Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Loch Ness
Polana przy ruinach
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Polana przy ruinach
Z polany przy dawnym zamku rozciąga się widok na całe jezioro, oczywiście pod warunkiem, że wyjątkowo nie zasłania go mgła. Ta jednak zdecydowanie rzadziej (choć to nie oznacza, że w ogóle!) pojawia się przed czarodziejami. Sławny wśród mugoli potwór z Loch Ness, który ją powoduje częściej bowiem ujawnia się przed osobami potrafiącymi czarować. Z polany często można obserwować jak przemierza dumnie jezioro. Oprócz tego miejsce idealnie nadaje się do gry w magiczne polo albo zwykłego pikniku i obserwowania gwiazd albo szkockich wzgórz powleczonych fioletowym wrzosem.
The member 'Joseph Wright' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 91
--------------------------------
#2 'k15' : 10
#1 'k100' : 91
--------------------------------
#2 'k15' : 10
Najprawdopodobniej nie powinna była rozmawiać z gęsią, co innego z kotem, albo psem, które zdawały się rozumieć zazwyczaj, co się do nich mówi, ptaki natomiast nie wykazywały się podobną inteligencją, lecz wszyscy to przecież zrobili - nie czuła się więc dziwnie. A ponadto Balbinka miała dziwnie rozumne spojrzenie. Bardzo słodkie i radosne, lecz dziwnie jak na gęś bystre. Nie miała jednak czasu się nad tym zastanawiać, bo oto zabawa miała się rozpocząć i pora była, aby wejść na szachownicę. Patrzyła na zaczarowane figury z lekkim przestrachem.
Oczywiście musiała trafić nieszczęśliwie, jakżeby inaczej! Za dużo inaczej miałaby dzisiaj szczęścia. Złapała już bukiet, choć nie moga oprzeć się wrażeniu, że to w pewnym sensie kpina ze stronu losu. Straciła wszak miłość swego życia przed kilkoma laty, nie wyobrażała sobie, że jej serce mogłoby obdarzyć miłością innego mężczyznę. Charlie odchodząc zabrał tę miłość ze sobą. Wróżba rychłego zamążpójcia powinna była trafić do innej dziewczyny. Takiej, u której miałaby szansę się spełnić.
Na tańcach też poszło jej wcale nie najgorzej, została nawet kilka pochwał od krewnych panny i pana młodego, przez co zarumieniła się mocno. Najważniejsze, że dobrze się bawiła. Teraz nie była pewna, czy się dobrze bawi, kiedy stanął naprzeciwko jej podchmielony pion, który bawił się w rzucanie pustymi butelkami i pozostałościami po nich w gąski. Nie chciała, aby Balbinkę trafił odłamek szkła i ją skaleczył.
-Och, proszę się uspokoić! - zawołała, a w jej głosie było wyraźnie słychać dezaprobatę.
Nie miała jednak najmniejszego zamiaru uciekać się do argumentu siły, była kobietą spokojną i dobrze wychowaną, nigdy w życiu nie podniosła na nikogo ręki, na Merlina! Pion rzucił ku nim w połowie stłuczoną butelką, pociągnęła więc Balbinę za wstążkę, coby zachęcić gąskę do uskoczenia w bok, by razem mogły wykonać unik.
Oczywiście musiała trafić nieszczęśliwie, jakżeby inaczej! Za dużo inaczej miałaby dzisiaj szczęścia. Złapała już bukiet, choć nie moga oprzeć się wrażeniu, że to w pewnym sensie kpina ze stronu losu. Straciła wszak miłość swego życia przed kilkoma laty, nie wyobrażała sobie, że jej serce mogłoby obdarzyć miłością innego mężczyznę. Charlie odchodząc zabrał tę miłość ze sobą. Wróżba rychłego zamążpójcia powinna była trafić do innej dziewczyny. Takiej, u której miałaby szansę się spełnić.
Na tańcach też poszło jej wcale nie najgorzej, została nawet kilka pochwał od krewnych panny i pana młodego, przez co zarumieniła się mocno. Najważniejsze, że dobrze się bawiła. Teraz nie była pewna, czy się dobrze bawi, kiedy stanął naprzeciwko jej podchmielony pion, który bawił się w rzucanie pustymi butelkami i pozostałościami po nich w gąski. Nie chciała, aby Balbinkę trafił odłamek szkła i ją skaleczył.
-Och, proszę się uspokoić! - zawołała, a w jej głosie było wyraźnie słychać dezaprobatę.
Nie miała jednak najmniejszego zamiaru uciekać się do argumentu siły, była kobietą spokojną i dobrze wychowaną, nigdy w życiu nie podniosła na nikogo ręki, na Merlina! Pion rzucił ku nim w połowie stłuczoną butelką, pociągnęła więc Balbinę za wstążkę, coby zachęcić gąskę do uskoczenia w bok, by razem mogły wykonać unik.
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Poppy Pomfrey' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 13
--------------------------------
#2 'k15' : 6
#1 'k100' : 13
--------------------------------
#2 'k15' : 6
Charlie nie do końca była pewna, czego spodziewać się po nowej atrakcji. Przypuszczała jednak, że to nie były takie do końca zwykłe gęsi ani zwykła szachownica. Szachy czarodziejów w ogóle były niezwykłe, choć słyszała od koleżanek i kolegów z rodzin niemagicznych, że mugolskie figury szachowe się nie ruszają i nie wystarczy im powiedzieć, na które pole mają się przesunąć. Tym tutaj prawdopodobnie też nie, choć mogła przypuszczać, że nie będą stały tak obojętne, kiedy piątka uczestników zabawy wkroczy na ich terytorium.
Teraz prawdopodobnie sama miała poczuć się jak szachowa figura, kiedy ruszyła w stronę szachownicy uformowanej z trawnika prowadząc na smyczy najprawdziwszą gęś. Gąska póki co szła obok potulnie, od czasu do czasu kwitując coś gęganiem. Charlie, czego zawsze żałowała, nie posiadła daru rozumienia mowy żadnych zwierząt, więc mogła tylko się zastanawiać nad odczuciami gąski. Była zaciekawiona? Znudzona? W przypadku Charlie przeważała ciekawość, bo zastanawiała się, co organizatorzy przygotowali dla nich teraz. Z zabawy tanecznej była bardzo zadowolona, mimo że nie popisała się wyjątkowymi umiejętnościami. Cóż, nigdy nie miała talentu do tańca i prawdopodobnie tylko dzięki magicznym bucikom nie poruszała się jak ostatnia pokraka. Podobnie miały się sprawy z rzucaniem do skarpet, choć po kilku chybionych rzutach zaczęło jej iść coraz lepiej, więc może nie było tak źle z jej celnością.
Gdy tylko zrobiła krok i weszła na szachownicę, figury ożyły i poruszyły się, a na spotkanie z nią ruszyła wieża. Jak przypuszczała, nie była to taka zwykła wieża; ta zaczęła głośno uskarżać się na pijanych gości obsikujących jej fundamenty oraz na księżniczkę, która siedziała w komnacie na szczycie.
- To bardzo niedobrze, że goście zachowali się tak skandalicznie – odezwała się do wieży, trzymając w dłoni smycz gąski. – Droga księżniczko, może chciałabyś zejść i dołączyć do zabaw? Tu na dole jest dużo ciekawiej niż w ciasnej komnacie na szczycie wieży, a tańce i poczęstunki są naprawdę znakomite – rzuciła, zadzierając głowę do góry, by przemówić do księżniczki na wieży i przekonać ją do zejścia, w nadziei, że wdzięczna wieża pozwoli jej przejść z gęsią dalej. – Ja już skorzystałam i bardzo sobie chwalę dobrą zabawę. Może też się skusisz? Nie wszyscy goście są tak niewychowani jak ci, którzy naprzykrzali się wieży.
Teraz prawdopodobnie sama miała poczuć się jak szachowa figura, kiedy ruszyła w stronę szachownicy uformowanej z trawnika prowadząc na smyczy najprawdziwszą gęś. Gąska póki co szła obok potulnie, od czasu do czasu kwitując coś gęganiem. Charlie, czego zawsze żałowała, nie posiadła daru rozumienia mowy żadnych zwierząt, więc mogła tylko się zastanawiać nad odczuciami gąski. Była zaciekawiona? Znudzona? W przypadku Charlie przeważała ciekawość, bo zastanawiała się, co organizatorzy przygotowali dla nich teraz. Z zabawy tanecznej była bardzo zadowolona, mimo że nie popisała się wyjątkowymi umiejętnościami. Cóż, nigdy nie miała talentu do tańca i prawdopodobnie tylko dzięki magicznym bucikom nie poruszała się jak ostatnia pokraka. Podobnie miały się sprawy z rzucaniem do skarpet, choć po kilku chybionych rzutach zaczęło jej iść coraz lepiej, więc może nie było tak źle z jej celnością.
Gdy tylko zrobiła krok i weszła na szachownicę, figury ożyły i poruszyły się, a na spotkanie z nią ruszyła wieża. Jak przypuszczała, nie była to taka zwykła wieża; ta zaczęła głośno uskarżać się na pijanych gości obsikujących jej fundamenty oraz na księżniczkę, która siedziała w komnacie na szczycie.
- To bardzo niedobrze, że goście zachowali się tak skandalicznie – odezwała się do wieży, trzymając w dłoni smycz gąski. – Droga księżniczko, może chciałabyś zejść i dołączyć do zabaw? Tu na dole jest dużo ciekawiej niż w ciasnej komnacie na szczycie wieży, a tańce i poczęstunki są naprawdę znakomite – rzuciła, zadzierając głowę do góry, by przemówić do księżniczki na wieży i przekonać ją do zejścia, w nadziei, że wdzięczna wieża pozwoli jej przejść z gęsią dalej. – Ja już skorzystałam i bardzo sobie chwalę dobrą zabawę. Może też się skusisz? Nie wszyscy goście są tak niewychowani jak ci, którzy naprzykrzali się wieży.
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
The member 'Charlene Leighton' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 44
--------------------------------
#2 'k15' : 7
#1 'k100' : 44
--------------------------------
#2 'k15' : 7
Szybko okazało się, że na nic nie zda mu się doświadczenie strategiczne z tradycyjnych partii szachów rozgrywanych z przyjaciółmi; by przejść przez szachownicę Aldrich będzie musiał uciec się do zupełnie innych taktyk i polegać na improwizacji bardziej, niż się spodziewał. Stało się to jasne, gdy już na pierwszym kroku drogę jemu i Fanny zastąpiła jedna z wież. Bezbrzeżnie zdziwił się, gdy zaczęła wymyślać na wandali śmiałych na tyle, by bezczelnie ją obsikać.
- Co też… wieża nie powie… – zainteresował się uprzejmie, robiąc oburzoną minę. Nie był pewien, czy należy się do figury zwracać per „pan” czy „pani” – nigdy przedtem nie konwersował z szachami, trzymając na dodatek gęś na smyczy. Zerknął na Fanny, która gęgnęła tylko zachęcająco, by skłonić wieżę do kontynuowania opowieści o księżniczce zamkniętej w jej najwyższej komnacie.
Aldrich całkiem nieźle znał się na bajkach, w końcu czytywał je chrześnicy możliwie często. Nie mogły mu jednak pomóc w tej sytuacji, w baśniach bowiem księżniczki nie mogły zejść, nie zaś odmawiały tego z tylko sobie wiadomych przyczyn. Mógł tylko domyślać się, że zagranie karty rycerza w złotej zbroi zawsze działa. Wojak był z uzdrowiciela nadzwyczaj marny, zwłaszcza w baśniowym tego słowa znaczeniu, zamiast pancerza miał na sobie kraciasty kilt, a na białego konia też nie było co liczyć. Miał przecież tylko dorodną białą gęś.
- Wasza wysokość! – zawołał jednak, wznosząc wzrok ku górze, ciekaw, czy marudna piękność raczy wyjrzeć ze swej wieży. Towarzysząca mu gęś załopotała skrzydłami, co wyglądało pociesznie, ale nie sugerowało w żaden sposób, czy Fanny mu kibicuje, czy uznała jego sprawę za przegraną i już zdecydowała się go opuścić. Al przyłożył palec do ust, gorączkowo zastanawiając się, jak przekonać księżniczkę do zejścia.
- Zechcesz spróbować tortu weselnego? A może masz ochotę na tańce? W zamku grają piękną muzykę. – przez żołądek wiodła droga nie tylko do serca, lecz nawet najbardziej upartej głowy, jak zdawało mu się z doświadczenia. Nie miał poza tym pojęcia, czym jeszcze mógłby zanęcić księżniczkę; jemu dwie wspomniane rzeczy wystarczały do szczęścia w zupełności. Jak wiele dałby w tej chwili za pomoc obeznanej doskonale w tej materii siostrzenicy…
- O tej porze roku w starych budowlach często lęgną się myszy… – jeśli nie po dobroci, mógł szarpnąć za wrażliwą strunę lęku. A gryzonie, nawet te sympatyczne i niewielkie, zwykle przyprawiały przedstawicielki płci pięknej, zwłaszcza te kapryśne i szlachetne, o palpitacje serca. Aldrich liczył tylko, że ze strachu księżniczka nie wyskoczy oknem.
- Co też… wieża nie powie… – zainteresował się uprzejmie, robiąc oburzoną minę. Nie był pewien, czy należy się do figury zwracać per „pan” czy „pani” – nigdy przedtem nie konwersował z szachami, trzymając na dodatek gęś na smyczy. Zerknął na Fanny, która gęgnęła tylko zachęcająco, by skłonić wieżę do kontynuowania opowieści o księżniczce zamkniętej w jej najwyższej komnacie.
Aldrich całkiem nieźle znał się na bajkach, w końcu czytywał je chrześnicy możliwie często. Nie mogły mu jednak pomóc w tej sytuacji, w baśniach bowiem księżniczki nie mogły zejść, nie zaś odmawiały tego z tylko sobie wiadomych przyczyn. Mógł tylko domyślać się, że zagranie karty rycerza w złotej zbroi zawsze działa. Wojak był z uzdrowiciela nadzwyczaj marny, zwłaszcza w baśniowym tego słowa znaczeniu, zamiast pancerza miał na sobie kraciasty kilt, a na białego konia też nie było co liczyć. Miał przecież tylko dorodną białą gęś.
- Wasza wysokość! – zawołał jednak, wznosząc wzrok ku górze, ciekaw, czy marudna piękność raczy wyjrzeć ze swej wieży. Towarzysząca mu gęś załopotała skrzydłami, co wyglądało pociesznie, ale nie sugerowało w żaden sposób, czy Fanny mu kibicuje, czy uznała jego sprawę za przegraną i już zdecydowała się go opuścić. Al przyłożył palec do ust, gorączkowo zastanawiając się, jak przekonać księżniczkę do zejścia.
- Zechcesz spróbować tortu weselnego? A może masz ochotę na tańce? W zamku grają piękną muzykę. – przez żołądek wiodła droga nie tylko do serca, lecz nawet najbardziej upartej głowy, jak zdawało mu się z doświadczenia. Nie miał poza tym pojęcia, czym jeszcze mógłby zanęcić księżniczkę; jemu dwie wspomniane rzeczy wystarczały do szczęścia w zupełności. Jak wiele dałby w tej chwili za pomoc obeznanej doskonale w tej materii siostrzenicy…
- O tej porze roku w starych budowlach często lęgną się myszy… – jeśli nie po dobroci, mógł szarpnąć za wrażliwą strunę lęku. A gryzonie, nawet te sympatyczne i niewielkie, zwykle przyprawiały przedstawicielki płci pięknej, zwłaszcza te kapryśne i szlachetne, o palpitacje serca. Aldrich liczył tylko, że ze strachu księżniczka nie wyskoczy oknem.
Aldrich McKinnon
Zawód : uzdrowiciel
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I am and always will be the optimist. The hoper of far-flung hopes and the dreamer of improbable dreams.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Aldrich McKinnon' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 75
--------------------------------
#2 'k15' : 1
#1 'k100' : 75
--------------------------------
#2 'k15' : 1
A więc towarzystwo powoli się zbierało. Florence już się martwiła, że przyszli o złej godzinie! Na szczęście okazało się, że po prostu trzeba było chwilę poczekać na spóźnialskich i wszyscy zwarci i gotowi zaraz ustawili się do zabawy. Czekało ją jednak kolejne zaskoczenie w chwili, kiedy na polu gry każdemu z uczestników drogę zagrodziła jedna z figur szachowych... każdemu, poza nią! Czy to był jakiś błąd? Florence rozejrzała się nieco zdezorientowana, tym bardziej, kiedy jej gęś nagle postanowiła do niej... przemówić! Przynajmniej tak jej się zdawało, że to był jakiś język, bo jednak nie przypominało to żadnych odgłosów wydawanych zwykle przez ten ptaki. Kobieta nie rozumiała jednak ani słowa, chociaż z nerwowego potrząsania kuprem, tupania w miejscu i kiwania się na boki, Florence mogła wywnioskować, że jej kompanka się niecierpliwi i najwyraźniej chce ją opuścić! Zaraz więc kucnęła przy gęsi, starając się ją uspokoić.
- Przecież dopiero zaczęłyśmy zabawę, nie możesz się tak od razu poddać, bo przy pierwszej próbie nie napotkałyśmy na żadne zadanie! - zawołała, głaskając ją po grzbiecie i próbując przekonać do złożenia skrzydeł, bo ptaszysko już niemal zrywało się do lotu.
Ech, do czego to doszło, żeby rozmawiać z gęsią! Florek na pewno by się z niej uśmiał, gdyby nie został przy stole z poczęstunkiem. Za to Joseph na pewno się z niej śmiał, czuła to! Chociaż wolała się nie odwracać, żeby przypadkiem nie zobaczyć jak się szczerzy. Ech, Florence nie była nigdy zbyt dobrym mówcą, miała jednak szczerą nadzieję, że jakoś zdoła przekonać gęś, że prawdziwa zabawa dopiero miała się zacząć.
- No proszę cię, Jaśminko. - do kompletu posłała jeszcze ptaszysku błagalne spojrzenie. Oczywiście nie to, że jakoś specjalnie zależało jej na wygranej, ale jednak fakt, że gęś postanowiłaby ją opuścić już przy pierwszej turze gry, była wcale niemałą wtopą, przynajmniej jej zdaniem! Tak ładnie jej szło na tańcach, czyżby jej szczęście miało się na dziś już po prostu wyczerpać? Co to to nie!
- Przecież dopiero zaczęłyśmy zabawę, nie możesz się tak od razu poddać, bo przy pierwszej próbie nie napotkałyśmy na żadne zadanie! - zawołała, głaskając ją po grzbiecie i próbując przekonać do złożenia skrzydeł, bo ptaszysko już niemal zrywało się do lotu.
Ech, do czego to doszło, żeby rozmawiać z gęsią! Florek na pewno by się z niej uśmiał, gdyby nie został przy stole z poczęstunkiem. Za to Joseph na pewno się z niej śmiał, czuła to! Chociaż wolała się nie odwracać, żeby przypadkiem nie zobaczyć jak się szczerzy. Ech, Florence nie była nigdy zbyt dobrym mówcą, miała jednak szczerą nadzieję, że jakoś zdoła przekonać gęś, że prawdziwa zabawa dopiero miała się zacząć.
- No proszę cię, Jaśminko. - do kompletu posłała jeszcze ptaszysku błagalne spojrzenie. Oczywiście nie to, że jakoś specjalnie zależało jej na wygranej, ale jednak fakt, że gęś postanowiłaby ją opuścić już przy pierwszej turze gry, była wcale niemałą wtopą, przynajmniej jej zdaniem! Tak ładnie jej szło na tańcach, czyżby jej szczęście miało się na dziś już po prostu wyczerpać? Co to to nie!
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
The member 'Florence Fortescue' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 1
--------------------------------
#2 'k15' : 15
#1 'k100' : 1
--------------------------------
#2 'k15' : 15
Joseph:
Rymy już pierwszej chwili zaskarbiły sobie wielką uwagę szachowego króla, a kiedy piosenka się skończyła, król zaklaskał, zanosząc się głośno śmiechem. Usunął się ze swojego pola i zszedł potem z szachownicy, pytając ludzi dookoła o kierunek, w którym powinien podążać, by zdobyć jakieś przednie trunki. Kto wie, może jeszcze tu trafi z powrotem!
Na pana Wrighta na następnym polu czekał pion i od razu wyszedł z atakiem.
– Broń się, nikczemny!
Poppy:
Butelki fruwały i roztrzaskiwały się o ziemię – pion najwyraźniej odnalazł w tym cudowną zabawę i nie chciał z niej rezygnować.
– Heeeeej ho, uwszać, na pokł – czknął pijacko. – ad, kamrrrrraci! Kobit nie wpuszczaaać! Do kobit celować z amrt!
Jeden z pocisków trafił gąskę Poppy w lewe skrzydło, kiedy obie uskakiwały, za chwilę opadając na stopę kobiety. Musiała unikać ich dalej, jeśli chciała przeskoczyć zwinnie na następne pole.
Charlene:
Wieża posłusznie zamilkła, kiedy tylko usłyszała, że dziewczyna chce choć spróbować pertraktować z księżniczką. Niewielka główka wyjrzała z okienka i rozejrzała się uważnie, finalnie ogniskując spojrzenie wielkich, elfich oczu na sylwetce Charlene.
– No… no dobrze, zostawię ją! Ale żeby już żadna gęś nie próbowała mnie zjeść! – wystawiła różnobarwne skrzydła za framugę i odleciała.
Wieża mogła w końcu odetchnąć z ulgą. Podziękowała Charlene i odskoczyła w bok, dając przejść dziewczynie dalej - do pijanego piona.
Aldrich:
Kiedy tylko Aldrich wypowiedział słowo „myszy”, z okienka wyjrzał biały łebek malutkiej myszy z równie malutką koroną na głowie. Pokręciła wąsami, poniuchała okolicę i z powrotem zniknęła w wieży.
– Panie miły, zapomniałam powiedzieć – odparła wieża głębokim, męskim głosem. – Bo to mysia księżniczka. Jakoś tak… panie miły – głęboki głos przeszedł z desperacki szloch. – ona mnie tak łaskocze ogonem po flankach!
Florence:
Gęś nawijała po swojemu, zupełnie nie zwracając uwagi na słowa panny Fortescue, aż w końcu w którymś momencie musiała źle usłyszeć któreś z wypowiadanych przez dziewczynę słów, bo zatrzymała się i spojrzała na nią wrogo, uparcie milcząc. W końcu wypadła do przodu i ugryzła boleśnie w nos, po czym gęgając zajadle podeptała buty Florence i odleciała z głośnym trzepotem skrzydeł. Stanął obok niej znajomy Szkot, wręczając jej wstążkę z kolejną gęsią. Może ta będzie chciała współpracować? Uśmiechnął się przepraszająco i odszedł.
A przed Florence stała już dumna królowa i zerkała z pogardą na króla.
| Na odpis macie 48h.
Wkradł się mały błąd w opisach zdarzeń - ST u laufra i wieży zostały zmienione, w obu przypadkach ST wynosi 40. Oczywiście na waszą korzyść! Przepraszam!
Aldrich wciąż walczy z wieżą, a Poppy z pionem - w tej turze nie muszą rzucać k15; zapamiętałam wasz wynik. Reszta idzie dalej!
Wszelkie pytania kierujcie do Eileen!
Rymy już pierwszej chwili zaskarbiły sobie wielką uwagę szachowego króla, a kiedy piosenka się skończyła, król zaklaskał, zanosząc się głośno śmiechem. Usunął się ze swojego pola i zszedł potem z szachownicy, pytając ludzi dookoła o kierunek, w którym powinien podążać, by zdobyć jakieś przednie trunki. Kto wie, może jeszcze tu trafi z powrotem!
Na pana Wrighta na następnym polu czekał pion i od razu wyszedł z atakiem.
– Broń się, nikczemny!
Poppy:
Butelki fruwały i roztrzaskiwały się o ziemię – pion najwyraźniej odnalazł w tym cudowną zabawę i nie chciał z niej rezygnować.
– Heeeeej ho, uwszać, na pokł – czknął pijacko. – ad, kamrrrrraci! Kobit nie wpuszczaaać! Do kobit celować z amrt!
Jeden z pocisków trafił gąskę Poppy w lewe skrzydło, kiedy obie uskakiwały, za chwilę opadając na stopę kobiety. Musiała unikać ich dalej, jeśli chciała przeskoczyć zwinnie na następne pole.
Charlene:
Wieża posłusznie zamilkła, kiedy tylko usłyszała, że dziewczyna chce choć spróbować pertraktować z księżniczką. Niewielka główka wyjrzała z okienka i rozejrzała się uważnie, finalnie ogniskując spojrzenie wielkich, elfich oczu na sylwetce Charlene.
– No… no dobrze, zostawię ją! Ale żeby już żadna gęś nie próbowała mnie zjeść! – wystawiła różnobarwne skrzydła za framugę i odleciała.
Wieża mogła w końcu odetchnąć z ulgą. Podziękowała Charlene i odskoczyła w bok, dając przejść dziewczynie dalej - do pijanego piona.
Aldrich:
Kiedy tylko Aldrich wypowiedział słowo „myszy”, z okienka wyjrzał biały łebek malutkiej myszy z równie malutką koroną na głowie. Pokręciła wąsami, poniuchała okolicę i z powrotem zniknęła w wieży.
– Panie miły, zapomniałam powiedzieć – odparła wieża głębokim, męskim głosem. – Bo to mysia księżniczka. Jakoś tak… panie miły – głęboki głos przeszedł z desperacki szloch. – ona mnie tak łaskocze ogonem po flankach!
Florence:
Gęś nawijała po swojemu, zupełnie nie zwracając uwagi na słowa panny Fortescue, aż w końcu w którymś momencie musiała źle usłyszeć któreś z wypowiadanych przez dziewczynę słów, bo zatrzymała się i spojrzała na nią wrogo, uparcie milcząc. W końcu wypadła do przodu i ugryzła boleśnie w nos, po czym gęgając zajadle podeptała buty Florence i odleciała z głośnym trzepotem skrzydeł. Stanął obok niej znajomy Szkot, wręczając jej wstążkę z kolejną gęsią. Może ta będzie chciała współpracować? Uśmiechnął się przepraszająco i odszedł.
A przed Florence stała już dumna królowa i zerkała z pogardą na króla.
| Na odpis macie 48h.
Wkradł się mały błąd w opisach zdarzeń - ST u laufra i wieży zostały zmienione, w obu przypadkach ST wynosi 40. Oczywiście na waszą korzyść! Przepraszam!
Aldrich wciąż walczy z wieżą, a Poppy z pionem - w tej turze nie muszą rzucać k15; zapamiętałam wasz wynik. Reszta idzie dalej!
Wszelkie pytania kierujcie do Eileen!
- Zdarzenia:
Florence (15)- Spoiler:
- Królowa wydaje się wyraźnie poirytowana, spogląda na ciebie niechętnie i mruczy jedynie "kolejny pijak" biorąc cię najwyraźniej za kompana jej męża, z którym upijałeś się w sztok. Żeby przekonać królową do przepuszczenia swojej gęsi na kolejne pole, musisz zdobyć jej serce wzruszającym dwuwersem zaczynającym się od "Na górze marchewki". Żeby sprawdzić czy trafisz w gusta królowej, rzucasz kością k100, ST wynosi 40, dodaje się do rzutu biegłość tworzenia literatury. Jeśli w fontannie wszystkich smaków wylosowałeś czekoladę z marchewkową nutą, ST spada do 10.
- Spoiler:
- Na drodze staną ci nieco podchmielony pion, który bawił się w rzucanie pozostałościami po butelkach w gęsi. Twoja zdawała się być jego ulubionym celem. Musiałeś razem z ptakiem unikać latających butelek (doliczana statystyka zwinności, ST 40) bądź użyć na pionie argumentu siły (statystyka sprawności, ST wynosi 35), który z pewnością go ogłuszy i tym samym pozwoli przejść spokojnie.
- Spoiler:
- Na drodze staną ci nieco podchmielony pion, który bawił się w rzucanie pozostałościami po butelkach w gęsi. Twoja zdawała się być jego ulubionym celem. Musiałeś razem z ptakiem unikać latających butelek (doliczana statystyka zwinności, ST 40) bądź użyć na pionie argumentu siły (statystyka sprawności, ST wynosi 35), który z pewnością go ogłuszy i tym samym pozwoli przejść spokojnie.
- Spoiler:
- Musiałeś być bardzo pijany skoro stanęła przed tobą wieża głośno marudząca ci, że wszyscy są pijani i obsikują jej fundamenty. W dodatku ktoś na górze zamknął księżniczkę, która nie chce zejść. Musisz ją jakoś namówić do opuszczenia wysokiej komnaty. Przyda ci się retoryka, ST wynosi 40.
- Spoiler:
- Tym razem stanął przed tobą pion. Wymachując mieczem kazał stawać ci do walki. Ty jednak nie masz przy sobie broni. Masz dwie możliwości - wziąć gęś pod pachę i unikając ostrza przemknąć na kolejne pole (ST wynosi 35, dodawany bonus z retoryki); albo zdzielić piona w nochal i przejść spokojnie dalej, ST wynosi 20, dodawana jest statystyka sprawności.
Postać | Punktacja |
Poppy | 0 |
Aldrich | 0 |
Florence | 0 |
Joseph | 9 |
Charlene | 5 |
I show not your face but your heart's desire
Piosnka spodobała się królowi i dobrze, bo sam Joe był z niej wielce zadowolony. Na owacje króla zaś skłonił się zmyślnie, wręcz teatralnie, i jednocześnie głęboko. W końcu miał do czynienia z figurą królewską, prawda? I przez nią też został tak doceniony w śpiewie, a toż to wielki zaszczyt. Odprowadził więc jeszcze schodzącego z szachownicy króla wzrokiem, po czym zerknął jak idzie pozostałym walka z figurami... a szła chyba całkiem nieźle, tylko... na dłużej zawiesił spojrzenie na Flo i jej odlatującej gęsi. Musiała jej się trafić po prostu jakaś humorzasta.
- Nie przejmuj się, Flo! - zawołał do przyjaciółki unosząc wolną od wstążki dłoń zaciskając przy tym kciuk. Był pewny, że Florence ma wciąż ogromne szanse na wygraną - jedna gęś przecież ich nie przekreśli, bez przesady! Dziewczyna przecież nie była byle czarownicą, ale Gryfonką z krwi i kości, a to o czymś świadczy.
Wreszcie jednak spojrzał na swoją ptaszynę, uśmiechnął się do gąski i przesunął pole poprzednio zajmowane przez króla. Niestety jedynie tutaj dotarł, nim został zaatakowany przez butnego piona.
Pewnie gdyby tylko o Joe chodziło, to zrobiłby zgrabny unik i byłoby po sprawie... ale przecież był z Kometą 210! A jego biedna gąska właśnie zatrzepotała ze strachem skrzydłami na widok nadciągającego zagrożenia. To go rozjuszyło - nigdy nie pozwoli na to, żeby jakiś bezczelny pion dybał na życie jego gąski! No i... przecież wiadomo, że najlepszą obroną jest właśnie atak.
- Nie! To ty się broń! - rzucił zuchwale, postępując krok w przód i wymierzając pionowi solidny cios prosto w nos. A niech ma i niech popamięta!
- Zachowuj się przy damie mego serca, lady Komecie 210! - dodał wcale nie na żarty, bo gotów był zadać figurze szachowej i kolejny cios, jeśli trzeba będzie. Odwagi i siły z pewnością mu do tej walki nie zabraknie, a... szczerze mówiąc, szkocko-rycerski klimat mu się udzielił i nie zamierzał dawać za wygraną przy swej towarzyszce. Toż to by była ujma na honorze!
- Nie przejmuj się, Flo! - zawołał do przyjaciółki unosząc wolną od wstążki dłoń zaciskając przy tym kciuk. Był pewny, że Florence ma wciąż ogromne szanse na wygraną - jedna gęś przecież ich nie przekreśli, bez przesady! Dziewczyna przecież nie była byle czarownicą, ale Gryfonką z krwi i kości, a to o czymś świadczy.
Wreszcie jednak spojrzał na swoją ptaszynę, uśmiechnął się do gąski i przesunął pole poprzednio zajmowane przez króla. Niestety jedynie tutaj dotarł, nim został zaatakowany przez butnego piona.
Pewnie gdyby tylko o Joe chodziło, to zrobiłby zgrabny unik i byłoby po sprawie... ale przecież był z Kometą 210! A jego biedna gąska właśnie zatrzepotała ze strachem skrzydłami na widok nadciągającego zagrożenia. To go rozjuszyło - nigdy nie pozwoli na to, żeby jakiś bezczelny pion dybał na życie jego gąski! No i... przecież wiadomo, że najlepszą obroną jest właśnie atak.
- Nie! To ty się broń! - rzucił zuchwale, postępując krok w przód i wymierzając pionowi solidny cios prosto w nos. A niech ma i niech popamięta!
- Zachowuj się przy damie mego serca, lady Komecie 210! - dodał wcale nie na żarty, bo gotów był zadać figurze szachowej i kolejny cios, jeśli trzeba będzie. Odwagi i siły z pewnością mu do tej walki nie zabraknie, a... szczerze mówiąc, szkocko-rycerski klimat mu się udzielił i nie zamierzał dawać za wygraną przy swej towarzyszce. Toż to by była ujma na honorze!
Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!
No team can ever best the best of Puddlemere!
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Joseph Wright' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 25
--------------------------------
#2 'k15' : 13
#1 'k100' : 25
--------------------------------
#2 'k15' : 13
No i wyszło szydło z worka, że zdecydowanie bardziej radziła sobie z lodami i ciastkami niż ze zwierzętami! Przecież czasem nawet jej królik nie chciał jej słuchać, a co dopiero obca i, jak się okazało, humorzasta gęś. Florence krzyknęła, bardziej z zaskoczenia niż z bólu, przewracając się przy tym i upadając na tyłek na trawę. Dziób gęsi zostawił na jej nosie brzydki, czerwony ślad - była pewna że lada chwila mocno spuchnie. Właściwie to przez chwilkę nawet przeszła jej przez głowę myśl o rezygnacji... szczególnie gdy zobaczyła jeszcze trzewiki, pobrudzone przez wredną Jaśminę. Co ją mogło tak zdenerwować? Durne ptaszysko! Przecież to nie była wina Florence, że w pierwszej turze nie trafili na żadne wyzwanie! Gęś powinna się cieszyć, że mieli okazję iść dalej, a nie narzekać! Ta dziwna deformacja głowy to z pewnością nie była żadna cecha charakterystyczna tej rasy. Jak nic, coś było z tym ptakiem po prostu nie tak.
Kiedy już się podniosła i otrzepała, uniosła rękę, gestem dziękując Josephowi za słowa otuchy. Ech, jej ochota do zabawy nieco spadła, ale faktycznie - przecież nie mogła się poddać przez jeden wypadek. Przyjęła więc od Szkota kolejną smyczkę z kroczącą nieco chwiejnym krokiem dużą gęsią, gotowa stawić czoła przeszkodzie.
- A spróbuj ty mnie ugryźć, to cię przerobię na pasztet. - ostrzegła ptaszysko. Normalnie pewnie pogłaskałaby je po głowie, ale była niestety nieco zbyt wzburzona, żeby to zrobić. Z resztą, musiała się zdecydować na imię - i po krótkim namyśle wybrała Lucielle. Było ładne. Może to miano będzie nieco bardziej szczęśliwe. Zaraz nadarzyła się okazja na wypróbowanie tej teorii, kiedy przed ich parą stanęła rozeźlona królowa. Ech, Florence nie wiedziała, czy nadaje się do układania poematów - tym bardziej że wciąż trzymała się jej lekka irytacja a nos cały czas bolał. Ale spróbować trzeba było. Zarecytowała się:
- Na górze marchewki
W oddali Twój król.
Pijany, lecz krewki
Kocha Cię na zabój
Kiedy już się podniosła i otrzepała, uniosła rękę, gestem dziękując Josephowi za słowa otuchy. Ech, jej ochota do zabawy nieco spadła, ale faktycznie - przecież nie mogła się poddać przez jeden wypadek. Przyjęła więc od Szkota kolejną smyczkę z kroczącą nieco chwiejnym krokiem dużą gęsią, gotowa stawić czoła przeszkodzie.
- A spróbuj ty mnie ugryźć, to cię przerobię na pasztet. - ostrzegła ptaszysko. Normalnie pewnie pogłaskałaby je po głowie, ale była niestety nieco zbyt wzburzona, żeby to zrobić. Z resztą, musiała się zdecydować na imię - i po krótkim namyśle wybrała Lucielle. Było ładne. Może to miano będzie nieco bardziej szczęśliwe. Zaraz nadarzyła się okazja na wypróbowanie tej teorii, kiedy przed ich parą stanęła rozeźlona królowa. Ech, Florence nie wiedziała, czy nadaje się do układania poematów - tym bardziej że wciąż trzymała się jej lekka irytacja a nos cały czas bolał. Ale spróbować trzeba było. Zarecytowała się:
- Na górze marchewki
W oddali Twój król.
Pijany, lecz krewki
Kocha Cię na zabój
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
The member 'Florence Fortescue' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 25
--------------------------------
#2 'k15' : 9
#1 'k100' : 25
--------------------------------
#2 'k15' : 9
Charlene postanowiła podjąć próbę przekonania księżniczki do opuszczenia wieży. Nie była pewna, czego się spodziewać po magicznej szachowej figurze i jej mieszkance, więc uniosła lekko brwi, kiedy ze szczytu wieży wyjrzała mała główka, a duże oczy spoczęły na jej sylwetce, zapewne mierząc ją przy tym uważnym, oceniającym spojrzeniem.
- Obiecuję, że moja gęś cię nie tknie – zapewniła, przytrzymując mocniej wstążeczkę swojej gąski. Nie mogła ręczyć za pozostałe, ale wyglądało na to że inni są zajęci zmaganiami z pozostałymi figurami i nie zwracali uwagi ani na Charlie, ani na wieżę i małą księżniczkę.
Malutka, skrzydlata sylwetka po chwili wyfrunęła i odleciała, a Charlie tylko przez moment śledziła wzrokiem jej lot, bo szybko znów skupiła się na wieży, która odetchnęła z ulgą i w podzięce przesunęła się w bok, pozwalając jej ruszyć dalej. Charlie pociągnęła smyczkę gęsi, prowadząc ją za sobą po szachownicy, ciekawa, jakie wyzwanie czeka ją teraz i co właściwie miała zrobić z gęsią. Tylko ją przeprowadzić na drugą stronę? Gęś kroczyła obok niej dumnie, kołysząc się przy tym na boki jak przerośnięta kaczka. W Londynie czasem widywała ludzi prowadzających tak na smyczy pieski, ale nigdy nie gęsi; może był to jakiś szkocki zwyczaj? Linda nagle zagęgała, zupełnie jakby wyczuła spojrzenie Charlie.
Chwilę później przed nimi pojawiła się kolejna przeszkoda. Był to najwyraźniej podchmielony pion dzierżący w dłoni butelkę. Po chwili zauważył młodą kobietę i jej gęś; to właśnie Linda została jego celem, bo zataczająca się figura postanowiła posłać butelkę prosto w stronę gąski. Charlie zareagowała szybko (miała nadzieję, że wystarczająco szybko), odskakując w bok i ciągnąc za sobą ptaka. Zrobienie uniku wydawało jej się lepszą opcją niż użycie siły, bardziej polegała na swojej zwinności niż wątłej sprawności, choć w ludzkim ciele zdecydowanie nie była tak zwinna, jak w tym kocim. Ale oby gąska też wykazała się refleksem; Charlie bardzo nie chciała, żeby jakiś zbłąkany odłamek szkła ją zranił, wolała doprowadzić ją na drugą stronę szachownicy w stanie nienaruszonym, ale zaczarowany pion próbował jej w tym przeszkodzić, ciskając butelkami.
- Chodź, Linda, idziemy – znów szarpnęła smycz. Musiały ominąć piona, by przejść dalej.
- Obiecuję, że moja gęś cię nie tknie – zapewniła, przytrzymując mocniej wstążeczkę swojej gąski. Nie mogła ręczyć za pozostałe, ale wyglądało na to że inni są zajęci zmaganiami z pozostałymi figurami i nie zwracali uwagi ani na Charlie, ani na wieżę i małą księżniczkę.
Malutka, skrzydlata sylwetka po chwili wyfrunęła i odleciała, a Charlie tylko przez moment śledziła wzrokiem jej lot, bo szybko znów skupiła się na wieży, która odetchnęła z ulgą i w podzięce przesunęła się w bok, pozwalając jej ruszyć dalej. Charlie pociągnęła smyczkę gęsi, prowadząc ją za sobą po szachownicy, ciekawa, jakie wyzwanie czeka ją teraz i co właściwie miała zrobić z gęsią. Tylko ją przeprowadzić na drugą stronę? Gęś kroczyła obok niej dumnie, kołysząc się przy tym na boki jak przerośnięta kaczka. W Londynie czasem widywała ludzi prowadzających tak na smyczy pieski, ale nigdy nie gęsi; może był to jakiś szkocki zwyczaj? Linda nagle zagęgała, zupełnie jakby wyczuła spojrzenie Charlie.
Chwilę później przed nimi pojawiła się kolejna przeszkoda. Był to najwyraźniej podchmielony pion dzierżący w dłoni butelkę. Po chwili zauważył młodą kobietę i jej gęś; to właśnie Linda została jego celem, bo zataczająca się figura postanowiła posłać butelkę prosto w stronę gąski. Charlie zareagowała szybko (miała nadzieję, że wystarczająco szybko), odskakując w bok i ciągnąc za sobą ptaka. Zrobienie uniku wydawało jej się lepszą opcją niż użycie siły, bardziej polegała na swojej zwinności niż wątłej sprawności, choć w ludzkim ciele zdecydowanie nie była tak zwinna, jak w tym kocim. Ale oby gąska też wykazała się refleksem; Charlie bardzo nie chciała, żeby jakiś zbłąkany odłamek szkła ją zranił, wolała doprowadzić ją na drugą stronę szachownicy w stanie nienaruszonym, ale zaczarowany pion próbował jej w tym przeszkodzić, ciskając butelkami.
- Chodź, Linda, idziemy – znów szarpnęła smycz. Musiały ominąć piona, by przejść dalej.
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Polana przy ruinach
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Loch Ness