Czarodziejski wąwóz
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Czarodziejski wąwóz
W pewnym zakątku zamglonego lasu znajduje się wąska ścieżka - odnajdzie ją tylko ktoś niezwykle spostrzegawczy. Ścieżynka zdaje się wydeptana setką bosych nóżek, prowadzi też w dół, w gęste krzewiny, za którymi rozciąga się widok na zadrzewiony wąwóz. Jego ściany są niezwykle strome, do wąwozu można zejść wyłącznie tą jedną drogą, a i ona nie należy do łatwych.
Dno wąwozu wysypane jest kamieniami, większymi i mniejszymi: pulsują one dziwną energią, są przez cały rok ciepłe, nie zalega tu więc śnieg, a strome nawisy wąwozu nie pozwalają dotrzeć tutaj zawiejom. Dzięki magicznej specyfice tego miejsca przez cały rok w wąwozie panuje wiosna: rosną tutaj zielone kwiaty, płożą się świeże pędy, a spomiędzy kamieni wyrastają ciepłolubne rośliny. Choć panuje tu duchota, to miejsce jest wyjątkowe i, jak powiadają, przeklęte. Gdzieniegdzie na kamykach lśni zaschnięta krew a na ścianach wąwozu tkwią drewniane drzazgi. Ta anomalia przyrodnicza przyciąga wielu badaczy oraz miłośników flory - bowiem zwierzęta omijają to miejsce z daleka, nie sposób ujrzeć tu nawet gryzonia czy ptaka.
Miejsce odkryte przez uczestników eventu Noc - październik 1956Dno wąwozu wysypane jest kamieniami, większymi i mniejszymi: pulsują one dziwną energią, są przez cały rok ciepłe, nie zalega tu więc śnieg, a strome nawisy wąwozu nie pozwalają dotrzeć tutaj zawiejom. Dzięki magicznej specyfice tego miejsca przez cały rok w wąwozie panuje wiosna: rosną tutaj zielone kwiaty, płożą się świeże pędy, a spomiędzy kamieni wyrastają ciepłolubne rośliny. Choć panuje tu duchota, to miejsce jest wyjątkowe i, jak powiadają, przeklęte. Gdzieniegdzie na kamykach lśni zaschnięta krew a na ścianach wąwozu tkwią drewniane drzazgi. Ta anomalia przyrodnicza przyciąga wielu badaczy oraz miłośników flory - bowiem zwierzęta omijają to miejsce z daleka, nie sposób ujrzeć tu nawet gryzonia czy ptaka.
Kiedy Blaithin uspokoiła się, w końcu zaprzestając daremnych prób uwolenienia się spod zaklęcia, mogłą dostrzec przez cienki materiał swojej koszuli nocnej całą mającą miejsce przed nią sytuację. Mężczyzna celował różdżką w kobietę, a ta, patrzyła z dzikim, nieokiełznanym spojrzeniem w jego kierunku, co teraz zaczynało czynić oprawcę bardziej z niej niż z nieznajomego. Blaithin odetchnęła głęboko, starając się chłodno przeanalizować sytuację. Skupienie utrudniał jej ból, krew zalewająca twarz, wiszenie w powietrzu, rozproszenie zaklęciami śmigającymi w ciemności, którą póki co jeszcze potrafiła przejrzeć. W oddali widziała dym unoszący się nad chatką. Z jakiegoś powodu Ramsey, który towarzyszył jej wcześniej, szedł wczesniej w tamtym kierunku. Tam też znalazła się druga z kobiet. Nie była pewna, czego tam szukali, ale być może była to droga wyjścia z tego koszmaru. Mulciber wydawał się ze wszystkich najbardziej chłodno myślącą osobą. Zachowywał spokój w każdej sytuacji. Ten spokój wydawał się zaraźliwy i w jakiś sposób pocieszający. W tym momencie brakowało jej podobnego opanowania. Przymknęła powieki, zastanawiając się, czy to, co postanowiła zrobić miało jakiś sens, czy mogło jedynie skomplikować jej sytuację. Postanowiła jednak spróbować. Przekonując się, że nie jest pozbawiona głosu, inaczej ani jedno rzucone przez nią zaklęcie by nie zadziałało, skierowała twarz w kierunku pobliskiej jej kobiety, starając się zwrócić do niej z cierpliwością i pobłażaniem, bez zagrażającej jej nuty. Pomimo tego, lekkie drżenie przebijało się przez ton szlachcianki. W obecnej sytuacji, słusznie, że nie mogła go usłyszeć. Nie czuła się przez to jeszcze mocniej pozbawiona rezonu. Przytrzymując obiema rękoma koszulę, naciągając ją na nogi, starała się mówić spokojnie:
— Spokojnie. Nie jesteśmy Twoimi wrogami. Chcemy Ci pomóc. — nie wiedziała, że o jakąkolwiek pomoc chodzi, bo nie słyszała rozmowy, ale psychologicznie, zaoferowanie komuś pomocnej ręki zawsze powinno działać na korzyść własną — Ja chcę Ci pomóc. Nie mogę Cię usłyszeć. Nie rozumiem co chcesz mi powiedzieć, dlatego nie wiedziałam, czego się po Tobie spodziewać. Myślałam, że chcesz mi zrobić krzywdę, ale Ty czegoś potrzebujesz, prawda? Czy możemy się uspokoić? Spróbować się porozumieć? Pokaż mi czego chcesz. Proszę.
Rzut na retorykę
— Spokojnie. Nie jesteśmy Twoimi wrogami. Chcemy Ci pomóc. — nie wiedziała, że o jakąkolwiek pomoc chodzi, bo nie słyszała rozmowy, ale psychologicznie, zaoferowanie komuś pomocnej ręki zawsze powinno działać na korzyść własną — Ja chcę Ci pomóc. Nie mogę Cię usłyszeć. Nie rozumiem co chcesz mi powiedzieć, dlatego nie wiedziałam, czego się po Tobie spodziewać. Myślałam, że chcesz mi zrobić krzywdę, ale Ty czegoś potrzebujesz, prawda? Czy możemy się uspokoić? Spróbować się porozumieć? Pokaż mi czego chcesz. Proszę.
Rzut na retorykę
Rodzimy się w jeden dzień. Umieramy w jeden dzień. W jeden dzień możemy się zmienić. I w jeden dzień możemy się zakochać. Wszystko może się zdarzyć w ciągu zaledwie |
Blaithin Fawley
Zawód : kuratorka i krytyk muzyczny
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Cofnęłabym się tysiąc razy i straciła go tysiąc razy, żeby tylko usłyszeć jego snute opowieści albo tylko głos. Albo nawet bez tego. Jedynie wiedzieć, że gdzieś tutaj jest. Żywy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Blaithin Fawley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 52
'k100' : 52
Starał się nie analizować jej słów. Zmieniała zdanie, kręciła, mieszała. Nie miała większego znaczenia, mogła nawet niczego o Anastasii nie wiedzieć, mogła być czymkolwiek. W jakiś sposób kojarzyła mu się z boginem, z czymś co utożsamia ludzkie lęki, nie wiedział skąd wiedziała dość dużo o jego siostrze, jednak na pewno nie była jej żadną przyjaciółką i na pewno nie miała dobrych zamiarów.
Kiedy w jego stronę ruszył promień zaklęcia, drugi raz tego samego, Bertie uniósł różdżkę w nadziei że uda mu się obronić. Potrzebował światła, wiedział że musi znów umożliwić sobie widoczność - i uciekać. I jakoś zabrać ze sobą kobietę której głos słyszał tuż obok. Nie miał wątpliwości co do jej zamiarów. Nie znał jej co prawda i musiał przyjmować że wszystko jest możliwe, jednak musiałaby być chyba jeszcze bardziej szalona od agresorki by mówić poważnie.
- Protego Maxima.
Wypowiedział, poruszając różdżką w nadziei iż silna tarcza ochroni go przed zaklęciem nieznajomej. Musi odnaleźć Anastasię.
Kiedy w jego stronę ruszył promień zaklęcia, drugi raz tego samego, Bertie uniósł różdżkę w nadziei że uda mu się obronić. Potrzebował światła, wiedział że musi znów umożliwić sobie widoczność - i uciekać. I jakoś zabrać ze sobą kobietę której głos słyszał tuż obok. Nie miał wątpliwości co do jej zamiarów. Nie znał jej co prawda i musiał przyjmować że wszystko jest możliwe, jednak musiałaby być chyba jeszcze bardziej szalona od agresorki by mówić poważnie.
- Protego Maxima.
Wypowiedział, poruszając różdżką w nadziei iż silna tarcza ochroni go przed zaklęciem nieznajomej. Musi odnaleźć Anastasię.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 9
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 9
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Czarowanie nie szło mu dzisiaj. Chyba jak wszystko z resztą. Był poddenerwowany, przerażony wręcz, rozproszony myślą o ratowaniu rodziny, kiedy jednocześnie jemu groziło niebezpieczeństwo. Był wrzucony w kompletną abstrakcję, a jedyne co wiedział to, że musi odnaleźć siostrę i uciekać.
Kiedy zawiodła go tarcza, nie mógł zrobić wiele, skrępowany spróbował jednak poruszyć różdżką.
- Finite Incantatem.
Spróbował niewerbalnego czaru, jedynego co przyszło mu do głowy w tej sytuacji.
Wiem, że nie powinniśmy zakładać co się z nami dzieje, ale obrywam zaklęciem które sprawia że nie powinnam atakować więc w sumie cokolwiek zrobię, coś założyć muszę.
Kiedy zawiodła go tarcza, nie mógł zrobić wiele, skrępowany spróbował jednak poruszyć różdżką.
- Finite Incantatem.
Spróbował niewerbalnego czaru, jedynego co przyszło mu do głowy w tej sytuacji.
Wiem, że nie powinniśmy zakładać co się z nami dzieje, ale obrywam zaklęciem które sprawia że nie powinnam atakować więc w sumie cokolwiek zrobię, coś założyć muszę.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 10
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 10
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Bertie szybko podjął próbę obrony przed mocnym zaklęciem, ale niestety zrobił to zby późno a tarcza okazała się zbyt słaba. Czarnomagiczna klątwa uderzyła go prosto w nagą pierś a promień od razu zamienił się w krępujące czarodzieja łańcuchy. Rozgrzane do czerwoności ogniwa przylgnęły do wychłodzonej skóry, pozostawiając po sobie głębokie poparzenia; skrępowały także zupełnie ruchy ramion mężczyzny, uniemożliwiając mu podniesienie różdżki i wykonanie jakiegokolwiek gestu unieruchomionymi dłońmi. Zachwiał się mocno, poczuł swąd palonej skóry, ale nie przewrócił się - ciągle mógł się poruszać. Wyziębienie gdzieś zniknęło, teraz rozgrzane łańcuchy boleśnie go parzyły, bezpośrednio dotykając nagiego torsu, barków i łopatek, oplatając się ciaśniej przy każdym gwałtowniejszym ruchu.
Kobieta wydałą z siebie dziki wrzask radości. - Ty mały....okrutny...tak, zobaczysz, zobaczysz jak to jest, gdy tracisz wszystko, gdy rzucasz w płomienie wszystko, co najważniejsze, gdy musisz zjadać własne dzieci, by... - bełkotała prawie niezrozumiale, ale gdy tylko usłyszała słowa Blaithin, spojrzała w jej stronę, wybałuszając oczy. W tej samej sekundzie lady Fawley spadła na ziemię, boleśnie tłukąc ramiona. Zaklęcie przestało działać, znalazła się na wilgotnej trawie, poobijana, zakrwawiona, mogąc przyjrzeć się kawałowi mięsa, wyrwanemu z przedramienia. Po rozszczepieniu na pewno pozostanie blizna, ale na razie nie to przyciągało uwagę czarownicy. Jej słowa - choć niesłyszane przez nią samą - zdawały się zainteresować nieznajomą i spotkały się z jej odpowiedzią. Blaithin była w stanie odczytać pojedyncze słowa z ruchu warg, z jej wypowiedzi, nie składały się jednak one w sensowną całość. Wyraźnie słyszał je jednak skrępowany łańcuchami Bott.
- Czego chcę? A o czym niby mówię od początku, głupia kobieto? - wysyczała, pełna złości, podchodząc do Bertiego, by wyszarpnąć własną różdżkę z jego dłoni. - Nie słuchacie mnie, jak oni....a oni przychodzą i zabierają wam wszystko...zabiorą twoją urodę, zabiorą to, co dla ciebie najważniejsze, zabiorą tych, których kochasz...obudziła ich anomalia... - bełkotała, nerwowo zerkając to na Bertiego, to na Blaithin. - Jesteście jednymi z nich - pisnęła nagle oskarżycielsko. - Zabraliście moją...moją córkę...ale ja ją odzyskam, ją i jego, muszę to zrobić - załkała, a jej usta zadrżały, ciągle jednak celowała własną różdżką w Bertiego. Wydawała się coraz bardziej szalona, a jednak, gdy Blaithin przemówiła do niej w odpowiednich słowach, wydawała się gotowa do dalszej konwersacji - a może były to tylko pozory? - Oni krążą w mroku, a są jednym...jednym, małym, ale potężnym...Są tu niedaleko...nauczyli mnie a potem zostawili, zabrali mi ją...moją kochaną.... - wychrypiała, znów powracając do bełkotliwego monologu: im bardziej się w niego zapętlała, tym mocniej jej twarz wykrzywiało szaleństwo. - Udowodnijcie, że nie jesteście nimi - wycedziła nagle a jej nozdrza rozszerzyły się niczym u zwierzęcia szykującego się do ponownego ataku.
| Czas na odpis upłynie 22.12 o godzinie 16:00.
Przypominam o dokładnym czytaniu opisów zaklęcia: Adolebitque uniemożliwia każde czarowanie, nie tylko atak.
Przypominam: W przypadku czarowania w sytuacji pozbawionej widoczności (całkowite pozbawienie zmysłu wzroku, całkowita ciemność, niewidzialny przeciwnik, który w jakiś sposób zdradza się obecnością, np. dźwiękiem kroku lub promieniem rzuconego zaklęcia) postać otrzymuje karę -80 do rzutu. Karę te niweluje bonus przysługujący z biegłości spostrzegawczości.
Veritas Claro (Blaithin): 5/5 tur
Adolebitque (Bertie): 1/2 tury
Kobieta wydałą z siebie dziki wrzask radości. - Ty mały....okrutny...tak, zobaczysz, zobaczysz jak to jest, gdy tracisz wszystko, gdy rzucasz w płomienie wszystko, co najważniejsze, gdy musisz zjadać własne dzieci, by... - bełkotała prawie niezrozumiale, ale gdy tylko usłyszała słowa Blaithin, spojrzała w jej stronę, wybałuszając oczy. W tej samej sekundzie lady Fawley spadła na ziemię, boleśnie tłukąc ramiona. Zaklęcie przestało działać, znalazła się na wilgotnej trawie, poobijana, zakrwawiona, mogąc przyjrzeć się kawałowi mięsa, wyrwanemu z przedramienia. Po rozszczepieniu na pewno pozostanie blizna, ale na razie nie to przyciągało uwagę czarownicy. Jej słowa - choć niesłyszane przez nią samą - zdawały się zainteresować nieznajomą i spotkały się z jej odpowiedzią. Blaithin była w stanie odczytać pojedyncze słowa z ruchu warg, z jej wypowiedzi, nie składały się jednak one w sensowną całość. Wyraźnie słyszał je jednak skrępowany łańcuchami Bott.
- Czego chcę? A o czym niby mówię od początku, głupia kobieto? - wysyczała, pełna złości, podchodząc do Bertiego, by wyszarpnąć własną różdżkę z jego dłoni. - Nie słuchacie mnie, jak oni....a oni przychodzą i zabierają wam wszystko...zabiorą twoją urodę, zabiorą to, co dla ciebie najważniejsze, zabiorą tych, których kochasz...obudziła ich anomalia... - bełkotała, nerwowo zerkając to na Bertiego, to na Blaithin. - Jesteście jednymi z nich - pisnęła nagle oskarżycielsko. - Zabraliście moją...moją córkę...ale ja ją odzyskam, ją i jego, muszę to zrobić - załkała, a jej usta zadrżały, ciągle jednak celowała własną różdżką w Bertiego. Wydawała się coraz bardziej szalona, a jednak, gdy Blaithin przemówiła do niej w odpowiednich słowach, wydawała się gotowa do dalszej konwersacji - a może były to tylko pozory? - Oni krążą w mroku, a są jednym...jednym, małym, ale potężnym...Są tu niedaleko...nauczyli mnie a potem zostawili, zabrali mi ją...moją kochaną.... - wychrypiała, znów powracając do bełkotliwego monologu: im bardziej się w niego zapętlała, tym mocniej jej twarz wykrzywiało szaleństwo. - Udowodnijcie, że nie jesteście nimi - wycedziła nagle a jej nozdrza rozszerzyły się niczym u zwierzęcia szykującego się do ponownego ataku.
| Czas na odpis upłynie 22.12 o godzinie 16:00.
Przypominam o dokładnym czytaniu opisów zaklęcia: Adolebitque uniemożliwia każde czarowanie, nie tylko atak.
Przypominam: W przypadku czarowania w sytuacji pozbawionej widoczności (całkowite pozbawienie zmysłu wzroku, całkowita ciemność, niewidzialny przeciwnik, który w jakiś sposób zdradza się obecnością, np. dźwiękiem kroku lub promieniem rzuconego zaklęcia) postać otrzymuje karę -80 do rzutu. Karę te niweluje bonus przysługujący z biegłości spostrzegawczości.
Veritas Claro (Blaithin): 5/5 tur
Adolebitque (Bertie): 1/2 tury
- Żywotności:
Bertie 200/220 (5 - osłabienie, 15 - oparzenia)
Blaithin 150/200(35 - cięte, rozszczepienie lewego przedramienia, 15 - psychiczne [levicorpus]) -10 do kości
Kobieta - 175/220 (
- Mapa:
ciemnozielona kropka - Ramsey
jasnopomarańczowa kropka - Blaithin
ciemnoniebieska kropka - Bertie
ciemnoróżowa kropka - Tilda
ciemnopomarańczowa kropka - kobieta
żółta łuna - zasięg Lumos Maxima
czerwone miejsca - potencjalne pułapki
Mapy są poglądowe a postaci zagubione; dopóki MG nie zaznaczy inaczej, możecie poruszać się do 4 kratek na turę niezależnie od wykonywanej akcji. Możecie luźno określać kierunek swych kroków (w orientacji: góra, dół, prawo i lewo mapki).
Blaithin obserwowała zmiany na twarzy kobiety. Od jej chwilowego uspokojenia, po powrót do szaleństwa wypisanego w rysach twarzy po obłąkanie w oczach. Dodatkowo ból, który szarpał jej ramieniem, nieco rzutował na rozproszenie koncentracji lady Fawley. Podświadomie przytrzymała dłoń pod raną, zaciskając palce na zziębniętej już skórze. Starała się unikać patrzenia na rozerwany kawał mięsa leżący zaraz obok niej. Jednocześnie nie myślała o tym, czy zostanie jej w tym miejscu blizna. W tym momencie, większe zagrożenie wyczuwała ze strony kobiety. Automatycznie poczuła, ze jest jej trochę żal. Widziała w jej oczach i szaleństwo i zagubienie. Jej twarz złagodniała, kiedy na nią spojrzała. Podniosła się z ziemi, otrzepując się z wilgotnego mchu lepiącego się do jej koszuli nocnej. Starała się ignorować ból ramienia, ale to cały czas się o sobie przypominało. Westchnęła z rezygnacją.
— Jacy oni? — kobieta cały czas mówiła o jakichś ich. Tylko tyle udało się Blaithin jednoznacznie wyciągnąć z jej wypowiedzi i kilka innych słów, jakich nie potrafiła złożyć w pełną całość. Zmarszczyła nieco brwi, w nerwach zaciskając palce na obolałym ramieniu i odeszła kawałek w dół, zbliżając się do kobiety bardzo powoli, bez gwałtownych ruchów, tak, żeby widziała każdy jej gest i każdą czynność.
— Podniosę teraz różdżkę, ale tylko po to żeby rzucić Lumos. Póki co widzę, jak poruszasz ustami, ale moje zaklęcie powoli przestaje działać. Nie mogę sobie pozwolić nie widzieć, co próbujesz mi powiedzieć. Dobrze?
Stanęła tyłem do chatki, żeby pamiętać w jakim kierunku ją miała, gdyby Veritas Claro przestało działać, a Lumos nie wyszedł. Chwilę później uniosła różdżkę i rzuciła zaklęcie, według tego, co zapowiedziała.
— Lumos Maxima.
Mając jednocześnie nadzieję, że nie wzbudzi tym podejrzeń kobiety.
— Jacy oni? — kobieta cały czas mówiła o jakichś ich. Tylko tyle udało się Blaithin jednoznacznie wyciągnąć z jej wypowiedzi i kilka innych słów, jakich nie potrafiła złożyć w pełną całość. Zmarszczyła nieco brwi, w nerwach zaciskając palce na obolałym ramieniu i odeszła kawałek w dół, zbliżając się do kobiety bardzo powoli, bez gwałtownych ruchów, tak, żeby widziała każdy jej gest i każdą czynność.
— Podniosę teraz różdżkę, ale tylko po to żeby rzucić Lumos. Póki co widzę, jak poruszasz ustami, ale moje zaklęcie powoli przestaje działać. Nie mogę sobie pozwolić nie widzieć, co próbujesz mi powiedzieć. Dobrze?
Stanęła tyłem do chatki, żeby pamiętać w jakim kierunku ją miała, gdyby Veritas Claro przestało działać, a Lumos nie wyszedł. Chwilę później uniosła różdżkę i rzuciła zaklęcie, według tego, co zapowiedziała.
— Lumos Maxima.
Mając jednocześnie nadzieję, że nie wzbudzi tym podejrzeń kobiety.
Rodzimy się w jeden dzień. Umieramy w jeden dzień. W jeden dzień możemy się zmienić. I w jeden dzień możemy się zakochać. Wszystko może się zdarzyć w ciągu zaledwie |
Blaithin Fawley
Zawód : kuratorka i krytyk muzyczny
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Cofnęłabym się tysiąc razy i straciła go tysiąc razy, żeby tylko usłyszeć jego snute opowieści albo tylko głos. Albo nawet bez tego. Jedynie wiedzieć, że gdzieś tutaj jest. Żywy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Blaithin Fawley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 59
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 59
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie dał rady się obronić, nie dał rady zrobić nic, łańcuchy oplotły jego ciało, zacisnęły się mocno, parzyły, spróbował szarpnąć jednak w tej chwili zacisnęły się mocniej, a on nie mógł zrobić nic. Nieznajoma wyszarpnęła z jego ręki swoją różdżkę i nic nie mógł na to poradzić. Nie miał także pojęcia, jak długo to zaklęcie może potrwać.
- Jesteśmy zdezorientowani. - spróbował dołączyć do prób kobiety, którą słyszał obok. Nie widział jednak nic, wiedział jedynie że bez magii nie da sobie rady, a nawet nie widząc twarzy kobiety mógł mieć pewność, że jest szalona. - Nie wiemy co to za miejsce, nie wiemy kim jesteś ani co się dzieje.
Atakował ją - nadal uważał, że to było jedyne co mógł zrobić, jednak wiedział że to nie polepsza jego sytuacji. W tej chwili nie mógł się jednak w żaden sposób bronić. A kobieta opowiadająca o jedzeniu własnych dzieci brzmiała jak realne zagrożenie.
Szczególnie kiedy łańcuchy wpijały się w jego skórę i parzyły.
- Nie znamy nawet siebie, nie wiemy jakich ich możesz mieć na myśli. - odruchowo próbował poruszyć dłońmi, nawyk gestykulacji pojawiał się u niego bez myśli, jednak łańcuchy szybko przypomniały mu, że nie ma na to szans. - Zaatakowałem cię ze strachu. Nie jestem tu żeby skrzywdzić kogokolwiek.
Ale to wiesz. Nie był pewien do jakiego stopnia ta kobita ma w ogóle kontakt z rzeczywistością. Kilka sekund temu była absolutnie pewna że kobieta która przed chwilą wisiała w powietrzu należy do nich, w tej chwili i tego nie jest pewna. Opowiadała o Anastasii, teraz wspomina o... innych rzeczach.
- Czego cię nauczyli? - podchwycił. - Wiesz, że mi też kogoś porwano. Wiesz o tym, nie mam nic wspólnego z porwaniem twojej córki ale ten kto to zrobił mógł skrzywdzić i moją siostrę.
Tracił czas. Koszmarnie tracił czas. A jednak jeśli ta szalona kobieta go tu zabije - nigdy nie będzie miał szansy odnaleźć Anastasii.
- Proszę. Znalezienie jej to jedyne na czym mi zależy.
Nic więcej go nie obchodziło. Tylko czy to ma szansę przekonać tę kobietę? Kimkolwiek jest.
Retoryka na I
- Jesteśmy zdezorientowani. - spróbował dołączyć do prób kobiety, którą słyszał obok. Nie widział jednak nic, wiedział jedynie że bez magii nie da sobie rady, a nawet nie widząc twarzy kobiety mógł mieć pewność, że jest szalona. - Nie wiemy co to za miejsce, nie wiemy kim jesteś ani co się dzieje.
Atakował ją - nadal uważał, że to było jedyne co mógł zrobić, jednak wiedział że to nie polepsza jego sytuacji. W tej chwili nie mógł się jednak w żaden sposób bronić. A kobieta opowiadająca o jedzeniu własnych dzieci brzmiała jak realne zagrożenie.
Szczególnie kiedy łańcuchy wpijały się w jego skórę i parzyły.
- Nie znamy nawet siebie, nie wiemy jakich ich możesz mieć na myśli. - odruchowo próbował poruszyć dłońmi, nawyk gestykulacji pojawiał się u niego bez myśli, jednak łańcuchy szybko przypomniały mu, że nie ma na to szans. - Zaatakowałem cię ze strachu. Nie jestem tu żeby skrzywdzić kogokolwiek.
Ale to wiesz. Nie był pewien do jakiego stopnia ta kobita ma w ogóle kontakt z rzeczywistością. Kilka sekund temu była absolutnie pewna że kobieta która przed chwilą wisiała w powietrzu należy do nich, w tej chwili i tego nie jest pewna. Opowiadała o Anastasii, teraz wspomina o... innych rzeczach.
- Czego cię nauczyli? - podchwycił. - Wiesz, że mi też kogoś porwano. Wiesz o tym, nie mam nic wspólnego z porwaniem twojej córki ale ten kto to zrobił mógł skrzywdzić i moją siostrę.
Tracił czas. Koszmarnie tracił czas. A jednak jeśli ta szalona kobieta go tu zabije - nigdy nie będzie miał szansy odnaleźć Anastasii.
- Proszę. Znalezienie jej to jedyne na czym mi zależy.
Nic więcej go nie obchodziło. Tylko czy to ma szansę przekonać tę kobietę? Kimkolwiek jest.
Retoryka na I
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 16
'k100' : 16
Rozgrzane łańcuchy ciągle oplatały Bertiego, nie pozwalając mu wykonać żadnego gwałtowiejszego ruchu. Naga skóra skwierczała nieprzyjemnie, ból utrudniał zebranie myśli. Bott wysuwał rozsądne argumenty, ale nie były one w ogóle przekonujące, również dlatego, że przed momentem rzucił zaklęcie prosto w plecy czarownicy - nic dziwnego, że mu nie ufała. Wykrzywiła tylko usta, słysząc jego tłumaczenia. - Twoja siostra stała się pokarmem...użyźniła tę ziemię, wyrasta z niej każde drzewo - a może dopiero zasiano w niej małe ziarenko. A ty niedługo do niej dołączysz, zostanie przeżuty i strawiony, będziesz jedynie powłoką - odparła chaotycznie a jej wielkie oczy lśniły: ni to od łez rozpaczy, ni to od wściekłości, palącej równie mocno, co czarnomagiczne więzy. Kobieta zwróciła się jednak ku Blaithin, z powrotem w miarę pewnie stojącej na drżących nogach. Krew zlepiała jej ubrania i włosy, znajdowała się w opłakanym stanie, lecz zdołała rzucić Lumos Maximę. Kula światła rozbłysnęła tuż nad waszymi głowami - nieznajoma zamrugała gwałtownie, ciągle krążąc wokół was jak w pewnego rodzaju transie, celując jednak różdżką w stronę Bertiego, gotowa w każdej chwili rzucić zaklęcie. Prychnęła, słysząc pytania Botta, widziała w nim wroga, kogoś niebezpiecznego; przystanęła tuż za Blaithin, tak, że Fawleyówna znajdowała się pomiędzy nimi, na linii ewentualnego promienia zaklęcia.
- Oni pojawili się razem z anomaliami. Jako przyjaciele, opiekunowie. Kłamali, wkrótce zabrali wszystko, co miałam. Mój dom, moje dzieci, moich bliskich, moich przyjaciół. Żywią się nimi, puchną, nabrzmiewają - mówiła cicho, ze zgrozą i tylko Bertie mógł usłyszeć, co mówiła. Fawleyówna ledwie rozpoznawała pojedyncze słowa o dzieciach i żywieniu się nimi. - Pojawiają się jako ktoś ważny, ktoś straszny, ktoś bliski, ktoś niepozorny. Nigdy nie wiesz, kim będą - kontynuowała, wpatrzona w mrok ponad głową Botta. - Krążą tu i są blisko. Może...może, gdy się spotkamy, wymienię was za nią...za moją kochaną córkę - głos ponownie się jej załamał, cofnęła się o krok, stojąc już na granicy kopuły Lumos Maximy i roztaczającej się tuż za nią ciemności. - Zgadzacie się? - spytała z szaleńczą nadzieją, unosząc wyżej różdżkę. Nie mieliście wątpliwości, że gdy odmówicie, nie spotka się to z łagodną reakcją.
| W związku ze świętami na odpis macie czas do 27.12 do 12:00. Jeśli jednak odpiszecie w komplecie wcześniej, Mistrz Gry także postara się dodać post szybciej.
Adolebitque (Bertie): 2/2 tury
- Oni pojawili się razem z anomaliami. Jako przyjaciele, opiekunowie. Kłamali, wkrótce zabrali wszystko, co miałam. Mój dom, moje dzieci, moich bliskich, moich przyjaciół. Żywią się nimi, puchną, nabrzmiewają - mówiła cicho, ze zgrozą i tylko Bertie mógł usłyszeć, co mówiła. Fawleyówna ledwie rozpoznawała pojedyncze słowa o dzieciach i żywieniu się nimi. - Pojawiają się jako ktoś ważny, ktoś straszny, ktoś bliski, ktoś niepozorny. Nigdy nie wiesz, kim będą - kontynuowała, wpatrzona w mrok ponad głową Botta. - Krążą tu i są blisko. Może...może, gdy się spotkamy, wymienię was za nią...za moją kochaną córkę - głos ponownie się jej załamał, cofnęła się o krok, stojąc już na granicy kopuły Lumos Maximy i roztaczającej się tuż za nią ciemności. - Zgadzacie się? - spytała z szaleńczą nadzieją, unosząc wyżej różdżkę. Nie mieliście wątpliwości, że gdy odmówicie, nie spotka się to z łagodną reakcją.
| W związku ze świętami na odpis macie czas do 27.12 do 12:00. Jeśli jednak odpiszecie w komplecie wcześniej, Mistrz Gry także postara się dodać post szybciej.
Adolebitque (Bertie): 2/2 tury
- Żywotności:
Bertie 185/220 (5 - osłabienie, 30 - oparzenia); -5 do kości
Blaithin 150/200(35 - cięte, rozszczepienie lewego przedramienia, 15 - psychiczne [levicorpus]) -10 do kości
Kobieta - 175/220 (
- Mapa:
pojawi się w następnej turze, MG przeprasza za niedogodność
Bertie, Blaithin i Kobieta stoją w jednej linii, Blaithin w środku
Nie wiedział, czy jej wierzyć. Wiedział wręcz, że nie powinien, a jednak coś w nim drgnęło. Wiedział że Anastasia może być już martwa. I choć palące łańcuchy wciąż wpijały się w jego skórę, choć ból był koszmarny a smród własnego smażonego ciała przyprawiał go o mdłości, poczuł coś jakby zimne dreszcze. I choć bał się od początku - nie był aż takim idiotą, lubił swoje życie i chciał by żyła jego siostra - w tej chwili na jego twarzy odbił się prawdziwy lęk, niepewność. Nie mógł jednak poddać się tak po prostu, nie mógł wierzyć kobiecie która wciąż zmieniała zeznania, plątała się we własnej wersji prawdy. Musi odnaleźć Anastasię, a jego siostra musi żyć - ta myśl utrzymywała go nadal na nogach. Da radę. Uciekną stąd wszyscy.
Słuchał tego co kobieta mówiła o anomaliach, choć nie mógł niczego co mówiła traktować w pełni poważnie. Słuchał jednak bo wiedział, że i z tym będzie trzeba coś zrobić - działania ku dobru świata wrócą jednak na piedestał kiedy się stąd wyrwie i dowie co w ogóle się tutaj dzieje.
Odetchnął z ulgą, kiedy Blaithin oświetliła okolicę.
- W porządku. - powiedział na jej propozycję. Nie podobała mu się ona, jednak póki co był związany, chwilami zastanawiał się czy te łańcuchy za jakiś czas nie przepalą go całkiem i było mu na samą myśl niedobrze. Trzymał się jednak. Nie chciał jej złościć. O ile nieznajoma nie postanowi działać w pojedynkę - muszą jakoś uciec. Ale najpierw on musi się uwolnić.
Choć wciąż w jego głowie siedziała myśl, że ci oni mogą cokolwiek mu rozjaśnić w sprawie Any.
- Zgoda.
Wymień nas za swoje dziecko, które podobno zjadłaś. Czymkolwiek jesteś. Absurd tej sytuacji powoli go przerastał. Zaczynał nawet myśleć o tym, że to zwykła chora psychicznie kobieta, jednak wciąż pamiętał o tym, że widziała w ciemności. I znała czarną magię.
Słuchał tego co kobieta mówiła o anomaliach, choć nie mógł niczego co mówiła traktować w pełni poważnie. Słuchał jednak bo wiedział, że i z tym będzie trzeba coś zrobić - działania ku dobru świata wrócą jednak na piedestał kiedy się stąd wyrwie i dowie co w ogóle się tutaj dzieje.
Odetchnął z ulgą, kiedy Blaithin oświetliła okolicę.
- W porządku. - powiedział na jej propozycję. Nie podobała mu się ona, jednak póki co był związany, chwilami zastanawiał się czy te łańcuchy za jakiś czas nie przepalą go całkiem i było mu na samą myśl niedobrze. Trzymał się jednak. Nie chciał jej złościć. O ile nieznajoma nie postanowi działać w pojedynkę - muszą jakoś uciec. Ale najpierw on musi się uwolnić.
Choć wciąż w jego głowie siedziała myśl, że ci oni mogą cokolwiek mu rozjaśnić w sprawie Any.
- Zgoda.
Wymień nas za swoje dziecko, które podobno zjadłaś. Czymkolwiek jesteś. Absurd tej sytuacji powoli go przerastał. Zaczynał nawet myśleć o tym, że to zwykła chora psychicznie kobieta, jednak wciąż pamiętał o tym, że widziała w ciemności. I znała czarną magię.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Gdyby Blaithin pamiętała ze szkoły cokolwiek z Opieki Nad Magicznymi Zwierzętami, być może urywki o dzieciach i pożywaniu się... nimi? Czy mogła zrozumieć czarownicę w odpowiedni sposób? Wtedy te informacje mogłyby jej podpowiedzieć z czym mogła mieć do czynienia. Tymczasem pozostaeiona w niewiedzy, nie wiedziała co powinna zrobić. Nie mogła pomóc ani swojemu ramieniu, ani uśmierzyć bólu. Nie wiedziała też, o kim nieznajoma mogła mówić, ale w jej oczach dostrzegała niepokojącą mieszankę desperacji z obłąkaniem. Poczuła się niepewnie, kiedy kobieta stanęła na krawędzi ciemności. To był ostatni moment, w którym mogłaby obronić się przed nią zaklęciem. Póki jeszcze kobieta stała w świetle. Odmowa współpracy i samoobrona była jednak jednoznaczna z utratą jej przychylności, dlatego palce Blai nieznacznie zadrgały na różdżce w zawahaniu, kiedy nieznajoma podniosła własną.
- Spróbuję rzucić na Ciebie zaklęcie ochronne. Nie wiadomo, co czyha na nas w tej ciemności, ale Tobie ochrona przyda się najbardziej. Po mnie i po nim...
Wskazała głową na Bertiego.
- ... od razu widać, że jesteśmy ranni. To ciebie ciemność będzie pewnie próbować chcieć dopaść pierwszą. Jesteś najmocniejszym ogniwem.
Spróbowała rzucić zaklęcie, póki kobieta pałała do niej jeszcze szczątkowym zaufaniem.
1. Zaklęcie Heatha Tanka
2. Anomalia
3. Kłamstwo, II
- Spróbuję rzucić na Ciebie zaklęcie ochronne. Nie wiadomo, co czyha na nas w tej ciemności, ale Tobie ochrona przyda się najbardziej. Po mnie i po nim...
Wskazała głową na Bertiego.
- ... od razu widać, że jesteśmy ranni. To ciebie ciemność będzie pewnie próbować chcieć dopaść pierwszą. Jesteś najmocniejszym ogniwem.
Spróbowała rzucić zaklęcie, póki kobieta pałała do niej jeszcze szczątkowym zaufaniem.
1. Zaklęcie Heatha Tanka
2. Anomalia
3. Kłamstwo, II
Rodzimy się w jeden dzień. Umieramy w jeden dzień. W jeden dzień możemy się zmienić. I w jeden dzień możemy się zakochać. Wszystko może się zdarzyć w ciągu zaledwie |
Blaithin Fawley
Zawód : kuratorka i krytyk muzyczny
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Cofnęłabym się tysiąc razy i straciła go tysiąc razy, żeby tylko usłyszeć jego snute opowieści albo tylko głos. Albo nawet bez tego. Jedynie wiedzieć, że gdzieś tutaj jest. Żywy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Blaithin Fawley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 90
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k100' : 3
#1 'k100' : 90
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k100' : 3
Czarodziejski wąwóz
Szybka odpowiedź