Jadalnia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Jadalnia
Ciemne pomieszczenie z boazerią. Nad drzwiami wejściowymi znajduje się dewiza rodu (Per aspera ad astra). Wielki drewniany stół „ugina się” pod ciężarem kwiatów, którym jest ozdobiony. W samym pomieszczeniu znajdują się rozmaite rośliny, przede wszystkim wrzosy z ogrodu. Na półkach znajduje się pełno świec, które najczęściej przyjmują motyw kwiatowy. Na podłodze znajduje się przyjemny w dotyku ciemnoniebieski dywan. Na suficie znajduje się herb rodowy Macmillanów. Naprzeciw okna znajduje się szary kominek z kamienia. Drzwi do kuchni ukryte są poprzez upodobnienie ich do ciemnych, drewnianych ścian. Z okien można dostrzec bramę wejściową.
The member 'Alexander Farley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 51
'k100' : 51
Steffen spoglądał zmartwiony to na drzwi, to na Archibalda. Klątwa była jeszcze silniejsza niż sądził. W dodatku (jeśli to naprawdę ta klątwa Opętania, o której działaniu czytał) możliwe, że jej moc wzmagała się z czasem. A zatem nie mieli czasu do stracenia, tylko jak go zyskać, będąc na weselu, z dala od domu i rzeczy osobistych Prewettów? Merlinie, a co jeśli ktoś inny znajdzie korespondencję albo inne przedmioty lorda i cała służba stanie się przeklęta? Ogarnięty nagłą paniką, stanął jak kołek między przeklętym nestorem i wyjściem z pomieszczenia, zmagając się z chęcią dalszego gorączkowego gadania o Lady Morganie, chęcią wysłania patronusa do posiadłości Prewettów, chęcią nakrzyczenia na lorda nestora i wreszcie chęcią ucieczki na parkiet z biedną Isabellą. Może i nabrał wprawy w ściąganiu klątw w Ministerstwie i stykał się tak z najbardziej upierdliwymi pokrzywdzonymi, ale nie przygotowało go to na jedną z potężniejszych klątw znanych w literaturze, ani na rozkapryszonego nestora, ani na miotanie podejrzeń ku rodzinie swojej ukochanej. Wdech-wydech. Usta mu lekko zadrżały, podobnie jak dłoń, ale wtem otrzeźwił go głos nestora Macmillana, najdostojniejszego Sorphona.
Jeśli miałby pomyśleć o najpiękniejszym momencie w swoim życiu, to na pierwszym miejscu znajdowałyby się rzecz jasna pocałunki z Isabellą, ale w następnej kolejności bez wątpienia wspomniałby chwilę, w której nestor Sorphon zaszczycił swą obecnością imprezę Anthony'ego. W której on, marny plebejusz, wznosił toast z samym nestorem.
Rzucił Archibaldowi mordercze spojrzenie.
-Proszę nie myśleć o... tym, co dyktuje panu klątwa! Chociaż się postarać! Jak pan śmie, łamie pan serce własnej żonie i gospodarzom tego domu! - syknął. -Klątwa klątwą, ale pierwszym krokiem do wyleczenia jest chociaż odrobina starań! Amicus! To zachowanie to przecież nie lord, musi gdzieś lord tam być, w środku! - poprosił lorda Archibalda, sam nie wiedząc czy błaga czy żąda i wypadając na moment z profesjonalnego rytmu. Ponowił Amicusa aby uspokoić nestora choć na kolejne kilkanaście sekund, a potem wziął głęboki oddech, stanął na baczność i spojrzał w stronę drzwi aby móc zasalutować* lordowi Sorphonowi jeśli ten wejdzie do pomieszczenia.
*Steffen bardzo się stara, ale ma savoir-vivre 0
Jeśli miałby pomyśleć o najpiękniejszym momencie w swoim życiu, to na pierwszym miejscu znajdowałyby się rzecz jasna pocałunki z Isabellą, ale w następnej kolejności bez wątpienia wspomniałby chwilę, w której nestor Sorphon zaszczycił swą obecnością imprezę Anthony'ego. W której on, marny plebejusz, wznosił toast z samym nestorem.
Rzucił Archibaldowi mordercze spojrzenie.
-Proszę nie myśleć o... tym, co dyktuje panu klątwa! Chociaż się postarać! Jak pan śmie, łamie pan serce własnej żonie i gospodarzom tego domu! - syknął. -Klątwa klątwą, ale pierwszym krokiem do wyleczenia jest chociaż odrobina starań! Amicus! To zachowanie to przecież nie lord, musi gdzieś lord tam być, w środku! - poprosił lorda Archibalda, sam nie wiedząc czy błaga czy żąda i wypadając na moment z profesjonalnego rytmu. Ponowił Amicusa aby uspokoić nestora choć na kolejne kilkanaście sekund, a potem wziął głęboki oddech, stanął na baczność i spojrzał w stronę drzwi aby móc zasalutować* lordowi Sorphonowi jeśli ten wejdzie do pomieszczenia.
*Steffen bardzo się stara, ale ma savoir-vivre 0
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 16
'k100' : 16
Ten ślub był gniazdem żmij. Wszędzie pałętały się te zdradzieckie twarze. Archibald miał ich wszystkich serdecznie dość. Próbowali mu wmówić, że coś jest z nim nie tak, a przecież dobrze wiedział, że to właśnie oni okazali się nieprzyjaciółmi. Został sam. Nie miał nikogo po swojej stronie. Bez różdżki, zamknięty w kajdanki. Ale przecież na pewno było coś, co mógł teraz zrobić. Zawsze istniało jakieś wyjście. Obserwował jak Steffen przed nim ucieka z niemałą satysfakcją - a więc faktycznie jest winny, jego strach tylko to potwierdził. Nie był tak przebiegły jak pozostali. Wtedy usłyszał znajomy głos lorda Sorphona, więc podjął próbę doskoczenia do drzwi. - Nie słuchaj ich, to oni mnie zdradzili, zabrali różdżkę, nałożyli kajdanki, to napad! - krzyknął, wręcz sapiąc ze złości. Nie był pewny czy Sorphon przypadkiem też nie jest po ich stronie, w zasadzie by się nie zdziwił, skoro Anthony też zdradził jego zaufanie. - Jestem nestorem! Nie zasłużyłem na takie traktowanie! To. Wszystko. Wasza. Wina! - Dodał przez zęby, szamocząc się jak szaleniec, ale magiczne kajdanki nie odpuszczały. W końcu przestał, oddychając szybko i głęboko, przyglądając się każdemu z nich. Jak mogli mu to zrobić? Odwrócić się przeciwko niemu po tym wszystkim co dla nich zrobił. Lorraine, przecież naprawdę ją kochał. Aleksander, który był mu bliski jak rodzony brat. Isabella, dla której zawsze znalazł czas, kiedy tego potrzebowała. Nawet bronił jej imienia przed Morganą, a teraz okazuje się, że to właśnie ona miała rację. Może źle postąpił na Szczycie. Ci, którzy wydawali mu się dobrzy, tak naprawdę tylko chowali swoje zło pod pięknymi hasłami. Miał ich wszystkich dość.
Po tej krótkiej chwili refleksji, sam nie wiedział, co począć. Mógł się rzewnie rozpłakać, bo całe jego życie okazało się kłamstwem. Ale najpierw musiał dać im wszystkim nauczkę. Teraz, kiedy już wie kim są tak naprawdę. Obrócił się bokiem do Aleksandra i zamachnął się łokciem w jego brzuch. Przecież jeszcze nie mógł się poddać. - Nigdy wam tego nie wybaczę - dodał, kierując te słowa przede wszystkim do swojej żony. Ale wtedy usłyszał Steffena, tego człowieka znikąd. Co on tu w ogóle robi? - W środku?! Co to za brednie! Stoję przed wami! Szczery i uczciwy, to wy ciągle kłamiecie mi prosto w twarz! Jak śmiesz mówić, że złamałem im serce?! To nie oni są tutaj ofiarą tylko ja! To zbiorowy napad, przemyślana akcja! Nienawidzę was! - Szamotnął się jeszcze raz, ale już bez takiej werwy, był zmęczony.
Wyważony cios w brzuch łokciem
Po tej krótkiej chwili refleksji, sam nie wiedział, co począć. Mógł się rzewnie rozpłakać, bo całe jego życie okazało się kłamstwem. Ale najpierw musiał dać im wszystkim nauczkę. Teraz, kiedy już wie kim są tak naprawdę. Obrócił się bokiem do Aleksandra i zamachnął się łokciem w jego brzuch. Przecież jeszcze nie mógł się poddać. - Nigdy wam tego nie wybaczę - dodał, kierując te słowa przede wszystkim do swojej żony. Ale wtedy usłyszał Steffena, tego człowieka znikąd. Co on tu w ogóle robi? - W środku?! Co to za brednie! Stoję przed wami! Szczery i uczciwy, to wy ciągle kłamiecie mi prosto w twarz! Jak śmiesz mówić, że złamałem im serce?! To nie oni są tutaj ofiarą tylko ja! To zbiorowy napad, przemyślana akcja! Nienawidzę was! - Szamotnął się jeszcze raz, ale już bez takiej werwy, był zmęczony.
Wyważony cios w brzuch łokciem
Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning
and began again in the morning
The member 'Archibald Prewett' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 90
'k100' : 90
Sorphon Macmillan spojrzał wpierw na Lorraine. Jego bujne brwi ściągnęły się ku sobie, wyraźnie nic nie pojmował z zaistniałej sytuacji pomimo prośby o udzielenie mu wyjaśnień. Później zerknął na Isabellę.
— Kim jest ta dama, Alexandrze?— spytał byłego szlachcica, którego miał okazję poznać już wcześniej, na szczycie wielkich rodów w Salisbury. Isabella była mu jednak obca. Dopiero słowa Farleya, byłego Selwyna zdawały się mu coś rozjaśnić - było to widać po jego twarzy, choć mimo to, jego brwi zmarszczyły się jeszcze bardziej. — Na dębowe beczki moich przodków, jakiej klątwy? Kto ośmielił się rzucić klątwę na nestora? I to w dniu ślubu Macmillana?! — fuknął poirytowany, a jego lekko zaokrąglony brzuch zatrząsł się pod szatą. — To pewnie sprawka... Lorda Voldemorta — dodał ciszej, a przed samym wymówieniem pseudonimu czarnoksiężnika się zawahał, jakby z obrzydzeniem, ale i strachem.
Gdy drzwi otworzyły się na oścież, Sorphon, aż się wzdrygnął na te wrzaski i brak ogłady. Spojrzał zdumiony na lecącego w jego kierunku mężczyznę.
— Jest niebezpieczny?— spytał, nie precyzując jednak, czy miał na myśli szaleńczego Steffena, czy zakutego w kajdany Archibalda, którego dostrzegł. — Rozkujcie go, na Merlina!— ruszył w kierunku Archibalda, wchodząc do jadalni. — lordzie Fluviusie, co to za pomówienia? — zażądał od czarodzieja wyjaśnień, zbliżając się do niego i Steffena. — Jeśli to klątwa, to dlaczego nic z tym nie robicie?!— zagrzmiał, piorunując wzrokiem młodego łamacza klątw, którego imienia ani nazwiska nie znał.
Zaklęcie rzucone przez Alexandra pomknęło w kierunku Prewetta. Próba uczynienia tego przez Steffena się nie powiodła. Wiązka światła błysnęła, lecz obrała od razu kierunek niezagrażający nikomu. Nestor szarpał się z walką siłą. Gdyby tylko ktoś znajdował się tuż obok niego, byłby zagrożony. Wszyscy jednak trzymali się od Prewetta na dystans.
| Na odpis 24h. Mistrz Gry nie daje mapki, ale jeśli będzie niezbędna w rozgrywce to proszę o informacje! Według aktualnego stanu: Archibald znajduje się przy stole na środku jadalni, Steffen w połowie drzwi od stołu do drzwi, w progu Sorphon, Alexander, za drzwiami Isabella i Lorraine. Jeśli coś poknociłam proszę o sprostowanie <3
Zasady eksperymentalne: Za każdym razem, gdy w opisie zaklęcia (np. przy określeniu zadawanych obrażeń) pojawia się statystyka (U, OPCM, T, L, CM, E), nie liczymy całej statystyki postaci a jedną dodatkową kość k10 za każde rozpoczęte 5 punktów w danej statystyce.
Nie obowiązuje żadna kolejka, piszecie w dowolnej kolejności. Należy przyjąć, że wszystkie wasze ruchy dzieją się w tym samym czasie - reagujecie wyłącznie na zaklęcia, ruchy i zdarzenia ujęte w tym poście mistrza gry, nie na zdarzenia dziejące się podczas tej tury i nie na zaklęcia, które dopiero zostaną rzucone. (ani ciosy walki wręcz).
Archibald: esposas
Abspectus 3/3
Archibald: 187/208; kara: -10
-21 (psychiczne).
Lorraine: 208/213;
-5 (podduszenie)
Alexander: 215/220
-5 (tłuczone)
Steffen: 211/216
-5 (kąsane) [/size]
— Kim jest ta dama, Alexandrze?— spytał byłego szlachcica, którego miał okazję poznać już wcześniej, na szczycie wielkich rodów w Salisbury. Isabella była mu jednak obca. Dopiero słowa Farleya, byłego Selwyna zdawały się mu coś rozjaśnić - było to widać po jego twarzy, choć mimo to, jego brwi zmarszczyły się jeszcze bardziej. — Na dębowe beczki moich przodków, jakiej klątwy? Kto ośmielił się rzucić klątwę na nestora? I to w dniu ślubu Macmillana?! — fuknął poirytowany, a jego lekko zaokrąglony brzuch zatrząsł się pod szatą. — To pewnie sprawka... Lorda Voldemorta — dodał ciszej, a przed samym wymówieniem pseudonimu czarnoksiężnika się zawahał, jakby z obrzydzeniem, ale i strachem.
Gdy drzwi otworzyły się na oścież, Sorphon, aż się wzdrygnął na te wrzaski i brak ogłady. Spojrzał zdumiony na lecącego w jego kierunku mężczyznę.
— Jest niebezpieczny?— spytał, nie precyzując jednak, czy miał na myśli szaleńczego Steffena, czy zakutego w kajdany Archibalda, którego dostrzegł. — Rozkujcie go, na Merlina!— ruszył w kierunku Archibalda, wchodząc do jadalni. — lordzie Fluviusie, co to za pomówienia? — zażądał od czarodzieja wyjaśnień, zbliżając się do niego i Steffena. — Jeśli to klątwa, to dlaczego nic z tym nie robicie?!— zagrzmiał, piorunując wzrokiem młodego łamacza klątw, którego imienia ani nazwiska nie znał.
Zaklęcie rzucone przez Alexandra pomknęło w kierunku Prewetta. Próba uczynienia tego przez Steffena się nie powiodła. Wiązka światła błysnęła, lecz obrała od razu kierunek niezagrażający nikomu. Nestor szarpał się z walką siłą. Gdyby tylko ktoś znajdował się tuż obok niego, byłby zagrożony. Wszyscy jednak trzymali się od Prewetta na dystans.
| Na odpis 24h. Mistrz Gry nie daje mapki, ale jeśli będzie niezbędna w rozgrywce to proszę o informacje! Według aktualnego stanu: Archibald znajduje się przy stole na środku jadalni, Steffen w połowie drzwi od stołu do drzwi, w progu Sorphon, Alexander, za drzwiami Isabella i Lorraine. Jeśli coś poknociłam proszę o sprostowanie <3
Zasady eksperymentalne: Za każdym razem, gdy w opisie zaklęcia (np. przy określeniu zadawanych obrażeń) pojawia się statystyka (U, OPCM, T, L, CM, E), nie liczymy całej statystyki postaci a jedną dodatkową kość k10 za każde rozpoczęte 5 punktów w danej statystyce.
Nie obowiązuje żadna kolejka, piszecie w dowolnej kolejności. Należy przyjąć, że wszystkie wasze ruchy dzieją się w tym samym czasie - reagujecie wyłącznie na zaklęcia, ruchy i zdarzenia ujęte w tym poście mistrza gry, nie na zdarzenia dziejące się podczas tej tury i nie na zaklęcia, które dopiero zostaną rzucone. (ani ciosy walki wręcz).
Archibald: esposas
Abspectus 3/3
Archibald: 187/208; kara: -10
-21 (psychiczne).
Lorraine: 208/213;
-5 (podduszenie)
Alexander: 215/220
-5 (tłuczone)
Steffen: 211/216
-5 (kąsane) [/size]
Na krótką chwilę Alexander przeniósł spojrzenie z lorda Sorphona na jeszcze do niedawna lady Selwyn, której dotyczyło zadane przez nestora pytanie.
– To moja kuzynka Isabella, sir – powiedział, gestem ręki i lekkim skłonieniem głowy wskazując czarownicę. – Niedawno poszła w moje ślady i opuściła pałac Beaulieu – dodał, bo był to fakt niezwykle istotny. Chociaż niewątpliwie Isabelli niezręcznie jeszcze było ze świadomością zostania zdrajczynią krwi (nad czym młody uzdrowiciel starał się powoli pracować), tak Alexander podejrzewał, że w przypadku lorda Sorphona odcięcie się od rodu lordów z Essex będzie miało większe znaczenie niż wątpliwej dla Macmillanów moralności szlachecki tytuł nazwiska Selwyn.
Kwestie dotyczące stanu Archibalda były już z kolei bardziej zawiłe. Palce Alexandra drgnęły pod niekontrolowanym spazmem, kiedy starszy czarodziej wypowiedział przydomek samozwańczego lorda. Alexander przełknął i odchrząknął nim nie odpowiedział: – Może pośrednio, jeszcze nic nie wiadomo.
Bo to, co wiedzieli zawierało się w krzykach Steffena, które po przekroczeniu progu jadalni stały się o wiele wyraźniejsze. Zniżając różdżkę Alexander puścił mimo uszu bełkot Archibalda, zamiast tego pełne namysłu spojrzenie posyłając lordowi Macmillanowi.
– Lordzie Macmillan, pan Cattermole jest całkowicie godzien zaufania. Niestety drogi mi kuzyn Archibald jest w tej chwili całkowicie niestabilny i zdolny do wyrządzenia fizycznej krzywdy osobom postronnym. Dlatego go skułem i gorąco radziłbym go nie rozkuwać ani nie podchodzić zbyt blisko dopóki pan Cattermole nie dojdzie do natury tej klątwy – Alexander powiedział szczerze i spokojnie, w pamięci mając wciąż porywczość, z której słynęli Macmillanowie. W porównaniu z nimi Selwynowie uchodzili za zdecydowanie bardziej opanowanych i zdolnych do odpowiedniego ukierunkowania targających nimi emocji i żądzy, za kulisami przekuwając je w zaciekłość w dążeniu do celu.
– Seffenie, skoro mamy już jakieś szczątkowe informacje i pierwszych podejrzanych to może warto byłoby spróbować poszukać przedmiotu, który przeniósł klątwę? Chyba wspominałeś, że potrzebne ci jest spojrzenie na runy by mieć pewność – Farley podsunął sugestię i jednocześnie popchnąć ich działania do przodu. Jeżeli szybko czegoś nie zrobią to... cóż, lepiej chyba nie snuć wizji co do tego co mogłoby pójść źle, gdyby jeszcze nestor Macmillanów w tej całej farsie ucierpiał.
– To moja kuzynka Isabella, sir – powiedział, gestem ręki i lekkim skłonieniem głowy wskazując czarownicę. – Niedawno poszła w moje ślady i opuściła pałac Beaulieu – dodał, bo był to fakt niezwykle istotny. Chociaż niewątpliwie Isabelli niezręcznie jeszcze było ze świadomością zostania zdrajczynią krwi (nad czym młody uzdrowiciel starał się powoli pracować), tak Alexander podejrzewał, że w przypadku lorda Sorphona odcięcie się od rodu lordów z Essex będzie miało większe znaczenie niż wątpliwej dla Macmillanów moralności szlachecki tytuł nazwiska Selwyn.
Kwestie dotyczące stanu Archibalda były już z kolei bardziej zawiłe. Palce Alexandra drgnęły pod niekontrolowanym spazmem, kiedy starszy czarodziej wypowiedział przydomek samozwańczego lorda. Alexander przełknął i odchrząknął nim nie odpowiedział: – Może pośrednio, jeszcze nic nie wiadomo.
Bo to, co wiedzieli zawierało się w krzykach Steffena, które po przekroczeniu progu jadalni stały się o wiele wyraźniejsze. Zniżając różdżkę Alexander puścił mimo uszu bełkot Archibalda, zamiast tego pełne namysłu spojrzenie posyłając lordowi Macmillanowi.
– Lordzie Macmillan, pan Cattermole jest całkowicie godzien zaufania. Niestety drogi mi kuzyn Archibald jest w tej chwili całkowicie niestabilny i zdolny do wyrządzenia fizycznej krzywdy osobom postronnym. Dlatego go skułem i gorąco radziłbym go nie rozkuwać ani nie podchodzić zbyt blisko dopóki pan Cattermole nie dojdzie do natury tej klątwy – Alexander powiedział szczerze i spokojnie, w pamięci mając wciąż porywczość, z której słynęli Macmillanowie. W porównaniu z nimi Selwynowie uchodzili za zdecydowanie bardziej opanowanych i zdolnych do odpowiedniego ukierunkowania targających nimi emocji i żądzy, za kulisami przekuwając je w zaciekłość w dążeniu do celu.
– Seffenie, skoro mamy już jakieś szczątkowe informacje i pierwszych podejrzanych to może warto byłoby spróbować poszukać przedmiotu, który przeniósł klątwę? Chyba wspominałeś, że potrzebne ci jest spojrzenie na runy by mieć pewność – Farley podsunął sugestię i jednocześnie popchnąć ich działania do przodu. Jeżeli szybko czegoś nie zrobią to... cóż, lepiej chyba nie snuć wizji co do tego co mogłoby pójść źle, gdyby jeszcze nestor Macmillanów w tej całej farsie ucierpiał.
W płonące spojrzenie wkradła się niepewność, kiedy przewodzący Macmillanom arystokrata zapytał o nią. Być może przyszło im się mijać w świecie szlachty, a niedawno dwa rody oddaliły się od siebie jeszcze bardziej. Czcigodny Sorphon nie wydawał się jednak wrogi, ale Bella nie wiedziała, jak mógłby zareagować na wzmiankę o damie, która porzuciła swoją familię. Wyjaśnienie jednak paść miało z ust Alexandra, co przyjęła z niejaką ulgą. Ledwo co pozbawiona nazwiska, wciąż nie do końca odnajdywała się w tej nowej rzeczywistości. Wciąż czuła się damą i takim też słowem określił ją nestor, kiedy jej tożsamość wzbudziła zastanowienie. Skrępowanie mogłoby związać jej usta w zbyt mocny supeł, gdyby tylko nie była właśnie z domu Selwyn. I tak jednak powstrzymała potrzebę obszernej opowieści. Lord Macmillan już wiedział, a zdecydowanie mieli tego dnia bardziej naglące bolączki. – Dziękuję, Alexandrze – zwróciła się więc jedynie do kuzyna, ciszej jednak, bo nestor kontynuował poruszony zastaną sytuacją. Poczuła ulgę, że nie użył słów, które boleśnie wbijały się w jej serce. Wygnana, wydziedziczona, opuszczona, zbuntowana. Wszystkie te określenia stawiały ją w złym świetle. Czy jednak na pewno?
Na wspomnienie o tym mrocznym lordzie coś nieprzyjemnego przewróciło się w żołądku Belli. Przeciągające się akcje nie zwiastowały niczego dobrego, zdawało się, że już nikt ze zgromadzonych nie myśli o weselnych szczęśliwościach. Przynajmniej nie teraz. Głos starszego mężczyzny wyrażał przejęcie i lęk, dokładnie też to czuła wciąż Isa, miotając się gdzieś z emocjami. Z dużą uwagą słuchała, jak Alexander wychwalał zdolności Steffka i wyrażał zaufanie dla jego działań. Chciała, żeby ta dwójka pozostała w przyjaznych stosunkach. Przecież dziś były Selwyn był najbliższą jej osobą! A ten drugi, ten uroczy łamacz klątw… odetchnęła, przywołując do porządku zbyt bujną wyobraźnię. Odpowiednie sugestie, wyrażone w sposób uporządkowany mogły ostudzić gwałtowność myśli nestora. Jego wątpliwości wydawały się też słuszne. Nie mógł przecież być niczego pewien. Obraz, który zastał, wydawał się już nazbyt kuriozalny.
Słowa mężczyzn jasno wskazywały, że przed młodym łamaczem trudna, niebezpieczna zagadka, ale Isabella nie miała wątpliwości, że ten sobie poradzi. Gorzej już z lękiem o jego zdrowie i skutki ewentualnego zmierzenia się z przeszkodami. Zmięła w piąstce materiał sukienki, która zdawała się już nie błyszczeć tak pięknie jak kiedyś. Stresowała się na myśl o niejasnej, złej magii, z którą Cattermole miał podjąć walkę. Nie robił tego zapewne pierwszy raz, ale z rozmów wynikało, że maja do czynienia z czymś naprawdę potężnym. I wciąż Bella myślała o tej okrutnej cioteczce Morganie i jej możliwym udziale w tym spisku. Przez to wszystko chyba nieco zbladła, czując coraz większy ciężar tej sytuacji. Ale jakże mogłaby się łamać w towarzystwie największej pokrzywdzonej? Lady Prewett przecież przeżywała prawdziwe męki! Tego akurat była pewna. Isabella starała się nie wcinać niepotrzebnie i nie przeszkadzać swoim przyjaciołom w ratowaniu drogiego kuzyna. Ale… chciała dzielnie trwać przy nich, choć trudno było przyjmować to wszystko w pokornym milczeniu. Szczególnie dla niej. – Propozycja Alexandra wydaje się słuszna. Na pewno wiesz najlepiej, co należy uczynić, Steffenie – przyznała jedynie. Również dostrzegała, że nieco zastygli w działaniu, a pieklący się Prewett wcale im nie pomagał.
Na wspomnienie o tym mrocznym lordzie coś nieprzyjemnego przewróciło się w żołądku Belli. Przeciągające się akcje nie zwiastowały niczego dobrego, zdawało się, że już nikt ze zgromadzonych nie myśli o weselnych szczęśliwościach. Przynajmniej nie teraz. Głos starszego mężczyzny wyrażał przejęcie i lęk, dokładnie też to czuła wciąż Isa, miotając się gdzieś z emocjami. Z dużą uwagą słuchała, jak Alexander wychwalał zdolności Steffka i wyrażał zaufanie dla jego działań. Chciała, żeby ta dwójka pozostała w przyjaznych stosunkach. Przecież dziś były Selwyn był najbliższą jej osobą! A ten drugi, ten uroczy łamacz klątw… odetchnęła, przywołując do porządku zbyt bujną wyobraźnię. Odpowiednie sugestie, wyrażone w sposób uporządkowany mogły ostudzić gwałtowność myśli nestora. Jego wątpliwości wydawały się też słuszne. Nie mógł przecież być niczego pewien. Obraz, który zastał, wydawał się już nazbyt kuriozalny.
Słowa mężczyzn jasno wskazywały, że przed młodym łamaczem trudna, niebezpieczna zagadka, ale Isabella nie miała wątpliwości, że ten sobie poradzi. Gorzej już z lękiem o jego zdrowie i skutki ewentualnego zmierzenia się z przeszkodami. Zmięła w piąstce materiał sukienki, która zdawała się już nie błyszczeć tak pięknie jak kiedyś. Stresowała się na myśl o niejasnej, złej magii, z którą Cattermole miał podjąć walkę. Nie robił tego zapewne pierwszy raz, ale z rozmów wynikało, że maja do czynienia z czymś naprawdę potężnym. I wciąż Bella myślała o tej okrutnej cioteczce Morganie i jej możliwym udziale w tym spisku. Przez to wszystko chyba nieco zbladła, czując coraz większy ciężar tej sytuacji. Ale jakże mogłaby się łamać w towarzystwie największej pokrzywdzonej? Lady Prewett przecież przeżywała prawdziwe męki! Tego akurat była pewna. Isabella starała się nie wcinać niepotrzebnie i nie przeszkadzać swoim przyjaciołom w ratowaniu drogiego kuzyna. Ale… chciała dzielnie trwać przy nich, choć trudno było przyjmować to wszystko w pokornym milczeniu. Szczególnie dla niej. – Propozycja Alexandra wydaje się słuszna. Na pewno wiesz najlepiej, co należy uczynić, Steffenie – przyznała jedynie. Również dostrzegała, że nieco zastygli w działaniu, a pieklący się Prewett wcale im nie pomagał.
Przystanął przed lordem Sorphonem i Alexandrem (choć pędził do drzwi, wolałby w nich nie wlecieć), a potem przełknął ślinę i powoli postąpił jeszcze kilka kroków w ich stronę, zerkając przez ramię na oszalałego nestora Prewetta.
Potem napotkał groźny wzrok nestora Macmillana i zarumienił się od czubków uszu aż po szyję, kłaniając się nieudolnie. Na moment głos uwiązł mu w gardle, przez moment faktycznie poczuł się niekompetentny. Zaraz jednak spróbował się opanować, zwłaszcza pokrzepiony spokojnymi słowami Alexandra. Może i nie był najlepszą osobą na tym miejscu, ale był jedynym obecnym tutaj łamaczem klątw, a kompetencji mu przecież nie brakowało. W dodatku był jedynym nie-arystokratą (bądź nie eks-arystokratą) w obecności samych znamienitych osobistości, a w pobliżu znajdowała się Isabella. Co byłby z niego za mężczyzna, gdyby nie mogła się czuć przy nim pewnie i bezpiecznie?! Nawet jeśli przerażała go natura wykrytej klątwy, musiał zachować fason i udowodnić pannieSelw Presley, że jest równie nieustraszony jak jacyś... pachnący różami łowcy smoków.
Wziął głęboki wdech i wyprostował się, spoglądając prosto w oczy Sorphona.
-Lordzie nestorze, nazywam się Steffen Cattermole i jestem przyjacielem Anthony'ego, zaprosił mnie tutaj w marcu i jestem niezmiernie zaszczycony, mogąc jeszcze raz gościć w progach tego dworu. - przedstawił się, puszczając w niepamięć, że lord nestor już w marcu widział jego twarz. Zdawał sobie sprawę, że jest niepozornyjak szczur, a wszyscy wypili wtedy sporo ognistej (choć nestor najmniej, bo sobie poszedł). -Jestem zawodowym łamaczem klątw, do końca marca pracowałem w Ministerstwie Magii, a od kwietnia jestem specjalistą w Banku Gringotta. - może i nie miał imponującego nazwiska, ale uznał za stosowne skromnie podkreślić swoje kwalifikacje aby potwierdzić, że jest godny zaufania.
-Zachowanie lorda Prewetta wzbudziło podejrzenia nas wszystkich, a rzucone przeze mnie Hexa Revelio bezsprzecznie wykazało, że jest przeklęty. Klątwy tej natury można nałożyć albo poprzez wejście w kontakt z krwią ofiary, albo poprzez podrzucenie jej przeklętego przedmiotu... nie sądzimy, by lord nestor Prewett szafował własną krwią, więc obecnie rozważam tą drugą hipotezę. Jeśli znajdę przedmiot, będę mógł odcyfrować runy poprzez które nałożono klątwę i ją zdjąć. Liczyliśmy, że lord Prewett może mieć coś takiego przy sobie, ale już tutaj, na miejscu, okazało się że nie... Dlatego najbardziej rozsądnym krokiem wydaje się przeszukanie jego korespondencji, wspominał o kontakcie z... - Steff zerknął nerwowo na Alexandra. -...osobą, która może popierać...no...sam nestor wie kogo. - słowo Voldemort nie mogło mu przejść przez gardło, nie przy Isabelli.
-Niestety, lord Prewett stanowi teraz niebezpieczeństwo zarówno dla siebie, jak i dla innych - Amicus uspokoił go na krótki czas, ale klątwa zdaje się przybierać na sile. Jeśli moja hipoteza jest trafna i uda nam się szybko namierzyć przedmiot z runami, chciałbym jak najszybciej przystąpić do zdejmowania klątwy w ustronnym miejscu i... - zerknął na Alexa, świadom własnych ograniczeń. -...najlepiej z magicznym wsparciem, jak największym. - przełknął ślinę, nie wiedząc, jak wiele jego rozmówcy wiedzą o ryzyku, które zdejmowanie klątw stwarza dla samego łamacza klątw. Może lepiej, żeby nie wiedzieli zbyt wiele, nie chciał ich nadmiernie straszyć... ale podczas samego zdejmowania klątwy bardzo, bardzo przydałby mu się solidny Magicus.
Potem napotkał groźny wzrok nestora Macmillana i zarumienił się od czubków uszu aż po szyję, kłaniając się nieudolnie. Na moment głos uwiązł mu w gardle, przez moment faktycznie poczuł się niekompetentny. Zaraz jednak spróbował się opanować, zwłaszcza pokrzepiony spokojnymi słowami Alexandra. Może i nie był najlepszą osobą na tym miejscu, ale był jedynym obecnym tutaj łamaczem klątw, a kompetencji mu przecież nie brakowało. W dodatku był jedynym nie-arystokratą (bądź nie eks-arystokratą) w obecności samych znamienitych osobistości, a w pobliżu znajdowała się Isabella. Co byłby z niego za mężczyzna, gdyby nie mogła się czuć przy nim pewnie i bezpiecznie?! Nawet jeśli przerażała go natura wykrytej klątwy, musiał zachować fason i udowodnić pannie
Wziął głęboki wdech i wyprostował się, spoglądając prosto w oczy Sorphona.
-Lordzie nestorze, nazywam się Steffen Cattermole i jestem przyjacielem Anthony'ego, zaprosił mnie tutaj w marcu i jestem niezmiernie zaszczycony, mogąc jeszcze raz gościć w progach tego dworu. - przedstawił się, puszczając w niepamięć, że lord nestor już w marcu widział jego twarz. Zdawał sobie sprawę, że jest niepozorny
-Zachowanie lorda Prewetta wzbudziło podejrzenia nas wszystkich, a rzucone przeze mnie Hexa Revelio bezsprzecznie wykazało, że jest przeklęty. Klątwy tej natury można nałożyć albo poprzez wejście w kontakt z krwią ofiary, albo poprzez podrzucenie jej przeklętego przedmiotu... nie sądzimy, by lord nestor Prewett szafował własną krwią, więc obecnie rozważam tą drugą hipotezę. Jeśli znajdę przedmiot, będę mógł odcyfrować runy poprzez które nałożono klątwę i ją zdjąć. Liczyliśmy, że lord Prewett może mieć coś takiego przy sobie, ale już tutaj, na miejscu, okazało się że nie... Dlatego najbardziej rozsądnym krokiem wydaje się przeszukanie jego korespondencji, wspominał o kontakcie z... - Steff zerknął nerwowo na Alexandra. -...osobą, która może popierać...no...sam nestor wie kogo. - słowo Voldemort nie mogło mu przejść przez gardło, nie przy Isabelli.
-Niestety, lord Prewett stanowi teraz niebezpieczeństwo zarówno dla siebie, jak i dla innych - Amicus uspokoił go na krótki czas, ale klątwa zdaje się przybierać na sile. Jeśli moja hipoteza jest trafna i uda nam się szybko namierzyć przedmiot z runami, chciałbym jak najszybciej przystąpić do zdejmowania klątwy w ustronnym miejscu i... - zerknął na Alexa, świadom własnych ograniczeń. -...najlepiej z magicznym wsparciem, jak największym. - przełknął ślinę, nie wiedząc, jak wiele jego rozmówcy wiedzą o ryzyku, które zdejmowanie klątw stwarza dla samego łamacza klątw. Może lepiej, żeby nie wiedzieli zbyt wiele, nie chciał ich nadmiernie straszyć... ale podczas samego zdejmowania klątwy bardzo, bardzo przydałby mu się solidny Magicus.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Archibald zaczynał się dusić ze złości. Miał serdecznie dość tej komnaty, tego pałacu, tych wszystkich ludzi. Nie miał już siły się szamotać z magicznymi kajdankami, więc tylko stał i czasem tylko szarpnął ręką, ale jak zwykle na nic to się nie zdało. Musiał chwilę odpocząć i wymyślić dalszy plan działania. Może chociaż lord Sorphon go wysłucha? Może to właśnie on był jego ostatnią deską ratunku? - Pomówienia? - Wysapał mu w twarz. - Mówię prawdę, lordzie Sorphonie. Ci wszyscy ludzie spiskują przeciwko mnie. Chcą pozbawić mnie pieczy nad hrabstwem Dorset, niektórzy z nich to zdrajcy, sam lord słyszał. A moja własna żona... - przerwał, posyłając Lorraine nienawistne spojrzenie. - Proszę mnie rozkuć, a ich stąd wyrzucić! Na pewno macie pod pałacem jakieś lochy! - Poczuł jak złość znowu zaczęła w nim wzbierać. - A może lord też jest po ich stronie?! W ogóle mnie to nie dziwi! Stary i zachłanny, czego mogłem się spodziewać?! Niedaleko pada jabłko od jabłoni, Anthony jest tak samo niezrównoważony i niegodny zaufania - wyrzucał z siebie wszystko co przyszło mu na myśl, nie odrywając wzroku od pomarszczonej twarzy nestora Macmillanów. - Zrywam pozytywne relacje! Prewettowie już nigdy nie staną w Puddlemere! Nigdy! - Wrzasnął, znowu szamocąc się jak oszalały, bo kajdanki na rękach zaczęły mu ciążyć bardziej niż kiedykolwiek. - Rozkuj mnie, do cholery! Już nie mogę w nich wytrzymać! - Zwrócił się do Aleksandra, próbując zsunąć łokciem pojedyncze pasma włosów, które przyczepiły mu się do spoconego czoła. Dlaczego wszystko co złe musiało się przytrafiać właśnie jemu? Tak bardzo pragnął spokojnego życia, a teraz przyszło mu walczyć z własną rodziną. Najbliższymi ludźmi. Nigdy nie zrobiłby im tego, co oni uczynili jemu. Nawet by o tym nie pomyślał. Ale teraz, skoro postawili tę sprawę tak jasno, już nic go nie mogło zatrzymać przed daniem im porządnej nauczki. Nie mogło im to ujść na sucho. Oni zniszczyli mu życie, więc on musi zrobić wszystko, żeby go popamiętali.
Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning
and began again in the morning
Lord Sorphon spojrzał jeszcze na Alexandra, a następnie Isabellę, mierząc ją nieco podejrzliwym spojrzeniem.
— Dobrze tak starej prukwie — burknął pod nosem z wyraźną pogardą bardziej do samego siebie niż kogokolwiek ze zgromadzonych. Sorphon nie słynął z umiejętności przemilczania spraw oczywistych. Idąc w kierunku stołu, przy którym znajdował się rudowłosy nestor, zwolnił nieco. Spojrzał na młodego mężczyznę, który ku niemu zmierzał i naburmuszył się jeszcze bardziej. Wysłuchał jednak jego autoprezentacji i pokiwał głową, nie spuszczając z młodzieńca wzroku. Wyglądało na to, że nie miał wątpliwości, co do jego kompetencji.
— Panie Cattermole, na klątwach znam się, jak kura na pieprzu, ale czy to musi się tak odbywać? Przecież to nestor rodu, a nie jakiś obszczymurek! Tak się nie godzi. Zróbże coś, żeby zdjąć z niego to dziadostwo.— Ruszył dalej do Archibalda, który zaczął wykrzykiwać w jego kierunku rozmaite rzeczy. Pozostawiony z tyłu Steffen wiedział, że nawet jeśli była to klątwa opętania nałożona na przedmiot, a Archibald ostatecznie padł jej ofiarą, mógł podjąć się próby jej zdejmowania bezpośrednio z ofiary — jednakże ryzykownej, ponieważ bez znajomości run i posiadania przedmiotu, który był zaklęty nie mógł mieć stuprocentowej pewności. Tego mógł jednak nigdy nie znaleźć. Był zdolnym łamaczem klątw i musiał podjąć decyzję, rozpocząć konkretne działania, czas uciekał, a urok przybierał na sile.
Sorphon Macmillan poprawił pas przy szacie i nabrał powietrza w płuca.
— Lordzie Prewett, przestań pan bez sensu bić pianę i pytlować jęzorem w moją stronę, bo zamiast cię rozkuć rozkażę wrzucić do dębowej beczki i sturlać w niej prosto do Weymouth! Prewettowie nigdy nie zostaną już zaproszeni do Puddlemere! Nie dość, żeście proszeni w gości to jeszcze burdy wszczynacie i to bez rozsądnej bitki. Pewnie i prezent po taniości, żeście przynieśli, byle tylko odbębnić obowiązek! — oburzył się, stojąc już całkiem blisko Archibalda. — Od tego pomstowania już głowa mnie boli, a wesele jeszcze nieskończone! — Obejrzał się do tyłu na Alexandra i Steffena. — Rozkujcie go natychmiast, zaraz go postawię do porządku, a skutego niehonorowo uderzyć — zagrzmiał, oczekując od zgromadzonych natychmiastowej reakcji.
Wyczarowane przez Archibalda okno podglądacza zniknęło ze ściany. Zaklęcie lecące w Archibalda uderzyło w niego, nagle zmieniając całkowicie jego nastawienie do Alexandra. Był w końcu jego przyjacielem, prawda?
| Na odpis 24h.
Edit: 14:40 Mistrz Gry zapomniał o zaklęciu, które trafiło w Archibalda.
Zasady eksperymentalne: Za każdym razem, gdy w opisie zaklęcia (np. przy określeniu zadawanych obrażeń) pojawia się statystyka (U, OPCM, T, L, CM, E), nie liczymy całej statystyki postaci a jedną dodatkową kość k10 za każde rozpoczęte 5 punktów w danej statystyce.
Nie obowiązuje żadna kolejka, piszecie w dowolnej kolejności. Należy przyjąć, że wszystkie wasze ruchy dzieją się w tym samym czasie - reagujecie wyłącznie na zaklęcia, ruchy i zdarzenia ujęte w tym poście mistrza gry, nie na zdarzenia dziejące się podczas tej tury i nie na zaklęcia, które dopiero zostaną rzucone. (ani ciosy walki wręcz).
Archibald: esposas, amicus (Alexander)
Archibald: 187/208; kara: -10
-21 (psychiczne).
Lorraine: 208/213;
-5 (podduszenie)
Alexander: 215/220
-5 (tłuczone)
Steffen: 211/216
-5 (kąsane) [/size]
— Dobrze tak starej prukwie — burknął pod nosem z wyraźną pogardą bardziej do samego siebie niż kogokolwiek ze zgromadzonych. Sorphon nie słynął z umiejętności przemilczania spraw oczywistych. Idąc w kierunku stołu, przy którym znajdował się rudowłosy nestor, zwolnił nieco. Spojrzał na młodego mężczyznę, który ku niemu zmierzał i naburmuszył się jeszcze bardziej. Wysłuchał jednak jego autoprezentacji i pokiwał głową, nie spuszczając z młodzieńca wzroku. Wyglądało na to, że nie miał wątpliwości, co do jego kompetencji.
— Panie Cattermole, na klątwach znam się, jak kura na pieprzu, ale czy to musi się tak odbywać? Przecież to nestor rodu, a nie jakiś obszczymurek! Tak się nie godzi. Zróbże coś, żeby zdjąć z niego to dziadostwo.— Ruszył dalej do Archibalda, który zaczął wykrzykiwać w jego kierunku rozmaite rzeczy. Pozostawiony z tyłu Steffen wiedział, że nawet jeśli była to klątwa opętania nałożona na przedmiot, a Archibald ostatecznie padł jej ofiarą, mógł podjąć się próby jej zdejmowania bezpośrednio z ofiary — jednakże ryzykownej, ponieważ bez znajomości run i posiadania przedmiotu, który był zaklęty nie mógł mieć stuprocentowej pewności. Tego mógł jednak nigdy nie znaleźć. Był zdolnym łamaczem klątw i musiał podjąć decyzję, rozpocząć konkretne działania, czas uciekał, a urok przybierał na sile.
Sorphon Macmillan poprawił pas przy szacie i nabrał powietrza w płuca.
— Lordzie Prewett, przestań pan bez sensu bić pianę i pytlować jęzorem w moją stronę, bo zamiast cię rozkuć rozkażę wrzucić do dębowej beczki i sturlać w niej prosto do Weymouth! Prewettowie nigdy nie zostaną już zaproszeni do Puddlemere! Nie dość, żeście proszeni w gości to jeszcze burdy wszczynacie i to bez rozsądnej bitki. Pewnie i prezent po taniości, żeście przynieśli, byle tylko odbębnić obowiązek! — oburzył się, stojąc już całkiem blisko Archibalda. — Od tego pomstowania już głowa mnie boli, a wesele jeszcze nieskończone! — Obejrzał się do tyłu na Alexandra i Steffena. — Rozkujcie go natychmiast, zaraz go postawię do porządku, a skutego niehonorowo uderzyć — zagrzmiał, oczekując od zgromadzonych natychmiastowej reakcji.
Wyczarowane przez Archibalda okno podglądacza zniknęło ze ściany. Zaklęcie lecące w Archibalda uderzyło w niego, nagle zmieniając całkowicie jego nastawienie do Alexandra. Był w końcu jego przyjacielem, prawda?
| Na odpis 24h.
Edit: 14:40 Mistrz Gry zapomniał o zaklęciu, które trafiło w Archibalda.
Zasady eksperymentalne: Za każdym razem, gdy w opisie zaklęcia (np. przy określeniu zadawanych obrażeń) pojawia się statystyka (U, OPCM, T, L, CM, E), nie liczymy całej statystyki postaci a jedną dodatkową kość k10 za każde rozpoczęte 5 punktów w danej statystyce.
Nie obowiązuje żadna kolejka, piszecie w dowolnej kolejności. Należy przyjąć, że wszystkie wasze ruchy dzieją się w tym samym czasie - reagujecie wyłącznie na zaklęcia, ruchy i zdarzenia ujęte w tym poście mistrza gry, nie na zdarzenia dziejące się podczas tej tury i nie na zaklęcia, które dopiero zostaną rzucone. (ani ciosy walki wręcz).
Archibald: esposas, amicus (Alexander)
Archibald: 187/208; kara: -10
-21 (psychiczne).
Lorraine: 208/213;
-5 (podduszenie)
Alexander: 215/220
-5 (tłuczone)
Steffen: 211/216
-5 (kąsane) [/size]
Alexander zacisnął usta i ruszył wślad za Sorphonem w głębię jadalni, z każdym krokiem nieuchronnie zbliżając się do Archibalda. Na płonący stos Wendeliny, pojawienie się Sorphona chyba nie było jednak przychylnym uśmiechem losu, a bardziej kolejnym głazem zrzuconym im na ramiona. Samo obrażanie przez Archibalda rodziny i przyjaciół miało jeszcze szansę dobrze rozejść się po kościach; jeżeli obelgi rzucane były w stronę innego z nestorów to sprawa miała się już całkowicie inaczej. Nie trzeba było zresztą wybitnego obeznania w polityce aby zrozumieć, że Prewett właśnie zerwał sojusz z Macmillanami, które to zerwanie przyjaznych stosunków zostało najwyraźniej przyjęte. Wzrok Alexandra padł znów na Steffena, który z chwili na chwilę zaskarbiał sobie coraz większe ilości szacunku u byłego Selwyna.
– Spróbuj, Steffen. Pomogę ci – Gwardzista skinął animagowi głową, po czym zacisnął palce na różdżce i wykonując znany ruch nadgarstka wymówił inkantację, która miała wspomóc łamacza klątw: – Magicus Extremos.
Po tym Alexander rzucił prędkie spojrzenie w stronę Lorraine, przez chwilę wahając się, czy w ogóle powinien się odzywać. Jako Selwyn, a do tego zdrajca krwi nie miał najmniejszego prawa wypowiadać się w kwestiach politycznych pomiędzy rodami Prewettów i Macmillanów... jednak był inny aspekt całej tej sytuacji, o którym mógł się wypowiadać i który mógł spróbować wykorzystać do załagodzenia kiełkującego sporu. Na żądanie rozkucia Archiego Alexander odpowiedział spojrzeniem staremu nestorowi w oczy i lekkim pokręceniem głową. Farleya nie obowiązywało już posłuszeństwo wobec słów arystokratów: miał w tej chwili wilczą kartę by robić to, co uważał za najbardziej słuszne; zaś jako były Selwyn zamierzał zrobić to tak, jak robił to zwykle: najpierw słowem, a później czynem.
– Sir Sorphonie, ma pan rację, kakofonia wydobywająca się z ust lorda Archibalda jest niczym więcej niż bezsensowną paplaniną i biciem piany. W szpitalu świętego Munga zajmowałem się magipsychiatrią i z całkowitą pewnością mogę lorda zapewnić, że jest to paplanina człowieka w tej chwili niespełna rozumu i całkiem niestabilnego. Żadne z wypowiedzianych przez niego właśnie słów nie było intencjonalne, podyktowało mu je przekleństwo – powiedział z pełnym przekonaniem. – Przeklęcie Archibalda i tym samym wprowadzenie niezgody między Prewettami a Macmillanami to dokładnie to, czego chciałby lord Voldemort – Alexander przerwał na moment i wziął oddech, starając się zignorować ponowny spazm, który przebiegł przez jego palce na wspomnienie tego, którego Rycerze Walpurgii zwykli nazywać Czarnym Panem. – Rody promugolskie są zdecydowanie mniej liczne, zasianie między nimi ziarna niezgody dodatkowo zwiększy przewagę, którą już teraz mają skrajni konserwatyści – ciągnął dalej, w międzyczasie prostując się i lekko unosząc podbródek tak, jak zwykł to robić kiedy budziły się w nim arystokratyczne odruchy. – Przeklęcie Archibalda w dniu ślubu Anthony'ego to jawna prowokacja ze strony naszych wspólnych wrogów, lordzie Macmillan. Wierzę w to tak samo jak w moje słowa na szczycie w Stonehenge i jeżeli ma mnie lord nestor za to potępić to jestem gotowy zapłacić każdą cenę – powiedział, będąc całkowicie zdeterminowanym. – I jeżeli sir chce zadośćuczynienia za obrazę honoru lordów Puddlemere wykonaną przez Archibalda to ze względu na jego chwilową niedyspozycję bardziej niż chętnie zajmę jego miejsce i stanę do wyzwania jako reprezentant Dorset, za zgodą szanownej lady Prewett, naturalnie – oznajmił, skinąwszy po tym głową ku Lorraine. Zdawał sobie sprawę, że od Sorphona dostanie solidny... cóż, wpierdol, nie było co się łudzić że będzie inaczej. W pozbawionej magii walce wręcz raczej nie miał szans z jakimkolwiek Macmillanem, nawet tak wiekowym jak Sorphon, lecz jeżeli miałoby to uchronić Prewettów przed natychmiastową utratą sojuszników to był gotów dać się stłuc z pełną tego świadomością. Skoro przetrwał Azkaban to przetrwa i parę połamanych kości, siniaków i wybitych zębów.
– Spróbuj, Steffen. Pomogę ci – Gwardzista skinął animagowi głową, po czym zacisnął palce na różdżce i wykonując znany ruch nadgarstka wymówił inkantację, która miała wspomóc łamacza klątw: – Magicus Extremos.
Po tym Alexander rzucił prędkie spojrzenie w stronę Lorraine, przez chwilę wahając się, czy w ogóle powinien się odzywać. Jako Selwyn, a do tego zdrajca krwi nie miał najmniejszego prawa wypowiadać się w kwestiach politycznych pomiędzy rodami Prewettów i Macmillanów... jednak był inny aspekt całej tej sytuacji, o którym mógł się wypowiadać i który mógł spróbować wykorzystać do załagodzenia kiełkującego sporu. Na żądanie rozkucia Archiego Alexander odpowiedział spojrzeniem staremu nestorowi w oczy i lekkim pokręceniem głową. Farleya nie obowiązywało już posłuszeństwo wobec słów arystokratów: miał w tej chwili wilczą kartę by robić to, co uważał za najbardziej słuszne; zaś jako były Selwyn zamierzał zrobić to tak, jak robił to zwykle: najpierw słowem, a później czynem.
– Sir Sorphonie, ma pan rację, kakofonia wydobywająca się z ust lorda Archibalda jest niczym więcej niż bezsensowną paplaniną i biciem piany. W szpitalu świętego Munga zajmowałem się magipsychiatrią i z całkowitą pewnością mogę lorda zapewnić, że jest to paplanina człowieka w tej chwili niespełna rozumu i całkiem niestabilnego. Żadne z wypowiedzianych przez niego właśnie słów nie było intencjonalne, podyktowało mu je przekleństwo – powiedział z pełnym przekonaniem. – Przeklęcie Archibalda i tym samym wprowadzenie niezgody między Prewettami a Macmillanami to dokładnie to, czego chciałby lord Voldemort – Alexander przerwał na moment i wziął oddech, starając się zignorować ponowny spazm, który przebiegł przez jego palce na wspomnienie tego, którego Rycerze Walpurgii zwykli nazywać Czarnym Panem. – Rody promugolskie są zdecydowanie mniej liczne, zasianie między nimi ziarna niezgody dodatkowo zwiększy przewagę, którą już teraz mają skrajni konserwatyści – ciągnął dalej, w międzyczasie prostując się i lekko unosząc podbródek tak, jak zwykł to robić kiedy budziły się w nim arystokratyczne odruchy. – Przeklęcie Archibalda w dniu ślubu Anthony'ego to jawna prowokacja ze strony naszych wspólnych wrogów, lordzie Macmillan. Wierzę w to tak samo jak w moje słowa na szczycie w Stonehenge i jeżeli ma mnie lord nestor za to potępić to jestem gotowy zapłacić każdą cenę – powiedział, będąc całkowicie zdeterminowanym. – I jeżeli sir chce zadośćuczynienia za obrazę honoru lordów Puddlemere wykonaną przez Archibalda to ze względu na jego chwilową niedyspozycję bardziej niż chętnie zajmę jego miejsce i stanę do wyzwania jako reprezentant Dorset, za zgodą szanownej lady Prewett, naturalnie – oznajmił, skinąwszy po tym głową ku Lorraine. Zdawał sobie sprawę, że od Sorphona dostanie solidny... cóż, wpierdol, nie było co się łudzić że będzie inaczej. W pozbawionej magii walce wręcz raczej nie miał szans z jakimkolwiek Macmillanem, nawet tak wiekowym jak Sorphon, lecz jeżeli miałoby to uchronić Prewettów przed natychmiastową utratą sojuszników to był gotów dać się stłuc z pełną tego świadomością. Skoro przetrwał Azkaban to przetrwa i parę połamanych kości, siniaków i wybitych zębów.
The member 'Alexander Farley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 12
--------------------------------
#2 'k8' : 6, 4, 5, 2, 5, 4, 4, 8, 3
#1 'k100' : 12
--------------------------------
#2 'k8' : 6, 4, 5, 2, 5, 4, 4, 8, 3
Steffen wytrwale próbował odwlec moment zdjęcia klątwy, z początku łudząc się, że ta będzie przybierać na sile powoli, albo że chociaż mają czas. Z każdą chwilą wszystko się jednak komplikowało - wbrew początkowym założeniom, wyglądało na to, że Archibald wcale nie został przeklęty na weselu i było pewne, że nie ma w swoim posiadaniu żadnego podejrzanego przedmiotu. A zatem runy zostały w rezydencji Prewettów, w najlepszym wypadku, a w najgorszym zupełnie poza ich zasięgiem. Korespondencja od lady nestorowej Selwyn była podejrzana, ale przecież nie wiadomo, czy akurat ona przyniesie odpowiedzi - na śledztwo przyjdzie czas później. Równie dobrze, ktoś mógł wrzucić listy w ogień, ktoś z przekupionej służby mógł podsunąć Archibaldowi przeklęty talerz, ktoś mógł wejść w posiadanie krwi nestora kilka miesięcy temu i użyć jej dopiero teraz... Młody łamacz klątw musiał więc wyzbyć się złudzeń - powrót do Weymouth może jedynie zapewnić Archibaldowi gościom weselnym spokojniejsze warunki, ale czy to cokolwiek zmieni? Chociaż Hexa Revelio i obserwacja zachowania Archibalda podpowiedziały mu całkiem sporo o naturze klątwy, pozwalając odgadnąć jej rodzaj, to bez wypatrzenia run nie będzie wiedział jakiego konkretnego wariantu runicznych znaków użyto i czy działanie klątwy ma potęgować się z czasem, czyniąc ją trudniejszą lub niemożliwą do zdjęcia.
Najlepszy łamacz klątw to żywy łamacz klątw - dudniły mu w głowie przestrogi kolegów z Ministerstwa, ale przez echo upiornych ostrzeżeń przebijał się łagodny głos dawnego mentora: To nie jest powołanie dla tchórzliwego serca - masz w swoich rękach cudze życie i tylko twój osąd może podpowiedzieć jak minimalizować szkody.
Wspomnienie rad zmarłego Howarda splotło się z surowym wzrokiem lorda Sorphona.
Zróbże coś, zróbże coś, zróbże coś.
Spróbuj, Steffen. - i Alexander zachęcił go do posłuchania nestora.
Młody łamacz klątw znieruchomiał na moment, jakby ważąc w głowie różne opcje i ponure scenariusze - Archibalda oszalałego do końca życia, klątwę odbijającą się od wszystkich rykoszetem, zrujnowanie wesela... aż do kakofonii potencjalnych konsekwencji doszła nowa, nieprzewidziana i straszliwa. Steffen zbladł i wybałuszył oczy, słysząc jak lord Archibald obraża lorda Sorphona, jak ten chce się z nim pojedynkować, jak Alexander chce zająć miejsce opętanego nestora. Może i nie znał się na historii magii i polityce, ale przecież tego chciał lord Voldemort, skłócenia szlachetnych rodzin, bądź szlachetnych rodzin i zdrajcy krwi. Lord Macmillan wydawał się coraz bardziej wzburzony i uparty, zaraz sytuacja wymknie się spod kontroli... czy tylko dlatego, że Steff zbyt długo zwlekał?
Wziął głęboki oddech - nie czuł jeszcze magicznego wzmocnienia i nie był pewien, czy w ogóle jakieś poczuje (zwłaszcza, jeśli Alexander zacznie bić się z lordem Macmillanem), a ciężar sytuacji coraz mocniej przygniatał mu barki. Obejrzał się przez ramię na stojącą za drzwiami Isabellę, spoglądając na nią smutno, tkliwie i przepraszająco. Obiecał jej wspólną zabawę na weselu, obiecał jej przyszłość.
Ale to Zakonowi obiecał swoją różdżkę, swoje życie.
Przepraszam, Isabello.
-Proszę, zamknij drzwi Isabello, TERAZ. - poprosił z dziwną stanowczością, a potem postąpił kilka kroków do przodu, aby - wciąż trzymając się w bezpiecznej odległości - nieco zrównać się z Sorphonem i dokładnie widzieć Archibalda.
Zbył ponaglenia nestora Macmillana milczeniem, skupiając wzrok na nestorze Prewettcie.
Klątwa Opętania, to Klątwa Opętania - powtórzył sobie w myślach, bo aby zdjąć klątwę, musiał uwierzyć w poprawność swoich założeń. Przymknął na moment oczy, odcinając się od gwaru skłóconych arystokratów i wyobrażając sobie własną, cichą świątynię umysłu, wypełnioną runami i wiedzą. Naukę sztuki odcinania się do rzeczywistości rozpoczął już jako nastolatek, gdy w wakacje usiłował czytać książki i musiał znosić rozchichotane dziewczyny Willa, które starszy brat ciągle zapraszał do domu. Potem musiał opanować ją do perfekcji, przemiana w szczura w każdych warunkach wymagała w końcu nie lada skupienia.
Teraz wykorzystał to skupienie do zwizualizowania sobie run potencjalnej Klątwy Opętania, o której tyle czytał. Trzy, dwa, jeden...
Finite Incantatem - otworzył oczy, kierując różdżkę na Archibalda.
piszę posta zgodnie z założeniami, mam nadzieję, że dobrze: "Archibald znajduje się przy stole na środku jadalni, Steffenw połowie drzwi od stołu do drzwi zbliża się do Archibalda, w progu Sorphon i Alexander chyba też się zbliżają, za drzwiami (w postach nie mam info, że się ruszyły) Isabella i Lorraine.
Najlepszy łamacz klątw to żywy łamacz klątw - dudniły mu w głowie przestrogi kolegów z Ministerstwa, ale przez echo upiornych ostrzeżeń przebijał się łagodny głos dawnego mentora: To nie jest powołanie dla tchórzliwego serca - masz w swoich rękach cudze życie i tylko twój osąd może podpowiedzieć jak minimalizować szkody.
Wspomnienie rad zmarłego Howarda splotło się z surowym wzrokiem lorda Sorphona.
Zróbże coś, zróbże coś, zróbże coś.
Spróbuj, Steffen. - i Alexander zachęcił go do posłuchania nestora.
Młody łamacz klątw znieruchomiał na moment, jakby ważąc w głowie różne opcje i ponure scenariusze - Archibalda oszalałego do końca życia, klątwę odbijającą się od wszystkich rykoszetem, zrujnowanie wesela... aż do kakofonii potencjalnych konsekwencji doszła nowa, nieprzewidziana i straszliwa. Steffen zbladł i wybałuszył oczy, słysząc jak lord Archibald obraża lorda Sorphona, jak ten chce się z nim pojedynkować, jak Alexander chce zająć miejsce opętanego nestora. Może i nie znał się na historii magii i polityce, ale przecież tego chciał lord Voldemort, skłócenia szlachetnych rodzin, bądź szlachetnych rodzin i zdrajcy krwi. Lord Macmillan wydawał się coraz bardziej wzburzony i uparty, zaraz sytuacja wymknie się spod kontroli... czy tylko dlatego, że Steff zbyt długo zwlekał?
Wziął głęboki oddech - nie czuł jeszcze magicznego wzmocnienia i nie był pewien, czy w ogóle jakieś poczuje (zwłaszcza, jeśli Alexander zacznie bić się z lordem Macmillanem), a ciężar sytuacji coraz mocniej przygniatał mu barki. Obejrzał się przez ramię na stojącą za drzwiami Isabellę, spoglądając na nią smutno, tkliwie i przepraszająco. Obiecał jej wspólną zabawę na weselu, obiecał jej przyszłość.
Ale to Zakonowi obiecał swoją różdżkę, swoje życie.
Przepraszam, Isabello.
-Proszę, zamknij drzwi Isabello, TERAZ. - poprosił z dziwną stanowczością, a potem postąpił kilka kroków do przodu, aby - wciąż trzymając się w bezpiecznej odległości - nieco zrównać się z Sorphonem i dokładnie widzieć Archibalda.
Zbył ponaglenia nestora Macmillana milczeniem, skupiając wzrok na nestorze Prewettcie.
Klątwa Opętania, to Klątwa Opętania - powtórzył sobie w myślach, bo aby zdjąć klątwę, musiał uwierzyć w poprawność swoich założeń. Przymknął na moment oczy, odcinając się od gwaru skłóconych arystokratów i wyobrażając sobie własną, cichą świątynię umysłu, wypełnioną runami i wiedzą. Naukę sztuki odcinania się do rzeczywistości rozpoczął już jako nastolatek, gdy w wakacje usiłował czytać książki i musiał znosić rozchichotane dziewczyny Willa, które starszy brat ciągle zapraszał do domu. Potem musiał opanować ją do perfekcji, przemiana w szczura w każdych warunkach wymagała w końcu nie lada skupienia.
Teraz wykorzystał to skupienie do zwizualizowania sobie run potencjalnej Klątwy Opętania, o której tyle czytał. Trzy, dwa, jeden...
Finite Incantatem - otworzył oczy, kierując różdżkę na Archibalda.
piszę posta zgodnie z założeniami, mam nadzieję, że dobrze: "Archibald znajduje się przy stole na środku jadalni, Steffen
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 15
'k100' : 15
Jadalnia
Szybka odpowiedź