Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Wzgórze
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Wzgórze
Znajdujące się tuż przy brzegu morza wzgórze stanowi doskonały punkt widokowy. Nieporośnięte drzewami, wystawione na działanie mocnego, nadmorskiego wiatru, pozwala na obejrzenie terenu Festiwalu Miłości z góry. Przez pierwsze trzy dni sierpnia na szczycie wzniesienia stoi Wiklinowy Mag: kilkunastometrowy drewniany posąg czarodzieja. Zostaje on magicznie ożywiony oraz podpalony trzeciego dnia Festiwalu, przyciągając śmiałków chcących zademonstrować swoją odwagę. Gdy opadają popioły, wzgórze staje się miejscem spacerów zakochanych - gwarantuje ono intymną atmosferę, ciszę oraz niezapomniane widoki.
Kule Wiklinowego Maga zdawały się przygasać, mknęły także w waszą stronę w większych odstępach czasu a sam Posąg chwiał się jeszcze wyraźniej. Zewsząd dochodziły do was okrzyki zachęty do dalszych ataków - wszyscy zdawali sobie sprawę, że być może nawet jedno silne zaklęcie zdoła przewrócić palącą się rzeźbę i zakończyć konkurencję. Niestety, wy również byliście osłabieni. Węże, poparzenia, słabość, wywołana anomaliami - tylko niewielu z was pewnie trzymało się na nogach.
Jednym z nich był Fox. Doświadczenie aurora pozwoliło mu stawić czoła Wiklinowemu Magu w praktycznie nienaruszonym stanie. Do czasu. Gdy tylko wypowiedział inkantację zaklęcia obronnego, zamiast osłonić się pewną tarczą, ochraniającą go magicznym polem, sprowadził na siebie czarnomagiczne zaklęcie. Promień różdżki zadrżał i rozpierzchł się wokół niego - nie tarczą, ale przekleństwem. W jednej sekundzie Fox stał pewnie na obydwu nogach, w drugiej zaczął się nienaturalnie trząść, jego mięśnie kurczyły się i rozkurczały a on sam padł na ziemię, tocząc pianę z ust. Nie był w stanie się poruszyć ani zapanować nad odruchami spętanego czarnomagicznym zaklęciem ciała. Frederick jest wyłączony z walki i podejmowania jakichkolwiek działań na 2 tury.
Anthony Skamander także został naznaczony mroczną aurą, lecz w znacznie mniej inwazyjny sposób. Po wypowiedzeniu formuły zaklęcia poczuł potworne zniechęcenie - tak, jakby opadła na niego czarna mgła, pozbawiająca go pozytywnych myśli. Był przekonany, że niedługo zginie, że spłonie żywcem lub zostanie pokąsany przez węże. Spadek nastroju nie trwał długo, co pozwoliło mężczyźnie wrócić do walki, lecz nieprzyjemne wrażenie pozostało.
Drew rzucił się w kierunku skały, chcąc wykorzystać jej osłonę - niestety, zaaferowany dziejącym się dookoła chaosem, nie zauważył nierówności terenu. Wyrżnął na ziemię jak długi, asekurując się rękami. Nie zdołał dobiec za skałę, ale upadł tak fortunnie, że nie uczynił sobie większej krzywdy. Miękka od deszczu ziemia zamortyzowała upadek, chociaż Macnair wyglądał tak, jakby właśnie wytaplał się w błocie. Zgromadzeni po prawej stronie wzgórza widzowie zarechotali w głos, w tym panienka, która niedawno gorąco mu kibicowała. Cóż za pech.
Królem pechowców był jednak Siergiej. Zaatakowany ze wszystkich stron, nie zdołał się obronić. Uciszające zaklęcie Foxa zadziałało, ale właściwie nie było potrzebne, bowiem Dolohov stracił przytomność. Poparzony, pokąsany i poturbowany, opadł na ziemię. Jego heroiczna walka do samego końca została zauważona. Dwóch dryblasów, stojących nieopodal, podbiegło do niego i ściągnęło go z pola rozgrywki - mało delikatnie, ale skutecznie. Gdy nieprzytomny znalazł się już w względnie bezpiecznym miejscu, zaraz otoczyły go zaaferowane kobiety. Oparły go o drzewo i zaczęły troszczyć się o jego rany; rozebrały go z koszuli i prawie zdjęły spodnie, lamentując nad obrażeniami. Kiedy Siergiej się ocknie, oprócz potężnego bólu, będzie mógł poczuć zadowolenie - wzbudził zainteresowanie kobiet. Siergiej jest wyłączony z rozgrywki i pozostaje nieprzytomny.
ST wykonania odskoku przed atakiem węża wynosi 65. Przed wężem można się także obronić odpowiednim zaklęciem lub zaklęciem Protego. W związku ze specyfiką nagłego zdarzenia, fabularnie ta kolejka potrwa dłużej, dzięki czemu będziecie mogli wykonać więcej akcji. Dwie w przypadku osób niezaatakowanych przez Wiklinowego Maga (dowolna obrona przed wężem + zaklęcie) oraz trzy w przypadku osób, w których stronę mkną ogniste kule (dowolna obrona przed wężem + obrona przed kulą + zaklęcie). Można użyć zaklęcia Protego jeden raz, gdy sytuacja to umożliwia.
Pociski ognia poleciały w Anthony'ego Macmillana, Fredericka, Siergieja, Brendana, Bertiego i Drew Aby się obronić, musicie skutecznie rzucić odpowiednie do waszego obecnego miejsca znajdowania się zaklęcie. Kule są zbyt szybkie i potężne, by wykonać fizyczny unik lub zejść z toru ich lotu w inny sposób. Jeśli nie zdołacie się obronić, otrzymujecie obrażenia (poparzenia) w wysokości 25.
Bonusy dla przebywających za skałami oraz zasady walki nie zmieniają się.
Pamiętajcie o minusach do kości i uaktualnianiu żywotności.
Sprawność węża: 15.
Żywotność węża: 90
| Żywotność Wiklinowego Maga: 78/1000
Udane zaklęcia w tej turze:
Anthony M: Caeruleusio (23)
Fox: Caeruleusio (25)
Florean: Caeruleusio (25)
Otrzymane obrażenia (całość):
Bertie: 25 (oparzenia), 25 (oparzenia), 30 (gorączka), 25 (oparzenia): 129/224, -20 do rzutów
Siergiej: 25 (oparzenia), 10 (tłuczone), 25 (oparzenia), 25 (oparzenia), 25 (oparzenia), 20 (kąsane), 25 (oparzenia), kąsane (40), 25 (oparzenia)
Oli: 10 (tłuczone), 25 (oparzenia), 25 (oparzenia),20 (kąsane) wyzerowane eliksirem: 464/534, -5 do rzutów
Brendan: 25 (oparzenia), 20 (kąsane): 287/332, -5 do rzutów
Drew: 57 (tłuczone, pęknięta śledziona), 60 (kąsane); 96/213, -30 do rzutów
Anthony S: 10 (tłuczone), 25 (oparzenia), 25 (oparzenia), 20 (kąsane), 25 (oparzenia), 20 (kąsane); 131/276, -30 do rzutów
Anthony M: 10 (tłuczone), 25 (oparzenia), 25 (oparzenia); 155/215, -10 do rzutów
Titus: 10 (tłuczone), 25 (oparzenia), 20 (kąsane); 147/202, -10 do rzutów
Ulek: 20 (kąsane); 180/200, -5 do kości
Fox: 10 (tłuczone), 50 (oparzenia), 20 (atak padaczki-Morbus comitialis); 195/270, -10 do rzutów
Constantine: 25 (poparzenia), 5 (psychiczne), 60 (kąsane); 80/190 - 20 do rzutów
Florean: 25 (oparzenia), 25 (oparzenia), wkradł się błąd w poprzedniej kolejce
Brendan jest zapominalską fajtłapką i nie napisał formuły zaklęcia (ale jej działanie było uwzględnione), dlatego poprawił post: dla zainteresowanych skrin z pierwotnym postem do wglądu u MG.
Na odpis macie czas do 18:00 26.06, ale jeśli odpiszecie wcześniej, post MG postara się odpisać szybciej.
Przypomnienie zasad: tutaj. Losowanie ofiar Wiklinowego Maga, jak zwykle, do wglądu w temacie Rzuty kością MG. W razie wątpliwości co do kolorów postaci lub innych kwestii lub zauważonych błędów zapraszam na PW do Deirdre.
Jednym z nich był Fox. Doświadczenie aurora pozwoliło mu stawić czoła Wiklinowemu Magu w praktycznie nienaruszonym stanie. Do czasu. Gdy tylko wypowiedział inkantację zaklęcia obronnego, zamiast osłonić się pewną tarczą, ochraniającą go magicznym polem, sprowadził na siebie czarnomagiczne zaklęcie. Promień różdżki zadrżał i rozpierzchł się wokół niego - nie tarczą, ale przekleństwem. W jednej sekundzie Fox stał pewnie na obydwu nogach, w drugiej zaczął się nienaturalnie trząść, jego mięśnie kurczyły się i rozkurczały a on sam padł na ziemię, tocząc pianę z ust. Nie był w stanie się poruszyć ani zapanować nad odruchami spętanego czarnomagicznym zaklęciem ciała. Frederick jest wyłączony z walki i podejmowania jakichkolwiek działań na 2 tury.
Anthony Skamander także został naznaczony mroczną aurą, lecz w znacznie mniej inwazyjny sposób. Po wypowiedzeniu formuły zaklęcia poczuł potworne zniechęcenie - tak, jakby opadła na niego czarna mgła, pozbawiająca go pozytywnych myśli. Był przekonany, że niedługo zginie, że spłonie żywcem lub zostanie pokąsany przez węże. Spadek nastroju nie trwał długo, co pozwoliło mężczyźnie wrócić do walki, lecz nieprzyjemne wrażenie pozostało.
Drew rzucił się w kierunku skały, chcąc wykorzystać jej osłonę - niestety, zaaferowany dziejącym się dookoła chaosem, nie zauważył nierówności terenu. Wyrżnął na ziemię jak długi, asekurując się rękami. Nie zdołał dobiec za skałę, ale upadł tak fortunnie, że nie uczynił sobie większej krzywdy. Miękka od deszczu ziemia zamortyzowała upadek, chociaż Macnair wyglądał tak, jakby właśnie wytaplał się w błocie. Zgromadzeni po prawej stronie wzgórza widzowie zarechotali w głos, w tym panienka, która niedawno gorąco mu kibicowała. Cóż za pech.
Królem pechowców był jednak Siergiej. Zaatakowany ze wszystkich stron, nie zdołał się obronić. Uciszające zaklęcie Foxa zadziałało, ale właściwie nie było potrzebne, bowiem Dolohov stracił przytomność. Poparzony, pokąsany i poturbowany, opadł na ziemię. Jego heroiczna walka do samego końca została zauważona. Dwóch dryblasów, stojących nieopodal, podbiegło do niego i ściągnęło go z pola rozgrywki - mało delikatnie, ale skutecznie. Gdy nieprzytomny znalazł się już w względnie bezpiecznym miejscu, zaraz otoczyły go zaaferowane kobiety. Oparły go o drzewo i zaczęły troszczyć się o jego rany; rozebrały go z koszuli i prawie zdjęły spodnie, lamentując nad obrażeniami. Kiedy Siergiej się ocknie, oprócz potężnego bólu, będzie mógł poczuć zadowolenie - wzbudził zainteresowanie kobiet. Siergiej jest wyłączony z rozgrywki i pozostaje nieprzytomny.
ST wykonania odskoku przed atakiem węża wynosi 65. Przed wężem można się także obronić odpowiednim zaklęciem lub zaklęciem Protego. W związku ze specyfiką nagłego zdarzenia, fabularnie ta kolejka potrwa dłużej, dzięki czemu będziecie mogli wykonać więcej akcji. Dwie w przypadku osób niezaatakowanych przez Wiklinowego Maga (dowolna obrona przed wężem + zaklęcie) oraz trzy w przypadku osób, w których stronę mkną ogniste kule (dowolna obrona przed wężem + obrona przed kulą + zaklęcie). Można użyć zaklęcia Protego jeden raz, gdy sytuacja to umożliwia.
Pociski ognia poleciały w Anthony'ego Macmillana, Fredericka, Siergieja, Brendana, Bertiego i Drew Aby się obronić, musicie skutecznie rzucić odpowiednie do waszego obecnego miejsca znajdowania się zaklęcie. Kule są zbyt szybkie i potężne, by wykonać fizyczny unik lub zejść z toru ich lotu w inny sposób. Jeśli nie zdołacie się obronić, otrzymujecie obrażenia (poparzenia) w wysokości 25.
Bonusy dla przebywających za skałami oraz zasady walki nie zmieniają się.
Pamiętajcie o minusach do kości i uaktualnianiu żywotności.
- mapka:
Linia Startu jest już nieaktualna, znajduje się tam po prostu legenda waszych kolorów.
Zielona poświata obok każdego z was to węże.
Sprawność węża: 15.
Żywotność węża: 90
| Żywotność Wiklinowego Maga: 78/1000
Udane zaklęcia w tej turze:
Anthony M: Caeruleusio (23)
Fox: Caeruleusio (25)
Florean: Caeruleusio (25)
Otrzymane obrażenia (całość):
Bertie: 25 (oparzenia), 25 (oparzenia), 30 (gorączka), 25 (oparzenia): 129/224, -20 do rzutów
Oli: 10 (tłuczone), 25 (oparzenia), 25 (oparzenia),
Brendan: 25 (oparzenia), 20 (kąsane): 287/332, -5 do rzutów
Drew: 57 (tłuczone, pęknięta śledziona), 60 (kąsane); 96/213, -30 do rzutów
Anthony S: 10 (tłuczone), 25 (oparzenia), 25 (oparzenia), 20 (kąsane), 25 (oparzenia), 20 (kąsane); 131/276, -30 do rzutów
Anthony M: 10 (tłuczone), 25 (oparzenia), 25 (oparzenia); 155/215, -10 do rzutów
Titus: 10 (tłuczone), 25 (oparzenia), 20 (kąsane); 147/202, -10 do rzutów
Ulek: 20 (kąsane); 180/200, -5 do kości
Fox: 10 (tłuczone), 50 (oparzenia), 20 (atak padaczki-Morbus comitialis); 195/270, -10 do rzutów
Constantine: 25 (poparzenia), 5 (psychiczne), 60 (kąsane); 80/190 - 20 do rzutów
Florean: 25 (oparzenia), 25 (oparzenia), wkradł się błąd w poprzedniej kolejce
Brendan jest zapominalską fajtłapką i nie napisał formuły zaklęcia (ale jej działanie było uwzględnione), dlatego poprawił post: dla zainteresowanych skrin z pierwotnym postem do wglądu u MG.
Na odpis macie czas do 18:00 26.06, ale jeśli odpiszecie wcześniej, post MG postara się odpisać szybciej.
Przypomnienie zasad: tutaj. Losowanie ofiar Wiklinowego Maga, jak zwykle, do wglądu w temacie Rzuty kością MG. W razie wątpliwości co do kolorów postaci lub innych kwestii lub zauważonych błędów zapraszam na PW do Deirdre.
| PŻ:155/215; OB: 10 (tłuczone); 25x2 (oparzenia); kara: -10
Obronił się. Naprawdę się obronił! Nie spodziewał się, że coś może mu w tym momencie wyjść. Kukła zdawała się gasnąć, choć… nie był tego pewien. Może po prostu za dużo sobie wyobrażał, sam już nie wiedział. Rozejrzał się dookoła. Dostrzegł wtedy, że jeden z zawodników upadł i zaczął się trząść, jak gdyby dostał nagłego ataku. Zerknął tylko zdziwiony na Skamandera, a potem na Brendana wojującego z wężami.
– Może postarajmy się unieszkodliwić Maga, żeby nie rzucał kulami?! – Wrzasnął głośno do pozostałych. Coraz mniej osób trafiało swoimi zaklęciami, a to jedynie przedłużało zawody i mękę wszystkich. Dostrzegł też jak dwójka mężczyzn wyciąga z pola walki Rosjanina, tego samego, który rozpoczął ten konkurs od zwyzywania tych, co to teraz stali za nim, po lewej stronie. – Wtedy może tamten nie zostanie trafiony! – Wskazał na Foxa. – Im szybciej zajmiemy się kukłą, tym szybciej zajmiemy się wężami! – Dodał równie głośno. Zaraz też skrzywił się czując ból od poparzeń na ciele. Jego koszula była przepalona w dwóch miejscach. Głupio mu było zwracać się do innych, w tym do lordów i to w taki sposób, ale z drugiej strony… chciał to mieć za sobą… i zrobić coś ze swoimi obrażeniami. Nie chciał zostać odebrany źle, naprawdę. Po prostu zaczął się martwić. Jeden z zawodników właśnie dostawał dziwnych konwulsji, drugi został wyniesiony, dobrze że nikt nie zginął.
Odwrócił się znowu twarzą skierowaną ku Wiklinowemu Magu. – Caeruleusio! – Wykrzyczał zaklęcie, celując różdżką w tej rozpadający się niby posąg. Pech chciał, że kolejna kula została posłana w jego stronę, a on znowu musiał zareagować… oby z takim skutkiem jak przed chwilą: – Protego Maxima!
Obronił się. Naprawdę się obronił! Nie spodziewał się, że coś może mu w tym momencie wyjść. Kukła zdawała się gasnąć, choć… nie był tego pewien. Może po prostu za dużo sobie wyobrażał, sam już nie wiedział. Rozejrzał się dookoła. Dostrzegł wtedy, że jeden z zawodników upadł i zaczął się trząść, jak gdyby dostał nagłego ataku. Zerknął tylko zdziwiony na Skamandera, a potem na Brendana wojującego z wężami.
– Może postarajmy się unieszkodliwić Maga, żeby nie rzucał kulami?! – Wrzasnął głośno do pozostałych. Coraz mniej osób trafiało swoimi zaklęciami, a to jedynie przedłużało zawody i mękę wszystkich. Dostrzegł też jak dwójka mężczyzn wyciąga z pola walki Rosjanina, tego samego, który rozpoczął ten konkurs od zwyzywania tych, co to teraz stali za nim, po lewej stronie. – Wtedy może tamten nie zostanie trafiony! – Wskazał na Foxa. – Im szybciej zajmiemy się kukłą, tym szybciej zajmiemy się wężami! – Dodał równie głośno. Zaraz też skrzywił się czując ból od poparzeń na ciele. Jego koszula była przepalona w dwóch miejscach. Głupio mu było zwracać się do innych, w tym do lordów i to w taki sposób, ale z drugiej strony… chciał to mieć za sobą… i zrobić coś ze swoimi obrażeniami. Nie chciał zostać odebrany źle, naprawdę. Po prostu zaczął się martwić. Jeden z zawodników właśnie dostawał dziwnych konwulsji, drugi został wyniesiony, dobrze że nikt nie zginął.
Odwrócił się znowu twarzą skierowaną ku Wiklinowemu Magu. – Caeruleusio! – Wykrzyczał zaklęcie, celując różdżką w tej rozpadający się niby posąg. Pech chciał, że kolejna kula została posłana w jego stronę, a on znowu musiał zareagować… oby z takim skutkiem jak przed chwilą: – Protego Maxima!
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Anthony Macmillan' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 25
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k100' : 29
--------------------------------
#4 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 25
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k100' : 29
--------------------------------
#4 'Anomalie - CZ' :
Było coraz gorzej. Oberwał kolejną kulą ognia i z trudem ustał na nogach. Udało mu się jednak, a więcej siły dawał mu fakt, iż Mag ewidentnie także był już na końcówce. Bott stracił już jakąkolwiek nadzieję na zwycięstwo, to jednak nie oznaczało że się poddał. Nie umiałby. Ponownie unosił różdżkę nawet mimo że było to coraz trudniejsze, mimo że drewniany przedmiot ważył jakby coraz więcej.
- Caeruleusio! - wypowiedział. A widząc że kolejna kula mknie w jego kierunku, zrezygnował z obrony czując że Maxima to może być zbyt wiele na jego możliwości w tej chwili. Zamiast tego zdecydował się na atak, Wiklinowy Mag był już przy końcówce, a ta perspektywa sprawiała że Bott odnajdował w sobie więcej siły, więcej wytrzymałości.
- Commotio! - wypowiedział kolejne zaklęcie, celując różdżką w Maga, zaledwie chwilę przed tym jak dosięgnął go kolejny ognisty pocisk.
1. Caeruleusio 2. Commito
- Caeruleusio! - wypowiedział. A widząc że kolejna kula mknie w jego kierunku, zrezygnował z obrony czując że Maxima to może być zbyt wiele na jego możliwości w tej chwili. Zamiast tego zdecydował się na atak, Wiklinowy Mag był już przy końcówce, a ta perspektywa sprawiała że Bott odnajdował w sobie więcej siły, więcej wytrzymałości.
- Commotio! - wypowiedział kolejne zaklęcie, celując różdżką w Maga, zaledwie chwilę przed tym jak dosięgnął go kolejny ognisty pocisk.
1. Caeruleusio 2. Commito
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 67
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k100' : 21
--------------------------------
#4 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 67
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k100' : 21
--------------------------------
#4 'Anomalie - CZ' :
195/270, -10
Widziałem łunę zaklęcia. Poświata tarczy otuliła mnie, a rękojeść różdżki zrobiła się przyjemnie ciepła. Jedynie barwa wydawała się jakaś obca. Nie strebrzysta, bardziej złota. A może czerwona? Nie, jednak niebieska. I zielona. Pulsowała całą feerią barw, które zmieniały się niczym w kalejdoskopie, tańcząc wokół mnie w nieskończonej pętli.
Nie wiedziałem, co się działo.
Tylko światła migotały wokół mnie – chciałem je złapać. I wtedy mięśnie napięły się nienaturalnie, odmawiając posłuszeństwa. Utknąłem. Utknąłem w punkcie między tym buntem własnego ciała, a chęcią schwycenia migoczących promieni. I ta chwila trwała wieczność, powtarzając się w konwulsjach. Sięgałem po światła, po czym nieznana siła odbierała mi władzę nad ruchami. I znów sięgałem, po czym opadałem. Sięgałem i opadałem. Sięgałem i opadałem. A światła eksplodowały, by po chwili pojawiały się kolejne. Odrodzone. Jakbym przeniósł się do innego wymiaru. Gdzie byłem? Dlaczego otaczały mnie światła? Dlaczego nic nie mogłem zrobić, grzęznąc pośrodku osobliwego schematu? Niepokojącego. Obcego. Niesończonego.
Chciałem zadać pytanie. Dowiedzieć się. Co się stało? Co tutaj robiłem? Otworzyłem usta, ale te jakby zwiotczały, a w gardle poczułem ścisk. Czułem jak powietrze przetacza się od moich płuc poprzez przełyk, powodując ból. Pomimo tego pytałem - co się dzieje?
I nie mogłem wiedzieć, że ludzie wokół mnie mogli usłyszeć jedynie nienaturalny krzyk. A może raczej - pisk?
Widziałem łunę zaklęcia. Poświata tarczy otuliła mnie, a rękojeść różdżki zrobiła się przyjemnie ciepła. Jedynie barwa wydawała się jakaś obca. Nie strebrzysta, bardziej złota. A może czerwona? Nie, jednak niebieska. I zielona. Pulsowała całą feerią barw, które zmieniały się niczym w kalejdoskopie, tańcząc wokół mnie w nieskończonej pętli.
Nie wiedziałem, co się działo.
Tylko światła migotały wokół mnie – chciałem je złapać. I wtedy mięśnie napięły się nienaturalnie, odmawiając posłuszeństwa. Utknąłem. Utknąłem w punkcie między tym buntem własnego ciała, a chęcią schwycenia migoczących promieni. I ta chwila trwała wieczność, powtarzając się w konwulsjach. Sięgałem po światła, po czym nieznana siła odbierała mi władzę nad ruchami. I znów sięgałem, po czym opadałem. Sięgałem i opadałem. Sięgałem i opadałem. A światła eksplodowały, by po chwili pojawiały się kolejne. Odrodzone. Jakbym przeniósł się do innego wymiaru. Gdzie byłem? Dlaczego otaczały mnie światła? Dlaczego nic nie mogłem zrobić, grzęznąc pośrodku osobliwego schematu? Niepokojącego. Obcego. Niesończonego.
Chciałem zadać pytanie. Dowiedzieć się. Co się stało? Co tutaj robiłem? Otworzyłem usta, ale te jakby zwiotczały, a w gardle poczułem ścisk. Czułem jak powietrze przetacza się od moich płuc poprzez przełyk, powodując ból. Pomimo tego pytałem - co się dzieje?
I nie mogłem wiedzieć, że ludzie wokół mnie mogli usłyszeć jedynie nienaturalny krzyk. A może raczej - pisk?
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Ich plac bojowy powoli zaczynał przypominać abstrakcyjny obraz, złożony z wielu niezwiązanych ze sobą sytuacji. Gdzieś coś płonęło, w innym miejscu ktoś tracił przytomność, znikąd pojawiały się węże, anomalie dręczyły każdego po kolei, bracia turlali się po ziemi, odrzuceni przez wiklinową kukłę i jej ogniste zapędy, a na dodatek przyjaciele toczyli pianę z pyska. Świetnie! Szlag by to wszystko.
- Fred! - co ty, u licha, odpierdalasz? Zareagował instynktownie, dopiero po momencie orientując się, że stan Foxa nie pozwoli mu ani na reakcję, ani na skojarzenie, że ktokolwiek go woła - nawet jeśli owe nawoływanie było skomponowane bardzo znajomym głosem. Ulysses zerknął na Constantine'a, wciąż tkwiącego w tym samym miejscu, również wyczerpanego walką - nawet nie miał siły go prosić, żeby zajął się Frederickiem, przytrzymał go, zrobił cokolwiek. Wolał nie marnować czasu na rozterki - albo atakować Maga i zadbać o wykończenie kukły, albo dotrzeć do przyjaciela, któremu trzeba było pomóc, lecz nie wiedział nawet, jak tego dokonać. Został więc w miejscu, najpierw kierując różdżkę w dogorywającego przeciwnika, który za moment mógł posłać kolejną ognistą kulę - chociażby w metamorfomaga. - Caeruleusio - spróbował, bez wielkich nadziei, rozproszony stanem aurora, w którego teraz celował, gryząc się za bardzo ze swoim sumieniem. Finite Incantatem - pomyślał, skupiając się na zaklęciu, licząc na to, że komplikacje są wynikiem anomalii i można to odkręcić.
| w poprzedniej kolejce ruszyłam kratkę do góry - jeśli coś pomieszałam i nie mogłam, to zostaję gdzie jestem, jeśli to pominięcie, to Ulek powinien być kratkę wyżej
180/200 (-5)
- Fred! - co ty, u licha, odpierdalasz? Zareagował instynktownie, dopiero po momencie orientując się, że stan Foxa nie pozwoli mu ani na reakcję, ani na skojarzenie, że ktokolwiek go woła - nawet jeśli owe nawoływanie było skomponowane bardzo znajomym głosem. Ulysses zerknął na Constantine'a, wciąż tkwiącego w tym samym miejscu, również wyczerpanego walką - nawet nie miał siły go prosić, żeby zajął się Frederickiem, przytrzymał go, zrobił cokolwiek. Wolał nie marnować czasu na rozterki - albo atakować Maga i zadbać o wykończenie kukły, albo dotrzeć do przyjaciela, któremu trzeba było pomóc, lecz nie wiedział nawet, jak tego dokonać. Został więc w miejscu, najpierw kierując różdżkę w dogorywającego przeciwnika, który za moment mógł posłać kolejną ognistą kulę - chociażby w metamorfomaga. - Caeruleusio - spróbował, bez wielkich nadziei, rozproszony stanem aurora, w którego teraz celował, gryząc się za bardzo ze swoim sumieniem. Finite Incantatem - pomyślał, skupiając się na zaklęciu, licząc na to, że komplikacje są wynikiem anomalii i można to odkręcić.
| w poprzedniej kolejce ruszyłam kratkę do góry - jeśli coś pomieszałam i nie mogłam, to zostaję gdzie jestem, jeśli to pominięcie, to Ulek powinien być kratkę wyżej
180/200 (-5)
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Ulysses Ollivander' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 23, 42
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 23, 42
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
464|534, -5
Ja nie wiem co tu się dzieje. To jest jakiś kurwa sajgon. Tłum się burzy i wykrzykuje ohydne hasła, ktoś tam atakuje Siergieja, a ja tego nawet nie zauważam. Za bardzo koncentruję się na ataku, zarówno odparciu jak i wystosowaniu kolejnego w kierunku tej całej spopielałej kukły. Potem wszystko dzieje się tak zajebiście szybko, ze ja nawet nie. Tam jakiś kolo, co od początku był dla nas niemiły, pada jak długi na ziemię tocząc pianę i tarzając się jak ryba wyrzucona na brzeg. I dobrze mu tak, cwaniaczek jeden. Trzeba było się nie pluć do lepszych od siebie.
A potem Dolohov pada nieprzytomny. I spieczony jak przepyszny skwarek. Ja pierdolę, a przecież kazałem mu leźć za skałę, co za człowiek. Chyba rzeczywiście jestem jego niańką, bo jak nie pokażę palcem to nic nie zrobi. Już mam zamiar go wziąć na plecy i przetransportować do jakiegoś uzdrowiciela czy kogo tam trzeba do takich urazów. Zupełnie niepotrzebnie się denerwuję, gdyż zaraz jakieś draby sprzątają go z pola walki, a potem jakieś babki lecą do niego jak do miodu. Chyba mu zazdroszczę tego zainteresowania. Mogłem jednak paść nieprzytomny, pewnie wyszedłbym na tym lepiej niż wychodzę teraz.
- He, he, he - śmieję się, widząc jeszcze jak tamten facio, co go walnąłem, wywraca się w błoto. Wiem, że nie powinienem śmiać się z cudzego nieszczęścia, bo ponoć to wszystko wraca i takie tam, ale trudno, nie mogę się powstrzymać po prostu. Rzecz jasna jak inni będą się ze mnie śmiać to im przypierdolę, tak żeby wszystko się zgadzało.
- Protego - mówię najpierw widząc, jak to pełzające, zielone gówno znów zmierza w moim kierunku. Nie lubię jak mnie żre w kostkę, to bardzo niefajne, więc staram się przed tym obronić. - Caeruleusio - dodaję chwilę później, celując w dogorybawujące ramię tego całego Maga sraga. Mam nadzieję, że to coś podziała, bo trochę rzeźnia się już robi na tym wzgórzu. A mnie suszy no i panienkę muszę zabrać na drineczka i deserek, a nie tu ciągle tą różdżką wymachiwać. Jeszcze sobie oko wydłubię albo coś.
To znów protego, potem zaklęcie.
Ja nie wiem co tu się dzieje. To jest jakiś kurwa sajgon. Tłum się burzy i wykrzykuje ohydne hasła, ktoś tam atakuje Siergieja, a ja tego nawet nie zauważam. Za bardzo koncentruję się na ataku, zarówno odparciu jak i wystosowaniu kolejnego w kierunku tej całej spopielałej kukły. Potem wszystko dzieje się tak zajebiście szybko, ze ja nawet nie. Tam jakiś kolo, co od początku był dla nas niemiły, pada jak długi na ziemię tocząc pianę i tarzając się jak ryba wyrzucona na brzeg. I dobrze mu tak, cwaniaczek jeden. Trzeba było się nie pluć do lepszych od siebie.
A potem Dolohov pada nieprzytomny. I spieczony jak przepyszny skwarek. Ja pierdolę, a przecież kazałem mu leźć za skałę, co za człowiek. Chyba rzeczywiście jestem jego niańką, bo jak nie pokażę palcem to nic nie zrobi. Już mam zamiar go wziąć na plecy i przetransportować do jakiegoś uzdrowiciela czy kogo tam trzeba do takich urazów. Zupełnie niepotrzebnie się denerwuję, gdyż zaraz jakieś draby sprzątają go z pola walki, a potem jakieś babki lecą do niego jak do miodu. Chyba mu zazdroszczę tego zainteresowania. Mogłem jednak paść nieprzytomny, pewnie wyszedłbym na tym lepiej niż wychodzę teraz.
- He, he, he - śmieję się, widząc jeszcze jak tamten facio, co go walnąłem, wywraca się w błoto. Wiem, że nie powinienem śmiać się z cudzego nieszczęścia, bo ponoć to wszystko wraca i takie tam, ale trudno, nie mogę się powstrzymać po prostu. Rzecz jasna jak inni będą się ze mnie śmiać to im przypierdolę, tak żeby wszystko się zgadzało.
- Protego - mówię najpierw widząc, jak to pełzające, zielone gówno znów zmierza w moim kierunku. Nie lubię jak mnie żre w kostkę, to bardzo niefajne, więc staram się przed tym obronić. - Caeruleusio - dodaję chwilę później, celując w dogorybawujące ramię tego całego Maga sraga. Mam nadzieję, że to coś podziała, bo trochę rzeźnia się już robi na tym wzgórzu. A mnie suszy no i panienkę muszę zabrać na drineczka i deserek, a nie tu ciągle tą różdżką wymachiwać. Jeszcze sobie oko wydłubię albo coś.
To znów protego, potem zaklęcie.
no one cares
Oli Ogden
Zawód : zbir
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
- Kup mi whiskey.
- Będziesz pił whiskey? Jest 10 rano.
- W takim razie kup whiskey i płatki.
- Będziesz pił whiskey? Jest 10 rano.
- W takim razie kup whiskey i płatki.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym
Nieaktywni
The member 'Oli Ogden' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 66
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k100' : 78
--------------------------------
#4 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 66
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k100' : 78
--------------------------------
#4 'Anomalie - CZ' :
170/205 (dostałam +5 za anomalię), -5 do rzutów
Poczułem ferwor walki! Stałem stosunkowo blisko Wiklinowego Maga i dlatego nie miałem zielonego pojęcia jakie tragedie dzieją się za moimi plecami. Skupiałem się wyłącznie na wielkiej kukle, która najwidoczniej zaczynała mieć dosyć naszych zaklęć - czułem, że to kwestia chwili aż runie na ziemię. Możliwe, że to była moja ostatnia szansa. Ostatni cios! Wycelowałem w niego różdżką i krzyknąłem - Caeruleusio! - Byle tylko mi wyszło, moje ostatnie zaklęcie przecież nie mogło okazać się klapą, to byłby wstyd. - Lamino glacio! - Dodałem po chwili, ale to już był krok pokierowany szaleństwem, chciałem dobić tę piekielną kukłę!
Poczułem ferwor walki! Stałem stosunkowo blisko Wiklinowego Maga i dlatego nie miałem zielonego pojęcia jakie tragedie dzieją się za moimi plecami. Skupiałem się wyłącznie na wielkiej kukle, która najwidoczniej zaczynała mieć dosyć naszych zaklęć - czułem, że to kwestia chwili aż runie na ziemię. Możliwe, że to była moja ostatnia szansa. Ostatni cios! Wycelowałem w niego różdżką i krzyknąłem - Caeruleusio! - Byle tylko mi wyszło, moje ostatnie zaklęcie przecież nie mogło okazać się klapą, to byłby wstyd. - Lamino glacio! - Dodałem po chwili, ale to już był krok pokierowany szaleństwem, chciałem dobić tę piekielną kukłę!
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Florean Fortescue' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 25, 47
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 25, 47
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Zaklęcia rozprysły się nie uchodząc z końca różdżki z godnie z założeniem. Nie wiedzieć czemu Anthony się tym przejął dziwnie mocno. Do tego stopnia, ze przez chwilę nie widział sensu w podnoszeniu różdżki i próbowaniu. Dziwnie łatwo przychodziło mu wyobrażenie sobie, że to koniec. Że Anthony Skamander, auror, legilimenta, skona właśnie w tym miejscu od ognistej kuli wiklinowej kukły. Oślepł na tragedie zachodzące wokół. Nie zwrócił na nie uwagi. Z letargu wybudził się nagle. Ścisnął mocniej różdżkę - Everte Stati! - wypowiedział, by zaraz powtórzyć ponownie pomimo osłabienia - Everte Stati!
|stoję w miejscu, hokuspokus x2
|stoję w miejscu, hokuspokus x2
Find your wings
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 36, 67
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 36, 67
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
| 96/213, -30 do rzutów (hehe)
Gruchnięcie o ziemię nie było o tyle bolesne co mokre wskutek cholernego bagna, na którym poślizgnął się wpadając w sam jego środek. Warknąwszy gniewnie pod nosem dźwignął się na nogi ignorując śmiech paskudnego wielkoluda nieopodal, bowiem musiał dotrzeć do skały jeśli myślał o przetrwaniu do końca zawodów. Mag był dla niego niezbyt szkodliwy w porównaniu do ciosu, który oberwał i to właśnie on wyłączył go z gry na dobre.
Wąż nie dawał mu spokoju, a dodatkowo jeszcze kula ognia pędziła w jego kierunku. Zawroty głowy i niemiłosierny ból w podżebrzu dostatecznie negatywnie wpływał na jego równowagę oraz koncentrację, dlatego wątpił, czy uda mu się obronić. Musiał jednak próbować. -Protego.- wypowiedział zaciskając różdżkę mocniej w dłoni, a następnie wykonał kolejny atak w kierunku kukły. -Caeruleusio- jego głos był coraz słabszy, a paląca w płaszczu piersiówka, aż prosiła się o siarczystego łyka. Nic tak nie koiło bólu jak ognista. Rookwood pewnie ma z niego niezły ubaw, dopadnie ją za namówienie do tej zabawy.
Ponowił próbę wskoczenia za skałę, oby tym razem nie musiał mierzyć się z ziemią, półolbrzymem tudzież pieprzonym gromem z nieba.
Gruchnięcie o ziemię nie było o tyle bolesne co mokre wskutek cholernego bagna, na którym poślizgnął się wpadając w sam jego środek. Warknąwszy gniewnie pod nosem dźwignął się na nogi ignorując śmiech paskudnego wielkoluda nieopodal, bowiem musiał dotrzeć do skały jeśli myślał o przetrwaniu do końca zawodów. Mag był dla niego niezbyt szkodliwy w porównaniu do ciosu, który oberwał i to właśnie on wyłączył go z gry na dobre.
Wąż nie dawał mu spokoju, a dodatkowo jeszcze kula ognia pędziła w jego kierunku. Zawroty głowy i niemiłosierny ból w podżebrzu dostatecznie negatywnie wpływał na jego równowagę oraz koncentrację, dlatego wątpił, czy uda mu się obronić. Musiał jednak próbować. -Protego.- wypowiedział zaciskając różdżkę mocniej w dłoni, a następnie wykonał kolejny atak w kierunku kukły. -Caeruleusio- jego głos był coraz słabszy, a paląca w płaszczu piersiówka, aż prosiła się o siarczystego łyka. Nic tak nie koiło bólu jak ognista. Rookwood pewnie ma z niego niezły ubaw, dopadnie ją za namówienie do tej zabawy.
Ponowił próbę wskoczenia za skałę, oby tym razem nie musiał mierzyć się z ziemią, półolbrzymem tudzież pieprzonym gromem z nieba.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Wzgórze
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset