Lasy wokół zamku
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Lasy wokół zamku
Lasy zajmują szczególne miejsce w sercach pobliskich mieszkańców; dzięki ich bliskości czują się w pewien sposób chronieni, trudno by im było się odnaleźć bez świadomości, że ich drzewiaści przyjaciele pozostają na wyciągnięcie ręki. Choć przestrzenie są bardzo rozległe, nietrudno tu odnaleźć swoją drogę. Niejedna ścieżka przecina te okolice, prowadząc zagubionych podróżnych od polan, niewielkich strumieni aż pod sam Lancaster Castle. Wśród pni znajdują się zarówno wiekowe okazy jak i te nieco młodsze, gdzieniegdzie wskazówki z patyczków i chorągiewek wskazują na skarby zakopane przez latorośle Ollivanderów. Jeśli się wie, gdzie szukać, można tu odnaleźć najróżniejsze okazy flory jak i natknąć się na ciekawskie stworzenia. Las pozostaje oazą spokoju, miejscem, w którym można zebrać swoje myśli jak i wybrać się na konną przejażdżkę.
[bylobrzydkobedzieladnie]
The member 'Elora Wright' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 96
'k100' : 96
Szczęście, czy też przypadek sprawił, że przeszli kolejną turę zagadek. Zabawne, że Skamander mógł jeszcze wykorzystać wiedzę z historii magii. Jeszcze zabawniejsze, że prawdopodobnie jego była nauczycielka byłaby w potężnym szoku, z jaka łatwością posłużył się posiadaną wiedzą. Być może trafił w temat, a może umysł aurora nie zagubił przez lata wbijanej do głowy (czasem dosłownie) informacji sięgających dawnych, bardziej datowych kwestii losów czarodziejów. Niektóre historie były zwyczajnie wciągające, a przekazane właściwie, potrafiły zakorzenić się na dłużej.
Za to Charlie zaskoczyła go bardzo mocno. Nie sądził by posiadała wybitne zdolności do kłamania, a przyznawała się do nieznajomości w dziedzinie malarstwa - tymczasem poradziła sobie śpiewająco, nawet - iluzoryczny student musiał być pod wrażeniem - To prawda - potwierdził ruchem głowy - Całkiem zgrany z nas duet - mrugnął do kobiety, by ostatecznie otrzymać fragment układanki.
Kolejny etap postawił bardzo wysoka poprzeczkę. czarna brew zafalowała w chwilowej konsternacji, gdy przyszło dowiedzieć się, co było celem ich zadania - Podobno wyczucie rytmu posiadam, ale... podrygiwanie na salonach jeszcze mi się nie zdarzyło - zaplótł ramiona przed sobą, słuchając instrukcji i zerkając na wystawione kukły. Przypominało mu to teatralny pokaz. Brakowało tylko gdzieś nad głową śmiechu lalkarza i nitek, którymi ktoś zacząłby pociągać ich ciałem. Nie podobała mu się wskazana perspektywa, ale zmył z twarzy błędny wyraz i z gracją skłonił się przed swoją towarzyszką - panna pozwoli? - wyciągnął dłoń, oferując wsparcie. Zapewne, był to bardzo zwinny początek ich salonowej porażki. Skamander, zdecydowanie nie nadawał się do życia w podobnych warunkach. Zadusiłby się.
W obserwacji był całkiem skuteczny, ale jedno - dostrzeżenie jak wykonać dany ruch, a drugie, odzwierciedlić go na parkiecie, przy okazji wymijając porcelanowe przeszkody - Postaram się, aczkolwiek taniec wolę w wersji bardziej współczesnej - nachylił się lekko, odpowiadając kobiecie. Trzymał ją w talii pewnie, ale taktowe kroki, których wymagano podczas wyzwania, nie miały nic wspólnego z tym, co znał i zdecydowanie wolał.
Bark biegłości tańca balowego -50 (mam tylko współczesny) / zwinność 8
Za to Charlie zaskoczyła go bardzo mocno. Nie sądził by posiadała wybitne zdolności do kłamania, a przyznawała się do nieznajomości w dziedzinie malarstwa - tymczasem poradziła sobie śpiewająco, nawet - iluzoryczny student musiał być pod wrażeniem - To prawda - potwierdził ruchem głowy - Całkiem zgrany z nas duet - mrugnął do kobiety, by ostatecznie otrzymać fragment układanki.
Kolejny etap postawił bardzo wysoka poprzeczkę. czarna brew zafalowała w chwilowej konsternacji, gdy przyszło dowiedzieć się, co było celem ich zadania - Podobno wyczucie rytmu posiadam, ale... podrygiwanie na salonach jeszcze mi się nie zdarzyło - zaplótł ramiona przed sobą, słuchając instrukcji i zerkając na wystawione kukły. Przypominało mu to teatralny pokaz. Brakowało tylko gdzieś nad głową śmiechu lalkarza i nitek, którymi ktoś zacząłby pociągać ich ciałem. Nie podobała mu się wskazana perspektywa, ale zmył z twarzy błędny wyraz i z gracją skłonił się przed swoją towarzyszką - panna pozwoli? - wyciągnął dłoń, oferując wsparcie. Zapewne, był to bardzo zwinny początek ich salonowej porażki. Skamander, zdecydowanie nie nadawał się do życia w podobnych warunkach. Zadusiłby się.
W obserwacji był całkiem skuteczny, ale jedno - dostrzeżenie jak wykonać dany ruch, a drugie, odzwierciedlić go na parkiecie, przy okazji wymijając porcelanowe przeszkody - Postaram się, aczkolwiek taniec wolę w wersji bardziej współczesnej - nachylił się lekko, odpowiadając kobiecie. Trzymał ją w talii pewnie, ale taktowe kroki, których wymagano podczas wyzwania, nie miały nic wspólnego z tym, co znał i zdecydowanie wolał.
Bark biegłości tańca balowego -50 (mam tylko współczesny) / zwinność 8
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 88
'k100' : 88
Wujek Rory doskok ale rozumiał niuanse świata, w którym żyła Miriam. Otaczały ich dźwięki, barwy, niedostrzegalne dla nieuważnego oka, pozwalające się dostrzec tylko tym, którzy naprawdę patrzyli. Nikt nie patrzył na rozmawiające wieczorem między sobą róże, nikt nie wiedział, że gwiazdy chichoczą, lśniąc migotliwie. Te drobnostki zdawały się być nieuchwytne, a tymczasem istniało wąskie grono czarodziejów, którzy potrafili wychwycić je wśród chaosu.
Jeszcze raz pozwolił sobie dotknąć wianka, ale tak, żeby broń Merlinie go nie uszkodzić. Był delikatny i kruchy, jak się za chwilę dowiedziała – złożony z bielusieńkich stokrotek. Na wspomnienie o ich znaczeniu, uśmiechnęła się szeroko, nie szczędząc różowych pąsów wkradających się na terytorium piegów usianych na policzkach. Nie pytała, ile mają płatków – to było zbyt oczywiste. Musiały mieć ich po sto!
Spotkanie wśród drzew sprawiających wrażenie odpowiednich haczyków dla obrazów, było fascynującą przeprawą prze historyczne zakamarki magicznej społeczności. Każdy ród miał swoją historię do opowiedzenia, każdy starał się zaistnieć, zalśnić i na pewno żaden z nich nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo ich barwy przeplatały się między sobą, tworząc spójną całość. Obrazy doskonale tę spójność przedstawiały. Ktoś to kiedykolwiek docenił?
Zanim chłopiec zniknął i kiedy jeszcze rozmawiali sobie z wujkiem, wręczyła mu białą różę, przyglądając mu się zaciekawiona. Spojrzał na nią wtedy, wskazał kierunek, przekazał z uśmiechem fragment układanki. I zniknął. Zrobiła wielkie oczy i natychmiast podbiegła do wujka, łapiąc go mocno za rękę.
– Wujaszku, on zniknął i… o-obrazy też! Jak to! – kiedyś, owszem, narodziła się w niej magia, a teraz otaczała ją ze wszystkich stron, ale czasami zdarzało jej się reagować na wszelkie jej oznaki obawą, co było całkiem naturalne w jej wieku. Rory jednak pospieszył z odpowiedzią. Iluzja. – Chłopiec też był wyczarowany? Wydawał się taki prawdziwy…
Wydawało jej się nawet, że zdążyła się z nim zaprzyjaźnić, a tu o, ich przyjaźń skończyła się tak szybko jak zaczęła!
Ruszyli jeszcze raz ścieżką, krótką, ale jakby jaśniejszą od poprzedniej. Oczom Miriam szybko ukazały się przypominające świetliki, rozstawione na jasnym parkiecie filiżanki. Pociągnęła lekko wujaszka za dłoń, wskazując mu ten piękny taniec świateł. Kukiełki wynurzyły się dosłownie jedno mrugnięcie później – suknia pani Kukiełki wyglądała jak upleciona z drobniutkich, pajęczych nici. Zamrugała, kiedy Rory nachylił się do niej, prosząc o taniec. Pokiwała tylko główką, a na podniesienie odpowiedziała perlistym, dziecięcym śmiechem.
– Wujciu, uważaj na filiżanki! – zawołała, gdy o mały włos jednej nie dotknął. Ale tańczył doskonale, wirowali razem między porcelanowymi przeszkodami w takt muzyki, a Miriam uśmiechała się i na przemian śmiała, mocno trzymając się wujaszkowego ramienia. – Tu jest jeszcze jedna! I tam, uwaga!
Jeszcze raz pozwolił sobie dotknąć wianka, ale tak, żeby broń Merlinie go nie uszkodzić. Był delikatny i kruchy, jak się za chwilę dowiedziała – złożony z bielusieńkich stokrotek. Na wspomnienie o ich znaczeniu, uśmiechnęła się szeroko, nie szczędząc różowych pąsów wkradających się na terytorium piegów usianych na policzkach. Nie pytała, ile mają płatków – to było zbyt oczywiste. Musiały mieć ich po sto!
Spotkanie wśród drzew sprawiających wrażenie odpowiednich haczyków dla obrazów, było fascynującą przeprawą prze historyczne zakamarki magicznej społeczności. Każdy ród miał swoją historię do opowiedzenia, każdy starał się zaistnieć, zalśnić i na pewno żaden z nich nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo ich barwy przeplatały się między sobą, tworząc spójną całość. Obrazy doskonale tę spójność przedstawiały. Ktoś to kiedykolwiek docenił?
Zanim chłopiec zniknął i kiedy jeszcze rozmawiali sobie z wujkiem, wręczyła mu białą różę, przyglądając mu się zaciekawiona. Spojrzał na nią wtedy, wskazał kierunek, przekazał z uśmiechem fragment układanki. I zniknął. Zrobiła wielkie oczy i natychmiast podbiegła do wujka, łapiąc go mocno za rękę.
– Wujaszku, on zniknął i… o-obrazy też! Jak to! – kiedyś, owszem, narodziła się w niej magia, a teraz otaczała ją ze wszystkich stron, ale czasami zdarzało jej się reagować na wszelkie jej oznaki obawą, co było całkiem naturalne w jej wieku. Rory jednak pospieszył z odpowiedzią. Iluzja. – Chłopiec też był wyczarowany? Wydawał się taki prawdziwy…
Wydawało jej się nawet, że zdążyła się z nim zaprzyjaźnić, a tu o, ich przyjaźń skończyła się tak szybko jak zaczęła!
Ruszyli jeszcze raz ścieżką, krótką, ale jakby jaśniejszą od poprzedniej. Oczom Miriam szybko ukazały się przypominające świetliki, rozstawione na jasnym parkiecie filiżanki. Pociągnęła lekko wujaszka za dłoń, wskazując mu ten piękny taniec świateł. Kukiełki wynurzyły się dosłownie jedno mrugnięcie później – suknia pani Kukiełki wyglądała jak upleciona z drobniutkich, pajęczych nici. Zamrugała, kiedy Rory nachylił się do niej, prosząc o taniec. Pokiwała tylko główką, a na podniesienie odpowiedziała perlistym, dziecięcym śmiechem.
– Wujciu, uważaj na filiżanki! – zawołała, gdy o mały włos jednej nie dotknął. Ale tańczył doskonale, wirowali razem między porcelanowymi przeszkodami w takt muzyki, a Miriam uśmiechała się i na przemian śmiała, mocno trzymając się wujaszkowego ramienia. – Tu jest jeszcze jedna! I tam, uwaga!
Zgubiła swe kropki na łące
a może w ogródku na grządce
a może w ogródku na grządce
The member 'Miriam Prewett' has done the following action : Rzut kością
#1 'k20' : 3, 11
--------------------------------
#2 'k100' : 32
#1 'k20' : 3, 11
--------------------------------
#2 'k100' : 32
Wymijanie filiżanek nie było prostym zadaniem i tylko połowa z was odniosła sukces. Rory i Miriam, Melania i Lucan oraz Charlene i Samuel* zdołali powtórzyć ruchy kukieł bez strącenia żadnej filiżanki, co zapewniło im kolejne elementy układanki. Dante wręczył je każdej z tych par, następnie zaś wskazał wszystkim ostatnie rozgałęzienie. Ponownie pojawiły się wiklinowe tunele, niedługie, prowadzące do ostatniego wyzwania. Niezależnie od miejsca, do którego przejścia was zaprowadziły, tabliczki rozbłysły lekko - na każdej pojawił się ten sam napis. Dzielcie się magią WYOBRAŹNI.
* doliczam bonus za taniec współczesny
Mechanicznie - zadanie IV
Zadanie nie wymaga rzutu (choć jeśli macie ochotę, możecie go wykonać - należy też wykonać rzut, jeśli zdecydujecie się na użycie zaklęcia, pamiętajcie wtedy o dorzuceniu anomalii), najważniejszy jest pomysł na jego rozwiązanie - doceniona zostanie kreatywność, nieszablonowe podejście, choć i proste rozwiązanie może okazać się skuteczne - warto brać pod uwagę biegłości i mocne strony postaci, należy też uzasadnić pomysł, choćby w dialogu do drugiej osoby. Na puzzla nie zadziała Accio. Jeżeli macie pytania, możecie zadać je na pw (nie na gg, będę miała ograniczony do niego dostęp). Jeśli sytuacja będzie tego wymagać, w międzyczasie pojawią się posty uzupełniające z lusterka (postaram się pisać je codziennie między 20 a 23) - miejcie to na uwadze, zwłaszcza jeśli potrzebujecie komentarza odnośnie podjętych działań lub otoczenia. Możecie pisać dowolną ilość postów, macie nieograniczoną ilość prób aż do końca tury. Nie ma znaczenia, czy wasz plan będzie rozbudowany i kilkupostowy, czy zajmie po jednym poście każdego z was - liczy się wyobraźnia!
| czas na odpis w tej turze upływa w niedzielę, 27.01 o 21:00, z możliwością przesunięcia maksymalnie do wtorku 29.01 na prośbę graczy - jeśli takiej prośby nie dostanę, podsumowanie skleję w niedzielę!
* doliczam bonus za taniec współczesny
- 1 - Anthony Macmillan & Ria Weasley:
- Krótki spacer doprowadził was do osobliwej polany - dostrzegliście okrąg wypełniony ruchomymi piaskami, jego promień mógł mieć około pięciu metrów. W samym środku pułapki widniał podest, na nim z kolei puzzel - wasz cel.
- 2 - Rory Prewett & Miriam Prewett:
- Białe liny różnej grubości oplatały kilka wysokich drzew, przypominając ogromną pajęczynę - w środku zaś, około dwa metry nad waszymi głowami, mogliście wypatrzeć uwiązanego puzzla.
- 3 - Lucan Abbott & Melania Abbott:
- Między drzewami, wprost od wyjścia z tunelu, dostrzegliście misę - przypominała myślodsiewnię, lecz prawdopodobnie nią nie była. Wewnątrz, pod lekko poruszającą się i falującą taflą wody, znajdował się puzzel. Oczywiście sięgnięcie po niego na nic się zdało - powierzchnia była niczym szkło, twarda i niemożliwa do zbicia zwykłym uderzeniem.
- 4 - Lorraine Prewett & Archibald Prewett:
- Krótki spacer doprowadził was do osobliwej polany - dostrzegliście okrąg wypełniony ruchomymi piaskami, jego promień mógł mieć około pięciu metrów. W samym środku pułapki widniał podest, na nim z kolei puzzel - wasz cel.
- 5 - Heath Macmillan & Elora Wright:
- Białe liny różnej grubości oplatały kilka wysokich drzew, przypominając ogromną pajęczynę - w środku zaś, około dwa metry nad waszymi głowami, mogliście wypatrzeć uwiązanego puzzla.
* Heath, proszę o zgłoszenie dorzutu do usunięcia w aktualizacjach <3
- 6 - Charlene Leighton & Samuel Skamander:
- Krótki spacer doprowadził was do osobliwej polany - dostrzegliście okrąg wypełniony ruchomymi piaskami, jego promień mógł mieć około pięciu metrów. W samym środku pułapki widniał podest, na nim z kolei puzzel - wasz cel.
Zadanie nie wymaga rzutu (choć jeśli macie ochotę, możecie go wykonać - należy też wykonać rzut, jeśli zdecydujecie się na użycie zaklęcia, pamiętajcie wtedy o dorzuceniu anomalii), najważniejszy jest pomysł na jego rozwiązanie - doceniona zostanie kreatywność, nieszablonowe podejście, choć i proste rozwiązanie może okazać się skuteczne - warto brać pod uwagę biegłości i mocne strony postaci, należy też uzasadnić pomysł, choćby w dialogu do drugiej osoby. Na puzzla nie zadziała Accio. Jeżeli macie pytania, możecie zadać je na pw (nie na gg, będę miała ograniczony do niego dostęp). Jeśli sytuacja będzie tego wymagać, w międzyczasie pojawią się posty uzupełniające z lusterka (postaram się pisać je codziennie między 20 a 23) - miejcie to na uwadze, zwłaszcza jeśli potrzebujecie komentarza odnośnie podjętych działań lub otoczenia. Możecie pisać dowolną ilość postów, macie nieograniczoną ilość prób aż do końca tury. Nie ma znaczenia, czy wasz plan będzie rozbudowany i kilkupostowy, czy zajmie po jednym poście każdego z was - liczy się wyobraźnia!
- puzzle:
- Anthony i Ria - 2/4
Rory i Miriam (+5 do dowolnego rzutu) - 3/4
Lucan i Melania - 3/4
Lorraine i Archibald - 1/4
Heath i Elora - 0/4
Charlene (+5 do dowolnego rzutu) i Samuel - 3/4
| czas na odpis w tej turze upływa w niedzielę, 27.01 o 21:00, z możliwością przesunięcia maksymalnie do wtorku 29.01 na prośbę graczy - jeśli takiej prośby nie dostanę, podsumowanie skleję w niedzielę!
I show not your face but your heart's desire
Nieprzyjemną wizję znikającej dziewczyny dało się wyrzucić z pamięci stosunkowo szybko. Oblegających Melanię świetlików niestety nie, skoro należały jak najbardziej do rzeczywistości oraz teraźniejszości. Prychnęła z lekkim rozbawieniem, wywracając oczami na uwagę męża i dziękując Merlinowi, że tym razem nie zawitał na jej twarzy rumieniec. Jeszcze. Wolała się skupić chwilowo na czym innym niż własna czerwona buzia.
– Założyłeś się sam ze sobą, ile razy mnie dziś zakłopoczesz? – odbiła słowną piłeczkę w stronę męża, nie mogąc się powstrzymać. Lady Abbott stanowczo wystarczyło zamienianie się na innym, szerzej dostępnym parkiecie w dorodną piwonię. Choć jej docinki pozostawały jednak czysto kokieteryjne. Której kobiecie przeszkadzałyby komplementy od ukochanego mężczyzny?
– Jedynie to, że masz duże stopy, a na parkiecie zwykle nikt nie rozstawia ci serwisu do herbaty – odparła na obruszenie męża swoją uwagą, nie kryjąc rozbawienia. Przecież miała wystarczająco wiele czasu, aby poznać Lucana od każdej strony, wliczywszy w to tancerza – a tym był co najmniej przyzwoitym, skoro pomimo różnicy wzrostu nigdy nie mieli problemu z harmonią i dopasowaniem na parkiecie. Jeden dobry partner – a Melania wszak wspinała się jedynie nieco ponad przeciętną – by nie wystarczył do tego zadania.
Złośliwość, nawet drobna, miała najwyraźniej wyjść kobiecie bokiem, gdyż z ich dwójki to właśnie lady Abbott zaliczyła drobną wpadkę. Niczego co prawda nie zbiła ani nawet nie przewróciła, jednak przy jednej z bardziej dynamicznych figur potrąciła obcasem najbliższą filiżankę, tym samym wywołując jej cichy brzdęk. Najwyraźniej wszyscy byli za bardzo zajęci własnymi staraniami, a i odgłos utonął w morzu podobnych, równie dyskretnych, toteż wyglądało na to, że potknięcie Melanii zauważył tylko Lucan.
– Ani słowa – mruknęła niby groźnie, choć ją samą ubawił ten pstryczek w nos, jaki otrzymała od okoliczności.
Kiedy Dante Ollivander wręczył im kolejny fragment układanki, a oczom wszystkich zebranych ukazały się wiklinowe tunele, lady Abbott ponownie ujęła męża pod ramię, gdy ruszyli w dalszą drogę. Użyć mocy wyobraźni...? Tak radzili im organizatorzy? Melania nie uważała się za osobą szczególnie pełną fantazji, choć przecież hobbystycznie parała się malarstwem – na płótnie również wolała oddawać rzeczywiste miejsca i przedmioty. Skoro jednak zachodziła taka potrzeba...
Korytarz po raz kolejny wyprowadził ich na polankę, teraz wyjątkowo kameralną. Nie sposób było od razu nie dostrzec szklanej misy, w której zapewne znajdował się następny fragment układanki. Melania zupełnie odruchowo sięgnęła po puzzel, nie dostrzegając w tym urokliwym oświetleniu powierzchni, dlatego jej opuszki zabębniły o nią cicho. Zmarszczyła nieznacznie brwi i spojrzała na męża.
– Chyba zaczynam rozumieć, o co chodziło z tą wyobraźnią – stwierdziła, pocierając brodę w zamyśleniu, po czym zabrała się za obchód misy, jakby to miało jej pomóc w znalezieniu sposobu na wydobycie puzzla. – Może powinniśmy transmutować tę skorupę w coś miękkiego, w co można wsadzić dłoń? Na przykład w galaretkę lub coś podobnego? – Zwróciła twarz ku Lucanowi. – Potrafiłbyś to zrobić?
Nie było sensu ukrywać, że jej zdolności transmutacji pozostawiały wiele do życzenia. Szczególnie w porównaniu z tymi małżonka, toteż logiczniej byłoby to zostawić jemu.
– Założyłeś się sam ze sobą, ile razy mnie dziś zakłopoczesz? – odbiła słowną piłeczkę w stronę męża, nie mogąc się powstrzymać. Lady Abbott stanowczo wystarczyło zamienianie się na innym, szerzej dostępnym parkiecie w dorodną piwonię. Choć jej docinki pozostawały jednak czysto kokieteryjne. Której kobiecie przeszkadzałyby komplementy od ukochanego mężczyzny?
– Jedynie to, że masz duże stopy, a na parkiecie zwykle nikt nie rozstawia ci serwisu do herbaty – odparła na obruszenie męża swoją uwagą, nie kryjąc rozbawienia. Przecież miała wystarczająco wiele czasu, aby poznać Lucana od każdej strony, wliczywszy w to tancerza – a tym był co najmniej przyzwoitym, skoro pomimo różnicy wzrostu nigdy nie mieli problemu z harmonią i dopasowaniem na parkiecie. Jeden dobry partner – a Melania wszak wspinała się jedynie nieco ponad przeciętną – by nie wystarczył do tego zadania.
Złośliwość, nawet drobna, miała najwyraźniej wyjść kobiecie bokiem, gdyż z ich dwójki to właśnie lady Abbott zaliczyła drobną wpadkę. Niczego co prawda nie zbiła ani nawet nie przewróciła, jednak przy jednej z bardziej dynamicznych figur potrąciła obcasem najbliższą filiżankę, tym samym wywołując jej cichy brzdęk. Najwyraźniej wszyscy byli za bardzo zajęci własnymi staraniami, a i odgłos utonął w morzu podobnych, równie dyskretnych, toteż wyglądało na to, że potknięcie Melanii zauważył tylko Lucan.
– Ani słowa – mruknęła niby groźnie, choć ją samą ubawił ten pstryczek w nos, jaki otrzymała od okoliczności.
Kiedy Dante Ollivander wręczył im kolejny fragment układanki, a oczom wszystkich zebranych ukazały się wiklinowe tunele, lady Abbott ponownie ujęła męża pod ramię, gdy ruszyli w dalszą drogę. Użyć mocy wyobraźni...? Tak radzili im organizatorzy? Melania nie uważała się za osobą szczególnie pełną fantazji, choć przecież hobbystycznie parała się malarstwem – na płótnie również wolała oddawać rzeczywiste miejsca i przedmioty. Skoro jednak zachodziła taka potrzeba...
Korytarz po raz kolejny wyprowadził ich na polankę, teraz wyjątkowo kameralną. Nie sposób było od razu nie dostrzec szklanej misy, w której zapewne znajdował się następny fragment układanki. Melania zupełnie odruchowo sięgnęła po puzzel, nie dostrzegając w tym urokliwym oświetleniu powierzchni, dlatego jej opuszki zabębniły o nią cicho. Zmarszczyła nieznacznie brwi i spojrzała na męża.
– Chyba zaczynam rozumieć, o co chodziło z tą wyobraźnią – stwierdziła, pocierając brodę w zamyśleniu, po czym zabrała się za obchód misy, jakby to miało jej pomóc w znalezieniu sposobu na wydobycie puzzla. – Może powinniśmy transmutować tę skorupę w coś miękkiego, w co można wsadzić dłoń? Na przykład w galaretkę lub coś podobnego? – Zwróciła twarz ku Lucanowi. – Potrafiłbyś to zrobić?
Nie było sensu ukrywać, że jej zdolności transmutacji pozostawiały wiele do życzenia. Szczególnie w porównaniu z tymi małżonka, toteż logiczniej byłoby to zostawić jemu.
Gość
Gość
Nie wiedział, czy potrafi odnaleźć się w tej roli - jako ktoś, kto chwyci mocno za rękę najkruchszą z delikatnych istot (wrażliwą i zbyt dobrą, by bez uszczerbku na emocjach była w stanie przemierzyć swoje całe życie), a potem wytrwale będzie wyjaśniać elementy układanki (wszech)świata, okalające, wirujące, ubiegające się zewsząd o uwagę Miri, która rozumie je na tak wielu płaszczyznach jednocześnie, iż muszą one tworzyć w jej małej główce niezwykłe plątaniny kombinacji. Kombinacji, które on stara się czasem uprościć, by łatwiej było jej przyswoić to, co dzieje się wszędzie i zewsząd.
Usiadł, dosłownie na chwilę, zieleń trawy wyścielała dywan, zapraszała, by odpocząć na niej, nigdzie przecież im się nie śpieszyło.
- Był stworzony z czarów, ale nie nazwałby go nieprawdziwym... magia jest przecież prawdziwa, choć czasem trwa krócej niż ułamek naszego życia zmierzony jednym mrugnięciem powiek... ten chłopiec nie był człowiekiem, miał jednak materialną strukturę, gdybyś go dotknęła - tak jak ja dotknąłem ramy opisywanego przez ciebie obrazu - poczułabyś, że jego skóra najpewniej idealnie odwzorowywała ludzką. Duchy też nie są ludźmi, ale czy można powiedzieć, że nie są prawdziwe? Iluzja jest pewną ułudą, mami nas, tworzy coś, co najczęściej znika bardzo szybko - ale w chwili, gdy utkane z niej twory znajdują się przed naszymi oczami... istnieją, a więc są prawdziwe - choć nie w ten najprostszy do zrozumienia sposób - magia, jej ogrom i niezwykłość była czymś, co trudno pojąć - czarodzieje uczą się pewnych jej rodzai przez całe życie, a i tak większości udaje się zgłębić niewielki procent wybranych. To czyni też ją tak interesującą - on sam, chłonąc pierwsze magiczne doznania, czuł ten rodzaj euforii, który towarzyszy mu do dzisiaj, gdy zgłębia najbardziej fascynującego go naukowe aspekty.
Uśmiechnął się do niej delikatnie, w zamyśleniu uciekając spojrzeniem gdzieś w szumiącą liśćmi koron dal. Wtem też - na tej należącej do niej, na rudej koronie włosów pojawił się kolejny wianek. Stokrotek bliźniaczo podobnych do tych już okalających jej piegowatą twarzyczkę. - Jeśli podarujesz mi jeden z wianków, będziemy prezentować się jak prawdziwa drużyna - błysnął zębami, szczerząc się beztrosko; kochał czas spędzony z Miri - to, co on starał się jej pokazywać bądź wyjaśniać, było ledwie ułamkiem wszystkiego, czego nauczyła go ona.
Muzyka rozśpiewała się w jego duszy, gdy bez większych problemów muskali powietrze, powtarzając figury kukiełek; na chwilę zamknął oczy, chcąc sprawić, by w najdrobniejszych szczegółach zapamiętał wszystko to, co dzieję się właśnie tu i teraz. By kiedyś mógł użyć wyobraźni jak zmieniacza czasu, powrócić do tego właśnie momentu, kiedy czuł jedynie szczęście, żadnego ciężaru na barkach.
Coś podpowiadało mu, że takich wspomnień będzie desperacko potrzebował, by rozświetliły mrok nadchodzących zdarzeń.
Na zakończenie tańca ukłonił się przed Miri. - Oficjalnie mianuję cię strażniczką filiżanek, dzięki twoim podpowiedziom udało mi się żadnej nawet nie stratować - wyszeptał jej do ucha kolejny sekret, który stanie się czymś, co będą dzielić jedynie we dwójkę.
Podziękował Dante'emu, choć oczywiście pozwolił, żeby kolejny z elementów układanki również trafił do Miri, strażniczki nie tylko filiżanek.
Ruszyli wiklinowym tunelem; Rory zerknął niepewnie na napis, który pojawił się na tabliczce. - Dzielcie się magią... wyobraźni - przeczytał cicho, jednocześnie zastawiając się, co może czekać ich na końcu tunelu. - Brzmi naprawdę ciekawie...
Taka też okazała się zarysowująca się przed nimi sceneria.
Pajęczyna utkana z białych lin snuła się pomiędzy gałęziami koron dostojnie wysokich drzew. Gdzieś dwa metry nad ich głowami znajdowała się plątanina z uwięzionym w środku drewienkiem. Nie musiał sięgać po różdżkę, by wiedzieć, że accio nic nie wskóra.
- Myślisz, że ten Pan Dąb jest przyjacielem poznanej przez Ciebie Pani Leszczyny...? - zapytał, zerkając w stronę Miri z uśmiechem. W jego głowie wykiełkował już pewien pomysł. - Jeżeli go poprosimy... pewnie nam pomoże, jak sądzisz?
Podszedł odrobinę bliżej drzewa, na którym znajdował się uwięziony brakujący element układanki.
- Wskakuj na barana - uklęknął na jedno kolano, żeby mogła - tak jak wielokrotnie robiła to na meczach Quidditcha - wspiąć się na jego barki. Będą musieli współpracować - drzewo z nimi, i oni ze sobą, żeby to wszystko miało się udać.
- Panie Dębie, czy byłby pan tak miły i podarowałby nam pan coś, czego bardzo potrzebujemy? - z poważną miną zwrócił się w stronę masywnego konaru, stojąc z nim twarzą w korę. Dopiero po tym wyciągnął różdżkę i cicho wypowiedział zaklęcie - planta auscultatoris! - równie cicho liczył na to, że drzewo zechce współpracować; ugnie się zarówno pod jego wolą, jak i przed nimi - skłoni się na tyle nisko, by Miri mogła dosięgnąć do puzzla, a potem uratować go z sideł liny.
Usiadł, dosłownie na chwilę, zieleń trawy wyścielała dywan, zapraszała, by odpocząć na niej, nigdzie przecież im się nie śpieszyło.
- Był stworzony z czarów, ale nie nazwałby go nieprawdziwym... magia jest przecież prawdziwa, choć czasem trwa krócej niż ułamek naszego życia zmierzony jednym mrugnięciem powiek... ten chłopiec nie był człowiekiem, miał jednak materialną strukturę, gdybyś go dotknęła - tak jak ja dotknąłem ramy opisywanego przez ciebie obrazu - poczułabyś, że jego skóra najpewniej idealnie odwzorowywała ludzką. Duchy też nie są ludźmi, ale czy można powiedzieć, że nie są prawdziwe? Iluzja jest pewną ułudą, mami nas, tworzy coś, co najczęściej znika bardzo szybko - ale w chwili, gdy utkane z niej twory znajdują się przed naszymi oczami... istnieją, a więc są prawdziwe - choć nie w ten najprostszy do zrozumienia sposób - magia, jej ogrom i niezwykłość była czymś, co trudno pojąć - czarodzieje uczą się pewnych jej rodzai przez całe życie, a i tak większości udaje się zgłębić niewielki procent wybranych. To czyni też ją tak interesującą - on sam, chłonąc pierwsze magiczne doznania, czuł ten rodzaj euforii, który towarzyszy mu do dzisiaj, gdy zgłębia najbardziej fascynującego go naukowe aspekty.
Uśmiechnął się do niej delikatnie, w zamyśleniu uciekając spojrzeniem gdzieś w szumiącą liśćmi koron dal. Wtem też - na tej należącej do niej, na rudej koronie włosów pojawił się kolejny wianek. Stokrotek bliźniaczo podobnych do tych już okalających jej piegowatą twarzyczkę. - Jeśli podarujesz mi jeden z wianków, będziemy prezentować się jak prawdziwa drużyna - błysnął zębami, szczerząc się beztrosko; kochał czas spędzony z Miri - to, co on starał się jej pokazywać bądź wyjaśniać, było ledwie ułamkiem wszystkiego, czego nauczyła go ona.
Muzyka rozśpiewała się w jego duszy, gdy bez większych problemów muskali powietrze, powtarzając figury kukiełek; na chwilę zamknął oczy, chcąc sprawić, by w najdrobniejszych szczegółach zapamiętał wszystko to, co dzieję się właśnie tu i teraz. By kiedyś mógł użyć wyobraźni jak zmieniacza czasu, powrócić do tego właśnie momentu, kiedy czuł jedynie szczęście, żadnego ciężaru na barkach.
Coś podpowiadało mu, że takich wspomnień będzie desperacko potrzebował, by rozświetliły mrok nadchodzących zdarzeń.
Na zakończenie tańca ukłonił się przed Miri. - Oficjalnie mianuję cię strażniczką filiżanek, dzięki twoim podpowiedziom udało mi się żadnej nawet nie stratować - wyszeptał jej do ucha kolejny sekret, który stanie się czymś, co będą dzielić jedynie we dwójkę.
Podziękował Dante'emu, choć oczywiście pozwolił, żeby kolejny z elementów układanki również trafił do Miri, strażniczki nie tylko filiżanek.
Ruszyli wiklinowym tunelem; Rory zerknął niepewnie na napis, który pojawił się na tabliczce. - Dzielcie się magią... wyobraźni - przeczytał cicho, jednocześnie zastawiając się, co może czekać ich na końcu tunelu. - Brzmi naprawdę ciekawie...
Taka też okazała się zarysowująca się przed nimi sceneria.
Pajęczyna utkana z białych lin snuła się pomiędzy gałęziami koron dostojnie wysokich drzew. Gdzieś dwa metry nad ich głowami znajdowała się plątanina z uwięzionym w środku drewienkiem. Nie musiał sięgać po różdżkę, by wiedzieć, że accio nic nie wskóra.
- Myślisz, że ten Pan Dąb jest przyjacielem poznanej przez Ciebie Pani Leszczyny...? - zapytał, zerkając w stronę Miri z uśmiechem. W jego głowie wykiełkował już pewien pomysł. - Jeżeli go poprosimy... pewnie nam pomoże, jak sądzisz?
Podszedł odrobinę bliżej drzewa, na którym znajdował się uwięziony brakujący element układanki.
- Wskakuj na barana - uklęknął na jedno kolano, żeby mogła - tak jak wielokrotnie robiła to na meczach Quidditcha - wspiąć się na jego barki. Będą musieli współpracować - drzewo z nimi, i oni ze sobą, żeby to wszystko miało się udać.
- Panie Dębie, czy byłby pan tak miły i podarowałby nam pan coś, czego bardzo potrzebujemy? - z poważną miną zwrócił się w stronę masywnego konaru, stojąc z nim twarzą w korę. Dopiero po tym wyciągnął różdżkę i cicho wypowiedział zaklęcie - planta auscultatoris! - równie cicho liczył na to, że drzewo zechce współpracować; ugnie się zarówno pod jego wolą, jak i przed nimi - skłoni się na tyle nisko, by Miri mogła dosięgnąć do puzzla, a potem uratować go z sideł liny.
kołyszę się na nitce nieokreślonych pragnień, palce zaczepiam o rozszczepione na liściu słońce, chwytam umykający wszechświat
Rory Prewett
Zawód : botanik
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
and meet me there,
with bundles of flowers
we'll wait through
the hours of cold
with bundles of flowers
we'll wait through
the hours of cold
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Rory Prewett' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 90
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 90
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie szło im tak dobrze jak miała nadzieje aczkolwiek wcale się tym nie miała zamiaru przejmować. To była zabawa, którą ktoś skrupulatnie wymyślił sprawiając uczestnikom niesamowitą frajdę. Choć Lorraine i Archie mieli problem z przejściem przez wszystkie zadania i znalezieniem wszystkich części układanki to jednak nie można było powiedzieć, że się nie starali.
Taniec był ich szansą na pokazanie się z jak najlepszej strony. To także jednak nie poszło im najlepiej. Może była to wina jej upartej chęci wygrywania? Zdawała sobie sprawę z tego, że była to tylko dobra zabawa, ale jednak szlachcianka miała szczerą nadzieje, że uda im się tym razem wrócić do domu z nagrodą. - Ciekawe jak idzie Mirci i Roriemu – zaczęła kiedy poszukiwali kolejnego puzzla. - Jeżeli wygrają to Rory nie skończy się tym przechwalać. - dodała z szerokim uśmiechem na ustach.
Lorraine lubiła chodzić na śluby, a już w szczególności na śluby najbliższych jej osób. Szczerze marzyła o tym, żeby każdy robił to z miłością wymalowaną na twarzy, ale doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że zazwyczaj jest to po prostu niemożliwe. Ona miała wybór i wybrała osobę, którą zdążyła pokochać. Nie miała pojęcia jak może wyglądać ślub kiedy bierze się go z osobą, którą ledwo się zna. Jak w ogóle może wyglądać takie życie. - Co myślisz, Archie? - zapytała męża przenosząc na niego ciekawe spojrzenie. - Julia będzie szczęśliwa, prawda? - dodała jeszcze chcąc chyba usłyszeć co starszy i opiekuńczy brat ma do powiedzenia na temat ślubu swojej siostry. Zawsze przecież był dla niej tym starszym bratem, który zawsze pomoże i bez względu na wszystko będzie się o nią troszczył. Prewettówna widziała to doskonale.
Kiedy w końcu dotarli do ruchomych piasków, a jej oczom ukazał się leżący na delikatnie wysuniętym podeście puzzel podskoczyła radośnie. Różdżka tutaj miała zdecydowanie załagodzić sprawę. Kto wie? Może tym razem obejdzie się bez przedziwnych kombinacji. - Wingardium Leviosa – wypowiedziała i poruszyła ręką w odpowiedni sposób. Warto było spróbować.
Taniec był ich szansą na pokazanie się z jak najlepszej strony. To także jednak nie poszło im najlepiej. Może była to wina jej upartej chęci wygrywania? Zdawała sobie sprawę z tego, że była to tylko dobra zabawa, ale jednak szlachcianka miała szczerą nadzieje, że uda im się tym razem wrócić do domu z nagrodą. - Ciekawe jak idzie Mirci i Roriemu – zaczęła kiedy poszukiwali kolejnego puzzla. - Jeżeli wygrają to Rory nie skończy się tym przechwalać. - dodała z szerokim uśmiechem na ustach.
Lorraine lubiła chodzić na śluby, a już w szczególności na śluby najbliższych jej osób. Szczerze marzyła o tym, żeby każdy robił to z miłością wymalowaną na twarzy, ale doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że zazwyczaj jest to po prostu niemożliwe. Ona miała wybór i wybrała osobę, którą zdążyła pokochać. Nie miała pojęcia jak może wyglądać ślub kiedy bierze się go z osobą, którą ledwo się zna. Jak w ogóle może wyglądać takie życie. - Co myślisz, Archie? - zapytała męża przenosząc na niego ciekawe spojrzenie. - Julia będzie szczęśliwa, prawda? - dodała jeszcze chcąc chyba usłyszeć co starszy i opiekuńczy brat ma do powiedzenia na temat ślubu swojej siostry. Zawsze przecież był dla niej tym starszym bratem, który zawsze pomoże i bez względu na wszystko będzie się o nią troszczył. Prewettówna widziała to doskonale.
Kiedy w końcu dotarli do ruchomych piasków, a jej oczom ukazał się leżący na delikatnie wysuniętym podeście puzzel podskoczyła radośnie. Różdżka tutaj miała zdecydowanie załagodzić sprawę. Kto wie? Może tym razem obejdzie się bez przedziwnych kombinacji. - Wingardium Leviosa – wypowiedziała i poruszyła ręką w odpowiedni sposób. Warto było spróbować.
nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
The member 'Lorraine Prewett' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 78
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 78
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Dębowe liście zaszumiały lekko, kiedy drzewo pod wpływem udanego zaklęcia próbowało skłonić się przed Rorym i Miriam - ruch ten nie był zbyt szybki, lecz gałęzie rzeczywiście obniżyły się na tyle, na ile mogły - niestety, gdyby zostały opuszczone niżej, na pewno usłyszelibyście trzask pękającego drewna. Puzzel znajduje się około pół metra nad głową Miriam.
Zaklęcie Lorraine, mimo anomalii, przez którą różdżka wypadła jej z ręki, również okazało się udane i kobieta mogła o tym wiedzieć, lecz puzzel nie drgnął, pozostając na swoim miejscu. Wyglądało na to, że czary nie działają na wasz element układanki.
Zaklęcie Lorraine, mimo anomalii, przez którą różdżka wypadła jej z ręki, również okazało się udane i kobieta mogła o tym wiedzieć, lecz puzzel nie drgnął, pozostając na swoim miejscu. Wyglądało na to, że czary nie działają na wasz element układanki.
I show not your face but your heart's desire
No i znowu im się nie powiodło. Heath już nawet nie był zbytnio rozczarowany. Przyzwyczaił się. No i do tego spodziewał się też trochę takiego rezultatu. Starał się jak mógł podążać za ruchem Elory, ale on też co jakiś czas zezował w stronę kukieł by zobaczyć co teraz mają robić. Dzięki temu całkowicie zapomniał o filiżankach rozstawionych na ziemi. Co tu dużo mówić, całkiem sporo porcelany zostało unicestwionej pod drobnymi stopami chłopca. Raz nawet się poślizgnął na którejś ze skorup.
-Może jednak nauczę się tańczyć- mruknął pod nosem sam do siebie. Wcześniej zarzekał się, że wcale mu to nie jest potrzebne, ale ostatnio zaczynał się przekonywać, że to wcale nie jest tak bezużyteczna umiejętność jak mu się wcześniej wydawało. Może wujek Antoś potrafi? Warto zapytać.
No, ale długo nie rozważał nad tym tematem bo pojawił się kolejny wiklinowy korytarz, którym ruszył wraz z czarownicą. Tym razem były sporo krótsze niż poprzednie.
Kiedy dotrali na miejsce mały Macmillan zadarł głowę w górę oglądając tę plontaninę białych lin.
-Patrz! Tam jest puzzel- wykrzyknął wskazując palcem na sam środek tej osobliwej pajęczyny.
-Szkoda, że nie mam miotły...- westchnął. -Mógłbym wtedy podlecieć i go sobie zabrać bez większego problemu- oznajmił. Gdy to mówił podszedł do jednego z drzew. Zastanawiał się jak dostać się na górę.
-A może... po prostu spróbuję się tam wspiąć?- zaproponował Elorze i zanim ta zdążyła odpowiedzieć, czy to w ogóle dobry pomysł zaczął się próbować wspiąć na drzewo niczym mały makak. Wiele innych opcji nie miał. Chociaż jeśli to się nie uda pewnie zdoła wymyślić, jeszcze parę innych metod na ściągnięcie upragnionego kawałka układanki. W końcu nie mogą tak wrócić bez żadnego kawałka. Duma mu na to nie pozwalała. -Szkoda, że nie jestem wiewiórką- mruknął jeszcze. Wspinanie się w końcu wcale nie było takie proste jak mogłoby się wydawać.
-Może jednak nauczę się tańczyć- mruknął pod nosem sam do siebie. Wcześniej zarzekał się, że wcale mu to nie jest potrzebne, ale ostatnio zaczynał się przekonywać, że to wcale nie jest tak bezużyteczna umiejętność jak mu się wcześniej wydawało. Może wujek Antoś potrafi? Warto zapytać.
No, ale długo nie rozważał nad tym tematem bo pojawił się kolejny wiklinowy korytarz, którym ruszył wraz z czarownicą. Tym razem były sporo krótsze niż poprzednie.
Kiedy dotrali na miejsce mały Macmillan zadarł głowę w górę oglądając tę plontaninę białych lin.
-Patrz! Tam jest puzzel- wykrzyknął wskazując palcem na sam środek tej osobliwej pajęczyny.
-Szkoda, że nie mam miotły...- westchnął. -Mógłbym wtedy podlecieć i go sobie zabrać bez większego problemu- oznajmił. Gdy to mówił podszedł do jednego z drzew. Zastanawiał się jak dostać się na górę.
-A może... po prostu spróbuję się tam wspiąć?- zaproponował Elorze i zanim ta zdążyła odpowiedzieć, czy to w ogóle dobry pomysł zaczął się próbować wspiąć na drzewo niczym mały makak. Wiele innych opcji nie miał. Chociaż jeśli to się nie uda pewnie zdoła wymyślić, jeszcze parę innych metod na ściągnięcie upragnionego kawałka układanki. W końcu nie mogą tak wrócić bez żadnego kawałka. Duma mu na to nie pozwalała. -Szkoda, że nie jestem wiewiórką- mruknął jeszcze. Wspinanie się w końcu wcale nie było takie proste jak mogłoby się wydawać.
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'k20' : 10, 1
'k20' : 10, 1
Kruche filiżanki ginęły z chrzęstem pod ich stopami, co wywołało na jej twarzy grymas będący bliski rozbawieniu. Rozbawienie to było nasączone jednak smutnym pogodzeniem się z losem. Marni byli z nich tancerzy, a i zdolności do improwizowania zdawały się występować w zaniku, przez co nawet próba wciągnięcie panicza na jej stopy- nic nie pomogła. Trudno było utrzymać równowagę, że o jakichkolwiek obrotach nie było już w ogóle mowy.
Aby formalności stało się zadość, na koniec dygnęła przed młodym Macmillanem.
- Gdyby nie te wredne kukiełki, rzekłabym iż wyszło nam to całkiem zacnie, paniczu- uśmiechnęła się delikatnie, zwracając w kierunku nowo utworzonego tunelu.
Oto czekała na nich ostatnia zagadka i zarazem ostatnia szansa na wykazanie się.
Nie owlekając tego co nieuniknione, ruszyli żwawo przed siebie, wkrótce docierając do kolejnej polany, nie mniej interesującej od pozostałych, a czy nie mniej kłopotliwej, to się miało dopiero okazać.
Na widok puzzla, jej usta rozciągnęły się w uśmiechu.
- Och, patrz Heath, ostatnią część układanki przynajmniej pozwolono nam zobaczyć! Życzliwie czyż nie?
Przekrzywiła lekko głowę, wzrokiem wiodąc za rozpiętymi w powietrzu linami. Puzzel był dość wysoko, musieli zatem wymyślić sposób na dostanie się do niego. Pierwszym co przyszło jej do głowy, było transmutowanie lin w węże, przez co kawałek wpadłby w ich ręce, ale była kiepska w tej dziedzinie magii, a po drugie niewykluczone, że te obślizłe gady będą potem chciały ich zaatakować.
Drugą myślą, a jakże, była próba podpalenia ich lub nadpalenia w zaledwie kilku miejscach, ale problem był taki, że wolała aby płomienie nie wyślizgnęły się jej spod kontroli.
To musiało być coś jeszcze innego..
Heath najwidoczniej znudzony czekaniem na nią, ruszył w stronę drzewa.
- Nie, poczekaj!- ruszyła w jego stronę, czarno widząc jego wspinaczkowe zapędy. Nawet gdyby jakimś sposobem udało mu się dotrzeć tak wysoko, nie było opcji aby dosięgnął tak daleko od pnia!
Przygryzła wargi, niemalże widząc oczyma wyobraźni jak chłopiec spada na zimie.
Musiała wymyślić coś i to teraz!
Jej myśli ruszyły szalonym galopem, miotła i latanie, to oczywiste, tyle że znane jej zaklęcie lewitowania ludzi nie unosiła na zbyt wysoko, nie zaczaruje także żadnego kija aby zachowywał się jak miotła. Coś innego.. Rozejrzała się dookoła, gdy wtem do głowy wpadł jej pomysł na uproszczenie poprzedniego zamysłu, nie była co prawda pewna jak skuteczne się okaże.. Teoretycznie powinno zadziałać.
Ruszyła w stronę najbliższego drzewa, wybierając z niego gałąź. Nie cienką i wiotką, a dostatecznie grubą i sztywną, ale na tyle na ile czuła, że będzie w stanie ją ułamać.
Miała nadzieje, że ta mała profanacja zostanie jej wybaczona.
Zaczęła targać biedną gałąź w przód i w tył, w górę i w dół, licząc na upragniony trzask. Zacisnęła zęby i wysiliła jeszcze bardziej, nie pewna czy jej wysiłki coś dadzą, kiedy nagle bez ostrzeżenia runęła w przód z dłońmi zaciśniętymi na upragnionej zdobyczy.
Wróciła na środek, ułożyła ułamane drewno i wyjęła różdżkę. Plan w założeniu skomplikowany nie był, miała lewitować ją do góry i przysunąć do chłopca. Gdyby jemu udało się dosiąść ich prowizoryczną miotłę, mogłaby przetransportować go w stronę puzzla.
- Wingardium Leviosa.
Ten dzień okaże się doprawdy pechowy jeżeli nawet magia na poziomie pierwszoklasisty odmówi jej posłuchu.
Aby formalności stało się zadość, na koniec dygnęła przed młodym Macmillanem.
- Gdyby nie te wredne kukiełki, rzekłabym iż wyszło nam to całkiem zacnie, paniczu- uśmiechnęła się delikatnie, zwracając w kierunku nowo utworzonego tunelu.
Oto czekała na nich ostatnia zagadka i zarazem ostatnia szansa na wykazanie się.
Nie owlekając tego co nieuniknione, ruszyli żwawo przed siebie, wkrótce docierając do kolejnej polany, nie mniej interesującej od pozostałych, a czy nie mniej kłopotliwej, to się miało dopiero okazać.
Na widok puzzla, jej usta rozciągnęły się w uśmiechu.
- Och, patrz Heath, ostatnią część układanki przynajmniej pozwolono nam zobaczyć! Życzliwie czyż nie?
Przekrzywiła lekko głowę, wzrokiem wiodąc za rozpiętymi w powietrzu linami. Puzzel był dość wysoko, musieli zatem wymyślić sposób na dostanie się do niego. Pierwszym co przyszło jej do głowy, było transmutowanie lin w węże, przez co kawałek wpadłby w ich ręce, ale była kiepska w tej dziedzinie magii, a po drugie niewykluczone, że te obślizłe gady będą potem chciały ich zaatakować.
Drugą myślą, a jakże, była próba podpalenia ich lub nadpalenia w zaledwie kilku miejscach, ale problem był taki, że wolała aby płomienie nie wyślizgnęły się jej spod kontroli.
To musiało być coś jeszcze innego..
Heath najwidoczniej znudzony czekaniem na nią, ruszył w stronę drzewa.
- Nie, poczekaj!- ruszyła w jego stronę, czarno widząc jego wspinaczkowe zapędy. Nawet gdyby jakimś sposobem udało mu się dotrzeć tak wysoko, nie było opcji aby dosięgnął tak daleko od pnia!
Przygryzła wargi, niemalże widząc oczyma wyobraźni jak chłopiec spada na zimie.
Musiała wymyślić coś i to teraz!
Jej myśli ruszyły szalonym galopem, miotła i latanie, to oczywiste, tyle że znane jej zaklęcie lewitowania ludzi nie unosiła na zbyt wysoko, nie zaczaruje także żadnego kija aby zachowywał się jak miotła. Coś innego.. Rozejrzała się dookoła, gdy wtem do głowy wpadł jej pomysł na uproszczenie poprzedniego zamysłu, nie była co prawda pewna jak skuteczne się okaże.. Teoretycznie powinno zadziałać.
Ruszyła w stronę najbliższego drzewa, wybierając z niego gałąź. Nie cienką i wiotką, a dostatecznie grubą i sztywną, ale na tyle na ile czuła, że będzie w stanie ją ułamać.
Miała nadzieje, że ta mała profanacja zostanie jej wybaczona.
Zaczęła targać biedną gałąź w przód i w tył, w górę i w dół, licząc na upragniony trzask. Zacisnęła zęby i wysiliła jeszcze bardziej, nie pewna czy jej wysiłki coś dadzą, kiedy nagle bez ostrzeżenia runęła w przód z dłońmi zaciśniętymi na upragnionej zdobyczy.
Wróciła na środek, ułożyła ułamane drewno i wyjęła różdżkę. Plan w założeniu skomplikowany nie był, miała lewitować ją do góry i przysunąć do chłopca. Gdyby jemu udało się dosiąść ich prowizoryczną miotłę, mogłaby przetransportować go w stronę puzzla.
- Wingardium Leviosa.
Ten dzień okaże się doprawdy pechowy jeżeli nawet magia na poziomie pierwszoklasisty odmówi jej posłuchu.
Elora Wright
Zawód : Opiekunka testrali
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
„If ‚why’ was the first and last question, then ‚because i was curious to see what would happen’ was the first and last answer.”
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lasy wokół zamku
Szybka odpowiedź