Płonąca część lasu
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Część płonącego lasu
Niełatwo tu trafić. Środek gęstego, nieprzeniknionego lasu skrywa swe sekrety przed przypadkowymi przechodniami. Aby dotrzeć do samego serca kniei, rozciągającej się na wielkich przestrzeniach w okolicach Londynu, należy poświęcić kilka godzin na pieszą wędrówkę oraz, oczywiście, posiadać dobrą mapę. Czarodziejskie formy transportu płatają na tym terenie figla nawet już po uleczeniu anomalii: teleportacja nie działa a inne formy utrudniają pojawienie się w centrum lasu.
Śmiałkowie, którzy tu dotrą, zobaczą doszczętnie spalone przestrzenie - po wyjściu z gęstego lasu znajdą się w morzu nagich, czarnych pni. W pierwszej chwili miejsce wygląda zwyczajnie, jak po przejściu potwornego pożaru, ale gdy tylko przekroczy się niewidzialną barierę, drzewa znów zaczynają płonąć. Ogień jest zaledwie wspomnieniem, magiczną fatamorganą, nie robi krzywdy - jedynie wywołuje gęsią skórkę, gdy przejdzie się przez płomienie - ale bez wątpienia jest to widok przerażający i niepokojący jednocześnie, a spacer wśród ginącego w ogniu lasu należy do tych niezapomnianych.
Miejsce odkryte przez uczestników eventu Noc - październik 1956.Śmiałkowie, którzy tu dotrą, zobaczą doszczętnie spalone przestrzenie - po wyjściu z gęstego lasu znajdą się w morzu nagich, czarnych pni. W pierwszej chwili miejsce wygląda zwyczajnie, jak po przejściu potwornego pożaru, ale gdy tylko przekroczy się niewidzialną barierę, drzewa znów zaczynają płonąć. Ogień jest zaledwie wspomnieniem, magiczną fatamorganą, nie robi krzywdy - jedynie wywołuje gęsią skórkę, gdy przejdzie się przez płomienie - ale bez wątpienia jest to widok przerażający i niepokojący jednocześnie, a spacer wśród ginącego w ogniu lasu należy do tych niezapomnianych.
Wprawiona w skonfundowanie, nie przestaje wsłuchiwać się w kakofonię głosów czyhających w mroku. Słyszy je, coraz mocniej i wyraźniej, jest prawie pewna, że potrafi je rozpoznać – to śmiech małej Leann i Cordelii, dziewcząt, których nie powinno tu być, z dala od ich ciepłych pościeli i kochających rodziców. Przeraża ją to i w pierwszych sekundach jej ciało wzdryga się i samoistnie chce wyprzeć w stronę ciemności. "Co twoje małe kuzynki robiłyby w tym opuszczonym przez nadzieję miejscu, Alix?" Nie błagają o pomoc, w perlistych dźwiękach czai się coś złowrogiego, przyprawiającego arystokratkę o lawinę nieprzyjemnych dreszczy na wierzchu kręgosłupa. Tak samo jak niedługo potem Tilda, składająca zdania w nieznanym ich języku - nie są to żadne czarnomagiczne sentencje. Znawczyni trytońskiego podejrzewa, iż kobieta komunikuje się z żywymi istotami. Co zresztą jest potwierdzone przez samą zainteresowaną kilka sekund później.
Wysłuchuje Fancourt, głowę unosząc ku górze - ku smutnej nicości, która uwięziła ich czwórkę w swej potwornej paszczy. Tak jak poprzednio, nie rozumie wiele - pod skórą kobiety tkwią pająki, które powiedziały jej, że gdy podążą słuszną drogą, to czeka na nich śmierć.
- Nic tutaj nie wydaje się prawdziwe - oprócz bólu, osłabiającego, straszliwego bólu i krwi sączącej się z rany. Zerka na Tinę i jej walkę z niewidzianą dotąd wstążką przy nodze - nie, tego wcześniej nie było, prawda?
Lestrange drży na widok towarzyszki sunącej w ciemność. Do szeptów, pulsującej śmierci, zguby. Nie wie co robić, czuje się bezużyteczna, słaba, mała. Ledwie przeżyła ucieczkę przed czarnomagicznym monstrum - tam może czekać na nie kilka takich stworów. Albo coś gorszego.
Niemniej, gdy mężczyzna i Tilda również ruszą, zostanie sama. Sama nie zdoła przeżyć. Drżąca niczym osika na wietrze, podąża za Tiną i próbuje rzucić zaklęcie na skraju świetlnej łuny.
- Lumos Maxima.
|podążam za Tiną, trzy kratki w lewo!
Wysłuchuje Fancourt, głowę unosząc ku górze - ku smutnej nicości, która uwięziła ich czwórkę w swej potwornej paszczy. Tak jak poprzednio, nie rozumie wiele - pod skórą kobiety tkwią pająki, które powiedziały jej, że gdy podążą słuszną drogą, to czeka na nich śmierć.
- Nic tutaj nie wydaje się prawdziwe - oprócz bólu, osłabiającego, straszliwego bólu i krwi sączącej się z rany. Zerka na Tinę i jej walkę z niewidzianą dotąd wstążką przy nodze - nie, tego wcześniej nie było, prawda?
Lestrange drży na widok towarzyszki sunącej w ciemność. Do szeptów, pulsującej śmierci, zguby. Nie wie co robić, czuje się bezużyteczna, słaba, mała. Ledwie przeżyła ucieczkę przed czarnomagicznym monstrum - tam może czekać na nie kilka takich stworów. Albo coś gorszego.
Niemniej, gdy mężczyzna i Tilda również ruszą, zostanie sama. Sama nie zdoła przeżyć. Drżąca niczym osika na wietrze, podąża za Tiną i próbuje rzucić zaklęcie na skraju świetlnej łuny.
- Lumos Maxima.
|podążam za Tiną, trzy kratki w lewo!
Change in the airAnd they'll hide everywhere. And no one knows who's in control
Alix Lestrange
Zawód : Salonowa mądrala i tłumaczka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Lecz nie! To tylko maska, sztuki podstęp nowy -
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej maski kryje się zwodnicze.
Biedna wielka Piękności! Łkanie piersi twojej. "
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej maski kryje się zwodnicze.
Biedna wielka Piękności! Łkanie piersi twojej. "
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
The member 'Alix Lestrange' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 64
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 64
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nikt nie odpowiedział na retoryczne pytanie Tildy, Lysandry albo tutaj nie było, albo postanowiła zamilknąć, ukrywając się w nieprzeniknionym mroku na krawędzi pola widzenia. Nie na tym koncentrowała się jednak Fancourt, ból był nieznośny, promieniował coraz wyżej, wręcz do barku, pozostawiając po sobie równie przerażającą pustkę - zdezorientowana rosnącym dyskomfortem nie zdołała poprawnie wypowiedzieć inkantacji, otoczenie nie zdradziło przed nią swych sekretów, tak, jak zrobiły to pająki. I te kłębiące się pod skórą i te inne, znające tajemnice więżącego ich lasu. Fancourt podjęła w końcu działanie, zwracając się o pomoc nie do uzdrowicielki, a do Ramseya, który - pomimo własnego osłabienia - ujął w dłoń nóż, podchodząc do czarownicy.
Dokładnie widział wybrzuszenia, obrzydliwe, pęczniejące zasinienia pełznące wzdłuż ręki kobiety. Ostrze noża, jeszcze lepkiego od krwi Cassandry, zalśniło w blasku Lumos Maximy. Mulciber skupił się i spełnił prośbę Tildy, rozcinając skórę wzdłuż żył, orząc skórę i naruszając mięśnie. Ból oślepił kobietę, nigdy wcześniej nie czuła go w takiej skali; krew od razu zalała ich oboje, nie tryskając, lecz obmywając jej przedramię i przody ich ciał i ubrań oraz palce Ramseya, dalej mocno ściskające nóż. Wraz z krwią z rany wybiegła dziwna, szara masa - dziesiątki niezwykle małych, ledwie zauważalnych w pojedynkę pająków, zbijających się w stado, przebierające cieniutkimi odnóżami. Istoty jeszcze mocniej podrażniły krwawiące brzegi rany, rozpierzchły się jednak w ułamkach sekund, korzystając z drżącego ciała Tildy i gorącej sylwetki Ramseya, by dostać się na ziemię. Od razu skierowaly się w stronę ciemności, część z nich jednak nie dotarła do krawędzi łuny Lumos Maximy - zdychały po drodze, niknąc w wilgotnym mchu.
Ramsey wyraźnie czuł ustępujący napór skóry - doznanie niezwykle przyjemne, przypominające mu moc, która wypełniała go przy rzucaniu Vulnerario. Znów usłyszał szept, tym razem nie dobiegający z otaczającego go mroku, a z głębi siebie, z tyłu głowy, prosto ze splotu słonecznego, bo przecież nie z serca, nie z tego metaforycznie martwego organu. Głębiej. Zrób to głębiej, czujesz krew? Należy się jej. Koszmarna sugestia nie dawała mu spokoju, na skronie wystąpił chłodny pot a ciężar sztyletu w dłoni zdawał się słodki, satysfakcjonujący, domagający się kontynuowania rozcięcia. Zapach krwi uderzył w nozdrza Ramseya, karmiąc jego wewnętrzne demony.
Nogi Tildy trzęsły się i drżały, nie mogła na nich ustać; musiała wesprzeć się na Mulciberze, czuła, że lada moment zemdleje; z bólu i z upływu krwi. Z tej odległości i w tym stanie nie mogła na razie dostrzec gatunku pająków, które znalazły się w jej ciele. Czy wydobyli wszystkie? Czy gdzieś w jej ciele mogły znaleźć się ich jaja? Strach nie odpuszczał a przed oczami kobiety zaczęły wirować czarne kręgi, zapowiadając, że lada moment może stracić przytomność.
Justine i podążająca za nią krok w krok Alix oddaliły się od dwójki; szły szybko, próbując oświetlić sobie drogę, lecz jedynie zaklęcie panny Lestrange powiodło się, rozpościerając przed nimi jasną łunę. Obnażającą nie tylko kolejne pnie drzew i porośniętą mchem polanę, ale i dziwne, niskie sylwetki, które rozpierzchły się w mgnieniu oka, podobnie jak pająki opuszczające rozcięte ciało Fancourt. Nie mogłyście się im przyjrzeć, jedynie Tonks, dzięki wyczulonym aurorskim zmysłom zdołała zauważyć, że sylwetki z pewnością należały do dzieci - o dziwnych, białych oczach. Ich chichot znów zdawał się dobiegać ze wszystkich stron.
Wtem, chwilę po tym, gdy ostrze Mulcibera zaglębiło się w delikatnej skórze, a mocne zaklęcie rozświetliło drogę przed Tonks i Alix, czas w koszmarnym lesie uległ zatrzymaniu. Nic tego nie zapowiadało - żadne z was nie było świadome, że wskazówki zegara uległy zatrzymaniu a czas zamrożeniu.
| W związku z zaklęciem Horatio Bertiego, czas na evencie uległ zatrzymaniu (Wasze postaci nie są tego świadome). Następny post MG na nowo rozpoczynający bieg wydarzeń, pojawi się po zakończeniu działania zaklęcia Horatio, wstępnie - 7 stycznia wieczorem. Dopiero po nim rozpocznie się Wasza kolejka, nie musicie teraz odpisywać.
ST powstrzymania koszmarnej sugestii (Ramsey): 50, do rzutu doliczany jest bonus wynikający z biegłości odporność psychiczna.
Dopóki krwawienie Tildy nie zostanie zatamowane, czarownica będzie tracić co turę 10 PŻ.
Przypominam o zmianie dopiska dotyczącego poruszania się.
Dokładnie widział wybrzuszenia, obrzydliwe, pęczniejące zasinienia pełznące wzdłuż ręki kobiety. Ostrze noża, jeszcze lepkiego od krwi Cassandry, zalśniło w blasku Lumos Maximy. Mulciber skupił się i spełnił prośbę Tildy, rozcinając skórę wzdłuż żył, orząc skórę i naruszając mięśnie. Ból oślepił kobietę, nigdy wcześniej nie czuła go w takiej skali; krew od razu zalała ich oboje, nie tryskając, lecz obmywając jej przedramię i przody ich ciał i ubrań oraz palce Ramseya, dalej mocno ściskające nóż. Wraz z krwią z rany wybiegła dziwna, szara masa - dziesiątki niezwykle małych, ledwie zauważalnych w pojedynkę pająków, zbijających się w stado, przebierające cieniutkimi odnóżami. Istoty jeszcze mocniej podrażniły krwawiące brzegi rany, rozpierzchły się jednak w ułamkach sekund, korzystając z drżącego ciała Tildy i gorącej sylwetki Ramseya, by dostać się na ziemię. Od razu skierowaly się w stronę ciemności, część z nich jednak nie dotarła do krawędzi łuny Lumos Maximy - zdychały po drodze, niknąc w wilgotnym mchu.
Ramsey wyraźnie czuł ustępujący napór skóry - doznanie niezwykle przyjemne, przypominające mu moc, która wypełniała go przy rzucaniu Vulnerario. Znów usłyszał szept, tym razem nie dobiegający z otaczającego go mroku, a z głębi siebie, z tyłu głowy, prosto ze splotu słonecznego, bo przecież nie z serca, nie z tego metaforycznie martwego organu. Głębiej. Zrób to głębiej, czujesz krew? Należy się jej. Koszmarna sugestia nie dawała mu spokoju, na skronie wystąpił chłodny pot a ciężar sztyletu w dłoni zdawał się słodki, satysfakcjonujący, domagający się kontynuowania rozcięcia. Zapach krwi uderzył w nozdrza Ramseya, karmiąc jego wewnętrzne demony.
Nogi Tildy trzęsły się i drżały, nie mogła na nich ustać; musiała wesprzeć się na Mulciberze, czuła, że lada moment zemdleje; z bólu i z upływu krwi. Z tej odległości i w tym stanie nie mogła na razie dostrzec gatunku pająków, które znalazły się w jej ciele. Czy wydobyli wszystkie? Czy gdzieś w jej ciele mogły znaleźć się ich jaja? Strach nie odpuszczał a przed oczami kobiety zaczęły wirować czarne kręgi, zapowiadając, że lada moment może stracić przytomność.
Justine i podążająca za nią krok w krok Alix oddaliły się od dwójki; szły szybko, próbując oświetlić sobie drogę, lecz jedynie zaklęcie panny Lestrange powiodło się, rozpościerając przed nimi jasną łunę. Obnażającą nie tylko kolejne pnie drzew i porośniętą mchem polanę, ale i dziwne, niskie sylwetki, które rozpierzchły się w mgnieniu oka, podobnie jak pająki opuszczające rozcięte ciało Fancourt. Nie mogłyście się im przyjrzeć, jedynie Tonks, dzięki wyczulonym aurorskim zmysłom zdołała zauważyć, że sylwetki z pewnością należały do dzieci - o dziwnych, białych oczach. Ich chichot znów zdawał się dobiegać ze wszystkich stron.
Wtem, chwilę po tym, gdy ostrze Mulcibera zaglębiło się w delikatnej skórze, a mocne zaklęcie rozświetliło drogę przed Tonks i Alix, czas w koszmarnym lesie uległ zatrzymaniu. Nic tego nie zapowiadało - żadne z was nie było świadome, że wskazówki zegara uległy zatrzymaniu a czas zamrożeniu.
| W związku z zaklęciem Horatio Bertiego, czas na evencie uległ zatrzymaniu (Wasze postaci nie są tego świadome). Następny post MG na nowo rozpoczynający bieg wydarzeń, pojawi się po zakończeniu działania zaklęcia Horatio, wstępnie - 7 stycznia wieczorem. Dopiero po nim rozpocznie się Wasza kolejka, nie musicie teraz odpisywać.
ST powstrzymania koszmarnej sugestii (Ramsey): 50, do rzutu doliczany jest bonus wynikający z biegłości odporność psychiczna.
Dopóki krwawienie Tildy nie zostanie zatamowane, czarownica będzie tracić co turę 10 PŻ.
Przypominam o zmianie dopiska dotyczącego poruszania się.
- Mapka:
zielona kropka - Ramsey
różowa kropka - Tilda
fioletowa kropka - Alix
jasnoniebieska kropka - Justine
brązowe coś - ruiny chaty
żółte łuny - zasięg zaklęć Lumos Maxima
Możecie poruszać się na dowolną odległość, wskazujcie ją jednak na mapie. Jeśli będzie zbyt daleka, Mistrz Gry was powstrzyma. Pamiętajcie, że po przekroczeniu ciemności, jeśli nie oświetlicie sobie drogi, nie będziecie wiedzieć w którą stronę iść.
- Informacje:
Żywotność:
Justine 210/240 (10 - cięte, 20 - tłuczone); -5 do kości
Alix 162/202 (40 - prawa ręka, cięte); - 10 do kości
Tilda 170/200 (5 - osłabienie, 25 - cięte); -5 do kości
Ramsey 190/215 (10 - cięte, prawy pośladek, 15 - psychiczne, cm); -5 do kości
Przemiany w mgły Ramseya: 1
Tonks dostała wstążeczkę
Działania podjęte podczas Horatio nie wpłynęły na Was w żaden sposób; nie zdawaliście sobie także sprawy z tego, że czas się zatrzymał.
| Reagujecie na wydarzenia z postu wyżej. Na odpis macie czas do 08.01 do 17:30.
| Reagujecie na wydarzenia z postu wyżej. Na odpis macie czas do 08.01 do 17:30.
Nie zaprotestowała, widząc, że Ramsey odrzucił jej nieszczęsny kamień, dobywając sztyletu, którego wcześniej nie dostrzegła. Choć nie miała pewności, czy powinna była zaufać Mulciberowi, było już za późno, aby zmienić zdanie – musiała zaryzykować. Ból stał się tak okrutny, że nie wytrzymałaby ani sekundy dłużej z gnieżdżącymi się pod jej skórą pająkami; chciała pozbyć się ich tu i teraz, na moment zapominając o oddalającej się Tonks i Alix, o kolejnym nieudanym zaklęciu i wszystkich okropnościach tego miejsca.
Serce wybijało w jej piersi nerwowy rytm, gdy obserwowała zakrwawione ostrze sztyletu zagłębiające się w jej przedramieniu niczym nóż w kostce masła. W tym samym momencie ciało Tildy przeszyła kolejna fala bólu – jeszcze gorsza niż dotąd – a z rany trysnęła krew, plamiąc ich ubrania szkarłatem. Gdyby nie paraliżował jej strach, być może krzyknęłaby; jej szeroko otwarte oczy śledziły jednak w milczeniu szarą pajęczą masę, która wypłynęła (wydobyła się?) z krwawiącego obficie nacięcia. Wcześniej dość naiwnie liczyła na to, że kiedy tylko pająki opuszczą jej ciało, wreszcie poczuje ulgę, lecz była w błędzie – ból tylko przybrał na sile, gdy pajęcze stado wspięło się po krawędziach rany, spadając na ziemię i umykając w stronę mroku.
- Chyba.. chyba tyle wystarczy – jej głos zdawał się nie należeć do niej. Czuła, że słabła dosłownie z sekundy na sekundę i w pewnym momencie uchwyciła się ramienia Mulcibera, by nie upaść. O dziwo tliła się w niej jeszcze lekka irytacja – nie znosiła być tak żałośnie zdana na czyjąś łaskę lub niełaskę.
Nóż Ramseya wciąż znajdował się w jej ranie, co zauważyła z pewnym niepokojem. Czy pozbyli się już wszystkich pająków? Czy może nadal znajdowały się wewnątrz rany, rozprzestrzeniając swoją truciznę?
- Wynoście się z mojego ciała – zażądała w porywie irytacji, mówiąc do pająków. Jeśli ich niedobitki wciąż jeszcze gnieździły się między jej poranionymi mięśniami, ścięgnami i kośćmi, miały natychmiast opuścić jej ciało.
rzut na genetykę (+12), bo chyba nic innego mi nie zostało
Serce wybijało w jej piersi nerwowy rytm, gdy obserwowała zakrwawione ostrze sztyletu zagłębiające się w jej przedramieniu niczym nóż w kostce masła. W tym samym momencie ciało Tildy przeszyła kolejna fala bólu – jeszcze gorsza niż dotąd – a z rany trysnęła krew, plamiąc ich ubrania szkarłatem. Gdyby nie paraliżował jej strach, być może krzyknęłaby; jej szeroko otwarte oczy śledziły jednak w milczeniu szarą pajęczą masę, która wypłynęła (wydobyła się?) z krwawiącego obficie nacięcia. Wcześniej dość naiwnie liczyła na to, że kiedy tylko pająki opuszczą jej ciało, wreszcie poczuje ulgę, lecz była w błędzie – ból tylko przybrał na sile, gdy pajęcze stado wspięło się po krawędziach rany, spadając na ziemię i umykając w stronę mroku.
- Chyba.. chyba tyle wystarczy – jej głos zdawał się nie należeć do niej. Czuła, że słabła dosłownie z sekundy na sekundę i w pewnym momencie uchwyciła się ramienia Mulcibera, by nie upaść. O dziwo tliła się w niej jeszcze lekka irytacja – nie znosiła być tak żałośnie zdana na czyjąś łaskę lub niełaskę.
Nóż Ramseya wciąż znajdował się w jej ranie, co zauważyła z pewnym niepokojem. Czy pozbyli się już wszystkich pająków? Czy może nadal znajdowały się wewnątrz rany, rozprzestrzeniając swoją truciznę?
- Wynoście się z mojego ciała – zażądała w porywie irytacji, mówiąc do pająków. Jeśli ich niedobitki wciąż jeszcze gnieździły się między jej poranionymi mięśniami, ścięgnami i kośćmi, miały natychmiast opuścić jej ciało.
rzut na genetykę (+12), bo chyba nic innego mi nie zostało
You have witchcraftin your lips
The member 'Tilda Fancourt' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 14
'k100' : 14
Bez trudu dostrzegł, że coś znajdowało się pod cienką jak papier skórą Tildy. Jej krew zalała mu palce, dłonie, mieszała się z inną krwią, tą tężejącą, zastygłą. Czuł jej słodki aromat - słodki, niepodobny niczego innego, co znał. Jakby miała w sobie nutę czekolady. Metaliczny posmak własnej zalegał mu w ustach; oddychał powoli. Krew go nie obrzydzała, nie była zaskakująca, chociaż ubrudzony nią cały jawił się jak postać z największego koszmaru. Zmarszczył brwi na widok dziwnej masy, która wydobyła się z jej żył. Potrzebował chwili, by dojrzeć, że to co wziął za zbitek czegoś większego było w rzeczywistości mnóstwem małych, uciekających pajęczaków. Oblazły go, by dotrzeć na ziemię, by uciec w popłochu w tylko im znanym kierunku. Widział jednak, że stworzenia nie zdołały uciec. Zamierały gdzieś po drodze, niewiadomo dlaczego, niewiadomo jak. Zmarszczył brwi, obserwując to zdarzenie, wyciągnął różdżkę spomiędzy zębów, przytrzymał ją razem z nożem.
— Dlaczego one giną?— spytał Tildę szeptem, tak, by wypowiadane słowa mogło pozostać tylko miedzy nimi. Nie ufał żadnej z kobiet, w których towarzystwie się znalazł, ale Fancourt znał długo, przyjaźniła się z Cassandrą — i nie wiedziała, że przecież chwilę wcześniej ją zadźgał, jak bestię, albo może nie zabił? może po prostu oszalał. Przecież rzuciła na niego urok. Od bardzo dawna wiedział o darze Tildy, o jej przypadłości. Nie tylko potrafiła z nimi rozmawiać, znała je bardzo dobrze. — Może nie przeżyją bez ciebie — może była ich żywicielem. Nie znał się na tyle, by móc ocenić takie prawdopodobieństwo. — Lub źle reagują na światło.— Zerknął wyżej, w kierunku świetlistej kuli lumos maximy. Zapach krwi przyciągał jego uwagę. Nóż wciąż przywierał do jej skóry, jakby jeszcze nie skończył swego dzieła, jakby zamierzał dalej ciąć, dalej patrzeć, jak wraz z czerwoną posoką wypływa z niej życie. To uczucie nie przemijało, wręcz przeciwnie, nasilało się. Chciał to zrobić, pragnął tego. Ale nigdy nie podążał wyłącznie za własnymi pragnieniami, za żądzami. Potrafił je kontrolować, musiał.
– Może być ich więcej...— szepnął cicho, wpatrując się w jej ranę. Głębiej. Musiał ciąć głębiej. Musiał ciąć dalej, mocniej. Myśl o uciekających pająkach, o anomalii, o obłędzie, który stopniowo otępiał jego umysł mieszały się z głodem krwi, żądzą mordu. Wsparła się o niego, zbliżyła się, zamiast oddalić. Nie ułatwiała mu tego. Kusiła go jak wygłodniałe zwierzę, jakby była ranną owcą przed wygłodzonym wilkiem.
Ale był rozumnym czarodziejem. Chciał teraz czegoś więcej. Chciał powstrzymać anomalię. A potem zabić Tonks. A potem chciał się stąd wydostać.
Nie puszczając ręki Tildy, uniósł na nią spojrzenie jasnych oczu. Ona jedna stanowiła porozumienie z tym dziwnym światem tutaj. Miała pająki. Nie mógł jej zostawić. Ruszył przed siebie, zaciskając lepkie z krwi palce na jej nadgarstku i ciągnąc ją za sobą, w kierunku, który uznał za słuszny.
— Musimy dotrzeć na miejsce.
| Przezwyciężam żądzę mordu i idę w ciemność na oślep; ciągnę Tildę za sobą, o tu
— Dlaczego one giną?— spytał Tildę szeptem, tak, by wypowiadane słowa mogło pozostać tylko miedzy nimi. Nie ufał żadnej z kobiet, w których towarzystwie się znalazł, ale Fancourt znał długo, przyjaźniła się z Cassandrą — i nie wiedziała, że przecież chwilę wcześniej ją zadźgał, jak bestię, albo może nie zabił? może po prostu oszalał. Przecież rzuciła na niego urok. Od bardzo dawna wiedział o darze Tildy, o jej przypadłości. Nie tylko potrafiła z nimi rozmawiać, znała je bardzo dobrze. — Może nie przeżyją bez ciebie — może była ich żywicielem. Nie znał się na tyle, by móc ocenić takie prawdopodobieństwo. — Lub źle reagują na światło.— Zerknął wyżej, w kierunku świetlistej kuli lumos maximy. Zapach krwi przyciągał jego uwagę. Nóż wciąż przywierał do jej skóry, jakby jeszcze nie skończył swego dzieła, jakby zamierzał dalej ciąć, dalej patrzeć, jak wraz z czerwoną posoką wypływa z niej życie. To uczucie nie przemijało, wręcz przeciwnie, nasilało się. Chciał to zrobić, pragnął tego. Ale nigdy nie podążał wyłącznie za własnymi pragnieniami, za żądzami. Potrafił je kontrolować, musiał.
– Może być ich więcej...— szepnął cicho, wpatrując się w jej ranę. Głębiej. Musiał ciąć głębiej. Musiał ciąć dalej, mocniej. Myśl o uciekających pająkach, o anomalii, o obłędzie, który stopniowo otępiał jego umysł mieszały się z głodem krwi, żądzą mordu. Wsparła się o niego, zbliżyła się, zamiast oddalić. Nie ułatwiała mu tego. Kusiła go jak wygłodniałe zwierzę, jakby była ranną owcą przed wygłodzonym wilkiem.
Ale był rozumnym czarodziejem. Chciał teraz czegoś więcej. Chciał powstrzymać anomalię. A potem zabić Tonks. A potem chciał się stąd wydostać.
Nie puszczając ręki Tildy, uniósł na nią spojrzenie jasnych oczu. Ona jedna stanowiła porozumienie z tym dziwnym światem tutaj. Miała pająki. Nie mógł jej zostawić. Ruszył przed siebie, zaciskając lepkie z krwi palce na jej nadgarstku i ciągnąc ją za sobą, w kierunku, który uznał za słuszny.
— Musimy dotrzeć na miejsce.
| Przezwyciężam żądzę mordu i idę w ciemność na oślep; ciągnę Tildę za sobą, o tu
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 5
'k100' : 5
- Możliwe, że niewiele jest. - odpowiedziała Alix, która wędrowała za nią. Zasępiła się, poprawiając uścisk na różdżce. - Co nie znaczy, że nie jest groźne. - dodała zaraz marszcząc lekko nos. Każda z anomalii którą spotkała zdawała się nierzeczywista, a jednak na własnej skórze odczuła jak realnie potrafi zranić. Ta, którą poczuła tutaj zdawała się jeszcze potężniejsza, co mogło oznaczać też i była proporcjonalnie groźniejsza od tych, które widziała wcześniej.
Zaciskała zęby poruszając się przed siebie. Może weszłaby w mrok, gdyby nie urok Alix, jednak nie potrafiła zrozumieć. Czemu Tilda pozwala by to ludzkie wynaturzenie zbliżało się do niej? Rozciąć skórę? Czy to nie atak, jakby podać byłemu alkoholikowi kieliszek wina? Nie wiedziała. Zatrzymała się, walcząc ze sobą, ze swoimi myślami i pragnieniami. Chciała się stąd jak najszybciej wydostać. Chciała znaleźć Skamandera i sprawdzić. Zapytać go… właśnie, tylko jak i o co? O to czy zabił dzieci, ich dzieci. Dzieci, które nigdy nie istniały, a jednak ona dokładnie pamiętała jakie uczucie towarzyszyło jej, gdy nosiła je pod sercem. Mimo, że nic z tego wcale się nie wydarzyło. Zacisnęła zęby mocniej.
Z drugiej strony, z drugiej strony miała świadomość, że głębokie rozcięcie dłoni może - nie tylko może, ale i doprowadzi - do wykrwawienia. Przecież sama właśnie w ten sposób pozbawiła się życia, rozcinając sobie żyły od przedramion aż po nadgarstki. Moment w których wraz z każdą kroplą uchodziło z niej życie pamiętała dokładnie.
- Na portki goblina. - zaklęła pod nosem zła na siebie. Powinna ich zostawić, powinna odnaleźć anomalię jeśli jakaś tutaj znajdowała się rzeczywiście, naprawić ją i wrócić do domu. Najlepiej łapiąc po drodze Mulcibera. Powinna, ale nie potrafiła. Nie, kiedy słyszała prośbę Tildy o rozcięcie jej ręki. Odwróciła się, zawieszając na nich spojrzenie w momencie gdy nóż zalśnił w dłoni Mulcibera. Zakręciła gwałtownie. Zdawać by się mogło, że była rozsądniejsza. Ruszyła w ich kierunku, widząc jak Tilda opiera się na nim, a ten nie przestaje. Zagotowało się w niej. Zacisnęła mocniej dłoń na różdżce. Musiała ich rozdzielić. Teraz, zanim wykrwawi ją całkowicie. Jedynie sekundy miała na podjęcie decyzji. - Pomóż Tildzie, albo rozświetlaj dalej drogę. - poprosiła Alix, choć nie wiedziała, czy kobieta nie wkłada resztkę własnych sił by ustać na nogach. Sama uniosła różdżkę, jednak w ostatniej chwili magia bywała kapryśna. Różdżka mogła jej nie posłuchać, rykoszetem mogłaby oberwać Tilda. Przełożyła różdżkę z prawej do lewej dłoni. Prawą zacisnęła w pięść i przyśpieszyła kroku, chcąc zarówno siła uderzenia, jak i pędem ciała odsunąć go od niej. Wymierzyła silny cios w klatkę piersiową.I tak chciał ją zabić, bardziej już chyba nie mógł tego pragnąć.
| uderzam w Ramseya - silny cios w klatkę piersiową
Zaciskała zęby poruszając się przed siebie. Może weszłaby w mrok, gdyby nie urok Alix, jednak nie potrafiła zrozumieć. Czemu Tilda pozwala by to ludzkie wynaturzenie zbliżało się do niej? Rozciąć skórę? Czy to nie atak, jakby podać byłemu alkoholikowi kieliszek wina? Nie wiedziała. Zatrzymała się, walcząc ze sobą, ze swoimi myślami i pragnieniami. Chciała się stąd jak najszybciej wydostać. Chciała znaleźć Skamandera i sprawdzić. Zapytać go… właśnie, tylko jak i o co? O to czy zabił dzieci, ich dzieci. Dzieci, które nigdy nie istniały, a jednak ona dokładnie pamiętała jakie uczucie towarzyszyło jej, gdy nosiła je pod sercem. Mimo, że nic z tego wcale się nie wydarzyło. Zacisnęła zęby mocniej.
Z drugiej strony, z drugiej strony miała świadomość, że głębokie rozcięcie dłoni może - nie tylko może, ale i doprowadzi - do wykrwawienia. Przecież sama właśnie w ten sposób pozbawiła się życia, rozcinając sobie żyły od przedramion aż po nadgarstki. Moment w których wraz z każdą kroplą uchodziło z niej życie pamiętała dokładnie.
- Na portki goblina. - zaklęła pod nosem zła na siebie. Powinna ich zostawić, powinna odnaleźć anomalię jeśli jakaś tutaj znajdowała się rzeczywiście, naprawić ją i wrócić do domu. Najlepiej łapiąc po drodze Mulcibera. Powinna, ale nie potrafiła. Nie, kiedy słyszała prośbę Tildy o rozcięcie jej ręki. Odwróciła się, zawieszając na nich spojrzenie w momencie gdy nóż zalśnił w dłoni Mulcibera. Zakręciła gwałtownie. Zdawać by się mogło, że była rozsądniejsza. Ruszyła w ich kierunku, widząc jak Tilda opiera się na nim, a ten nie przestaje. Zagotowało się w niej. Zacisnęła mocniej dłoń na różdżce. Musiała ich rozdzielić. Teraz, zanim wykrwawi ją całkowicie. Jedynie sekundy miała na podjęcie decyzji. - Pomóż Tildzie, albo rozświetlaj dalej drogę. - poprosiła Alix, choć nie wiedziała, czy kobieta nie wkłada resztkę własnych sił by ustać na nogach. Sama uniosła różdżkę, jednak w ostatniej chwili magia bywała kapryśna. Różdżka mogła jej nie posłuchać, rykoszetem mogłaby oberwać Tilda. Przełożyła różdżkę z prawej do lewej dłoni. Prawą zacisnęła w pięść i przyśpieszyła kroku, chcąc zarówno siła uderzenia, jak i pędem ciała odsunąć go od niej. Wymierzyła silny cios w klatkę piersiową.I tak chciał ją zabić, bardziej już chyba nie mógł tego pragnąć.
| uderzam w Ramseya - silny cios w klatkę piersiową
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 89
'k100' : 89
Pociesza ją myśl, że zdążyła opanować umysł oraz ciało do tego stopnia, aby choćby te prostsze, użytkowe zaklęcia rzucać bez żenującego rozczarowania. Nigdy nie należała do utalentowanych czarodziejek, całe swoje talenty przelewając na umiejętności czysto teoretycznie, te kształtujące rozum, poszerzające wiedzę.
Alix z niepokojem wyczekuje zaklęcia wydostającego się z różdżki, boi się tego, co ujawni rozpościerająca przestrzeń światłość. Lecz nowo powstała łuna nie rozwidla niczego strasznego, uwagę Lestrange oraz Tiny przykuwa za to coś innego - para którą zostawili za sobą. Wybałusza zmęczone oczy na sugestię Tildy i z rozwartymi lekko wargami, obserwuje surrealistyczną scenę rozcinania kobiecie ręki.
I uciekających z jej rany szarej masy przypominającej pająki.
Otępiona przez ból i coraz to świeższe wycinki obrazu zupełnej abstrakcji, zerka na Tinę wyszukując odpowiedniej reakcji na kreślącą się sytuację. Scena jednakże przedłuża się, czarnoksiężnik nie przestaje swych poczynań ze sztyletem, a Tilda niknie, słabnie na ich oczach.
- Nie...co on robi, nie...- mamrocze pod nosem, wstrzymując oddech w absolutnej trwodze. Instynkt i podświadomość podpowiadają, że coś zdecydowanie jest nie tak, ale nim to do niej dociera, Tina zaczyna działać i w pełni mocy rusza w stronę ich dwójki. Słyszy jej polecenie, lecz tym razem nie przytakuje posłusznie. Nie, nie, nie mogą się pozabijać, nie teraz, gdy w ciemnościach czai się coś od nich potężniejszego, nieludzkiego, groźniejszego. Lestrange panikuje i lawiruje w swych emocjach między obawą o sączącą się ropą raną, grozą przed tajemniczymi chichotami z ciemności oraz strachem o życie obu kobiet. I mężczyzną, czarnoksiężnikiem. Jego również się boi.
Mężczyzna. Dokładnie, to z nim jest problem, z czymś co być może od zawsze w nim siedziało, a może z czymś co na niego wpłynęło. Mężczyzna.
Może coś zrobić. Musi coś zrobić, a przynajmniej spróbować. Kiedy właściwie ostatnio próbowała rzucić na kogoś urok?
Tego właśnie próbuje - skupić się, skoncentrować w sobie siłę płynącą z jej krwi, krwi jej potężnych krewniaczek, wiedźm, wil. Całą swoją uwagę gromadzi na Mulciberze, na zawładnięciu jego świadomością, na otworzeniu jego umysłu ku sugestiom półwilii.
- Może pozbędziesz się go? Wyrzucisz ten sztylet z dłoni?
Nawet jeśli odwrócą atencję od Tildy, to jego szał, opętanie, cokolwiek nim włada, może przenieść się na pozostałe kobiety.
|rzucam na Ramsey’a urok wilii (+5), nie wiem czy mogę wydawać polecenia teraz czy w następnej turze, więc na wszelki wypadek robię to teraz
Alix z niepokojem wyczekuje zaklęcia wydostającego się z różdżki, boi się tego, co ujawni rozpościerająca przestrzeń światłość. Lecz nowo powstała łuna nie rozwidla niczego strasznego, uwagę Lestrange oraz Tiny przykuwa za to coś innego - para którą zostawili za sobą. Wybałusza zmęczone oczy na sugestię Tildy i z rozwartymi lekko wargami, obserwuje surrealistyczną scenę rozcinania kobiecie ręki.
I uciekających z jej rany szarej masy przypominającej pająki.
Otępiona przez ból i coraz to świeższe wycinki obrazu zupełnej abstrakcji, zerka na Tinę wyszukując odpowiedniej reakcji na kreślącą się sytuację. Scena jednakże przedłuża się, czarnoksiężnik nie przestaje swych poczynań ze sztyletem, a Tilda niknie, słabnie na ich oczach.
- Nie...co on robi, nie...- mamrocze pod nosem, wstrzymując oddech w absolutnej trwodze. Instynkt i podświadomość podpowiadają, że coś zdecydowanie jest nie tak, ale nim to do niej dociera, Tina zaczyna działać i w pełni mocy rusza w stronę ich dwójki. Słyszy jej polecenie, lecz tym razem nie przytakuje posłusznie. Nie, nie, nie mogą się pozabijać, nie teraz, gdy w ciemnościach czai się coś od nich potężniejszego, nieludzkiego, groźniejszego. Lestrange panikuje i lawiruje w swych emocjach między obawą o sączącą się ropą raną, grozą przed tajemniczymi chichotami z ciemności oraz strachem o życie obu kobiet. I mężczyzną, czarnoksiężnikiem. Jego również się boi.
Mężczyzna. Dokładnie, to z nim jest problem, z czymś co być może od zawsze w nim siedziało, a może z czymś co na niego wpłynęło. Mężczyzna.
Może coś zrobić. Musi coś zrobić, a przynajmniej spróbować. Kiedy właściwie ostatnio próbowała rzucić na kogoś urok?
Tego właśnie próbuje - skupić się, skoncentrować w sobie siłę płynącą z jej krwi, krwi jej potężnych krewniaczek, wiedźm, wil. Całą swoją uwagę gromadzi na Mulciberze, na zawładnięciu jego świadomością, na otworzeniu jego umysłu ku sugestiom półwilii.
- Może pozbędziesz się go? Wyrzucisz ten sztylet z dłoni?
Nawet jeśli odwrócą atencję od Tildy, to jego szał, opętanie, cokolwiek nim włada, może przenieść się na pozostałe kobiety.
|rzucam na Ramsey’a urok wilii (+5), nie wiem czy mogę wydawać polecenia teraz czy w następnej turze, więc na wszelki wypadek robię to teraz
Change in the airAnd they'll hide everywhere. And no one knows who's in control
Alix Lestrange
Zawód : Salonowa mądrala i tłumaczka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Lecz nie! To tylko maska, sztuki podstęp nowy -
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej maski kryje się zwodnicze.
Biedna wielka Piękności! Łkanie piersi twojej. "
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej maski kryje się zwodnicze.
Biedna wielka Piękności! Łkanie piersi twojej. "
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
The member 'Alix Lestrange' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 99
'k100' : 99
Pająki albo nie usłuchały rozkazu osłabionej Tildy albo nie było ich pod skórą więcej; czarownica nie mogła tego stwierdzić, słaniała się na nogach, a ostrze Ramseya, zamiast odsunąć się od jej rozoranej ręki, coraz mocniej zagłębiało się w mięśniach i ścięgnach. Ból praktycznie pozbawił Fancourt przytomności, musiała wrzasnąć, nie panowała już nad odruchami, nad chęcią odsunięcia się od osoby, która sprawiała jej dodatkowe cierpienie - Mulciber czuł natomiast każde pękające ścięgno, każde chluśnięcie krwi, każde rozerwane naczynie, i sycił się tym, rozkoszował; jego źrenice rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów; czuł się tak, jakby krew i anomalia napełniały go swą czarnomagiczną siłą, zwodziły, kusiły, wprowadzały w stan rozkosznego drżenia. Wątłe ciało Tildy tuż u jego boku przypominało mu smukłą sylwetkę Cassandry, nozdrza znów wypełnił zapach miodu, tym razem przesadnie słodkiego, pobudzającego głód. W umyśle Mulcibera odżyło wspomnienie; wilgoć ciała, miękka skóra Vablastky, jej uda obejmujące go w pasie, nieco szorstki materiał przewieszony przez męski kark; intensywna bliskość zwiększająca tylko trudne do zniesienia pragnienie. Tej, która umarła, tej, którą zabił - i pragnienie krwi Tildy, która spływała po nim wartkim strumieniem.
Ostrze ciągle lśniło w jego ręce - i w ranie omdlewającej Fancourt.
Tonks zdążyła zauważyć to, co działo się za jej plecami; szybko powróciła w blask poprzedniego zaklęcia, tym razem nie próbując czarów - zadziała po mugolsku, gwałtownie, zamierzając się z całą dostępną siłą Mulcibera w pierś.
Również Alix nie próżnowała; także nie pochwyciła za różdżkę, nie wdała się także w bójkę - wszakże ta nie pasowała do wdzięcznej damy - skorzystała jednak z półwilego uroku. Jej ton, uroczy i zmysłowy, trafil wprost do uszu Ramseya, wręcz wlał się w nie najsłodszą melodią, pieszczącą wszelkie zmysły. Skóra na jego karku pokryła się dreszczami, przekręcił głowę w bok, ponad ledwie przytomną Tildą, wpatrując się w najpiękniejszą twarz, jaką kiedykolwiek mógł ujrzeć. Pozostawał ślepy na krwawą szramę na policzku, na brudną nocną koszulę, na dość zgrzebne futro - widział tylko wspaniałe oczy, idealne rysy, pełne usta; coś ścisnęło go w żołądku, rysy rozluźniły się, zapach krwi rozmył się a serce zabiło w szybszym rytmie. Zapomniał o Cassandrze, rozchylił spierzchnięte usta a z kącika warg pociekła kropla śliny - stał naprzeciw kobiety, nie, zjawiska; najwspanialszego, najbardziej perfekcyjnego. Kolana się pod nim ugięły, lecz ustał na nogach, nie chcąc wyjść na słabeusza; nagle wszystko inne przestało mieć znaczenie; anomalia, chęć mordu, zemsta na Tonks. Liczyły się wyłącznie wymagania ślicznotki, możliwość jej zaimponowania, udowodnienia, że jest jej godnym; musiał zwrócić na nią swoją uwagę. I posłuchać propozycji, wyrzucić sztylet, wyciągnąć go z rany Tildy i odrzucić, jak najdalej.
W tym samym momencie wyczuł nagle obecność - nie czyjąś a jedną, mocną, konkretną. To nie była już mrzonka ani podszept koszmaru, odbierał to tak, jakby Vablatsky znalazła się tuż obok niego, sycząc mu prosto do ucha, zjadliwie, ostro, z potworną wściekłością. Ty przegniły zdrajco, pozbądź się tej złotowłosej gangreny. Bez problemu rozpoznawał jej ton i mógł - pomimo otumanienia i zadurzenia - stwierdzić, że był prawdziwy; że jakimś cudem Cassandra zdołała zobaczyć to, co działo się w lesie w tym momencie.
Lestrange poczuła, że nawiązała z Ramseyem wyjątkową więź; że mężczyzna znajduje się teraz we władaniem jej uroku i że powinien spełnić każde jej żądanie. Choć była osłabiona, pokiereszowana i przerażona, udało się jej rzucić wyjątkowo mocny półwili czar, mający stały wpływ na Mulcibera.
Wszyscy ponownie usłyszeliście ciche chichoty i śmiech, dobiegający do Was z ciemności. Chodźcie z nami na zabawę, wtedy sobie zdacie sprawę, z tego jacy z was szczęściarze, gdy wraz ze śmiercią w parze, ruszycie w śmierci nawę. Dobiegł was dziwny zaśpiew, nierówna melodia, mącąca w głowie. Ciągle deptaliście po martwych pająkach, a te, które zdołały dotrzeć na krawędź światła żywe, zniknęły w otaczającym was mroku, kierując się na zachód. Śpieszcie się, nogami przebierajcie, lub z lasem się zaprzyjaźniajcie! Kolejny wesoły wierszyk wybrzmiał z całą mocą a ziemia pod waszymi stopami zadrżała. Wszyscy mieliście świadomość, że zaczyna dziać się coś niedobrego - i ostatecznego, a ci, którzy mieli do czynienia do tej pory z anomalią, rozpoznawali złowrogie drżenie i błyski w powietrzu; czarnomagiczne wyładowania, wskazujące na niestabilność spowijającej las magii.
| Na odpis macie czas do 10.01 do 17:30.
Ramsey, nie udało Ci się przezwyciężyć uroku potomkini wili - rzut.
Masz w tej kolejce dwa ruchy, zgodnie z mechaniką pojedynków: szansę na obronę i kontratak lub inną akcję.
Dopóki krwawienie Tildy nie zostanie zatamowane, czarownica będzie tracić co turę 10 PŻ.
Przypominam o zmianie dopiska dotyczącego poruszania się.
Ostrze ciągle lśniło w jego ręce - i w ranie omdlewającej Fancourt.
Tonks zdążyła zauważyć to, co działo się za jej plecami; szybko powróciła w blask poprzedniego zaklęcia, tym razem nie próbując czarów - zadziała po mugolsku, gwałtownie, zamierzając się z całą dostępną siłą Mulcibera w pierś.
Również Alix nie próżnowała; także nie pochwyciła za różdżkę, nie wdała się także w bójkę - wszakże ta nie pasowała do wdzięcznej damy - skorzystała jednak z półwilego uroku. Jej ton, uroczy i zmysłowy, trafil wprost do uszu Ramseya, wręcz wlał się w nie najsłodszą melodią, pieszczącą wszelkie zmysły. Skóra na jego karku pokryła się dreszczami, przekręcił głowę w bok, ponad ledwie przytomną Tildą, wpatrując się w najpiękniejszą twarz, jaką kiedykolwiek mógł ujrzeć. Pozostawał ślepy na krwawą szramę na policzku, na brudną nocną koszulę, na dość zgrzebne futro - widział tylko wspaniałe oczy, idealne rysy, pełne usta; coś ścisnęło go w żołądku, rysy rozluźniły się, zapach krwi rozmył się a serce zabiło w szybszym rytmie. Zapomniał o Cassandrze, rozchylił spierzchnięte usta a z kącika warg pociekła kropla śliny - stał naprzeciw kobiety, nie, zjawiska; najwspanialszego, najbardziej perfekcyjnego. Kolana się pod nim ugięły, lecz ustał na nogach, nie chcąc wyjść na słabeusza; nagle wszystko inne przestało mieć znaczenie; anomalia, chęć mordu, zemsta na Tonks. Liczyły się wyłącznie wymagania ślicznotki, możliwość jej zaimponowania, udowodnienia, że jest jej godnym; musiał zwrócić na nią swoją uwagę. I posłuchać propozycji, wyrzucić sztylet, wyciągnąć go z rany Tildy i odrzucić, jak najdalej.
W tym samym momencie wyczuł nagle obecność - nie czyjąś a jedną, mocną, konkretną. To nie była już mrzonka ani podszept koszmaru, odbierał to tak, jakby Vablatsky znalazła się tuż obok niego, sycząc mu prosto do ucha, zjadliwie, ostro, z potworną wściekłością. Ty przegniły zdrajco, pozbądź się tej złotowłosej gangreny. Bez problemu rozpoznawał jej ton i mógł - pomimo otumanienia i zadurzenia - stwierdzić, że był prawdziwy; że jakimś cudem Cassandra zdołała zobaczyć to, co działo się w lesie w tym momencie.
Lestrange poczuła, że nawiązała z Ramseyem wyjątkową więź; że mężczyzna znajduje się teraz we władaniem jej uroku i że powinien spełnić każde jej żądanie. Choć była osłabiona, pokiereszowana i przerażona, udało się jej rzucić wyjątkowo mocny półwili czar, mający stały wpływ na Mulcibera.
Wszyscy ponownie usłyszeliście ciche chichoty i śmiech, dobiegający do Was z ciemności. Chodźcie z nami na zabawę, wtedy sobie zdacie sprawę, z tego jacy z was szczęściarze, gdy wraz ze śmiercią w parze, ruszycie w śmierci nawę. Dobiegł was dziwny zaśpiew, nierówna melodia, mącąca w głowie. Ciągle deptaliście po martwych pająkach, a te, które zdołały dotrzeć na krawędź światła żywe, zniknęły w otaczającym was mroku, kierując się na zachód. Śpieszcie się, nogami przebierajcie, lub z lasem się zaprzyjaźniajcie! Kolejny wesoły wierszyk wybrzmiał z całą mocą a ziemia pod waszymi stopami zadrżała. Wszyscy mieliście świadomość, że zaczyna dziać się coś niedobrego - i ostatecznego, a ci, którzy mieli do czynienia do tej pory z anomalią, rozpoznawali złowrogie drżenie i błyski w powietrzu; czarnomagiczne wyładowania, wskazujące na niestabilność spowijającej las magii.
| Na odpis macie czas do 10.01 do 17:30.
Ramsey, nie udało Ci się przezwyciężyć uroku potomkini wili - rzut.
Masz w tej kolejce dwa ruchy, zgodnie z mechaniką pojedynków: szansę na obronę i kontratak lub inną akcję.
Dopóki krwawienie Tildy nie zostanie zatamowane, czarownica będzie tracić co turę 10 PŻ.
Przypominam o zmianie dopiska dotyczącego poruszania się.
- Mapka:
zielona kropka - Ramsey
różowa kropka - Tilda
fioletowa kropka - Alix
jasnoniebieska kropka - Justine
brązowe coś - ruiny chaty
żółte łuny - zasięg zaklęć Lumos Maxima
Ramsey nie zdołał się odsunąć, gdyż nie przezwyciężył chęci wciskania ostrza w rękę Tildy.
Możecie poruszać się na dowolną odległość, wskazujcie ją jednak na mapie. Jeśli będzie zbyt daleka, Mistrz Gry was powstrzyma. Pamiętajcie, że po przekroczeniu ciemności, jeśli nie oświetlicie sobie drogi, nie będziecie wiedzieć w którą stronę iść.
- Informacje:
Żywotność:
Justine 210/240 (10 - cięte, 20 - tłuczone); -5 do kości
Alix 162/202 (40 - prawa ręka, cięte); - 10 do kości
Tilda 170/200 (5 - osłabienie, 25 - cięte); -5 do kości
Ramsey 190/215 (10 - cięte, prawy pośladek, 15 - psychiczne, cm); -5 do kości
Przemiany w mgły Ramseya: 1
Tonks dostała wstążeczkę
Nie był w stanie odeprzeć pragnienia, chęci wbicia ostrza głębiej. Każda upływająca kropla krwi sprawiała mu coraz więcej przyjemności. Oddech spłycał się niebezpiecznie, żądza, głód zmieniały się w podniecenie — bo nic tak nie podniecało jak śmierć. Mógłby przysiąc, że słyszał dźwięk pękającej tkanki, brudzonej rozlewającą się na boki krwistą posoką. I czuł to — krew łączyła się z mocą, wiązała się z magią anomalii, obie go wzmacniały. Czuł tę zależność, im Fancourt była słabsza tym on czuł się lepiej. Słodki zapach miodu jedynie zwiększał jego łaknienie. Miał ochotę na więcej. Miał ochotę ciąć głębiej, czuć to, ją intensywniej. Zacisnął palce na sztylecie mocniej. Prawie przymknął powieki; od słodyczy zakręciło mu się w głowie. Tego wszystkiego było zbyt wiele. Zmysłów; bodźców, zapachów, energii. Miał w dłoniach gładką dłoń, miękkie ciało, skórę prawie tak delikatną jak jej. Wbijał w nią palce, paznokcie, ściskał mocno i nie chciał, nie zamierzał puścić. Potrzebował tego. Tego wrażenia, tej dziwnej, trudnej do określenia emocji. Potrzebował tej krwi. Głód mącił w głowie, ale nie na tyle, by nie usłyszał, jak ktoś się zbliża — bardzo szybko i ze złym zamiarem. Intuicyjnie się odwrócił, upuszczając nóż na ziemię, bo tylko tak w tej samej ręce mógł utrzymać różdżkę.
– Protego— zażądał, jednocześnie puszczając Tildę i wycofując się pół kroku w tył, aby zdążyć uformować przed sobą świetlistą tarczę, która powstrzyma barbarzyński atak głupiej dziewuchy.
– Protego— zażądał, jednocześnie puszczając Tildę i wycofując się pół kroku w tył, aby zdążyć uformować przed sobą świetlistą tarczę, która powstrzyma barbarzyński atak głupiej dziewuchy.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 49
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 49
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Płonąca część lasu
Szybka odpowiedź