Czarodziejski wąwóz
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Czarodziejski wąwóz
W pewnym zakątku zamglonego lasu znajduje się wąska ścieżka - odnajdzie ją tylko ktoś niezwykle spostrzegawczy. Ścieżynka zdaje się wydeptana setką bosych nóżek, prowadzi też w dół, w gęste krzewiny, za którymi rozciąga się widok na zadrzewiony wąwóz. Jego ściany są niezwykle strome, do wąwozu można zejść wyłącznie tą jedną drogą, a i ona nie należy do łatwych.
Dno wąwozu wysypane jest kamieniami, większymi i mniejszymi: pulsują one dziwną energią, są przez cały rok ciepłe, nie zalega tu więc śnieg, a strome nawisy wąwozu nie pozwalają dotrzeć tutaj zawiejom. Dzięki magicznej specyfice tego miejsca przez cały rok w wąwozie panuje wiosna: rosną tutaj zielone kwiaty, płożą się świeże pędy, a spomiędzy kamieni wyrastają ciepłolubne rośliny. Choć panuje tu duchota, to miejsce jest wyjątkowe i, jak powiadają, przeklęte. Gdzieniegdzie na kamykach lśni zaschnięta krew a na ścianach wąwozu tkwią drewniane drzazgi. Ta anomalia przyrodnicza przyciąga wielu badaczy oraz miłośników flory - bowiem zwierzęta omijają to miejsce z daleka, nie sposób ujrzeć tu nawet gryzonia czy ptaka.
Miejsce odkryte przez uczestników eventu Noc - październik 1956Dno wąwozu wysypane jest kamieniami, większymi i mniejszymi: pulsują one dziwną energią, są przez cały rok ciepłe, nie zalega tu więc śnieg, a strome nawisy wąwozu nie pozwalają dotrzeć tutaj zawiejom. Dzięki magicznej specyfice tego miejsca przez cały rok w wąwozie panuje wiosna: rosną tutaj zielone kwiaty, płożą się świeże pędy, a spomiędzy kamieni wyrastają ciepłolubne rośliny. Choć panuje tu duchota, to miejsce jest wyjątkowe i, jak powiadają, przeklęte. Gdzieniegdzie na kamykach lśni zaschnięta krew a na ścianach wąwozu tkwią drewniane drzazgi. Ta anomalia przyrodnicza przyciąga wielu badaczy oraz miłośników flory - bowiem zwierzęta omijają to miejsce z daleka, nie sposób ujrzeć tu nawet gryzonia czy ptaka.
Parzące łańcuchy opadły z ramion Bertiego, przestając go krępować - znów mógł poruszać się swobodnie i sięgać po różdżkę, lecz na jego ciele pozostały głębokie poparzenia, prawdopodobnie niemożliwe do całkowitego wygojenia. Chłód lasu nieco łagodził ból promieniujący z klatki piersiowej i ramion, ale Bott krzywił się przy każdym gwałtowniejszym ruchu.
Blaithin, dalej zalana krwią i zdezorientowana, podjęła się polemiki z kobietą - nieznajoma wydawała się ją słuchać, wpatrywała się w twarz Fawleyówny z uwagą, ze zmrużonymi oczami i rozchylonymi nozdrzami, lecz gdy arystokratka uniosła różdżkę, jej rysy wykrzywił kolejny grymas wściekłości. - Ochraniasz mnie? Wiem, kiedy łżesz - wiem, kiedy ludzie mnie okłamują, kiedy obiecują ochronę a tak naprawdę... - wyrzuciła z siebie pełnym gniewu głosem, lecz nie zdołała się obronić - niewerbalny urok ugodził ją w pierś, nie czyniąc jednak żadnych szkód. Co nie zmniejszyło wściekłości kobiety - wydawało się, że gdyby nie spokój Bertiego i zgoda na współpracę, rzuciłaby się na Blaithin lub posłała w jej kierunku kolejną czarnomagiczną klątwę. - Jeśli spróbujecie mnie oszukać, zginiecie. Tylko ja wiem, jak do nich dotrzeć i jak opuścić ten las - przestrzegła drżącym tonem, rozglądając się nerwowo dookoła. - Może uciekniemy im...tym, co dotarli tu z wami. A może to już ich pożarło - zachichotała nerwowo, po czym odwróciła się w bok, w stronę migoczącej w ciemności łuny niedalekiego zaklęcia. Tylko Kobieta widziała teraz w nieprzeniknionym mroku. - Nie, jeszcze żyją. Ale jedno z nich nie wróci już do domu. Zostanie tu na zawsze - stwierdziła dziwnym tonem, ni to pełnym satyfakcji ni ulgi; tak, jakby czyjaś śmierć mogła odsunąć karzącą rękę wieczności od niej samej i jej córki. - Złapcie mnie za rękę, nie chcemy zapowiedzieć swego przybycia - szepnęła, po czym chwyciła lodowatą, wiodącą dłoń Bertiego, prawie wybijając mu z dłoni różdżkę, drugą zaś pochwyciła zakrwawione palce Blaithin i pociągnęła ich w mrok, mocno, zadziwiająco silnie jak na tak wątłą i szaloną kobietę.
Gdy ruszyliście przez mrok, początkowo nic nie słyszeliście - także Bertie - lecz po kilkunastu krokach - a może kilku? może kilkudziesięciu? traciliście rachubę, czując pod stopami jedynie miękki i wilgotny mech - do waszych uszu dotarły dziwne szepty, dzięciece śmiechy i marudzenia. Jakaś lepka rączka musnęła łydkę Blaithin, a tłuste od dziwnej, ciepłej mazi palce szczypnęły Botta w bok. Dość już mamy twoich gierek, oddaj Anie jej cukierek. Bertie bardzo był niemiły, więc rozetnie siostrze żyły. Wyliczankę już kończymy, Anę włosów pozbawimy dobiegło do uszu Botta. Skądś znał ten głos, niewinny dziecięcy chórek, brzmiący tak żywo i realnie, jakby wokół nich maszerowali podpieczni magicznego przedszkola.
Blaithin zaś - nie słyszała nic.
| Na odpis macie czas do 29.12 do 17:30.
Pamiętajcie o tym, że na razie nic nie widzicie.
Blaithin, dalej zalana krwią i zdezorientowana, podjęła się polemiki z kobietą - nieznajoma wydawała się ją słuchać, wpatrywała się w twarz Fawleyówny z uwagą, ze zmrużonymi oczami i rozchylonymi nozdrzami, lecz gdy arystokratka uniosła różdżkę, jej rysy wykrzywił kolejny grymas wściekłości. - Ochraniasz mnie? Wiem, kiedy łżesz - wiem, kiedy ludzie mnie okłamują, kiedy obiecują ochronę a tak naprawdę... - wyrzuciła z siebie pełnym gniewu głosem, lecz nie zdołała się obronić - niewerbalny urok ugodził ją w pierś, nie czyniąc jednak żadnych szkód. Co nie zmniejszyło wściekłości kobiety - wydawało się, że gdyby nie spokój Bertiego i zgoda na współpracę, rzuciłaby się na Blaithin lub posłała w jej kierunku kolejną czarnomagiczną klątwę. - Jeśli spróbujecie mnie oszukać, zginiecie. Tylko ja wiem, jak do nich dotrzeć i jak opuścić ten las - przestrzegła drżącym tonem, rozglądając się nerwowo dookoła. - Może uciekniemy im...tym, co dotarli tu z wami. A może to już ich pożarło - zachichotała nerwowo, po czym odwróciła się w bok, w stronę migoczącej w ciemności łuny niedalekiego zaklęcia. Tylko Kobieta widziała teraz w nieprzeniknionym mroku. - Nie, jeszcze żyją. Ale jedno z nich nie wróci już do domu. Zostanie tu na zawsze - stwierdziła dziwnym tonem, ni to pełnym satyfakcji ni ulgi; tak, jakby czyjaś śmierć mogła odsunąć karzącą rękę wieczności od niej samej i jej córki. - Złapcie mnie za rękę, nie chcemy zapowiedzieć swego przybycia - szepnęła, po czym chwyciła lodowatą, wiodącą dłoń Bertiego, prawie wybijając mu z dłoni różdżkę, drugą zaś pochwyciła zakrwawione palce Blaithin i pociągnęła ich w mrok, mocno, zadziwiająco silnie jak na tak wątłą i szaloną kobietę.
Gdy ruszyliście przez mrok, początkowo nic nie słyszeliście - także Bertie - lecz po kilkunastu krokach - a może kilku? może kilkudziesięciu? traciliście rachubę, czując pod stopami jedynie miękki i wilgotny mech - do waszych uszu dotarły dziwne szepty, dzięciece śmiechy i marudzenia. Jakaś lepka rączka musnęła łydkę Blaithin, a tłuste od dziwnej, ciepłej mazi palce szczypnęły Botta w bok. Dość już mamy twoich gierek, oddaj Anie jej cukierek. Bertie bardzo był niemiły, więc rozetnie siostrze żyły. Wyliczankę już kończymy, Anę włosów pozbawimy dobiegło do uszu Botta. Skądś znał ten głos, niewinny dziecięcy chórek, brzmiący tak żywo i realnie, jakby wokół nich maszerowali podpieczni magicznego przedszkola.
Blaithin zaś - nie słyszała nic.
| Na odpis macie czas do 29.12 do 17:30.
Pamiętajcie o tym, że na razie nic nie widzicie.
- Żywotności:
Bertie 185/220 (5 - osłabienie, 30 - oparzenia); -5 do kości
Blaithin 150/200(35 - cięte, rozszczepienie lewego przedramienia, 15 - psychiczne [levicorpus]) -10 do kości
Kobieta - 175/220 (
- Mapa:
zielona kropka - Ramsey
różowa kropka - Tilda
fioletowa kropka - Alix
jasnoniebieska kropka - Justine
pomarańczowa kropka - Blaithin
ciemnoniebieska kropka - Berte
jasnopomarańczowa kropka - Kobieta
brązowe coś - ruiny chaty
żółte łuny - zasięg zaklęć Lumos Maxima
Z trudem w ogóle słuchał dalej kobiety, jednak nie dawał wiary jej słowom. Była szalona i coraz bardziej pewien był, że nie była człowiekiem. Tylko kim w takim razie? Pamiętał ze szkoły lekcje ONMS, jednak nigdy nie był nimi szczególnie zainteresowany zdecydowanie woląc miasta od lasów, przynajmniej na codzień. Pamiętał Zwodniki, które żyły na bagnach, te jednak miały formę małych, delikatnych duszków z lampką która wabiła ich ofiary. Przez chwilę pomyślał o Śmierciotuli, choć to chyba tylko przez senną, surrealną otoczkę tego wszystkiego. I jej gadanie o zjadaniu ludzi, to pasowało idealnie. Czy coś więcej? Nie wiedział, nie miał pojęcia, równie dobrze mogła to być zwykła kobieta, mogła wypić eliksir przez który była tak silna i widziała w ciemności, mogła być świadoma tego jakie bzdury mówi, mogła chcieć wpędzić ich w obłęd, wykorzystać sytuację w której się znajdowali, tylko... no właśnie, skąd miałaby wiedzieć, że tutaj trafią?
Szedł za nią, nie szarpał się jednak - nie wiedział gdzie miałby iść, nie był pewien co robić, jednak niezmiennie priorytetem była dla niego siostra.
Kiedy usłyszał głosy i dotyk, zmarszczył brwi. Wcale nie był pewien, czy się przedstawiał, jednak wcale go to nie szokowało. Szedł w ciemności, usiłując się nie potknąć, choć co chwila mu się to i tak zdarzało.
Zaczynał chyba rozumieć, lub sądzić że rozumie, że to ten las. Że to lub anomalia, która ich ogarnęła stara się ich wciągnąć w obłęd. A jeśli wszystko jest po prostu halucynacją?
Wszystko było tak samo realne jak i niemożliwe.
- Veritas Claro.
Wypowiedział w miarę spokojnie - bo o dziwo im bardziej czuł, że są w koszmarnym położeniu, tym bardziej wymuszał na sobie spokój - w miarę możliwości poruszając przy tym różdżką. Musiał widzieć.
Szedł za nią, nie szarpał się jednak - nie wiedział gdzie miałby iść, nie był pewien co robić, jednak niezmiennie priorytetem była dla niego siostra.
Kiedy usłyszał głosy i dotyk, zmarszczył brwi. Wcale nie był pewien, czy się przedstawiał, jednak wcale go to nie szokowało. Szedł w ciemności, usiłując się nie potknąć, choć co chwila mu się to i tak zdarzało.
Zaczynał chyba rozumieć, lub sądzić że rozumie, że to ten las. Że to lub anomalia, która ich ogarnęła stara się ich wciągnąć w obłęd. A jeśli wszystko jest po prostu halucynacją?
Wszystko było tak samo realne jak i niemożliwe.
- Veritas Claro.
Wypowiedział w miarę spokojnie - bo o dziwo im bardziej czuł, że są w koszmarnym położeniu, tym bardziej wymuszał na sobie spokój - w miarę możliwości poruszając przy tym różdżką. Musiał widzieć.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 99
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 99
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Wscieklosc kobiety byla tak oczywista, ze Blaithin zdecydowala sie juz nic wiecej nie mkwic, zreszta kiedy nie widziala kobiety i jej poruszajacych sie ust, nie mogla wylapac nawet pojedynczych slow. Ponownie, pelna cisza i mrok zapanowal jej umyslem. Pomimo, ze organizm juz troche przyzwyczail sie do tej zmiany, lady Fawley pozostawala tym faktem nie mniej zaniepokojona, choć miala nadzieję, że wszystko wroci do swojego naturalnego porządku kiedy opuszcza to miejsce. Widzac, ze Bertie pozwala sonie uniesc rozdzke, sama zrobila to samo. Nie wiedząc jakiego zaklęcia uzyl, zdecydowala sie na to samo. Prawdopodobnie byla to jedna z niewielu slusznych decyzji, których mogli sie podjąć nie sciagajac na siebie gniewu oblakanej kobiety.
- Veritas Claro - szepnela inkantacje zaklecia, przytrzymujac pewnie rozdzke w dloni, az od napietych miesni bol przeszedl ja w rannym ramieniu.
- Veritas Claro - szepnela inkantacje zaklecia, przytrzymujac pewnie rozdzke w dloni, az od napietych miesni bol przeszedl ja w rannym ramieniu.
Rodzimy się w jeden dzień. Umieramy w jeden dzień. W jeden dzień możemy się zmienić. I w jeden dzień możemy się zakochać. Wszystko może się zdarzyć w ciągu zaledwie |
Blaithin Fawley
Zawód : kuratorka i krytyk muzyczny
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Cofnęłabym się tysiąc razy i straciła go tysiąc razy, żeby tylko usłyszeć jego snute opowieści albo tylko głos. Albo nawet bez tego. Jedynie wiedzieć, że gdzieś tutaj jest. Żywy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Blaithin Fawley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 44
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 44
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Kobieta ciągnęła was w mrok, w nieznane, nie przestając wyrzucać z siebie chaotycznych słów, szeptanych jednak a nie wykrzykiwanych. Z każdym niewidocznym dla was krokiem wydawała się coraz bardziej przestraszona, lecz zarazem pełna nadziei; powtarzała imię Lydii, wspominała coś o dzieciach i lęku, o przejściu do innego, lepszego świata. Kilka razy zatrzymywała się gwałtownie, jakby niepewna, gdzie ruszyć dalej, i podczas jednego z takich niespodziewanych postojów zarówno Bertiemu, jak i Blaithin udało się sięgnąć po różdżkę. Czar Blaithin, dalej słabnącej, chwiejącej się na nogach z powodu niedawnych zawrotów głowy, okazał się nieudany - nic nie widziała i nic nie słyszała, coraz mocniej wpadając w panikę. Zalana krwią, przemarznięta i zmęczona, pozwalała się prowadzić w mrok i w niewiadomą, nie mogąc usłyszeć swego współtowarzysza.
Po raz kolejny udowadniającego swą magiczną moc. W sekundę po usłyszeniu inkantacji świat wokól Bertiego stał się przejrzysty, pozbawiony lepkiego mroku. Tuż obok nich przemknęły...dzieci? Zniknęly niezwykle szybko, w mgnieniu oka, czarodziej zdążył jednak zauważyć zakrwawione twarze, pyzate buzie i bose ciała. Znajdowali się wraz z Kobietą w środku coraz gęstszego lasu, drzewa rosły niezwykle blisko siebie, tak, że niekiedy ocierali się o nie plecami - nic więc dziwnego, że istoty w mgnieniu oka zniknęły za gałęziami dzikich krzewów.
Mech pod stopami Bertiego stawał się coraz twardszy, podłoże kamieniste - dotarli na coś w rodzaju ścieżki, niestworzonej jednak przez człowieka. Wokół panowały ciemności, lecz te względnie naturalne, nocne, dziwna łuna spowijała jednak niebo tuż nad koronami drzew, jakby napęczniały bąbel powietrza, kopuła, niepozwalająca przepuścić nic na zewnątrz. Ze stopnia jej zakrzywienia, widocznego pomiędzy gałęziami, Bott mógł wysnuć wniosek, że zbliżają się do jej krańca - może był to czar, może brzeg wielkej anomalii? Prowadząca go za rękę kobieta nie była ani metamorfomagiem ani zmodyfikowana w żaden sposób. Gdy Bertie się odwrócił, zauważył odległą łunę światła, daleko z tyłu - a pod nią ludzkie sylwetki. Nie mógł jednak długo się ociągać, Kobieta znów pociągnęła ich naprzód - a Bott zauważył kolejną łunę, tym razem taką, która musiała pochodzić od ogniska. Do jego uszu dotarły także nieudolne dźwięki piszczałek, coraz glośniejsze dziecięce chcichoty oraz echa rozmów i trzeszczenia ognia, dobiegające zza linii drzew - gdzie, według wszelkich praw magicznej fizyki, powinien znajdować się wąwóz, rezonujący dobiegające odgłosy i uniemożliwiający dostrzeżenie tego, co działo się niedaleko.
Kobieta gwałtownie przystanęła, pochylając się do ucha Bertiego. - Ktoś musi wejść tam pierwszy. To niebezpieczne. A ona - tu szarpnęła ręką Blaithin - nic nie słyszy. Może nic nie poczuje. Może nic się jej nie stanie. Może otrzyma nagrodę a może umrze. Kto wejdzie do n i c h jako pierwszy? - wychrypiała wyczekująco. Było jasnym, że to nie ona przekroczy linię drzew jako pierwsza, że Bott ma wybór - ruszyć tam sam albo pozwolić, by to zagubiona w ciemności i ciszy Blaithin ruszyła do przodu w nieznane. - Nie rób nic głupiego, oni boją się zaklęć, nie możemy podać im się na złotej tacy, chcę odzyskać dziecko - dodała nieco płaczliwie, nerwowo zerkając w stronę, z której dobiegały wesołe dźwięki zabawy lub uczty.
Fawley dalej nie widziała nic - czuła jednak lodowatą rękę Kobiety, ściskającą ją drapieżnie za nadgarstek. Spostrzegła jednak łunę ogniska, światło majaczące gdzieś niedaleko przed nimi, w jakimś zagłębieniu. W jej sercu nie pojawiła się jednak nadzieja a strach, instynkt wskazywał, że to miejsce jest niebezpieczne i złe.
| Na odpis macie czas do 05.01 do 10:00.
Po raz kolejny udowadniającego swą magiczną moc. W sekundę po usłyszeniu inkantacji świat wokól Bertiego stał się przejrzysty, pozbawiony lepkiego mroku. Tuż obok nich przemknęły...dzieci? Zniknęly niezwykle szybko, w mgnieniu oka, czarodziej zdążył jednak zauważyć zakrwawione twarze, pyzate buzie i bose ciała. Znajdowali się wraz z Kobietą w środku coraz gęstszego lasu, drzewa rosły niezwykle blisko siebie, tak, że niekiedy ocierali się o nie plecami - nic więc dziwnego, że istoty w mgnieniu oka zniknęły za gałęziami dzikich krzewów.
Mech pod stopami Bertiego stawał się coraz twardszy, podłoże kamieniste - dotarli na coś w rodzaju ścieżki, niestworzonej jednak przez człowieka. Wokół panowały ciemności, lecz te względnie naturalne, nocne, dziwna łuna spowijała jednak niebo tuż nad koronami drzew, jakby napęczniały bąbel powietrza, kopuła, niepozwalająca przepuścić nic na zewnątrz. Ze stopnia jej zakrzywienia, widocznego pomiędzy gałęziami, Bott mógł wysnuć wniosek, że zbliżają się do jej krańca - może był to czar, może brzeg wielkej anomalii? Prowadząca go za rękę kobieta nie była ani metamorfomagiem ani zmodyfikowana w żaden sposób. Gdy Bertie się odwrócił, zauważył odległą łunę światła, daleko z tyłu - a pod nią ludzkie sylwetki. Nie mógł jednak długo się ociągać, Kobieta znów pociągnęła ich naprzód - a Bott zauważył kolejną łunę, tym razem taką, która musiała pochodzić od ogniska. Do jego uszu dotarły także nieudolne dźwięki piszczałek, coraz glośniejsze dziecięce chcichoty oraz echa rozmów i trzeszczenia ognia, dobiegające zza linii drzew - gdzie, według wszelkich praw magicznej fizyki, powinien znajdować się wąwóz, rezonujący dobiegające odgłosy i uniemożliwiający dostrzeżenie tego, co działo się niedaleko.
Kobieta gwałtownie przystanęła, pochylając się do ucha Bertiego. - Ktoś musi wejść tam pierwszy. To niebezpieczne. A ona - tu szarpnęła ręką Blaithin - nic nie słyszy. Może nic nie poczuje. Może nic się jej nie stanie. Może otrzyma nagrodę a może umrze. Kto wejdzie do n i c h jako pierwszy? - wychrypiała wyczekująco. Było jasnym, że to nie ona przekroczy linię drzew jako pierwsza, że Bott ma wybór - ruszyć tam sam albo pozwolić, by to zagubiona w ciemności i ciszy Blaithin ruszyła do przodu w nieznane. - Nie rób nic głupiego, oni boją się zaklęć, nie możemy podać im się na złotej tacy, chcę odzyskać dziecko - dodała nieco płaczliwie, nerwowo zerkając w stronę, z której dobiegały wesołe dźwięki zabawy lub uczty.
Fawley dalej nie widziała nic - czuła jednak lodowatą rękę Kobiety, ściskającą ją drapieżnie za nadgarstek. Spostrzegła jednak łunę ogniska, światło majaczące gdzieś niedaleko przed nimi, w jakimś zagłębieniu. W jej sercu nie pojawiła się jednak nadzieja a strach, instynkt wskazywał, że to miejsce jest niebezpieczne i złe.
| Na odpis macie czas do 05.01 do 10:00.
- Żywotności:
Bertie 185/220 (5 - osłabienie, 30 - oparzenia); -5 do kości
Blaithin 150/200(35 - cięte, rozszczepienie lewego przedramienia, 15 - psychiczne [levicorpus]) -10 do kości
Kobieta - 175/220 (
- Mapa:
Mapa pojawi się w następnym poście, na razie znajdujecie się w mroku, w gęstym lesie - i tylko Bertie widzi to, co zostało opisane w treści posta.
pomarańczowa kropka - Blaithin
ciemnoniebieska kropka - Berte
jasnopomarańczowa kropka - Kobieta
brązowe coś - ruiny chaty
żółte łuny - zasięg zaklęć Lumos Maxima
Nie wiedziała czego powinna się spodziewać po kobiecie, ale straciła już nadzieję, że ta jest jej przychylna. Uścisk jej ręki na nadgarstku wskazywał na upór i brak współpracy, dlatego Blaithin musiała mieć pewność, że wie z czym ma do czynienia i gdzie czekają na nią zasadzki. Zaparła się w miejscu, a nawet cofnęła o kilka kroków, nie ulegając kobiecie, która ciągnęła ją ze sobą. Nie ufała jej, a półnagiemu Bertiemu nie wiedziała czy ufać powinna, dlatego odetchnęła z rezygnacją i szepnęła cicho pod nosem zaklęcie, które pomogłoby jej w ocenie sytuacji:
— Carpiene.
Różdżką celowała w kierunku ogniska, jakie zamajaczyło niedaleko, ale tak naprawdę miała nadzieję, że zaklęcie zadziała szerzej, o ile się uda. Czarowanie bez słyszenia inkantacji było wyjątkowo ciężkie, choć Blaithin powoli zaczynała przyzwyczajać się do panującej ciszy. Starała się korzystać z niej w ramach zwiększego skupienia.
— Carpiene.
Różdżką celowała w kierunku ogniska, jakie zamajaczyło niedaleko, ale tak naprawdę miała nadzieję, że zaklęcie zadziała szerzej, o ile się uda. Czarowanie bez słyszenia inkantacji było wyjątkowo ciężkie, choć Blaithin powoli zaczynała przyzwyczajać się do panującej ciszy. Starała się korzystać z niej w ramach zwiększego skupienia.
Rodzimy się w jeden dzień. Umieramy w jeden dzień. W jeden dzień możemy się zmienić. I w jeden dzień możemy się zakochać. Wszystko może się zdarzyć w ciągu zaledwie |
Blaithin Fawley
Zawód : kuratorka i krytyk muzyczny
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Cofnęłabym się tysiąc razy i straciła go tysiąc razy, żeby tylko usłyszeć jego snute opowieści albo tylko głos. Albo nawet bez tego. Jedynie wiedzieć, że gdzieś tutaj jest. Żywy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Blaithin Fawley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 43
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 43
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Powiedzieć, że nie podobała mu się ta sytuacja to jak nie powiedzieć nic. Bott nie wiedział co robić, był kompletnie zagubiony nawet w chwili, kiedy wrócił do niego wzrok. Nie był pewien w jakim stopniu mu ufać. Widział dzieci dookoła, nie wiedział czy są to jakieś stworzenia, czy wręcz przeciwnie - ofiary tej koszmarnej anomalii. Szedł jednak dalej. Kiedy dostrzegł błysk, pomyślał by wyrwać w tamtą stronę, jednak to także mogło nic nie oznaczać. I choć nie wierzył już w ani jedno słowo tego-czegoś, szedł dalej aż do skraju, dziwnego i obcego.
Spojrzał na kobietę obok, której nie znał ale nie chciał zostawiać tutaj z tą szaloną kobietą/tym dziwnym czymś. Mogła mieć jakieś informacje. Albo po prostu być tak jak on ofiarą. Na pewno nie zamierzał posyłać jej samotnie w nieznane, być może poza obszar anomalii, być może w jej jeszcze głębsze odmęty.
- Może zabiorę ją ze sobą? Ty będziesz bezpieczna, zaczekasz tutaj, jeśli się uda wrócimy z twoją córką i moją siostrą. Może będą zadowoleni, jeśli poślesz tam nas razem. - spróbował, zerkając na kobietę. Nie mogła go słyszeć, nie mogła też wiedzieć że z nim jest bezpieczniejsza niż z nią, liczył jedynie, że ta nie spanikuje.
Zanim jednak ruszył do przodu, postanowił spróbować jeszcze jednego zaklęcia. Z ciężkim sercem odetchnął, przypominając sobie, jak długo je ćwiczył, było jednak szalenie trudne.
- Horatio.
ST zaklęcia obniżone o 5 dzięki Zakonowi.
Spojrzał na kobietę obok, której nie znał ale nie chciał zostawiać tutaj z tą szaloną kobietą/tym dziwnym czymś. Mogła mieć jakieś informacje. Albo po prostu być tak jak on ofiarą. Na pewno nie zamierzał posyłać jej samotnie w nieznane, być może poza obszar anomalii, być może w jej jeszcze głębsze odmęty.
- Może zabiorę ją ze sobą? Ty będziesz bezpieczna, zaczekasz tutaj, jeśli się uda wrócimy z twoją córką i moją siostrą. Może będą zadowoleni, jeśli poślesz tam nas razem. - spróbował, zerkając na kobietę. Nie mogła go słyszeć, nie mogła też wiedzieć że z nim jest bezpieczniejsza niż z nią, liczył jedynie, że ta nie spanikuje.
Zanim jednak ruszył do przodu, postanowił spróbować jeszcze jednego zaklęcia. Z ciężkim sercem odetchnął, przypominając sobie, jak długo je ćwiczył, było jednak szalenie trudne.
- Horatio.
ST zaklęcia obniżone o 5 dzięki Zakonowi.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 91
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 91
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Kobieta wpatrywała się w Bertiego z rosnącym gniewem i wrogością; nic nie działo się tak, jak powinno, nieznajomi atakowali ją, potem próbowali rozmawiać, teraz - znów nią manipulowali, do tego sięgając po rózdżki. - Zginie i to będzie twoja wina - wychrypiała, wbijając paznokcie w dłoń Botta aż do krwi, zamierzała powiedzieć coś jeszcze, szarpnąć Blaithin i również sięgnąć po drewno, ale w tej chwili inkantacja, wypowiedziana przez czarodzieja, rozbłysła wokół nich świetlistą mgłą. Bertie na sekundę stracił wzrok, coś ciężkiego przygniotło mu klatkę piersiową, a potem, gdy otworzył powieki...czas się zatrzymał.
Las przestał szeleścić, z oddali przestały dobiegać wesołe odgłosy uczty lub zabawy, także płomienie przestały rzucać słabą łunę przez ciemność, otaczającą teraz Botta niezwykle lepkim, ciężkim mrokiem. Tuż przed nim majaczyła wygięta w grymasie wściekłości twarz Nieznajomej, jej paznokcie ciągle wbijały się głęboko w jego skórę. Obok rysowała się także sylwetka Fawleyówny. Gdyby Bertie posiadał przy sobie zegarek, wiedziałby, że jego wskazówki nie poruszył się nawet odrobinę; odczuwał to wahanie magii i czasu całym sobą, przeczuwał jednak, że ten czar nie będzie trwał wiecznie.
Urok Blaithin, który spróbowała rzucić na sekundę przed zatrzymaniem się czasu, nie powiódł się. Fawleyówna nie wiedziała też, co się dzieje, usłyszała tylko inkantację.
| Bertie, masz czas do 07.01 do godziny 18 na napisanie 3 postów, czyli wykonanie 3 akcji. Jeśli zaistnieje taka potrzeba, MG napisze posty uzupełniające.
W razie pytań/chęci przeniesienia się do innej lokacji zapraszam wyjątkowo na GG, tam odpiszę szybciej!
Veritas Claro Bertiego (2/5)
Las przestał szeleścić, z oddali przestały dobiegać wesołe odgłosy uczty lub zabawy, także płomienie przestały rzucać słabą łunę przez ciemność, otaczającą teraz Botta niezwykle lepkim, ciężkim mrokiem. Tuż przed nim majaczyła wygięta w grymasie wściekłości twarz Nieznajomej, jej paznokcie ciągle wbijały się głęboko w jego skórę. Obok rysowała się także sylwetka Fawleyówny. Gdyby Bertie posiadał przy sobie zegarek, wiedziałby, że jego wskazówki nie poruszył się nawet odrobinę; odczuwał to wahanie magii i czasu całym sobą, przeczuwał jednak, że ten czar nie będzie trwał wiecznie.
Urok Blaithin, który spróbowała rzucić na sekundę przed zatrzymaniem się czasu, nie powiódł się. Fawleyówna nie wiedziała też, co się dzieje, usłyszała tylko inkantację.
| Bertie, masz czas do 07.01 do godziny 18 na napisanie 3 postów, czyli wykonanie 3 akcji. Jeśli zaistnieje taka potrzeba, MG napisze posty uzupełniające.
W razie pytań/chęci przeniesienia się do innej lokacji zapraszam wyjątkowo na GG, tam odpiszę szybciej!
Veritas Claro Bertiego (2/5)
- Żywotności:
Bertie 185/220 (5 - osłabienie, 30 - oparzenia); -5 do kości
Blaithin 150/200(35 - cięte, rozszczepienie lewego przedramienia, 15 - psychiczne [levicorpus]) -10 do kości
Kobieta - 175/220 (
- Mapa:
Berte znajduje się w mroku, wie tylko tyle, że przyszedł ze wschodu - i tam widzi łuny zaklęć Lumos Maxima - i że na zachodzie widział łuny ognisk i słyszał odgłosy zabawy.
Dotarcie w którąś ze stron zajmie Bertiemu 1 kolejkę, o ile oświetli sobie drogę, inaczej musi rzucić kością k6 na orientację w terenie. Wynik nieparzysty oznacza, że poszedł w złą stronę, parzysty - w tą, w którą chciał się udać.
W pierwszej chwili poczuł się dziwnie, ucisk na klatce piersiowej wzbudził lekki dreszcz, miał wrażenie że swoją próbą wywołał jakąś anomalię, dopiero po kilku sekundach zrozumiał, że to jego zaklęcie okazało się skuteczne. Przez zaledwie chwilę ogarnęła go ekscytacja, w każdej innej sytuacji chyba skakałby teraz ze szczęścia, że jego próby dają efekty i jest w stanie dokonać czegoś TAKIEGO, teraz jednak radość przesłonięta była lękiem o siostrę i przez całą sytuację dookoła. To nie była chwila na świętowanie, musiał wykorzystać czas jaki udało mu się zyskać - nie wiedział ile go będzie.
Najpierw złapał za różdżkę którą kobieta trzymała w dłoni, zapewne z planami użycia jej przeciw któremuś z nich, zaraz - nauczony doświadczeniem - zaczął ją przeszukiwać. Dobrze wiedział, że ma jeszcze jedną różdżkę i to był jego priorytet, jednak sprawdzał ją bardzo dokładnie, zatrzymując się za każdym razem kiedy dotknął czegoś co nie było ubraniem lub co wydawało się nietypowe. Być może to jakiś artefakt sprawia, że kobieta jest taka?
przeszukanie - spostrzegawczość na 0 ale może coś ciekawego jeszcze znajdę ._.
Najpierw złapał za różdżkę którą kobieta trzymała w dłoni, zapewne z planami użycia jej przeciw któremuś z nich, zaraz - nauczony doświadczeniem - zaczął ją przeszukiwać. Dobrze wiedział, że ma jeszcze jedną różdżkę i to był jego priorytet, jednak sprawdzał ją bardzo dokładnie, zatrzymując się za każdym razem kiedy dotknął czegoś co nie było ubraniem lub co wydawało się nietypowe. Być może to jakiś artefakt sprawia, że kobieta jest taka?
przeszukanie - spostrzegawczość na 0 ale może coś ciekawego jeszcze znajdę ._.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 48
'k100' : 48
Bertie bez problemu odebrał Kobiecie różdżkę i rozpoczął przeszukania - niestety, bezowocne. Ręce drżału mu z chłodu i emocji, zarówno lęku i dumy z udanego zaklęcia. Veritas Claro pozwalało mu rozgonić gęstą ciemność, ale w lesie w dalszym ciągu panował pólmrok, nie znalazł więc przy Nieznajomej praktycznie nic - oprócz skrawka haftowanej chusteczki do nosa, najwyraźniej zużytej.
Chętnie odłożyłby gdzieś różdżkę kobiety, jednak niestety w jego dzisiejszym stroju nie było żadnej kieszeni. Wiedział, że ta ma jeszcze jedną różdżkę i wiedział, że potrzebuje więcej czasu, żeby ją znaleźć i całkowicie unieszkodliwić nieznajomą. To był w tej chwili jego priorytet - najpierw pozbędzie się jednego problemu, potem zajmie się pozostałymi.
Być może druga nieznajoma będzie mogła mu pomóc z przeszukiwaniem jeśli uda mu się unieruchomić tę cholerną wariatkę. Co prawda raz już dała radę przełamać jego czar, unieruchomienie nadal wydawało mu się jednak najbardziej rozsądne.
- Drętwota.
Wypowiedział, celując swoją różdżkę w kobietę która chciała wypchnąć go w nieznane.
Być może druga nieznajoma będzie mogła mu pomóc z przeszukiwaniem jeśli uda mu się unieruchomić tę cholerną wariatkę. Co prawda raz już dała radę przełamać jego czar, unieruchomienie nadal wydawało mu się jednak najbardziej rozsądne.
- Drętwota.
Wypowiedział, celując swoją różdżkę w kobietę która chciała wypchnąć go w nieznane.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Czarodziejski wąwóz
Szybka odpowiedź