tyły domu
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Za domem
Za domem, zamiast lasu, znajduje się sporej wielkości ogród. Otoczony białym płotem, który pokryty został przez wijącą się roślinność, sięga tak naprawdę jeszcze dalej - ale z braku funduszy Weasley'owie zdecydowali się ogrodzić jedynie niewielką część włości. W środku zawiera zadbany ogródek - z grządkami warzywnymi oraz kwiatowymi rabatkami. Taras nie został ściśle wydzielony. Umownie jest nim przestrzeń przy domu przykryta prowizoryczną markizą skrywającą drewniane, bujane fotele i niewielki, drewniany stolik. Za ogrodzeniem po prawej stronie rosną owocowe drzewa, a po lewej rozciąga się polana służąca za miejsce organizacji wszelkich rodzinnych przyjęć. Jednak największą atrakcją pozostaje oddalone na północ jeziorko, licznie oblegane przez wszystkich późną wiosną oraz latem.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Ostatnio zmieniony przez Ria Weasley dnia 13.06.18 21:22, w całości zmieniany 1 raz
W rodzinnej wiosce zatrzymałem się przelotnie, decydując się krótki przystanek u rodziców w drodze do domu — pustych czterech ścian pośrodku lasu, na tyle dalekich od głównej drogi, abym nie stanowił dla podróżnych najmniejszego zagrożenia. To jednak Ottery St. Catchpole wciąż było moim prawdziwym, bezpiecznym schronieniem; miejscem, w którym miałem do kogo się przytulić, z kim porozmawiać czy zjeść wspólny posiłek. Właśnie kończyłem konsumpcję poczęstunku, gdy zagaiłem matkę, gdzie podziewa się Neala i kiedy wreszcie odpuści jej karę za ten transmutacyjny wybryk. Od zawsze była surowa i stanowcza, lecz to dobra kobieta, która zdecydowanie lepiej niż ja odnajdywała się w wychowawczych zawiłościach mej kuzynki, więc nie miałem prawa kwestionować jej decyzji; również tym razem jedynie wstawiałem się za nią w odezwie do matczynego serca. Ku mojemu zaskoczeniu to właśnie dziś przypadał dzień końca jej kary, a na tę okazję przygotowała imprezę dla grona najbliższych znajomych, więc pomyślałem, że i ja miło ją dziś zaskoczę.
Krótka wymiana zdań z ojcem wyposażyła mnie w butelkę wina z rodzinnej piwniczki i ciche przyzwolenie, by takowym z dziewczętami się podzielić. Dyskretnie wymknąłem się z domu i podążyłem wydeptaną ścieżką nad jezioro, gdzie spotkanie powoli przybierało znamiona imprezy. Dziś raczej nie byłem tu mile widzianym towarzystwem, ale kilka grzecznościowych komplementów pozwoliło mi zaciągnąć kuzynkę na stronę. — To prawda, żadnej z pań nie można odmówić uroku — zgodziłem się z Eve, ujawniając się imprezowiczkom gdzieś w środku dialogu i na chwilę kradnąc ich uwagę. — Ładnie się tu urządziłyście, więc nie będę długo psuć krajobrazu. Miałybyście coś przeciw, gdybym na chwilę porwał swoją kuzynkę? Oddam ją za moment, obiecuję — uśmiechnąłem się perliście, odsłaniając pełną krasę bielutkich zębów i objąłem Nealę w geście prowadzenia gdzieś na bok.
Już w drodze wyciągnąłem spod ubrania wspomniany alkohol. — Masz co świętować, więc załatwiłem Wam od wuja jedną butelkę. Tylko ani słowa przy cioci, bo boję się pomyśleć, jaką karę tym razem by wymyśliła, a mi też by się oberwało — ostrzegłem ją w szczerej obawie, choć wierzyłem, że potrafią się zachować. — Postarajcie się nie upić, to niczego nie poczuje. Będę już ruszać do domu, więc jesteś skazana na siebie — przekazałem jej alkohol, wymierzając w gestykulacji palec w jej stronę; po chwili odwróciłem się do reszty, żeby pożegnalnie życzyć im dobrej zabawy i zebrałem się w trasę.
zt
Krótka wymiana zdań z ojcem wyposażyła mnie w butelkę wina z rodzinnej piwniczki i ciche przyzwolenie, by takowym z dziewczętami się podzielić. Dyskretnie wymknąłem się z domu i podążyłem wydeptaną ścieżką nad jezioro, gdzie spotkanie powoli przybierało znamiona imprezy. Dziś raczej nie byłem tu mile widzianym towarzystwem, ale kilka grzecznościowych komplementów pozwoliło mi zaciągnąć kuzynkę na stronę. — To prawda, żadnej z pań nie można odmówić uroku — zgodziłem się z Eve, ujawniając się imprezowiczkom gdzieś w środku dialogu i na chwilę kradnąc ich uwagę. — Ładnie się tu urządziłyście, więc nie będę długo psuć krajobrazu. Miałybyście coś przeciw, gdybym na chwilę porwał swoją kuzynkę? Oddam ją za moment, obiecuję — uśmiechnąłem się perliście, odsłaniając pełną krasę bielutkich zębów i objąłem Nealę w geście prowadzenia gdzieś na bok.
Już w drodze wyciągnąłem spod ubrania wspomniany alkohol. — Masz co świętować, więc załatwiłem Wam od wuja jedną butelkę. Tylko ani słowa przy cioci, bo boję się pomyśleć, jaką karę tym razem by wymyśliła, a mi też by się oberwało — ostrzegłem ją w szczerej obawie, choć wierzyłem, że potrafią się zachować. — Postarajcie się nie upić, to niczego nie poczuje. Będę już ruszać do domu, więc jesteś skazana na siebie — przekazałem jej alkohol, wymierzając w gestykulacji palec w jej stronę; po chwili odwróciłem się do reszty, żeby pożegnalnie życzyć im dobrej zabawy i zebrałem się w trasę.
zt
Garfield Weasley
Zawód : Biuro Informacji i Propagandy "Memortek"
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 15 +5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
- Dokładnie tak. - potwierdziłam z niezachwianą pewnością rozciągając usta w uśmiechu. - Będzie dobrze, Celine. - zapewniłam ją, łapiąc w ręce jej dłonie kiedy odsunęłam się by spojrzeć w jej oczy. - To…- przekrzywiłam trochę głowę pozwalając by koński ogoń opadł na bok, wskazałam na niego wzrokiem. - …nie było łatwe, ale wierzę że jak ciocia chciała nauczyło mnie czegoś. Czy twoja dusza nie uwolni się trochę kiedy będziesz mogła cofnąć skutki zaklęcia? - zapytałam ją, uśmiechając się szeroko. Poza tym, to było tylko zaklęcie. Zrobiłam lekcję, którą zadała mi ciocia. Nawet gdyby poszło coś nie tak - w co nie wierzyłam - ciocia nie będzie tak bezwzględna.
- Oh, jest nowa. - wypadło z moich ust, kiedy Sheila prezentowała jak wiruje. - Naprawdę ładna. Cieszę się, że masz harfę - zagrasz dla nas, prawda? - potwierdziłam jeszcze. To by znaczyło, że było lepiej chyba, prawda? Może udało jej się dogadać z tą panią z Exeter. I nie sprzedała harfy, a to mi sen z powiek spędzało trochę.
Wyczułam pewne napięcie w atmosferze, przesuwając wzrok od dziewczyn. Krótkie zmarszczenie pojawiło się na moich brwiach, ale wygładziłam je szybko. Zastanawiając się chwilę, czy powinnam pytać o więcej, ale ostatecznie uznałam, że to co mnie zastanawiało powinnam wyjaśniać kiedy indziej, dzisiaj pozwolić nam odetchnąć. Słowa wypowiedziane przez Sheilę do Leonie jednak trochę mnie zaskoczyły. Przesunęłam wzrok od jednej do drugiej. Skupiając się znów kiedy Eve odezwała się do mnie. Zaśmiałam się krótko.
- To bardzo miłe, dziewczyny, naprawdę. Ale wiem, że wygląda okropnie. Nie sądziłam, że zatęsknię aż tak za swoim rudym. - zaśmiałam się raz jeszcze, wskazując im wszystkim drogę i sama ruszając w stronę ogniska.
- Trochę papieru, ot co. - odpowiedziałam Anne, spoglądając w górę. Uśmiechnęłam się lekko, trochę papieru a mogło wyglądać tak pięknie. Momenty, mama zawsze mówiła, że trzeba umieć je dostrzegać. Tak jak piękno, które potrafiło się objawić w czymś z pozoru nic nie znaczącym. Usiadłam, pozwalając by Celine opowiedziała naszą wspólną historię. Chciałam żeby to zrobiła, bo wydawało mi się, że przejęła się wtedy strasznie. Też poniosła konsekwencje naszych wspólnych czynów. Ale musiała wiedzieć, że nie stało się nic strasznego.
- Jesteś śliczna jak nimfa, Celine. Z serca całego ci zazdroszczę, ale chyba daruję sobie ten blond już. - zaśmiałam się posyłając uśmiech w jej stronę nie zatrzymując zazdrości w sobie. Kumulowane uczucia lubiły wybuchać - tak mówiła mama. - Tak! - potwierdziłam Anne, przesuwając wzrok na nią. - Pomyślałam, że to… dobry powód. Żeby to uczcić i odetchnąć. - przesunęłam znów spojrzeniem po dziewczętach, zatrzymując wzrok na Sheili, unosząc na chwilę brwi po jej pytaniu, zaraz je zmarszczyłam zastanawiając się. - Twierdzi, że nie kolor włosów o mnie świadczy a moje zachowanie. I jeśli czegoś będzie się wstydzić to tylko tego, jeśli zachowam się tak by przynieść jej zawód. - wyjaśniłam, bo pamiętałam dokładnie co ciocia mi powiedziała jak na Sidmouth jechałam. Potem już jej nie prosiłam o anulowanie kary. Zacisnęłam rękę na dłoni Leonie, oddając uścisk. Spoglądając na nią i uśmiechając się do niej. A kiedy powiedziała o historii, podniosłam się. - Zróbmy to od razu! - zaproponowałam, otwierając już usta kiedy odgłos za nami moją uwagę zgarnął. - Oh... Zaraz będę. - powiedziałam podchodząc do Garfielda. Słuchałam wypowiadanych słów ze zdziwienia unosząc brwi bardziej by zaraz na mojej twarzy znalazł się coraz większy uśmiech. Podskoczyłam zarzucając mu ramiona na szyję.
- Jesteś NAJ-LEP-SZY. - powiedziałam cofając się o krok i z winem, które nam przyniósł. Oczy świeciły mi się radośnie, kiedy odwróciłam się w stronę ogniska. Uniosłam rękę, unosząc je w górę, żeby pokazać je dziewczynom. - Toast za chwilę! - powiedziałam do nich, kładąc wino na stole. Zgarnęłam ze stołu złożone papierowy kwiaty i rzuciłam je na wodę. Uniosłam rękę pociągając za czerwoną wstążkę, rozpuszczając różowe włosy. Czerwoną wstążkę zawiązałam sobie na nadgarstku. Przesunęłam włosy do przodu. - Jednak, zacznijmy od tego co najważniejsze a potem… zobaczycie. - obiecałam, łapiąc za biały materiał, który ułożyłam sobie jak welon na głowie, pozwalając by opadał mi też na ramiona. Wzięłam też spleciony z gałązek wianek i ułożyłam na głowie. Wzięłam wdech i wypuściłam z ust powietrze przejęta trochę. Zsunęłam buty ze stóp i weszłam kawałek w wodę, odwróciłam się do nich uśmiechając. Zimna była, odwróciłam do dziewczyn głowę. - Nie musicie wchodzić. Jest trochę zimna. - zapewniłam, odwracając się w ich stronę. - Dziś Wyzwolenia Wieczór! Noc ogniem oblana. Poniosłam czynów swych konsekwencje i zgodnie z wolą starszych lekcję odebrałam. Pamiętać obiecuję, że za każde swoje działania odpowiadać będę. Za świadków biorę gwiazdy, ogień, wodę i was - duszę moje najdroższe. Celine…? - spojrzałam na nią uśmiechając się łagodnie. Nie miałam wątpliwości, że wszystko pójdzie odpowiednio.
- Przygotowałam dla nas kartki. Pomyślałam, że mogłybyśmy spisać na nich to za co jesteśmy wdzięczne i to o czym marzymy. - powiedziałam do dziewczyn po wszystkim. - Ogień, ponoć niesie oczyszczenie. Możemy wyrzucić też coś, co siedzi nam na sercu. Nie musimy się tym dzielić. Ale chciałabym, żebyśmy - chociaż może tylko symbolicznie - wszystkie mogły się wyzwolić z jakiejś troski, albo poprosić o spełnienie tego, czego pragnie serce. - sama podeszłam do stołu bez wahania. Łapiąc za jedną. Obok leżały ołówki, pióra i atrament. Swoje miałam już gotowe w głowie, więc spisałam je szybko biorąc się za rozlewanie wina uprzednio pytając kto ma na nie ochotę, a kto woli coś innego. Pomarańczowy żywioł postanowiłam prosić o to, by żadna z dusz obok mnie nie musiała oddać życia w tej wojnie. Wyraziłam też nadzieję, że ci co się szukając odnajdą się ponownie. Kiedy stanęłyśmy znów wokół spojrzałam po dziewczynach. - Gotowe? - chciałam wiedzieć unosząc usta w szerokim uśmiechu.
| wybaczcie ten poślizg 3 byłam pewna że zdążę przed weslem ale mi nie wyszło
tak mi świeciło że jeszcze na nieobeckach niektóre są, więc proponuję, żebyśmy się wyrobiły do końca 19.08
a a a i kolejki nie ma <3 chyba że chcecie poczekać co wam ktoś na coś odpowie z wcześniej
- Oh, jest nowa. - wypadło z moich ust, kiedy Sheila prezentowała jak wiruje. - Naprawdę ładna. Cieszę się, że masz harfę - zagrasz dla nas, prawda? - potwierdziłam jeszcze. To by znaczyło, że było lepiej chyba, prawda? Może udało jej się dogadać z tą panią z Exeter. I nie sprzedała harfy, a to mi sen z powiek spędzało trochę.
Wyczułam pewne napięcie w atmosferze, przesuwając wzrok od dziewczyn. Krótkie zmarszczenie pojawiło się na moich brwiach, ale wygładziłam je szybko. Zastanawiając się chwilę, czy powinnam pytać o więcej, ale ostatecznie uznałam, że to co mnie zastanawiało powinnam wyjaśniać kiedy indziej, dzisiaj pozwolić nam odetchnąć. Słowa wypowiedziane przez Sheilę do Leonie jednak trochę mnie zaskoczyły. Przesunęłam wzrok od jednej do drugiej. Skupiając się znów kiedy Eve odezwała się do mnie. Zaśmiałam się krótko.
- To bardzo miłe, dziewczyny, naprawdę. Ale wiem, że wygląda okropnie. Nie sądziłam, że zatęsknię aż tak za swoim rudym. - zaśmiałam się raz jeszcze, wskazując im wszystkim drogę i sama ruszając w stronę ogniska.
- Trochę papieru, ot co. - odpowiedziałam Anne, spoglądając w górę. Uśmiechnęłam się lekko, trochę papieru a mogło wyglądać tak pięknie. Momenty, mama zawsze mówiła, że trzeba umieć je dostrzegać. Tak jak piękno, które potrafiło się objawić w czymś z pozoru nic nie znaczącym. Usiadłam, pozwalając by Celine opowiedziała naszą wspólną historię. Chciałam żeby to zrobiła, bo wydawało mi się, że przejęła się wtedy strasznie. Też poniosła konsekwencje naszych wspólnych czynów. Ale musiała wiedzieć, że nie stało się nic strasznego.
- Jesteś śliczna jak nimfa, Celine. Z serca całego ci zazdroszczę, ale chyba daruję sobie ten blond już. - zaśmiałam się posyłając uśmiech w jej stronę nie zatrzymując zazdrości w sobie. Kumulowane uczucia lubiły wybuchać - tak mówiła mama. - Tak! - potwierdziłam Anne, przesuwając wzrok na nią. - Pomyślałam, że to… dobry powód. Żeby to uczcić i odetchnąć. - przesunęłam znów spojrzeniem po dziewczętach, zatrzymując wzrok na Sheili, unosząc na chwilę brwi po jej pytaniu, zaraz je zmarszczyłam zastanawiając się. - Twierdzi, że nie kolor włosów o mnie świadczy a moje zachowanie. I jeśli czegoś będzie się wstydzić to tylko tego, jeśli zachowam się tak by przynieść jej zawód. - wyjaśniłam, bo pamiętałam dokładnie co ciocia mi powiedziała jak na Sidmouth jechałam. Potem już jej nie prosiłam o anulowanie kary. Zacisnęłam rękę na dłoni Leonie, oddając uścisk. Spoglądając na nią i uśmiechając się do niej. A kiedy powiedziała o historii, podniosłam się. - Zróbmy to od razu! - zaproponowałam, otwierając już usta kiedy odgłos za nami moją uwagę zgarnął. - Oh... Zaraz będę. - powiedziałam podchodząc do Garfielda. Słuchałam wypowiadanych słów ze zdziwienia unosząc brwi bardziej by zaraz na mojej twarzy znalazł się coraz większy uśmiech. Podskoczyłam zarzucając mu ramiona na szyję.
- Jesteś NAJ-LEP-SZY. - powiedziałam cofając się o krok i z winem, które nam przyniósł. Oczy świeciły mi się radośnie, kiedy odwróciłam się w stronę ogniska. Uniosłam rękę, unosząc je w górę, żeby pokazać je dziewczynom. - Toast za chwilę! - powiedziałam do nich, kładąc wino na stole. Zgarnęłam ze stołu złożone papierowy kwiaty i rzuciłam je na wodę. Uniosłam rękę pociągając za czerwoną wstążkę, rozpuszczając różowe włosy. Czerwoną wstążkę zawiązałam sobie na nadgarstku. Przesunęłam włosy do przodu. - Jednak, zacznijmy od tego co najważniejsze a potem… zobaczycie. - obiecałam, łapiąc za biały materiał, który ułożyłam sobie jak welon na głowie, pozwalając by opadał mi też na ramiona. Wzięłam też spleciony z gałązek wianek i ułożyłam na głowie. Wzięłam wdech i wypuściłam z ust powietrze przejęta trochę. Zsunęłam buty ze stóp i weszłam kawałek w wodę, odwróciłam się do nich uśmiechając. Zimna była, odwróciłam do dziewczyn głowę. - Nie musicie wchodzić. Jest trochę zimna. - zapewniłam, odwracając się w ich stronę. - Dziś Wyzwolenia Wieczór! Noc ogniem oblana. Poniosłam czynów swych konsekwencje i zgodnie z wolą starszych lekcję odebrałam. Pamiętać obiecuję, że za każde swoje działania odpowiadać będę. Za świadków biorę gwiazdy, ogień, wodę i was - duszę moje najdroższe. Celine…? - spojrzałam na nią uśmiechając się łagodnie. Nie miałam wątpliwości, że wszystko pójdzie odpowiednio.
- Przygotowałam dla nas kartki. Pomyślałam, że mogłybyśmy spisać na nich to za co jesteśmy wdzięczne i to o czym marzymy. - powiedziałam do dziewczyn po wszystkim. - Ogień, ponoć niesie oczyszczenie. Możemy wyrzucić też coś, co siedzi nam na sercu. Nie musimy się tym dzielić. Ale chciałabym, żebyśmy - chociaż może tylko symbolicznie - wszystkie mogły się wyzwolić z jakiejś troski, albo poprosić o spełnienie tego, czego pragnie serce. - sama podeszłam do stołu bez wahania. Łapiąc za jedną. Obok leżały ołówki, pióra i atrament. Swoje miałam już gotowe w głowie, więc spisałam je szybko biorąc się za rozlewanie wina uprzednio pytając kto ma na nie ochotę, a kto woli coś innego. Pomarańczowy żywioł postanowiłam prosić o to, by żadna z dusz obok mnie nie musiała oddać życia w tej wojnie. Wyraziłam też nadzieję, że ci co się szukając odnajdą się ponownie. Kiedy stanęłyśmy znów wokół spojrzałam po dziewczynach. - Gotowe? - chciałam wiedzieć unosząc usta w szerokim uśmiechu.
| wybaczcie ten poślizg 3 byłam pewna że zdążę przed weslem ale mi nie wyszło
tak mi świeciło że jeszcze na nieobeckach niektóre są, więc proponuję, żebyśmy się wyrobiły do końca 19.08
a a a i kolejki nie ma <3 chyba że chcecie poczekać co wam ktoś na coś odpowie z wcześniej
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Celine jeszcze przez chwilę buszowała w niepewnościach swojej głowy, w wątpliwościach splecionych z lękiem przed kolejną porażką, aż wreszcie dała za wygraną, westchnęła ze zrezygnowanym uśmiechem i kiwnęła głową. Neala miała rację.
- Całe szczęście - szepnęła i ucałowała policzek Beddow, oblana słodkim syropem ulgi. Pamiętała wymizerniałą dziewczynkę śpiewającą w samotności w leśnej gęstwinie, ale ta dziś sprawiała zupełnie inne wrażenie: jakby mimo trudów codzienności znalazła w sobie skrawek siły, który stał się podporą. Tylko czy miała gdzie mieszkać, czy było tam ciepło? Miała co jeść? W głowie półwili piętrzyły się pytania, których jednak nie zadała, jeszcze nie teraz.
Łagodne powitanie z Eve nieco rozproszyło czarne myśli. Cieszyło. Od dnia, w którym dowiedziała się o zachowaniu Thomasa, podskórnie obawiała się, że wszyscy Doe mieli jej za złe zjawienie się w progach ich domu, bo to przecież ono doprowadziło do następnych nieporozumień - ale Eve wydawała się inna, nieobciążona nienawiścią, szczera, więc Celine przylgnęła do niej ostrożnie i chętnie, rozładowując tym samym trawiące ją od początku kwietnia zagubienie. Gdy odsunęła się o pół kroku, ujęła twarz dziewczyny w dłonie i złożyła wdzięczne pocałunki na obu jej policzkach, odgarnęła za ucho kosmyk jej kruczych, pięknych włosów, i wreszcie czmychnęła gdzieś dalej, przysłuchując się rozmowom pozostałych dziewcząt.
Choć była wstrętna i brudna, nawet teraz lubiła porozumiewać się dotykiem.
- Na pewno? Może następnym razem by wyszedł... - zastanowiła się, ale następnego razu nie będzie. Och, nie będzie! Błędy w balecie były nieodłącznym elementem nauki, bez nich nie można było osiągnąć perfekcji, największego marzenia, ale poza nim, w prozaiczności życia, szczególnie zresztą po Tower, półwila nie chciała ich więcej popełniać. Nie chciała się zbłaźnić, krzywdzić innych swoją niedołężnością, dawać powodu do pogardy. Nie chciała słyszeć prześmiewczych podszeptów. - Mówiłam ci, że ty do piękna nie potrzebujesz innego koloru. Że jesteś zachodzącym słońcem nad wodą. Masz rację, nie próbujmy więcej - dodała po chwili z westchnieniem, w którym zaczaił się ślad otuchy.
Nadejście nieznajomego mężczyzny sprawiło, że zastygła jak łania na widok drapieżnika, odruchowo spoglądając kątem oka na Leonie. Może ich powitanie nie było wylewne i miała za to żal do czarownicy, ale wspólna, przerwana nić fatum sprawiła, że martwiłaby się i o nią, gdyby rudowłosy okazał się złym człowiekiem i odszedł później niż prędzej.
Uwagę odwróciło dopiero rozpoczęcie ceremonii. Róż majtający za plecami Neali, podkreślający bladość jej twarzy i jasne brwi. Biel welonu na jej głowie, dziewicza, niewinna, czysta jak nowy początek i wymazanie wstydliwych przeżyć. Patrzyła na to, jak dziewczynka zbliża się do wody i wchodzi w jej chłodne gardło, a gdy Weasley zwróciła się do niej, tylko kilka sekund spędziła w niepewnym bezruchu, z dłonią delikatnie zaciśniętą na różdżce.
Ruszyła w jej kierunku, zanim zrozumiała, że nogi oderwały się od solidnej ziemi, wolna dłoń sięgnęła do połów sukienki i uniosła je odrobinę, ale to bez sensu, wszystko bez sensu - weszła więc za nią. Do kolan, potem do ud. Stanęła za Nealą, jedną ręką odgarniając różane włosy na jej ramię, i nachyliła się nad jej uchem.
- Zdejmuję z ciebie klątwę - szepnęła z przejęciem. Zimna woda obmywała jej nogi, materiał falował dookoła jakby na wietrze, ale była mu wdzięczna: za chłód i za to, że dzięki niemu łagodził rozgrzane do czerwoności wnętrze.
Jak Jezioro Łabędzie. Gdzie był księżyc, by się temu przyglądać?
Pomyślana inkantacja zniszczyła kajdany: cyklamen przerodził się w czerwień, a ta w śliczny oranż, oczywisty dla Neali, tak do niej pasujący, bo natura w swojej mądrości nigdy się nie myliła, i wreszcie wszystko znów było dobrze. - Jesteś wolna - Celine uśmiechnęła się, wydychając własne rozluźnienie. Udało się. Sięgnęła do wody, zanurzając w niej dłoń, a potem mokrym, zimnym palcem przesunęła najpierw po jednym, a potem po drugim policzku Neali, w wymyślonym, teatralnym geście finalnego obmycia jej ze wspomnień. - Nasza siostra wróciła - oznajmiła reszcie dziewcząt, jak kapłanka obwieszczająca czyjeś odrodzenie.
Już przy ognisku, gdy tkanina motylowej sukienki lepiła się do mokrych nóg, kropiąc trawę łzami jeziora, przyjrzała się pustej kartce w swoich rękach, myśląc nad życzeniem, zgodnie z instrukcją Weasley. Było ich za dużo, tak wielu rzeczy żałowała, a marzyć nie miała już śmiałości; w Tower wyżarto z niej świadomość potrzeb, te budziły się teraz powoli, ale Celine wciąż próbowała je zdusić, bojąc się za nie kary, od kogo - trudno powiedzieć. Może od świata.
Finalnie napisała tylko przepraszam. Ojca, który stracił życie w Tower, a którego oszukała matka, przyjaciół, których dręczono w Parszywym, przyjaciół, którzy uciekli przed wojną w inne zakątki świata, jakby walki były jej winą. Półwila brała na siebie wszystko - każdą cudzą przewinę, dopatrywała się tam własnego udziału, żeby potem gnębić się w myślach, masochistycznie odnajdując w tym jakąś przyjemność. Ogień liźnie papier i pochłonie go w całości, jej błędy, grzechy, postępki i żal, ale czy to pomoże? Przyniesie ukojenie? Nie miała pojęcia i bała się mieć nadzieję, że jutro poczułaby się lepiej.
- Skąd je masz? - zapytała Neali ze zdziwieniem na propozycję wina. To chyba nie był dobry pomysł, szczególnie w przypadku jej okropnie słabej głowy (i jeszcze nad jeziorem!), ale poprosiła o kieliszek i zakręciła nim lekko w dłoni, patrząc na to, jak czerwona ciecz zatańczyła w szklanym więzieniu. - Gotowe - przytaknęła, w drugiej dłoni chyba trochę za mocno ściskając zapisany pergamin. Przepraszam. - Mam nadzieję, że wasze marzenia naprawdę się spełnią. I to już niedługo - odezwała się miękko, patrząc kolejno po każdej obecnej; jakie emocje kryły się na ich kartkach? Czy były lżejsze?
- Całe szczęście - szepnęła i ucałowała policzek Beddow, oblana słodkim syropem ulgi. Pamiętała wymizerniałą dziewczynkę śpiewającą w samotności w leśnej gęstwinie, ale ta dziś sprawiała zupełnie inne wrażenie: jakby mimo trudów codzienności znalazła w sobie skrawek siły, który stał się podporą. Tylko czy miała gdzie mieszkać, czy było tam ciepło? Miała co jeść? W głowie półwili piętrzyły się pytania, których jednak nie zadała, jeszcze nie teraz.
Łagodne powitanie z Eve nieco rozproszyło czarne myśli. Cieszyło. Od dnia, w którym dowiedziała się o zachowaniu Thomasa, podskórnie obawiała się, że wszyscy Doe mieli jej za złe zjawienie się w progach ich domu, bo to przecież ono doprowadziło do następnych nieporozumień - ale Eve wydawała się inna, nieobciążona nienawiścią, szczera, więc Celine przylgnęła do niej ostrożnie i chętnie, rozładowując tym samym trawiące ją od początku kwietnia zagubienie. Gdy odsunęła się o pół kroku, ujęła twarz dziewczyny w dłonie i złożyła wdzięczne pocałunki na obu jej policzkach, odgarnęła za ucho kosmyk jej kruczych, pięknych włosów, i wreszcie czmychnęła gdzieś dalej, przysłuchując się rozmowom pozostałych dziewcząt.
Choć była wstrętna i brudna, nawet teraz lubiła porozumiewać się dotykiem.
- Na pewno? Może następnym razem by wyszedł... - zastanowiła się, ale następnego razu nie będzie. Och, nie będzie! Błędy w balecie były nieodłącznym elementem nauki, bez nich nie można było osiągnąć perfekcji, największego marzenia, ale poza nim, w prozaiczności życia, szczególnie zresztą po Tower, półwila nie chciała ich więcej popełniać. Nie chciała się zbłaźnić, krzywdzić innych swoją niedołężnością, dawać powodu do pogardy. Nie chciała słyszeć prześmiewczych podszeptów. - Mówiłam ci, że ty do piękna nie potrzebujesz innego koloru. Że jesteś zachodzącym słońcem nad wodą. Masz rację, nie próbujmy więcej - dodała po chwili z westchnieniem, w którym zaczaił się ślad otuchy.
Nadejście nieznajomego mężczyzny sprawiło, że zastygła jak łania na widok drapieżnika, odruchowo spoglądając kątem oka na Leonie. Może ich powitanie nie było wylewne i miała za to żal do czarownicy, ale wspólna, przerwana nić fatum sprawiła, że martwiłaby się i o nią, gdyby rudowłosy okazał się złym człowiekiem i odszedł później niż prędzej.
Uwagę odwróciło dopiero rozpoczęcie ceremonii. Róż majtający za plecami Neali, podkreślający bladość jej twarzy i jasne brwi. Biel welonu na jej głowie, dziewicza, niewinna, czysta jak nowy początek i wymazanie wstydliwych przeżyć. Patrzyła na to, jak dziewczynka zbliża się do wody i wchodzi w jej chłodne gardło, a gdy Weasley zwróciła się do niej, tylko kilka sekund spędziła w niepewnym bezruchu, z dłonią delikatnie zaciśniętą na różdżce.
Ruszyła w jej kierunku, zanim zrozumiała, że nogi oderwały się od solidnej ziemi, wolna dłoń sięgnęła do połów sukienki i uniosła je odrobinę, ale to bez sensu, wszystko bez sensu - weszła więc za nią. Do kolan, potem do ud. Stanęła za Nealą, jedną ręką odgarniając różane włosy na jej ramię, i nachyliła się nad jej uchem.
- Zdejmuję z ciebie klątwę - szepnęła z przejęciem. Zimna woda obmywała jej nogi, materiał falował dookoła jakby na wietrze, ale była mu wdzięczna: za chłód i za to, że dzięki niemu łagodził rozgrzane do czerwoności wnętrze.
Jak Jezioro Łabędzie. Gdzie był księżyc, by się temu przyglądać?
Pomyślana inkantacja zniszczyła kajdany: cyklamen przerodził się w czerwień, a ta w śliczny oranż, oczywisty dla Neali, tak do niej pasujący, bo natura w swojej mądrości nigdy się nie myliła, i wreszcie wszystko znów było dobrze. - Jesteś wolna - Celine uśmiechnęła się, wydychając własne rozluźnienie. Udało się. Sięgnęła do wody, zanurzając w niej dłoń, a potem mokrym, zimnym palcem przesunęła najpierw po jednym, a potem po drugim policzku Neali, w wymyślonym, teatralnym geście finalnego obmycia jej ze wspomnień. - Nasza siostra wróciła - oznajmiła reszcie dziewcząt, jak kapłanka obwieszczająca czyjeś odrodzenie.
Już przy ognisku, gdy tkanina motylowej sukienki lepiła się do mokrych nóg, kropiąc trawę łzami jeziora, przyjrzała się pustej kartce w swoich rękach, myśląc nad życzeniem, zgodnie z instrukcją Weasley. Było ich za dużo, tak wielu rzeczy żałowała, a marzyć nie miała już śmiałości; w Tower wyżarto z niej świadomość potrzeb, te budziły się teraz powoli, ale Celine wciąż próbowała je zdusić, bojąc się za nie kary, od kogo - trudno powiedzieć. Może od świata.
Finalnie napisała tylko przepraszam. Ojca, który stracił życie w Tower, a którego oszukała matka, przyjaciół, których dręczono w Parszywym, przyjaciół, którzy uciekli przed wojną w inne zakątki świata, jakby walki były jej winą. Półwila brała na siebie wszystko - każdą cudzą przewinę, dopatrywała się tam własnego udziału, żeby potem gnębić się w myślach, masochistycznie odnajdując w tym jakąś przyjemność. Ogień liźnie papier i pochłonie go w całości, jej błędy, grzechy, postępki i żal, ale czy to pomoże? Przyniesie ukojenie? Nie miała pojęcia i bała się mieć nadzieję, że jutro poczułaby się lepiej.
- Skąd je masz? - zapytała Neali ze zdziwieniem na propozycję wina. To chyba nie był dobry pomysł, szczególnie w przypadku jej okropnie słabej głowy (i jeszcze nad jeziorem!), ale poprosiła o kieliszek i zakręciła nim lekko w dłoni, patrząc na to, jak czerwona ciecz zatańczyła w szklanym więzieniu. - Gotowe - przytaknęła, w drugiej dłoni chyba trochę za mocno ściskając zapisany pergamin. Przepraszam. - Mam nadzieję, że wasze marzenia naprawdę się spełnią. I to już niedługo - odezwała się miękko, patrząc kolejno po każdej obecnej; jakie emocje kryły się na ich kartkach? Czy były lżejsze?
paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
- Jeżeli będziecie chciały, to oczywiście, że wam zagram. Nawet do tańca jeżeli będzie potrzebne. – Nie wiedziała w końcu, jakie plany były dla kolejnych etapów tego spotkania, ale musiała czekać na to, co dokładnie zaplanowała im Neala. Jeżeli jednak chciały dziś zatańczyć, była oczywiście ku temu okazja. Mogła też zagrać coś wolniejszego, wtedy dawało się dzięki temu ładnie zatańczyć dookoła ogniska, trzymając się ręka za rękę. Ale jeżeli były też inne pomysły, też jej to nie przeszkadzało. W razie czego po prostu nie wykorzysta dziś instrumentu.
Miała wrażenie, że coś nie wyszło, a chociaż Leonie przywitanie było uprzejme, że jednak nie do końca wyszło to w tym momencie. Cicho westchnęła, na nowo wycofując się za Eve i stając częściowo za nią, nie wychodząc już ze swojego miejsca. Na ten moment nie zamierzała ruszyć się dopóki starsza z Doe nie zrobi tego samego, a jeżeli Eve ją puści, też nie będzie się narzucać. To nie tak, że Eve przyjechała tutaj aby nią niańczyć, sama też przecież potrafiła…być w publicznej sytuacji i czuć się…dobrze, prawda?
Obserwowała ten dziwny rytuał, czując kłucie w sercu – przypominały jej się wszystkie dni w taborze, gdzie czasem gromadzili się na celebracje, gdzie wszyscy bawili się, gdzie drobne rzeczy urastały do ciekawych rang. Czy właśnie to wszystko straciła już na zawsze? Czy jednak kiedyś wrócą do tej rzeczywistości, który ułamek, świadomie bądź nie, starały się teraz odtworzyć Celine i Neala? Czy może jednak one kierowały się czymś innym, a ona szukała swojej dawnej rzeczywistości nawet w najmniejszym odbiciu. Pogrążyła się w myślach tak mocno, że kiedy podetknięto jej kawałek papieru, nie wzięła go w pierwszej chwili, nie wiedząc, co zrobić. Dopiero potem ostrożnie złapała go aby przypatrywać się mu ostrożnie, dłonią wodząc po krawędziach.
Ostrożnie sięgnęła po pióro, wpisując na kartce marzenia, wiedząc, że to nic nie da i nic się z tym nie zrobi, ale chciała w jakiś sposób dołączyć do tego. Jeżeli dadzą sobie radę, to chyba to najważniejsze i było już solidną podstawą.
Miała wrażenie, że coś nie wyszło, a chociaż Leonie przywitanie było uprzejme, że jednak nie do końca wyszło to w tym momencie. Cicho westchnęła, na nowo wycofując się za Eve i stając częściowo za nią, nie wychodząc już ze swojego miejsca. Na ten moment nie zamierzała ruszyć się dopóki starsza z Doe nie zrobi tego samego, a jeżeli Eve ją puści, też nie będzie się narzucać. To nie tak, że Eve przyjechała tutaj aby nią niańczyć, sama też przecież potrafiła…być w publicznej sytuacji i czuć się…dobrze, prawda?
Obserwowała ten dziwny rytuał, czując kłucie w sercu – przypominały jej się wszystkie dni w taborze, gdzie czasem gromadzili się na celebracje, gdzie wszyscy bawili się, gdzie drobne rzeczy urastały do ciekawych rang. Czy właśnie to wszystko straciła już na zawsze? Czy jednak kiedyś wrócą do tej rzeczywistości, który ułamek, świadomie bądź nie, starały się teraz odtworzyć Celine i Neala? Czy może jednak one kierowały się czymś innym, a ona szukała swojej dawnej rzeczywistości nawet w najmniejszym odbiciu. Pogrążyła się w myślach tak mocno, że kiedy podetknięto jej kawałek papieru, nie wzięła go w pierwszej chwili, nie wiedząc, co zrobić. Dopiero potem ostrożnie złapała go aby przypatrywać się mu ostrożnie, dłonią wodząc po krawędziach.
Ostrożnie sięgnęła po pióro, wpisując na kartce marzenia, wiedząc, że to nic nie da i nic się z tym nie zrobi, ale chciała w jakiś sposób dołączyć do tego. Jeżeli dadzą sobie radę, to chyba to najważniejsze i było już solidną podstawą.
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Wzrok potoczył się ścieżką czaru, który wypłynął z różdżki Sheili. Płomień pomknął w drwa, niedługo później tworząc porańczowo-żółtą poświatę ogniska. Wybrała jedną z poduszek, usadawiając się wśród dziewcząt przy cieple płynącym z rozpalonego stosu, przysłuchując się cały czas opowieściom Neali. Czy cały ten występek naprawdę był tak niebezpieczny? Celine opowiedziała o tym jak o ciekawej, zabawnej przygodzie, ale skoro pani Weasley zdecydowała się wymierzyć swego rodzaju karę, może faktycznie nie powinna była tak pozytywnie reagować na intensywny róż na włosach młodej lady.
Tak czy siak czar miał dziś przestać działać, a ich spotkanie nad ogniem nosiło miano niemalże przełomu; atmosfera, choć wszystkie wymieniały się uśmiechami, a Beddow szczerze cieszyła się z ich spotkania, miała w sobie ślady podniosłości. Ekscytującej, nawet intrygującej. Jeszcze nigdy nie widziała takiego odczyniania zaklęcia.
Nim jednak ów rytuał miał nadejść, w pobliżu pojawił się chłopak o charakterystycznie płomiennych włosach; Anne odwróciła się przez ramię, obserwując jak Neala kroczy w jego kierunku, a kiedy wracała już drogą powrotną, w dłoni trzymała butelkę. Uśmiech odpowiadał temu, który pojawił się na ustach Beddow, dość zaskoczony mimo wszystko.
Nie była pewna, czy powinny sięgać po alkohol, ale skoro kuzyn (chyba kuzyn?) Neali zezwolił ich na tak uroczyste świętowanie odczynienia zaklęcia, chyba mogły czuć się rozgrzeszone?
Rozmyślanie nad moralnością tego czynu musiała odłożyć na bok, bo panna Weasley zdecydowała się podejść do ostatnich przygotowań do rytuału; welon i kwiaty dodawały jej uroku, a słowa które wypowiadała miały w sobie niemalże mistycyzm. Annie wciąż się uśmiechała, przejęta i zaabsorbowana chwilą, niemalże magiczną, ukradkiem zerkając po pozostałych dziewczętach, które zgromadziły się na brzegu jeziora. Celine miała odczynić zaklęcie, dlatego oczekiwała z przejęciem na ten moment. Nasza siostra wróciła - wraz z tymi słowami klasnęła w dłonie; róż zmienił się w płomienistą rudość, podbijającą urodę Neali i tworząc uśmiech na twarzy - Hura! - dając się ponieść chwili zawołała krótko z radością.
Chwilę później wróciła do okręgu wokół ogniska i zajęła miejsce, przyjmując jedną z kartek, o których mówiła panna Weasley. Podziękowania, prośby, marzenia - sama nie wiedziała, co powinno znaleźć się na pergaminie, którego strawi ogień. Była wdzięczna za ten moment, za nie wszystkie gromadzące się tutaj, bezpieczne i na krótką chwilę wolne od tego wszystkiego. O czym marzyła? Tego jeszcze sama nie wiedziała, teraz chciała tylko Petera u swojego boku.
I właśnie imię brata pojawiło się na kartce, drobnym, pochyłym pismem; złożyła pergamin na kilka zgięć, czekając na moment wrzucenia go w odmęty ognia. Może takie marzenia faktycznie miały szansę się spełnić? Może ta noc była magiczna i rytuały mogły pomóc i jej?
Tak czy siak czar miał dziś przestać działać, a ich spotkanie nad ogniem nosiło miano niemalże przełomu; atmosfera, choć wszystkie wymieniały się uśmiechami, a Beddow szczerze cieszyła się z ich spotkania, miała w sobie ślady podniosłości. Ekscytującej, nawet intrygującej. Jeszcze nigdy nie widziała takiego odczyniania zaklęcia.
Nim jednak ów rytuał miał nadejść, w pobliżu pojawił się chłopak o charakterystycznie płomiennych włosach; Anne odwróciła się przez ramię, obserwując jak Neala kroczy w jego kierunku, a kiedy wracała już drogą powrotną, w dłoni trzymała butelkę. Uśmiech odpowiadał temu, który pojawił się na ustach Beddow, dość zaskoczony mimo wszystko.
Nie była pewna, czy powinny sięgać po alkohol, ale skoro kuzyn (chyba kuzyn?) Neali zezwolił ich na tak uroczyste świętowanie odczynienia zaklęcia, chyba mogły czuć się rozgrzeszone?
Rozmyślanie nad moralnością tego czynu musiała odłożyć na bok, bo panna Weasley zdecydowała się podejść do ostatnich przygotowań do rytuału; welon i kwiaty dodawały jej uroku, a słowa które wypowiadała miały w sobie niemalże mistycyzm. Annie wciąż się uśmiechała, przejęta i zaabsorbowana chwilą, niemalże magiczną, ukradkiem zerkając po pozostałych dziewczętach, które zgromadziły się na brzegu jeziora. Celine miała odczynić zaklęcie, dlatego oczekiwała z przejęciem na ten moment. Nasza siostra wróciła - wraz z tymi słowami klasnęła w dłonie; róż zmienił się w płomienistą rudość, podbijającą urodę Neali i tworząc uśmiech na twarzy - Hura! - dając się ponieść chwili zawołała krótko z radością.
Chwilę później wróciła do okręgu wokół ogniska i zajęła miejsce, przyjmując jedną z kartek, o których mówiła panna Weasley. Podziękowania, prośby, marzenia - sama nie wiedziała, co powinno znaleźć się na pergaminie, którego strawi ogień. Była wdzięczna za ten moment, za nie wszystkie gromadzące się tutaj, bezpieczne i na krótką chwilę wolne od tego wszystkiego. O czym marzyła? Tego jeszcze sama nie wiedziała, teraz chciała tylko Petera u swojego boku.
I właśnie imię brata pojawiło się na kartce, drobnym, pochyłym pismem; złożyła pergamin na kilka zgięć, czekając na moment wrzucenia go w odmęty ognia. Może takie marzenia faktycznie miały szansę się spełnić? Może ta noc była magiczna i rytuały mogły pomóc i jej?
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen
a sen jak świat
świat dziwny jest jak sen
a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Entuzjastyczna reakcja Neali nieco ją zaskoczyła; uśmiechnęła się, przyglądając się wstającej dziewczynie, ale zanim zdążyłaby odpowiedzieć, uwagę ich wszystkich zwróciło pojawienie się lorda Weasleya. Garfielda. Wciąż siedząc na poduszce przy ognisku, odwróciła się przez ramię, od razu rozpoznając charakterystyczne włosy i rysy twarzy – bez trudu przypisując je do mężczyzny, który tamtego dnia pod Plymouth przyniósł jej wieści o starszym bracie. Kąciki ust drgnęły jej lekko do góry, ale nie odezwała się, przyglądając się jedynie przez sekundę, jak odchodzi na bok z kuzynką. Powracający w stronę ogniska wzrok zahaczył na jedno uderzenie serca o piękną twarz Celine, skrzyżowane przelotnie spojrzenia zdawały się mieć tę samą barwę, połączone ledwie zauważalną nicią porozumienia – ale Leonie jedynie uśmiechnęła się spokojnie. Wspomnienie lorda Weasleya odważnie stającego naprzeciw zaczepiającym ich oprychom skutecznie zdusiło wszelki niepokój, jaki mogłaby czuć, poza tym – miała wrażenie, że dziś nie bała się niczego. W cieple trzaskających płomieni i towarzystwie innych dziewcząt, w leniwym trzepocie skrzydeł papierowych motyli i lekkich zmarszczkach na jeziorze, było coś bezpiecznego, znajomego.
A jak się okazało – magia miała dopiero tutaj zagościć.
Na znak Neali poderwała się z ziemi, otrzepując odruchowo sukienkę, a później podążając za pozostałymi nad wodę; przez moment wahała się, czy nie ściągnąć butów i nie dołączyć do dziewcząt, ale ponieważ nikt poza głównymi bohaterkami odczyniania zaklęcia tego nie zrobił, zdecydowała się również nie zakłócać podniosłości chwili. Bo ta – naprawdę – sprawiała wrażenie niezwykłej. Przyglądała się białej tkaninie i wiankowi z gałązek jak oczarowana, było prawie jak w baśniach; jak gdyby Neala była leśną królewnę, przez ciekawość i nieopatrzność skazaną na noszenie ze sobą uciążliwej klątwy (nie miało znaczenia, że nawet w różu na włosach wyglądała pięknie); a Celine – Celine bez wysiłku można było uznać za wodną czarodziejkę, w wodach zaczarowanego jeziora odczyniającą urok. Papierowe kwiaty wirowały na tafli, w której odbijała się łuna ogniska – i Leonie wyobraziła sobie, że to te czerwono-pomarańczowe krople muskają różowe włosy, pozwalając im odzyskać płomienną barwę.
Kiedy Celine oznajmiła, że Neala wróciła, uśmiechnęła się szeroko, dopiero teraz robiąc kilka kroków w stronę brzegu; nie weszła do jeziora, podciągając nieco wyżej sukienkę, żeby jej dół nie zamoczył się w chłodnych falach, ale wyciągnęła dłonie w stronę uczestniczek ceremonii. – Wróćcie do nas obie! – zawołała ze śmiechem, chcąc pomóc im wyjść z wody; ciężkie od wilgoci spódnice musiały utrudniać poruszanie się. – To było niesamowite – powiedziała szczerze, przenosząc wzrok z Celine na Nealę; gubiąc bezwiednie część wcześniejszej niezręczności i ciężaru, tak, jakby rytuał zadziałał również na nią. – Poczułyście coś niezwykłego? – zapytała, idąc znów w stronę ogniska; w oczach błysnęła jej ciekawość.
Przesuwając kartkę w dłoniach, zamilkła na chwilę; było wiele rzeczy, drobnostek, których pragnęła, ale ten wieczór już teraz miał w sobie tyle magii, że nie Leonie nie potrafiła oprzeć się wrażeniu, że słowa, które wrzuci w ogień, naprawdę nabiorą mocy. Za co była wdzięczna? Za chłopca w pociągu, za to, że uratował ją, nim dotarłaby do piekła, do którego zabierali ją mężczyźni; za wieści o bracie, za to, że żył i był zdrowy. I za to, że miała wokół siebie innych, że nie była dziś sama. Pragnienia zlały się w jej głowie z wdzięcznością w jedno, więc ostatecznie na kartce wypisała po prostu imiona: ludzi, którzy byli jej drodzy, którym wiele zawdzięczała; i którym chciała podarować chociażby cząstkę otaczającej ich magii. W odpowiedzi na to, czy była gotowa, kiwnęła głową. – Powinnyśmy coś powiedzieć wrzucając je? Jakieś zaklęcie? – zapytała, składając ostrożnie kartkę w kostkę i rozglądając się po pozostałych dziewczętach. Kieliszek z winem wzięła między palce, unosząc go do góry, ale jeszcze nie kosztując.
| przepraszam za spóźnienie, obiecuję już być na czas
A jak się okazało – magia miała dopiero tutaj zagościć.
Na znak Neali poderwała się z ziemi, otrzepując odruchowo sukienkę, a później podążając za pozostałymi nad wodę; przez moment wahała się, czy nie ściągnąć butów i nie dołączyć do dziewcząt, ale ponieważ nikt poza głównymi bohaterkami odczyniania zaklęcia tego nie zrobił, zdecydowała się również nie zakłócać podniosłości chwili. Bo ta – naprawdę – sprawiała wrażenie niezwykłej. Przyglądała się białej tkaninie i wiankowi z gałązek jak oczarowana, było prawie jak w baśniach; jak gdyby Neala była leśną królewnę, przez ciekawość i nieopatrzność skazaną na noszenie ze sobą uciążliwej klątwy (nie miało znaczenia, że nawet w różu na włosach wyglądała pięknie); a Celine – Celine bez wysiłku można było uznać za wodną czarodziejkę, w wodach zaczarowanego jeziora odczyniającą urok. Papierowe kwiaty wirowały na tafli, w której odbijała się łuna ogniska – i Leonie wyobraziła sobie, że to te czerwono-pomarańczowe krople muskają różowe włosy, pozwalając im odzyskać płomienną barwę.
Kiedy Celine oznajmiła, że Neala wróciła, uśmiechnęła się szeroko, dopiero teraz robiąc kilka kroków w stronę brzegu; nie weszła do jeziora, podciągając nieco wyżej sukienkę, żeby jej dół nie zamoczył się w chłodnych falach, ale wyciągnęła dłonie w stronę uczestniczek ceremonii. – Wróćcie do nas obie! – zawołała ze śmiechem, chcąc pomóc im wyjść z wody; ciężkie od wilgoci spódnice musiały utrudniać poruszanie się. – To było niesamowite – powiedziała szczerze, przenosząc wzrok z Celine na Nealę; gubiąc bezwiednie część wcześniejszej niezręczności i ciężaru, tak, jakby rytuał zadziałał również na nią. – Poczułyście coś niezwykłego? – zapytała, idąc znów w stronę ogniska; w oczach błysnęła jej ciekawość.
Przesuwając kartkę w dłoniach, zamilkła na chwilę; było wiele rzeczy, drobnostek, których pragnęła, ale ten wieczór już teraz miał w sobie tyle magii, że nie Leonie nie potrafiła oprzeć się wrażeniu, że słowa, które wrzuci w ogień, naprawdę nabiorą mocy. Za co była wdzięczna? Za chłopca w pociągu, za to, że uratował ją, nim dotarłaby do piekła, do którego zabierali ją mężczyźni; za wieści o bracie, za to, że żył i był zdrowy. I za to, że miała wokół siebie innych, że nie była dziś sama. Pragnienia zlały się w jej głowie z wdzięcznością w jedno, więc ostatecznie na kartce wypisała po prostu imiona: ludzi, którzy byli jej drodzy, którym wiele zawdzięczała; i którym chciała podarować chociażby cząstkę otaczającej ich magii. W odpowiedzi na to, czy była gotowa, kiwnęła głową. – Powinnyśmy coś powiedzieć wrzucając je? Jakieś zaklęcie? – zapytała, składając ostrożnie kartkę w kostkę i rozglądając się po pozostałych dziewczętach. Kieliszek z winem wzięła między palce, unosząc go do góry, ale jeszcze nie kosztując.
| przepraszam za spóźnienie, obiecuję już być na czas
i nie wiem o czym myśleć mam
żeby mi się przyśnił taki świat
żeby mi się przyśnił taki świat
w którym się nie boję spać
Leonie Wilde
Zawód : kursantka uzdrowicielstwa
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
tańcz ze mną
sekundy pędzą
no tańcz
potem powróci mój
szary świat
sekundy pędzą
no tańcz
potem powróci mój
szary świat
OPCM : 2 +1
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 3
UZDRAWIANIE : 11
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
Cóż mogła więcej powiedzieć, gdy Neale najwyraźniej nie chciała zgodzić się ze zdaniem ich wszystkich. Dlatego zamilkła, zwłaszcza że moment później jej uwagę przykuła Celina. Naruszony dystans jej nie martwił, nie budził żadnych większych odczuć. Spięła się minimalnie, dopiero kiedy poczuła muśnięcie ust na policzku i zaraz na drugim. Nie spodziewała się tego, dlatego przez chwilę czuła zmieszanie, zanim posłała dziewczynie lekki uśmiech. Kiedy półwila zjawiła się w ich domu, nie była zachwycona, świadoma problemów, jakie napotkają z dodatkową osobą. Nikt jednak nie słuchał, więc zaakceptowała kolejną nieszczęśliwą duszę pod dachem. Teraz spotykały się w innych okolicznościach, ale to chyba nadal nie wiele zmieniało. Nie winiła Celiny za nic, nie była winna porywczych i nielogicznych decyzji kogoś innego. Uniosła dłoń w przedziwnym odruchu, gdy blondynka dotknęła kosmyk jej ciemnych loków. Nie zamierzała jej powstrzymywać, nie był to gest, który wzbudziłby więcej zmieszania niż te sprzed momentu. Opuściła rękę, zaciskając palce na materiale błękitnej sukienki. Odprowadziła Lovegood wzrokiem, chcąc przenieść swą uwagę na kolejną osobę, lecz nieznajomy mężczyzna zaskarbił sobie ją szybciej. Przechyliła nieco głowę, kiedy zgodził się z jej słowami. Ciemne spojrzenie przemknęło czujnie po męskiej sylwetce, ale sam wygląd i reakcja Neali sugerowały, że musieli być sobie bliżsi. I szybko potwierdził to pytaniem. Nic jej było do tego, zerknęła jednak po pozostałych, jakby ciekawa reakcji, ale nie dostrzegła nic ciekawego. Obejrzała się za to na Sheilę, czując jej obecność tuż obok. Wiedziała, że młoda Doe wolała trzymać się z tyłu, być gdzieś mniej na widoku. Akceptowała to, nawet jeśli zawsze twierdziła, że ta powinna błyszczeć wśród swoich.
- Wszystko w porządku? – spytała cicho szwagierkę.
Podeszła bliżej wody, gdy wszystkie zostały do tego zachęcone. Przyglądała się temu, co miało właśnie miejsce. Podobnie, jak Sheila, mimowolnie wróciła myślami do czasów, kiedy podobne obrzędy działy się wśród zamkniętej społeczności. Kiedy świętowali rzeczy ważne, istotne w danych momentach. Prawdziwe święta lub zwykłe zabawy, gdy była do tego sposobność. Poczuła lekkie szarpnięcie tęsknoty za tamtym, ale i rozlewające się ciepło. Pozornie tak znajome i tak niewiele. Jedna myśl została z nią dłużej, odrywając ją na moment od tego, co tu i teraz. Chęć, która umknęła, kiedy dotarły do niej słowa Celiny. Nasza siostra wróciła. Powiodła wzrokiem do rudych włosów Weasley, tak samo pięknych, jak dawniej.- Witaj znów.- rzuciła jedynie, nieco rozbawiona.
Będąc znów blisko ognia, wahała się długo, wpatrując w pustą kartkę. Czego mogła chcieć i o czym marzyć, za co być wdzięczną, gdy codzienność była tak chmurna. Nie wierzyła, że te, które mogą dotyczyć jej samej spełnią się kiedykolwiek. Wszystko, czego pragnęła nie mogło już powrócić, musiało na zawsze pozostać we wspomnieniach. Potarła nerwowo krawędź kartki, nie chcąc zwlekać za długo, by pozostałe nie musiały na nią czekać. Zmarszczyła lekko brwi, gdy dotarło do niej, co mogła, a raczej co naprawdę chciała zapisać. Nie była pewna czy to marzenie, ale skoro nie musiała o tym mówić. Niech znów będzie tak naprawdę szczęśliwy. Nie chciała tego dla siebie, lecz dla niego. Zasługiwał na to, wcześniej i teraz. Złożyła kartkę na pół, zaginając ją tak, aby mieć pewność, że owe słowa pozostaną tylko między nią a papierem, na którym zostały spisane.- Gotowe.- potwierdziła bardziej pogodnie niż się czuła, chwilę wcześniej jedynie odmawiając wina. Wolała nie, tak po prostu.
- Wszystko w porządku? – spytała cicho szwagierkę.
Podeszła bliżej wody, gdy wszystkie zostały do tego zachęcone. Przyglądała się temu, co miało właśnie miejsce. Podobnie, jak Sheila, mimowolnie wróciła myślami do czasów, kiedy podobne obrzędy działy się wśród zamkniętej społeczności. Kiedy świętowali rzeczy ważne, istotne w danych momentach. Prawdziwe święta lub zwykłe zabawy, gdy była do tego sposobność. Poczuła lekkie szarpnięcie tęsknoty za tamtym, ale i rozlewające się ciepło. Pozornie tak znajome i tak niewiele. Jedna myśl została z nią dłużej, odrywając ją na moment od tego, co tu i teraz. Chęć, która umknęła, kiedy dotarły do niej słowa Celiny. Nasza siostra wróciła. Powiodła wzrokiem do rudych włosów Weasley, tak samo pięknych, jak dawniej.- Witaj znów.- rzuciła jedynie, nieco rozbawiona.
Będąc znów blisko ognia, wahała się długo, wpatrując w pustą kartkę. Czego mogła chcieć i o czym marzyć, za co być wdzięczną, gdy codzienność była tak chmurna. Nie wierzyła, że te, które mogą dotyczyć jej samej spełnią się kiedykolwiek. Wszystko, czego pragnęła nie mogło już powrócić, musiało na zawsze pozostać we wspomnieniach. Potarła nerwowo krawędź kartki, nie chcąc zwlekać za długo, by pozostałe nie musiały na nią czekać. Zmarszczyła lekko brwi, gdy dotarło do niej, co mogła, a raczej co naprawdę chciała zapisać. Nie była pewna czy to marzenie, ale skoro nie musiała o tym mówić. Niech znów będzie tak naprawdę szczęśliwy. Nie chciała tego dla siebie, lecz dla niego. Zasługiwał na to, wcześniej i teraz. Złożyła kartkę na pół, zaginając ją tak, aby mieć pewność, że owe słowa pozostaną tylko między nią a papierem, na którym zostały spisane.- Gotowe.- potwierdziła bardziej pogodnie niż się czuła, chwilę wcześniej jedynie odmawiając wina. Wolała nie, tak po prostu.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
- Na pewno. - odrzekłam Celine unosząc usta w uśmiechu. Potknęłam krótko głową. - Usłyszałam ostatnio, że natura nie popełnia błędów. I chyba ostatecznie zawierzę właśnie temu. - skoro niby wszystko pasowało do siebie a inaczej mogło nie, nie byłam dzisiaj już taka pewna czy zmieniać coś chciałam jeszcze. Ale marzenia o blondzie też tak nie wzięły i nie zniknęły przecież po prostu. Czułam lekko drżenie, ciesząc się że ten róż w końcu wezmę i pożegnam na zawsze. To było najokropniejsze co tylko się dało. Wzięłam drżący wdech w płuca i przymknęła oczy, kiedy Celine odczyniała zaklęcie. Otworzyłam oczy kiedy moja nimfa zapewniła mnie o wolności mojej i gdy zobaczyłam rude kosmyki wzięłam i odetchnęłam całkiem. Naprawdę - byłam wolna. Obserwowałam zachowanie Celine uśmiechając się łagodnie, a kiedy oznajmiła że jestem wolną wyrzuciłam ręce w górę.
- Wolna! - zaśmiałam się wychodząc zaraz po tym z niewielkiego jeziorka, bo jednak woda najcieplejsza nadal nie była. Ściągnęłam wianek i materiał z ramion odkładając go na stół. Znów byłam całkowicie swoja. Cóż, nie mogłam powiedzieć, że to wszystko mnie niczego nie nauczyło. Zaśmiałam się na słowa Leonie wyciągając do niej rękę i łapiąc też za dłoń Celine.
- Ulgę na pewno. - odpowiedziałam jej ukazując zęby w uśmiechu. - I jednak, nauczyłam się czegoś mimo wszystko. Konsekwencji. - tym razem spoważniałam już trochę.
- Wiecie. - powiedziałam w sumie słowa kierując jako kontynuację tego co mówiłam do Leonie, ale jednocześnie zwracając się do wszystkich. - Moja mama zawsze mówiła, że chwile są tak ważne, jak ważnymi je uczynimy. - zamyśliłam się na chwilę przystając żeby spojrzeć na ogień. Wiedziałam, że zawsze będę za nią tęsknić, chociaż nosiłam ją blisko serca i nieść miałam zawsze. Ruszyłam do stołu dając czas dziewczynom na napisanie na kartkach wszystkiego co chciały. Jednocześnie zajmując się roznoszeniem napojów. Każdy dostał kubek. A kiedy Leonie zapytała o jakieś słowa zmarszczyłam brwi trochę. Uniosłam rękę z kartką w górę, czekając na resztę.
- Oh, hm. Od kuzyna Garfiego - przyniósł przed chwilą. - odpowiedziałam Celine spoglądając w jej stronę. Posyłając jej uśmiech. Rozlałam je i wręczyłam każdej która chciała, reszcie nalewając herbatę albo wodę.
- Oh gwiazdy nad głowami i ogniu co nas grzejesz, pokornie dziś składamy prośby swoje szczere? - zapytałam jej przesuwając spojrzeniem po reszcie dziewczyn. - Usłyszcie nasz prośby i niech los będzie dla nas dobry. - zakończyłam, jako pierwsza wrzucając swoją kartkę. - Za powodzenie! - zarządziłam pierwszy toast.
- A może, możemy ją zakląć? Żeby wiesz, She, sama grała, co to za tańczenie bez ciebie. Może byście pokazały nam jakiś cygański taniec. - zapytałam spoglądając od jednej do drugiej. Bo w sumie dlaczego by nie, wieczór należał do nas całkiem przecież. Usiadłam na swoim miejscu podwijając głowę. - Znacie jakieś gry, albo historie? - zapytałam ich wszystkich. - To w sumie moje pierwsze takie ognisko, gdzie tyle jest kobiet. Może powinniśmy poobgadywać chłopców? - zadawałam kolejne pytania, żeby znaleźć to, co wszystkim odpowiadać będzie.
PICIE: myślę, że możemy uznać że mamy na 5 łyków góra? Na każde picie rzucamy kostką k100 i odejmujemy od żywotności - uprośćmy to sobie - a jak któraś będzie miała chęć szybciej zacząć czkać to bez wstydu <3
Efekty:
75% - upojenie
50% - pijany
25% - zatacza się
0% - zgon
czas na odpis: 28.08 23:00 dobra?
- Wolna! - zaśmiałam się wychodząc zaraz po tym z niewielkiego jeziorka, bo jednak woda najcieplejsza nadal nie była. Ściągnęłam wianek i materiał z ramion odkładając go na stół. Znów byłam całkowicie swoja. Cóż, nie mogłam powiedzieć, że to wszystko mnie niczego nie nauczyło. Zaśmiałam się na słowa Leonie wyciągając do niej rękę i łapiąc też za dłoń Celine.
- Ulgę na pewno. - odpowiedziałam jej ukazując zęby w uśmiechu. - I jednak, nauczyłam się czegoś mimo wszystko. Konsekwencji. - tym razem spoważniałam już trochę.
- Wiecie. - powiedziałam w sumie słowa kierując jako kontynuację tego co mówiłam do Leonie, ale jednocześnie zwracając się do wszystkich. - Moja mama zawsze mówiła, że chwile są tak ważne, jak ważnymi je uczynimy. - zamyśliłam się na chwilę przystając żeby spojrzeć na ogień. Wiedziałam, że zawsze będę za nią tęsknić, chociaż nosiłam ją blisko serca i nieść miałam zawsze. Ruszyłam do stołu dając czas dziewczynom na napisanie na kartkach wszystkiego co chciały. Jednocześnie zajmując się roznoszeniem napojów. Każdy dostał kubek. A kiedy Leonie zapytała o jakieś słowa zmarszczyłam brwi trochę. Uniosłam rękę z kartką w górę, czekając na resztę.
- Oh, hm. Od kuzyna Garfiego - przyniósł przed chwilą. - odpowiedziałam Celine spoglądając w jej stronę. Posyłając jej uśmiech. Rozlałam je i wręczyłam każdej która chciała, reszcie nalewając herbatę albo wodę.
- Oh gwiazdy nad głowami i ogniu co nas grzejesz, pokornie dziś składamy prośby swoje szczere? - zapytałam jej przesuwając spojrzeniem po reszcie dziewczyn. - Usłyszcie nasz prośby i niech los będzie dla nas dobry. - zakończyłam, jako pierwsza wrzucając swoją kartkę. - Za powodzenie! - zarządziłam pierwszy toast.
- A może, możemy ją zakląć? Żeby wiesz, She, sama grała, co to za tańczenie bez ciebie. Może byście pokazały nam jakiś cygański taniec. - zapytałam spoglądając od jednej do drugiej. Bo w sumie dlaczego by nie, wieczór należał do nas całkiem przecież. Usiadłam na swoim miejscu podwijając głowę. - Znacie jakieś gry, albo historie? - zapytałam ich wszystkich. - To w sumie moje pierwsze takie ognisko, gdzie tyle jest kobiet. Może powinniśmy poobgadywać chłopców? - zadawałam kolejne pytania, żeby znaleźć to, co wszystkim odpowiadać będzie.
PICIE: myślę, że możemy uznać że mamy na 5 łyków góra? Na każde picie rzucamy kostką k100 i odejmujemy od żywotności - uprośćmy to sobie - a jak któraś będzie miała chęć szybciej zacząć czkać to bez wstydu <3
Efekty:
75% - upojenie
50% - pijany
25% - zatacza się
0% - zgon
czas na odpis: 28.08 23:00 dobra?
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 57
'k100' : 57
Łagodny uśmiech posłany przez Leonie przegnał z nieba burzowe chmury; po niezbyt wylewnym powitaniu Celine w głowie poukładała już przynajmniej trzy scenariusze przesiąknięte obojętną szarością, urwanym kontaktem, wypleniającym z pamięci chwasty wspólnie przeżytych chwil, więc promyczek ciepła padający w jej stronę - po prostu ją zdziwił. Odwzajemniła ten gest wręcz nieświadomie, pogodniejąc, jakby cały stres momentalnie odszedł w niepamięć, a nieznajomy zyskał sobie kredyt zaufania. Szczególnie po tym, jak szybko się oddalił, a Nela wróciła w jednym kawałku... Może od początku nie był dla nich żadnym zagrożeniem?
Może to tylko twoja głowa znów robi ci krzywdę, Celine?
Tym razem już bez wahania przyjęła dłoń Leonie przy wyjściu z wody, mokra spódnica lepiła się do nóg, podkreślając chudość kończyn, motyle, które zdobiły tkaninę stały się zabawnie zdeformowane, w ogóle do siebie niepodobne. Ale to na Neali skupiła się jej cała uwaga: na tym, jak zdejmowała z głowy dekoracje, żeby całemu światu pokazać na nowo płomienne włosy, pozbawione klątwy. Tak bardzo cieszył ją fakt, że wzięło w tym udział akurat jeziorko - bo przecież nie mogła nie pomyśleć o Jeziorze Łabędzim, o zaczarowanej Odetcie i miłości silniejszej od złego czaru, i poniekąd tak samo było z Weasley. Jej miłość, miłość Celine, oswobodziła ją od kleszczy różowego cierpienia i od dziś czekało na nią tylko i wyłącznie szczęście w najczystszej postaci. Półwila uśmiechnęła się promiennie, widok rozradowanej, piegowatej buzi wprawiał ją w coraz lepszy nastrój, zwalczając za to zażenowanie, poczucie przeszkadzania w przyjemnej okoliczności, bycia nieodpowiednim elementem, zagubionym w obcej przestrzeni.
- Tylko miłość - odpowiedziała pannie Wilde, palcami zaczesując za ucho kosmyk srebrnych włosów. Z jej ust cały czas nie znikał uśmiech; przeniosła spojrzenie z blondynki na rudowłosą gospodynię, patrzyła na nie obie, ciesząc nimi wzrok. - I ulgę, och, tak. Spokój, że to wreszcie dobiegło końca. Nigdy więcej! Bo ciocia naprawdę urwie nam głowy - dodała, pogodnie spoglądając na Nealę. Mogła tylko zakładać, jak wielką ulgę odnalazła w tym rytuale, jak czekała na niego i wszystko dopięła na ostatni guzik w magicznej chwili przeistoczenia z cyklamenowej poczwarki w płomiennego motyla. - A wy? Jak to wyglądało z brzegu? - zwróciła się do wszystkich dziewcząt, które obserwowały celebrację.
Kuzyn Garfie, a więc to on był tym, kogo wzięła za szmalcownika. Kolejny Weasley, rozpieszczający kuzynkę nieodpowiednim prezentem, a przy tym tak intrygującym, bo kiedy ostatnio miała okazję pic wino? Chyba jeszcze na Grimmauld Place, gdy lady Aquila - której imię próbowała wymazać ze swojego serca - w swojej życzliwości dzieliła się kilkoma łykami ze służką dotrzymującą jej towarzystwa w kolczastym czasie żałoby.
Celine nie powtórzyła zaklęcia, które zaintonowała Weasley, mnąc w dłoniach kartkę, którą z bólem serca wrzuciła do ogniska. Przepraszam. Czy tatko odczyta wiadomość z popiołów? Czy zrobi to ktokolwiek? Ciężkie, ciche westchnienie poprzedziło pierwszy łyk wina tuż po toaście, słuchała w ciszy propozycji zaczarowania harfy (nawet nie miała pojęcia, że Sheila potrafiła grać na tym instrumencie; choć to nic dziwnego, z najmłodszą z Doe kontakt miała zerowy), spojrzała za to na Eve, gdy została wspomniana cygańska sztuka.
- Słyszałam, że pięknie tańczysz - podjęła, z migoczącą w oczach zachętą, obracając się na poduszce mocniej w jej stronę. Nagle spódnica ziębiła jakby mniej, taniec już rozgrzewał duszę. - Ale słowa nie mogą oddać natury takiego tańca. Pokazałabyś nam? - poprosiła, znów upijając z kubeczka nieco wina. Trudno powiedzieć, czy było dobre; każde możliwe porównanie zatarło się w pamięci, a alkohol rzadko kiedy smakował dla niej wyśmienicie. Nie takie zresztą miał zadanie - powinien przede wszystkim rozluźniać, i właśnie to robił.
- Skoro mamy butelkę... - zaczęła na pytanie o grach i zabawach, marszcząc lekko nosek, już wtedy poczuła pierwsze ukłucie przestrogi, że to nie był dobry pomysł, ale głos rozsądku pozostał za kurtyną przyjemnie falującego ognia. Popatrzyła kolejno po twarzach dziewcząt, - To może w nią zagramy? W prawdę czy wyzwanie? - zaproponowała, policzki pokryły się delikatną mgiełką różu, uroczą i świeżą, nie sposób jednak stwierdzić, czy odpowiedzialność ponosiło wino, czy wspomnienia dryfujące w głowie. - Często graliśmy w to podczas wakacji i zawsze było śmiesznie. Raz chłopcy kazali młodemu Wilsonowi schować się na wozie, którym Dankworth pojechał do wioski obok. Wrócił dopiero wieczorem... - z perspektywy czasu to zadanie było głupiutkie i nieostrożne, ale wtedy, och, wtedy zaśmiewała się do rozpuku.
| piję winko, żywotność póki co 227/227
Może to tylko twoja głowa znów robi ci krzywdę, Celine?
Tym razem już bez wahania przyjęła dłoń Leonie przy wyjściu z wody, mokra spódnica lepiła się do nóg, podkreślając chudość kończyn, motyle, które zdobiły tkaninę stały się zabawnie zdeformowane, w ogóle do siebie niepodobne. Ale to na Neali skupiła się jej cała uwaga: na tym, jak zdejmowała z głowy dekoracje, żeby całemu światu pokazać na nowo płomienne włosy, pozbawione klątwy. Tak bardzo cieszył ją fakt, że wzięło w tym udział akurat jeziorko - bo przecież nie mogła nie pomyśleć o Jeziorze Łabędzim, o zaczarowanej Odetcie i miłości silniejszej od złego czaru, i poniekąd tak samo było z Weasley. Jej miłość, miłość Celine, oswobodziła ją od kleszczy różowego cierpienia i od dziś czekało na nią tylko i wyłącznie szczęście w najczystszej postaci. Półwila uśmiechnęła się promiennie, widok rozradowanej, piegowatej buzi wprawiał ją w coraz lepszy nastrój, zwalczając za to zażenowanie, poczucie przeszkadzania w przyjemnej okoliczności, bycia nieodpowiednim elementem, zagubionym w obcej przestrzeni.
- Tylko miłość - odpowiedziała pannie Wilde, palcami zaczesując za ucho kosmyk srebrnych włosów. Z jej ust cały czas nie znikał uśmiech; przeniosła spojrzenie z blondynki na rudowłosą gospodynię, patrzyła na nie obie, ciesząc nimi wzrok. - I ulgę, och, tak. Spokój, że to wreszcie dobiegło końca. Nigdy więcej! Bo ciocia naprawdę urwie nam głowy - dodała, pogodnie spoglądając na Nealę. Mogła tylko zakładać, jak wielką ulgę odnalazła w tym rytuale, jak czekała na niego i wszystko dopięła na ostatni guzik w magicznej chwili przeistoczenia z cyklamenowej poczwarki w płomiennego motyla. - A wy? Jak to wyglądało z brzegu? - zwróciła się do wszystkich dziewcząt, które obserwowały celebrację.
Kuzyn Garfie, a więc to on był tym, kogo wzięła za szmalcownika. Kolejny Weasley, rozpieszczający kuzynkę nieodpowiednim prezentem, a przy tym tak intrygującym, bo kiedy ostatnio miała okazję pic wino? Chyba jeszcze na Grimmauld Place, gdy lady Aquila - której imię próbowała wymazać ze swojego serca - w swojej życzliwości dzieliła się kilkoma łykami ze służką dotrzymującą jej towarzystwa w kolczastym czasie żałoby.
Celine nie powtórzyła zaklęcia, które zaintonowała Weasley, mnąc w dłoniach kartkę, którą z bólem serca wrzuciła do ogniska. Przepraszam. Czy tatko odczyta wiadomość z popiołów? Czy zrobi to ktokolwiek? Ciężkie, ciche westchnienie poprzedziło pierwszy łyk wina tuż po toaście, słuchała w ciszy propozycji zaczarowania harfy (nawet nie miała pojęcia, że Sheila potrafiła grać na tym instrumencie; choć to nic dziwnego, z najmłodszą z Doe kontakt miała zerowy), spojrzała za to na Eve, gdy została wspomniana cygańska sztuka.
- Słyszałam, że pięknie tańczysz - podjęła, z migoczącą w oczach zachętą, obracając się na poduszce mocniej w jej stronę. Nagle spódnica ziębiła jakby mniej, taniec już rozgrzewał duszę. - Ale słowa nie mogą oddać natury takiego tańca. Pokazałabyś nam? - poprosiła, znów upijając z kubeczka nieco wina. Trudno powiedzieć, czy było dobre; każde możliwe porównanie zatarło się w pamięci, a alkohol rzadko kiedy smakował dla niej wyśmienicie. Nie takie zresztą miał zadanie - powinien przede wszystkim rozluźniać, i właśnie to robił.
- Skoro mamy butelkę... - zaczęła na pytanie o grach i zabawach, marszcząc lekko nosek, już wtedy poczuła pierwsze ukłucie przestrogi, że to nie był dobry pomysł, ale głos rozsądku pozostał za kurtyną przyjemnie falującego ognia. Popatrzyła kolejno po twarzach dziewcząt, - To może w nią zagramy? W prawdę czy wyzwanie? - zaproponowała, policzki pokryły się delikatną mgiełką różu, uroczą i świeżą, nie sposób jednak stwierdzić, czy odpowiedzialność ponosiło wino, czy wspomnienia dryfujące w głowie. - Często graliśmy w to podczas wakacji i zawsze było śmiesznie. Raz chłopcy kazali młodemu Wilsonowi schować się na wozie, którym Dankworth pojechał do wioski obok. Wrócił dopiero wieczorem... - z perspektywy czasu to zadanie było głupiutkie i nieostrożne, ale wtedy, och, wtedy zaśmiewała się do rozpuku.
| piję winko, żywotność póki co 227/227
paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
The member 'Celine Lovegood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 78
'k100' : 78
Przez jeszcze chwilę z nutą niepewności zerkała na swoją kartkę, mały zwitek pergaminu złożony kilkukrotnie; kiedy jednak Neala zarządziła, że to czas rzucić marzenia i prośby w ogień, tak też uczyniła; zaraz za płomiennowłosą przyjaciółką puściła swoje zapiski w ognisko, przez moment patrząc, jak płomienie trawią nieduży papierek, a ten zmienia się w węgiel, a później rozsypuje w popiół, spadając pod drwa. Czy ktoś kto się nimi opiekował był świadomy tego życzenia? Tego i wszystkich kolejnych, które wpadały w ognie? Miała nadzieję.
– Znów jesteś sobą! Choć ten róż naprawdę był uroczy – stwierdziła, odnajdując spojrzeniem pannę Weasley, by zaraz potem posłać jej uśmiech. Skoro jednak swoista przemiana była dla niej istotna, mogła jedynie przyklasnąć decyzji Neali i cieszyć się wraz z nią, że dni intensywnego różu zniknęły – chyba bezpowrotnie.
– Och, koniecznie! – zawołała, kiedy temat zszedł na tańce; nigdy wcześniej nie widziała cygańskich zwyczajów, słyszała tylko o wielobarwnych sukniach, i teraz wszakże widziała je na własne oczy. To musiał być niesamowity widok, pełen pasji i życia – czy ognisko i ciepły wieczór nie tworzyły idealnych warunków? Zerknęła jeszcze krótko na Celine, zaraz potem potakując głową na jej słowa i dopisując się do prośby skierowanej do Sheili i Eve.
W międzyczasie przyjęła od panny Weasley kubek z winem; patrzyła na ciemnoczerwony alkohol przez dłużej niż chwilę, jakoś głupio wciąż wspominając wydarzenia z Lynmouth, ale w końcu decydując się jednak na łyk – a nawet dwa, albo i trzy, raczej mniejsze. To na pewno się jej przyda, zwłaszcza kiedy Celine zaproponowała grę w butelkę.
Jeszcze nigdy tego nie robiła, ale przyglądała się, kiedy jeszcze chodziła do Hogwartu, jak nader często bawią się w to inni – zawsze to jakieś urozmaicenie? Mogły faktycznie zadawać sobie ciekawe pytanie, a na odważniejszych czekały wyzwania.
– A czy ta gra ma jakieś zasady? Reguły, których nie można przekraczać? – zapytała, odsuwając kubeczek od ust, nieco speszona; co jeśli dostanie jakieś bardzo wstydliwe zadanie do wykonania? Albo będzie musiała naprzykrzyć się znów państwu Weasley? Wierzyła w dobrą wolę swoich koleżanek, ale czasami tego typu zabawy kończyły się przeróżnie…
To jednak nie przyćmiewało jej ciekawości, nader widocznej w roziskrzonym spojrzeniu.
żywotność 205
– Znów jesteś sobą! Choć ten róż naprawdę był uroczy – stwierdziła, odnajdując spojrzeniem pannę Weasley, by zaraz potem posłać jej uśmiech. Skoro jednak swoista przemiana była dla niej istotna, mogła jedynie przyklasnąć decyzji Neali i cieszyć się wraz z nią, że dni intensywnego różu zniknęły – chyba bezpowrotnie.
– Och, koniecznie! – zawołała, kiedy temat zszedł na tańce; nigdy wcześniej nie widziała cygańskich zwyczajów, słyszała tylko o wielobarwnych sukniach, i teraz wszakże widziała je na własne oczy. To musiał być niesamowity widok, pełen pasji i życia – czy ognisko i ciepły wieczór nie tworzyły idealnych warunków? Zerknęła jeszcze krótko na Celine, zaraz potem potakując głową na jej słowa i dopisując się do prośby skierowanej do Sheili i Eve.
W międzyczasie przyjęła od panny Weasley kubek z winem; patrzyła na ciemnoczerwony alkohol przez dłużej niż chwilę, jakoś głupio wciąż wspominając wydarzenia z Lynmouth, ale w końcu decydując się jednak na łyk – a nawet dwa, albo i trzy, raczej mniejsze. To na pewno się jej przyda, zwłaszcza kiedy Celine zaproponowała grę w butelkę.
Jeszcze nigdy tego nie robiła, ale przyglądała się, kiedy jeszcze chodziła do Hogwartu, jak nader często bawią się w to inni – zawsze to jakieś urozmaicenie? Mogły faktycznie zadawać sobie ciekawe pytanie, a na odważniejszych czekały wyzwania.
– A czy ta gra ma jakieś zasady? Reguły, których nie można przekraczać? – zapytała, odsuwając kubeczek od ust, nieco speszona; co jeśli dostanie jakieś bardzo wstydliwe zadanie do wykonania? Albo będzie musiała naprzykrzyć się znów państwu Weasley? Wierzyła w dobrą wolę swoich koleżanek, ale czasami tego typu zabawy kończyły się przeróżnie…
To jednak nie przyćmiewało jej ciekawości, nader widocznej w roziskrzonym spojrzeniu.
żywotność 205
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen
a sen jak świat
świat dziwny jest jak sen
a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Anne Beddow' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 19
'k100' : 19
Ulga, miłość; uśmiechnęła się szerzej na słowa Celine i Neali, na sekundę jeszcze ściskając ich palce, zanim wypuściła dziewczęce dłonie z uścisku, żeby wszystkie mogły wrócić do ogniska. Na pewno potrzebowały się ogrzać, wilgotne sukienki – choć zamoczone w imię sprawy wielkiej i podniosłej – nie były zbyt dobrym połączeniem z chłodem zapadającego wieczoru. – Och, jakbyście były bohaterkami książki, które ożyły i uciekły spomiędzy kartek! – westchnęła, przez moment żałując, że sama nie mogła doświadczyć czegoś podobnego. – Ty, Celine, wyglądałaś jak tajemnicza nimfa wodna, która tylko w nocy się pojawia, żeby wykąpać się w blasku księżyca – ciągnęła rozmarzonym głosem; srebrzyste włosy dziewczyny naprawdę wyglądały, jakby pomiędzy kosmyki zakradły się drobinki księżycowego pyłu. – A Neala – jak leśna driada, składająca ofiarę z kwiatów, żebyś zgodziła się urok odczynić – dodała, przypominając sobie pływające po powierzchni, papierowe ozdoby.
Magiczna atmosfera nie opuściła jej, gdy składała ostrożnie skrawek pergaminu, opuszkiem palców wygładzając wszystkie zagięte rogi – a stojąc przy ognisku, czuła nie tylko gorąc płomieni, ale i rozgrzewające ją od środka ciepło; być może związane z tą miłością, o której mówiła Celine – a może z czymś jeszcze innym, czego pomimo setek przeczytanych książek, nie potrafiła właściwie nazwać. – Gwiazdy nad głowami i ogniu, co nas grzejesz – pokornie dziś składamy prośby swoje szczere – powtórzyła bez zawahania po Neali, gdy większość papierowych życzeń i wyrazów wdzięczności zdążyła już spłonąć. – Usłyszcie nasze prośby i niech los będzie dla nas dobry! – dokończyła, myśląc nie tylko o nich, zgromadzonych dookoła, z twarzami oświetlonymi żółto-pomarańczowymi odblaskami – ale też o tych, których tu nie było; o imionach wypisanych na karteczce, którą wrzuciła wreszcie w płomienie, przyglądając się, jak pergamin zwija się w rulon a później rozsypuje.
Do stołu wróciła jako ostatnia, dziękując Neali za papierowy kubeczek i podnosząc go wyżej we wzniesionym przez nią toaście. Uśmiechnęła się, do ust unosząc go jednak z lekkim zawahaniem; rzadko pijała alkohol, ale dzisiaj – dzisiaj mocno czerwony napój zdawał się dodawać podniosłości chwili. – Tak, pokażcie nam. Sheila też pięknie tańczy – przyklasnęła pozostałym, po raz pierwszy od dłuższego czasu zerkając w stronę szkolnej koleżanki. Zastanawiała się, czy stało się coś, co popsuło jej humor – kiedy przybyła na miejsce, wydawała się radosna i ożywiona, ale od tamtej pory wyrzekła ledwie parę słów. Propozycja zaczarowania harfy jej się spodobała – sama też uwielbiała tańczyć.
Historia opowiedziana przez Celine ją rozbawiła; zaśmiała się cicho, zakrywając dłonią usta. – Chłopcy to zawsze dziwnych pomysłów mają bez liku – skomentowała, przypominając sobie lato spędzane w Dolinie Godryka: z bratem i jego przyjaciółmi z kursu, z dziećmi sąsiadów, i właściwie z każdym, kto tylko miał ochotę do nich dołączyć. Westchnęła bezgłośnie, to wydawało się teraz takie odległe – świat, w którym pojawiający się znikąd nieznajomy nie budził podejrzliwości ani niepokoju, bo nikogo z góry nie trzeba było podejrzewać o złe intencje.
Zastanowiła się przez moment nad pytaniem Annie; miała wrażenie, że wiedziała, skąd się wzięło. – Może po prostu każda z nas powinna mieć możliwość odrzucenia jednego wyzwania albo pytania? Wiecie, tak bez utraty honoru – zaproponowała. – Tylko jednego – uściśliła po chwili; gdyby mogły rezygnować ze wszystkich, cała zabawa straciłaby sens.
| też piję!
Magiczna atmosfera nie opuściła jej, gdy składała ostrożnie skrawek pergaminu, opuszkiem palców wygładzając wszystkie zagięte rogi – a stojąc przy ognisku, czuła nie tylko gorąc płomieni, ale i rozgrzewające ją od środka ciepło; być może związane z tą miłością, o której mówiła Celine – a może z czymś jeszcze innym, czego pomimo setek przeczytanych książek, nie potrafiła właściwie nazwać. – Gwiazdy nad głowami i ogniu, co nas grzejesz – pokornie dziś składamy prośby swoje szczere – powtórzyła bez zawahania po Neali, gdy większość papierowych życzeń i wyrazów wdzięczności zdążyła już spłonąć. – Usłyszcie nasze prośby i niech los będzie dla nas dobry! – dokończyła, myśląc nie tylko o nich, zgromadzonych dookoła, z twarzami oświetlonymi żółto-pomarańczowymi odblaskami – ale też o tych, których tu nie było; o imionach wypisanych na karteczce, którą wrzuciła wreszcie w płomienie, przyglądając się, jak pergamin zwija się w rulon a później rozsypuje.
Do stołu wróciła jako ostatnia, dziękując Neali za papierowy kubeczek i podnosząc go wyżej we wzniesionym przez nią toaście. Uśmiechnęła się, do ust unosząc go jednak z lekkim zawahaniem; rzadko pijała alkohol, ale dzisiaj – dzisiaj mocno czerwony napój zdawał się dodawać podniosłości chwili. – Tak, pokażcie nam. Sheila też pięknie tańczy – przyklasnęła pozostałym, po raz pierwszy od dłuższego czasu zerkając w stronę szkolnej koleżanki. Zastanawiała się, czy stało się coś, co popsuło jej humor – kiedy przybyła na miejsce, wydawała się radosna i ożywiona, ale od tamtej pory wyrzekła ledwie parę słów. Propozycja zaczarowania harfy jej się spodobała – sama też uwielbiała tańczyć.
Historia opowiedziana przez Celine ją rozbawiła; zaśmiała się cicho, zakrywając dłonią usta. – Chłopcy to zawsze dziwnych pomysłów mają bez liku – skomentowała, przypominając sobie lato spędzane w Dolinie Godryka: z bratem i jego przyjaciółmi z kursu, z dziećmi sąsiadów, i właściwie z każdym, kto tylko miał ochotę do nich dołączyć. Westchnęła bezgłośnie, to wydawało się teraz takie odległe – świat, w którym pojawiający się znikąd nieznajomy nie budził podejrzliwości ani niepokoju, bo nikogo z góry nie trzeba było podejrzewać o złe intencje.
Zastanowiła się przez moment nad pytaniem Annie; miała wrażenie, że wiedziała, skąd się wzięło. – Może po prostu każda z nas powinna mieć możliwość odrzucenia jednego wyzwania albo pytania? Wiecie, tak bez utraty honoru – zaproponowała. – Tylko jednego – uściśliła po chwili; gdyby mogły rezygnować ze wszystkich, cała zabawa straciłaby sens.
| też piję!
i nie wiem o czym myśleć mam
żeby mi się przyśnił taki świat
żeby mi się przyśnił taki świat
w którym się nie boję spać
Leonie Wilde
Zawód : kursantka uzdrowicielstwa
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
tańcz ze mną
sekundy pędzą
no tańcz
potem powróci mój
szary świat
sekundy pędzą
no tańcz
potem powróci mój
szary świat
OPCM : 2 +1
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 3
UZDRAWIANIE : 11
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
The member 'Leonie Wilde' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 25
'k100' : 25
tyły domu
Szybka odpowiedź