Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Leicestershire
Charnwood
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Charnoowd to urokliwe miejsce w którym można skryć się pod koroną wiekowych drzew, jak i uraczyć wzrok pięknymi widokami rozciągającymi się ze wzgórza. To miejsce w którym można odpocząć od cywilizacji. Krąży jednak legenda, by pod żadnym pozorem nie wchodzić w las podczas mglistych nocy, mawia się że głos nawołujący pomocy to magiczne stworzenie potrafiące imitować ludzkie słowa, zwabia w ten sposób niczego nieświadomych ludzi, by ci nigdy więcej nie opuścili już lasu błąkając się w nim po kres swych dni.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Charnwood
Charnoowd to urokliwe miejsce w którym można skryć się pod koroną wiekowych drzew, jak i uraczyć wzrok pięknymi widokami rozciągającymi się ze wzgórza. To miejsce w którym można odpocząć od cywilizacji. Krąży jednak legenda, by pod żadnym pozorem nie wchodzić w las podczas mglistych nocy, mawia się że głos nawołujący pomocy to magiczne stworzenie potrafiące imitować ludzkie słowa, zwabia w ten sposób niczego nieświadomych ludzi, by ci nigdy więcej nie opuścili już lasu błąkając się w nim po kres swych dni.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 08.11.18 12:07, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Titus F. Ollivander' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 53
--------------------------------
#2 'k6' : 3
#1 'k100' : 53
--------------------------------
#2 'k6' : 3
Ale spanie po tych wszystkich historiach wcale nie było takie proste - jak tylko zamykał oczy, to widział te wszystkie potworne monstra, o których mówili inni i nawet przeklęty powóz, o którym sam opowiadał, chociaż zmyślił tę opowieść! I jeszcze te dźwięki, dochodzące z zewnątrz... Był pewien, że ktoś łazi wokół jego namiotu, a w dodatku święcie przekonany, że tym kimś jest wieloramienny potwór, o którym opowiadał Matt... Długo się kręcił, przewracając z boku na bok, starając się myśleć o czymkolwiek innym, o czymś przyjemnym, radosnym, o czymś, co nie pożera ludzi... Na marne! Kiedy zaś kolejna gałązka pękła pod czyimś butem, miarka się przebrała. Titus zerwał się do siadu, zaciskając palce na swojej latarce i włączył ją, świecąc naokoło - nic jednak nie wlazło mu do namiotu; na szczęście! Wychylił się na zewnątrz i tam oświetlając okolicę, ale i tutaj niczego nie dostrzegł... Niemniej owinął się śpiworem i dzierżąc latarkę w drżącej dłoni, wyczołgał się z namiotu, ostrożnie ruszając w kierunku tego, w którym koczował młodszy Bott. Zapukał w szmaciane drzwi.
- Ej, Bert, pssst! Śpisz? - zapytał szeptem i nie czekając na odpowiedź odsunął zamek, zaglądając do środka.
- Ej, Bert, pssst! Śpisz? - zapytał szeptem i nie czekając na odpowiedź odsunął zamek, zaglądając do środka.
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
A i owszem, spał - spał całkiem dobrze i spokojnie, zawsze w sumie tak było, na łonie natury, otoczony lasami, tą cudowną ciszą i naturalną ciemnością spał najlepiej. Dźwięki lasu były przyjemne i tym bardziej usypiające, nic więc dziwnego że nawet się nie poruszył na dźwięk głosu przyjaciela. Leżał rozłożony po przekątnej namiotu, bo i zawsze miał zwyczaj zajmowania sobą jak największej przestrzeni kiedy spał. I zbudził się dopiero kiedy wyczuł ruch przy swoich nogach. Przetarł oczy, podnosząc się do siadu.
- So jest? - mruknął sennie, zanim się jakoś sensowniej rozbudził i załapał, że to Titus przed nim siedzi i jakiś taki nerwowy się wydaje. W jednej chwili przypomniały mu się nalegania Sue dotyczące zabezpieczenia terenu i, cholera chyba lekko go tą swoją małą paranoją zaraziła. - Coś się stało?
Spytał jednak, pozostając o dziwo przy zdrowym rozsądku, byli w środku nocy, Tito to szlachcic, najgorsze co mogło się stać to, że bawił się zapalniczką i podpalił sobie namiot. Ale ognisko-niespodziankę na pewno byłoby widać. I czuć. Poza tym Tito to jego ziomek i ogarnia w mugolski świat na całkiem niezłym poziomie, w sumie to na świetnym poziomie jak na szlachtę.
- So jest? - mruknął sennie, zanim się jakoś sensowniej rozbudził i załapał, że to Titus przed nim siedzi i jakiś taki nerwowy się wydaje. W jednej chwili przypomniały mu się nalegania Sue dotyczące zabezpieczenia terenu i, cholera chyba lekko go tą swoją małą paranoją zaraziła. - Coś się stało?
Spytał jednak, pozostając o dziwo przy zdrowym rozsądku, byli w środku nocy, Tito to szlachcic, najgorsze co mogło się stać to, że bawił się zapalniczką i podpalił sobie namiot. Ale ognisko-niespodziankę na pewno byłoby widać. I czuć. Poza tym Tito to jego ziomek i ogarnia w mugolski świat na całkiem niezłym poziomie, w sumie to na świetnym poziomie jak na szlachtę.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Jak tylko Bertie się podniósł, to Titus zaświecił mu latarką po oczach, połowicznie wbijając się do wnętrza namiotu - łeb wcisnął do środka, zad z kolei wciąż wystawał poza granice materiału.
- Nie mogę spać. - rzucił, kiwnąwszy przy tym głową. Przez chwile milczał, dumając nad tym czy silić się na jakiekolwiek wyjaśnienia, bo co niby miałby powiedzieć? Że się boi? Głupio to jakoś brzmiało, ale z drugiej strony miał przed sobą Bertiego, a on zrozumie wszystko - Te historie strasznie mnie poschizowały. - pokiwał głową z powagą - Myślisz, że innych też? - uniósł obie brwi, zerkając w kierunku wyjścia i kierując tam strumień światła, by poświecić trochę po innych namiotach. Ułożenie cieni wskazywało na to, że wszyscy chyba smacznie śpią... Ale przecież byli tu tylko jedną noc! Czy warto marnować ją na sen?
- I wiesz co? Wpadłem na świetny pomysł - co ty na to, żeby wywinąć jakiś numer? - uśmiechnął się w ten swój sposób, który zwykle nie zwiastował niczego dobrego, a młody Bott z pewnością doskonale tę minę znał - Postraszmy trochę dziewczyny albo owińmy namiot Matta papierem toaletowym. - no beka stulecia.
- Nie mogę spać. - rzucił, kiwnąwszy przy tym głową. Przez chwile milczał, dumając nad tym czy silić się na jakiekolwiek wyjaśnienia, bo co niby miałby powiedzieć? Że się boi? Głupio to jakoś brzmiało, ale z drugiej strony miał przed sobą Bertiego, a on zrozumie wszystko - Te historie strasznie mnie poschizowały. - pokiwał głową z powagą - Myślisz, że innych też? - uniósł obie brwi, zerkając w kierunku wyjścia i kierując tam strumień światła, by poświecić trochę po innych namiotach. Ułożenie cieni wskazywało na to, że wszyscy chyba smacznie śpią... Ale przecież byli tu tylko jedną noc! Czy warto marnować ją na sen?
- I wiesz co? Wpadłem na świetny pomysł - co ty na to, żeby wywinąć jakiś numer? - uśmiechnął się w ten swój sposób, który zwykle nie zwiastował niczego dobrego, a młody Bott z pewnością doskonale tę minę znał - Postraszmy trochę dziewczyny albo owińmy namiot Matta papierem toaletowym. - no beka stulecia.
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
The member 'Laurent Baudelaire' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 36
--------------------------------
#2 'k6' : 5
#1 'k100' : 36
--------------------------------
#2 'k6' : 5
Lubiłem ten moment siedzenia przy ognisku. Ogólnie lubiłem każdą chwilą spędzaną w większej, rozradowanej kupie. Nie przeszkadzało mi to, że w średnia wieku tej była nieco niższa od takiej do której przywykłem, a i alkohol był słabszy. Był jednak też klimat oderwania się, co nie. Właściwie ciężko było go nie zaznać patrząc na Titusa i Rię w ciotkowych swetrach.
- Zachowajcie je. - nie była to dobroduszna prośba, a właściwie imperatyw mający mnie uwolnić od owych ubrań. Nie miałem serca ich wyrzucić, nie zamierzałem jednak również ryzykować tym, że na którymś rodzinnym biedzie ciocia będzie chciała mnie zobaczyć w tym takim fajnym swetrze co ci kupiłam cztery lata temu. Aż tak odważny nie byłem. Odwagi jednak umiałem pozbawiać. Tak właściwie czułem, że pojechałem trochę na farcie, bo historie dziewczyn (uogólnienie z Titusem zamierzone, hehe) były niczego sobie. Zastygałem w kulminacyjnych momentach czując jak włos mi się jeży na karku. Wirujący w palenisku ogień, który rzucał cienie dawał do tego porządnego klimatu. Właściwie gdyby otwierały ognisko to byłem pewien, że wybrzmiałyby wiarygodniej. Dobrze więc, że wykorzystałem swoje pięć minut przed nimi. Oczywiście nie mogłem powstrzymać się od parsknięcia, kiedy Bertie trafił w punkt z tym swetrem Rii. Sam się jednak nie popisał. No, nie można powiedzieć, że się nie starał - próbował na pewno. Hehe.
Gdy nie było już co jeść, a ognisko dogasało zacząłem się zbierać w stronę swojego namiotu. Przeciągnąłem się jeszcze, dopiłem piwa. Przed swą rezydencją bezwstydnie pozbawiłem się niewygodnych jeansowych spodni no bo nie byłe tak poroniony by w takiej względniej niewygodzie pozbawiać się komfortu swobody. A nie będę też uprawiał jakiejś gimnastyki z ciuchami w ciasnym namiocie. Nie przejmowałem się, że obrazek mnie paradującego w bieliźnie mógłby zgorszyć czyjeś niewinne ślepia. Zresztą zaraz się zawinąłem w śpiwór i walłem w kimkę. Jutro zapowiadał się nie lżejszy dzień.
|mogololo II[bylobrzydkobedzieladnie]
- Zachowajcie je. - nie była to dobroduszna prośba, a właściwie imperatyw mający mnie uwolnić od owych ubrań. Nie miałem serca ich wyrzucić, nie zamierzałem jednak również ryzykować tym, że na którymś rodzinnym biedzie ciocia będzie chciała mnie zobaczyć w tym takim fajnym swetrze co ci kupiłam cztery lata temu. Aż tak odważny nie byłem. Odwagi jednak umiałem pozbawiać. Tak właściwie czułem, że pojechałem trochę na farcie, bo historie dziewczyn (uogólnienie z Titusem zamierzone, hehe) były niczego sobie. Zastygałem w kulminacyjnych momentach czując jak włos mi się jeży na karku. Wirujący w palenisku ogień, który rzucał cienie dawał do tego porządnego klimatu. Właściwie gdyby otwierały ognisko to byłem pewien, że wybrzmiałyby wiarygodniej. Dobrze więc, że wykorzystałem swoje pięć minut przed nimi. Oczywiście nie mogłem powstrzymać się od parsknięcia, kiedy Bertie trafił w punkt z tym swetrem Rii. Sam się jednak nie popisał. No, nie można powiedzieć, że się nie starał - próbował na pewno. Hehe.
Gdy nie było już co jeść, a ognisko dogasało zacząłem się zbierać w stronę swojego namiotu. Przeciągnąłem się jeszcze, dopiłem piwa. Przed swą rezydencją bezwstydnie pozbawiłem się niewygodnych jeansowych spodni no bo nie byłe tak poroniony by w takiej względniej niewygodzie pozbawiać się komfortu swobody. A nie będę też uprawiał jakiejś gimnastyki z ciuchami w ciasnym namiocie. Nie przejmowałem się, że obrazek mnie paradującego w bieliźnie mógłby zgorszyć czyjeś niewinne ślepia. Zresztą zaraz się zawinąłem w śpiwór i walłem w kimkę. Jutro zapowiadał się nie lżejszy dzień.
|mogololo II[bylobrzydkobedzieladnie]
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Ostatnio zmieniony przez Matthew Bott dnia 02.09.18 21:26, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Matthew Bott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 1
--------------------------------
#2 'k6' : 4
#1 'k100' : 1
--------------------------------
#2 'k6' : 4
Kiedy Matthew rozbierał się do rosołu, przekonany o tym, że nie będzie nocą uprawiał żadnej gimnastyki, nie spodziewał się, że był w gigantycznym błędzie, a zwykłe, ciasne spodnie, mogły go zabezpieczyć przed nocnym dramatem. Między pierwszą, a drugą w nocy, przegoniona przez większe drapieżniki nornica przeryła przestrzeń pod namiotem i przegryzła się do środka. Poszukując bezpiecznego miejsca, zwabiona ciepłem i wilgocią dotarła do zapiętego wysoko śpiwora, do którego ostrożnie weszła, nie czując żadnego zagrożenia ze strony czarodzieja. Ulokowała się ciasno w kącie i przeczekała kolejną godzinę. Nad ranem stało się coś niezwykłego. Między stopami Botta odbył się żmudny poród, w którym umęczona nornica wydała na świat osiem małych gryzoni. Matt w tym czasie śnił w najlepsze; nieszczęśliwie, przyśnili mu się atakujący go dementorzy. Nie tylko zaczął głęboko, szybko oddychać, ale i pocić się jak mysz. Przewrócił się na drugi bok z niezadowoleniem, co sprowokowało świeżo upieczoną matkę do obrony swoich pociech. Broniąc je jak lwica rzuciła się na łydkę Botta, wbijając długie, przypominające ostre dłuta siekacze wbiły się w mięsień. Nornica nie poprzestała na tym jednym ugryzieniu, im bardziej szarpał się i wierzgał nogami tym wścieklej atakowała, gryząc go po nogach i drapiąc małymi, ostrymi pazurkami. Żeby tego było mało, zamek w śpiworze zaciął się, a materiał oplótł się wokół ciała czarodzieja jak ciasny larwi kokon.
| Matt, ST samodzielnego wydostania się ze śpiwora wynosi 50, do rzutu należy doliczyć biegłość mugoloznawstwo. Możesz również wezwać pomoc, dla osoby z zewnątrz ST będzie wynosić 30, ale każda nieudana próba będzie wiązać się z obrażeniami w wysokości 5 na turę. Jeśli nie zdążysz wydostać się z namiotu przed świtem (kolejnym postem prowadzanego prywatne wydarzenie), nornica wygryzie ci śpiwór i wyciągnie z niego pięć z ośmiu narodzonych młodych, a potem ucieknie, pozostawiając Ciebie z obrażeniami kąsanymi w wysokości 30. Twój śpiwór do czasu fabularnej naprawy nie będzie spełniał dobrze swojej roli.
To tylko post uzupełniający od MG. Mistrz Gry nie bierze udziału w dalszej rozgrywce.
| Matt, ST samodzielnego wydostania się ze śpiwora wynosi 50, do rzutu należy doliczyć biegłość mugoloznawstwo. Możesz również wezwać pomoc, dla osoby z zewnątrz ST będzie wynosić 30, ale każda nieudana próba będzie wiązać się z obrażeniami w wysokości 5 na turę. Jeśli nie zdążysz wydostać się z namiotu przed świtem (kolejnym postem prowadzanego prywatne wydarzenie), nornica wygryzie ci śpiwór i wyciągnie z niego pięć z ośmiu narodzonych młodych, a potem ucieknie, pozostawiając Ciebie z obrażeniami kąsanymi w wysokości 30. Twój śpiwór do czasu fabularnej naprawy nie będzie spełniał dobrze swojej roli.
To tylko post uzupełniający od MG. Mistrz Gry nie bierze udziału w dalszej rozgrywce.
Uśmiechnęła się wdzięcznie do Bertie’go kiedy ten objaśnił jej oraz Susie działanie zapalniczki i scyzoryka, jak również to, dlaczego te dwie rzeczy nie mogły zostać połączone w jeden przedmiot. Weasley żałowała, że nie potrafiła poznać dokładnego działania obu przyrządów, albowiem były dla niej zbyt skomplikowane - szydło wyszło z worka podczas bezowocnej próby rozpalenia ognia czymś, co Bott nazywał rozpałką. Jednak wbrew rzeczywistości rudowłosa wolała nie wracać myślami do sromotnej porażki jaką poniosła podczas starcia z mugolską technologią; najważniejsze przecież, że miały z siostrą namiot, w którym będą mogły spokojnie przespać noc. Spokojnie, ponieważ Rhiannon nie wiedziała jeszcze jakie atrakcje czekają na obozowiczów późnym wieczorem. W przeciwnym razie niemal natychmiast wiedziałaby, że szykowała się bardzo ponura, wręcz pełna grozy noc. Obie pieguski były gryfonkami - jedna z dyplomem, druga w sercu, ale to oznaczało zażartą walkę staczaną z największymi, dziewczyńskimi koszmarami wzbudzonymi przez siedzących dookoła ogniska czarodziejów.
Większość historii przerażała i choć Ria początkowo uważała, że to właśnie Nealka popisała się większą sztuką opowiadania strasznych rzeczy, to wynikało jedynie z osobistych preferencji. Nie chciała przyznać się nawet przed samą sobą, że potwór wyrysowany słowami Matta wzbudził grozę straszniejszą niż mogła przypuszczać. Strzelała ciemnymi oczami to na prawo, to na lewo, chcąc rozeznać się w sytuacji - czy przypadkiem żadna maszkara nie skradała się cicho, pragnąc czym prędzej pochwycić w szpony apetycznych amatorów mugolskiej dziczy. Zatkała sobie usta wypieczoną kiełbaską do spółki z zarumienionym chlebem i dzięki temu tłumiła w sobie wszelkie piski oraz niepokoje związane z kolejnymi opowieściami. Wybałuszyła oczy słuchając prawdziwego zdarzenia z pracy Rowan - stokrotnie współczuła rudzielcowi takich przeżyć. Wzdrygnęła się, mocniej zaciskając zęby na mięsie. Przeżuwała szybko, w pośpiechu, choć nie chciała wracać do namiotu. Obawiała się chwili, w której światła zgasną każąc wszystkim rozejść się do swoich legowisk.
Największe rozczarowanie czaiło się w mężnym sercu Weasley, która jako jedyna ze wszystkich zebranych wzbudziła swoją historią politowanie, nie lęk czy choćby lekkie zaciekawienie. Wielka szkoda, ponieważ Rhiannon starała się jak najlepiej oddać klimat zasłyszanej niegdyś opowieści - z ust samego Uriena, a on znał się na straszeniu! Żałowała, że nie odziedziczyła tego talentu po nim; być może chodziło o nieskazitelną, lepką słodycz ściekającą z płomiennowłosej czarownicy o subtelnym uśmiechu - w to chciała wtedy wierzyć. Westchnęła, bezradnie podpierając brodę na dłoniach. Przez krótką chwilę zapomniała o strasznych rzeczach nawiedzających naiwne osóbki w snach oraz w figlarnej podświadomości. Wkrótce dokończyła zaczęty wcześniej posiłek trochę tracąc jednak nastrój. Nawet najpiękniejszy sweter pani Bott nie mógł zrekompensować smaku upokorzenia, choć Ria uśmiechała się do żółciutkiego, urodzinowego prezentu, jaki spoczął na klatce piersiowej kobiety.
- Dziękuję za uprzejmość Matt, ale muszę odmówić. Na pewno byłoby ci przykro gdyby obcy ludzie wzięli od ciebie twój urodzinowy podarek. Wyczyszczę go później i oddam - zapewniła z uroczym uśmiechem nie zdradzając czy mówiła poważnie czy kantowała. Na szczęście mrok nocy oraz nikłe światło dogasającego ogniska nadało się idealnie na zasłonę dymną. Choć i tak nie powstrzymała się przed sięgnięciem do kieszonki w poszukiwaniu łakoci, o których mówił Bertie.
- Dobranoc - pożegnała wszystkich obozowiczów kiedy nadchodzi pora snu. Harpia ścisnęła Nealkę za rękę czując, że obleciał ją lekki strach w samotnej podróży do namiotu. Razem jest raźniej. I fajniej. Zaproponowała nawet drobne oszustwo używając lumosa z końca różdżki w celu zaproponowania rozmów o bardzo istotnych sprawach, ale niestety dziewczęta zmorzył sen. Starsza Weasley przytknęła rudą głowę do małego kuferka robiącego za niewygodną poduszkę, po czym odpłynęła w błogi sen.
| Rzucam dodatkową kością na znalezienie cukierka, a co.
Większość historii przerażała i choć Ria początkowo uważała, że to właśnie Nealka popisała się większą sztuką opowiadania strasznych rzeczy, to wynikało jedynie z osobistych preferencji. Nie chciała przyznać się nawet przed samą sobą, że potwór wyrysowany słowami Matta wzbudził grozę straszniejszą niż mogła przypuszczać. Strzelała ciemnymi oczami to na prawo, to na lewo, chcąc rozeznać się w sytuacji - czy przypadkiem żadna maszkara nie skradała się cicho, pragnąc czym prędzej pochwycić w szpony apetycznych amatorów mugolskiej dziczy. Zatkała sobie usta wypieczoną kiełbaską do spółki z zarumienionym chlebem i dzięki temu tłumiła w sobie wszelkie piski oraz niepokoje związane z kolejnymi opowieściami. Wybałuszyła oczy słuchając prawdziwego zdarzenia z pracy Rowan - stokrotnie współczuła rudzielcowi takich przeżyć. Wzdrygnęła się, mocniej zaciskając zęby na mięsie. Przeżuwała szybko, w pośpiechu, choć nie chciała wracać do namiotu. Obawiała się chwili, w której światła zgasną każąc wszystkim rozejść się do swoich legowisk.
Największe rozczarowanie czaiło się w mężnym sercu Weasley, która jako jedyna ze wszystkich zebranych wzbudziła swoją historią politowanie, nie lęk czy choćby lekkie zaciekawienie. Wielka szkoda, ponieważ Rhiannon starała się jak najlepiej oddać klimat zasłyszanej niegdyś opowieści - z ust samego Uriena, a on znał się na straszeniu! Żałowała, że nie odziedziczyła tego talentu po nim; być może chodziło o nieskazitelną, lepką słodycz ściekającą z płomiennowłosej czarownicy o subtelnym uśmiechu - w to chciała wtedy wierzyć. Westchnęła, bezradnie podpierając brodę na dłoniach. Przez krótką chwilę zapomniała o strasznych rzeczach nawiedzających naiwne osóbki w snach oraz w figlarnej podświadomości. Wkrótce dokończyła zaczęty wcześniej posiłek trochę tracąc jednak nastrój. Nawet najpiękniejszy sweter pani Bott nie mógł zrekompensować smaku upokorzenia, choć Ria uśmiechała się do żółciutkiego, urodzinowego prezentu, jaki spoczął na klatce piersiowej kobiety.
- Dziękuję za uprzejmość Matt, ale muszę odmówić. Na pewno byłoby ci przykro gdyby obcy ludzie wzięli od ciebie twój urodzinowy podarek. Wyczyszczę go później i oddam - zapewniła z uroczym uśmiechem nie zdradzając czy mówiła poważnie czy kantowała. Na szczęście mrok nocy oraz nikłe światło dogasającego ogniska nadało się idealnie na zasłonę dymną. Choć i tak nie powstrzymała się przed sięgnięciem do kieszonki w poszukiwaniu łakoci, o których mówił Bertie.
- Dobranoc - pożegnała wszystkich obozowiczów kiedy nadchodzi pora snu. Harpia ścisnęła Nealkę za rękę czując, że obleciał ją lekki strach w samotnej podróży do namiotu. Razem jest raźniej. I fajniej. Zaproponowała nawet drobne oszustwo używając lumosa z końca różdżki w celu zaproponowania rozmów o bardzo istotnych sprawach, ale niestety dziewczęta zmorzył sen. Starsza Weasley przytknęła rudą głowę do małego kuferka robiącego za niewygodną poduszkę, po czym odpłynęła w błogi sen.
| Rzucam dodatkową kością na znalezienie cukierka, a co.
Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
The member 'Ria Weasley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 29
--------------------------------
#2 'k6' : 3
--------------------------------
#3 'k100' : 20
#1 'k100' : 29
--------------------------------
#2 'k6' : 3
--------------------------------
#3 'k100' : 20
Nie miałem problemów ze snem. Przeważnie jak se już ległem to budziłem się nad ranem. Las wcale też mi nie przeszkadzał i te jego dzikie odgłosy no bo nie oszukujmy się - na Alei trzaskanie patyków chodź nieco dziwne było czymś co naprawdę chciałeś usłyszeć nocą. Tam życie toczyło się inaczej. Może i to też był pewien czynnik który sprawiał, że byłem bardziej odporny na ponury szum drzew czy odgłosy zwierząt. Tutaj z dala od tego wszystkiego, leżąc na ziemi będącej nie wiele twardszą od zniszczonej kanapy było mi dobrze. Zwłaszcza jak zjadłem i się napoiłem. Beztrosko, lekko. Była to jedna z tych potrzebnych mi do życia odskoczni z której korzystałem pełną garścią. Zrulowany w śpiwór w błogiej nieświadomości, że coś się zaraz odmerlini wyczekiwałem zatem poranka. Ten jakoś jednak nie nadchodził. Przybyły za to koszmary. Naprawdę rzadko miewam sny, lecz jak już to były wyjątkowo realistyczne. Na moje nieszczęście. W tym którego byłem głównym bohaterem nie było za kolorowo - uciekałem w nich przed dementorem po Azkabanowych korytarzach. Wciąż jednak siedział zapewne strach przed więzieniem który został wyolbrzymiony przez zalegającą gdzieś w bebechach zwęgloną kiełbaskę. Ucieczka w śnie szła mi nie najgorzej. Zazwyczaj wystarczało zrobić kilka zmyślnych zwodów, ukryć się za rogiem bądź schować się za jedną z nienaturalnie ustawionych beczek ale oczywiście Brendan Strażnik Azkabanu musiał wszystko pokrzyżować. Wskazał potworom odpowiednią drogę. Długo nie mogły mnie złapać nawet pomimo tego iż zmuszony byłem kuleć bo agiczna kula przyczepiona do mojej kostki sprawnie mnie spowalniała, lecz ostatecznie powaliły mnie na ziemię i...wgryzły w łydkę!
Obudziłem się z krzykiem i dezorientacją bo kurwa naprawdę coś mnie gryzło po łydce! Zamachałem gwałtownie kończyną, lecz będąc zaplątanym w śpiwór wyglądało to co najmniej jak zryw szalonego syrena.
- AAAAAAaaaaaa kurwa jego...!
|Wyplątuję się ze śpiwora. Sam. |: [bylobrzydkobedzieladnie]
Obudziłem się z krzykiem i dezorientacją bo kurwa naprawdę coś mnie gryzło po łydce! Zamachałem gwałtownie kończyną, lecz będąc zaplątanym w śpiwór wyglądało to co najmniej jak zryw szalonego syrena.
- AAAAAAaaaaaa kurwa jego...!
|Wyplątuję się ze śpiwora. Sam. |: [bylobrzydkobedzieladnie]
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Ostatnio zmieniony przez Matthew Bott dnia 02.09.18 21:33, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Matthew Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 15
'k100' : 15
199/204
Cholerny zamek się zaciął. No to były chyba jakieś jaja! Przecież sprawdzałem ten śpiwór co najmniej całe dwa razy nim go spakowałem do tej cholernej torby. Co to za bezsensowne zrządzenie losu! Cholerne szczęście! Psidwacza jego... Naturalnie, że w ferworze złości próbowałem go szarpać, ciągać ale ten nic! Znów poczułem za to ugryzienie, drobne pazury, które niebezpiecznie wiły się ku górze. Japierdziele. Czemu zwierzęta mnie tak nienawidziły?! Właściwie moze bym tak nie panikował ale byłem zdezorientowany. Do tego panowała cholerna ciemność, lecz to zdecydowanie nie był już sen. Adrenalina szybko pobudziła mnie jednak nie wiele to dawało gdy oczy się nie do końca przyzwyczaiły do panującej w namiocie ciemności, a mięśnie były takie jakieś zastygłe od tego chłodu. Naturalnie byłem zapakowany jak kiełbasa w ten śpiwór i wyglądało na to, że wydostanie się z niego nie miało być takie proste bo sprawnie ograniczał moje ruchy. Wierzgnąłem raz jeszcze, jak ryba rzucona na brzeg, a potem kolejny wydzierając się na głos kiedy zwierzęce łapki posmyrały mnie tam gdzie nie trzeba, a zęby popieściły moją skórę. Wyzywałem całą tą sytuację od pieprzonych jebochłonów, kwintopletów, trollich rzyci i innych psidwacichmaczy gdzieś w tle. Miałem nadzieję, wygnieść stworzenie o ziemie. To jednak nic nie dawało. Zbyt zgrabnie plątało się i za mocno wgryzało się w skórę pożerając mnie żywcem. Jakaś pieprzona tortura.
- Pieprzony szczur... - Syknąłem przez zaciśnięte zęby zaraz próbując sforsować ten jebany zamek. Czy ja ciągnąłem go w złą stronę czy co? I w ogóle... Czemu. Akurat. Mój. Śpiwór?! - Cholerajegomać... Dawaj no! - rzężę, lecz suwak ani drgnie. Do góry, na dół - nic! Jak nie po dobroci to siłą! - pomyślałem i natychmiast zabrałem się za czyn starając się rozerwać okropny śpiwór będący w tym momencie jakąś moją prywatną torturą. Do tego od tego całego wysiłku robiło mi się już duszno.
|Dalej sam...Dam radę, dam... |:[bylobrzydkobedzieladnie]
Cholerny zamek się zaciął. No to były chyba jakieś jaja! Przecież sprawdzałem ten śpiwór co najmniej całe dwa razy nim go spakowałem do tej cholernej torby. Co to za bezsensowne zrządzenie losu! Cholerne szczęście! Psidwacza jego... Naturalnie, że w ferworze złości próbowałem go szarpać, ciągać ale ten nic! Znów poczułem za to ugryzienie, drobne pazury, które niebezpiecznie wiły się ku górze. Japierdziele. Czemu zwierzęta mnie tak nienawidziły?! Właściwie moze bym tak nie panikował ale byłem zdezorientowany. Do tego panowała cholerna ciemność, lecz to zdecydowanie nie był już sen. Adrenalina szybko pobudziła mnie jednak nie wiele to dawało gdy oczy się nie do końca przyzwyczaiły do panującej w namiocie ciemności, a mięśnie były takie jakieś zastygłe od tego chłodu. Naturalnie byłem zapakowany jak kiełbasa w ten śpiwór i wyglądało na to, że wydostanie się z niego nie miało być takie proste bo sprawnie ograniczał moje ruchy. Wierzgnąłem raz jeszcze, jak ryba rzucona na brzeg, a potem kolejny wydzierając się na głos kiedy zwierzęce łapki posmyrały mnie tam gdzie nie trzeba, a zęby popieściły moją skórę. Wyzywałem całą tą sytuację od pieprzonych jebochłonów, kwintopletów, trollich rzyci i innych psidwacichmaczy gdzieś w tle. Miałem nadzieję, wygnieść stworzenie o ziemie. To jednak nic nie dawało. Zbyt zgrabnie plątało się i za mocno wgryzało się w skórę pożerając mnie żywcem. Jakaś pieprzona tortura.
- Pieprzony szczur... - Syknąłem przez zaciśnięte zęby zaraz próbując sforsować ten jebany zamek. Czy ja ciągnąłem go w złą stronę czy co? I w ogóle... Czemu. Akurat. Mój. Śpiwór?! - Cholerajegomać... Dawaj no! - rzężę, lecz suwak ani drgnie. Do góry, na dół - nic! Jak nie po dobroci to siłą! - pomyślałem i natychmiast zabrałem się za czyn starając się rozerwać okropny śpiwór będący w tym momencie jakąś moją prywatną torturą. Do tego od tego całego wysiłku robiło mi się już duszno.
|Dalej sam...Dam radę, dam... |:[bylobrzydkobedzieladnie]
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Ostatnio zmieniony przez Matthew Bott dnia 02.09.18 21:48, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Matthew Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 9
'k100' : 9
194/204
Moje miotanie się nie dawało mi nic prócz pewności, że pojawią się na mojej skórze sine plamy obtłuczeń po tym moim telepaniu się o twarde podłoże. Krew mnie już zalewała, a na tym jednak nie miało poprzestać! Czułem, jak zwierze z którym byłem zamknięty w ciasnym śpiworze plątało się drapiąc i boleśnie gryząc. Warczało i wydawało z siebie inne niepojętne dźwięki. Nie wprawiały mnie w strach, jednak krew zdecydowanie już mi się w żyłach gotowała. Nie mogąc sforsować jebanego zamka w pieprzonym śpiworze starałem się go po prostu brutalnie rozpruć. Ciężko było to jednak zrobić od wewnątrz gdy dłonie ślizgały się po napiętym, sztucznym materiale. Trochę jednak byłem również dekoncentrowany - ugryzienie na łydce przeniosło się wyżej i poczułem je zaraz na udzie. Moja wyobraźnia podpowiadała mi niepokojąco dokąd to może prowadzić. Nie miałem zamiaru pozwolić na to by pazurzaste łapki pięły się w newralgiczne rejony i siały swoje spustoszenie tam gdzie nie powinny! Przestałem więc szarpać śpiwór zmieniając taktykę - postanowiłem spróbować złapać zwierze. Wziąłem wdech, potem drugi próbując złapać trochę zimnej krwi. To przedsięwzięcie było trochę bardziej skomplikowane tym bardziej, gdy krew furczała mi niebezpiecznie za uszami. Zatopiłem więc ręce do wnętrza kokonu i próbowałem pochwycić stworzenie. Wykręcę je potem jak szmatkę - pomyślałem sobie mrużąc ślepia w skupieniu bo to, cholera, wcale nie było łatwe. Chyba nawet wyczuło dziwnym sposobem co się święci i momentami zastygało w bezruchu w jakiejś utworzonej fałdzie materiału by zaraz aktywować się i rzucać mi się na ręce w chwili gdy tylko zbliżyłem się do futra. Tak w ogóle to cud, że mój namiot jeszcze stał cały. Telepałem się po nim jak pojebany. Chyba nawet jakiś śledź ostateczni odmówił posłuszeństwa bo dach mi się wziął trochę zapadł do środka, jednak w nosie to miałem. Musiałem ją złapać!
[bylobrzydkobedzieladnie]
Moje miotanie się nie dawało mi nic prócz pewności, że pojawią się na mojej skórze sine plamy obtłuczeń po tym moim telepaniu się o twarde podłoże. Krew mnie już zalewała, a na tym jednak nie miało poprzestać! Czułem, jak zwierze z którym byłem zamknięty w ciasnym śpiworze plątało się drapiąc i boleśnie gryząc. Warczało i wydawało z siebie inne niepojętne dźwięki. Nie wprawiały mnie w strach, jednak krew zdecydowanie już mi się w żyłach gotowała. Nie mogąc sforsować jebanego zamka w pieprzonym śpiworze starałem się go po prostu brutalnie rozpruć. Ciężko było to jednak zrobić od wewnątrz gdy dłonie ślizgały się po napiętym, sztucznym materiale. Trochę jednak byłem również dekoncentrowany - ugryzienie na łydce przeniosło się wyżej i poczułem je zaraz na udzie. Moja wyobraźnia podpowiadała mi niepokojąco dokąd to może prowadzić. Nie miałem zamiaru pozwolić na to by pazurzaste łapki pięły się w newralgiczne rejony i siały swoje spustoszenie tam gdzie nie powinny! Przestałem więc szarpać śpiwór zmieniając taktykę - postanowiłem spróbować złapać zwierze. Wziąłem wdech, potem drugi próbując złapać trochę zimnej krwi. To przedsięwzięcie było trochę bardziej skomplikowane tym bardziej, gdy krew furczała mi niebezpiecznie za uszami. Zatopiłem więc ręce do wnętrza kokonu i próbowałem pochwycić stworzenie. Wykręcę je potem jak szmatkę - pomyślałem sobie mrużąc ślepia w skupieniu bo to, cholera, wcale nie było łatwe. Chyba nawet wyczuło dziwnym sposobem co się święci i momentami zastygało w bezruchu w jakiejś utworzonej fałdzie materiału by zaraz aktywować się i rzucać mi się na ręce w chwili gdy tylko zbliżyłem się do futra. Tak w ogóle to cud, że mój namiot jeszcze stał cały. Telepałem się po nim jak pojebany. Chyba nawet jakiś śledź ostateczni odmówił posłuszeństwa bo dach mi się wziął trochę zapadł do środka, jednak w nosie to miałem. Musiałem ją złapać!
[bylobrzydkobedzieladnie]
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Ostatnio zmieniony przez Matthew Bott dnia 02.09.18 22:10, w całości zmieniany 1 raz
Charnwood
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Leicestershire