Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda
Wybrzeże
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Wybrzeże
Nad nadmorskim brzegiem zachwyca nade wszystko krajobraz, słońce, gdy zachodzi, mieni się w czarnej morskiej wodzie feerią barw pomimo porywistego wiatru. Wody wokół jednak nie są bezpieczne, oprócz bogatych ławic śledzi i makreli, zamieszkują je też płaszczki, zdarzają się niekiedy zagubione kałamarnice i samotne skorpeny. Nad wodą można czasem zaobserwować wynurzające się ogony morskich węży. Biała magia uformowana w błędne ogniki, które topią się w wodzie nadaje temu miejscu wyjątkowej atmosfery. Wybrzeże jest nierówne, piaski gdzieniegdzie formują się w wydmy, pomiędzy którymi częściowo ukryta jest przysypana piachem wąska szczelina. Wypełniona jest wilgotnym, mokrym piachem, ale w ciepłe dni piach się usypuje głębiej, a każdy śmiałek, który w nią wejdzie może utknąć.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 26.09.22 18:42, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Sophia Carter' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 1
'k100' : 1
Zgodnie z niepisanym powiedzeniem, które kiedyś usłyszał od Matta - pieprzyć subtelność. - Skamander pomknął w stronę kata przy akompaniamencie wypowiadanego czaru, chrzęstu otwieranego bociana i własnego, pulsującego gniewu. Moc zaklęcia szarpnęła ciałem na tyle gwałtownie, ze niemal zapowietrzył się, gdy najpierw pęd wyrwał mu oddech, potem ból przypalanej skóry wypluł jego resztki. nie krzyknął, w sekundowej refleksji zagryzając zęby, akurat w momencie, gdy uderzał silnie o ciało przeciwnika. Pociemniało mu w oczach, gdy zderzył się z głową kata, ale pierwotne zamierzeni, osiągnął. Impet był na tyle silny, by powalić czarnoksiężnika i na tyle mocny, by liczyć, chociaż na chwilę otępienia.
Zerwał się pospiesznie podpierając kolanem, ignorując fale bólu, które atakowały ciało. Nie zastanawiając się mocno, pierwszym co zrobił to rzucił się w stronę powalonego wroga, dosłownie przygniatając go własnym ciałem, starając się kolanem przygwoździć rękę, w które dzierżył pogrzebacz (przesuwam się dosłownie na pole, na którym znajduje się Monroe) - A mnie, pamiętasz, gnido? - niemal wywarczał, w końcu dając ujście tłumionym wyrazom, które cisnęły się już w momencie, w którym rozpoznał mężczyznę, przypominając zbyt wyraźnie katowskie sceny, które zastał, odkrywając kryjówkę mordercy. W tej jednej chwili pozwolił sobie, by kumulowany gniew błysnął w pociemniałych oczach aurora. Prawdopodobnie, narażał się właśnie na dodatkowy atak, ale wyciągnął dłoń w stronę wiszącej wciąż Sophii - Diffindo - nie próbował być cicho, działał impulsem, bez namysłu, chrapliwie, wykorzystując krótki moment, jaki otrzymał po upadku. Celem były trzymające aurorkę więzy, dopóki te krępowały jej dłonie, nie mogła za wiele zrobić - Uwolnij Jessę! - rzucił na wydechu, wracając uwagą do powalonego przeciwnika. Wiedział, że chwila nieuwagi mogła kosztować go wiele, ale potrzebował swoich towarzyszy wolnych. Musieli wyrwać się z więzienia i znaleźć Piersa, gdziekolwiek teraz się znajdował. Myśl, że chłopiec znajdował się teraz w niebezpieczeństwie, dręczyła go. Obiecał go chronić i miał zamiar dotrzymać obietnicy, nawet jeśli miał przedzierać się przez więzienne kraty za każdym razem. Gdzie znajdowali się pozostali?
Zerwał się pospiesznie podpierając kolanem, ignorując fale bólu, które atakowały ciało. Nie zastanawiając się mocno, pierwszym co zrobił to rzucił się w stronę powalonego wroga, dosłownie przygniatając go własnym ciałem, starając się kolanem przygwoździć rękę, w które dzierżył pogrzebacz (przesuwam się dosłownie na pole, na którym znajduje się Monroe) - A mnie, pamiętasz, gnido? - niemal wywarczał, w końcu dając ujście tłumionym wyrazom, które cisnęły się już w momencie, w którym rozpoznał mężczyznę, przypominając zbyt wyraźnie katowskie sceny, które zastał, odkrywając kryjówkę mordercy. W tej jednej chwili pozwolił sobie, by kumulowany gniew błysnął w pociemniałych oczach aurora. Prawdopodobnie, narażał się właśnie na dodatkowy atak, ale wyciągnął dłoń w stronę wiszącej wciąż Sophii - Diffindo - nie próbował być cicho, działał impulsem, bez namysłu, chrapliwie, wykorzystując krótki moment, jaki otrzymał po upadku. Celem były trzymające aurorkę więzy, dopóki te krępowały jej dłonie, nie mogła za wiele zrobić - Uwolnij Jessę! - rzucił na wydechu, wracając uwagą do powalonego przeciwnika. Wiedział, że chwila nieuwagi mogła kosztować go wiele, ale potrzebował swoich towarzyszy wolnych. Musieli wyrwać się z więzienia i znaleźć Piersa, gdziekolwiek teraz się znajdował. Myśl, że chłopiec znajdował się teraz w niebezpieczeństwie, dręczyła go. Obiecał go chronić i miał zamiar dotrzymać obietnicy, nawet jeśli miał przedzierać się przez więzienne kraty za każdym razem. Gdzie znajdowali się pozostali?
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 51
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
#1 'k100' : 51
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
Nic. Kompletna pustka w głowie. Może to rzeczywiście nie ma żadnego związku z tamtą książką, może wszystko, co dzieje się dookoła, jest po prostu jednym, niewytłumaczalnym szaleństwem. Koszmarem, z którego kiedyś się obudzimy. Być może. Kręcę głową, ale po chwili bardzo tego żałuję, bo oko zaczyna mocniej boleć podczas gwałtownych ruchów. Fantastycznie. Mam ochotę pozabijać ich wszystkich, bo działają mi mocno na nerwy, głównie swoimi durnymi minami, ale staram się uspokoić. Koncentracja na książce właściwie pomogła, nawet jeżeli nie tak, jak tego chciałem. Nie przypomniałem sobie nic znaczącego, ale przynajmniej uspokoiłem oddech. Po raz kolejny zacisnąłem zęby, po czym zamknąłem zdrowe oko; to drugie wolałem zostawić w spokoju, żeby nie pogarszać sytuacji. Wdech i wydech, Lupin. To, że zostawiam sprawę w rękach Skamandera to aż prosi się o dramatyczne poczucie beznadziei, ale cóż. Nie jestem za bardzo w pozycji do zmiany czegokolwiek. Nie mogę użyć różdżki ani miotły, rąk ani nóg, więc jestem do niczego. Chociaż ciężko jest mi się do tego przyznać przed samym sobą. Nienawidzę bezczynności. Jednak jedyne, co teraz mogę, to nieporadnie dreptać za resztą. Skoro plan Tonksa z uwolnieniem mnie nie powiódł się, to nie pozostaje mi nic innego. Szlag niech to wszystko trafi.
I don't know
how to deal with serious emotions
without turning them
into a fucking joke
how to deal with serious emotions
without turning them
into a fucking joke
Randall Lupin
Zawód : były policjant, kurs aurorski zawieszony
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Don't get attached.
Don't get attached.
Don't get attached.
Don't get attached.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
ANTHONY, RANDALL, GABRIEL
Anthony, Randall i Gabriel przemknęli pomiędzy wciąż nieruchomymi dementorami i udali się wgłąb ciemnego korytarza; próbowaliście odejść jak najdalej od tych istot i choć łańcuchy spowalniały kroki zarówno Gabriela, jak i Randalla, nie mieliście innego wyjścia. Korytarz wiódł zimną drogą aż do kolejnych ciężkich wrót, za którymi rozciągały się korytarze zewsząd otoczone celami. Przeważająca ich większość była pusta, zniszczona, czarne smugi makabrycznie zdobiły kamienne ściany, a kraty cel wydawały się powyginane, spalone lub wręcz wyrwane siłą potężnego wybuchu. W wielu z tych cel leżały rozkładające się zwłoki, a do was powrócił swąd, który czuliście na samym początku. Anomalia zrujnowała Azkaban doszczętnie i choć każdy spośród więzionych tu czarodziejów bez wątpienia zasługiwał na najgorszy los, widok wciąż był przerażający - pokazywał potęgę gnieżdżącej się tutaj mocy. W dosłownie kilku minionych celach dostrzegliście żywych ludzi - choć trudno było ich tak nazwać, bez rąk, bez nóg, musieli pożerać sami siebie, by przeżyć: zaślinieni, z szaleństwem w oczach, miotający się jak zwierzęta, którymi w istocie się stali. Niektórzy z nich wydawali się spaczeni anomalią - dotknięci nią mocniej przypominali już nie ludzi, a upiory; nagie czaszki lśniły w półmroku jaśniejszych cel. Wszędzie na posadzkach wiły się też czarne pnącza, niekiedy stawały się pulsować, poruszać, jak zaraza powoli pożerająca całe to miejsce.
Zaklęcie rzucone przez Anthony'ego wyzwoliło ręce Gabriela, mógł swobodnie sięgnąć po magię: w momencie, kiedy jego promień trafiał aurora, coś jednak poszło inaczej niż zwykle. Bez wątpienia za sprawą anomalii promień rozszczepił się, a wiązka uderzyła w bok korytarza, rozświetlając jedną z pustych cel. Dostrzegliście w niej Piersa. Na dziecku w tym wieku upływ czasu jest niesamowicie widoczny, chłopiec był dużo mniejszy, z pewnością młodszy; Gabriel szacował, że o rok, Anthony, że o dwa, Randallowi trudniej było to wyczuć. Siedział na zniszczonej dziś pryczy z nosem spuszczonym na kwintę, naprzeciw niego stał czarodziej okryty czarnym płaszczem, stojący do was tyłem. Chłopiec kręcił głową, prosił, płakał, ale jego opiekun pozostał niewzruszony; w końcu na jego twarzy pojawiła się złość i wściekłość, coś błysnęło, może wizja, namacalna potężna moc zaczęła gromadzić się przy dłoniach chłopca, zupełnie jakby czerpał siłę ze wszystkiego wokół - poczuliście to na sobie samych, czerpał ze zniszczenia, zepsucia, lodowatej aury lewitujących dementorów, czerpał z was samych, jak dementor - wyciągał z was wszystko, co związane wciąż było z wiarą i nadzieją. Krzyknął - nie słyszeliście tego, widzieliście ruchy jego ust - a moc eksplodowała, znikając razem z wizją zakrzywionej czasoprzestrzeni oraz towarzyszącym wam dziwnym poczuciem; cela zaś ponownie zaszła ciemnością i nie widzieliście jej wnętrza.
Promień zaklęcia uderzył dopiero, gdy ten sen na jawie przeminął; brzdęk kajdan odbił się echem, a Gabriel mógł skorzystać z oswobodzonych rąk. Bezskutecznie - Randall wciąż tkwił spętany. Wy poczuliście jednak, że temperatura zaczęła się - nagle - gwałtownie obniżać, a wam zaczął towarzyszyć trudny do zidentyfikowania niepokój.
Zakończony dziecięcym, chłopięcym krzykiem, choć w pierwszej chwili mogła najść was nadzieja, że był to Piers - nadzieja ta została bez wątpienia prędko rozmyta; z naprzeciwka biegł duch dziecka - na oko w wieku podobnym do Piersa z wizji. Wyczulony słuch pozwolił Gabrielowi stwierdzić z całą pewnością, że coś biegło za duchem szybkim truchtem - owe coś skryte było jednak w mroku i zbliżało się szybko.
JESSA, SAMUEL, SOPHIA
Sophia próbowała uwolnić ręce i tym razem przynajmniej pozornie poszło jej znacznie lepiej, nadgarstki prześlizgnęły się przez splot i aurorka już mogła poczuć powiew wolności, gdy więzy, niewspierane jej dłońmi, zacieśniły się ponownie, nim spadła - na jej trzech palcach; poczuła niewyobrażalny ból i być może groziłoby jej okaleczenie, gdyby nie szybka i sprawna interwencja Samuela, który odciął Carter ze sznura i tym samym ocalił jej palce - promień zaklęcia, który mknął ku Sophii nagle rozszczepił się pod wpływem anomalii - jedna jego wiązka uderzyła w bok, wywołując przedziwną marę Piersa. Zarówno Sophia, jak i Samuel, mieli wrażenie, że zatrzymał się dla nich czas. Sophia zastygła gdzieś w trakcie upadku, Samuel nie czuł pod sobą oddechu Monroe'a, żadne z nich nie słyszało nawet trzasku w pobliskim palenisku wewnątrz kamiennego kominka. Zupełnie jakby coś zawiesiło was na ułamek sekundy zdając się być jednak wiecznością w innym czasie, ale nie przestrzeni.
Chłopiec wydawał się namacalny, żywy, realny, młodszy jednak od chłopca, którego przetransportowaliście tego dnia do Azkabanu. Samuel mógł oszacować, że chłopiec mógł być dwa lata młodszy, Sophia - że rok, zapewne prawda znajdowała się gdzieś pośrodku. Chłopiec obwiązany był liną podobną tą, która wiązała Sophię, szarpał się, krzykał i płakał, ale nikt go nie słuchał. Ktoś podszedł - nie widzieliście twarzy - kopnął go w brzuch, chłopiec upadł, przewrócił się i umilknął, ale wkrótce otworzył oczy - morderczo wściekłe; jego sylwetkę przysłonił dziwny czarny błysk, sznur przeobraził się w pnącza podobne tym, po których stąpaliście, po czym rozpadł się na strzępy. Piers powoli wstawał na nogi, coś krzyknął, wyciągnął ręce, a tajemnicza sylwetka dorosłego mężczyzny upadła z łoskotem - gdy tylko uderzył ciałem o posadzkę, dziwna wizja zaczynał się przerzedzać i wkrótce zniknęła całkiem. Czas znów zaczął płynąć.
Sophia zgrabnie spadła na posadzkę na ugięte nogi. Sznur pozostawił na jej nadgarstkach i palcach sine ślady, ale poza bólem i dyskomfortem - nie dolegało jej nic poważniejszego. Skoncentrowany na towarzyszce Samuel nie był w stanie włożyć aż tyle wysiłku, by unieruchomić więźnia - poczuł napięte mięśnie pod sobą - nie zdołał utrzymać ramienia mężczyzny, który wypchnął pogrzebacz w brzuch aurora (siła ciosu).
- Skamander - syknął - zabiję cię...
Samuel, Sophia, możecie w tej turze wykonać dwie akcje (w jednym lub dwóch postach), jeśli potrzebny będzie wam post uzupełniający mistrza gry, należy krzyczeć do mg.
Jessa: 216/236 (15 - poparzenia, 5 - psychiczne)
Anthony: 219/249 (15 - poparzenia, 10 - tłuczone, 5 - cięte)
Sophia: 184/244 (35 - poparzenia, 10 - tłuczone, 5 - cięte, 10 - osłabienie); kara: -10
Randall: 167/232 (60 - tłuczone, 5 - cięte); -10; -15 do zaklęć wymagających celowania ( złamany oczodół, wylew krwi do oka)
Gabriel: 225/240 (10 - tłuczone, 5 - cięte)
Samuel: 193/266 (10 - tłuczone, 5 - cięte, 28 - szarpane, 15 - tłuczone, 15 - poparzenia); kara: -10
Artur: 92/242 (50 - cięte, 30 - tłuczone, 70 - szarpane); kara: -40
Samuel wykorzystana moc Zakonu 1/5
Anthony, Randall i Gabriel przemknęli pomiędzy wciąż nieruchomymi dementorami i udali się wgłąb ciemnego korytarza; próbowaliście odejść jak najdalej od tych istot i choć łańcuchy spowalniały kroki zarówno Gabriela, jak i Randalla, nie mieliście innego wyjścia. Korytarz wiódł zimną drogą aż do kolejnych ciężkich wrót, za którymi rozciągały się korytarze zewsząd otoczone celami. Przeważająca ich większość była pusta, zniszczona, czarne smugi makabrycznie zdobiły kamienne ściany, a kraty cel wydawały się powyginane, spalone lub wręcz wyrwane siłą potężnego wybuchu. W wielu z tych cel leżały rozkładające się zwłoki, a do was powrócił swąd, który czuliście na samym początku. Anomalia zrujnowała Azkaban doszczętnie i choć każdy spośród więzionych tu czarodziejów bez wątpienia zasługiwał na najgorszy los, widok wciąż był przerażający - pokazywał potęgę gnieżdżącej się tutaj mocy. W dosłownie kilku minionych celach dostrzegliście żywych ludzi - choć trudno było ich tak nazwać, bez rąk, bez nóg, musieli pożerać sami siebie, by przeżyć: zaślinieni, z szaleństwem w oczach, miotający się jak zwierzęta, którymi w istocie się stali. Niektórzy z nich wydawali się spaczeni anomalią - dotknięci nią mocniej przypominali już nie ludzi, a upiory; nagie czaszki lśniły w półmroku jaśniejszych cel. Wszędzie na posadzkach wiły się też czarne pnącza, niekiedy stawały się pulsować, poruszać, jak zaraza powoli pożerająca całe to miejsce.
Zaklęcie rzucone przez Anthony'ego wyzwoliło ręce Gabriela, mógł swobodnie sięgnąć po magię: w momencie, kiedy jego promień trafiał aurora, coś jednak poszło inaczej niż zwykle. Bez wątpienia za sprawą anomalii promień rozszczepił się, a wiązka uderzyła w bok korytarza, rozświetlając jedną z pustych cel. Dostrzegliście w niej Piersa. Na dziecku w tym wieku upływ czasu jest niesamowicie widoczny, chłopiec był dużo mniejszy, z pewnością młodszy; Gabriel szacował, że o rok, Anthony, że o dwa, Randallowi trudniej było to wyczuć. Siedział na zniszczonej dziś pryczy z nosem spuszczonym na kwintę, naprzeciw niego stał czarodziej okryty czarnym płaszczem, stojący do was tyłem. Chłopiec kręcił głową, prosił, płakał, ale jego opiekun pozostał niewzruszony; w końcu na jego twarzy pojawiła się złość i wściekłość, coś błysnęło, może wizja, namacalna potężna moc zaczęła gromadzić się przy dłoniach chłopca, zupełnie jakby czerpał siłę ze wszystkiego wokół - poczuliście to na sobie samych, czerpał ze zniszczenia, zepsucia, lodowatej aury lewitujących dementorów, czerpał z was samych, jak dementor - wyciągał z was wszystko, co związane wciąż było z wiarą i nadzieją. Krzyknął - nie słyszeliście tego, widzieliście ruchy jego ust - a moc eksplodowała, znikając razem z wizją zakrzywionej czasoprzestrzeni oraz towarzyszącym wam dziwnym poczuciem; cela zaś ponownie zaszła ciemnością i nie widzieliście jej wnętrza.
Promień zaklęcia uderzył dopiero, gdy ten sen na jawie przeminął; brzdęk kajdan odbił się echem, a Gabriel mógł skorzystać z oswobodzonych rąk. Bezskutecznie - Randall wciąż tkwił spętany. Wy poczuliście jednak, że temperatura zaczęła się - nagle - gwałtownie obniżać, a wam zaczął towarzyszyć trudny do zidentyfikowania niepokój.
Zakończony dziecięcym, chłopięcym krzykiem, choć w pierwszej chwili mogła najść was nadzieja, że był to Piers - nadzieja ta została bez wątpienia prędko rozmyta; z naprzeciwka biegł duch dziecka - na oko w wieku podobnym do Piersa z wizji. Wyczulony słuch pozwolił Gabrielowi stwierdzić z całą pewnością, że coś biegło za duchem szybkim truchtem - owe coś skryte było jednak w mroku i zbliżało się szybko.
JESSA, SAMUEL, SOPHIA
Sophia próbowała uwolnić ręce i tym razem przynajmniej pozornie poszło jej znacznie lepiej, nadgarstki prześlizgnęły się przez splot i aurorka już mogła poczuć powiew wolności, gdy więzy, niewspierane jej dłońmi, zacieśniły się ponownie, nim spadła - na jej trzech palcach; poczuła niewyobrażalny ból i być może groziłoby jej okaleczenie, gdyby nie szybka i sprawna interwencja Samuela, który odciął Carter ze sznura i tym samym ocalił jej palce - promień zaklęcia, który mknął ku Sophii nagle rozszczepił się pod wpływem anomalii - jedna jego wiązka uderzyła w bok, wywołując przedziwną marę Piersa. Zarówno Sophia, jak i Samuel, mieli wrażenie, że zatrzymał się dla nich czas. Sophia zastygła gdzieś w trakcie upadku, Samuel nie czuł pod sobą oddechu Monroe'a, żadne z nich nie słyszało nawet trzasku w pobliskim palenisku wewnątrz kamiennego kominka. Zupełnie jakby coś zawiesiło was na ułamek sekundy zdając się być jednak wiecznością w innym czasie, ale nie przestrzeni.
Chłopiec wydawał się namacalny, żywy, realny, młodszy jednak od chłopca, którego przetransportowaliście tego dnia do Azkabanu. Samuel mógł oszacować, że chłopiec mógł być dwa lata młodszy, Sophia - że rok, zapewne prawda znajdowała się gdzieś pośrodku. Chłopiec obwiązany był liną podobną tą, która wiązała Sophię, szarpał się, krzykał i płakał, ale nikt go nie słuchał. Ktoś podszedł - nie widzieliście twarzy - kopnął go w brzuch, chłopiec upadł, przewrócił się i umilknął, ale wkrótce otworzył oczy - morderczo wściekłe; jego sylwetkę przysłonił dziwny czarny błysk, sznur przeobraził się w pnącza podobne tym, po których stąpaliście, po czym rozpadł się na strzępy. Piers powoli wstawał na nogi, coś krzyknął, wyciągnął ręce, a tajemnicza sylwetka dorosłego mężczyzny upadła z łoskotem - gdy tylko uderzył ciałem o posadzkę, dziwna wizja zaczynał się przerzedzać i wkrótce zniknęła całkiem. Czas znów zaczął płynąć.
Sophia zgrabnie spadła na posadzkę na ugięte nogi. Sznur pozostawił na jej nadgarstkach i palcach sine ślady, ale poza bólem i dyskomfortem - nie dolegało jej nic poważniejszego. Skoncentrowany na towarzyszce Samuel nie był w stanie włożyć aż tyle wysiłku, by unieruchomić więźnia - poczuł napięte mięśnie pod sobą - nie zdołał utrzymać ramienia mężczyzny, który wypchnął pogrzebacz w brzuch aurora (siła ciosu).
- Skamander - syknął - zabiję cię...
Samuel, Sophia, możecie w tej turze wykonać dwie akcje (w jednym lub dwóch postach), jeśli potrzebny będzie wam post uzupełniający mistrza gry, należy krzyczeć do mg.
Jessa: 216/236 (15 - poparzenia, 5 - psychiczne)
Anthony: 219/249 (15 - poparzenia, 10 - tłuczone, 5 - cięte)
Sophia: 184/244 (35 - poparzenia, 10 - tłuczone, 5 - cięte, 10 - osłabienie); kara: -10
Randall: 167/232 (60 - tłuczone, 5 - cięte); -10; -15 do zaklęć wymagających celowania ( złamany oczodół, wylew krwi do oka)
Gabriel: 225/240 (10 - tłuczone, 5 - cięte)
Samuel: 193/266 (10 - tłuczone, 5 - cięte, 28 - szarpane, 15 - tłuczone, 15 - poparzenia); kara: -10
Artur: 92/242 (50 - cięte, 30 - tłuczone, 70 - szarpane); kara: -40
Samuel wykorzystana moc Zakonu 1/5
Przez moment nasłuchiwałem pod drzwiami, starając się jak najwięcej wyłapać. Choćby strzępki informacji, okruchy, które wskażą mi drogę. Odruchowo moja ręka powędrowała do pasa, gdzie zazwyczaj nosiłem różdżkę. No tak, pustka, w tym temacie nic się nie zmieniło.
- Spróbujemy się przekraść tym korytarzem - szepnąłem do mojego towarzysza, siląc się na pozory pewności siebie. - Trzymaj się mnie, to może jakoś stąd wyjdziemy. Dasz radę? - zapytałem z pewną troską, widząc jak chwieje się na nogach.
Nie traciłem jednak czujności. Chwilowo byliśmy pozornymi sojusznikami, jechaliśmy na tym samym wózku. Wystarczyła jednak chwila, żeby wszystko się zmieniło. Nie lubiłem dostawać nożem w plecy.
Powoli, żeby nie narobić niepotrzebnego hałasu, próbuję otworzyć drzwi. Jeśli się powiodło ruszam przed siebie, wykorzystując głośniejsze dźwięki do chwilowego przyspieszenia kroków.
| Ukrywanie się II
- Spróbujemy się przekraść tym korytarzem - szepnąłem do mojego towarzysza, siląc się na pozory pewności siebie. - Trzymaj się mnie, to może jakoś stąd wyjdziemy. Dasz radę? - zapytałem z pewną troską, widząc jak chwieje się na nogach.
Nie traciłem jednak czujności. Chwilowo byliśmy pozornymi sojusznikami, jechaliśmy na tym samym wózku. Wystarczyła jednak chwila, żeby wszystko się zmieniło. Nie lubiłem dostawać nożem w plecy.
Powoli, żeby nie narobić niepotrzebnego hałasu, próbuję otworzyć drzwi. Jeśli się powiodło ruszam przed siebie, wykorzystując głośniejsze dźwięki do chwilowego przyspieszenia kroków.
| Ukrywanie się II
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Artur Longbottom' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 20
'k100' : 20
Nie odnajdywał przyjemności w tej plątaninie szaleństwa w której obsadzał się na równi z faktycznymi sędziami. Miał jednak cel. Mieli. Tylko ta myśl sprawiała, że zmusił ciało do tego by się poruszyło i przecisnęło się między kolumną dementorów. Były to napełniające trwogą zjawy, lecz to widok ostałych w celach więźniów napełniał prawdziwą trwogą. Okaleczeni przez samych siebie w ludożerczym akcie desperacji miotali się w nieludzkich zrywach. Nie wiadomo po co i na co zmuszali się do przedłużania własnej agonii. Obłąkani, pozbawieni tego co ludzkie. Choć utożsamiali te cechy nim tu trafili to co zrobiło z nimi to miejsce...
Odwrócił wzrok od nich i od wijących się lepkich pnączy czarnej magii nie chcąc stracić obranego kursu, którym parł wraz z towarzyszami. Cieszył się, że ci nie komentowali nijak tego jak ich potraktował i najwyraźniej zdawali sobie sprawę z tego, że to była konieczność. Cisza ze strony Randalla go zaskoczyła. Nie tracąc chwili spróbował oswobodzić Gabriela. Chociaż mu się to powiodło, wywołana magia uległa dziwnemu załamaniu przywołując coś na wzór...przeszłości? Piers którego widział był młodszy od tego, którego poszukiwał. Pochylała się nad nim zakapturzona w czerń postać, która zmusiła chłopca do jakiegoś rodzaju oddziaływania na otoczenie przypominające nieco wpływ dementorów, lecz na na inną, większą skalę. A może to skojarzenie przyszło później. Po tym jak łańcuchy opadły, po tym, jak po skórze przebiegł chłodny dreszcz, a umysł został zmącony przez niepokój...
- Sezam Materio - nie tracąc czasu rzucił więc w kierunku kajdan na dłoniach Randalla, chwilę potem poniósł się krzyk, a on dostrzegł lewitującego(?) na przeciw nim dziecięcego ducha tak bardzo złudnie przypominającego początkowo Piersa. Nie wydawał się być zagrożeniem, lecz Skamander nie mógł odnieść wrażenia, że:
- ...coś jest nie tak...
Odwrócił wzrok od nich i od wijących się lepkich pnączy czarnej magii nie chcąc stracić obranego kursu, którym parł wraz z towarzyszami. Cieszył się, że ci nie komentowali nijak tego jak ich potraktował i najwyraźniej zdawali sobie sprawę z tego, że to była konieczność. Cisza ze strony Randalla go zaskoczyła. Nie tracąc chwili spróbował oswobodzić Gabriela. Chociaż mu się to powiodło, wywołana magia uległa dziwnemu załamaniu przywołując coś na wzór...przeszłości? Piers którego widział był młodszy od tego, którego poszukiwał. Pochylała się nad nim zakapturzona w czerń postać, która zmusiła chłopca do jakiegoś rodzaju oddziaływania na otoczenie przypominające nieco wpływ dementorów, lecz na na inną, większą skalę. A może to skojarzenie przyszło później. Po tym jak łańcuchy opadły, po tym, jak po skórze przebiegł chłodny dreszcz, a umysł został zmącony przez niepokój...
- Sezam Materio - nie tracąc czasu rzucił więc w kierunku kajdan na dłoniach Randalla, chwilę potem poniósł się krzyk, a on dostrzegł lewitującego(?) na przeciw nim dziecięcego ducha tak bardzo złudnie przypominającego początkowo Piersa. Nie wydawał się być zagrożeniem, lecz Skamander nie mógł odnieść wrażenia, że:
- ...coś jest nie tak...
Find your wings
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 19
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
#1 'k100' : 19
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
Gabriel starał się puścić w niepamięć spotkanie z więźniami. Jednakże - chociaż oczywiście nie postąpiłby w ten sposób - teraz miał ochotę do nich wrócić, kiedy jego oczom ukazały się kreatury, które kiedyś można było nazwać człowiekiem. Doprowadzeni na skraj obłędu więźniowie nie przypominali już istot ludzkich, a raczej monstra stworzone przez to miejsce, przez anomalię, która wstrząsnęła całym magicznym światem, a swoje źródło miała właśnie tutaj. Z pewnością od tego momentu w zupełnie inny sposób będzie patrzył i rozumiał pojęcie szaleństwa. Do tego pory zupełnie inny obraz pokazywał się w jego głowie, gdy ktoś mówił o człowieku obłąkanym.
Zaklęcie wysłane w jego stronę rozszczepiło się, przenosząc ich do pewnego momentu z przeszłości? Tak mu się przynajmniej wydawało. Piers siedział w jednej z cel, a raczej chłopiec, którym był jeszcze rok temu? Tak mu się wydawało. Obserwował jak strach, który na początku widział w postawie chłopca przeradza się w furię, a ta, wysysając moc z wszystkiego co go otaczało eksploduje. Gdyby ktoś go poprosił to nie umiałby opisać słowami tego, co w tej chwili go spotkało. Z niemałego otępienia wybudził go brzdęk kajdan opadających na kamienną posadzkę.
Wtedy usłyszeli krzyk dobiegający z głębi korytarza. Ten z pewnością należał do chłopca - Gabriel miał nadzieję, że był to Piers, któremu udało się ich odnaleźć. Szybko jednak zwątpił w to, widząc złudnie podobną do dziecka zjawę. Chwilę zastygł w bezruchu. - Coś go goni - rzekł zdecydowanie do swoich towarzyszy, reagując na przepuszczenie Skamandera jakoby coś miało być nie tak. W tym miejscu wszystko było nie tak. Zareagował niemalże od razu, wycelował różdżką przed siebie, starał się oczyścić umysł i znaleźć w tym mroku trochę światła. - Expecto Patronum - wypowiedział zdecydowanym głosem, mając nadzieję, że zaklęcie się powiedzie i świetlisty sokół odpowie na wezwanie Tonksa. Czuł, że potrzebował go bardziej niż kiedykolwiek wcześniej i być może kiedykolwiek późńiej.
Zaklęcie wysłane w jego stronę rozszczepiło się, przenosząc ich do pewnego momentu z przeszłości? Tak mu się przynajmniej wydawało. Piers siedział w jednej z cel, a raczej chłopiec, którym był jeszcze rok temu? Tak mu się wydawało. Obserwował jak strach, który na początku widział w postawie chłopca przeradza się w furię, a ta, wysysając moc z wszystkiego co go otaczało eksploduje. Gdyby ktoś go poprosił to nie umiałby opisać słowami tego, co w tej chwili go spotkało. Z niemałego otępienia wybudził go brzdęk kajdan opadających na kamienną posadzkę.
Wtedy usłyszeli krzyk dobiegający z głębi korytarza. Ten z pewnością należał do chłopca - Gabriel miał nadzieję, że był to Piers, któremu udało się ich odnaleźć. Szybko jednak zwątpił w to, widząc złudnie podobną do dziecka zjawę. Chwilę zastygł w bezruchu. - Coś go goni - rzekł zdecydowanie do swoich towarzyszy, reagując na przepuszczenie Skamandera jakoby coś miało być nie tak. W tym miejscu wszystko było nie tak. Zareagował niemalże od razu, wycelował różdżką przed siebie, starał się oczyścić umysł i znaleźć w tym mroku trochę światła. - Expecto Patronum - wypowiedział zdecydowanym głosem, mając nadzieję, że zaklęcie się powiedzie i świetlisty sokół odpowie na wezwanie Tonksa. Czuł, że potrzebował go bardziej niż kiedykolwiek wcześniej i być może kiedykolwiek późńiej.
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Gabriel Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 76
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
#1 'k100' : 76
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
Dopóki mógł działać, dopóki klatka nie trzymała jego ciała w swoich szponach, dopóki nie był pozbawiony możliwości, nie poddawał się analizie szaleństwa, które wokół dudniło. Wspomnienie wędrówki po Hogwarckich błoniach, walka z niby-lwem piekielna (dosłownie) opowieść w roli głównej, wciąż urywkami umykało, próbując wpasować się w rzeczywistość, jaką zastali. Ale z każda mijającą chwilą upewniał się, że aktualne wydarzenia miały miejsce realnie. Być może podsycane fałszywą powłoką, ale Skamander odsuwał podszepty daleko od siebie, tak jak dziwny wizg i szepty anomalii, szukającej chłopca. Musieli znaleźć go przed nią.
Nie patrzył na efekt czaru, gdy wyciągnął dłoń, czuł jednak, jak moc kumuluje się i uwalnia. Sophia musiała być wolna, a Skamander miał przed sobą coś dużo bardziej zajmującego uwagę. Zanim jednak ciemne ślepia zmierzył z tymi, należącymi do wroga - czas zgubił się, zatrzymując wszystko na jednej scenie, która odsłoniła się cieniami... przeszłości? Niewidzialna pętla zacisnęła się w piersi, gdy widział, jak Piersa sięgają kopniaki. Unieruchomiony, mógł tylko patrzeć, jak dziecięce spojrzenie zmienia się z tego, wykrzywionego płaczem i bólem, w coś bardziej mrocznego. Czy widział wyrwany fragment z przeszłości chłopca, tortur, które przeżył. Czemu służyły? Zwykłe skurwysyństwo, czy wyzwolić miały tłumioną moc?
Tak szybko, jak obraz pojawił się, równie pospiesznie rozmył, wracając rzeczywistość do zastałego wcześniej toru. Mignięcie chwili, które nagłym napięciem działam które przygniatał, zmusiło go do nagłej reakcji. Pogrzebacz niebezpiecznie szybko i blisko wyrwał się z ujęcia, którym Skamander starał się zatrzymać Monroe'a - Próbuj - wysyczał przez zęby, by chwile potem rozcapierzyć dłoń - Protego - rzucił na kolejnym wydechu. Próba uniku, czy kontry nie wchodziła w grę. Musiał postawić na magię i gdy jedna inkantacja umknęła z ust, na języku pojawiła się kolejna ignorująca świadomość, czy próba obrony wyszła, czy też ból zaciskał szczęki. Potrafił go znosić - Petrificus Totalus - niemal uderzył o pierś kata, ale tylko dla upustu dudniącej w uszach adrenaliny. Nie musiał go nawet dotknąć, by magia uderzyła obleczonego w ludzkie ciało mordercę. gdyby mógł, pięścią przypomniałby o karze, jaka miał otrzymać. Cokolwiek przeżył w Azkabanie - zasłużył po stokroć, a kara miała trwać o wiele dłużej.
obniżone st pertryfikusa
Nie patrzył na efekt czaru, gdy wyciągnął dłoń, czuł jednak, jak moc kumuluje się i uwalnia. Sophia musiała być wolna, a Skamander miał przed sobą coś dużo bardziej zajmującego uwagę. Zanim jednak ciemne ślepia zmierzył z tymi, należącymi do wroga - czas zgubił się, zatrzymując wszystko na jednej scenie, która odsłoniła się cieniami... przeszłości? Niewidzialna pętla zacisnęła się w piersi, gdy widział, jak Piersa sięgają kopniaki. Unieruchomiony, mógł tylko patrzeć, jak dziecięce spojrzenie zmienia się z tego, wykrzywionego płaczem i bólem, w coś bardziej mrocznego. Czy widział wyrwany fragment z przeszłości chłopca, tortur, które przeżył. Czemu służyły? Zwykłe skurwysyństwo, czy wyzwolić miały tłumioną moc?
Tak szybko, jak obraz pojawił się, równie pospiesznie rozmył, wracając rzeczywistość do zastałego wcześniej toru. Mignięcie chwili, które nagłym napięciem działam które przygniatał, zmusiło go do nagłej reakcji. Pogrzebacz niebezpiecznie szybko i blisko wyrwał się z ujęcia, którym Skamander starał się zatrzymać Monroe'a - Próbuj - wysyczał przez zęby, by chwile potem rozcapierzyć dłoń - Protego - rzucił na kolejnym wydechu. Próba uniku, czy kontry nie wchodziła w grę. Musiał postawić na magię i gdy jedna inkantacja umknęła z ust, na języku pojawiła się kolejna ignorująca świadomość, czy próba obrony wyszła, czy też ból zaciskał szczęki. Potrafił go znosić - Petrificus Totalus - niemal uderzył o pierś kata, ale tylko dla upustu dudniącej w uszach adrenaliny. Nie musiał go nawet dotknąć, by magia uderzyła obleczonego w ludzkie ciało mordercę. gdyby mógł, pięścią przypomniałby o karze, jaka miał otrzymać. Cokolwiek przeżył w Azkabanie - zasłużył po stokroć, a kara miała trwać o wiele dłużej.
obniżone st pertryfikusa
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 31
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
--------------------------------
#3 'k100' : 24
--------------------------------
#4 'Anomalie - Azkaban' :
#1 'k100' : 31
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
--------------------------------
#3 'k100' : 24
--------------------------------
#4 'Anomalie - Azkaban' :
Jest strasznie. To znaczy, to wolne przemieszczanie się. Jestem zły, cholernie zły, że nie mogę nic zrobić. Idę jak jakaś owca na rzeź, zupełnie bez sensu. Powinienem móc coś zrobić, zareagować, ale jedne, co mogę, to powłóczyć nogami wraz za innymi. Rozdrażniony, obolały. Zerkam co jakiś czas to na Skamandera, to na Tonksa, będąc ciekawym jaki mają dalszy plan. Zakładam, że nie zamierzamy się zamknąć w celach.
Byłoby to cholernie obrzydliwe patrząc na to, co mijamy. Na ten smród. Rozkładające się zwłoki, nie da się tego pomylić z żadnym innym odorem. Krzywię twarz w grymasie odrazy, ale nic poza tym. Staram się nie patrzeć na ogarniętych szaleństwem więźniów oraz martwe ciała, chociaż jest to cholernie trudne. No, może odrobinę łatwiejsze odkąd na jedno oko widzę tak mocno średnio, że tak się wyrażę. Podwójnie, co prawda, ale wciąż kiepsko.
Jak urzeczony patrzę w dziwną wizję, która chyba jest efektem działań anomalii, tak mi się wydaje. Nie jest ona zbyt dobra, niestety. Z drugiej strony nie spodziewałbym się niczego innego po Azkabanie, no przecież. Potrząsam głową, chcąc się uwolnić z kolejnej spirali negatywnych myśli, która nakręca się samoistnie. Fakt, że prawdopodobnie zbliżają się dementorzy, tacy realni i groźni, wcale nie polepsza stanu psychiki. A ja nie mogę nic zrobić. Nic, tylko iść i się patrzeć, chociaż nawet to drugie jest znacząco utrudnione.
Jednak w momencie, w którym Antek postanawia mi pomóc z kajdanami, odczuwam prawdziwą ulgę. Kiwam głową w krótkim geście podziękowań, po czym rozprostowuję nadgarstki. Merlinie, to bolało. - Expecto patronum - próbuję więc, chociaż jeśli mam być szczery, to nie wierzę w powodzenie tego planu. Muszę jednak spróbować, bo sęk w tym, że robi się niebezpiecznie. Biegające duchy, zimna atmosfera pełna zniechęcenia, czyhające wszędzie zagrożenia. Przyda się biała magia. W każdej postaci, nawet jeśli w moim stanie czarowanie to jedna wielka niewiadoma. W każdym razie staram się myśleć pozytywnie, o przeszłości, która przecież nie była taka zła. Jeśli cofnąć się w czas dzieciństwa, to wszystko wtedy było takie proste. Lekkie. Przyjemne. To miłe wspomnienia. Nawet jeśli nie dość silne, to wciąż przyjemne. Taka iskra nadziei wśród ciemności więzienia, destrukcji oraz bezsensu. Dobrze jest na chwilę oderwać myśli.
Byłoby to cholernie obrzydliwe patrząc na to, co mijamy. Na ten smród. Rozkładające się zwłoki, nie da się tego pomylić z żadnym innym odorem. Krzywię twarz w grymasie odrazy, ale nic poza tym. Staram się nie patrzeć na ogarniętych szaleństwem więźniów oraz martwe ciała, chociaż jest to cholernie trudne. No, może odrobinę łatwiejsze odkąd na jedno oko widzę tak mocno średnio, że tak się wyrażę. Podwójnie, co prawda, ale wciąż kiepsko.
Jak urzeczony patrzę w dziwną wizję, która chyba jest efektem działań anomalii, tak mi się wydaje. Nie jest ona zbyt dobra, niestety. Z drugiej strony nie spodziewałbym się niczego innego po Azkabanie, no przecież. Potrząsam głową, chcąc się uwolnić z kolejnej spirali negatywnych myśli, która nakręca się samoistnie. Fakt, że prawdopodobnie zbliżają się dementorzy, tacy realni i groźni, wcale nie polepsza stanu psychiki. A ja nie mogę nic zrobić. Nic, tylko iść i się patrzeć, chociaż nawet to drugie jest znacząco utrudnione.
Jednak w momencie, w którym Antek postanawia mi pomóc z kajdanami, odczuwam prawdziwą ulgę. Kiwam głową w krótkim geście podziękowań, po czym rozprostowuję nadgarstki. Merlinie, to bolało. - Expecto patronum - próbuję więc, chociaż jeśli mam być szczery, to nie wierzę w powodzenie tego planu. Muszę jednak spróbować, bo sęk w tym, że robi się niebezpiecznie. Biegające duchy, zimna atmosfera pełna zniechęcenia, czyhające wszędzie zagrożenia. Przyda się biała magia. W każdej postaci, nawet jeśli w moim stanie czarowanie to jedna wielka niewiadoma. W każdym razie staram się myśleć pozytywnie, o przeszłości, która przecież nie była taka zła. Jeśli cofnąć się w czas dzieciństwa, to wszystko wtedy było takie proste. Lekkie. Przyjemne. To miłe wspomnienia. Nawet jeśli nie dość silne, to wciąż przyjemne. Taka iskra nadziei wśród ciemności więzienia, destrukcji oraz bezsensu. Dobrze jest na chwilę oderwać myśli.
I don't know
how to deal with serious emotions
without turning them
into a fucking joke
how to deal with serious emotions
without turning them
into a fucking joke
Randall Lupin
Zawód : były policjant, kurs aurorski zawieszony
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Don't get attached.
Don't get attached.
Don't get attached.
Don't get attached.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
The member 'Randall Lupin' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 95
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
#1 'k100' : 95
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
Wybrzeże
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda