w dziecięce serce, musiał spróbować przegnać ją jej przeciwieństwem. Biała magia, najczystsza w postaci patronusa. Nie był pewien, jak zadziała na chłopca, ale musiał zaryzykować, by bezpiecznie doprowadzić do źródła anomalii - Expecto Patronum - wysunął różdżkę przed siebie, celując w chłopca. Raz jeszcze wrócił wspomnieniem do wizji i snu Profesora, do pióra, do płynącej melodii, którą śpiewał feniks, a którą teraz, niemo chciał przekazać chłopcu. Otoczyć białą mocą od środka, napełnić światłem. Uzdrowić. Anomalia nie miała prawa po niego sięgnąć.
- Mamy jeszcze jedno towarzystwo - Dziki kot, który ich śledził. jakby było mało pościgu - Musimy przyspieszyć, ale nie rozdzielać się. Ruszamy! - Nic, co zakradało się w ciemnościach, nie mogło być tu przyjacielem. Kolejna forma wroga. A te, coraz liczniej wypełzały z zakamarków, próbując ich zatrzymać i pożreć.
Nie dziś.
Używam mocy patronusa
Chociaż wzrok mówił gdzie byli, umysł pamiętał, gdzie powinni się znajdować. Azkaban. Dostrzeżony w mgnieniu światła - korytarz, którym wędrowali. Do przodu, a utworzony szpaler drzewa wydawał się być odwzorowaniem zapamiętanego obrazu. A jednak - Skamander nie umiał bez wahania zgodzić się, gdzie właściwie się znajdowali.
Moc anomalii była olbrzymia, wielokrotnie większa niż to, co do tej pory spotkali, większa - zapewne - niż wizja mugolskiego bunkra, której pamiątkę w postaci czarnej blizny nosił na dłoni. Czy znajdzie cokolwiek, co pomoże mu w misji, czy doświadczenie wtedy zdobyte, halucynacja, będzie niosła ze sobą jakąkolwiek odpowiedź? Nie zastanawiał się długo, ledwie kilka sekund poświęcając myśli. Wilcze wycie, głos Jessy i głos kuzyna wstrzymały jego kroki. Atakujące szpony gałęzi musiał na chwilę zignorować. Odwrócił się do dwójki, wciąż jednak nie odwracając się całkowicie od ścieżki- Piers - nachylił się do chłopca, którego drobne dłonie oplatały szyję Anthonego - Chciałabym, żebyś coś dla mnie zrobił. Widziałeś nasze patronusy, prawda? - To, co mówili, było paskudnie niepokojące. Bathilda ostrzegała, że anomalia będzie chciała atakować dzieci. Nie wiedzieli tylko w jaki sposób. Cokolwiek to było - plugawa magia próbowała wpłynąć na chłopca, pochłonąć? przeniknąć - chciałbym, żebyś przyjął jednego. On będzie cię chronił - o tu - wskazał na swoją pierś. Jeśli plugawa moc anomalii wdzierała się w dziecięce serce, musiał spróbować przegnać ją jej przeciwieństwem. Biała magia, najczystsza w postaci patronusa. Nie był pewien, jak zadziała na chłopca, ale musiał zaryzykować, by bezpiecznie doprowadzić do źródła anomalii - Expecto Patronum - wysunął różdżkę przed siebie, celując w chłopca. Raz jeszcze wrócił wspomnieniem do wizji i snu Profesora, do pióra, do płynącej melodii, którą śpiewał feniks, a którą teraz, niemo chciał przekazać chłopcu. Otoczyć białą mocą od środka, napełnić światłem. Uzdrowić. Anomalia nie miała prawa po niego sięgnąć.
- Mamy jeszcze jedno towarzystwo - Dziki kot, który ich śledził. jakby było mało pościgu - Musimy przyspieszyć, ale nie rozdzielać się. Ruszamy! - Nic, co zakradało się w ciemnościach, nie mogło być tu przyjacielem. Kolejna forma wroga. A te, coraz liczniej wypełzały z zakamarków, próbując ich zatrzymać i pożreć.
Nie dziś.
Używam mocy patronusa
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 82
'k100' : 82
Niestety nie udało jej się wzmocnić towarzyszy. Być może to magia tego miejsca osłabiała i wypaczała czary, przez co to, co rzucali nie przynosiło oczekiwanych efektów. Anomalia od długiego czasu oddziaływała na Azkaban, i to zapewne za jej sprawą widzieli to, co widzieli, a wszystko to zdawało się jednocześnie prawdziwe i nieprawdziwe. Bo przecież nie mogli być w Zakazanym Lesie, a jednak zamiast ciemnego korytarza widziała właśnie zaśnieżony las. Tylko zapach pozostał ten sam. Towarzysze wyczarowali jednak patronusy, które utrzymały dementorów na dystans, nie pozwalając im się zbliżyć, ale i tak czuła nieprzyjemny chłód przenikający ją na wskroś, a także przygnębienie i ponury nastrój; te istoty wysysały z nich szczęśliwe myśli, ale musieli być silni i brnąć przed siebie. Mieli jasno określony cel – dotrzeć do źródła anomalii, doprowadzając tam Piersa w możliwie jak najlepszym stanie. Ale miała wrażenie że chłopiec znosił to wszystko najgorzej, był w końcu dzieckiem i to po przejściach. Nie rozumiała mocy która na niego oddziaływała, ale dostrzegła że Samuel próbował temu zaradzić białą magią.
Szli do przodu, słysząc wilcze wycie, a Sophia próbowała wypatrywać potencjalnego zagrożenia. Czy to były zwykłe zwierzęta, czy może wilkołaki lub inne monstra wypaczone anomalią? Musiało być ich bardzo wiele. Kątem oka dostrzegła też w zaroślach wielkiego, czarnego kota, który wyglądał w tej scenerii nienaturalnie. Nie pasował tutaj. Czym więc był? I czy czaił się, by ich zaatakować? Jego intencje nadal pozostawały niejasne, choć Sophia pozostawała nieufna wobec wszystkich elementów które ich otaczały.
- Już drugi raz widzę tego kota – odezwała się, nie przestając iść za resztą. Miała wrażenie że Samuel też go widział. W dłoni trzymała różdżkę i rozglądała się czujnie, zastanawiając się czym było to, co widzieli. Omamami czy magią anomalii? Po chwili znowu zaczęło się dziać coś dziwnego. Śnieg zaczął się roztapiać, a drzewa zielenić, co jednak wyglądało dość groteskowo biorąc pod uwagę, gdzie się znajdowali. Drzewa zdawały się zapraszać ich, by ruszyli wytworzoną przez nie drogę, ale Sophia zachowywała ostrożność i podejrzliwość.
- To wygląda podejrzanie i zwodniczo – orzekła, mając dziwne wrażenie, że te zachęcające widoki mogą prowadzić ich prosto w pułapkę.
Gałęzie starszych drzew zaczęły się poruszać i wydłużać, pełzły po ścieżce, aż w końcu wystrzeliły ku nim. Sophia instynktownie uniosła różdżkę.
- Protego! – rzuciła, zamierzając osłonić się przed atakiem. Trzymała się reszty, musieli zwiększać swój dystans od tego, co nadchodziło i posuwać się do przodu.
Szli do przodu, słysząc wilcze wycie, a Sophia próbowała wypatrywać potencjalnego zagrożenia. Czy to były zwykłe zwierzęta, czy może wilkołaki lub inne monstra wypaczone anomalią? Musiało być ich bardzo wiele. Kątem oka dostrzegła też w zaroślach wielkiego, czarnego kota, który wyglądał w tej scenerii nienaturalnie. Nie pasował tutaj. Czym więc był? I czy czaił się, by ich zaatakować? Jego intencje nadal pozostawały niejasne, choć Sophia pozostawała nieufna wobec wszystkich elementów które ich otaczały.
- Już drugi raz widzę tego kota – odezwała się, nie przestając iść za resztą. Miała wrażenie że Samuel też go widział. W dłoni trzymała różdżkę i rozglądała się czujnie, zastanawiając się czym było to, co widzieli. Omamami czy magią anomalii? Po chwili znowu zaczęło się dziać coś dziwnego. Śnieg zaczął się roztapiać, a drzewa zielenić, co jednak wyglądało dość groteskowo biorąc pod uwagę, gdzie się znajdowali. Drzewa zdawały się zapraszać ich, by ruszyli wytworzoną przez nie drogę, ale Sophia zachowywała ostrożność i podejrzliwość.
- To wygląda podejrzanie i zwodniczo – orzekła, mając dziwne wrażenie, że te zachęcające widoki mogą prowadzić ich prosto w pułapkę.
Gałęzie starszych drzew zaczęły się poruszać i wydłużać, pełzły po ścieżce, aż w końcu wystrzeliły ku nim. Sophia instynktownie uniosła różdżkę.
- Protego! – rzuciła, zamierzając osłonić się przed atakiem. Trzymała się reszty, musieli zwiększać swój dystans od tego, co nadchodziło i posuwać się do przodu.
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
The member 'Sophia Carter' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 3
'k100' : 3
Świetnie. Nic nie idzie dobrze, po naszej myśli. Tyle dobrego, że udaje mi się wyczarować swojego patronusa, o co bym siebie nawet nie podejrzewał. Niestety mam mało prawdziwie znaczących wspomnień, które mogłyby mi pomóc w odnalezieniu szczęścia. Na szczęście tęsknota zmieszana z radością wzniesioną na kartach historii wystarczy, żeby entuzjastyczny pies okrążył nas dookoła, zajmując się tym samym częścią dementorów. Oddycham niejako z ulgą, ale tylko na chwilę. Cała ta sytuacja jest nietypowa, co więcej mocno niepokojąca. Wciąż czyhają na nas wygłodniałe wilki, do tego jeszcze obserwacje Sama i Sophii nie dodają ani trochę pocieszenia do całego wydarzenia. Mrugam intensywnie słysząc inkantację drugiego Skamandera, po czym koncentruję wzrok na lesie. Sylwetkach drzew, na ich ciemnych mackach. Jestem skonfundowany, zwłaszcza, że jeszcze okazuje się, że maluch znika, cokolwiek to oznacza.
- To chyba ta anomalia, Azkaban zdaje się być nią przesiąknięty - rzucam oczywistą oczywistością. - Może powinniśmy ją zwalczyć tak jak zwalczaliśmy inne anomalie? - dodaję w ramach pomysłu, ale nie wiem czy nie jest zbyt głupi. Ostatecznie co kilka głów to nie jedna, więc najwyżej okaże się, że to naprawdę beznadziejna idea. Zresztą, nie mam czasu, żeby dłużej nad tym pomyśleć, bo oto złowieszcze cienie postanowiły zaatakować. - Protego - mówię dość szybko, ale staram się być pewien siebie. To trudne, zważywszy na to, że nie mam pojęcia czy tarcza wystarczy do odparowania ataku czegoś, co nie wiem nawet czym dokładnie jest. Nie z całą pewnością. Więc macham różdżką mając nadzieję, że w istocie to pomoże.
- To chyba ta anomalia, Azkaban zdaje się być nią przesiąknięty - rzucam oczywistą oczywistością. - Może powinniśmy ją zwalczyć tak jak zwalczaliśmy inne anomalie? - dodaję w ramach pomysłu, ale nie wiem czy nie jest zbyt głupi. Ostatecznie co kilka głów to nie jedna, więc najwyżej okaże się, że to naprawdę beznadziejna idea. Zresztą, nie mam czasu, żeby dłużej nad tym pomyśleć, bo oto złowieszcze cienie postanowiły zaatakować. - Protego - mówię dość szybko, ale staram się być pewien siebie. To trudne, zważywszy na to, że nie mam pojęcia czy tarcza wystarczy do odparowania ataku czegoś, co nie wiem nawet czym dokładnie jest. Nie z całą pewnością. Więc macham różdżką mając nadzieję, że w istocie to pomoże.
I don't know
how to deal with serious emotions
without turning them
into a fucking joke
how to deal with serious emotions
without turning them
into a fucking joke
Randall Lupin
Zawód : były policjant, kurs aurorski zawieszony
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Don't get attached.
Don't get attached.
Don't get attached.
Don't get attached.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
The member 'Randall Lupin' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 21
'k100' : 21
Wywołana przez Jessę tarcza błysnęła jasnym światłem - wycelowana w jej kierunku gałąź uderzyła o nią i skruszyła się z donośnym trzaskiem. Mniej szczęścia mieli Sophia i Randall, pomimo bardzo dobrze opanowanej sztuki obronnej oboje aurorzy nie zdołali ustrzec się przed atakiem - sękate ręce uderzyły, Sophię w prawy bok, Randalla w lewe ramię, przecinając wpierw ubranie, potem skórę, przez którą leniwie zaczęła wypływać krew. Sophia nie zdążyła już zareagować, gdy poczuła wokół kostki uścisk - nie mogła biegnąć dalej, gałąź ją pochwyciła. Randal poczuł wzdłuż ramienia przeszywający ból, upiorna gałąź oplotła się wokół jego ręki, nie pozwalając dalej odejść.
Bombarda maxima ciśnięta przez Anthony'ego uderzyła w leśne połacie za waszymi plecami; eksplozja poniosła się donośnym echem, głośniejszym od błyskawic, które błyskały na niebie nad wami. Siła wybuchu wznieciła wiatr, który szarpnął waszymi szatami, ale nie uczynił wam krzywdy - rozbryzgi rozmokniętej ziemi oraz żałosne wilcze skamlenie podpowiadało, że urok okazał się nie tylko celny, ale i skuteczny. Jeśli którekolwiek z was obejrzało się na wilki, dostrzegło, kilka rozczłonkowanych zwierzęcych ciał odrzuconych w waszą stronę, resztę skrywała ciemność. Wciąż jednak słychać było bieg wilków, teraz znacznie cichszy - dobiegający z dalsza. Zyskaliście sporo czasu, pościg za wami został opóźniony, ale nie powstrzymany, wilków musiało być całe mnóstwo i wszystkie najwyraźniej podążały za wami.
Piers początkowo nie odwrócił głowy w kierunku Samuela, jego uścisk wokół szyi Anthony'ego zelżał, podbródek opadł na głowę aurora, dopiero po chwili powieki z trudem uniosły się w górę, a źrenice odwróciły się w bok ku aurorowi, który zabrał głos. Zdawał się go słyszeć, być może rozumieć, ale z pewnością nie miał sił odpowiedzieć. Jego ciało wciąż zanikało, tak Samuel, jak Jessa, mogli jednak dostrzec, że wbrew słowom Anthony'emu chłopiec nie znikał. Znikało jego ciało - pozostawiając po sobie niematerialną poświatę zupełnie jak u ducha, którym przecież nie był.
Świetlisty koziorożec Sama zawrócił znad waszych głów, dwa psy pomknęły w jego miejsce, oddzielając was od wciąż krążących nad waszymi głowami dementorów. Osłabiona bariera chroniąca przed strasznymi istotami mogła paść lada moment, pozbawiona trzeciego stworzenia wydawała się słaba. Choć oba stworzenia zajadle i szybko krążyły między wami a gromadą dementorów, to było ich za mało, by utrzymały swoją pozycję na dłużej. Potrzebowały trzeciego.
Patronus Skamandera osunął łeb w dół i, wysuwając rogi, z impetem wpędził w pierś chłopca, przemykając przez głowę Anthony'ego - Piers otworzył szerzej oczy, haustem nabierając w płuca powietrze - cokolwiek go osłabiło, biała magia patronusa była w stanie utrzymać go przy życiu. Nabrał zdrowszych barw, wydał się przytomniejszy. Dziwne zjawisko jednak nie ustępowało - niematerialna poświata ponownie pojawiła się na jego ramionach, kiedy zacisnął je wyraźnie mocniej wokół szyi Zakonnka, na grzbiecie którego wędrował. Anthony najpierw poczuł jego silny uścisk - zaraz potem ponowny brak ciężaru, który trwał zaledwie chwilę.
Silne, sękate gałęzie otaczających was drzew, uformowane w upiorne szpony, pomknęły tym razem w kierunku Artura, Samuela, Gabriela i Randalla. Jedna z gałęzi świsnęła także ku Anthony'emu - w ułamku sekundy trudno było stwierdzić, czy zamierzała uderzyć w niego, czy w chłopca, którego niósł na ramionach.
Randall i Samuel otrzymali prywatną wiadomość.
Mistrz gry z przyczyn technicznych nie jest w stanie ogarnąć dla was aktualnie mapki, ale jesteście w stanie oszacować, że żywe wilki nie znajdują się w odległości, która pomimo ewentualnego postoju pozwoliłaby im do was podbiec w przeciągu trzech najbliższych tur. Nie wiecie, jak daleko dokładnie się znajdują.
Gabriel i Artur: Veritas claro 3/5
Jessa: 221/236 (15 - poparzenia)
Anthony: 234/249 (15 - poparzenia)
Sophia: 229/244 (15 - poparzenia)
Randall: 217/232 (10 - tłuczone, 5 - cięte)
Sophia: 229/244 (10 - tłuczone, 5 - cięte)
Samuel wykorzystana moc Zakonu 1/5
Bombarda maxima ciśnięta przez Anthony'ego uderzyła w leśne połacie za waszymi plecami; eksplozja poniosła się donośnym echem, głośniejszym od błyskawic, które błyskały na niebie nad wami. Siła wybuchu wznieciła wiatr, który szarpnął waszymi szatami, ale nie uczynił wam krzywdy - rozbryzgi rozmokniętej ziemi oraz żałosne wilcze skamlenie podpowiadało, że urok okazał się nie tylko celny, ale i skuteczny. Jeśli którekolwiek z was obejrzało się na wilki, dostrzegło, kilka rozczłonkowanych zwierzęcych ciał odrzuconych w waszą stronę, resztę skrywała ciemność. Wciąż jednak słychać było bieg wilków, teraz znacznie cichszy - dobiegający z dalsza. Zyskaliście sporo czasu, pościg za wami został opóźniony, ale nie powstrzymany, wilków musiało być całe mnóstwo i wszystkie najwyraźniej podążały za wami.
Piers początkowo nie odwrócił głowy w kierunku Samuela, jego uścisk wokół szyi Anthony'ego zelżał, podbródek opadł na głowę aurora, dopiero po chwili powieki z trudem uniosły się w górę, a źrenice odwróciły się w bok ku aurorowi, który zabrał głos. Zdawał się go słyszeć, być może rozumieć, ale z pewnością nie miał sił odpowiedzieć. Jego ciało wciąż zanikało, tak Samuel, jak Jessa, mogli jednak dostrzec, że wbrew słowom Anthony'emu chłopiec nie znikał. Znikało jego ciało - pozostawiając po sobie niematerialną poświatę zupełnie jak u ducha, którym przecież nie był.
Świetlisty koziorożec Sama zawrócił znad waszych głów, dwa psy pomknęły w jego miejsce, oddzielając was od wciąż krążących nad waszymi głowami dementorów. Osłabiona bariera chroniąca przed strasznymi istotami mogła paść lada moment, pozbawiona trzeciego stworzenia wydawała się słaba. Choć oba stworzenia zajadle i szybko krążyły między wami a gromadą dementorów, to było ich za mało, by utrzymały swoją pozycję na dłużej. Potrzebowały trzeciego.
Patronus Skamandera osunął łeb w dół i, wysuwając rogi, z impetem wpędził w pierś chłopca, przemykając przez głowę Anthony'ego - Piers otworzył szerzej oczy, haustem nabierając w płuca powietrze - cokolwiek go osłabiło, biała magia patronusa była w stanie utrzymać go przy życiu. Nabrał zdrowszych barw, wydał się przytomniejszy. Dziwne zjawisko jednak nie ustępowało - niematerialna poświata ponownie pojawiła się na jego ramionach, kiedy zacisnął je wyraźnie mocniej wokół szyi Zakonnka, na grzbiecie którego wędrował. Anthony najpierw poczuł jego silny uścisk - zaraz potem ponowny brak ciężaru, który trwał zaledwie chwilę.
Silne, sękate gałęzie otaczających was drzew, uformowane w upiorne szpony, pomknęły tym razem w kierunku Artura, Samuela, Gabriela i Randalla. Jedna z gałęzi świsnęła także ku Anthony'emu - w ułamku sekundy trudno było stwierdzić, czy zamierzała uderzyć w niego, czy w chłopca, którego niósł na ramionach.
Randall i Samuel otrzymali prywatną wiadomość.
Mistrz gry z przyczyn technicznych nie jest w stanie ogarnąć dla was aktualnie mapki, ale jesteście w stanie oszacować, że żywe wilki nie znajdują się w odległości, która pomimo ewentualnego postoju pozwoliłaby im do was podbiec w przeciągu trzech najbliższych tur. Nie wiecie, jak daleko dokładnie się znajdują.
Gabriel i Artur: Veritas claro 3/5
Jessa: 221/236 (15 - poparzenia)
Anthony: 234/249 (15 - poparzenia)
Sophia: 229/244 (15 - poparzenia)
Randall: 217/232 (10 - tłuczone, 5 - cięte)
Sophia: 229/244 (10 - tłuczone, 5 - cięte)
Samuel wykorzystana moc Zakonu 1/5
- To nie wilki, to potwory - stwierdził ze zdziwieniem i pewnego rodzaju obrzydzeniem. Nie dało się tego opisać. A może nie chciał nawet próbować wchodzić w szczegóły. Huk, który rozległ się za jego plecami sprawił, że obrócił się w tamtą stronę. Kawałki cielsk wilkopodobnych monstrów rozprysły się w około. Nawet poćwiartowane wyglądały potwornie. Na szczęście bombarda sprawiła, że chociaż na chwilę udało się powstrzymać pościg. Przez chwilę intensywnie myślał nad tym, jak powstrzymać te...potwory? Niestety, nie miał czasu zastanowić się nad pościgiem, ponieważ pojawiło się dużo bliższe zagrożenie. Drapieżne szpony drzew rzuciły się w jego stronę. - Protego - wyciągnął różdżkę w stronę zagrożenia.
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Gabriel Tonks' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 18
'k100' : 18
Urok zadziałał. Z mocą i hukiem spowolnił pościg karykaturalnych, wilczych bestii. Było ich jednak tak wiele, że nie możliwym było by to je powstrzymało. Z oddali dało się już posłyszeć szczęk skrzypiącego śniegu kolejnej sfory, czy raczej dalej części zmierzającego tu potoku bestii, kolejnej fali. Czas był ograniczony. Poprawił w objęciu ciało chłopca, które zaczęło wiotczeć, zanikać. Nie wiedział co się dzieje. Zaskoczony, zaniepokojony sytuacją zaalarmował pozostałych. W dalszym ciągu podążał ścieżką, trzymając szyk, podążając za Samuelem podtrzymując wolną ręką chłopca. Ściągnął brwi słysząc o jakimś kocie jawiącym się w całym tym zamieszaniu
- Jakiego kota? - wyraził więc swoje skonfundowanie, a potem świadkiem był mocy patronusa kuzyna, którego poświata naniosła leczniczej mocy do dziecięcego ciałka, lecz nie powstrzymała procesu uduchawiania. Jeżeli miało to związek z anomalią to dlatego, że byli bliżej niej czy jednak dalej...?
- To nie działa - a przynajmniej nie do końca tak jak powinno, nie tak jak oczekiwali - dziecięce ciałko wciąż zanikało - Myślisz, że to dlatego, że jesteśmy bliżej...? - wypowiedział na głos myśli w stronę Samuela, a zaraz potem machną różdżką:
- Protego - wywołał natychmiastowo, kiedy to zaczęła zmierzać w jego i chłopca stronę niepokorna gałąź. Chciał by oparła się o moc tarczy.
- Jakiego kota? - wyraził więc swoje skonfundowanie, a potem świadkiem był mocy patronusa kuzyna, którego poświata naniosła leczniczej mocy do dziecięcego ciałka, lecz nie powstrzymała procesu uduchawiania. Jeżeli miało to związek z anomalią to dlatego, że byli bliżej niej czy jednak dalej...?
- To nie działa - a przynajmniej nie do końca tak jak powinno, nie tak jak oczekiwali - dziecięce ciałko wciąż zanikało - Myślisz, że to dlatego, że jesteśmy bliżej...? - wypowiedział na głos myśli w stronę Samuela, a zaraz potem machną różdżką:
- Protego - wywołał natychmiastowo, kiedy to zaczęła zmierzać w jego i chłopca stronę niepokorna gałąź. Chciał by oparła się o moc tarczy.
Find your wings
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 19
'k100' : 19
Tarcza bez problemu obroniła ją przed atakującą gałęzią. Podążając dalej, trzymała się tuż za Anthonym i Piersem, miała więc pierwszorzędny widok na posłaną przez Skamandera Bombardę; nacierający na nich pościg został opóźniony i zyskali na czasie, by móc skupić się na problemach z dzieckiem. Gdy Samuel przywołał swojego Patronusa, obserwowała uważnie metodę, dzięki której zdawał się leczyć Piersa – buzia chłopca wydała się nagle przytomniejsza, lecz jego ciało wciąż zanikało. Teza Randalla o naprawie anomalii wydała się Diggory dość prawdopodobna, lecz w obliczu aktualnych wydarzeń na ten moment niewykonalna. Na domiar złego dwa świetliste psy nie wystarczały, by utrzymać w ryzach dementorów, potrzebowali trzeciego patronusa, ale każdy z członków drużyny musiał zmierzyć się z własnym problemem. Nic nie było takim, jakim być powinno, ale spodziewali się tego, pojawiając się w Azkabanie i porywając na walkę z najsilniejszą anomalią. Rudowłosa, nastawiona zadaniowo, skupiła swoją uwagę na Piersie, którego musieli przecież dostarczyć do konkretnego miejsca; stojąc tuż za Anthonym, trzymającym chłopca na plecach, dostrzegła atakującą ich gałąź, spróbowała więc po raz kolejny wyczarować tarczę, która ich osłoni.
- Protego Maxima!
| staję na domyślnej kratce obok Anthony'ego.
- Protego Maxima!
| staję na domyślnej kratce obok Anthony'ego.
when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water
Wybrzeże
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda