Płonąca część lasu
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Część płonącego lasu
Niełatwo tu trafić. Środek gęstego, nieprzeniknionego lasu skrywa swe sekrety przed przypadkowymi przechodniami. Aby dotrzeć do samego serca kniei, rozciągającej się na wielkich przestrzeniach w okolicach Londynu, należy poświęcić kilka godzin na pieszą wędrówkę oraz, oczywiście, posiadać dobrą mapę. Czarodziejskie formy transportu płatają na tym terenie figla nawet już po uleczeniu anomalii: teleportacja nie działa a inne formy utrudniają pojawienie się w centrum lasu.
Śmiałkowie, którzy tu dotrą, zobaczą doszczętnie spalone przestrzenie - po wyjściu z gęstego lasu znajdą się w morzu nagich, czarnych pni. W pierwszej chwili miejsce wygląda zwyczajnie, jak po przejściu potwornego pożaru, ale gdy tylko przekroczy się niewidzialną barierę, drzewa znów zaczynają płonąć. Ogień jest zaledwie wspomnieniem, magiczną fatamorganą, nie robi krzywdy - jedynie wywołuje gęsią skórkę, gdy przejdzie się przez płomienie - ale bez wątpienia jest to widok przerażający i niepokojący jednocześnie, a spacer wśród ginącego w ogniu lasu należy do tych niezapomnianych.
Miejsce odkryte przez uczestników eventu Noc - październik 1956.Śmiałkowie, którzy tu dotrą, zobaczą doszczętnie spalone przestrzenie - po wyjściu z gęstego lasu znajdą się w morzu nagich, czarnych pni. W pierwszej chwili miejsce wygląda zwyczajnie, jak po przejściu potwornego pożaru, ale gdy tylko przekroczy się niewidzialną barierę, drzewa znów zaczynają płonąć. Ogień jest zaledwie wspomnieniem, magiczną fatamorganą, nie robi krzywdy - jedynie wywołuje gęsią skórkę, gdy przejdzie się przez płomienie - ale bez wątpienia jest to widok przerażający i niepokojący jednocześnie, a spacer wśród ginącego w ogniu lasu należy do tych niezapomnianych.
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 1
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 1
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Jak w spowolnionym tempie obserwowała zmieniającego się w kłąb czarnej mgły Ramseya i mknące ku niemu zaklęcie, które w następnej chwili świsnęło tuż obok Tildy i trafiło w drzewo. Odniosła wrażenie, że jej serce przestało na moment bić, po czym gwałtownie przyspieszyło, szamocząc się w jej piersi niczym zamknięty w klatce ptak.
Nie mogła pozostać tu ani chwili dłużej. Musiała jak najszybciej wycofać się z chaty.
Zamroczona bólem, zrobiła kilka chwiejnych kroków w tył, przechodząc ponad wyrwą i stając na leśnej ściółce – w bezpiecznej odległości od chaty. Gdzieś nieopodal dostrzegła Ramseya, znów w jego cielesnej formie, lecz nie pamiętała, w którym momencie oparła się o pień najbliższego drzewa, oddychając głęboko i usiłując myśleć jasno, co z każdą chwilą stawało się coraz bardziej problematyczne. Czuła się zupełnie bezradna wobec trucizny wykańczającej jej ciało; jedynym lekarstwem na nią był mrok, jednak wolała jeszcze przez chwilę pozostać w toksycznym świetle, by nie stracić z oczu tego, co działo się wokół niej. W dość desperackim odruchu podwinęła też rękaw sukienki, chcąc obejrzeć sparaliżowaną rękę, ale nie liczyła na to, że jej uboga wiedza medyczna pozwoli na fachową ocenę sytuacji.
W tym samym momencie uświadomiła sobie jeszcze jedną rzecz – słyszała piski. Głośne, przepełnione cierpieniem i ewidentnie zwierzęce, choć nie widziała wokół siebie żadnych istot, które mogłyby je wydawać.
Zdawały się narastać z każdą chwilą, dręcząc jej umysł równie skutecznie co ból sparaliżowanej kończyny.
Przymknęła na moment oczy, błagając, aby ten koszmar dobiegł wreszcie końca, po czym otworzyła je gwałtownie, przejęta nagłą myślą – co jeśli piski należały do pająków? Znajdowała się przecież w lesie, pająki mogły go zamieszkiwać, nawet jeśli do tej pory nie ujrzała ani nie usłyszała ani jednego z nich.
- Czy potrzebujecie pomocy? – powiedziała w pajęczym języku, rozglądając się bezradnie dookoła i krzywiąc z bólu. - Czy wiecie, jak się stąd wydostać? Czy potraficie wskazać mi drogę? – dodała nagle, łapiąc się tej myśli niczym rozbitek koła ratunkowego.
Nie wiedziała jednak, czy usłyszy jakąkolwiek odpowiedź.
rzucam na genetykę (bonus wynikający z genetyki: +12)
Nie mogła pozostać tu ani chwili dłużej. Musiała jak najszybciej wycofać się z chaty.
Zamroczona bólem, zrobiła kilka chwiejnych kroków w tył, przechodząc ponad wyrwą i stając na leśnej ściółce – w bezpiecznej odległości od chaty. Gdzieś nieopodal dostrzegła Ramseya, znów w jego cielesnej formie, lecz nie pamiętała, w którym momencie oparła się o pień najbliższego drzewa, oddychając głęboko i usiłując myśleć jasno, co z każdą chwilą stawało się coraz bardziej problematyczne. Czuła się zupełnie bezradna wobec trucizny wykańczającej jej ciało; jedynym lekarstwem na nią był mrok, jednak wolała jeszcze przez chwilę pozostać w toksycznym świetle, by nie stracić z oczu tego, co działo się wokół niej. W dość desperackim odruchu podwinęła też rękaw sukienki, chcąc obejrzeć sparaliżowaną rękę, ale nie liczyła na to, że jej uboga wiedza medyczna pozwoli na fachową ocenę sytuacji.
W tym samym momencie uświadomiła sobie jeszcze jedną rzecz – słyszała piski. Głośne, przepełnione cierpieniem i ewidentnie zwierzęce, choć nie widziała wokół siebie żadnych istot, które mogłyby je wydawać.
Zdawały się narastać z każdą chwilą, dręcząc jej umysł równie skutecznie co ból sparaliżowanej kończyny.
Przymknęła na moment oczy, błagając, aby ten koszmar dobiegł wreszcie końca, po czym otworzyła je gwałtownie, przejęta nagłą myślą – co jeśli piski należały do pająków? Znajdowała się przecież w lesie, pająki mogły go zamieszkiwać, nawet jeśli do tej pory nie ujrzała ani nie usłyszała ani jednego z nich.
- Czy potrzebujecie pomocy? – powiedziała w pajęczym języku, rozglądając się bezradnie dookoła i krzywiąc z bólu. - Czy wiecie, jak się stąd wydostać? Czy potraficie wskazać mi drogę? – dodała nagle, łapiąc się tej myśli niczym rozbitek koła ratunkowego.
Nie wiedziała jednak, czy usłyszy jakąkolwiek odpowiedź.
rzucam na genetykę (bonus wynikający z genetyki: +12)
You have witchcraftin your lips
The member 'Tilda Fancourt' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 83
'k100' : 83
Wściekłość nadal buchała z niej na wszystkie możliwe strony. Była zła, bo była pewna, że to ten pieprzony fircyk jest odpowiedzialny za to, co stało się z jej synem. Nie, tego nie zamierzała mu darować, nie mogła. Gdy zobaczyła jak rozmywa się w czarnej mgle zmrużyła ze złością oczy. W końcu i tak miała go trafić, nawet jeśli będzie ciągle zmieniał się w tą pieprzoną mgłę.
Musiała stąd wyjść, uświadomiła sobie słysząc trzeszczenie stropu chaty. Zwróciła spojrzenie na Alix, która zadawała jej pytanie i nie uniknęła ataku ze strony inferiusa. Naturalny odruch musiał zadziałać. Powinna biec do wyjścia, na zewnątrz, zamiast próbować unikać ataku. Zacisnęła zęby.
- Najgorszy z koszmarów. Na zewnątrz, Alix. Szybko. - odpowiedziała jej jedynie sama kierując się do przejścia zrobionego w ściania. Chciała wyjść z chaty czym prędzej, póki ta nie zawaliła się, osłabiona ogniem. Musiała znaleźć Mulcibera. - Episky Maxima. - mruknęła kierując się do wyjścia, różdżką wskazując potłuczenia, których się nabawiła. W końcu gdy udało jej się wyjść jej spojrzenie padło też na Tildę. Co ona tu robiła? Co ona robiła tutaj z nim? Zawód, ją też namówił?
- Krojenie dzieci i ziemianie ich w inferiusy to twoja nowa forma rozrywki? - spytała go trzęsącym się ze złości głosem. Dzieci, nie. Dziecko, jej dziecko. Skąd wiedział? A może zrobił to, nie będąc świadomym wszystkiego. Musiała go znaleźć, chciała go znaleźć. Musiał zapłacić za wszystko co zrobił.
Musiała stąd wyjść, uświadomiła sobie słysząc trzeszczenie stropu chaty. Zwróciła spojrzenie na Alix, która zadawała jej pytanie i nie uniknęła ataku ze strony inferiusa. Naturalny odruch musiał zadziałać. Powinna biec do wyjścia, na zewnątrz, zamiast próbować unikać ataku. Zacisnęła zęby.
- Najgorszy z koszmarów. Na zewnątrz, Alix. Szybko. - odpowiedziała jej jedynie sama kierując się do przejścia zrobionego w ściania. Chciała wyjść z chaty czym prędzej, póki ta nie zawaliła się, osłabiona ogniem. Musiała znaleźć Mulcibera. - Episky Maxima. - mruknęła kierując się do wyjścia, różdżką wskazując potłuczenia, których się nabawiła. W końcu gdy udało jej się wyjść jej spojrzenie padło też na Tildę. Co ona tu robiła? Co ona robiła tutaj z nim? Zawód, ją też namówił?
- Krojenie dzieci i ziemianie ich w inferiusy to twoja nowa forma rozrywki? - spytała go trzęsącym się ze złości głosem. Dzieci, nie. Dziecko, jej dziecko. Skąd wiedział? A może zrobił to, nie będąc świadomym wszystkiego. Musiała go znaleźć, chciała go znaleźć. Musiał zapłacić za wszystko co zrobił.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 74
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 74
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie rozumie dlaczego ją to spotyka.
Czy mężczyzna którego rozpoznała Tina ma coś wspólnego z całą tą farsą? Znajdując się w poprzednim pomieszczeniu i przeglądając stare klamoty, chciała oraz próbowała zrozumieć i pojąć, odkryć, połączyć rozrzucone elementy w całość. Już nie chce. Może nawet nigdy nie dowiedzieć się po co i dlaczego się tu znalazła – byle tylko wydostać się z rozwalającej chaty jak najprędzej, za sobą zostawić jeden z okręgów piekła. Niestety, jak tylko zrywa się i rusza z miejsca, potwór odnajduje jej kończynę, wbijając w dłoń swe jeżaste zęby. Przeraźliwie wrzeszczy z bólu (czy do tego nie można jakoś przywyknąć?!), już nawet nie porusza ją widok krwi zmieszanej z czarną ropą, już nawet nie roztkliwia się nad kolejną raną nakreślającą rysę na jej dotąd nieskazitelnym ciele. Przez zaciśniętą szczękę wydaje z siebie odgłosy żałosnego skomlenia, które zdają się wpadać w wyższe rejestry z momentem odklejenia się kreatury od jej dłoni. Pozostawił po sobie resztki zębów w jej ciele, ale nie nimi się teraz przejmuje. Nie czeka ani chwili dłużej, wykorzystuje moment, w którym inferius posila się (?) jej krwią i bez zbędnego namysłu, znów próbuje uciec ze szponów bestii oraz ramion obsypującej się chaty. Rusza do przejścia w ścianie, chcąc dołączyć do Tiny, nieznajomej kobiety, która pomimo koszmarnych warunków, wciąż przejmowała się życiem i losem żałosnej arystokratki.
Czy mężczyzna którego rozpoznała Tina ma coś wspólnego z całą tą farsą? Znajdując się w poprzednim pomieszczeniu i przeglądając stare klamoty, chciała oraz próbowała zrozumieć i pojąć, odkryć, połączyć rozrzucone elementy w całość. Już nie chce. Może nawet nigdy nie dowiedzieć się po co i dlaczego się tu znalazła – byle tylko wydostać się z rozwalającej chaty jak najprędzej, za sobą zostawić jeden z okręgów piekła. Niestety, jak tylko zrywa się i rusza z miejsca, potwór odnajduje jej kończynę, wbijając w dłoń swe jeżaste zęby. Przeraźliwie wrzeszczy z bólu (czy do tego nie można jakoś przywyknąć?!), już nawet nie porusza ją widok krwi zmieszanej z czarną ropą, już nawet nie roztkliwia się nad kolejną raną nakreślającą rysę na jej dotąd nieskazitelnym ciele. Przez zaciśniętą szczękę wydaje z siebie odgłosy żałosnego skomlenia, które zdają się wpadać w wyższe rejestry z momentem odklejenia się kreatury od jej dłoni. Pozostawił po sobie resztki zębów w jej ciele, ale nie nimi się teraz przejmuje. Nie czeka ani chwili dłużej, wykorzystuje moment, w którym inferius posila się (?) jej krwią i bez zbędnego namysłu, znów próbuje uciec ze szponów bestii oraz ramion obsypującej się chaty. Rusza do przejścia w ścianie, chcąc dołączyć do Tiny, nieznajomej kobiety, która pomimo koszmarnych warunków, wciąż przejmowała się życiem i losem żałosnej arystokratki.
Change in the airAnd they'll hide everywhere. And no one knows who's in control
Alix Lestrange
Zawód : Salonowa mądrala i tłumaczka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Lecz nie! To tylko maska, sztuki podstęp nowy -
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej maski kryje się zwodnicze.
Biedna wielka Piękności! Łkanie piersi twojej. "
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej maski kryje się zwodnicze.
Biedna wielka Piękności! Łkanie piersi twojej. "
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Justine bez problemów wydostała się na zewnątrz - wściekłość dodawała jej sił i energii, także tej magicznej. Zaklęcie lecznicze szybko pomogło jej poczuć sie lepiej, lecząc siniaki i potłuczenia. Wstąpiła w nią nowa energia - nie bez znaczenia było także opuszczenie wnętrza koszmarnej chaty i zaczerpnięcie względnie świeżego powietrza. Alix przeszła przez wyrwę tuż za nią, chwiejąc się na nogach. Krew spływała z jej dłoni szerokim strumieniem a żółte zęby ciągle tkwiły głęboko w ranie - gdy Tonks zechce przyjrzeć się urazowi, będzie mogła stwierdzić, że po tak głębokim ugryzieniu inferiusa pozostaną trwałe blizny. Obydwie kobiety mogły zauważyć cofającą się Tildę - a także promień zaklęcia, ciągnącego za sobą Mulcibera do środka sypiącej się chaty.
Ramsey bez problemu powrócił z postaci mgły do swej materialnej postaci - uczynił to za załomem ściany, szybko wyciągając przed siebie różdżkę. Jego pomysł miał szanse się udać, zatrzymanie Tonks w środku walącej się chaty na pewno co najmniej unieruchomiłoby aurorkę, lecz niestety, szczęście najwyraźniej opuściło Mulcibera. Już w momencie wypowiadania inkantacji poczuł, że coś jest nie tak, lecz było za późno, by w jakikolwiek sposób zareagować. Różdżka czarnoksiężnika rozgrzała się do czerwoności, drewno wręcz wtopiło się w jego palce, po czym pociągnęło go gwałtownie przed siebie. Zaklęcie wciągnęło Ramseya do środka chaty, obijając go po drodze o brzeg wyrwy, przez którą przed momentem opuściły wnętrze Justine i Alix. Mulciber upadł na podłogę zaraz obok rozwścieczonego inferiusa - mężczyzna leżał wręcz twarzą w twarz z pokiereszowaną twarzą dziecka pozbawionego zębów i części dziąseł, oko z wypływającym razem z ropą i krwią resztką oczodołu. Freddie przesunął się w bok i sięgnął chudymi palcami o ostrych paznokciach ku łydce Mulcibera; zamachnął się silnie, mocno, zapewne chcąc wczepić się w nogę czarodzieja. Nie to jednak było najgorsze, Ramsey poczuł ból promieniujący z prawego pośladka. Nóż, który wsadził za pasek spodni kilka chwil temu, przesunięty gwałtowną zmianą pozycji, rozciął jego ciało.
Deski nad jego głową niebezpiecznie zatrzeszczały i dach zaczął się zawalać.
Tilda wykonała kilka kroków do tyłu, skupiając się na obnażonej ręce. Gdy poświęciła jej całą uwagę i odezwała się - z jej ust wydobyły się dziwne, ostre, metaliczne odgłosy, przypominające trochę szczęk metalu a trochę szelest wilgotnych liści - całe ramię zapiekło ją jeszcze żywszym bólem. Cierpienie prawie rzuciło ją na kolana, na moment zrobiło się jej ciemno przed oczami, ale po kilku sekundach zdołała skupić się na tyle, by bez żadnych problemów porozumieć się z pajęczakami. Pali...to nas pali, piecze, boli, p a l i ż y w c e m. Uciekajmy, uciekajmy, uciekaj, zabierz nas stąd, t o nas pali. Mrowienie i paraliż przesunęło się wyżej, w stronę barku - głos, słyszalny tylko przez Fancourt, zdawał się dobiegać spod napiętej, nabrzmiałej nieco już fioletowej skóry ręki Tildy, reagującej mocno na ostre promienie Lumos Maximy.
| W związku ze świętami na odpis macie czas do 27.12 do 12:00. Jeśli jednak odpiszecie w komplecie wcześniej, Mistrz Gry także postara się dodać post szybciej.
Atak Freddiego na Ramseya - klik/.
Ramsey, w tej kolejce możesz spróbować się obronić i spróbować wydostać się z chaty. Tylko jedna (dowolnie wybrana) z tych akcji może być wykonana przy użyciu magii, nie zdążysz wypowiedzieć dwóch inkantacji i odpowiednio szybko zareagować. Jeśli zdecydujesz się na fizyczne opuszczenie chatki, ST ucieczki ze środka walącego się pomieszczenia bez większych obrażeń wynosi 60, do rzutu dolicza się podwojoną wartość statystyki zwinności.
Ramsey bez problemu powrócił z postaci mgły do swej materialnej postaci - uczynił to za załomem ściany, szybko wyciągając przed siebie różdżkę. Jego pomysł miał szanse się udać, zatrzymanie Tonks w środku walącej się chaty na pewno co najmniej unieruchomiłoby aurorkę, lecz niestety, szczęście najwyraźniej opuściło Mulcibera. Już w momencie wypowiadania inkantacji poczuł, że coś jest nie tak, lecz było za późno, by w jakikolwiek sposób zareagować. Różdżka czarnoksiężnika rozgrzała się do czerwoności, drewno wręcz wtopiło się w jego palce, po czym pociągnęło go gwałtownie przed siebie. Zaklęcie wciągnęło Ramseya do środka chaty, obijając go po drodze o brzeg wyrwy, przez którą przed momentem opuściły wnętrze Justine i Alix. Mulciber upadł na podłogę zaraz obok rozwścieczonego inferiusa - mężczyzna leżał wręcz twarzą w twarz z pokiereszowaną twarzą dziecka pozbawionego zębów i części dziąseł, oko z wypływającym razem z ropą i krwią resztką oczodołu. Freddie przesunął się w bok i sięgnął chudymi palcami o ostrych paznokciach ku łydce Mulcibera; zamachnął się silnie, mocno, zapewne chcąc wczepić się w nogę czarodzieja. Nie to jednak było najgorsze, Ramsey poczuł ból promieniujący z prawego pośladka. Nóż, który wsadził za pasek spodni kilka chwil temu, przesunięty gwałtowną zmianą pozycji, rozciął jego ciało.
Deski nad jego głową niebezpiecznie zatrzeszczały i dach zaczął się zawalać.
Tilda wykonała kilka kroków do tyłu, skupiając się na obnażonej ręce. Gdy poświęciła jej całą uwagę i odezwała się - z jej ust wydobyły się dziwne, ostre, metaliczne odgłosy, przypominające trochę szczęk metalu a trochę szelest wilgotnych liści - całe ramię zapiekło ją jeszcze żywszym bólem. Cierpienie prawie rzuciło ją na kolana, na moment zrobiło się jej ciemno przed oczami, ale po kilku sekundach zdołała skupić się na tyle, by bez żadnych problemów porozumieć się z pajęczakami. Pali...to nas pali, piecze, boli, p a l i ż y w c e m. Uciekajmy, uciekajmy, uciekaj, zabierz nas stąd, t o nas pali. Mrowienie i paraliż przesunęło się wyżej, w stronę barku - głos, słyszalny tylko przez Fancourt, zdawał się dobiegać spod napiętej, nabrzmiałej nieco już fioletowej skóry ręki Tildy, reagującej mocno na ostre promienie Lumos Maximy.
| W związku ze świętami na odpis macie czas do 27.12 do 12:00. Jeśli jednak odpiszecie w komplecie wcześniej, Mistrz Gry także postara się dodać post szybciej.
Atak Freddiego na Ramseya - klik/.
Ramsey, w tej kolejce możesz spróbować się obronić i spróbować wydostać się z chaty. Tylko jedna (dowolnie wybrana) z tych akcji może być wykonana przy użyciu magii, nie zdążysz wypowiedzieć dwóch inkantacji i odpowiednio szybko zareagować. Jeśli zdecydujesz się na fizyczne opuszczenie chatki, ST ucieczki ze środka walącego się pomieszczenia bez większych obrażeń wynosi 60, do rzutu dolicza się podwojoną wartość statystyki zwinności.
- Mapka:
pojawi się przy następnym poście!
Tilda - stoi nieco dalej, bliżej lasu i ciemności
Justine, Alix - tuż za wyrwą chatki
Ramsey - w chatce obok Freddiego
- Informacje:
Żywotność:
Justine 210/240 (10 - cięte, 20 - tłuczone); -5 do kości
Alix 162/202 (40 - prawa ręka, cięte); - 10 do kości
Tilda 195/200 (5 - osłabienie)
Ramsey 205/215 (10 - cięte, prawy pośladek)
Inferius - sprawność 25, żywotność 125/125
Przemiany w mgły Ramseya: 1
Zamierzał ją zamknąć tam. Spalić żywcem. Doprowadzić do samozagłady, zniszczenia. Żeby przeżywała katusze, by umierała powoli. By cierpiała. By pragnęła śmierci, by przeklinała go w myślach. Ale anomalie, to musiały być anomalie, były bezlitosne - i dla niego. Różdżka rozgrzała się w dłoni, wtopiła się w niego, stała się przedłużonymi palcami. Pomimo gorąca nie zdołał jej puścić, to działo się zbyt szybko. Gwałtownie pociągnęła go do przodu, tuż po tym, jak Tonks opuściła chatę. Minęli się. Ona wyszła, on niefortunnie znalazł w środku. Upadł na ziemię, uderzając po drodze o rozbite drewno. Gdzieś poczuł ból, ale czym był ten ból w połączeniu z żądzą mordu, z głodem śmierci, jaki odczuwał w środku? Padł na ziemię, a do jego uszu dotarł głos tej szlamy. Stęknął mimowolnie, westchnął, podnosząc się na łokciach — a wokół unosił się swąd spalenizny, ropy, rozkładającego się ciała. Zemdliło go natychmiast, ale powstrzymał odruch wymiotny będący skutkiem dziwnej mieszaniny zapachów; widok inferiusa go nie przeraził. Ale kiedy podniósł na niego wzrok zmarszczył brwi z niechęcią. To właśnie w nim budził. Niechęć.
– Mówisz, jakbyś wiedziała, co leży w kręgu moich rozrywek— nie zaprzeczył, choć nie był twórcą tego dzieła. A szkoda — wyglądało imponująco. Wyglądało jak coś, do czego byłby zdolny przecież, coś co mu pasowało.
Poruszył się, w okolicy biodra, pośladka?, poczuł ukłucie. Ale nie było czasu, by badać, czy to nóż, czy nadział się na jakąś złamaną deskę. Zdawało mu się, że mógł się ruszać, ale jeszcze nie drgnął.Tylko patrzył w pokiereszowaną twarz dziecka, w jego wypływające, ropiejące oko. Smród był paskudny. Czekał.
Zareagował w chwili, w której i on drgnął, zamierzając się na jego łydkę. Doskonale znał zachowanie inferiusów, wiedział, że słuchały jedynie stwórców, a on nie przypominał sobie, aby był jego dziełem.
— Protego!— Wyciągnął różdżkę, odruchowo cofając nogi. Zaklęcie ochronne powinno odrzucić go od niego, powstrzymać na moment. Już nie czekał, już nie zważając na nich wycofywał się w kierunku wyrwy, którą sam stworzył, ze świadomością, że tą wstrętną dziewuchę miał za plecami.
– Mówisz, jakbyś wiedziała, co leży w kręgu moich rozrywek— nie zaprzeczył, choć nie był twórcą tego dzieła. A szkoda — wyglądało imponująco. Wyglądało jak coś, do czego byłby zdolny przecież, coś co mu pasowało.
Poruszył się, w okolicy biodra, pośladka?, poczuł ukłucie. Ale nie było czasu, by badać, czy to nóż, czy nadział się na jakąś złamaną deskę. Zdawało mu się, że mógł się ruszać, ale jeszcze nie drgnął.Tylko patrzył w pokiereszowaną twarz dziecka, w jego wypływające, ropiejące oko. Smród był paskudny. Czekał.
Zareagował w chwili, w której i on drgnął, zamierzając się na jego łydkę. Doskonale znał zachowanie inferiusów, wiedział, że słuchały jedynie stwórców, a on nie przypominał sobie, aby był jego dziełem.
— Protego!— Wyciągnął różdżkę, odruchowo cofając nogi. Zaklęcie ochronne powinno odrzucić go od niego, powstrzymać na moment. Już nie czekał, już nie zważając na nich wycofywał się w kierunku wyrwy, którą sam stworzył, ze świadomością, że tą wstrętną dziewuchę miał za plecami.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 96
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 96
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Wrzało w niej. Teraz, gdy go zobaczyła nie widziała innego rozwiązania - to on, on był za to wszystko odpowiedzialny. Skamander nigdy nie zmieniłby jej dziecka, ich dziecka, w inferiusa. Wątpiła by wiedział jak, to była czarna magiia, tego była pewna. A Mulciber był nią całą wypełniony, co jedynie potwierdził kolejną zmianę w mgłę - umiejętność o której już wiedziała. Wybiegła z chatki, wściekła, rozedrgana, zraniona, zrozpaczona, ale tego ostatniego uczucia na razie nie dopuszczała do siebie. Musiała stąd wyjść i odnaleźć dom. Skamander. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie posłać po niego patronusa, może powinna, tylko nie widziała gdzie była, jak miałby ją odnaleźć? Zacisnęła wargi, lecznicze zaklęcie wspomogło ją i przyniosło więcej sił. Alix tym razem ruszyła do wyjścia, znajdując się na świeżym powietrzu zaraz za nią. Dobrze, chociaż tyle. Jej wzrok zawiesił się na drugiej sylwetce, kobiecej, znała ją.
- Tilda. - jej głos niósł w sobie jednocześnie prośbę, ale i coś niepokojącego zdawało się wdzierać w zgłosiki. - Jesteś z nim? - zapytała, unosząc na nią spojrzenie, przez chwilę mierzyła w nią różdżką, zaraz jednak ruch Mulcibera obok odciągnął jej wzrok. Widziała jak zostaje wciągnięty do środka pomieszczenia w którym przed chwilą były. Powinna go tam zamknąć, ale i Alix potrzebowała jej pomocy widziała żółte zęby nadal tkwiące w jej ręce. Nie chciała tego mówić, ale przeczuwała, że po ugryzeniu mogą zostać blizny. Dla niej, stały się one już codziennością, mówiły o wszystkich walkach, które przeżyła. Ale dla filigranowej kobietki, mogły oznaczać koniec świata. Sięgnęła do jej ręki, by przyjrzeć się jej z bliska, choć mocniej miała chęć rzucić urok w kierunku Mulcibera. Nie była jednak egoistką, robiła to wszystko by pomagać słabszym. Dotrał ku niej jego głos. Momentalie się spięła.
- A pomyliłam się bardzo? - zapytała go, z widoczną niechęcią w głosie. Nie, jego nie można było zaliczać do ludzi. Ludzie posiadali duszę, on zaprzedał swoją diabłu. Musiała skupić się na Alix, by zwalczyć chęć rzucenia w niego kolejnym urokiem. Na to znajdzie chwilę a jak już ją znajdzie to z pewnością jak wykorzysta.
- Spróbuję to uleczyć. - zapowiedziała jej zabierając się za usuwanie zębów, żeby złączyć skrórę nie mogły tkwić w jej ciele. - Rzuć na chatę coś co ją podpali, albo coś, co zamknie tego bydlaka w środku. - powiedziała do niej, zaciskając mocniej usta które utworzyły wąską linię, na czole pojawiła się zmarszczka. Trudno było stwierdzić, czy mówiła o inferiusie, czy o Mulciberze. - Curatio Vulnera Horribilis - wybrała więc, licząc, że jej umiejętności nie zawiodą jej tym razem.
- Tilda. - jej głos niósł w sobie jednocześnie prośbę, ale i coś niepokojącego zdawało się wdzierać w zgłosiki. - Jesteś z nim? - zapytała, unosząc na nią spojrzenie, przez chwilę mierzyła w nią różdżką, zaraz jednak ruch Mulcibera obok odciągnął jej wzrok. Widziała jak zostaje wciągnięty do środka pomieszczenia w którym przed chwilą były. Powinna go tam zamknąć, ale i Alix potrzebowała jej pomocy widziała żółte zęby nadal tkwiące w jej ręce. Nie chciała tego mówić, ale przeczuwała, że po ugryzeniu mogą zostać blizny. Dla niej, stały się one już codziennością, mówiły o wszystkich walkach, które przeżyła. Ale dla filigranowej kobietki, mogły oznaczać koniec świata. Sięgnęła do jej ręki, by przyjrzeć się jej z bliska, choć mocniej miała chęć rzucić urok w kierunku Mulcibera. Nie była jednak egoistką, robiła to wszystko by pomagać słabszym. Dotrał ku niej jego głos. Momentalie się spięła.
- A pomyliłam się bardzo? - zapytała go, z widoczną niechęcią w głosie. Nie, jego nie można było zaliczać do ludzi. Ludzie posiadali duszę, on zaprzedał swoją diabłu. Musiała skupić się na Alix, by zwalczyć chęć rzucenia w niego kolejnym urokiem. Na to znajdzie chwilę a jak już ją znajdzie to z pewnością jak wykorzysta.
- Spróbuję to uleczyć. - zapowiedziała jej zabierając się za usuwanie zębów, żeby złączyć skrórę nie mogły tkwić w jej ciele. - Rzuć na chatę coś co ją podpali, albo coś, co zamknie tego bydlaka w środku. - powiedziała do niej, zaciskając mocniej usta które utworzyły wąską linię, na czole pojawiła się zmarszczka. Trudno było stwierdzić, czy mówiła o inferiusie, czy o Mulciberze. - Curatio Vulnera Horribilis - wybrała więc, licząc, że jej umiejętności nie zawiodą jej tym razem.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 14
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 14
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie spodziewała się zapłacić tak olbrzymiej ceny za próbę porozumienia się z pająkami.
Ból był jeszcze gorszy niż wcześniej; zdawało jej się wręcz, że gdyby wsadziła rękę pomiędzy płomienie, nie odczułaby tak okrutnego cierpienia jak to, które właśnie atakowało jej ciało. Jęknęła cicho, bliska łez, ale nie chciała się poddać – jeszcze nie. Wytężała wszystkie zmysły, wsłuchując się w napływające zewsząd dźwięki i nie zwracając większej uwagi ani na Ramseya, ani na Justine i nieznaną kobietę, które właśnie wydostały się z chaty. Być może oni wszyscy potrzebowali pomocy, ale w tym momencie Tilda musiała myśleć przede wszystkim o sobie.
Aż wreszcie je usłyszała – pełne cierpienia piski i prośby o uśmierzenie bólu, które zdawały się dobiegać spod fioletowawej skóry jej ręki, tak jakby pająki uwięzione były w ciele Tildy.
Jakim cudem?
Nie znała odpowiedzi na to pytanie, ale wiedziała, że nie miała czasu na zastanawianie się nad dziwną i przerażającą magią, która rządziła tym miejscem. Musiała zrobić wszystko, aby pomóc pająkom, a przy okazji i sobie, lecz zanim zdołała wykonać choćby jeden ruch, ujrzała przed sobą Justine.
Jej różdżka wycelowana była prosto w Tildę, a twarz zdradzała silne emocje.
- Nie jestem tutaj z nikim – odpowiedziała powoli, odnosząc wrażenie, że gdyby potwierdziła, nie spotkałoby się to z przyjazną reakcją. Sądząc po tym, co przed chwilą ujrzała – a także usłyszała - Tonks zdawała się nie pałać do Mulcibera sympatią. I vice versa. - Możesz opuścić różdżkę, nie mam zamiaru cię atakować – co sprawiło, że nagle stała się wobec niej tak nieufna?
Jednak Justine nie zwracała już na nią uwagi; zajęła się zranioną ręką drugiej kobiety, co przypomniało Tildzie, że sama potrzebowała pomocy.
Była rozdarta – z jednej strony wiedziała, że najprostsze lekarstwo stanowił mrok, lecz nie rozwiązywało to problemu tkwiących pod jej skórą pająków. Poza tym ciemność znów zmusiłaby ją do bezcelowej wędrówki przez las, a szczerze wątpiła, aby zdołała rozproszyć mrok swoim wyjątkowo nędznym Veritas Claro.
Pozostawało więc tylko jedno – spróbować uwolnić pająki.
W desperackim odruchu rozejrzała się dookoła, usiłując dostrzec na leśnej ściółce wystarczająco ostry kamień, którym mogłaby rozciąć sobie skórę. To, co chciała zrobić, wydawało jej się co najmniej szalone, ale ból z każdą chwilą stawał się coraz bardziej nieznośny.
rzucam na spostrzegawczość (II)
Ból był jeszcze gorszy niż wcześniej; zdawało jej się wręcz, że gdyby wsadziła rękę pomiędzy płomienie, nie odczułaby tak okrutnego cierpienia jak to, które właśnie atakowało jej ciało. Jęknęła cicho, bliska łez, ale nie chciała się poddać – jeszcze nie. Wytężała wszystkie zmysły, wsłuchując się w napływające zewsząd dźwięki i nie zwracając większej uwagi ani na Ramseya, ani na Justine i nieznaną kobietę, które właśnie wydostały się z chaty. Być może oni wszyscy potrzebowali pomocy, ale w tym momencie Tilda musiała myśleć przede wszystkim o sobie.
Aż wreszcie je usłyszała – pełne cierpienia piski i prośby o uśmierzenie bólu, które zdawały się dobiegać spod fioletowawej skóry jej ręki, tak jakby pająki uwięzione były w ciele Tildy.
Jakim cudem?
Nie znała odpowiedzi na to pytanie, ale wiedziała, że nie miała czasu na zastanawianie się nad dziwną i przerażającą magią, która rządziła tym miejscem. Musiała zrobić wszystko, aby pomóc pająkom, a przy okazji i sobie, lecz zanim zdołała wykonać choćby jeden ruch, ujrzała przed sobą Justine.
Jej różdżka wycelowana była prosto w Tildę, a twarz zdradzała silne emocje.
- Nie jestem tutaj z nikim – odpowiedziała powoli, odnosząc wrażenie, że gdyby potwierdziła, nie spotkałoby się to z przyjazną reakcją. Sądząc po tym, co przed chwilą ujrzała – a także usłyszała - Tonks zdawała się nie pałać do Mulcibera sympatią. I vice versa. - Możesz opuścić różdżkę, nie mam zamiaru cię atakować – co sprawiło, że nagle stała się wobec niej tak nieufna?
Jednak Justine nie zwracała już na nią uwagi; zajęła się zranioną ręką drugiej kobiety, co przypomniało Tildzie, że sama potrzebowała pomocy.
Była rozdarta – z jednej strony wiedziała, że najprostsze lekarstwo stanowił mrok, lecz nie rozwiązywało to problemu tkwiących pod jej skórą pająków. Poza tym ciemność znów zmusiłaby ją do bezcelowej wędrówki przez las, a szczerze wątpiła, aby zdołała rozproszyć mrok swoim wyjątkowo nędznym Veritas Claro.
Pozostawało więc tylko jedno – spróbować uwolnić pająki.
W desperackim odruchu rozejrzała się dookoła, usiłując dostrzec na leśnej ściółce wystarczająco ostry kamień, którym mogłaby rozciąć sobie skórę. To, co chciała zrobić, wydawało jej się co najmniej szalone, ale ból z każdą chwilą stawał się coraz bardziej nieznośny.
rzucam na spostrzegawczość (II)
You have witchcraftin your lips
The member 'Tilda Fancourt' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 56
'k100' : 56
Przechodząc chwiejnie przez wyrwę z podkuloną dłonią, jej uwadze nie umyka obecność jeszcze jednej kobiety, dotąd niespotkanej. A więc jest ich czwórka, łącznie z mężczyzną... którego przed chwilą słyszała. Czy coś, jakiś urok wciągnął go właśnie do piekła, z którego Alix się przed chwilą wydostała?
Do nozdrzy uderza woń świeżego powietrza, coś zaczyna się kołtunić w jej głowie, choć wciąż nie rozumie z tego wiele – z Tiny wymierzającej różdżkę do kobiety, z faceta i potwora w rozwalającej się chacie, ze wszystkiego - na dodatek, ponownie osłabia ją ból i kolejna już tego dnia rana z której cieknie ciurkiem ciepła krew. Tym razem jednakże, obezwładniający strach, trwoga przed dopiero co spotkaną kreaturą, przeobrażają się w nową emocję. Nie identyfikuje jej, choć stwierdza, że po raz pierwszy od momentu zjawienia się w nowym wymiarze, zaczyna myśleć trzeźwo. A przynajmniej tak jej się wydaje. Zerka na Tinę, gdy ta ogląda jej rękę - biedna i delikatna Alix, stara się być dzielna, ale nie udaje jej się zatrzymać marnego pochlipywania na widok zmasakrowanej dłoni. Mimo tego, słowa kobiety, prośba, a może raczej komenda, nie zanikają niezrozumiałe. Doskonale widziała jak nieznajomą, męską sylwetkę coś wtłoczyło do środka, w ramiona piekielnego stwora, od którego ledwie udało się im obu uciec. Chata do której został przegnany i tak lada chwila runie w ciasnym uścisku ognia, najpewniej zamieniając w popiół nie tylko diabelską istotę, ale i wspomnianego wcześniej osobnika. Nie do końca przekonana, spogląda na drugą nieznajomą, na pierwszy rzut nie do końca wprawnego w tym momencie oka, troszkę nieobecną i wycofaną. Ale kto w takiej sytuacji zachowuje zdrowe zmysły? Ona najpewniej również przeżywała tej nocy upiorny koszmar.
- Czy tamten mężczyzna jest odpowiedzialny za... stworzenie tamtego... czegoś?
Przegryza wargę i pomimo potęgującego bólu, próbuje rozważyć wszystkie swoje opcje - nie ma ich wiele, stwora trzeba pokonać, a tego nie potrafią w inny sposób. Trzeba go zamknąć i pogrzebać tam, gdzie należy. W środku.
-Incarcerare - żąda od różdżki, podchodząc do wyrwy i koncentrując się na odcięciu stworowi drogi ucieczki. Nie decyduje się na ofensywne zaklęcie wzniecenia ognia, choć być może powinna.
Do nozdrzy uderza woń świeżego powietrza, coś zaczyna się kołtunić w jej głowie, choć wciąż nie rozumie z tego wiele – z Tiny wymierzającej różdżkę do kobiety, z faceta i potwora w rozwalającej się chacie, ze wszystkiego - na dodatek, ponownie osłabia ją ból i kolejna już tego dnia rana z której cieknie ciurkiem ciepła krew. Tym razem jednakże, obezwładniający strach, trwoga przed dopiero co spotkaną kreaturą, przeobrażają się w nową emocję. Nie identyfikuje jej, choć stwierdza, że po raz pierwszy od momentu zjawienia się w nowym wymiarze, zaczyna myśleć trzeźwo. A przynajmniej tak jej się wydaje. Zerka na Tinę, gdy ta ogląda jej rękę - biedna i delikatna Alix, stara się być dzielna, ale nie udaje jej się zatrzymać marnego pochlipywania na widok zmasakrowanej dłoni. Mimo tego, słowa kobiety, prośba, a może raczej komenda, nie zanikają niezrozumiałe. Doskonale widziała jak nieznajomą, męską sylwetkę coś wtłoczyło do środka, w ramiona piekielnego stwora, od którego ledwie udało się im obu uciec. Chata do której został przegnany i tak lada chwila runie w ciasnym uścisku ognia, najpewniej zamieniając w popiół nie tylko diabelską istotę, ale i wspomnianego wcześniej osobnika. Nie do końca przekonana, spogląda na drugą nieznajomą, na pierwszy rzut nie do końca wprawnego w tym momencie oka, troszkę nieobecną i wycofaną. Ale kto w takiej sytuacji zachowuje zdrowe zmysły? Ona najpewniej również przeżywała tej nocy upiorny koszmar.
- Czy tamten mężczyzna jest odpowiedzialny za... stworzenie tamtego... czegoś?
Przegryza wargę i pomimo potęgującego bólu, próbuje rozważyć wszystkie swoje opcje - nie ma ich wiele, stwora trzeba pokonać, a tego nie potrafią w inny sposób. Trzeba go zamknąć i pogrzebać tam, gdzie należy. W środku.
-Incarcerare - żąda od różdżki, podchodząc do wyrwy i koncentrując się na odcięciu stworowi drogi ucieczki. Nie decyduje się na ofensywne zaklęcie wzniecenia ognia, choć być może powinna.
Change in the airAnd they'll hide everywhere. And no one knows who's in control
Alix Lestrange
Zawód : Salonowa mądrala i tłumaczka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Lecz nie! To tylko maska, sztuki podstęp nowy -
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej maski kryje się zwodnicze.
Biedna wielka Piękności! Łkanie piersi twojej. "
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej maski kryje się zwodnicze.
Biedna wielka Piękności! Łkanie piersi twojej. "
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
The member 'Alix Lestrange' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 88
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 88
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Płonąca część lasu
Szybka odpowiedź