Cmentarz
AutorWiadomość
First topic message reminder :
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
Cmentarz
Cmentarz założony w erze wiktoriańskiej, bujnie porośnięty drzewami, krzakami oraz kwiatami i chwastami, które wyrosły tu wyłącznie w sposób naturalny. Otoczony jest kamiennym murkiem. Rzędy niezliczonych mogił ciągną się długimi sznurami przecinanymi alejkami, krzewami, żywopłotami i drzewami, podczas gdy zimna mgła przysłania niekiedy pole widzenia, mogłoby się zdawać, że cmentarz unosi się w powietrzu, gdzieś między chmurami, w tej ciszy, tym chłodzie. Niesamowite tło stanowią zapierające dech w piersiach widoki na panoramę Londynu, rozciągające się na południe od głównej stacji metra. Jest to jedno z największych i najstarszych miejsc pochowku w całej Wielkiej Brytanii. Architektura sięgająca dziewiętnastego wieku wzbudza ogromny podziw i jest inspiracją dla wielu artystów. Ta różnorodna sceneria od kilkunastu lat zaczęła powoli popadać w ruinę, zyskując jeszcze więcej na swym nietypowym uroku. W oddali, w jednym z zachodnich sektorów, znajduje się miejsce pochówku czarodziejów - osłonięte magią i rzędami brzóz, jeszcze cichsze i smutniejsze, z posągami aniołów, kamiennymi ławeczkami i wiecznie płonącymi ognikami.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 69
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 69
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie lubiła cmentarzy. Wzbudzały w niej skręt kiszek, ilekroć wieczorami, gdy wybierała spacer zamiast teleportacji, musiała przechodzić obok jednego z nich. Było coś przerażającego w przyklepanych, zaniedbanych grobach, w pozbawionych źrenic oczach kamiennych posągów, w dogasającym świetle zniczy i zwiędniętych kwiatów w prostych, szklanych wazonach. Było coś przerażającego w zapominaniu o zmarłych – zwłaszcza tych, którzy przez to zapomnienie być może stali się duchami, uwiązanymi do świata żywych istotami, które miały na tym padole jeszcze wiele do wyjaśnienia. W świętach, organizowanych ku czci śmierci, też nie było nic szczególnie dla Jackie zachęcającego. Szła więc na miejsce spotkania z widoczną i mocno wyczuwalną niechęcią, ale w gruncie rzeczy to była tylko licha powierzchowność – nie zamierzała rezygnować z pomocy Benowi tylko dlatego, bo nie przepadała za upiorną atmosferą takich miejsc. W chwilach, gdy Londyn, Anglia, Wielka Brytania, kruszyły się pod naporem szalejącej, niestabilnej magii, musieli działać, musieli pozostawić za sobą wszelkie opory, niepewność i zwątpienie. Nie istniały granice, jeśli trzeba było walczyć z czarną magią.
– Przecież jestem cicho – syk zabrzmiał na granicy szeptu a jej „normalnego” głosu, więc ciężko było stwierdzić, czy miała zamiar dotrzymać słowo. Jackie jednak dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że za chwilę będą mieli do czynienia z czymś o wiele większym i wzmożona czujność, idąca raczej w parze ze spokojem i ostrożnością niż z furią i krzykami. Wzięła to sobie do serca i za chwilę tembr jej głosu brzmiał już inaczej, znacznie ciszej. – Wspaniale. Masz wobec niego plany inne, niż sytuacja zakładała? Chyba nie chcesz zostać żmijoptasią mamą, co, Ben? Skorupki tych jaj łatwo opchnąć na czarnym rynku.
Słyszała, że bestia, która poczytała sobie okoliczności za sprzyjające, zdążyła już złożyć kilka jaj. Właściwie posiadała wiedzę o magicznych stworzeniach tylko taką, którą zdążyła wynieść z Hogwartu i z kilku wykładów na kursie. Wiedziała jednak, że Departament Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami dość się wycierpiał z nielegalnym niszczeniem znalezionych jaj przez żądnych zysku czarodziejów.
Przeszła nad murkiem bez jego pomocy, nawet nie zastanawiając się nad tym, czy chciał jej podać dłoń – nie musiał; gdyby umiała czytać w myślach, przyznałaby mu rację. Czujnym wzrokiem wodziła po okolicy, między nagrobkami i rzeźbami aniołów, które wyglądały teraz, jakby na wieki porzuciły swoją jasną, dobrą naturę. Zacisnęła zęby, odwracając od rzeźby wzrok. Zagrożenie pojawiło się samo, wcale nie musieli go nawet specjalnie szukać. Ben zareagował wyjątkowo szybko, chociaż zdołała w porę dobyć różdżkę. Nim zwierzę zdążyło się na nich rzucić, zostało skutecznie powalone na ziemię. I wyglądało spektakularnie.
– Brawo, Ben. Jestem pod wrażeniem – ściągnęła usta w dół w geście aprobaty. Stała tuz obok niego, ale zdecydowała się podejść nieco bliżej, żeby przyjrzeć się zwierzęciu. Za chwilę poczuła, jak pod jej nogą ziemia sama się rozgrzebuje. Odskoczyła. To nie kret, Jackie, to cholerna anomalia. – Różdżka w pogotowiu.
Musieli ją szybko opanować, zanim narobi jeszcze więcej szkód.
– Przecież jestem cicho – syk zabrzmiał na granicy szeptu a jej „normalnego” głosu, więc ciężko było stwierdzić, czy miała zamiar dotrzymać słowo. Jackie jednak dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że za chwilę będą mieli do czynienia z czymś o wiele większym i wzmożona czujność, idąca raczej w parze ze spokojem i ostrożnością niż z furią i krzykami. Wzięła to sobie do serca i za chwilę tembr jej głosu brzmiał już inaczej, znacznie ciszej. – Wspaniale. Masz wobec niego plany inne, niż sytuacja zakładała? Chyba nie chcesz zostać żmijoptasią mamą, co, Ben? Skorupki tych jaj łatwo opchnąć na czarnym rynku.
Słyszała, że bestia, która poczytała sobie okoliczności za sprzyjające, zdążyła już złożyć kilka jaj. Właściwie posiadała wiedzę o magicznych stworzeniach tylko taką, którą zdążyła wynieść z Hogwartu i z kilku wykładów na kursie. Wiedziała jednak, że Departament Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami dość się wycierpiał z nielegalnym niszczeniem znalezionych jaj przez żądnych zysku czarodziejów.
Przeszła nad murkiem bez jego pomocy, nawet nie zastanawiając się nad tym, czy chciał jej podać dłoń – nie musiał; gdyby umiała czytać w myślach, przyznałaby mu rację. Czujnym wzrokiem wodziła po okolicy, między nagrobkami i rzeźbami aniołów, które wyglądały teraz, jakby na wieki porzuciły swoją jasną, dobrą naturę. Zacisnęła zęby, odwracając od rzeźby wzrok. Zagrożenie pojawiło się samo, wcale nie musieli go nawet specjalnie szukać. Ben zareagował wyjątkowo szybko, chociaż zdołała w porę dobyć różdżkę. Nim zwierzę zdążyło się na nich rzucić, zostało skutecznie powalone na ziemię. I wyglądało spektakularnie.
– Brawo, Ben. Jestem pod wrażeniem – ściągnęła usta w dół w geście aprobaty. Stała tuz obok niego, ale zdecydowała się podejść nieco bliżej, żeby przyjrzeć się zwierzęciu. Za chwilę poczuła, jak pod jej nogą ziemia sama się rozgrzebuje. Odskoczyła. To nie kret, Jackie, to cholerna anomalia. – Różdżka w pogotowiu.
Musieli ją szybko opanować, zanim narobi jeszcze więcej szkód.
pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
/czyli 26?
Mawiano, że ponoć do trzech razy sztuka, jednak ja od zawsze podchodziłem do tego sceptycznie. Moje trzecie podejścia rzadki kiedy okazywały się lepsze i po klapie na Dworcu z Drew, a potem ataku paniki w Dziale Ksiąg Zakazanych mój optymizm... cóż, mówiąc krótko, raczej nie pałętał się w moim pobliżu. Nie zamierzałem jednak odpuszczać. Wiedziałem dokładnie na co się piszę zgadzając się przystąpić do Rycerzy Walpurgii, a naprawa anomalii była jednym z poleceń które przekazane nam zostały wprost od Czarnego Pana.
Byłem jednak ostrożny, tak jak wtedy gdy wraz z Ignacym ruszyliśmy do Deimosa Carrowa. Teraz jednak zaopatrzyłem się w długą, ciemną szatę z kapturem pod którym skrywałem swoją twarz, naciągając go na czoło możliwie jak najbardziej, jednak też nie tak, by cokolwiek przysłaniało mi widoczność. Dział Ksiąg Zakazanych nauczył mnie już, że na miejscach anomalii możemy spotkać innych zainteresowanych, a ja nie chciałem plątać się w problematycznie niewygodne sytuacje w momencie, gdyby koniecznym było sięgnięcie po cięższe zaklęcia. Nie zamierzałem też zaczynać od nich - jak i miałem nadzieję, że nie natrafimy na inne osoby.
Szybko jednak przekonałem się po raz kolejny, że nadzieje mogła być i w istocie była matką głupich.
- Zajmę się mężczyzną. - mruknąłem w stronę towarzyszącego mi mężczyzny jeszcze zanim zbliżyliśmy się na tyle, bym mógł w barczystej postaci rozpoznać mężczyznę którego przyszło mi spotkać już wcześniej - nawet nie tak dawno temu, na obiedzie serwowanym przez mego kuzyna i jego nową żonę. Kobiety która była z nim nie znałem. Ale jednego byłem pewien - był przeszkodą którą należało ominąć. Nie zasilał szeregu rycerzy, tego byłem pewien. Nie był więc po stronie, po której obstawałem ja - a mojej stronie zależało na wykorzystaniu anomalii na naszą korzyść.
Chciałem początkowo wybrać pavor veneo - Mgła chwilowo mogłaby pomóc nam zyskać przewagę. Oczywiście skuteczna i oczywiście w momencie nieudanej obrony przeciwnika - ale przy nieprzychylnym wietrze mogłaby dosięgnąć również i nas - to zdecydowanie nie zadziałałoby na naszą korzyść.
- Bombarda Maxima - zadecydowałem więc, kierując swoją różdżkę w stronę mężczyzny. Może tym razem uda mi się go pokonać w odwecie za przegrany pojedynek. Tutaj w miejscu bez zasad mogłem odnaleźć sposób by go obejść, musiałem tylko znaleźć jego słabości.
Mawiano, że ponoć do trzech razy sztuka, jednak ja od zawsze podchodziłem do tego sceptycznie. Moje trzecie podejścia rzadki kiedy okazywały się lepsze i po klapie na Dworcu z Drew, a potem ataku paniki w Dziale Ksiąg Zakazanych mój optymizm... cóż, mówiąc krótko, raczej nie pałętał się w moim pobliżu. Nie zamierzałem jednak odpuszczać. Wiedziałem dokładnie na co się piszę zgadzając się przystąpić do Rycerzy Walpurgii, a naprawa anomalii była jednym z poleceń które przekazane nam zostały wprost od Czarnego Pana.
Byłem jednak ostrożny, tak jak wtedy gdy wraz z Ignacym ruszyliśmy do Deimosa Carrowa. Teraz jednak zaopatrzyłem się w długą, ciemną szatę z kapturem pod którym skrywałem swoją twarz, naciągając go na czoło możliwie jak najbardziej, jednak też nie tak, by cokolwiek przysłaniało mi widoczność. Dział Ksiąg Zakazanych nauczył mnie już, że na miejscach anomalii możemy spotkać innych zainteresowanych, a ja nie chciałem plątać się w problematycznie niewygodne sytuacje w momencie, gdyby koniecznym było sięgnięcie po cięższe zaklęcia. Nie zamierzałem też zaczynać od nich - jak i miałem nadzieję, że nie natrafimy na inne osoby.
Szybko jednak przekonałem się po raz kolejny, że nadzieje mogła być i w istocie była matką głupich.
- Zajmę się mężczyzną. - mruknąłem w stronę towarzyszącego mi mężczyzny jeszcze zanim zbliżyliśmy się na tyle, bym mógł w barczystej postaci rozpoznać mężczyznę którego przyszło mi spotkać już wcześniej - nawet nie tak dawno temu, na obiedzie serwowanym przez mego kuzyna i jego nową żonę. Kobiety która była z nim nie znałem. Ale jednego byłem pewien - był przeszkodą którą należało ominąć. Nie zasilał szeregu rycerzy, tego byłem pewien. Nie był więc po stronie, po której obstawałem ja - a mojej stronie zależało na wykorzystaniu anomalii na naszą korzyść.
Chciałem początkowo wybrać pavor veneo - Mgła chwilowo mogłaby pomóc nam zyskać przewagę. Oczywiście skuteczna i oczywiście w momencie nieudanej obrony przeciwnika - ale przy nieprzychylnym wietrze mogłaby dosięgnąć również i nas - to zdecydowanie nie zadziałałoby na naszą korzyść.
- Bombarda Maxima - zadecydowałem więc, kierując swoją różdżkę w stronę mężczyzny. Może tym razem uda mi się go pokonać w odwecie za przegrany pojedynek. Tutaj w miejscu bez zasad mogłem odnaleźć sposób by go obejść, musiałem tylko znaleźć jego słabości.
Just wait and see, what am I capable of
Apollinare Sauveterre
Zawód : artysta, krytyk, dyrektor Galerii Sztuki
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sztuka zawsze, nieustannie zajmuje się dwiema sprawami: wiecznie rozmyśla o śmierci i dzięki temu wiecznie tworzy życie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Apollinare Sauveterre' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 22
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 22
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Thomas od lat poszukiwał czegoś, w co będzie mógł się zaangażować. Szukał swojego miejsca, nie ważne, z czym miałoby się to wiązać. Potrzebował celu, a włączenie się w szeregi Rycerzy taki mu nadało. Jasno nakreślona ścieżka, wyznaczona przez Czarnego Pana, pozwoliła w końcu wykrzesać z siebie wszystko to, co jak sądził, było mu już całkowicie obce i utracone na zawsze. Dlatego choć był stosunkowo nowym nabytkiem organizacji, postanowił nie cofać się przed niczym, choć nie oznaczało to, że wyzbył się naturalnej dla niego ostrożności. Mimo wszystko nie wahał się, gdy zlecono podjęcie próby naprawy anomalii, świadom ryzyka, z jakim się to wiązało, jak również mając świadomość, że tak kapryśne manifestacje magii są zupełnie nieprzewidywalne i niczego nie można zakładać na pewno.
Pod osłoną ciemności czuł się swobodnie, choć idąc w ślady towarzyszącego mu mężczyzny, również zaopatrzył się w pelerynę z głębokim kapturem, który skrył w cieniu jego twarz i beznamiętne spojrzenie. Nie przywykł do żywienia płonnych nadziei, stąd majaczące w oddali sylwetki osób, które podobnie jak oni, postanowili pozbyć się problemu w postaci anomalii, nawet go nie zdziwiły. Nie widział dokładnie, kim są; z trudnością mógł rozpoznać nawet ich płeć, choć gdy oczy przywykły do mroku dostrzegł, że jedna z osób była bardziej barczysta, druga drobniejsza. Skinął głową Apollinarowi, nawet jeśli ten w ciemności mógł tego nie dostrzec. W myśl powiedzenia Ci, którzy nie są z nami, są przeciwko nam, nie musieli się nawet zastanawiać nad naturą pobudek, którymi kierowali się tamci. Grunt, że były odmienne od tych, którymi kierowali się Rycerze. Sam cmentarz nie wzbudzał w nim natomiast jakichś mocnych emocji, czy szybszego bicia serca. Miejsce, jak miejsce, uważał zresztą, że nocą jedną z najbezpieczniejszych, jakie istnieją. Nikt nie chciał się tu znaleźć o tej porze, tak jakby zmarli stanowili jakiekolwiek zagrożenie, kiedy w istocie byli już zupełnie zimni i obojętni nawet na to, co miało za chwilę nastąpić tuż nad ich głowami. Thomas nie mógł wiedzieć, że mężczyzna, którego twarz ciężko było dostrzec w wątłym świetle księżyca, jest kimś, z kim przed laty dzielił pasję. Polityka zacierała jednak podobieństwa, uwypuklając różnice.
Zastanawiał się nad kilkoma scenariuszami, według których można było rozegrać to spotkanie. Inwazyjna Bombarda, użyta przez kompana uświadomiła mu jednak, że to nie czas na zabawę w obezwładnianie.
— Lamino — zadecydował zatem, skupiając błękit spojrzenia na kobiecie i to właśnie w tamtą stronę kierując różdżkę. Nawet bardziej niż rezultat, niepokoiła go możliwość wystąpienia kolejnej anomalii. Magia nigdy nie była tak nieposłuszna.
Pod osłoną ciemności czuł się swobodnie, choć idąc w ślady towarzyszącego mu mężczyzny, również zaopatrzył się w pelerynę z głębokim kapturem, który skrył w cieniu jego twarz i beznamiętne spojrzenie. Nie przywykł do żywienia płonnych nadziei, stąd majaczące w oddali sylwetki osób, które podobnie jak oni, postanowili pozbyć się problemu w postaci anomalii, nawet go nie zdziwiły. Nie widział dokładnie, kim są; z trudnością mógł rozpoznać nawet ich płeć, choć gdy oczy przywykły do mroku dostrzegł, że jedna z osób była bardziej barczysta, druga drobniejsza. Skinął głową Apollinarowi, nawet jeśli ten w ciemności mógł tego nie dostrzec. W myśl powiedzenia Ci, którzy nie są z nami, są przeciwko nam, nie musieli się nawet zastanawiać nad naturą pobudek, którymi kierowali się tamci. Grunt, że były odmienne od tych, którymi kierowali się Rycerze. Sam cmentarz nie wzbudzał w nim natomiast jakichś mocnych emocji, czy szybszego bicia serca. Miejsce, jak miejsce, uważał zresztą, że nocą jedną z najbezpieczniejszych, jakie istnieją. Nikt nie chciał się tu znaleźć o tej porze, tak jakby zmarli stanowili jakiekolwiek zagrożenie, kiedy w istocie byli już zupełnie zimni i obojętni nawet na to, co miało za chwilę nastąpić tuż nad ich głowami. Thomas nie mógł wiedzieć, że mężczyzna, którego twarz ciężko było dostrzec w wątłym świetle księżyca, jest kimś, z kim przed laty dzielił pasję. Polityka zacierała jednak podobieństwa, uwypuklając różnice.
Zastanawiał się nad kilkoma scenariuszami, według których można było rozegrać to spotkanie. Inwazyjna Bombarda, użyta przez kompana uświadomiła mu jednak, że to nie czas na zabawę w obezwładnianie.
— Lamino — zadecydował zatem, skupiając błękit spojrzenia na kobiecie i to właśnie w tamtą stronę kierując różdżkę. Nawet bardziej niż rezultat, niepokoiła go możliwość wystąpienia kolejnej anomalii. Magia nigdy nie była tak nieposłuszna.
I'll tell you my sins and you can sharpen your knife and offer me that deathless death
The member 'Thomas Vane' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 97
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 97
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Była świadoma tego, że idąc z Benem na miejsce, do którego Ministerstwo zabroniło wchodzić, będzie niebezpieczne. Ale Zakon Feniksa był poza takimi zasadami – naprawa anomalii wiązała się z ochroną ludzkich żyć, zwłaszcza tych mugolskich, które przed magią bronić się nie potrafiły. Niezmiennie dziwił ją fakt, że Ministerstwo tak opornie, tak leniwie działało w tak ważnych kwestiach. Ta obiecywana kontrola dawno wymsknęła się z ich dłoni, a oni chwycili cokolwiek, imitując opanowanie sytuacji. Denerwowało ją to, wzbudzało za każdym razem, gdy o tym pomyślała, westchnienie pełne irytacji, dlatego postanowiła, że wyżyje swoje anarchistyczne zapędy w miejscach dotkniętych anomaliami.
Szło im świetnie – właściwie Benowi szło świetnie i jego silna Drętwota, która oszołomiła stworzenie, naprawdę zrobiła na niej wrażenie. Może powinna się u niego podszkolić, nigdy nie była geniuszem w kwestii zaklęć. Mieli już przechodzić wspólnie dalej, do otoczenia całego terenu cmentarza ochronną kopułą, zmuszenia niepokornej magii do współpracy, kiedy w pobliżu bramy coś zaskrzypiało. W pierwszej chwili pomyślała, że to albo zaciekawieni bądź przestraszeni mugole; bo przecież Ministerstwo nie mogło już nikogo wysłać. Obróciła się, mrużąc delikatnie powieki, żeby jak najmocniej skupić wzrok na dwóch, co udało jej się od razu ustalić, sylwetkach. Otoczone czarnymi płaszczami niemal zlewały się z otoczeniem, ale jasne poświaty ich bród wystających spod kapturów powiedziały jej, że to faktycznie ludzie. Nadeszli w ciszy, upiornej i ostrzegającej o tym, że za chwilę stanie się coś niedobrego. Jakby wiedzieli, że się na nich natkną. Posłała szybkie, porozumiewawcze spojrzenie Benowi, mocniej zaciskając szczupłe palce na bzowym drewnie różdżki. Atak przyszedł szybko, podświadomie się go spodziewała. Pierwszy – niecelny, iskry rozświetliły nieco ich sylwetki, ale wciąż nie na tyle, by mogła cokolwiek o nich powiedzieć. Byli jednak wysocy. Mężczyźni.
Drugi atak wycelowany był w nią, poczuła jego siłę, płomień zaklęcia pędzącego w jej stronę.
– Protego horribilis! – zawołała, licząc na to, że pechowe tarcze z pojedynku z Justine przestały już się za nią ciągnąć.
Szło im świetnie – właściwie Benowi szło świetnie i jego silna Drętwota, która oszołomiła stworzenie, naprawdę zrobiła na niej wrażenie. Może powinna się u niego podszkolić, nigdy nie była geniuszem w kwestii zaklęć. Mieli już przechodzić wspólnie dalej, do otoczenia całego terenu cmentarza ochronną kopułą, zmuszenia niepokornej magii do współpracy, kiedy w pobliżu bramy coś zaskrzypiało. W pierwszej chwili pomyślała, że to albo zaciekawieni bądź przestraszeni mugole; bo przecież Ministerstwo nie mogło już nikogo wysłać. Obróciła się, mrużąc delikatnie powieki, żeby jak najmocniej skupić wzrok na dwóch, co udało jej się od razu ustalić, sylwetkach. Otoczone czarnymi płaszczami niemal zlewały się z otoczeniem, ale jasne poświaty ich bród wystających spod kapturów powiedziały jej, że to faktycznie ludzie. Nadeszli w ciszy, upiornej i ostrzegającej o tym, że za chwilę stanie się coś niedobrego. Jakby wiedzieli, że się na nich natkną. Posłała szybkie, porozumiewawcze spojrzenie Benowi, mocniej zaciskając szczupłe palce na bzowym drewnie różdżki. Atak przyszedł szybko, podświadomie się go spodziewała. Pierwszy – niecelny, iskry rozświetliły nieco ich sylwetki, ale wciąż nie na tyle, by mogła cokolwiek o nich powiedzieć. Byli jednak wysocy. Mężczyźni.
Drugi atak wycelowany był w nią, poczuła jego siłę, płomień zaklęcia pędzącego w jej stronę.
– Protego horribilis! – zawołała, licząc na to, że pechowe tarcze z pojedynku z Justine przestały już się za nią ciągnąć.
pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Jackie Rineheart' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 29
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 29
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Benjamin łypnął na Jackie z ukosa, nie do końca pewny, czy przypadkiem nie jest ofiarą jakiegoś paskudnego przytyku dotyczącego jego przeszłości. Ciągle niezagojona rana na zaufaniu Zakonników zapiekła, wywołując oczywistą reakcję. - Czy ty sugerujesz, że przyszłem tutaj w prywatnych, niecnych celach? - spytał nieco podniesionym głosem, wyraźnie poddenerwowany, zapominając widocznie o lekcji, jaką przed momentem udzielił donośnej Rineheart. - Nic nie opycham na czarnym rynku, jak możesz coś takiego sugerować, przecież... - kontynuował, bliski zapowietrzenia, lecz na szczęście obronną i żałosną zarazem tyradę przerwało pojawienie się żmijoptaka. Szybko pozbawionego przytomności doskonale rzuconą Drętwotą. Wright zdekoncentrował się na tyle, by porzucić próbę kolejnej spowiedzi oraz strofowania Rineheart dalej - zamiast tego podszedł do bezwładnego zwierzęcia, przyklękając przy opierzonym dziobie. Poklepał go troskliwie, zmartwiony upewniając się, że żmijoptakowi nic nie jest. - Biedaczek - skomentował cicho, podnosząc się ponownie do pionu, by z powagą kiwnąć głową na sugestię Rineheart. - Mam nadzieję, że szybko się podniesie i wróci do gniazda - dodał opiekuńczo, rozglądając się dookoła. Pokonali pierwsze niebezpieczeństwo, ale teraz należało zbliżyć się do serca anomalii i naprawić je tak, jak należało - pozbywając się plugawej magii, by zastąpić ją porządkiem i dobrem. Nie zdążył jednak ruszyć dalej, gdy usłyszał niepokojący szmer; odwrócił się gwałtownie w stronę, z której dobiegał, akurat w momencie, by zobaczyć dwie wysokie postaci, wyraźnie mierzące w nich różdżkami. W pierwszej chwili uznał ich za przedstawicieli Służby Kontroli Magicznej, ba, już otwierał usta, by jakoś wyjaśnić to nieporozumienie i wyłgać się w zachwycający sposób przed stróżami prawa, ale inkantacje, które padły, zasiały w Benjaminie wątpliwość. Kto normalny rzuca nożami w przypadkowych ludzi, bez wylegitymowania się? Cóż, Ministerstwo nie było do końca normalne, ale i tak nie miał teraz czasu na dywagacje - działał instynktownie, musiał choć spróbować obronić przed nożami Jackie. Nie dlatego, że była kobietą, nie dlatego, że uważał ją za słabszą, ale po to, by razem mogli stawić czoła agresorom i wyjaśnić całą sytuację. Najpierw jednak pacyfikując niewyraźne sylwetki, wyłaniające się z mroku.
- Expecto patronum! - ryknął więc, unosząc różdżkę tak, by patronus mógł przemknąć tuż przed Rineheart, broniąc ją przed zaklęciem nieznajomego. Używanie czarów w bezpośredniej bliskości anomalii groziło tragedią, ale cóż innego mógł zrobić?
- Expecto patronum! - ryknął więc, unosząc różdżkę tak, by patronus mógł przemknąć tuż przed Rineheart, broniąc ją przed zaklęciem nieznajomego. Używanie czarów w bezpośredniej bliskości anomalii groziło tragedią, ale cóż innego mógł zrobić?
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 28
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 28
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Oszołomiony żmijoptak leżał nieopodal Jackie i Benjamina, ponura atmosfera ogarniętego anomalią cmentarza musiała udzielić się wam wszystkim - to miejsce było przesiąknięte najczarniejszą, nieokiełznaną magią, o moc której starliście się w szrankach. Była noc, drzewa przysłaniały wam światło księżyca, ale błyski zaklęć pozwalały dostrzec mgliste kształty twarzy Zakonników - być może przypominające twarze całkiem znajome. Obaj rycerze skryli swoje twarzy pod kapturami, w tym momencie uniemożliwiając identyfikację.
Znajdujecie się w pewnej odległości od siebie, aby ją zminimalizować w sposób fizyczny i przejść do ataku ręcznego, należy poświęcić turę na sam ruch lub trzykrotnie wspomnieć w poście o poruszaniu się w kierunku przeciwników podczas rzucania innego zaklęcia - którzy jednokowoż mogą się odsunąć.
Zaklęcie Apolinaire'a uderzyło niecelnie, przełamując w pół drzewo znajdujące się w bezpiecznej odległości od Zakonników. Urok ciśnięty przez Thomasa wydawał się śmiercionośny - Jackie próbowała się przed nim osłonić, lecz wyczarowana przez nią tarcza była zbyt słaba. Ciśnięte sztylety sunęły w jej stronę z potworną szybkością, wbijając się w mdłe protego horribilis i zapewne wbiłyby się również w ciało aurorki, gdyby nie szybka reakcja Benjamina. Świetlisty ogier, którego wywołał, wbiegł w zaklęcie i przyjął uderzenie na siebie, rozmywając się w powietrzu - rycerze czegoś podobnego z całą pewnością nigdy dotąd nie wiedzieli.
Kolejka: Zakon (na odpis macie 24 godziny od teraz, piszecie w dowolnej kolejności), Rycerze (na odpis macie 24 godziny od postu ostatniego Zakonnika lub od upływu ich terminu na odpis, również piszecie w dowolnej kolejności).
Wykorzystana moc Zakonu Benjamina: 1/4
Znajdujecie się w pewnej odległości od siebie, aby ją zminimalizować w sposób fizyczny i przejść do ataku ręcznego, należy poświęcić turę na sam ruch lub trzykrotnie wspomnieć w poście o poruszaniu się w kierunku przeciwników podczas rzucania innego zaklęcia - którzy jednokowoż mogą się odsunąć.
Zaklęcie Apolinaire'a uderzyło niecelnie, przełamując w pół drzewo znajdujące się w bezpiecznej odległości od Zakonników. Urok ciśnięty przez Thomasa wydawał się śmiercionośny - Jackie próbowała się przed nim osłonić, lecz wyczarowana przez nią tarcza była zbyt słaba. Ciśnięte sztylety sunęły w jej stronę z potworną szybkością, wbijając się w mdłe protego horribilis i zapewne wbiłyby się również w ciało aurorki, gdyby nie szybka reakcja Benjamina. Świetlisty ogier, którego wywołał, wbiegł w zaklęcie i przyjął uderzenie na siebie, rozmywając się w powietrzu - rycerze czegoś podobnego z całą pewnością nigdy dotąd nie wiedzieli.
Kolejka: Zakon (na odpis macie 24 godziny od teraz, piszecie w dowolnej kolejności), Rycerze (na odpis macie 24 godziny od postu ostatniego Zakonnika lub od upływu ich terminu na odpis, również piszecie w dowolnej kolejności).
Wykorzystana moc Zakonu Benjamina: 1/4
Wcześniej nie widziała Bena tak wzburzonego, ale też nie orientowała się za bardzo w jego przeszłości z Zakonem. Brzmiał podobnie jak Bren, dostrzegła w tym tonie podobną zadrę, ale nie umiała nadać jej odpowiedniej lokalizacji, sytuacji. Gdy rozpoczęła się walka, ta dziwna myśl siłą zepchnęło skupienie uwagi na wszystkich elementach nadchodzącego starcia.
Różdżka nie odpowiedziała tak, jak chciała – promień był zbyt słaby, by mógł obronić ją przed tak silnym zaklęciem, i już gotowała się na przyjęcie ciosu, spinając wszystkie mięśnie, kiedy Ben znów zareagował wyjątkowo szybko. Jego patronus stanął na wysokości zadania, połykając wycelowane w nią noże. Nigdy wcześniej takiego nie widziała, ale to znaczyło jedno – Gwardia Zakonu otwierała wiele drzwi.
– Dzięki – powiedziała szybko, nie tracąc czujności, posyłając mu tylko kolejne spojrzenie. Była mu ogromnie wdzięczna, ale nie było czasu o tym mówić. Już wiedzieli, że mieli do czynienia z agresorami. Dlaczego zaatakowali ich nawet bez słowa wyjaśnienia, ostrzeżenia? Musieli się tego dowiedzieć. Ten z nich, który ją zaatakował, zdawał się być znacznie silniejszy niż jego towarzysz, rozbrojenie go było najlepszym pomysłem. – Expelliarmus! – zawołała więc, różdżkę kierując właśnie na niego.
| w razie, gdyby nie było jasne - celuję w Thomasa!
Różdżka nie odpowiedziała tak, jak chciała – promień był zbyt słaby, by mógł obronić ją przed tak silnym zaklęciem, i już gotowała się na przyjęcie ciosu, spinając wszystkie mięśnie, kiedy Ben znów zareagował wyjątkowo szybko. Jego patronus stanął na wysokości zadania, połykając wycelowane w nią noże. Nigdy wcześniej takiego nie widziała, ale to znaczyło jedno – Gwardia Zakonu otwierała wiele drzwi.
– Dzięki – powiedziała szybko, nie tracąc czujności, posyłając mu tylko kolejne spojrzenie. Była mu ogromnie wdzięczna, ale nie było czasu o tym mówić. Już wiedzieli, że mieli do czynienia z agresorami. Dlaczego zaatakowali ich nawet bez słowa wyjaśnienia, ostrzeżenia? Musieli się tego dowiedzieć. Ten z nich, który ją zaatakował, zdawał się być znacznie silniejszy niż jego towarzysz, rozbrojenie go było najlepszym pomysłem. – Expelliarmus! – zawołała więc, różdżkę kierując właśnie na niego.
| w razie, gdyby nie było jasne - celuję w Thomasa!
pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Jackie Rineheart' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 27
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 27
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Zostali zaatakowani przez nieznanych sprawców - ten fakt nie pozostawiał najmniejszej wątpliwości. Benjamin nie rozumiał, co właściwie się stało i jakie pobudki kierowały nieznajomymi cieniami, czającymi się na granicy nocnego półmroku: skoro nie należeli do ministerialnego patrolu, to z kim mieli do czynienia? Z innymi śmiałkami, pragnącymi naprawy magii? Jeśli tak, dlaczego nie zaczęli spotkania od normalnej rozmowy? Głowa Wrighta puchła od nadmiaru niewiadomych, nie chciał zranić kogoś, kto znalazł się tutaj przypadkiem, i choć instynkt mówił mu, że ma do czynienia z kimś o złych, parszywych intencjach, gotowego przeszyć nożami kobietę, to nie potrafił, przynajmniej na razie, wymierzyć w stronę mężczyzn potężniejszego zaklęcia. Kontrolnie spojrzał na Jackie, upewniając się, że jest cała i zdolna do dalszego udziału w niespodziewanym starciu - patronus spisał się doskonale, chroniąc ją przed obrażeniami i dając nadzieję na to, że uda im się opanować krytyczną sytuację. Cmentarz, noc, nieznajomi wariaci, trzaskający z ukrycia zaklęciami - a wszystko to tuż obok anomalii, która wibrowała za ich plecami niebezpieczną, czarnomagiczną aurą.
- Kim jesteście? - wrzasnął gniewnie, unosząc różdżkę, by tym razem przeprowadzić atak. - Expelliarmus - skierował różdżkę w stronę Apollinare'a, którego personaliów nie mógł jeszcze rozpoznać, jednocześnie zmniejszając nieco dzielący ich dystans.
| celuję w Apo, mam obniżone st zaklęcia
- Kim jesteście? - wrzasnął gniewnie, unosząc różdżkę, by tym razem przeprowadzić atak. - Expelliarmus - skierował różdżkę w stronę Apollinare'a, którego personaliów nie mógł jeszcze rozpoznać, jednocześnie zmniejszając nieco dzielący ich dystans.
| celuję w Apo, mam obniżone st zaklęcia
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 23
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 23
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Cmentarz
Szybka odpowiedź