Złoty Znicz
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Złoty Znicz
To równie urokliwe, co i pulsujące magią miejsce słynie wśród społeczności czarodziejów za jedną z najlepszych, jak i najdroższych kafeterii w całej Anglii. Nic więc dziwnego, że ulokowana jest na tejże właśnie dzielnicy Londynu, w Kensington and Chelsea, a co ciekawe - dokładnie naprzeciw samego Notting Hill. Skryta przed niepożądanymi oczami mugoli, przybierając postać wiecznie nieczynnego zakładu garmażeryjnego, prawdziwych czarodziejów olśniewa swym szykiem i elegancją.
Wejścia doń strzegą dwa pozłacane Psidwaki. Można tu spotkać głównie przedstawicieli rodów arystokratycznych i czystokrwistych, mugolaki nie się mile widziane przez zazwyczaj bawiące tu osoby, choć oficjalnie nikt im nie broni wstępu. Tuż za drzwiami, ulokowany jest marmurowy korytarz zakończony kilkoma zdobnymi schodkami prowadzącymi do ogromnej sali pełnej wysadzanych najrozmaitszymi skarbami kolumienek, które mienią się magicznie wszystkimi kolorami tęczy. Dookoła nich poustawiano mrowie dębowych stolików z ozdobnymi, zabytkowymi lampami kolonialnymi, a także krzesła o wygodzie, o jakiej nie śniło się nikomu. Gdzieniegdzie umiejscowiono tropikalne rośliny, a także powywieszano czarodziejskie obrazy. Łukowe okna wpuszczają do środka ogrom światła, zawsze czystego i ciepłego - nie bez powodu jednak, gdyż tutejszy właściciel zadbał o to, aby wyposażyć swój lokal w okna identyczne, co w samym Ministerstwie Magii, dzięki czemu reguluje czarami panującą za nimi pogodę. Na samym środku zaś stoi prawdziwy skarb - zabytkowy trzynastowieczny fortepian z ręcznie kutymi przez gobliny zdobieniami. Co piątki organizowane są na nim wieczorne koncerty jednego z najsłynniejszych w Anglii muzyków, samego Gilderoy'a Mantykorę.
Pomimo, że miejsce przeznaczone jest głównie dla arystokracji, mile widziane są tu osoby wywodzące się z "gorszych" grup, jeżeli są przedstawicielami ważnych w środowisku czarodziejów zawodów bądź ogólniej mówiąc, osobistościami popularnymi takimi jak: członkowie Wizengamotu, szefowie rozmaitych departamentów, gwiazdy quidditcha czy politycy. Innymi słowy miejsce to zarezerwowane jest jedynie dla elit, co jednak nie dziwi nikogo, zwłaszcza zważywszy na ceny tutejszych przysmaków. Podobno bywa tu i sam Minister Magii.
Wejścia doń strzegą dwa pozłacane Psidwaki. Można tu spotkać głównie przedstawicieli rodów arystokratycznych i czystokrwistych, mugolaki nie się mile widziane przez zazwyczaj bawiące tu osoby, choć oficjalnie nikt im nie broni wstępu. Tuż za drzwiami, ulokowany jest marmurowy korytarz zakończony kilkoma zdobnymi schodkami prowadzącymi do ogromnej sali pełnej wysadzanych najrozmaitszymi skarbami kolumienek, które mienią się magicznie wszystkimi kolorami tęczy. Dookoła nich poustawiano mrowie dębowych stolików z ozdobnymi, zabytkowymi lampami kolonialnymi, a także krzesła o wygodzie, o jakiej nie śniło się nikomu. Gdzieniegdzie umiejscowiono tropikalne rośliny, a także powywieszano czarodziejskie obrazy. Łukowe okna wpuszczają do środka ogrom światła, zawsze czystego i ciepłego - nie bez powodu jednak, gdyż tutejszy właściciel zadbał o to, aby wyposażyć swój lokal w okna identyczne, co w samym Ministerstwie Magii, dzięki czemu reguluje czarami panującą za nimi pogodę. Na samym środku zaś stoi prawdziwy skarb - zabytkowy trzynastowieczny fortepian z ręcznie kutymi przez gobliny zdobieniami. Co piątki organizowane są na nim wieczorne koncerty jednego z najsłynniejszych w Anglii muzyków, samego Gilderoy'a Mantykorę.
Pomimo, że miejsce przeznaczone jest głównie dla arystokracji, mile widziane są tu osoby wywodzące się z "gorszych" grup, jeżeli są przedstawicielami ważnych w środowisku czarodziejów zawodów bądź ogólniej mówiąc, osobistościami popularnymi takimi jak: członkowie Wizengamotu, szefowie rozmaitych departamentów, gwiazdy quidditcha czy politycy. Innymi słowy miejsce to zarezerwowane jest jedynie dla elit, co jednak nie dziwi nikogo, zwłaszcza zważywszy na ceny tutejszych przysmaków. Podobno bywa tu i sam Minister Magii.
W przeciwieństwie do swojej kuzynki, nie wyłączałam się z towarzystwa. Emanowałam powagą i niemałym rozleniwieniem, które mogłoby być odebrane jako obojętność względem towarzystwa i jego tematów, zwłaszcza, że panowie rozmawiali, zaś Darcy jak zaklęta milczała, nie zajmując mnie żadną błahą rozmową. Zapewne i tak zakończyłaby się suchym słówkiem, po którym nastąpiłoby milczenie. Nie ukrywałam, że nasze relacje są nadszarpnięte. Nie zamierzałam też udawać jej wielkiej przyjaciółki, gdyż w tej chwili wydawało mi się to zbędne. Może kiedyś... Może po ich słodkim ślubie?
Wygodnie siedząca na podsuniętym wcześniej przez Bulstrode krześle jedynie przez moment przysłuchiwałam się muzyce. W jednej chwili oceniałam umiejętności muzyków, by zaraz... Rozmowa mężczyzn zbyt bardzo przyciągała mój uważny słuch. Nie od dziś wiadomo, że zbieranie wszelkich ploteczek na spotkaniach towarzyskich to jedna z podstawowych zasad życia szlacheckiego. Potem miałam się z nimi podzielić z kimś, choćby z Leonardem, który raczej miał się zainteresować faktem, że z tej parki są takie papużki nierozłączki, że tak się do siebie kleją, że tak dzielnie, WSPÓLNIE, odgrywają marne scenki przed podchmielonym Yaxley’em, czy z kimś innym, kto miał je podać dalej. Mechanizm tym samym miał ruszyć, a jak było również wiadomo, takie ploteczki powodują często niemałe nieporozumienia. Powodowanie sytuacji niechcianych na podwórku drogiej Darcy najwidoczniej miało wpaść na listę moich hobby, gdyż niezwykle podniecała mnie myśl, że tak istotka, która złamała serduszko mojemu bratu, trochę się natrudzi, a może nawet sobie popłacze. Nie miała być raczej taka dzielna dwadzieścia cztery godziny na dobę.
– JA... – odezwałam się nagle, przerywając im chwilowo tą przeuroczą maskaradę. Zwróciłam swój wzrok na przyszłe państwo Bulstrode, by zaraz spojrzeć na Spencera czy jak mu tam na imię był. – Z chęcią zapalę – przyznałam, czekając aż ten irytujący człowiek zechce wyciągnąć usłużną dłoń z trzymanymi papierosami w moim kierunku. Uśmiechnęłam się pod nosem, nieco jadowicie, bacznie mu się przyglądając. Ciekawa byłam, co za skarby chowa w tej głowie... O ile to były skarby, a nie marne wymysły pijaczyny. – I faktycznie szkoda by było sukienki – przyznałam lekko, na moment jeszcze zwracając swój wzrok na kreację Rosier. Szkoda by było wszystkiego, co skropiłaby jej krew. Toż to oczywiste! - Szkoda też by było tak pięknej i uroczej narzeczonej, czyż nie, panie Bulstrode? - Choć mógłbyś jej nieco pokłóć jakimś czarnomagicznym zaklęciem to gardziołko. Może trwale poparzyć? Pozostawić szpetne blizny? Oh, czyżbym aż tak jej nie znosiła? Czy po prostu brakowało mi rozrywki? Może powinnam zatańczyć?
Wygodnie siedząca na podsuniętym wcześniej przez Bulstrode krześle jedynie przez moment przysłuchiwałam się muzyce. W jednej chwili oceniałam umiejętności muzyków, by zaraz... Rozmowa mężczyzn zbyt bardzo przyciągała mój uważny słuch. Nie od dziś wiadomo, że zbieranie wszelkich ploteczek na spotkaniach towarzyskich to jedna z podstawowych zasad życia szlacheckiego. Potem miałam się z nimi podzielić z kimś, choćby z Leonardem, który raczej miał się zainteresować faktem, że z tej parki są takie papużki nierozłączki, że tak się do siebie kleją, że tak dzielnie, WSPÓLNIE, odgrywają marne scenki przed podchmielonym Yaxley’em, czy z kimś innym, kto miał je podać dalej. Mechanizm tym samym miał ruszyć, a jak było również wiadomo, takie ploteczki powodują często niemałe nieporozumienia. Powodowanie sytuacji niechcianych na podwórku drogiej Darcy najwidoczniej miało wpaść na listę moich hobby, gdyż niezwykle podniecała mnie myśl, że tak istotka, która złamała serduszko mojemu bratu, trochę się natrudzi, a może nawet sobie popłacze. Nie miała być raczej taka dzielna dwadzieścia cztery godziny na dobę.
– JA... – odezwałam się nagle, przerywając im chwilowo tą przeuroczą maskaradę. Zwróciłam swój wzrok na przyszłe państwo Bulstrode, by zaraz spojrzeć na Spencera czy jak mu tam na imię był. – Z chęcią zapalę – przyznałam, czekając aż ten irytujący człowiek zechce wyciągnąć usłużną dłoń z trzymanymi papierosami w moim kierunku. Uśmiechnęłam się pod nosem, nieco jadowicie, bacznie mu się przyglądając. Ciekawa byłam, co za skarby chowa w tej głowie... O ile to były skarby, a nie marne wymysły pijaczyny. – I faktycznie szkoda by było sukienki – przyznałam lekko, na moment jeszcze zwracając swój wzrok na kreację Rosier. Szkoda by było wszystkiego, co skropiłaby jej krew. Toż to oczywiste! - Szkoda też by było tak pięknej i uroczej narzeczonej, czyż nie, panie Bulstrode? - Choć mógłbyś jej nieco pokłóć jakimś czarnomagicznym zaklęciem to gardziołko. Może trwale poparzyć? Pozostawić szpetne blizny? Oh, czyżbym aż tak jej nie znosiła? Czy po prostu brakowało mi rozrywki? Może powinnam zatańczyć?
Diana Crouch
Zawód : szlachcicuje
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Caught in a landslide, no escape from reality.
Open your eyes, look up to the skies and see.
Open your eyes, look up to the skies and see.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Popołudniowa herbata z przedstawicielem Brygady Uderzeniowej zmieniła się w drinka zanim jeszcze dotarliśmy do drugiego punktu naszych rozmów, które, moim zdaniem, powinniśmy odbywać w biurze w Ministerstwie, a nie w ogólnie dostępnym lokalu. Złoty Znicz podobno skupia śmietankę towarzyską, lecz nie bądźmy naiwni, ludzie ostatnimi czasy robią się coraz bardziej bezczelni i pakują się z butami również tam, gdzie się ich nie zaprasza. Wypijając kolejny łyk ognistej whisky przez głowę przemknęła mi myśl, jak bardzo potrzebujemy ponownie wyznaczonych wyraźnych podziałów, które będą przestrzegane. Coraz częściej nachodzą mnie podobne myśli, smutne to czasy dla radykałów. Mój działający mi na nerwy swoją jowialnością towarzysz szybko przypomniał sobie o czekającej na niego z kolacją kochającej żonie i trójce dzieci, jednak mnie daleko było do podobnego stopnia uwiązania, zamówiłem więc kolejną szklankę trunku, luzując nieco kołnierz szaty. Mam różne problemy, ale picie w pojedynkę nigdy nie było jednym z nich.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Najprawdopodobniej nie wypadało mi samej szlajać się po kawiarniach, nawet, jeśli to było miejsce z prawdziwego zdarzenia, tylko i wyłącznie dla elit. Jednakże każdy, kto mnie zna, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nagminnie zaliczam towarzyskie wpadki nie przejmując się za bardzo opinią publiczną. To dość zabawne zważywszy na to, że z moimi romansami kryję się niczym najdoskonalszy szpieg wiedźmiej straży, ale cóż, podobno arystokraci są urodzonymi hipokrytami, a z tym akurat walczyć nie zamierzam. Dlatego nikogo nie powinna zdziwić moje przybycie do tegoż przybydku. Ubrałam się za milion galeonów, makijaż zajął mi chyba z godzinę, tak samo jak ułożenie misternej fryzury pod postacią złocistych fal. Dodatkowo wydzielałam delikatny zapach cytrusów, szalenie modny, choć jeszcze nie w tym sezonie. Lubiłam wyprzedzać trendy. W każdym razie przekroczyłam wreszcie próg Złotego Znicza i rozejrzałam się po pomieszczeniu, choć znałam je już chyba na wylot. Już nawet upatrzyłam sobie odpowiedni dla mnie stolik, kiedy wśród kilku twarzy mignęła mi ta należąca do Perseusa. Wpatrywałam się w niego dość długą chwilę wyraźnie zaskoczona i zmieszana, lecz kiedy ten uniósł wzrok wiedziałam już, że wymyślony na szybko plan ewakuacji spali na panewce. Uśmiechnęłam się zatem wdzięcznie i spokojnie ruszyłam w jego kierunku.
- Panie Avery - przywitałam się z nim, kiedy znalazłam się już tuż przy jego stoliku. Wszystko oczywiście zgodnie z panującą etykietą i... mroźnym dystansem. Musiałam w końcu zatuszować moje lekkie zdenerwowanie i kołatanie serca.
- Panie Avery - przywitałam się z nim, kiedy znalazłam się już tuż przy jego stoliku. Wszystko oczywiście zgodnie z panującą etykietą i... mroźnym dystansem. Musiałam w końcu zatuszować moje lekkie zdenerwowanie i kołatanie serca.
Make the stars look like they’re not shining she's so beautiful
Ostatnio zmieniony przez Venus Parkinson dnia 08.09.15 11:02, w całości zmieniany 2 razy
Venus Parkinson
Zawód : Ikona mody
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Oh her eyes, her eyes make the stars look like they’re not shining. Her hair, her hair falls perfectly without her trying. She’s so beautiful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Właścicielowi Złotego Znicza zapewne pękłoby serce, gdyby się dowiedział, że odwiedzanie tak wyjątkowego lokalu jest uznawane za szlajanie się po kawiarniach! Co do konwenansów i tego, co wypada niezamężnym pannom - ikonom mody wyznaczającym nowe trendy na pewno można więcej, a granice są tylko po to, by je przekraczać. Kres wszelkim zdziwionym spojrzeniom posyłanym spod wysoko uniesionych brwi siedzącej przy stolikach socjety musiało położyć podejście Venus do mojego stolika, jakkolwiek wymuszone by ono nie było. Nasze spojrzenia się jednak skrzyżowały, na moje usta wkradł się krótki uśmiech i już za późno było na wycofywanie się chyłkiem.
- Panno Parkinson. Jak minął twój dzień? - jak na dobrze wychowanego Avery'ego przystało, wstałem z miejsca, by przywitać się z blondynką, która na to przypadkowe spotkanie cieszyła się zdecydowanie mniej ode mnie. Zanim znalazła jakąś wymówkę, by odżeglować na drugi koniec Znicza, nie pytając o chęci dołączenia do mnie, odsunąłem dla niej krzesło naprzeciwko i przywołałem kelnera, by mogła złożyć zamówienie. Może etykieta znała inne zasady na taką okoliczność, ale ognista whisky i świeża, cytrusowa woń otaczająca Venus skutecznie wypierała mnie z konieczności sztywnego obstawania przy konwenansach. - Wyglądasz jak zwykle zjawiskowo. - komplementować kobiety, z którą nie jest się zaręczonym podobno też nie wypada, ale jakże mógłbym nic nie powiedzieć, kiedy dostrzegałem każdy szczegół przyjemnej dla oka aparycji Venus, poczynając od stroju podbijającego kolor jej oczu, a kończąc na perfekcyjnie ułożonych włosach, które nie były różowe?
- Panno Parkinson. Jak minął twój dzień? - jak na dobrze wychowanego Avery'ego przystało, wstałem z miejsca, by przywitać się z blondynką, która na to przypadkowe spotkanie cieszyła się zdecydowanie mniej ode mnie. Zanim znalazła jakąś wymówkę, by odżeglować na drugi koniec Znicza, nie pytając o chęci dołączenia do mnie, odsunąłem dla niej krzesło naprzeciwko i przywołałem kelnera, by mogła złożyć zamówienie. Może etykieta znała inne zasady na taką okoliczność, ale ognista whisky i świeża, cytrusowa woń otaczająca Venus skutecznie wypierała mnie z konieczności sztywnego obstawania przy konwenansach. - Wyglądasz jak zwykle zjawiskowo. - komplementować kobiety, z którą nie jest się zaręczonym podobno też nie wypada, ale jakże mógłbym nic nie powiedzieć, kiedy dostrzegałem każdy szczegół przyjemnej dla oka aparycji Venus, poczynając od stroju podbijającego kolor jej oczu, a kończąc na perfekcyjnie ułożonych włosach, które nie były różowe?
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
To wszystko dlatego, że jednak nie powinnam samotnie podróżować po różnorakich miejscach w Londynie czy w ogóle w Wielkiej Brytanii, ale jak zwykle robiłam na przekór. Musiałam się tego nauczyć, skoro miałam walczyć o swoje. Skoro miałam pokazywać wszystkim pannom, jak powinny wyglądać, aby ich partnerzy ich pożądali. I aby się ich nie wstydzili, a wręcz zabierali wszędzie z dumą i puszyli się jak pawie, kiedy dostrzegali zazdrosne spojrzenia innych mężczyzn. Linette również próbowałam nakierować na właściwe tory, ale ona od zawsze była butna i niepewna co do siebie i zmian. Choć zazdrościłam jej brawury przy obchodzeniu się z eliksirami, to zdecydowanie potępiałam jej cnotliwość. Aczkolwiek może to lepiej, że akurat w tej materii się mnie nie słuchała, zapewne pan Avery miałby wspaniały pretekst, aby zerwać zaręczyny obrzucając Greengrassównę błotem, a ona byłaby już spalona w świecie towarzyskim. Sama się tego szalenie obawiałam, łudziłam się jednak, że nigdy nie dojdzie do żadnego mojego ślubu. Ewentualnie, że pojmę za męża kogoś, z kim sypiam, czyli nie będzie zaskoczony faktem, że dziewicą nie jestem. Być może dlatego tak mocno uczepiłam się Luno, że niemalże nie chciałam go nigdzie puścić. Jednakże gdybym i z tym się ujawniła, to byłabym skończona, zważywszy na to, że pan Skeeter nie jest członkiem szlacheckiego rodu.
Zatem byłam w beznadziejnej sytuacji bez wyjścia.
Starałam się póki co jednak żyć zwyczajnie i postanowiłam zacząć się martwić mym położeniem dopiero w sytuacji podbramkowej. W zasadzie to miałam ogromny żal do Perseusa. Gdyby nie to, że wcale mi się nie oświadczył przed laty, może nie szukałabym pocieszenia w męskich ramionach, a po prostu stałabym się cnotliwą panią Avery z uratowaną pozycją wśród arystokracji? Uwielbiałam chyba zwalać winę na innych i tak, właśnie ten oto człowiek siedzący przede mną był aktualnie przyczyną moich wszystkich problemów. Szkoda, że nie potrafiłam go żywo nienawidzić, a wciąż czułam dziwne motyle w brzuchu, kiedy tylko go widziałam.
Mam przechlapane.
- Och, dziękuję, wspaniale. A pański? - spytałam z grzeczności i rzeczywiście chciałam się zmyć do innego stolika. Nie mogłam jednak tak jawnie zdyskredytować Perseusa mym odejściem w obecności tych wszystkich ludzi wokół, dlatego uśmiechnęłam się niepewnie i usiadłam na odsuniętym krześle, a potem złożyłam zamówienie na herbatę. Brytyjczycy muszą uwielbiać herbatę.
- Dziękuję uprzejmie - odparłam na komplement, który wyraźnie poprawił mi humor, w związku z czym twarz moja się trochę rozpromieniła. - Jak tam przygotowania do ślubu? - zagadnęłam niby niewinnie. A tak naprawdę chciałam wszystko wybadać.
Zatem byłam w beznadziejnej sytuacji bez wyjścia.
Starałam się póki co jednak żyć zwyczajnie i postanowiłam zacząć się martwić mym położeniem dopiero w sytuacji podbramkowej. W zasadzie to miałam ogromny żal do Perseusa. Gdyby nie to, że wcale mi się nie oświadczył przed laty, może nie szukałabym pocieszenia w męskich ramionach, a po prostu stałabym się cnotliwą panią Avery z uratowaną pozycją wśród arystokracji? Uwielbiałam chyba zwalać winę na innych i tak, właśnie ten oto człowiek siedzący przede mną był aktualnie przyczyną moich wszystkich problemów. Szkoda, że nie potrafiłam go żywo nienawidzić, a wciąż czułam dziwne motyle w brzuchu, kiedy tylko go widziałam.
Mam przechlapane.
- Och, dziękuję, wspaniale. A pański? - spytałam z grzeczności i rzeczywiście chciałam się zmyć do innego stolika. Nie mogłam jednak tak jawnie zdyskredytować Perseusa mym odejściem w obecności tych wszystkich ludzi wokół, dlatego uśmiechnęłam się niepewnie i usiadłam na odsuniętym krześle, a potem złożyłam zamówienie na herbatę. Brytyjczycy muszą uwielbiać herbatę.
- Dziękuję uprzejmie - odparłam na komplement, który wyraźnie poprawił mi humor, w związku z czym twarz moja się trochę rozpromieniła. - Jak tam przygotowania do ślubu? - zagadnęłam niby niewinnie. A tak naprawdę chciałam wszystko wybadać.
Make the stars look like they’re not shining she's so beautiful
Venus Parkinson
Zawód : Ikona mody
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Oh her eyes, her eyes make the stars look like they’re not shining. Her hair, her hair falls perfectly without her trying. She’s so beautiful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Chociaż sam co najmniej dwukrotnie uległem urokom wili, moim zdaniem panna Parkinson absolutnie nie miała powodów do zazdroszczenia komukolwiek czegokolwiek. Nie jestem pewny czy na poczekaniu byłbym w stanie przywołać chociaż jedno nazwisko niewiasty, która nie chciałaby być taka jak Venus. Gdziekolwiek się pojawiała, przyciągała spojrzenia, a rady, których udzielała swoim rówieśnicom z pewnością były szalenie skuteczne. Chociaż nie w przypadku Linette, która pomimo naszych zaręczyn wciąż w panice chowała rękę pod stół, gdy tylko próbowałem dotknąć jej dłoni w trakcie wyrażania swojej troski o jej zdrowie narażane przez wybuchające kociołki. Od powrotu z moich podróży chyba nigdy dotąd nie zastanawiałem się nad tym czy Greengrassówna była odpowiednią wybranką, ale czy naprawdę chciałem rozpoczynać nasze wspólne życie od romansowania na boku z każdą kobietą, która odrobinę wdzięczniej reaguje na moje zainteresowanie? Czasy się zmieniają, powinniśmy być bardziej postępowi. Nie obraziłbym się, gdyby Linette była mniej cnotliwa, a wprost przeciwnie, może pozytywnie wpłynęłoby to na nasze relacje i przestałbym szukać wrażeń nie wiadomo gdzie?
Mój ojciec kiedyś powiedział mi, bym szedł przed siebie, niczego nie żałując i choć bardzo staram się trzymać tej zasady, gdy widzę przed sobą Venus, z którą mam tyle różnych wspomnień, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jednak mogłem to wszystko lepiej rozegrać. Nasze życia mogły wyglądać zupełnie inaczej, wystarczyło na którymś etapie podjąć inną decyzję.
Może to jednak ja sam unieszczęśliwiam siebie i ważne dla mnie osoby na własne życzenie.
- Satysfakcjonująco, również dziękuję. - odpowiedziałem równie grzecznie, chociaż coś niemiło skręciło mi się w żołądku, gdy Venus obstawała sztywno przy nazywaniu mnie "per pan", jakbyśmy wcale nie znali się przez prawie połowę naszych żyć. Jakie plotki krążyłyby jutro wśród londyńskiej elity, gdyby panna Parkinson jednak odwróciła się na pięcie, ignorując moje niewerbalne zaproszenie do dołączenia? - Dość opornie. Nie ustaliliśmy nawet daty. Najbardziej zainteresowana wydaje się być matka Linette, która umawia ją na spotkania z projektantami i deliberuje bez końca nad wyborem cukiernika do upieczenia tortu. - niestety nie ma co wybadywać, do kwestii ślubu zbieramy się jak sójki za morze. Może powinno mi bardziej zależeć.
Mój ojciec kiedyś powiedział mi, bym szedł przed siebie, niczego nie żałując i choć bardzo staram się trzymać tej zasady, gdy widzę przed sobą Venus, z którą mam tyle różnych wspomnień, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jednak mogłem to wszystko lepiej rozegrać. Nasze życia mogły wyglądać zupełnie inaczej, wystarczyło na którymś etapie podjąć inną decyzję.
Może to jednak ja sam unieszczęśliwiam siebie i ważne dla mnie osoby na własne życzenie.
- Satysfakcjonująco, również dziękuję. - odpowiedziałem równie grzecznie, chociaż coś niemiło skręciło mi się w żołądku, gdy Venus obstawała sztywno przy nazywaniu mnie "per pan", jakbyśmy wcale nie znali się przez prawie połowę naszych żyć. Jakie plotki krążyłyby jutro wśród londyńskiej elity, gdyby panna Parkinson jednak odwróciła się na pięcie, ignorując moje niewerbalne zaproszenie do dołączenia? - Dość opornie. Nie ustaliliśmy nawet daty. Najbardziej zainteresowana wydaje się być matka Linette, która umawia ją na spotkania z projektantami i deliberuje bez końca nad wyborem cukiernika do upieczenia tortu. - niestety nie ma co wybadywać, do kwestii ślubu zbieramy się jak sójki za morze. Może powinno mi bardziej zależeć.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
I tak miałam ogromne kompleksy na punkcie wil. Do dziś uważam, że to one mi ciebie skradły, Perseuszu. Jestem wręcz przekonana, że gdyby nie one, moglibyśmy sobie żyć szczęśliwie. Teraz pojawiła się Linette, więc nie mogliśmy zmienić biegu wydarzeń. Jej oczywiście nie miałam niczego za złe, każdy miał prawdo do tego, aby być szczęśliwym. Wy podjęliście decyzję, że będzie wam ze sobą dobrze. Gdzieś w środku źle mi było z tą świadomością. Ostatnio mam nawet wrażenie, że to wszystko, co między nami było, to tylko projekcja mego chorego umysłu. Wszak gdybyś coś do mnie czuł, to przecież oświadczyłbyś się, prawda? I żadne banialuki o wrogości rodów mnie nie przekonują, z Greengrassami również nie żyliście w zgodzie. Nie chciałam jednak dopuścić do siebie myśli, że to coś ze mną jest nie tak. Ty, ty jesteś winny Avery i będę tak sądzić aż po kres moich dni. Na pewno to ty pozwoliłeś mi myśleć, że może coś między nami być. Na pewno to ty mną manipulowałeś, aby się ostatecznie na mnie wypiąć i upokorzyć. Mam nadzieję jednak, że ten sam los nie czeka mej drogiej kuzynki i najlepszej przyjaciółki w jednym, bo wtedy chyba nie będę patrzeć na żadne konwenanse i osobiście wydłubię ci oczy. A potem wykastruję. I aż sama się sobie dziwię, tych refleksji, bo nie bywam agresywna, wolę pod kimś dyskretnie kopać dołki niż rzucać się na niego z łapami. Wyzwalasz we mnie za dużą paletę emocji.
Specjalnie wciąż jestem z tobą na "pan", aby dotarło do ciebie, jak mocno mnie zraniłeś, jednak wątpię, abyś się tym przejął. Znam ciebie i Averych nie od dziś, nie sądzę, abyś patrzył na moje uczucia. Na pewno jesteś szczęśliwy i zadowolony ze swojego życia. Ja z twojego niekoniecznie i nieprędko się przestawię na szczere gratulacje.
- No cóż, to ważna część, wszak wszystko powinno być dopięte na ostatni guzik - odparłam na te rewelacje tonem znawcy. W tych kwestiach również byłabym perfekcjonistką, w końcu moja egzystencja polega jedynie na tym, aby być olśniewającą i olśniewać wszystkim, co wyjdzie spod mojego nazwiska. - Nie mogę za was decydować, ale jak będziecie chcieli mojej pomocy to chętnie włączę się w przygotowania - dodałam, kłamiąc trochę odnośnie mych nieskazitelnych chęci, ale cóż. Linette może na mnie liczyć bez względu na okoliczności, nawet, jeśli są dla mnie wybitnie nie na rękę. - Och, ale pewnie pana to nie interesuje, bo ma pan ciekawsze rzeczy do roboty. Kursy, tak? Dobrze słyszałam? - zmieniłam temat, bo przecież żaden mężczyzna nie będzie chciał gadać o wystroju sali czy smaku tortu. Zabrałam się też za ostrożne picie herbaty, którą właśnie dostałam.
Specjalnie wciąż jestem z tobą na "pan", aby dotarło do ciebie, jak mocno mnie zraniłeś, jednak wątpię, abyś się tym przejął. Znam ciebie i Averych nie od dziś, nie sądzę, abyś patrzył na moje uczucia. Na pewno jesteś szczęśliwy i zadowolony ze swojego życia. Ja z twojego niekoniecznie i nieprędko się przestawię na szczere gratulacje.
- No cóż, to ważna część, wszak wszystko powinno być dopięte na ostatni guzik - odparłam na te rewelacje tonem znawcy. W tych kwestiach również byłabym perfekcjonistką, w końcu moja egzystencja polega jedynie na tym, aby być olśniewającą i olśniewać wszystkim, co wyjdzie spod mojego nazwiska. - Nie mogę za was decydować, ale jak będziecie chcieli mojej pomocy to chętnie włączę się w przygotowania - dodałam, kłamiąc trochę odnośnie mych nieskazitelnych chęci, ale cóż. Linette może na mnie liczyć bez względu na okoliczności, nawet, jeśli są dla mnie wybitnie nie na rękę. - Och, ale pewnie pana to nie interesuje, bo ma pan ciekawsze rzeczy do roboty. Kursy, tak? Dobrze słyszałam? - zmieniłam temat, bo przecież żaden mężczyzna nie będzie chciał gadać o wystroju sali czy smaku tortu. Zabrałam się też za ostrożne picie herbaty, którą właśnie dostałam.
Make the stars look like they’re not shining she's so beautiful
Venus Parkinson
Zawód : Ikona mody
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Oh her eyes, her eyes make the stars look like they’re not shining. Her hair, her hair falls perfectly without her trying. She’s so beautiful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Geny wili to tylko jeden z czynników, tym głównym powodem była presja ze strony rodziny, która upatrywała w mariażu z panną Lestrange obopólnych korzyści dla naszych rodów, a do nieszczęśliwego splotu wydarzeń dołączyła się moja niechęć do rewolucjonizowania czegoś, co jest wygodnie ułożone, a niechęć tą wzmacniała oszołamiająca Evandra, przy której zapominałem o wszelkich wcześniejszych niedopowiedzianych zobowiązaniach, których nie dane było mi wypełnić. Może gdyby nasze relacje w tamtym czasie były na bardziej przyjacielskiej stopie w trakcie mojego roku na wygnaniu nie szukałbym sposobu na dopieczenie mojej familii, bo chęć związania się z tobą rozdrażniłaby ich tak bardzo, jak zaręczyny z Greengrassówną. Ale ty nie chciałaś mnie już znać, co dajesz mi odczuć na każdym kroku i dnia dzisiejszego, a ja musiałem ruszyć do przodu. Szkoda, bo zaledwie kilka miesięcy temu moje przyszłe małżeństwo z Linette stanęło pod znakiem zapytania, a ona sama, o czym niestety nie wiem, przymierzała się do układania życia z Cezarem. Los najwyraźniej kpi sobie ze mnie otwarcie.
- Oczywiście. Bajkowy ślub i huczne wesele to wyznacznik przyszłego szczęścia. - odrobina szydery wkradła się w mój głos, gdy wypowiadałem te słowa. Uroczystości na pokaz nie miały dla mnie tak wielkiego znaczenia, ani szczerze mówiąc to, co miały reprezentować. - Linette pewnie przydałaby się pomoc, wydaje się być zestresowana, gdy tylko wypływa ten temat. - nie pamiętam, kiedy ostatni raz rozmawialiśmy o ślubie. Zupełnie, jakbyśmy próbowali oddalać od siebie to wydarzenie w nieskończoność, a podobno oboje chcieliśmy rozpocząć wspólne życie.
- Czy ja wiem, czasem miło jest się oderwać od pracy. Tak, kursy. Jeszcze trochę i skończę szkolenie drugiego stopnia, wtedy otworzą się przede mną nowe możliwości. Ale to z kolei pewnie nie interesuje ciebie, panno Parkinson. Jak ma się Luno? - cóż, rozmowy o twoim tajemniczym kochanku, który opowiedział mi o swoim ostatnim podboju w trakcie jednego z maratonów barowych z pewnością są interesującą zmianą tematu. Uśmiechnąłem się do ciebie krótko, po czym zamoczyłem usta w bursztynowym trunku. Sama zadecyduj jak zinterpretować ten uśmiech.
- Oczywiście. Bajkowy ślub i huczne wesele to wyznacznik przyszłego szczęścia. - odrobina szydery wkradła się w mój głos, gdy wypowiadałem te słowa. Uroczystości na pokaz nie miały dla mnie tak wielkiego znaczenia, ani szczerze mówiąc to, co miały reprezentować. - Linette pewnie przydałaby się pomoc, wydaje się być zestresowana, gdy tylko wypływa ten temat. - nie pamiętam, kiedy ostatni raz rozmawialiśmy o ślubie. Zupełnie, jakbyśmy próbowali oddalać od siebie to wydarzenie w nieskończoność, a podobno oboje chcieliśmy rozpocząć wspólne życie.
- Czy ja wiem, czasem miło jest się oderwać od pracy. Tak, kursy. Jeszcze trochę i skończę szkolenie drugiego stopnia, wtedy otworzą się przede mną nowe możliwości. Ale to z kolei pewnie nie interesuje ciebie, panno Parkinson. Jak ma się Luno? - cóż, rozmowy o twoim tajemniczym kochanku, który opowiedział mi o swoim ostatnim podboju w trakcie jednego z maratonów barowych z pewnością są interesującą zmianą tematu. Uśmiechnąłem się do ciebie krótko, po czym zamoczyłem usta w bursztynowym trunku. Sama zadecyduj jak zinterpretować ten uśmiech.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Niby od zawsze obracam się wśród arystokracji i powinnam wiedzieć, że to małżeństwo najpewniej miało być ustawiane, jednakże moja nienawiść do wil przysłaniała mi zdrowy rozsądek. W mojej głowie to ona cię właśnie omamiła, a ty się dałeś, bo to przecież prestiż mieć żonę pół-wilę. Nie chciałam wierzyć, że gdybyś zaproponował małżeństwo mi, to twoi rodzice by się nie zgodzili z twoją decyzją. Chyba sama chciałam żyć w świecie, który wykreowałam, a który z rzeczywistością nie miał wiele wspólnego. Paliła mnie nienawiść i zazdrość, a potem upokorzenie. Nie mogłam więc ci wszystkiego wybaczyć i paść w twe ramiona. Byłam zbyt zraniona i zbyt dumna na podobne zagrywki. I dlatego i ze mnie los zakpił, bo kiedy wreszcie mi przeszło i gotowa byłam wybaczyć ci wszystkie występki, to ty najpierw wyjechałeś, a potem oświadczyłeś się Linecie i na wszystko było już za późno. Gdyby to była którakolwiek inna pannica na świecie, ośmieliłabym się spróbować cię uwieść i tym samym zmusić do zerwania zaręczyn. To jednak była jedna z najważniejszych osób w moim życiu, dlatego zostałam uwięziona w potrzasku, z którego nie było wyjścia. A przynajmniej nie takiego, które by mnie zadowoliło.
Słuchałam oczywiście twoich słów, uśmiechając się uprzejmie i popijając herbatę. W pewnym momencie zaśmiałam się, choć krótko, bo chyba nie wypadało. A ja nader często robiłam rzeczy, których robić nie wypadało.
- Wy, mężczyźni, szczególnie z domu Avery, nigdy tego nie pojmiecie - skomentowałam jego szydercze słowa. Byłam przekonana, że dla nas kobiet to bardzo istotna kwestia. A może byłam jednak jedyną próżną osobą na tym świecie? - Aczkolwiek oczywiście ważniejsza jest miłość i wspólne zrozumienie. Całe szczęście, że to was połączyło - dodałam jakże dyplomatycznie. Czy kpiłam? Skądże znowu.
- Porozmawiam z nią zatem - ucięłam krótko temat, aby się nad tym nie rozwodzić. Generalnie chciałam coś powiedzieć o twojej pracy Perseusie, o tym, że to musi być szalenie ciekawa robota, lecz... zadałeś pytanie, które sprawiło, że zamarłam na moment w bezruchu patrząc na ciebie pytająco. Co, skąd ten pomysł?
- Nie mam pojęcia, skąd mam wiedzieć? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, uśmiechając się wdzięcznie i gładko kłamiąc. Lecz nie powiem, niepokój rozlewał się po moim ciele.
Słuchałam oczywiście twoich słów, uśmiechając się uprzejmie i popijając herbatę. W pewnym momencie zaśmiałam się, choć krótko, bo chyba nie wypadało. A ja nader często robiłam rzeczy, których robić nie wypadało.
- Wy, mężczyźni, szczególnie z domu Avery, nigdy tego nie pojmiecie - skomentowałam jego szydercze słowa. Byłam przekonana, że dla nas kobiet to bardzo istotna kwestia. A może byłam jednak jedyną próżną osobą na tym świecie? - Aczkolwiek oczywiście ważniejsza jest miłość i wspólne zrozumienie. Całe szczęście, że to was połączyło - dodałam jakże dyplomatycznie. Czy kpiłam? Skądże znowu.
- Porozmawiam z nią zatem - ucięłam krótko temat, aby się nad tym nie rozwodzić. Generalnie chciałam coś powiedzieć o twojej pracy Perseusie, o tym, że to musi być szalenie ciekawa robota, lecz... zadałeś pytanie, które sprawiło, że zamarłam na moment w bezruchu patrząc na ciebie pytająco. Co, skąd ten pomysł?
- Nie mam pojęcia, skąd mam wiedzieć? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, uśmiechając się wdzięcznie i gładko kłamiąc. Lecz nie powiem, niepokój rozlewał się po moim ciele.
Make the stars look like they’re not shining she's so beautiful
Venus Parkinson
Zawód : Ikona mody
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Oh her eyes, her eyes make the stars look like they’re not shining. Her hair, her hair falls perfectly without her trying. She’s so beautiful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Czasem wierzymy w to, w co chcemy, byleby czuć się lepiej. Nie wiem czy czułaś się lepiej, wypierając ze swojej świadomości ustawiane mariaże na rzecz demonicznej wili wodzącej mnie za nos, ale mnie z pewnością było łatwiej, gdy wmówiłem sobie, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego i nie ma co obracać się za siebie. Przez to wszystko nie zauważyłem nawet, że twoja twarz przestała się wykrzywiać w pełnym niezadowolenia grymasie wywołanym moim widokiem jeszcze przed moim wyjazdem w niełasce. Rzewne wyznania, przepraszanie i błaganie o wybaczenie nigdy nie było w moim stylu, a chyba właśnie takie kroki musiałbym podjąć, by ugłaskać cię i sprawić, byś ponownie patrzyła na mnie przychylnie. Absurdalnie, ale z chłodem bijącym z twoich oczu radzę sobie lepiej niż z potencjalnym wyznaniem żalu i przyznaniem się do błędu. Mam do ciebie jednak jakąś cholerną słabość, która nawet teraz kazała mi niemalże zmusić cię do picia herbatki w moim towarzystwie, mimo że czystym masochizmem jest siedzieć tak blisko ciebie i nie móc cię mieć.
- Och nie miałem pojęcia, że mężczyźni z mojego domu cieszą się taką szczególną renomą. - to nie tak, że gardzę całym zamieszaniem dookoła tej, tak naprawdę, prostej ceremonii, po prostu nie wierzę w to, że ten "wyjątkowy dzień" może popsuć taki szczegół, jak przypadkowe nakrycie serwetek w kolorze ecru zamiast kości słoniowej. - Całe szczęście. Podróże naprawdę zbliżają. Szkoda, że nie wyjechałaś wtedy z Linette. - po trzeciej już dzisiaj szklance, którą właśnie dopijam, mogę ci powiedzieć, że szkoda, choć już jutro będę nienawidził tej myśli, że gdybym to na ciebie wpadł wtedy na koncercie, nie bawilibyśmy się w kurtuazyjne rozmowy, tylko planowali ślub. Nasz własny, a nie mój i Linette.
Kiwam głową, bo tylko to pozostaje mi zrobić i macham niedbale dłonią, by kelner przyniósł mi kolejną porcję whisky. To twój moment, by powiedzieć, że już wystarczy, ale pewnie i tak bym nie posłuchał. Uśmiechnąłem się po raz kolejny, widząc jak na ułamek sekundy zamierasz, a przez twoją twarz przemyka dziwny cień.
- Doskonale wiesz skąd. I ja też wiem. - wiem to i tamto, nie powinnaś być zaskoczona. Gdybyśmy znali się krócej, może twoje słowa wypowiedziane bez zawahania zwiodłyby mnie z tropu, ale cóż. Znam cię za dobrze.
- Och nie miałem pojęcia, że mężczyźni z mojego domu cieszą się taką szczególną renomą. - to nie tak, że gardzę całym zamieszaniem dookoła tej, tak naprawdę, prostej ceremonii, po prostu nie wierzę w to, że ten "wyjątkowy dzień" może popsuć taki szczegół, jak przypadkowe nakrycie serwetek w kolorze ecru zamiast kości słoniowej. - Całe szczęście. Podróże naprawdę zbliżają. Szkoda, że nie wyjechałaś wtedy z Linette. - po trzeciej już dzisiaj szklance, którą właśnie dopijam, mogę ci powiedzieć, że szkoda, choć już jutro będę nienawidził tej myśli, że gdybym to na ciebie wpadł wtedy na koncercie, nie bawilibyśmy się w kurtuazyjne rozmowy, tylko planowali ślub. Nasz własny, a nie mój i Linette.
Kiwam głową, bo tylko to pozostaje mi zrobić i macham niedbale dłonią, by kelner przyniósł mi kolejną porcję whisky. To twój moment, by powiedzieć, że już wystarczy, ale pewnie i tak bym nie posłuchał. Uśmiechnąłem się po raz kolejny, widząc jak na ułamek sekundy zamierasz, a przez twoją twarz przemyka dziwny cień.
- Doskonale wiesz skąd. I ja też wiem. - wiem to i tamto, nie powinnaś być zaskoczona. Gdybyśmy znali się krócej, może twoje słowa wypowiedziane bez zawahania zwiodłyby mnie z tropu, ale cóż. Znam cię za dobrze.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Ostatnio zmieniony przez Perseus Avery dnia 02.09.15 20:12, w całości zmieniany 1 raz
Nie wiem, czy czułam się lepiej. W każdym z tych scenariuszy czułabym się oszukana i zraniona, mimo, że na dobrą sprawę niczego mi nie obiecywałeś. To chyba ja sobie coś ubzdurałam, a potem byłam zawiedziona, że nic nie dzieje się po mojej myśli. Wile od zawsze kojarzyły mi się ze złem tego świata, dlatego wygodnie mi było obwiniać je o wszystko. Jestem po prostu zaślepiona swoją zazdrością i nie zawsze działam logicznie. Może to poniekąd było swoistą próbą wybielenia twojej osoby, potem jednak swoją frustrację i smutek przelałam na ciebie. Chyba dlatego, że zniknąłeś i było mi wtedy łatwiej. Za późno się jednak ocknęłam z amoku złości, a szkoda. To już jednak wiemy. Nie wydaje mi się jednak, że musiałbyś się przede mną korzyć, pewnie z powodu mojej słabości do ciebie wystarczyłoby, abyś faktycznie się w końcu oświadczył i zapewne nie byłabym w stanie ci odmówić. Teraz jednak nie ma już po co gdybać, nic się już nigdy między nami nie zmieni.
Szczególnie, że nawet nie wiem, że żałujesz. Żyję w mojej projekcji, gdzie po prostu miałeś i masz mnie gdzieś. Dziwię się zatem twojemu zaproszeniu do swojego stolika, lecz nic nie mówię na ten temat.
- Czy ja wiem, czy szczególną? - spytałam w lekkim zamyśleniu. - Nie słyniecie po prostu z delikatności czy subtelności, stąd moje słowa - dodałam, po czym wzruszyłam lekko ramionami. Nie powiedziałam wszak, że to coś złego. Po prostu stwierdziłam fakt, czyż nie?
Słysząc jego, ekhm, wyznanie, trochę mnie zatkało, bo to była jawna sugestia, na którą nie mogłam sobie pozwolić, ze względu na mą kochaną kuzynkę.
- Rzeczywiście szkoda - mruknęłam jednak do siebie, lecz nie wiem, czy Perseus to usłyszał.
Patrzę na ciebie i na whisky i mam wrażenie, że to już któraś szklanka z kolei. Jednak przecież muszę udawać, że mi nie zależy, więc nie komentuję twojego postępowania. Nie mam prawa zresztą. Nawet, gdybym była twą żoną lub matką. Jestem tylko kobietą i nie powinnam się odzywać, ale to robię.
Nie podobają mi się jednak twoje gierki. Mam wrażenie, że całość skończy się jakimś podłym szantażem. Bo wiedziałam jedno: nikt nie może się o tym dowiedzieć. NIKT. Nie byłam przygotowana na zrujnowanie swojego życia. Dlatego też nie mogę się przyznać choćby nie wiem co.
- Nie mam pojęcia, cóż pan takiego wie panie Avery, zapewniam jednak, że jeśli ktoś panu coś naopowiadał, to najpewniej były to bzdury. Nie mam najmniejszego pojęcia czemu miałabym się interesować osobą pana Skeetera. Oczywiście nie umniejszam jego inteligencji czy zasługom, jednak niestety nie może pochwalić się szlacheckim nazwiskiem, a jak oboje wiemy, jest ono kluczowe w kontaktach z osobami z arystokracji. Stąd też prosty wniosek, że nie znam go na tyle, abym mogła poinformować pana o samopoczuciu pana Skeetera. Polecam dowiedzieć się u źródła - wygłosiłam przemowę, udając, że nic mnie nie rusza. Naprawdę jednak oczekiwał, że w mgnieniu oka zniweczę swoją reputację, szczególnie, że jeszcze ktoś mógł mnie tu usłyszeć?
Szczególnie, że nawet nie wiem, że żałujesz. Żyję w mojej projekcji, gdzie po prostu miałeś i masz mnie gdzieś. Dziwię się zatem twojemu zaproszeniu do swojego stolika, lecz nic nie mówię na ten temat.
- Czy ja wiem, czy szczególną? - spytałam w lekkim zamyśleniu. - Nie słyniecie po prostu z delikatności czy subtelności, stąd moje słowa - dodałam, po czym wzruszyłam lekko ramionami. Nie powiedziałam wszak, że to coś złego. Po prostu stwierdziłam fakt, czyż nie?
Słysząc jego, ekhm, wyznanie, trochę mnie zatkało, bo to była jawna sugestia, na którą nie mogłam sobie pozwolić, ze względu na mą kochaną kuzynkę.
- Rzeczywiście szkoda - mruknęłam jednak do siebie, lecz nie wiem, czy Perseus to usłyszał.
Patrzę na ciebie i na whisky i mam wrażenie, że to już któraś szklanka z kolei. Jednak przecież muszę udawać, że mi nie zależy, więc nie komentuję twojego postępowania. Nie mam prawa zresztą. Nawet, gdybym była twą żoną lub matką. Jestem tylko kobietą i nie powinnam się odzywać, ale to robię.
Nie podobają mi się jednak twoje gierki. Mam wrażenie, że całość skończy się jakimś podłym szantażem. Bo wiedziałam jedno: nikt nie może się o tym dowiedzieć. NIKT. Nie byłam przygotowana na zrujnowanie swojego życia. Dlatego też nie mogę się przyznać choćby nie wiem co.
- Nie mam pojęcia, cóż pan takiego wie panie Avery, zapewniam jednak, że jeśli ktoś panu coś naopowiadał, to najpewniej były to bzdury. Nie mam najmniejszego pojęcia czemu miałabym się interesować osobą pana Skeetera. Oczywiście nie umniejszam jego inteligencji czy zasługom, jednak niestety nie może pochwalić się szlacheckim nazwiskiem, a jak oboje wiemy, jest ono kluczowe w kontaktach z osobami z arystokracji. Stąd też prosty wniosek, że nie znam go na tyle, abym mogła poinformować pana o samopoczuciu pana Skeetera. Polecam dowiedzieć się u źródła - wygłosiłam przemowę, udając, że nic mnie nie rusza. Naprawdę jednak oczekiwał, że w mgnieniu oka zniweczę swoją reputację, szczególnie, że jeszcze ktoś mógł mnie tu usłyszeć?
Make the stars look like they’re not shining she's so beautiful
Venus Parkinson
Zawód : Ikona mody
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Oh her eyes, her eyes make the stars look like they’re not shining. Her hair, her hair falls perfectly without her trying. She’s so beautiful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Może to właśnie był nasz problem, niczego ci nie obiecywałem. Teraz, gdy minęło już parę ładnych lat, żadne z nas nie wie czy nasze wyobrażenia i plany wybiegające w przyszłość faktycznie pokrywały się w tak dużym stopniu, jak niegdyś nam się wydawało. Ty nie wiesz w stu procentach czy naprawdę miałem zamiar się oświadczyć, a ja nie mam stuprocentowej pewności, że naprawdę na te oświadczyny czekałaś. Byliśmy tylko dwójką nierozważnych dzieciaków, którym wszystko przeleciało między palcami, gdy do głosu doszły osoby trzecie, dlatego też ja, mówiąc sobie, że przecież to nie było nic takiego, więc nie będziesz mieć żalu, ruszyłem do jubilera, by dopasować pierścionek do palca Evandry, a ty, twierdząc, że tylko wszystko nadinterpretowałaś, znalazłaś swój własny sposób na pogodzenie się z przeszłością. Los uśmiechnął się do nas ironicznie, niepisane nam było szczęśliwe zakończenie.
- Życie jest zbyt krótkie na subtelność. - czy to nie jest też piękne wytłumaczenie tego, dlaczego od początku naszego przypadkowego spotkania sukcesywnie przekraczałem każdą granicę wyznaczaną przez etykietę?
Przykro tak trochę, że w godzinie popołudniowej zalewam swój ból istnienia niewiadomego pochodzenia, a ty obstajesz przy herbacie, ale pewnie dobrze robisz, bo ani ten lokal, ani otoczenie nie było chyba przygotowane na widok panienki z dobrego domu bezwstydnie popijającej alkohol w świetle dziennym. Do równouprawnienia jeszcze daleka droga.
- Venus, Venus... - po raz pierwszy tego dnia wymówiłem twoje imię, powili, jakby smakując je w ustach, po czym westchnąłem niemalże teatralnie. Twoja przemowa nie zamydliła mi oczu, chociaż może w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka sygnalizująca, że nie przystoi mi zapędzać się tak daleko. Ostatnio jednak jestem wywrotowcem, więc postanowiłem ją zignorować. - Jak możesz tak oschle wyrażać się o Luno? Na pewno nie jest ci obojętny, skoro ryzykujesz dla niego swoją reputację i majątek. Przyznaję, trochę to nieroztropne, bo grasz o wysoką stawkę, a wszystko może się rozpaść jak domek z kart w ułamku sekundy, ale to naprawdę dobry kawaler. Życzę wam jak najlepiej. - przemowa kontra przemowa, ignorujmy swoje racje dalej i brnijmy w zaparte. - Ale masz rację, o samopoczucie zapytam go osobiście, gdy znowu się z nim zobaczę. Lub gdy kupię nową sowę.
- Życie jest zbyt krótkie na subtelność. - czy to nie jest też piękne wytłumaczenie tego, dlaczego od początku naszego przypadkowego spotkania sukcesywnie przekraczałem każdą granicę wyznaczaną przez etykietę?
Przykro tak trochę, że w godzinie popołudniowej zalewam swój ból istnienia niewiadomego pochodzenia, a ty obstajesz przy herbacie, ale pewnie dobrze robisz, bo ani ten lokal, ani otoczenie nie było chyba przygotowane na widok panienki z dobrego domu bezwstydnie popijającej alkohol w świetle dziennym. Do równouprawnienia jeszcze daleka droga.
- Venus, Venus... - po raz pierwszy tego dnia wymówiłem twoje imię, powili, jakby smakując je w ustach, po czym westchnąłem niemalże teatralnie. Twoja przemowa nie zamydliła mi oczu, chociaż może w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka sygnalizująca, że nie przystoi mi zapędzać się tak daleko. Ostatnio jednak jestem wywrotowcem, więc postanowiłem ją zignorować. - Jak możesz tak oschle wyrażać się o Luno? Na pewno nie jest ci obojętny, skoro ryzykujesz dla niego swoją reputację i majątek. Przyznaję, trochę to nieroztropne, bo grasz o wysoką stawkę, a wszystko może się rozpaść jak domek z kart w ułamku sekundy, ale to naprawdę dobry kawaler. Życzę wam jak najlepiej. - przemowa kontra przemowa, ignorujmy swoje racje dalej i brnijmy w zaparte. - Ale masz rację, o samopoczucie zapytam go osobiście, gdy znowu się z nim zobaczę. Lub gdy kupię nową sowę.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Może tak. Może, gdybyśmy oboje się jasno określili, nie byłoby teraz tego wszystkiego. A może wyglądałoby to tak samo jak u ciebie i Linette. A może jeszcze inaczej. Nie ma co gdybać. Szczególnie, że ja swojego winnego już znalazłam i stety bądź nie, ale padło na ciebie. Staram ci się to okazać na każdym kroku, lecz ty się tym zupełnie nie przejmujesz. Pewnie to dobrze zważywszy na to, że jesteś dumnym mężczyzną z rodu Avery, ale przyznaję, że lepiej bym się czuła, gdybym wiedziała, że zależy ci choć odrobinkę. Nawet, jeśli nie jestem pewna swoich pragnień. W końcu jesteś zaręczony, w dodatku nie z byle jaką dziewuchą, której można byłoby zniszczyć życie. Dlatego sprawa była trudniejsza niż mogłoby się wydawać.
- W sumie chciałabym móc być bezkarnie niesubtelna - westchnęłam ciężko, przez chwilę dumając nad swym nędznym losem. Potem jednak wiadomo, adrenalina uderzyła mnie z impetem w twarz, bo to, co mówił Perseus było naprawdę okropne. Do czego on dążył? Nie dość, że zrujnował mi życie, to jeszcze znów chce to zrobić! Mało mu jeszcze?
Musiałam jednak spiąć się ze wszystkich sił i posłać mu pobłażliwy uśmiech. Cóż to za podłe insynuacje? Generalnie... chciałam powiedzieć, że ja też tego nie rozumiem, bo nie rozumiem naprawdę. Może to był mój bunt, aby samej znaleźć sobie narzeczonego? A może chciałam zapełnić pustkę po tobie, Avery? Skoro Luno mi się oświadczył, ja te oświadczyny przyjęłam. Nie mam pojęcia, może ciebie sobie wyobrażałam na jego miejscu.
- Trochę się pan zapędził, panie Avery. Jak już wcześniej wspomniałam, nie mam nic wspólnego z panem Skeeterem, widzieliśmy się raz czy dwa przelotnie na jednym z przyjęć, to wszystko. Niezmiernie jednak dziękuję za cenne rady, wezmę je pod uwagę - powiedziałam, choć w środku cała drżałam ze strachu i niepewności. - Tak, to najlepszy sposób - przytaknęłam jeszcze na koniec, uśmiechając się uprzejmie i upijając kolejny łyk herbaty.
//sorry, że taki ciulowy, ale krótki przynajmniej hehs
- W sumie chciałabym móc być bezkarnie niesubtelna - westchnęłam ciężko, przez chwilę dumając nad swym nędznym losem. Potem jednak wiadomo, adrenalina uderzyła mnie z impetem w twarz, bo to, co mówił Perseus było naprawdę okropne. Do czego on dążył? Nie dość, że zrujnował mi życie, to jeszcze znów chce to zrobić! Mało mu jeszcze?
Musiałam jednak spiąć się ze wszystkich sił i posłać mu pobłażliwy uśmiech. Cóż to za podłe insynuacje? Generalnie... chciałam powiedzieć, że ja też tego nie rozumiem, bo nie rozumiem naprawdę. Może to był mój bunt, aby samej znaleźć sobie narzeczonego? A może chciałam zapełnić pustkę po tobie, Avery? Skoro Luno mi się oświadczył, ja te oświadczyny przyjęłam. Nie mam pojęcia, może ciebie sobie wyobrażałam na jego miejscu.
- Trochę się pan zapędził, panie Avery. Jak już wcześniej wspomniałam, nie mam nic wspólnego z panem Skeeterem, widzieliśmy się raz czy dwa przelotnie na jednym z przyjęć, to wszystko. Niezmiernie jednak dziękuję za cenne rady, wezmę je pod uwagę - powiedziałam, choć w środku cała drżałam ze strachu i niepewności. - Tak, to najlepszy sposób - przytaknęłam jeszcze na koniec, uśmiechając się uprzejmie i upijając kolejny łyk herbaty.
//sorry, że taki ciulowy, ale krótki przynajmniej hehs
Make the stars look like they’re not shining she's so beautiful
Venus Parkinson
Zawód : Ikona mody
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Oh her eyes, her eyes make the stars look like they’re not shining. Her hair, her hair falls perfectly without her trying. She’s so beautiful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Choć staram się być racjonalny, ale czasem moją największą rzeźnią jest wyobraźnia, podsuwająca mi przeróżne bardzo rzeczywiste scenariusze. Tak gardzisz wilami, a jednak kojarzysz mi się trochę z przedstawicielkami tego gatunku, bo kiedy całkiem skutecznie zapominam o wszystkich "co by było, gdyby..." i "nawet szkoda, że..." i daję się pochłonąć bez reszty mojej codziennej rutynie i odbijaniu sobie tej rutyny wieczorami czy weekendami, tak kiedy tak mam przed oczami twoją twarz, przeróżne wspomnienia wypływają na wierzch i już niczego nie jestem pewny w stu procentach. Nawet tego, że postąpiłem słusznie. Wciąż jednak stoi pomiędzy nami kwestia Linette i dlatego pewnie napędzane ognistą "szkoda", to jedyne wyznanie, jakie usłyszysz z moich ust i jakie pozwala się domyślać, że jednak zależało mi bardziej niż tylko odrobinkę. I może wciąż zależy.
- Ależ możesz być. Nie wszystkich obejmują te same zasady. - oczywiście trochę umiaru musi być, o tym wiesz na pewno, skoro balansujesz ze swoim romansem na linii wydziedziczenia, ale generalnie rzecz ujmując nam, szlachetnie urodzonym, pozwala się na więcej. Najwyżej zrzuca się winę na rozkapryszenie wywołane zbytami, zepsucie ze względów materialnych, kwestie wychowania i wykrzywianie się pod presją rodziny z wielowiekowymi historiami i tradycjami.
Obserwowałem zmiany zachodzące na twojej twarzy szybciej niż w kalejdoskopie i to, jak powstrzymujesz się przed powiedzeniem tego, co faktycznie myślisz. Że jestem bezczelny i całkowicie nie na miejscu do komentowania twoich życiowych wyborów, że wypiłem i zachowuję się jak prostak, że najchętniej byś poszła, ale nie wypada. Pomiędzy nami wisi moja aluzja szantażu, chociaż sam nie wiem, co dokładnie chcę uzyskać swoim postępowaniem. Wiem tyle, że na twoim miejscu Linette strąciłaby filiżankę i uciekła, tłumacząc się karmieniem sowy, a ty dalej siedzisz naprzeciwko mnie i grając w grę pozorów, próbujesz zamydlić mi oczy.
- Nigdy nie zrozumiem was, kobiet. Otaczacie się tą woalką tajemniczości i brniecie w ślepy zaułek nawet, gdy ktoś widzi przez nią na wskroś. - stwierdziłem jakże filozoficznie, obracając w palcach szklankę. Chyba wcale męczenie ciebie nie bawi mnie tak bardzo, jak myślałem. - Masz rację, to niedorzeczne. Może Luno wyolbrzymił swoje podboje. Nie chciałem cię urazić, moja droga, mam nadzieję, że mi wybaczysz. - oznajmiłem w końcu, jakby przemyślawszy sprawę wystarczająco namiętnie, by stwierdzić, że najlepszym wyjściem jest załagodzenie sytuacji. Nawet, jeśli nie miałem na myśli ani jednego słowa.
hehe teraz ja ciulowo, wybacz ♥
- Ależ możesz być. Nie wszystkich obejmują te same zasady. - oczywiście trochę umiaru musi być, o tym wiesz na pewno, skoro balansujesz ze swoim romansem na linii wydziedziczenia, ale generalnie rzecz ujmując nam, szlachetnie urodzonym, pozwala się na więcej. Najwyżej zrzuca się winę na rozkapryszenie wywołane zbytami, zepsucie ze względów materialnych, kwestie wychowania i wykrzywianie się pod presją rodziny z wielowiekowymi historiami i tradycjami.
Obserwowałem zmiany zachodzące na twojej twarzy szybciej niż w kalejdoskopie i to, jak powstrzymujesz się przed powiedzeniem tego, co faktycznie myślisz. Że jestem bezczelny i całkowicie nie na miejscu do komentowania twoich życiowych wyborów, że wypiłem i zachowuję się jak prostak, że najchętniej byś poszła, ale nie wypada. Pomiędzy nami wisi moja aluzja szantażu, chociaż sam nie wiem, co dokładnie chcę uzyskać swoim postępowaniem. Wiem tyle, że na twoim miejscu Linette strąciłaby filiżankę i uciekła, tłumacząc się karmieniem sowy, a ty dalej siedzisz naprzeciwko mnie i grając w grę pozorów, próbujesz zamydlić mi oczy.
- Nigdy nie zrozumiem was, kobiet. Otaczacie się tą woalką tajemniczości i brniecie w ślepy zaułek nawet, gdy ktoś widzi przez nią na wskroś. - stwierdziłem jakże filozoficznie, obracając w palcach szklankę. Chyba wcale męczenie ciebie nie bawi mnie tak bardzo, jak myślałem. - Masz rację, to niedorzeczne. Może Luno wyolbrzymił swoje podboje. Nie chciałem cię urazić, moja droga, mam nadzieję, że mi wybaczysz. - oznajmiłem w końcu, jakby przemyślawszy sprawę wystarczająco namiętnie, by stwierdzić, że najlepszym wyjściem jest załagodzenie sytuacji. Nawet, jeśli nie miałem na myśli ani jednego słowa.
hehe teraz ja ciulowo, wybacz ♥
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Być może czegoś się domyślam. A być może trochę się boję domyślać. Gdzieś tam to szkoda przyjemnie połaskotało moje ego, jednak zaraz sparaliżował mnie strach. Bo jeśli tobie zależało, to dlaczego nic z tym nie zrobiłeś? Szukanie winnego w sobie byłoby dla mnie zbyt trudne, więc tej tezy nawet nie chciałam do siebie dopuszczać. Może o prostu się mną znudziłeś, choć nie mam pojęcia, czy to możliwe. Wszak mam wysokie mniemanie o sobie, nie uwierzę, że można się mną znudzić. Nawet, jeśli to jest w dużej mierze namacalne, zważywszy na to, że Luno znacząco się ode mnie oddala. Prawdziwość prawdy oddalałam od siebie na największą odległość, jaką się tylko da. Żyję w kłamstwie i ułudzie, nie starając się zupełnie tego zmienić. Sama siebie karmię tylko tym, czym chcę. Nic dziwnego, że wszystko sobie uroiłam. Bo przecież tobie już nie zależy, prawda Perseuszu? W to w sumie również chcę uwierzyć, bo wtedy miałabym ogromny dylemat moralny wyboru pomiędzy tobą, a Linette, a że to bardzo niewygodne miejsce, to wolałabym się tam nie ulokowywać w żadnym wypadku.
- Ma pan rację - skwitowałam jedynie. Prawda jest taka, że bycie arystokratką wcale nie gwarantuje mi wolności słowa czy swobód w zachowaniu. Wciąż jestem tylko kobietą, nigdy nie będę mogła być tak butna jak większość mężczyzn. Nie zamierzałam jednak teraz nad tym rozpaczać, bardziej frapowała mnie twoja obecność Avery. Że siedzisz tu tak sobie ze mną, pijesz alkohol, ja piję herbatę, że rozmawiamy, udając, że nigdy nic się nie wydarzyło. Że jesteśmy tu jedynie ze względu na uprzejmość z obojga stron. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że to tylko ja chciałabym, abyś wziął mnie za rękę i powiedział, że całe twoje dotychczasowe życie po naszym "rozstaniu" to tylko kiepski żart i że możemy być razem. Czyżbym jednak była ckliwą romantyczką? Nie wiem, tylko ty jeden tak na mnie działasz, żaden mężczyzna nie wzbudzał we mnie tylu uczuć co ty. Paradoksalnie muszę je teraz zabijać, bo żaden mężczyzna nie powinien tak bardzo tych emocji we mnie wywoływać, co ty. Masz swoje zobowiązania, a ja... ja idę na dno, niewarto się na mnie oglądać.
- A ja do tej pory sądziłam, że podkoloryzowanie i nadinterpretacja to domena kobiet - rzekłam, ukrywając nieco podwójne dno wypowiedzi, ale sądzę, że jesteś na tyle bystry, że zrozumiesz, o co mi chodzi. - Słyszałam, że pan Skeeter lubi się dobrze bawić, widocznie za bardzo zabalował, zdarza się - dodałam dyplomatycznie, choć z pewnością było to nieco nie na miejscu. W panice jednak chwytałam się wszystkich możliwych desek ratunkowych, byleby opóźnić moje opadanie na samo dno. - I oczywiście, że panu wybaczę, panie Avery, ludzką rzeczą jest się mylić. Cieszę się jednak, że sobie to wyjaśniliśmy - zakończyłam, uśmiechając się wdzięcznie. Już pomijając to, że wcale nie chciałabym, aby sekret się wydał, to... chyba nie chciałam, abyś sądził, że kogoś mam. To strasznie absurdalne, ale co poradzę? Szczególnie, że to nie był ktoś, kogo mógłbyś się obawiać, bo najpewniej wiesz, że nie chcę stracić swojej pozycji.
- Ma pan rację - skwitowałam jedynie. Prawda jest taka, że bycie arystokratką wcale nie gwarantuje mi wolności słowa czy swobód w zachowaniu. Wciąż jestem tylko kobietą, nigdy nie będę mogła być tak butna jak większość mężczyzn. Nie zamierzałam jednak teraz nad tym rozpaczać, bardziej frapowała mnie twoja obecność Avery. Że siedzisz tu tak sobie ze mną, pijesz alkohol, ja piję herbatę, że rozmawiamy, udając, że nigdy nic się nie wydarzyło. Że jesteśmy tu jedynie ze względu na uprzejmość z obojga stron. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że to tylko ja chciałabym, abyś wziął mnie za rękę i powiedział, że całe twoje dotychczasowe życie po naszym "rozstaniu" to tylko kiepski żart i że możemy być razem. Czyżbym jednak była ckliwą romantyczką? Nie wiem, tylko ty jeden tak na mnie działasz, żaden mężczyzna nie wzbudzał we mnie tylu uczuć co ty. Paradoksalnie muszę je teraz zabijać, bo żaden mężczyzna nie powinien tak bardzo tych emocji we mnie wywoływać, co ty. Masz swoje zobowiązania, a ja... ja idę na dno, niewarto się na mnie oglądać.
- A ja do tej pory sądziłam, że podkoloryzowanie i nadinterpretacja to domena kobiet - rzekłam, ukrywając nieco podwójne dno wypowiedzi, ale sądzę, że jesteś na tyle bystry, że zrozumiesz, o co mi chodzi. - Słyszałam, że pan Skeeter lubi się dobrze bawić, widocznie za bardzo zabalował, zdarza się - dodałam dyplomatycznie, choć z pewnością było to nieco nie na miejscu. W panice jednak chwytałam się wszystkich możliwych desek ratunkowych, byleby opóźnić moje opadanie na samo dno. - I oczywiście, że panu wybaczę, panie Avery, ludzką rzeczą jest się mylić. Cieszę się jednak, że sobie to wyjaśniliśmy - zakończyłam, uśmiechając się wdzięcznie. Już pomijając to, że wcale nie chciałabym, aby sekret się wydał, to... chyba nie chciałam, abyś sądził, że kogoś mam. To strasznie absurdalne, ale co poradzę? Szczególnie, że to nie był ktoś, kogo mógłbyś się obawiać, bo najpewniej wiesz, że nie chcę stracić swojej pozycji.
Make the stars look like they’re not shining she's so beautiful
Venus Parkinson
Zawód : Ikona mody
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Oh her eyes, her eyes make the stars look like they’re not shining. Her hair, her hair falls perfectly without her trying. She’s so beautiful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Złoty Znicz
Szybka odpowiedź