Główny pokój
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Główny pokój
Pomieszczenie pełniące rolę salonu, jadalni, ale też pracowni. Meble są stare i zużyte, kanapa i jakiś fotel pod oknem. Do tego stolik zawalony rupieciami. Dużo półek z książkami, między nimi ustawione małe statywy na fiolki, w których są trzymane wspomnienia. W najdalszym i najciemniejszym rogu pomieszczenia stoi myślodsiewnia. Są tu drzwi, które prowadzą do sypialni. Z korytarza, do którego się wchodzi od razu po wejściu do domu, można przejść również do malutkiej kuchni i łazienki. W pokoju jest też kominek, który może pełnić rolę środka transportu. Z tego pomieszczenia można wyjść również na balkon.
Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Nie zastanawiał się nad tym, czy to dziwne, czy może powinien uznać to za idiotyczny przypadek. Dla niego ta informacja była całkiem bezwartościowa, nie znał żadnego z mężczyzn, o których jej opowiadał, ale ludzie pokroju Rain powinni wiedzieć, co się dzieje wkoło, tym bardziej jeśli dotyczyło to urzędników. Plotki, doniesienia, pogłoski — szczególnie w czasie wojny, która generowała olbrzymi popyt na informacje i wiedzę o przeciwnikach — były na wagę złota, a on doceniał wartość każdej z nich, nawet takiej, która jego samego wcale nie obchodziła. Sprezentował jej więc wieści, które być może będzie mogła sprzedać za odpowiednią — oby godziwą — cenę komuś i nie zamierzał ciągnąć tych rozważań w nieskończoność. Zignorował jej słowa, uznając, że nie oczekiwała na nie odpowiedzi, a nawet jeśli, nie doczekała się jej. Patrzył w myślodsiewnię, kiedy spłynęła do niej jego myśl o zdrajcy. Dla niego wystarczająco nieistotne, by mógł się nim podzielić, a jednak dla niej ważne z punktu widzenia kogoś, kto miał znaleźć igłę w stogu siana.
— Oczywiście — odpowiedział jej, kiedy poprosiła o zatrzymanie wspomnienia z wizerunkiem Notta, chociaż sięgnęła po fiolkę jeszcze nim zakończył, nie przejmując się jej samowolą. Ta sprawa była dla niego priorytetowa i zamierzał sięgnąć po wszystkie możliwości, byle tylko dopaść sukinsyna i doprowadzić go przed oblicze Czarnego Pana. — Potraktuj więc to zlecenie jako priorytet na swojej liście rzeczy do zrobienia. Wiem, że masz szerokie grono znajomych, ktoś musi o nim coś wiedzieć, a ja chcę mieć tę informację jak najszybciej.— Kategoryczny ton wybrzmiał z jego gardła, plótł słowa podkreślające znaczenie zadania, które jej powierzył i nie akceptował sprzeciwów, kręcenia nosem ani tym bardziej przewracania oczami, liczył, że zgodnie ze swoimi słowami podejdzie do tego poważnie. Nie sądził, by musiał dodatkowo zaznaczać, że tak kwestia jest niecierpiąca zwłoki. — Styczeń, luty tego roku — dość dawno, ale późniejszymi sprawami nie mógł się z nią dzielić, nie mógł ofiarować jej nic innego.— Ale przynajmniej do lipca nie zmienił się zbytnio.— Spisał się jako jedyny przy przygotowaniach do wyprawy na Azkaban, ale nie udało mu się osiągnąć zamierzonego planu. A jednak później zdecydował się zdradzić. Bezmyślnie. Podpisał na siebie wyrok śmierci, a on z przyjemnością go wykona, jeśli taka będzie wola Pana.
Nie zdziwiła go wcale jej reakcja, on sam lubił wykorzystywać swoje umiejętności do swoich własnych celów, nigdy nie nauczył się dzielić, w końcu liczyło się dla niego przede wszystkim jego własne dobro. I prawie mu było jej szkoda. Prawie. Chciał, aby wtajemniczyła go w arkana legilimencji, zapoznała go z praktycznymi właściwościami i sposobami wnikania w ludzki umysł.
— Nie obchodzi mnie, jakie masz zamiary, Rain — wszedł jej w słowo, powstrzymując znużone westchnięcie. — Nauczysz mnie tego, przekażesz mi całą swoją wiedzę na ten temat.— Skierował ku niej twarz i skrzyżował z nią spojrzenie. Jej było wściekłe, ale nie przestraszyło go, nie wywołało ani dreszczy, ani rezerwy. Bunt Rain niczego jej nie da, nie przyniesie żadnych zamierzonych korzyści, nie była tak wartościowa, jak sądziła, że jest. Doceniał jej atuty i to nie tylko wizualne, doceniał jej możliwości i zasięg, ale niewielu było ludzi niemożliwych do zastąpienia. — Może nie wyraziłem się dostatecznie jasno. — Mógł poradzić sobie bez niej, ale zajmie mu to więcej czasu; a ona, jako osoba wykorzystująca to na co dzień mogła sprzedać mu wartościowe wskazówki. — Nie jesteś niezbędna, ale chcę żebyś to zrobiła, bo władasz legilimencją od jakiegoś czasu, a ja cenię sobie ludzkie doświadczenie. Dlatego się zgodzisz, kiedy ładnie o to proszę, prawda? — Choć zakończył wypowiedź zmieniającym zdanie w pytanie akcentem to wcale nie oczekiwał od niej odpowiedzi. Przyszedł do niej po coś, nie powinien stawiać od razu warunków, mógł przynajmniej udać, że przyszedł po prośbie, a nie żądaniu. Nie była z pewnością kobietą, która lubiła ulegać, w końcu uważała się za portową księżniczkę. O rękę ją jednak prosić nie zamierzał, dla niego był to czysty interes.— Co chcesz w zamian?— Znaj mą łaskę, Rain. Nie musiał wcale pytać, ale przez wzgląd na ich współpracę wolał wpierw usłyszeć czego potrzebowała. Może go to kosztować mniej niż będzie się spodziewał.
— Oczywiście — odpowiedział jej, kiedy poprosiła o zatrzymanie wspomnienia z wizerunkiem Notta, chociaż sięgnęła po fiolkę jeszcze nim zakończył, nie przejmując się jej samowolą. Ta sprawa była dla niego priorytetowa i zamierzał sięgnąć po wszystkie możliwości, byle tylko dopaść sukinsyna i doprowadzić go przed oblicze Czarnego Pana. — Potraktuj więc to zlecenie jako priorytet na swojej liście rzeczy do zrobienia. Wiem, że masz szerokie grono znajomych, ktoś musi o nim coś wiedzieć, a ja chcę mieć tę informację jak najszybciej.— Kategoryczny ton wybrzmiał z jego gardła, plótł słowa podkreślające znaczenie zadania, które jej powierzył i nie akceptował sprzeciwów, kręcenia nosem ani tym bardziej przewracania oczami, liczył, że zgodnie ze swoimi słowami podejdzie do tego poważnie. Nie sądził, by musiał dodatkowo zaznaczać, że tak kwestia jest niecierpiąca zwłoki. — Styczeń, luty tego roku — dość dawno, ale późniejszymi sprawami nie mógł się z nią dzielić, nie mógł ofiarować jej nic innego.— Ale przynajmniej do lipca nie zmienił się zbytnio.— Spisał się jako jedyny przy przygotowaniach do wyprawy na Azkaban, ale nie udało mu się osiągnąć zamierzonego planu. A jednak później zdecydował się zdradzić. Bezmyślnie. Podpisał na siebie wyrok śmierci, a on z przyjemnością go wykona, jeśli taka będzie wola Pana.
Nie zdziwiła go wcale jej reakcja, on sam lubił wykorzystywać swoje umiejętności do swoich własnych celów, nigdy nie nauczył się dzielić, w końcu liczyło się dla niego przede wszystkim jego własne dobro. I prawie mu było jej szkoda. Prawie. Chciał, aby wtajemniczyła go w arkana legilimencji, zapoznała go z praktycznymi właściwościami i sposobami wnikania w ludzki umysł.
— Nie obchodzi mnie, jakie masz zamiary, Rain — wszedł jej w słowo, powstrzymując znużone westchnięcie. — Nauczysz mnie tego, przekażesz mi całą swoją wiedzę na ten temat.— Skierował ku niej twarz i skrzyżował z nią spojrzenie. Jej było wściekłe, ale nie przestraszyło go, nie wywołało ani dreszczy, ani rezerwy. Bunt Rain niczego jej nie da, nie przyniesie żadnych zamierzonych korzyści, nie była tak wartościowa, jak sądziła, że jest. Doceniał jej atuty i to nie tylko wizualne, doceniał jej możliwości i zasięg, ale niewielu było ludzi niemożliwych do zastąpienia. — Może nie wyraziłem się dostatecznie jasno. — Mógł poradzić sobie bez niej, ale zajmie mu to więcej czasu; a ona, jako osoba wykorzystująca to na co dzień mogła sprzedać mu wartościowe wskazówki. — Nie jesteś niezbędna, ale chcę żebyś to zrobiła, bo władasz legilimencją od jakiegoś czasu, a ja cenię sobie ludzkie doświadczenie. Dlatego się zgodzisz, kiedy ładnie o to proszę, prawda? — Choć zakończył wypowiedź zmieniającym zdanie w pytanie akcentem to wcale nie oczekiwał od niej odpowiedzi. Przyszedł do niej po coś, nie powinien stawiać od razu warunków, mógł przynajmniej udać, że przyszedł po prośbie, a nie żądaniu. Nie była z pewnością kobietą, która lubiła ulegać, w końcu uważała się za portową księżniczkę. O rękę ją jednak prosić nie zamierzał, dla niego był to czysty interes.— Co chcesz w zamian?— Znaj mą łaskę, Rain. Nie musiał wcale pytać, ale przez wzgląd na ich współpracę wolał wpierw usłyszeć czego potrzebowała. Może go to kosztować mniej niż będzie się spodziewał.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ją także nie interesowało jakie ma zamiary. Mieli w tej kwestii dość sprzeczne interesy i może gdyby zwrócił się do niej z prośbą, nawet udawaną, to potraktowałaby go inaczej. Huxley bardzo nie lubiła gdy stawia się ją przed faktem dokonanym, nie w taki sposób. Mulciber był bezczelny i, jak niemal każdy mężczyzna którego znała, miał w głębokim poważaniu swoje naganne zachowanie. Czasami Rain zastanawiała się skąd to się u nich bierze, wszakże bez kobiet umarliby w męczarniach. Sięgnęła po swoją szklankę z alkoholem i patrzyła się na niego uparcie, któreś z nich musiało zrobić pierwszy krok bo inaczej nigdy by się ze sobą nie dogadali. Akurat zanurzała usta w cieczy, a kąciki uniosły się lekko ku górze. Tak trzeba było od razu, od razu trzeba było poprosić i od razu trzeba było zapytać się czego chce w zamian. No żeby kobieta musiała się upominać o swoje własne prawa? I to jeszcze taka kobieta jak ona? Skoro to na Rain usługi zdecydował się Mulciber to widocznie miał ku temu powód. Czy to naprawdę było jej doświadczenie, to już było tylko jego sprawą, ale zdecydowanie powinien potraktować ją lepiej.
- Mam nadzieję, że poprosisz mnie o to bardzo ładne - powiedziała zadowolona.
Musiała sobie trochę z niego pokpić, miała coś czego sam pragnął i to stawiało ją na bardziej uprzywilejowanej pozycji. Mogła dzięki temu zyskać, to oczywiste, ale był to jedynie dodatek bez którego, jeśli zaszłaby taka potrzeba, mogłaby się obejść. A Ramsey musiałby szukać nowej osoby, która by się zgodziła go tego nauczyć. Zaufanej, z doświadczeniem, z którą nie musiałby męczyć się zbyt długo. Znali się tyle lat, a nadal nie wiedział, że wystarczyło się zapytać czego by chciała w zamian, albo wyłożyć na stół pełnego mieszka galeonów, by nakłonić ją do wykonania swojej prośby bez większych problemów.
Kobieta taka jak Huxley nie miała zbyt dużych wymagań. Miała dach nad głową, ciepły posiłek, dostęp do pieniędzy i swoje własne kontakty, część z nich co prawda będzie musiała odnowić w związku z nowym zleconym jej zadaniem, no ale właściwie niewiele jej brakowało. Nie miała parcia na to by, tak jak inne żyjące to kobiety, wydostać się z doków i żyć na “wyższym” poziomie. Lubiła to jak wyglądało jej życie, jak się potoczyło i nie miała zamiaru opuszczać tego miejsca. Czego więc mogła chcieć Rain? Na chwilę się zamyśliła, co zresztą było po niej widać. Dopiero po chwili ponownie zwróciła swój wzrok w stronę mężczyzny.
- Zadajesz głupie pytania, Mulciber. Pieniędzy, równa sumka co każde spotkanie i informacji, po które zwrócę się do ciebie w wybranym przez siebie momencie. I wtedy będziemy kwita - stwierdziła.
Dolała sobie whisky do szklanki, dolała także i mężczyźnie. W jaki inny sposób mieliby zatwierdzić swoje ustalenia jak nie poprzez wspólne wypicie? Za wspólną pracę, naukę i dobrze ustalone zasady. Przekrzywiła głowę na chwilę i z jej ust wydobyło się ciche westchnięcie.
- Tylko proszę, nie próbuj się ze mną licytować, chyba że chcesz się tak ze mną bawić przez resztę dnia - uśmiechnęła się lekko.
W sumie to trochę połechtało jej ego, że zwrócił się z tym właśnie do niej. Była pewna, że na świecie, w samym Londynie żyje mnóstwo czarodziejów posługujących się właśnie tą dziedziną magii, a jednak zwrócił się z tym do niej. Pal licho jego powody, nie były ważne, ważniejszy był fakt, że to ONA miała się tym zająć. I bardzo jej to schlebiało, chociaż znając Ramsey’a wcale nie będzie miło, ani przyjemnie.
- Będziesz musiał sobie załatwić obiekt ćwiczeniowy - dodała tak dla formalności.
- Mam nadzieję, że poprosisz mnie o to bardzo ładne - powiedziała zadowolona.
Musiała sobie trochę z niego pokpić, miała coś czego sam pragnął i to stawiało ją na bardziej uprzywilejowanej pozycji. Mogła dzięki temu zyskać, to oczywiste, ale był to jedynie dodatek bez którego, jeśli zaszłaby taka potrzeba, mogłaby się obejść. A Ramsey musiałby szukać nowej osoby, która by się zgodziła go tego nauczyć. Zaufanej, z doświadczeniem, z którą nie musiałby męczyć się zbyt długo. Znali się tyle lat, a nadal nie wiedział, że wystarczyło się zapytać czego by chciała w zamian, albo wyłożyć na stół pełnego mieszka galeonów, by nakłonić ją do wykonania swojej prośby bez większych problemów.
Kobieta taka jak Huxley nie miała zbyt dużych wymagań. Miała dach nad głową, ciepły posiłek, dostęp do pieniędzy i swoje własne kontakty, część z nich co prawda będzie musiała odnowić w związku z nowym zleconym jej zadaniem, no ale właściwie niewiele jej brakowało. Nie miała parcia na to by, tak jak inne żyjące to kobiety, wydostać się z doków i żyć na “wyższym” poziomie. Lubiła to jak wyglądało jej życie, jak się potoczyło i nie miała zamiaru opuszczać tego miejsca. Czego więc mogła chcieć Rain? Na chwilę się zamyśliła, co zresztą było po niej widać. Dopiero po chwili ponownie zwróciła swój wzrok w stronę mężczyzny.
- Zadajesz głupie pytania, Mulciber. Pieniędzy, równa sumka co każde spotkanie i informacji, po które zwrócę się do ciebie w wybranym przez siebie momencie. I wtedy będziemy kwita - stwierdziła.
Dolała sobie whisky do szklanki, dolała także i mężczyźnie. W jaki inny sposób mieliby zatwierdzić swoje ustalenia jak nie poprzez wspólne wypicie? Za wspólną pracę, naukę i dobrze ustalone zasady. Przekrzywiła głowę na chwilę i z jej ust wydobyło się ciche westchnięcie.
- Tylko proszę, nie próbuj się ze mną licytować, chyba że chcesz się tak ze mną bawić przez resztę dnia - uśmiechnęła się lekko.
W sumie to trochę połechtało jej ego, że zwrócił się z tym właśnie do niej. Była pewna, że na świecie, w samym Londynie żyje mnóstwo czarodziejów posługujących się właśnie tą dziedziną magii, a jednak zwrócił się z tym do niej. Pal licho jego powody, nie były ważne, ważniejszy był fakt, że to ONA miała się tym zająć. I bardzo jej to schlebiało, chociaż znając Ramsey’a wcale nie będzie miło, ani przyjemnie.
- Będziesz musiał sobie załatwić obiekt ćwiczeniowy - dodała tak dla formalności.
Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Rain miała o sobie zbyt wysokie mniemanie, ale wcale go to nie dziwiło. Uważała się za dziwkarską królową doków, możliwe, że zadowalała najbardziej prymitywne potrzeby marynarzy i biedoty, ale do rozdawania kart wśród innych było jej wciąż niezwykle daleko. Znając kurtyzany Wenus nie mogła go niczym zadziwić, nie mógł traktować jej więc inaczej jak taniego źródła powszechnych informacji. Dziwki potrafiły wyciągać od mężczyzn największe sekrety, ale towarzystwo w jakim się obracały było ograniczone. Był w stanie jej słono zapłacić za sprawdzone informacje o Percivalu, musiała sobie z tego zdawać sprawę, musiała mieć choćby przebłysk rozsądku w całej tej absurdalnej sytuacji. Przyjście do niej powinno jej schlebiać, ale osób jej pokroju znał w Londynie wiele i wielu mógł zapłacić sumę, którą wygospodarował dla niej. Jeśli nie potrafiła tego docenić, przyjdzie jej zarobić w o wiele mniej przyjemny sposób, czując na sobie kilkudniowy ostry zarost, czy odór przetrawionego alkoholu. Nie próbował jej wyprowadzać z błędu, jego twarz pozostała taka sama jak była — patrzył jedynie na nią chłodno, beznamiętnie, nie zdradzając przy tym rosnącego zniecierpliwienia, jakby właściwie było mu wszystko jedno. Nie skomentował jej słów już więcej, licząc na to, że opanuje swoje ego i skończy tę marną szopkę. Jeśli chciała uchodzić w tym pokoju za panią tego świata, musiał jej na to pozwolić. Był na jej terenie, w jej nędznym królestwie i przyszedł domagać się od niej realizacji zlecenia, które nie było wszak przysługą. Była w pracy, jej kpina była nie na miejscu, a oni nie byli przyjaciółmi, by mogła pozwolić sobie na tanie flirty.
— Jak się spiszesz otrzymasz odpowiednie wynagrodzenie — przypomniał jej z nonszalancją; to sprawa Percivala była priorytetowa i w tej kwestii wymagał od niej powagi i szybkiej realizacji. Kwestia zapoznania go z tajnikami legilimencji była o wiele bardziej... otwarta. Mógł ją do tego zmusić na wiele sposób, ale nie wyciągnął nawet różdżki. Powinna to docenić, przyszedł załatwić sprawę między nimi jak pomiędzy dorosłymi i rozsądnymi ludźmi. — Nie nadwyrężaj mojej cierpliwości — upomniał ją, usłyszawszy jej żądania. Nie sądził, aby to było zbyt wiele i niczym nie różniło się od dotychczasowej wymiany, jaką odbywali. Sztuka wnikania do cudzego umysłu była niezwykle trudna i niewielu czarodziejów potrafiło posiąść takie zdolności. Rain, jak się złożyło, była jedną z nich. Ale nie była tu od tego, by stawiać przed nim żądania, by decydować o tym, jak będzie wyglądała ich współpraca, a on nie zamierzał zgłębiać się w tę sztukę po to, by przestać korzystać z jej usług. Magia umysłu była o wiele bardziej pociągająca niż sądziła i z pewnością nie wykorzystywała jej ani w ułamku.
Nie dopił whisky, które mu dolała, pozostawił nie nietknięte w szklance, a ją samą postawił na jednej z szafek, sięgając po swój płaszcz, który po chwili narzucił na ramiona, nie spiesząc się przy tym zbytnio.
— Załatwię wszystko, czego trzeba. Ale kiedy tu wrócę masz być gotowa — nie prosił, rozkazał. Nie chciał, by marnowali niepotrzebnie czas. Inne usługi z jej wachlarza go nie interesowały, winni więc od razu przejść do rzeczy. — Gdy dowiesz się czegoś o tym człowieku natychmiast daj mi znać.— Im prędzej go znajdą tym szybciej zabiją, a tym samym ona szybciej zarobi. Wierzył, że miała tego świadomość. — Niech to będą konkretne informacje.— A nie poszlaki, które on będzie wpierw musiał zbadać.
Zerknął na nią jeszcze przed opuszczeniem jej pokoju, a później wyszedł, pozostawiając po sobie jedynie zapach tytoniu i skórzano-cytrusowych perfum.
| zt
— Jak się spiszesz otrzymasz odpowiednie wynagrodzenie — przypomniał jej z nonszalancją; to sprawa Percivala była priorytetowa i w tej kwestii wymagał od niej powagi i szybkiej realizacji. Kwestia zapoznania go z tajnikami legilimencji była o wiele bardziej... otwarta. Mógł ją do tego zmusić na wiele sposób, ale nie wyciągnął nawet różdżki. Powinna to docenić, przyszedł załatwić sprawę między nimi jak pomiędzy dorosłymi i rozsądnymi ludźmi. — Nie nadwyrężaj mojej cierpliwości — upomniał ją, usłyszawszy jej żądania. Nie sądził, aby to było zbyt wiele i niczym nie różniło się od dotychczasowej wymiany, jaką odbywali. Sztuka wnikania do cudzego umysłu była niezwykle trudna i niewielu czarodziejów potrafiło posiąść takie zdolności. Rain, jak się złożyło, była jedną z nich. Ale nie była tu od tego, by stawiać przed nim żądania, by decydować o tym, jak będzie wyglądała ich współpraca, a on nie zamierzał zgłębiać się w tę sztukę po to, by przestać korzystać z jej usług. Magia umysłu była o wiele bardziej pociągająca niż sądziła i z pewnością nie wykorzystywała jej ani w ułamku.
Nie dopił whisky, które mu dolała, pozostawił nie nietknięte w szklance, a ją samą postawił na jednej z szafek, sięgając po swój płaszcz, który po chwili narzucił na ramiona, nie spiesząc się przy tym zbytnio.
— Załatwię wszystko, czego trzeba. Ale kiedy tu wrócę masz być gotowa — nie prosił, rozkazał. Nie chciał, by marnowali niepotrzebnie czas. Inne usługi z jej wachlarza go nie interesowały, winni więc od razu przejść do rzeczy. — Gdy dowiesz się czegoś o tym człowieku natychmiast daj mi znać.— Im prędzej go znajdą tym szybciej zabiją, a tym samym ona szybciej zarobi. Wierzył, że miała tego świadomość. — Niech to będą konkretne informacje.— A nie poszlaki, które on będzie wpierw musiał zbadać.
Zerknął na nią jeszcze przed opuszczeniem jej pokoju, a później wyszedł, pozostawiając po sobie jedynie zapach tytoniu i skórzano-cytrusowych perfum.
| zt
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
|3 X
Nigdy bym nie przypuszczał, że przyjdzie mi poruszać się po porcie tak, jak dawno temu po Nokturnie. Niby było to moje miejsce, lecz abym musiał z podenerwowaniem oglądać się za siebie, z niepewnością spoglądać przed siebie i kombinować jak tu przejść tak by uniknąć kłopotów..? W którym momencie port stał się tak bardzo obcy - nie wiedziałem. Z kwaśną miną przemieszczałem się na miotle nad niewysokimi zabudowaniami. Poruszałem się na niej na tyle nisko by nie być zbyt widocznym na rozjaśnionym przez księżyc niebie. Pełnia była blisko, a moje ciało jak kieszonkowy zegarek potrafiło już ją przewidzieć. Jeszcze kilka dni - myślałem ze zniecierpieniem i z grozą jednocześnie. Miałem dość uciążliwego napięcia, jednak niechętnie myślałem o tym co musi się stać by przeminęło. Wspomnienie minionych przemian spowodowało suchość w gardle. Trudem przełknąłem ślinę, zacisnąłem dłoń na trzonku mioty i starałem się skupić. Latałem tuż nad dachami od których momentami dzieliły mnie cale. Czasem przeczekiwałem chwilę w skryciu strzelistego dachu przybudówki dopasowanej do poddasza kamienicy na wzór i podobieństwo pięści wwierconej w cudzą twarz. Później ostrożnie ruszałem dalej. Welland Street był mi znany. Bez większego kłopotu odnalazłem odpowiedni dach. Zatrzymałem się na nim, łapiąc nie bez wysiłku równowagę. Pochyliłem sylwetkę ostrożnie zsuwając się niżej na balkon. Przykucnięty chuchnąłem pokrzepiająco. To nie był dla mnie dobry czas na odwiedzanie kogokolwiek, lecz czułem, że nie mogę odmówić lub też przesunąć tego spotkania w czasie. Pozostawało mi więc wmówienie sobie, że posiadam nad sobą kontrolę i nie zrobię nic czego bym żałował. Będzie dobrze. Przeciągnąłem dłonią po włosach doprowadzając je do porządku. Dopiero po tym zapukałem ostrożnie w szybę balkonowych drzwi. Nie wiem czemu, lecz kiedy wyczekiwałem na powitanie, doskwierało mi dziwne zniecierpliwienie wymieszane z podenerwowaniem. Czy było to spowodowane treścią listu, czy zbliżająca się pełnią - nie wiedziałem.
Nigdy bym nie przypuszczał, że przyjdzie mi poruszać się po porcie tak, jak dawno temu po Nokturnie. Niby było to moje miejsce, lecz abym musiał z podenerwowaniem oglądać się za siebie, z niepewnością spoglądać przed siebie i kombinować jak tu przejść tak by uniknąć kłopotów..? W którym momencie port stał się tak bardzo obcy - nie wiedziałem. Z kwaśną miną przemieszczałem się na miotle nad niewysokimi zabudowaniami. Poruszałem się na niej na tyle nisko by nie być zbyt widocznym na rozjaśnionym przez księżyc niebie. Pełnia była blisko, a moje ciało jak kieszonkowy zegarek potrafiło już ją przewidzieć. Jeszcze kilka dni - myślałem ze zniecierpieniem i z grozą jednocześnie. Miałem dość uciążliwego napięcia, jednak niechętnie myślałem o tym co musi się stać by przeminęło. Wspomnienie minionych przemian spowodowało suchość w gardle. Trudem przełknąłem ślinę, zacisnąłem dłoń na trzonku mioty i starałem się skupić. Latałem tuż nad dachami od których momentami dzieliły mnie cale. Czasem przeczekiwałem chwilę w skryciu strzelistego dachu przybudówki dopasowanej do poddasza kamienicy na wzór i podobieństwo pięści wwierconej w cudzą twarz. Później ostrożnie ruszałem dalej. Welland Street był mi znany. Bez większego kłopotu odnalazłem odpowiedni dach. Zatrzymałem się na nim, łapiąc nie bez wysiłku równowagę. Pochyliłem sylwetkę ostrożnie zsuwając się niżej na balkon. Przykucnięty chuchnąłem pokrzepiająco. To nie był dla mnie dobry czas na odwiedzanie kogokolwiek, lecz czułem, że nie mogę odmówić lub też przesunąć tego spotkania w czasie. Pozostawało mi więc wmówienie sobie, że posiadam nad sobą kontrolę i nie zrobię nic czego bym żałował. Będzie dobrze. Przeciągnąłem dłonią po włosach doprowadzając je do porządku. Dopiero po tym zapukałem ostrożnie w szybę balkonowych drzwi. Nie wiem czemu, lecz kiedy wyczekiwałem na powitanie, doskwierało mi dziwne zniecierpliwienie wymieszane z podenerwowaniem. Czy było to spowodowane treścią listu, czy zbliżająca się pełnią - nie wiedziałem.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Na odpowiedź od Matthew nie musiała długo czekać. W pewnym sensie jej ulżyło, liczyła na niego i nie zawiodła się. To co ustalali jeszcze w lipcu było nadal w mocy, mimo że dała plamę. Chociaż nie widzieli się dawno, to była pewna, że jakoś to będzie. Przecież znali się od tak dawna, nic gorszego niż bycie pod klątwą nie mogło jej już spotkać. Taką miała nadzieję. Pod wieczór oczekiwała go ze zniecierpliwieniem. Pamiętała dokładnie tamtą noc, wpuszczała to wspomnienie do myślodsiewni i wracała do niego gdy było jej źle. Teraz też pochłonięta tamtym wydarzeniem, prawie nie usłyszała pukania do okna. Zdziwiło ją to bardzo, na tyle, że aż podskoczyła. Szybko zebrała wspomnienie do fiolki, ustawiła je na półce obok innych. Podeszła do drzwi balkonowych i odsłoniła firankę. Uniosła lekko brew gdy zauważyła mężczyznę, na swoim własnym balkonie. Miotła, cwano. Pochwaliła go w myślach. Chwyciła za klamkę i otworzyła drzwi. Zamknęła balkon gdy wszedł do środka.
Nigdy u niej nie był. Ciekawa była czego się spodziewał. Pomieszczenie nie należało do najpiękniejszych, było stare i to było widać. Zużyte meble, brudne ściany, ale zakryte stosami ksiąg. Regały, na których na przemian można było skupić wzrok na tomach dotyczących magii umysłu i statywach z fiołkami. Niektóre były puste, a inne wypełnione srebrzystoniebieską cieczą. Pomiędzy regałami był też kominek, ale na tyle dawno nie korzystała z sieci Fiuu, ze nie była pewna, czy jeszcze działa i czy jest poprawnie połączony. No i w rogu stał półmisek z cieczą. Myślodsiewnia. Czy Matthew był w stanie rozpoznać ten artefakt?
W pokoju paliły się świecie, ale nie można było powiedzieć, że jest jasno. Gdyby nie przyjście Bott’a to pewnie Huxley siedziałaby sobie w ciemności, piła i rozmyślała. Ostatnio piła chyba trochę zbyt dużo. Na stoliku stała pusta butelka, ale opróżniona już parę dni temu. Trochę bida była ostatnio, ale dla niej może to i lepiej.
- Matthew – zwróciła się do niego.
Nie wiedziała co mogłaby powiedzieć więcej. Jak zareagować na jego przybycie. Mogła zagadać o tę miotłę czy coś, ale po co. Najważniejsze przecież, że tutaj dotarł cały i zdrowy. Poczuła ogromną potrzebę podejścia do niego, gdy zerknęła na jego silne ramiona chciała, aby ją objęły. Jednak nie zrobiła nawet kroku. Patrzyła na niego przez chwilę, ale nie mogąc znieść tej ciszy odwróciła najpierw wzrok, potem całą siebie w stronę okna. Wyjrzała ukradkiem przez firankę, sprawdzając czy wszystko jest w porządku i jednym ruchem zaciągnęła zasłony. Nie chciała, aby ktoś wiedział, że jest w domu.
Zawsze była odważna, radziła sobie ze wszystkimi problemami. Potrafiła postawić czoła opryszkom w porcie, ukraść co było trzeba, pobić się gdy musiała. Nie raz i nie dwa oberwała po dupie, ale zawsze się z tego jakoś podnosiła. A z tego, no nie mogła. Tak bardzo wstrząsnęło nią to wszystko, że po prostu nie była w stanie. Sama była na siebie zła, że nie jest sobie w stanie z tym poradzić. Że tak bardzo pozwoliła, aby emocje wzięły nad nią górę. Bała się, bo wiedziała z kim ma do czynienia i znała Mulciber’a na tyle, by wiedzieć, że nie odpuści. Chyba, że się znudzi. Oby się znudził…
- Byłam pod imperiusem – powiedziała cicho.
Nie wiedziała jak ma zacząć tę rozmowę. Nie wiedziała od czego ją ma zacząć. Nie miała zielonego pojęcia, co ma powiedzieć. Ale nie mogła przecież być przed Bott’em strusiem, który schował głowę w piasek. Nie taką Huxley znał i nie taką chciała dla niego być.
Nigdy u niej nie był. Ciekawa była czego się spodziewał. Pomieszczenie nie należało do najpiękniejszych, było stare i to było widać. Zużyte meble, brudne ściany, ale zakryte stosami ksiąg. Regały, na których na przemian można było skupić wzrok na tomach dotyczących magii umysłu i statywach z fiołkami. Niektóre były puste, a inne wypełnione srebrzystoniebieską cieczą. Pomiędzy regałami był też kominek, ale na tyle dawno nie korzystała z sieci Fiuu, ze nie była pewna, czy jeszcze działa i czy jest poprawnie połączony. No i w rogu stał półmisek z cieczą. Myślodsiewnia. Czy Matthew był w stanie rozpoznać ten artefakt?
W pokoju paliły się świecie, ale nie można było powiedzieć, że jest jasno. Gdyby nie przyjście Bott’a to pewnie Huxley siedziałaby sobie w ciemności, piła i rozmyślała. Ostatnio piła chyba trochę zbyt dużo. Na stoliku stała pusta butelka, ale opróżniona już parę dni temu. Trochę bida była ostatnio, ale dla niej może to i lepiej.
- Matthew – zwróciła się do niego.
Nie wiedziała co mogłaby powiedzieć więcej. Jak zareagować na jego przybycie. Mogła zagadać o tę miotłę czy coś, ale po co. Najważniejsze przecież, że tutaj dotarł cały i zdrowy. Poczuła ogromną potrzebę podejścia do niego, gdy zerknęła na jego silne ramiona chciała, aby ją objęły. Jednak nie zrobiła nawet kroku. Patrzyła na niego przez chwilę, ale nie mogąc znieść tej ciszy odwróciła najpierw wzrok, potem całą siebie w stronę okna. Wyjrzała ukradkiem przez firankę, sprawdzając czy wszystko jest w porządku i jednym ruchem zaciągnęła zasłony. Nie chciała, aby ktoś wiedział, że jest w domu.
Zawsze była odważna, radziła sobie ze wszystkimi problemami. Potrafiła postawić czoła opryszkom w porcie, ukraść co było trzeba, pobić się gdy musiała. Nie raz i nie dwa oberwała po dupie, ale zawsze się z tego jakoś podnosiła. A z tego, no nie mogła. Tak bardzo wstrząsnęło nią to wszystko, że po prostu nie była w stanie. Sama była na siebie zła, że nie jest sobie w stanie z tym poradzić. Że tak bardzo pozwoliła, aby emocje wzięły nad nią górę. Bała się, bo wiedziała z kim ma do czynienia i znała Mulciber’a na tyle, by wiedzieć, że nie odpuści. Chyba, że się znudzi. Oby się znudził…
- Byłam pod imperiusem – powiedziała cicho.
Nie wiedziała jak ma zacząć tę rozmowę. Nie wiedziała od czego ją ma zacząć. Nie miała zielonego pojęcia, co ma powiedzieć. Ale nie mogła przecież być przed Bott’em strusiem, który schował głowę w piasek. Nie taką Huxley znał i nie taką chciała dla niego być.
Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Przez firankę dostrzegłem niemrawy ruch, później kształtny cień, a na koniec twarz czarownicy. Dźwignąłem cwaniacko kącik ust w górę widząc, jak zerknęła na miotłę.
- Dziesięć punktów dla Slytherinu - zażartowałem ze swobodą, niewymuszenie. Przychodziło mi to wyjątkowo łatwo - byłem Bottem. Chciałem oczywiście zrównoważyć malującą się na jej twarzy mieszankę powagi i niepewności. Przynajmniej póki jeszcze mogłem. Boleśnie zdawałem sobie raczej sprawę z tego, że za chwilę lub dwie być może wszystko wywróci się do góry nogami. Pierwszy raz napisała do mnie z tak otwartą prośbą o pomoc, pierwszy raz zaprosiła mnie również pod dach. Umiałem dodawać jeden do jednego.
Wślizgnąwszy się do środka. Miotłę podparłem na kawałku ściany za balkonem - No, no, no... - powiodłem spojrzeniem po nietypowym wnętrzu robiąc kilka leniwych kroków w głąb głównego pokoju. Zapach pergaminu drażnił mój wyczulony węch, lecz w dość przyjemny sposób. Atrament, pergamin i skóra - książki kojarzyły mi się dość przyjemnie ale tylko te w których nie było ani uncji wiedzy. Uniosłem więc jedną brew wyżej widząc kilka mądrze brzmiących tytułów. Pozwoliłem sobie na dotknięcie grzbietu jednej z opasłej księgi by się upewnić, że naprawdę widzę to co widzę, a nie że to efekt fatamorgany spowodowany mieniącymi się w półmroku fiolkami - ...nie wiedziałem, że jesteś kujonką - fuknąłem pieszczotliwie nie kryjąc zaskoczenia. Wygięte w półuśmiech usta zaraz jednak rozciągnąłem w poziomą, nijaką kreskę. Przez cały czas milczała stojąc pod balkonem napięta jak struna, zaklęta jak statua. Jasne oczy uciekały ze wstydem gdzieś pokątnie kołysząc się dookoła, lecz w zasadzie unikając mnie samego - Co jest grane, Rain - zwróciłem się w końcu do niej wprost chcąc jakoś przerwać tę niepokojącą ciszę. Niemalże czułem, jak zaciska się wokół mnie palącym łańcuchem, którego splot zagęścił się z wyznaniem. Przeszedł mnie dreszcz - Imperiusem?! - niby stałem, lecz odnosiłem wrażenie, że ktoś przetrącił mi nos łopatą - Kiedy? Dlaczego? Kto ci to zrobił..? - to były pierwsze pytania, jakie nasunęły mi się na myśli i w tym samym momencie też je wypuściłem natychmiast na wolność chcąc znać odpowiedzi, a może nawet ich żądając. Zmarszczyłem gniewnie czoło. Zacisnąłem dłonie w pięści czując warkot przeklętej krwi.
- Dziesięć punktów dla Slytherinu - zażartowałem ze swobodą, niewymuszenie. Przychodziło mi to wyjątkowo łatwo - byłem Bottem. Chciałem oczywiście zrównoważyć malującą się na jej twarzy mieszankę powagi i niepewności. Przynajmniej póki jeszcze mogłem. Boleśnie zdawałem sobie raczej sprawę z tego, że za chwilę lub dwie być może wszystko wywróci się do góry nogami. Pierwszy raz napisała do mnie z tak otwartą prośbą o pomoc, pierwszy raz zaprosiła mnie również pod dach. Umiałem dodawać jeden do jednego.
Wślizgnąwszy się do środka. Miotłę podparłem na kawałku ściany za balkonem - No, no, no... - powiodłem spojrzeniem po nietypowym wnętrzu robiąc kilka leniwych kroków w głąb głównego pokoju. Zapach pergaminu drażnił mój wyczulony węch, lecz w dość przyjemny sposób. Atrament, pergamin i skóra - książki kojarzyły mi się dość przyjemnie ale tylko te w których nie było ani uncji wiedzy. Uniosłem więc jedną brew wyżej widząc kilka mądrze brzmiących tytułów. Pozwoliłem sobie na dotknięcie grzbietu jednej z opasłej księgi by się upewnić, że naprawdę widzę to co widzę, a nie że to efekt fatamorgany spowodowany mieniącymi się w półmroku fiolkami - ...nie wiedziałem, że jesteś kujonką - fuknąłem pieszczotliwie nie kryjąc zaskoczenia. Wygięte w półuśmiech usta zaraz jednak rozciągnąłem w poziomą, nijaką kreskę. Przez cały czas milczała stojąc pod balkonem napięta jak struna, zaklęta jak statua. Jasne oczy uciekały ze wstydem gdzieś pokątnie kołysząc się dookoła, lecz w zasadzie unikając mnie samego - Co jest grane, Rain - zwróciłem się w końcu do niej wprost chcąc jakoś przerwać tę niepokojącą ciszę. Niemalże czułem, jak zaciska się wokół mnie palącym łańcuchem, którego splot zagęścił się z wyznaniem. Przeszedł mnie dreszcz - Imperiusem?! - niby stałem, lecz odnosiłem wrażenie, że ktoś przetrącił mi nos łopatą - Kiedy? Dlaczego? Kto ci to zrobił..? - to były pierwsze pytania, jakie nasunęły mi się na myśli i w tym samym momencie też je wypuściłem natychmiast na wolność chcąc znać odpowiedzi, a może nawet ich żądając. Zmarszczyłem gniewnie czoło. Zacisnąłem dłonie w pięści czując warkot przeklętej krwi.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Czuła, że Matthew również się stresował. Nigdy wcześniej nie napisała do niego takiego listu. W sumie to nie była pewna, czy kiedykolwiek napisała do niego jakiś list, a jeśli tak, to kiedy. Ten co mu wysłała brzmiał bardzo poważnie, ale sprawa była poważna. Nie wiedziała co sobie pomyślał, być może o czymś zupełnie innym niż ona. Nawet jeśli, to nie zdawała sobie z tego sprawy. Chciała by przyszedł, chciała mu wszystko powiedzieć i schronić się w jego ramionach, bo tam czuła się bezpiecznie. Słuchała jego słów, ale nie odpowiadała. Obserwowała jak dziwił się obecnością ksiąg w pokoju, jak go znała to jego brwi w charakterystyczny sposób uniosły się ku górze. Gdyby nie jej podenerwowanie, to pewnie by się nawet uśmiechnęła.
Czar prysł gdy zdecydowała się w końcu odezwać, a na jego twarzy wymalował się gniew. Przełknęła ślinę, gdy zaatakował ją pytaniami. Łapczywie wciągnęła powietrze. Jej złość już przeszła, zaczęły docierać konsekwencje, stąd w oczach miała wymalowany strach. Może niepotrzebnie, może sama się nakręcała.
- Jeśli dobrze łączę fakty, to od końca czerwca do połowy września. Zniknęłam wtedy z portu na parę dni bo… nie mogłam tu wysiedzieć. Nie rozumiałam co się dzieje. Matthew, ja nie wiem czy może się domyśliłeś kiedyś, ale bycie dziwką – lubiła nazywać sprawy po imieniu – nie było moim jedynym zajęciem. Zdobywałam różne informacje, mniejsze lub większe, sprzedając je potem, pracując dla kogoś…
Usiadła. Nie była w stanie stać. Czuła jak nogi uginają się pod nią i miała wrażenie jakby miała zaraz upaść. Jednak im więcej mówiła i im więcej pozbywała się z siebie tajemnic, tym bardziej czuła jak ciężki kamień spada jej z serca. Koniec jednej męczarni. Bała się tylko, że to zapoczątkuje kolejną.
- Mój… zleceniodawca… nie był zachwycony brakiem informacji – mruknęła cicho. – Ponoć jeszcze nie wie, że już nie jestem pod wpływem klątwy. Kurwa, to tak skomplikowane…
Zerknęła na niego. Nie wiedziała czego się spodziewać. Jakich emocji na jego twarzy, pierwszy raz przeprowadzała taką rozmowę, pierwszy raz w taki sposób otwierała się przed mężczyzną. Chciała mu ufać, chciała wierzyć, że stanie po jej stronie. Nie nauczona takich uczuć nie była w stanie zrozumieć, przewidzieć co może się stać. Zacisnęła usta, a jej wzrok padł na myślodsiewnię.
- To myślodsiewnia – powiedziała, kiwając głową w tamtą stronę. – Pamiętam, że miałam…. Kurwa, tak mi kurwa źle, bo dałam się zrobić na marionetkę! Miałam dopaść Keatona, rozumiesz? I, na Merlina, miał szczęście bo trafił na swoich… Pamiętam, że mówili mi, że jestem wolna, a potem… mam taką lukę w pamięci…
Cała gama uczuć wylała się w jej głosie i różne emocje pojawiały się na jej twarzy. Od złości przez strach, na łzach stających w oczach gdy mówiła o Keatonie. Była tak bardzo zdezorientowana, nie lubiła nie wiedzieć na czym stoi i gdy jej życie nie należało do niej.
- I jeszcze to – wyszeptała unosząc spódnicę.
Czar prysł gdy zdecydowała się w końcu odezwać, a na jego twarzy wymalował się gniew. Przełknęła ślinę, gdy zaatakował ją pytaniami. Łapczywie wciągnęła powietrze. Jej złość już przeszła, zaczęły docierać konsekwencje, stąd w oczach miała wymalowany strach. Może niepotrzebnie, może sama się nakręcała.
- Jeśli dobrze łączę fakty, to od końca czerwca do połowy września. Zniknęłam wtedy z portu na parę dni bo… nie mogłam tu wysiedzieć. Nie rozumiałam co się dzieje. Matthew, ja nie wiem czy może się domyśliłeś kiedyś, ale bycie dziwką – lubiła nazywać sprawy po imieniu – nie było moim jedynym zajęciem. Zdobywałam różne informacje, mniejsze lub większe, sprzedając je potem, pracując dla kogoś…
Usiadła. Nie była w stanie stać. Czuła jak nogi uginają się pod nią i miała wrażenie jakby miała zaraz upaść. Jednak im więcej mówiła i im więcej pozbywała się z siebie tajemnic, tym bardziej czuła jak ciężki kamień spada jej z serca. Koniec jednej męczarni. Bała się tylko, że to zapoczątkuje kolejną.
- Mój… zleceniodawca… nie był zachwycony brakiem informacji – mruknęła cicho. – Ponoć jeszcze nie wie, że już nie jestem pod wpływem klątwy. Kurwa, to tak skomplikowane…
Zerknęła na niego. Nie wiedziała czego się spodziewać. Jakich emocji na jego twarzy, pierwszy raz przeprowadzała taką rozmowę, pierwszy raz w taki sposób otwierała się przed mężczyzną. Chciała mu ufać, chciała wierzyć, że stanie po jej stronie. Nie nauczona takich uczuć nie była w stanie zrozumieć, przewidzieć co może się stać. Zacisnęła usta, a jej wzrok padł na myślodsiewnię.
- To myślodsiewnia – powiedziała, kiwając głową w tamtą stronę. – Pamiętam, że miałam…. Kurwa, tak mi kurwa źle, bo dałam się zrobić na marionetkę! Miałam dopaść Keatona, rozumiesz? I, na Merlina, miał szczęście bo trafił na swoich… Pamiętam, że mówili mi, że jestem wolna, a potem… mam taką lukę w pamięci…
Cała gama uczuć wylała się w jej głosie i różne emocje pojawiały się na jej twarzy. Od złości przez strach, na łzach stających w oczach gdy mówiła o Keatonie. Była tak bardzo zdezorientowana, nie lubiła nie wiedzieć na czym stoi i gdy jej życie nie należało do niej.
- I jeszcze to – wyszeptała unosząc spódnicę.
Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Plusem ujemnym lub dodatnim był fakt, że przeważnie mało co myślałem i tak właściwie moment w którym otrzymałem list nie wybiegał poza ten schemat. Dostałem wiadomość, ogarnąłem jak szybko mogę się pojawić i się pojawiłem. Po co? Na co? Dlaczego? to raczej nie było coś co ja miałem wiedzieć. Oczywiście, że się martwiłem, lecz nie wkręcałem sobie nadmiaru filmów.
Kiedy byłem już na miejscu dałem sobie i jej czas nie będąc pewnym, kto miał wetknąć kij w mrowisko. Nie byłem z tych znoszących powagę w ciszy więc ją przerwałem bezwiednymi myślami aż w końcu pękła.
Mnie samego zalało rozdrażnienie, gniew i niedowierzanie. Od czerwca...Do września... Ponad kwartał. Przeciągnąłem obiema dłońmi po twarz, zsunąłem po szorstkich polikach, przeciągnąłem za kark splatając w podporę dla głowy, która niesamowicie mi zaciążyła. Wypuściłem powietrze, kiwając jej głową. No nie mieszkałem tu od wczoraj by wiedzieć, że kurwy dorabiały sobie nie tylko dając dupy. Tak jak barmanki. Nigdy nie pozwalałem sobie wchodzić w te układy butami wiedząc, że bez tego żyje się dłużej i wygodniej. Ciężko mi się zrobiło kiedy powoli zaczynałem domyślać się w jakim kierunku to zmierza. Jeżeli ktoś chciał posiąść kobietę bez względu na jej chęć, czy cenę to sięgał po gwałt. Jak ktoś chciał informacji - to to samo robił z informatorem. Ale imperius... No trochę niezadowolony to zdecydowanie jakieś niedopowiedzenie... Zrobiłem kilka kolejnych kroków ku niej słuchając dalszych wyjaśnień, spoglądając na artefakt. Nie skupiłem się na nim za bardzo bo epicentrum wszystkiego stanowiła Rain buchająca z każdą sekundą innymi emocjami.
- Cholera, Rain... - jęknąłem litościwie przesuwając po nierówno pobliźnionych ranach. Bardzo dużej ilości ran. Jedna nachodziła na drugą, a potem na kolejną. Skrzywiłem się. Nie podobało mi się to. Jednocześnie odczuwałem ulgę, że tylko tyle ją spotkało. Zakryłem pobliźnione pasmo dłonią na jednym udzie, drugą na drugim i z westchnięciem przykucnąłem podpierając brodę miedzy jej złączonymi kolanami - Nie wiem czy się cieszyć, że tylko na tym się skończyło, czy być wkurwiony z tego samego powodu - Spojrzałem na nią zmieszany buzującym we mnie rozdrażnieniem i ulgą, że kurwa wciąż mogła się przetaczać po tym padole. Bo mogło być gorzej... mogło...? - Ten człowiek... Wie gdzie mieszkasz, gdzie pracujesz? - spojrzałem na nią z dołu starając się ogarnąć, jak mocno jest udupiona. Nie wyłapałem by wspomniała o kim mowa, lecz skoro tego nie zrobiła to najwyraźniej miałem nie wiedzieć lub lepiej było bym nie wiedział - Keat... Mówiłaś mi, jakiś czas temu, że Ministerstwo ma na ciebie haka, chodziło właśnie o imperiusa? Chcieli byś dorwała młodego, lecz ci nie wyszło i ostatnie co pamiętasz z bycia pod imperiusem to to że nie pamiętasz? - próbowałem sobie to poukładać bo jestem przecież trochę downem i nie nadążałem - czego akurat Keatona...?
Kiedy byłem już na miejscu dałem sobie i jej czas nie będąc pewnym, kto miał wetknąć kij w mrowisko. Nie byłem z tych znoszących powagę w ciszy więc ją przerwałem bezwiednymi myślami aż w końcu pękła.
Mnie samego zalało rozdrażnienie, gniew i niedowierzanie. Od czerwca...Do września... Ponad kwartał. Przeciągnąłem obiema dłońmi po twarz, zsunąłem po szorstkich polikach, przeciągnąłem za kark splatając w podporę dla głowy, która niesamowicie mi zaciążyła. Wypuściłem powietrze, kiwając jej głową. No nie mieszkałem tu od wczoraj by wiedzieć, że kurwy dorabiały sobie nie tylko dając dupy. Tak jak barmanki. Nigdy nie pozwalałem sobie wchodzić w te układy butami wiedząc, że bez tego żyje się dłużej i wygodniej. Ciężko mi się zrobiło kiedy powoli zaczynałem domyślać się w jakim kierunku to zmierza. Jeżeli ktoś chciał posiąść kobietę bez względu na jej chęć, czy cenę to sięgał po gwałt. Jak ktoś chciał informacji - to to samo robił z informatorem. Ale imperius... No trochę niezadowolony to zdecydowanie jakieś niedopowiedzenie... Zrobiłem kilka kolejnych kroków ku niej słuchając dalszych wyjaśnień, spoglądając na artefakt. Nie skupiłem się na nim za bardzo bo epicentrum wszystkiego stanowiła Rain buchająca z każdą sekundą innymi emocjami.
- Cholera, Rain... - jęknąłem litościwie przesuwając po nierówno pobliźnionych ranach. Bardzo dużej ilości ran. Jedna nachodziła na drugą, a potem na kolejną. Skrzywiłem się. Nie podobało mi się to. Jednocześnie odczuwałem ulgę, że tylko tyle ją spotkało. Zakryłem pobliźnione pasmo dłonią na jednym udzie, drugą na drugim i z westchnięciem przykucnąłem podpierając brodę miedzy jej złączonymi kolanami - Nie wiem czy się cieszyć, że tylko na tym się skończyło, czy być wkurwiony z tego samego powodu - Spojrzałem na nią zmieszany buzującym we mnie rozdrażnieniem i ulgą, że kurwa wciąż mogła się przetaczać po tym padole. Bo mogło być gorzej... mogło...? - Ten człowiek... Wie gdzie mieszkasz, gdzie pracujesz? - spojrzałem na nią z dołu starając się ogarnąć, jak mocno jest udupiona. Nie wyłapałem by wspomniała o kim mowa, lecz skoro tego nie zrobiła to najwyraźniej miałem nie wiedzieć lub lepiej było bym nie wiedział - Keat... Mówiłaś mi, jakiś czas temu, że Ministerstwo ma na ciebie haka, chodziło właśnie o imperiusa? Chcieli byś dorwała młodego, lecz ci nie wyszło i ostatnie co pamiętasz z bycia pod imperiusem to to że nie pamiętasz? - próbowałem sobie to poukładać bo jestem przecież trochę downem i nie nadążałem - czego akurat Keatona...?
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Nie przerywał jej. To dobrze. Gdyby przerwał, gdyby przestała mówić, to nie była pewna czy ponownie odważyłaby się odezwać. Była zniesmaczona faktem jak bardzo dała się wrobić, jaka była słaba, że nie udało jej się tego zauważyć wcześniej i z tym zawalczyć oraz brzydziła się teraz swojej słabości i lęku, jakiego miała w sercu. Drgnęła gdy ją dotknął po udach ale z ulgą przyjęła jego pojawienie się bliżej. Uniosła dłonie i zacisnęła je na jego ramionach. Jak to jest, że przychodzi taki moment, kiedy człowiek tak bardzo się do kogoś przywiązuje i nie zauważa kiedy to następuje? To bardzo niebezpieczne, bo wtedy czarodziej nie musi martwić się tylko o siebie, ale w głowie ma także bezpieczeństwo innych. Nie wiedziała, czy nie ściąga na Matthew zagrożenia, z drugiej strony wiedziała, że nie udźwignie tego sama.
- Wie, doskonale wie jak mnie znaleźć. Tylko, ponoć jeszcze nie wie, Keat tak pisał w liście – wyjaśniła.
Może dla mężczyzny to co mówiła nie miało większego składu. Rain to jednak analizowała tyle razy i na tyle sposobów, że w głowie miała ułożone wszystko, no prawie, bo luka w umyśle była drzazgą w jej stopie. Pokręciła energicznie głową, na kolejne pytania mężczyzny. Znowu wzięła głębszy wdech, ale była już trochę spokojniejsza, gdy znalazł się tu bliżej niej.
- Ministerstwo jest przejęte przez śmierciożerców – wyjaśniła, bała się tam pojawić pod swoim nazwiskiem. Nie wiedziała kogo może tam spotkać. – Nie, to nie tak. Jakby to… Miałam znaleźć Percivala Nott’a, ale on się kurwa wziął i zapadł pod ziemię. Keaton mi pomagał od… nie pamiętam kiedy. Jeszcze był szczeniakiem, jak go wzięłam pod swoje skrzydła. Zawsze mu sypnęłam za to parę sykli, a pracował w Peak District tam gdzie Nott. Idealnie, no nie? No, ale Keaton również zapadł się pod ziemię. Próbowałam inaczej, ale nic nie skutkowało no i nic nie miałam… Byłam zła na Burroughs’a i… potem wiedziałam tylko, że muszę go znaleźć.
Teraz była zła sama na siebie, bo wpakowała go w niezłe gówno. Jego, siebie i wszystkich na których zależało jej najbardziej. I próbowała ich wykorzystać. Czy gdyby była pod wpływem klątwy dłużej, to czy sięgnęła by po różdżkę? Na Keatona chciała rzucić zaklęcie legilimencji, zadać ból by pozyskać informacje ważne dla Czarnego Pana. Zrobiła to na tamtej Zakonniczce.
- Z bycia pod imperiusem pamiętam wszystko, praktycznie. Ta klątwa jest potężna i równie okropna. Nie byłam w stanie zauważyć, że coś jest nie tak. Robiłam to wszystko… – zerknęła na swoje uda wzdychając ciężko. – Nie pamiętam… mogę ci pokazać. Może ty będziesz wiedział co to byli za ludzie. Byłeś kiedyś w myślodsiewni? Można tam zobaczyć wspomnienia…
- Wie, doskonale wie jak mnie znaleźć. Tylko, ponoć jeszcze nie wie, Keat tak pisał w liście – wyjaśniła.
Może dla mężczyzny to co mówiła nie miało większego składu. Rain to jednak analizowała tyle razy i na tyle sposobów, że w głowie miała ułożone wszystko, no prawie, bo luka w umyśle była drzazgą w jej stopie. Pokręciła energicznie głową, na kolejne pytania mężczyzny. Znowu wzięła głębszy wdech, ale była już trochę spokojniejsza, gdy znalazł się tu bliżej niej.
- Ministerstwo jest przejęte przez śmierciożerców – wyjaśniła, bała się tam pojawić pod swoim nazwiskiem. Nie wiedziała kogo może tam spotkać. – Nie, to nie tak. Jakby to… Miałam znaleźć Percivala Nott’a, ale on się kurwa wziął i zapadł pod ziemię. Keaton mi pomagał od… nie pamiętam kiedy. Jeszcze był szczeniakiem, jak go wzięłam pod swoje skrzydła. Zawsze mu sypnęłam za to parę sykli, a pracował w Peak District tam gdzie Nott. Idealnie, no nie? No, ale Keaton również zapadł się pod ziemię. Próbowałam inaczej, ale nic nie skutkowało no i nic nie miałam… Byłam zła na Burroughs’a i… potem wiedziałam tylko, że muszę go znaleźć.
Teraz była zła sama na siebie, bo wpakowała go w niezłe gówno. Jego, siebie i wszystkich na których zależało jej najbardziej. I próbowała ich wykorzystać. Czy gdyby była pod wpływem klątwy dłużej, to czy sięgnęła by po różdżkę? Na Keatona chciała rzucić zaklęcie legilimencji, zadać ból by pozyskać informacje ważne dla Czarnego Pana. Zrobiła to na tamtej Zakonniczce.
- Z bycia pod imperiusem pamiętam wszystko, praktycznie. Ta klątwa jest potężna i równie okropna. Nie byłam w stanie zauważyć, że coś jest nie tak. Robiłam to wszystko… – zerknęła na swoje uda wzdychając ciężko. – Nie pamiętam… mogę ci pokazać. Może ty będziesz wiedział co to byli za ludzie. Byłeś kiedyś w myślodsiewni? Można tam zobaczyć wspomnienia…
Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Oczywiście, że chciałem wiedzieć wszystko. Najlepiej ze szczegółami. Aż tak głupi jednak nie byłem by myśleć, ze Rain przypadkowo nie dosłyszała mojego pytania. W końcu to ona uczyła mnie gorzkich zasad rządzących portem więc nie wierzyłem w przypadek. Trochę też orientowałem się w czarnej magii by mieć wyobrażenie, jak potężne były niewybaczalne zaklęcia i jak daleko poza mój zasięg wykraczały. Nie chodziło tylko o ich rzucenie, lecz również obronę. Zagoniła się pod ścianę. Wiedział gdzie mieszkała, gdzie pracowała, jak ją znaleźć... Nie zmieniła od tego momentu żadnych nawyków bo przecież właśnie byliśmy pod jej dachem. Ale właściwie gdzie indziej mogła?
- Nie wiem czy nie powinnaś w to grać dalej, Rain. Nie znam się za bardzo na niewybaczalnych, lecz jeżeli faktycznie nie zdaje sobie sprawy, że nie jesteś już pod imperiusem to nie wiem czy najbezpieczniej dla ciebie nie jest udawać, że tak też ciągle jest. Jeżeli dasz radę. Wtedy trzeba byłoby ogarnąć co z Burroughsem - ewidentnie rzadziej pojawiał się w porcie ale się pojawiał. I to był w tym momencie problem. Albo musiał przestać żeby to miało ręce i nogi, albo to Rain musiała się z niego wynieść. Jak zdobędzie kolejne blizny to w tym momencie brakło mi już dłoni by je zakryć. Patrzyłem na te te śmiało wyglądające zza pokrywających je palców czując zimne dreszcze na plecach - Port też. Goyle, ten zarządca, też dla nich robi - jego nazwisko znajdowało się na tym ochłapie gazety, którą dostał od Justine jeszcze w lipcu. Potem tez Walczący Mag huczał o jego działaniach podczas imprezy na placu.
Blake prócz Justine również był na celowniku. Z tego też powodu ja sam odpuściłem robotę w Peak by nie zostać powiązanym i nie napytać sobie biedy. Trochę zaczynało mi się kręcić w głowie od nadmiaru rewelacji. Głównie od tej niewygodnej zależności miedzy Rain, a Keatem oraz tym, że ministerstwo chciało tego drugiego by dorwać się do Blakea, a sama Huxley dla tego Ministerstwa robiła pod przymusem - Oni w ogóle kim jest i jak wygląda Burroughs...? - szukałem wyjścia lub jakiejkolwiek dźwigni, która pomoże ruszyć ten problem dalej. Choćby było to niewygodne i wiązałoby się to z ubrudzeniem sobie rąk.
- Nie byłem ale słyszałem i widziałem kilka razy - powiodłem spojrzeniem na artefakt, który mignął mi przed oczami to w porcie to u B&B - Trzeba do tego... No wiesz, jakichś specjalnych umiejętności? Mógłbym się przyjrzeć, lecz nie radzę sobie z urokami jak coś - a to właśnie ta dziedzina mi się kojarzyła z magią umysłu, wspomnieniami. Ogólnie dość żałosnym byłem czarodziejem, jeżeli chodziło o umiejętności.
- Nie wiem czy nie powinnaś w to grać dalej, Rain. Nie znam się za bardzo na niewybaczalnych, lecz jeżeli faktycznie nie zdaje sobie sprawy, że nie jesteś już pod imperiusem to nie wiem czy najbezpieczniej dla ciebie nie jest udawać, że tak też ciągle jest. Jeżeli dasz radę. Wtedy trzeba byłoby ogarnąć co z Burroughsem - ewidentnie rzadziej pojawiał się w porcie ale się pojawiał. I to był w tym momencie problem. Albo musiał przestać żeby to miało ręce i nogi, albo to Rain musiała się z niego wynieść. Jak zdobędzie kolejne blizny to w tym momencie brakło mi już dłoni by je zakryć. Patrzyłem na te te śmiało wyglądające zza pokrywających je palców czując zimne dreszcze na plecach - Port też. Goyle, ten zarządca, też dla nich robi - jego nazwisko znajdowało się na tym ochłapie gazety, którą dostał od Justine jeszcze w lipcu. Potem tez Walczący Mag huczał o jego działaniach podczas imprezy na placu.
Blake prócz Justine również był na celowniku. Z tego też powodu ja sam odpuściłem robotę w Peak by nie zostać powiązanym i nie napytać sobie biedy. Trochę zaczynało mi się kręcić w głowie od nadmiaru rewelacji. Głównie od tej niewygodnej zależności miedzy Rain, a Keatem oraz tym, że ministerstwo chciało tego drugiego by dorwać się do Blakea, a sama Huxley dla tego Ministerstwa robiła pod przymusem - Oni w ogóle kim jest i jak wygląda Burroughs...? - szukałem wyjścia lub jakiejkolwiek dźwigni, która pomoże ruszyć ten problem dalej. Choćby było to niewygodne i wiązałoby się to z ubrudzeniem sobie rąk.
- Nie byłem ale słyszałem i widziałem kilka razy - powiodłem spojrzeniem na artefakt, który mignął mi przed oczami to w porcie to u B&B - Trzeba do tego... No wiesz, jakichś specjalnych umiejętności? Mógłbym się przyjrzeć, lecz nie radzę sobie z urokami jak coś - a to właśnie ta dziedzina mi się kojarzyła z magią umysłu, wspomnieniami. Ogólnie dość żałosnym byłem czarodziejem, jeżeli chodziło o umiejętności.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Patrzyła na niego uważnie. Na zmieniający się wyraz jego twarzy, na emocje jakie się na nim malowały. Nie był głupi, doskonale rozumiał, że sytuacja nie była zbytnio kolorowa. Ale zdawało się, że podchodzi do tego z większym dystansem niż ona. Tak jej się przynajmniej wydawało. Słuchała jego słów i co jakiś czas lekko przytakiwała głową. Też o tym myślała, ale doskonale wiedziała, że ani jedno ani drugie rozwiązanie nie jest dobrym wyjściem. Żadne na jakie wpadła nie było, bo przecież to nie tak, że nic nie robiła w tej kwestii. Próbowała opanować sytuację, siebie, myśleć logicznie i wymyśleć coś sensownego. Ale samej jej nie szło.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł – odpowiedziała mu. – Musiałabym dać mu jakąś informację, pewnie chciałby się spotkać, a ja nie wiem czy na tyle umiem kłamać, by go przekonać. Wiem też, że nie mogę nie zrobić nic i wiem też, że nie zamierzam uciekać.
Odpowiedziała hardo. Tego była pewna, że tchórzem nie jest i nie czmychnie z Londynu, nie zniknie by w ukryciu oczekiwać aż w końcu się nią Mulciber zainteresuje ponownie. Żyć w stresie i strachu i z ciągnącą się tą sprawą przez miesiące jak nie dłużej? Nie dałaby rady.
- Nie, nie, nie, nie dałam mu podobizny Keata. Wściekła jestem na siebie, że z taką beztroską podałam mu jego nazwisko… Pierdolony Ramse… - zacisnęła usta.
Nie była pewna czy Matthew go znał. Mieszkał na Nokturnie, to idealne miejsce by znać różnych ludzi spod ciemnej gwiazdy. Skarciła się w myślach, że powinna czasami ugryźć się w język zanim coś powie. Nie chciała mu podawać kto jej to dokładnie zrobił dopóki nie będzie pewna, że Matthew nie zrobi nic głupiego. Jej na nim zależało bardzo, nie chciała sprowadzać na niego żadnego nieszczęścia. Już wystarczająco dużo namieszała przez ostatnie miesiące i wprowadziła gówna do portu.
- Poprowadzę cię – odpowiedziała na jego słowa związane z myślodsiewnią.
Chwyciła go za dłoń, a sama wstała i ruszyła z nim w stronę artefaktu. Gdy znaleźli się blisko niej, dziwna magiczna, niebieska poświata padła na ich twarze. Huxley przejechała dłonią nad powierzchnią cieczy, która się w środku znajdowała, a ona zafalowała pod jej palcami. Sięgnęła po różdżkę.
- Wystarczy się pochylić i zanurzyć twarz. Poprowadzę cię i wyciągnę w odpowiednim momencie – obiecała.
Różdżką sięgnęła do swojej skroni. Bez najmniejszego problemu wyciągnęła ze swojego umysłu odpowiednie wspomnienie. Robiła to już tyle razy. Zamiast do fiolki, skierowała je w stronę naczynia. Wolną dłonią powiodła do głowy mężczyzny i złapała go za potylicę. Spojrzała na niego, gdy wspomnienie rozlewało się w myślodsiewni.
- Aby zajrzeć do myślodsiewni nie potrzeba specjalnych umiejętności. Aby zajrzeć do czyiś wspomnień, zmienić je i pozyskać dla siebie już tak. Trzeba być legilimentą. Ja to potrafię – powiedziała, by w tym samym momencie zanurzyć się i jego twarz w cieczy.
Patrzyli jej oczami. Była skrępowana i siedziała na ziemi. Nie mogła nic powiedzieć, patrzyła tylko to na mężczyznę, który był niezwykle bogato, szlachetnie wręcz ubrany. To na kobietę, która się tam znajdywała, to na Keatona, który stał obok. Czuła w sobie ogromną złość, bezsilność, rozgoryczenie. Chciała krzyczeć, wyrwać się, ale nie mogła. Była wściekła. Ciągle czuła wściekłość i chęć dorwania Keatona. W jego głowie były wiadomości, które zadowoliłyby Czarnego Pana. Wiedza, którą w tamtym momencie chciała dla niego posiąść. I ten mężczyzna, ten drugi, nie znała go. Stał nad nią i ciągle rzucał jakieś zaklęcia, mówił o klątwie, która nie chciała odpuścić. Ale w końcu się udało. Zobaczyła najpierw ulgę na jego twarzy, a potem sama poczuła ulgę. Wszystkie negatywne emocje odeszły. Była wyczerpana.
- Jesteś wolna – usłyszała.
Potem w jej wspomnieniu pojawia się mgła. Wszystko jest rozmyte, jakby tu coś było, ale zniknęło. Coś tu się działo, bo gdy ponownie patrzą oczami Huxley ona już jest wolna. Ma swoją różdżkę w dłoni i razem z nią uciekają z portu. Nie wiedziała dlaczego, ale wiedziała, że ma uciekać.
Wynurzyli się z myślodsiewni.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł – odpowiedziała mu. – Musiałabym dać mu jakąś informację, pewnie chciałby się spotkać, a ja nie wiem czy na tyle umiem kłamać, by go przekonać. Wiem też, że nie mogę nie zrobić nic i wiem też, że nie zamierzam uciekać.
Odpowiedziała hardo. Tego była pewna, że tchórzem nie jest i nie czmychnie z Londynu, nie zniknie by w ukryciu oczekiwać aż w końcu się nią Mulciber zainteresuje ponownie. Żyć w stresie i strachu i z ciągnącą się tą sprawą przez miesiące jak nie dłużej? Nie dałaby rady.
- Nie, nie, nie, nie dałam mu podobizny Keata. Wściekła jestem na siebie, że z taką beztroską podałam mu jego nazwisko… Pierdolony Ramse… - zacisnęła usta.
Nie była pewna czy Matthew go znał. Mieszkał na Nokturnie, to idealne miejsce by znać różnych ludzi spod ciemnej gwiazdy. Skarciła się w myślach, że powinna czasami ugryźć się w język zanim coś powie. Nie chciała mu podawać kto jej to dokładnie zrobił dopóki nie będzie pewna, że Matthew nie zrobi nic głupiego. Jej na nim zależało bardzo, nie chciała sprowadzać na niego żadnego nieszczęścia. Już wystarczająco dużo namieszała przez ostatnie miesiące i wprowadziła gówna do portu.
- Poprowadzę cię – odpowiedziała na jego słowa związane z myślodsiewnią.
Chwyciła go za dłoń, a sama wstała i ruszyła z nim w stronę artefaktu. Gdy znaleźli się blisko niej, dziwna magiczna, niebieska poświata padła na ich twarze. Huxley przejechała dłonią nad powierzchnią cieczy, która się w środku znajdowała, a ona zafalowała pod jej palcami. Sięgnęła po różdżkę.
- Wystarczy się pochylić i zanurzyć twarz. Poprowadzę cię i wyciągnę w odpowiednim momencie – obiecała.
Różdżką sięgnęła do swojej skroni. Bez najmniejszego problemu wyciągnęła ze swojego umysłu odpowiednie wspomnienie. Robiła to już tyle razy. Zamiast do fiolki, skierowała je w stronę naczynia. Wolną dłonią powiodła do głowy mężczyzny i złapała go za potylicę. Spojrzała na niego, gdy wspomnienie rozlewało się w myślodsiewni.
- Aby zajrzeć do myślodsiewni nie potrzeba specjalnych umiejętności. Aby zajrzeć do czyiś wspomnień, zmienić je i pozyskać dla siebie już tak. Trzeba być legilimentą. Ja to potrafię – powiedziała, by w tym samym momencie zanurzyć się i jego twarz w cieczy.
Patrzyli jej oczami. Była skrępowana i siedziała na ziemi. Nie mogła nic powiedzieć, patrzyła tylko to na mężczyznę, który był niezwykle bogato, szlachetnie wręcz ubrany. To na kobietę, która się tam znajdywała, to na Keatona, który stał obok. Czuła w sobie ogromną złość, bezsilność, rozgoryczenie. Chciała krzyczeć, wyrwać się, ale nie mogła. Była wściekła. Ciągle czuła wściekłość i chęć dorwania Keatona. W jego głowie były wiadomości, które zadowoliłyby Czarnego Pana. Wiedza, którą w tamtym momencie chciała dla niego posiąść. I ten mężczyzna, ten drugi, nie znała go. Stał nad nią i ciągle rzucał jakieś zaklęcia, mówił o klątwie, która nie chciała odpuścić. Ale w końcu się udało. Zobaczyła najpierw ulgę na jego twarzy, a potem sama poczuła ulgę. Wszystkie negatywne emocje odeszły. Była wyczerpana.
- Jesteś wolna – usłyszała.
Potem w jej wspomnieniu pojawia się mgła. Wszystko jest rozmyte, jakby tu coś było, ale zniknęło. Coś tu się działo, bo gdy ponownie patrzą oczami Huxley ona już jest wolna. Ma swoją różdżkę w dłoni i razem z nią uciekają z portu. Nie wiedziała dlaczego, ale wiedziała, że ma uciekać.
Wynurzyli się z myślodsiewni.
Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Neutralni
- Czy ty siebie słyszysz, Rain? Gość wie jak cię znaleźć, jak rozwalić, zaczarować ale nie zamierzasz udawać, że wszystko ma w dalszym ciągu pod kontrolą, nie zamierzasz uciekać. Myślisz, że jak raz rzucił na ciebie niewybaczalne to nie zrobi tego drugi...? - trochę nie rozumiałem - I nie będzie to crucio lub Avada...? - Tu się nie za bardzo już rozchodziło o jakąkolwiek dumę, bycie czy nie bycie tchórzem, a o zwykłe przetrwanie. Nie tego mnie uczyła? Czemu teraz stawała na przekór swoim naukom. Irytowałem się, a zbliżająca się pełnia nie pomagała w trzymaniu w ryzach mojego charakteru - Musisz zawinąć się z Londynu lub udawać. Jak inaczej to rozegrać? Pogadasz sobie z nim przy zakurzonej, mądrej książce, dojdziecie do wniosku, że fajnie było ale wystarczy i się pożegnacie dając sobie buzi na do widzenia? - zmarszczyłem czoło dając do zrozumienia, że byłem co do tego co najmniej sceptyczny - możesz mu podsunąć za Keata kogokolwiek. Jeżeli zna tylko imię i nazwisko to co za różnica do kogo je przypiszesz, a skoro nie wie, że zaklęcie straciło na mocy nie będzie podejrzliwy. A inne wyjście... Kurwa, Rain, musisz zniknąć. Chociaż z portu - niech nie będzie głupia i uparta - Trzeba raczej jednak podumać już teraz bo jeżeli nie masz pomysłu i nie zamierzasz udawać to powinnaś stąd zniknąć bo nie wiem...musisz mu jakoś regularnie strzelać z ucha czy coś? Przychadza tu do ciebie? - ten ktoś? No bo jak tak to musiała się stąd zabrać na trochę dłużej niż na spontaniczne wakacje za granicą - Mogę cię zamelinować u siebie na jakiś czas. Wątpię by tam cię szukał. Będę miał jeszcze coś do załatwienia ważnego na dniach, a potem 7 lub 8 możemy wyjechać z kraju na jaki czas. Mam pieniądze - tylko co dalej? Mogliśmy wymyślić to w trakcie. Jeżeli jednak zamierzała tkać iluzję tego, że gość ma wszystko pod kontrolą to powinna coś wymyślić przed zniknięciem. Poczochrałem parującą od myślenia głowę i Ramse... - Kto...? - zagalopowała się, a ja z kwaśną miną ją na tym złapałem nie zamierzając udawać, że nie słyszałem.
Potulnie dałem się jej jednak poprowadzić do myśloodsiewni nie do końca wiedząc, czego powinienem się spodziewać po tym artefakcie - Eeee...trzeba wstrzymać oddech...? - nie wiem czy to było głupie pytanie ale kiedy tak operałem się naczynia i spoglądałem na zmąconą dotykiem taflę to było pierwsze co mi przyszło do głowy. pochylałem się pod jej dotykiem zastanawiając się czy nie przychodzi mi to z byt łatwo, czy nie byłem wobec niej przesadnie ufny, łatwy. Zaraz potem poczułem chodną wilgoć na twarzy.
Spoglądałem bezradnie z dołu na zgromadzonych wokół mnie. Nie mogłem mówić, byłem obezwładniony, zmęczony. Wśród nich dostrzegłem naturalnie Keata. Trochę minęło nim rozpoznałem Figg. Mężczyzna pracujący nad zdjęciem klątwy pozostawał dla mnie zagadką, jednak wyglądało na to, że to właśnie on miał najwięcej mocy w różdżce, jednak... co dalej...?
Podświadomie i tak wstrzymywałem powietrze o czym zdałem sobie sprawę po tym, gdy wynurzyłem się z myśloodsiewni. Zachłysnąłem się gwałtownie powietrzem robiąc kilka głębszych wdechów, serce łomotało mi z ekscytacji. Trochę oszołomiony potrzebowałem chwili by wrócić do rzeczywistości. Tak właściwie to poczułem się jakbym dostał choroby lokomocyjnej. Usiadłem więc podpierając łokcie na udach.
- Nie wiem kim był ten typ. Jednak ta kobieta... To przecież Figg, ta poszukiwana... - zakryłem usta dłonią nie do końca wiedząc co powinienem w tym momencie odczuwać na myśl, że być może wykorzystuję Keata tak samo jak zrobili to z Bertim. Powód dla którego młodego było mniej w porcie stał się nieco bardziej oczywisty. Spochmurniałem - Musisz uciekać lub udawać. Nie możesz nie robić ani jednego, ani drugiego, kiedy tak się wszystko zesrało, Rain - zerknąłem na nią ze szczerą troską i prośbą by nie wymyślała jakieś popranej trzeciej opcji. Mało było jej blizn...?
Potulnie dałem się jej jednak poprowadzić do myśloodsiewni nie do końca wiedząc, czego powinienem się spodziewać po tym artefakcie - Eeee...trzeba wstrzymać oddech...? - nie wiem czy to było głupie pytanie ale kiedy tak operałem się naczynia i spoglądałem na zmąconą dotykiem taflę to było pierwsze co mi przyszło do głowy. pochylałem się pod jej dotykiem zastanawiając się czy nie przychodzi mi to z byt łatwo, czy nie byłem wobec niej przesadnie ufny, łatwy. Zaraz potem poczułem chodną wilgoć na twarzy.
Spoglądałem bezradnie z dołu na zgromadzonych wokół mnie. Nie mogłem mówić, byłem obezwładniony, zmęczony. Wśród nich dostrzegłem naturalnie Keata. Trochę minęło nim rozpoznałem Figg. Mężczyzna pracujący nad zdjęciem klątwy pozostawał dla mnie zagadką, jednak wyglądało na to, że to właśnie on miał najwięcej mocy w różdżce, jednak... co dalej...?
Podświadomie i tak wstrzymywałem powietrze o czym zdałem sobie sprawę po tym, gdy wynurzyłem się z myśloodsiewni. Zachłysnąłem się gwałtownie powietrzem robiąc kilka głębszych wdechów, serce łomotało mi z ekscytacji. Trochę oszołomiony potrzebowałem chwili by wrócić do rzeczywistości. Tak właściwie to poczułem się jakbym dostał choroby lokomocyjnej. Usiadłem więc podpierając łokcie na udach.
- Nie wiem kim był ten typ. Jednak ta kobieta... To przecież Figg, ta poszukiwana... - zakryłem usta dłonią nie do końca wiedząc co powinienem w tym momencie odczuwać na myśl, że być może wykorzystuję Keata tak samo jak zrobili to z Bertim. Powód dla którego młodego było mniej w porcie stał się nieco bardziej oczywisty. Spochmurniałem - Musisz uciekać lub udawać. Nie możesz nie robić ani jednego, ani drugiego, kiedy tak się wszystko zesrało, Rain - zerknąłem na nią ze szczerą troską i prośbą by nie wymyślała jakieś popranej trzeciej opcji. Mało było jej blizn...?
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Być może zachowywała się dziwnie. Ale czy było się czemu dziwić? Jej bezpieczny port nie był już takim jakiego znała. Wszystko się posypało, wszystko było nie tak jak powinno. Zawsze umiała się dostosować, jakoś przetrwać. A teraz miała z tym cholerny problem i wszystkie decyzje jakie podejmowała były błędne. Westchnęła cicho. Chyba potrzebowała kogoś z boku, kto wytknie błędy w jej rozumowaniu. Kto pokaże właściwą drogę, możliwości jakie miała, bo ona nie była w stanie ich dostrzec. Jej cechy charakteru przez chwilę stały się jej przekleństwem.
- Słyszę – odpowiedziała.
Nie było w jej głośnie skruchy, tym bardziej nie był to ton przepraszający. Bardziej szorstki, ale nie w stosunku do mężczyzny, tylko do samej siebie. Że udało jej się w to wszystko wplątać. Głupia była i tyle, myślała, że będzie cwańsza, jak kot spadnie na cztery łapy. A tu się okazało, że nie ma już dziewięciu żyć. Chyba wszystkie już zdążyła wykorzystać.
- Uciec albo udawać? Port zostawię w ostateczności, to całe moje życie Matthew i nie opuszczę go. Mój los jest związany z tym miejscem. Ja nie wyjdę z portu i port nie wyjdzie ze mnie, dobrze o tym wiesz – odpowiedziała mu patrząc prosto w jego oczy. – Jeżeli mam udawać, to będę musiała porozmawiać z Keatem. Nie mogę tego zrobić bez jego wiedzy, już raz go wpakowałam w gówno… Myślałam, że sobie z tym wszystkim poradzę sama. Jak zawsze. I, kurwa, się chyba pomyliłam.
Nie uważała, aby wizyta na Nokturnie i mieszkanie tam było dobrym pomysłem, dlatego energicznie pokręciła głową. Utknęła by w mieszkaniu Matthew i nie mogłaby się z niego ruszyć. Niby najciemniej pod latarnią, jak to powiadają, ale wydaje jej się, że bardziej by sobie tym zaszkodziła, niż pomogła.
- Dziękuje, ale Nokturn nie jest dobrym pomysłem. Nie jest tam bezpieczniej niż w porcie, tylko dzięki Tobie mogę się poruszać po jego ulicach. Sama tamtędy nie przejdę bez ryzyka. Nie będziesz mnie przecież prowadzić co chwilę za rączkę – uśmiechnęła się lekko.
Zagalopowałam się. Bardzo nie chciałam zdradzać jego personaliów, Bott wielu ludzi znał, nie wiedziałam jak zareaguje, czy kiedyś na siebie nie wpadli? Nie sądziłam, aby był na tyle głupi by teraz polecieć do niego z pięściami. Chyba?
- Ramsey. Mulciber – odpowiedziała.
Miała być z nim szczera więc była. Chociaż było to trudne. Mówiła mu co czuła, co się działo, kto jej to zrobił. Pokazała myślodsiewnie, pokazała wspomnienie, które było dla niej dosyć ciężkie. Oglądając to po raz kolejny chciało jej się wymiotować. Tak ogromnie sprzeczne emocje nadal odczuwała. Wstyd, złość, poczucie bezsilności i przegrania. Chociaż to nie była jej porażka. Gdy wrócili oddychała ciężko.
- Figg? Marcella Figg? – dopytała.
Pamiętała ją ze wspomnień, które wyciągała w Tower. Ale wtedy wyglądała trochę inaczej. Również spochmurniała, nie specjalnie jej się to podobało. Widziała, że Matthew również. Chwyciła go za ramię i mocniej zacisnęła dłoń na materiale. Usta ułożyła w prostą linię i przez chwilę nic nie mówiła.
- Keaton przystał do Zakonu, wchodzą do portu i będą przeciągać ludzi. Nie wiem czy to dobrze – mruknęła. – Keaton mi pisał w liście, że nie mam prawa teraz do zachowania bezstronności i albo jestem z nimi albo przeciwko nim. Ale się wkopałam w niezłe gówno, no nie?
- Słyszę – odpowiedziała.
Nie było w jej głośnie skruchy, tym bardziej nie był to ton przepraszający. Bardziej szorstki, ale nie w stosunku do mężczyzny, tylko do samej siebie. Że udało jej się w to wszystko wplątać. Głupia była i tyle, myślała, że będzie cwańsza, jak kot spadnie na cztery łapy. A tu się okazało, że nie ma już dziewięciu żyć. Chyba wszystkie już zdążyła wykorzystać.
- Uciec albo udawać? Port zostawię w ostateczności, to całe moje życie Matthew i nie opuszczę go. Mój los jest związany z tym miejscem. Ja nie wyjdę z portu i port nie wyjdzie ze mnie, dobrze o tym wiesz – odpowiedziała mu patrząc prosto w jego oczy. – Jeżeli mam udawać, to będę musiała porozmawiać z Keatem. Nie mogę tego zrobić bez jego wiedzy, już raz go wpakowałam w gówno… Myślałam, że sobie z tym wszystkim poradzę sama. Jak zawsze. I, kurwa, się chyba pomyliłam.
Nie uważała, aby wizyta na Nokturnie i mieszkanie tam było dobrym pomysłem, dlatego energicznie pokręciła głową. Utknęła by w mieszkaniu Matthew i nie mogłaby się z niego ruszyć. Niby najciemniej pod latarnią, jak to powiadają, ale wydaje jej się, że bardziej by sobie tym zaszkodziła, niż pomogła.
- Dziękuje, ale Nokturn nie jest dobrym pomysłem. Nie jest tam bezpieczniej niż w porcie, tylko dzięki Tobie mogę się poruszać po jego ulicach. Sama tamtędy nie przejdę bez ryzyka. Nie będziesz mnie przecież prowadzić co chwilę za rączkę – uśmiechnęła się lekko.
Zagalopowałam się. Bardzo nie chciałam zdradzać jego personaliów, Bott wielu ludzi znał, nie wiedziałam jak zareaguje, czy kiedyś na siebie nie wpadli? Nie sądziłam, aby był na tyle głupi by teraz polecieć do niego z pięściami. Chyba?
- Ramsey. Mulciber – odpowiedziała.
Miała być z nim szczera więc była. Chociaż było to trudne. Mówiła mu co czuła, co się działo, kto jej to zrobił. Pokazała myślodsiewnie, pokazała wspomnienie, które było dla niej dosyć ciężkie. Oglądając to po raz kolejny chciało jej się wymiotować. Tak ogromnie sprzeczne emocje nadal odczuwała. Wstyd, złość, poczucie bezsilności i przegrania. Chociaż to nie była jej porażka. Gdy wrócili oddychała ciężko.
- Figg? Marcella Figg? – dopytała.
Pamiętała ją ze wspomnień, które wyciągała w Tower. Ale wtedy wyglądała trochę inaczej. Również spochmurniała, nie specjalnie jej się to podobało. Widziała, że Matthew również. Chwyciła go za ramię i mocniej zacisnęła dłoń na materiale. Usta ułożyła w prostą linię i przez chwilę nic nie mówiła.
- Keaton przystał do Zakonu, wchodzą do portu i będą przeciągać ludzi. Nie wiem czy to dobrze – mruknęła. – Keaton mi pisał w liście, że nie mam prawa teraz do zachowania bezstronności i albo jestem z nimi albo przeciwko nim. Ale się wkopałam w niezłe gówno, no nie?
Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Neutralni
- Mówisz tak tylko dlatego, że nigdzie indziej nie próbowałaś być. To tylko miejsce, Rain - próbuję ją przekonać bo osobiście wolałbym by po prostu stąd zniknęła i była bezpieczna. Chodź zawsze kończyłem w porcie tak jednak zwiedziłem niemałe połacie hrabstwa, kraju, całej tej pożal się Merlinie wyspy. Wiele rzeczy ze mnie również nie wyjdzie, jednak nie przeszkadzało mi nosić ich za sobą. Jak wór kamieni. Ale moich kamieni. Też tak mogła. Kolaborowanie z Keatem, udawanie również było jakąś opcją, jeżeli tak bardzo zależało jej na tym by tu tkwić tylko, kurwa... zacisnąłem usta w wąską kreskę. Nie podobało mi się. Lepsze jednak to niż zostanie w porcie i czekanie aż ktoś zapuka.
- Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że jesteś już na to za duża...? - uśmiechnąłem się trochę wymuszenie, blado, starając się odzwierciedlić jej dźwignięte kąciki ust. Może sobie tego nie wyobrażała ale mógłbym. Mógłbym prowadzić ją za rączkę i pilnować. Jeszcze jednak chętniej po prostu bym ją zamknął w czterech ścianach swojej kawalerki tak by właśnie nie mogła się wychylać. To, że beze mnie nie wyściubiłaby nosa byłoby pomocne. Słysząc o Mulciberze w pierwszej kolejności zaśmiałem się niedowierzająco, może trochę histerycznie, by zaraz schować usta za dłonią którą ściągnąłem powoli na brodę.
- Cudownie - westchnąłem - Człowiek Voldemorta - pewnie, super, fantastycznie... - Był, i pewnie wciąż też jest w kontaktach z Burke'ami na Nokturnie - i to nazwisko też było wypisane na tym skrawku gazety. Nie miałem złudzeń co do tego, że był nie do ruszenia. Przynajmniej wątpiłem w to by w Londynie był ktokolwiek kto mógł mu faktycznie zagrozić.
Machnąłem niedbale rękę. Niemiało to jakiekolwiek znaczenia. Figg teraz była nikim więcej jak ściganą rebeliantką. Znałem ją z powodu Lily nieco lepiej, lecz teraz było to nieistotne. Bardziej problematyczny w tym wszystkim był Keat bo ten już mógł kręcić się po porcie swobodniej, robić faktyczne zamieszanie. Byłem spięty i poddenerwowany, a przede wszystkim zły.
- Chcą cię wykorzystać jak tamci - Czy to nie było oczywiste? Łatwo można było przycisnąć kogoś w sytuacji Rain i zmusić ją do wygodnego dla siebie wyboru. Po Burroughsie takiego wyrafinowanie się jednak nie spodziewałem - Za kogo się kurwa uważa by mówić ci do czego masz prawo - zafurczałem, a krew zabuzowała. Jebani zakoniarze - Nie musi tak być. Anglia nie kończy się na dokach, Rain - Jej dotyk w tym momencie zdawał się być niemą prośbą o pocieszenie, której naturalnie uległem. Dłoń z jej biodra zacząłem zsuwać za plecy przyciągając ją ku sobie, uspokajająco przytulając. Dlaczego tak trudno było mi ją przekonać by znaleźć się poza zasięgiem jednych i drugich. Może jak jej pokażę, że się da to mi uwierzy...? - Nie podejmuj tylko żadnej pochopnej decyzji, Rain - proszę bo już tych chyba na razie jej wystarczy - Tak jak mówiłem, mogę cię zabrać, na tydzień czy dwa. Przemyślisz, może coś jeszcze wymyślimy - może cię przekonam... - Nie wiem ile czasu potrzebujesz by spróbować zawiesić sprawy. Siódmego wieczorem możemy być już gdzie indziej. Jeśli potrzebujesz gdzieś się zamelinować do tego czasu to mogę popytać
- Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że jesteś już na to za duża...? - uśmiechnąłem się trochę wymuszenie, blado, starając się odzwierciedlić jej dźwignięte kąciki ust. Może sobie tego nie wyobrażała ale mógłbym. Mógłbym prowadzić ją za rączkę i pilnować. Jeszcze jednak chętniej po prostu bym ją zamknął w czterech ścianach swojej kawalerki tak by właśnie nie mogła się wychylać. To, że beze mnie nie wyściubiłaby nosa byłoby pomocne. Słysząc o Mulciberze w pierwszej kolejności zaśmiałem się niedowierzająco, może trochę histerycznie, by zaraz schować usta za dłonią którą ściągnąłem powoli na brodę.
- Cudownie - westchnąłem - Człowiek Voldemorta - pewnie, super, fantastycznie... - Był, i pewnie wciąż też jest w kontaktach z Burke'ami na Nokturnie - i to nazwisko też było wypisane na tym skrawku gazety. Nie miałem złudzeń co do tego, że był nie do ruszenia. Przynajmniej wątpiłem w to by w Londynie był ktokolwiek kto mógł mu faktycznie zagrozić.
Machnąłem niedbale rękę. Niemiało to jakiekolwiek znaczenia. Figg teraz była nikim więcej jak ściganą rebeliantką. Znałem ją z powodu Lily nieco lepiej, lecz teraz było to nieistotne. Bardziej problematyczny w tym wszystkim był Keat bo ten już mógł kręcić się po porcie swobodniej, robić faktyczne zamieszanie. Byłem spięty i poddenerwowany, a przede wszystkim zły.
- Chcą cię wykorzystać jak tamci - Czy to nie było oczywiste? Łatwo można było przycisnąć kogoś w sytuacji Rain i zmusić ją do wygodnego dla siebie wyboru. Po Burroughsie takiego wyrafinowanie się jednak nie spodziewałem - Za kogo się kurwa uważa by mówić ci do czego masz prawo - zafurczałem, a krew zabuzowała. Jebani zakoniarze - Nie musi tak być. Anglia nie kończy się na dokach, Rain - Jej dotyk w tym momencie zdawał się być niemą prośbą o pocieszenie, której naturalnie uległem. Dłoń z jej biodra zacząłem zsuwać za plecy przyciągając ją ku sobie, uspokajająco przytulając. Dlaczego tak trudno było mi ją przekonać by znaleźć się poza zasięgiem jednych i drugich. Może jak jej pokażę, że się da to mi uwierzy...? - Nie podejmuj tylko żadnej pochopnej decyzji, Rain - proszę bo już tych chyba na razie jej wystarczy - Tak jak mówiłem, mogę cię zabrać, na tydzień czy dwa. Przemyślisz, może coś jeszcze wymyślimy - może cię przekonam... - Nie wiem ile czasu potrzebujesz by spróbować zawiesić sprawy. Siódmego wieczorem możemy być już gdzie indziej. Jeśli potrzebujesz gdzieś się zamelinować do tego czasu to mogę popytać
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Patrzyła na niego jakby trochę nie bardzo umiała (chciała?) zrozumieć co do niej mówi. Jak to tylko miejsce? Ten port był całym jej światem. Morzem, oceanem, bezludną wyspą, barem na każdym z krańców świata. Dostępem do informacji, do opowieści o syrenach i krakenach, uciechy, alkoholu, przyjaciół. Psia mać, a trzeba było się nie przywiązywać. Nie chciała, ale nikt nigdy nie był dla niej bliski. A gdy znalazła swoje miejsce, swoich ludzi, to miała to nagle zostawić? Pójść żyć gdzieś indziej? Zaszyć się i nie wychodzić z nory? Udawać, że Rain Huxley nigdy nie istniała? Zacisnęła mocniej pięści. Mówił tak tylko dlatego, bo nie starał się patrzeć na sprawę z jej punktu widzenia. Port w Londynie nie był miejscem jak każde inne. To był jej dom i serce rozrywało jej się na kawałki widząc, jak to wszystko się wali.
Zawsze chodziła własnymi drogami. Miała swoje ścieżki, swoje dachy, swoje ulubione kąty. Swoje ulubione krzesło w barze, a gdy ktoś je zajął to fukała niezadowolona. Nie lubiła gdy ktoś wpływał na jej życie, czuła się osaczona. Zamykanie w klatce nie było najlepszym pomysłem. W końcu od zawsze żyła na wolności. I chociaż na słowa mężczyzny jej kąciki ust lekko drgnęły ku górze, to zaraz szybko opadły w dół. Jej usta ułożyły się w prostą linię.
- Życie w klatce nie jest dla mnie – odpowiedziała tylko.
Widocznie nie tylko ona otaczała się dość szemranym towarzystwem. Matthew również poznał Mulcibera i chyba miał z nim równie nieprzyjemne kontakty co ostatnio ona. Spojrzała na niego i mrugnęła kilkakrotnie powiekami.
- Burkami? – dopytała. – Mulcibera poznałam w Hogwarcie, był na roku wyżej. Nie raz ze sobą współpracowaliśmy, bardzo dobrze płacił. Wszystko szło pomyślnie. Tylko to ostatnie, pierdole, zawaliłam. Gdybym się bardziej postarała… nie potrzebnie prosiłam Keatona o pomoc, ale ufałam mu. Keaton często ze mną pracował, nigdy nie zawalił. Byłam praktycznie pewna, że przyniesie mi jakieś wieści…
I ona westchnęła ciężko. No bo cóż jej pozostało? Skoro nawaliła, to teraz należało to jakoś naprawić. Nie wiedziała jeszcze jak, ale z pewnością stawi temu czoła. Nie byłaby sobą. Uciekanie i chowanie głowy w piasek nie było jej naturą. Źle się z tym czuła. Chodziło o przetrwanie, a jakże, ale na własnych zasadach. I ona je ustalała. I tego go właśnie uczyła. Jeżeli uzna, że to czas by czmychnąć, to zrobi to. Póki tak nie postanowi, to żadna siła nie zmusi ją do zmiany zdania.
- I jedna i druga strona chce mnie wykorzystać. Tylko jedna mnie może wykorzystać i zabić, a druga tylko wykorzystać – zaśmiała się, chociaż czuć było zdenerwowanie. – Myślisz, że jak ucieknę, to mnie nie znajdą? Obawiam się, że i jedni i drudzy mają swoje sposoby, aby mnie wytropić. Nie dam rady zniknąć całkowicie. Musiałabym albo zapaść się pod ziemię na… lata? Albo codziennie pić eliksir wielosokowy. No i jest jeszcze jedno, zakon wie, a Mulciber jeszcze nie.
Wysłuchała go uważnie i lekko kiwnęła głową. Wyjazd teraz, chociaż na trochę, był dobrym pomysłem. Nie będzie tak pięknie jak to sobie wyobrażała, bo oboje przez cały ten czas będą mieli z tyłu głowy to co się wydarzy po powrocie. Ale na pewno trochę odpoczną.
- Nie będę podejmować pochopnych decyzji, znasz mnie przecież. Muszę jeszcze spotkać się z Phlippą, chcę podejść do Yvette żeby mi dała jakąś maść czy… cokolwiek? Potem nie mam żadnych planów. Wyjazd nam dobrze zrobi – uśmiechnęła się lekko. – Nie dam się już wykorzystać, zagram na własnych warunkach.
A potem jak wrócą? Pewnie skontaktuje się z Keatonem. Jeśli ma grać, to musi mieć jego poparcie. Nie zakonu. Jego. Rain nie chciała stawać po żadnej stronie. Ani po stronie Zakonu, ani po stronie Czarnego Pana. Tylko po swojej. I zrobi to co dla niej będzie najodpowiedniejsze i w sposób jaki sama będzie chciała. I nikt nie będzie z niej robić marionetki.
Zawsze chodziła własnymi drogami. Miała swoje ścieżki, swoje dachy, swoje ulubione kąty. Swoje ulubione krzesło w barze, a gdy ktoś je zajął to fukała niezadowolona. Nie lubiła gdy ktoś wpływał na jej życie, czuła się osaczona. Zamykanie w klatce nie było najlepszym pomysłem. W końcu od zawsze żyła na wolności. I chociaż na słowa mężczyzny jej kąciki ust lekko drgnęły ku górze, to zaraz szybko opadły w dół. Jej usta ułożyły się w prostą linię.
- Życie w klatce nie jest dla mnie – odpowiedziała tylko.
Widocznie nie tylko ona otaczała się dość szemranym towarzystwem. Matthew również poznał Mulcibera i chyba miał z nim równie nieprzyjemne kontakty co ostatnio ona. Spojrzała na niego i mrugnęła kilkakrotnie powiekami.
- Burkami? – dopytała. – Mulcibera poznałam w Hogwarcie, był na roku wyżej. Nie raz ze sobą współpracowaliśmy, bardzo dobrze płacił. Wszystko szło pomyślnie. Tylko to ostatnie, pierdole, zawaliłam. Gdybym się bardziej postarała… nie potrzebnie prosiłam Keatona o pomoc, ale ufałam mu. Keaton często ze mną pracował, nigdy nie zawalił. Byłam praktycznie pewna, że przyniesie mi jakieś wieści…
I ona westchnęła ciężko. No bo cóż jej pozostało? Skoro nawaliła, to teraz należało to jakoś naprawić. Nie wiedziała jeszcze jak, ale z pewnością stawi temu czoła. Nie byłaby sobą. Uciekanie i chowanie głowy w piasek nie było jej naturą. Źle się z tym czuła. Chodziło o przetrwanie, a jakże, ale na własnych zasadach. I ona je ustalała. I tego go właśnie uczyła. Jeżeli uzna, że to czas by czmychnąć, to zrobi to. Póki tak nie postanowi, to żadna siła nie zmusi ją do zmiany zdania.
- I jedna i druga strona chce mnie wykorzystać. Tylko jedna mnie może wykorzystać i zabić, a druga tylko wykorzystać – zaśmiała się, chociaż czuć było zdenerwowanie. – Myślisz, że jak ucieknę, to mnie nie znajdą? Obawiam się, że i jedni i drudzy mają swoje sposoby, aby mnie wytropić. Nie dam rady zniknąć całkowicie. Musiałabym albo zapaść się pod ziemię na… lata? Albo codziennie pić eliksir wielosokowy. No i jest jeszcze jedno, zakon wie, a Mulciber jeszcze nie.
Wysłuchała go uważnie i lekko kiwnęła głową. Wyjazd teraz, chociaż na trochę, był dobrym pomysłem. Nie będzie tak pięknie jak to sobie wyobrażała, bo oboje przez cały ten czas będą mieli z tyłu głowy to co się wydarzy po powrocie. Ale na pewno trochę odpoczną.
- Nie będę podejmować pochopnych decyzji, znasz mnie przecież. Muszę jeszcze spotkać się z Phlippą, chcę podejść do Yvette żeby mi dała jakąś maść czy… cokolwiek? Potem nie mam żadnych planów. Wyjazd nam dobrze zrobi – uśmiechnęła się lekko. – Nie dam się już wykorzystać, zagram na własnych warunkach.
A potem jak wrócą? Pewnie skontaktuje się z Keatonem. Jeśli ma grać, to musi mieć jego poparcie. Nie zakonu. Jego. Rain nie chciała stawać po żadnej stronie. Ani po stronie Zakonu, ani po stronie Czarnego Pana. Tylko po swojej. I zrobi to co dla niej będzie najodpowiedniejsze i w sposób jaki sama będzie chciała. I nikt nie będzie z niej robić marionetki.
Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Główny pokój
Szybka odpowiedź