Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda
Wybrzeże
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Wybrzeże
Nad nadmorskim brzegiem zachwyca nade wszystko krajobraz, słońce, gdy zachodzi, mieni się w czarnej morskiej wodzie feerią barw pomimo porywistego wiatru. Wody wokół jednak nie są bezpieczne, oprócz bogatych ławic śledzi i makreli, zamieszkują je też płaszczki, zdarzają się niekiedy zagubione kałamarnice i samotne skorpeny. Nad wodą można czasem zaobserwować wynurzające się ogony morskich węży. Biała magia uformowana w błędne ogniki, które topią się w wodzie nadaje temu miejscu wyjątkowej atmosfery. Wybrzeże jest nierówne, piaski gdzieniegdzie formują się w wydmy, pomiędzy którymi częściowo ukryta jest przysypana piachem wąska szczelina. Wypełniona jest wilgotnym, mokrym piachem, ale w ciepłe dni piach się usypuje głębiej, a każdy śmiałek, który w nią wejdzie może utknąć.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 26.09.22 18:42, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Deirdre Tsagairt' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 98
'k100' : 98
Krew w pysku jedynie spotęgowała uczucie łaknienia większej jej ilości. Być może dlatego tak ciężko było mu rozerwać szerzej pyska i puścić krzyczącego Camerona. Początkowo ten drgał i wył, ale gdy poza zaklęciem ostre zęby wbiły się w ciało przechodząc również gruby materiał spodni, głośny wrzask przebił się ponad wszelkie inne odgłosy. Szarpnięcie z jego strony powodowało jedynie zapieranie się ze strony zwierzęcia, które zaparło się łapami i tylko czekało, aż tamten zupełnie się podda. Musiał wyczuwać, że walka nie miała sensu, a jedynie potęgował własny ból. Albo mieli zrobić to wspólnie, albo mógł zdychać. Morgoth wiedział, że z nim lub bez niego pójdą dalej, lecz lepiej dla Camerona byłoby, żeby współpracował. Łatwo było mu teraz poczuć nie tylko własny strach, ale też innych. Pracownik Ministerstwa Magii dosłownie nim śmierdział. Po chwili jakby na potwierdzenie i Yaxleya przeszyła niepewność wymieszana z paskudnym chłodem, na które jego ciało zareagowało uniesieniem sierści na karku. Zjeżony usztywnił nogi jakby miało mu to w czymkolwiek pomóc. Gdy celę rozświetliło zaklęcie, wilk zamknął oczy i cofnął się o krok, by zrobić miejsce Cameronowi, który musiał doczłapać się do ściany. Jednak to nie obecność nienaturalnego światła przykuła jego uwagę. Dodatkowy ruch przy kratach nie był niczym przyjemnym ani tym bardziej pokrzepiającym. Mimo że cienie pierzchnęły na krańce celi, światło przyciągnęło strażników. Morgoth jednak usłyszał rozkaz Tsagairt w stronę uzdrowiciela - wiedział, że tylko on mógł mieć jakiekolwiek szansę z tym zaklęciem, bo Cameron był zbyt słaby. Sam zajął się na powrót znakiem. Wątpił, by miał coś jeszcze z niego odczytać - nie posiadał odpowiednich umiejętności, ale póki co nie widział innego rozwiązania. Wpatrywał się więc w symbol uparcie, raz po raz zerkając na mężczyznę, który sądził, że wie, co się na nim znajduje. Paskudne uczucie chłodu wcale nie zniknęło, a pogłębiająca się bezsensowność nie napawała odpowiednim optymizmem.
|spostrzegawczość
|spostrzegawczość
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Morgoth Yaxley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 11
'k100' : 11
Charakterystyczne zimno znowu zaszczypało zarówno moją skórę jak i umysł. Byłem przerażony. Tylko dzięki swojej nieumiejętności wyrażania emocji zawdzięczałem, że moja twarz nie wykrzywiła się w wyrazie najdogłębniejszego strachu. Byłem jedank blady, miałem tego świadomość. Przypomniały mi się te wszystkie ciemne dni, gdy zamknięty w Tower raz po raz żegnałem się z nadzieją na wyjście. Miałem utknąć tu już na dobre. I wtedy moje spojrzenie padło na dementora i wbrew sobie postąpiłem dwa kroki do tyłu.
- Odejdź od niego, Deirdre - wychrypiałem świadom, że rozkosznie wygodna panika czai się tuż za rogiem. Albo raczej przede mną, dzielił nas tylko jeden krok.
- Jak powiedziałem, nie zrozumieliśmy się. Albo powiesz mi teraz wszystko, co wiesz, albo sprawdzimy czy dementor będzie dla ciebie bardziej wyrozumiały - nie siliłem się już na żadne wymyślne groźby. Zmusiłem się do wypowiedzenia słów, które przed chwilą, zanim pojawiła się przytłaczająca beznadzieja przyszły mi do głowy. Starałem się im nadać odpowiedni wydźwięk, pewny siebie ton. Ale w gruncie rzeczy wcale nie czułem się pewnie. Nigdy nawet w swoim życiu nie byłem bardziej niepewny niż teraz. Walcząc jednak z samym sobą - próbowałem. Potem nie miałem siły już na nic. Nie było sensu się starać, przecież i tak miałem już stąd nigdy nie wyjść. Z pewnym zaskoczeniem uświadomiłem sobie, że Ramsey już z pewnością nie żyje. Czy ja w takim razie miałem jeszcze powód? Popatrzyłem na dementora, w ciemną, zimną otchłań pod jego kapturem. Nie miałem.
- Odejdź od niego, Deirdre - wychrypiałem świadom, że rozkosznie wygodna panika czai się tuż za rogiem. Albo raczej przede mną, dzielił nas tylko jeden krok.
- Jak powiedziałem, nie zrozumieliśmy się. Albo powiesz mi teraz wszystko, co wiesz, albo sprawdzimy czy dementor będzie dla ciebie bardziej wyrozumiały - nie siliłem się już na żadne wymyślne groźby. Zmusiłem się do wypowiedzenia słów, które przed chwilą, zanim pojawiła się przytłaczająca beznadzieja przyszły mi do głowy. Starałem się im nadać odpowiedni wydźwięk, pewny siebie ton. Ale w gruncie rzeczy wcale nie czułem się pewnie. Nigdy nawet w swoim życiu nie byłem bardziej niepewny niż teraz. Walcząc jednak z samym sobą - próbowałem. Potem nie miałem siły już na nic. Nie było sensu się starać, przecież i tak miałem już stąd nigdy nie wyjść. Z pewnym zaskoczeniem uświadomiłem sobie, że Ramsey już z pewnością nie żyje. Czy ja w takim razie miałem jeszcze powód? Popatrzyłem na dementora, w ciemną, zimną otchłań pod jego kapturem. Nie miałem.
Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss. The abyss gazes also into you.
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Ignotus Mulciber' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 49
'k100' : 49
Deirdre rozświetliła znak mocniej znak, który nie ukazał jej więcej niż wcześniej, światło niczego nie zmieniło. Cameron zawył z bólu, a dementor, który zjawił się przy kratach zwrócił się w jego kierunku zwabiony jego nieszczęściem. Wam wszystkim wciąż towarzyszył chłód, bezsens i poczucie beznadziejności. Mogło wam się wydawać, że jesteście do niczego i nic dobrego wasz już nie spotka. Opuszczały was resztki szczęścia, dobrych myśli. Przeczuwaliście, że Czarny Pan będzie zawiedziony waszą postawą, ale byliście słabi.
— To jest... ukryte! — krzyknął ni to ze złości, ni z bólu, chwytając się za udo jedną ręką, drugą przyciskając do piersi. — Odkrywają sobie tą mapę dla siebie, coś piszą na niej, a potem ukrywają, nie wiem co tam się znajduje, nie jestem aurorem. Nie zostanę tutaj, nie zostanę! — Próbował wstać i chwycić Deirdre, prawdopodobnie licząc, że odzyska świstoklik. Niestety, ledwie wstał, a już upadł na ziemię, w pobliżu krat. — Więc wracaj do tych swoich bachorów, zajmij się tym, czym powinna zajmować się kobieta, zostaw mnie w spokoju — jęknął, zbierając twarz z podłogi. — Nawet jeśli mi pomożecie, umrę. Umieram już teraz, czuję to— zaszlochał, czując jeszcze większy bezsens. — Nie wiem nic więcej! — spojrzał błagalnie na Ignotusa, którego groźba wywołała w nim jeszcze większy spazm płaczu.
Morgoth, siedząc w wilczej postaci w jednej z cel Azkabanu przypomniał sobie, co czuł, gdy dowiedział się, że nie jesteś jedynym synem swoich rodziców. Wspomnienie wydawało się jeszcze bardziej bolesne niż wtedy, gdy było teraźniejszością. Ogarnął cię smutek i rozczarowanie. Alan bez zawahania wykonał polecenie Deirdre. W jego przerażonym spojrzeniu, utkwionym wprost na dementora zabłysła determinacja. Trudno mogło być wam stwierdzić, czy to strach sparaliżował uzdrowiciela, czy po raz drugi podświadomie sabotował misję śmierciożerców, lecz gdy tylko rzucił zaklęcie patronusa czas jakby zwolnił. W ułamku sekundy wszystko ucichło i zamarło, włącznie z wysysającą duszę istotą, która wcześniej skierowała swój przepastny otwór gębowy w stronę Alana. Moc płynąca z ręki Alana wprawiła w ruch do tej pory spokojne powietrze, zetknęła się z czarnomagiczną anomalią, która wypełniała Azkaban po brzegi. Nastąpiło potężne rozdarcie pomiędzy dwoma siłami, co doprowadziło znów do eksplozji mocy, tym razem większej. Wszystkich odrzuciło od Alana do tyłu. Cofnięta pod ścianę Deirdre uderzyła w nią ponownie, tym razem plecami. Twoje wątłe ciało przeszył tępy ból. Morgoth uderzył w ścianę okraszoną symbolem. Kiedy się z nią zetknął plecami, wilgotne kamienie zadygotały — mogłoby się wydawać, że z jego powodu, lecz wybuch wywołał w całym Azkabanie silne trzęsienie z trudnej do określenia przez was strony. Cameron uderzył w narożnik, a Ignotus poleciał w przód, z łoskotem upadając na ziemię.
Wybuch zatrząsł murami potwornego więzienia. Podłoga tuż obok Mulcibera zadrżała silniej, a po chwili zaczęła się zapadać. Kamienie, na których leżał Quinlan kruszyły się i spadały w dół. Jeden po drugim, aż w końcu całe ciało martwego Rycerza Walpurgii zostało wsiąknięte przez powoli powiększający się wyłom w ziemi. Trzask kamieni wypełniał waszą celę, niósł się również korytarzem, głuchym echem rozbrzmiewał ze środka dziury, jaką mieliście tuż obok siebie. Niósł się korytarzami w głąb ciemności. Przez chwilę wszyscy byliście ogłuszeni. Nie wiedzieliście nic, nie słyszeliście, a wasze błędniki szalały. Potrzebowaliście chwili, żeby dojść do siebie.
| Na odpis macie 48h.
Eliksir wielosokowy: 11/20
podkład
— To jest... ukryte! — krzyknął ni to ze złości, ni z bólu, chwytając się za udo jedną ręką, drugą przyciskając do piersi. — Odkrywają sobie tą mapę dla siebie, coś piszą na niej, a potem ukrywają, nie wiem co tam się znajduje, nie jestem aurorem. Nie zostanę tutaj, nie zostanę! — Próbował wstać i chwycić Deirdre, prawdopodobnie licząc, że odzyska świstoklik. Niestety, ledwie wstał, a już upadł na ziemię, w pobliżu krat. — Więc wracaj do tych swoich bachorów, zajmij się tym, czym powinna zajmować się kobieta, zostaw mnie w spokoju — jęknął, zbierając twarz z podłogi. — Nawet jeśli mi pomożecie, umrę. Umieram już teraz, czuję to— zaszlochał, czując jeszcze większy bezsens. — Nie wiem nic więcej! — spojrzał błagalnie na Ignotusa, którego groźba wywołała w nim jeszcze większy spazm płaczu.
Morgoth, siedząc w wilczej postaci w jednej z cel Azkabanu przypomniał sobie, co czuł, gdy dowiedział się, że nie jesteś jedynym synem swoich rodziców. Wspomnienie wydawało się jeszcze bardziej bolesne niż wtedy, gdy było teraźniejszością. Ogarnął cię smutek i rozczarowanie. Alan bez zawahania wykonał polecenie Deirdre. W jego przerażonym spojrzeniu, utkwionym wprost na dementora zabłysła determinacja. Trudno mogło być wam stwierdzić, czy to strach sparaliżował uzdrowiciela, czy po raz drugi podświadomie sabotował misję śmierciożerców, lecz gdy tylko rzucił zaklęcie patronusa czas jakby zwolnił. W ułamku sekundy wszystko ucichło i zamarło, włącznie z wysysającą duszę istotą, która wcześniej skierowała swój przepastny otwór gębowy w stronę Alana. Moc płynąca z ręki Alana wprawiła w ruch do tej pory spokojne powietrze, zetknęła się z czarnomagiczną anomalią, która wypełniała Azkaban po brzegi. Nastąpiło potężne rozdarcie pomiędzy dwoma siłami, co doprowadziło znów do eksplozji mocy, tym razem większej. Wszystkich odrzuciło od Alana do tyłu. Cofnięta pod ścianę Deirdre uderzyła w nią ponownie, tym razem plecami. Twoje wątłe ciało przeszył tępy ból. Morgoth uderzył w ścianę okraszoną symbolem. Kiedy się z nią zetknął plecami, wilgotne kamienie zadygotały — mogłoby się wydawać, że z jego powodu, lecz wybuch wywołał w całym Azkabanie silne trzęsienie z trudnej do określenia przez was strony. Cameron uderzył w narożnik, a Ignotus poleciał w przód, z łoskotem upadając na ziemię.
Wybuch zatrząsł murami potwornego więzienia. Podłoga tuż obok Mulcibera zadrżała silniej, a po chwili zaczęła się zapadać. Kamienie, na których leżał Quinlan kruszyły się i spadały w dół. Jeden po drugim, aż w końcu całe ciało martwego Rycerza Walpurgii zostało wsiąknięte przez powoli powiększający się wyłom w ziemi. Trzask kamieni wypełniał waszą celę, niósł się również korytarzem, głuchym echem rozbrzmiewał ze środka dziury, jaką mieliście tuż obok siebie. Niósł się korytarzami w głąb ciemności. Przez chwilę wszyscy byliście ogłuszeni. Nie wiedzieliście nic, nie słyszeliście, a wasze błędniki szalały. Potrzebowaliście chwili, żeby dojść do siebie.
- Symbol:
| Na odpis macie 48h.
Eliksir wielosokowy: 11/20
- Pula życia:
- Ignotus: 207/232; kara: -5
rozcięty łuk brwiowy, stłuczenia (-10)
Deirdre: 180/205; kara: -5
wstrząs, stłuczenia (-10)
Morgoth: 157/170; | wilk: 174/188
stłuczenia (-10)
Alan: 185/220 kara: -5
oparzenia po pożodze, zdarta do żywego skóra, wstrząs (-10)
Cameron: 70/210 kara: -40
zwichnięty nadgarstek, silne bóle brzucha (-50), ugryzienia (-60), stłuczenia (-10)
- Punkty poczytalności:
- Ignotus: 81/105
Deirdre: 86/110
Morgoth: 83/105
Alan: 83/105
Cameron: 86/110
- Mapka:
• Ignotus
•Deirdre
•Morgoth
• Alan
• Cameron
• Dementorzy
podkład
Ani prośby ani groźby nie działały na Camerona, a zamiast upragnionych informacji z ust mężczyzny wydostała się kolejna porcja płaczliwego bełkotu. Trójkątna mapa pozostawała więc zagadką a oni zmuszeni do działania na ślepo. Misja, której się podjęli, faktycznie była samobójstwem, nie dadzą sobie rady, oddzieleni od Ministra, umrą w ciemnych korytarzach Azkabanu. Koszmarne myśli intensyfikowały się, pożerały jakąkolwiek nadzieję - Deirdre oddychała coraz szybciej, lecz nie zdążyła nic powiedzieć, bowiem Alan spełnił przekazany mu rozkaz. A raczej spróbował go spełnić, ponownie przyczyniając się do dalszej destabilizacji magii w tym miejscu. Tym razem moc była znacznie silniejsza, huk, trzask pękających kamieni, chłód ściany, o jaką ponownie uderzyła, ciemność iskrząca pod powiekami i nieznośne echo, boleśnie roznoszące się w środku obolałej głowy. Przez chwilę nie miała pojęcia, co się właściwie stało, otumaniona i wystraszona - zamrugała gwałtownie, odzyskując choć odrobinę świadomości akurat w momencie, w jakim dziura na środku pomieszczenia powiększyła się, pochłaniając ciało Runcorna. Widok osypującego się podłoża dodał jej nowych sił, prawie natychmiast oprzytomniała, mocniej ściskając w dłoni różdżkę. Drugą dotknęła ściany i w bezpiecznym dystansie, tak szybko i delikatnie, jak potrafiła w stanie szoku po wybuchu magii, ominęła ziejącą czernią dziurę, podchodząc do zamka, otwierającego drzwi. Nie mieli czasu, zdawało się, że dementor choć odrobinę odsunął się od krat, może odepchnięty wybuchem - zerknęła na Mulcibera, upewniając się, że widzi w jego oczach przyzwolenie, po czym wyciągnęła z kieszeni odebrany wcześniej od Morgotha klucz, wpasowując go w miejsce, z nadzieją, że mechanizm zadziała. Z dwojga złego wolała minimalną szansę na przeżycie na stabilnym gruncie niż natychmiastowe skręcenie karku i rozbicie czaszki, spadając razem z podłogą w dół.
- Bennett, wyczaruj patronusa - wycedziła, nie hamując już ani strachu słyszalnego w każdej głosce ani rosnącej wściekłości, nieco pomagającej odsunąć przerażenie na drugi plan. Czuła się odpowiedzialna za porażki uzdrowiciela, jak na razie sprawił im więcej kłopotów niż w jakikolwiek sposób pomógł. Odetchnęła głębiej, upewniając się, że wciąż ma w dłoni różdżkę a wszystkie przedmioty w kieszeniach szaty - plecy pulsowały tępym bólem a przenikające ją zimno zdawało się nie do zniesienia, ale musieli działać.
- Bennett, wyczaruj patronusa - wycedziła, nie hamując już ani strachu słyszalnego w każdej głosce ani rosnącej wściekłości, nieco pomagającej odsunąć przerażenie na drugi plan. Czuła się odpowiedzialna za porażki uzdrowiciela, jak na razie sprawił im więcej kłopotów niż w jakikolwiek sposób pomógł. Odetchnęła głębiej, upewniając się, że wciąż ma w dłoni różdżkę a wszystkie przedmioty w kieszeniach szaty - plecy pulsowały tępym bólem a przenikające ją zimno zdawało się nie do zniesienia, ale musieli działać.
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
Deirdre wsunęła klucz do otworu, który na pierwszy rzut oka Morgotha pasował. Nie mylił się — klucz znalazł się w dziurce bez problemu, lecz Tsagairt musiała włożyć nieco siły w to, by go obrócić, działał opornie. Po przekręceniu go w lewą stronę zamek odblokował się powoli, z głuchym szczeknięciem, a drzwi drgnęły. Głuche skrzypienie rozeszło się po metalowych kratach, których z jakiegoś powodu dementorzy nie przekraczali.
| To tylko post uzupełniający, kolejka toczy się dalej.
| To tylko post uzupełniający, kolejka toczy się dalej.
Wszystko działo się niezwykle szybko. Pojękiwania Camerona, potem jego krzyk i kolejny wybuch magii spowodowany trafieniem na anomalię odrzucił ich ponownie na ściany i podłogę celi, brutalnie przy tym osłabiając. Pomimo otępienia, mógł wyczuć, że nie tylko to miejsce się trzęsło - wibracje dochodziły z każdego zakątka Azkabanu. Wciąż huczało mu w głowie, a nieprzenikniony smutek zaburzał jeszcze trzeźwy osąd, ale jedno było pewne - nie mogli zostać w celi. Przez pewien czas wszystko szalało i ciężko było mu chociażby ustać. Potrzebował kilku chwil żeby to opanować i zauważyć, że Tsagairt otwierała kraty celi. Cameron leżał w kącie i najwidoczniej był zbyt słaby, żeby jeszcze wstać, jednak Morgoth nie zaprzątał sobie nim głowy. Nie mógł sam chodzić, na czarowanie zapewne nie miał sił i nie zamierzali mu oddawać różdżki - sam się w to wplątał, a oni nie zamierzali brać ze sobą turystów. Niewiele myśląc, ruszył w kierunku wyjścia na korytarz i przy okazji pociągnął Bennetta za sobą, łapiąc go lekko lecz pewnie za kostkę. Uzdrowiciel był im potrzebny. Musieli się stąd wynosić czym prędzej nim i sufit zwali im się na głowy.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Przestało obchodzić mnie już nawet, że misja skończy się fiaskiem. Byłem przekonany, że porażka jest jedynym, co nas tu czeka. Gniew Czarnego Pana nie miał znaczenia - skoro tu zginiemy nie zdążymy doczekać kary, jaka na nas spadnie. Nagły wybuch posłał mnie na ziemię, w którą uderzyłem zdecydowanie zbyt boleśnie i zbyt mocno jak na mój wiek. Jęknąłem cicho, gdy zbierałem się, żeby spróbować stanąć na nogi. Posadzka pod nami się zapadała. Albo upadek bardzo, bardzo daleko, w ciemność, albo zbliżenie się do dementorów. Kiwnąłem głową Deirdre wybierając opcję numer dwa chociaż bardzo mi się nie podobała . Krata jednak ustąpiła i chcąc nie chcąc ruszyłem w jej stronę oddalając się od powiększającej się w posadzce dziury, zabierając ze sobą torbę.
- Tylko tym razem poprawnie - warknąłem do Benetta z różdżką w pogotowiu. Zaczynałem podejrzewać, że anomalie pozwalały mu jakoś obchodzić imperiusa Deirdre i działać przeciwko nam. Lepiej dla niego, żeby nie była to prawda. Nie będę miał skrupułów, by zapoznać go z dementorem nieco bliżej. Dużo bliżej. Szukałem drogi, która pozwoli nam ominąć ponurych strażników azkabanu. Z jakiegoś powodu nie wchodzili do celi. Powód ten jednak przestał mieć znaczenie, gdy nasza bezpieczna oaza została zniszczona. Pozostało nam jedynie znaleźć inne wyjście z sytuacji, uniknąć spotkania z dementorem w inny sposób niż chowając się za kratami. Przechodząc obok Deirdre chwyciłem ją za ramię i wyciągnąłem za sobą upewniając się, że nie zostanie w celi sparaliżowana uwagą dementora, który zdawał się ją sobie upodobać najbardziej. O Morgotha w ciele wilka się nie martwiłem, zwierzęta dementorów nie interesowały.
- Malesuritio - wycelowałem w Camerona wykorzystując fakt, że jeszcze nie osunął się w przepaść. Był straszliwie nieużyteczny do tej pory, czas to zmienić.
- Tylko tym razem poprawnie - warknąłem do Benetta z różdżką w pogotowiu. Zaczynałem podejrzewać, że anomalie pozwalały mu jakoś obchodzić imperiusa Deirdre i działać przeciwko nam. Lepiej dla niego, żeby nie była to prawda. Nie będę miał skrupułów, by zapoznać go z dementorem nieco bliżej. Dużo bliżej. Szukałem drogi, która pozwoli nam ominąć ponurych strażników azkabanu. Z jakiegoś powodu nie wchodzili do celi. Powód ten jednak przestał mieć znaczenie, gdy nasza bezpieczna oaza została zniszczona. Pozostało nam jedynie znaleźć inne wyjście z sytuacji, uniknąć spotkania z dementorem w inny sposób niż chowając się za kratami. Przechodząc obok Deirdre chwyciłem ją za ramię i wyciągnąłem za sobą upewniając się, że nie zostanie w celi sparaliżowana uwagą dementora, który zdawał się ją sobie upodobać najbardziej. O Morgotha w ciele wilka się nie martwiłem, zwierzęta dementorów nie interesowały.
- Malesuritio - wycelowałem w Camerona wykorzystując fakt, że jeszcze nie osunął się w przepaść. Był straszliwie nieużyteczny do tej pory, czas to zmienić.
Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss. The abyss gazes also into you.
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Ignotus Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 55
--------------------------------
#2 'k10' : 2
--------------------------------
#3 'Azkaban' :
#1 'k100' : 55
--------------------------------
#2 'k10' : 2
--------------------------------
#3 'Azkaban' :
Alan zebrał się z podłogi, otrzepując z brudu i spojrzał ze zrozumieniem na Deirdre. W jego oczach malowało się prawdziwe przerażenie, a strach niemalże paraliżował go wewnętrznie. Potrzeba zrobienia tego, co chciała była jednak silniejsza, nie mógł i nie chciał jej się przeciwstawić. Wyciągnął przed siebie różdzkę i krzyknął z całych sił:
— Expecto patronum!— z jego różdżki niczym z procy wystrzeliła błękitna smuga, która po kilku metrach przeistoczyła się w wielkiego, dostojnego rumaka, który pomknął wprost na dementora. Stwór wycofał się znacznie, lecz nie zniknął przepłoszony obecnością patronusa. Zaczaił się w ciemności, wznosząc swoje szponiaste kończyny nieco w górę. Wokół niego pojawiła się delikatna mgła. Zrobiło się też jakoś zimniej. Bennet, ciągnięty za kostkę przez Morgotha ruszył opornie w stronę wyjścia, choć strach, który go ogarnął, gdy wypowiedział inkantację na moment go wyłączył. Zaklęcie Ignotusa okazało się skuteczne. Już po chwili poczuł nagły przypływ sił, które udało mu się wyssać z Camerona. Czarodziej prawie bezwładnie opadł na podłogę, a jego pusty wzrok wpatrywał się w Mulcibera. Błagał go, by go nie zostawiał, by zabrali go ze sobą, a nie zostawiali na śmierć. Tuż po wypowiedzeniu inkantacji wydarzyło się coś, co wszyscy przeżyli przed chwilą. Rozdarcie pomiędzy anomalią, a czarną magią Ignotusa wywołało silny wstrząs, który po raz kolejny zatrząsł murami Azkabanu. Wszystkich odrzuciło od Mulcibera. Ponownie zdezorientowani i obtłuczeni, po kilku minutach otworzyliście oczy, lecz ogarniała was ciemność. W końcu zorientowaliście się, że nie jesteście w komplecie. Morgoth wciąż znajdował się w celi, z której chwilę wcześniej próbował wyciągnąć Alana, Deirdre i Ignotus znaleźli się na zimnym korytarzu, a uzdrowiciel częściowo wisiał nad zapadniętą podłogą, która stopniowo zdawała się kruszyć coraz bardziej. Kiedy wydawało się, że wszystko zaczynało cichnąć, Cameron nagle wstał na równe nogi, zupełnie tak, jakby nic mu nie dolegało, choć wyglądał jakby znajdował się na skraju życia i śmierci i pchnięty płynącą w jego żyłach adrenaliną wydostał się z celi na chwiejnych nogach i zaczął głośno krzyczeć. jego wrzask przypominał bardziej samczy jeleni ryk, jakby kogoś nawoływał, po chwili zmienił się w śmiech. Śmiech szaleńca. Dopadł go obłęd.
| Na odpis macie 48h.
Eliksir wielosokowy: 12/20
— Expecto patronum!— z jego różdżki niczym z procy wystrzeliła błękitna smuga, która po kilku metrach przeistoczyła się w wielkiego, dostojnego rumaka, który pomknął wprost na dementora. Stwór wycofał się znacznie, lecz nie zniknął przepłoszony obecnością patronusa. Zaczaił się w ciemności, wznosząc swoje szponiaste kończyny nieco w górę. Wokół niego pojawiła się delikatna mgła. Zrobiło się też jakoś zimniej. Bennet, ciągnięty za kostkę przez Morgotha ruszył opornie w stronę wyjścia, choć strach, który go ogarnął, gdy wypowiedział inkantację na moment go wyłączył. Zaklęcie Ignotusa okazało się skuteczne. Już po chwili poczuł nagły przypływ sił, które udało mu się wyssać z Camerona. Czarodziej prawie bezwładnie opadł na podłogę, a jego pusty wzrok wpatrywał się w Mulcibera. Błagał go, by go nie zostawiał, by zabrali go ze sobą, a nie zostawiali na śmierć. Tuż po wypowiedzeniu inkantacji wydarzyło się coś, co wszyscy przeżyli przed chwilą. Rozdarcie pomiędzy anomalią, a czarną magią Ignotusa wywołało silny wstrząs, który po raz kolejny zatrząsł murami Azkabanu. Wszystkich odrzuciło od Mulcibera. Ponownie zdezorientowani i obtłuczeni, po kilku minutach otworzyliście oczy, lecz ogarniała was ciemność. W końcu zorientowaliście się, że nie jesteście w komplecie. Morgoth wciąż znajdował się w celi, z której chwilę wcześniej próbował wyciągnąć Alana, Deirdre i Ignotus znaleźli się na zimnym korytarzu, a uzdrowiciel częściowo wisiał nad zapadniętą podłogą, która stopniowo zdawała się kruszyć coraz bardziej. Kiedy wydawało się, że wszystko zaczynało cichnąć, Cameron nagle wstał na równe nogi, zupełnie tak, jakby nic mu nie dolegało, choć wyglądał jakby znajdował się na skraju życia i śmierci i pchnięty płynącą w jego żyłach adrenaliną wydostał się z celi na chwiejnych nogach i zaczął głośno krzyczeć. jego wrzask przypominał bardziej samczy jeleni ryk, jakby kogoś nawoływał, po chwili zmienił się w śmiech. Śmiech szaleńca. Dopadł go obłęd.
- Mapka:
• Ignotus
•Deirdre
•Morgoth
• Alan
• Cameron
• Dementorzy
| Na odpis macie 48h.
Eliksir wielosokowy: 12/20
- Pula życia:
- Ignotus: 212/232; kara: -5
rozcięty łuk brwiowy, stłuczenia (-20)
Deirdre: 170/205; kara: -5
wstrząs, stłuczenia (-20)
Morgoth: 147/170; | wilk: 171/198
stłuczenia (-20)
Alan: 175/220 kara: -5
oparzenia po pożodze, zdarta do żywego skóra, wstrząs (-20)
Cameron: 30/210 kara: -60
zwichnięty nadgarstek, silne bóle brzucha (-50), ugryzienia (-60), stłuczenia (-20)
- Punkty poczytalności:
- Ignotus: 80/105
Deirdre: 85/110
Morgoth: 83/105
Alan: 78/105
Cameron: 85/110
Poczułem przypływ sił, po którym nagle nastąpiło kolejne trzęsienie. Straciłem równowagę, dałem jednak radę wydostać się z celi. W tym samym momencie, w którym patronus Benetta wreszcie zadziałał. Zignorowałem umierającego gdzieś tam Cmerona i po odzyskaniu orientacji wycelowałem różdżką w ścianę, na której widniał tajemniczy znak. Morgoth, który wciąż znajdował się w celi mógł przyjrzeć mu się nieco dokładniej.
- Aperacjum - wypowiedziałem nie bacząc już nawet na to, że dźwięki mogły zwrócić na nas uwagę dementora. Cameron zdawał się świetnie bawić wrzeszcząc na całe gardło. Byłem pewien, że niebawem od tego krzyku Azkaban znów zacznie się trząść.
- Aperacjum - wypowiedziałem nie bacząc już nawet na to, że dźwięki mogły zwrócić na nas uwagę dementora. Cameron zdawał się świetnie bawić wrzeszcząc na całe gardło. Byłem pewien, że niebawem od tego krzyku Azkaban znów zacznie się trząść.
Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss. The abyss gazes also into you.
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Ignotus Mulciber' has done the following action : Rzut kością
'Azkaban' :
'Azkaban' :
Bennett tym razem jednak nie zawiódł, a zaklęcie patronusa, które wyczarował zmazało z niego chociaż odrobinę obraz sabotażysty w oczach członków grupy. Mimo wszystko Morgoth nie miał pojęcia jaki cudem mężczyzna przywołał najcieplejsze wspomnienie w Azkabanie i zdołał unieść wagę tego wyjątkowego zaklęcia. Nie było jednak na to czasu i musieli czym prędzej się wynosić poza obręb rozpadającej się celi. Jednym uchem usłyszał jak Mulciber rzucił czar na Camerona, skuteczny jak skuteczny, lecz niosący za sobą pewnego rodzaju poświęcenie. Znów magia jakby na chwilę zastygła, zmroziła się, by wybuchnąć z większą siłą i uderzyć w znajdujących się niedaleko czarodzieja ludzi. Ponowna dekoncentracja i świszczenie w uszach były równie paskudne co wcześniej, jednak tym razem zaklęcie lumos zgasło, co na pewno stanowiło dla ludzkiego oka wyzwanie. Zanim jednak zdążył się rozejrzeć, Cameron podniósł się niczym inny człowiek i wybiegł na korytarz, a za nim poniósł się opętańczy śmiech. Już nie miał im się przydać. Nie był godny uwagi, bo Morgoth usłyszał znajomy głos. Ignotus rzucał kolejne zaklęcie na ich znak. Jeśli cokolwiek jeszcze ów symbol mógł im powiedzieć to właśnie teraz. Yaxley wyminął więc Bennetta, który wciąć tkwił nad zapadnią i zbliżył się do znaku, uważając, by nie zlecieć na dół wraz z kamieniami, które raz po raz się obsuwały. To była ich ostatnia szansa na dostrzeżenie sensu w aurorskich gryzmołach, dlatego wbił wzrok w rysunek, czekając na to, aż zaklęcie przyniesie jakieś skutki.
|spostrzegawczość
|spostrzegawczość
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Wybrzeże
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda