Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda
Wybrzeże
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Wybrzeże
Nad nadmorskim brzegiem zachwyca nade wszystko krajobraz, słońce, gdy zachodzi, mieni się w czarnej morskiej wodzie feerią barw pomimo porywistego wiatru. Wody wokół jednak nie są bezpieczne, oprócz bogatych ławic śledzi i makreli, zamieszkują je też płaszczki, zdarzają się niekiedy zagubione kałamarnice i samotne skorpeny. Nad wodą można czasem zaobserwować wynurzające się ogony morskich węży. Biała magia uformowana w błędne ogniki, które topią się w wodzie nadaje temu miejscu wyjątkowej atmosfery. Wybrzeże jest nierówne, piaski gdzieniegdzie formują się w wydmy, pomiędzy którymi częściowo ukryta jest przysypana piachem wąska szczelina. Wypełniona jest wilgotnym, mokrym piachem, ale w ciepłe dni piach się usypuje głębiej, a każdy śmiałek, który w nią wejdzie może utknąć.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 26.09.22 18:42, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Jessa Diggory' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 20
'k100' : 20
Za słaby refleks, za małe umiejętności, nie wiem. Nie wiem co spowodowało, że tarcza nie wyrosła przede mną, ale uderzenie ciemnego szponu zabolało bardzo realnie. Zaciskam zły zęby, gdy czuję uderzenie w lewe ramię. Jak nic krwawiące. Spomiędzy zębów wydobywa się cichy syk, ale to nie jest koniec moich problemów. Pytanie rzucone w przestrzeń pozostaje bez odpowiedzi, dlatego zaczynam intensywnie myśleć nad rozwiązaniem w tej patowej sytuacji. Niestety, gałąź oplata moją rękę, przez co jestem unieruchomiony. Jakby tego było mało, kolejna leci w moim kierunku. To kompletne szaleństwo.
- Ej, to wszystko przypomina część pierwszą Boskiej Komedii Aligieriego. Włącznie z kotem, według tego dzieła to mogła być pantera - rzucam tak sobie ponownie, chociaż nie wiem czy ktokolwiek jest mnie w stanie usłyszeć, tak w ogóle. - Tam jest coś o wyjściu, znalezieniu innej drogi, ale nie jestem pewien jak to do końca rozumieć - ciągnę dalej. Cóż, pójście do piekła raczej kojarzy się ze śmiercią, a to bardzo słaba perspektywa jakby się nad tym głębiej zastanowić. Zresztą, nie mam na to czasu tak za bardzo, bo muszę się bronić przed szalonymi drzewami, co to chcą mnie zniszczyć w tym konkretnym momencie. Przelotnie tylko zerkam na słabnące patronusy, na walkę pozostałych, niepokojąco słabego Piersa i zaczynam mieć wrażenie, że wszystko wymyka się spod kontroli. - Protego - mówię dosadnie, starannie, mając nadzieję, że tym razem magia mnie nie zawiedzie. I zdołam się wreszcie obronić przed tym diabelstwem, w końcu muszę się uwolnić z uścisku. Na razie próbuję wyszarpnąć ramię, ale bardziej koncentruję się na czarowaniu, więc nie mogę się wyswobodzić ze skrępowania. Cholera, ledwie weszliśmy do tego przeklętego więzienia i już same problemy.
- Ej, to wszystko przypomina część pierwszą Boskiej Komedii Aligieriego. Włącznie z kotem, według tego dzieła to mogła być pantera - rzucam tak sobie ponownie, chociaż nie wiem czy ktokolwiek jest mnie w stanie usłyszeć, tak w ogóle. - Tam jest coś o wyjściu, znalezieniu innej drogi, ale nie jestem pewien jak to do końca rozumieć - ciągnę dalej. Cóż, pójście do piekła raczej kojarzy się ze śmiercią, a to bardzo słaba perspektywa jakby się nad tym głębiej zastanowić. Zresztą, nie mam na to czasu tak za bardzo, bo muszę się bronić przed szalonymi drzewami, co to chcą mnie zniszczyć w tym konkretnym momencie. Przelotnie tylko zerkam na słabnące patronusy, na walkę pozostałych, niepokojąco słabego Piersa i zaczynam mieć wrażenie, że wszystko wymyka się spod kontroli. - Protego - mówię dosadnie, starannie, mając nadzieję, że tym razem magia mnie nie zawiedzie. I zdołam się wreszcie obronić przed tym diabelstwem, w końcu muszę się uwolnić z uścisku. Na razie próbuję wyszarpnąć ramię, ale bardziej koncentruję się na czarowaniu, więc nie mogę się wyswobodzić ze skrępowania. Cholera, ledwie weszliśmy do tego przeklętego więzienia i już same problemy.
I don't know
how to deal with serious emotions
without turning them
into a fucking joke
how to deal with serious emotions
without turning them
into a fucking joke
Randall Lupin
Zawód : były policjant, kurs aurorski zawieszony
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Don't get attached.
Don't get attached.
Don't get attached.
Don't get attached.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
The member 'Randall Lupin' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 97
'k100' : 97
Coś nadal negatywnie wpływało na jej magię, sprawiając że nie zdołała nawet wyczarować tarczy i gałąź z łatwością jej dosięgła, uderzając ją w prawy bok, nabijając siniaka i prawdopodobnie lekko rozcinając skórę pod ubraniem. W dodatku inna gałąź pochwyciła ją, oplatając się wokół kostki i uniemożliwiając ruszenie dalej. Szarpnęła się odruchowo, ale gałąź trzymała mocno, nie tak łatwo było się uwolnić.
Zaklęcie Anthony’ego przyniosło dużo lepszy efekt, wszyscy mogli usłyszeć eksplozję i poczuć wiatr, choć nic im się nie stało, czego samego nie można było powiedzieć o wilkach. Sophia, słysząc wycie, przelotnie obejrzała się przez ramię, mogąc dostrzec kilka rozczłonkowanych fragmentów ciał. Pościg prawdopodobnie został opóźniony, ale nie zatrzymany, bo wilków było więcej, nadal słyszała że nadciągały.
- I co tam się działo w tej Boskiej komedii? – rzuciła w przestrzeń, choć wydało jej się to dziwne: co sytuacja w Azkabanie mogła mieć wspólnego z jakąś starą mugolską książką? Niestety sama miała poważne zaległości w wiedzy czytelniczej i nie pamiętała tego dzieła. – Nie wiem, czym dokładnie był ten kot, ale to może być pantera lub coś w tym rodzaju.
Ale jej wiedza o zwierzętach była podstawowa, a kot pojawił się w jej polu widzenia dość krótko i nie mogła być pewna, czym był. Mogła też odnieść wrażenie, że kiedy Sam przywołał swojego patronusa, by wniknął w chłopca, bariera ochronna złożona z trzech uformowanych z pozytywnej energii stworzeń osłabiła się. Dwa patronusy mogły nie wytrzymać długo i lada chwila zniknąć przytłoczone liczbą dementorów nad ich głowami. Chłopiec nadal zanikał, ale wydawał się przytomniejszy.
- Expecto patronum! – rzuciła więc, na razie rezygnując z próby oswobodzenia się. Starała się skupić i włożyć w to swoją moc, pozytywną energię. Przywołała swoje szczęśliwe wspomnienia młodości, lat Hogwartu i w końcu pomyślnego dostania się na kurs aurorski i ukończenia go. Chciała, by jej magia uformowała się w kształt wiewiórki, która mogłaby ochronić ich przed dementorami.
| I poziom zakonu, ST patronusa obniżone do 35
Zaklęcie Anthony’ego przyniosło dużo lepszy efekt, wszyscy mogli usłyszeć eksplozję i poczuć wiatr, choć nic im się nie stało, czego samego nie można było powiedzieć o wilkach. Sophia, słysząc wycie, przelotnie obejrzała się przez ramię, mogąc dostrzec kilka rozczłonkowanych fragmentów ciał. Pościg prawdopodobnie został opóźniony, ale nie zatrzymany, bo wilków było więcej, nadal słyszała że nadciągały.
- I co tam się działo w tej Boskiej komedii? – rzuciła w przestrzeń, choć wydało jej się to dziwne: co sytuacja w Azkabanie mogła mieć wspólnego z jakąś starą mugolską książką? Niestety sama miała poważne zaległości w wiedzy czytelniczej i nie pamiętała tego dzieła. – Nie wiem, czym dokładnie był ten kot, ale to może być pantera lub coś w tym rodzaju.
Ale jej wiedza o zwierzętach była podstawowa, a kot pojawił się w jej polu widzenia dość krótko i nie mogła być pewna, czym był. Mogła też odnieść wrażenie, że kiedy Sam przywołał swojego patronusa, by wniknął w chłopca, bariera ochronna złożona z trzech uformowanych z pozytywnej energii stworzeń osłabiła się. Dwa patronusy mogły nie wytrzymać długo i lada chwila zniknąć przytłoczone liczbą dementorów nad ich głowami. Chłopiec nadal zanikał, ale wydawał się przytomniejszy.
- Expecto patronum! – rzuciła więc, na razie rezygnując z próby oswobodzenia się. Starała się skupić i włożyć w to swoją moc, pozytywną energię. Przywołała swoje szczęśliwe wspomnienia młodości, lat Hogwartu i w końcu pomyślnego dostania się na kurs aurorski i ukończenia go. Chciała, by jej magia uformowała się w kształt wiewiórki, która mogłaby ochronić ich przed dementorami.
| I poziom zakonu, ST patronusa obniżone do 35
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
The member 'Sophia Carter' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 87
'k100' : 87
Powiew wiatru, który uderzył go tuz po tym, jak z różdżki kuzyna wymknęło się potężne zaklęcie, powinno wywołać przynajmniej satysfakcję. Tym bardziej, gdy słyszał rozchodzące się, złowieszcze wycie, mieszane ze skowytem. Zyskali odrobinę czasu, ale - przeciągali tylko moment pościgu. Wilcza wataha nie poprzestawała, a otaczające ich z każdej strony, coraz liczniejsze "atrakcje", nadawały całości... znajomego wydźwięku? Analogia, wydawała się coraz bardziej oczywista, gdy kolejne elementy wstrzeliwały na miejsca, o których - zdążył już czytać. To samo skojarzenie - miał jak widać Randall - Zgadzam się. To wygląda jak opisana wędrówka... przez piekielne kręgi, aż do centrum - zmarszczył brwi. Czy i oni mieli podążać do samego źródła - w ich wypadku, samej anomalii? Jak bohater Boskiej komedii - Bohater tej historii miał przewodnika - ducha - i tu, mimowolnie spojrzał na chłopca, którego - zgodnie z tym co mówili, sylwetka zaczynała przypominać niematerialną powłokę - Jeśli mamy przed sobą wędrówkę, którą pokonał Dante... - zawiesił głos - to czeka nas długa droga - jeśli w ogóle uda nam się ja pokonać, ale - o tym już nie wspominał. Wyraźniej skupił się na czytanej dawno temu opowieści, ale jeśli miała być dla nich przewodnikiem, zapewne będą przypominały się wraz z odkrywanymi w otoczeniu.... elementami. Chłodna fala rozlała się po piersi Skamandera, w tym samym momencie mając świadomość, że otaczające ich drzewa, atakują ze zdwojoną siłą. I nie tylko one. Sophia została uwięziona, brakowało dodatkowej ochrony przed wirującymi nad ich głowami dementorami. Jeszcze trochę, a zostaną całkowicie unieruchomieni.
Magia, którą się posłużył - rzeczywiście zadziałała. Chłopiec przez kilka chwil zdawał się wracać do sił - tylko po to, by zaraz przyoblec się w dziwny, cisnący się obok cień i formę znikania. Patronus był niewystarczający, a myśl o której wspomniał Randall - zakotwiczyła się w myśli Samuela. Czy metoda panowania nad anomaliami była w stanie coś zdziałać? Auror wzmocnił uchwyt na różdżce, nie odrywając wzroku od chłopca - Musimy chyba spróbować tej metody - powtórnie spojrzał na młodszego aurora. Pamiętał doskonale, jak odbywał się cały proces. Robił już to wystarczająco wiele razy, by niemal intuicyjnie podążać za wskazówkami, które dawno temu opracowała Bathilda. Musiał przy okazji zignorować szpon gałęzi, który - wyraźnie obrał go sobie za cel. Potrzebował skupienia na mocy zakonu, na białej magii, dzięki której można było okiełznać atakująca ich anomalię, najbardziej dotykającą i próbująca odebrać im Piersa.
Stosuje metodę zakonu w naprawie anomalii - moc 52x3+rzut
Magia, którą się posłużył - rzeczywiście zadziałała. Chłopiec przez kilka chwil zdawał się wracać do sił - tylko po to, by zaraz przyoblec się w dziwny, cisnący się obok cień i formę znikania. Patronus był niewystarczający, a myśl o której wspomniał Randall - zakotwiczyła się w myśli Samuela. Czy metoda panowania nad anomaliami była w stanie coś zdziałać? Auror wzmocnił uchwyt na różdżce, nie odrywając wzroku od chłopca - Musimy chyba spróbować tej metody - powtórnie spojrzał na młodszego aurora. Pamiętał doskonale, jak odbywał się cały proces. Robił już to wystarczająco wiele razy, by niemal intuicyjnie podążać za wskazówkami, które dawno temu opracowała Bathilda. Musiał przy okazji zignorować szpon gałęzi, który - wyraźnie obrał go sobie za cel. Potrzebował skupienia na mocy zakonu, na białej magii, dzięki której można było okiełznać atakująca ich anomalię, najbardziej dotykającą i próbująca odebrać im Piersa.
Stosuje metodę zakonu w naprawie anomalii - moc 52x3+rzut
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 50
'k100' : 50
Gabriel okazał się zbyt wolny, nim inkantacja spłynęła z jego ust, sękata gałąź uderzyła już w jego udo, przecinając materiał ubrania i oplatając się wokół jego kończyny, nie pozwalając mu odejść. Szybszą reakcją wykazał się Randall, który osłonił się przed atakiem - gałąź roztrzaskała się o silną tarczą pobłyskującą białą magią, jej fragmenty rozsypały się u stóp Lupina, ale pierwsza z gałęzi wciąż trzymała go w miejscu. Gałąź pochwyciła także ramię znajdującego się już nieco w tyle Artura, zaciskając się wokół niego z mocą i nie pozwalając mu ruszyć dalej. Anthony i Jessa usiłowali ochronić chłopca: anomalia ich jednak zaskoczyła, nie dając odpowiedniego czasu na reakcję - nie zdążyli.
Dwa świetliste psy robił, co mogły, strzegąc grupy czarodziejów przed bliskością dementorów, ale było ich zbyt mało: walecznie z heroizmem odpędzały kolejne istoty, które próbowały zbliżyć się do Zakonników, jednak dopiero gdy dołączyła do nich pobłyskująca bielą wiewiórka Sophii, zyskały na sile i ponownie otoczyły czarodziejów silną i pewną zaporą, przyjemnym ciepłem kontrastującym z ziąbem bijącym od dementorów potworną, przejmującą aurorą.
Samuel w tym czasie sięgnął po magię, z której korzystał Zakon, ścierając się z anomalią - jego moc starła się z chaosem; poczuł, że było to dla niego trudne, że ledwie nawiązał połączenie, o włos mijając się z porażką - ale nawiązał je. Gałąź zdążyła w tym czasie uderzyć, opleść się wokół jego kostki ciasno, zatrzymując go w miejscu. Biała magia błysnęła, na ułamek sekundy, wystarczający, by gałęzie się cofnęły - oswabadzając ze swojego uścisku Samuela, Sophię i Randalla, ale nie Artura, który został w tyle i ku któremu mknęła właśnie kolejna gałąź. Samuel, podobnie jak pozostali, mógł też dostrzec, jak w tym samym czasie ciało chłopca zaszło niematerialnością całkowicie, przypominał ducha: a gałąź przemknęła przez jego ciało, nie czyniąc mu krzywdy, sięgając szyi Anthony'ego - po czym skruszała, nie zatrzymując aurora w miejscu. Chłopiec krzyknął w tym czasie z przerażeniem: a jego głos odbił się po lesie głuchym echem zupełnie tak, jakby dziecko wciąż było materialne. Wciąż też siedziało na ramionach Anthony'ego - choć auror nie czuł wcale jego wagi. Moc Samuela nie mogła zniszczyć anomalii, wiedzieliście, że jej źródło, znajdująca się w Azkabanie anomalia-matka była zbyt potężna, wiedzieliście też, że można było ją zniszczyć wyłącznie w jeden sposób. Wyglądało jednak na to, że mogliście w ten sposób przynajmniej chwilowo ustrzec się przed jej mocą - choć Samuel czuł, że kosztowało to nie lada wysiłku i było dla niego trudne pomimo posiadanej przez niego ogromnej mocy.
Wycie znajdujących się w oddali wilków nie ustawało, choć bestie wciąż wydawały się być daleko. Gałęzie drzew drgnęły, choć wiatr nie zawiał - nie pozostaną bezczynne na długo, poruszą się lada moment, ale na ten moment udało wam się wyszarpać dla siebie nieco czasu. Przed wami wciąż ciągnęła się ścieżka wiodąca ku ciemności, wokół niej rozstępowały się drzewa - wokół roztaczał się ciemny las do złudzenia przypominający Zakazany. Artur został w tyle.
Gabriel i Artur: Veritas claro 4/5
Jessa: 221/236 (15 - poparzenia)
Anthony: 219/249 (15 - poparzenia, 10 - tłuczone, 5 - cięte)
Sophia: 214/244 (15 - poparzenia, 10 - tłuczone, 5 - cięte)
Randall: 217/232 (10 - tłuczone, 5 - cięte)
Gabriel: 225/240 (10 - tłuczone, 5 - cięte)
Artur: 227/242 (10 - tłuczone, 5 - cięte) - unieruchomiony
Samuel: 251/266 (10 - tłuczone, 5 - cięte)
Samuel wykorzystana moc Zakonu 1/5
Dwa świetliste psy robił, co mogły, strzegąc grupy czarodziejów przed bliskością dementorów, ale było ich zbyt mało: walecznie z heroizmem odpędzały kolejne istoty, które próbowały zbliżyć się do Zakonników, jednak dopiero gdy dołączyła do nich pobłyskująca bielą wiewiórka Sophii, zyskały na sile i ponownie otoczyły czarodziejów silną i pewną zaporą, przyjemnym ciepłem kontrastującym z ziąbem bijącym od dementorów potworną, przejmującą aurorą.
Samuel w tym czasie sięgnął po magię, z której korzystał Zakon, ścierając się z anomalią - jego moc starła się z chaosem; poczuł, że było to dla niego trudne, że ledwie nawiązał połączenie, o włos mijając się z porażką - ale nawiązał je. Gałąź zdążyła w tym czasie uderzyć, opleść się wokół jego kostki ciasno, zatrzymując go w miejscu. Biała magia błysnęła, na ułamek sekundy, wystarczający, by gałęzie się cofnęły - oswabadzając ze swojego uścisku Samuela, Sophię i Randalla, ale nie Artura, który został w tyle i ku któremu mknęła właśnie kolejna gałąź. Samuel, podobnie jak pozostali, mógł też dostrzec, jak w tym samym czasie ciało chłopca zaszło niematerialnością całkowicie, przypominał ducha: a gałąź przemknęła przez jego ciało, nie czyniąc mu krzywdy, sięgając szyi Anthony'ego - po czym skruszała, nie zatrzymując aurora w miejscu. Chłopiec krzyknął w tym czasie z przerażeniem: a jego głos odbił się po lesie głuchym echem zupełnie tak, jakby dziecko wciąż było materialne. Wciąż też siedziało na ramionach Anthony'ego - choć auror nie czuł wcale jego wagi. Moc Samuela nie mogła zniszczyć anomalii, wiedzieliście, że jej źródło, znajdująca się w Azkabanie anomalia-matka była zbyt potężna, wiedzieliście też, że można było ją zniszczyć wyłącznie w jeden sposób. Wyglądało jednak na to, że mogliście w ten sposób przynajmniej chwilowo ustrzec się przed jej mocą - choć Samuel czuł, że kosztowało to nie lada wysiłku i było dla niego trudne pomimo posiadanej przez niego ogromnej mocy.
Wycie znajdujących się w oddali wilków nie ustawało, choć bestie wciąż wydawały się być daleko. Gałęzie drzew drgnęły, choć wiatr nie zawiał - nie pozostaną bezczynne na długo, poruszą się lada moment, ale na ten moment udało wam się wyszarpać dla siebie nieco czasu. Przed wami wciąż ciągnęła się ścieżka wiodąca ku ciemności, wokół niej rozstępowały się drzewa - wokół roztaczał się ciemny las do złudzenia przypominający Zakazany. Artur został w tyle.
Gabriel i Artur: Veritas claro 4/5
Jessa: 221/236 (15 - poparzenia)
Anthony: 219/249 (15 - poparzenia, 10 - tłuczone, 5 - cięte)
Sophia: 214/244 (15 - poparzenia, 10 - tłuczone, 5 - cięte)
Randall: 217/232 (10 - tłuczone, 5 - cięte)
Gabriel: 225/240 (10 - tłuczone, 5 - cięte)
Artur: 227/242 (10 - tłuczone, 5 - cięte) - unieruchomiony
Samuel: 251/266 (10 - tłuczone, 5 - cięte)
Samuel wykorzystana moc Zakonu 1/5
Tym razem refleks ją zawiódł, tarcza nie pojawiła się, a gałąź wystrzeliła prosto w przerażonego Piersa, jednak nie trafiła go, a jedynie przesyła niematerialną już postać chłopca. Dziecko krzyknęło z przerażeniem, więc Jessa instynktownie spróbowała złapać jego spojrzenie.
- To tylko anomalia, wciąż jesteś tu z nami – zapewniła, możliwie jak najbardziej spokojnym głosem, próbując dodatkowo posłać Piersowi delikatny uśmiech.
Nie widziała innego wyjścia z sytuacji, na jego miejscu byłaby tak samo przestraszona, jednak ich zadanie było jasne – mieli doprowadzić go do samego źródła anomalii w Azkabanie. Choć nie znajdował się teraz pod zakładaną postacią, wciąż pozostawał sobą, a przynajmniej Diggory miała taką nadzieję.
Przez chwilę obserwowała, jak dzięki Samuelowi efekty niestabilnej magii oswobadzają z cierniowych objęć pozostałych członków misji i już miała zapytać o wspomnianą Boską Komedię, lecz kątem oka dostrzegła, że nie wszyscy znajdują się tuż obok siebie. Upewniając się, że wyczarowane patronusy skutecznie osłaniają drużynę przed dementorami, zamachnęła się w stronę gałęzi krępujących Artura, który pozostał kawałek za nimi.
- Diffindo! – miała nadzieję, że uda jej się go uwolnić i Longbottom szybko dołączy do reszty.
Sama nie zamierzała zostawać w tyle i trzymała się blisko Anthony'ego, wciąż niosącego Piersa.
- To tylko anomalia, wciąż jesteś tu z nami – zapewniła, możliwie jak najbardziej spokojnym głosem, próbując dodatkowo posłać Piersowi delikatny uśmiech.
Nie widziała innego wyjścia z sytuacji, na jego miejscu byłaby tak samo przestraszona, jednak ich zadanie było jasne – mieli doprowadzić go do samego źródła anomalii w Azkabanie. Choć nie znajdował się teraz pod zakładaną postacią, wciąż pozostawał sobą, a przynajmniej Diggory miała taką nadzieję.
Przez chwilę obserwowała, jak dzięki Samuelowi efekty niestabilnej magii oswobadzają z cierniowych objęć pozostałych członków misji i już miała zapytać o wspomnianą Boską Komedię, lecz kątem oka dostrzegła, że nie wszyscy znajdują się tuż obok siebie. Upewniając się, że wyczarowane patronusy skutecznie osłaniają drużynę przed dementorami, zamachnęła się w stronę gałęzi krępujących Artura, który pozostał kawałek za nimi.
- Diffindo! – miała nadzieję, że uda jej się go uwolnić i Longbottom szybko dołączy do reszty.
Sama nie zamierzała zostawać w tyle i trzymała się blisko Anthony'ego, wciąż niosącego Piersa.
when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water
The member 'Jessa Diggory' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 13
'k100' : 13
Zasłyszane gdzieś tam z przodu wspomnienie imienia autora Boskiej Komedii nie napawało optymizmem, szczególnie przywołane w danym kontekście. Przynajmniej to w jakiś sposób mogłoby tłumaczyć dziwnie pulsującą rzeczywistość...pomyślał jeszcze przed nieudaną próbą obrony, która skończyła się atakiem ze strony szponiastych gałęzi. Sękate palce owinęły się wokół jego nogi, rozdzierając materiał spodni. Jego głowa momentalnie odskoczyła w stronę Jessy oraz Anthony'ego, z którymi szedł chłopiec. Szarpał się z nią chwilę, jednakże działanie podjęte przez Skamandera sprawiło, że Gabriel wyplątał się ze złowieszczego uścisku. Od razu wspomnieniami wracał do wydarzeń z Hotelu, kiedy wpadł w diabelskie sidła.
Gdy doprowadził samego siebie do porządku zrównał krok z grupą, nie chcąc psuć szyku, który uformowali na początku. Ostatecznie mogli się jeszcze pozbierać, zewrzeć szyki i chronić chłopca, z którym zaczęło się dziać coś dziwnego. Duch przewodnik? Czy to w taki sposób Piers miał wskazać im drogę? Możliwe. Na razie z różdżką w pogotowiu zaczął rozglądać się dookoła, szukając wskazówek albo jakichś przesłanek świadczących o zbliżającym się zagrożeniu. Wypatrywał czegokolwiek, co mogłoby się im przydać.
/rzucam na spostrzegawczość (III)
Gdy doprowadził samego siebie do porządku zrównał krok z grupą, nie chcąc psuć szyku, który uformowali na początku. Ostatecznie mogli się jeszcze pozbierać, zewrzeć szyki i chronić chłopca, z którym zaczęło się dziać coś dziwnego. Duch przewodnik? Czy to w taki sposób Piers miał wskazać im drogę? Możliwe. Na razie z różdżką w pogotowiu zaczął rozglądać się dookoła, szukając wskazówek albo jakichś przesłanek świadczących o zbliżającym się zagrożeniu. Wypatrywał czegokolwiek, co mogłoby się im przydać.
/rzucam na spostrzegawczość (III)
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Gabriel Tonks' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 35
'k100' : 35
Minęły lata od momentu w którym trzymał w dłoni książkę z tego względu przyrównanie obecnej sytuacji do wydarzeń powiązanych z Boską Komedią niewiele mu mówiły i wbrew pozorom nie specjalnie uspokoiły. Nie kiedy ścieżka przed nimi ciągnęła się i ciągnęła, wokół narastały przeciwności, a chłopięce ciało bladło w jego objęciu.
- Jak ta inna droga miałaby wyglądać...? - spytał nie przerywając podążania za Samuelem wciąż prącym na przód. Podróż tą zakłóciły jednak szponiaste gałęzie, które tym razem zdecydowały się sięgnąć ku niemu lub dziecku. Magiczna tarcza okazała się zbyt krucha. Zresztą nie tylko jego. Gałąź przenikła przez chłopca i już miała się zaciskać na jego krtani, kiedy równie nagle się rozsypała.
- Lumos maxima! - wywołał kierując różdżkę przed siebie, w mrok ciągnącej się przed nimi ścieżki, lecz nie przesadnie daleko by przypadkiem zaklęcie nie znikło w odmętach. Nie wiedział, czym miało być inne przejście, nie wiedział nawet czy podążali właściwym. Miał nadzieję, że silne światło rzuci nieco światła na sytuacje i pozwoli im oszacować czy w ogóle do czegoś zmierzali, czy drzewny dukt się kończył, czy miał jakieś rozwidlenia w ścianach, czy coś się tu czaiło...?
- Jak ta inna droga miałaby wyglądać...? - spytał nie przerywając podążania za Samuelem wciąż prącym na przód. Podróż tą zakłóciły jednak szponiaste gałęzie, które tym razem zdecydowały się sięgnąć ku niemu lub dziecku. Magiczna tarcza okazała się zbyt krucha. Zresztą nie tylko jego. Gałąź przenikła przez chłopca i już miała się zaciskać na jego krtani, kiedy równie nagle się rozsypała.
- Lumos maxima! - wywołał kierując różdżkę przed siebie, w mrok ciągnącej się przed nimi ścieżki, lecz nie przesadnie daleko by przypadkiem zaklęcie nie znikło w odmętach. Nie wiedział, czym miało być inne przejście, nie wiedział nawet czy podążali właściwym. Miał nadzieję, że silne światło rzuci nieco światła na sytuacje i pozwoli im oszacować czy w ogóle do czegoś zmierzali, czy drzewny dukt się kończył, czy miał jakieś rozwidlenia w ścianach, czy coś się tu czaiło...?
Find your wings
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 58
'k100' : 58
Nigdy właściwie nie przestawał popodziwiać mocy patronusów. Sam ich widok nasycał niewidzialnym ciepłem - nadzieją, której w ponurych murach... niby-zakazanego-lasu-azkabanu, brakowało. Nawet, jeśli Skamander, gdzieś w odmętach wspomnień potrafił wychwycić wiosenne obrazy i widok, na który spoglądał będąc dużo młodszym. Widok zupełnie inny, niż ten, który tonął w ciemności przed nimi - wykręcony, chaotyczny i rzeczywiście - przypominający drogę przez kręgi piekielne.
Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek podczas jednej z napraw szalejącej anomalii, czuł coś równie przeraźliwego. Zupełnie, jakby próbował przebić się przez ogromną warstwę mocy, ledwie muskając jej brzegi. Wiedział przecież, że posiadał w sobie niezwykłą moc, daną mu przez magię zakonu, a mimo to - był pewien - tylko skruszył wybijające ku nim macki. Czuł najpierw ból uderzenia ostrego szponu gałęzi, potem ucisku, który zelżał, gdy w końcu uwolnił moc. Pobladł z wysiłku, a palce na moment rozluźniły się, niemal wypuszczając różdżkę. Instynktownie zacisnął pięść, nie pozwalając by wypadła z palców. Przesunął rękę wyżej, ledwie muskając ukryty pod materiałem na piersi amulet. Tam kryła się prawdziwa broń. Odetchnął ciężko.
Podniósł głowę, akurat, by widzieć jak chłopiec, rzeczywiście przemienia się w ducha. Tak, jak powiedział - prawdopodobnie, odgrywał rolę Wergiliusza. Nie podobała mu się ta wizja, ale nic co się tu działo, nie nosiło znamion ich życzeń. Dosłownie - byli aktorami dantejskiej sceny - Wszystko w porządku, jesteśmy tu, nie zostawimy cię. Pamiętasz? Jesteś naszym przewodnikiem, to bardzo ważna rola w drużynie - słowa kierował do chłopca, chociaż wzrok prześlizgał się przez obecnych, odnajdując Artura - dalej z tyłu niż przypuszczał i od dłuższego czasu, nie reagował - Tutaj chyba "inna" droga ma wiele znaczeń, ale miejcie miotły w pogotowiu - spojrzał na kuzyna, ale uwolniony z okowów gałęzi, ruszył do przodu. Nie widział sensu w zbaczaniu z obranej ścieżki - przynajmniej tymczasowo - Piers... wiesz, czy idziemy w dobrą stronę? - czuł się idiotycznie zadając pytanie, ale skojarzenie z dantejską opowieścią, wymusiło na nim słowa. Mogły nie znaczyć nic, a może znaczyły więcej, niż przypuszczał.
Ruszył śpiesznie do przodu, słysząc w oddali zbliżający się, wilczy pościg. ich koci towarzysz - bestia, tez prawdopodobnie miała ich za chwilę zacząć dręczyć. Magia naprawcza mogła być pomocą, to już wiedział, ale czy wystarczająca? Przyszedł mu do głowy jeszcze jeden pomysł - Speculio - wymówił starannie, kierując różdżkę na własną pierś. Być może, będzie w stanie wykorzystać swojego iluzorycznego towarzysza nie tylko w rzucanych czarach.
Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek podczas jednej z napraw szalejącej anomalii, czuł coś równie przeraźliwego. Zupełnie, jakby próbował przebić się przez ogromną warstwę mocy, ledwie muskając jej brzegi. Wiedział przecież, że posiadał w sobie niezwykłą moc, daną mu przez magię zakonu, a mimo to - był pewien - tylko skruszył wybijające ku nim macki. Czuł najpierw ból uderzenia ostrego szponu gałęzi, potem ucisku, który zelżał, gdy w końcu uwolnił moc. Pobladł z wysiłku, a palce na moment rozluźniły się, niemal wypuszczając różdżkę. Instynktownie zacisnął pięść, nie pozwalając by wypadła z palców. Przesunął rękę wyżej, ledwie muskając ukryty pod materiałem na piersi amulet. Tam kryła się prawdziwa broń. Odetchnął ciężko.
Podniósł głowę, akurat, by widzieć jak chłopiec, rzeczywiście przemienia się w ducha. Tak, jak powiedział - prawdopodobnie, odgrywał rolę Wergiliusza. Nie podobała mu się ta wizja, ale nic co się tu działo, nie nosiło znamion ich życzeń. Dosłownie - byli aktorami dantejskiej sceny - Wszystko w porządku, jesteśmy tu, nie zostawimy cię. Pamiętasz? Jesteś naszym przewodnikiem, to bardzo ważna rola w drużynie - słowa kierował do chłopca, chociaż wzrok prześlizgał się przez obecnych, odnajdując Artura - dalej z tyłu niż przypuszczał i od dłuższego czasu, nie reagował - Tutaj chyba "inna" droga ma wiele znaczeń, ale miejcie miotły w pogotowiu - spojrzał na kuzyna, ale uwolniony z okowów gałęzi, ruszył do przodu. Nie widział sensu w zbaczaniu z obranej ścieżki - przynajmniej tymczasowo - Piers... wiesz, czy idziemy w dobrą stronę? - czuł się idiotycznie zadając pytanie, ale skojarzenie z dantejską opowieścią, wymusiło na nim słowa. Mogły nie znaczyć nic, a może znaczyły więcej, niż przypuszczał.
Ruszył śpiesznie do przodu, słysząc w oddali zbliżający się, wilczy pościg. ich koci towarzysz - bestia, tez prawdopodobnie miała ich za chwilę zacząć dręczyć. Magia naprawcza mogła być pomocą, to już wiedział, ale czy wystarczająca? Przyszedł mu do głowy jeszcze jeden pomysł - Speculio - wymówił starannie, kierując różdżkę na własną pierś. Być może, będzie w stanie wykorzystać swojego iluzorycznego towarzysza nie tylko w rzucanych czarach.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Wybrzeże
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda