Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Loch Ness
Ruiny zamku
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Ruiny zamku
Umieszczony na wysokim brzegu zamek mugolom jawi się jako zwyczajne ruiny, które lata swojej świetności mają dawno za sobą. Czarodzieje jednak dostrzegają to, co zaklęcia kryją przed wzrokiem niemagicznych - dawną chwałę starej warowni. W nocy bowiem ruiny zaczynają tętnić życiem. Pojawiają się dawno zburzone ściany, na suficie rozkwitają brylantowe żyrandole, a w powietrzu rozbrzmiewa muzyka. Po zachodzie słońca zamek staje się widmem samego siebie sprzed lat i choć budulec swoją materią przypomina ciało ducha, to tyle nieraz wystarczy, by poczuć choć namiastkę dawno minionych czasów i przyjrzeć się balom, jakie niegdyś się tu odbywały, a niekiedy nawet i bitwom, jakie stoczono. Kręcące się wówczas po ruinach postaci, pozostając całkowicie niematerialne, zdają się nie zauważać nawet żyjących i zamknięte w przeszłości w dalszym ciągu, nieustannie od setek lat kontynuują swe dawno już zakończone życia.
- Nie widzę w tym nic złego. Ty też nie powinnaś. - Pudło, Just. Nie mogłem się z tobą zgodzić, po prostu niektórym było dobrze z emocjami na wierzchu, chowanie ich po szafach, w pudłach, rozstawianie po kątach, czy wpychanie do najciemniejszych zakamarków było zwyczajnie niezdrowe. A przynajmniej tak mi się wydawało z autopsji. Bathilda Bagshot zawiązała nam języki – poniekąd miała rację, a poniekąd cała ta tajemnica sprawiała, że było mi z nią niewygodnie. Stawiała gruby mur, skłaniała do łgarstw, bo tak trzeba było. Złożyłem jednak przysięgę, a jeśli coś miało dla mnie większą wartość od własnej wolności, to było to dane słowo, nadal jednak czułem się nie w swojej skórze, pozostając rozdarty między powinnościami, a własnym sumieniem. Wszystko, w co wierzyłem, zachodziło coraz gęstszą mgłą, a ja miałem wrażenie, jakby próba, po której nosiłem na ciele szereg blizn, trwała nieustannie.
Wewnętrzne rozdarcie pozostawało jednak pod grubą warstwą lisiego futra, ale Tonks nie mogła wiedzieć, jak wiele hipokryzji czaiło się za moimi słowami. Nie było nam dane ciągnąc dyskusji dłużej; muzyka zabrzmiała, a krąg taneczny ruszył, zgrywając się z melodią. I dokładnie w chwili, gdy powoli luzowałem uścisk dłoni Justine, coś za mną hunkęło – i to nie raz, a dwa, a szampańskie pociski zdawały się pikować prost na mnie i Samuela. Zamiast więc elegancko złączyć się w parze z Charlene, musiałem wpierw odskoczyć przed korkiem – starałem się jednak nie zgubić rytmu i wykonać przeskok płynnie, zupełnie tak, jakbym właśnie uatrakcyjniał tradycyjny układ.
Zdaje się, że łamanie konwenansów zwyczajnie miałem we krwi.
Później już mogłem skrzyżować dłonie z alchemiczką, której przeskoki zdawały się przychodzić równie lekko, jak sam taniec w parze.
- Zdawało mi się, że jesteś Angielką, ale chyba jednak masz w sobie szkocką krew. – Nie miałem pojęcia, jak bardzo blisko prawdy oscylowały moje słowa; zwyczajnie nie wiedziałem, że Leighton była spokrewniona z Wrightami, którzy – jak wierzyłem – tańczyli reel już w kołysce.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Wewnętrzne rozdarcie pozostawało jednak pod grubą warstwą lisiego futra, ale Tonks nie mogła wiedzieć, jak wiele hipokryzji czaiło się za moimi słowami. Nie było nam dane ciągnąc dyskusji dłużej; muzyka zabrzmiała, a krąg taneczny ruszył, zgrywając się z melodią. I dokładnie w chwili, gdy powoli luzowałem uścisk dłoni Justine, coś za mną hunkęło – i to nie raz, a dwa, a szampańskie pociski zdawały się pikować prost na mnie i Samuela. Zamiast więc elegancko złączyć się w parze z Charlene, musiałem wpierw odskoczyć przed korkiem – starałem się jednak nie zgubić rytmu i wykonać przeskok płynnie, zupełnie tak, jakbym właśnie uatrakcyjniał tradycyjny układ.
Zdaje się, że łamanie konwenansów zwyczajnie miałem we krwi.
Później już mogłem skrzyżować dłonie z alchemiczką, której przeskoki zdawały się przychodzić równie lekko, jak sam taniec w parze.
- Zdawało mi się, że jesteś Angielką, ale chyba jednak masz w sobie szkocką krew. – Nie miałem pojęcia, jak bardzo blisko prawdy oscylowały moje słowa; zwyczajnie nie wiedziałem, że Leighton była spokrewniona z Wrightami, którzy – jak wierzyłem – tańczyli reel już w kołysce.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Ostatnio zmieniony przez Frederick Fox dnia 27.01.18 12:54, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 75, 96
--------------------------------
#2 'k10' : 8
#1 'k100' : 75, 96
--------------------------------
#2 'k10' : 8
- Jeżeli cię nie odstraszyłem to bardzo chętnie pójdę znów z tobą na tańce, może od częstej praktyki przestanę cię deptać po stopach. Albo przynajmniej nauczę się to robić bezboleśnie - przystanąłem na jej luźno rzuconą propozycję, bo tak naprawdę miałem ochotę powtórzyć to wyjście.
Nie mogłem też nie uśmiechnąć się do Josephine, bo pomimo tego że rozmawialiśmy o moim - notabene kolejnym już, byłem recydywistą - pobycie w więzieniu, jej troska była mi niezwykle miła.
- Nie wiem czy nie powinienem zacząć się martwić, że następny raz uważasz za pewnik. Chyba nie jestem w takim razie odpowiednim towarzystwem... co by powiedziała pani Doubblefax?! Josephine, powinnaś się wstydzić! - powiedziałem z udawanym przejęciem, zaraz jednak zaśmiałem się. Rozmowy z nią były przyjemnym haustem świeżego powietrza w tej rzeczywistości zatęchłej od smutku.
No i oczywiście tańce. Nie miałem w moim życiu za dużo do czynienia ze Szkocją, ba, prawie w ogóle nie miałem okazji poznać jej kulturalnego dziedzictwa. Wydawała mi się z lekka egzotyczna w porównaniu do Anglii - bo jak to tak, kilty? Właśnie dlatego też byłem tak zadowolony, że miałem okazję jeden z nich założyć. Jasne, było to do granic dziwne uczucie, jednak znalazłem w tym wszystkim jakiś ułamek mojej dawno zapomnianej, dziecięcej radości - chyba ten sam, który obudził się we mnie dwa tygodnie temu w Glendalough. Spojrzałem na Josie i zacmokałem z dezaprobatą na jej słowa, nadal jednak chytrze uśmiechnięty.
- Nie podpuszczaj mnie tak, to niesmaczne - powiedziałem, w duchu wiedząc tak naprawdę, że ostatecznie pewnie bym się złamał i chociaż spróbował założyć na stopy te nieludzkie wynalazki, z czystej, całkowicie niepoprawnej ciekawości. Szybko jednakże przyszło mi się jednak rozłączyć z przyszłą panią auror, ponieważ do pary tańczyłem z Sally. Nie umknęło mojej uwadze to, jak spostrzegawcza i domyślna była. - Jest w porządku, niemniej jednak dziękuję - powiedziałem z wdzięcznym uśmiechem, trzymając pewnie jej dłonie w czasie naszego wirowania po parkiecie. Może moja lewa ręka nie była w najlepszym stanie - a już na pewno nie wizualnie - lecz nie byłem pierwszym lepszym francuskim pieskiem i umiałem z tym żyć. Jej empatia była mimo wszystko ujmująca - takich ludzi był w obecnych czasach spory deficyt. Zdawało mi się, że skądś ją kojarzyłem, ciężko mi było jednakże umiejscowić ją w jakimś konkretnym miejscu. Czy ktoś mi o niej aby nie wspominał? Wytężyłem pamięć, starając się sobie przypomnieć. Ach!
- Czy nie jesteś aby tą Sally, która niestrudzenie pomaga mojej kuzynce w lecznicy? - zapytałem z uśmiechem, który niestety odrobinę się skrzywił, kiedy prosto w ucho dmuchnęły mi tragicznie głośne dudy. Taniec nagle stał się zagrożony, a nie chciałem znów nikogo podeptać, więc lekko przygłuchy starałem się nie wypaść z rytmu, nikogo nie podeptać i jeszcze nie zagubić się w układzie reela. Niech was, wy Szkoci z okropnie głośnymi dudami.
Nie mogłem też nie uśmiechnąć się do Josephine, bo pomimo tego że rozmawialiśmy o moim - notabene kolejnym już, byłem recydywistą - pobycie w więzieniu, jej troska była mi niezwykle miła.
- Nie wiem czy nie powinienem zacząć się martwić, że następny raz uważasz za pewnik. Chyba nie jestem w takim razie odpowiednim towarzystwem... co by powiedziała pani Doubblefax?! Josephine, powinnaś się wstydzić! - powiedziałem z udawanym przejęciem, zaraz jednak zaśmiałem się. Rozmowy z nią były przyjemnym haustem świeżego powietrza w tej rzeczywistości zatęchłej od smutku.
No i oczywiście tańce. Nie miałem w moim życiu za dużo do czynienia ze Szkocją, ba, prawie w ogóle nie miałem okazji poznać jej kulturalnego dziedzictwa. Wydawała mi się z lekka egzotyczna w porównaniu do Anglii - bo jak to tak, kilty? Właśnie dlatego też byłem tak zadowolony, że miałem okazję jeden z nich założyć. Jasne, było to do granic dziwne uczucie, jednak znalazłem w tym wszystkim jakiś ułamek mojej dawno zapomnianej, dziecięcej radości - chyba ten sam, który obudził się we mnie dwa tygodnie temu w Glendalough. Spojrzałem na Josie i zacmokałem z dezaprobatą na jej słowa, nadal jednak chytrze uśmiechnięty.
- Nie podpuszczaj mnie tak, to niesmaczne - powiedziałem, w duchu wiedząc tak naprawdę, że ostatecznie pewnie bym się złamał i chociaż spróbował założyć na stopy te nieludzkie wynalazki, z czystej, całkowicie niepoprawnej ciekawości. Szybko jednakże przyszło mi się jednak rozłączyć z przyszłą panią auror, ponieważ do pary tańczyłem z Sally. Nie umknęło mojej uwadze to, jak spostrzegawcza i domyślna była. - Jest w porządku, niemniej jednak dziękuję - powiedziałem z wdzięcznym uśmiechem, trzymając pewnie jej dłonie w czasie naszego wirowania po parkiecie. Może moja lewa ręka nie była w najlepszym stanie - a już na pewno nie wizualnie - lecz nie byłem pierwszym lepszym francuskim pieskiem i umiałem z tym żyć. Jej empatia była mimo wszystko ujmująca - takich ludzi był w obecnych czasach spory deficyt. Zdawało mi się, że skądś ją kojarzyłem, ciężko mi było jednakże umiejscowić ją w jakimś konkretnym miejscu. Czy ktoś mi o niej aby nie wspominał? Wytężyłem pamięć, starając się sobie przypomnieć. Ach!
- Czy nie jesteś aby tą Sally, która niestrudzenie pomaga mojej kuzynce w lecznicy? - zapytałem z uśmiechem, który niestety odrobinę się skrzywił, kiedy prosto w ucho dmuchnęły mi tragicznie głośne dudy. Taniec nagle stał się zagrożony, a nie chciałem znów nikogo podeptać, więc lekko przygłuchy starałem się nie wypaść z rytmu, nikogo nie podeptać i jeszcze nie zagubić się w układzie reela. Niech was, wy Szkoci z okropnie głośnymi dudami.
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 92, 30
--------------------------------
#2 'k10' : 10
#1 'k100' : 92, 30
--------------------------------
#2 'k10' : 10
- Doprawdy? W następny piątek? - rzuciła lekko, choć poczuła pewną nieśmiałość związaną z tak śmiałą propozycją ze swojej strony. Cóż, może to wina tej weselnej atmosfery, sprawiającej, że odważyła się cokolwiek zaproponować, a w dodatku liczyć, że Alexander na to się zgodzi. - Cóż, w twoim przypadku, dawno już nie przejmuję się panią Doubblefax - ciche wyznanie, które sprawiło, że policzki zaróżowiły się na dobre. Oczywiście, że nie uznałaby Alexandra za dobrego towarzysza. Po pierwsze był mężczyzną. Po drugie toczył tę samą walkę, wcale nie perswadując jej, że dołączenie do Zakonu było złym pomysłem, który pani Doubblefax na pewno uznałaby za taki, gdyby tylko o nim wiedziała. Póki co, szczęśliwie udawało się mydlić jej oczy. Po trzecie jej myśli stawały się rozproszone na wspomnienie Selwyna, a w jego towarzystwie, ku swemu przerażeniu, stanowczo zbyt często się rumieniła. W taki sposób pobyt w więzeniu schodził na jeden z dalszych czynników świadczących przeciwko szlachcicowi.
Wyobrażenie Alexandra w szkockim stroju i w dodatku w szpilkach, wydawało się obrazem na dość surralistycznym, ale przy tym śmiesznym. Nie zdziwiłaby się, gdyby wtrakcie weselnej zabawy, mocno skropionej alkoholem, niereformowany szlachcic podjąłby takie wyzwanie. - Nie rób tego. Nigdy. - uczuliła go z wyraźnym zmieszaniem, ale i rozbawieniem. Bardziej śmieszne czy niesmaczne? Każdy dobrze urodzony pewnie uznałby za to pierwsze. Jej też w zupełności wystarczał widok odsłoniętych męskich łydek, wirujących w tańcu - cóż, jako kobieta po raz kolejny okazała się o wiele bardziej uprzywilijowana, z kolei nie zauważyła, by komuś szkocka krata i lekki negliż bardzo przeszkadzał. Dźwięki dud i innych instrumentów splatały się w akordy zachęcające do tańca. Wcale nie było to takie trudne, a pojawiające się obawy szybko ucichły, gdy dała porwać się w wir bawiących się ludzi. Nie pomyliła kroków, nie wybiła się z rytmu - chociaż szkocka muzyka nie była bliska jej sercu, z przyjemnością oddała się weselnej zabawie. Nie towarzyszyła jednak zbyt długo Alexandrowi, po kilkunastu taktach odbiła w bok, wprost w ramiona Billiego, w momencie, gdy skoczny taniec odrobinę się skomplikował. Złapała za wyciągnięte ręce mężczyzny, splatając ich dłonie. W chwilę potem zaczeli wirować w nieprzerwanym tańcu ze skrzyżowanymi dłońmi. Alex całkowicie umknął z zasięgu jej wzroku, jednak przy którymś obrocie wyłapała włosy Minerwy wirujące w tańcu. Przeskakiwała z nogi na nogę, a obawy, że szybko zakręci jej się w głowie odeszły na dalszy plan. Uśmiechała się szeroko do chłopaka, bo jego uśmiech działał wprost zaraźliwie. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nagle przy jej boku nie pojawiły się dzieci. Nieprzerwanie kręciły się przy jej boku, za nic mając niebezpieczeństwo podeptania przez większą od siebie osobę. Niewiele myśląc, spróbowała wyminąć dziewczynkę, a może chłopczyka?, który stanął jej na drodze. Dopiero w trakcie tego dość skomplikowanego manewru - dzieci poruszały się bez ładu i składu - zdała sobie sprawę, że wcale nie będzie to takie proste.
Wyobrażenie Alexandra w szkockim stroju i w dodatku w szpilkach, wydawało się obrazem na dość surralistycznym, ale przy tym śmiesznym. Nie zdziwiłaby się, gdyby wtrakcie weselnej zabawy, mocno skropionej alkoholem, niereformowany szlachcic podjąłby takie wyzwanie. - Nie rób tego. Nigdy. - uczuliła go z wyraźnym zmieszaniem, ale i rozbawieniem. Bardziej śmieszne czy niesmaczne? Każdy dobrze urodzony pewnie uznałby za to pierwsze. Jej też w zupełności wystarczał widok odsłoniętych męskich łydek, wirujących w tańcu - cóż, jako kobieta po raz kolejny okazała się o wiele bardziej uprzywilijowana, z kolei nie zauważyła, by komuś szkocka krata i lekki negliż bardzo przeszkadzał. Dźwięki dud i innych instrumentów splatały się w akordy zachęcające do tańca. Wcale nie było to takie trudne, a pojawiające się obawy szybko ucichły, gdy dała porwać się w wir bawiących się ludzi. Nie pomyliła kroków, nie wybiła się z rytmu - chociaż szkocka muzyka nie była bliska jej sercu, z przyjemnością oddała się weselnej zabawie. Nie towarzyszyła jednak zbyt długo Alexandrowi, po kilkunastu taktach odbiła w bok, wprost w ramiona Billiego, w momencie, gdy skoczny taniec odrobinę się skomplikował. Złapała za wyciągnięte ręce mężczyzny, splatając ich dłonie. W chwilę potem zaczeli wirować w nieprzerwanym tańcu ze skrzyżowanymi dłońmi. Alex całkowicie umknął z zasięgu jej wzroku, jednak przy którymś obrocie wyłapała włosy Minerwy wirujące w tańcu. Przeskakiwała z nogi na nogę, a obawy, że szybko zakręci jej się w głowie odeszły na dalszy plan. Uśmiechała się szeroko do chłopaka, bo jego uśmiech działał wprost zaraźliwie. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nagle przy jej boku nie pojawiły się dzieci. Nieprzerwanie kręciły się przy jej boku, za nic mając niebezpieczeństwo podeptania przez większą od siebie osobę. Niewiele myśląc, spróbowała wyminąć dziewczynkę, a może chłopczyka?, który stanął jej na drodze. Dopiero w trakcie tego dość skomplikowanego manewru - dzieci poruszały się bez ładu i składu - zdała sobie sprawę, że wcale nie będzie to takie proste.
these violent delights have
violent ends...
Josephine Fenwick
Zawód : przyszła aurorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W całym magicznym świecie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Josephine Fenwick' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 68, 60
--------------------------------
#2 'k10' : 1
#1 'k100' : 68, 60
--------------------------------
#2 'k10' : 1
Wszyscy doskonale odnaleźli się w odtańczeniu drugiej figury, ale kilka osób zgubiło potem kroki – Eileen i Alexander stracili na kilka chwil rozeznanie w terenie przez dudy, które dmuchnęły im wprost do ucha, Justine nie udało się pochwycić poszewki i wpadła z gracją we Fredericka, a Josephowi nie udało się pochwycić białej róży z parkietu (choć był blisko!).
Tańczona figura w tej kolejce: Wianek, ST 40
Kto z kim:
Kółeczko 1: Samuel z Eileen, Aldrich z Poppy, Florean z Charlene, Frederick z Justine
Kółeczko 2: Joseph z Sally, Alexander z Josephine, Billy z Minnie, Benjamin z Florence
Zadania na tę kolejkę: rzucić kością k100 na taniec (zawsze pierwsza kość), rzucić kością k100 na działanie (zawsze druga kość), które podane jest w zdarzeniu losowym (wyjątek to zdarzenie numer 1) oraz rzucić kością k10 na kolejne zdarzenie losowe.
| Czas na odpis wynosi 48h.
Wszystkie pytania i wątpliwości kierujcie do Eileen. Ważne! Jeśli przewidujecie opóźnienie w odpisie, napiszcie mi koniecznie, żebym mogła przedłużyć wam termin. Za każdym razem, gdy ktoś nie odpisuje na czas, profesor Bartius wpisuje jakiemuś uczniowi trolla z transmutacji . A niedługo egzaminy w Hogwarcie!!!
Post z zasadami znajduje się TUTAJ.
Tańczona figura w tej kolejce: Wianek, ST 40
Kto z kim:
Kółeczko 1: Samuel z Eileen, Aldrich z Poppy, Florean z Charlene, Frederick z Justine
Kółeczko 2: Joseph z Sally, Alexander z Josephine, Billy z Minnie, Benjamin z Florence
Zadania na tę kolejkę: rzucić kością k100 na taniec (zawsze pierwsza kość), rzucić kością k100 na działanie (zawsze druga kość), które podane jest w zdarzeniu losowym (wyjątek to zdarzenie numer 1) oraz rzucić kością k10 na kolejne zdarzenie losowe.
| Czas na odpis wynosi 48h.
Wszystkie pytania i wątpliwości kierujcie do Eileen. Ważne! Jeśli przewidujecie opóźnienie w odpisie, napiszcie mi koniecznie, żebym mogła przedłużyć wam termin. Za każdym razem, gdy ktoś nie odpisuje na czas, profesor Bartius wpisuje jakiemuś uczniowi trolla z transmutacji . A niedługo egzaminy w Hogwarcie!!!
Post z zasadami znajduje się TUTAJ.
- Ranking:
L.p. Postać Ranking Styl 1. Eileen Bartius 4 -1 2. Samuel Skamander 11 +1 3. Justine Tonks 9 -1 4. Frederick Fox 11 +1 5. Charlene Leighton 7 +2 6. Florean Fortescue 12 +2 7. Poppy Pomfrey 12 +2 8. Aldrich McKinnon 5 - L.p. Postać Ranking Styl 1. Sally Moore 11 +1 2. Joseph Wright 10 - 3. Florence Fortescue 11 +1 4. Benjamin Wright 11 +1 5. Minnie McGonagall 11 +1 6. Billy Moore 11 +1 7. Josephine Fenwick 11 +1 8. Alexander Selwyn 9 -1
- Zdarzenia:
- Minnie, Josephine, Alexander (1)
- Spoiler:
- Rozwiązało Ci się sznurowadło (lub rzemyk w baletce)! Jeżeli następną figurę uda ci się wykonać z ST wyższym o 10, dostaniesz +1 punkt za styl i sznurowadło (lub rzemyk) magicznie zawiązuje się samo. Jeżeli nie - spada ci but, otrzymujesz -1 punkt za styl.
Eileen (3)- Spoiler:
- Ktoś rzucił w powietrze kwiat białej róży (bez kolców), przelatuje on nad twoją głową. Złap go, aby dostać +2 punkty za styl, w tym celu w następnym poście wykonaj rzut kością k100, ST pochwycenia kwiatu wynosi 80, do rzutu doliczana jest biegłość spostrzegawczości. Jeśli nie pochwycisz go, nic się nie dzieje.
Sally (4)- Spoiler:
- Śliski parkiet to zmora każdego tancerza, w czasie tańca musisz utrzymać równowagę - ST to 40, doliczana jest wartość uników. Jeśli suma wyniesie >80, nie dość, że ustałeś na nogach, to jeszcze wykonałeś zgrabny obrót (+2 do stylu)! Jeśli suma wyniosła mniej niż wymagane ST, poniosłeś porażkę i otrzymujesz –1 do stylu; jeśli równa 40 lub mniejsza niż 80, dostajesz tylko +1 za styl.
Poppy (5)- Spoiler:
- Partnerce/partnerowi z twojej prawej strony spadła na ziemię biała wstążka/poszetka (wstążka wypada kobiecie, poszetka mężczyźnie). ST płynnego podniesienie przedmiotu z ziemi, bez tracenia rytmu i kroków, równe jest 50, dodaje się wartość uników. Jeśli uda ci się podnieść wstążkę/poszetkę i oddać ją właścicielce/właścicielowi, dostajesz +1 za styl; jeśli nie, ale podejmiesz próbę, wpadasz na partnerkę i tracisz 1 punkt za styl.
Justine (6)- Spoiler:
- W czasie tańców ktoś przez przypadek szturchnął Szkota i strumień ale z jego kufla właśnie na ciebie leci. ST uniknięcia go wynosi 40, doliczana jest wartość uników. Jeśli wynik wyniesie >70, wykonałeś zręczny uskok, który zagwarantował ci +2 punkt za styl (jeśli tylko osiągniesz wymagane ST, +1 za styl). Jeśli nie unikniesz piwa, na twoim ubiorze znajdzie się sporej wielkości, korzennie pachnąca plama, co daje –1 punkt za styl.
Billy (7)- Spoiler:
- Również dzieci chciały się bawić! Pod twoimi nogami zjawiło się jedno z nich, musisz odskoczyć od niego lub przeskoczyć przeszkodę - ST wynosi 50, doliczana jest wartość uników. Jeśli wynik będzie większy niż 75, zdobywasz 2 punkty za stylowe uniknięcie malca i płynny powrót do figury. Jeśli osiągniesz wymagane st, +1 do stylu; jeśli potkniesz się o malca, to ucieknie z płaczem do mamy i załatwi ci –1 punkt za bycie stylowo okrzyczanym przez szkocką matronę.
Florence (8 )- Spoiler:
- Ktoś za tobą otworzył butelkę szampana, ale nieopatrznie nie skontrolował korka, który właśnie leci w twoją stronę z szybkością startującej miotły. Uniknij go, a unikniesz również bolesnego siniaka – ST wynosi 50, dolicza się wartość uników. Jeśli osiągniesz ST, przysługuje ci 1 punkt za stylowy gest przy figurze; jeśli nie, gubisz nie tylko krok, ale również i 1 punkt za styl.
Frederick, Charlene, Florean (9)- Spoiler:
- Chichotliwa ciotka omyłkowo rzuciła w ciebie kolorowymi serpentynami, które owinęły się wokół twojej głowy i szyi. Spróbuj poruszać energicznie ramionami, żeby odsłonić swoje oczy! ST wynosi 35, doliczana jest wartość sprawności. Jeśli ci się uda, doliczany jest 1 punkt za kolorowy styl tańca; jeśli nie, serpentyna wpadnie ci do ust i będziesz musiał ją wypluć, a to odejmuje ci 1 punkt do stylu.
Samuel, Joseph, Ben (10)- Spoiler:
- Zaczarowane dudy z części orkiestrowej dmuchnęły ci prosto w ucho i odrobinę przygłuchłeś. Musisz ustać na nogach - ST wynosi 40, doliczany jest bonus z wartości uników. Jeśli nie zgubisz kroku i rytmu, przysługuje ci +1 punkt za styl; jeśli pogubisz się na parkiecie, dostaniesz -1 za styl.
I show not your face but your heart's desire
Druga figura wyszła mu naprawdę dobrze - sam był pod wrażeniem energicznego kroku, jakim ruszył w tany, ciągnąc za sobą Minerwę. Prezentującą się doskonale na parkiecie, być może to jej właśnie zawdzięczał niezwykłą werwę, wstępującą w niego wraz z kolejnymi taktami muzyki, wzbudzającymi coraz większy entuzjazm zarówno tańczących jak i oglądających niesamowite wyczyny. Kątem oka widział inne wirujące dwójki, trochę zakręciło mu się w głowie, dawno już nie hasał tak aktywnie, zwłaszcza spętany wielobarwnymi serpentynami, które finalnie udało mu się w końcu odciągnąć z twarzy. Zamachał energicznie ręką, rozsypując wokół siebie kawałki materiału, a te zawirowały zachwycająco wokół jego głowy, dodając tylko uroku pląsom. Dźwięki przybrały na głośności, nie dosłyszał odpowiedzi Minerwy, nadchodziła jednak następna zmiana partnerek. Wright zmrużył oczy, nie chcąc wypaść z rytmu ani złapać za rękę kogoś przypadkiem i przez pomyłkę - chociaż wycinanie hołubców ramię w ramię z Foxem miało w sobie element doskonałej zabawy. Skoncentrował się i płynnie przejął rękę Florence, posyłając siostrze Floreana przyjazny uśmiech. - Uważaj na stopy - ostrzegł ją od razu lojalnie, pochylając się nad drobną dzierlatką, by od razu ruszyć w tan, tym razem kręcąc się w drugą stronę. Sądził, że teraz wszystko pójdzie jak po magicznym maśle, ale niestety, nadzieje na bezproblemowe przetańczenie następnej figury spełzły na niczym, zdmuchnięte potężnym podmuchem powietrza. Z dud, obok których wirowali. Znaleźli się widocznie za blisko i Benjamin chcąc nie chcąc został narażony na potężną falę dźwięku, która wstrzeliła się prosto do lewego ucha, czyniąc wielkie pustki w obłożonej bodźcami głowie. Jaimie zmarszczył brwi i wytrzeszczył oczy: wydawało mu się, że Florence coś do niego mówi. - HĘ? - ryknął, nie chcąc wyjść na gbura, który ignoruje zagadywanie partnerki. - PYTASZ CO HEREWARD MA POD KILTEM? - powtórzył na cały głos, łypiąc na Florence pytająco i przepraszająco zarazem. Może nie mówiła nic, może tylko odczytał to pytanie z ruchu warg, nieistotne, musiał szybko skupić się na dopasowaniu nóg do muzyki...której nie słyszał. Liczyła się zwinność i gibkość oraz wyczucie dźwięków. Oby udało mu się zachować rytm i pion.
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 55
--------------------------------
#2 'k100' : 26
--------------------------------
#3 'k10' : 3
#1 'k100' : 55
--------------------------------
#2 'k100' : 26
--------------------------------
#3 'k10' : 3
- Nie miałam pojęcia - przyznała pomiędzy kolejnymi susami, szczęśliwie omijając leżącą na podłodze deskę. Na pewno zapamięta tę informację - zresztą, czy nie mogła się jej spodziewać? Wright doskonale latał na miotle - z takim talentem trzeba się urodzić i niewątpliwie pokrewieństwo z Macmillanami odgrywało w tej materii pierwsze skrzypce. Uśmiechnęła się ciepło, słysząc komplement - a potem szczerze roześmiała, dostrzegając wielobarwne serpentyny opadające na twarz Benjamina - muzyka, kolorowe tasiemki, przyjaciele zgromadzeni wokół w tanecznym kręgu, to wszystko sprawiało, że łatwiej jej było wrócić do rzeczywistości - i pogodzić się z uroczystością, na której, obiecała sobie, będzie się dobrze bawić. - Dziękuję - zdążyła tylko odpowiedzieć, zbyt wolno, by mógł to usłyszeć - rytm nagle się zmienił, odbijany taniec przerzucił ją w ramiona Billy'ego, którego rękę poczuła wokół talii. Zadarła lekko głowę, witając się z nim porozumiewawczym spojrzeniem - tuż przed tym, jak wystawiła ramię do wnętrza charakterystycznego wianku. Zaraz nastąpił przeskok - i znalazła się na zewnątrz, prowadzona przez Moore'a, wciąż z niezmąconym i pełnym radości uśmiechu, skocznym krokiem podrygując do kolejnych taktów. W pół kroku zorientowała się, że sznurowadło jej baletki zdążyło się rozsupłać - ale przecież nie mogła nachylić się nad bucikiem w takim momencie. Tańczyła dalej - wierząc, że zdoła zgrabnie wybrnąć z tej nieco niefortunnej sytuacji, pod nogi patrząc już tylko po to, by dostrzec powiewającą kratę kiltu, którą przywdział Billy - przyjemnie było poczuć się w tym doroślejszym życiu tak jakby znowu było się dzieckiem: i wróciło do rodzinnych stron. Wtem jednak utopijną bajkę przerwał krzyk Benjamina, którego zapewne nie przegapił nikt w ich kręgu - zerknęła kontrolnie na Billy'ego, być może, żeby upewnić się, czy jej się nie przesłyszało, lekko marszcząc wąską brew.
- Czy on naprawdę... ? - to powiedział? krzyczał? czy naprawdę słyszała cokolwiek? Jej twarz zaszła czerwienią, nieco zawstydzoną, nawet nie próbowała zastanawiać się nad tym, czy Florence naprawdę naprawdę zadała to pytanie: oczywistym wszak było dla niej, że pod kiltem bielizny nie nosiło się wcale.
- Czy on naprawdę... ? - to powiedział? krzyczał? czy naprawdę słyszała cokolwiek? Jej twarz zaszła czerwienią, nieco zawstydzoną, nawet nie próbowała zastanawiać się nad tym, czy Florence naprawdę naprawdę zadała to pytanie: oczywistym wszak było dla niej, że pod kiltem bielizny nie nosiło się wcale.
Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem? Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim
ostatni?
ostatni?
The member 'Minnie McGonagall' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 41
--------------------------------
#2 'k10' : 10
#1 'k100' : 41
--------------------------------
#2 'k10' : 10
Być może zaufanie muzyce miało okazać się sposobem na sukces, a może to magiczny kilt przyczynił się do jego sukcesu, Aldrichowi w każdym razie udało się jak dotąd postawić wszystkie kroki prawidłowo, najpierw krążąc ze wszystkimi w kółku, potem zaś gdy trafił do pary z Eileen.
Życie bez Szkota u boku to nie to samo, to zawsze z uporem godnym lepszej sprawy powtarzał znajomym i przyjaciołom, niby w żartach, ale nie ma co w tych okolicznościach ukrywać, że coś przecież w tym jest. Przynajmniej Eileen to zrozumiała i podzielała zdanie uzdrowiciela, sądząc po jej wyborze męża. Nie można przez to powiedzieć, że gdyby profesor Bartius pochodził z Anglii, Irlandii, czy nawet Francji przyćmiłoby to resztę jego zalet, ale szkockość jest wśród dud i kiltów, w samym środku reela zdecydowanie najważniejszą z cech człowieka.
- Co?! Nie słyszę! – wziąwszy Eileen pod bok obracał się żwawo, a śmiech cały czas przepychał się mu w ustach z kolejnymi słowami. Tuż nad jej uchem pisnęła jedna z piszczałek od dud zagłuszając pytanie, na które chętnie by przecież odpowiedział. Był dumny ze swojego pochodzenia i może to przejaskrawione odczucie, ale zawsze będąc w Szkocji zdawało mu się, że jest niemal innym człowiekiem, a wśród wesołej weselnej atmosfery na dodatek skłonny byłby uwierzyć, że bliżej temu dniu do sennego marzenia niż rzeczywistości. Skoro tak czuli się goście, co musiało dziać się w sercu pani młodej? Aldrich już miał ją o to zapytać korzystając z zaszczytu prowadzenia jej w tej figurze, ale rytm zdążył już się zmienić, pora na wianek.
Zdziwiło go nieco, że będąc zwykle niezdarnym tancerzem, skazanym nieraz na poleganie na umiejętnościach partnerki (a ponieważ tą bywała najczęściej jego czteroletnia chrześnica, Aldrich okazję do zatańczenia czegokolwiek jak należy miał ostatnio bardzo dawno temu), wciąż pamiętał dokładnie, co w jakiej kolejności przypada w reelu. Odwrócił się więc w przeciwną stronę, napotykając naprzeciw siebie pannę Pomfrey. Nie miał dotąd sposobności, by zamienić z nią kilka słów, czy choćby nawet porządnie się przywitać, co obiecał sobie później nadrobić, na całkiem poważnie stęskniony za przyjaciółką.
- Poppy, moja droga, mam nadzieję, że Florek nie podeptał cię za bardzo. – między figurami mógł rozejrzeć się trochę na to, co i z kim próbuje wykręcić na parkiecie jego przyjaciel i co się dzieje między innymi parami. W tak żywiołowym tańcu, gdy stłoczy się tyle par, ledwie zauważył, czy ktoś się potyka, czy podskakuje. Mignął mu tylko gdzieś nad głową biały kwiat róży. Czy ktoś wyrzucił go przypadkowo wśród wyrzucanych w górę muszek, krawatów, innych ozdób (a jak dobrze pójdzie niedługo dołączą do nich tłuczone na szczęście kieliszki), nie miało znaczenia, Aldrich postanowił pochwycić różyczkę. Wyciągnął rękę w górę, ale nie mógł skupić się na kwiatku wystarczająco – oto przyszedł czas, by objąć talię Poppy, lewe ramię wyciągnąć przed siebie i tworząc wianek z innymi parami ruszyć do tańca po okręgu.
Życie bez Szkota u boku to nie to samo, to zawsze z uporem godnym lepszej sprawy powtarzał znajomym i przyjaciołom, niby w żartach, ale nie ma co w tych okolicznościach ukrywać, że coś przecież w tym jest. Przynajmniej Eileen to zrozumiała i podzielała zdanie uzdrowiciela, sądząc po jej wyborze męża. Nie można przez to powiedzieć, że gdyby profesor Bartius pochodził z Anglii, Irlandii, czy nawet Francji przyćmiłoby to resztę jego zalet, ale szkockość jest wśród dud i kiltów, w samym środku reela zdecydowanie najważniejszą z cech człowieka.
- Co?! Nie słyszę! – wziąwszy Eileen pod bok obracał się żwawo, a śmiech cały czas przepychał się mu w ustach z kolejnymi słowami. Tuż nad jej uchem pisnęła jedna z piszczałek od dud zagłuszając pytanie, na które chętnie by przecież odpowiedział. Był dumny ze swojego pochodzenia i może to przejaskrawione odczucie, ale zawsze będąc w Szkocji zdawało mu się, że jest niemal innym człowiekiem, a wśród wesołej weselnej atmosfery na dodatek skłonny byłby uwierzyć, że bliżej temu dniu do sennego marzenia niż rzeczywistości. Skoro tak czuli się goście, co musiało dziać się w sercu pani młodej? Aldrich już miał ją o to zapytać korzystając z zaszczytu prowadzenia jej w tej figurze, ale rytm zdążył już się zmienić, pora na wianek.
Zdziwiło go nieco, że będąc zwykle niezdarnym tancerzem, skazanym nieraz na poleganie na umiejętnościach partnerki (a ponieważ tą bywała najczęściej jego czteroletnia chrześnica, Aldrich okazję do zatańczenia czegokolwiek jak należy miał ostatnio bardzo dawno temu), wciąż pamiętał dokładnie, co w jakiej kolejności przypada w reelu. Odwrócił się więc w przeciwną stronę, napotykając naprzeciw siebie pannę Pomfrey. Nie miał dotąd sposobności, by zamienić z nią kilka słów, czy choćby nawet porządnie się przywitać, co obiecał sobie później nadrobić, na całkiem poważnie stęskniony za przyjaciółką.
- Poppy, moja droga, mam nadzieję, że Florek nie podeptał cię za bardzo. – między figurami mógł rozejrzeć się trochę na to, co i z kim próbuje wykręcić na parkiecie jego przyjaciel i co się dzieje między innymi parami. W tak żywiołowym tańcu, gdy stłoczy się tyle par, ledwie zauważył, czy ktoś się potyka, czy podskakuje. Mignął mu tylko gdzieś nad głową biały kwiat róży. Czy ktoś wyrzucił go przypadkowo wśród wyrzucanych w górę muszek, krawatów, innych ozdób (a jak dobrze pójdzie niedługo dołączą do nich tłuczone na szczęście kieliszki), nie miało znaczenia, Aldrich postanowił pochwycić różyczkę. Wyciągnął rękę w górę, ale nie mógł skupić się na kwiatku wystarczająco – oto przyszedł czas, by objąć talię Poppy, lewe ramię wyciągnąć przed siebie i tworząc wianek z innymi parami ruszyć do tańca po okręgu.
Aldrich McKinnon
Zawód : uzdrowiciel
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I am and always will be the optimist. The hoper of far-flung hopes and the dreamer of improbable dreams.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Aldrich McKinnon' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 93, 95
--------------------------------
#2 'k10' : 2
#1 'k100' : 93, 95
--------------------------------
#2 'k10' : 2
Cóż, nie popisał się zręcznością przy łapaniu róży, którą dosłownie musnął w powietrzu opuszkami palców, ale nie zdołał pochwycić. Nie przejął się tym jednak jakoś specjalnie. Skoczna, szkocka muzyka i taniec na tyle poprawiały mu nastrój, że o niepowodzeniach zapominał błyskawicznie. Zresztą... jak zwykle.
Joe jeszcze zgrabnie wplótł w swój taneczny krok ukłon w stronę Florence tuż przed tym, jak nastąpiła zmiana partnerek. Tym razem w jego objęcia trafiła nie inna dama, a sama Sally - ekspertka od "spódnic". Pewnie objął ją w pasie tańcując dalej.
- Panienko Moore - uśmiechnął się do niej pogodnie z góry, podskakując w rytm utworu.
W zasadzie ten taniec z każdą chwilą wydawał mu się coraz prostszy - ot, takie tam pląsanie do rytmu, każda kolejna figura zdawała się wynikać z poprzedniej, specjalnie skomplikowane to nie było - nic dziwnego, że dziadkowi tak dobrze szło... Hop, hop, hop, hop w jedną stronę i... właśnie kiedy miał nastąpić charakterystyczny podskok i zmiana kierunku obrotów par, dudy świsnęły i dmuchnęły tuż obok jego czerepu, aż Joey'a zamroczyło. To znaczy nie na tyle, żeby nie dał rady przekląć:
- Niech to wszystkie tłuczki świata...! - wypowiedział to dość dość głośno, a jednak miał nieprzyjemne wrażenie, że nie usłyszał przy tym własnego głosu. W ogóle wszystkie dźwięki były takie niepokojąco przytłumione... ale przecież tańca nie przerwie przez taką błahostkę... Tylko utrzymać rytm, tylko utrzymać rytm i nikogo nie podeptać, a wszystko będzie dobrze... Wolną rękę wyciągnął w stronę środka kółka, by zatoczyć je wraz z innymi w drugą stronę. I tylko łypnął złowrogo na muzyka grającego na dudach, którego ponownie mijał. Bo niech ten tylko jeszcze raz spróbuje mu tak gwizdnąć do ucha, a pożałuje...!
Teraz tylko jeszcze nie pomylić kroków... Co następne? Znów zmiana partnerek?
Kątem oka jeszcze dostrzegł tańczącą Florence tym razem z jego bratem. Ben chyba coś do niej mówił, ale przez tą chwilową (oby!) głuchotę i zapewne także przez muzykę Joey i tak nie mógł usłyszeć co konkretnie.
Joe jeszcze zgrabnie wplótł w swój taneczny krok ukłon w stronę Florence tuż przed tym, jak nastąpiła zmiana partnerek. Tym razem w jego objęcia trafiła nie inna dama, a sama Sally - ekspertka od "spódnic". Pewnie objął ją w pasie tańcując dalej.
- Panienko Moore - uśmiechnął się do niej pogodnie z góry, podskakując w rytm utworu.
W zasadzie ten taniec z każdą chwilą wydawał mu się coraz prostszy - ot, takie tam pląsanie do rytmu, każda kolejna figura zdawała się wynikać z poprzedniej, specjalnie skomplikowane to nie było - nic dziwnego, że dziadkowi tak dobrze szło... Hop, hop, hop, hop w jedną stronę i... właśnie kiedy miał nastąpić charakterystyczny podskok i zmiana kierunku obrotów par, dudy świsnęły i dmuchnęły tuż obok jego czerepu, aż Joey'a zamroczyło. To znaczy nie na tyle, żeby nie dał rady przekląć:
- Niech to wszystkie tłuczki świata...! - wypowiedział to dość dość głośno, a jednak miał nieprzyjemne wrażenie, że nie usłyszał przy tym własnego głosu. W ogóle wszystkie dźwięki były takie niepokojąco przytłumione... ale przecież tańca nie przerwie przez taką błahostkę... Tylko utrzymać rytm, tylko utrzymać rytm i nikogo nie podeptać, a wszystko będzie dobrze... Wolną rękę wyciągnął w stronę środka kółka, by zatoczyć je wraz z innymi w drugą stronę. I tylko łypnął złowrogo na muzyka grającego na dudach, którego ponownie mijał. Bo niech ten tylko jeszcze raz spróbuje mu tak gwizdnąć do ucha, a pożałuje...!
Teraz tylko jeszcze nie pomylić kroków... Co następne? Znów zmiana partnerek?
Kątem oka jeszcze dostrzegł tańczącą Florence tym razem z jego bratem. Ben chyba coś do niej mówił, ale przez tą chwilową (oby!) głuchotę i zapewne także przez muzykę Joey i tak nie mógł usłyszeć co konkretnie.
Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!
No team can ever best the best of Puddlemere!
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Joseph Wright' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 70, 88
--------------------------------
#2 'k10' : 7
#1 'k100' : 70, 88
--------------------------------
#2 'k10' : 7
Ruiny zamku
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Loch Ness