Płonąca część lasu
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Część płonącego lasu
Niełatwo tu trafić. Środek gęstego, nieprzeniknionego lasu skrywa swe sekrety przed przypadkowymi przechodniami. Aby dotrzeć do samego serca kniei, rozciągającej się na wielkich przestrzeniach w okolicach Londynu, należy poświęcić kilka godzin na pieszą wędrówkę oraz, oczywiście, posiadać dobrą mapę. Czarodziejskie formy transportu płatają na tym terenie figla nawet już po uleczeniu anomalii: teleportacja nie działa a inne formy utrudniają pojawienie się w centrum lasu.
Śmiałkowie, którzy tu dotrą, zobaczą doszczętnie spalone przestrzenie - po wyjściu z gęstego lasu znajdą się w morzu nagich, czarnych pni. W pierwszej chwili miejsce wygląda zwyczajnie, jak po przejściu potwornego pożaru, ale gdy tylko przekroczy się niewidzialną barierę, drzewa znów zaczynają płonąć. Ogień jest zaledwie wspomnieniem, magiczną fatamorganą, nie robi krzywdy - jedynie wywołuje gęsią skórkę, gdy przejdzie się przez płomienie - ale bez wątpienia jest to widok przerażający i niepokojący jednocześnie, a spacer wśród ginącego w ogniu lasu należy do tych niezapomnianych.
Miejsce odkryte przez uczestników eventu Noc - październik 1956.Śmiałkowie, którzy tu dotrą, zobaczą doszczętnie spalone przestrzenie - po wyjściu z gęstego lasu znajdą się w morzu nagich, czarnych pni. W pierwszej chwili miejsce wygląda zwyczajnie, jak po przejściu potwornego pożaru, ale gdy tylko przekroczy się niewidzialną barierę, drzewa znów zaczynają płonąć. Ogień jest zaledwie wspomnieniem, magiczną fatamorganą, nie robi krzywdy - jedynie wywołuje gęsią skórkę, gdy przejdzie się przez płomienie - ale bez wątpienia jest to widok przerażający i niepokojący jednocześnie, a spacer wśród ginącego w ogniu lasu należy do tych niezapomnianych.
Ale poza tym było coś jeszcze. Były dźwięki, które wprowadzały powietrze w ruch. Delikatny, melodyjny głos, który płynął przez powietrze, prosto do jego uszu, jak najpiękniejsza melodia. Lekka, niepodobna do niczego, co znał, hipnotyzująca, elektryzująca. Obrócił głowę w tamtą stronę i ją ujrzał, tak, jakby nie widział jej wcześniej. Nie dostrzegał ją w tym brudzie i syfie, w ciemności. Dopiero teraz jaśniała, jak słońce, promieniała. Jej skóra wydawała się błyszczeć w migotliwym świetle lumos, jej błyszczące oczy przenikały go na wskroś, a usta — usta stworzone do całowania mówiły coś w jego stronę. Ale on już nie miał noża. Ale gdyby go miał, odrzuciłby go bez wahania. Jej zaklęcie było rozkazem. Płynące z jej warg słowa, jak miód, i jak trucizna sączyły się wprost do niego. Gotów był spijać każde zdanie, każdy wyraz. Bez pomyślunku, bez opamiętania, gotów zatapiać zęby w jej delikatnym ciele. I w tym euforycznym, ciepłym odczuciu odnalazł też strach. Najprawdziwszy, najgłębszy i najdotkliwszy. Przed tym wszystkim, czego nie znał i czego nie rozumiał, a w co ślepo gotów był pójść. Cofnął się o krok, nie odrywając od niej wzroku. Oczarowany jej pięknem, głody od zmysłowości, namiętności, drżący od niepewności. Miał ochotę do niej podejść i zamknąć w uścisku, wbić się w jej długą, łabędzią szyję. Ale nim cokolwiek zrobił poczuł coś innego. Znajomy chłód, przyjemne, przeszywające zimno. Jej głos, jej obecność były jak najbardziej realne. Nie, niemożliwe. Jej głos wyprowadził go z równowagi — był całkiem żywy, prawdziwy. Ale zabił ją. Zabił, pamiętał. Zamordował z zimną krwią. Tracił kontrolę, władzę nad sobą, tracił grunt pod nogami, świadomość, stabilizację. Gubił się. Nie mógł do tego dopuścić.
Trzymając różdżkę na wysokości oczu, zerknął — na moment, ledwie — na Tonks.
— Wydłubię ci oczy — powiedział niespokojnym, pełnym chaosu głosem. — A potem odetnę kończyny, po kolei— głos zmienił się w gardłowe warknięcie, niskie, ostrzegawcze. Prawdziwy głos wywołał na jego karku gęsią skórkę. A ręka mu zadrżała. Umarła. Była martwa. Nieżywa. Nie mogło jej tu być.
Spojrzał znów na tą piękną kobietę, tą, której widok wywoływał w nim... radość? Ciepło? Przyjemność? Nie, nie powinno tak być. Była obca, była bez znaczenia. Był gotów poderżnąć jej gardło, przecież. Jej krew musiała pięknie pachnieć.
Wycofał się znów do tyłu.
— Może pójdziesz ze mną, Słonko?— zaproponował jej w odwecie, wycofując się w cień, nie odrywając od niej spojrzenia. Walcząc ze sobą. Musiał to pokonać.
| Rzucam na przełamanie (+39), jednocześnie proszę mnie posunąć o cztery pola w dół/[/i]
Trzymając różdżkę na wysokości oczu, zerknął — na moment, ledwie — na Tonks.
— Wydłubię ci oczy — powiedział niespokojnym, pełnym chaosu głosem. — A potem odetnę kończyny, po kolei— głos zmienił się w gardłowe warknięcie, niskie, ostrzegawcze. Prawdziwy głos wywołał na jego karku gęsią skórkę. A ręka mu zadrżała. Umarła. Była martwa. Nieżywa. Nie mogło jej tu być.
Spojrzał znów na tą piękną kobietę, tą, której widok wywoływał w nim... radość? Ciepło? Przyjemność? Nie, nie powinno tak być. Była obca, była bez znaczenia. Był gotów poderżnąć jej gardło, przecież. Jej krew musiała pięknie pachnieć.
Wycofał się znów do tyłu.
— Może pójdziesz ze mną, Słonko?— zaproponował jej w odwecie, wycofując się w cień, nie odrywając od niej spojrzenia. Walcząc ze sobą. Musiał to pokonać.
| Rzucam na przełamanie (+39), jednocześnie proszę mnie posunąć o cztery pola w dół/[/i]
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 100
'k100' : 100
Z całą swoją mocą zamachnęła się w kierunku Mulcibera. Miała nadzieję, że trafi, że zobaczy wykrzywioną z bólu twarz. A - co trochę mniej jej odpowiadało - chociaż odsunie go od Tildy. Miała ochotę trzasnąć też samą Tildę. Dawać Mulciberowi nóż i pozwalać rozcinać sobie skórę. To jak położyć mięso przed lewem i mieć nadzieję, że nie pożre go w całości. Uniosła lekko brwi słysząc słowa Alix. Co też ona wyczyniała? Nieważne, skupiła się na Mulciberze. Tarcza rozświetliła się między nimi, sprawnie broniąc go przed nią. Zacisnęła usta. Chociaż udało jej się odsunąć go od Tildy. Widziała jego spojrzenie, które zawisło na Alix, wyraźne, mocne, przyklejone. Ale jego wzrok jednak ruszył. Ich spojrzenia spotkały się na krótką chwilę. Słowa, które wypowiedział, a może raczej ton którym mówił, sprawiły, że dostała gęsiej skórki.
- A możemy zmienić kolejność? - zapytała marszcząc lekko brwi. Zrobiła krok w tył, stając bliżej Tildy. - Nie wolałbyś żebym patrzyła, jak je odcinasz? - nadal celowała w niego różdżką, gotowa w każdej chwili rzucić tarczę zdolną je ochronić. Może powinna zamilknąć. Ale słowa same cisnęły się jej na usta. A może zwyczajnie nie chciała ich hamować. Głupio odważna? Nie, na pewno nie. Wiedziała, do czego był zdolny. Czy też raczej - domyślała się. To nie tak, że nie obawiała się tego co potrafił. Ale nie zamierzała pozwolić, by ogarnął ją strach. Strach przed nim.
Wycofywał się. Patrząc na niego zerknęła w stronę dłoni Tildy. Złapała ją i znów sprawdziła pozycję Rameya. Ale ten nie wymawiał żadnej inkantacji. Spojrzała w dół na rękę pokrytą krwią, na ranę, którą zrobił.
- Curatio Vulnera Maxima - wybrała, przytykając białą różdżkę do jej dłoni. Jej końcówka zabrawiła się krwią Tildy, ale Tonks tym się nie przejmowała. Musiała zatamować krwawienie. Wiedziała, że tak. Upływ krwi był w stanie znacznie osłabić kobietę. Zrzuciła zaraz z ramion płaszcz, widząc cienką sukienkę Tildy. W kieszeni nadal znajdowały się kulki, które wzięła z szuflady i wieczny płomień, który wyciągnęła. Zarzuciła go na jej ramiona, a sama odpięła guzik jasnej koszuli i pociągnęła za rękaw z mocą.
Dzieci. Trafiło w nią nagle, gdy cofnęła się lekko przerzucając różdżkę do prawej dłoni. Gdy Alix rzuciła poprawne Lumos Maxima sylwetki rozbiegły się. Jednak, zdawało się, że wcześniej przebywały właśnie w tamtym miejscu. Zacisnęła wargi. Ale jedno zdawało się nienaturalne ich oczy, jakby białe, może posiadały właściwości, które pozwalały na przemieszczanie się po ciemku. Ale… nadal nie wiedziała, co tutaj robiły i czemu umiłowały sobie mrok. Nadal nie wiedziała.
- A możemy zmienić kolejność? - zapytała marszcząc lekko brwi. Zrobiła krok w tył, stając bliżej Tildy. - Nie wolałbyś żebym patrzyła, jak je odcinasz? - nadal celowała w niego różdżką, gotowa w każdej chwili rzucić tarczę zdolną je ochronić. Może powinna zamilknąć. Ale słowa same cisnęły się jej na usta. A może zwyczajnie nie chciała ich hamować. Głupio odważna? Nie, na pewno nie. Wiedziała, do czego był zdolny. Czy też raczej - domyślała się. To nie tak, że nie obawiała się tego co potrafił. Ale nie zamierzała pozwolić, by ogarnął ją strach. Strach przed nim.
Wycofywał się. Patrząc na niego zerknęła w stronę dłoni Tildy. Złapała ją i znów sprawdziła pozycję Rameya. Ale ten nie wymawiał żadnej inkantacji. Spojrzała w dół na rękę pokrytą krwią, na ranę, którą zrobił.
- Curatio Vulnera Maxima - wybrała, przytykając białą różdżkę do jej dłoni. Jej końcówka zabrawiła się krwią Tildy, ale Tonks tym się nie przejmowała. Musiała zatamować krwawienie. Wiedziała, że tak. Upływ krwi był w stanie znacznie osłabić kobietę. Zrzuciła zaraz z ramion płaszcz, widząc cienką sukienkę Tildy. W kieszeni nadal znajdowały się kulki, które wzięła z szuflady i wieczny płomień, który wyciągnęła. Zarzuciła go na jej ramiona, a sama odpięła guzik jasnej koszuli i pociągnęła za rękaw z mocą.
Dzieci. Trafiło w nią nagle, gdy cofnęła się lekko przerzucając różdżkę do prawej dłoni. Gdy Alix rzuciła poprawne Lumos Maxima sylwetki rozbiegły się. Jednak, zdawało się, że wcześniej przebywały właśnie w tamtym miejscu. Zacisnęła wargi. Ale jedno zdawało się nienaturalne ich oczy, jakby białe, może posiadały właściwości, które pozwalały na przemieszczanie się po ciemku. Ale… nadal nie wiedziała, co tutaj robiły i czemu umiłowały sobie mrok. Nadal nie wiedziała.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 6
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 6
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Przedziwna to scena, niedorzeczna w swej naturze; ona, rozczochrana biadolica, usmarkana własną krwią od golutkich, poranionych stóp aż czubek głowy; w lichutkiej piżamie skrytej pod stęchłym futrem.
I udaje jej się go uwieść.
Widzi zmiękczone spojrzenie i ducha namiętności oraz pożądania wstępującego w jego ciało. Puch marny w postaci zranionego czarnoksiężnika wciąż wydaje się jej nieobliczalny i potencjalnie groźny, ale teraz to ona, Alix Lestrange sprawuje nad nim kontrolę. A przynajmniej sądzi, że taką posiada. Na dłuższy czas.
Nie spodziewa się również udanego uroku. Choć go nie zna, to wyczuwa z jego strony aurę mocnego, trudnego do pokonania umysłu. Być może zbyt mrocznego i szaleńczego.
Ich spojrzenia krzyżują się poraz pierwszy od zawalenia chaty; jej, zmęczone, obdarte z zazwyczaj towarzyszącego mu marazmu, ale i wyższości. Oraz jego - pochłonięte przez jej urok, słodki, nęcący i być może zgubny.
- Nie możesz nas zostawić? Odejdź i daj nam spokój - nakazuje, święcie przekonana, iż mężczyzna jej wysłucha. Zerka w kierunku Tiny oraz Tildy; wszyscy są zranieni i nie w pełni sił, a konflikt wywołany przez Mulcibera, tylko ich pogrąża. Wpędza w głębokie, paskudne bagno. Trzyma głowę pod powierzchnią.
Rozgląda się po przestrzeni oświetlonej zaklęciem, lecz nic nie dostrzega. Gdy przypadkowo porusza zranioną ręką, jej spierzchnięte usta wyginają się w grymasie potężnego bólu. Nie może zapomnieć o ropiejącej, krwawej ranie, nie kiedy najmniejszy ruch przypomina o bólu.
Nie może się zatrzymać, stać i czekać, aż Tina uleczy kobietę. Powinna coś zrobić.
Powinna czegoś poszukać. Tudzież, kogoś.
- Homenum Revelio!
I udaje jej się go uwieść.
Widzi zmiękczone spojrzenie i ducha namiętności oraz pożądania wstępującego w jego ciało. Puch marny w postaci zranionego czarnoksiężnika wciąż wydaje się jej nieobliczalny i potencjalnie groźny, ale teraz to ona, Alix Lestrange sprawuje nad nim kontrolę. A przynajmniej sądzi, że taką posiada. Na dłuższy czas.
Nie spodziewa się również udanego uroku. Choć go nie zna, to wyczuwa z jego strony aurę mocnego, trudnego do pokonania umysłu. Być może zbyt mrocznego i szaleńczego.
Ich spojrzenia krzyżują się poraz pierwszy od zawalenia chaty; jej, zmęczone, obdarte z zazwyczaj towarzyszącego mu marazmu, ale i wyższości. Oraz jego - pochłonięte przez jej urok, słodki, nęcący i być może zgubny.
- Nie możesz nas zostawić? Odejdź i daj nam spokój - nakazuje, święcie przekonana, iż mężczyzna jej wysłucha. Zerka w kierunku Tiny oraz Tildy; wszyscy są zranieni i nie w pełni sił, a konflikt wywołany przez Mulcibera, tylko ich pogrąża. Wpędza w głębokie, paskudne bagno. Trzyma głowę pod powierzchnią.
Rozgląda się po przestrzeni oświetlonej zaklęciem, lecz nic nie dostrzega. Gdy przypadkowo porusza zranioną ręką, jej spierzchnięte usta wyginają się w grymasie potężnego bólu. Nie może zapomnieć o ropiejącej, krwawej ranie, nie kiedy najmniejszy ruch przypomina o bólu.
Nie może się zatrzymać, stać i czekać, aż Tina uleczy kobietę. Powinna coś zrobić.
Powinna czegoś poszukać. Tudzież, kogoś.
- Homenum Revelio!
Change in the airAnd they'll hide everywhere. And no one knows who's in control
Alix Lestrange
Zawód : Salonowa mądrala i tłumaczka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Lecz nie! To tylko maska, sztuki podstęp nowy -
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej maski kryje się zwodnicze.
Biedna wielka Piękności! Łkanie piersi twojej. "
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej maski kryje się zwodnicze.
Biedna wielka Piękności! Łkanie piersi twojej. "
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
The member 'Alix Lestrange' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 9
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 9
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie odpowiedziała na pytania Ramseya – zamiast tego z jej ust wydobył się skowyt bólu.
Pogrążona w przerażającym cierpieniu, nagle zorientowała się, że nóż mężczyzny ciął zbyt głęboko, że z niewiadomego powodu Mulciber nie odsunął go od rany, lecz wciąż zatapiał ostrze w jej skórze, sprawiając Tildzie coraz większy ból. Przez jej otępiały umysł przemknęła myśl, że musiała wyrwać mu się jak najszybciej, lecz była zbyt słaba i zbyt oszołomiona – a przede wszystkim zupełnie bezbronna wobec wszystkiego, co działo się wokół niej. Chwiejąc się na nogach i czując gorąc własnej krwi wsiąkającej w cienki materiał sukienki, usiłowała zrobił krok w tył, ale w tym samym momencie kilka rzeczy wydarzyło się naraz – Mulciber puścił ją, unosząc różdżkę, by ochronić się przed zmierzającą w jego stronę Tonks. Kątem oka Tilda dostrzegła też Alix, mówiącą coś do Ramseya, lecz już w następnej chwili ogarnęła ją tak straszliwa słabość, że musiała uchwycić się pnia najbliższego drzewa, by nie upaść.
Wymiana zdań pomiędzy Mulciberem a Tonks zmroziła jej krew w żyłach – o ile jakakolwiek w nich jeszcze została – ale gdy wokół nich rozległy się dziecięce głosy, Tilda poczuła jeszcze większy strach. Nie rozumiała niczego, co działo się wokół niej, gdzie się znajdowała i dlaczego magia tego miejsca była tak upiorna. Wbiła paznokcie w korę drzewa, oddychając głęboko i obserwując wycofującego się w mrok Mulcibera – póki co nie chciała mieć z nim wspólnego.
Jednocześnie dostrzegła zmierzającą w jej stronę Justine i zanim zdołała powiedzieć choćby słowo, czarownica złapała jej rękę, wypowiadając odpowiednią inkantację.
- Musimy się stąd wydostać – powiedziała bardziej do siebie niż do niej, patrząc na Alix, której rana nie wyglądała wcale lepiej niż jej własna. Wciąż oddychała głęboko, niemalże panicznie, a w jej szeroko otwartych oczach malował się strach. Drżała lekko pod płaszczem, który Tonks narzuciła jej na ramiona. - Justine, pamiętaj o nożu – dodała ochrypłym głosem, spoglądając na sztylet, który porzucił wcześniej Mulciber i który w razie konieczności mogły wykorzystać do obrony. Gdyby nie oszałamiał jej ból, zapewne dziwiłaby się, dlaczego Ramsey posłuchał słów Alix i pobył się ostrza.
Usiłowała powstrzymać falę paniki i zebrać w sobie wszystkie siły – a raczej ich nędzne resztki – a jej spojrzenie błądziło po ziemi i między drzewami, tak jakby usiłowała znaleźć cokolwiek, co mogłoby im pomóc.
rzut na spostrzegawczość (II)
Pogrążona w przerażającym cierpieniu, nagle zorientowała się, że nóż mężczyzny ciął zbyt głęboko, że z niewiadomego powodu Mulciber nie odsunął go od rany, lecz wciąż zatapiał ostrze w jej skórze, sprawiając Tildzie coraz większy ból. Przez jej otępiały umysł przemknęła myśl, że musiała wyrwać mu się jak najszybciej, lecz była zbyt słaba i zbyt oszołomiona – a przede wszystkim zupełnie bezbronna wobec wszystkiego, co działo się wokół niej. Chwiejąc się na nogach i czując gorąc własnej krwi wsiąkającej w cienki materiał sukienki, usiłowała zrobił krok w tył, ale w tym samym momencie kilka rzeczy wydarzyło się naraz – Mulciber puścił ją, unosząc różdżkę, by ochronić się przed zmierzającą w jego stronę Tonks. Kątem oka Tilda dostrzegła też Alix, mówiącą coś do Ramseya, lecz już w następnej chwili ogarnęła ją tak straszliwa słabość, że musiała uchwycić się pnia najbliższego drzewa, by nie upaść.
Wymiana zdań pomiędzy Mulciberem a Tonks zmroziła jej krew w żyłach – o ile jakakolwiek w nich jeszcze została – ale gdy wokół nich rozległy się dziecięce głosy, Tilda poczuła jeszcze większy strach. Nie rozumiała niczego, co działo się wokół niej, gdzie się znajdowała i dlaczego magia tego miejsca była tak upiorna. Wbiła paznokcie w korę drzewa, oddychając głęboko i obserwując wycofującego się w mrok Mulcibera – póki co nie chciała mieć z nim wspólnego.
Jednocześnie dostrzegła zmierzającą w jej stronę Justine i zanim zdołała powiedzieć choćby słowo, czarownica złapała jej rękę, wypowiadając odpowiednią inkantację.
- Musimy się stąd wydostać – powiedziała bardziej do siebie niż do niej, patrząc na Alix, której rana nie wyglądała wcale lepiej niż jej własna. Wciąż oddychała głęboko, niemalże panicznie, a w jej szeroko otwartych oczach malował się strach. Drżała lekko pod płaszczem, który Tonks narzuciła jej na ramiona. - Justine, pamiętaj o nożu – dodała ochrypłym głosem, spoglądając na sztylet, który porzucił wcześniej Mulciber i który w razie konieczności mogły wykorzystać do obrony. Gdyby nie oszałamiał jej ból, zapewne dziwiłaby się, dlaczego Ramsey posłuchał słów Alix i pobył się ostrza.
Usiłowała powstrzymać falę paniki i zebrać w sobie wszystkie siły – a raczej ich nędzne resztki – a jej spojrzenie błądziło po ziemi i między drzewami, tak jakby usiłowała znaleźć cokolwiek, co mogłoby im pomóc.
rzut na spostrzegawczość (II)
You have witchcraftin your lips
The member 'Tilda Fancourt' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 88
'k100' : 88
Ramsey bez większego problemu osłonił się magiczną tarczą przed atakiem Tonks. Pięść kobiety uderzyła w świetlistą barierę, nie robiąc czarodziejowi najmniejszej krzywdy, a Justine delikatnie odrzuciło do tyłu, musiała cofnąć się o dwa kroki. Działania Alix przyniosły jednak rezultat, jej śpiewny, słodki głos docierał prosto do umysłu Ramseya, do miejsca po jego sercu, wodząc go nie tyle na pokuszenie, co na spełnianie zachcianek pólwili. Musiał postępować zgodnie z jej sugestią, zaprzestać ataku, zgodzić się z tym, co melodyjnie mu proponowała - lecz czuły obłoczek spowijającego go czaru szybko rozmył się w chłodnym powiewie rzeczywistości. Może był to wynik namacalnej wręcz obecności Cassandry, zjadliwie szepczącej mu do ucha sprzeczny rozkaz, może siła wyćwiczonego umysłu, ociosanego w płomieniu ostatnich doświadczeń: Mulciber zadziwiająco nagle otrząsnął się spod uroku półwili, mogąc spojrzeć na nią trzeźwo, obojętnie, już bez otumaniających go porywów serca i zwiedzionego pięknem ciała. Pozwoliło mu to na wycedzenie konkretnej groźby oraz zniknięcie w mroku, poza zasięgiem świetlistej łuny.
W jej blasku pozostały same kobiety - jedna ciężko ranna, słabnąca, nieustannie zalewająca się krwią. Fancourt czuła ciepłą maź łaskoczącą ją między palcami dłoni, ponownie zachwiała się na nogach. Lecznicze zaklęcie Tonks nie przyniosło rezultatu, okazało się zbyt słabe a promień nie zasklepił cięcia nawet odrobinę. Czerwona ciecz ciągle spływała z rozoranych żył i skóry, w odróżnieniu od tej już zakrzepniętej, narastającej coraz twardzą skorupą na ręce Lestrange. Justine troskliwie okryła Tildę swym płaszczem, czarownicy zrobiło się nieco cieplej, ale mroczki przed oczami wirowały coraz szybciej, upływ krwi osłabiał ją z każdą sekundą. Rękaw koszuli Tonks ustąpił z cichym trzaskiem, materiał rozerwał się, na ziemię posypały się nitki, niknące w miękkim mchu.
Zaklęcie Alix było nieudane, dłoń przerażonej arystokratki drżała zbyt mocno, by ustabilizować działanie magii. Futro zapewniało jej niezbędne ciepło, ale rana na policzku dalej przypominała o tym, że zapewne pozostaną na jej twarzy blizny, że zostanie oszpecona, że nikt jej nie zechce, że jej rodzina wyprze się damy z podobną skazą. Koszmarne wątpliwości zalewały ją coraz silniejszą falą, a im gorzej się czuła, tym głośniej słyszała śpiewy dzieci. Chodź brzydulko, do nas chodź, nie zrobimy ci na złość. Rozczeszemy włosy cudne, umyjemy ręce brudne. Zostań z nami, Blizn Panienko - bo zniknęło twoje piękno - słyszała coraz głośniej, chichoty i wyśpiewywana melodia dobiegały ją z zachodu.
Fancourt pomimo zawrotów głowy i słabości, starała się rozejrzeć dookoła, lecz nie zauważyła nic wyjątkowego. Zakrwawiony mech, lśniące ostrze porzuconego przez Ramseya noża, truchła pająków, których trupia ścieżeczka usypywała się w stronę zachodu. W oddali widziała odległy blask zaklęcia Lumos Maxima, lecz mrok pozostawał gęsty, lepki, niczym rozpostarta nieopodal nieprzenikalna błona.
Gdy Ramsey znalazł się w mroku, poczuł na swoich łydkach i dłoniach lepkie, dziecięce rączki, przypominające te, których dotykał w Gwiezdnym Proroku. Jakieś wilgotne wargi przycisnęły się do jego prawej dłoni, obśliniając ją i ssąc jego kciuk - wrażenie obrzydliwe, niepokojące, wzbudzające skrajne uczucia. Mulciber nic nie widział, wyłącznie czuł: obecność tych istot, ich szybsze oddechy, chichoty i pociągnięcia. Chodź z nami, wujciu, szybko! Ty masz w sobie to coś - dobiegł go wesolutki głosik gdzieś z okolic własnych kolan, trochę przypominajacy głos Julienne Avery - a trochę zafrasowany, zniecierpliwiony ton Lysandry.
| Na odpis macie czas do 13.01 do 11:00.
Dopóki krwawienie Tildy nie zostanie zatamowane, czarownica będzie tracić co turę 10 PŻ.
Podniesienie sztyletu to nie akcja - chyba, że kilka osób będzie chciało wykonać tą samą czynność.
Przypominam o zmianie dopiska dotyczącego poruszania się oraz o konieczności rzucania kością k6 na orientacje w terenie, jeśli poruszacie się poza zasięgiem światła.
W jej blasku pozostały same kobiety - jedna ciężko ranna, słabnąca, nieustannie zalewająca się krwią. Fancourt czuła ciepłą maź łaskoczącą ją między palcami dłoni, ponownie zachwiała się na nogach. Lecznicze zaklęcie Tonks nie przyniosło rezultatu, okazało się zbyt słabe a promień nie zasklepił cięcia nawet odrobinę. Czerwona ciecz ciągle spływała z rozoranych żył i skóry, w odróżnieniu od tej już zakrzepniętej, narastającej coraz twardzą skorupą na ręce Lestrange. Justine troskliwie okryła Tildę swym płaszczem, czarownicy zrobiło się nieco cieplej, ale mroczki przed oczami wirowały coraz szybciej, upływ krwi osłabiał ją z każdą sekundą. Rękaw koszuli Tonks ustąpił z cichym trzaskiem, materiał rozerwał się, na ziemię posypały się nitki, niknące w miękkim mchu.
Zaklęcie Alix było nieudane, dłoń przerażonej arystokratki drżała zbyt mocno, by ustabilizować działanie magii. Futro zapewniało jej niezbędne ciepło, ale rana na policzku dalej przypominała o tym, że zapewne pozostaną na jej twarzy blizny, że zostanie oszpecona, że nikt jej nie zechce, że jej rodzina wyprze się damy z podobną skazą. Koszmarne wątpliwości zalewały ją coraz silniejszą falą, a im gorzej się czuła, tym głośniej słyszała śpiewy dzieci. Chodź brzydulko, do nas chodź, nie zrobimy ci na złość. Rozczeszemy włosy cudne, umyjemy ręce brudne. Zostań z nami, Blizn Panienko - bo zniknęło twoje piękno - słyszała coraz głośniej, chichoty i wyśpiewywana melodia dobiegały ją z zachodu.
Fancourt pomimo zawrotów głowy i słabości, starała się rozejrzeć dookoła, lecz nie zauważyła nic wyjątkowego. Zakrwawiony mech, lśniące ostrze porzuconego przez Ramseya noża, truchła pająków, których trupia ścieżeczka usypywała się w stronę zachodu. W oddali widziała odległy blask zaklęcia Lumos Maxima, lecz mrok pozostawał gęsty, lepki, niczym rozpostarta nieopodal nieprzenikalna błona.
Gdy Ramsey znalazł się w mroku, poczuł na swoich łydkach i dłoniach lepkie, dziecięce rączki, przypominające te, których dotykał w Gwiezdnym Proroku. Jakieś wilgotne wargi przycisnęły się do jego prawej dłoni, obśliniając ją i ssąc jego kciuk - wrażenie obrzydliwe, niepokojące, wzbudzające skrajne uczucia. Mulciber nic nie widział, wyłącznie czuł: obecność tych istot, ich szybsze oddechy, chichoty i pociągnięcia. Chodź z nami, wujciu, szybko! Ty masz w sobie to coś - dobiegł go wesolutki głosik gdzieś z okolic własnych kolan, trochę przypominajacy głos Julienne Avery - a trochę zafrasowany, zniecierpliwiony ton Lysandry.
| Na odpis macie czas do 13.01 do 11:00.
Dopóki krwawienie Tildy nie zostanie zatamowane, czarownica będzie tracić co turę 10 PŻ.
Podniesienie sztyletu to nie akcja - chyba, że kilka osób będzie chciało wykonać tą samą czynność.
Przypominam o zmianie dopiska dotyczącego poruszania się oraz o konieczności rzucania kością k6 na orientacje w terenie, jeśli poruszacie się poza zasięgiem światła.
- Mapka:
zielona kropka - Ramsey
różowa kropka - Tilda
fioletowa kropka - Alix
jasnoniebieska kropka - Justine
brązowe coś - ruiny chaty
żółte łuny - zasięg zaklęć Lumos Maxima
Możecie poruszać się na dowolną odległość, wskazujcie ją jednak na mapie. Jeśli będzie zbyt daleka, Mistrz Gry was powstrzyma. Pamiętajcie, że po przekroczeniu ciemności, jeśli nie oświetlicie sobie drogi, nie będziecie wiedzieć w którą stronę iść.
- Informacje:
Żywotność:
Justine 210/240 (10 - cięte, 20 - tłuczone); -5 do kości
Alix 162/202 (40 - prawa ręka, cięte); - 10 do kości
Tilda 160/200 (5 - osłabienie, 35 - cięte); -10 do kości
Ramsey 190/215 (10 - cięte, prawy pośladek, 15 - psychiczne, cm); -5 do kości
Przemiany w mgły Ramseya: 1
Tonks dostała wstążeczkę
Zacisnęła mocniej wargi, gdy zaklęcie się nie powiodło. Magia ją zawodziła, możliwe, że wpływ na to miała obecność anomalii, możliwe, że spowodowane było to jej własnymi brakami, ale wcześniej nie zdarzało jej się to tak często - a może ona nie dostrzegła, że to się dzieje. Wieczny płomień kusił, by rzucić go za Mulciberem, by sparzył go choć odrobinę. Jednak nie podjęła się tego, czego chciała. Miała obok dwie kobiety, którym należało pomóc. Co ważniejsze, musiały się stąd wydostać. Wcisnęła rękaw koszuli w lewą dłoń Tildy.
- Musimy się ruszyć, podejrzewam, że to odmiana anomalii, jednak silniejsza niż inne, które widziałam. - powiedziała do kobiet, nadal zaciskając dłoń na ręce Tildy. Krew spływała nieustannie, znacząc czerwienią też jej skórę. - Musimy też dostać się do jej źródła. To w tamtą stronę? - zapytała Tildy, wskazując rękę ( lewa strona na mapie) szybko, trochę nieuważnie. Nie miała pojęcia w którą stronę powinni się kierować, ale wrócenie do zawalonej chatki nie miało sensu. Ruszenie w mrok za Mulciberem jednocześnie mogło doprowadzić ich na miejsce, ale i przynieść niebezpieczeństwo, które niosła jego osoba. Prawdopodobnie i on ją wyczuł, jeśli tak to zamierzał zrobić dokładnie to samo co ona. Nie mogły jednak pozwolić by zrobił to sam, co znaczyło, że spotkają się jeszcze. - Magia mnie nie słucha. Jeśli znów mi nie wyjdzie, owiń dokładnie rękawem ranę. Jak znajdę chwilę spróbuję ponownie leczenia. - obiecała unosząc spojrzenie na kobietę. - Curatio Vulnera Maxima - wypowiedziała, przyciskając osikowe drewno do skóry Tildy.
Schyliła się też, by dobyć noża w lewą dłoń. Tilda miała rację, mógł się przydać. Rozejrzała się. Wchodzenie w mrok było niebezpieczne, nie wiedziały co się w nim kryje, powinny wykorzystać możliwie jak najmocniej Maximy które już oświetlały niewielkie przestrzenie i nieustannie oświetlać sobie drogę.
- Ruszajmy. - zdecydowała w końcu, odwracając się w kierunku wskazanym przez Tildę. Nie miały pojęcia jak długo miały mieć jeszcze spokój. Gdzie były? I jak się tutaj znalazły? Nadal nie wiedziała, zaraz jednak coś jeszcze jej się przypomniało. - Alix, co to było? - zapytała zerkając w kierunku kobiety i marszcząc lekko brwi. Jej zachowanie było nierozważne, próba rozmowy z Mucliberem, czy przekonanie go do własnego zdania nie miało żadnego sensu. A jednak widziała, jak na nią patrzył. - Będziemy potrzebowały dalej kolejnego światła. Wydaje mi się, że one nie podchodzą do światła - mruknęła, choć dalej pamiętała biała wstążeczkę, którą miała zawiązana na kostce i której nie była w stanie ściągnąć. To nadal nie dawało jej spokóju.
| w lewo, najdalej jak się da jednak nie dalej, niż do czerwonej kreski.
- Musimy się ruszyć, podejrzewam, że to odmiana anomalii, jednak silniejsza niż inne, które widziałam. - powiedziała do kobiet, nadal zaciskając dłoń na ręce Tildy. Krew spływała nieustannie, znacząc czerwienią też jej skórę. - Musimy też dostać się do jej źródła. To w tamtą stronę? - zapytała Tildy, wskazując rękę ( lewa strona na mapie) szybko, trochę nieuważnie. Nie miała pojęcia w którą stronę powinni się kierować, ale wrócenie do zawalonej chatki nie miało sensu. Ruszenie w mrok za Mulciberem jednocześnie mogło doprowadzić ich na miejsce, ale i przynieść niebezpieczeństwo, które niosła jego osoba. Prawdopodobnie i on ją wyczuł, jeśli tak to zamierzał zrobić dokładnie to samo co ona. Nie mogły jednak pozwolić by zrobił to sam, co znaczyło, że spotkają się jeszcze. - Magia mnie nie słucha. Jeśli znów mi nie wyjdzie, owiń dokładnie rękawem ranę. Jak znajdę chwilę spróbuję ponownie leczenia. - obiecała unosząc spojrzenie na kobietę. - Curatio Vulnera Maxima - wypowiedziała, przyciskając osikowe drewno do skóry Tildy.
Schyliła się też, by dobyć noża w lewą dłoń. Tilda miała rację, mógł się przydać. Rozejrzała się. Wchodzenie w mrok było niebezpieczne, nie wiedziały co się w nim kryje, powinny wykorzystać możliwie jak najmocniej Maximy które już oświetlały niewielkie przestrzenie i nieustannie oświetlać sobie drogę.
- Ruszajmy. - zdecydowała w końcu, odwracając się w kierunku wskazanym przez Tildę. Nie miały pojęcia jak długo miały mieć jeszcze spokój. Gdzie były? I jak się tutaj znalazły? Nadal nie wiedziała, zaraz jednak coś jeszcze jej się przypomniało. - Alix, co to było? - zapytała zerkając w kierunku kobiety i marszcząc lekko brwi. Jej zachowanie było nierozważne, próba rozmowy z Mucliberem, czy przekonanie go do własnego zdania nie miało żadnego sensu. A jednak widziała, jak na nią patrzył. - Będziemy potrzebowały dalej kolejnego światła. Wydaje mi się, że one nie podchodzą do światła - mruknęła, choć dalej pamiętała biała wstążeczkę, którą miała zawiązana na kostce i której nie była w stanie ściągnąć. To nadal nie dawało jej spokóju.
| w lewo, najdalej jak się da jednak nie dalej, niż do czerwonej kreski.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 24
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 24
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Wiedziała, że zaklęcie Tonks nie przyniosło żadnego rezultatu. Ból nie przestawał jej oszałamiać, a krew wciąż wypływała z jej rany, w zastraszającym tempie skapując na ziemię, gdzie natychmiast wsiąkała w leśną ściółkę. Czuła się niemalże tak, jakby w jej ciało wbijały się setki igieł, a oświetlona Lumos Maximą polana wirowała w oczach Tildy coraz szybciej. Musiała kurczowo uchwycić się drzewa, by utrzymać równowagę.
Słowo anomalia, które padło z ust Justine, wcale nie podniosło Fancourt na duchu - spojrzała na czarownicę w roztargnieniu, ale po chwili pokiwała głową, świadoma, że tylko zapanowanie nad mroczną magią mogło im w tym momencie pomóc.
- Tak, w tamtą. Pająki mówiły, by iść na zachód – odpowiedziała z wysiłkiem, otulając się ciaśniej płaszczem i spoglądając w kierunku wskazanym przez Tonks, gdzie w oddali jaśniały łuny światła Lumos Maximy. Gdy Justine wręczyła jej oderwany rękaw, przyjęła go z pewnym wahaniem, wiedząc, że zatamowanie nim krwawienia mogło się okazać nietrwałym rozwiązaniem. Ale skoro kapryśna magia wciąż zawodziła Justine, prowizoryczny bandaż był wszystkim, czym dysponowały. Kiedy tylko czarownica wypowiedziała ponownie inkantację, Tilda schowała na moment różdżkę do kieszeni i podjęła próbę zabandażowania rany, mimo bólu starając się zawiązać materiał najlepiej jak umiała.
Następnie z powrotem wyjęła różdżkę i ruszyła za Tonks, stawiając ostrożnie kroki i wspierając się na każdym napotkanym drzewie. Wiedziała, że nie powinna była nadwyrężać swoich sił, które z każdą chwilą topniały. Zerknęła jeszcze na Alix i o dziwo zdobyła się na bardzo blady i nikły uśmiech, chcąc dodać kobiecie otuchy. Chyba każda z nich jej teraz potrzebowała.
- One? Mówisz o… dzieciach? – wyszeptała, skupiając uwagę z powrotem na Justine. - Czy myślisz, że w takim razie ogień byłby w stanie je pokonać? – nie podobało jej się to, co właśnie powiedziała; jeżeli mieli do czynienia z prawdziwymi dziećmi, nie wytworami ich umysłu, nie chciała ich krzywdzić. Ale z drugiej strony czy istniała jakakolwiek alternatywa?
idę za Justine + rzucam na zatamowanie krwawienia (niestety nie mam biegłości anatomii )
Słowo anomalia, które padło z ust Justine, wcale nie podniosło Fancourt na duchu - spojrzała na czarownicę w roztargnieniu, ale po chwili pokiwała głową, świadoma, że tylko zapanowanie nad mroczną magią mogło im w tym momencie pomóc.
- Tak, w tamtą. Pająki mówiły, by iść na zachód – odpowiedziała z wysiłkiem, otulając się ciaśniej płaszczem i spoglądając w kierunku wskazanym przez Tonks, gdzie w oddali jaśniały łuny światła Lumos Maximy. Gdy Justine wręczyła jej oderwany rękaw, przyjęła go z pewnym wahaniem, wiedząc, że zatamowanie nim krwawienia mogło się okazać nietrwałym rozwiązaniem. Ale skoro kapryśna magia wciąż zawodziła Justine, prowizoryczny bandaż był wszystkim, czym dysponowały. Kiedy tylko czarownica wypowiedziała ponownie inkantację, Tilda schowała na moment różdżkę do kieszeni i podjęła próbę zabandażowania rany, mimo bólu starając się zawiązać materiał najlepiej jak umiała.
Następnie z powrotem wyjęła różdżkę i ruszyła za Tonks, stawiając ostrożnie kroki i wspierając się na każdym napotkanym drzewie. Wiedziała, że nie powinna była nadwyrężać swoich sił, które z każdą chwilą topniały. Zerknęła jeszcze na Alix i o dziwo zdobyła się na bardzo blady i nikły uśmiech, chcąc dodać kobiecie otuchy. Chyba każda z nich jej teraz potrzebowała.
- One? Mówisz o… dzieciach? – wyszeptała, skupiając uwagę z powrotem na Justine. - Czy myślisz, że w takim razie ogień byłby w stanie je pokonać? – nie podobało jej się to, co właśnie powiedziała; jeżeli mieli do czynienia z prawdziwymi dziećmi, nie wytworami ich umysłu, nie chciała ich krzywdzić. Ale z drugiej strony czy istniała jakakolwiek alternatywa?
idę za Justine + rzucam na zatamowanie krwawienia (niestety nie mam biegłości anatomii )
You have witchcraftin your lips
The member 'Tilda Fancourt' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 23
'k100' : 23
Wysłuchuje niedorzecznych wyśmiewań, melodii szkaradnej i uwłaczającej; przypominającej śpiew dzieci, najpewniej przeklętych, demonicznych, skutych złem jak całe to miejsce. Nie chce myśleć o bliznach, które mogą spowić jej oblicze, jedyną wartość, jaką w oczach społeczeństwa posiada; nie chce myśleć o rozczarowaniach, spojrzeniach politowania, które może spotkać na salonach. Jest półwilą, jeśli zostanie pozbawiona swego największego atutu, cóż innego jej pozostanie? Oczyma wyobraźni widzi Lysandra Notta wyrywającego pierścień zaręczynowy z jej okaleczałej dłoni. Widzi również Flaviena oraz innych Lestrange, z kondolencjami przypiętymi do źrenic, ustawiających się do składania wyrazy ubolewania.
Jeśli przeżyje, jej życie nigdy już nie będzie takie samo.
Okręca się wokół własnej osi, zamiera na moment i wsłuchuje się w śpiewy. Oby okazały się prawdziwe, oby za demonicznymi głosami kryły się postacie namacalne i realne. Jeśli jej twarz spowiją blizny, a umysł splami rodzinne szaleństwo, to powinna oszczędzić rodzinie hańby i rzucić się w ramiona pulsującego mroku.
- To urok, dziedzictwo moich przodków. Działa wyłącznie na nich. Na mężczyzn - wyjaśnia kobietom, nie będąc w stanie powstrzymać pogardy wylewającej się z ust. Wyłapuje nikły uśmiech Tildy i szczerze docenia próbuję przedarcia odrobiny pozytywnych emocji. Tkwią w tym razem, równie rozparcelowane, równie przerażone i pozbawione kluczowych odpowiedzi na wszystkie pytania. Łypnięcie na jej ranę oraz próbie zatamowania nie pomaga - od razu przypomina o rodzimym skaleczeniu, wcale nie słabnącym ze swoim arsenałem bólu. Lestrange jeszcze utrzymuje się na nogach, ale Tilda zdaje się niknąć w oczach.
- Ma sens, z każdym oświetleniem, wydają się zawsze rozmywać w ciemności -przyznaje Tonks rację, podążając tuż za nią. Muszą trzymać się razem, we trójkę, nawet jeśli obie z Tildą mogą lada chwila osunąć się na ziemię.
- Lumox Maxima.
|również podążam za Justine, staję tuż za nią
Jeśli przeżyje, jej życie nigdy już nie będzie takie samo.
Okręca się wokół własnej osi, zamiera na moment i wsłuchuje się w śpiewy. Oby okazały się prawdziwe, oby za demonicznymi głosami kryły się postacie namacalne i realne. Jeśli jej twarz spowiją blizny, a umysł splami rodzinne szaleństwo, to powinna oszczędzić rodzinie hańby i rzucić się w ramiona pulsującego mroku.
- To urok, dziedzictwo moich przodków. Działa wyłącznie na nich. Na mężczyzn - wyjaśnia kobietom, nie będąc w stanie powstrzymać pogardy wylewającej się z ust. Wyłapuje nikły uśmiech Tildy i szczerze docenia próbuję przedarcia odrobiny pozytywnych emocji. Tkwią w tym razem, równie rozparcelowane, równie przerażone i pozbawione kluczowych odpowiedzi na wszystkie pytania. Łypnięcie na jej ranę oraz próbie zatamowania nie pomaga - od razu przypomina o rodzimym skaleczeniu, wcale nie słabnącym ze swoim arsenałem bólu. Lestrange jeszcze utrzymuje się na nogach, ale Tilda zdaje się niknąć w oczach.
- Ma sens, z każdym oświetleniem, wydają się zawsze rozmywać w ciemności -przyznaje Tonks rację, podążając tuż za nią. Muszą trzymać się razem, we trójkę, nawet jeśli obie z Tildą mogą lada chwila osunąć się na ziemię.
- Lumox Maxima.
|również podążam za Justine, staję tuż za nią
Change in the airAnd they'll hide everywhere. And no one knows who's in control
Alix Lestrange
Zawód : Salonowa mądrala i tłumaczka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Lecz nie! To tylko maska, sztuki podstęp nowy -
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej maski kryje się zwodnicze.
Biedna wielka Piękności! Łkanie piersi twojej. "
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej maski kryje się zwodnicze.
Biedna wielka Piękności! Łkanie piersi twojej. "
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
The member 'Alix Lestrange' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 21
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 21
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Płonąca część lasu
Szybka odpowiedź