Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Loch Ness
Ruiny zamku
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Ruiny zamku
Umieszczony na wysokim brzegu zamek mugolom jawi się jako zwyczajne ruiny, które lata swojej świetności mają dawno za sobą. Czarodzieje jednak dostrzegają to, co zaklęcia kryją przed wzrokiem niemagicznych - dawną chwałę starej warowni. W nocy bowiem ruiny zaczynają tętnić życiem. Pojawiają się dawno zburzone ściany, na suficie rozkwitają brylantowe żyrandole, a w powietrzu rozbrzmiewa muzyka. Po zachodzie słońca zamek staje się widmem samego siebie sprzed lat i choć budulec swoją materią przypomina ciało ducha, to tyle nieraz wystarczy, by poczuć choć namiastkę dawno minionych czasów i przyjrzeć się balom, jakie niegdyś się tu odbywały, a niekiedy nawet i bitwom, jakie stoczono. Kręcące się wówczas po ruinach postaci, pozostając całkowicie niematerialne, zdają się nie zauważać nawet żyjących i zamknięte w przeszłości w dalszym ciągu, nieustannie od setek lat kontynuują swe dawno już zakończone życia.
The member 'Poppy Pomfrey' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 76
--------------------------------
#2 'k10' : 4, 2, 2, 7, 5, 9, 9, 9, 10, 10
#1 'k100' : 76
--------------------------------
#2 'k10' : 4, 2, 2, 7, 5, 9, 9, 9, 10, 10
Może ta spinka to była przesada? Jednak przecież wypadało przynieść podarek dla towarzyszki wieczoru. Ale nadal, mogłem przecież zaprzestać na zwykłym bukiecie. Co jeżeli Josephine... tak, na pewno poczuła się speszona. Brawo, brawo ja.
Nie wiedziałem co dokładnie mam teraz myśleć w tej sytuacji. Miało wyjść uprzejmie i w dobrym tonie, a zamiast tego powstał mały potworek poczucia niezręczności. Z każdej strony, Minnie też chyba wydawała się tą całą farsą zmieszana, jakby na jej twarzy nie malowało się już dość nie do końca zrozumiałych dla mnie emocji. Coś zdecydowanie było na rzeczy, jednak chyba słusznie miałem wrażenie, że nie powinno mnie to interesować. Nie podjąłem więc tego tematu ani w mieszkaniu dziewcząt, ani nad brzegiem jeziora. Fox bardzo zgrabnie bowiem przerzucił moje myśli na zupełnie inny tor. Spojrzałem się na niego najpierw z przestrachem, a następnie z niedowierzaniem. Ostatecznie, gdyby mogło ono zabijać, u swych stóp miałbym właśnie idealny materiał na wykonanie mufki z lisiej sierści. Jak mogłeś, ty Brutusie. Josephine nie mogła pozostawić teraz tego tematu w spokoju, a jej perfekcyjnie ironiczny ton oznaczał tylko jedno: tłumaczenie się, sute i kwieciste. Nie zaczęła jednak tematu od razu, kiedy oddaliliśmy się od zgromadzenia. Asystowałem jej ramieniem, kiedy przemierzając wyścieloną kamyczkami plażą zaczęła rozmowę. Przytaknąłem jej głową, chwilę zastanawiając się pod wpływem jej słów nad dzisiejszym dniem. Nad tym, jakim cudem wszyscy dziś się tu znaleźliśmy. Dwa miesiące temu przygotowywaliśmy się do Odsieczy, których wymagania przerosły niejedno z nas. Nie zdołałem uratować wtedy ilu osób? Dziesięciu, jedenastu, dwunastu? Nie pamiętałem. Ich twarze natomiast powracały do mnie w koszmarach, odbijane na kalce świadomości. Nie żyli. Ile zabrakło w Hogwarcie, żeby Eileen lub Hereward nie powrócili z wyprawy? Biorąc pod uwagę wszystko to, co miało później miejsce wraz z początkiem maja mogłem śmiało stwierdzić, że niewiele.
- Mają niezwykłe szczęście - skwitowałem, zdając się z lekka nieobecny, wzrok wbijałem zaś przed siebie, w kontur zamku. Odwróciłem się, kiedy dosięgnął nas głos Minerwy. Spróbowałem wtedy uśmiechnąć się i w odpowiedzi krzyknąłem, że zaraz do niej dołączymy. - Przepraszam, naprawdę nie chciałem wtedy na ciebie nadepnąć. Taniec nowoczesny trochę mnie na razie... przerasta - powiedziałem przepraszająco, z lekko smutnym uśmiechem. Złapałem nagle melancholijny nastrój, który wywołały złe wspomnienia sprzed kilku tygodni. Westchnąłem, kiedy w końcu przeszła do meritum. A jakby inaczej.
- Są marne, to fakt, ale na szczęście przywykłem do sporadycznego jedzenia - spróbowałem zażartować nawiązując do mojego pracoholizmu i gospodarowania czasem na dyżurach, jednak chyba coś mi nie wyszło. - Rowle mnie sprowokował. Mieszał mugolaków z błotem i ubliżał im w inne sposoby, których nie wypada mi powtarzać w towarzystwie damy. Poszliśmy więc rozwiązać kwestię po męsku, o północy, w starych magazynach. Tam zgarnął nas patrol i osadził w Tower na trzy dni za publiczną bójkę. Nie uważam osobiście opuszczonych magazynów za miejsce publiczne, ale to chyba było tylko moje zdanie - wzruszyłem ramionami. Muzyka zaczęła przybierać na sile, kiedy zbliżaliśmy się do ruin zamku.
Budowla w środku zachwycała jeszcze bardziej, niż z zewnątrz - mimo, że jeszcze przed chwilą nie uważałem tego za możliwe. Nie na długo było mi jednak napawać się wspaniałością sali balowej, bo wtem jakiś Szkot podstawił mi pod nos kilt. Spojrzałem się to na Szkota, to na kilt, to znów na Josie. Mój mózg eksplodował.
- NapłonącąWendelinęaleodlotzarazwracamJo! - powiedziałem tylko zaaferowany, po czym dziękując Szkotowi porwałem od niego kilt i udałem się w miejsce, w którym mogłem się w spokoju przebrać. Wróciłem do zgromadzenia uśmiechnięty od ucha do ucha, dumnie prezentując się w kilcie. Szaleństwo. Szaleństwo! Moja ekstrawagancka dusza piała w zachwycie. Podążyłem za wzrokiem Benai musiałem przyznać, że faktycznie - łydki Foxa prezentowały się w kilcie co najmniej korzystnie. Uśmiech posłałem także Minnie, pozostałych witając w podobny sposób, okraszony skinieniem głowy. W duchu dziękowałem Wendelinie, że była z nami Minerwa.
- Alexander Selwyn, miło mi poznać - skłoniłem się lekko ku pannie po mojej lewej - Sally - po czym powiodłem spojrzeniem do panny Fenwick. - Postaram się niekogo dziś nie podeptać, ale niczego nie mogę obiecać - oznajmiłem, podając obu paniom dłonie i jakoś dziwnie rozweselony naśladowałem to, co robiła Minnie, tańcząc w kółku.
Nie wiedziałem co dokładnie mam teraz myśleć w tej sytuacji. Miało wyjść uprzejmie i w dobrym tonie, a zamiast tego powstał mały potworek poczucia niezręczności. Z każdej strony, Minnie też chyba wydawała się tą całą farsą zmieszana, jakby na jej twarzy nie malowało się już dość nie do końca zrozumiałych dla mnie emocji. Coś zdecydowanie było na rzeczy, jednak chyba słusznie miałem wrażenie, że nie powinno mnie to interesować. Nie podjąłem więc tego tematu ani w mieszkaniu dziewcząt, ani nad brzegiem jeziora. Fox bardzo zgrabnie bowiem przerzucił moje myśli na zupełnie inny tor. Spojrzałem się na niego najpierw z przestrachem, a następnie z niedowierzaniem. Ostatecznie, gdyby mogło ono zabijać, u swych stóp miałbym właśnie idealny materiał na wykonanie mufki z lisiej sierści. Jak mogłeś, ty Brutusie. Josephine nie mogła pozostawić teraz tego tematu w spokoju, a jej perfekcyjnie ironiczny ton oznaczał tylko jedno: tłumaczenie się, sute i kwieciste. Nie zaczęła jednak tematu od razu, kiedy oddaliliśmy się od zgromadzenia. Asystowałem jej ramieniem, kiedy przemierzając wyścieloną kamyczkami plażą zaczęła rozmowę. Przytaknąłem jej głową, chwilę zastanawiając się pod wpływem jej słów nad dzisiejszym dniem. Nad tym, jakim cudem wszyscy dziś się tu znaleźliśmy. Dwa miesiące temu przygotowywaliśmy się do Odsieczy, których wymagania przerosły niejedno z nas. Nie zdołałem uratować wtedy ilu osób? Dziesięciu, jedenastu, dwunastu? Nie pamiętałem. Ich twarze natomiast powracały do mnie w koszmarach, odbijane na kalce świadomości. Nie żyli. Ile zabrakło w Hogwarcie, żeby Eileen lub Hereward nie powrócili z wyprawy? Biorąc pod uwagę wszystko to, co miało później miejsce wraz z początkiem maja mogłem śmiało stwierdzić, że niewiele.
- Mają niezwykłe szczęście - skwitowałem, zdając się z lekka nieobecny, wzrok wbijałem zaś przed siebie, w kontur zamku. Odwróciłem się, kiedy dosięgnął nas głos Minerwy. Spróbowałem wtedy uśmiechnąć się i w odpowiedzi krzyknąłem, że zaraz do niej dołączymy. - Przepraszam, naprawdę nie chciałem wtedy na ciebie nadepnąć. Taniec nowoczesny trochę mnie na razie... przerasta - powiedziałem przepraszająco, z lekko smutnym uśmiechem. Złapałem nagle melancholijny nastrój, który wywołały złe wspomnienia sprzed kilku tygodni. Westchnąłem, kiedy w końcu przeszła do meritum. A jakby inaczej.
- Są marne, to fakt, ale na szczęście przywykłem do sporadycznego jedzenia - spróbowałem zażartować nawiązując do mojego pracoholizmu i gospodarowania czasem na dyżurach, jednak chyba coś mi nie wyszło. - Rowle mnie sprowokował. Mieszał mugolaków z błotem i ubliżał im w inne sposoby, których nie wypada mi powtarzać w towarzystwie damy. Poszliśmy więc rozwiązać kwestię po męsku, o północy, w starych magazynach. Tam zgarnął nas patrol i osadził w Tower na trzy dni za publiczną bójkę. Nie uważam osobiście opuszczonych magazynów za miejsce publiczne, ale to chyba było tylko moje zdanie - wzruszyłem ramionami. Muzyka zaczęła przybierać na sile, kiedy zbliżaliśmy się do ruin zamku.
Budowla w środku zachwycała jeszcze bardziej, niż z zewnątrz - mimo, że jeszcze przed chwilą nie uważałem tego za możliwe. Nie na długo było mi jednak napawać się wspaniałością sali balowej, bo wtem jakiś Szkot podstawił mi pod nos kilt. Spojrzałem się to na Szkota, to na kilt, to znów na Josie. Mój mózg eksplodował.
- NapłonącąWendelinęaleodlotzarazwracamJo! - powiedziałem tylko zaaferowany, po czym dziękując Szkotowi porwałem od niego kilt i udałem się w miejsce, w którym mogłem się w spokoju przebrać. Wróciłem do zgromadzenia uśmiechnięty od ucha do ucha, dumnie prezentując się w kilcie. Szaleństwo. Szaleństwo! Moja ekstrawagancka dusza piała w zachwycie. Podążyłem za wzrokiem Benai musiałem przyznać, że faktycznie - łydki Foxa prezentowały się w kilcie co najmniej korzystnie. Uśmiech posłałem także Minnie, pozostałych witając w podobny sposób, okraszony skinieniem głowy. W duchu dziękowałem Wendelinie, że była z nami Minerwa.
- Alexander Selwyn, miło mi poznać - skłoniłem się lekko ku pannie po mojej lewej - Sally - po czym powiodłem spojrzeniem do panny Fenwick. - Postaram się niekogo dziś nie podeptać, ale niczego nie mogę obiecać - oznajmiłem, podając obu paniom dłonie i jakoś dziwnie rozweselony naśladowałem to, co robiła Minnie, tańcząc w kółku.
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 48
--------------------------------
#2 'k10' : 10
#1 'k100' : 48
--------------------------------
#2 'k10' : 10
- Oby to szczęście trwalo jak najdłużej – uśmiechnęła się blado do Alexandra, wyczuwając jego obawy. Wspólnie działali w niebezpiecznym kierunku, a każdy dzień mógł zakończyć się tragicznie. Głupotą byłoby nie mieć takiej świadomości, jednak nie mogli drżeć o swoje bezpieczeństwo na każdym kroku. Dziś wymagane były działania, nie zawsze pomyślne w rezultatach. - Dajże spokój, Alexandrze. Obawiam się, że gdyby moje umiejętności taneczne przenosiły się na salę balową, bardzo szybko zostałabym z niej wyproszona – tym nie miał się zadręczać, w końcu bawili się znakomicie, a świt zastał ich praktycznie na parkiecie. - W Bexley znajdują się też inne mugolskie lokale warte odwiedzenia… – zaproponowała nieśmiało, mając nadzieję, że Alex przystanie na jej propozycję. Kilka miejsc znała z polecenia, kilka odwiedziła wcześniej z przyjaciółmi, czy coś stało na przeszkodzie, by sympatyzujący się z mugolami lord im towarzyszył?
Musiała przyznać, że jakaś mała, na co dzień dobrze ukrywana część jej osobowości cieszyła się z zakłpotania, które wywoływała u Alexandra. Powinien się tak czuć i to wcale nie za spinkę, która pięknie prezentowała się w jej falujących włosach; w tym momencie czuła lekką złość za Tower, jednakże pod fasadą gniewu kryła się szczera troska, do której nie chciała się przyznawać. Tak naprawdę Alexander nie musiał jej się tłumaczyć, co też spowodowało jego czasowy pobyt w więziennej celi. Westchnęła cicho, słysząc, kto zalazł mu za skórę i w jaki sposób. Nie musiała znać tego Rowle’a, by wiedzieć, że obelgi pod adresem mugolaków dotknęły do żywego Alexandra, a wobec tego nie mógł prześć obojętnie. - Następnym razem daj znać, naprawdę upiekę ci babeczki albo namówie do tego Bertiego – uśmiechnęła się ciepło, wiedząc, że następny raz nastąpi wcześniej czy później. Wszak Alexander był szlachcicem, a szlacheckie środowisko to prawdziwe siedlisko czarodziejów gardzących wszystkimi, którzy nie mają możliwości chełbić się magicznym, wielopokoleniowym rodowodem. Momentami szczerze się dziwiła, ale jednocześnie podziwiała go za niezwykłą niezłomność ducha i trwanie w swoich przekonaniach – że też w rodzie Selwynów uchował się ktoś tak różny od większości członków swojego rodu!
Doprawdy? Tylko na tyle było ją stać, gdy Alexander wybuchnął entuzjazmem na widok szkockiego kiltu. Cieszył się jak małe dziecko, w czym nie miała zamiaru mu przeszkadzać. - Ładnie ci w tej spódniczce. Jeszcze trochę a nauczymy cię tańczyć w butach na obcasie – wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu, zanim dała się porwać do powstającego kółeczka. O szkockim tańcu nie wiedziała wiele – praktycznie tyle co nic, w końcu kornwalijskie wzgórza przez większą część życia były jej domem. Niemniej spróbowała naśladować pozostałych tańczących, w myślach zachwalając baletki, które okazały się bardziej odpowiednim obuwiem do tańca niżeli jej czółenka na niewielkim obcasiku.
Musiała przyznać, że jakaś mała, na co dzień dobrze ukrywana część jej osobowości cieszyła się z zakłpotania, które wywoływała u Alexandra. Powinien się tak czuć i to wcale nie za spinkę, która pięknie prezentowała się w jej falujących włosach; w tym momencie czuła lekką złość za Tower, jednakże pod fasadą gniewu kryła się szczera troska, do której nie chciała się przyznawać. Tak naprawdę Alexander nie musiał jej się tłumaczyć, co też spowodowało jego czasowy pobyt w więziennej celi. Westchnęła cicho, słysząc, kto zalazł mu za skórę i w jaki sposób. Nie musiała znać tego Rowle’a, by wiedzieć, że obelgi pod adresem mugolaków dotknęły do żywego Alexandra, a wobec tego nie mógł prześć obojętnie. - Następnym razem daj znać, naprawdę upiekę ci babeczki albo namówie do tego Bertiego – uśmiechnęła się ciepło, wiedząc, że następny raz nastąpi wcześniej czy później. Wszak Alexander był szlachcicem, a szlacheckie środowisko to prawdziwe siedlisko czarodziejów gardzących wszystkimi, którzy nie mają możliwości chełbić się magicznym, wielopokoleniowym rodowodem. Momentami szczerze się dziwiła, ale jednocześnie podziwiała go za niezwykłą niezłomność ducha i trwanie w swoich przekonaniach – że też w rodzie Selwynów uchował się ktoś tak różny od większości członków swojego rodu!
Doprawdy? Tylko na tyle było ją stać, gdy Alexander wybuchnął entuzjazmem na widok szkockiego kiltu. Cieszył się jak małe dziecko, w czym nie miała zamiaru mu przeszkadzać. - Ładnie ci w tej spódniczce. Jeszcze trochę a nauczymy cię tańczyć w butach na obcasie – wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu, zanim dała się porwać do powstającego kółeczka. O szkockim tańcu nie wiedziała wiele – praktycznie tyle co nic, w końcu kornwalijskie wzgórza przez większą część życia były jej domem. Niemniej spróbowała naśladować pozostałych tańczących, w myślach zachwalając baletki, które okazały się bardziej odpowiednim obuwiem do tańca niżeli jej czółenka na niewielkim obcasiku.
these violent delights have
violent ends...
Josephine Fenwick
Zawód : przyszła aurorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W całym magicznym świecie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Josephine Fenwick' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 79
--------------------------------
#2 'k10' : 7
#1 'k100' : 79
--------------------------------
#2 'k10' : 7
Tylko Eileen i Charlene kiepsko weszły w rytm na samym początku, reszta poradziła sobie świetnie i muzyka poniosła ich na parkiecie.
Tańczona figura w tej kolejce: Para do pary, ST 30
Kto z kim:
Kółeczko 1: Samuel z Justine, Frederick z Charlene, Florean z Poppy, Aldrich z Eileen
Kółeczko 2: Joseph z Florence, Benjamin z Minnie, Billy z Josephine, Alexander z Sally
Zadania na tę kolejkę: rzucić kością k100 na taniec (zawsze pierwsza kość), rzucić kością k100 na działanie (zawsze druga kość), które podane jest w zdarzeniu losowym (wyjątek to zdarzenie numer 1) oraz rzucić kością k10 na kolejne zdarzenie losowe.
| Czas na odpis wynosi 48h.
Wszystkie pytania i wątpliwości kierujcie do Eileen.
Post z zasadami znajduje się TUTAJ.
Tańczona figura w tej kolejce: Para do pary, ST 30
Kto z kim:
Kółeczko 1: Samuel z Justine, Frederick z Charlene, Florean z Poppy, Aldrich z Eileen
Kółeczko 2: Joseph z Florence, Benjamin z Minnie, Billy z Josephine, Alexander z Sally
Zadania na tę kolejkę: rzucić kością k100 na taniec (zawsze pierwsza kość), rzucić kością k100 na działanie (zawsze druga kość), które podane jest w zdarzeniu losowym (wyjątek to zdarzenie numer 1) oraz rzucić kością k10 na kolejne zdarzenie losowe.
| Czas na odpis wynosi 48h.
Wszystkie pytania i wątpliwości kierujcie do Eileen.
Post z zasadami znajduje się TUTAJ.
- Ranking:
L.p. Postać Ranking Styl 1. Eileen Bartius 0 - 2. Samuel Skamander 5 - 3. Justine Tonks 5 - 4. Frederick Fox 5 - 5. Charlene Leighton 0 - 6. Florean Fortescue 5 - 7. Poppy Pomfrey 5 - 8. Aldrich McKinnon 5 - L.p. Postać Ranking Styl 1. Sally Moore 5 - 2. Joseph Wright 5 - 3. Florence Fortescue 5 - 4. Benjamin Wright 5 - 5. Minnie McGonagall 5 - 6. Billy Moore 5 - 7. Josephine Fenwick 5 - 8. Alexander Selwyn 5 -
- Zdarzenia:
- Sally, Billy (1)
- Spoiler:
- Rozwiązało Ci się sznurowadło (lub rzemyk w baletce)! Jeżeli następną figurę uda ci się wykonać z ST wyższym o 10, dostaniesz +1 punkt za styl i sznurowadło (lub rzemyk) magicznie zawiązuje się samo. Jeżeli nie - spada ci but, otrzymujesz -1 punkt za styl.
Minnie (2)- Spoiler:
- O nie, na parkiecie jest luźna deska! Musisz ją zgrabnie ominąć - ST wynosi 40, doliczana jest wartość uników. Jeśli je osiągniesz, nie tracisz rytmu i płynności ruchów, przysługuje ci +1 za styl. Jeśli nie uda ci się uniknąć deski, potykasz się niezgrabnie, otrzymujesz –1 za styl.
Charlene, Aldrich, Joseph (3)- Spoiler:
- Ktoś rzucił w powietrze kwiat białej róży (bez kolców), przelatuje on nad twoją głową. Złap go, aby dostać +2 punkty za styl, w tym celu w następnym poście wykonaj rzut kością k100, ST pochwycenia kwiatu wynosi 80, do rzutu doliczana jest biegłość spostrzegawczości. Jeśli nie pochwycisz go, nic się nie dzieje.
Poppy (4)- Spoiler:
- Śliski parkiet to zmora każdego tancerza, w czasie tańca musisz utrzymać równowagę - ST to 40, doliczana jest wartość uników. Jeśli suma wyniesie >80, nie dość, że ustałeś na nogach, to jeszcze wykonałeś zgrabny obrót (+2 do stylu)! Jeśli suma wyniosła mniej niż wymagane ST, poniosłeś porażkę i otrzymujesz –1 do stylu; jeśli równa 40 lub mniejsza niż 80, dostajesz tylko +1 za styl.
Justine (5)- Spoiler:
- Partnerce/partnerowi z twojej prawej strony spadła na ziemię biała wstążka/poszetka (wstążka wypada kobiecie, poszetka mężczyźnie). ST płynnego podniesienie przedmiotu z ziemi, bez tracenia rytmu i kroków, równe jest 50. Jeśli uda ci się podnieść wstążkę/poszetkę i oddać ją właścicielce/właścicielowi, dostajesz +1 za styl; jeśli nie, ale podejmiesz próbę, wpadasz na partnerkę i tracisz 1 punkt za styl.
Florean, Florence (6)- Spoiler:
- W czasie tańców ktoś przez przypadek szturchnął Szkota i strumień ale z jego kufla właśnie na ciebie leci. ST uniknięcia go wynosi 40, doliczana jest wartość uników. Jeśli wynik wyniesie >70, wykonałeś zręczny uskok, który zagwarantował ci +2 punkt za styl (jeśli tylko osiągniesz wymagane ST, +1 za styl). Jeśli nie unikniesz piwa, na twoim ubiorze znajdzie się sporej wielkości, korzennie pachnąca plama, co daje –1 punkt za styl.
Josephine (7)- Spoiler:
- Również dzieci chciały się bawić! Pod twoimi nogami zjawiło się jedno z nich, musisz odskoczyć od niego lub przeskoczyć przeszkodę - ST wynosi 50, doliczana jest wartość uników. Jeśli wynik będzie większy niż 75, zdobywasz 2 punkty za stylowe uniknięcie malca i płynny powrót do figury. Jeśli osiągniesz wymagane st, +1 do stylu; jeśli potkniesz się o malca, to ucieknie z płaczem do mamy i załatwi ci –1 punkt za bycie stylowo okrzyczanym przez szkocką matronę.
Samuel, Frederick (8 )- Spoiler:
- Ktoś za tobą otworzył butelkę szampana, ale nieopatrznie nie skontrolował korka, który właśnie leci w twoją stronę z szybkością startującej miotły. Uniknij go, a unikniesz również bolesnego siniaka – ST wynosi 50, dolicza się wartość uników. Jeśli osiągniesz ST, przysługuje ci 1 punkt za stylowy gest przy figurze; jeśli nie, gubisz nie tylko krok, ale również i 1 punkt za styl.
Ben (9)- Spoiler:
- Chichotliwa ciotka omyłkowo rzuciła w ciebie kolorowymi serpentynami, które owinęły się wokół twojej głowy i szyi. Spróbuj poruszać energicznie ramionami, żeby odsłonić swoje oczy! ST wynosi 35, doliczana jest wartość sprawności. Jeśli ci się uda, doliczany jest 1 punkt za kolorowy styl tańca; jeśli nie, serpentyna wpadnie ci do ust i będziesz musiał ją wypluć, a to odejmuje ci 1 punkt do stylu.
Eileen, Alexander (10)- Spoiler:
- Zaczarowane dudy z części orkiestrowej dmuchnęły ci prosto w ucho i odrobinę przygłuchłeś. Musisz ustać na nogach - ST wynosi 40, doliczany jest bonus z wartości uników. Jeśli nie zgubisz kroku i rytmu, przysługuje ci +1 punkt za styl; jeśli pogubisz się na parkiecie, dostaniesz -1 za styl.
I show not your face but your heart's desire
Uśmiechnęła się - ciepło - na komentarz Sally, zbyt wiele lat spędziła w Szkocji, by nie słyszeć wcześniej komentarzy tego typu i zbyt długo uczyła się z dziećmi z innych rejonów Brytanii, by nie zapoznać się dokładnie z całą gamą żartów ze Szkotów. Jednakowo widok nagich męskich nóg nie był dla niej nowością - widok przyjaciół w podobnych, niecodziennych dla nich samych strojach, budził raczej przyjemne ukłucie nostalgii i tęsknoty za domem. Podobał jej się entuzjazm, z jakim również pozostali goście podchodzili do tanecznej zabawy - i głęboko wierzyła, że skoczna muzyka pomoże jej się oderwać od nieuzasadnionych i całkowicie wyimaginowanych przecież smutków: rozum mówił wyraźnie, dlaczego serce nie chciało słuchać? Nie była do tego przyzwyczajona. Wsłuchiwała się, tak w śladowe wspominki Bena i Joe'go - nie wiedziała, że też stąd pochodzili - na jej twarzy coraz mocniej rozjaśniał się zadziorny uśmiech, silniejszy z każdym kolejnym podskokiem, który zdawał się wyzwalać w niej radość. Żwawa melodia pozwalała zapomnieć - i wczuć się w nią całą sobą.
- Reel to prosty taniec, umiejętności nie są ci potrzebne - rzuciła w kierunku Billy'ego, odwracając się w jego stronę z zachęcającym - wciąż - uśmiechem. Jeszcze nikt nigdy nie nauczył się tańczyć, podpierając ściany, kiedy grała muzyka. - Po prostu wsłuchaj się w rytm - bo szkocka muzyka była muzyką gór, szemrzącym strumieniem, silnym wiatrem i energią bijącą od łuny zorzy roztaczającej się nad oceanem; muzyką bijącą od samego serca matki natury. - Na pewno ci się spodoba - zwróciła się jeszcze do Florence, wciąż z uśmiechem, nim Benjamin wziął ją pod bok; dostrzegła deskę plączącą się pod jej nogami, ale nie kłopotała się nią zanadto, usiłując przeskoczyć ją jednym susem - w nadziei, że nie potknie się przy tym o własne nogi, wyglądałoby to bardzo niezgrabnie.
- Macie rodzinę w Szkocji? - zagadnęła ożywiona - i zaciekawiona - Benjamina, kiedy stanęli naprzeciw siebie, przeskakując ze stopy na stopę, nim wyciągnęła ramiona, żeby go uchwycić: górował nad nią wzrostem, a niskie baletki, które miała na stopach, nie pomagały jej sprostać wyzwaniu: ale to nie było istotne, istotna była tylko dobra zabawa.
- Reel to prosty taniec, umiejętności nie są ci potrzebne - rzuciła w kierunku Billy'ego, odwracając się w jego stronę z zachęcającym - wciąż - uśmiechem. Jeszcze nikt nigdy nie nauczył się tańczyć, podpierając ściany, kiedy grała muzyka. - Po prostu wsłuchaj się w rytm - bo szkocka muzyka była muzyką gór, szemrzącym strumieniem, silnym wiatrem i energią bijącą od łuny zorzy roztaczającej się nad oceanem; muzyką bijącą od samego serca matki natury. - Na pewno ci się spodoba - zwróciła się jeszcze do Florence, wciąż z uśmiechem, nim Benjamin wziął ją pod bok; dostrzegła deskę plączącą się pod jej nogami, ale nie kłopotała się nią zanadto, usiłując przeskoczyć ją jednym susem - w nadziei, że nie potknie się przy tym o własne nogi, wyglądałoby to bardzo niezgrabnie.
- Macie rodzinę w Szkocji? - zagadnęła ożywiona - i zaciekawiona - Benjamina, kiedy stanęli naprzeciw siebie, przeskakując ze stopy na stopę, nim wyciągnęła ramiona, żeby go uchwycić: górował nad nią wzrostem, a niskie baletki, które miała na stopach, nie pomagały jej sprostać wyzwaniu: ale to nie było istotne, istotna była tylko dobra zabawa.
Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem? Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim
ostatni?
ostatni?
The member 'Minnie McGonagall' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 72, 32
--------------------------------
#2 'k10' : 1
#1 'k100' : 72, 32
--------------------------------
#2 'k10' : 1
Żywiołowa muzyka poderwała go do tańca zaskakująco skutecznie i po kilku sekundach pląsów Wright nabrał nawet rumieńców, skrytych litościwie pod gęstym sitowiem lepkiej od pomady brody. Dawno nie tańczył w ten sposób, ba, miał wrażenie, że minęły całe epoki odkąd poruszał się do dźwięków w tak nieskrępowany sposób. Za czasów miotlarskiej kariery bywał raczej na balach, gdzie sztywno kiwał się u boku olśniewającej Harriett, pewien, że na każde potknięcie tylko czyha wścibski reporter czarownicy, gotów opisać nadepnięcie na srebrzysty pantofelek półwili jako wstęp do burzliwego rozstania. Właściwie naciągnąłby prawdę dość niewiele, ale...nie powinien wracać myślami do tamtych czasów a już z pewnością porównywać wizualizowanego w marzeniach ślubu do tego, na którym właśnie się bawił. Dziwne. Kilka tygodni temu gotów był wybaczać i oferować drugą szansę, by teraz nie dowierzać własnej naiwności.
Lecz, ponownie, nie był to czas na smętne rozważania. Wesoła muzyka nie pozwalała zagłębić się w oceanie beznadziei, skocznie ruszył więc w tan, dobrze zgrywając się z rytmem i nie tratując nikogo po drodze, co uznawał za swój wielki sukces. W ferworze szaleństwa stracił z oczu przyjaciół, nie mogąc odpowiedzieć na ich powitania oraz docinki - jak przystało na dżentelmena koncentrował się wyłącznie na partnerce, a los postanowił ponownie rzucić go w ramiona Minerwy. Odwzajemnił uśmiech, było jej do twarzy w sukience i z zdrowymi rumieńcami na piegowatej buzi, niewywołanymi ani zepsutą anomalią ani druzgoczącym przedstawieniem w wykonaniu straumatyzowanych dzieci. - Wrightowie pochodzą ze Szkocji, byliśmy przyjaciółmi Macmillanów - podzielił się z nią ciekawostką historyczną, mocno naciąganą, ale Ben wszędzie w rodzinnych stronach widział przyjaciół, nawet wśród nieosiągalnej szlachty. - Ładnie wyglądasz - palnął, łapiąc dziewczynę za ramię i rozpoczynając galop w kółeczku. Dodałby coś jeszcze, ale nagle znikąd pojawiły się wokół niego różnokolorowe serpentyny. Z boku dobiegł go chichot cioci Eileen: na pewno była jego fanką, stąd entuzjastyczny żarcik, utrudniający jednak zorientowanie się w czasie i przestrzeni. Barwne smugi przesłaniały mu widok, postarał się więc zrzucić je z siebie jak najszybciej, machając energicznie wolną ręką, z nadzieją, że wyswobodzi się szybko z szeleszczącego węża i nie uderzy przy tym łokciem nikogo tańczącego tuż obok.
Lecz, ponownie, nie był to czas na smętne rozważania. Wesoła muzyka nie pozwalała zagłębić się w oceanie beznadziei, skocznie ruszył więc w tan, dobrze zgrywając się z rytmem i nie tratując nikogo po drodze, co uznawał za swój wielki sukces. W ferworze szaleństwa stracił z oczu przyjaciół, nie mogąc odpowiedzieć na ich powitania oraz docinki - jak przystało na dżentelmena koncentrował się wyłącznie na partnerce, a los postanowił ponownie rzucić go w ramiona Minerwy. Odwzajemnił uśmiech, było jej do twarzy w sukience i z zdrowymi rumieńcami na piegowatej buzi, niewywołanymi ani zepsutą anomalią ani druzgoczącym przedstawieniem w wykonaniu straumatyzowanych dzieci. - Wrightowie pochodzą ze Szkocji, byliśmy przyjaciółmi Macmillanów - podzielił się z nią ciekawostką historyczną, mocno naciąganą, ale Ben wszędzie w rodzinnych stronach widział przyjaciół, nawet wśród nieosiągalnej szlachty. - Ładnie wyglądasz - palnął, łapiąc dziewczynę za ramię i rozpoczynając galop w kółeczku. Dodałby coś jeszcze, ale nagle znikąd pojawiły się wokół niego różnokolorowe serpentyny. Z boku dobiegł go chichot cioci Eileen: na pewno była jego fanką, stąd entuzjastyczny żarcik, utrudniający jednak zorientowanie się w czasie i przestrzeni. Barwne smugi przesłaniały mu widok, postarał się więc zrzucić je z siebie jak najszybciej, machając energicznie wolną ręką, z nadzieją, że wyswobodzi się szybko z szeleszczącego węża i nie uderzy przy tym łokciem nikogo tańczącego tuż obok.
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 97
--------------------------------
#2 'k100' : 30
--------------------------------
#3 'k10' : 10
#1 'k100' : 97
--------------------------------
#2 'k100' : 30
--------------------------------
#3 'k10' : 10
Radosna melodia zdawała się przegnać ponure myśli z głów wszystkich, którzy zdecydowali się współdzielić radość tego dnia z Eileen i Harewardem, a z pewnością tych tańczących. Ręka chwyciła rękę, a na ustach jawiły się wesołe uśmiechy, oczy błyszczały, ogarnęła ich beztroska i porwała muzyka. Tak właśnie powinno być. Moment taki jak ten chciałoby się zatrzymać, na dłużej niż ta chwila, która zaraz minie bezpowrotnie, nacieszyć się nią, rozkoszować. Melodia była jednak szybka, rwąca, energiczna i wyrywała z zamyślenia, w którym na moment pogrążyła się panna Pomfrey, by zapisać w pamięci te obrazy: uśmiech na twarzy panny młodej, Floreana w kilcie, drobne potknięcie Charlie, niezwykle wdzięczną Szkotkę Minnie, promienie słońca wpadające przez okiennice ruin zamku i lawirujący w nich kurz; niewiele mieli w ostatnich czasach chwil tak beztroskiej radości, należało ją celebrować.
Podała dłonie Floreanowi i Aldrichowi, podążając za kółkiem i starając się nie kołysać za mocno, by się nie wygłupić. Na szczęście póki co było nader prosto, więc zdołała sobie tego oszczędzić, lecz kto wie? Wszystko jeszcze przed nią, a los lubi płatać figle.
Panowie puścili jej dłonie, lecz nie na długo, trwało to zaledwie jedno uderzenie serca, bo w kolejnym takcie Florean wziął ją pod bok po prawej. Rzuciła ukradkowe, szybkie spojrzenie na to, co robią inni, próbując odtworzyć ich ruchy i również skoczyć na dwa. Pomimo niepewności wciąż się uśmiechała i roześmiała, kiedy chwycili się z Floreanem pod ramiona, by zatańczyć w koło.
Los zawsze wtrąci się w nieodpowiednim momencie. Poppy nie wiedziała, czy to przez rosę przyniesioną na butach, czy też może któremuś wąsatemu wujkowi omsknęła się szklanka, przy opowiadaniu rubasznego żartu, lecz prawdą było, że to właśnie pannie Pomfrey przydarzyło się nieszczęście, by w to wdepnąć. Szkocką baletką dotknęła mokrej podłogi i poczuła jak traci stabilność, zachwiała się, lecz ze wszelkich sił starała nie upaść - ależ to byłby wstyd!
Na pewno mniejszy, niż jej się wydawało, ale chwilowo wyolbrzymiała ten problem we własnej głowie.
Podała dłonie Floreanowi i Aldrichowi, podążając za kółkiem i starając się nie kołysać za mocno, by się nie wygłupić. Na szczęście póki co było nader prosto, więc zdołała sobie tego oszczędzić, lecz kto wie? Wszystko jeszcze przed nią, a los lubi płatać figle.
Panowie puścili jej dłonie, lecz nie na długo, trwało to zaledwie jedno uderzenie serca, bo w kolejnym takcie Florean wziął ją pod bok po prawej. Rzuciła ukradkowe, szybkie spojrzenie na to, co robią inni, próbując odtworzyć ich ruchy i również skoczyć na dwa. Pomimo niepewności wciąż się uśmiechała i roześmiała, kiedy chwycili się z Floreanem pod ramiona, by zatańczyć w koło.
Los zawsze wtrąci się w nieodpowiednim momencie. Poppy nie wiedziała, czy to przez rosę przyniesioną na butach, czy też może któremuś wąsatemu wujkowi omsknęła się szklanka, przy opowiadaniu rubasznego żartu, lecz prawdą było, że to właśnie pannie Pomfrey przydarzyło się nieszczęście, by w to wdepnąć. Szkocką baletką dotknęła mokrej podłogi i poczuła jak traci stabilność, zachwiała się, lecz ze wszelkich sił starała nie upaść - ależ to byłby wstyd!
Na pewno mniejszy, niż jej się wydawało, ale chwilowo wyolbrzymiała ten problem we własnej głowie.
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Poppy Pomfrey' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 54
--------------------------------
#2 'k100' : 88
--------------------------------
#3 'k10' : 5
#1 'k100' : 54
--------------------------------
#2 'k100' : 88
--------------------------------
#3 'k10' : 5
Zgubienie rytmu było całkiem w jej stylu. Nawet baletki nie chroniły jej przed pewną niezgrabnością spontanicznych ruchów, do której była tak przyzwyczajona. Lubiła planować i wiedzieć, na co ma być gotowa, a kiedy muzyka tak nagle rozbrzmiała, nie miała czasu się przygotować i dlatego nie weszła z krokiem tak, jak powinna. Potem było już lepiej. Nogi szybko odnalazły właściwy rytm, biała sukienka wirowała przy każdym z nich, na zmianę unosząc się i opadając, mieniąc się wielobarwnymi, haftowanymi płatkami kwiatów. Mocno trzymała za dłonie swoich dzisiejszych partnerów – Samuela i Aldricha, płynąc razem z nimi po parkiecie. Serce biło rytmicznie, trzepotało skrzydłami niczym wyrwany z klatki ptak. Dzisiaj wyjątkowo nie musiała wstydzić się radości, która uparcie trzymała się jej od samego początku ceremonii. Nie musiała ciągnąć za smycz, by uśmiech spełzł z ust, by umknął czyjejś uwadze, bo komuś mogłoby zrobić się z jego powodu przykro. Ten dzień miał być dniem dla każdego, nie tylko dla niej i Herewarda, choć to właśnie z ich powodu wydarzenie miało miejsce. Szukała więc uśmiechów na twarzach tych, którzy tańczyli nie tylko w kółku razem z nią, ale również i w tym obok. I widziała je. Jasne, ciepłe, pełne radości. I czuła się jeszcze bardziej spełniona niż mogła to sobie wyobrazić.
Miała męża. Miała cudowną rodzinę, złożoną nie tylko z tych, którzy dzielili jej krew, ale również z tych, którzy dzielili ideę. Ciemne chmury odpłynęły. Na kilka chwil, godzin. Na jeden dzień i jedną noc.
Baletki pokierowały nią, gdy muzyka poszła dalej i figury musiały się zmienić. Takt wyrwał ją z kółeczka i postawił naprzeciwko Aldricha, szturchnął nogami, by te przeskakiwały zgrabnie z miejsca na miejsce.
– Nie wiedziałam, że jesteś Szkotem! – zawołała do niego nieco głośniej, chcąc, by usłyszał ją wśród dźwięków głośnej muzyki. Nie spodziewała się, kiedy dudy dmuchnęły jej prosto do ucha. Świat z jednej strony nieco przygłuchł. Albo raczej to ona przygłuchła. – Co mówisz?! – chwyciła swojego partnera pod ramię, by obrócić się z nim dwa razy. – Nic nie słyszę!
A musiała jeszcze przy tym zachować rytm!
[bylobrzydkobedzieladnie]
Miała męża. Miała cudowną rodzinę, złożoną nie tylko z tych, którzy dzielili jej krew, ale również z tych, którzy dzielili ideę. Ciemne chmury odpłynęły. Na kilka chwil, godzin. Na jeden dzień i jedną noc.
Baletki pokierowały nią, gdy muzyka poszła dalej i figury musiały się zmienić. Takt wyrwał ją z kółeczka i postawił naprzeciwko Aldricha, szturchnął nogami, by te przeskakiwały zgrabnie z miejsca na miejsce.
– Nie wiedziałam, że jesteś Szkotem! – zawołała do niego nieco głośniej, chcąc, by usłyszał ją wśród dźwięków głośnej muzyki. Nie spodziewała się, kiedy dudy dmuchnęły jej prosto do ucha. Świat z jednej strony nieco przygłuchł. Albo raczej to ona przygłuchła. – Co mówisz?! – chwyciła swojego partnera pod ramię, by obrócić się z nim dwa razy. – Nic nie słyszę!
A musiała jeszcze przy tym zachować rytm!
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że
Nasze serca świecą w mroku
Nasze serca świecą w mroku
Ostatnio zmieniony przez Eileen Bartius dnia 27.01.18 9:45, w całości zmieniany 2 razy
The member 'Eileen Bartius' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 82
--------------------------------
#2 'k100' : 28
--------------------------------
#3 'k10' : 3
#1 'k100' : 82
--------------------------------
#2 'k100' : 28
--------------------------------
#3 'k10' : 3
Nie potrzebował wiele czasu, żeby skoczne rytmy muzyki porwały go na dobre – Minnie miała rację, wystarczyło się wsłuchać – i chociaż nie posiadał absolutnie żadnych umiejętności w tym kierunku, póki co naśladowanie tego, co robili ludzie tańczący dookoła niego, wydawało się wystarczać. Jakoś szybko przestał zresztą przejmować się tym, jak wyglądał; noszenie kiltu nie mogło wpędzić go w zażenowanie, gdy widział ten sam element garderoby również i u reszty męskiej części gości, i nawet roześmiał się w reakcji na słowa Sally, zaraz potem przypominając sobie jeszcze o teatralnym przewróceniu oczami. Odrobinę przerażało go to, jak bardzo beztrosko się czuł – zupełnie jakby dookoła nie szalały anomalie, a widmo wojny nie wisiało tuż nad ich głowami – ale bezceremonialnie wypchnął te myśli za drzwi zamku, gdy tylko się pojawiły; nie miał zamiaru psuć nastroju tego wieczoru, Eileen i Hereward zasługiwali na szczęśliwe wspomnienia, niezanieczyszczone zamartwianiem się o jutro.
Z premedytacją zignorował też fantomowe kłucie za mostkiem, które pojawiło się razem z mglistą realizacją, że być może on i Camilla też doczekaliby się takiego finiszu – gdyby tylko nie okazał się skończonym idiotą.
Jakby na przekór, uśmiechnął się szeroko, pokazując jeszcze Minnie uniesiony kciuk w górę; nie próbował uformować odpowiedzi, samo mówienie było dla niego wystarczająco trudne, by odważył się porwać na prowadzenie rozmowy przy jednoczesnym podskakiwaniu. Zaraz zresztą poszedł w ślady reszty tańczących w kółku czarodziejów i odwrócił się w stronę Josephine, nie przestając przy tym przeskakiwać do rytmu z nogi na nogę. Nie patrzył na własne stopy, nie widział więc, że rozwiązało mu się sznurowadło – ale może to i lepiej, przynajmniej nie przyszło mu do głowy, żeby spróbować zawiązać je w trakcie wykonywania figury. Jeżeli spadnie mu but, na pewno to zauważy.
Zauważywszy kątem oka, że pozostali złapali swoich partnerów za ręce, Billy również wyciągnął ramiona, żeby złapać Josie w nietypowym, skręconym na krzyż uścisku, przez cały czas uśmiechając się do niej szeroko; ten uśmiech chyba przykleił się do jego twarzy już na stałe.
Z premedytacją zignorował też fantomowe kłucie za mostkiem, które pojawiło się razem z mglistą realizacją, że być może on i Camilla też doczekaliby się takiego finiszu – gdyby tylko nie okazał się skończonym idiotą.
Jakby na przekór, uśmiechnął się szeroko, pokazując jeszcze Minnie uniesiony kciuk w górę; nie próbował uformować odpowiedzi, samo mówienie było dla niego wystarczająco trudne, by odważył się porwać na prowadzenie rozmowy przy jednoczesnym podskakiwaniu. Zaraz zresztą poszedł w ślady reszty tańczących w kółku czarodziejów i odwrócił się w stronę Josephine, nie przestając przy tym przeskakiwać do rytmu z nogi na nogę. Nie patrzył na własne stopy, nie widział więc, że rozwiązało mu się sznurowadło – ale może to i lepiej, przynajmniej nie przyszło mu do głowy, żeby spróbować zawiązać je w trakcie wykonywania figury. Jeżeli spadnie mu but, na pewno to zauważy.
Zauważywszy kątem oka, że pozostali złapali swoich partnerów za ręce, Billy również wyciągnął ramiona, żeby złapać Josie w nietypowym, skręconym na krzyż uścisku, przez cały czas uśmiechając się do niej szeroko; ten uśmiech chyba przykleił się do jego twarzy już na stałe.
I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Ruiny zamku
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Loch Ness