Wydarzenia


Ekipa forum
Wzgórze
AutorWiadomość
Wzgórze [odnośnik]30.05.18 17:56
First topic message reminder :

Wzgórze

Znajdujące się tuż przy brzegu morza wzgórze stanowi doskonały punkt widokowy. Nieporośnięte drzewami, wystawione na działanie mocnego, nadmorskiego wiatru, pozwala na obejrzenie terenu Festiwalu Miłości z góry. Przez pierwsze trzy dni sierpnia na szczycie wzniesienia stoi Wiklinowy Mag: kilkunastometrowy drewniany posąg czarodzieja. Zostaje on magicznie ożywiony oraz podpalony trzeciego dnia Festiwalu, przyciągając śmiałków chcących zademonstrować swoją odwagę. Gdy opadają popioły, wzgórze staje się miejscem spacerów zakochanych - gwarantuje ono intymną atmosferę, ciszę oraz niezapomniane widoki.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wzgórze - Page 21 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wzgórze [odnośnik]14.12.23 20:14
Roger przekrzywił delikatnie głowę i zmarszczył brwi. To takie istnieją? Najwyraźniej. Cóż, o faunie wiedział niewiele, o tej morskiej jeszcze mniej; mógł być wyspiarzem z urodzenia, ale większość dorosłego życia spędził w środku kontynentu. Trudno było szukać takich potworów w kontynentalnych Stanach. Choć, należało dodać, że Idaho słynęło z pięknych rzek, które wielokrotnie miał okazję podziwiać w tych lepszych czasach śnienia swojego amerykańskiego snu. Nie skomentował jednak na głos, słuchając odpowiedzi na pytania, które zaczęli udzielać Michaelowi zebrani. Świadkowie mówili chaotycznie, ale przynajmniej pozwalały Rogerowi mniej więcej zrozumieć co takiego mogło się tu zadziać. Skoro jednak Michael rozpoznawał rybę, nie przypuszczał, aby ryba faktycznie mogła pochodzić z kosmosu. A może mogła? O astronomii też niewiele wiedział; mógł co najwyżej zapytać się o nią Primę, ona na pewno miała odpowiedzi na wszystkie związane z nią pytania.
Właściwie to możemy sprawdzić to od razu – mruknął pod nosem, zerkając na cielsko zwierzęcia.
Trzymając różdżkę w dłoni, najpierw jednak musiał zająć się tłumem. Gdy Michael przemawiał, Roger ruszył przed siebie, gestem i słowem prosząc zebranych czarodziejów aby odsunęli się na bezpieczną odległość. Mogli zajmować się dalej plażą, ale gapie powinni znajdować się przynajmniej kilka metrów od stworzenia. We dwójkę jednak nie mogli zdziałać przecież zbyt dużo, bez wątpienia potrzebowali rąk do pracy i osób, które przypilnują tłum, gdy będą z Tonksem sprawdzać, o co z tą całą rybią sprawą w ogóle chodzi.
Artemis? – zawołał znajdującego się niedaleko chłopaka:Chodź tutaj, przypilnujesz, aby nikt nie przekraczał tej linii? – zapytał, spoglądając na młodego Lovegooda. Wypatrzył również w tłumie jakiś młodych mężczyzn; wskazał na nich: – Przypilnujecie, nim przybędą posiłki?
Miał nadzieję, że nieznajomi mają w sobie na tyle poczucia obywatelskiego obowiązku, że będą rozsądni i posłuchają jego prośby. Potrzebowali wsparcia innych, aby móc zapewnić większości zebranych osób bezpieczeństwo. Kontrola tłumu była w takich sytuacjach nie mniej ważna, niż samo badanie sprawy. Osoby pilnujące linii miały nie tylko zapewnić bezpieczeństwo śledczym, technikom i innej ogólnie pojętej sile roboczej, ale również powinny zwracać uwagę na tłum i jego nastroje. To od nich często zależało, czy pomiędzy ludźmi nie rozpęta się bójka i czy przypadkiem nie dojdzie do jakiejś tragedii.
Wtem Michael zaczął zwoływać mężczyzn. Gdy padło imię Percivala, Roger zmarszczył brwi, rozpoznając znajdujące się w tłumie sylwetki.
Nott? – Przekrzywił głowę, idąc w stronę Michaela i posyłając mu zdziwione spojrzenie. – Co on tu robi? I to z Benem?
Był przecież z nimi na roku. Nott nie wzbudzał w nim jednak zbyt wielu dobrych wspomnień. Cóż, Puchoni i Ślizgoni nie pałali do siebie przecież wielką sympatią, a już na pewno, czy zieloni byli członkami szlachetnie urodzonych rodów. A chociaż Bennett czytywał wiadomości, to jednak raczej nie skupiał się na wydziedziczonych z arystokratycznych familii, dlatego zupełnie umknęło mu, że Percival już do takowej nie należał.
Nie czekał jednak szczególnie na odpowiedź Michaela, zgodnie z wcześniejszą sugestią kobiety z tłumu, wycelował różdżkę w rybę.
Festivo – Machnął nią, tak jak należało. Co prawda zaklęcie działało obszarowo i mogło wykryć czarną magię nie tylko pochodzącą z lewitującego, morskiego stworzenia, ale to na nim skupił się Bennett.

| st. 60, +25 do rzutu opcm



Serenely splendid heron,
staring into river,
wind that blows your feathers

Roger Bennett
Roger Bennett
Zawód : szukam tropów i rozwiązuje sprawy
Wiek : 35 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I will write peace on your wings and you will fly all over the world.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Czego potrzebujesz?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11848-roger-bennett https://www.morsmordre.net/t11892-losos#367625 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f429-devon-plymouth-ford-park-road-13 https://www.morsmordre.net/t11893-skrytka-bankowa-nr-2575#367639 https://www.morsmordre.net/t11894-roger-bennett#367641
Re: Wzgórze [odnośnik]14.12.23 20:14
The member 'Roger Bennett' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 14
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wzgórze - Page 21 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wzgórze [odnośnik]14.12.23 21:59
Roześmiał się w reakcji na pierwsze słowa Jaimiego, trochę z rozbawienia – a trochę z zalewającej go na widok przyjaciela ulgi. Będącego wciąż sobą, nawet pomimo utraty pamięci i przeżycia piekła, które zaledwie paręnaście godzin wcześniej rozegrało się w Weymouth. I nie tylko tam, wieści z pozostałych części kraju jeszcze do niego nie dotarły, wszędzie panował chaos, ale nocny przelot grzbiecie Wichroskrzydłego nie pozostawiał wątpliwości co do tego, że meteoryty spadły na większą część półwyspu. – No widać, że zabalowałeś – stwierdził, podejrzewając, że była to tylko część prawdy kryjącej się za paskudnym wyglądem Bena. Znał go wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, kiedy odbijał troskę lekkimi komentarzami, ale póki co nie miał zamiaru ciągnąć go za język – bo lewitująca pośród porannych mgieł ryba skutecznie odciągała jego uwagę. To nie była też pora na wyjaśnianie jego skomplikowanej sytuacji rodzinnej, uśmiechnął się krzywo na pytanie o kobietę i dzieci, przez moment myśląc o Isabelle i Jamesie; od wczoraj nie otrzymał od niej żadnej wiadomości, ale prawdę mówiąc: wcale się jej nie spodziewał. Przez myśl mu nie przeszło, że kataklizm mógłby swoim rozmiarem objąć Francję. – Wszystko u nich w porządku – odpowiedział więc po prostu, nie precyzując, czy miał na myśli swoją faktyczną żonę, czy magiczne stworzenia, które w ostatnim czasie stały się dla niego jak mała, zwierzęca rodzina.
Przechwałki młodych czarodziejów wychwycił najpierw jednym uchem, w pierwszej chwili traktując je jako mało istotne tło – interesując się dopiero, gdy spośród łacińskich nazw wychwycił tę, o której sam pomyślał. Odwrócił się, odnajdując spojrzeniem drobnego piegusa. – Z pewnością sprzed tysiącleci – odpowiedział Benowi, spojrzeniem wracając do stworzenia. Czy ryby – tego nie był pewien, jej klasyfikacja nie była jasna, jeżeli w ogóle można było o oficjalnej klasyfikacji mówić w przypadku istoty, której nie widział nigdy nie tylko nikt z żyjących, ale w ogóle żaden z czarodziejów. Skąd mogła się tu wziąć? Czy leżała na dnie cieśniny przez wieki – wydarta z niego wreszcie siłą potężnej fali? Percival zamrugał, czując, jak ogarnia go jakaś niezrozumiała, trudna do uchwycenia podniosłość; czuł się trochę tak, jakby patrzył na coś potężnego, bardzo starego, budzącego szacunek. Zrobiłby wiele, żeby móc przyjrzeć jej się z bliska, zbadać; poznać tajemnice, które przez setki lat znajdowały się poza ich zasięgiem. – A może dipnoi echeneidae palinoideae magi regalis? – odezwał się, zwracając się bezpośrednio do chudego, piegowatego chłopaka. Wydawał mu się najbystrzejszy z nich wszystkich, mimo niepozornej postury. – Mogę? – zapytał, wskazując na lunetę, którą się wymieniali; licząc na to, że uda mu się dokładniej przyjrzeć stworzeniu – być może w detalach kryła się odpowiedź na to, jakim cudem gigantyczna ryba była w stanie unosić się w powietrzu. – Jaką legendę opowiadał twój tata? – zagadnął młodzieńca. Jego słowa nie były skierowane do Percivala, zwracał się do jakiejś kobiety – ale podchwycił je i tak; w każdej legendzie kryło się jakieś ziarno prawdy.
Wzmocniony zaklęciem głos Michaela poniósł się po plaży wystarczająco donośnie, by być niemożliwym do zignorowania; Percival podniósł wzrok w reakcji na swoje imię, zanim jednak przeszedł w stronę aurora, wysłuchał do końca wszystkiego, co mógł mieć do powiedzenia żak. Dopiero później zdecydował się podejść do Tonksa, który (słusznie) postanowił odsunąć gapiów na bezpieczną odległość. Stworzenie, które ich tutaj przyciągnęło, z jednej strony nie miało prawa być żywe, ale z drugiej: widział już przecież na własne oczy wymarły gatunek smoka obudzony do życia przez anomalie; magia, która sprowadziła na ziemię kometę, mogła być równie potężna, nie wykluczał więc absolutnie żadnej możliwości. – To Michael Tonks, auror. Jest z nami – wyjaśnił Jaimiemu mimochodem, parskając cicho śmiechem w reakcji na jego komentarz. – I nie, z pewnością nie jestemsłużbistą, zaoponował, nie do końca pewny, co dla Bena kryło się pod tym słowem.
Idąc w stronę Tonksa, nie zwrócił uwagi na Bennetta; jego twarz wydała mu się w jakiś sposób znajoma, ale było to wspomnienie odległe i w tamtym momencie: nieistotne. – Michael – przywitał się, gdy już znaleźli się w zasięgu słuchu czarodzieja. Nie miał zamiaru ingerować w koordynowane przez niego działania, ale planował je wesprzeć; chaos nie był w tej sytuacji wskazany, musieli się upewnić, że stworzenie nie stanowiło zagrożenia – oraz, co prawdopodobnie obchodziło tylko jego samego, że to niezwykłe znalezisko nie zostanie zniszczone. Szkielet istoty musiał być wart fortunę, a dla badaczy – był bezcenny; miał zamiar dopilnować, żeby trafił w ręce Greengrassów. – Powinniśmy ściągnąć ją na ziemię – może kilka skoordynowanych wingardium leviosa dałoby radę – zasugerował, musieli opuścić stworzenie ostrożnie. – Uważaj na grzbietową płetwę, może być niebezpieczna – z tego, co słyszałem, ten gatunek mógł jej używać, żeby chwytać, rozpuszczać i zjadać swoje ofiary – dodał, jednocześnie dobywając zza pasa różdżki. – To jest prehistoryczny okaz, więc według wszelkiej logiki powinien być martwy, ale – zerknął z ukosa najpierw na Tonksa, a później na Benasugerowałbym wzięcie pod uwagę każdej możliwości, jest dwudyszna – może oddychać powietrzem – ostrzegł, przenosząc spojrzenie na rybę, ale póki co nie podejmując żadnych działań; czekając na decyzję aurora.




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Wzgórze [odnośnik]14.12.23 22:09
Adda przelotnie uniosła brwi, zaskoczona mnogością niezrozumiałych słów, ale nawet jeśli się w nich zgubiła ― nie dała niczego po sobie poznać, wciąż dziarsko uśmiechnięta i obserwująca żaków z niegasnącym zainteresowaniem. Kątem oka zauważyła gest Bena i bez wahania uniosła dłoń, witając niedawno poznanego czarodzieja. Może spędzili razem tylko parę chwil na tańcach i może pocisnęła mu srogi kit o byciu dziennikarką, ale nie przeszkadzało jej to w ucieszeniu się na jego widok. Dobrze, że był w jednym kawałku, że przeżył. Nie każdy miał tyle szczęścia.
Ponure rozważania porzuciła jednak w tym samym momencie w którym jeden z młodzików złapał przynętę. Bingo.
To twój tata jest autorem tej historii? ― spytała żywo, z zainteresowaniem; jej głos niemalże zlał się z innym głosem, zdecydowanie męskim. Adda przelotnie spojrzała na nowego przybysza (Percival) i zbliżyła się o dwa kroki do chłopca, chcąc dalej realizować swój plan. ― Kolega mi ją opowiedział, kiedy oglądaliśmy jego kolekcję trofeów wędkarskich. A on podobno usłyszał ją od handlarza przynętami, a on od pewnego biologa, a ten biolog… ― Machnęła niedbale ręką, spuszczając kurtynę milczenia na pozostałą część tej zmyślonej historii.
Morze w tle zaszumiało łagodnie, promienie słońca załamały się w kolejnych falach, wyzłacając powierzchnię i wodne bałwany; powietrze niosło ze sobą zapach świeżości i soli. Gdyby nie wydarzenia minionej nocy i wielka, lewitująca ryba, uznałaby, że całkiem tu ładnie.
To prawda, że wedle tej historii mięso legendarnej bestii daje nadludzką siłę? ― zmyśliła, równie gładko co poprzednim razem, chwytając się często słyszanych, baśniowych motywów. ― A z największego zęba można zrobić różdżkę o rdzeniu tak unikalnym i potężnym, że dorównałaby mocą Czarnej Różdżce? ― Kolejny potencjalny motyw powstał w ogniu skojarzeń i wspomnień, które doprowadziły ją do dalekiej przeszłości i bajek czytanych na dobranoc.
Powiedz, to prawda? ― dodała zachęcająco, niwelując dzielącą ich odległość niemalże do zera; zielone oczy błyszczały szczerą ekscytacją w świetle poranka, na wargach czaiła się kolejna zachęta, miłe słowo. Powiedz mi, jak brzmi ta historia, rozpal kaganek oświaty.
Ekstrakcję informacji przerwało pojawienie się Justine. Adda obejrzała się przelotnie przez ramię, witając ją krótkim spojrzeniem i równie krótkim uśmiechem, bo oto szwagierka podsunęła kolejny piękny trop z którego można było zrobić użytek. Ciekawe czy ten drugi miał ochotę na małą zgadywankę w której mógł udowodnić wszystkim jak wiele wie…
Zjadłyśmy ― podjęła od razu z chochliczym uśmiechem i przeciągnęła spojrzeniem po okularniku. ― Był pyszny. Wyglądasz na bardzo mądrego ― dodała, ostatecznie zawieszając wzrok na jego twarzy; jeden długi krok i już była obok, otarła się ramieniem o ramię, zniknęła mu za plecami ― więc może sam zgadniesz co to za gatunek, hm? Moja koleżanka opisze ci go z wyglądu, może nawet da jakąś wskazówkę… ― kontynuowała miłym dla ucha głosem i po chwili stanęła tuż obok żaka, choć z drugiej strony. Zmrużyła nieznacznie oczy, spojrzała na niego spod rzęs ― …to jak będzie? Podejmiesz się?


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Wzgórze [odnośnik]14.12.23 23:15
Padające nazwy, kiedy zbliżała się do bratowej niewiele jej mówiły. Brzmiały bardziej jak bełkot niż rzeczywiste słowa - ale co Justine tak naprawdę wiedziała o zwierzętach? Niewiele. Tyle o ile, by wiedzieć, przed którymi zwiewać, albo jak niektóre obłaskawić. Podłapując wypowiedziane przez nią słowa to do niej właśnie się zwróciła przypominając sobie dość nieszczęsne wianki z zeszłego roku - choć w sumie, jeśli spojrzeć na to z drugiej strony, chyba jedyne w jakiś sposób szczęśliwe. Nad tymi wcześniejszymi mogła tylko westchnąć, tak samo nad tym, co zadziało się na wiankach w tym roku.
Przesunęła spojrzenia na okularnika, wyraz jej twarzy nie zmienił się zbyt mocno. Jedną rękę miała wciśniętą w kieszeń spodni w drugiej zaciskała różdżkę, na pasku zwyczajowo znajdowała się zakładka a ten spinał trochę za duże spodnie w którą wciągniętą miała jasną, trochę znoszoną koszulę. Spojrzała znów w kierunku znajdującego się na niebie zwierzęcia, a potem tęczówkami dostrzegła brata a przy nim Percivala i Bena. Niebieskie spojrzenie wróciło jednak do Ady, która posłała jej przelotne zerknięcie. Nie uniosła w zaskoczeniu brwi, kiedy ta otwarcie skłamała. Choć zatrzymała krótkie westchnienie. Cóż, od samego początku - a może ostatniego ich spotkania miała nieodparte wrażenie, że z de Valery - a teraz już Tonks - całkiem niezła kłamczucha. Zamiast jednak jak nastolatka wypominać jej, że wcale jej nie tam nie było, zwróciła uwagę na to, co powiedziała jako następne. Potknęła więc głową, rozciągając swoje wargi w kłamliwym uśmiechu.
- ...przepyszny. - poprawiała bratową krótko, ale niewiele wchodziła jej w to, czego się podejmowała, nie zamierzając bardziej przeszkadzać niż pomagać. Poszła za jej myślą więc nawet ciekawa, do czego je to doprowadzić. Wyciągnęła rękę z kieszeni. Wydęła lekko usta. - Myślisz, że zgadnie? - zapytała się blondynki przekrzywiając lekko głowę, przesuwając tęczówkami po mężczyźnie w myśl, że poddanie pod wątpliwość tego, co imponowało Adzie, mocniej zachęci go do udowodnienia swojej mądrości. Wzruszyła lekko ramionami jakby jej nie zależało. - Mogę go opisać. - zgodziła się wspaniałomyślnie. - Był srebrnawy. - zaczęła dość skromnie. - Miał też kolce na płetwie, pamiętasz Ada? - zapytała jej choć pamiętać nie mogła, przez chwilę wydymała wargi mrużąc oczy. - Oh i macki. Dziwaczne stworzenie. Ale bardzo smaczne. - zakończyła swoją relację, zaplatając dłonie na piersi, wątpiąco. - To jak, wiesz? - zapytała go mrużąc lekko oczy. - Może po prostu powiemy? - zrzuciłam, spojrzeniem odnajdując bratową. Po co ma się chłopak męczyć, skoro nie wiem - a może...?
W rękach brata i magizoologów pozostawiła na razie dziwaczne stworzenie wierząc, że poradzą sobie z tym tematem a w razie potrzeby najzwyczajniej w świecie je zawołają. Zakładała, że kiedy Ada uzyska to, co chciała tutaj znaleźć po prostu do nich dołączą na razie jednak zdecydowała się asystować licząc, że dobrze odczytała jej zamiary.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Wzgórze - Page 21 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Wzgórze [odnośnik]15.12.23 11:03
Artemis, wstrzymując oddech z podniecenia, które udzielało mu się dzięki zaangażowaniu gapiów i śledczych, próbował skupić się na obserwowaniu Ogromniastego Lewitusa. Tak przed sekundą nazwał to stworzenie i w swych myślach kierował do sir Ogromniastego Lewitusa swoje pytania. Czym jesteś? Po co tu jesteś? Jesteś niebezpieczny? Wyplujesz z siebie kolejne nieszczęście?
Imię nadane przez Lovegooda brzmiało zacnie, chłopak był ze swojej pomysłowości zadowolony. Jego umysł od razu zaczął tworzyć w głowie rymowanki. Ryba na pewno byłaby zadowolona.
Lovegood próbował w tym samym czasie wyłuskać sens pojawienia się na niebie rybiej anomalii. Przyglądając się jej w kilkukrotnym zbliżeniu, wykonywał bezdźwięcznie ruchy wargami, przypominające otwieranie i zamykanie się rybiego pyszczka.
Obserwacja niezidentyfikowanego stworzenia nie była prosta - szum kołyszącej się wody, szum bardzo wielu głosów i szum w głowie Artemisa tworzyły jedną kakofoniczną melodię, a na jej falach pływał Ogromniasty Lewitus. Ten dla odmiany milczał.
Artemis przez dłuższą chwilę nie odpowiadał Michaelowi. Notował w umyśle wszystko, co zdołał uchwycić swym potrójnym okiem - wilgotne (martwe?) ciało upstrzone glonami, ranami, wciąż żyjącymi istotkami osadzonymi na grzbiecie. Jaskrawe, ukwiałopodobne dziwactwa również nie umknęły uwadze Artemisa. Nie miał jednak pojęcia czym są i dlatego po raz kolejny pomyślał o swojej siostrze. Wielki żal, że nie mogła się tu pojawić! Z drugiej strony może i lepiej, że trzymała się z dala od wielkiej, ociężałej niewiadomej.
Jednak nie zdołał myśleć zbyt długo o swej siostrze. Zawłądnęło nim nagłe uczucie wzruszenia. Gdy skierował powiększające szkło na głowę stworzenia, w kąciku jego zamkniętego oka dostrzegł łzę. Kryształową łezkę - jak to możliwe? Ten widok z jakiegoś powodu niezwykle Artemisa poruszył. Skupił wszelkie swe uczucia na ten przesmutny symbol, interpretował go na swoje specyficzne sposoby, w zgodzie z własną wrażliwością. Artemisowi poczerwieniały oczy. Dwie samotne łzy spłynęły po policzku archiwisty. Odłożył zaraz swoje szkiełko-gadżet do kieszeni i przecierając twarz rękawem swojego płaszcza, odpowiedział w końcu Michaelowi:
- Na ciele ma ranę, niedawno zadaną, choć nic się z niej już nie sączy. Zaczyna się o tam, na grzbiecie i biegnie tu, tu, aż do tego punktu.
Artemis wskazywał aurorowi wszystko palcem, a oczy wciąż miał czerwone od łez. Zaczął mówić trochę przez nos.
- Dwie sprawy szczególnie budzą moją ciekawość - pierwsza to ukwiałopodobne istoty, które mają bardzo mocny kolor. Jaskrawa limonka, jadłeś kiedyś? Nie przepadam. - konytnuował Artemis, czując że łzy znowu cisną mu się do oczu. Zupełnie jakby ta rybia łezka w pewien sposób go zaklęła! - Druga sprawa to łza w kąciku oka! Weź moje oko i zobacz jej oko! Wtedy dostrzeżesz łezkę.
Wyjął znowu swój mały przedmiot i podał go Michaelowi. Po zrelacjonowaniu swych obserwacji z aurorem, odwrócił się w kierunku Rogera, który potrzebował jego pomocy.
- Jasne, że przypilnuję! Ignis fatuus! Proszę wszystkich o zrobienie miejsca, troszeczkę dalej, o, perfekcyjnie!
Na miejscu linii między gapiami, a pracownikami Ministerstwa i śledczymi, zjawiła się jasna kula, którą Artemis manipulował. Zbliżała się do tych nader ciekawskich, którzy zbliżali się o krok za blsiko. Pod groźbą farjerwerków trzymał poruszoną gromadę z dala.
Do jego uszu docierały rozmowy o morskich mitach i legendach. Lovegood miał kiedyś do czynienia z księgą o podobnej tematyce. Starał się sobie przypomnieć, czy w tym opasłym tomiszczu lub w historycznych kronikach natrafił na podobną przygodę. Z lewitującym stworzeniem, nie smokiem, a rybą!

| Historia Magii III + rzut kości na przypomnienie sobie legendy


Ostatnio zmieniony przez Artemis Lovegood dnia 15.12.23 13:36, w całości zmieniany 7 razy
Artemis Lovegood
Artemis Lovegood
Zawód : archiwista
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
W skroni szum i tętent
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11947-artemis-lovegood https://www.morsmordre.net/t11998-fado https://www.morsmordre.net/t12220-artemis-lovegood#376218 https://www.morsmordre.net/f304-somerset-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t12046-skrytka-bankowa-2593 https://www.morsmordre.net/t12030-artemis-lovegood
Re: Wzgórze [odnośnik]15.12.23 11:03
The member 'Artemis Lovegood' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 61
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wzgórze - Page 21 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wzgórze [odnośnik]15.12.23 17:34
Im dłużej znajdowała się w dalszym, lecz jednak sąsiedztwie wielkiej ryby, tym bardziej zagubiona czuła się jej obecnością. Brwi ściągnęły się w grymasie zamyślenia, widoczność nie była wielce zachwycająca, przede wszystkim przez miraże towarzyszące zawieszonej istocie. Mimo to udało jej się dostrzec zarysy stworzenia, próbowała w myślach ocenić jego rzeczywisty rozmiar, dochodząc jednak do wniosku, że określenie ogromne w zupełności na ten moment wystarczy. W pewnym momencie żołądek Iris zacisnął się boleśnie w impulsie strachu — poziom morza był wysoki, gdyby ryba wpadła w wodę, nagle ulegając na powrót (albo po raz pierwszy) sile grawitacji, fala uderzeniowa pochłonęłaby wszystkich na dole, część pewnie zmiażdżyła, a na domiar złego zalałaby pewnie miejsce, na którym sama stała. Iris przygryzła lekko wnętrze policzka. Problemami będziemy się przejmować, gdy nadejdą. Rybi zapach dotarł wreszcie do jej nosa, nie drażniąc go przesadnie, choć powinien — bywała jednak w portach zbyt często, organizowała transporty jeszcze bardziej śmierdzących rzeczy.
Nic nie osiągnie, przyglądając się stworzeniu z bezpiecznej odległości. W życiu jak w handlu — najpierw trzeba było dopchać się do przodu kolejki, potem zaś próbować się o coś targować. Była przekonana, że na miejscu znajdowało się wystarczająco dużo ludzi zainteresowanych dostaniem jak największej ilości części, o ile nie całości latającego stworzenia. Dlatego też bez słowa znów zasiadła na miotłę, aby zlecieć w dół, w kierunku najbliższego jej tłumu.
Próbowała rozeznać się w rozmowach trwających dookoła, przede wszystkim będąc wyczuloną na wszelaki żargon przemytników i innych działających niekoniecznie zgodnie z, częściej obok prawa handlarzy. Musieli się tu zlecieć, jeden zapewne próbował przechytrzyć drugiego, odwrócić uwagę od czegoś istotnego, żeby wykorzystać swoją przewagę i skorzystać z okazji. Znała te numery z codziennej pracy.
— Co za historia — westchnęła głośniej, umyślnie pragnąc zwrócić na siebie uwagę, przynajmniej częściową. Zadarła głowę w górę, jednocześnie odgarniając kosmyk włosów za ucho. — Niech pan spojrzy — ułożyła jedną dłoń na ramieniu najbliżej stojącego mężczyzny, wskazując drugą, otwartą w stronę wielkiej ryby, choć tak naprawdę nie było powodu zwracać na nią dodatkowej uwagi. I tak była atrakcją dnia, jeżeli nie tygodnia lub miesiąca. — Widział pan kiedyś taką wielką rybę? Ja pierwszy raz coś takiego widzę. I te kolory... — westchnęła ponownie, tym razem z podziwem, rękę wskazującą na ramorę opuszczając w dół na tyle, aby mogła zacząć bawić się guzikami swojej sukienki. — Nie czuje pan tego? Pachnie zupełnie jak świeżo połowiona ryba. A jak smakuje? Jak pan myśli? — spytała, przechylając głowę w bok, aby obrzucić spojrzeniem twarz mężczyzny, nim ucieknie nim na bok. Jeżeli zależało mu na sprzedaniu zwierzęcia, powinien zacząć zachwalać jego walory smakowe, czy też zbawienny wpływ na urodę. Jeżeli będzie zastanawiał się razem z nią, zapewne znalazł się tym samym przypadkiem co inni gapiowie. To, skąd wiedzieli o pojawieniu się wielkiego stwora, też było ciekawe, nawet jeżeli byli w pobliżu, nierozsądnie było wracać w pobliże dawnej katastrofy.


It's beautiful here
but morning light can make
the most vulgar things tolerable.
Iris Moore
Iris Moore
Zawód : Zaopatrzeniowiec w Podziemnym Ministerstwie Magii
Wiek : 26 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
until the lambs
have become lions
OPCM : 15 +3
UROKI : 14 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11638-iris-bell#359925 https://www.morsmordre.net/t11640-omega#359940 https://www.morsmordre.net/t12155-iris-moore#374140 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11643-skrytka-bankowa-nr-2531#359950 https://www.morsmordre.net/t11642-iris-bell#359946
Re: Wzgórze [odnośnik]15.12.23 18:25
To wszystko działo się zdecydowanie zbyt szybko, podrzucając Tedowi co rusz kolejne miejsca, do których musiał się udać bez wykorzystywania tajemniczego Zmieniacza Czasu, o którym czasem rozmawiali z Penny na wróżbiarstwie, zamiast skupić się na nauce. Więc słowo musiał w tej sytuacji wkładało na ramiona Moore’a kolejny ciężar, z którym na razie nie mógł sobie poradzić. I źle czuł się będąc tutaj, zamiast w Latarni; jednocześnie wiedział, że źle czułby się w Latarni, nie będąc tutaj, nie sprawdzając miejsca jednego z wielu kataklizmów, do których doszło poprzedniego wieczoru i nocy. Deszcz meteorytów zdawał się nie kończyć, a jednak, mimo wszystko, w teorii było spokojnie.
Z chaosem myśli notował szczegóły ciała kobiety w notesie, w pospiechu kreśląc kolejne litery. Kobiecy głos wyrwał go z zamyślenia, ale zamiast odruchowo żywej istocie, przypisał go powstającej z martwych zmarłej - bardzo krótka chwila minęła, nim znów doznał jasności umysłu, i kolejna, nim zdał sobie sprawę, o co pytała kobieta.
- Byle nie rodziny - odparł, z bólem zdając sobie sprawę, że nie widział nikogo, prócz Iris, od wczoraj. Inni przemykali mu w festiwalowym tłumie. - Jestem uzdrowicielem, chcę pomóc. Liczyła pani ciała? I... ta fala to prawda? Słyszałem tylko pogłoski. - nie skupiał uwagi na jej twarzy, zaledwie przemykał po niej wzrokiem, łapiąc kontakt. Przeszedł prędko do poprzedniego ciała, które zawinęła. - Pozwoli pani? Jest wiele rodzin, którzy będą ich szukać. Z lekarskiego obowiązku chcę zrobić listę, pozapisywać szczegóły.
Z całym szacunkiem dla zmarłego - ostrożnie odkrył twarz i tors, zapisując w notesie to, co od razu rzucało się w oczy. Kolor włosów, wzrost, waga, zarost lub jego brak, widoczne cielesne niuanse, które od razu przykuwały wzrok, fragmenty garderoby. Obrzucił także spojrzeniem wybrzeże, na którym gromadziło się coraz więcej osób, wśród nich dostrzegł też Iris, i wszyscy patrzyli w tym samym kierunku, w którym również spojrzał i on, choć na chwilę.
- Był tu wcześniej jakiś medyk? Ktoś pani pomagał?



jesteś wolny
a jeśli nie uwierzysz, będziesz w dłoń ujęty
przez czas, przez czas - przeklęty


Ted Moore
Ted Moore
Zawód : uzdrowiciel
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
i must not fear
fear is the mind-killer
fear is the
little-death
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 30 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11462-ted-moore#354341 https://www.morsmordre.net/t11467-bronte#354524 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11604-szuflada-teda#358655 https://www.morsmordre.net/t11476-ted-moore
Re: Wzgórze [odnośnik]16.12.23 13:58
- Sam pan jesteś srodus! Czarodziejus srodus głupotus! - odkrzyknął oburzony i przemądrzały okularnik, przez ramię oglądając się na Benjamina; dostrzegłszy jego gabaryty otworzył szerzej oczy i w pierwszej chwili zaniemówił. - On to powiedział - zganił na najdrobniejszego w grupie. Ten jednak chyba tego nie usłyszał - z otwartymi ustami wpatrywał się w Percivala, kiedy wypowiedział nazwę gatunkową.
- Ale... Ale to przecież niemożliwe - odpowiedział mu, przenosząc wzrok na zwierzę. - To byłby cud - uznał z zachwytem, a jego twarz promieniała, rozjaśniona zdumionym uśmiechem, zapewne dlatego bez chwili zawahania przekazał Percivalowi lunetę. Mógł przez nią przyjrzeć się zwierzęciu, upewniając się we wcześniejszych domysłach, lepiej dostrzegał też charakterystyczną przyssawkę przy czole, której kształt w istocie różnił się od współczesnych podnawkowatych. Szarawe ukwiały i koralowce pokrywające ciało stworzenia w większości były martwe, niewielka część miała jeszcze barwy, po czym można było wywnioskować, że - najprawdopodobniej - ryba wisiała w ten sposób od trzech do najwyżej czterech albo pięciu godzin, czyli wynurzyła się raczej po przejściu fali, ale z pewnością w trakcie deszczu spadających gwiazd. Pradawny wiek zwierzęcia potwierdzał stan jego skóry. Otarta, brzydka, miejscami chyba nawet porośnięta glonami, pomiędzy grubymi zmarszczkami wokół oczu, otworu gębowego, przy płetwach, gnieździł się piasek, co również potwierdzało pierwsze przypuszczenia magizoologa. Nic jednak nie pomagało zrozumieć, co unosiło zwierzę w powietrzu. Nie czyniły tego płetwy, bezwładnie kołysane na wietrze, chyba nie czyniła tego też intencjonalnie sama ryba, wyglądająca bardziej nieprzytomnie, niż przytomnie, a jednak wokół niej nie znajdowało się też nic, co mogłoby zostać uznane za przyczynę jej stanu. Przez lunetę mógł jednak lepiej zaobserwować napięte mięśnie przy płetwach. Zwierzę tylko pozornie kołysało się na wietrze, w rzeczywistości - mimo ograniczonej ekspresji - wyglądało na żywe, a na domiar złego bardzo zestresowane.  
- Tak! Tak! - Mógł usłyszeć w tym czasie wymianę zdań między piegowatym młodzianem a Addą. - Ten biolog z niego kpił, prawda? Wszyscy kpią, ale mój ojciec nie kłamie. Nie jest taki.
- Akurat! - krzyknął któryś z jego kolegów.
- Żebyś wiedział, że akurat! - odpowiedział z wyraźnym niezadowoleniem. - Nadludzka siła to chyba przesada... - zaczął, bez przekonania, gdy czarownica znalazła się tuż obok; nie musiała przyglądać mu się długo, by zrozumieć, że nie miał większego - albo i żadnego - doświadczenia z kobietami, na jego czole pojawiło się kilka kropel potu, a policzki spąsowiały. - A-ale ząb... J-j-jeśli to faktycznie jest to stworzenie, o którym pan mówił - Przeniósł wzrok na Percivala. - Jego z-zęby na pewno kryją moc większą, niż s-smocze kości i łuski. Może i nie wiem dużo o różdżkach, ale wiem, że minionej nocy zginęło całe mnóstwo magicznych zwierząt. Niedobory rdzeni to kwestia czasu. Ta gigantyczna szczęka mogłaby być pewnie zapasem na długie lata. Jeśli nie ząb, to jest spora szansa, że w środku będą małe fiszbiny. A co do mojego ojca... To... To było dawno temu. M-mój ojciec był bardzo młody, skończył szkołę. Był na połowie, kiedy złapał go straszny sztorm. To był naprawdę silny wiatr, jeden z takich, jakie na morzu nie trafiają się za życia każdego. Jego łódź była nieduża, zwykła łódź rybacka, był pewien, że nie dotrwa do rana. Błyskawice jedna po drugiej pojawiały się na nocnym niebie. Ale wtedy... wtedy wydarzyło się coś niezwykłego. Mój ojciec poczuł, że zaczął się unosić. Razem z łodzią, na dnie której zaczęła wypalać się dziura - mój ojciec zawsze mówił, że miała doprowadzić go do samego piekła. Piekło to... to dla mugoli taki raj dla Ślizgonów. Dostrzegł, że znajduje się na grzbiecie stworzenia większego od wieloryba. Unosili się w górę, mój ojciec zdążył zeskoczyć na klify, gdy znajdowały się tuż obok, ale to stworzenie, razem z jego łodzią, unosiło się coraz wyżej, aż całkiem zasłoniło widok księżyca. Opowiadał, że było nerwowe - jakby bało się tamtego strasznego sztormu, choć wydawałoby się, że tak wielkie stworzenie nie boi się niczego. Nie potrafił tego nazwać, nie potrafił go też dokładnie opisać, ale mój ojciec jest tylko prostym rybakiem, skąd miałby to potrafić? Kiedyś... kiedyś miałem nadzieję, że zdołam odnaleźć to zwierzę, ale dziś, gdy na nie patrzę... Niewielu wierzyło mu tak, jak ja mu wierzyłem. Wyśmiewali go. Niesłusznie, bo przecież... Przecież to naprawdę tutaj jest. - Pokręcił głową.  - Ojciec nigdy nie spotkał go ponownie. Opowiadał, że wyszedł szukać tego nad ranem, gdy pogoda była już spokojna, kiedy wyszło słońce. Ale to już wtedy zniknęło. Tak po prostu, jakby miało się gdzie schować. Widocznie miało gdzie. Może gdzieś przy Głębi Hurda, tam nikt by tego nie znalazł - Wziął głębszy oddech, unosząc spojrzenie na migoczące stworzenie. - Mój ojciec zerwał temu stworzeniu dwa grzebienie z tylnej płetwy grzebietowej. Mówił, że... - żak zawahał się, jakby sam - po raz pierwszy - poddawał w wątpliwość swoje słowa. - Że te grzebienie unosiły się w górę jak ta ryba za każdym razem, kiedy miał zły nastrój. A potem opadały z powrotem, kiedy dobry humor wracał. Podobno sprzedał je, kiedy zbierał pieniądze na własne wesele. Martwił się kasą i cały czas był nie w sosie, a te lewitowały przy suficie i tylko go wkurzały bardziej. - Przestąpił z nogi na nogę, unosząc wzrok na Addę, chyba obawiał się, że i ona się zaśmieje. Jego znajomi nie byli zainteresowani tą historią, najpewniej już ją słyszeli. - Nigdy tego nie zjadł,  zasuszył i trzymał jak pamiątkę. Sam nigdy latać nie zaczął... - mówił dalej, chyba już tylko po to, żeby mówić, kiedy Adda otarła się ramieniem o jego ramię, obejrzał się za nią od razu. - O-o-oczywiście, że zgadnę - przytaknął bez zawahania, nie od razu przenosząc wzrok na Justine, kiedy zaczęła opisywać węża. - Octoserpenti Argentinus Rex - wymamrotał bez zastanowienia. - Ale jak? Nie wpłynąłby do tego kanału. Można je spotkać na północny wschód od Anglii, ale daleko od brzegów...
- Gdzie go złapałyście? - zainteresowali się pozostali żakowie.

Benjamin i Percival, po opowieści młodziana, dołączyli do grupy znajdującej się przy Michaelu.
- Panie, co pan też wygaduje! - obruszył się ten, którego nazywano Jerrym, na pytanie Tonksa. - Czy gdybym widział falę, stałbym tu przed panem, hę? A skąd, zmiotłaby mnie tak jak zmiotła wszystko i wszystkich, o tak, szuuu... - Zademonstrował przebieg katastrofy falistymi ruchami dłoni. - Spadła z nieba, ot co twierdzę. Razem z tymi meteorami! - zaparł się ze zdecydowaniem, kiwając głową na potwierdzenie swoich słów.
- Ale to możliwe, że jednak ta ryba ma naturę czarnomagiczną? - Nie ustępował kobiecy głos w tłumie, w pół wystraszony, w pół roszczeniowy, a może też trochę rozczarowany. W tłumie dało się usłyszeć poddenerwowane szepty, które umilkły dopiero, gdy Michael podniósł tony własnego głosu bezbłędnie rzuconym zaklęciem sonorus - większość zgromadzonych skupiła wówczas na nim swoje spojrzenia. Na tyłach tłumu kilka osób podskakiwało, żeby móc go lepiej widzieć. Nastała drażniąca cisza, gdy ogłosił konfiskatę, a na twarzach zgromadzonych dało się dostrzec wyraźny zawód. Szepty dość szybko podniosły się ponownie, wyraźnie niezadowolone z przebiegu sprawy.
- A ma pan licencję rybaka?! - zawołał ktoś z tyłów, Michael nie zdążył dostrzec twarzy - a śmiałek chyba nie był aż tak śmiały, żeby zapytać o to Tonksa prosto w oczy. Kilka osób się uśmiechnęło, większość uciekła spojrzeniem we własne buty. Wkrótce czarodzieje zaczynali się między sobą przepychać, na przody tłumu wyszło trzech rosłych osiłków, których wezwał Tonks, ale nie domagali się o jego uwagę, poświęcając wolną chwilę na obserwację miraży mieniących się wokół niezwykłego zwierzęcia. Zamigotały srebrnym blaskiem, jedna z blaknących ryb obróciła się leniwie wokół własnej osi, ospale, powoli, kilka chwil spędzając białym, mieniącym się w promieniach słońca brzuchem do góry. Chwilę później wykonała pełny obrót, a powróciwszy do pierwotnej pozycji delikatnie poruszyła płetwami, kołysząc się na podobnym rytmem, co pozostałe. Tłum ustępował niechętnie, ludzie przechodzili bliżej krawędzi znajdujących się w pewnym oddaleniu od urwiska najbliższego stworzeniu, by nie stracić dobrego widoku na zadziwiającą rybę.

Trzech kolejnych mężczyzn - przywołanych przez Rogera - wystąpiło, by stanąć przed tłumem. Wydawali się speszeni, nie mieli pewnie ani siły ani umiejętności Rogera i Michaela, ani też daru przekonywania. Spojrzeli na Artemisa bez przekonania, upatrując w nim szefa tej operacji - wszak do niego jednego zwrócono się po imieniu - w czasie, w którym Artemis naśladował rybie ruchy pyszczka własnymi ustami. Z nie większym przekonaniem kiwnęli głową Rogerowi, ten jednak - obserwując ich twarze, postury - mógł powziąć uzasadnione wątpliwości, czy aby na pewno sobie z tym poradzą, jeśli tylko sytuacja się zaostrzy. Czy łzy, które pojawiły się na twarzy Artemisa, miały na to wpływ? Wrażliwy czarodziej jednak szybko zaskoczył ich sprytem, a migoczące kule skutecznie odgrodziły jego i pozostałych czarodziejów od cofniętego tłumu, spośród którego najbardziej niezadowolony wydawał się odsunięty od Tonksa Jerry.

Opowieść Lovegooda mogli usłyszeć wszyscy znajdujący się przy aurorze czarodzieje. Percival, który nie dostrzegł jaskrawych stworzonek od swojej strony, podobnie jak Benjamin, zdawał sobie sprawę z tego, że większość jaskrawo ubarwionych zwierząt była jadowita.

Roger rzucił zaklęcie, jego magia zadrżała w powietrzu łagodnie, subtelnie, w ułamku chwili zmusiła go do zamknięcia oczu; gdy tylko to uczynił, powiodła  jego myśli w przód, ku unoszącemu się w powietrzu stworzeniu, a jemu zdawało się, że magia w istocie wyczuła od zwierzęcia coś bardzo złego. Przeczucie to jednak trwało ledwie ułamek chwili, bo lada moment to samo przeczucie rozległo się znikąd i zewsząd, poczuł pisk w skroni, zupełnie jakby znalazł się pośrodku otchłani wypełnionej do cna czarną i złą magią, jakby spowijała go ze wszystkich stron. Wszędzie unosił się kurz po minionej nocy, łatwo było trafić wzrokiem na drobiny rozpadniętych meteorytów, część spadła, część zniosła tu woda olbrzymiej fali.

Iris zakrzątała się wśród sprytnych handlarzy i przemytników, którzy już liczyli zyski, jakie mogliby zdobyć, gdyby ryba wpadłaby w ich ręce, szybko zorientowała się jednak, że nastroje wśród nich były na pół markotne, a na pół burzliwe. Gdyby niezadowolenie miało kolor, byłoby czerwienią pokrywającą twarze najbardziej rozgorączkowanych.
- A, pani, daj pani spokój! Słyszała pani tego ważniaka? Zarekwirował rybę, jakby była pieprzonym czarnoksiężnikiem. I co mu kto zrobi? Nikt mu nic nie zrobi. Nażrą się nią w Plymouth, sprzedadzą na części, a forsę wsypią do koryta ważniaków, którzy zabunkrowali się w Devon. To myśmy ją tu znaleźli, lud Weymouth, i w naszych rękach powinna pozostać. Naszych! - Lokalny patriotyzm w jego słowach nie był bardzo wiarygodny, ale żal za utraconym zyskiem z pewnością pozostawał szczery. - A pewnie że pachnie świeżo, żyłbym jak król przez parę lat, gdybym dostał tego giganta. Zjeść ją trzeba szybko, jak to rybę, a przy wybrzeżu wciąż błąka się tylu ludzi bez domów, że oddaliby za nią ostatnie oszczędności. Ale ten kościec! Ten kościec to pływająca... latająca fortuna. W Ręce Glorii wzięliby cały, ha! Bogaci porobiliby sobie kible z rybiej kości, a ja, ja, żyłbym jak król! Gdyby nie ten pajac z Ministerstwa - westchnął, zerkając wilkiem na oddalonego Tonksa. Iris dopiero teraz mogła dostrzec, że kilkoro stojących nieopodal dryblasów najpewniej przyszło tu z owym kupcem, bo wymienili ze sobą znaczące spojrzenia.

Ted pozostał przy sanitariuszce, która niechętnie odsunęła się od ciała, pozwalając mu na zapiski.
- Proszę, ale... pośpieszy się pan? Zaraz przyniosą kolejnych, to nie może tutaj leżeć. Ciała trzeba pochować zanim zaczną gnić. Wszystkie zmiotła fala. - Westchnęła smutno, oglądając się przez ramię na pozostałą dwójkę, która już odeszła. - Liczą przy zbiorowych mogiłach. Nie było tu uzdrowicieli, proszę pana. Są dalej od brzegu. Tutaj nie ma kogo leczyć - wyznała smutno, składając dłonie na podołku. Ted odsłonił twarz zawiniętych zwłok. Był to młody chłopiec, szatyn o piwnych oczach, dość wysoki, ale bardzo szczupły, nie miał 25 lat. Prawe ucho było poszarpane, skóra twarzy miejscami zdarta.

Czas na kolejny odpis: do poniedziałku, godziny 18
Mistrz gry przypomina, że na zaklęcia z ST wynoszącym 0 również należy wykonać rzut kością, ponieważ zawsze można wykonać rzut krytyczny.
Artemis otrzymał dodatkowe informacje drogą prywatnej wiadomości.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wzgórze - Page 21 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wzgórze [odnośnik]16.12.23 18:47
Mężczyźni, którzy wyłonili się z tłumu nie czuli się w sytuacji na tyle pewnie, aby utrzymać tłum w ryzach. Artemis, który akurat nawinął się Rogerowi też właściwie takiego wrażenia nie sprawiał. Już przecież w trakcie ich pierwszego spotkanie Lovegood nie wydawał się zbyt odporny na wydarzenia wokół. Niegroźna klątwa srebrnej nici sprawiła, że chłopak wpadł w panikę, zwijając się pod ścianą w kłębek. Nie dało się jednak ukryć, że w obecnych czasach i warunkach przydałoby się, gdyby nad swoimi odruchami popracował – w końcu świat się walił, ludzie umierali, wojna trwała. Im łatwiej będzie go wyprowadzić z równowagi, im łatwiej będzie go wpędzić w panikę, tym niższa była szansa, że pod koniec tego wszystkiego będzie żywy. O ile w ogóle jakiś koniec kiedykolwiek nastąpi…
Na całe szczęście, mimo łez w oczach, Lovegood stanął na wysokości zadania, najpierw entuzjastycznie odpowiadając Bennettowi, a następnie za pomocą zaczarowanej kuli skutecznie radząc sobie z tłumem. Brwi detektywa uniosły się na chwilę ku górze. Nikt chyba nie potrafił zaskakiwać tak, jak krewni Primy. Na pierwszy rzut oka mogli sprawiać wrażenie zbyt wrażliwych szaleńców, którzy przez to, że mimo wszystko nie są szkodliwi nie trafili na oddział zamknięty, ale po bliższym poznaniu okazywało się, że w tym szaleństwie jest jakaś metoda. Z tym, że Roger jeszcze nie do końca potrafił powiedzieć jaka.
Pilnuj, aby nikt się nie zbliżał. Jakby co to krzycz – powiedział mu jeszcze (Artemisowi) na odchodnym, skupiając się na rybie. Kątem oka zerkał jednak cały czas w stronę chłopaka, aby upewnić się, że ten daje sobie radę.
W pierwszej chwili wydawało mu się, że zaklęcie, które rzucił na rybę, zadziałało i że ta faktycznie jest nośnikiem czarnej magii, co mogło oznaczać, że jak najszybciej trzeba ją odizolować od wciąż zbierających się gapiów. Szybko jednak zorientował się, że nie w tym sęk.
Szlag – mruknął pod nosem.
Zrobił krok w stronę Michaela, Benjamina oraz Percivala. Skoro Tonks ich tu zawołał to znaczyło, że chyba mógł im ufać, nawet mimo niechęci do tego ostatniego, wyniesionej ze szkolnych czasów. W takiej sytuacji jednak ważne było to, aby odłożyć na bok uprzedzenia, skupiając się na pracy. Zresztą, ostatnio widział Notta lata temu, toteż trudno było oceniać, na jakiego człowieka wyrósł.
Słowa wypowiedziane przez smokologa dotarły do niego, choć nie wsłuchiwał się w nie szczególnie uważnie. To jednak wystarczyło, by Roger zorientował się, że jeśli ktoś tutaj wie coś na temat magicznych stworzeń to będzie to właśnie on.
Gdy Roger się odezwał, starał się mówić na tyle cicho, aby usłyszała go tylko zebrana trójka:
Tonks, dzisiejsze powietrze niemal lepi się od czarnej magii; jeśli jakaś jest w tej rybie, czego nie wykluczam, to raczej w tym miejscu jej nie wykryjemy. Miałem wrażenie, że coś z niej wyczuwam, ale nie ufam temu odczytowi – stwierdził. Następnie przeniósł wzrok w stronę dawnych szkolnych kolegów z roku, wyciągając w ich stronę rękę na powitanie: – Ben, Nott, kupa lat. No to… ściągnijmy ją? – Spojrzał nieco niepewnie na Michaela. – Tylko jak, żeby temu się do cholery krzywda nie stała? I czy wtedy nie stanie się bardziej groźna? Nie lepiej skierować jej od razu do wody i ja nie wiem, jakąś ją zabezpieczyć? – Skoro to ryba, to chyba powinna być jednak w wodzie, a nie lewitować nad plażą pełną czarodziejów.– Mike, masz tu jakiś ludzi? Mogą zacząć ewakuować ludzi z plaży?



Serenely splendid heron,
staring into river,
wind that blows your feathers

Roger Bennett
Roger Bennett
Zawód : szukam tropów i rozwiązuje sprawy
Wiek : 35 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I will write peace on your wings and you will fly all over the world.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Czego potrzebujesz?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11848-roger-bennett https://www.morsmordre.net/t11892-losos#367625 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f429-devon-plymouth-ford-park-road-13 https://www.morsmordre.net/t11893-skrytka-bankowa-nr-2575#367639 https://www.morsmordre.net/t11894-roger-bennett#367641
Re: Wzgórze [odnośnik]17.12.23 13:15
Sam nie wiedział, czego spodziewał się po odpowiedzi Percivala, wszystko przecież wskazywało na to, że dorosły czarodziej w jego wieku będzie posiadał obok siebie kochającą, pełną rodzinę - lecz mimo tego poczuł się zawiedziony. Irracjonalnie; nie miał żadnego wyjaśnienia dla powiewu chłodu, łaskoczącego go w serce, ale i tak go poczuł. Zdziwiony reakcją własnego ciała, niezadowolonego, zirytowanego, zawiedzionego. Zrzucił to jednak na karb niepamięci, może kiedyś podobała mu się żona albo narzeczona Percivala, może istniały między nimi niewypowiedziane jeszcze niesnaski. Nie zgłębiał teraz emocjonalnych tajemnic, chrząknął tylko niezrozumiale - coś, co przy odpowiedniej dozie optymizmu można było uznać za to dobrze - po czym skoncentrował całą swoją uwagę na podniebnym spektaklu.
Żywo komentowanym przez otaczających ich ludzi, w tym smarków z ledwie widocznym wąsem. Łypnął złowrogo na przedrzeźniającego go cwaniaka, ale skulenie ramion sprawiło, że odpuścił chęć wystraszenia go bardziej. To tylko dzieci. - Wczoraj stało się wiele niemożliwych rzeczy. Ja tam wierzę, że to stworzenie pochodzi z innych czasów - powiedział śmiało, bez naukowych wątpliwości, zastrzeżen i nawiasów. Jeśli w coś wierzył - to całym sercem, zwłaszcza po słowach Percivala, ostrożniejszych, ale zdających się potwierdzać jego przypuszczenia. Nie zamierzał strzępić języka na darmo, dalej obserwował miraże otaczające rybę, przesuwając spojrzenie tylko na moment na dół, na dwie czarownice.
- Cześć, Ada - powiedział ponad ramieniem młokosa do jednej z blondynek, obserwując jej umizgi do jednego z żaków; uniósł nieco brwi, ale nic nie powiedział, przysługując sie opowiadanej przez studencika historii. Z uwagą, nie przerywając mu, parsknął tylko na określenie raju dla Ślizgonów. Gdy chłopak zakończył historię, skomentował ją kolejnym, ciężkim westchnięciem. Nie kpiącym - jego spojrzenie jasno oznajmiało, że wierzył młokosowi.
- Wszystko pięknie, ale nikt nie będzie rozdzierał tego stworzenia na fiszbiny, zęby i mięso - powiedział zdecydowanie, potrafił ocenić, jak wielką wartość finansową ma fruwająca ponad nimi morska bestia, brutalnie wrzucona w nie-swoje czasy, ale nie wyobrażał sobie, by ktokolwiek mógł ją tknąć i zacząć porcjować. Mieli do czynienia z zjawiskiem historycznym, legendarnym, naprawdę z cudem - a cudów się nie morduje. - Mam nadzieję, że jeszcze żyje. Z tego, co wiem, pradawne ramory mają coś wspólnego z memortkami - rozejrzał się dookoła, po najbliższych osobach, groźnie, szukając pierwszego cwaniaka, który rzuci głupi żart lub go wyśmieje - To stworzenie tuż przed odejściem z tego świata, wykonuje swoją, no, pieśń. Przywołuje wspomnienia i obrazy ze swojego życia - to pewnie te miraże, obrazy, które ją otaczają w tej srebrzystej mgiełce - zamilkł na dłuższy moment, poruszony i przejęty, znów podnosząc głowę, by skoncentrować się na projekcjach, otaczających potężne cielsko ramory. - Musimy działać szybko - zwrócił się do Percivala, jemu ufał najbardziej. Jeśli mieli sprowadzić istotę na ziemię, musieli działać natychmiast.
Choćby i pod butem służbisty, Michaela Tonksa, aurora. Ben westchnął ciężko, ciągle nie przywykł do poznawania starych-nowych znajomych - więcej sympatii czuł do stojącej obok blondasa Adriany, z którą tak miło mu się tańczyło, niż do służbisty, który najwyrażniej był częścią czegoś większego. I był z nimi, cokolwiek ta liczba mnoga nie miała znaczyć.
Gdy podeszli do Tonksa, Ben kiwnął mu głową, obracając się na bok na ostatnie pytanie z tłumu, to dotyczące licencji rybaka. - To właściwie rozsądne pytanie, Tonks. Jakie masz papiery, żeby się tu rządzić? - łypnął na blondasa nieco prowokująco, ale nie wrogo. Nie wiedział nic o historii Michaela, jego dokonaniach i szacunku, jaki zdobył w kręgach Zakonu Feniksa. Dla Benjamina był więc na razie służbistą-cwaniakiem, nie mającym pojęcia o magicznych stworzeniach. W odróżnieniu od niego, Percivala i kolejnego bruneta, opowiadającego o tym, co zdołał dostrzec blisko ramory. Słuchał Artemisa uważnie, zaciskając usta, gdy usłyszał o łzie w kącie oka. - Biedny maluch - wychrypiał pod nosem, znów zadzierając głowę. Czynił to stale odkąd pojawił się na plaży, przez co mógł sprawiać wrażenie nieco szalonego osobnika z zepsutym zawiasem w karku. - Lepiej ich nie jedz, stary, na pewno są trujące lub jadowite - skomentował fragment o ukwiałach. A potem - w końcu na dłużej opuścił wzrok, rozglądając się po towarzyszach tej szalonej przygody. Rogerowi mruknął coś w ramach powitania, bo nie miał pojęcia, z kim ma do czynienia. - Jaka czarna magia, dajcie spokój. To mityczne stworzenie sprzed tysięcy lat, oczywiście, że będzie trochę inne, ale przecież nie nasłał jej tu żaden czarnoksiężnik - nieco zirytowały go te - nomen omen rozsądne - wątpliwości dotyczące natury ramory.
- Moim zdaniem trzeba ją opuścić. Ostrożnie i delikatnie. Z poziomu wody lub plaży szybciej zorientujemy się, jak można jej pomóc. Naprawić tę ranę, którą widziałeś - machnął brodą w kierunku Artemisa - jeśli oddycha powietrzem, to super, bo położymy ją na piachu. Jeśli nie, to zostaje woda, ale wtedy cała plaża i okolica będzie zalana, ta rybka trochę waży - kiwnął głową Percivalowi, Wingardium Leviosa było dobrym pomysłem, problem z tym, że sam Ben nie mógł w tym całym procederze pomóc. Oblizał usta, nieco zawstydzony. - Tylko no, ja nie mam różdżki - wyznał, czując się całkowicie nieprzydatny. Mógł pomóc wiedzą, mógł rozgonić tłum, jednak serce wyrywało się do intensywniejszej pomocy. Chciał poczuć pod dłońmi ciepłą - oby - skórę wielkiej ramory i ulżyć jej w cierpieniu.

jeślikogośpominąłemprzepraszam


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Wzgórze - Page 21 Frank-castle-punisher
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Wzgórze [odnośnik]17.12.23 16:06
Adda rozłożyła ręce w geście bezradności i niewinności, nie mogąc dopowiedzieć co uważał biolog. Na szczęście, młodzik szybko przeszedł do doprecyzowania całokształtu legendy, a jego nagły atak jąkania uznała za całkiem uroczy, wręcz dziewiczy, i nagrodziła go wyjątkowo miłym, zachęcającym uśmiechem, który miał dodać mu nieco odwagi. Słuchamy cię, zdawały się mówić zielone oczy, a skupiona na chłopaku uwaga dodawała całej naprędce stworzonej historii wiarygodności.
Odnotowała w pamięci informacje o rdzeniach i szczęce, a także potencjale mocy przewyższającym części smoka ― to było ważne. Zwłaszcza w obliczu ewentualnej różdżkarskiej katastrofy. Uniosła krótko brwi, gdy legenda nabrała kształtu i barw, ale choć była zaskoczona ― próżno było szukać w jej postawie kpiącego niedowierzania. Była zainteresowana, żywo i ― jak mogłoby się żakom wydawać ― szczerze.
Bestia z głębin, pomyślała, tłumiąc westchnienie. Lewitująca pod wpływem złego nastroju, pradawna, bojąca się sztormu. Potencjalnie cenna.
Fascynujące. ― Klasnęła w dłonie, wyraźnie uradowana opowieścią żaka. ― Nigdy nie sądziłam, że uda mi się usłyszeć tę legendę w całości, niemalże u źródła! Jak widać jednak, mimo końca świata, wciąż dopisuje mi szczęście. Dziękuję ― przywołany na wargi uśmiech pojaśniał i poszerzył się. Trwało to ledwie moment, bo zaraz potem jej uwaga skierowana została na nazwę węża, o którym jeszcze minutę temu nie miała zielonego pojęcia. Na pytanie grupy jednak odpowiedzieć nie mogła ― nie dysponowała żadnymi faktami.
Nie wiem, czy możemy wam powiedzie-eć… ― odparła zamiast tego, nawijając pasmo włosów na palec i przeciągając zaczepnie zgłoski. ― Co myślisz, Just? ― zwróciła się w stronę aurorki, pozostawiając decyzję dotyczącą ujawnienia miejsca bytowania węża w jej rękach.
Jej uwagę przyciągnął teraz Ben. Nie spodziewała się, że czarodziej okaże się znawcą prehistorycznych okazów ryb, ale nie zamierzała szukać dziury w całym; po niej zapewne też wielu nie spodziewałoby się podwójnej agentury i znajomości czarnej magii. Wysłuchała jego słów z uwagą i zwróciła spojrzenie w stronę wielkiej ryby.
Jak memortki… ― szepnęła, obserwując ruchome, barwne miraże i skinęła głową, gdy Ben uznał, że mają mało czasu. ― Wiesz coś więcej? ― dodała. ― Czy miraże stają się intensywniejsze im bliżej śmierci? Czy raczej bledną?
Obejrzała się na Justine, nie chcąc zostawiać szwagierki samej ― choć przecież wiedziała, że doskonale sobie poradzi sama w razie czego ― dając jej milczący znak, że idzie z Benem do reszty. Wmieszali się w tłum, przecisnęli do Michaela i dwóch nieznanych jej mężczyzn (Artemis i Roger); skinęła im krótko głową, a na samego aurora spojrzała trochę strachliwie, a trochę z podziwem, zupełnie tak, jakby byli jedynie znajomymi, a nie małżeństwem i jednocześnie tak by najbliżsi im gapie mieli szansę zasugerować się jej postawą. W końcu mieli do czynienia z aurorem, przedstawicielem prawowitego Ministerstwa Magii, jednostką elitarną. Nie należało dyskutować, kiedy nakazywał rozejście się; ryba mogła sobie teraz spokojnie lewitować, ale ogon znajdował się wcale nie tak daleko. Gdyby coś ją wystraszyło albo gdyby nagle postanowiła się obudzić… Adda przygryzła policzek od wewnętrznej strony. Dość już mieli tragedii przez ostatnią dobę, kolejnych nie powinni ryzykować.
Ben ― złapała czarodzieja za przegub i pociągnęła lekko, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę ― możesz pomóc w rozgonieniu gapiów? ― spytała wprost, ruchem głowy wskazując na wciąż obecnych ludzi. ― Wiesz… sam wiesz, że jesteś duży, prawda? Masz posturę niedźwiedzia, tak samo zresztą zarosłeś ― uśmiechnęła się wesoło, rozbawiona skojarzeniem Bena wyczołgującego się z jamy po przydługim śnie ― i nie masz różdżki. Mógłbyś rozgonić tłum, bo jeśli ryba się przestraszy albo stanie się coś niespodziewanego, to możemy mieć na sumieniu ludzi. A wtedy o wiele trudniej będzie ją ocalić. ― Sama żądałaby krwi bestii, która zabiłaby jej rodzinę; bez względu na to czy przypadkiem, czy nie. Idąc tą analogią, chciała przekonać Bena, że rezygnując ze stania z nimi, tuż przy rybie, mógł faktycznie i realnie zwiększyć szanse zwierzęcia na przeżycie.
Znam się na transmutacji, a ziemia dziwnie plaska pod butami, jest za mocno nasiąknięta wodą… ― mruknęła, spoglądając w stronę krańca wzgórza i błyszczącej w promieniach słońca ziemi, albo może raczej ― błota. ― Spróbuję ją osuszyć, żebyście mieli pewniejszy grunt pod nogami do tych skoordynowanych zaklęć, dobra? ― zwróciła się do mężczyzn, przy okazji ciekawsko przyglądając się temu, któremu żacy oddali lunetę. Kolejny gość, który wiedział dużo o rybach, naprawdę mieli dzisiaj szczęście.
Wyjęła zza paska różdżkę, obróciła ją w palcach. Ile zaklęć musiałaby rzucić, żeby osuszyć drogę do ryby i mieć pewność, że nikt nagle nie wywinie orła, jeśli trzeba będzie zrobić szybki unik?
Siccitasio ― wypowiedziała, celując czubkiem różdżki w rozmokniętą ziemię.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Wzgórze [odnośnik]17.12.23 16:06
The member 'Adriana Tonks' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 99
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wzgórze - Page 21 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wzgórze [odnośnik]17.12.23 17:22
Kącik ust drgnął mu w górę w reakcji na wykrzyczanego z oburzeniem srodusa głupotusa, zmiął jednak w ustach cisnący się na język przytyk, bo w jego rękach – bez słowa sprzeciwu – znalazła się luneta. Przytknął do ją oka, w pierwszej chwili trochę zdezorientowany szybkością, z jaką przesuwał się przybliżony obraz; wypuścił powietrze z płuc, stabilizując ramiona, dopiero wtedy mogąc przyjrzeć się okazowi uważniej. Jednym uchem przez cały czas słuchał opowieści młodziana. Historia, trochę nieprawdopodobna a trochę nie, mogła być zmyślona – choć jeżeli Percival był choć odrobinę dobrym sędzią charakteru, to czarodziej zdawał się w stu procentach wierzyć w przygodę ojca. Dziura wypalona w łodzi zgrywała się z tym, co wiedział na temat czołowej przyssawki, jeżeli wydzielany przez nią śluz mógł rozpuścić rybę czy inną zwierzynę, to zapewne to samo był w stanie zrobić z drewnianym dnem łódki. Opowieść o unoszących się grzebieniach sprawiła, że znieruchomiał na moment – czy to mogło być rozwiązanie zagadki? Skierował lunetę na rybią płetwę, dostrzegając napięte mięśnie i potwierdzając w ten sposób dwie teorie jednocześnie: stworzenie żyło i w widoczny sposób było nerwowe. Czy tak samo, jak to, które uniosło się ponad powierzchnię, wystraszone sztormem? Odsunął okular od oka, deszcz meteorytów z całą pewnością brzmiał jak coś, co mogłoby wpędzić rybę w podobny stan; czy jednak byli w stanie zrobić coś, żeby ją uspokoić – i bezpiecznie sprowadzić do wody? Niepokoiła go wysuszona skóra i gromadzący się w załamaniach piasek, po kilku godzinach lewitowania z dala od wilgotnej, chłodnej wody, stworzenie musiało być już przegrzane – musiał jak najszybciej wymyślić, jak mu pomóc. – Dziękuję – powiedział, oddając lunetę młodzieńcowi. – Twój ojciec zdecydowanie odkrył coś niezwykłego. Wielka szkoda, że sprzedał te grzebienie. – Musiały być warte fortunę, ale jeszcze większe znaczenie miałyby dla badaczy i magizoologów. – Na razie nie dzielmy skóry na garborogu – ryba jest żywa – stwierdził, przenosząc wzrok na Bena. Całkowicie zgadzał się z jego słowami, nie wyobrażał sobie zamordowania czegoś tak rzadkiego i niezwykłego dla mięsa i kości; nie wiedział jeszcze, czy stworzenie dało się uratować, być może było już za późno – ale nawet jeżeli miało umrzeć, mógł przynajmniej postarać się zniwelować po części jego cierpienie.
Spojrzał na przyjaciela z zaskoczeniem, kiedy ten wspomniał o memortkach i ostatniej pieśni ryby, nie wiedział o tym; nie kwestionował jednak prawdziwości tych słów ani przez sekundę, Jaimie doskonale znał się na magicznych stworzeniach. Przeniósł wzrok na miraże, przyglądając się przez chwilę, jak jedna z ryb obraca się dookoła własnej osi, odsłaniając biały brzuch; nagle – i zupełnie niespodziewanie – ogarnął go jakiś smutek, melancholia; było w tym coś jednocześnie radosnego i przejmująco smutnego, coś, czego nie potrafił jednoznacznie uchwycić i opisać. – Chodźmy – powiedział do Bena, z trudem odrywając wzrok od spektaklu barw; zamiast tego skupiając się na słowach nieznanego mu czarodzieja (Artemisa), stojącego obok Michaela. Informacja o ranie go zmartwiła, zmarszczył brwi. – To prawdopodobnie dlatego jest taka nerwowa. Cierpi – wtrącił, nie zwracając się do nikogo konkretnego, ale zarówno auror, jak i jego towarzysze, mogli go usłyszeć.
Uścisnął rękę mężczyźnie, który zwrócił się do niego po nazwisku (Roger), nie chcąc dać po sobie poznać, że za żadne skarby nie potrafił przypomnieć sobie jego imienia. Kiwnął mu więc milcząco głową, wysłuchując wieści o czarnej magii. – Na pewno nie pochodzi z ryby – powiedział od razu, zgadzając się ze słowami Jaimiego. – Też uważam, że musimy ją opuścić, ale to może być problematyczne. Tamten chłopak – przerwał na chwilę, żeby wskazać głową w stronę piegusa z lunetą – twierdzi, że jego ojciec zetknął się kiedyś z takim samym gatunkiem podczas sztormu, i że tamto stworzenie też lewitowało. Mam teorię, że w powietrzu unoszą go płetwy – i że w jakiś sposób jest to związane z negatywnymi emocjami. Może to jakiś mechanizm obronny – zastanowił się, pocierając krawędź żuchwy. – Ryba jest zestresowana, może przez ból, może przez to, co wydarzyło się wczoraj, może przez magię, która unosi się w powietrzu – kontynuował, zerkając w stronę Rogera, który wspomniał o tym, co wyczytał z rzuconego zaklęcia. – Da się jakoś oczyścić z niej teren? Przynajmniej na chwilę? – zapytał, tym razem zwracając się ku Tonksowi, który znał się na tym najlepiej.
Pojawienie się obok nich jasnowłosej kobiety zarejestrował z opóźnieniem; rzucił jej niezbyt przychylne spojrzenie, słysząc, w jaki sposób zwraca się do Bena. Który na domiar złego się z nią przywitał; skąd się znali? Pamiętał, że na polanie mówił o jakiejś Celine, ale kokieteryjną czarownicę nazwał Adą. Od kiedy Jaimie otaczał się towarzystwem ładnych blondynek?
Miał ochotę coś powiedzieć, ale ugryzł się w język i zamiast tego przeniósł wzrok na stworzenie, przez moment jeszcze ważąc w myślach możliwe opcje. – Mam pomysł, ale potrzebuję do niej podlecieć. Michael, mogę pożyczyć na chwilę twoją miotłę? – zapytał, wiedział, że auror miał ją ze sobą; wcześniej okrążał na niej rybę. – Spróbuję ją trochę uspokoić, może nie będzie walczyć, kiedy będziecie ją opuszczać – wyjaśnił.
Uzyskawszy odpowiedź twierdzącą, podniósł miotłę Michaela z rozmokniętej ziemi, dosiadł jej i odbił się w górę, żeby powoli podlecieć do ramory – przez cały czas obserwując ją uważnie i pilnując, by pozostawać w polu jej widzenia. Nie chciał, by poczuła się dodatkowo zagrożona, przemknął spojrzeniem po jej boku, szukając wspomnianej przez nieznajomego czarodzieja rany, próbując ocenić, na ile była poważna. Zbliżywszy się na niewielką odległość, zwolnił jeszcze bardziej, wyciągając dłoń, żeby ostrożnie dotknąć pomarszczonej, poznaczonej głębokimi bruzdami skóry stworzenia. – Spokojnie – odezwał się do niej, przywołując wszystkie pokłady opanowania; powściągając niepewność i zdenerwowanie bliskością potężnej istoty, korzystając z doświadczenia, którego nabrał w trakcie nauki oklumencji. Przemawiał tak, jakby przemawiał do rannego smoka, pamiętał opowieść chłopaka – płetwowe grzebienie unosiły się w górę, kiedy jego ojciec był zdenerwowany, musiały więc być w jakiś sposób wrażliwe na emocje. Miał nadzieję, że pozostałym uda się odpędzić gapiów z plaży. – Za chwilę ci pomożemy, najgorsze już minęło – mówił dalej, pewien, że ryba go nie rozumie – ale nie mając pewności, ile była w stanie wyczytać z jego głosu. Spojrzał wyżej, na otaczające ją miraże, pierwszy raz mając okazję przyjrzeć im się z bliska. – Są piękne. To twoja rodzina? – zastanowił się.
Skierował miotłę nieco wyżej, wcześniej cofając dłoń, którą dotknął ryby; drugą przez cały czas ściskał mocno drewnianą rączkę, starając się nie stracić równowagi. Na miotle nie czuł się tak dobrze jak w siodle, przezornie trzymał się więc z dala od ogona, nie mając pewności, czy zdążyłby wykonać przed nim unik. – Musi ci być gorąco – powiedział, wciąż spokojnie, dobywając różdżki; wiedział, że morskie smoki nie mogły długo przebywać ponad powierzchnią wody, bo ich organizm się przegrzewał – podejrzewał więc, że z ramorą mogło być tak samo. Polanie wysuszonej skóry wodą mogło pomóc jej się schłodzić, może sprawiając, że zwierzę poczułoby się bardziej komfortowo. Pochyliwszy się lekko do przodu, podleciał do jednej z płetw, wiedząc, że były znacznie mocniej ukrwione od reszty ciała. – Balneo – wypowiedział, kierując strumień wody na płetwę. Ryba była ogromna, a wody z jednego zaklęcia: niewiele, dlatego koncentrował się na tych częściach, w których skóra stworzenia była najcieńsza, a naczynia krwionośne – położone najpłycej. – Balneo – powtórzył, przesuwając się dalej, gotów oblecieć w ten sposób całą ramorę, jeżeli miałoby to pomóc.

| nie wiem, ile akcji mogę wykonać, więc przepraszam, jeśli się zapędziłam, mistrzu gry - proszę o przystopowanie w razie czego <3




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott

Strona 21 z 40 Previous  1 ... 12 ... 20, 21, 22 ... 30 ... 40  Next

Wzgórze
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach