Płonąca część lasu
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Część płonącego lasu
Niełatwo tu trafić. Środek gęstego, nieprzeniknionego lasu skrywa swe sekrety przed przypadkowymi przechodniami. Aby dotrzeć do samego serca kniei, rozciągającej się na wielkich przestrzeniach w okolicach Londynu, należy poświęcić kilka godzin na pieszą wędrówkę oraz, oczywiście, posiadać dobrą mapę. Czarodziejskie formy transportu płatają na tym terenie figla nawet już po uleczeniu anomalii: teleportacja nie działa a inne formy utrudniają pojawienie się w centrum lasu.
Śmiałkowie, którzy tu dotrą, zobaczą doszczętnie spalone przestrzenie - po wyjściu z gęstego lasu znajdą się w morzu nagich, czarnych pni. W pierwszej chwili miejsce wygląda zwyczajnie, jak po przejściu potwornego pożaru, ale gdy tylko przekroczy się niewidzialną barierę, drzewa znów zaczynają płonąć. Ogień jest zaledwie wspomnieniem, magiczną fatamorganą, nie robi krzywdy - jedynie wywołuje gęsią skórkę, gdy przejdzie się przez płomienie - ale bez wątpienia jest to widok przerażający i niepokojący jednocześnie, a spacer wśród ginącego w ogniu lasu należy do tych niezapomnianych.
Miejsce odkryte przez uczestników eventu Noc - październik 1956.Śmiałkowie, którzy tu dotrą, zobaczą doszczętnie spalone przestrzenie - po wyjściu z gęstego lasu znajdą się w morzu nagich, czarnych pni. W pierwszej chwili miejsce wygląda zwyczajnie, jak po przejściu potwornego pożaru, ale gdy tylko przekroczy się niewidzialną barierę, drzewa znów zaczynają płonąć. Ogień jest zaledwie wspomnieniem, magiczną fatamorganą, nie robi krzywdy - jedynie wywołuje gęsią skórkę, gdy przejdzie się przez płomienie - ale bez wątpienia jest to widok przerażający i niepokojący jednocześnie, a spacer wśród ginącego w ogniu lasu należy do tych niezapomnianych.
Ramsey zareagował szybko, chroniąc się przed drapieżnym atakiem Freddiego niezwykle mocnym zaklęciem Tarczy. Protego nie tylko osłoniło go przed uderzeniem, ale także odbiło od siebie rozpadające się ciało inferiusa, zwiększając dzielący ich dystans. Pomimo uporczywego bólu pośladka oraz krwi przeciekającej przez spodnie, Mulciber w ostatnim momencie zdołał wypełznąć przez wyrwę w ścianie, ratując się przed zasypaniem żywcem.
Na oczach wszystkich znajdujących się w zasięgu działania Lumos Maximy, dach chaty zawalił się z donośnym chrzęstem, grzebiąc pod dziesiątkami nadpalonych desek wnętrze oraz inferiusa. Ściany straciły podparcie i zawaliły się do środka a w powietrze uniosła się szara mgła, gęsta od odurzającego smrodu palonego mięsa oraz rozkładających się zwłok. Tajemnice domku zostały pogrzebane pod stertą gruzów. Być może to zaklęcie Alix zadziałało a być może inferius został zmiażdżony ciężarem dachu i ścian - byliście jednak pewni, że nic nie poruszało się pod gruzami i zagrożenie z tej strony na razie wam nie groziło.
Tonks nie zdołała uleczyć rany na dłoni Lestrange; ta dalej broczyla krwią i ropą a każdy ruch palcami wywoływał mocny ból. Również cierpienie Tildy nasilało się, lecz czarownica podjęła działania, mogące na celu rozwiązać sytuację. Jej ręka stawała się coraz bardziej nabrzmiała, sina, a mrowienie przesuwało się wyżej, zastępowane nienaturalnym paraliżem. Wiedziała, że nie ma wiele czasu, nim to, co działo się pod jej skórą zacznie oddziaływać na cały organizm. Niedaleko, w zasięgu wzroku i światła Lumos Maximy, dostrzegła kilka kamieni, jeden z nich wydawał się stosunkowo ostry, ale nie mogła być pewna, czy na tyle, by przeciąć skórę bez zadania sobie większych obrażeń.
Wtem otaczająca was ciemność zaczęła dziwnie pulsować - początkowo słyszeliście jedynie niepokojący sum, w pierwszym momencie zdający dobiegać się ze środka waszych głów, później dźwięk narastał, dobiegał zewsząd, z mroku, przyzywając i niepokojąc jednocześnie. Justine i Ramsey, którzy zjawiali się już w miejscach skażonych anomalią, jeszcze raz mogli poczuć jej bliskość, podobną aurę, która otaczała naprawiane przez nich miejsca - ta jednak była najsilniejsza, z jaką spotkali się do tej pory, ustępująca (o czym mógł wiedzieć jedynie Mulciber) wyłącznie tej skrytej w sercu Azkabanu.
Do waszych uszu dotarł też szelest i cichy, dziewczęcy śmiech, dochodzący jakby ze wszystkich stron na raz. Coś - lub ktoś - czaił się w mroku.
| Na odpis macie czas do 29.12 do 17:30.
Zapomniana kość Ramseya- klik.
Ewentualne podniesienie kamienia nie jest akcją.
Na oczach wszystkich znajdujących się w zasięgu działania Lumos Maximy, dach chaty zawalił się z donośnym chrzęstem, grzebiąc pod dziesiątkami nadpalonych desek wnętrze oraz inferiusa. Ściany straciły podparcie i zawaliły się do środka a w powietrze uniosła się szara mgła, gęsta od odurzającego smrodu palonego mięsa oraz rozkładających się zwłok. Tajemnice domku zostały pogrzebane pod stertą gruzów. Być może to zaklęcie Alix zadziałało a być może inferius został zmiażdżony ciężarem dachu i ścian - byliście jednak pewni, że nic nie poruszało się pod gruzami i zagrożenie z tej strony na razie wam nie groziło.
Tonks nie zdołała uleczyć rany na dłoni Lestrange; ta dalej broczyla krwią i ropą a każdy ruch palcami wywoływał mocny ból. Również cierpienie Tildy nasilało się, lecz czarownica podjęła działania, mogące na celu rozwiązać sytuację. Jej ręka stawała się coraz bardziej nabrzmiała, sina, a mrowienie przesuwało się wyżej, zastępowane nienaturalnym paraliżem. Wiedziała, że nie ma wiele czasu, nim to, co działo się pod jej skórą zacznie oddziaływać na cały organizm. Niedaleko, w zasięgu wzroku i światła Lumos Maximy, dostrzegła kilka kamieni, jeden z nich wydawał się stosunkowo ostry, ale nie mogła być pewna, czy na tyle, by przeciąć skórę bez zadania sobie większych obrażeń.
Wtem otaczająca was ciemność zaczęła dziwnie pulsować - początkowo słyszeliście jedynie niepokojący sum, w pierwszym momencie zdający dobiegać się ze środka waszych głów, później dźwięk narastał, dobiegał zewsząd, z mroku, przyzywając i niepokojąc jednocześnie. Justine i Ramsey, którzy zjawiali się już w miejscach skażonych anomalią, jeszcze raz mogli poczuć jej bliskość, podobną aurę, która otaczała naprawiane przez nich miejsca - ta jednak była najsilniejsza, z jaką spotkali się do tej pory, ustępująca (o czym mógł wiedzieć jedynie Mulciber) wyłącznie tej skrytej w sercu Azkabanu.
Do waszych uszu dotarł też szelest i cichy, dziewczęcy śmiech, dochodzący jakby ze wszystkich stron na raz. Coś - lub ktoś - czaił się w mroku.
| Na odpis macie czas do 29.12 do 17:30.
Zapomniana kość Ramseya- klik.
Ewentualne podniesienie kamienia nie jest akcją.
- Mapka:
zielona kropka - Ramsey
różowa kropka - Tilda
fioletowa kropka - Alix
jasnoniebieska kropka - Justine
pomarańczowa kropka - Blaithin
ciemnoniebieska kropka - Berte
jasnopomarańczowa kropka - Kobieta
brązowe coś - ruiny chaty
żółte łuny - zasięg zaklęć Lumos Maxima
- Informacje:
Żywotność:
Justine 210/240 (10 - cięte, 20 - tłuczone); -5 do kości
Alix 162/202 (40 - prawa ręka, cięte); - 10 do kości
Tilda 195/200 (5 - osłabienie)
Ramsey 205/215 (10 - cięte, prawy pośladek)
Przemiany w mgły Ramseya: 1
Tuż przed nim, przed jego nosem chata zaczęła się walić. Nadpalone stropy runęły w dół, na inferiusa, lub to coś, czym wciąż był. Pozostałość po czarnomagicznym stworzeniu. Widział dokładnie, jak wszystko się zapada, jak po drewnianej chacie pozostają jedynie zgliszcza, ruiny. Oddychał szybko, płytko, w ostatniej chwili udało mu się opuścić to miejsce. Słyszał inkantację, która wybrzmiała chwilę przed tym, ale nie spojrzał na kobietę o obco brzmiącym mu głosie. Zamiast tego zacisnął palce na różdżce i obrócił się w kierunku kobiet.
— Serpensortia— wypowiedział, celując pomiędzy siebie, a Tonks; od razu, gwałtownie; szybko podnosząc się z ziemi. Wycofał się w kierunku Tildy, która wciąż stała w łunie światła, gdzieś na skraju. Nie zbliżył się jednak do niej od razu, trzymał bezpieczny dystans od wszystkich.
— Tilda, musimy iść. Pora to zakończyć i się stąd wydostać — Z tego mroku, z tej ciemności. — Powiedz im, żeby doprowadziły nas do źródła. — Wiedziała o czym mówił; wiedziała, że znał prawdę. Jeśli rozmawiała z pająkami, gdzieś w okolicy musiał jakiś się znajdować. Mógł doprowadzić ich do źródła anomalii — a jeśli nie, znajdzie je sam. Gdzieś wokół nich było coś dziwnego, jakieś pułapki. Musieli być uważni.
—Możesz iść z nami — Dopiero teraz spojrzał na Alix. Mogła być z lub przeciw. Wybór należał do niej. Przyjrzał jej się uważnie, po czym przekroczył granicę światła Lumos Maximy.
| Jeśli wciąż mogę 4 kratki, jak wcześniej to tak właśnie robię, staję w cieniu tuż za Tildą.
— Serpensortia— wypowiedział, celując pomiędzy siebie, a Tonks; od razu, gwałtownie; szybko podnosząc się z ziemi. Wycofał się w kierunku Tildy, która wciąż stała w łunie światła, gdzieś na skraju. Nie zbliżył się jednak do niej od razu, trzymał bezpieczny dystans od wszystkich.
— Tilda, musimy iść. Pora to zakończyć i się stąd wydostać — Z tego mroku, z tej ciemności. — Powiedz im, żeby doprowadziły nas do źródła. — Wiedziała o czym mówił; wiedziała, że znał prawdę. Jeśli rozmawiała z pająkami, gdzieś w okolicy musiał jakiś się znajdować. Mógł doprowadzić ich do źródła anomalii — a jeśli nie, znajdzie je sam. Gdzieś wokół nich było coś dziwnego, jakieś pułapki. Musieli być uważni.
—Możesz iść z nami — Dopiero teraz spojrzał na Alix. Mogła być z lub przeciw. Wybór należał do niej. Przyjrzał jej się uważnie, po czym przekroczył granicę światła Lumos Maximy.
| Jeśli wciąż mogę 4 kratki, jak wcześniej to tak właśnie robię, staję w cieniu tuż za Tildą.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 24
--------------------------------
#2 'k10' : 1
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 24
--------------------------------
#2 'k10' : 1
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
Lustrowała Tildę spojrzeniem, które nadal posiadało w sobie zbyt wiele emocji. Musiała jeszcze nauczyć się, jak je odsuwać. Na razie jednak martwiła się, martwiła się o Tildę, że mogła dać się zmanipulować Mulciberowi, martwiła o Alix, że to co tutaj doświadcza zdecydowanie płynie na nią samą. Znów cierpieli niewinni.
- Jak się tutaj znalazłaś? - zapytała jej więc. Jeśli więc nie z nim, to co cię tutaj sprowadziło. Do miejsca, którego Tonks nie potrafiła zidentyfikować. Jej zaklęcie było nieudane. Zacisnęła mocniej wargi. Chociaż to rzucone przez Alix zdawało się odpowiednie. - Gdzie jesteśmy? - zadała kolejne pytanie nie puszczając delikatnej dłoni szlachcianki. Zacisnęła mocniej usta. Osikowa różdżka dotykała skóry w okolicy zranienia barwiąc się czerwoną cieczą. Uniosła wzrok na Alix gdy zadała pytania. Zmarszczyła brwi i wykrzywiła twarz.
- Możliwe. To czarnoksiężnik. - i morderca, wzrok na chwilę zawiesił sie na Mulciberze, udało mu się wyjść z chaty. Szlag. Mięśnie na twarzy napięły się. - Lumos Maxima, Alix. Za Tildę. Curatio Vulnera Horribilis - zwróciła znów wzrok na jej ranę rzucając medyczne zaklęcie, mając nadzieję, że tym razem różdżka jej posłucha.
Oderwała jednak wzrok w momencie, gdy usłyszała słowa padające z jego ust. Mięśnie spięły się prawie automatycznie. Znała to zaklęcie doskonale. Gdy ostatnim razem go użył ledwo uszła z życiem. Teraz jednak była inna. Silniejsza.
- Tylko to zaklęcie potraf… - nie skończyła. Coś dziwnego zaczęło dziać się wokół nich. Ciemność jakby pulsowała. Znała to odczucie, było podobne do… Anomalii.
Uświadomiła sobie nagle. Ale ta zdawała się większa, silniejsza. Zacisnęła zęby. Dziewczęcy śmiech rozniósł się echem wokół. Zmarszczyła brwi. Ruszyła do przodu, pociągając za sobą Alix. Nie zamierzała stracić go zgubić.
| jeśli ja też mogę, to staję nad Tildą. Jeśli nie, to przesuwam się w lewo jak najbardziej mogę.
- Jak się tutaj znalazłaś? - zapytała jej więc. Jeśli więc nie z nim, to co cię tutaj sprowadziło. Do miejsca, którego Tonks nie potrafiła zidentyfikować. Jej zaklęcie było nieudane. Zacisnęła mocniej wargi. Chociaż to rzucone przez Alix zdawało się odpowiednie. - Gdzie jesteśmy? - zadała kolejne pytanie nie puszczając delikatnej dłoni szlachcianki. Zacisnęła mocniej usta. Osikowa różdżka dotykała skóry w okolicy zranienia barwiąc się czerwoną cieczą. Uniosła wzrok na Alix gdy zadała pytania. Zmarszczyła brwi i wykrzywiła twarz.
- Możliwe. To czarnoksiężnik. - i morderca, wzrok na chwilę zawiesił sie na Mulciberze, udało mu się wyjść z chaty. Szlag. Mięśnie na twarzy napięły się. - Lumos Maxima, Alix. Za Tildę. Curatio Vulnera Horribilis - zwróciła znów wzrok na jej ranę rzucając medyczne zaklęcie, mając nadzieję, że tym razem różdżka jej posłucha.
Oderwała jednak wzrok w momencie, gdy usłyszała słowa padające z jego ust. Mięśnie spięły się prawie automatycznie. Znała to zaklęcie doskonale. Gdy ostatnim razem go użył ledwo uszła z życiem. Teraz jednak była inna. Silniejsza.
- Tylko to zaklęcie potraf… - nie skończyła. Coś dziwnego zaczęło dziać się wokół nich. Ciemność jakby pulsowała. Znała to odczucie, było podobne do… Anomalii.
Uświadomiła sobie nagle. Ale ta zdawała się większa, silniejsza. Zacisnęła zęby. Dziewczęcy śmiech rozniósł się echem wokół. Zmarszczyła brwi. Ruszyła do przodu, pociągając za sobą Alix. Nie zamierzała stracić go zgubić.
| jeśli ja też mogę, to staję nad Tildą. Jeśli nie, to przesuwam się w lewo jak najbardziej mogę.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 20
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 20
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Rozglądając się dookoła w poszukiwaniu kamienia i uważając, by nie zbliżyć się za bardzo ku walącej się chacie, znów poczuła na sobie spojrzenie Justine. Podniosła wzrok i dostrzegła malujące się w jej oczach zmartwienie, a widok ten sprawił, że w Tildzie odezwały się ciche wyrzuty sumienia – nawet nie zapytała Justine, czy wszystko było z nią w porządku.
- Byłam w swoim mieszkaniu, kiedy macki wciągnęły mnie w podłogę i wylądowałam tutaj – który już raz opowiadała tę samą historię? - Nie mam pojęcia, co to za miejsce – dodała, potrząsając lekko głową, a jednocześnie wpatrując się w kobietę, którą Tonks nazwała Alix. Nie wyglądała najlepiej - rana na jej ręce była pełna krwi, co jeszcze raz przypomniało Fancourt o jej własnej kończynie, unieruchomionej przez paraliż i powoli przybierającej siny kolor.
W tym samym momencie jej wzrok padł na to, czego poszukiwała – nieopodal na leśnej ściółce leżało kilka kamieni. Schyliła się więc szybko i podniosła jeden z nich – wydawał się dość ostry – po czym obejrzała go dość nieufnie, nagle tracąc pewność, czy naprawdę potrafiła rozciąć sobie bezpiecznie rękę.
Nagle jej uwagę zwrócił ruch w okolicach chaty, skąd wydostał się właśnie Ramsey. Nie znała zaklęcia, które rzucił, mierząc różdżką w kierunku Tonks, ale nie brzmiało w jej uszach zbyt dobrze. Jednocześnie dotarło do niej coś jeszcze – dziwny szum, dziewczęcy śmiech i napływające ze wszystkich stron szelesty.
A więc wciąż nie byli tu bezpieczni.
Nie odpowiedziała od razu, słysząc słowa Mulcibera; nadal rozważała zrobienie użytku ze znalezionego właśnie kamienia, choć jeśli Ramsey potrafił uporać się z mroczną magią tego miejsca, być może powinna była go posłuchać i spróbować poprosić pająki o pomoc.
Bo przecież na tym jej zależało. Zakończyć ten koszmar i wydostać się stąd.
Na niczym więcej.
Skinęła więc ostrożnie głową, chowając kamień do kieszeni sukienki - być może miała jeszcze zmienić co do niego zdanie. Choć wciąż walczyła z bólem, wiedziała, że gdy znów pogrążą się w ciemności, ten ucichnie na pewien czas, a przynajmniej taką miała nadzieję.
Rzuciła jeszcze ostatnie spojrzenie w stronę Tonks, tak jakby chciała powiedzieć przepraszam, po czym wycofała się w mrok, dołączając do Mucibera.
- Jeśli wiecie, gdzie znajduje się źródło, pokażcie mi je – z jej ust znów wydobyły się zrozumiałe tylko pająkom dźwięki. Mówiła zarówno do tych, które uwięzione były pod jej skórą, jak i innych, które mogły skrywać się w lesie.
przesuwam się o 2 kratki do tyłu poza granicę światła + rzucam na genetykę (+12)
- Byłam w swoim mieszkaniu, kiedy macki wciągnęły mnie w podłogę i wylądowałam tutaj – który już raz opowiadała tę samą historię? - Nie mam pojęcia, co to za miejsce – dodała, potrząsając lekko głową, a jednocześnie wpatrując się w kobietę, którą Tonks nazwała Alix. Nie wyglądała najlepiej - rana na jej ręce była pełna krwi, co jeszcze raz przypomniało Fancourt o jej własnej kończynie, unieruchomionej przez paraliż i powoli przybierającej siny kolor.
W tym samym momencie jej wzrok padł na to, czego poszukiwała – nieopodal na leśnej ściółce leżało kilka kamieni. Schyliła się więc szybko i podniosła jeden z nich – wydawał się dość ostry – po czym obejrzała go dość nieufnie, nagle tracąc pewność, czy naprawdę potrafiła rozciąć sobie bezpiecznie rękę.
Nagle jej uwagę zwrócił ruch w okolicach chaty, skąd wydostał się właśnie Ramsey. Nie znała zaklęcia, które rzucił, mierząc różdżką w kierunku Tonks, ale nie brzmiało w jej uszach zbyt dobrze. Jednocześnie dotarło do niej coś jeszcze – dziwny szum, dziewczęcy śmiech i napływające ze wszystkich stron szelesty.
A więc wciąż nie byli tu bezpieczni.
Nie odpowiedziała od razu, słysząc słowa Mulcibera; nadal rozważała zrobienie użytku ze znalezionego właśnie kamienia, choć jeśli Ramsey potrafił uporać się z mroczną magią tego miejsca, być może powinna była go posłuchać i spróbować poprosić pająki o pomoc.
Bo przecież na tym jej zależało. Zakończyć ten koszmar i wydostać się stąd.
Na niczym więcej.
Skinęła więc ostrożnie głową, chowając kamień do kieszeni sukienki - być może miała jeszcze zmienić co do niego zdanie. Choć wciąż walczyła z bólem, wiedziała, że gdy znów pogrążą się w ciemności, ten ucichnie na pewien czas, a przynajmniej taką miała nadzieję.
Rzuciła jeszcze ostatnie spojrzenie w stronę Tonks, tak jakby chciała powiedzieć przepraszam, po czym wycofała się w mrok, dołączając do Mucibera.
- Jeśli wiecie, gdzie znajduje się źródło, pokażcie mi je – z jej ust znów wydobyły się zrozumiałe tylko pająkom dźwięki. Mówiła zarówno do tych, które uwięzione były pod jej skórą, jak i innych, które mogły skrywać się w lesie.
przesuwam się o 2 kratki do tyłu poza granicę światła + rzucam na genetykę (+12)
You have witchcraftin your lips
The member 'Tilda Fancourt' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 52
'k100' : 52
Lestrange oddycha z ulgą widząc jak z wyrwy zapadającej się chaty, wypełza nieznajomy mężczyzna – choć Tina mu nie ufa, to arystokratka nigdy nie chciała i nie chce doświadczyć na własnych oczach śmierci bądź cierpienia drugiej żywej istoty.
Poza pogrzebanym potworem, rzecz jasna.
Pod świetlną łuną lumox maximy decyduje się na zlustrowanie Tildy oraz Ramsey’a, który wycofuje się na bezpieczny dystans, ciskając nieznanym jej zaklęciem; najprawdopodobniej w normalnych warunkach okryłaby się potężnym rumieńcem zawstydzenia na przypomnienie aktualnego odzienia (nie wspomniawszy nawet o innych składowych aparycji), ale póki co nie może sobie przypomnieć jak to jest być dostojną i wytworną Alix Lestrange, piękną, delikatną syrenką z wyspy Wight.
Początkowo w milczeniu przysłuchuje się konwersacji kobiet, ale kiedy tylko słyszy słowa Tildy, wzdryga się poruszona. A więc spotkało je to samo!
- Mnie również wciągnęły te macki, w mojej własnej sypialni. Nie rozumiem jak to możliwe. Mieszkam w najbardziej strzeżonym miejscu, jakie znam.
Thorness Manor. Jej przystań, forteca, do której żadna niepowołana, nikczemna siła nigdy nie powinna była wtargnąć. Ale wtargnęła.
Alix stara się nie zerkać, ni zezować przypadkowo na zmasakrowaną dłoń, którą ponownie zajmuje się Tina; potwornego bólu nie zignoruje, ale nad wybuchem ataku paniki jeszcze będzie w stanie zapanować.
- Dziękuję, że mi pomagasz- wyszeptuje do Tonks, nie chcąc aby słowa wdzięczności zostały zasłyszane przez resztę. Choć Alix ma wrażenie, że czarnoksiężnik może wiedzieć więcej niż one, to nie może przystać na jego propozycję. Nie może opuścić szlachetnej nieznajomej, nie kiedy dzięki jej pomocy, ona, żałosna, bezużyteczna arystokratka wciąż tu stoi i oddycha. Ledwie, ale oddycha.
Marszczy czoło, wytężając usilnie wzrok. Czy to utrata krwi, osłabienie wtargnęło na zmysły i zaczyna majaczyć? Widzi przedziwnie pulsujący mrok, coś żywego, manifestującego swą obecność w ciemnościach. Szum, głosy, nie, to się dzieje, to nie może być jej wymysłem. Słyszy również słowa mężczyzny i zastanawia się, kim są oni, czym jest źródło i czy za enigmatycznym przekazem kryje się coś ważnego?
Rozdygotana, podąża za Justine, z różdżką w ręku.
- Lumos Maxima - wypowiada w kierunku ciemności.
|idę za Justine, więc gdziekolwiek ona stanie, Alix będzie za jej plecami
Poza pogrzebanym potworem, rzecz jasna.
Pod świetlną łuną lumox maximy decyduje się na zlustrowanie Tildy oraz Ramsey’a, który wycofuje się na bezpieczny dystans, ciskając nieznanym jej zaklęciem; najprawdopodobniej w normalnych warunkach okryłaby się potężnym rumieńcem zawstydzenia na przypomnienie aktualnego odzienia (nie wspomniawszy nawet o innych składowych aparycji), ale póki co nie może sobie przypomnieć jak to jest być dostojną i wytworną Alix Lestrange, piękną, delikatną syrenką z wyspy Wight.
Początkowo w milczeniu przysłuchuje się konwersacji kobiet, ale kiedy tylko słyszy słowa Tildy, wzdryga się poruszona. A więc spotkało je to samo!
- Mnie również wciągnęły te macki, w mojej własnej sypialni. Nie rozumiem jak to możliwe. Mieszkam w najbardziej strzeżonym miejscu, jakie znam.
Thorness Manor. Jej przystań, forteca, do której żadna niepowołana, nikczemna siła nigdy nie powinna była wtargnąć. Ale wtargnęła.
Alix stara się nie zerkać, ni zezować przypadkowo na zmasakrowaną dłoń, którą ponownie zajmuje się Tina; potwornego bólu nie zignoruje, ale nad wybuchem ataku paniki jeszcze będzie w stanie zapanować.
- Dziękuję, że mi pomagasz- wyszeptuje do Tonks, nie chcąc aby słowa wdzięczności zostały zasłyszane przez resztę. Choć Alix ma wrażenie, że czarnoksiężnik może wiedzieć więcej niż one, to nie może przystać na jego propozycję. Nie może opuścić szlachetnej nieznajomej, nie kiedy dzięki jej pomocy, ona, żałosna, bezużyteczna arystokratka wciąż tu stoi i oddycha. Ledwie, ale oddycha.
Marszczy czoło, wytężając usilnie wzrok. Czy to utrata krwi, osłabienie wtargnęło na zmysły i zaczyna majaczyć? Widzi przedziwnie pulsujący mrok, coś żywego, manifestującego swą obecność w ciemnościach. Szum, głosy, nie, to się dzieje, to nie może być jej wymysłem. Słyszy również słowa mężczyzny i zastanawia się, kim są oni, czym jest źródło i czy za enigmatycznym przekazem kryje się coś ważnego?
Rozdygotana, podąża za Justine, z różdżką w ręku.
- Lumos Maxima - wypowiada w kierunku ciemności.
|idę za Justine, więc gdziekolwiek ona stanie, Alix będzie za jej plecami
Change in the airAnd they'll hide everywhere. And no one knows who's in control
Alix Lestrange
Zawód : Salonowa mądrala i tłumaczka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Lecz nie! To tylko maska, sztuki podstęp nowy -
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej maski kryje się zwodnicze.
Biedna wielka Piękności! Łkanie piersi twojej. "
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej maski kryje się zwodnicze.
Biedna wielka Piękności! Łkanie piersi twojej. "
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
The member 'Alix Lestrange' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 50
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 50
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Mulciberowi cudem udało się uniknąć zmiażdżenia, serce biło mu niezwykle głośno a ciało wydawało się jeszcze gorętsze, niż zazwyczaj. Krew barwiła mu prawą nogawkę spodni, rozcięcie na pośladku bolało przy każdym kroku, Ramsey zdołał jednak wstać a zza paska wypadł mu nóż. Mógł bez problemu znów go pochwycić, tym razem mądrzejszy, wiedząc, że należy trzymać go w bezpieczniejszym miejscu. Czarodziej szybko uniósł różdżkę, wypowiadając czarnomagiczną inkantację, lecz zamiast syku węży jego głowę wypełnił nieznośny pisk, a różdżka mocno szarpnęła. Skronie pękały tępym bólem, przed oczami mu pociemniało a z nosa pociekła strużka krwi. Czarna magia miała swoją cenę, Mulciber osłabł, lecz przykre wrażenia powoli się rozmywały, pozostawiając po sobie jedynie żelazowy posmak na jego lepkich od krwi ustach.
Zaklęcie Ramseya nie przyniosło oczekiwanego skutku, silna anomalia rozbiła wiązkę promienia - ten uderzył w ziemię, tam, gdzie miały pojawić się węże, lecz nic się nie stało. Jedynie Tonks mogła rozpoznać po kolorze promienia, że anomalia zmieniła charakter czarnomagicznej klątwy na zaklęcie lecznicze. Udane, w odróżnieniu od tego, które nieustannie próbowała rzucić przyszła aurorka. Dłoń Alix dalej pulsowała tępym bólem a krwawienie nie ustawało. Czuła się coraz słabsza, lecz opieka, jaką roztaczała nad nią Justine, dodawała jej sił. Podążyła za wycofującą się blondynką a mocne zaklęcie wyczarowało tuż nad ich głowami potężną kulę światła, na nowo wydobywającą z mroku każdą z czterech postaci.
I nikogo więcej, lecz wszyscy dalej słyszeliście szepty, dziwne chichoty. Mulciberowi przypomniały się dzieci z Gwiezdnego Proroka, wydawało się, że doskonale rozpoznaje śpiewny ton Febe oraz powolny, chorobliwie urywany głos małej Julienne. Alix rozpoznawała w mroku perlisty śmiech swoich małych kuzynek, Tilda - posępny ton Lysandry a Tonks - płaczliwy pisk przerażonych dzieci z Hogwartu. W momencie, w którym rozbłysnęło nad Wami światło Lumos Maximy, mogło się wam wydawać, że na krawędzi mroku pojawił się ruch, jakby coś, grupa dzieci rozpierzchła się przed jasnością.
Ból ręki Tildy stał się nie do wytrzymania, kobieta zachwiała się gwałtownie - małe intruzy, pasożyty, stworzenia przemieszczały się w panice coraz wyżej, skóra się wybrzuszała, a paraliż obejmował coraz większe rejony niewiodącej ręki. Fancourt musiała podjąć działania już teraz, jeśli nie chciała stracić kończyny, choć już teraz wiedziała - zwłaszcza, gdy nad nią znów rozbłysło mocne światło - że zapewne utraci czucie w dłoni, zwlekała zbyt długo. Z trudem, rozkojarzona bólem, składała kolejne słowa w dziwnym, wzbudzającym w otaczających ją czarodziejach niepokój. Znów słyszała paniczne piski małych pajęczaków, niszczących od środka ścięgna, mięśnie i żyły ręki, ale oprócz tego do jej uszu docierało także ciche uderzanie o siebie pokrytych pancerzykiem szczypiec, szemrzenie włosków na długich pajęczych nogach, a w końcu chłodny szept. Jeśli życie ci miłe, nie idź tam człowieczyno. Lepiej zostać tu na zawsze niż iść t a m i mieć szansę na powrót do swojego świata. Jeśli jednak chcesz ryzykować, kieruj się za śpiewem moich braci - Tilda nie do końca zrozumiała ostatnie słowo; w pajęczym języku mogło oznaczać zarówno piekło, cierpienie jak i wyrywanie odnóży lub szklankę z wodą, niemożliwą do opuszczenia pułapkę. Klekotanie odnóży dobiegało natomiast z zachodu (lewa strona mapy).
Do reszty ciągle docierały nerwowe szepty, coś migało w półmroku całkiem niedaleko was, zarysy sylwetek wsiąkających w gęstą ciemność. Tonks, stojąca pośrodku grupy poczuła nagle dziwne łaskotanie w okolicy kostek i stóp; coś zdawało się głaskać ją po nogach, łaskotać w łydkę, wsuwać się pomiędzy palce, kiedy jednak spojrzała w dół, nie ujrzała nic oprócz mchu i kępy paproci, w jakich stanęła. Mimo to włosy stanęły jej dęba, miała wrażenie, że coś było nie tak; gdy przyjrzała się bliżej kostce, zobaczyła, że coś lub ktoś zawiązał na niej białą wstążeczką, taką, jaką miała spięte włosy Margaux. Wstążeczka nie dała się w tym momencie zdjąć żadnym sposobem.
| Na odpis macie czas do 05.01 do 10:00.
Mistrz Gry przeprasza za okołosylwestrowe opóźnienie i życzy wspaniałego nowego roku!
Zaklęcie Ramseya nie przyniosło oczekiwanego skutku, silna anomalia rozbiła wiązkę promienia - ten uderzył w ziemię, tam, gdzie miały pojawić się węże, lecz nic się nie stało. Jedynie Tonks mogła rozpoznać po kolorze promienia, że anomalia zmieniła charakter czarnomagicznej klątwy na zaklęcie lecznicze. Udane, w odróżnieniu od tego, które nieustannie próbowała rzucić przyszła aurorka. Dłoń Alix dalej pulsowała tępym bólem a krwawienie nie ustawało. Czuła się coraz słabsza, lecz opieka, jaką roztaczała nad nią Justine, dodawała jej sił. Podążyła za wycofującą się blondynką a mocne zaklęcie wyczarowało tuż nad ich głowami potężną kulę światła, na nowo wydobywającą z mroku każdą z czterech postaci.
I nikogo więcej, lecz wszyscy dalej słyszeliście szepty, dziwne chichoty. Mulciberowi przypomniały się dzieci z Gwiezdnego Proroka, wydawało się, że doskonale rozpoznaje śpiewny ton Febe oraz powolny, chorobliwie urywany głos małej Julienne. Alix rozpoznawała w mroku perlisty śmiech swoich małych kuzynek, Tilda - posępny ton Lysandry a Tonks - płaczliwy pisk przerażonych dzieci z Hogwartu. W momencie, w którym rozbłysnęło nad Wami światło Lumos Maximy, mogło się wam wydawać, że na krawędzi mroku pojawił się ruch, jakby coś, grupa dzieci rozpierzchła się przed jasnością.
Ból ręki Tildy stał się nie do wytrzymania, kobieta zachwiała się gwałtownie - małe intruzy, pasożyty, stworzenia przemieszczały się w panice coraz wyżej, skóra się wybrzuszała, a paraliż obejmował coraz większe rejony niewiodącej ręki. Fancourt musiała podjąć działania już teraz, jeśli nie chciała stracić kończyny, choć już teraz wiedziała - zwłaszcza, gdy nad nią znów rozbłysło mocne światło - że zapewne utraci czucie w dłoni, zwlekała zbyt długo. Z trudem, rozkojarzona bólem, składała kolejne słowa w dziwnym, wzbudzającym w otaczających ją czarodziejach niepokój. Znów słyszała paniczne piski małych pajęczaków, niszczących od środka ścięgna, mięśnie i żyły ręki, ale oprócz tego do jej uszu docierało także ciche uderzanie o siebie pokrytych pancerzykiem szczypiec, szemrzenie włosków na długich pajęczych nogach, a w końcu chłodny szept. Jeśli życie ci miłe, nie idź tam człowieczyno. Lepiej zostać tu na zawsze niż iść t a m i mieć szansę na powrót do swojego świata. Jeśli jednak chcesz ryzykować, kieruj się za śpiewem moich braci - Tilda nie do końca zrozumiała ostatnie słowo; w pajęczym języku mogło oznaczać zarówno piekło, cierpienie jak i wyrywanie odnóży lub szklankę z wodą, niemożliwą do opuszczenia pułapkę. Klekotanie odnóży dobiegało natomiast z zachodu (lewa strona mapy).
Do reszty ciągle docierały nerwowe szepty, coś migało w półmroku całkiem niedaleko was, zarysy sylwetek wsiąkających w gęstą ciemność. Tonks, stojąca pośrodku grupy poczuła nagle dziwne łaskotanie w okolicy kostek i stóp; coś zdawało się głaskać ją po nogach, łaskotać w łydkę, wsuwać się pomiędzy palce, kiedy jednak spojrzała w dół, nie ujrzała nic oprócz mchu i kępy paproci, w jakich stanęła. Mimo to włosy stanęły jej dęba, miała wrażenie, że coś było nie tak; gdy przyjrzała się bliżej kostce, zobaczyła, że coś lub ktoś zawiązał na niej białą wstążeczką, taką, jaką miała spięte włosy Margaux. Wstążeczka nie dała się w tym momencie zdjąć żadnym sposobem.
| Na odpis macie czas do 05.01 do 10:00.
Mistrz Gry przeprasza za okołosylwestrowe opóźnienie i życzy wspaniałego nowego roku!
- Mapka:
zielona kropka - Ramsey
różowa kropka - Tilda
fioletowa kropka - Alix
jasnoniebieska kropka - Justine
brązowe coś - ruiny chaty
żółte łuny - zasięg zaklęć Lumos Maxima
Możecie poruszać się na dowolną odległość, wskazujcie ją jednak na mapie. Jeśli będzie zbyt daleka, Mistrz Gry was powstrzyma. Pamiętajcie, że po przekroczeniu ciemności, jeśli nie oświetlicie sobie drogi, nie będziecie wiedzieć w którą stronę iść.
- Informacje:
Żywotność:
Justine 210/240 (10 - cięte, 20 - tłuczone); -5 do kości
Alix 162/202 (40 - prawa ręka, cięte); - 10 do kości
Tilda 195/200 (5 - osłabienie)
Ramsey 190/215 (10 - cięte, prawy pośladek, 15 - psychiczne, cm); -5 do kości
Przemiany w mgły Ramseya: 1
Tonks dostała wstążeczkę
Szepty narastały, tak dziwne i niepokojące, że każdy mięsień jej wymęczonego i słabego ciała zdawał się buntować przed kolejnym krokiem w mrok, z którego dobiegały niejasne słowa szeptane przez dziecięce usta. W pewnej chwili odniosła wrażenie, że rozpoznała jeden z głosów; dziewczęcy i pełen złowróżbnej powagi, słyszany przez nią wielokrotnie podczas wizyt u Cassandry.
- Lysandro? – jej własny głos był cichy i naznaczony wyraźną nutą strachu. Choć pragnęła wierzyć, iż tkwili w okrutnym koszmarze, nie potrafiła walczyć z ogarniającym ją lękiem, że to wszystko było prawdziwe. - Veritas Claro – machnęła lekko różdżką, podejmując kolejną żałosną próbę rzucenia tego zaklęcia. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby coś stało się córce jej przyjaciółki, jeśli mała Vablatsky naprawdę tu była.
Zdawało jej się wręcz, że ujrzała gdzieś w oddali ruch, kiedy nagle nad jej głową rozbłysła kolejna kula światła. Nie miała nawet szansy, aby natychmiast usunąć się w mrok – na powrót skąpana w świetle, poczuła, że igranie z bólem dobiegło końca. Jasność zaatakowała ją i wgryzła się w niesprawną rękę, wywołując w uwięzionych w niej pająkach popłoch. Zachwiała się gwałtownie, a z jej ust wydobył się pełen bólu syk. Nie chciała patrzeć na sparaliżowaną rękę, ale jej wzrok mimowolnie powędrował ku wybrzuszającej się skórze, pod którą szalały piszczące pająki.
Jednocześnie usłyszała szept, chłodny niczym powiew wiatru w zimną noc. Zamknęła na moment oczy, wsłuchując się w niego uważnie i drżąc lekko, gdy dotarł do niej sens pajęczych słów.
Ostatnie pozostawało dla niej dość niejasne, ale żadne z jego znaczeń nie niosło ze sobą niczego dobrego.
Mimo to pajęczy szept, szmer delikatnych włosków i odgłosy szczypiec wskazały jej drogę – pytanie tylko, czy wciąż chciała nią podążyć. Nie miała wątpliwości, że nie mogła poruszać się w takim stanie; ból niemalże powalał ją na kolana i wszystko wskazywało na to, że musiała powrócić do swojego wcześniejszego planu.
- Ramsey – wypowiedziała jego imię, odwracając się w stronę mężczyzny. Zdawało jej się, że i on nie czuł się najlepiej - z jego nosa skapywała krew. - Muszę cię o coś poprosić – powiedziała szybko, wyjmując z kieszeni podniesiony przed chwilą kamień i podając go Mulciberowi. - Musisz rozciąć moją lewą rękę tam, gdzie zobaczysz wybrzuszenia. Pod skórą są pająki, które ją paraliżują. Zrób to szybko.
Jej ton był naglący; natychmiast podwinęła rękaw i wyciągnęła rękę przed siebie, licząc na to, że Ramsey nie będzie zadawał zbędnych pytań.
- Pająki powiedziały mi, że powinniśmy kierować się na zachód, ale odradzały tę drogę. Czeka tam tylko śmierć – dodała jeszcze, spoglądając na Mulcibera.
- Lysandro? – jej własny głos był cichy i naznaczony wyraźną nutą strachu. Choć pragnęła wierzyć, iż tkwili w okrutnym koszmarze, nie potrafiła walczyć z ogarniającym ją lękiem, że to wszystko było prawdziwe. - Veritas Claro – machnęła lekko różdżką, podejmując kolejną żałosną próbę rzucenia tego zaklęcia. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby coś stało się córce jej przyjaciółki, jeśli mała Vablatsky naprawdę tu była.
Zdawało jej się wręcz, że ujrzała gdzieś w oddali ruch, kiedy nagle nad jej głową rozbłysła kolejna kula światła. Nie miała nawet szansy, aby natychmiast usunąć się w mrok – na powrót skąpana w świetle, poczuła, że igranie z bólem dobiegło końca. Jasność zaatakowała ją i wgryzła się w niesprawną rękę, wywołując w uwięzionych w niej pająkach popłoch. Zachwiała się gwałtownie, a z jej ust wydobył się pełen bólu syk. Nie chciała patrzeć na sparaliżowaną rękę, ale jej wzrok mimowolnie powędrował ku wybrzuszającej się skórze, pod którą szalały piszczące pająki.
Jednocześnie usłyszała szept, chłodny niczym powiew wiatru w zimną noc. Zamknęła na moment oczy, wsłuchując się w niego uważnie i drżąc lekko, gdy dotarł do niej sens pajęczych słów.
Ostatnie pozostawało dla niej dość niejasne, ale żadne z jego znaczeń nie niosło ze sobą niczego dobrego.
Mimo to pajęczy szept, szmer delikatnych włosków i odgłosy szczypiec wskazały jej drogę – pytanie tylko, czy wciąż chciała nią podążyć. Nie miała wątpliwości, że nie mogła poruszać się w takim stanie; ból niemalże powalał ją na kolana i wszystko wskazywało na to, że musiała powrócić do swojego wcześniejszego planu.
- Ramsey – wypowiedziała jego imię, odwracając się w stronę mężczyzny. Zdawało jej się, że i on nie czuł się najlepiej - z jego nosa skapywała krew. - Muszę cię o coś poprosić – powiedziała szybko, wyjmując z kieszeni podniesiony przed chwilą kamień i podając go Mulciberowi. - Musisz rozciąć moją lewą rękę tam, gdzie zobaczysz wybrzuszenia. Pod skórą są pająki, które ją paraliżują. Zrób to szybko.
Jej ton był naglący; natychmiast podwinęła rękaw i wyciągnęła rękę przed siebie, licząc na to, że Ramsey nie będzie zadawał zbędnych pytań.
- Pająki powiedziały mi, że powinniśmy kierować się na zachód, ale odradzały tę drogę. Czeka tam tylko śmierć – dodała jeszcze, spoglądając na Mulcibera.
You have witchcraftin your lips
The member 'Tilda Fancourt' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 31
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 31
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Był brudny z krwi. Tej należącej do niej — co pokrywała mu tors, kryształ, koszulę, ręce i twarz; tej swojej, która spływała mu po nodze, przylepiała nogawkę spodni do wilgotnego uda. Dyskomfort towarzyszył mu przy każdym ruchu, ale nie zajmował swoich myśli bólem. Poza tą jedną chwilą, gdy czarna magia odebrała mu siły. Znał cenę, liczył się z nią, świadomie i niechętnie pozwalał się pozbawiać witalności, byle czerpać moc z mrocznej wiedzy. Zacisnął powieki, szczękę, kiedy skronie rozsadzało ciśnienie. Chciał, by to w końcu ustało, by dało mu wreszcie spokój. Z nosa popłynęła mu stróżka krwi. Kolejna. Osiadła na wargach, spłynęła do kącika ust, a wraz z silniejszym zaciśnięciem ust odbiła się na całej długości. Głęboki wdech sprawił, że bordem pokryły się też i zęby. Był w niej cały. Skąpany we krwi. A to nie był koniec, po chwili miała lać się znowu. Mieszać z inną.
Szept dzieci doprowadzał go do szału, ich głupi chichot. Miał wrażenie, że tylko pożoga mogłaby je uciszyć, zamknąć na dobre. Ale imię, które wypowiedziała Tilda nakazało mu podnieść wzrok, spojrzeć na nią, rozejrzeć się dookoła. Zabił Cassandrę. Ale nie zabił jej córki. A może powinien był. A może nie, może popełnił błąd. A później jego imię sprowadziło znów cień szarych oczu na Fancourt. Nie zapominał kogo miał przed sobą. Parszywą Tonks. Ale zlekceważył ją, nie była warta jego aktualnej uwagi. Wziął od niej kamień, spojrzał na niego. Wyglądał jak zwykły kamień. Żaden magiczny, pokryty magicznymi znakami, runami. Najzwyklejszy głaz. Patrzył na nią chwilę, ale nie wahał się. Wypuścił jednak z ręki kamień, zamiast tego podniósł z ziemi nóż. Ten sam, którym zadźgał Cassandrę, którym wypruł z jej brzucha dziecko. Zacisnął go w dłoni, a potem — korzystając ze świetlistej łuny lumos maximy odszukał na jej przedramieniu żyły.
— Nie boję się śmierci — odpowiedział jej cicho, bez wątpliwości w głosie, chłodno i beznamiętnie, w tej samej chwili naciskając ostrzem na skórę, tworząc nacięcie w miejscu, gdzie powinna się znajdować żyła, pod którą, jak sądził, odnalazł wypukłość i zasinienie. Wciął różdżkę w zęby, podłożył wolną dłoń pod jej rękę. Przycisnął nóż do skóry. A kiedy ostrze rozcięło ciało nacisnął na zgrubienie, chcąc wypchnąć ze środka to, co tam tkwiło. Jeśli były to pająki, zamierzał je wyciągnąć. Jeśli miały im pomóc dotrzeć do źródła i pokonać anomalię - nie było innego rozwiązania.
Szept dzieci doprowadzał go do szału, ich głupi chichot. Miał wrażenie, że tylko pożoga mogłaby je uciszyć, zamknąć na dobre. Ale imię, które wypowiedziała Tilda nakazało mu podnieść wzrok, spojrzeć na nią, rozejrzeć się dookoła. Zabił Cassandrę. Ale nie zabił jej córki. A może powinien był. A może nie, może popełnił błąd. A później jego imię sprowadziło znów cień szarych oczu na Fancourt. Nie zapominał kogo miał przed sobą. Parszywą Tonks. Ale zlekceważył ją, nie była warta jego aktualnej uwagi. Wziął od niej kamień, spojrzał na niego. Wyglądał jak zwykły kamień. Żaden magiczny, pokryty magicznymi znakami, runami. Najzwyklejszy głaz. Patrzył na nią chwilę, ale nie wahał się. Wypuścił jednak z ręki kamień, zamiast tego podniósł z ziemi nóż. Ten sam, którym zadźgał Cassandrę, którym wypruł z jej brzucha dziecko. Zacisnął go w dłoni, a potem — korzystając ze świetlistej łuny lumos maximy odszukał na jej przedramieniu żyły.
— Nie boję się śmierci — odpowiedział jej cicho, bez wątpliwości w głosie, chłodno i beznamiętnie, w tej samej chwili naciskając ostrzem na skórę, tworząc nacięcie w miejscu, gdzie powinna się znajdować żyła, pod którą, jak sądził, odnalazł wypukłość i zasinienie. Wciął różdżkę w zęby, podłożył wolną dłoń pod jej rękę. Przycisnął nóż do skóry. A kiedy ostrze rozcięło ciało nacisnął na zgrubienie, chcąc wypchnąć ze środka to, co tam tkwiło. Jeśli były to pająki, zamierzał je wyciągnąć. Jeśli miały im pomóc dotrzeć do źródła i pokonać anomalię - nie było innego rozwiązania.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Była zła - głównie na to, że Mulciberowi udało się uniknąć zmiażdżenia przez budynek w którym jeszcze przed chwilą sama była zamknięta. Ale nie mogła nic na to poradzić. Wydostał się, tak jak robactwo miało w zwyczaju. Widziała wiązkę światła, którą posyłał przed nią, jednak nie pasowała ona do słów, które wypowiadał. Zmarszczyła lekko brwi, jednak nie mogła powiedzieć, że nie odetchnęła z ulgą. Nadal unosiła dłoń Alix ku górze, jednak od rany odciągnęły ją głosy, które rozpościerały się wokół nich. Głosy wydawały się jakby znajome - ale na ile powinna im wierzyć? Na ile zawierzać tej kraine, w której znajome zdawało się wszystko i nic? Nadal nie wiedziała, gdzie byli, a gdy światło rozświetliło mroki miała wrażenie, że coś poruszyło się na jego krawędzi. Rozejrzała się, mrużąc oczy, gdy nagle dziwne uczucie zdawało się dotknąć jej nogi. Coś na rodzaj łaskotania. Drgnęła robiąc krok w tył, jednak gdy spojrzała w dół nie dostrzegła niczego. Początkowo, bo dopiero po chwili dotarło do niej co jest obwiązane wokół jej kostki.
Zamarła, czując jak zimny dreszcz przebiega jej po plecach. Nachyliła się lewą dłonią próbując szarpnąć za wstążkę - bezskutecznie. Podniosła się znów, zawieszając spojrzenie na Tildzie, jej słowa wyraźnie rozbrzmiewały w jej uszach.
Do źródła. Doskonale zdawała sobie sprawę o jakie źródło może chodzić, zwłaszcza teraz, gdy mocniej, prawie wyczuwalnie dało się rozpoznać anomalie. Nie wiedziała, że pająki są w stanie ją wyczuć, ale dobrze, miała odpowiedzi.
Czekała tam tylko śmierć. To jedno widocznie ich łączyło, bo i ona się jej nie bała. Skinęła głową do siebie samej. Musiała działać, wydostać się stąd póki posiadała siły.
- Lumos Maxima! - zażądała od różdżki, kierując ją w kierunku w którym zamierzała wędrować. Nie zastanawiała się dłużej, ruszyła na przód, licząc na to, że Alix ruszy za nią. Stawiała ostrożnie kroki, a biała wstążka przypominająca tą Margaux zdawała się nieść dziwne przeczucie.
chcę rzucić tam gdzie czerwona kropka
+ przesuwam się w lewo na trzy kratki?
Zamarła, czując jak zimny dreszcz przebiega jej po plecach. Nachyliła się lewą dłonią próbując szarpnąć za wstążkę - bezskutecznie. Podniosła się znów, zawieszając spojrzenie na Tildzie, jej słowa wyraźnie rozbrzmiewały w jej uszach.
Do źródła. Doskonale zdawała sobie sprawę o jakie źródło może chodzić, zwłaszcza teraz, gdy mocniej, prawie wyczuwalnie dało się rozpoznać anomalie. Nie wiedziała, że pająki są w stanie ją wyczuć, ale dobrze, miała odpowiedzi.
Czekała tam tylko śmierć. To jedno widocznie ich łączyło, bo i ona się jej nie bała. Skinęła głową do siebie samej. Musiała działać, wydostać się stąd póki posiadała siły.
- Lumos Maxima! - zażądała od różdżki, kierując ją w kierunku w którym zamierzała wędrować. Nie zastanawiała się dłużej, ruszyła na przód, licząc na to, że Alix ruszy za nią. Stawiała ostrożnie kroki, a biała wstążka przypominająca tą Margaux zdawała się nieść dziwne przeczucie.
chcę rzucić tam gdzie czerwona kropka
+ przesuwam się w lewo na trzy kratki?
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 5
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 5
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Płonąca część lasu
Szybka odpowiedź