Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda
Źródło
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Źródło
Wyspa Azkabanu przeszła ostatnim czasem wiele, od wybuchu anomalii i opanowaniu ją przez złe czarnoksięskie moce aż do ostatecznego oczyszczenia tego miejsca białą magią Zakonu Feniksa. Nierówności terenu popękały, w wielu miejscach wypuszczając strumienie jasnej, mieniącej się wody ocenianej przez czarodziejów nie tylko jako zdatną do picia: białe moce, które w całości przeniknęły w ziemię Azkabanu, nadały jej leczniczych właściwości. Przywraca siły, usuwa zatrucia, przyśpiesza gojenie się ran. Najzdrowsza jest woda spływająca bezpośrednio ze skał - te, które połączą się z gruntem i rzekami uciekają do obmywającego wyspę morza przeważnie są już zanieczyszczone. Zdobycie jej wymaga zanurzenia się w rzece i podpłynięcia pod niewielki wodospad lub wspięcia się na wyboiste skały. W pobliżu największego ze źródeł pojawia się dużo ptaków, a w powietrzu błądzą cząstki białej magii przypominające ogromne świetliki; przeważnie w okolicy jest cicho i spokojnie.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 16.07.19 20:07, w całości zmieniany 3 razy
Czy to jemu brakło sił, czy też może dementorzy po prostu zupełnie nie zwracali uwagi na ich szarpaninę - w sumie nie miało to znaczenia. Lodowate, oślizgłe i pokryte liszajami ramię wciąż zaciskało się na jego ręce, niczym kajdany, po raz kolejny pętające go wbrew jego woli. Zimno, wcześniej powoli przeciekające do jego umysłu, teraz niemal całkowicie go zmroziło. Przed oczami widział czarny atrament, zupełnie jakby kaptur dementora przysłonił mu cały widok. Nie mógł oddychać - strach, który chwycił go za gardło, sprawił, że Craig po prostu zapomniał jak się nabiera tchu.
Wiedział, gdzie go ciągną. W jego gardle wezbrał sprzeciw, dziki krzyk chciał się wyrwać na wolność, ale nie dał rady - jego gardło było zaciśnięte na supeł, zamarznięte na kość. Nie słyszał nawet krzyków Sigrun, gdyż jego umysł skupił się tylko na jednej, jedynej myśli:
Zaraz zginę.
Bał się, tak cholernie się bał. A jednak nie był w stanie wykrzesać z siebie ani iskry sprzeciwu. Posłusznie, bezwiednie, niczym dziecko, dał się prowadzić w przejście, tak naprawdę wcale nie widząc drogi. Gdy razem z dementorem znaleźli się we wnętrzu więzienia, na jednym z balustrad, wcale nie zrobiło mu się lepiej. W momencie w którym tuż przed jego twarzą przeleciał jakiś człowiek (czyjeś ciało?), Craig był już niemal pewien, że właśnie tutaj przyjdzie mu dokonać żywota. Jego dusza zostanie wyssana, a zezwłok rzucony do wodnego wiru niczym jakiś śmieć.
TO NIE TAK SIĘ MIAŁO SKOŃCZYĆ!
Wygrzebując z siebie ostatnie resztki sił, Craig spróbował wyrwać się z uścisku dementora, ciągnąc jednocześnie z powrotem w stronę przejścia. Wolał nie ryzykować upadku do tej wody!
Wiedział, gdzie go ciągną. W jego gardle wezbrał sprzeciw, dziki krzyk chciał się wyrwać na wolność, ale nie dał rady - jego gardło było zaciśnięte na supeł, zamarznięte na kość. Nie słyszał nawet krzyków Sigrun, gdyż jego umysł skupił się tylko na jednej, jedynej myśli:
Zaraz zginę.
Bał się, tak cholernie się bał. A jednak nie był w stanie wykrzesać z siebie ani iskry sprzeciwu. Posłusznie, bezwiednie, niczym dziecko, dał się prowadzić w przejście, tak naprawdę wcale nie widząc drogi. Gdy razem z dementorem znaleźli się we wnętrzu więzienia, na jednym z balustrad, wcale nie zrobiło mu się lepiej. W momencie w którym tuż przed jego twarzą przeleciał jakiś człowiek (czyjeś ciało?), Craig był już niemal pewien, że właśnie tutaj przyjdzie mu dokonać żywota. Jego dusza zostanie wyssana, a zezwłok rzucony do wodnego wiru niczym jakiś śmieć.
TO NIE TAK SIĘ MIAŁO SKOŃCZYĆ!
Wygrzebując z siebie ostatnie resztki sił, Craig spróbował wyrwać się z uścisku dementora, ciągnąc jednocześnie z powrotem w stronę przejścia. Wolał nie ryzykować upadku do tej wody!
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Craig Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 28
'k100' : 28
Towarzysz nie odpowiedział w żaden sposób na nawoływanie Sigrun. Odkąd tylko zniknął w przejściu jedyne co słyszała to cisza, bowiem chwilę po przybyciu dementorów więźniowie ucichli, odsunęli się od krat i zniknęli w swoich ciemnych celach. Przejście się zamknęło. Zabarykadowały je stalowe kraty, które wysunęły się ze ściany. W przypływie paniki, dzięki buzującym jeszcze emocjom czarownica wyszarpała się dementorowi. Nie mogła jednak czuć radości wyswobodzeniem się ze szpon istoty gorszej od śmierci. Nie było od niej ucieczki. Dementor szykował się do złożenia pocałunku, odebrania jej duszy.
Craigowi nie udało się wyswobodzić. Szpony dementora nie tylko zaciskały się na jego ramieniu, ale prowadziły go i to z zaskakującą łatwością. Niemoc była olbrzymia, zniechęcenie i brak nadziei odwodziło od prób ucieczki. Nie spodziewał się, że na drugim końcu ktoś celował w niego różdżką, a po chwili przemienił go w gęś. Od razu runął na ziemię, próbując przyzwyczaić się do nowej sytuacji. Wszystko, co chciał powiedzieć zmieniało się w gęganie, jego wzrok był w tych ciemnościach dość średni, nie potrafił wypatrzyć ani postaci ani tym bardziej twarzy po drugiej stronie, widział za to ruch i przemykające cienie. Dementor, który przy nim stał od razu stracił nim zainteresowanie i szybko przeleciał w kierunku centrum więzienia.
W tej samej chwili fale uderzyły o mury głucho, woda zabulgotała, a ze środka, z wodnego wiru wystrzeliła w górę woda. Choć daleko było do niej, ostatnie krople wzniosły się na wysokość minus dwunastego piętra. Cokolwiek to było, Craig czuł na swoim ciele promieniowanie, dziwną energię, której w żaden sposób nie rozumiał - temat anomalii i dziwów związanych z magią kompletnie go ominął. Przez chwilę czuł za to okropny ból, jakby chciał się wydostać z ciała, które do niego nie pasowało, było zbyt ciasne i utrudniało mu oddychanie. Dziwne wrażenie szybko jednak minęło. Znajdująca się po drugiej stronie muru Rookwood również poczuła lekkie drgania. Dementor uniósł się wyżej i zwrócił ku ścianie, w której przejściu zniknął Burke. Ściany dookoła przestały być równe i gładkie. Przypominały cienką jak skóra powierzchnię, pod którą gotuje się woda. Bulgotania spod spodu były widoczne. Podobnie działo się z podłogą, która wpierw zrobiła się dziwnie ciepła, a po chwili miękka i sypka. Stojąc na dwóch nogach Sigrun zapadała się w podłodze, która choć z kamienia, zaczęła przypominać piasek. Wszystko wskazywało na to, że cały korytarz, który miała w zasięgu wzroku dotknęła podobna anomalia, a każdy przestąpiony przez nią krok będzie spowolniony i będzie wciągał ją w dół. Gdyby spróbowała uderzyć pięścią w podłogę, lub skoczyć na nią, prawdopodobnie zapadłaby się głębiej. Sigrun nie wiedziała jak grube są mury Azkabanu ani co czai się po drugiej stronie, na dole.
| Na odpis macie 48h.
Craig, od tej pory piszesz wyłącznie w temacie korytarz zachodni. To, co od tej pory dzieje się z w tym wątku Cię już nie dotyczy.
Sigrun, Twoja sytuacja się nie zmienia. Grasz sam na sam z Mistrzem Gry.
Craigowi nie udało się wyswobodzić. Szpony dementora nie tylko zaciskały się na jego ramieniu, ale prowadziły go i to z zaskakującą łatwością. Niemoc była olbrzymia, zniechęcenie i brak nadziei odwodziło od prób ucieczki. Nie spodziewał się, że na drugim końcu ktoś celował w niego różdżką, a po chwili przemienił go w gęś. Od razu runął na ziemię, próbując przyzwyczaić się do nowej sytuacji. Wszystko, co chciał powiedzieć zmieniało się w gęganie, jego wzrok był w tych ciemnościach dość średni, nie potrafił wypatrzyć ani postaci ani tym bardziej twarzy po drugiej stronie, widział za to ruch i przemykające cienie. Dementor, który przy nim stał od razu stracił nim zainteresowanie i szybko przeleciał w kierunku centrum więzienia.
W tej samej chwili fale uderzyły o mury głucho, woda zabulgotała, a ze środka, z wodnego wiru wystrzeliła w górę woda. Choć daleko było do niej, ostatnie krople wzniosły się na wysokość minus dwunastego piętra. Cokolwiek to było, Craig czuł na swoim ciele promieniowanie, dziwną energię, której w żaden sposób nie rozumiał - temat anomalii i dziwów związanych z magią kompletnie go ominął. Przez chwilę czuł za to okropny ból, jakby chciał się wydostać z ciała, które do niego nie pasowało, było zbyt ciasne i utrudniało mu oddychanie. Dziwne wrażenie szybko jednak minęło. Znajdująca się po drugiej stronie muru Rookwood również poczuła lekkie drgania. Dementor uniósł się wyżej i zwrócił ku ścianie, w której przejściu zniknął Burke. Ściany dookoła przestały być równe i gładkie. Przypominały cienką jak skóra powierzchnię, pod którą gotuje się woda. Bulgotania spod spodu były widoczne. Podobnie działo się z podłogą, która wpierw zrobiła się dziwnie ciepła, a po chwili miękka i sypka. Stojąc na dwóch nogach Sigrun zapadała się w podłodze, która choć z kamienia, zaczęła przypominać piasek. Wszystko wskazywało na to, że cały korytarz, który miała w zasięgu wzroku dotknęła podobna anomalia, a każdy przestąpiony przez nią krok będzie spowolniony i będzie wciągał ją w dół. Gdyby spróbowała uderzyć pięścią w podłogę, lub skoczyć na nią, prawdopodobnie zapadłaby się głębiej. Sigrun nie wiedziała jak grube są mury Azkabanu ani co czai się po drugiej stronie, na dole.
- Mapka:
• Craig
• Sigrun
• Więźniowie
• Dementorzy
- Życie jest nobelon:
- Żywotność:
Craig: 75/226 (-40) - dwa ludzkie zęby głęboko wbite w łydkę; stłuczenia (-5); (-5 cięte)
Sigrun: 180/215 (-5)
Punkty poczytalności:
Craig: 43/100
Sigrun: 75/105
| Na odpis macie 48h.
Craig, od tej pory piszesz wyłącznie w temacie korytarz zachodni. To, co od tej pory dzieje się z w tym wątku Cię już nie dotyczy.
Sigrun, Twoja sytuacja się nie zmienia. Grasz sam na sam z Mistrzem Gry.
Szarpała się jak opętana ze wszystkich swoich sił, wytężając każdy mięsień do wysiłku, całą swoją silną wolę na tym, by jakimś cudem wyrwać się z uścisku szponów upiornej istoty, której przerażająco zimny oddech czuła na karku. Wrzeszczała cały czas, pod wpływem silnych emocji, wyrzucając z siebie wymyślne przekleństwa, nie bacząc na to, że w niczym jej to nie pomoże. W chwilach gniewu nie potrafiła milczeć. Nakręcała samą siebie, emocje stawały się coraz silniejsze, wzmagał je strach, a w żyłach krążyło coraz więcej adrenaliny. Szarpnęła się jeszcze raz i poczuła, jak szpony puszczają jej ramiona.
Wyrwała się natychmiast do przodu, wiedziona instynktem samozachowawczym, przed samym jej nosem z murów wysunęły się metalowe kraty, odcinając drogę ucieczki. Wrzasnęła przeciągle, wściekła, rozjuszona, z całej tej niemocy i strachu drżała na całym ciele. Czuła się jak przerażone zwierzę uwięzione w sidłach, nie mające najmniejszych szans na przeżycie, lecz desperacko próbujące się uwolnić. Dementor zbliżał się ku niej, obudziły się w niej najgorsze przeczucia, spodziewała się pocałunku, cofnęła się więc o krok, gdy nagle... Podłoga pod jej stopami zadrżała, a mury w okół zaczęły się zmieniać.
Rozejrzała się wkoło zdezorientowana, dostrzegając jak dziwną fakturę przybrała ściana, poczuła, że stopy zapadły się w podłodze jak w rozgrzanym, miękkim piachu. Nie mogła znaleźć się jeszcze niżej w Azkabanie: inaczej nigdy jej nie znajdą. Uczepiła się desperacko myśli, że Śmierciożercy powinni być już w Azkabanie - to nie była myśl ani szczęśliwa, ani nieszczęśliwa, a fakt, który utrzymywał ją jeszcze przy chęci działania.
-BURKE? - wrzasnęła w stronę krat - BURKE, SŁYSZYSZ MNIE? - cisza ją przerażała.
Stojąc przodem do krat przejścia, w którym zniknął dementor z Craigiem, rzuciła się w swoje prawo, do ściany, by naprzeć dłońmi na ścianę - była tak cienka i podobna do podłogi. Miała nadzieję, że jeśli zapadała się w niej, to i ściana ulegnie pod wpływem mocnego nacisku jej dłoni. Oparła więc ręce o ścianę i napierała na nią z całych sił. Nie chciała zostawać tutaj sama.
Wyrwała się natychmiast do przodu, wiedziona instynktem samozachowawczym, przed samym jej nosem z murów wysunęły się metalowe kraty, odcinając drogę ucieczki. Wrzasnęła przeciągle, wściekła, rozjuszona, z całej tej niemocy i strachu drżała na całym ciele. Czuła się jak przerażone zwierzę uwięzione w sidłach, nie mające najmniejszych szans na przeżycie, lecz desperacko próbujące się uwolnić. Dementor zbliżał się ku niej, obudziły się w niej najgorsze przeczucia, spodziewała się pocałunku, cofnęła się więc o krok, gdy nagle... Podłoga pod jej stopami zadrżała, a mury w okół zaczęły się zmieniać.
Rozejrzała się wkoło zdezorientowana, dostrzegając jak dziwną fakturę przybrała ściana, poczuła, że stopy zapadły się w podłodze jak w rozgrzanym, miękkim piachu. Nie mogła znaleźć się jeszcze niżej w Azkabanie: inaczej nigdy jej nie znajdą. Uczepiła się desperacko myśli, że Śmierciożercy powinni być już w Azkabanie - to nie była myśl ani szczęśliwa, ani nieszczęśliwa, a fakt, który utrzymywał ją jeszcze przy chęci działania.
-BURKE? - wrzasnęła w stronę krat - BURKE, SŁYSZYSZ MNIE? - cisza ją przerażała.
Stojąc przodem do krat przejścia, w którym zniknął dementor z Craigiem, rzuciła się w swoje prawo, do ściany, by naprzeć dłońmi na ścianę - była tak cienka i podobna do podłogi. Miała nadzieję, że jeśli zapadała się w niej, to i ściana ulegnie pod wpływem mocnego nacisku jej dłoni. Oparła więc ręce o ścianę i napierała na nią z całych sił. Nie chciała zostawać tutaj sama.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Więźniowie Azkabanu byli przyzwyczajeni do krzyków rozpaczy, bólu, gniewu i nienawiści, które niosły się korytarzami, gdy wprowadzano nowych mieszkańców tego parszywego miejsca. Niektórzy z nich zatykali uszy, inni patrzeli z zainteresowaniem, jeszcze inni w ogóle utracili kontakt z otoczeniem przez spędzony tutaj czas. Więźniowie, którzy znajdowali się w pobliżu nie byli inni. Kiedy Sigrun krzyczała patrzeli na nią w ten sam sposób, co wcześniej, tuż przed tym, gdy postanowili wywołać hałas. Dementor, który wcześniej tkwił nieruchomo, zawrócił i ruszył korytarzem, w stronę którego początkowo zmierzała Rookwood. Została sama, lecz anomalia w tym miejscu nie pozwoliła jej na normalne funkcjonowanie. Sigrun nie wiedziała ile czasu upłynęło odkąd ją umieszczono w więzieniu, nie wiedziała, czy Śmierciożercy dotarli do Azkabanu, ani czy z niego już nie uciekli. Wiedziała, że ich głównym celem był Elijah Bagman, kimkolwiek miał być ów więzień.
Kiedy naparła dłońmi na ścianę, ta ustąpiła. Czuła ciepło, które stopniowo zamieniało się w gorąc, im głębiej wciskała dłonie. Pomiędzy palcami cały czas czuła przesypujący się wrzący kamień, który w końcu zaczął ją parzyć.
— Hej! Tutaj! Znam Craiga Burke'a, Tristana Rosiera, Giovannę Borgię, Deirdre Tsagairt, Mulcibera, Avery'ego. Wiem kim są, musisz przyjść mi pomóc! — krzyczał ktoś. Jego głos brzmiał gładko, nie przypominał ochrypłych głosów starych więźniów, dobiegał z lewej strony korytarza.
| Na odpis masz 48h.
Kiedy naparła dłońmi na ścianę, ta ustąpiła. Czuła ciepło, które stopniowo zamieniało się w gorąc, im głębiej wciskała dłonie. Pomiędzy palcami cały czas czuła przesypujący się wrzący kamień, który w końcu zaczął ją parzyć.
— Hej! Tutaj! Znam Craiga Burke'a, Tristana Rosiera, Giovannę Borgię, Deirdre Tsagairt, Mulcibera, Avery'ego. Wiem kim są, musisz przyjść mi pomóc! — krzyczał ktoś. Jego głos brzmiał gładko, nie przypominał ochrypłych głosów starych więźniów, dobiegał z lewej strony korytarza.
- Mapka:
• Craig
• Sigrun
• Więźniowie
• Dementorzy
- Życie jest nobelon:
- Żywotność:
Sigrun: 180/215 (-5)
Punkty poczytalności:
Sigrun: 74/105
| Na odpis masz 48h.
Nic nie przynosiło jej ulgi. Ani przekleństwa, ani wrzask. Wciąż tak samo była jednocześnie rozedrgana wściekła i przerażona obecnością dementora, przez którego w głowie pojawiały się ponure myśli i przykre wspomnienia. Desperacko starała się je zepchnąć na skraj jaźni, odepchnąć od siebie, skupiając się na próbie odnalezienia wyjścia z potrzasku, w którym się znalazła. Ile minęło już czasu? Nie potrafiła stwierdzić. Czy to tej nocy Śmierciożercy mieli dotrzeć do Azkabanu? A może już po wszystkim? Burke zniknął, równie dobrze mógł być już na wolności.
Nie zamierzała się jednak poddawać. Naciskała na ścianę dotąd, aż nie zaczęła parzyć. Dopiero wówczas cofnęła dłonie, które były na ten moment jej jedyną bronią. Poparzona, poraniona nie miała najmniejszych szans, by spróbować znaleźć wyjście... Bądź Elijah Bagmana, który miał być celem Śmierciożerców.
Cofnęła się od ściany i wrzasnęła jeszcze raz: - BURKE?! - nie wiedziała po co, lecz jeśli jeszcze ją usłyszał... Powinna była trzymać go blisko siebie. W końcu to on był drugim z celów misji.
Uwagę Rookwood zwrócił jednak głos, a wypowiadane przezeń nazwiska sprawiły, że odwróciła głowę natychmiast. Wymienił nazwiska Śmierciożerców i Borgii, również służącej Czarnemu Panu. Kim był?
Zaczęła iść w lewą stronę korytarza.
- Skąd ich znasz? Kim jesteś? Twoje nazwisko? Dlaczego miałabym ci pomóc? - zażądała stanowczo odpowiedzi, próbując dostrzec w ciemnościach jak najwięcej.
spostrzegawczość
Nie zamierzała się jednak poddawać. Naciskała na ścianę dotąd, aż nie zaczęła parzyć. Dopiero wówczas cofnęła dłonie, które były na ten moment jej jedyną bronią. Poparzona, poraniona nie miała najmniejszych szans, by spróbować znaleźć wyjście... Bądź Elijah Bagmana, który miał być celem Śmierciożerców.
Cofnęła się od ściany i wrzasnęła jeszcze raz: - BURKE?! - nie wiedziała po co, lecz jeśli jeszcze ją usłyszał... Powinna była trzymać go blisko siebie. W końcu to on był drugim z celów misji.
Uwagę Rookwood zwrócił jednak głos, a wypowiadane przezeń nazwiska sprawiły, że odwróciła głowę natychmiast. Wymienił nazwiska Śmierciożerców i Borgii, również służącej Czarnemu Panu. Kim był?
Zaczęła iść w lewą stronę korytarza.
- Skąd ich znasz? Kim jesteś? Twoje nazwisko? Dlaczego miałabym ci pomóc? - zażądała stanowczo odpowiedzi, próbując dostrzec w ciemnościach jak najwięcej.
spostrzegawczość
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 28
'k100' : 28
Kiedy Sigrun ruszyła w lewo, dostrzegła więźnia, do którego należał ów głos. Był ubrany w te same łachy co ona, również był pozbawiony butów. Przyciskał dłonie do krat, zaciskając na nich kurczowo palce. Twarz przybliżył do korytarza, gdy się zbliżała. Nie wyglądał na starego czarodzieja, był raczej w średnim wieku, choć zaniedbany zarost, który powoli przekształcał się w króciutką czarną brodę mógł go postarzać. Miał ciemne włosy, przerażone i podkrążone oczy, był wychudzony, ale zdawał się być jeszcze całkiem świadomy tego, co się dzieje dookoła.
— Słyszałem, jak wołałaś. Burke… Czy on tu jest? Czy jest tu z tobą, czy go zabrali?!— spytał drżącym, zlęknionym głosem i przycisnął twarz do krat, próbując dostrzec jak najwięcej korytarza, z którego szła. Oddychał szybko, gwałtownie. — Powiem ci jak się nazywam, jak mnie wypuścisz. Teraz. W Azkabanie dzieje się znów coś dziwnego, od pewnego czasu się to zdarza, coraz częściej, coraz silniej. Kraty są ciepłe, chodź tu, dotknij ich i poczuj — wyciągnął rękę przez kraty i pomachał nią, żeby się zbliżyła. — Możemy je rozciągnąć, sam nie mam tyle siły. Wszystko ci powiem. Znam Toma Riddle’a, Czarnego Pana, ale musimy stąd uciec, zanim dementorzy nas dopadną. Ostatnio wyciągają więźniów z cel, nie składają na nich swojego pocałunku tylko zaciągają gdzieś i już stamtąd nie wracają. Proszę, musisz mi pomóc! — zaskomlał, siłując się z kratami, które zgodnie z tym co mówił, były gorące i lekko drgnęły pod wpływem jego prób. Jeśli Sigrun zdecyduje się podejść bliżej, zobaczy również, że w innym miejscu również jedna z rur jest wygięta w bok.
| Na odpis masz 24h.
— Słyszałem, jak wołałaś. Burke… Czy on tu jest? Czy jest tu z tobą, czy go zabrali?!— spytał drżącym, zlęknionym głosem i przycisnął twarz do krat, próbując dostrzec jak najwięcej korytarza, z którego szła. Oddychał szybko, gwałtownie. — Powiem ci jak się nazywam, jak mnie wypuścisz. Teraz. W Azkabanie dzieje się znów coś dziwnego, od pewnego czasu się to zdarza, coraz częściej, coraz silniej. Kraty są ciepłe, chodź tu, dotknij ich i poczuj — wyciągnął rękę przez kraty i pomachał nią, żeby się zbliżyła. — Możemy je rozciągnąć, sam nie mam tyle siły. Wszystko ci powiem. Znam Toma Riddle’a, Czarnego Pana, ale musimy stąd uciec, zanim dementorzy nas dopadną. Ostatnio wyciągają więźniów z cel, nie składają na nich swojego pocałunku tylko zaciągają gdzieś i już stamtąd nie wracają. Proszę, musisz mi pomóc! — zaskomlał, siłując się z kratami, które zgodnie z tym co mówił, były gorące i lekko drgnęły pod wpływem jego prób. Jeśli Sigrun zdecyduje się podejść bliżej, zobaczy również, że w innym miejscu również jedna z rur jest wygięta w bok.
- Mapka:
• Sigrun
• Więźniowie
• Dementorzy
- Życie jest nobelon:
- Żywotność:
Sigrun: 180/215 (-5)
Punkty poczytalności:
Sigrun: 73/105
| Na odpis masz 24h.
Zbliżywszy się do celi ujrzała młodego mężczyznę z zaniedbanym zarostem, po nim, wychudzonym ciele i podkrążonych oczach wywnioskowała, że spędził tu już chwilę, lecz zarazem niezbyt długą - patrzył i wypowiadał się zdecydowanie zbyt przytomnie, świadomie. To i fakt, iż wymienił nazwiska Rycerzy Walpurgii, kiedy usłyszał nazwisko Burke wzbudziły jej czujność.
- Nie ma go tu - odpowiedziała spokojnie, zgodnie z prawdą, bo przecież Craiga zabrał dementor.
Nie rozumiała dlaczego pyta o Burke'a z takim lękiem, lecz dalsze jego słowa, wymienienie nazwiska Czarnego Pana, sprawiły że zatrzymała się, a mięśnie spięły się jeszcze bardziej. Zaczęła intensywnie zastanawiać kim może być - musiał wszak należeć do szeregów Rycerzy Walpurgii, skoro znał ich członków i imię Czarnego Pana, tyle że... Jak śmiał je wypowiadać? Cofnęła się w pamięci do spotkania, które miało miejsce w La Fantasmagorie na początku maja, kiedy to dowiedziała się o osadzeniu Burke. Pamiętała też dlaczego został osadzony - z powodu zdrady. A zdrajca, jak powiedział Ramsey Mulciber, również gnił w więzieniu.
Czyżby...?
Znała jedynie nazwisko Crispina Russela, nie miała pojęcia ani jak wygląda, ani ile ma lat. Nie była pewna, czy więzień przed nią był własnie nią. Dlaczego jednak był aż tak zlękniony? Dlaczego nie chciał wyjawić jej swego nazwiska? Na miejscu zdrajcy również by się bała. Za zdradę płaci się śmiercią. Nawet jeśli Śmierciożerców nie było jeszcze, albo już ich tu nie było, w Azkabanie, nie miała zamiaru odpuścić - nawet jeśli więzień nie okaże się Russelem, nie poczuje się winna. Jeśli tak - zginie tu z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku wobec Czarnego Pana. Najpierw musiała go jednak z tej celi wyciągnąć...
- Zabrał go dementor, pewnie już składa swój pocałunek - powiedziała spokojnie, nie kłamała, bo przecież to mogła być prawda, wciąż uważnie przypatrując się mężczyźnie. - Pomogę ci, wiem jak stąd wyjść. Pracuję... pracowałam w Ministerstwie, byłam tu już - skłamała bez zawahania. Russel, czy nie, lepiej niech trzyma się blisko. W razie potrzeby wepchnie go w ramiona następnego dementora, który stanie jej na drodze.
Podeszła do krat celi, w której uwięziony był mężczyzna, którego tożsamości nie mogła być pewna, lecz sądziła, że jej podejrzenia są słuszne. Chwyciła z całej siły za kraty obiema dłońmi; prawą dłonią za wygiętą już rurę, aby spróbować wygiąć je jeszcze bardziej, tak by czarodziej mógł z celi wyjść.
1 kłamstwo (II poziom)
2 otwieranie krat?
- Nie ma go tu - odpowiedziała spokojnie, zgodnie z prawdą, bo przecież Craiga zabrał dementor.
Nie rozumiała dlaczego pyta o Burke'a z takim lękiem, lecz dalsze jego słowa, wymienienie nazwiska Czarnego Pana, sprawiły że zatrzymała się, a mięśnie spięły się jeszcze bardziej. Zaczęła intensywnie zastanawiać kim może być - musiał wszak należeć do szeregów Rycerzy Walpurgii, skoro znał ich członków i imię Czarnego Pana, tyle że... Jak śmiał je wypowiadać? Cofnęła się w pamięci do spotkania, które miało miejsce w La Fantasmagorie na początku maja, kiedy to dowiedziała się o osadzeniu Burke. Pamiętała też dlaczego został osadzony - z powodu zdrady. A zdrajca, jak powiedział Ramsey Mulciber, również gnił w więzieniu.
Czyżby...?
Znała jedynie nazwisko Crispina Russela, nie miała pojęcia ani jak wygląda, ani ile ma lat. Nie była pewna, czy więzień przed nią był własnie nią. Dlaczego jednak był aż tak zlękniony? Dlaczego nie chciał wyjawić jej swego nazwiska? Na miejscu zdrajcy również by się bała. Za zdradę płaci się śmiercią. Nawet jeśli Śmierciożerców nie było jeszcze, albo już ich tu nie było, w Azkabanie, nie miała zamiaru odpuścić - nawet jeśli więzień nie okaże się Russelem, nie poczuje się winna. Jeśli tak - zginie tu z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku wobec Czarnego Pana. Najpierw musiała go jednak z tej celi wyciągnąć...
- Zabrał go dementor, pewnie już składa swój pocałunek - powiedziała spokojnie, nie kłamała, bo przecież to mogła być prawda, wciąż uważnie przypatrując się mężczyźnie. - Pomogę ci, wiem jak stąd wyjść. Pracuję... pracowałam w Ministerstwie, byłam tu już - skłamała bez zawahania. Russel, czy nie, lepiej niech trzyma się blisko. W razie potrzeby wepchnie go w ramiona następnego dementora, który stanie jej na drodze.
Podeszła do krat celi, w której uwięziony był mężczyzna, którego tożsamości nie mogła być pewna, lecz sądziła, że jej podejrzenia są słuszne. Chwyciła z całej siły za kraty obiema dłońmi; prawą dłonią za wygiętą już rurę, aby spróbować wygiąć je jeszcze bardziej, tak by czarodziej mógł z celi wyjść.
1 kłamstwo (II poziom)
2 otwieranie krat?
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 4
--------------------------------
#2 'k100' : 27
#1 'k100' : 4
--------------------------------
#2 'k100' : 27
Kiedy zapewniła go o nieobecności towarzysza wyraźnie się uspokoił i całkowicie skupił na rozciąganiu krat, przez które mógłby wyjść na zewnątrz. Jednak metal stygł z każdą chwilą, oddalając go tym samym od ucieczki z przerażającego więzienia.
Kiedy obiecała, że mu pomoże zawahał się. Zastygł na moment w bezruchu, patrząc przed siebie, a później uniósł na nią wzrok, przyglądając jej się uważnie. Nie odpowiedział jej juz nic, tylko kiwnął głową i skupił się na rozszerzaniu przejścia, przez które ledwie mógł się przecisnąć. Udało się na tyle, by przecisnął głowę, ale kiedy stanął pomiędzy kratami jego ciało ułożyło się nienaturalnie. Być może próbował zbyt szybko, być może zblokowała go panika, lecz utknął, zapierając się obojczykiem. Westchnął ciężko, a później jęknął z bezsilności.
— Pociągnij mnie — powiedział, przez zaciśnięte zęby, tkwiąc pomiędzy kratami. — Prawdopodobnie wyrwiesz mi rękę ze stawu, ale, słodka Morgano, muszę stąd uciec.
W pobliżu panował spokój, podłoga się uspokajała, twardniała, podobnie ściany — przestawały bulgotać. Anomalia się normowała.
| Na odpis masz czas do niedzieli 20:00.
Kiedy obiecała, że mu pomoże zawahał się. Zastygł na moment w bezruchu, patrząc przed siebie, a później uniósł na nią wzrok, przyglądając jej się uważnie. Nie odpowiedział jej juz nic, tylko kiwnął głową i skupił się na rozszerzaniu przejścia, przez które ledwie mógł się przecisnąć. Udało się na tyle, by przecisnął głowę, ale kiedy stanął pomiędzy kratami jego ciało ułożyło się nienaturalnie. Być może próbował zbyt szybko, być może zblokowała go panika, lecz utknął, zapierając się obojczykiem. Westchnął ciężko, a później jęknął z bezsilności.
— Pociągnij mnie — powiedział, przez zaciśnięte zęby, tkwiąc pomiędzy kratami. — Prawdopodobnie wyrwiesz mi rękę ze stawu, ale, słodka Morgano, muszę stąd uciec.
W pobliżu panował spokój, podłoga się uspokajała, twardniała, podobnie ściany — przestawały bulgotać. Anomalia się normowała.
- Życie jest nobelon:
- Żywotność:
Sigrun: 180/215 (-5)
Punkty poczytalności:
Sigrun: 72/105
| Na odpis masz czas do niedzieli 20:00.
Nie była pewna, czy jej uwierzył, lecz przekonywanie go o swych czystych intencjach mogłoby wzbudzić jeszcze większe podejrzenia. Starała się zachować kamienną twarz, pomimo silnych emocji, które targały duchem. Jeśli właśnie spotkała zdrajcę Rycerzy Walpurgii, Czarnego Pana... Czy powinna rzucić się na niego od razu, czy spróbować zaciągnąć przed oblicze Śmierciożerców? Ręka świerzbiła, by ją na mężczyznę podnieść, lecz wciąż nie była pewna jego tożsamości - Sigrun kierowały jedynie podejrzenia.
Starała się ze wszystkich sił, by razem z czarodziejem rozsunąć kraty, lecz metal stygł, anomalia przemijała i czuła coraz większy opór. Nie udało im się wspólnie wygiąć rur na tyle, by mógł swobodnie przez dziurę przejść - co więcej zaklinował się paskudnie, pozostając w nienaturalnej pozycji.
Ne musiał dwa razy powtarzać. Złapała go i zaczęła ciągnąć tak mocno, ile miała sił w ramionach, mając jednocześnie nadzieję, że wyrwie mu tę pieprzoną rękę ze stawu - najchętniej by mu ja odcięła, ale nie miała różdżki.
- No wyłaź - sapnęła, próbując go spomiędzy krat wyciągnąć. - Sigrun, a ty w końcu jak się nazywasz? - zagadnęła znowu, chcąc uzyskać potwierdzenie własnych podejrzeń, nie przestając go ciągnąć na zewnątrz.
Starała się ze wszystkich sił, by razem z czarodziejem rozsunąć kraty, lecz metal stygł, anomalia przemijała i czuła coraz większy opór. Nie udało im się wspólnie wygiąć rur na tyle, by mógł swobodnie przez dziurę przejść - co więcej zaklinował się paskudnie, pozostając w nienaturalnej pozycji.
Ne musiał dwa razy powtarzać. Złapała go i zaczęła ciągnąć tak mocno, ile miała sił w ramionach, mając jednocześnie nadzieję, że wyrwie mu tę pieprzoną rękę ze stawu - najchętniej by mu ja odcięła, ale nie miała różdżki.
- No wyłaź - sapnęła, próbując go spomiędzy krat wyciągnąć. - Sigrun, a ty w końcu jak się nazywasz? - zagadnęła znowu, chcąc uzyskać potwierdzenie własnych podejrzeń, nie przestając go ciągnąć na zewnątrz.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Więzień nie dał po sobie znać, czy uwierzył w słowa Sigrun, czy z pewnością zdradził się ze wzmożoną ostrożnością. Rookwood była spostrzegawcza, widziała, że nie potrafił dobrze kłamać, choć starał się ukryć pierwszą reakcję, która mogła wskazywać na brak zaufania względem niej. Mimo to wciąż chciał zostać wyciągnięty z celi, a kiedy czarownica chwyciła go za rękę i pociągnęła mocno coś chrupnęło. Krzyk bólu, choć szybko stłumiony, rozniósł się początkowym echem po korytarzu więzienia. Był wolny, choć jego lewa ręka została uszkodzona. Nie potrafił nią ruszać, wisiała bezwładnie wzdłuż jego kończyny, a sądząc po jego minie, powodowała okropny ból.
— Powiedziałem, że ci powiem, jak się stąd uwolnimy — syknął przez zaciśnięte zęby. Ruszył w stronę, w której zniknął dementor, lecz nagle zatrzymał się. — W tamtą stronę ich zamierali. Może powinniśmy udać się w przeciwną? Pamiętam schody, ale nie wiem jak się do nich dostać, Sigrun. Schodami ruszymy w górę i wydostaniemy się stąd jakoś. Pod żadnym pozorem nie możemy iść tam, tak sądzę — poparzył w głąb korytarza i przełknął głośno ślinę. — I nie możemy schodzić niżej. Mam wrażenie, że wszystkie wstrząsy dochodziły zawsze stamtąd. Dementorzy zaczęli się dziwnie zachowywać, oszaleli. Te wstrząsy potrafią wytrącić je z jakiejś równowagi, są w stanie rzucić wszystko i udać się gdzieś. Lub wyciągają więźniów z celi, może stanowią teraz dla nich jakąś pożywkę? Który dziś mamy? Jak długo tu siedzisz? — spytał, patrząc to w jedną, to w drugą stronę, aż w końcu zadecydował i ruszył w kierunku,z którego przybyła Sigrun i Craig. — Czarny Pan... wydał jakieś rozkazy? Długo mnie nie było. Chciałbym się z nim skontaktować. Muszę — wybełkotał niemrawo, patrząc już tylko przed siebie.
| Na odpis masz czas do niedzieli 20:00.
— Powiedziałem, że ci powiem, jak się stąd uwolnimy — syknął przez zaciśnięte zęby. Ruszył w stronę, w której zniknął dementor, lecz nagle zatrzymał się. — W tamtą stronę ich zamierali. Może powinniśmy udać się w przeciwną? Pamiętam schody, ale nie wiem jak się do nich dostać, Sigrun. Schodami ruszymy w górę i wydostaniemy się stąd jakoś. Pod żadnym pozorem nie możemy iść tam, tak sądzę — poparzył w głąb korytarza i przełknął głośno ślinę. — I nie możemy schodzić niżej. Mam wrażenie, że wszystkie wstrząsy dochodziły zawsze stamtąd. Dementorzy zaczęli się dziwnie zachowywać, oszaleli. Te wstrząsy potrafią wytrącić je z jakiejś równowagi, są w stanie rzucić wszystko i udać się gdzieś. Lub wyciągają więźniów z celi, może stanowią teraz dla nich jakąś pożywkę? Który dziś mamy? Jak długo tu siedzisz? — spytał, patrząc to w jedną, to w drugą stronę, aż w końcu zadecydował i ruszył w kierunku,z którego przybyła Sigrun i Craig. — Czarny Pan... wydał jakieś rozkazy? Długo mnie nie było. Chciałbym się z nim skontaktować. Muszę — wybełkotał niemrawo, patrząc już tylko przed siebie.
- Życie jest nobelon:
- Żywotność:
Sigrun: 180/215 (-5)
Punkty poczytalności:
Sigrun: 71/105
| Na odpis masz czas do niedzieli 20:00.
Syknęła uciszająco, gdy wrzasnął. Sigrun nie obchodził jego ból, mogło go boleć jak sama cholera, jeśli nazywał się Crispin Russel z rozkoszą zada mu go jeszcze więcej, choćby gołymi rękoma, lecz nie chciała by wrzaski znów zwabiły tu kolejnego dementora.
- Nie wrzeszcz - syknęła, nie przestając go ciągnąc nawet wówczas, kiedy coś chrupnęło głośno.
W końcu się udało, jakimś cudem wylazł na korytarz, z bezwładnie opadającą wzdłuż tułowia ręką i bezwładną miną. Chciała usłyszeć jego nazwisko, lecz odmówił.
Mina jej stężała, wysłuchała go do końca i zanotowała w pamięci informacje, które mogłyby się jej przydać, lecz nie zamierzała nigdzie z nim na razie iść - ani nie wyjawiać mu żadnego sekretu. Jedynym innym sługą Czarnego Pana, o którym wiedziała był Craig Burke - a jego zabrał gdzieś dementor i Merli raczył widzieć, czy wciąż żyje.
-Twoje nazwisko? - powtórzyła napastliwie, stanowczo żądając odpowiedzi, wwiercając się w twarz potencjalnego zdrajcy świdrującym spojrzeniem. - Mów, albo nigdzie stąd nie wyjdziesz. Muszę wiedzieć kim jesteś, zanim Ci pomogę - warknęła tuż przed tym jak rzuciła się w jego stronę. Zaczął iść, a więc stojąc za nim dłonią zaciśniętą w pięść chciała wymierzyć uwolnionemu mężczyźnie wyważony cios w lewe, wyrwane ze stawu ramię, aby jednocześnie pchnąć go na ścianę, mając nadzieję, że uda się jej go przy niej przytrzymać.
- Nie pogrywaj ze mną - syknęła przez zaciśnięte zęby.
- Nie wrzeszcz - syknęła, nie przestając go ciągnąc nawet wówczas, kiedy coś chrupnęło głośno.
W końcu się udało, jakimś cudem wylazł na korytarz, z bezwładnie opadającą wzdłuż tułowia ręką i bezwładną miną. Chciała usłyszeć jego nazwisko, lecz odmówił.
Mina jej stężała, wysłuchała go do końca i zanotowała w pamięci informacje, które mogłyby się jej przydać, lecz nie zamierzała nigdzie z nim na razie iść - ani nie wyjawiać mu żadnego sekretu. Jedynym innym sługą Czarnego Pana, o którym wiedziała był Craig Burke - a jego zabrał gdzieś dementor i Merli raczył widzieć, czy wciąż żyje.
-Twoje nazwisko? - powtórzyła napastliwie, stanowczo żądając odpowiedzi, wwiercając się w twarz potencjalnego zdrajcy świdrującym spojrzeniem. - Mów, albo nigdzie stąd nie wyjdziesz. Muszę wiedzieć kim jesteś, zanim Ci pomogę - warknęła tuż przed tym jak rzuciła się w jego stronę. Zaczął iść, a więc stojąc za nim dłonią zaciśniętą w pięść chciała wymierzyć uwolnionemu mężczyźnie wyważony cios w lewe, wyrwane ze stawu ramię, aby jednocześnie pchnąć go na ścianę, mając nadzieję, że uda się jej go przy niej przytrzymać.
- Nie pogrywaj ze mną - syknęła przez zaciśnięte zęby.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 2
'k100' : 2
Źródło
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda