Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Cumberland
Tajny Bunkier
Strona 21 z 21 • 1 ... 12 ... 19, 20, 21
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Tajny Bunkier
Skryty w środku lasu bunkier wybudowany w czasach II Wojny Światowej. Po zaprzestaniu walk przejęty, zagospodarowany i dostosowany do potrzeb mugolskich bojowników. Bardzo trudno do niego trafić, jest pilnie strzeżony, a przypadkowi przechodnie są narażeni na atak strażników, którzy nieustannie patrolują okolice prowadząc regularne warty. Wszelkie pojazdy chowane są w bezpiecznej odległości, byle tylko odciągnąć uwagę od przesuwanej, masywnej płyty umożliwiającej wejście do środka.
Wszystko znajdujące się pod ziemią owiane jest tajemnicą.
Wszystko znajdujące się pod ziemią owiane jest tajemnicą.
[bylobrzydkobedzieladnie]
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 6
'k100' : 6
wracamy z szafki
Mugole nie chcieli z nami rozmawiać, a mnie to nieszczególnie zaskoczyło. Czarodzieje wyrządzili im wiele złego – może nie konkretnie my, ale skąd mieli to wiedzieć? Podejrzewałem, że teraz magia kojarzy im się jedynie z chaosem i zniszczeniem, a nie Matką chrzestną Kopciuszka i jej niesamowitymi zdolnościami transmutacji. Steffen próbował zacząć rozmowę, za co byłem mu wdzięczny, bo przynajmniej spróbował, ale dalej musieliśmy zaufać naszym różdżkom. Walka nie była tak prosta, jak mogłoby się wydawać. – Steffen! – Wyrwało mi się, kiedy kula dosięgnęła jego ramienia. Zauważyłem krople krwi, leniwie spływające po jego ubraniu. Zranili go swoją niemagiczną bronią, niby taką niegroźną. Udało mi się rzucić same udane zaklęcia tarczy, broniąc nie tylko siebie, ale również swojego kompana. Tylko samą obroną niewiele mogliśmy zdziałać, a moja różdżka jakby się zbuntowała przeciwko mnie, i każdą próbę ataku dławiła w sobie. Chybiałem, raz za razem. Przynajmniej Steffenowi udało się wyczarować udane ruchome piaski, a mugole stopniowo w nich znikali. Wiercili się, krzyczeli, dalej w nas strzelali – to było okropne. Nie chciałem robić im krzywdy, ale nie miałem innego wyjścia. W końcu silniejszy promień zaklęcia opuścił moją różdżkę, zamykając nadgarstki i kostki jednego z żołnierzy w ciasnych kajdankach. Nie mogli się ruszać, nie mieli broni – byliśmy bezpieczni. – Jak się czujesz? Dasz radę z tą ręką? – Zupełnie nie znałem się na magomedycynie, właśnie zamarzyłem, żeby obok nas zmaterializowała się moja siostra. Ona wiedziałaby co robić, jak go zaopatrzyć, chociaż trochę ulżyć w bólu czy zatamować krwawienie. – Jeden z nich był opętany, na drugim ciążyła klątwa – Odezwałem się po chwili, chcąc trochę rozładować napięcie, czyli coś, czego bardzo nie lubiłem. Tego nauczył mnie Bertie – obracać wszystko w żart, żeby nie oszaleć. – Tej wersji się trzymajmy – Dodałem, robiąc krok w stronę bunkra. – Idziemy sprawdzić bunkier – niby stwierdzenie, ale towarzyszyło mu pytające spojrzenie, posłane w stronę Steffena.
Mugole nie chcieli z nami rozmawiać, a mnie to nieszczególnie zaskoczyło. Czarodzieje wyrządzili im wiele złego – może nie konkretnie my, ale skąd mieli to wiedzieć? Podejrzewałem, że teraz magia kojarzy im się jedynie z chaosem i zniszczeniem, a nie Matką chrzestną Kopciuszka i jej niesamowitymi zdolnościami transmutacji. Steffen próbował zacząć rozmowę, za co byłem mu wdzięczny, bo przynajmniej spróbował, ale dalej musieliśmy zaufać naszym różdżkom. Walka nie była tak prosta, jak mogłoby się wydawać. – Steffen! – Wyrwało mi się, kiedy kula dosięgnęła jego ramienia. Zauważyłem krople krwi, leniwie spływające po jego ubraniu. Zranili go swoją niemagiczną bronią, niby taką niegroźną. Udało mi się rzucić same udane zaklęcia tarczy, broniąc nie tylko siebie, ale również swojego kompana. Tylko samą obroną niewiele mogliśmy zdziałać, a moja różdżka jakby się zbuntowała przeciwko mnie, i każdą próbę ataku dławiła w sobie. Chybiałem, raz za razem. Przynajmniej Steffenowi udało się wyczarować udane ruchome piaski, a mugole stopniowo w nich znikali. Wiercili się, krzyczeli, dalej w nas strzelali – to było okropne. Nie chciałem robić im krzywdy, ale nie miałem innego wyjścia. W końcu silniejszy promień zaklęcia opuścił moją różdżkę, zamykając nadgarstki i kostki jednego z żołnierzy w ciasnych kajdankach. Nie mogli się ruszać, nie mieli broni – byliśmy bezpieczni. – Jak się czujesz? Dasz radę z tą ręką? – Zupełnie nie znałem się na magomedycynie, właśnie zamarzyłem, żeby obok nas zmaterializowała się moja siostra. Ona wiedziałaby co robić, jak go zaopatrzyć, chociaż trochę ulżyć w bólu czy zatamować krwawienie. – Jeden z nich był opętany, na drugim ciążyła klątwa – Odezwałem się po chwili, chcąc trochę rozładować napięcie, czyli coś, czego bardzo nie lubiłem. Tego nauczył mnie Bertie – obracać wszystko w żart, żeby nie oszaleć. – Tej wersji się trzymajmy – Dodałem, robiąc krok w stronę bunkra. – Idziemy sprawdzić bunkier – niby stwierdzenie, ale towarzyszyło mu pytające spojrzenie, posłane w stronę Steffena.
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Idealista Steffen i tak był rozczarowany. Zdołał obronić Floreana i pogrzebać żołnierzy w piasku, na szczęście nadal żyli, skuci kajdanami i bezbronni, ale... nie tak to sobie wyobrażał. Chciał tu wparować jako jakiś zbawca mugoli, ponegocjować z nimi, porwać ich żarliwą przemową, obiecać pomoc, powymądrzać się na temat "moja mama też jest mugolką", przekonać, że czarodzieje nic im nie zrobią... a został powitany nieufnością i salwą strzałów. Teraz jeden żołnierz tracił chyba przytomność, a drugi spoglądał na niego jak na jakiegoś potwora.
I bolała go ręka. Coraz bardziej, bo wyrzut adrenaliny chwilowo spowolnił cierpienie. Teraz jednak walka się skończyła, strzały ucichły, a Steff krzywił się lekko i mocno trzymał za ramię.
-Dam radę. Musimy iść po tego czarodzieja... - skoro już pokonali mugoli, nie mogli tak po prostu się poddać. Rana była bolesna, ale kule tylko go drasnęły, krwotok nie był obfity, Steff sobie jakoś poradzi. Dotrze do Belli, jak już nałoży pułapki... a ona mu jakoś pomoże.
-Co? - wyrwało mu się, gdy Florek sam zaczął gadać jak opętany. Wtem zrozumiał, zmarszczył lekko brwi, a potem rozszerzył oczy i pokiwał powoli głową. -Ta...ak. - przyznał. -Klątwy tak czasem działają. Agresywnie. Pomożemy im. Uzdrowiciele im pomogą. - powtórzył za Floreanem, bo ta wersja wydarzeń brzmiała o wiele lepiej niż "mugole napadli nas z zaskoczenia, więc musieliśmy odpowiedzieć agresją."
Dotknął delikatnie fiolek eliksirów w kieszeni. Może zaraz będzie musiał coś wypić, żeby zdołać nałożyć tu pułapki. Lewe ramię drętwiało, ale na razie trzeba znaleźć czarodzieja.
-Chodźmy, uwolnijmy tego ich zakładnika. Później po nich wrócimy. - odezwał się i przytaknął na słówa o sprawdzeniu Tajnego Bunkra. Ostrożnie ruszyli w tamtą stronę, a Steff rozglądał się czujnie wkoło, jakby spodziewał się niebezpieczeństwa, odwetu kolejnych mugoli, czegokolwiek. Było mu trochę zimno i czuł się nieswojo. Ale musieli się ratować, musiał rzucić tą Dunę, prawda? Musiał w to wierzyć, żeby nie oszaleć. Ta wojna była dziwna, straszna. Opętany i przeklęty mugol - tak, może faktycznie tak było.
czas start
I bolała go ręka. Coraz bardziej, bo wyrzut adrenaliny chwilowo spowolnił cierpienie. Teraz jednak walka się skończyła, strzały ucichły, a Steff krzywił się lekko i mocno trzymał za ramię.
-Dam radę. Musimy iść po tego czarodzieja... - skoro już pokonali mugoli, nie mogli tak po prostu się poddać. Rana była bolesna, ale kule tylko go drasnęły, krwotok nie był obfity, Steff sobie jakoś poradzi. Dotrze do Belli, jak już nałoży pułapki... a ona mu jakoś pomoże.
-Co? - wyrwało mu się, gdy Florek sam zaczął gadać jak opętany. Wtem zrozumiał, zmarszczył lekko brwi, a potem rozszerzył oczy i pokiwał powoli głową. -Ta...ak. - przyznał. -Klątwy tak czasem działają. Agresywnie. Pomożemy im. Uzdrowiciele im pomogą. - powtórzył za Floreanem, bo ta wersja wydarzeń brzmiała o wiele lepiej niż "mugole napadli nas z zaskoczenia, więc musieliśmy odpowiedzieć agresją."
Dotknął delikatnie fiolek eliksirów w kieszeni. Może zaraz będzie musiał coś wypić, żeby zdołać nałożyć tu pułapki. Lewe ramię drętwiało, ale na razie trzeba znaleźć czarodzieja.
-Chodźmy, uwolnijmy tego ich zakładnika. Później po nich wrócimy. - odezwał się i przytaknął na słówa o sprawdzeniu Tajnego Bunkra. Ostrożnie ruszyli w tamtą stronę, a Steff rozglądał się czujnie wkoło, jakby spodziewał się niebezpieczeństwa, odwetu kolejnych mugoli, czegokolwiek. Było mu trochę zimno i czuł się nieswojo. Ale musieli się ratować, musiał rzucić tą Dunę, prawda? Musiał w to wierzyć, żeby nie oszaleć. Ta wojna była dziwna, straszna. Opętany i przeklęty mugol - tak, może faktycznie tak było.
czas start
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Co i rusz zerkałem w stronę pokonanych mugoli. Zmęczonych, poobijanych, skutych. Wiem, że to oni pierwsi wystrzelili w naszą stronę, ale i tak czułem się głupio, że odpowiedziałem zaklęciem. Może jednak powinniśmy się bronić i spróbować przemówić im do rozsądku? Może jednak by nam zaufali, przecież razem ze Steffenem mieliśmy styczność z mugolami. Miałem matkę mugolkę, chodziłem do mugolskiej szkoły, znałem ten świat nie gorzej niż czarodziejski. Nawet trochę, w taki pokrętny sposób, czułem się jednym z nich. I zrobiłem krok w ich kierunku, różdżkę chowając za siebie, żeby bardziej ich nie straszyć. – Przepraszam – ot, tyle udało mi się z siebie wydobyć, zanim Steffen nie przypomniał mi o tamtym ukrytym mężczyźnie. Posłałem ostatnie spojrzenie mugolom, trochę smutne, ale na ich miejscu tylko bardziej by mnie rozzłościło. Odwróciłem się, skupiając się na swoim towarzyszu. Tak, to nie był czas na zbędne emocje. Trwała wojna, i tak byliśmy dla nich mili, nasi przeciwnicy pewnie by ich zamordowali bez mrugnięcia okiem. – Opętania też. W drastycznych przypadkach człowiek po prostu traci… człowieczeństwo. Dużo zależy od ducha – odparłem, ale taka pogawędka pozwalała mi za dużo nie myśleć o wszystkich ale, o niebezpieczeństwach, które mogły na nas czyhać. Poprawiłem uścisk na różdżce, będąc gotowym na walkę z kolejnymi śmiertelnymi nabojami. Spojrzałem na rękę Steffena, czując w żołądku nieprzyjemny strach. – Tylko daj znać jeżeli poczujesz się słabo, mam świstoklik, nie idźmy tam na siłę – przypomniałem mu, mając nadzieję, że nie będzie niepotrzebnie zgrywał chojraka. Uwięziony mężczyzna nie był tego wart, nawet nie byliśmy pewni, że faktycznie go tam zastaniemy. – Poczekaj, od razu coś tutaj nałożę – mruknąłem, wyciągając przed siebie różdżkę. Jeszcze nie byłem biegły w nakładaniu pułapek, ale przeczytałem na ten temat tak wiele książek, że mogłem teraz spróbować wykorzystać tę wiedzę w praktyce. Zacząłem kręcić różdżką różnej wielkości kółka, mamrocząc pod nosem zaklęcia, które udało mi się zapamiętać – no, przynajmniej pamięć miałem dobrą, przystosowaną do tych wszystkich dat, nazwisk, innych szczegółów. Chciałem nałożyć zawieruchę, strasznie mi się podobało to zabezpieczenie, trochę sam miałem ochotę je uruchomić, żeby przez chwilę pobyć w takiej wyimaginowanej bitwie. Mimo wszystko powstrzymałem tę chęć w zarodku i zrobiłem tak, żeby samemu ze Steffenem w nią nie wpaść. – Trochę to trwa… – mruknąłem przepraszająco, nie spodziewałem się tego. Minęło jeszcze z pięć minut zanim skończyłem, trochę się przy tym męcząc. – Już, chodźmy dalej – pogoniłem bardziej siebie niż jego, wchodząc w głąb bunkra.
Nakładam zawieruchę
Nakładam zawieruchę
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
-Ja też przepraszam... - bąknął, idąc za przykładem Floreana. Wcale nie chciał z nimi walczyć. Chciał zdjąć Dunę zanim ich poddusiła. Chciał im pomóc teraz, gdy krztusili się piaskiem - a przecież nie potrafił. Ruszył za Floreanem, czując pulsujący ból w ramieniu i ciężar na sumieniu.
-Ja też mam świstoklik, który może przenieść do pięciu osób, to akurat my, żołnierze i ten czarodziej. - szepnął do Floreana. -Oszczędzałem go na kryzysową okazję, jak sądzisz, czy to teraz? Chyba dam radę się teleportować, zobaczymy jak czarodziej, a po nich można kogoś przysłać... - myślał na głos. Dar od wujka Becketta był cenny, ale życie tych żołnierzy było chyba jeszcze cenniejsze. -No i... umiesz rzucać Oblivate? Albo znasz kogoś, kto umie? - dodał przezornie. Może i przyszli tutaj po czarodzieja, ale nie chciał robić sobie wrogów z mugoli, nie chciał by pamiętali jak próbował pogrzebać ich żywcem. Bo przecież nie próbował. Tak tylko wyszło!
-Też coś nałożę... - mruknął, przed wejściem do bunkra. Gdy Florean nakładał swoją pułapkę, Steffen postąpił kilka kroków i zaczął nakładać...
...co mógłby tutaj nałożyć?
Odpowiedź była jedna, logiczna, Cattermolowska.
-Za twoją pułapką będzie moja Duna, aktywuję ją jak się stąd zmyjemy. - zaproponował, zataczając różdżką szerokie koło. Przymknął oczy, myśląc o piasku, transmutując teren tak, by okrąg o średnicy dziesięciu metrów, który obejmował obszar przed wejściem do bunkra, zamienił się w ruchome piaski. Zaklęcie Duna miał opanowane do perfekcji, teraz musiał tylko przypomnieć sobie wiedzę z zakresu numerologii aby przekuć je w skuteczną pułapkę. Nakładał to już pod Domem Petriego, w jeszcze większym stresie. Poradzi sobie.
Kucnął, dotykając różdżką ziemi. Wstał niemal równocześnie z Floreanem.
-Jak działa twoja pułapka? - zapytał, zaintrygowany. Zawieruchy nie znał, nie rozpoznał ruchów Fortescue.
Przeszli dalej, z różdżkami w pogotowiu. Steff rozejrzał się uważnie, ale nie widział już żadnych żołnierzy. Ani czarodzieja, jeszcze nie.
-Proszę pana? Przybyliśmy pana uratować! - rzucił zapobiegawczo.
Nakładam Dunę
-Ja też mam świstoklik, który może przenieść do pięciu osób, to akurat my, żołnierze i ten czarodziej. - szepnął do Floreana. -Oszczędzałem go na kryzysową okazję, jak sądzisz, czy to teraz? Chyba dam radę się teleportować, zobaczymy jak czarodziej, a po nich można kogoś przysłać... - myślał na głos. Dar od wujka Becketta był cenny, ale życie tych żołnierzy było chyba jeszcze cenniejsze. -No i... umiesz rzucać Oblivate? Albo znasz kogoś, kto umie? - dodał przezornie. Może i przyszli tutaj po czarodzieja, ale nie chciał robić sobie wrogów z mugoli, nie chciał by pamiętali jak próbował pogrzebać ich żywcem. Bo przecież nie próbował. Tak tylko wyszło!
-Też coś nałożę... - mruknął, przed wejściem do bunkra. Gdy Florean nakładał swoją pułapkę, Steffen postąpił kilka kroków i zaczął nakładać...
...co mógłby tutaj nałożyć?
Odpowiedź była jedna, logiczna, Cattermolowska.
-Za twoją pułapką będzie moja Duna, aktywuję ją jak się stąd zmyjemy. - zaproponował, zataczając różdżką szerokie koło. Przymknął oczy, myśląc o piasku, transmutując teren tak, by okrąg o średnicy dziesięciu metrów, który obejmował obszar przed wejściem do bunkra, zamienił się w ruchome piaski. Zaklęcie Duna miał opanowane do perfekcji, teraz musiał tylko przypomnieć sobie wiedzę z zakresu numerologii aby przekuć je w skuteczną pułapkę. Nakładał to już pod Domem Petriego, w jeszcze większym stresie. Poradzi sobie.
Kucnął, dotykając różdżką ziemi. Wstał niemal równocześnie z Floreanem.
-Jak działa twoja pułapka? - zapytał, zaintrygowany. Zawieruchy nie znał, nie rozpoznał ruchów Fortescue.
Przeszli dalej, z różdżkami w pogotowiu. Steff rozejrzał się uważnie, ale nie widział już żadnych żołnierzy. Ani czarodzieja, jeszcze nie.
-Proszę pana? Przybyliśmy pana uratować! - rzucił zapobiegawczo.
Nakładam Dunę
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
– Myślę, że tak, Steff. Nie możemy zostawić tutaj tych mugoli, musi ich obejrzeć lekarz. Ja wiem, że do nas strzelali, ale... My do nich też. Poza tym to nie z mugolami toczymy tę walkę – miałem nadzieję, że Steffen przyzna mi rację – mój świstoklik był tylko na dwie osoby, a nie potrafiłbym wybrać kogo z nich wszystkich uratować.
– Wywołuje iluzję bitwy. Człowiekowi wydaje się, że wokół jest mnóstwo czarodziejów, a wokół świszcze mnóstwo zaklęć. Podobno najlepiej nałożyć bitwę Morgany i Merlina, wiesz, tę średniowieczną w 1410, więc tak zrobiłem... Mam nadzieję, że będzie działać. To mój debiut – wyjaśniłem pokrótce Steffenowi, kiedy ostrożnie szliśmy dalej w głąb tajemniczego bunkra. Spodziewałem się, że za chwilę coś wyskoczy zza rogu i nas zaatakuje – to uczucie było silniejsze ode mnie, ciemność tego miejsca budziła grozę, poza tym obawiałem się, że tamci dwaj mugole to nie byli jedyni strażnicy tego bunkra. Ściskałem mocno różdżkę, cały czas trzymając ją w gotowości do kolejnej walki, która jednak... nie nastąpiła. Zamiast tego naszym oczom ukazał się mężczyzna w średnim wieku, przywiązany liną do jakiegoś pala. – Przyszliśmy panu pomóc – powiedziałem od razu, a mój głos okazał się zaskakująco pewny siebie. Po prostu nie chciałem spędzić tu więcej czasu niż to konieczne – Steffen był ranny, a tamci mugole przed bunkrem też na pewno potrzebowali pomocy magomedyka. Ja nie znałem się na magii leczniczej, nie mogłem nic zrobić. – Odwiążę pana... – mruknąłem, zajmując się tym ręcznie, tak po mugolsku, bo też w ten sposób został tutaj uwięziony. – Zabierzemy pana i kilku mugoli w bezpieczne miejsce. Proszę się nie sprzeciwiać, ja wiem, że pana tutaj przetrzymywali, ale... Też potrzebują pomocy – dodałem szybko, spoglądając kontrolnie na Steffena, żeby w razie czego mi pomógł go przekonać do naszych racji. Pomogłem mu wstać, nawet jeżeli się opierał, po czym idąc krok za nim, ruszyliśmy w stronę wyjścia. – Czekaj, jeszcze coś tu zostawię – mruknąłem, wyciągając przed siebie różdżkę. – To może chwilę potrwać – uprzedziłem wszystkich, chociaż wybrane przeze mnie zabezpieczenie nie było szczególnie trudne. Po prostu nie miałem wprawy. Zacząłem kręcić różdżką w tą i z powrotem, rysując w powietrzu pokrętne zygzaki, aż wreszcie (ile minęło czasu? pięć minut czy piętnaście?) wyprostowałem się i wróciłem do reszty. Podszedłem do dwóch wymęczonych mugoli, kolejny raz za wszystko ich przepraszając, i choć nie zdawali się jeszcze do końca mi ufać, chyba po prostu byli zbyt zmęczeni, żeby się sprzeciwiać. – Rozkujmy ich – Poprosiłem Steffena, samemu wyciągając różdżkę w stronę jednego z mężczyzn. – Finite – mruknąłem, uwalniając go z kajdan. Potem podszedłem do Steffena i nieznajomego czarodzieja – najwyższy czas stąd zniknąć.
Nakładam starego szewca
[bylobrzydkobedzieladnie]
– Wywołuje iluzję bitwy. Człowiekowi wydaje się, że wokół jest mnóstwo czarodziejów, a wokół świszcze mnóstwo zaklęć. Podobno najlepiej nałożyć bitwę Morgany i Merlina, wiesz, tę średniowieczną w 1410, więc tak zrobiłem... Mam nadzieję, że będzie działać. To mój debiut – wyjaśniłem pokrótce Steffenowi, kiedy ostrożnie szliśmy dalej w głąb tajemniczego bunkra. Spodziewałem się, że za chwilę coś wyskoczy zza rogu i nas zaatakuje – to uczucie było silniejsze ode mnie, ciemność tego miejsca budziła grozę, poza tym obawiałem się, że tamci dwaj mugole to nie byli jedyni strażnicy tego bunkra. Ściskałem mocno różdżkę, cały czas trzymając ją w gotowości do kolejnej walki, która jednak... nie nastąpiła. Zamiast tego naszym oczom ukazał się mężczyzna w średnim wieku, przywiązany liną do jakiegoś pala. – Przyszliśmy panu pomóc – powiedziałem od razu, a mój głos okazał się zaskakująco pewny siebie. Po prostu nie chciałem spędzić tu więcej czasu niż to konieczne – Steffen był ranny, a tamci mugole przed bunkrem też na pewno potrzebowali pomocy magomedyka. Ja nie znałem się na magii leczniczej, nie mogłem nic zrobić. – Odwiążę pana... – mruknąłem, zajmując się tym ręcznie, tak po mugolsku, bo też w ten sposób został tutaj uwięziony. – Zabierzemy pana i kilku mugoli w bezpieczne miejsce. Proszę się nie sprzeciwiać, ja wiem, że pana tutaj przetrzymywali, ale... Też potrzebują pomocy – dodałem szybko, spoglądając kontrolnie na Steffena, żeby w razie czego mi pomógł go przekonać do naszych racji. Pomogłem mu wstać, nawet jeżeli się opierał, po czym idąc krok za nim, ruszyliśmy w stronę wyjścia. – Czekaj, jeszcze coś tu zostawię – mruknąłem, wyciągając przed siebie różdżkę. – To może chwilę potrwać – uprzedziłem wszystkich, chociaż wybrane przeze mnie zabezpieczenie nie było szczególnie trudne. Po prostu nie miałem wprawy. Zacząłem kręcić różdżką w tą i z powrotem, rysując w powietrzu pokrętne zygzaki, aż wreszcie (ile minęło czasu? pięć minut czy piętnaście?) wyprostowałem się i wróciłem do reszty. Podszedłem do dwóch wymęczonych mugoli, kolejny raz za wszystko ich przepraszając, i choć nie zdawali się jeszcze do końca mi ufać, chyba po prostu byli zbyt zmęczeni, żeby się sprzeciwiać. – Rozkujmy ich – Poprosiłem Steffena, samemu wyciągając różdżkę w stronę jednego z mężczyzn. – Finite – mruknąłem, uwalniając go z kajdan. Potem podszedłem do Steffena i nieznajomego czarodzieja – najwyższy czas stąd zniknąć.
Nakładam starego szewca
[bylobrzydkobedzieladnie]
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Ostatnio zmieniony przez Florean Fortescue dnia 18.02.21 19:56, w całości zmieniany 1 raz
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Pokiwał żarliwie głową.
-Chciałem z nich zdjąć tą Dunę zanim ich poddusi, ale nie zdążyliśmy ich skuć i... ech. Weźmy ich ze sobą, mój świstoklik prowadzi do Doliny Godryka, mogą trafić do Leśnej Lecznicy. Może uda się im to wszystko... wyjaśnić. - zgodził się z Floreanem, może nieco idealistycznie. Tak czy siak, chciał pomóc tym żołnierzom - nawet jeśli nadal mieliby darzyć czarodziejów wrogością. Może nigdy nie słyszeli o Zakonie Feniksa, o ludziach, którzy starali się walczyć po tej samej stronie. Nie mógł ich winić za nieufność.
-Oo, brzmi świetnie! - entuzjazm szedł mu nieco średnio z obolałym ramieniem, ale pułapka naprawdę go zaciekawiła. Nie wiedział tyle o historii magii, by samemu pokusić się o coś takiego, ale pomysł brzmiał intrygująco.
Był wdzięczny, że Florean wziął na siebie rozmowę z czarodziejem i rozwiązanie go. Lewa ręka drętwiała mu coraz bardziej, czuł też słabość - ale wciąż mógł czarować prawą.
-Zabierzemy stąd pana... da pan radę iść? - jeśli nie, Florean musiał mu pomóc. -Żołnierze są skuci, rozbrojeni i tracą przytomność, pokonaliśmy ich... ale nie chcemy ich krzywdzić. Walczymy dla strony, która wierzy w możliwość porozumienia. - dodał. Czarodziej był skrępowany, ale nie wydawał się ranny. Może traktowali go po... ludzku? Oby.
-Pomogę. - mruknął, gdy Florean zaczął zastawiać kolejną pułapkę. Rozejrzał się po bunkrze i wycelował w sześć średniej wielkości kamieni, które zdołał tu dojrzeć. Zaczął szeptać transmutacyjne zaklęcia i nakładać Zemstę Płomyka, a gdy skończył, ruszył do wyjścia z Floreanem i czarodziejem.
Mugole nadal tam leżeli, chyba trochę tracili przytomność. Pożałował, że tyle im zeszło z pułapkami, ale miejsce było przecież ważne ze strategicznego punktu widzenia, nie mogli tak go zostawić. Czarodziej cofnął się gwałtownie, wyraźnie pobladły, a Steff porzucił myśli o wspólnej podróży. Mina uratowanego czarodzieja wyraźnie mówiła, że chce mieć z tymi mugolami jak najmniej do czynienia, a Cattermole nie mógł się mu dziwić.
-Dam radę się teleportować do lecznicy, poproszę wujka Steviego o świstoklik żeby po nich wrócić... - szepnął do Floreana. O ile da radę tu wrócić, ale w Dolinie Godryka nie brak sojuszników Zakonu. -A ty zajmij się czarodziejem. Rozkujemy panów... - zaproponował żołnierzom. Musieli się jakoś bronić, a ich karabiny już nie działały.
Cofnął się na odpowiednią odległość i za pomocą niewerbalnego Finite ściągnął własne Esposas.
-Wrócimy tu po was z medykiem! - zapewnił wściekłego i nieufnego żołnierza. Najwyżej wrócą do... nikogo. Mugole nie wrócą do bunkra, zatrzyma ich Zawierucha Floreana.
I zniknął.
nakładam Zemstę Płomyka (kamienie)
/zt x2
-Chciałem z nich zdjąć tą Dunę zanim ich poddusi, ale nie zdążyliśmy ich skuć i... ech. Weźmy ich ze sobą, mój świstoklik prowadzi do Doliny Godryka, mogą trafić do Leśnej Lecznicy. Może uda się im to wszystko... wyjaśnić. - zgodził się z Floreanem, może nieco idealistycznie. Tak czy siak, chciał pomóc tym żołnierzom - nawet jeśli nadal mieliby darzyć czarodziejów wrogością. Może nigdy nie słyszeli o Zakonie Feniksa, o ludziach, którzy starali się walczyć po tej samej stronie. Nie mógł ich winić za nieufność.
-Oo, brzmi świetnie! - entuzjazm szedł mu nieco średnio z obolałym ramieniem, ale pułapka naprawdę go zaciekawiła. Nie wiedział tyle o historii magii, by samemu pokusić się o coś takiego, ale pomysł brzmiał intrygująco.
Był wdzięczny, że Florean wziął na siebie rozmowę z czarodziejem i rozwiązanie go. Lewa ręka drętwiała mu coraz bardziej, czuł też słabość - ale wciąż mógł czarować prawą.
-Zabierzemy stąd pana... da pan radę iść? - jeśli nie, Florean musiał mu pomóc. -Żołnierze są skuci, rozbrojeni i tracą przytomność, pokonaliśmy ich... ale nie chcemy ich krzywdzić. Walczymy dla strony, która wierzy w możliwość porozumienia. - dodał. Czarodziej był skrępowany, ale nie wydawał się ranny. Może traktowali go po... ludzku? Oby.
-Pomogę. - mruknął, gdy Florean zaczął zastawiać kolejną pułapkę. Rozejrzał się po bunkrze i wycelował w sześć średniej wielkości kamieni, które zdołał tu dojrzeć. Zaczął szeptać transmutacyjne zaklęcia i nakładać Zemstę Płomyka, a gdy skończył, ruszył do wyjścia z Floreanem i czarodziejem.
Mugole nadal tam leżeli, chyba trochę tracili przytomność. Pożałował, że tyle im zeszło z pułapkami, ale miejsce było przecież ważne ze strategicznego punktu widzenia, nie mogli tak go zostawić. Czarodziej cofnął się gwałtownie, wyraźnie pobladły, a Steff porzucił myśli o wspólnej podróży. Mina uratowanego czarodzieja wyraźnie mówiła, że chce mieć z tymi mugolami jak najmniej do czynienia, a Cattermole nie mógł się mu dziwić.
-Dam radę się teleportować do lecznicy, poproszę wujka Steviego o świstoklik żeby po nich wrócić... - szepnął do Floreana. O ile da radę tu wrócić, ale w Dolinie Godryka nie brak sojuszników Zakonu. -A ty zajmij się czarodziejem. Rozkujemy panów... - zaproponował żołnierzom. Musieli się jakoś bronić, a ich karabiny już nie działały.
Cofnął się na odpowiednią odległość i za pomocą niewerbalnego Finite ściągnął własne Esposas.
-Wrócimy tu po was z medykiem! - zapewnił wściekłego i nieufnego żołnierza. Najwyżej wrócą do... nikogo. Mugole nie wrócą do bunkra, zatrzyma ich Zawierucha Floreana.
I zniknął.
nakładam Zemstę Płomyka (kamienie)
/zt x2
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Pilnie strzeżony obiekt wciąż znajduje się w rękach mugoli, a każdy przechodzeń, który zabłąka się w jego okolicę, jest momentalnie atakowany przez strażników. Miejsce wydaje się nieistotne dla Waszej sprawy, jednak jest dość ważne z uwagi na swoją trudną dostępność oraz nieznane większemu gronu położenie. W jego wnętrzu znajduje się podobno czarodziej o wielkiej mocy mogący wesprzeć Waszą sprawę, o ile go uwolnicie.
Lokacja pozostaje pod kontrolą Zakonu Feniksa.
Na lokację zostały nałożone zabezpieczenia.
Możliwe jest rzucenie carpiene w szafce zniknięć i ustosunkowanie się do rzutu już w pisanym poście (a zatem przekazanie informacji o wykrytych pułapkach drugiej postaci w tym samym poście, w którym carpiene zostało rzucone).
Udane carpiene z mocą 85 oczek pozwala dostrzec Dunę, Zemstę Płomyka, Starego Szewca i Zawieruchę. Po rozpoznaniu pułapek można przejść do ich przełamywania zgodnie z obowiązującą mechaniką. Jako ostatnią należy przełamać Zawieruchę.
Aktywacja Zawieruchy wywołuje efekt jak w opisie zabezpieczenia.
Aktywacja Starego szewca wywołuje efekt zgodny z opisem z listy zabezpieczeń.
Aktywacja zemsty Płomyka wywołuje efekt zgodny z jej opisem z listy zabezpieczeń. Intruzów atakuje 6 przedmiotów (sporawe kamienie). Unieszkodliwienie przedmiotów wymaga skutecznego użycia zaklęcia confringo na każdy przedmiot z osobna.
Aktywacja Duny sprawia, że zaraz po zbliżeniu się do wejścia do tajnego bunkra, ziemia w promieniu 10m zamienia się w ruchome piaski, ciągnące się aż do progu.
WYKLUCZONA
Rycerze Walpurgii: Bunkier można przejąć tylko siłą. Nie będzie to jednak takie proste. Gdy tylko pojawiacie się na wojskowym terenie, zostajecie zaatakowani przez patrol żołnierzy, którzy - po zdjęciu z nich klątwy - współpracują z Zakonem Feniksa - w Waszą stronę oddają serię strzałów; nie interesują ich Wasze zamiary. By dostać się do wnętrza tajemniczego miejsca, musicie ich pokonać. Postaci nieposiadające mugoloznastwa dadzą się zaskoczyć i otrzymają na start -40 PŻ.
Walka: Postać, która napisze w wątku jako pierwsza, rzuca kością za żołnierza A; postać, która napisze jako druga, wykonuje rzuty za żołnierza B.
Żołnierz A (zwinność 15, sprawność 25, żywotność 80) zawsze będzie atakował za -60 PŻ, dopóki nie zostanie rozbrojony i unikał zaklęć zawsze wtedy, kiedy wymaga tego sytuacja. Rozbrojony będzie atakował za -40 PŻ i unikał zaklęć zawsze wtedy, kiedy wymaga tego sytuacja.
Żołnierz B (zwinność 20, sprawność 20, żywotność 80) zawsze będzie atakował za -60 PŻ, dopóki nie zostanie rozbrojony i unikał zaklęć zawsze wtedy, kiedy wymaga tego sytuacja. Rozbrojony będzie atakował za -40 PŻ i unikał zaklęć zawsze wtedy, kiedy wymaga tego sytuacja.
Rolę czarodziejów broniących tego terenu może przejąć również dowolny Zakonnik przy pomocy lusterka; wówczas walczy z Rycerzami bez udziału mistrza gry, zgodnie ze statystykami rozpisanymi powyżej, ale bez ograniczeń co do kolejności oraz wyboru rzucanych zaklęć.
Gracz nie ma prawa zmienić woli postaci broniącej lokacji, jedyne, co robi, to rzuca za nią kością i opisuje jej działania w sposób fabularny.
Aby przejść do etapu III, należy odczekać 48 godzin, w trakcie których para (grupa) może zostać zaatakowana przez przeciwną organizację.
Postaci mają 2 tury na nałożenie zabezpieczeń, pułapek lub klątw oraz wydanie dyspozycji strażnikom należącym do organizacji.
Gra w tej lokacji jest dozwolona.
Strona 21 z 21 • 1 ... 12 ... 19, 20, 21
Tajny Bunkier
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Cumberland